Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-01-2009, 21:33   #551
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gdy smok zaryczał i zniknął Levin przesłał, mu jedną ostatnia myśl:
"Zaszczytem było walczyć u Twego boku."

Druid w oczekiwaniu na koniec patrzył na Almanakh.
Chciał nacieszyć wzrok jej widokiem.
Chciał zachować ten obraz na wieczność.
Wiedział już po co ludziom barwy.
Uśmiechał się.
Ogień w jego oczach przygasał.
Obraz Almanakh został zastąpiony przez Światło. Na tle Bieli stał smok, piękny biały smok.
Almankh?
Levin wyciągnął dłoń i pogłaskał smoka, pióra były tak ciepłe.
Gaśniejący wzrok był utkwiony w białych oczach.
Płomień gasł.
-Dziękuje.
Cichutki szept.
Płomień zgasł, niebieskie oczy przez sekundę patrzyły bez bielma, bez płomieni.
Uśmiech nie znikł z jego twarzy.
Powoli zatracał się w Bieli.
Poczucie ciepła.
Bezpieczeństwa.
-Nie poddałem się.
Tym razem nie wydobył się dźwięk, usta Levina tylko sformowały słowa.
Biel go otuliła.
"Biel to Światło. Światło to Ona."
To była jego ostatnia myśl.
Z tą myślą zatracił się w Bieli.
Z tą myślą odszedł.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 16-01-2009, 12:59   #552
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ból! Ból był tym czego się zdecydowanie spodziewał. Nie spodziewał się jednak, że przy umieraniu będzie go bolało jedynie ramię.
Zdecydował się otworzyć oczy. Stał przed nim Verion. Cóż. Życie po raz kolejny zadrwiło sobie z niego. Na całe szczęście zapewne już po raz ostatni.

Z ust demona popłynęła kanonada oskarżeń pod adresem orka. Barbak usłyszał jakim to jest, jaki nie jest. Demon pojechał mu, a także kilku pokoleniom wstecz (obrażając nawet jego Babunię!) czerpał z tego prawdziwą satysfakcje. Napawał się chwilą, opluwając go wszystkim czym chyba tylko mógł.
- You understand, don`t you?
- A jakie to ma w tej chwili znaczenie? Martwisz się tym że ork nie przejrzał Waszych planów? Przecież jestem jedynie parodią wojownika światła. Nie za wysoko stawiasz mi poprzeczkę?

Verion podniósł Maleństwo i wycelował z niego.
- Hm, zdaje się, że władam Światłem lepiej od ciebie!
- Biorąc pod uwagę, to co powiedziałeś przed chwilą to raczej nie jest trudne. Powiedz mi, na co w takim razie czekasz? Pośpiesz się. Strzelaj! Zaraz się wykrwawię i nie będzie zabawy!
- Would you describe for me what your paradise looks like?
- A po co? I tak nie zrozumiesz.
Barbak mówił bardzo spokojnie. W jego głosie nie było podenerwowania, nie było strachu. Ból był, oczywiście. Ale był to jedynie ból fizyczny. Dlaczego?

To nie Verion był osobą, która będzie go sądzić. Sądzić będzie go światło ze wszystkich jego występków. To światło będzie decydować o tym czy zasłużył sobie na spoczynek, czy też na potępienie. Wszystko co mówił Demon mogło być jedynie grą słów. Grą, która zapewne miała swoją logikę, którą można by zapewne przyjąć jako jakąś tam prawdę... ale która mogła być wyssana z palca, która mogła być jedynie grą słów. I zapewne tak było. Tak czy inaczej poczynania Veriona i jemu podobnych doprowadził do aktualnego stanu rzeczy. Czy doprowadziło do tego jego postępowanie? Nie mógł tego wykluczyć. Ale też nie jemu to oceniać. Miał świadomość swojej ułomności. Miał świadomość tego, że w swoim życiu popełnił całą masę błędów. Wiedział też że głęboko wierzy światłu. Zaufał mu, powierzył mu swoje losy. Światło było tym, co decydowało o jego istnieniu. Jeśli światło zdecyduje, że ma się do niego udać. Uczyni to i będzie szczęśliwy.

- Strzelaj! Powiedział raz jeszcze spokojnie. A może się boisz? Dodał i delikatnie uśmiechnął się. Uśmiech trwał jedynie przez chwilę, bowiem zaraz potem poczuł zawroty głowy. Przed oczyma zaczynały już pojawiać się gwiazdy. Krwi zdecydowanie zaczynało mu już brakować. Zdobył się na ostatni wysiłek. No szybciej, szybciej. Nie dużo czasu już zostało. Trzeba napiąć tę linkę, która się nazywa cięciwą, wycelować tym co trzymasz w dłoni... to strzała. Potem puścić cięciwę i będziesz się mógł śmiać demonicznie.

Światło. Nie jestem godzien nosić miana dziecka Twego,
Jednak dziś w obliczu śmierci staję przed Tobą pełen wiary.
Staję z nadzieją i z prośbą na ustach.
Daj mi siłę, abym wybaczył Kejsi i Verionowi.
Palladine? Jesteś tam? To ja. Mam nadzieje, że dane mi będzie do Ciebie dołączyć.
Życie, które przeżyłem było dobre. Dzięki Tobie. Dziękuję Ci!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 17-01-2009, 19:44   #553
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ork w jednym przypominał Lavendera, za co od samego początku i Almena i Verion jednocześnie podziwiali go i nienawidzili – z obawy. Nie dawał wyprowadzić się z równowagi i w ciężkich chwilach zachowywał zimną krew.
- You understand, don`t you?
- Martwisz się tym że ork nie przejrzał Waszych planów? Przecież jestem jedynie parodią wojownika światła. Nie za wysoko stawiasz mi poprzeczkę?
- ... [kropelka] ... Well, actually, miałem na myśli uciętą rękę... ^__^’’ Ray`gi też stracił rękę w walce po której uznaliście go za zdrajcę, miał demoniczne ramię, przez co uważaliście go za sojusznika sił chaosu... Rozumiesz. Ucięta ręka? Alegoria? To taki... symbol... miał być... khym... [kropelka] Nevermind… ^__^’’ – Verion podrapał się z zakłopotaniem po głowie. – Nie było żadnego planu...! ^__^’’ Osiągnęliśmy to co chcieliśmy dzięki waszym działaniom, dlatego że, jak sam stale zaznaczałeś, nie służyliście tak naprawdę Chaosowi, ani Bieli.
Demon celował do orka z łuku, uśmiechnięty, rozweselony, wyraźnie szczęśliwy.
- Oh my, ten wzrok coś mi przypomina...hmmm co to mogło być i kiedy? Hmmm o tak, przypomniało mi się! Tak samo patrzył na mnie twój Paladine nim zginął! ;3
Cięciwa zatrzeszczała cichutko.
- Zdradzę ci moją tajemnicę;3 Ja zabiłem Paladine`a!!!... Eerrr znaczy... wiedziałeś o tym, wiem... khym... Tak tylko... przypominam... Można zapomnieć... coś czasem... tak się zdarza, khym... ^__^’’ Piękne, hm?;3 Zabić jednego Wojownika Światła to dla demona, Kihary, prawdziwa sztuka! Ale zabić również jego następcę?;3 A może nawet... jeszcze jego ulubioną towarzyszkę, Wojowniczą Chimerkę!;3 – uśmiechnął się z czystym sadyzmem. – Oh my, dni Riona są policzone! Yay, czuję, że dostanę za to awans na Lorda Demonów!!! – ogłosił z dziecinną wręcz radością.
- Powiedz mi, na co w takim razie czekasz?
- Moment, nie strzelałem z takiego łuku jakieś 2000 lat! – speszył się. – Hmm, zaraz, zaraz, zaraz sobie przypomnę jak się to robiło...!
- Pośpiesz się. Strzelaj! Zaraz się wykrwawię i nie będzie zabawy!
- Po to zasklepiłem ranę;3
- Strzelaj!
- Nie popędzaj mnie! – Verion spoważniał i przymknął jedno oko, celując.
- A może się boisz?
Verion opuścił łuk. Zastygł na moment w bezruchu. Zachichotał ironicznie. Schylił lekko głowę, zasłonił twarz ręką, śmiejąc się cicho sam do siebie. Przesunął dłoń, zasłaniając nią tylko prawą połowę twarzy i spojrzał na ciebie przeszywającym wzrokiem.
- Widzisz? – spytał z fascynacją.

Jego fioletowe ślepia błyszczały w słońcu, a po policzkach demona umykały wielkie łzy, okrągłe jak perły.
- Pozdrowienia od Kejsi!;3 – uśmiechnął się.
Niezapomniany widok. Zmrużone złowrogo ślepia płaczącej bestii.
Chyna girl - iJigg.com
Demon przetarł ramieniem twarz, uniósł znów łuk. Łzy nieustannie płynęły z jego oczu.
- Idź w pokoju – szepnął dziewczęcym, zduszonym przez płacz głosem chimerki. – Idź, bezpieczny!...
Wypuścił strzałę; przemieniła się w świetlistą błyskawicę, która z hukiem gromu, przy akompaniamencie huczenia wichury, przeszyła niebo, ziemię, ciało i duszę... Odbłysk oślepił cię. W kłębach bieli ujrzałeś rozkładające się, wielkie skrzydła i usłyszałeś przyjazny ryk smoka. Gadzia łapa, z białą łuską i szponami, sięgnęła po ciebie i kiedy już miała cię dotknąć, przemieniła się w męską rękę, zapraszająco wyciągniętą jak do uścisku dłoni.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 19-01-2009, 10:49   #554
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Złoto, złoto i jeszcze więcej złota. Ogólnie jak okiem sięgnął wszędzie było złoto, srebro, kamienie szlachetne no i Mithryl! Zabójca w stanie trochę zaniedbanym baranim wzrokiem patrzył jak rozgrywa się regularna pijatyka. Ilość złota, picia, złota, jedzenia, złota no i mihtryllu była wprost nie do wyobrażenia. Pierwsze co wydukał to.
-Eeee, nie no z Mithryllu nikt nie robi sztućców...

Rozważania na temat zastosowania najtwardszego metalu znanego we wszystkich uniwersach przerwało Piwo. Po prostu ktoś mu wetknął w rękę kufel. A on nie mógł uwierzyć w to co widział.
To było duże piwo tak ze dwa galony doskonałego krasnoludzkiego ale. Nie tych ludzkich czy elfickich sików ale prawdziwe ale. Mocno chmielowe, nieprzejrzyste i ich krasnoludzkie! A to była cecha jakiej najbardziej mu brakowało przez te lata podróży.
-O ja pierdykam, niech mnie na konserwy przerobią. Toż to Moradine, Grunghi
Na równi z innymi przy stołach siedzieli bogowie z panteonu i najnormalniej w świecie przepijali do jakiegoś innego karła. Alkohol, żarcie mimo że pałaszowane w zawrotnym tempie prawie wcale nie znikało ze stołów. Słowem Impreza na całego.

On sam po ochłonięciu postanowił nie marnować okazji i przysiadł się do najbliższego stołu. Od razu podłączył się w rytm wywrzaskiwanej piosenki. Odwrotnie proporcjonalnie do mocy głosu nie posiadał talentu do śpiewu. W sumie nikomu to nie przeszkadzało a poza tym kończył już kolejne piwo.
Wrzuta.pl - Rhapsody of Fire - The village Of Dwarves(live in Canada)

Po kilku kolejkach i zawiązaniu już pierwszych przyjaźni nagle wstał i oznajmił.
-Ja dziękuje, muszę poczekać na przyjaciela on zaraz tu przyjdzie. Zawsze mogłem na niego liczyć...
 
Vireless jest offline  
Stary 19-01-2009, 11:07   #555
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jak okiem sięgnąć widział roztaczające się pola pszenicy... Niebo i i pszenicę... No i może jeszcze białego smoka, który stał i witał go w jego nowym świecie.

Nie żył. Fakt, że w chwili zadawania śmierci przez pieklisze, demoniszcze, Verioniszcze nie czół bólu zawdzięczał zapewne właśnie Lavenderowi.
Podszedł do niego nucąc pod nosem:
"Verion is a looser, and he's my....."

Podszedł do niego z zamiarem uklęknięcia przed nim i oddania pełnego czci pokłonu. W ostatniej jednak chwili pohamował się i wyciągnął prawicę do uścisku. Ta (już w ludzkiej formie) ujęła go pewnie. Na ustach Palladine'a pojawił się zagadkowy uśmieszek.
- Masz teraz całe eony na zadawanie pytań.
- EEEE.... Dobrze. Gdzie znajdę Waldorffa?

Smok w ciele ni to człeka, ni elfa, zdawał się nie w pełni rozumieć.
- Widzisz. Zasady, które mi wpoiłeś mówią, iż należy zawsze bazować na tym co w życiu uznajesz za dobre. Napotkanie tego krasnolud i przyjaźń z nim była jedną z najlepszych rzeczy jakich w życiu doznałem. Poza tym mam temu Karłowi pewien dług do spłacenia. Gdzie zatem jest Waldorff?

Przenieśli się. Przenieśli się do ogromnej sali, wypełnionej zapachem potu, tytoniu, alkoholu. Sali w której co i rusz rozbrzmiewały pioseneczki typu: "Przepijemy naszej babci domek cały.....". Teraz poczuł się jak w raju.. w przeciwieństwie do Palladine'a.
- Wiem, że nie pijasz... ale mam teraz całe eony na to abyś zaczął! Ork uśmiechnął się serdecznie, a zaraz potem zaczął wzrokiem poszukiwać przyjaciela.

Wzrok zawiódł, jednak słuch to zrekompensował. Usłyszał tyleż tubalne co i fałszywe zawodzenie przyjaciela... na wpół pijanego przyjaciela. Barbak podszedł szybko, po czym nachylił się nad karłem, szepcząc doń:

- A co bys powiedział na małą rozróbę w halach Moradine??
- Tiaaa, wśród tysięcy zabójców, championów i bogów? chyba nie to ma być moja emerutyura?
Karzeł zdawał się nie być zdziwiony jego obecnością.
- Powiedzmy sobie tak: przecież już nie żyjesz....
- Ale tu będe ciut dłużej nie żył. Jakby to powiedzieć na swych śmieciach się nie brudzi.
- Na Twoich śmieciach znaczy się?


Ork ujął pewnie podany mu kufel, wychylił go do połowy stylem klasycznym, "na hejnał" po czym rzucił go za siebie, beknął przeciągle. Nie dbał o to czy naczynie spadnie komuś na głowę, czy też nie. Mrugnął okiem do przyjaciela... Gdzieś z tyłu zaczynały dobiegać go postękiwania i przekleństwa. Obrócił się.

Zalany alkoholem właśnie szedł w ich kierunku ktoś kto mógł być tylko i wyłącznie jedną osobą... szedł do nich Grungi.
Barbak robiąc minę świętoszka. Wszak po pierwsze był Wojownikiem Światła, po drugie był martwy, konfidencjonalnie odstąpił krok od Waldorffa i wskazał na niego pędzącemu Bogowi...

-Zdechłem ja i pchły moje - mruknął sentencjonalnie Waldorff widząc szarże Grunghiego uzbrojonego w solidny kawał udźca i dziesięcio pintowe Ale. Skoro miał tu zostać dłużej musiał w końcu zawrzeć znajomość z tutejszymi tubylcami. Wpadł na genialny pomysł.

-Gorzałka dla wszystkich, kto pierwszy padnie ten elficka dupa a nie dwarf!
Cios szynką przyjął na swą ogoloną głowę. Na szczęście Grungi dosłyszał zawołanie bitewne i nie kontynuował tłustej i mięsistej vendetty. Ja na komendę najbliższych kilkudziesięciu karłów podniosło swe puchary i zaczęło doić gorzałkę. W końcu takiego przydomku nikt nie chciał się dorobić....

A to dopiero ranek wstawał...
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 21-01-2009, 21:55   #556
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Wrzuta.pl - Three Days Grace - Its All Over

Krew i śmierć, to jedyne co za sobą pozostawiał. Cierpienie, smutek i ból były tym, co dawał innym od siebie. Był uosobieniem ludzkich lęków i nienawiści, czarnym charakterem niezależnie od swoich postępków. Czy zachowywał się jak demon tylko dlatego, że wszyscy tego od niego oczekiwali? Czy był taki dlatego, że nikt nie dał mu szans by być kimś innym? Wcześniej, gdy podróżował z drużyną w rozmowach z nimi zastrzegał, że być może wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby dano mu szansę. Z tego samego powodu i on dawał szanse pozostałym. Teraz jednak, gdy nikt z nich już nie przetrwał Astaroth mógł przyznać to szczerze i otwarcie. Był demonem z wyboru i cholernie mu się to podobało

Chaos. Zgromadzenie fioletowych mgieł, miejsce z którego pochodzą demony, które jest ich domem. To była wiedza oczywista, którą posiadał praktycznie każdy śmiertelnik w jego świecie. Niektórzy się z tym godzili, inni próbowali walczyć a większość miała to po prostu gdzieś usiłując żyć własnym życiem. Wiedzieli, że demony nie przychodzą bez zaproszenia, nie zdając sobie sprawy że właśnie ignorancja może być dla nich zaproszeniem. Gdy żył jako śmiertelnik ograniczały go prawa i obowiązki. Nie był prawdziwie wolny, nie mówiąc już o czasach gdy popadł w niewolę Ritha. Dopiero śmierć w grocie życia wyzwoliła go, dała mu wolność. To właśnie wyzwolenie było tym, za co tak cenił chaos. Przestał być ograniczony, prawa narzucone mu mógł w pełni wykorzystywać na swoją korzyść. Mógł dbać tylko o siebie nie licząc się z konsekwencjami. Początkowo korzystał z tego bez opamiętania, później jednak przyszła zmiana wymiaru na dom bieli, gdzie nie było już przyjaznego chaosu. Musiał się więc pohamować w swoich działaniach, zacząć działać oszczędnie i skrycie. Na szczęście miał to w swojej naturze, umiejętnie wykorzystując tych z którymi podróżował. Od chwili, gdy powstały jego własne mgły chaosu było już o wiele łatwiej. Wciąż jednak korzystał z energii, jaką wytwarzali skażeni chaosem śmiertelnicy

Charlotte, Vriess, Kejsi, Thomas, Sathem, Tevonrel, Waldorff, Barbak, Ray’gi, w znacznie mniejszym stopniu Levin. To właśnie oni utrzymywali go przy egzystencji, sprawiali że z każdym dniem stawał się silniejszy. Byli zjednoczeni wspólnym wrogiem, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Ta drużyna tak naprawdę trzymała się tylko perspektywą walki z nim, to właśnie jej oczekiwała. Bzdurą były wszelkie układy przez nich zawierane, poza układem z dwarfem. To była już inna historia, gdyż z Waldorffem znali się naprawdę długo, czego nie mógł powiedzieć o pozostałych. Wszyscy darzyli go wrogością, mniej lub bardziej ukrywaną nawet przed sobą samym. Takie były po prostu wszystkie dzieci światła. Każdy musiał mieć własnego demona, na którym można było skoncentrować negatywne emocje. Brak wroga oznacza brak działania, a bezruch prowadzi do śmierci. Drużyna znalazła sobie wroga w nim, co Astaroth skwapliwie wykorzystał. Gdy wyruszał do walki z Mistress wiedział, że nawet w razie przegranej będzie miał wystarczający zapas energii, by się odnowić. To właśnie ta wesoła gromadka pozwoliła mu wrócić do życia. Możnaby powiedzieć, że go uratowali, dzięki swojej pięknej bratobójczej walce

Teraz jednak, gdy Astaroth stał sam na pobojowisku i porównywał tę konfrontację do innych tylko jedno słowo cisnęło mu się na usta

- Nuda – ogłosił zdegustowanym tonem w próżnie

Liczył na coś więcej. Jak każdy prawdziwy łotr liczył, że w kulminacyjnym momencie jego plan zostanie przejrzany i drużyna stanie z nim do ostatecznej konfrontacji. Liczył na ten ukochany przez siebie moment, gdy jako główny złoczyńca wyjaśni swoje motywy i wysłucha umoralniających banałów przed walką. To co, że większość ,,tych złych” zadowala się skrytobójczym strzałem z kuszy w plecy. Być może i był staromodny w swoim postępowaniu. Nie mógł nic na to poradzić. Jak już czynić zło, to robić to w dobrym stylu. Tym razem będzie sobie jednak musiał darować, bo zwyczajnie nie było nawet z kim porozmawiać!

Chaos został w dobrych rękach. Wielka wojna już się rozegrała, przez co młody wymiar chaosu nie zostanie zniszczony w wojennej zawierusze. Wszyscy jego towarzysze nie żyli, zrealizował także swój ostatni plan stworzenia Legionu #2. Prościej mówiąc, nie miał już tutaj nic to roboty. Wzruszył więc jeszcze raz lekko ramionami i znikł, odchodząc do piątego wymiaru. Nadszedł czas, by zająć należne sobie miejsce
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 21-01-2009, 23:28   #557
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Oczywiście, zachowanie istoty opętanej zawsze budzi zastrzeżenia otoczenia – i, tak jak się spodziewałem, u Takich Jak Oni skończyło się na komentarzach, domysłach i machnięciu ręką. Good, very good, yhym;3
W swej łaskawości otworzyli nawet Bramę zanim powstał Piąty Wymiar, zostawili mnie bez opieki. Miałem teraz kopię zapasową, bezpieczną w Wymiarze Chaosu, Kanzeliv zginął w sycących męczarniach. Moja energia była wciąż bardzo słaba, a Świetlista osłona Wojowniczki Światła chroniła mnie przed Bielą, jednocześnie zabijając to, co zdołałem w sobie odnowić. Zmęczyłem się niemiłosiernie tym przejmowaniem inicjatywy w niektórych momentach, uczucia i Biel żywicielki przysporzyły mi nieopisanego koszmaru i bólu. Ale ostatecznie, wszystko się ułożyło. Stanąłem do walki na śmierć i życie ku uciesze mojej Pani i ukochanej Matki. Pokonałem tym samym swój lęk, z własnej woli, jak chciała, wystawiłem swą egzystencję na zagładę, dla niej i jej zachcianki. Warto było. Z wdzięcznością i umiłowaniem wynagrodziła mnie, znów zapomniała o przewinieniach swego ukochanego dziecka, czego dowodem było wygnanie Kanzela i ciepłe przyjęcie mojej energii w Wymiarze Chaosu. Jestem ocalony. Da mi energię, da mi wszystko czego zapragnę.
Wrócę. Zostanę na wieczność tu, gdzie moje miejsce. U boku Almanakh.
Jestem cierpliwy. Zawsze byłem. Oh my, yes.
The future looks good!;3
- Darling...
- Yes, Mistress?
- Potrzebujemy tu sexownego, zgrabnego, utalentowanego gospodarza!
- Oh my... A miałem PLANY na tę noc….!;3
- Hmmm, no trudno. Baw się dobrze!
- Thank you!!!;3
- Nic straconego. Chyba wiem, gdzie mogę znaleźć sexownego, zgrabnego, utalentowanego, mrocznego, srebrnowłosego...
- Hm? Czy on aby przypadkiem nie żyje...?;3
Spojrzeli na siebie ironicznie i buchnęli głośnym, drwiącym śmiechem.
* * *

W Wymiarze Bieli nowina o powstaniu Piątego Wymiaru szybko się rozniosła. Dzieci Bieli odetchnęły z ulgą na wieść, że stworzenie nowego Wymiaru powiodło się i wszystkie Wymiary były bezpieczne przed niechybną zagładą. Póki co. Zniszczenie świątyń Bieli nie było wielką stratą, albowiem wieść o zagładzie Nowego Shabranido, Ast i Arotha, przyniosła wszystkim wiele radości.

Co jednak było szokującą nowością – Almanakh głosiła nową prawdę.
Prawdę, że demony nie zawsze bywają złe.

W ocaleniu wszystkich Wymiarów zasłużyli się Wojownik Światła Barbak, Wojowniczka Światła Kejsi, nieustraszony władca Żywego Ognia Levin, rakszasa Tevonrel, przebiegły drow Ray`gi oraz bohater z Wymiaru Chaosu – tajemniczy krasnoludzki Zabójca Waldorff wyznawca Moradina [który to Moradine szybko znalazł wielu sympatyków, a jego kapliczka – młot wykuty w wapieniu, stał się natychmiast celem tłumnych pielgrzymek].

Pamięć o nich nigdy nie zaginęła. Potomni zapamiętali ich jako mężnych wojowników i szlachetnych magów [plus przepiękna wojowniczka].

Amadeusz nie był wyjątkiem. Odwiedził kapliczkę Moradine`a, a śpiewanie o bohaterach, choć zalatywało komerchą, to jednak gwarantowało napełnienie kielicha winem, a miski strawą, pozwalało przeżyć gdy czasy były ciężkie. Tak właśnie i dzisiejszej nocy bajał garstce dzieci o starych czasach. Opowiadał, postarzał słowa wypowiedziane tamtego dnia przez Wojowników Światła. Dzieci westchnęły z zachwytem. Tak. Cały Wymiar Bieli będzie pamiętał tamtych śmiałków. Nigdy nie zapomni.
Jacy oni byli, ci herosi? – dzieci ciekawsko spoglądały na barda. – Jak myślicie? Tacy Jak My?

* * *
Tymczasem, w Wymiarze Chaosu, demony za sprawą uczonych, szanowanych magów, monarchów i proroków bardzo szybko rozniosły wśród śmiertelników radosną nowinę o powstaniu Piątego Wymiaru. Początkowo chciały przypisać zwycięstwo Almanakh, by śmiertelnicy nie pomyśleli sobie, że są zdolni do czynów wyższych [prócz jedzenia, spania i odwiedzenia latryny]. Ostatecznie jednak Chaos uznał, że Astaroth bardzo pogniewałby się, gdyby w dziejach Wymiaru Chaosu zabrakło wzmianki o jego towarzyszach i ich czynach, więc jak wszyscy teraz w Wymiarze Chaosu wiedzą: bohaterscy śmiałkowie, Kejsi, Barbak, Waldorff, Levin, Ray`gi, oraz Tevonrel, poświęcili swe życia w obronie nowopowstającego Piątego Wymiaru przed Nowym Shabranido, Ast i Arothem. Wszyscy też wiedzą oczywiście, kim byli ci bezimienni... eeer... znaczy ci w pełni zidentyfikowani śmiałkowie!

* * *
W każdym z czterech Wymiarów ci sami śmiałkowie byli opisywani zupełnie inaczej! Wręcz, połowa wymiaru Pustki wiedziała co innego o Barbaku czy Ray`gim, druga połowa co innego...

Barbak...? Tak, pamiętam go. Był pewien Barbak. Chyba ork. Ale co to był za ork ! Nie taki jak te w dzisiejszych czasach. Otóż legenda powiada, że wykluł się z jaja. Tak moje drogie dzieci. Wykluł się z jaja. Wyszedł z niego i z wysoko podniesioną głową ruszył w świat. Dawno, dawno temu, podobno, razem z moim wujem obalał potężną beczkę ale w tawernie, po drugiej stronie świata. Drogie dzieci, to były czasy ! Potem... Jeżeli mnie pamięć nie myli... – dziadek podrapał się po głowie i wziął na kolana jedno z dzieci – Jeżeli mnie pamięć nie myli... Gdzieś, lecz teraz nie pomnę gdzie... uwierzył. W co uwierzył ?! Żebym ja to wiedział ! Legenda mówi po prostu, że był paladynem, czy kim takim... Fiolet bił... Wiecie... Taki rycerzyk... Ale to tylko romantykowanie i tyle... Pewnie to wszystko i tak zmyślone...

Ooo... Już późna pora, ale mogę wam i jeszcze opowiedzieć o tym brodaczu maleńkim co Barbakowi towarzyszył w podróżach, co tam k’sobie przypomne... Ano tom słyszał, co mi wuj naopowiadał... A mej zroszonej siwizną głowy nawet za to bym nie dał, bo ze starego zawsze gaduła była... Podobno ten karzeł to kapłanem kiedyś był, ale wiecie... apostata albo i co, wiary się nie wyrzekł, ale z kapłaństwa to zrezygnował i czuba se na głowie takiego zrobił, że choć niziutki był, to sufit w każdym domu zamiatał. Włóczył się on za tym zielonym, a może zielony za nim i wiecie był, jak to te krasnoludy gadajom, samobójcą jakimś co na bestyje latał jak jakąś obaczył. Więcej to wy mnie nie pytaju, bo co ktoś zapomni – to zmyśli.

Dobra, dobra, o ostatniej wam opowiem, jak mi dacie coś na gardła zwilżenie bo zaschło od tego mielenia jęzorem. Ta... Kejzi. Mi coś pamięć szwankuje, ale niesforny był z niej liliput. Leprechaun taki... Tak. Jedni powiadają, że z garńcem szczęśliwości na końcu tęczy czekała na szczęśliwca i koniczynke w kapeluszu nosiła. A tak. A wiecie... bo z nią to jeszcze jedna historyja się łączy...! Tak. Bowiem jak mi wiadomo, z ust mego wuja szacownego, to pewnego dnia jakiś ślepiec wylądował na plaży, na wyspie, której nazwy nie pomnę... No i błąka się i błąka... I błąka się i błąka... I tak k’sobie myśli: „Co ja tu się tak błąkam?” No i mu się przypomina, że ślepy jest, to z żałości padł na trawę i garściami ją rwać zaczyna, aż nagle pomiędzy palcami czuje...! Czuje...! Czuje...! – dziadek podrapał się po głowie w zadumie – Aha, czterolistna koniczyna ! No to radość wezbrała, wstaje, a tu jakieś cuda...! Bowiem nagle tęcze obaczył ! Tak właśnie, moje dzieci, wzrok odzyskał, jakem żyw...! A to wszystko dzięki Kejzi com mu wzrok dała na nowo, w zamian za czterolistą koniczynkę...! Ot niespodzianka... A ten ślepiec, to Levin był, czy jak mu tam...

No i Levin to jak wzrok odzyskał to od razu się rozbestwił. Podobno ukradł kosę w najbliższym mieście i wycinał pola w poszukiwaniu czterolistnych koniczyn... A potem to jak miał ich na pęczki to kupił kota. Ale nie takiego zwykłego, dzieciaki, o nie...! Gadającego kota, Alarona. Ale podobna zdechł, jakaś psina co zębiska większe niż moje udo go zagryzła, a niech te psy licho weźmie !

* * *
W każdym razie... Wszyscy i tak wiemy jacy są Tacy Jak Oni!

Jeśli udasz się w podróż do Piątego Wymiaru, spotkasz tam istoty z pozostałych Wymiarów, które opowiedzą ci o legendarnych herosach! Oto co usłyszysz na ich temat!!!

Kejsi. Jak Bogini. Wojowniczka Światła, mimo iż zatracona w swej bezgranicznej wierze, nieszczęśliwie zakochana, była symbolem oddania wyższej sprawie. Była niedoścignionym wzorem, dla każdej dziewczynki, która choć raz w swym życiu zapragnęła walczyć z siłami Fioletu. Pocieszna trzynastolatka, której bystry umysł nie szedł w parze z jej wiekiem, której pomysły świadczyły o jej dojrzałości i bezgranicznej wierze pokładanej w Świetle.

Kejsi? To Bogini śmierci, prawdziwy sukub udający trzynastoletnią chimerę i maskujący się brokatem! Uwielbiała uwodzić mężczyzn z ciągotami do złego i sprowadzać na nich śmierć (Kissi, Morcruchs, Raygi - zbieg okoliczności?)

Kejsi – młoda chimerka, która swoją wiarą zasłużyła na miejsce wśród Wojowników Światła. Bardzo uczuciowa. W końcowej walce niezdolna do wyboru ukochany-zdrajca/przyjaciele. Lubiąca naśladować Almanakh, nawet poprzez nieszczęśliwą miłość z chaotami, szczególnie tymi związanym z niejakim Rithem.

Kejsi – Hmmm no. Chimerka w świecie demonów... bardzo fajna.

Chimera chora na ADHD, zmieniającą mężczyzn jak rękawiczki. W ramach terapii została Wojowniczką Światła i głosząc nauki dobrego, miłościwego Światła, zabiła trzech członków własnej drużyny.

Fałszywa, fanatyczna Chimera, która nigdy nie powinna zostać Wojownikiem Światła ze względu na swój fanatyzm. Upierdliwa, denerwująca, czepiająca się wszystkiego, łatwowierna i naiwna. Te słowa świetnie opisują tą personę i aż dziw ogarnia, że przeżyła aż tyle czasu. Los jej sprzyjał.

Walldorf, krasnoludzki kapłan i kowal run, za niewiadomą przewinę obrał drogę zabójcy i imię Funghrimm. Przez dalszą część swego życia chciał zmazać swoją zmazę poprzez chwalebną śmierć. Znalazł ją w walce z Zdrajcą, ginąc samemu. To on zadał decydujący cios. Znany w pewnych kręgach jako WiValdi.

Waldorff. Fungrihmm. – E nie ma o czym gadać. Ktoś z innego świata. Ewoluował do zabójcy z najmroczniejszych sag. Zawsze wierny swemu sumieniu.

Kto? Waldorf? Waldorff z klanu Steelhammer, również znany pod imieniem Fungrimm! Krasnoludzki wojownik, ZABÓJCA! Jegomość, którego łatwiej przeskoczyć niż obejść, jednak absolutnie nie polecam komukolwiek przeskakiwania Dwarf'a (wysoce prawdopodobnym było złapanie jakiegoś syfa... lub zatrucie metalem o wysokiej jakości naostrzenia). Brodaty mąż ze zdecydowaną słabością do bimbru, bitki i oryginalnych okrzyków bojowych. Były kapłan, były wielbiciel wszech obecnej równowagi i harmonii. Późniejszy pogromca wszelkiego piekliszcza, powiernik topora Khemetry. Znakomity wojownik i przyjaciel w którym światło znalazło swe upodobanie (czyniąc to w sposób co najmniej dwuznaczny, przewrotny i zagadkowy sposób).

Poczciwy dwarf bez brody. Pechowo, w jakimś burdelu usłyszał o wspaniałym kosmetyku, szamponie 3w1 Head&Beard made in hell, skorzystał: on je ‘wash’, a one ‘go’! Zabójca, który nigdy nikogo nie zabił, poza ledwo stojącym na nogach drowem trafionym wcześniej błyskawicą. Minął się z powołaniem jakim było rzeźbiarstwo.

Waldorff, świetny przyjaciel i kapłan, a później zabójca. Zawsze była z nim mądrość i doświadczenie. Przebył wiele i to właśnie jemu z całej drużyny najbardziej należy się życie wieczne u boku jego boga. Niechaj zawsze kuje bronie i pije w boskim barze.

Funghrimm! Wszyscy wiemy - to krasnoludzki zabójca, szukający śmierci w mordowaniu innych. Specjalizował się w atakach z zaskoczenia, pomimo swoich gabarytów celnie atakując od tyłu.

Mistrz Ray'gi Terayatechi; niemiłosiernie sexowny z każdej strony drow. Elokwentny i pysznie złośliwy. Przekonał wszystkich, że ma plan zagłady wszechświata i zginął z tego powodu. Amator ekstrawaganckich kapeluszy i mister mokrego podkoszulka!

Słynny Ray`gi? Drow, ulubieniec Almeny. Chcący manipulować, a nie zdający sobie sprawy że sam jest manipulowany. Zakończył swoje życie widowiskowym samobójstwem.

Ray'gi, arogancki Mroczny Elf, myślący, że pozjadał wszystkie rozumy, choć trzeba mu przyznać, że Kejsi ładnie sobie podporządkował. Choć Fortuna dawała potężne znaki, że nie jest po jego stronie, siła wyższa specjalnie trzymała go przy życiu, co było utrzymywaniem na siłę.

Ray’gi – prawdziwy drow (jestem pełen podziwu i zachwytu dla jego wyczynów). Niezapomniana była jego walka z Rithem. No i podrywanie Kejsi...

Pytasz o Ray'giego? To mroczny elf, przez większość znany jako drow. Mistrz manipulacji i wszelkiego rodzaju przekrętów, psjonik. Mroczny, tajemniczy, wiecznie knujący, nieszczęśliwie zakochany. Elf, który fenomenalnie zawsze dostosowywał się do sytuacji i obracał ją na swa korzyść. Mistrz ciętej riposty, czasem patrzący na wszystkich z góry bubek.

Ray’gi – znany jako Zdrajca, po walce z Legionem zdradził drużynę i spróbował ją zniszczyć, odpowiedzialny za śmierć Levina, Funnghrimma i Teva. Zginął od krasnoludzkiego topora. Manipulował Kejsi próbując nastawić ją przeciwko drużynie. Z niewiadomych przyczyn znany jako Chlebuś. Podczas ostatniej walki sprzymierzył się z Chaosem czyniąc swoją zdradę jeszcze ohydniejszą.

Levin – ślepy druid, oddany sługa Almanakh. Zwany z początku brzytwiarzem od broni którą się posługiwał w walce. Właściciel Żywego Ognia. Nazwany Panem Glizd po walce z Legionem, kiedy to zamienił umysł większości demonów z umysłem glizd. Oddał życie za Zdrajcę, wskrzeszony potem przez Almanakh aby móc oddać życie za przyjaciół. Zginął przez podstęp demonów, twory Fioletu zabrały mu Żywy Ogień czyniąc go bezbronnym. Po śmierci jego dusza stoczyła bój z Rithem o Żywy Ogień. Podczas walki Levin bez problemu pokonał tchórzliwego demona który w ostatnich chwilach błagał o życie, zwycięstwo potwierdziło przynależność Żywego Ognia do Światła!

Levin. Druid. Ślepiec. Fajtłapa. Jedyna postać umiejąca w ułamku sekundy obezwładnić sama siebie. Jedyna postać, która przeszła tak nagłą i radykalną metamorfozę... Od postaci całkiem szarej, starającej się jak Tev zachować równowagę, stał się zatwardziałym wojownikiem... można by rzec iż stał się Wojownikiem Światła.

Wszyscy znamy Levina! – Loool się nam ślepiec rozkręcił, szkoda, że mu ptak opadł...!

Levin? Psion bez kija, co na szczęście uzupełniał faktem posiadania ptaka. Obdarzony dużą odwagą, jednak krótkowzroczny (dosłownie ) w swoich działaniach. Na pewno chciał dobrze, jednak jak to mawiają ,,wiódł ślepy kulawego"!

Levin był niewidomy, ale w otoczeniu orientował się znakomicie za pomocą swojego ptaka. Stracił ‘kija’ w walce i dziwił się, dlaczego Almanakh nie chciała już z nim obcować... Próbował odzyskać jej zaufanie ujarzmiając gigantycznego ognistego smoka. Wielką miał za to... odwagę...!;D

Levin: druid, starający się być neutralny, lecz nie patrzący obiektywnie na rzeczywistość. Kierował się własnymi opiniami, a nie obiektywnym spojrzeniem na sprawę, choć dobroci i porządności nie można mu odmówić. Dobre chłopisko, błądzące bardzo mocno.

Barbak – Niepoprawny palladyn, który nie został paladynem. No i wiecznie modlił się do smoków. A kto mądry modli się do smoków?

Wielki i zielony, Brokuł nienawidzący Bakłażanów, Wojownik Światła nawracający pięścią i kopem, a jak trzeba to i pierdem. Rozmawiał z głosami w swojej głowie i nazywał je Paladine. Jego czarny pies Reksio miał wściekliznę i pogryzł swego właściciela.

Barbak? Wiadomo! To Wojownik Światła, bratający się z demonami i przyjaźniący się z kozami. Udawał wiarę ciągłymi, publicznymi modłami podczas gdy w głębi serca najchętniej zostałby demonem.

Barbak to orczy Wojownik Światła, sprawiedliwy i bardzo opanowany. Przyjaciel Lavendera. Doskonały łucznik i oddany przyjaciel, gotów zawsze wesprzeć innych radą i ramieniem. Przyjaciel i Spamiętywacz Funghrimma. Z niewiadomych przyczyn zwany Rozpruwaczem. Zamieszany wraz z Funghrimmem w incydent noszący nazwę „Ciasne Owce”. Znany również jako Brokuł, z niewiadomych przyczyn wiąże się z nim powiedzenie: 'trafił jak strzałą w brokuł’.

Barbak: dobry Ork, któremu jak nikomu innemu należał się tytuł Wojownika Światła. W innym świecie był Bóg, który nazywał się Jezus. On też wątpił, tak jak Barbak, ale zawsze wybierał właściwie. Co prawda Ork nie zawsze dokonywał właściwych decyzji, lecz nie był też Bogiem. Jemu prawdziwie należy się życie wieczne.

Ork, który od zawsze i pewnie na zawsze będzie walczył z samym sobą. Wojownik Światła z przypadku, przez niektórych określany wręcz jako parodia prawdziwego wojownika. Postać zakompleksiona, starająca się za wszelką cenę postępować zgodnie z własnym sumieniem i własnymi zasadami. Przy założeniu, że te ostatnie zmieniały się wraz z drogą jaką przebył Barbak, postać postępująca w sposób mało przewidywalny i nie zawsze niestety właściwy.

Tevonrel. Rakszasa, zwierzak z sześcioma łapami. Miał zamiłowania do bezsensownego niszczenia wszystkiego wokół, niezrozumiałego pierniczenia o swojej sile przy jednoczesnym braku jakiegokolwiek rozsądnego działania.

Tevonrel. Rakasza od samego początku starający się zachować równowagę, ład i porządek. Od samego początku, do samego końca. Wierny swym przekonaniom, rozdarty w swych dwóch osobach, oddany tak światłu jak i fioletowi. Stojący po dwóch stronach barykady i broniący się aby nie być nabitym na ostrokół (barykada -> ostrokół... rozumicie ). Postać, którą potomni winni zapamiętać, jako wiecznie podskakującego, złorzeczącego i nieustannie irytującego się.

Tev i Ravist – Tev jest rakszasą, słynie ze swego temperamentu, agresji i honoru. Ravist to alter ego teva z innego świata, opanowany, trzeźwo myślący. Znany ze swojej neutralności i pamiętliwości, był gotów umrzeć za przyjaciół. Zginął zabity przez Zdrajcę, który zbezcześcił jego ciało.

Tev? Rakszasa, który dużo tupał i skakał. W skrytych marzeniach chciał zostać baletnicą. Miał brata bliźniaka pólelfa, dorabiającego jako kuglarz z gadającymi pacynkami z czarnej materii.

Aaaaa, Tev – scena z trumną jest jedną z tych cytowanych przeze mnie gdy komuś chcę pokazać jak można się fajnie wkręcić w... eeeer...! Nonkonformista, który pracuje na rzecz grupy.

Oto i cała prawda!!!
Tacy byli Tacy Jak Oni!
* * *

W Wymiarze Bieli Dzieci Światła radowały się, oddawały cześć Światłu i Bohaterom, oczywiście... poprzez taniec! Na placach przed zburzonymi świątyniami tłumy wiernych oszalałych z radości świętowały!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=gOqUQK6L_rQ[/media]

* * *

„Śmiertelna część” Wymiaru Chaosu świętowała bez końca. Świętowała zwycięstwo dzielnych śmiałków nad Chaosem, zagładę Ast i Arotha, oraz powstanie Piątego Wymiaru – boskiej drogi ku nowym, nieskończonym możliwościom i niepoznanym bogactwom!
Demony zacierały łapki.
Nie omieszkały także zjawiać się licznie na wszystkich imprezach z okazji tryumfu Chaosu khym znaczy tryumfu Bieli! [a nawet wyprawiły przewspaniały koncert na cześć jakiegoś Last Soulbreakera – ale nikt nie pytał, wszyscy byli zbyt spici] [drowy wykupiły wszystkie bilety!]

[media]http://www.youtube.com/watch?v=26N6hQoJQyU&feature=related[/media]

Gdzieś w tłumie, podskakująca rudowłosa elfka macha do srebrnowłosego wokalisty: [kopie i targa zaciekle za włosy inne fanki] SQEEEE!!! OMGILOVEYOUFHHH!!! MERRYMEEEH!!!

* * *
W Wymiarze Pasm...
W Wymiarze Pasm świętowano oddalenie zagłady Wymiaru Pustki.
Naprawdę. Nie chcecie wiedzieć jak wygląda Wymiar Pasm... Ale imprezy mają jak ta lala!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=7Z0pD5NNxew&feature=related[/media]

Reznor; [odstawia drinka z palemką] Shall we dance, Mistress?
Mistress; [zdejmuje słoneczne okulary] Why not ~_^ W końcu jestem na wakacjach...!;3
[w tle: wojownik Piórkowaty który wspierał Astarotha w walce z Isoethehem]; AAAAARIVAA!!!
rudowłosa elfka [rzuca się na scenę i goni w kółko przerażonego sexownego srebrnowłosego wokalistę] KISSMEEEEH NOW!!!
* * *
W Wymiarze Pustki... Err... Próbowano... Ale w Wymiarze PUSTKI mają PRAWDZIWE kłopoty z dekoracjami i choreografią...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=wt-lrguXO8k&feature=related[/media]

rudowłosa elfka [dołącza się do tańca] ~_^
wokalista.. [zrezygnowany, nie ma dokąd uciekać]
elfka: Yay! ^__^ [chwyta wokalistę za wdzianko] Now let`s make out mwahahahah!!!
wokalista..O__O

THE [happy?] END!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172