Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2008, 23:50   #1
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Między światami

MIĘDZY ŚWIATAMI



Thimoty Payton

Atlanta 2016, 12.07

Sam nie wiedział, czego w zasadzie tutaj nadal szukał. Ocalałych? Od paru dni nie spotkał choćby jednej żywej duszy. Atlanta była wielkim cmentarzyskiem z wyszczerbionymi niczym kły nielicznymi budynkami przypominającymi przeżarte przez czas krzyże.



Nadzieja. Tak, tylko ona trzymała Thimotiego tutaj, ponoć umiera ostatnia.

Czas jakby zatrzymał się w tym miejscu i nic nie zmąciło odkąd tu przybył cudownego obrazu niewyobrażalnej tragedii, jaka się dokonała. Nic aż do tej chwili…

Gdy miał już zakończyć przeszukiwanie południowej dzielnicy Atlanty wydawało mu się, że dostrzegł ruch w oddali. Nie robił już sobie wielkiej nadziei na odnalezienie kogokolwiek, wmawiając sobie, że zwyczajnie chciał sprawdzić czy nie była to kolejna sukienka łopocząca na wietrze czy zwykły omam. W głębi duszy ciągle jednak wierzył.

Kątem oka Rangers ujrzał po raz kolejny ruch już wyraźnie bliżej, coś się do niego zbliżało. Szybko wyjął lornetkę dla lepszej widoczności i wtedy ujrzał JĄ. Małą osobę przedzierającą się między ruinami. Nim jednak zapałał radością z niespodziewanego odkrycia, usłyszał serie wystrzałów, po których ocalała padła na ziemie.

Co do cholery?

Automatycznie żołnierz sięgnął po broń przywarł do jednego natychmiast betonowych głazów, przeczesując natychmiast nerwowo okolicę swoim M 24. Dopiero w celowniku Thimoty dostrzegł, że osoba, która upadła była małą dziewczynką w czerwonej sukieneczce. W prawej dłoni trzymała coś…

Żyje!

Mała poruszyła się, najpierw rączką, potem nóżką i nagle podniosła się z ziemi w błyskawicznym tempie i zaczęła biec prosto na pozycję snajpera, krzycząc przy tym wniebogłosy. Dopiero po chwili za plecami uciekającej pojawił się napastnik.

To…to przecież niemożliwe?!


Jakieś 300 metrów od Thimotiego żołnierz umundurowany identycznie jak on przykucnął i zaczął celować swoją M4 w plecy uciekające dziewczynki. Twarz Georga w lunecie karabinku snajperskiego, towarzysza z oddziału, który miał udać się w zupełnie innym kierunku, była ogromnym zaskoczeniem dla Rangersa.

Dziewczynka biegła na swoją zgubę w linii prostej, tylko sekundy dzieliły ją od wyroku śmierci….

Czy kolejne martwe ciało zasili zbiorową trumnę, Atlantę?



Niaa

Wielka arena na zamku Ancjusza, samo południe.

Gdy rozległo się dudnienie bębnów, zamilkły wszelkie szemrania wśród gawiedzi. BAM BAM! Tłum gapiów, niewolników i przede wszystkim trójka magów, obserwowała jedno z wejść na scenę. Miała się tam pojawić pierwsza samica, która śmiała rzucić wyzwanie najstraszliwszemu gladiatorowi.

BAM BAM BAM!


Aggamon jeden z magów, patrzył swoimi malutkimi świńskimi oczkami z politowaniem na ten cały spektakl, szczególnie na Ancjusza, który wystawił przeciwko jego championowi samice. Były to dla niego jawne kpiny, lecz postanowił podjąć rękawicę.

BAM BAM BAM BAM!

Wtem pojawiła się ONA, niebiesko-włosa kocica płynnymi ruchami pełnych gracji ruszyła w kierunku centrum areny. Tłum oszalał, wykrzykując co chwile imię zawodniczki: NIAA NIAA NIAA!

Szał zdawał się nie mieć końca, ulubienica tłumów jeszcze tylko podgrzewała atmosferę swoimi gestami. Żadnej inne samicy nie udało się dokonać tego co jej a teraz jeszcze pretendowała to tytułu Wojownika Wszechczasów.

-Mam nadzieję, że nie stracę drogi Ancjuszu, postawiłem na tą małą kocicę niezła sumkę? – po raz kolejny Elissus starał się pytaniem do przyjaciela uspokoić wątpliwości jakie nim targały.
-Bądź o to spokojny przyjacielu. Patrz i podziwiaj. – To powiedziawszy Ancjusz drobnym gestem dał znak, aby wprowadzić przeciwnika.

Znowu bębny zagrzmiały a tłum, choć niechętnie to ponownie ucichł oczekując na największego championa. Na drugim końcu areny pojawił się niepokonany jak dotąd gladiator. Huuf. Mimo to nikt nie ośmielił się krzyczeć. Widok przerażającego potwora zabierał dech w piersiach.


Pochodził on ze specjalne selekcjonowanej hodowli, w której maksymalnie ograniczono cechy ludzkie. Jedyne co miał wpojone to chęć zabijania i bezwzględne posłuszeństwo wobec swego pana.



Huff powolnym krokiem sprawiając wrażenie niezdarnego zbliżył się na parę metrów do Niaa i obrócił się w stronę podwyższenia, z którego obserwowali przedstawienie magowie.

-Zobaczysz drogi Ancjuszu jak mój champion rozerwie Twoją samice na strzępy. Możesz się jeszcze wycofać, szkoda marnować taką kocicę. – Oblizał się przy tym tak paskudnie, że pozostała dwójka zrobiła skwaszone miny.

-Może tak, a może nie.
– Szepnął cicho gospodarz i podniósł wysoko rękę. Dwójka walczących błyskawicznie zwróciła się ku sobie mierząc się wzrokiem. Dłoń opadła i walka na śmierć i życie się rozpoczęła.

Huuf nie był tak mało zwinny jak początkowo można było przypuszczać. Z szaleńczą szybkością w dwóch susach doskoczył do Niaa i tylko niesamowita zwinność tej drugiej uratowała ją od szybkiego zakończenia walki. Szpony samca o centymetr minęły jej krtań. Huuf nie dawał odpocząć przeciwniczce, atakował raz za razem z coraz to większa determinacją…

- Niaa skop mu cztery litery!- Do uszu kocicy dotarł okrzyk małej dziewczynki. Dziwnie wibrował w uszach kobiety przyciągając uwagę. Całą siła woli nie dała się oprzeć potrzebnie spojrzenia w kierunku, z którego dotarł do niej piskliwy głosik.

Na trybunach magów stała mała dziewczynka wymachująca parasolką, a za nią jeden z czarodziejów uciekał? Na miejscach pozostałej dwójki zamiast mężczyzn leżały dwie tłuściutkie świnki.

Tą krótką chwilę wykorzystał przeciwnik, który jednym szybkim ciosem rozciął ramię kocicy. On nie zamierzał najwyraźniej puścić Niaa wolno…



Lorelei Lodowa Róża

Goldrosen, Wielka Rada Lykeonu, środek nocy.

-Naoczni świadkowie twierdzą, że w środku miasta doszło do potężnego rozbłysku jasnego oślepiającego światła. Następnie zmaterializowały się dziwne stworzenia w liczbie około stu, które zaczęły prawdopodobnie nawoływać w nieznanym języku. Następnie zaczęły atakować ludność używając do tego dziwnych promieni. Obdarzony Ivan Matishko próbując ratować niewinnych mieszkańców przystąpił do konfrontacji z przybyszami, nieskutecznie. Gdy próbowano przeprowadzić kontratak na dziwne stworzenia te wyparowały cierpiąc męczarnie i nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Ilość ofiar 237 w tym obdarzony Ivan Matishko. – Przystojny Mag o turkusowych oczach, jeszcze raz przeczytał krótki raport z Kveru jednego z mniejszych północnych księstw, po czym odłożył go na małą kupkę podobnych papierów.

- To trzeci przypadek w tym tygodniu. Te zdarzenia czymkolwiek są nasilają się, więc możemy założyć, że będzie tylko gorzej. – Rzucił oczywistą uwagą kolejny obdarzony, podkreślając jedynie bezradność rady.

Oczy większości skierowane były na Lorelei, żywą legendę Lodowych Pustkowi, jednakże nawet ona była bezradna. Okropne uczucie rozdzierało jej serce, była bezradna tak jak wtedy, gdy umierali za nią jej przyjaciele. Tak duża liczba ofiar przygniotła wszystkich zebranych.

-Żadne nasze bariery nie pomagają, naprawdę nie wiem co możemy jeszcze zrobić. Zostało nas zbyt mało, żeby szybko reagować na te ataki. – Podjął rozmowę już starszy mag z binoklami na nosie. – Najgorsze jest to, że ktoś podburzą ludzi, mówiąc im, że to my jesteśmy wszystkiemu winni. Ciemny motłoch wierzy we wszystko, jeszcze trochę i doprowadzi nas to do kolejnej wojny.

-Przestań zrzędzić stary głupcze! –Ostro skarciła go bardzo zadbana ciemnowłosa kobieta a mężczyzna wydał się nagle niezwykle mały na swoim fotelu. – Jeżeli masz tylko marudzić to najlepiej nic nie mów. Lorelei co Ty o tym sądzisz, czy możliwość teleportacji z innego świata jest możliwa?

Pytanie wyrwało Lodową Róże z zamyślenia. Co jej miała odpowiedzieć? Wiedziała tyle co reszta.

-Ja…- Zająknęła się i nagle poczuła coś na kształt zawirowania energii, coś co wywołało u niej dreszcze na całym ciele. Inni też najwyraźniej to poczuli, gdyż zaczęli obracać się na miejscach wyglądając przyczyny.

- Pani Różowa Łuza? – Wszyscy podskoczyli na dźwięk tego pytania. Niewiadomo skąd przy drzwiach sali nagle znalazła się mała dziewczynka w czerwonym ubranku z parasolką.



Robiąc dziwne minki wpatrywała się w mały notesik. – A nie Lodowa R-ó-ż-a! Phi Ci Pustogłowi też mają pomysły z dobieraniem osób. – Powiedziała do siebie, po czym zaczęła się gapić dużymi oczkami na zebranych.

- Co to ma znaczyć?! Uczniowie mają zabroniony wstęp do tej części budynku! – Krzyknął stary mag z okularami. – Już Cię tu nie wiedzę!

Dziewczynka jedynie spojrzała za siebie i wzruszyła ramionkami. – Proszę dziadziusia, ale tu nie ma żadnych uczniów. Jestem tylko JA! – Na dowód tego skłoniła się ładnie ciesząc się, że była w centrum uwagi.

-To żadna z naszych uczennic Alabastrze, czym Ty…- ciemnowłosa kobieta złapała się za usta bojąc się dokończyć pytania.

Lorelei wyczuwała, że to ktoś „obcy”, na dodatek ktoś, kto jej szukał. Dziewczynka czekała na jej odpowiedź


Dagata

Nhaar wiosna 4270, gdzieś w lesie




Ciałem mężczyzny targały dreszcze, wywołane przez utrzymującą się wysoką gorączkę. Dziewczyna zrobiła wszystko co było w jej mocy aby mu pomóc, lecz jad zwodnicy krążący w żyłach nie dawał za wygraną. Większość spotkań zwykłego człowieka z tymi potworami kończy się bolesną śmiercią. Jedynie Wiedźmy były w stanie oprzeć się działaniu magii zwodnic. Tym razem ten nieszczęśnik kimkolwiek był miał wielkie szczęście, że trafił na Dagatę.

Kim był i skąd się tu wziął?

Wokół tych pytań krążyły myśli Mądrej, szczególnie, że ujrzała w umyśle nieznajomego coś niesamowitego. Zupełnie inny świat, wyniszczony i umierający i to jego wpływ był przyczyną nieznanych zachorowań zwierząt i ludzi.

Ale jak to możliwe?

Czyżby Stara Maa słynąca z wielkiej mądrości i wiedzy zataiła przed nią tak wielką tajemnicę? Niemożliwe. Wiedza Wiedź musiała nie obejmować tego…

Z zamyślenia wyrwał ją jęk nieprzytomnego, lekarstwa zaczynały najwyraźniej działać i wkrótce temperatura powinna ustąpić. Była zbyt daleko od domu, żeby próbować go transportować a przynajmniej na razie nie chciała zostawiać go w takim stanie samego.

Czy może to strach przed odkryciem czegoś strasznego?

-Uuuu kiepsko z nim. – Piskliwy głosik zdawał się dobiegać do uszy Wiedźmy gdzieś z wysoka. Bystry wzrok Dagaty nadaremno, jednak przeczesywał korony drzew.

-Tutaj! – Odezwał się głos z zupełnie innego kierunku. Ktoś postanowił się z nią najwyraźniej pobawić gdyż również tam nie było żywej duszy. Zamiast tego zewsząd doleciał śmiech małej dziewczynki.

- Buu. – Tuż przed nosem Mądrej zmaterializowała się nieznajoma, mała ubrana w czerwone ubranko dziewczynka. Wiedźma zszokowana zaniemówiła i klapnęła na pupą na kamień. – Ty jesteś Dagata tak? Wiesz twojemu przyjacielowi nie zostało wiele czasu, radziłabym go przetransportować w jakieś bezpieczne miejsce i to jak najszybciej. Najlepiej gdzieś poza tym świat, okropnie tu macie…za mokro jak dla mnie i za dużo złych potworów. Oho czuję, że już są na tropie tego pana. O jakie masz fajne ręce!

Mała dopiero teraz przerwała świergotanie i bez skrępowania złapała za zdeformowaną dłoń Dagaty wpatrując się w nią z zaciekawieniem i podziwem.



Acheont

Gdzieś we wszechświecie, godzina z goła nieznana.


-Jadźka on nam wyżera ostatnie resztki zapasów! – Szepnął podenerwowany niewielkiej postury mężczyzna, co rusz zerkając na dziwnego gościa karczmy, wokół którego piętrzyły się stosy brudnych talerzy.
-Przecież widzę stary capie, zamiast marudzić, powinieneś się cieszyć. Raz w życiu trafia się taki gość, wystawimy mu tak wysoki rachunek, że staniemy się bogaci, słyszysz stary capie B-O-G-A-C-I! – Krzyczała wręcz w uniesieniu nie otyła kobieta, jej dwie pary oczu szkliły się od łez. Podekscytowana podskoczyła z małego taboretu i wzięła pod rękę swojego męża a już po chwili oboje tańczyli radośnie śpiewając: będziemy bogaci, będziemy bogaci!

Tymczasem w głównej Sali karczmy o tak późnej godzinie biesiadowało już niewielu gości, głównie niedobitki opróżniające butelkę po butelce. Na tle miejscowych żuli wyróżniała się dziwna zakapturzona postać, która już dobre parę godzin opróżniała kolejne porcje posiłków serwowanych przez właścicieli gospody.

Nikt nie miał ochoty zaczepiać dziwnego przybysza, który zamaskowany nie chciał najwyraźniej ujawniać liczby swoich oczu, czyli tym samym kasty, do której przynależał. Na Zonularisie wraz z większą liczbą gałek ocznych malał twój status społeczny, więc przypadki, kiedy osoby z najwyższej kasty zamaskowane pojawiały się w uboższych dzielnicach nie należały do rzadkości.

-Przepra…przepłaszam panienke, ale nie wiem, o kogo możeeee odzić – wybąknął z trudem jeden z meneli po czym opadł z hukiem na najbliższą ławę, lądując twarzą w misce niedojedzonej kaszy ze skwarkami.

-Panie świetliku! Gdzie pan jest?! – Zawołała poirytowana mała dziewczynka.

-Stój dziób mała, inaczej ściągnę pasek i nauczę Cię dyscypliny. – Powiedział szyderczym tonem sześciooki mężczyzna a jego nietrzeźwi kompani zawtórowali mu śmiechem.

-Głupie buce! – Naburmuszyła się mała i wystawiła opojom język.

-Ty mała zdzi...aaa –przywódca bandy nie zdążył dokończyć zanim zmienił się w ładny biegający stołek o sześciu nóżkach. I tym razem jego kompani byli zgodni i jak jeden mąż zapiali ze śmiechu nie bardzo zdając sobie najwyraźniej sprawę co się właściwie stało.

Dziewczynka zbliżyła się do zakapturzonej postaci na jej buzi rozkwitł uśmiech. Klasnęła w dłonie i podskoczyła z radości. – Pan Świetlik! Znalazłam pana! Tylko niech pan mi nie waży się uciekać. – pokiwała mu jeszcze palcem na ostrzeżenie.



-Ekhm – Przerwał małej karczmarz, który niespodziewanie wyrósł spod ziemi. Wyszczerzył żeby i niezwykle uprzejmie zapytał. – Czy moglibyśmy teraz uregulować rachunek z jaśnie panem?

„Jakie pieniądze, toż to nie był, skromny darmowy posiłek dla legendarnego herosa?”
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 20-05-2008 o 12:38.
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172