Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2008, 15:22   #1
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
[Inny] Uwierz i zapomnij

Prolog


-Brawo, mój biały aniołku – w pomieszczeniu przypominającym dużą piwnicę z cienia niecałkowicie wyłonił się bijący brawa, szczupły mężczyzna ubrany na czarno – Świetna robota. A cóż za przedstawienie! – uśmiechnął się złośliwie, po czym się zaśmiał.
- To nie jest śmieszne Jack! Ta niezdara prawie mnie zranił wymachując tym mieczem jak jakieś babsko parasolką! – zezłoszczony Anioł, chowając biel swych skrzydeł, wskazał palcem na czarnoskrzydlatego.
- C…co?! Odwal się Chris! Nie byłeś lepszy z tymi swoimi tanimi tekstami! – odpowiedział tamten równie zły po czym wyjął miecz.
- Taak? – Chris miał już wyciągać swoją broń kiedy nagle dał się słyszeć z głośników apel.
-„Ekipa sprzątająca proszona jest do administracji.” – rzekł kobiecy głos.
- Ej szefie weź to zmień, bo mnie to dobija! – powiedział czarny anioł leżąc na ziemi.
- Hahahahaha! – zaśmiał się mężczyzna stojący w cieniu gdy obok niego przechodziło trzech aniołów uzbrojonych w garotty w tym samym czarnym stroju i z czarnymi skrzydłami. – Nie panikujcie po prostu znowu mamy problem – szef uśmiechnął się i podszedł do Chrisa obchodząc go dookoła – A powiedz mi…Chris. Jak to jest zabić swoją małą siostrzyczkę? – rzekł zgryźliwie ostatnie słowo szepcząc mu do ucha.
- Odczep się Jack! – syknął strącając jego dłoń z ramienia – Dobrze wiemy obaj, że tam gdzie jest teraz będzie jej lepiej.
- Hy. Zapewne… - odrzekł wrednie Jack po czym pokierował się w kierunku wyjścia - …no cóż Chris. Musze przyznać, że jako biały anioł jesteś dobry w odbieraniu życia innym. Ciekawe czy wszystkich ze swojej rodziny tak skrupulatnie pozabijasz! Hahahaha! – zanim zniknął dało się tylko słyszeć głuchy śmiech dochodzący z oddali.
- Niech Cię szlag Jack…niech Cię szlag… - wyszeptał Chris sam do siebie zaciskając pięści ze złości.
- Ej Chris! Idziesz na lody? – anioł odwrócił się za siebie i zobaczył piątkę czarnych aniołów z lubieżnymi uśmieszkami narąbanych w trzy krzyże.
- Przecież jesteśmy aniołami nikt nas nie widzi! Weźcie lepiej poszukajcie pracy i nie zawracajcie mi dupy swoimi durnotami! Na lody – powtórzył z niedowierzaniem – I niby co o tak późnej godzinie otwarte?!
Czarnoskrzydlaci popatrzyli po sobie i wybuchli śmiechem. Jeden z nich był tak pijany, że zemdlał i przerąbał czołem w krzesło. Reszta popatrzyła na niego z rozbawionymi minami.
- No to Shon nie doczeka się swojego loda – rzucił jeden z nich komentarzem.
- Słuchaj no, nasz kochany, biały aniołku. Po pierwsze nie chodziło nam o takie „lody” – na twarzy Chrisa pojawił się niezidentyfikowany obiekt w postaci rumieńca – A tak po drugie to pamiętaj, że nie jesteś już tam u siebie w niebie. Tutaj możemy przybierać postacie ludzkie kiedy chcemy. Szef i tak ma to w dupie! On to się chędoży, co chwilę. – drugi rumieniec – I nie czerwień się tak! Hehe. To, co? Idziesz z nami? Naprawdę możesz zrzucić te skrzydła i bawić się!
Chris zamyślił się.
- Nie, ale dzięki za informacje – odwrócił się i pokierował się ku wyjściu – Aha. I kolega wam chyba krwawi. – Wszyscy czterej spojrzeli z wyrazem twarzy „że co ty pierdolisz?” a następnie obejrzeli się za siebie.
- O kurwa Shon! Nudzi Ci się?


Wioska Alabastrowych Krów



Ach, jakaż ta wioska była wspaniała! Za nią mnóstwo gór nachodzących na siebie zasłaniało jaśniejący horyzont, wokół doliny, łąki, lasy, mnóstwo zieleni, mnóstwo wspaniałości. Okolica wydawała się być idealna, ale to tylko powierzchowność, której i tak nie każdy był pewien. Niektórym wprost ta doskonałość wydawała się wręcz podejrzana. Ci, co tak uważali postanowili zostać Leśnikami i poczęli nocą chodzić do lasu, by związywać drzewo sznurem i przesłuchiwać, kazać mówić pod groźbą ścięcia i ostrego rżnięcia!
Och, tak, a propos rymów, poeci także byli w tej wiosce. Co prawda zawsze dostawali patelniami po głowie, albo plasterkiem szynki w oko, ale byli! Ba, i to jacy! Takiego głosu i talentu nawet rzeźnik z zakładu "Tańcząca Szyneczka" nie posiadał! Za to pewnego dnia, owy rzeźnik sam odebrał poród. Urodziło się bardzo zdrowe dziecko, chłopczyk. Dwa kilo bez kości.
W owej wiosce można było również spotkać kowala, jednak był on starym sklerotykiem sądzącym, że zawsze ma rację. Na ogół przychodziło się do niego jedynie na plotki, ale i to było niebezpieczne, bo po dłuższej rozmowie dziadyga wciskał Ci zardzewiały miecz mówiąc, że niestety operacja nie powiodła się, ale zapłacić trzeba, a drogo sobie próchniak liczył ! Tyle złotych koron, to nawet na słynnym Psim Targu nie wydasz. No jasne, bo targ też jest w Wiosce Alabastrowych Krów. Niektórzy mówią, że jest tu wszystko, ale naturalnie się mylą. Wcale nie mamy tutaj magów, co to to nie! Wszyscy zostali wyrzuceni za oszustwa i krętactwa. W tej wiosce nikt nie lubi magów, więc jeśli nim jesteś - nie przyznawaj się. Już lepiej być Leśnikiem przesłuchującym drzewa niż jakimś czarodziejem!
Ale nie bój się podróżniku, nie ma czego. Mieszkańcy tutaj mimo iż różnej maści są naprawdę bardzo sympatyczni. O, na przykład często przyjeżdża do nas taka niewiasta, bardzo urokliwa. Chyba już cała wioska ją zna, ba! I to jak dobrze! Jest ona na tyle odważna, że chodzi do kowala, na tyle bystra, by rozmawiać z Leśnikiem i na tyle inteligentna by wytłumaczyć rzeźnikowi, że nowonarodzonym dzieciom przed ważeniem nie wyjmuje się kości! Oczywiście, życzę wam z całego serca byście ją spotkali, jest prze-cu-dow-na! Kochana dziecinka, potrafi leczyć. Ma dobry, bardzo dobry charakter!
Ależ podróżniku, cóż Ci strzeliło do głowy! HAŃBA CI!! Oczywiście, że nasza wioska jest całkowicie normalna! Ludzie są zdecydowanie zrównoważeni psychicznie...zazwyczaj. Zdarzają się oczywiście występki, bo gdzie ich nie ma, ale to nie znaczy, że to wioska złodziei i sklerotyków! Po prostu niektórzy myślą, że wszystko jest ich, nawet belka podtrzymująca dach gospody "Wesoła Trumienka". Co i rusz napływało do niej mnóstwo zupełnie obcych ludzi, którzy dopiero co przybili do Wioski. Jak to rzeźnik miał w zwyczaju mówić "Przybyło świeże mięsko".
I co tu się dziwić?! Prawdę mówiąc Wioska Alabastrowych Krów, o dziwo, była miejscem położonym w samym centrum płaskiego świata! To chyba oczywiste, że każdy wolał być tutaj, niż na samym krańcu świata, stać i czekać aż obsunie się ziemia. Tak, wam też zdarzyło się zbłądzić akurat tu. Niektórzy z was w Wiosce byli już od kilku dni, inni dopiero co przekraczali bramy Wioski, a jeszcze inni uciekali lasem przed cholerycznym Leśniczym, a ich lekkie stopy niosły ich prosto do murów wiochy.
A i było tam coś, co zaciekawiło was wszystkich razem i każdego z osobna. Bardzo interesujące ogłoszenie, a na samym dole piękny, kobiecy podpis.

"Poszukuję...
Chętnych, młodych, zdolnych i utalentowanych mężczyzn do rozprawienia się ze wszelkimi nękającymi mnie problemami. Nie zabijam - bo to wbrew mym zasadom, ale w moim mini kodeksie nie ma nic o wynajęciu ludzi do brudnej roboty. Poza tym przydałaby mi się także jedna kobieta, byle ładna! Nie zniosłam przebywać w towarzystwie czupiradeł. Jeśli jesteś chętny, a wiem, że jesteś, zapraszam do słynnej Gospody "Wesoła Trumienka" w celach rozrywkowych...to znaczy, biznesowych Zapewniam zakwaterowanie, wyżywienie i pomoc w lekcjach. Można mnie spotkać po południu w wyżej wymienionej gospodzie albo na [zakreślone, zamazane i nieczytelne]

Alexia."


Postanowiliście, że sprawdzicie. Warto zaryzykować. Kobieta zapewniała zakwaterowanie i wyżywienie. Ciekawe, co jeszcze miała do zaoferowania? Ciekawe, jakie warunki zapewnia? Nie napisała...a to głupia baba! Nawet pisać ogłoszeń nie umie! Może...przecież nic się nie stanie jak popytacie o tę całą Alexię, prawda?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-06-2008, 17:47   #2
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
*Ziefff* - Vincent ziewnął głośno obudzony promieniami słonecznymi i poczochrał lekko swoje długie, czarne włosy. *Trzeba ruszać w drogę*. Za jakieś trzy godziny dojdzie do wioski...

*Jak jej tam? Wioska Alabastrowych Krów? Chyba tak. Swoją drogą co za głupia nazwa... nie mogli nazwać jej jakoś bardziej poetycko? Na pewno można w tej wiosce znaleść coś bardziej interesującego, niż krowy bez czarnych łat*

Miał zamiar dojść tam już wczoraj, ale nie miał już siły iść dalej i musiał przenocować pod gołym niebem. Długo próbował doprowadzić swoje włosy do porządku, jednak w końcu mu się udało. Podniósł się z ziemi, a jego ruchy były pełne gracji i elegancji… no, a przynajmniej byłyby, gdyby nie spał pod gołym niebem, opierając głowę na korzeniu drzewa. Jego młode, dwudziestotrzyletnie ciało było dość wysportowane, choć posturą nie wyróżniał się z tłumu. Bystre, piwne oczy i ich pewne spojrzenie sprawiały, że wyglądał na około 25 lat. Popatrzył nimi groźnie na drzewo, jakby to była jego wina, po czym otrzepał swoje ubranie (bordowy płaszcz, zieloną koszulę i czarne spodnie) i ruszył w drogę. Trzy godziny później przechodził już przez bramę Wioski Alabastrowych Krów. Rozejrzał się po wiosce. W oddali zobaczył targ, to było mniej - więcej centrum wioski. No tak, targ zawsze jest w centrum. Kawałek bliżej, po lewej stronie zobaczył jakiś szyld. Gdy się lepiej przyjrzał udało mu się odczytać napis "Tańcząca Szyneczka".

*Pewnie jakaś karczma... a może rzeźnik? Nazwa pasuje do obu*. Rozglądając się po budynkach w najbliższej okolicy, na pierwszym od lewej spostrzegł kartkę zapisaną równym i eleganckim pismem, jednak z tej odległości nie mógł odczytać nawet nagłówka, który był napisany prawie taką samą wielkością, jak reszta. *Cóż, zobaczymy co to takiego*. Vincent podszedł do ogłoszenia i zaczął czytać:

"Poszukuję...
Chętnych, młodych, zdolnych i utalentowanych mężczyzn do rozprawienia się ze wszelkimi nękającymi mnie problemami. "

*Może ja zajmę się twoimi problemami? w sumie dziewczyny z problemami to nie do końca mój typ, ale... *...*Ale...* - To drugie "ale" było całkiem inne niż poprzednie i bardzo mu się nie spodobało. Żeby się upewnić rzucił okiem na podpis: "Alexia".

*No dobra, to drugie ale można anulować. To nie jest żaden zboczeniec... gdzie ja skończyłem?*

"Nie zabijam - bo to wbrew mym zasadom, ale w moim mini kodeksie nie ma nic o wynajęciu ludzi do brudnej roboty."

*To chyba nie dla mnie... mogę się potłuc z osiłkami w barze, przy piwie, ale żeby brudzić sobie ręce dla jakiejś Alexii z problemami ?...* Przez chwilę miał zamiar już odejść, ale jednak postanoił doczytać do końca. *Mhmm... zapewniasz zakwaterowanie i wyżywienie? Zapraszasz "w celach rozrywkowych... to znaczy, biznesowych"? No dobra, jednak sprawdzę jakie masz problemy* Pomyślał Vin i poszedł szukać "Wesołej Trumienki". Nie było to trudne – szedł prosto przed siebie i po chwili zobaczył tę gospodę. Gdy był już w środku poszedł prosto do barmana.
- Witaj, piwo dla mnie. - odwrócił się bokiem do barmana i omiótł salę spojrzeniem - Na koszt Alexii - dodał Vincent z lekkim uśmiechem. - A właśnie, która to ?
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 03-06-2008 o 21:04.
Vincent jest offline  
Stary 03-06-2008, 17:57   #3
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Gdyby ktoś podszedł wystarczająco blisko Klindora Sharpaxe, dostrzegłby że jego zazwyczaj miła i pogodna twarz przybrała kolor wściekle czerwony, przy którym jasno brązowa i długa broda nie wyglądała już tak ogniście jak zazwyczaj. Potężnie wyglądający, dwuręczny, obosieczny i cały poplamiony krwią topór luźnie leżał mu na ramieniu trzymany przez jedną z rąk krasnoluda.
*Stare kurwa pierniki chędożone...*

Zazwyczaj rumiane i wydęte w uśmiechu policzki musiały teraz niemile współgrać z całym grymasem na jego facjacie.
*... matki swoje też by pewnie tak urządzili sukinsyny jedne...*

Ciężkie buciory, które nosił krasnolud wydawały proporcjonalnie głośne tupoty kiedy szedł leśną drogą, natomiast zielony kaptur, który przykrywał jego hełm z ogniw metalowych, pasował do sytuacji jak czerń do bieli.
*... KURWA! Czemu ja się na to zgadzałem?!*

No właśnie, czemu? Poprzedniego dnia Klindor przyjął zwyczajną ofertę pracy, która polegała na eskorcie karawany kupieckiej z jednego miasta do drugiego. Nic nadzwyczajnego, byćmoże dlatego się zgodził.
Jednak troje orków stojących na drodze z toporami już nie było zwyczajne.

Klindorowi było to w smak, ponieważ jego topór bardzo lubił smak orczej krwi, zresztą tak jak jego właściciel. Walka była nad wyraz długa jak na taką ilość przeciwników. Jednak wreszcie zakrwawiony i lekko ranny Klindor podniósł się z dumą. Już chciał świętować z towarzyszami zwycięstwo. Już chciał pluć i przeklinać pokonanych przeciwników, kiedy coś spostrzegł. Co to takiego?

Karawana, wraz z zaplutą pensją Klindora, zwyczajnie spierdoliła!

Krasnolud nie miał szans żeby ją dogonić, a nawet jeśli to zarobku już raczej nie dostanie. Postanowił więc wytrzeć topór i skierować się ku najbliższej wiosce żeby nieco odpocząć.

Minęło godzin kilka, kiedy krasnal wyszedł wreszcie z lasu mrucząc od czasu do czasu wyzwiska i przekleństwa.
*Ogólnie nie było źle... Wszak jest o kilku orków mniej.*

Wychodząc z lasu spostrzegł w oddali zabudowania, na co uśmiechnął się mimowolnie - nocowanie pod gołym niebem po takiej przygodzie nie było mu w smak. Skierował więc swe kroki ku niewielkiej osadzie.

Na napis "Witamy w Wiosce Alabastrowych Krów" zareagował dość niecodziennie, ponieważ wytrzeszczył oczy.
*Wioska Alabastrowych Kurew?! A nie... to Krów tutaj pisze...*

Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie. W swoim życiu widział nie jedną rzecz, ale taka nazwa nawet dla Klindora była... dziwna.
Po trzecim podejrzanym spojrzeniu od przechodni krasnolud stwierdził, że dobrym pomysłem byłoby umocowanie topora z powrotem na plecach - jak pomyślał, tak uczynił.

Idąc przez wioskę Klindor nagle zadał sobie pytanie ile właściwie ma pieniędzy?
Skrzywił się kiedy zobaczył zawartość własnej sakiewki. Zamykając ją prawie zderzył się czołowo z tablicą ogłoszeń.
*Co do... A niech to. Przeczytam przynajmniej - co mi szkodzi... Szukam współlokatora... Potrzebuję mięsa... Więcej mięsa... Kurwa, co ludzie z tym mięsem?... Ooo, to wygląda na ciekawe!... Alexia, ładne imię. Warto zajrzeć do tej karczmy.*

Otrzymawszy dokładne instrukcje od przechodnia jak dojść do karczmy "Wesoła Trumienka" krasnolud skierował się właśnie w tym kierunku.
*Prosto jak w mordę strzelił, dobra.*
Tak oto Klindor znalazł się przed drzwiami do tawerny z szyldem przedstawiającym awangardową trumnę. Krasnolud bezzwłocznie otworzył drzwi i wszedł do środka.
Dzień nie miał się ni ku zachodowi, ni się dopiero zaczynał więc w "Wesołej Trumience" nie było przesadnego tłoku.

Doszedłszy do lady powiedział do barmana słowo rozumiane przez każdego człowieka, elfa, krasnoluda a nawet orka na tym świecie:
- Piwa!
Krasnolud usiadł na stołku przy ladzie i zaczął się rozglądać po sali.
*Facet, facet, facet, facet, hmm... to chyba też facet... a nie, przepraszam - to kobieta jest. Facet, facet, ooo! Jakaż rudowłosa piękność tam siedzi...To musi być ona... Ale co to za mizerota obok niej?*

Klindor prawie natychmiast zapomniał o zamówionym piwie i podszedł do kobiety i mężczyzny siedzących przy sporym stole.
- Witajcie! - zawołał radośnie po czym zwrócił się do dziewczyny. - Ty musisz być Alexia, czyż nie? Pozwól że się przedstawię. Jestem Klindor Sharpaxe z klanu Skrzącego Topora. Pisałaś, że szukasz chętnych i młodych mężczyzn. Oto więc jestem!
Chwilę później, jakby dostrzegając że przy stole siedzi także pewien chłopak, Klindor dodał:
- A kim ty jesteś, chuderlaku?
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 03-06-2008 o 23:00.
Gettor jest offline  
Stary 03-06-2008, 19:50   #4
 
Maju's Avatar
 
Reputacja: 1 Maju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwu
Khaluu biegł.
Jego organizm pomimo nadzwyczajnej sprawności był wycieńczony po wielu godzinach nieustannego biegu.
Miał za sobą pościg mrocznych elfów.
Starał się zmylić ślad ale te skurczybyki miały wyjątkowo wyczulone zmysły.
Jego bose stopy były poranione od przeróżnych przeszkód , od ostrych kamieni , przez kości zwierząt , które nie wiadomo skąd walały się po lesie , skończywszy na ostrych gałęziach.
Jego lniane spodnie i czarna szata były porwane w kilku miejscach , jednak wciąż w pewnym stopniu chroniły go przed chłodem , który coraz bardziej w pędzie dawał się mu we znaki.
Po chwili zatrzymał się , po czym zaczął wspinać na najbliższe , wysokie drzewo. Jego stalowe oczy zaczęły szukać jakichkolwiek znaku obecności oprawców , a uszy nasłuchiwały w obawie przed dźwiękiem jadących koni.
Oni nigdy nie przestaną mnie ścigać , albo ja , albo oni.
Potrzebuję jakiegoś sposobu , żeby się pozbyć wszystkich najemników , a sam nie dam rady oddziałowi.

Ku swojemu zadowoleniu nie było śladu oprawców.
Zmylił trop... przynajmniej na razie.
Trzeba znaleźć jakieś bezpieczne miejsce do przenocowania i zaspokojenia głodu.
Zeskoczył z drzewa spadając umiejętnie na obie nogi , poprawił swoje ubranie i ruszył przed siebie.
Po kilkunastu minutach marszu dostrzegł z oddali znaki cywilizacji , zabudowę , pola uprawne... miasteczko , nareszcie.
Tutaj nie będą mnie ścigać.
Wszedł ochoczo do miasta , całkowicie ignorując groteskowe nazwy jak "Wioska Alabastrowych Krów" lub " Tańcząca Szyneczka" .
Nie podchodził do nikogo , z nikim nie rozmawiał.
Jedyne co przykuło jego wzrok to ogłoszenie napisane najwyraźniej przez niezbyt rozgarniętą osobę.
Jego wzrok spoczął na wyrazach "zabijam" , "brudna robota" , "zakwaterowanie" , "wyżywienie" i " Wesołą Trumienka"
Już wiedział gdzie skierować swoje kroki.
Wzrokiem odnalazł najbliższy drogowskaz na których znalazł położenie poszukiwanej gospody , po czym ruszył w tamtą stronę szybkim , nawet jak na mnicha krokiem.
Gdy doszedł do budynku , jego wyraz twarzy wciąż pozostał obojętny i niewzruszony.
Wszedł bezceremonialnie do środka , po czym rozejrzał się szybko po obecnych.
Gdy zauważył barmana , podszedł do niego i bez słowa wstępu powiedział zimnym , bezwyrazowym tonem :
-Gdzie znajdę Alexię ?
 
__________________
Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious
At The End Of The Rainbow with gold in our hands...
Hammerfall - At The End Of The Rainbow
Maju jest offline  
Stary 03-06-2008, 21:44   #5
 
Zuki's Avatar
 
Reputacja: 0 Zuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicach
-Uaaaau- Eroya mogło stać tylko na to jedno słowo wyrażające rozpościerający się przed nim widok. Stał na skraju lasu i z otwartą gębą wpatrywał się w dolinę. Przed nim rozprzestrzeniały się żyzne pola pszenicy układające się wzdłuż górskiej rzeki. Na północy ośnieżone szczyty gór znikały w chmurach, a tuż pod nimi, samym centrum doliny stała mała wioska. Nie trzeba było długo czekać na reakcje kendera, z jednej ze swoich toreb wydobył węgiel oraz płótno i wziął się za rysowanie wspaniałego widoku.

Eroy był dziwnym stworzeniem, chociaż, że ma przeżyte 24 wiosny, to czas zatrzymał się dla niego w wieku 12 lat. Eroy był szczupły i niski, przeciętnemu mężczyźnie dorastał zaledwie ponad pas. Z twarzy przypominał nieco elfa, miał szpiczaste uszy, migdałowe oczy, i tak jak u elfów nie miał żadnego owłosienia na twarzy. Na głowie sterczała mu długa kitka. Eroy miał na sobie kolorową marynarkę i pasujące do niej spodnie. Komplet ten wyglądał, jakby był zszyty z kawałków różnych ubrań. Kender cały był obwieszony przeróżnymi torbami, sakiewkami i mieszkami, w których trzymał swoje skarby, takie jak, korki od butelek, pęknięte okulary, złotą obrączkę, mapy, a nawet sztuczną szczękę. Eroyowi w każdej podróży towarzyszył Hoopak, przedmiot przypominający procę z wydłużoną i ostro zakończoną klingą.

Naszkicowawszy prowizoryczną mapę doliny Eroy wstał, otrzepał się i ile sił w nogach pomknął w stronę wioski. Mijając bramę zatrzymał się by przyjrzeć się znakowi:

*Wioska Alabastrowych Krów… jeej chciałbym zobaczyć taką krowę, ciekawe jak długie ma rogi, i czy jej cycki też są białe. Jej mleko smakuje chyba inaczej niż mleko zwykłej jałówki, powinno smakować inaczej, w końcu to inne krowy… Och, może to mleko ma smak wanilii! Ale czemu ta wioska tak się nazywa? Może tu zamiast ludzi mieszkają krowy, albo może ktoś tych ludzi pozamieniał w krowy! Och to takie ciekawe…* - Gdybania podekscytowanego kendera trwały jeszcze parę chwil. Po zaczerpnięciu paru głębszych oddechów, kender ruszył w głąb miasta. Pomaszerował trochę po rynku, co jakiś czas zatrzymując się, by pogdybać nad paroma, według niego, ciekawymi rzeczami. Wreszcie dotarł do masarni „Tańcząca Szyneczka”. Z uśmiechem na twarzy wszedł do środka, usadowił się przy ladzie i zaczął pogawędkę z rzeźnikiem:

-…Ale jak to możliwe że szynka tańczy? No przecież ona jest martwa. Chyba, ze chodzi panu o świnkę, taką co tańczy, ale nieeee, świnie nie umieją tańczyć. A może ktoś ją wytresował, albo to jest jakaś dziwna rasa świń… O! A propos ras, czy to prawda, ze te wasze krowy dają inne mleko, niż nasze? No wie pan, bo jak inaczej wyglądają to ich mleko musi inaczej smakować. To mleko jest waniliowe, prawda? Proszę powiedzieć, że jest waniliowe, albo nie, czekoladowe!...- Poirytowany gdybaniem kendera rzeźnik złapał Eroya za kark i wyrzucił za drzwi, a kender nawijał dalej, jakby nic się nie stało. -…No i ten czarnoksiężnik zamienił wieśniaków w ghule, to może jakiś czarnoksiężnik ukradł łaty waszym krówkom. No to miło było pana poznać, cześć, papa!- zdążył powiedzieć Eroy, nim drzwi masarni „Tańcząca Szyneczka” trzasnęły mu przed nosem. Kender ruszył dalej ulicą najwyraźniej zadowolony z siebie. Zatrzymał się przy słupie i z uwagą czytał ogłoszenie: "Poszukuję chętnych, młodych, zdolnych i utalentowanych mężczyzn do rozprawienia się ze wszelkimi nękającymi mnie problemami.” To coś w sam raz dla Eroya, jego przygoda życia. Kender zamyślił się:

-Co by powiedziała moja mamusia?... "Eroyemuerze Burrfoot, życie Ci nie miłe? Jeśli zrobisz sobie krzywde, to przyjdę do Ciebie i własnoręcznie Cię dobiję!”- Eroy parodiował swoją matkę. -Taaak, kochana mamusia… a co by powiedział dziadunio?... "Młody, raz się żyje, jak masz umrzeć, to giń, bylebyś miał niezłą zabawę”- Tym razem parodiował dziadka. -Hmmm, dziaduńcio ma rację, mam zamiar się świetnie bawić!- Wykrzyczał i doczytał ogłoszenie do końca: "Wesoła Trumienka". Przez chwilę z fascynacją patrzył na podpis napisany zgrabnymi literkami, po czym ruszył dalej przez miasto w poszukiwaniu „Wesołej Trumienki”.

Maszerował dobre pół godziny, aż wreszcie zobaczył szyld karczmy „Wesoła Trumienka” przedstawiający awangardową trumnę z wyrzeźbionym na niej wesołym złotawym uśmieszkiem. Uśmiechnięty wparował do środka, rozejrzał się chwilkę, po czym ruszył w stronę dziwnie wyglądającej grupki osób:

-Witam, Ty jesteś Alexia, prawda? Na pewno to Ty, to widać na pierwszy rzut oka. Masz piękne pismo, moja mamusia miała podobne, ale odcięło jej palec, jak próbowała „przywitać” się z pewnym orkiem. Jestem Eroyemuel Burrfoot, do usług. Jestem zwarty i gotowy do działania, a tak w ogóle, to co robimy?-...
 
__________________
"Czuję się, jakbym był przywiązany do dachu żóltej ciężarówki obładowanej nawozem i wypełnionej ropą zepchniętej z klifu przez myszkę Miki samobójcę."
frag. piosenki Over the Moon z musicalu The rent w przeł. na jęz. polski.

Ostatnio edytowane przez Zuki : 04-06-2008 o 19:14.
Zuki jest offline  
Stary 03-06-2008, 22:21   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna przystanął na moment i rozejrzał się dokoła.
Szemrzący nieopodal strumyk i pokryta grubą warstwą mchu ziemia sugerowały, że to miejsce nadaje się na odpoczynek i małą przekąską.
Rzucił na ziemię plecak i ściągnął z głowy zawadiacki, chociaż nieco sfatygowany, jasnobrązowy kapelusz ozdobiony szeroką, brązową szarfą i okrągłą klamrą. Zsunął czepiec i poprawił ciemne włosy, sięgające poza koronkowy kołnierz koszuli, wystający odrobinę spod kolczego kaftana.
"Zdecydowanie za długie" - jak powiedziała mu trzy dni temu jedna z dziewczyn chwytając za nożyczki. Na szczęście zdołał zająć jej myśli, i nie tylko, czym innym.
Na wspomnienie tego wieczoru w szaro-niebieskich oczach pojawiło się ciepło, a przez opaloną twarz przewinął się lekki uśmiech.

Położył na plecak pelerynę z kapturem. Czerwoną, nieco zbyt rzucającą się w oczy, ale niestety nic lepszego nie było w kapitańskiej szafie. A raczej w tym, co z tej szafy pozostało...
Reszta była dużo lepsza i to nie tylko pod względem koloru. Skórzana, brązowa kamizela leżała idealnie, podobnie jak brązowe spodnie. A jeśli chodzi o wysokie półwojskowe buty to nikt by nie powiedział, że niedawno przewędrowały ładnych parę mil. No, może tylko trochę ich piękna czerń była przyćmiona kurzem z leśnej drogi.
Może w samej kamizeli wyglądałby bardziej przyjaźnie, ale plotki, jakimi go ostatnio częstowano...

Sięgnął do plecaka.
Częstowano go nie tylko plotkami. Posiłek, przygotowany przez uczynną gospodynię zjadł niezbyt szybko, ale co chwila rozglądał się dokoła. W ostatniej wiosce stale mu opowiadali o jakichś Leśnikach, szaleńcach rozmawiających z drzewami, z którymi spotkanie, "z Leśnikami, panie... Z Leśnikami rzecz jasna, a nie z drzewami" mogło się źle skończyć. Z tego też powodu nikt nie chciał go podwieźć...
Co prawda do tej pory nikogo nie spotkał, słyszał tylko z dala jakieś hałasy, jakby ktoś kogoś gonił, ale wolał nie ryzykować. Nie po to tu dotarł cało i zdrowo by teraz oberwać od jakiegoś szaleńca...

Skończył jeść i starannie zakopał resztki kurczaka. To nieeleganckie zostawiać za sobą bałagan... A poza tym wolał nie pozostawiać za sobą zbyt wyraźnych śladów.
Umył ręce, a potem ponownie sie ubrał. Z tego, co mówili mieszkańcy, miał przed sobą jeszcze trzy godziny drogi. Co prawda nie wiedział, skąd oni to wiedzą, skoro nikt z nich nie podróżował w te strony, ale jak do tej chwili podane przez nich informacje sprawdzały się dokładnie. Ze strumykiem włącznie.
Przewiesił przez ramię plecak i łuk, a potem poprawił szeroki pas, obciążany z jednej strony przez długi sztylet, a z drugiej przez jeszcze groźniej wyglądający miecz. Spojrzał, czy nie zostawił czegoś na ziemi, a potem ruszył dalej.

Był już niedaleko wioski gdy zobaczył wchodzącą do środka niską postać. Mimo zielonego kaptura z pewnością nie był to żaden Leśniczy...
*Krasnolud* - ucieszył się i przyspieszył kroku.
Nie miał nic przeciwko krasnoludom. Najwyżej to, że czasami pijali świństwa nie nadające się nawet do czyszczenia pokładów...
Przyspieszył kroku.
Przy tablicy ogłoszeń stanął w chwili, gdy krasnolud ruszył dalej. Spojrzał na tablicę, ciekaw, co takiego przyciągnęło uwagę krasnoluda.
"Chętnych, młodych..."
Uśmiechnął się szyderczo. Ogłoszenie brzmiało tak zabawnie, że zapragnął poznać jego twórcę, a raczej twórczynię...

Z trafieniem do gospody nie miał żadnych problemów. Wystarczyło popatrzeć, gdzie idzie krasnolud, a ten, chociaż niezbyt wysoki, rzucał się w oczy...
Do gospody wszedł akurat w chwili, gdy krasnolud ruszył w stronę rudowłosej piękności. I Troy wcale się nie dziwił, że poszedł akurat do tamtego stołu. Jej uroda zwracałaby na siebie uwagę w najbardziej zatłoczonym pałacu, a co dopiero w takiej małej karczmie.
Troy nie chcąc stać w drzwiach ruszył w stronę baru ciekaw, co owa kobieta odpowie Klindorowi. Przy okazji mógł nacieszyć oczy widokiem nader rzadko spotykanym w tych stronach.

A było na co popatrzeć, jeśli ktoś lubił niezbyt wysokie, bardzo szczupłe, rudowłose kobiety o ładnych, szmaragdowych oczach, z wyglądu przypominające elfa. Alexia, jeśli to oczywiście była ona, przyodziana była w jasną, prawie białą, powłóczystą szatę zdobioną koronkami i srebrem. Z pięknym wycięciem w odpowiednim miejscu, ukazującym atrybuty zaćmiewające całą resztę.
*Aż dziw, że taka szczupła kobietka ma taki wspaniały biust* - pomyślał.
Miał nadzieję, że to jest ta zleceniodawczyni. Prawdę mówiąc byłby rozczarowany, gdyby było inaczej...

Odruchowym gestem przegładził starannie przystrzyżone wąsy i krótką bródkę, a potem ruszył w stronę stołu, przy którym siedziała rudowłosa.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-06-2008 o 22:58.
Kerm jest offline  
Stary 04-06-2008, 21:31   #7
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Las tego dnia był bardzo spokojny, w powietrzu unosił się tylko lekki wietrzyk, delikatnie kołysząc korony drzew. Między drzewami powoli przemieszczała się postać w czarnym płaszczu, bezszelestnie, stąpając delikatnie niczym elf, jednak w istocie nim nie był. Śpiew ptaków, uspokajał jego starganą dusze, wieczną udręką wewnętrznej walki. Jego przekleństwo, los sprawił że został związany na wieki z najgorszą istotą jaką znał świat, demonem z najgłębszych otchłani, Partheled`em. Jest wygnańcem, uważany za wyznawce chaosu, znienawidzony przez wszystkich którzy poznali jego mroczną tajemnice. Długo podróżował, i dawno nie odwiedził żadnego cywilizowanego miejsca, raczej unikał takich miejsc, wolał się zatrzymywać w niewielkich zajazdach przy drogach na jeden dzień, i nie zauważany odchodził następnego. Bał się, nie tego że ktoś pozna jego tajemnice, ale tego co się może zdarzyć gdy demon wyrwie się spod jego kontroli.

Błogą cisze przerwał odgłos galopując koni i krzyków woźnicy poganiających zwierzęta. Angarad zatrzymał się czekając spokojnie na reakcję podróżnych. Wóz nawet nie zwolnił zbliżając się do niego, pełnym pędem wyminą go pozostawiając po sobie podmuch wiatru i odgłosy oddalającego się wozu. Wojownik w tym krótkim czasie zdążył spożyjże w twarz woźnicy, widać był w niej strach...

- co tak przeraziło woźnicę?, a już tak ładnie się zapowiadało, niech to szlak, zawsze jakieś komplikacje...

Mężczyzna pewnym krokiem ruszył dalej przed siebie kierując się w stronę, skąd nadjechał wóz. Dawno nie walczył i cieszyła go myśl, że w końcu rozprostuje stare kości.

- Mam nadzieje że przeciwnik okaże się czymś więcej niż bandą rabusiów czyhającą na łatwy łup...

Po s pełna godzinie marszu, powoli zaczął tracić nadzieję, na jakie kol wiek oznaki zagrożenia, las znów był spokojny jak wcześniej, żadnych oznak przeciwnika. W oddali zauważył coś niepokojącego. Trzy martwe trupy na drodze wyostrzyły jego czujność, sięgnął ręką za siebie i powoli wyciągnął miecz, który dotychczas wisiał mu na plecach. Ostrożnie podszedł do ciał, byli to orkowie, wielkie plugawe bestie, nieźle załatwione. Jeden był całkowicie rozpłatany na pół, a drugiemu brakowało prawej kończyny, trzeci był już trochę w lepszym stanie, ale i tak w jak najlepszym jak dla niego. Zimnym i martwym.

- Widać ze ktoś mnie ubiegł, ale dobrze, ta grupka mogła wyrządzić więcej szkód... Ślady prowadzą dalej, jednak się różnią od orczych...

Przypomniawszy sobie nauki wuja, dokładnie zbadał teren próbując odtworzyć przebieg całej bitwy. Rozglądną się dookoła, szukając jakiś wskazówek i od razu je znalazł.

- Wóz nadjechał od południa, a orkowie od północy, ślady połamanych gałęzi i krzewów świadczą ze orkowie wyskoczyli z lasu od zachodniej stronie.

Był dobry w te klocki, wszak uczył się od jednego z najlepszych. Hagen Der Bregonie, bogowie czuwają nad jego duszą, starzec odwalił kawał dobrej roboty szkoląc go w tajnikach tej przydatnej sztuki tropienia.

- Walka nie trwała długo, wydaje mi się że ich przeciwnikiem była jedna osoba, woźnica musiał spanikować i zawrócił zostawiając swojego w całym tym zamieszaniu, to się nazywa honor. Zwycięzca musiał być nie w humorze gdy to całe zamieszanie się skończyło. Ślady, jak i moja droga prowadzą w jednym kierunku, widać ze zapowiada się na małe towarzystwo, tylko abym się nie przeliczył...

Mężczyźnie nie zostało nic więcej jak ruszyć dalej, schował miecz i skierował drogą prze siebie. Dalsza część dnia, nie owocowała już w podobne niespodzianki. Dochodziło południe, a na horyzoncie ukazało się niewielkich rozmiarów miasto.

- Liczyłem na jakiś niewielki zajazd przy drodze, a nie wielkie skupisko ludzkie, nie nawiedzę takich miejsc, a zwłaszcza tamtejszych kapłanów, od razu chcą mnie spalić na stosie, albo ukrzyżować... I to tylko za to, że nosze w sobie najniebezpieczniejszą istotę, która niegdyś doprowadziła prawie do upadku całego Imperium... Ironiczny uśmiech zawitał na jego twarzy Przeznaczenia się nie wybiera...

Po kilku minutach marszu, Angarad przekraczał już bramy miasta, standardowe pytania w stylu skąd przybywasz?, co go sprowadza cię w te strony?, były dla niego chlebem powszednim. Miasto miało dziwną nazwę, wręcz komiczną, Wioska Alabastrowych Krów, jak i cała reszta w środku była dość mocno pokręcona jak na jego gust.

- Ten kto odpowiadał za całą architekturę miasta, musiał być nieźle naprany gdy przygotowywał plany... no cóż, dziwa nazwa, to też dziwne miasto, idealnie pasuje do tego miejsca...

Powoli przemieszczał, się główną aleją, można powiedzieć że podziwiając wszystkie budowle, a tak w istocie to zastanawiając się czy to nie jest aby na pewno jakiś żart. Budynki które stały obok siebie, w ogóle nie pasowały jeden do drugiego, miały różne kształty i kąty i kolory i jeszcze ich nazwy.

- Ja pierdole, gdzie ja utknąłem, co to za szalone miejsce, muszę znaleźć jakąś karczmę i porządnie się napić, to za wiele jak na moją psyche... Mijaj budynki jeden za drugim,"Tańcząca Szyneczka", "Wesoła Trumienka", o to tutaj wygląda na karczmę, mam nadzieję że się nie mylę...


Wojownik wszedł do budynku i się nie miał rację, była to karczma, ku jego zaskoczeniu nie bardzo różniła się od innych, jakie odwiedził, parę stołów i długa lada na wprost wejścia, za którą stał i wycierał kufle, otyły barman. W środku świeciło pustkami, było dopiero południe więc czego można było się spodziewać, zaledwie kilku klientów siedziało, choć niektórzy już poniekąd leżeli, przy stołach. Przy jednym z nich siedziała młoda, rudowłosa i w dodatku, nawet piękna dziewczyna, rozmawiając z jakimś chłystkiem. Angarad podszedł do barmana, zanurzył rękę w kieszeni spodni i wyciągnął prę srebrnych monet...

- Jedno piwo i coś do zjedzenia...

Tuż zaraz z nim do karczmy wszedł, barczysty krasnolud, wojownik tylko przelotnie na niego spojrzał, nie chcąc być zauważonym, szybko oceniając przybysza. Krasnolud podszedł do lady i od razu zamówił piwo. Nawet nie zwrócił uwagi na siedzącego obok, mężczyznę w ciemnym płaszczu, albo dobrze ukrył to przed jego wzrokiem. Po chwili podszedł do stołu przy którym siedziała owa piękna kobieta i młodzieniec. Angarad uważnie przysłuchiwał się rozmowie owej trojki, czekając na posiłek, popijając zimne piwo.
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...

Ostatnio edytowane przez Kraven : 04-06-2008 o 21:37.
Kraven jest offline  
Stary 04-06-2008, 21:54   #8
 
Nuriko's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodzeNuriko jest na bardzo dobrej drodze
Wiatr jak gdyby dumny owiewał smukłą twarz Melchoira.
A urodę miał on czystą... niczym grudniowy poranek, kosmyki jasnych prostych włosów które zazwyczaj ozdabiały kaptur starej powycieranej szaty.
Teraz fikuśnie falowały targane ciepłą melodią pokwitającego wzgórza.
Zmęczenie i monotonia, sprawiły że ostatnie wydarzenia zdawały się być sprasowane w zlepek majaczących miraży, zamkniętych w ponadczasowym schemacie.

Zapomniał już niemal jak ciepłe potrafią być chociażby chatki ludzkich wieśniaków, więc nie trudno sobie wyobrazić jego rozpromienioną twarz
gdy na horyzoncie spostrzegł małą wioskę śmiało okrywającą zbocze najbliższej góry.
Wiele tygodni podróżowania sprawiło że coraz rzadziej odzywał się do swojego towarzysza Laharta, lecz myśl o przytulnej karczmie dzisiejszego wieczora napełniła ich serca ochotą.
Przyśpieszyli więc kroku, zapominając zupełnie jak mocno są zmęczone ich nogi, a słońce przychylnie oświetlało ich cel.
Gdyby otaczające ich motyle mogły zrozumieć mowę elfów, to pewnie uznali by ich za dobrych przyjaciół którzy spotkali się po wielu latach tułaczki, na tej właśnie pokwitającej łące.

Słońce chowało się już ponad szczytami gór a oczy Melchoira nie chciały już oglądać dzisiejszego dnia.
Kiedy wraz z Lahartem przekroczyli pierwsze chaty, - Gospoda, gospoda, gospoda… - powtarzał sobie w myślach.
- A jest, to chyba tam - wskazał na chatkę przy końcu prostej alejki, z której wydobywało się światło raz po raz przerywane cieniami krzątających się ludzi.


Wspięli się w górę drogi po czym na krótką chwilkę przystanęli przed progiem gospody.
Gdy weszli w środku dało się wyczuć klimat i ciepło, a pomimo nieprzyjemnego zapachu rozlanego piwa i odoru miejscowych farmerów, to Melchoirowi zrobiło się miło.
Twarze zwróciły się teraz ku dwóm zakapturzonym elfom którzy narzucili habity przed wejściem do gospody.
Można było dostrzec nie jedną dziwną wszakże postać, siedziały one przy jednym stoliku a jakaś kobieta energicznie objaśniała im coś, czego Melchoir nie miał najmniejszej ochoty słuchać,
lecz mimo wolnie nie potrafił oprzeć się swemu elfickiemu słuchowi.
Podeszli do lady, elf oparł swoją sękatą laskę o jej blat, usiadł na jednym z krzeseł i zwrócił się do przyjaciela:
- Ile mamy pieniędzy
- Zaraz niech policzę… - Odparł Lahart, i na chwile spuścił wzrok przerzucając monety na swojej dłoni.
Spojrzał na drewniany cennik wiszący na belce podporowej, poczym dodał:
- Jeśli zamówimy mordę św… no każdym razie to za trzy pięćdziesiąt, i wodę to starczy nam na pokuj.

Czarodziej nie odpowiedział tylko wsłuchiwał się w rozmowę którą przed chwilą pragnął zignorować, a która teraz jakby zaczęła go dotyczyć.
Lahart złożył zamówienie po czym zasiedli do stolika.
Barmanka nakryła brudny stolik niewiele czystszym od niego obrusem, rozłożyła glinianą zastawę, i oddaliła się w stronę kuchni.
Melchoir jeszcze przez wiele minut ignorował gwar wieśniaków i wychwytując dyskusję pogrążał się w zadumie.
Tutejsi szemrali podejrzliwie, co chwila spoglądając ukradkiem na różdżkę, opierającą się teraz na jego nieruchomym ramieniu,
a toń jego niebieskich oczu nabierała znaczącego wyrazu, który Lahart od zawsze potrafił sprecyzować.
 
Nuriko jest offline  
Stary 04-06-2008, 22:07   #9
 
Wrath's Avatar
 
Reputacja: 1 Wrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodzeWrath jest na bardzo dobrej drodze
Słońce chyliło się ku zachodowi kiedy dwójka elfów dotarła po wielu dniach podróży do kolejnej ludzkiej osady zwanej „Wioską Alabastrowych Krów”.
Pierwszy z nich, Lahart był dobrze zbudowany (jak na elfa oczywiście), większy i cięższy od swojego towarzysza.
Pomimo trudnej podróży jego ubrania wciąż były w dobrym stanie
- „Porządna elfia robota” –Lahart nie miał żadnych wątpliwości że powtarzane przez jego ojca zdanie jest jak najbardziej prawdziwe.
Długi płaszcz który miał na sobie, lniane spodnie, koszula oraz skórzane buty, wszystko było dziełem elfich rzemieślników których kunsztu nie można było przecenić.

„Powinieneś być dumny z tego że jesteś kowalem- to prawdziwy król pośród rzemieślników”- kolejna często powtarzana przez ojca sentencja przyciągnęła jego myśli ku dawnym czasom, gdy był jeszcze szczęśliwy, mieszkał wraz z ojcem i siostrą...
Ojciec już dawno nie żyje a Arien jego siostra zaginęła gdy obce wojska zaatakowały ich ukryte w dziczy miasto Silverion.

Lahart spojrzał wymownie na miecz i długi łuk które niósł ze sobą, jego własne dzieło, po czym otrząsnął się z zadumy.
Nie był to najlepszy moment na wspomnienia, wszakże byli teraz na obcej ziemi, bardzo możliwe że ścigani, musiał być czujny.
- Mam nadzieje, że nie wywiniesz zmów takiego numeru jak w poprzednim mieście- Kowal przypomniał sobie sytuacje sprzed kilku dni kiedy to jego towarzysz mag zdemolował karczmę w pewnej niewielkiej wsi jedynie z powodu głupich żartów wieśniaków którzy wzięli go za kobietę. Przez te awanturę oboje musieli uciekać z miasta, nie zaznając odpoczynku ani nie uzupełniając zapasów.
- Jako mag powinieneś panować nad swoimi emocjami- Lecz Meichoir jak zwykle nie słuchał tego kazania, więc Lahart po chwili dał sobie z nim spokój.

Oboje skierowali swe kroki ku gospodzie „wesoła trumienka” a Lahart pozostawiony sam ze swoimi czarnymi myślami po raz kolejny popadł w zadumę.
-A jeśli ona już nie żyje- Cichy głos w jego głowie wypowiedział to czego on sam nigdy nie odważył by się powiedzieć na głos.
-Niemożliwe, Grizden był z nią. To doświadczony łowca, wie jak przetrwać- lecz te słowa nie uspokoiły go, pomimo że w jego głowie zabrzmiały o wiele donośniej niż poprzednie.
-Melchoir jest ze mną, mam szczęście. Jest czarodziejem, podróżował już po całym kontynencie i jeśli ktoś miał by przewidzieć gdzie udadzą się uchodźcy z Silverionu to właśnie on.
-Lahart kontynuował monolog i zanim się zorientował znalazł się już przy barze.
-Ile mamy pieniędzy?- Pytanie Melchoira ściągnęło kowala na ziemie, sięgnął do kieszeni i szybko przeliczył niewielką garść srebrnych monet.
Jeśli zamówimy mordę św… no każdym razie to za trzy pięćdziesiąt i wodę to starczy nam na pokuj- Odpowiedział Lahart lecz mag już go nie słuchał, wsłuchiwał się już w rozmowę pewnej kobiety, Lahart wyłowił na początku kilka słów, złożył zamówienie i obaj z Melchoirem usiedli przy stoliku, nasłuchując.

Kowal oczekiwał jakiegoś znaku wpatrując się w milczącego Czarodzieja. Wiedział bowiem że rozmowa której teraz przysłuchiwali się z narastającą ciekawością, może stać się znaczącym epizodem w ich podróży.
 
Wrath jest offline  
Stary 05-06-2008, 16:53   #10
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Słońce grzało przyjemnie kark młodej kobiety, gdy ta podróżowała na południe. Wiedziała, że przed wieczorem osiągnie cel swojej podróży. Bynajmniej jej to nie cieszyło. - Ważne jest tylko, żeby niczego nie spalić. Wszystko musi pójść gładko i tylko to się liczy. Oby Crunsh dał mi siłę - przemknęło jej przez myśl. Jak na razie jej bóg dał jej liczne wody po drodze, jednakże liczyło się dla niej to, co miała zrobić. Dary od jej boga mogą poczekać.

W oddali, pomiędzy drzewami, dostrzegła już pierwsze oznaki ludzkiej bytności. Jej zielone oczy wręcz rozbłysły w skutek radosnego uśmiechu. Wyjęła z podróżnej torby jakąś paczuszkę i płaszcz, który - rozłożywszy uprzednio - służył jej za ochronę przed brudem. Co prawda ziemia jest jednym z dzieł Crunsha, jednakże wolała nie brudzić swojej butelkowozielonej sukni. Otworzyła paczuszkę i zaczęła zajadać się wyjętym zeń suszonym mięsem. - Już niedługo zjem sobie coś porządnego. Jeszcze dziś wieczorem. A później do roboty.

Na drodze zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi. Niektórzy mężczyźni zachłannym wzrokiem oglądali się za Alice. Nic dziwnego, w końcu było na czym oko zawiesić. Tak doskonałe kształty, podkreślone ciasną suknią z dużym dekoltem, przyciągały spojrzenia, a ona miała swój sposób, w który taką budowę ciała osiągnęła. Niektórzy ten sekret znali, a był on bardzo pożądany w jej zawodzie. Nikomu jednak nie udało się tego wykorzystać. Za to niektórzy korzystali z jej usług.

Wreszcie dotarła do wioski. Pierwsze kroki skierowała ku najważniejszemu miejscu w każdej mieścinie - tablicy ogłoszeń. Nie istniało nic bardziej przydatnego. Nie wiedziała, że tym razem będzie to znaczyło więcej niż kiedykolwiek. Nawet się nad tym nie zastanawiała - zajęta była uśmiechaniem się do mężczyzn śliniących się na widok jej falujących przy każdym kroku... ciemnobrązowych włosów sięgających jej za ramiona. W końcu zaczęła czytać ogłoszenia. Nagle zobaczyła coś, co chwilowo uniemożliwiło jej oddychanie. Ukucnęła, podniosła patyk z ziemi i wyrysowała na niej 4 symbole znaczące jej bóstwo: symbol ziemi, wody, powietrza i ognia. Podniosła się, otrzepała ręce i ponownie spojrzała na ogłoszenie podpisane imieniem Alexia.
- Nawet nie wiedziałam, że los może się tak do człowieka uśmiechnąć – szepnęła do siebie, wycinając paznokciem fragment o ładnej dziewczynie.

Szczęśliwa, zadowolona z siebie i uśmiechnięta kobieta zaczęła szukać owej karczmy. - „Wesoła Trumienka”, tak? Optymistyczna nazwa, nie ma co. Minęło jakieś pół godziny, zanim ją znalazła. Bo i po co się spieszyć? Uchyliła lekko drzwi przybytku i od razu uderzył ją zapach piwa. Zaśmiała się w duchu i weszła. Błyskawicznie wypatrzyła Alexię, znała szczegółowo jej wygląd. W końcu musiała go znać, inaczej by tu nie przybyła. Aż dziw, że tak dokładnie jej przyjaciele ową postać znali. Może Crunsh zesłał im tę wizję. Nie wiedziała. Podeszła do szynku, czując na plecach spojrzenia ludzi.
- Oby nie było tu żadnych mieszańców – szepnęła do siebie, wciąż zadowolona, jednakże szept niósł zapowiedź gniewu. Uśmiechnęła się do gospodarza mówiąc:
- Dzień dobry, gospodarzu. Prawda, że mamy piękną pogodę dzisiaj? Bogowie nam błogosławią. Posiłek dnia poproszę. I kufel piwa, jeśli można. – Położyła na szynku 4 złote monety i usiadła przy wolnym stoliku stojącym najbliżej Alexii. – Trochę daleko i tak. No cóż, jakoś sobie poradzimy. Robiło się trudniejsze rzeczy.
W ogóle nie widziała osób siedzących przy rudowłosej. Była tak przejęta tym, że sprawy układają się tak idealnie, że nie zwracała na nich najmniejszej uwagi.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 05-06-2008 o 22:34.
Aveane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172