Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2008, 19:34   #1
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ale to już gdzieś było...

Rok 993 po Wojnie Bogów, zapisał się w historii Draaskardu bardzo pomyślnie. Z czternastu ekip żeglarskich, które wyruszyły dwa lata wcześniej z Valentis i Akkatu na odkrycie wciąż tajemniczych krain południa, wróciła jedna - i to aż z czternastoma żeglarzami na pokładzie! Oczywiście po drodze napotkali na morskie potwory, statki-widma i wyspy nieumarłych, ale to nie było nic nowego. Najważniejsze, iż odkryto bardzo ciepłe krainy, gdzie mieszka czarnoskóra ludność. Ponadto tubylcy mówili, że im dalej na południe tym klimat zimniejszy i ziem więcej! Zapanowała prawdziwa euforia na wyprawy żeglarskie we wszystkie cztery strony świata. 994 to przełom, gdyż zaraza już przestała dziesiątkować ludność. Wojna Północna między krajami Orski, Taelu, Aisu i Taracahitianu o Mroźną Zatokę nie wygląda na zakończoną. Ludzie Draaskardu pukają się w czoło, gdyż zatoka i tak jest przez większą część roku skuta lodem, lub terroryzowana przez piratów. Protektorat Akkatu stoi na skraju zapaści gospodarczej, po tym jak ich złoża surowców zostały ogrodzone przez szamanów i druidów. Ich postulaty ochrony środowiska próbują wprowadzić za pomocą okupacji kopalń, oraz wycinek lasów. Z innych ciekawych informacji - Wielka Kapłanka Naboo wciąż wierzy, iż ich ojczyźnie zagraża Ciemna Siła. Jej zwolennicy twierdzą, że widzieli rogatego diabła, który biega po lasach ze świetlistym kijem. Uważa się za jego sprawkę suszę trapiącą pola uprawne, oraz skąpe ilości mleka od krów. W państwie Czy To Konieczne car zwołał radę, która ma zastanowić się nad zmianą niefortunnej nazwy kraju. Jak dotychczas nic nie ustalono.
Tymczasem w Gros Ventre, w księstwie Kreovalii...

Wanald
Zdarzyło się tak, że twój zakon wędrował akurat w ramach "pielgrzymki", czy "wycieczki naukowej". Tego dnia opat zwołał kilkunastu najdzielniejszych paladynów, w tym Wanalda;
- Słuchajcie moje owieczki - zaczął swoim łagodnym głosem. - Każdy z was zgłosił się dobrowolnie - tutaj spojrzał czujnym okiem w stronę kilku rycerzy - do tego szlachetnego zakonu Dnia Ostatecznego Kresch'Nei.
Tutaj zrobił artystyczną pauzę, przeszedł parę kroków przed wami, a następnie machnął ręką, kreśląc w powietrzu niby-znaki. Wydawał się pochodzić z niebios - niczym pradawny boski mag, czym bardzo wam zaimponował. Tak naprawdę cierpiał na nerwicę;
- Moje serduszka drogie, mam dla was zadanie, które wymagać będzie zmierzenia się z pradawnym złem...
Pośród rycerzy wybuchła wrzawa, którą uciszył gest opata, oraz widok ciężkiej dłoni jednego z generałów.
- Musicie pojechać do Gros Ventre, gdzie wciąż znajduje się grobowiec Sigurta Haresha - rzekł. - To miejsce, gdzie wciąż jego zwolennicy odprawiają plugawe i ohydne rytuały. Musicie odnaleźć grobowiec, a następnie zapobiec dalszym takim praktykom!
Mówił jeszcze wiele o ich honorze oraz symbolach zakonu. Potem kazał się rozejść. Przywołał do siebie jednego z generałów i zaczął do niego coś szeptać. Oboje wpatrywali się w ciebie, Wanaldzie...
Wyruszyliście karawaną tego samego dnia. W Gros Ventre znaleźliście się po dwóch tygodniach. Było tam gorąco, a mimo to wasz przełożony kazał nosić reprezentacyjnie ciężką zbroję zakonu. Łatwo sobie wyobrazić zapach, który wydobywał się od strony karawany. Wanald z lekką pogardą obserwował tych dziwnych, szybko mówiących ludzi o skórze koloru cynamonu. Żyli w miejscu starożytnego, heretyckiego kultu i nic sobie z tego nie robili. W którymś momencie karawana zatrzymała się, a w twoją stronę z wierzchowca zwrócił się generał;
- Wanaldzie, tam jest kartka z ogłoszeniem. Możesz podejść i zobaczyć co tam zostało napisane? To rozkaz! - ukończył brutalnie.
Chcąc, nie chcąc podszedłeś do ogłoszenia. Napisane było w dwóch alfabetach, ale czytanie trochę sprawiło ci trudności;

Tawerna pod Stalowym Zakapiorem informuje;
Poszukujemy chętnych do wykonania cholernie niebezpiecznej misji, z kategorii; "Wyszedł i tyle go widzieli". Będzie dużo walki, pułapek i balansowania na granicy życia oraz śmierci... Oczywiście niektórzy to lubią...
Pytać u barmana Ramanaresa

Gdy się odwróciłeś, spostrzegłeś, iż karawana odjechała. Z oddali zauważyłeś tył jednego z pędzących wozów, oraz krzyk; Szybciej, chyba nas zauważył! Z ziemi podnosili się potrąceni obywatele (bądź leżeli dalej). Pozostałeś sam w zbroi zakonnej, z dwuręcznym, żelaznym mieczem, bukłakiem wody oraz kilkudziesięcioma kunritami.

Argor i Sir Archibald Hammerhead
Gros Ventre. Argor nie był pewien, co zapędziło go w te strony. Być może obietnica zdobycia legendarnych artefaktów, a może naturalne związanie tego państwa z mocą magiczną. Wędrowałeś sobie uliczkami księstwa Kreovalii, obserwując życie codzienne obywateli. O tej prowincji wiedziałeś tylko tyle, że za księcia ma starego pijaka, który słynie z dziwnych pomysłów i zamian - np. wywieszenie bielizny zamiast flagi, czy "przypadkowe" ścięcie dwóch adwokatów zamiast dwóch seryjnych morderców. Mimo to Kreovalia słynie z bogatego muzeum. Niestety Argor nie zauważył jak znalazł się w wąskiej uliczce, otoczony przez sześciu zamaskowanych bandziorów ze sztyletami w dłoni.
- No to mieszańcu <cenzura>, masz problem! - zaśmiał się niczym hiena jeden ze złodziejaszków.
- Właśnie! Geju <cenzura>! Wyglądasz jak cholerny mag! - dodał drugi.
Wówczas do akcji wkroczył...

Sir Hammerhead został wezwany do burmistrza Tuluize. Szef leżał na sofie, dając swemu brzuchowi rozlać się po powierzchni mebla. Wskazał rycerzowi krzesło. Sięgał co chwilę do miski pełnej suszonych owoców, które starannie selekcjonował, a następnie zacięcie jadł mlaszcząc przy tym. Po chwili symfonii dźwięków towarzyszących jedzeniu, rzekł do ciebie;
- Mój drogi, kochany Archie *mlask* *mlask* - powiedział ciężko. - Mam dla ciebie misję, misję wagi ogromnej!
Chwycił w garść morelę i rozgniótł. Sok polał mu się po krótkich paluchach, a on sam strasznie się zasapał.
- Chcą mnie zabić, Archie. Te bydlaki chcą mnie zabić... Twego dobroczyńcę - po okrągłej twarzy burmistrza pociekły łzy. - Musisz coś dla mnie zrobić, aby tego nie zrobili!
Spróbował wstać, co udało mu się za czwartym razem, sięgnął po paczkę leżącą obok sofy. Była niewielka, lekka, owinięta w szary materiał. Podarował ci ją, a następnie z westchnieniem położył się na sofie.
- Zanieś ją do księstwa Kreovalii w Gros Ventre, do mistrza Ulryka. Zapamiętasz? - po chwili dodał. - I pamiętaj, aby jej nie otwierać. Nigdy! Teraz ruszaj, a ja muszę zająć się ważnymi sprawami miasta...
Po czym zasnął ze śliną spływającą z kącika ust.
Rumak gotowy był już następnego dnia. A sam wyruszyłeś z kopyta na wschód (a może zachód? Po prostu jeden z pachołków burmistrza wskazał drogę, którą miałeś jechać). W pełnym rynsztunku ruszyłeś do Gros Ventre. Odnalezienie księstwa trudne nie było - po drodze nie zaatakowała cię ani jedna mantykora, choć mogłeś przysiąc iż widziałeś smoka. Gorzej było z ustaleniem obecności Ulryka, gdyż niektórzy mieszkańcy nie mówili ani w draa, ani w valenta (herezja!). Konia zostawiłeś w pobliżu tawerny pod "Stalowym Zakapiorem". W końcu odnalazłeś uliczkę, w którą miałeś skręcić. Po drodze natknąłeś się na pół-elfa, otoczonego przez sześciu bandziorów. Gdy przybyłeś, odwrócili się w twoją stronę;
- Kolejny obcokrajowiec, <cenzura>! - krzyknął jeden z ubranych na czarno bandziorów. - Czego tu szukasz, kafarze? Wasza trójka niech się nim zajmie - wskazał na część swych towarzyszy.
Nie byli zadowoleni.
- Ale... spójrz na jego posturę... To rasowy morderca! - zajęczał jeden.
Nogi pod nim wyraźnie dygotały.
- Zamknij się! To my tu jesteśmy od zastraszania, <cenzura>! - odezwał się szef.

Trzech dobrze zbudowanych drabów doskoczyło do rycerza, a reszta pozostała przy magu.

Ghrazzan "Żżżżżż" Ghraz
Dopiero po chwili ochłonąłeś i doszedłeś do siebie. Wciąż stałeś na ścieżce nieopodal lasu, która prowadziła do największego miasta Kreovalii. Nie zmieniło to faktu, iż leżący przed tobą w kałuży krwi, pozbawiony głowy mężczyzna, był poborcą podatkowym, który kazał ci zejść z drogi. Zrozumiałeś coś innego, usłyszałeś zdanie w którym padły słowa "twoja stara". Jednak teraz to już nieważne. Poborca miał przy sobie sakiewkę z około setką złotych kurintów, nieboszczykowi już raczej nie potrzebna. Najciekawsza była kartka, którą trzymał w ręku. Usiłowałeś się z niej czegoś doczytać, ale zawierała same znaczki. W tym momencie z lasu wyszedł podpity, długowłosy bard. Oprócz lutni, dzierżył również szklaną butelkę. Lekko się zataczał, ale niezwykle mądrym wzrokiem spojrzał na ciebie i trupa. Rozdziawił usta, upuścił butelkę, po czym podbiegł i z euforią krzyknął;
- Na wszystkie ideały! Zabiłeś poborcę podatkowego!
Podbiegł szybko i wyrwał ci kartkę z ręki. Następnie z ogromną prędkością wyrzekł;
- Nie możesz się doczytać? Tutaj pisze, że potrzebują kogoś do niebezpiecznej misji, i że trzeba się zgłosić do barmana z karczmy pod Stalowym Zakapiorem. O! Tam w mieście! - wskazał palcem majaczące domy przed tobą
Odrzucił kartkę i z niedowierzaniem powtórzył;
- Zabiłeś poborcę... jesteś moim idolem... - następnie krzyknął. - ANARCHIAAA!!!
Pobiegł w stronę najbliższej wioski, w dół doliny wrzeszcząc; Ludzie radujcie się! Ten gość zabił poborcę podatkowego! Mamy bohatera!


أغلبية أسفار vel Abd Amd Amal Abdul

Plotki o Lodowym Berle Króla Liszy znajdującym się w grosventrańskim muzeum doszły również do twoich uszu. Berło posiadało ponoć ogromną magię, ale to nieistotne - można na nim zbić ogromną fortunę, a jednocześnie wśród swego fachu zyskać opinię mistrza złodziei.
Stałeś przed gmachem muzeum, co chwilę ocierając pot z czoła - ofiary gorącej pogody. Muzeum było dość majestatyczne - wchodziło się do niego przez drogę wyłożoną kamieniami i kryształowe wrota. Marmurowe kolumny podtrzymywały sklepienie dachu przed wejściem. Światło wpadało przez szklane okna, co było rozwiązaniem nowatorskim w ostatnich czasach. Nad muzeum górowała kopuła z iglicą. Wszystko w barwie bieli, biło w oczy od światła. Przy wejściu stało dwóch strażników z halabardami, a czterech innych przechadzało się wokół. W prawym rogu muzeum krzątały się niziołki, usiłujące zamalować białą farbą napis "Sarumianie to k***Y".
W twojej głowie zaczął tworzyć się plan wkradnięcia do środka, ale należało doczekać do nocy. Tymczasem w mieście była tylko jedna tawerna i to pewnie z ograniczoną liczbą miejsc na nocleg...
 
Terrapodian jest offline  
Stary 18-06-2008, 21:52   #2
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nareszcie ważna misja!...Sir Archie znudził się bowiem zabijaniem uzbrojonych w widły i cepy bandytów, których dotąd wskazywał mu jego drogi przyjaciel Krago, burmistrz Tuluise. Swoją drogą, bandyci których spotykał na drogach, wykazywali większą pomysłowość w doborze uzbrojenia.
A ta misja, to był coś nowego i ciekawego...Sir Archie ostatnio czuł, że dusi się na rodowych ziemiach. Więc misja ta była dla niego wielce szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Szkoda tylko, że okazała się tak, uboga w wyzwania.
Zostawiwszy konia pod karczmą o „malowniczej” nazwie "Stalowym Zakapiorem" ruszył sir Archie, by wypełnić swój cel.
Miasto było nawet ładne, pachniało egzotyką, ale zdarzały się w nim miejsca, które taki cnotliwy i prawy rycerz jak sir Archie omijał szybko i zamkniętymi oczami.
Mimo problemów z porozumieniem się z miejscowymi ( to znaczy braku znajomości języka u sir Archiego i napadem nerwowego jąkania u każdego rozmówcy, który dowiedział się z kim ma przyjemność rozmawiać.) udało się sir Archiemu znaleźć drogę do siedziby mistrza Urlyka.
Zapewne cnotliwego rycerza dążącego do szerzenia pokoju i dobra na świecie. Był przecież przyjacielem burmistrza Tuluise, zacnego i wspaniałego człowieka, który nie robi nic innego, tylko dniami i nocami myśli jak wspomóc mieszkańców miasta...Tak przynajmniej twierdził, a sir Archie nie miał powodu by mu nie wierzyć.
Scena, na jaką natknął się za następnym zakrętem była oczywista. Zbóje napadły na pół-elfa/pół-elfkę...Niestety, o ile ludzkie kobiety dość łatwo było sir Archiemu rozpoznać ( ze względu na te...no...wiecie...te dwa z przodu), o tyle z innymi rasami były już kłopoty.
- O wy zbóje...Jestem Sir Archibald Hammerhead herbu Krwawy Młot -Whitmore-Tuluise, pan na Glowchester, diuk Whitmore, hrabia hrabia Tuluise, kaw...-wykrzyczał sir Archie, a jego wypowiedzi i towarzyszyły komentarze.
- To Hammerhead, słyszałem że... to psychopaci! - A ja, że obcinają jaja...- Durnyś, nie jaja, a głowy... - Jest jeden, poradzimy sobie!- Więc, ty idź pierwszy!
-... aler orderu stanika , bohater spod Goatmoree, Bladwick i Galwain. Członek honorowej straży królewskiej księstwa Valentis.- dokończył przedstawianie się sir Archie. I widząc, że jego przeciwnicy zgodnie z kodeksem rycerskim czekają na rozpoczęcie walki, wykrzyknął rodowe zawołanie.- Wypruć im flaki!
Po czym, wyciągnąwszy swój wielki dwuręczny miecz zaczął nim wykręcać młyńce, jednocześnie pędząc na wrogów. Ostrze miecza ze świstem cięło powietrze...i wszystko inne, co miało pecha znaleźć się na jego drodze.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-06-2008 o 17:18.
abishai jest offline  
Stary 19-06-2008, 12:21   #3
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Abd Amd Amal Abdul z zaciekawieniem przyglądał się kryształowym wrotom muzeum.
Gdyby tak odłupać kawałek... chociaż z drugiej strony, to chyba nie jest tak wartościowe... ale dobrze byłoby to mieć, ładnie wygląda. Cholera, Abd Amd Amal Abdulu, skup się na berle! Po chwili młodzieniec postanowił pogadać ze strażnikami i przy okazji rzucić okiem na wnętrze muzeum i położenie berła

- Amuf ramah alibusa amaf Muhammad Abdul ? - zapytał strażnika z halabardą

Po jego odpowiedzi, chłopak pokręcił głową z dezaprobatą i powiedział:

- Abl amf وهو موق Abdul radih blarlab ???????? alasm Abdul - po czym odszedł od gwardzistów. Po prawej stronie zobaczył niziołki zamalowujące jakiś napis na murach muzeum. Podszedł do nich i już miał zamar dobrać się do sakiewki jednego z nich, gdy jego uwagę przykuły czarne litery "to" na murze, i nie mógł oprzeć się tej pokusie.

- AMAF BLA ذه الكلم !!! - krzyknął pokazując w górę, a gdy "malarze" odwrócili wzrok ukradł dwie czarne litery z muru i schował do sakiewki. Przydadzą się - pomyślał zadowolony z siebie Abd Amd Amal Abdul snując bystry plan kradzieży berła z muzeum, jednak musiał zrobić coś jeszcze. Musiał zrobić dziurę w oknie nad napisem... a w sumie niewielką dziurkę. W tym celu wziął kamyk z drogi, oddalił się na jakieś 20 metrów od okna i rzucił, po czym odwrócił się i spokojnie odszedł. Po chwili odwrócił się, by sprawdzić, czy trafił w okno.


Po zrobieniu dziury udał się w stronę jedynej tawerny w mieście z nadzieją, że nie będzie musiał nocować pod gołym niebem. Zaczepił jakąś przechodzącą kobietę i wskazując na szyld z nazwą karczmy zapytał:

- لماض ?

Po czym przysunął się do niej, przystawiając swoją twarz do jej twarzy tak, aby oboje widzieli to samo i nadal wskazując na szyld karczmy zapytał ponownie, próbując w innym, mało znanym mu języku:

- Tha - werr - na ? - tym samym majstrując przy jej sakiewce.


Po rozmowie z kobietą udał się do tawerny w celu zapewnienia sobie noclegu. Zapytał po hebrajsku, czy dostanie tu pokój, ale karczmarz tylko dziwnie na niego spojrzał. Ehh... co za tępy naród, nikt nie mówi po hebrajsku... analfabeci... - pomyślał, po czym powiedział:

- Abd Amd Amal Abdul - pokazując na siebie,
- spać - i wskazał schody prowadzące na piętro.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 19-06-2008 o 19:00.
Vincent jest offline  
Stary 19-06-2008, 13:24   #4
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Hejże! - krzyknął Ghrazzan za bardem - jam że nie jest "Ten gość". Nażywam się... Żżżżż!!!
"Cholera" - pomyślał - "że też "ż" jest tak trudno wykrzyczeć. Ten głupek pewnie nawet nie usłyszał, a nie chcę być znany jako "Ten gość". Chociaż jak widzę zabijanie tych... jak-im-tam... pogrobców pogratkowych jest całkiem lubiane. Może warto się tym zając? Nie są zbyt groźni, a ludzie będą mnie za to kochali."
Po paru dłuższych chwilach rozmyślań, o których nie warto wspominać, Ghrazzan postanowił, że będzie zabijał wszystkich pogrobców jakich spotka. Podniósł z ziemi jakiś patyk, koło zwłok pogrobcy napisał "Ż", po czym schował swój miecz i ruszył w kierunku wskazanym przez barda.

Po jakiejś godzinie, może pół (Ghrazzan nie zna się na mierzeniu czasu) dotarł wreszcie przed bramy miasta.
- Wpuśćże mnie! - zawołał do strażników.
Ci dostrzegli krew na jego ubraniu, co nie wróżyło zbyt dobrze, a ponieważ każdy z nich miał żonę i trójkę dzieci (a przynajmniej tak przysięgali w chwilach gdy ktoś przykładał im nóż do gardła) postanowili nie ryzykować i potulnie wykonali polecenie Ghrazzana.
Ten jednak spostrzegł, że krew na ubraniu jakoś dziwnie wpływa na ludzi. Może warto się jej pozbyć, zresztą czerwony na czarnym tle nie prezentuje się zbyt dobrze.
-Gdzież mogę się trożkę obmyć żałosny człowieżku? - zapytał pierwszą napotkaną osobę.
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 19-06-2008 o 13:29.
Col Frost jest offline  
Stary 19-06-2008, 15:39   #5
 
Bartolini's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartolini ma wyłączoną reputację
Mag zwiedzał miasto. Przez spore za ceny w bogatym muzeum, raczej nie był szczęśliwy i chciał coś zdemolować, lecz powstrzymał się. Nadal wnerwiony na wysokie ceny w muzeum idzie szybkim krokiem przed siebie. Wchodzi w jakąś ciemną uliczkę. Nagle otacza go sześciu tępo wyglądających zbirów.
- No to mieszańcu <cenzura>, masz problem! - zaśmiał się niczym hiena jeden ze złodziejaszków.
- Właśnie! Geju <cenzura>! Wyglądasz jak cholerny mag! - dodał drugi.
W magu wszystko się gotowało, lecz zanim zdążył coś powiedzieć do akcji wkroczył Sir Archibald Hammerhead cośtam cośtam cośtam... Zbiry rozdzieliły się i była chwila ciszy, półelf chciał coś powiedzieć, lecz znowu nie zdołał gdyż Rycerz znowu zaczął się przedstawiać. Wszyscy byli zapatrzeni w debila w zbroi. Mag wykorzystał tą chwilę na przygotowanie czaru. W momencie gdy nadpobudliwy wojownik skończył gadać nareszcie Argor doszedł do głosu:
-Jam Argor, niepokonany dotąd mag ziemi. Wy gnoje chcecie mi stawić czoła?
Z ziemi wysuwa się ściana o szerokości uliczki oddzielająca 3 zbirów od reszty.
Hmm a jak laska się połamie? Tam i tak nie jest mi potrzebna, ale za to ładnie wygląda. Gdy usłyszał głos rycerza Wypruć im flaki!! zaryzykował laską próbując uderzyć wroga laską krzycząc:
-A masz ty głupi i zły wrogu!!!.
 
Bartolini jest offline  
Stary 21-06-2008, 08:50   #6
 
Tom Walker's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Walker nie jest za bardzo znany
Opat wydawał się dziwny Wanaldowi. Nie dlatego, że pieprzył bezsensu tylko, iż dziwnie gestykulował. Złudny widok dowódcy oddziału jako jakiegoś boga, sprawiał że rycerz początkowo chciał złożyć mu pobożny pokłon. W końcu był bogiem, a może to tylko nerwica? "Każdy z was zgłosił się dobrowolnie" te słowa opata jakby nie dotarły do Wanalda gdyż starał się ich nie słuchać i nie wypominać sobie swojego błędu młodości i dezorientacji.

Słowa o misji znów włączyły słuch rycerza. "Może w końcu powie coś nie od rzeczy" myślał Wanald. Na treść zadania oburzył się wyraźnie. Jak można odprawiać pogańskie rytuały w państwie boga?! Trzeba temu zapobiec!
- Za Dzień Ostateczny Kresch'Nei! - wykrzyczał po słowach opata.
Gdy on i generał wyraźnie rozmawiali o nim, Wanald zrobił minę debila i starał się nie zwracać na to uwagi.

Wreszcie na szlaku, po to aby głosić słowo Dnia Ostatecznego i powstrzymać wszelkich heretyków od niszczenia wszelkiego co święte. Karawana świętych rycerzy ruszających do walki ze złem i śmierdząca potem. Wyglądali nie nagannie lecz ten smród...

Wanald posłusznie wykonał polecenie generała. Podszedł i przeczytał o misji.
- Tu jest jakieś ogło... - mówił odwracając się i zobaczył uciekających przed nimi pobratymców. W pierwszej chwili ruszył w pościg, lecz po kilku upadkach przez ciężką zbroję zaniechał tej czynności.
Wrócił do kartki z napisem, przeczytał ją jeszcze raz i poszukał wzrokiem szyldu z napisem Tawerna pod Stalowym Zakapiorem. Gdy ją znalazł wszedł do środka.
 
__________________
I widzisz, Geralt, niekiedy bywa tak, że Bardzo Wielkie Zło chwyci cię za gardło i powie: "Wybieraj, bratku, albo ja, albo tamto, trochę mniejsze".
Tom Walker jest offline  
Stary 21-06-2008, 20:05   #7
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Sir Archibald Hammerhead i Argor
Sześciu zamaskowanych zbirów rzuciło się do walki, choć bicie i ograbianie uzbrojonych, było trochę trudniejsze niż atakowanie pijanych mieszkańców lub kobiet. Przede wszystkim zaskoczyła ich obecność jednego z Hammerhead'ów, o których dokonaniach krążyły legendy godne wampirzych lordów. Kolejną rzeczą, która utwierdziła ich w przekonaniu, że nie jest to zwykły napad rabunkowy, był mag. Gdy usłyszeli, iż pół-elf rzeczywiście jest magiem, spodziewali się fajerwerków, a na ich miejscu pozostanie para dymiących butów. Tymczasem rzucił się na nich ze swoją laską, którą uderzył przywódcę w nerki. Ten usiłował oddać mu sztyletem, lecz skończywszy swą mowę rycerz krzyknął i zaczął wywijać mieczem. Trafił początkowo jednego ze zbirów. Uciął mu rękę, a ofiara spojrzawszy na swój krwawiący kikut, osunął się na ziemię. Kolejny młynek rycerza ściął głowę kolejnego zbója, obryzgując Hammerheada obficie krwią.
- Dobra koledzy, spływamy... - krzyknął przywódca i uciekł wraz z ocalałymi.
Po chwili na miejscu akcji pozostały dwa trupy, pół-elf Argor i Archibald. Wówczas rozległ się świst podziwu i ktoś począł klaskać w dłonie. Z cienia wyłonił się siwowłosy starzec. Na prawym oku miał szmacianą opaskę, a zamiast prawej nogi drewnianą protezę z dobrego drewna. Na twarzy mężczyzny widniały blizny, a pozostałe oko wpatrywało się swoją niebieską tęczówką w maga i rycerza.
- Nieźle panie magu - rzekł swoim chrypliwym głosem w kierunku Argora. - Zapraszam pana do tawerny pod Stalowym Zakapiorem, gdzie pewni ludzie... hmm... docenią twoje umiejętności.
Po tym podszedł do pokrwawionego rycerza;
- Sir Archibald! Mój przyjaciel, Krago, mówił mi o tobie. Przyznam, że na żywo wygląda to efektywniej - rzekł. - To masz dla mnie tą przesyłkę... Archibaldzie?

Abd Amd Amal Abdul
Rozmowa ze strażnikami była bardzo szybka. Ubrany w błekitny mundur pół-ork spojrzał na ciebie swoimi ciemnymi, małymi oczkami i warknął kilka słów. Gdy zadałeś mu pytanie po hebrajsku, ryknął, po czym zaskoczony podrapał się po łysej głowie. Czarna czapka z herbem Gros Ventre spadła na ziemię, co zdenerwowało pół-orka. Odrzekł coś, co wnioskując po tonie, nie było zbyt miłe.

Okna znajdowały się wysoko, więc nie było szansy, aby przez nie zaglądnąć. Gdy krzyknąłeś w celu odwrócenia uwagi, niziołki spojrzały w tamtą stronę, po czym padły na ziemię oddając pokłon. Literki okazały się być namalowane, więc twój ekwipunek zasilił fragment tynku.

Rzucając kamieniem jakimś cudem trafiłeś. W oknie zrobiło niewielką dziurę, a z wnętrza dobiegł czyiś odgłos bólu. Przy tym uwagę na ciebie zwróciła straż. Jeden z nich pogroził w twoją stronę pięścią, krzycząc coś w stylu choerni turyszczi.

Kobieta, którą zaczepiłeś, spojrzała na ciebie z odrazą. Być może nie lubiła obcokrajowców. Potwierdziła kiwnięciem głowy, że to co wskazujesz, to tawerna. Kosztowało ją to 10 kunritów.

Karczmarz - tęgi jaszczuroczłek, spojrzał na ciebie spode łba, gdy zagadałeś do niego swoim hebrajskim. Wciąż czyścił kufel szarą szmatką. Powiedziawszy w języku draa, że chcesz spać, spojrzał jeszcze dziwniej.
- Nie rób ze mnie głupka, chłopcze - syknął karczmarz czystym hebrajskim. - My karczmarze, znamy wiele języków.
Splunął na bok i dodał;
- Pokój kosztuje jedenaście kunritów - rzekł. - Daj mi je i bierz pierwszy, wolny pokój.

Ghrazzan
Osoba, którą zaczepiłeś, był niskim, chuderlawym adeptem magii. Spojrzał w twoją stronę, a następnie zmalał. Upuścił książkę, której nazwa głosiła "Scriptur Magiciana", ale nic ci ona nie mówiła, właściwie to nawet nie wiadomo, czy potrafisz czytać. Studenciak wskazał drżącą ręką główną drogę;
- Ta-ta-ta-tam idziesz prosto-to-to-to i sz-sz-szukasz szyldu taw-w-w-werny z-z-z-z przyłbicą i-i-i tam możesz się umyć.
Pisnął, chwycił książkę i pobiegł w stronę bramy miejskiej.

To nie był koniec. Krew na ubraniu przywabiła trzech strażników miejskich. Błękitny mundur wyjątkowo odstraszał mieszkańców. Porządkowi wyglądali na wykwalifikowanych zabijaków, którzy urodzili się z drewnianą pałką w ręce. Podeszli do ciebie i otoczyli.
- Słyszeliśmy o morderstwie na poborcy podatkowym - powiedział szef. - Wiesz coś o tym?
Wzrok jakim cię uraczył, wyraźnie wskazywał, że odpowiedź na to pytanie zna z wyprzedzeniem. Ręce jego towarzyszy powędrowały do pałek, a wyraz ich oczu pałał żądzą krwi.
- Może pan iść z nami? - dodał dowódca brygady.
Wyraźnie zaakcentowane słowo "może" niwelowało końcowy pytajnik.

Wanald
Tawerna była dość schludna, choć i tak zeszła się grupa spragnionych chłodu obywateli - głównie obcokrajowców. Obszerne pomieszczenie mieściło wszystkich wizytatorów. Dodatkowo istniały jeszcze dwa piętra przeznaczone na pokoje. Przy ladzie negocjował cynamonowy jegomość, a karczmarz - tęgi, średniej wysokości, jaszczuroczłek - patrzył na niego z pobłażaniem. Prawie wszystkie stoły były pozajmowane, szczególnie te w ciemnych rogach pomieszczenia, gdzie siedzieli wątpliwej reputacji wędrowcy, nieustannie łypiący na gości tawerny. Wśród klientów występowały prawie wszystkie rasy i profesje, bez względu na płeć czy wiek. Z sufitu budynku zwisał na sznurach uzbrojony szkielet. Wyglądał na spreparowanego, jednak zbyt wiele szczegółów zgadzało się z anatomią. Dodatkowo zbroja nosiła ślady uderzenia pazurów dość dużego potwora.
Dojrzałeś wolne miejsce tuż przy ladzie. Wyglądało na niedawno umyte, gdyż brakowało pospolitych śladów po piwie czy rzygowin. Trzy świece były zgaszone, jednak światło wpadające przez okna wystarczyło.
Twoje przybycie nie wywołało żadnych efektów. Kilka osób naturalnie się odwróciło, ale natychmiastowo wrócili do swych ciemnych sprawek. Podeszła do ciebie za to dość atrakcyjna, złotowłosa pomocnica (?) karczmarza, która właśnie skończyła rozmowę z jedną z kelnerek.
- Witamy w tawernie Pod Stalowym Zakapiorem - powiedziała szybko. - Proszę zająć miejsce, a jedna z kelnerek zaraz pana obsłuży
 
Terrapodian jest offline  
Stary 22-06-2008, 01:03   #8
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Eee... Podbrodcy Gadatkowego? Dziwnaż nazwa, prawdaż? Ależ tak, żpotkałem go w drodże. Żałatwiłem go, nie musicie się już nim przejmować. Możecie powtarzać, że zrobił to Żżżżżż. Nie "Ten gość", tylko Żżżżżż, żapamiętajcie. - powiedział Ghrazzan, dumny ze swego czynu.
- Dżo do tego pójścia ż wami. Przykro mi, ale nie mam dżasu. Mużę się jeżcze obmyć. Widżicie jak wyglądam, prawdaż? A nie mogę tak odstażać miezkańców, także przeprażam panów.
To powiedziawszy, odsunął dwóch strażników, ze swej drogi i ruszył przed siebie, poszukując szyld tawerny z przyłbicą. Nagle stanął w miejscu
"Ale zaraz. Co to do cholery jest przyłbica?"
Odwrócił się z powrotem do strażników.
- Pżeprażam bardzo. Czyż mogą mi panowie rzec, czymże jest przyłbica?
 
Col Frost jest offline  
Stary 22-06-2008, 21:38   #9
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
- Pokój kosztuje jedenaście kunritów. Daj mi je i bierz pierwszy, wolny pokój – powiedział karczmarz po hebrajsku

No, w końcu ktoś mówi po hebrajsku. Ale jedenaście kunritów ? Stanowczo za drogo…

- Hahaha – zaśmiał się młody talib – Naprawdę lubię karczmarzy z poczuciem humoru. Mogę dać siedem, to szczęśliwa liczba…- powiedział, ale po chwili zmienił zdanie. - albo nie, nie ważne. – chłopak wypił kilka łyków piwa z kufla kolesia siedzącego obok, który przed chwilą się odwrócił, wodząc wzrokiem za atrakcyjną blond-kelnerką. Abd odstawił kufel dokładnie tam, skąd go wziął - Słuchaj, jak nazywa się to miejsce? Co ciekawego można znaleźć w tej mieścinie? Sklepy, handlarze… wiesz… takie tam… - chłopak początkowo chciał ukraść butelkę wina z baru, ale zmienił zdanie, w końcu to jedyny lokal w mieście, w którym można się przespać.

Po rozmowie z barmanem postanowił zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy do akcji, zaczął od handlarza, którego szyld głosił „Przetrwanie” i który – o dziwo – mówił po hebrajsku. Większość przedmiotów która była w sklepie, do przetrwania była totalnie zbędna, a resztę Abd Amd Amal Abdul potrafił zastąpić widłami lub sztyletem, lecz wypytywał skrzętnie sprzedawcę o scyzoryki, o ich dostępne rodzaje, kolory, o dodatki i o kolory dodatków. W dogodnym momencie schował kilkumetrowy kawał cienkiego sznura i jakąś książkę pod płaszczem. Później poprosił o pięciometrowy kawał grubej liny. Niezależnie od tego, ile za nią będzie chciał i tak powiem, że za drogo i postaram się coś utargować – pomyślał. Książka, którą ukradł okazała się pamiętnikiem. Chłopakowi udało się odczytać tytuł: „Dzienniki Łowieckie”. Przeglądając zauważył, że książka jest niedokończona, miała około pięćdziesiąt zapisanych kartek i drugie tyle pustych. Widocznie ten, kto pisał ten dziennik, nie był zbyt dobrym łowcą. Tak czy inaczej, plan kradzieży berła, który malował się w złodziejskim umyśle Abd Amd Amala Abdula był już bardzo wyrazisty. To musi się udać.

Następnie młody odwiedził zielarza, lecz akurat w tym wypadku nie miał szczęścia, co wcale go nie zmartwiło… a wręcz przeciwnie, bo ułatwiało mu zadanie.

- Amd hamab balar abad Abdul ? – zapytał wskazując na słoik stojący dokładnie za sprzedawcą.

- Eeee.. nie rozumiem, tego chcesz ? Chcesz wiedzieć, za ile to, czy pytasz co to jest ? – powiedział sklepikarz w draa, a talib mniej-więcej zrozumiał, o co mu chodziło, ale nie zamierzał ułatwiać mu zadania

- Babd akubd Muhammad abalalam kelif Abdul. – stwierdził, wykonując ruch ręką lekko w dół i w lewo, a gdy ten się obrócił wyciągnął garść liści herbaty ze słoika i schował do kieszeni spodni. Gdy sprzedawca powiedział, że zioło wskazane przez chłopaka to bazylia, on udał zdziwienie, pokiwał głową i podziękował w języku draa, po czym odszedł.

No to już mam prawie wszystko. Pozostał tylko jeden element dzielący mnie i mój idealny plan od zakończenia fazy przygotowań. No, dwa elementy. Musi jeszcze nadejść noc, teraz jest trochę za dużo strażników i muszę mieć białe prześcieradło, albo chociaż białe ciuchy… znacznie lepsze byłoby prześcieradło. Chyba najlepiej będzie wynająć pokój na noc… - rozmyślał kierując się ponownie w stronę karczmy, łowiąc monety pomiędzy pokruszonymi kawałkami tynku i przeliczając je. Jak mnie nie stać, to na pewno ktoś się ze mną podzieli… albo zagram w karty, w sumie mam szczęście do kart… no, ewentualnie, jak to wszystko zawiedzie to i tak mam plan awaryjny…
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 22-06-2008 o 21:46.
Vincent jest offline  
Stary 26-06-2008, 23:19   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka rozczarowała sir Archiego...Nie była bowiem to potyczka godna pieśni. Wolałby przeciwnika, który nie ucieka lub mdleje tylko dlatego, że losowa kończyna z jego ciała została odcięta. W dodatku reszta rejterowała nie doznawszy nawet drobnych obrażeń, skaziwszy w ten sposób honor swych przodków. Sir Archie rozważał przez chwilę, czy aby za nimi nie pogonić i litościwie pozbawić ich głów, aby do świata zmarłych przeszli z dumnie podniesioną gło...eee....Z dumnie wypiętym tułowiem. Ale pozostała pilniejsza sprawa. Uratował życie gościowi w kiecce. Honor wymagał, by półelfi magik służył sir Archiemu jako giermek, dopóki nie będzie miał okazji spłacenia długu, ratując życie błędnemu rycerzowi. Niemniej zanim zdążył przypomnieć o tym honorowym długu półelfowi, pojawił się staruszek. Sądząc po bliznach, był on uczestnikiem wielu pojedynków i niewiele z nich wygrał.
- Nieźle panie magu - rzekł swoim chrypliwym głosem w kierunku Argora. - Zapraszam pana do tawerny pod Stalowym Zakapiorem, gdzie pewni ludzie... hmm... docenią twoje umiejętności.
Potem podszedł do sir Archiego.
- Sir Archibald! Mój przyjaciel, Krago, mówił mi o tobie. Przyznam, że na żywo wygląda to efektywniej - rzekł. - To masz dla mnie tą przesyłkę... Archibaldzie?
- Mistrz Urlyk? Spodziewałem się kogoś innego...Znaczy bardziej rosłego.-odparł sir Archibald. Po czym gorączkowo zaczął klepać się po zbroi płytowej...dopiero po chwili zorientowawszy się, iż jego pancerz nie ma kieszeni. Zastanawiał się więc głośno.- Przesyłka, przesyłka...Co ja zrobiłem z przesyłką? A tak! Nie mieściła się pod napierśnik, więc zostawiłem w ją w sakwie przy siodle mego wierzchowca. Ale jestem pewien, że jest bezpieczna. W końcu w karczmie pod "Stalowym Zakapiorem" zbierają się jedynie uczciwi i praworządni mieszkańcy, jakich pełno w tym mieście. Nieprawdaż?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-06-2008 o 00:00.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172