Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2008, 20:19   #1
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
[Storytelling]Mrok...

MROK



Hope
Jak się okazało łączenie interesów z przyjemnością nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza w przypadku gdy w grę wchodzi handel narkotykami. Wiedziałeś że wkrótce przyjdzie Ci zapłacić za popełnione błędy dlatego musiałeś uciekać... Słuszna decyzja zwłaszcza że tuż po opuszczeniu domu odwiedzili go ludzie PJ-a. Teraz musiałeś zacząć wszystko od nowa... Odwyk w Bilings a potem do Martiego Twojego starego znajomego... Taki był plan... Prosty i wyjątkowo klarowny... Co mogłoby pójść źle???

Powoli otworzyłeś oczy. Z początku wszystko wydawało się rozmyte ale szybko obraz się wyostrzył. Nad Tobą znajdowały się drewniane deski stropowe jakiejś altany czy szopy. Rozejrzałeś się wciąż trochę nieprzytomnie na boki i zobaczyłeś że faktycznie jest to altanka do tego dość stara. Farba odłaziła z drewna płatami a jedna ściana była ekstremalnie wychylona na zewnątrz. Poczułeś chłodny podmuch wiatru na twarzy. Przetarłeś oczy i znów się rozejrzałeś wciąż leżąc na drewnianej podłodze. A jednak nie był to sen czy efekt po narkotykowych halucynacji jak z początku myślałeś. Gdzie więc do ciężkiej cholery byłeś?! Podniosłeś się powoli. Samochodu nie było nigdzie widać a Ty sam poza głodem narkotykowym nie czułeś się właściwie najgorzej, wątpiłeś więc w to że mogłeś trafić tu w wyniku wypadku samochodowego, zresztą do cholery powinieneś pamiętać lot przez przednią szybę do jakiejś zasranej altanki. Tymczasem ostatnie co pamiętałeś to to ze spokojnie jechałeś sobie szosą a w tle leciał jakiś kawałek Presleya... I co potem? Nic. Pustka. Jakby urwał Ci się film. Przejrzałeś kieszenie. Spluwa byłą na miejscu podobnie jak noże, pocket pc, trzysta dolców na podróż i ipod. Niestety reszta forsy była w samochodzie podobnie jak naboje do Twojego gnata... No ale zawsze miałeś magazynek napełniony do połowy... Ale zaraz... Skoro to wszystko zostało w samochodzie to skąd w kieszeniach kurtki wzięła się kokaina, którą schowałeś pod fotelem? Może coś Ci się popierdoliło? Nie niemożliwe nigdy nie upchałbyś całego towaru po kieszeniach! Bardziej wkurwiony niż wystraszony wyszedłeś z altanki. Gęsta mgła wokoło nie pozwalała zobaczyć niczego co znajdowało się w odległości większej niż 2 metry. Zerknąłeś w kierunku miejsca swego przebudzenia i oto kolejna niespodzianka... Wokoło drewnianej budowli ktoś ułożył stos z suchych gałęzi... To było cholerne ognisko!!! Co to kurwa ma znaczyć? Ktoś chciał Cię spalić żywcem? Ludzie PJ-a Cię dorwali? Nie na pewno nie... Przecież zabraliby Ci broń i związali... Jednego byłeś pewny. Trzeba było stamtąd spieprzać i to jak najszybciej...


Alex
Podróż nad morze. Idealna okazja na... "naprostowanie" niektórych spraw... Wyjaśnienie wszystkiego bratu, odnowienie kontaktów z córką i ostateczny powrót na "właściwy tor" twego popapranego życia... Droga była pusta więc jechało sie dość spokojnie. Matthew spał na tylnim siedzeniu. Niech śpi pomyślałeś, w końcu i tak nie zamierzałeś przeprowadzać z nim rozmowy w samochodzie... Nie tu trzeba lepszego momentu. Jechaliście tak obaj aż nagle...

Podniosłeś powieki i niemalże natychmiast zerwałeś się na równe nogi. Nie miałeś pojęcia co się stało, gdzie jesteś, czy jak się tu znalazłeś a co najważniejsze gdzie był Twój brat???. Sięgnąłeś po broń i nerwowo zacząłeś się obracać w koło szukając ewentualnego przeciwnika. Sala była jednak pusta. Dopiero teraz gdy nieco się uspokoiłeś rozpoznałeś miejsce jako kręgielnie. Siedem miejsc do gry i wielki napis "Bowlling!!!" dobitnie to potwierdzały. Stoły z tyłu sali pozostawione były w nieładzie. Część z nich była powywracana tak jakby goście opuścili lokal w pośpiechu. Podobnie na torach panował nieporządek. Kule leżały między miejscem wyrzutu a kręglami, jakby zatrzymane w trakcie swej drogi. Jarzeniówka przed Tobą mrugała nerwowo podkreślając dziwaczny klimat tego miejsca. Naglę Twoją uwagę przykuło coś cholernie niepokojącego... Na Ścianie na lewo widniała plama krwi sporych rozmiarów. Do tego ciągnął się od niej ślad jakby ofiara została przeciągnięta po ścianie aż do drzwi prowadzących na zaplecze, które w tej chwili pozostawały zamknięte. Co gorsze krew na ścianie nie była skrzepnięta... Ba wyglądało to tak jakby plama powstała kilka minut temu... Narastał w Tobie niepokój... Gdzie był Matthew? Adrenalina zaczęła buzować Ci w żyłach gdy z tym pytaniem w głowie przyglądałeś się krwi...


Matthew
Udawałeś że śpisz na tylnim siedzeniu. Może i pozbierałeś się z nałogu ale jednak trudne pytania, których spodziewałeś się od brata jakoś Cię niepokoiły. Niechciałeś do tego wracać nawet w rozmowie. I ta przeklęta obawa że Alex Ci nie ufa i dlatego zabrał Cię ze sobą. W końcu naprawdę udało Ci się zasnąć po to tylko by mieć niezbyt miłe przebudzenie...

Otwarcie oczu jakby nic nie dało. Wciąż miałeś czarno przed oczyma. Dopiero po chwili zorientowałeś się że to nie czerń lecz brąz. Sufit i ściany korytarza w którym się znajdowałeś były niemal całkowicie pokryte grzybem w tym jakże pięknym kolorze... Podniosłeś się powoli. Żarówka na końcu korytarza dawała nikłe światło przez zabrudzony klosz. Wytężyłeś wzrok i rozejrzałeś sie dokładnie dokoła. Był to prosty korytarz w jakiejś kamienicy. Dwoje drzwi na lewo, dwoje na prawo, schody na jednym końcu i... okno na drugim... szczelnie zabite deskami... Gdzie byłeś u licha i jak się tu znalazłeś??? To zabite deskami okno wydawało się nie wróżyć niczego dobrego... Gdzie był Twój brat ? Czy nic mu się nie stało? Sytuacja naprawdę nie sprzyjała optymizmowi. Odruchowo włożyłeś ręce do kieszeni. Wszystkie podręczne rzeczy były na miejscu. I nawet coś więcej mały woreczek z białym proszkiem, jak się okazało po wyciągnięciu zawiniątka z kieszeni, Była to kokaina, poznałeś od razu. Tylko skąd wzięła się w Twojej kieszeni? Nagle z pokoju na lewo od okna dobiegło Cię ciche skrzypnięcie. Jakby ktoś tam był... Może to Alex??? A jeśli nie on to kto??? Włosy stanęły Ci dęba...
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!
Kolmyr jest offline  
Stary 27-06-2008, 21:36   #2
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Nie miałem ochoty na tę rozmowę. Bałem się jej, chociaż wiedziałem, że jest nieunikniona. Ale chciałem jak najbardziej odwlec ją w czasie i pewnie dlatego usiadłem na tylnym siedzeniu.
Niebo, zasnute ciemnymi chmurami, nie przepuszczało zbyt wiele promieni słonecznych. Niedługo po tym, jak wyjechaliśmy za miasto, spadły pierwsze krople. Monotonne bębnienie deszczu o szyby i dach samochodu, odgłos pracujących wycieraczek, szum zza okna i cicha ballada rockowa puszczana przez jedną ze stacji radiowych umożliwiłyby mi zaśnięcie w zadziwiająco krótkim czasie. Lecz nie tym razem. Pozostało mi tylko udawać, że śpię.
Nagle zauważyłem, że wszystko ucichło. A może jednak przysnąłem? Otworzyłem oczy. Albo ich nie otworzyłem. Ciągle ogarniała mnie ciemność. Wytężywszy wzrok, dostrzegłem zarysy ścian, drzwi, rozejrzawszy się, stwierdziłem, że znajduję się w korytarzu jakiejś kamienicy, a na dodatek nie wiem, gdzie jestem. Gdzieś, na drugim końcu pomieszczenia, znajdowało się źródło nikłego światła. Powoli dźwignąłem się na nogi i jak głupi owad ruszyłem w stronę światła. Odruchowo moje dłonie powędrowały najpierw do jednej, potem do drugiej, a na końcu do trzeciej kieszeni spodni.
- Klucze... komórka... MP4... - zamarłem, moje palce natknęły się na małą foliową torebkę. Wyjąłem małe zawiniątko. Ze zgrozą stwierdziłem, że trzymam w dłoni narkotyk. Zahipnotyzowany wpatrywałem się w biały proszek.
- Co do ku.. skąd się to... - nie miałem pojęcia co powiedzieć, myśleć. Miałem ochotę wyrzucić, cisnąć przedmiot na drugi koniec korytarza, czułem, że tak trzeba. A jednak nie mogłem.
Fala gorąca przelała się przez mój kark, gdy usłyszałem skrzypnięcie, jakby ktoś skradał się i niepewnie stanął na jednej z desek. Odruchowo, nawet tego nie zauważywszy, schowałem folię z powrotem do kieszeni.
- Al..? - urwałem w połowie. Sięgnąłem po nóż, żałując, że nie sprawiłem sobie lepszej broni. - Latarka też by się przydała - mruknąłem sam do siebie, myśląc o walizce, która została w bagażniku samochodu Alexa. Powoli, uważając, by i mi nie zaskrzypiała podłoga, podszedłem do drzwi. Gwałtownym kopniakiem, wkładając w to całe swoje ciało, otworzyłem drzwi i zaraz odskoczyłem, jednocześnie wykonując pchnięcie nożem, na wypadek, gdyby ze środka jednak miał wyskoczyć jakiś szaleniec.
 
__________________
.
Baranio jest offline  
Stary 27-06-2008, 22:13   #3
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Jazda była okropnie nużąca, a monotonia odgłosów wokół mnie wcale nie działała za dobrze. Czułem, jak powoli ogarnia mnie senność, oczy lekko szczypały, domagając się przymknięcia powiek. Nie mogłem zasnąć, nie za kierownicą, jak jakiś ostatni idiota. Spojrzałem w lusterko, w którym odbijała się skulona postać mojego młodszego brata – kiedy spał na tylnym siedzeniu wyglądał tak samo niewinnie, jak kilkanaście lat temu...
Pogrzebałem nerwowo w jednej z kieszeni kurtki, w poszukiwaniu portfela. Był to niewielki, prostokątny przedmiot wykonany z materiału podobnego do skóry.
Otworzyłem go i spojrzałem na dwa zdjęcia, które zostały wepchane doń dawno, dawno temu.
Pierwsze z nich przedstawiało mężczyznę i kobietę – leżących razem na aksamitnej pościeli, szczęśliwych. Ona zaraz miała zostać podrapana po policzku jego szorstkim zarostem, by później...
Tak, to były szczęśliwe dni, kiedy jeszcze miałem żonę... Drugie ze zdjęć było bardziej wymięte, jakby częściej wyciągane. Przedstawiało ono uśmiechniętą, niebieskooką dziewczynkę o jasnych blond włosach... Była to Natalie – moja córeczka... Córeczka, do której jechałem, aby zabrać ją na cholerne dwa tygodnie, bo ta suka – Jeniffer – po rozwodzie dostała jako jedyna prawo do opieki nad tym małym skarbem.

Otworzyłem oczy i w mgnieniu oka dotarło do mnie, że znajduję się w kompletnie mi obcym miejscu. Może to przyzwyczajenie, może doświadczenie z czasów, kiedy jeszcze byłem w oddziale S.W.A.T-u, sprawiło, że niemal od razu podniosłem się na równe nogi z gnatem w ręku.
Kręgielnia? Co ja, do kurwy, robię w kręgielni?!
Chwilowo opuściłem broń, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wyglądało, jakby przed chwilą przeszło przez nie tornado. Stoliki i krzesełka porozwalane, kule zostawione w nieładzie na środku toru...
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie jest...
- Matt? – krzyknąłem, nie uzyskując żadnej odpowiedzi. – Matt?! Ktokolwiek?
Prawie że upuściłem pistolet na podłogę, dostrzegając na ścianie wielką, czerwoną plamę, która ciągnęła się aż w stronę drzwi. Jakby jakiś popieprzony psychopata ciągnął swoją ofiarę po ścianie...
- Kurwa mać – mruknąłem, chwytając pewniej za broń i powolnym, ostrożnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi, do których prowadził ślad krwi.
Co prawda tym razem nie miałem ze sobą całego swojego oddziału wyszkolonych SWATowców, ale sam nie byłem przecież najgorszy w te klocki.
- Matthew, jeśli to jakiś pierdolony żart... Lepiej, żebyś mi się na oczy nie pokazywał – powiedziałem ni to sam do siebie, ni to do pustego pomieszczenia.
Podszedłem do drzwi i nacisnąłem klamkę, trzymając w gotowości berettę.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg psiloveyoupic15.jpg (37.1 KB, 5 wyświetleń)
lastinn player
File Type: jpg fanning05.jpg (30.6 KB, 7 wyświetleń)
lastinn player
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 28-06-2008, 01:23   #4
 
marcinchicago39's Avatar
 
Reputacja: 1 marcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znany
Nie mogłem tego zrozumieć, jak, dlaczego. Już nie raz miałem takie odloty, że nic nie pamiętałem, budziłem się w miejscach, które widziałem pierwszy raz w życiu. Ale to nie było to samo, po pierwsze nie byłem na żadnej imprezie, jechałem samochodem i tak po prostu znalazłem się w postaci kiełbaski na ognisku. Jednego byłem pewien, to nie było dzieło PJ, on nie bawił się w takie głupoty.
Mgła była tak gęsta, że ledwo widziałem swoją wyciągniętą rękę. Po kilku minutach chodzenia bez celu, trochę się oswoiłem z otaczającym mnie klimatem. Musiało minąć sporo czasu, bo czułem się strasznie, wyciągnąłem towar, na szczęście nie było wiatru, przykucnąłem i zręcznie wciągnąłem sporo porcję prosto z torebki. Natychmiast lepiej mi się myślało. Doszedłem do wniosku, że warto by jednak wrócić do miejsca, w którym się obudziłem, postaram się tam przyczaić, może ktoś się pojawi i wyjaśni się jak się tu znalazłem i gdzie jestem. Może gdyby nie ta mgła poszedłbym dalej, ale perspektywa błądzenia w tym nie znajomym miejscu przerażała mnie chyba bardziej niż spotkanie z tymi, którzy chcieli mnie usmażyć. Co oni w ogóle sobie myśleli zostawiając mi pistolet - może, że już się nie obudzę?
Po jakimś czasie udało mi się wreszcie odnaleźć altankę, nadal nikogo tu nie było, nie wszedłem jednak do środka. Przyczajiłem się w pobliżu, starałem się być jak najmniej widoczny, może wreszcie ta zasrana mgła się do czegoś przyda.
W mordę - co to za jakaś chora akcja, jeszcze nigdy nie miałem takich jazd - pomyślałem. Teraz, kiedy juz tu leżałem zacząłem zastanawiać się czy jednak dobrze zrobiłem wracając, może jednak powinienem stąd spieprzać. Muszę się na coś kurwa, zdecydować - a dobra, poczekam tu trochę i zobaczymy.
Leżałem bez ruchu i czekałem, tylko na co...
 

Ostatnio edytowane przez marcinchicago39 : 28-06-2008 o 14:16. Powód: post nie zgoodny z założeniami MG
marcinchicago39 jest offline  
Stary 28-06-2008, 20:52   #5
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Matthew

Kokaina... sam fakt trzymania jej w dłoni sprawiał że czułeś się silniejszy choc jednocześnie uświadamiało Ci to Twoje słabości... Dobrze wiedziałeś że nigdy nie będziesz całkowicie wolny od narkotyków... Takie życie nałogowca... Ciągła konieczność samokontroli i ciągła walka z tą słodką słabością... Nie raz po tym jak rzuciłeś ten cały syf łapałeś się na tym, że podczas gorszego dnia nie marzyłeś bardziej o czymkolwiek innym niż o kwasie czy innym podobnym syfie... Do tej pory udawało Ci sie odpychać takie myśli teraz jednak gdy towar pchał Ci się sam w ręce w dodatku w takiej sytuacji... Nie wyrzuciłeś jej jednak tak jak powinieneś. Kiedyś Triss dała Ci trochę koki do "skosztowania" jak to ujęła... wciągnąłeś białą ścieżkę wprost z jej nagiego uda... Efekt był całkiem niezły... Myślałeś szybciej.. do tego czułeś się panem świata... Jakbyś nie bał się niczego i mógł przenosić góry... Wszystko było żywsze i szybsze... ahh ta słodka Euforia... Prawdopodobnie to był jeden z najlepszych stosunków jakie przeżyłeś. Potem było już tylko coraz... dziwniej? Ale nie ważne... Odepchnąłeś te wspomnienia i w tej samej chwili usłyszałeś dźwięk z pokoju nieopodal. Ktoś się tam poruszał, może skradał? Schowałeś Torebkę do kieszeni a jej miejsce w Twej dłoni zastąpił nóż. Półmrok w jakim się znajdowałeś nie sprzyjał działaniu czy nawet myśleniu jednak dość szybko podjąłeś decyzję. Powoli i ostrożnie zakradłeś się do drzwi by nie zdradzić swej obecności tak jak ewentualny napastnik. W dzieciństwie nauczyłeś się jak poruszać się bezszelestnie by nie obudzić śpiącego ojca... Gdy podszedłeś już do drzwi wyważyłeś je z kopniaka. Lekko spróchniałe drewno łatwo ustąpiło i drzwi z impetem upadły na podłogę mieszkania. Wtem... nie nic się o dziwo nie stało. Ani świra z nożem ani nic innego w tym guście. Odskoczyłeś a nóż uderzył w pustą przestrzeń przed Tobą. Ot zwykły przedpokój z tandetnym stolikiem i dwoma parami drzwi na lewo i prawo, tym razem otwartymi. Przez te na prawo sączyło się słabe światło jakby przez jakąś szparę? Choć wyglądało jak światło dzienne było jakby nieco przytłumione. Skąd pochodził ów dźwięk? Jeśli ktoś tam był to zapewne krył się teraz w jednym z pomieszczeń i czekałł na moment Twej nieuwagi...



Alex

-Matthew, jeśli to jakiś pierdolony żart... Lepiej, żebyś mi się na oczy nie pokazywał – powiedziałeś ni to sam do siebie, ni to do pustego pomieszczenia.

Tak czy inaczej odpowiedź nie padła. Podszedłeś do drzwi z wyciągniętą bronią i nacisnąłeś klamkę. Gdy drzwi się otworzyły usłyszałeś głośny hałas, momentalnie odskoczyłeś i wycelowałeś w nie pistolet, dopiero teraz rozpoznałeś w dźwięku coś mechanicznego jakby praca jakichś maszyn jednak zdecydowanie zbyt głośna. Drzwi same otworzyły się do końca uderzając o ścianę. Zobaczyłeś pracującą maszynerię odpowiedzialną za ustawianie kręgli na swe miejsca, zapewne ciągnęła się wzdłuż całej ściany. Tylko czemu wyła tak głośno u licha?! Kręgle na torach posłusznie zaczęły wracać na swoje miejsce a po chwili gdy wszystkie były już poustawiane praca maszyn ustała. Dziwna synchronizacja... To raczej niemożliwe żeby urządzenie reagowało na naciśnięcie klamki... Chociaż nie było to pod względem technicznym niemożliwe. Gdy było już cicho usłyszałeś jakby coś spadło na ziemię jakiś metalowy przedmiot a potem jakiś chrobot. Zajrzałeś szybko do środka ale jedyne co zdążyłeś dostrzec to para butów znikająca w szybie wentylacyjnym na lewo. Metalowy przedmiot, który narobił spadając hałasu, to zapewne klapa, która leżała pod owym miejscem. Podbiegłeś tam i wycelowałeś w szyb niczego jednak nie było już widać... Nic już też nie usłyszałeś mimo iż stałeś chwilę nasłuchując. Co u licha tam się działo ? Ktoś chyba ukrył się w szybie ale czemu? I jak tam wlazł? Strop był tak wysoko że nie dałoby rady tam podskoczyć a nie widziałeś niczego po czym można by się było wspiąć... Nieopodal stała co prawda szafka z narzędziami ale wydawała się znajdować w zbyt dużej odległości by mogła posłużyć do tego celu. Z drugiej strony korytarza widziałeś drzwi zapewne było to coś na kształt tylnego wyjścia.
Dopiero teraz dostrzegłeś dalszy ślad krwi na ścianie od miejsca gdzie przechodził przez drzwi prowadził przez ścianę właśnie do klapy nad Tobą... Jeśli ten gość tak krwawił to dostanie się tam graniczyło z cudem a jeśli kogoś tam wtargał to też musiałbyś jakimś zasranym Supermanem...



Hope

Jak dobrze że ktoś zostawił Ci Twój towar. Jedna ścieżka i od razu poczułeś się lepiej. Wszystko było o wiele klarowniejsze nawet pomimo tej przeklętej mgły... Wróciłeś do altanki-ogniska i przyczaiłeś się w jej pobliżu częściowo ukryty przez jedną z wystających za bardzo gałęzi. Trawa drażniła Cię niesamowicie dlatego co chwila się wierciłeś i zmieniałeś pozycję. Leżałeś tak chwile zastanawiając się nad możliwymi odpowiedziami na pytania jakie sobie wcześniej zadałeś jednak nie mogłeś jakoś wpaść na nic sensownego... Mgła nie miała chyba zamiaru się rozproszyć a nawet przeciwnie wydawało Ci się że gęstnieje. Wtem... usłyszałeś w oddali jakiś ryk coś jakby wycie rannego zwierzęcia na sawannie... Co do cholery? Chwilę potem usłyszałeś jakiś szelest. Jakby coś przedzierało się przez chaszcze. Może to faktycznie jakiś zbłąkany jeleń albo inne cholerstwo. Uważnie patrzyłeś przed siebie gdyż z Tamąd pochodziły odgłosy. Z czasem stawały się coraz głośniejsze a wiec ich źródło musiało się zbliżać do Ciebie. Może powinieneś uciekać... Nie. Zachowałeś zimną krew i postanowiłeś czekać dalej w ukryciu. Nagle szelest ucichł. Wtedy to zobaczyłeś. Ciemny kształt za mgłą... Jakby... średniego wzrostu otyły kulejący człowiek. Zatrzymał się jakieś 5 metrów przed Tobą i... przyglądał Ci się?! Przeszedł Cię dreszcz. Przecież nie mógł Cię widzieć w tej mgle!!! Przekrzywił głowę na lewo i stał tak kilka sekund po czym wydał z siebie ten potworny ryk jaki słyszałeś na początku. Aż zmroziło Ci krew w żyłach. Zaczął się oddalać tam skad przyszedł. Na szczęście to zrobił. Chociaż cały czas trzymałeś rękę na gnacie to byłeś zbyt zaskoczony i przerażony by go użyć... Już po chwili wszelkie dźwięki ucichły...
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!
Kolmyr jest offline  
Stary 30-06-2008, 10:39   #6
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Praca maszyn ucichła tak szybko, jak się pojawiła – co swoją drogą nie było normalne, ale przynajmniej bębenki w uszach mi nie popękały. Gdy tylko przyzwyczaiłem się do panującej chwilowo ciszy, coś – jakby odgłos jakiegoś metalowego przedmiotu upadającego na podłogę – ją bezczelnie zakłóciło. Adrenalina od razu podskoczyła o kilka stopni wzwyż, a kilka zimnych kropelek potu pojawiło się na czole.
Poczułem się jak w jakimś marnym horrorze klasy B o niskim budżecie, gdzie główny bohater wsadza nos tam, gdzie nie powinien, jak na przykład do miejsca, do którego prowadziła krew na ścianie.
- Jest tu ktoś? – rzuciłem, przy okazji wkraczając do pomieszczenia z wycelowaną bronią.
Po raz kolejny nie dostałem żadnej odpowiedzi. Zamiast niej ujrzałem parę butów znikających w szybie wentylacyjnym i metalową klapę, leżącą na podłodze.
- Matt?! – krzyknąłem, odruchowo celując w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowały się czyjeś nogi. – To wcale, kurwa, nie jest zabawne...
Opuściłem broń, wsłuchując się w ciszę, panującą w, jakby mogło się zdawać, całym budynku.
Rozejrzałem się dookoła, chcąc dowiedzieć się, jak ktoś mógł się dostać do szybu, który znajdował się tak cholernie wysoko. Spostrzegłem szafkę stojącą na drugim końcu pomieszczenia, ale była z pewnością za daleko, aby można było dzięki niej przedostać się do szybu.
Postanowiłem zaniechać marnych prób ścigania tej osoby, kiedy spostrzegłem kolejne ślady krwi prowadzące w stronę miejsca ucieczki owego osobnika. Co dziwne, dosyć spore i nieco przerażające ślady krwi nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia – jakby był to najzwyklejszy element ozdobny.
Idąc ku szafce z narzędziami zauważyłem drzwi, które prawdopodobnie stanowiły jakieś wyjście z tego chorego miejsca... Ale najpierw chciałem przeszukać szafkę, w której jak na pieprzone zrządzenie losu nie było latarki, ani nic innego, co mogłoby być choć trochę przydatne.
Poczułem, jak ogarnia mnie fala wściekłości. Nie miałem pojęcia, gdzie jest mój brat i co się z nim dzieje. Jakiś cholerny psychol, bądź też ranna osoba postanowiła sobie utrudniać życie ucieczką przede mną, a uczucie bezradności zaczynało mnie irytować. Kopnąłem mebel, jakby to miało mi pomóc w rozładowaniu emocji.
Podszedłem do drzwi i niemal je wyrwałem, chcąc jak najszybciej wyjść z tej pieprzonej kręgielni.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że nagle wyskoczy grupka dobrych znajomych, krzycząc ‘NIESPODZIANKA!’, ale moje nadzieje szybko zniknęły za gęstą mgłą, jaka mnie niespodziewanie osaczyła.
Przynajmniej jedynym plusem tego wszystkiego było świeże powietrze, które od razu poprawiło mi nieco samopoczucie.
Nie pozostawało mi nic innego, jak błądzenie po omacku po czymś, co zdawało się jakimś ogrodem. Nie do końca wiedząc, w którą stronę idę, dotarłem do starego pickupa. Przez chwilę poczułem ogromną ulgę – miałem zamiar wsiąść do środka, przeszukać schowek w poszukiwaniu latarki... I spróbować odpalić samochód, choć po chwili zacząłem szczerze wątpić w powodzenie tej czynności.

/opis zawartości szafki oraz to, co znalazłam za drzwiami dostałam od MG - żeby nie było, że wymyślałam sobie
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 30-06-2008 o 10:40. Powód: zdanie wyjaśniające ;)
Cold jest offline  
Stary 03-07-2008, 10:56   #7
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Czułem, jak drzwi upadają pod moim ciężarem. Odepchnąłem się od nich, nim upadły, nadając im jeszcze większy pęd. Z łoskotem trzasnęły o ziemię.
Cicho zaśmiałem się szydząc sam siebie, gdy ostrze noża przecięło powietrze i nic więcej. Ostrożnie zajrzałem do środka, jednak doń nie wchodząc.
Stolik, zapewne ledwo stojący... dlaczego tu wszystko wygląda, jakby było opuszczone siedemdziesiąt lat temu? I dlaczego on stoi w ...przedpokoju? - dziwne myśli pukały do bram mojego umysłu. Zauważyłem, że z prawych drzwi sączy się leciutkie światło. Jakby w kolejnym pomieszczeniu okno, wyposażone ciągle w szybę, która była cholernie brudna, było niestarannie zabite deskami i przepuszczało nikłe ilości światła do środka.
Stojąc w półmroku, u progu drzwi do pomieszczenia, w którym były kolejne, zastanawiałem się, co zrobić. Jedno pomieszczenie rozświetlone, drugie pogrążone w ciemnościach... które wybrać? Czy w ogóle muszę tam iść?
Zachować się jak głupi owad i lecieć do światła, prosto w pułapkę?
Jaką pułapkę?

Nie wiem jakim sposobem, ale ciemność przyciągała mnie bardziej, niż światło. Lekko pochylony, gotowy do uniku, zacząłem iść wzdłuż ściany, ku lewemu rogowi pomieszczenia. Miałem teraz widok na cały pokój, tak jak wcześniej i nikt nie mógł zajść mnie od tyłu.
Jeszcze kilka kroków i będę mógł zajrzeć do środka... - pocieszałem się w duchu, wolno krocząc przy ścianie, jednocześnie nasłuchując i starając się nie wydać najmniejszego głosu, ani spowodować najmniejszego skrzypnięcia.
Nagle olśniło mnie, komórka! Miałem w niej latarkę, ale tę chwilę nieuwagi, potrzebną na wyciągnięcie małego przedmiotu z ciasnych kieszeni, mógł wykorzystać potencjalny przeciwnik.
Gdy doszedłem do lewych drzwi, odszedłem troszkę w głąb pokoju i szybko, prawie skoczywszy, minąłem je i znalazłem się po drugiej stronie, przy 'północnej' ścianie. (tak na prawdę nie miałem zielonego pojęcia, gdzie jest północ, a gdzie wschód). Cofnąłem się do rogu i ciągle zachowując skupioną uwagę na jakichkolwiek dźwiękach, próbowałem zajrzeć do rozświetlonego pokoju, mając nadzieję, że dzięki temu nikłemu światłu, będę w stanie cokolwiek zobaczyć, albo chociaż stwierdzić, czy ktoś czai się przy drzwiach.
 
__________________
.
Baranio jest offline  
Stary 05-07-2008, 22:51   #8
 
marcinchicago39's Avatar
 
Reputacja: 1 marcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znany
Co to było? No nieźle jakieś potwory czy co. Coś mi się zaczyna wydawać, że może ja po prostu umarłem i teraz jestem już w piekle. A ten gościu wyszedł mnie ugotować. Ja im dam rożen, znalazłem w kieszeni zapalniczkę, zbliżyłem się do altankowego - stosu i zacząłem podpalać najmniejsze gałązki i kępki wysuszonej trawy. Ognisko było dobrze przygotowane, dosłownie w chwile później ogień buchał już na wysokość kilku metrów.
Dobra, spadam stąd – pomyślałem, może później tu wrócę zobaczyć czy ktoś się nie pojawił. Odwróciłem się i wbiegłem znowu w mleczno białą mgłę. Odrzuciłem strach i paranoję, że zginę na dobre w tym wilgotnym labiryncie, postanowiłem tym razem biec tak długo aż na coś wpadnę.
Kręciłem się tak chyba z piętnaście minut powoli zaczynałem wątpić, że coś tu w ogóle jest i gdy miałem już zrezygnować wpadłem na jakieś krzaki, gałązki były twarde i ostre, obtarłem sobie skórę na całej lewej ręce. Co u licha? To przecież cholerny, równiutko przycięty żywopłot. Czy w piekle mają ogrodników? Co za idiotyczna myśl - uśmiechnąłem się sam do siebie. No wreszcie coś znalazłem, może, gdy pójdę wzdłuż tego cholerstwa wreszcie coś znajdę. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego w tym cholernym miejscu każda decyzja przychodziła mi z takim trudem. Cokolwiek robiłem wydawało mi się, że może jednak powinienem zrobić inaczej, gdy tylko podjąłem decyzję, że wykonam jakiś konkretny ruch po paru minutach zaczynałem żałować, że to zrobiłem. Zastanawiałem się, że może nie było warto, że lepiej było pójść w drugą stronę, że pewnie tam gdzie nie poszedłem było wyjście. Nie poznawałem siebie, w Chicago nie miałem oporów, kiedy wsadzałem komuś kosę, zawsze czułem, że to jest to, co powinienem zrobić i nie miałem nigdy jakiś pieprzonych wątpliwości. A teraz martwię się czy przypadkiem nie zjedzą mnie jakieś diabełki, bo podpaliłem jakąś drewnianą ruderę. A chuj z tym wszystkim. Idę zobaczyć gdzie mnie zaprowadzą te krzaczory. Trzymałem się blisko żywopłotu, szedłem powoli, nie chciałem nic przeoczyć, mgła była tak gęsta, że gdyby stał tu chicagowski „Sears Tower” to też bym go nie zauważył. Dlatego co chwila przystawałem i oddalałem się na kilka kroków w każdą stronę. Stanowczo powtarzałem próby aż wreszcie natknąłem się na jakiś mur, przyjrzałem się bliżej, pomacałem ściany, to chyba jakiś korytarz – może to wejście to biura Lucyfera. Skąd do cholery przychodzą mi do głowy takie głupie pomysły, co to za popieprzone miejsce. Mam tego wszystkiego dosyć, jeżeli te zafajdany tunel doprowadzi mnie do kogoś, kto wie, co tu jest grane to nie będzie zadowolony jak się z nim spotkam. Już mnie wystarczająco wkurwili, złapie pierwszego lepszego szmaciarza i będę się kazał odprowadzić do mojego samochodu a jak będą mieli jakieś, ale to ich wszystkich powystrzelam i zrobię to czego nigdy nie robiłem. Znajdę jakiś telefon i zadzwonię na 911, tylko czy w Hadesie były telefony i policja, coś mi się zdaje, że nie mieli tam takich wynalazków. No, ale muszę sobie jeszcze walnąć krechę, bo nie wiem ile się mi zejdzie w tym czymś a później może nie być czasu na przyjemności. Wyciągnąłem torebkę ze staffem, znalazłem zrolowaną dziesiątkę, poprawiłem ją i wciągnąłem w nos porządną krechę. No to teraz mogę iść, przygotowałem gnata i wszedłem w ciemność korytarza…
 
marcinchicago39 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172