lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Storytelling] Piękna Pani z Conäth (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5837-storytelling-piekna-pani-z-cona-th.html)

Fehu 12-07-2008 20:37

[Storytelling] Piękna Pani z Conäth
 
[MEDIA]http://www.david-john.com/downloads/AnotherSunrise.mp3[/MEDIA]

Poranek w Avél-Darvell

Długi sznur wozów ciągnął się szerokim traktem, biegnącym przez cały kontynent, aż do malowniczego portu Avél-Darvell. Bramy miasta stanęły otworem i karawany leniwie wtoczyły się do miasta. Słońce zdążyło się już oderwać od wzburzonej tafli morza i świeciło jasno ponad dumnymi żaglami wielkich masztowców. Wesołe promyczki pukały do okien domów i tawern, usilnie starając się rozbudzić wszystkich śpiących. Ulice miasta zapełniały się w zatrważającym tempie, a ludzie zewsząd ściągali na główny rynek, w pobliżu doków. Tam roiło się już od straganów i kramików, a powietrze wypełnione było typową dla targowiska wrzawą i wszechobecnym ożywieniem. Mówiąc krótko: miasto, jak co dzień, budziło się ze snu.

Stratus, Ineeviel, Aenni
Wozy stoczyły się powoli po brukowanej ulicy głównej. Stukot kół natrafiających na co bardziej nieregularne kształtem kostki bruku niósł się po całej okolicy. Ludzie na drodze przyglądali się karawanom z zaciekawieniem, a w oknach niektórych domostw można było zauważyć głowy typowych kur domowych i małych dzieci, nieczęsto bowiem zdarzało się, by do miasta przyjeżdżał cały pociąg wozów, szczególnie traktem południe-zachód. Inee przyglądała się z lekkim rozbawieniem rozdziawionym buziom dzieciaczków. Wsparła głowę o rękę i wyglądała przez okno, badając pobieżnie architekturę miasta. Obok niej w powozie siedział wysoki elf, imieniem Stratus. Od czasu do czasu zerkał on na współpasażerkę. Zdawało mu się, że jest ona elfem, choć w jej wyglądzie w istocie było coś zdradliwego. Zastanawiał się, czy kobieta nie jest jednak przypadkiem półelfką, gdy nagle, pomiędzy budynkami, na dalekim końcu miasta zobaczył piękną i bezkresną taflę błękitu. Nigdy jeszcze widział morza. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, otworzył usta w akcie głębokiego zdumienia siłą i subtelnym pięknem spienionych fal. Jednak nie tylko u niego Morze Wiatrów wzbudzało szczery i niekryty podziw. To samo uczucie owładnęło Ineeviel oraz Aenni, która jechała w drugim wozie. Gdy wreszcie karawany dotoczyły się na targ, Stratus jako pierwszy dosłownie wyskoczył z powozu. Na nic nie baczył, chciał tylko jeszcze raz spojrzeć na morze. Oczy rozbłysły mu w świetle słońca, a usta wykrzywiły się w typowym dla uczucia zachwytu uśmiechu. Inee przyglądała mu się przez chwilę z pobłażliwym uśmiechem, po czym żwawo wysiadła z wozu. Wzięła głęboki oddech. Morskie powietrze działało na nią magicznie. Poczuła niesamowite pragnienie przygód i dziką radość życia. Ogarnęło ją dziwaczne uczucie. Chciała skakać i krzyczeć ze szczęścia, jednak ograniczyła się tylko do radosnego uśmiechu. Tak, poczuła wolność...
Aenni wysiadła jako ostatnia, dostojnie i z klasą. Rozejrzała się wkoło, oceniając okolicę. Rzeczywiście, nie było na co ponarzekać. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na rozległe morze. Oj tak, było na co popatrzeć.

Erminriadoc
Wreszcie twój okręt zawitał w porcie Avél-Darvell. Powoli opuściłeś pokład, uprzednio żegnając się z poznanymi współpasażerami, uśmiechając się szeroko i podziwiając cudowny widok przystani pełnej dumnych masztowców oraz wspaniałych galeonów. Westchnąłeś lekko, czując, że oto zaczyna się nowy rozdział w twoim życiu. Odebrałeś wszystkie swoje klamoty i ruszyłeś radosnym krokiem pomostem, w stronę zatłoczonego i gwarnego rynku.

Aveane 12-07-2008 22:10

Cała ta podróż z północy... Nie można zaprzeczyć, była ciekawa. Mimo to Erminriadoc, podchodząc do trapu, zasępił się. Oto nadchodzą nowe czasy. Podjął decyzję, oto dlaczego tu się znalazł. Ekspedycja.
- No widzicie, stało się. Czas się pożegnać, co nie? Miło było poznać – uśmiechnął się do majtka podającego mu jego rzeczy. Uderzył się otwartą dłonią w czoło, gdy zauważył, co otrzymuje. – Dzięki wielkie! Życie mi ratujesz. No chłopie, nawet nie wiesz, ile dla mnie zrobiłeś – poklepał członka załogi po ramieniu, po czym odwrócił się i zszedł radosnym krokiem z trapu. Stanął na twardym gruncie, spojrzał lekko zdziwiony pod nogi i oparł się o poler.

- Na jad skorpiona i inne pierdoły, ależ chwieje – zakrył oczy jedną ręką, drugą nadal trzymając na słupku. Otrząsnął się i rozejrzał. – No, ładnie tu, nie ma bolasa – zaśmiał się cicho. – Tylko co teraz? Lurk by się przydał, chodzić mi się nie chce. Za bardzo chwieje po tym morzu – cichym szeptem mówił w przestrzeń. – Albo ktoś ulicą trzęsie. Niechże ja go dorwę.

Ruszył powoli w stronę rynku. Rozglądał się spokojnie. Czuł się jak w domu, w Narenber. No dobra, prawie w domu. Brakowało tylko domku piekarza i Birgit. Właśnie, Birgit. Stopowiąz przystanął na chwilę, topiąc się w myślach. Słona bryza rozwiała mu włosy. Nic strasznego, i tak jego fryzura była wzorem dla psychicznych malarzy. Takiego bałaganu na głowie to nawet kot po uderzeniu piorunem nie miał. Każdy kosmyk jego czarnych włosów sterczał w inną stronę. Na szczęście wcześniej założył skórzaną opaskę z dwóch cienkich, brązowych pasków, od których odchodziły przy skroniach jeszcze dwa krótsze kawałki skóry pozwalające na przyczepienie opaski do brody. Dzięki niej jego fryzura była choć trochę lepiej ułożona. Zresztą, co mu to przeszkadzało? On ją uważał za malowniczą. Mniej kontrowersyjna była jego ciemna, krótka bródka. Bo i kto miałby ją uważać za coś nieprzyzwoitego? Sięgnął do sakwy przyczepionej do prawej strony potrójnego pasa. Wyjął z niej rzeźbioną fajkę i ciemny woreczek. Otworzył go, rozkoszując się zapachem najlepszego znanego mu tytoniu, i po chwili nabił swojego, jak to nazywał, przyjaciela. Zapalił i przez chwilę ogarnęła go chmura dymu. Spojrzał z uśmiechem na wierzch prawej dłoni, w której trzymał cybuch. Spirala tam wytatuowana przypomniała mu ojca. Obiecał mu, ze podoła zadaniu, więc zrobi to. Słowa Erminriadoca każdy powinien brać do serca. Kolejny podmuch wiatru rozwiał mu brązowe, lniane poncho założone na białą koszulę. Jedynie część przy szyi nie poddała się żywiołowi – chronił ją przed tym luźny kołnierz kolczy. Rękawy koszuli przypięte były bransoletami do nadgarstków.

Zrobił krok w kierunku rynku. Zafalował brązowy kilt z fioletowym przodem.

Wspomnienia Narenber ciągle go nawiedzały. Pierwsze zakupy w mieście. Pierwsze spotkanie z Birgit, córką piekarza. Byli tacy młodzi.

Zaskrzypiały czarne buty ze skórzanych pasków, odsłaniające jedynie pięty i palce. Ich góra ginęła pod ubraniem. Zamigotał kolczyk w troszkę szpiczastym uchu.

Pamiętał każdą chwilę spędzoną z nią, ze swoją ukochaną. Pamiętał wyraźnie jej twarz. Pamiętał ich pierwsze spotkanie, jej nieśmiały uśmiech, gdy podawała mu świeże pieczywo. Pamiętał, jak zachwycała się nim, gdy sądziła, że Stopowiąz tego nie zauważy. Zauważał. I pamiętał.

Rozejrzał się ponownie. Tłum ludzi na rynku. Stragany, kupcy, kupczyki, dzieci na zakupach, ich matki w oknach pobliskich domów.

Ponownie zaskrzypiał but, gdy niziołek ruszył dziarsko w stronę tłumu.

Inee 12-07-2008 23:26

W milutkiej i sympatycznej twarzyczce półelfki zabłysły tajemniczo i jakby zadziornie czarne oczy.
(Avél-Darvell... To tu!) pomyślała i niemal poruszyła różowymi wargami układając je do nazwy tego miasta. Z jej spojrzenia; dwóch ciemnych kamieni, z których powinna bić wiecznie głębia myśli bądź złowrogie nastawienie do wszechświata, natura umiała ukazać jedynie potęgę wewnętrznego, bardzo, ale to bardzo niepokornego ducha.

Było jej tak lekko i przyjemnie, a jednocześnie wciąż za mało.
Całkowita odmiana po ostatnich wydarzeniach z jej, jak miała w zwyczaju mówić, próżniaczego życia. Poczuła jak cały port tętni swoją ruchliwością, jak wyraźny i cudowny zapach słonej morskiej wody, wymieszany z nutą nieładnego rybiego fetoru zaczyna uderzać jej do głowy... (Tu jest absolutnie bajecznie!) Pomyślała z nieukrywaną radością i zachwytem dziecka. Używając okazyjnie małej ironii dla rozweselenia własnego ducha. Tego jej było trzeba. Zmian, zmian i jeszcze raz zmian! Tylko po to, aby wciąż czuć się wolną jak ptak szybujący pomiędzy chmurami... Tylko po to, by przysiąść na chwilę na nieznanym drzewie i znów ruszyć w przestwór nieba.
Czas płynął różnymi ścieżkami, wpadając niekiedy w dziury i uciekając przez palce, śmiejąc się posępnie i uśmiechając nieszczerze. Był względny. A ona, w okresie tych kilku lat, nie wiedziała wciąż o sobie zbyt wiele. Nikt nie był w stanie położyć ręki na sercu i oświadczyć, że zna ją najlepiej pod słońcem. Czy chcieli, czy też nie, musieli w końcu postawić znak zapytania, zarówno przy obliczalności jak i innych prostych kwestiach jej osoby.

Powoli wyprostowała się, krzywiąc delikatnie głowę, po czym przeciągnęła ciało prężąc je jak kot, a wielki uśmiech ozdabiał jej wcale niebrzydką twarz. Gdy tylko wysiadła z wozu widać było dokładnie, że do najwyższych osób nie należała, ale wciąż mieściła się w standardach. Mlecznobiała skóra, smukła elfia budowa, na której widoczna była dobrze zarysowana talia i piersi. Twarz łagodna i młodziutka, z malującym się na niej niemal nigdy nieukrywanym zaciekawieniem. Czarne spodnie wsadzone do sznurowanych wysoko butów sięgających do kolan. Na rękach założone niezwykle wyglądające nałokietniki. Miała na sobie ciemnego koloru sznurowaną na plecach bluzkę w pionowe prążki, na niej ledwie zauważalny napierśnik z jakiegoś bardzo lekkiego materiału. Na plecy założyła łuk i kołczan ze strzałami. A przy boku tkwił krótki dobrze wyważony, w sam raz dla kobiety, miecz. Przekornie, buntowniczo. Kontrastowo dla jej dziewczęcego wdzięku.

Odgoniła żwawo białe włosy, które posłusznie opadły na plecy, sięgając do łopatek. - Dziękuję za towarzystwo w czasie podróży! - skierowała słowa do elfa, który pierwszy wysiadł z wozu. Choć miała wrażenie, że ich relacje miały się raczej milcząco to jednak wolała zachować dobry obyczaj. Nie skupiła jednak dalszej uwagi na swoim towarzyszu podróży.
Rozejrzała się. Wyglądało na to, że szuka czegoś, bądź kogoś. Oczy poruszały się w poziomie, skacząc źrenicami po mijających wóz twarzach. W końcu, jak gdyby nie znajdując nic ciekawego, zrobiła kilka śmiałych kroków, potem stanęła i wyprostowała się zakładając ręce za plecy. Pierwszym, rozsądnym celem wydawało jej się znalezienie informacji o tej całej ekspedycji. Z drugiej strony...
(Może poczekać. Rozejrzę się, zjem coś, a może słowa których szukam same wpadną w ucho) wzruszyła minimalnie ramionami i ruszyła przed siebie. Szła szybko, zwinnie, i co więcej, w tłumie wykazywała się niezwykłą ostrożnością i jakby wprawą. Avél-Darvell? (Zupełnie jak gęsto zarośnięty las...)

Stratus 13-07-2008 00:03

Tak...Agroon przyjaciel Stratusa kazał mu się tu pojawić właśnie tego dnia, a tutaj nie zapowiada się na nic niesamowitego. Jedyne co przykuło jego uwagę w tej krainie to nieograniczony zbiornik wodny. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak wspaniałego, a widział wiele. Wielkie malownicze lasy Tron Abrell'i zapadły mu w pamięć, gdyż tam spędził lata swojego dzieciństwa.

Przysiadł na jednym z wielu pomostów i dawał się ponieść emocji, która emanowała z delikatnej morskiej bryzy. Wiatr owiewał jego twarz i rozrzucał po niej kruczoczarne,włosy co powodowało dosyć przyjemne łaskotanie.
Myślał o domu... już od 3 lat nie zastanawiał się nad rodzinnymi stronami. A co z jego matką? Czy żyje? Nie wiedział i choć oddał by wiele aby się dowiedzieć nie miał takiej możliwości...


-Cóż za wspaniałe miejsce. Ten wszechogarniający błękit, ach jak dobrze byłoby pokazać to Matce. Przybyłem tutaj nawet nie wiem dlaczego. Przez zaufanie do przyjaciela... I przez głupi świstek, w którym zostawił mi nazwę miejsca.... Miejsca czego ? Spotkania?

Zastanawiał się jeszcze długi czas, ale w końcu wstał i podciągnął kraniec swego czarnego płaszcza. Płaszcz stał się ciężki, gdyż był namoknięty wodą. Stratus wykręcił tkaninę w rękach i w tak pogniecionej kreacji niczym kloszard najgorszej klasy podążył w stronę głównego rynku.

Spoglądał co jakiś czas za siebie, jak gdyby wyczuwał czyjąś obecność. Czarna tunika powiewała zgrabnie przybierając rozmaite kształty. To trójkąta, to innej figury. Tunikę trzymał dość mocno spięty, skórzany pas który po wyglądzie sprawiał wrażenie dość starego.

Stratus był dumny że jeszcze nikt nie zauważył łuku, który spoczywał pod jego płaszczem. Tak... mógł wejść wszędzie, a uzbrojony był zawsze. Łuk nie był jedynym uzbrojeniem. Na pasku przypiętym do łydki umiejscowiony był sztylet, który choć rzadko używany nigdy go nie zawiódł.

Wszedł na dziedziniec pełny straganów, stoisk z różnorodnym towarem niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia.

Zaklął w duszy - "Do diaska, skąd się wzięło to bydło " i wmieszał się w tłum.

Thanthien Deadwhite 13-07-2008 15:30

Podróż dobiegała końca. Wóz podskakiwał na drodze, która wiodła do centrum miasta. Aenni spoglądała na miasto bez specjalnych emocji. Widziała jak ludzie przyglądają się wozom, jak przestają pracować, byleby też zobaczyć nowych przyjezdnych. Dziewczyna nie poświęcała wielkiej uwagi ani im, ani oglądaniu architektury. Miast widziała dużo, i to piękniejszych i większych, a co do ludzi to tym zazwyczaj nie poświęcała więcej uwagi niż to konieczne. Zasłoniła firankę, gdyż nie lubiła wzroku dzieci. (Bezczelne bachory.) - pomyślała.

Wiedząc, że zbliża się do celu, młoda dziewczyna postanowiła trochę poprawić swój wygląd. Z czarnej i drogiej kosmetyczki, którą nosiła obok flakoniku z perfumami, wyciągnęła pomadkę, kredkę i mały srebrny grzebyk z ostrym szpikulcem. Poprawiła kolor swoich ust lekko czerwoną pomadką, a czarną kredką podkreśliła swoje brwi. Następnie spokojnie i z namysłem zaczęła czesać swoje włosy. Robiła to długo, wiedziała bowiem, że w wypadku wyglądu nigdy nie należy się spieszyć. Wóz już chwilę stał, gdy Aenni schowała wszystkie przybory. Wyciągnęła jeszcze czerwoną buteleczkę. Po chwili zapach perfum uniósł się w wozie. Zapach konwalii i porzeczki.

Po chwili wysiadła z wozu. Jej ruchy były powolne, ale przy tym pełne gracji i dziwnego spokoju a także swoistej płynności. Rozejrzała się po okolicy i rzuciły się jej w oczy dwie sprawy. Pierwszą było morze. Aenni Lebengut nigdy nie widziała takiej ilości wody, do tego tak wzburzonej. Przez chwilę obserwowała fale i kąciki jej ust lekko powędrowały do góry. Szybko jednak się znudziła tymi obserwacjami. Teraz spojrzała na targ. Kilku ludzi się jej przyglądało, co wcale jej nie zdziwiło.

Była wszakże śliczną, młoda dziewczyną. Miała świetną figurę i ładną, przyjemną twarz. Miała delikatną skórą. Na głowę założyła maleńki diademik, który miał za zadanie przyciągać wzrok patrzących na jej ciemno szare oczy, w których można było odczytać niezachwianą pewność siebie. Kasztanowe włosy, zawsze rozpuszczone, sięgały jej aż do pasa. Jej piękną szyję okalał czarny rzemyk, na którym wisiał srebrny medalion. Spoczywał on dokładnie między piersiami, których zbyt duży dekolt gorsetu nie był w stanie schować, zwłaszcza, że były to całkiem ładne i duże piersi, których chowanie byłoby zbrodnią. Gorset ów, cały czarny, wykonany ze skóry bardzo przyjemnej w dotyku, zapinany od przodu na cztery srebrne guziczki a także zawiązywany na plecach, obszyty został czarną i delikatną koronką. Srebro pojawiało się na gorsecie także w postaci cieniuteńkich wzorów. Na ręce dziewczyna założyła rękawiczki z identycznej koronki jak ta na gorsecie, długie aż do łokcia.

Dziewczyna odruchowo przygładziła fałdy na jej czarnej, aksamitnej spódnicy sięgającej aż do ziemi. Dotknęła opuszkami palców swój bicz. Był trochę szorstki w dotyku. Zwinięty, wisiał przy jej prawym biodrze. Aenni uwielbiała dotyk swego bicza a jeszcze bardziej lubiła nim walczyć. Nie była to jednak jedyna broń panienki Lebengut. Na plecach, na wysokości gdzie zaczynała się spódnica, ukryty był jej sztylet.

Nowicjuszka w końcu postanowiła się ruszyć. Skierowała się w kierunku targu. Gdy, wypatrzyła w końcu jakiegoś młodzieńca podeszła do niego. Przeczesała włosy, pokazując jednocześnie swą łabędzią szyję i uśmiechnęła się.

- Powiedz mi, którędy dojdę do portu?

Fehu 14-07-2008 00:56

[MEDIA]http://www.rpgsoundmixer.de/files/samples/hafenstadt.mp3[/MEDIA]

Rynek Avél-Darvell

Erminriadoc
Dziarskim krokiem ruszyłeś w stronę tłocznego rynku. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, szwendali się ludzie mający taki, albo inny interes. Zewsząd rozchodziły się nawoływania i reklamy sprzedawców, a to proponujących niższe ceny niż konkurencja, a to wychwalających swe towary pod niebiosa. W każdym bądź razie, każdy miał swój własny cel i każdy starał się go jak najszybciej zrealizować. Roześmiałeś się cicho na widok tych wszystkich wijących się jak w ukropie kupców i klientów. Odetchnąłeś orzeźwiającym powietrzem i ruszyłeś nieco szybciej, bacznie rozglądając się wokoło. Wreszcie twoją uwagę przyciągnął duży niebiesko-biały namiot z chorągiewką na szczycie. Skierowałeś swoje kroki właśnie w tamtą stronę, gdy nagle zauważyłeś, że w tym samym kierunku podąża młoda, czarnowłosa dziewczyna, jakoś dziwnie niepasująca do tłumu. Przeczucie podpowiadało ci, że ona również przybyła do miasta w sprawie ekspedycji...

Inee
Po dłuższej chwili rozglądania się po okolicy, postanowiłaś ruszyć na rynek. Nim się obejrzałaś, stanowiłaś już tylko kolejną szarą jednostkę, maleńką rybkę w wielkiej ławicy bezkresnego oceanu. Mimo to, ruszyłaś pewnym krokiem przed siebie, klucząc w istnym labiryncie z ruchomymi ścianami w postaci ludzi. Wreszcie napatoczyłaś się na niewielki kramik z warzywami. Przy stosie skrzynek po pomidorach i ogórkach stała niewysoka kobieta o zniszczonej stresem i życiem w ciągłym pośpiechu cerze. Nie zwróciła na niego uwagi. Dla niej, byłaś po prostu kolejną klientką, robiącą zakupy na obiad. Z braku lepszego pomysłu na to, dokąd mogłabyś sie udać, postanowiłaś ją nieco podpytać o całą tą ekspedycję, a nóż powiedziałaby ci coś ciekawego. Ekspedientka starała się zachować pozory uprzejmości, jednak widać było wyraźnie, że nie jest zbytnio zadowolona, iż musi oderwać się od pracy. Mimo wszystko, w końcu powiedziała ci, że w porcie, zaraz przy rynku, rozstawiony jest namiot, w którym wszystko jest organizowane. Zgodnie z jej poradą, swe następne kroki skierowałaś do portu, gdzie poczęłaś szukać wspomnianego przez sprzedawczynię namiotu...

Stratus
Wtopienie się w otoczenie nie było wcale takie łatwe. Wbrew pozorom, nie bardzo pasowałeś do przechodniów na targu. I to wcale nie dlatego, że byłeś elfem. Wyglądałeś jakoś obco, jak podróżnik. Może to przez powiewający na wietrze płaszcz, a może z powodu dziwnie przenikliwego i badawczego spojrzenia... Od czasu do czasu ludzie oglądali się na ciebie z zaciekawieniem. Westchnąłeś w głębi duszy i zacząłeś uważnie rozglądać się na boki. Nagle kątem oka dostrzegłeś śnieżnobiałe włosy, łagodnie opadające na plecy młodej dziewczyny, w której od razu rozpoznałeś towarzyszkę podróży w karawanie. Postanowiłeś podejść i zagadnąć do niej, lecz nim zdążyłeś się dostatecznie zbliżyć, Inee ruszyła już żwawo w stronę wysokich masztów, malujących się na tle morskiego błękitu. Podążyłeś w jej ślady, pozostając jednak w pewnej odległości...

Aenni
Chłopaczek, którego zaczepiłaś, miał najwyżej osiemnaście lat. Twarz miał trochę pucułowatą, a włosy rude i kędzierzawe. Zaniemówił przez chwilę, rozdziawiając głupio usta, onieśmielony twoją nieprzeciętną urodą. Gdy wreszcie otrząsnął się z "szoku", ledwie widoczny rumieniec wpełznął mu na piegowate policzki.
- W tamtą stronę, do portu... Tam, prosto - język plątał mu się, gdy w końcu odpowiedział na twoje pytanie. Mówiąc, pokazywał ci kierunek, w którym powinnaś się udać. Tam też skierowałaś swoje kroki.
Mijając kolejnych przechodniów, zdawało ci się, że dostrzegłeś wśród nich znajomą twarz. Zatrzymałaś się, ale wszyscy ludzie wymieszali się w mgnieniu oka i na próżno było szukać kogokolwiek. Ruszyłaś więc dalej, raz jeszcze oglądając się za kimś, kogo do końca nawet nie poznałaś. Nie uszłaś jednak zbyt daleko, gdy wśród istnego oceanu twarzy dostrzegłaś znowu tą jedną, znajomą. Z niewielkim zawodem, ale i poczuciem ulgi, zdałaś sobie sprawę z tego, że to elf, który jechał w pierwszym wozie tego konwoju, którym dotarłaś do miasta. Zaczęłaś się dyskretnie przyglądać Stratusowi i wtedy zobaczyłaś, że podąża on za Inee, tą drugą elfką. W każdym bądź razie, na elfkę wyglądała. Ruszyłaś niby w swoją stronę, chociaż wasze drogi w końcu musiały się zejść...

Wszyscy
Wreszcie każdy z was stanął przed sporych rozmiarów namiotem, przypominającym te, które widuje się na turniejach rycerskich. Weszliście do środka, niekoniecznie razem. Jednak dopiero gdy wszyscy znaleźliście się we wewnątrz, podszedł do was wysoki i barczysty mężczyzna, odziany w ciężką, dumnie prezentującą się zbroję z doskonale wypolerowanej stali. Wyglądał na typowego strażnika i nim się rzeczywiście okazał.
- Witajcie, szanowni podróżnicy z dalekich stron. Bardzo cieszymy się, że postanowiliście odpowiedzieć na ogłoszenia o organizowanej przez Króla ekspedycji - rozpoczął bardzo poważnym i rzeczowym tonem. Zrobił chwilę przerwy. Kątem oka dostrzegliście, że w namiocie, przy drewnianym stoliku siedzi jeszcze jeden mężczyzna w pełnej zbroi.
- Wyprawa ta będzie miała charakter badawczy, a jej celem będzie zbadanie dalekiej wyspy Conäth. Szczegóły przebiegu podróży zostaną wam przedstawione już na pokładzie naszego okrętu. Od razu jednak możemy powiedzieć wam kilka rzeczy odnośnie wyprawy - tu ponownie przerwał, jak gdyby zbierał siły do dalszej mowy.
- Przede wszystkim musicie być świadomi ryzyka. Ekspedycja nie będzie należała do tych całkowicie bezpiecznych i w podróży na pewno zetkniecie się z niejedną przeszkodą. Zostaniecie jednak sowicie wynagrodzeni. Jego królewska mość zainwestował w tę wyprawę grube pieniądze i nie szczędził na honoraria dla jej uczestników. Cóż jeszcze mogę powiedzieć... Cała ekspedycja powinna potrwać nie więcej niż miesiąc, choć dotarcie na wyspę zapewne zajmie jakieś półtora tygodnia. Mamy nadzieję, że podróż przebiegać będzie bez większych problemów, wszakże pogoda zapowiada się znakomicie - strażnik zamyślił się na dłuższą chwilę, po czym dodał - Zatem, jeśli macie jakieś pytania, to służę pomocą. Jeżeli zdecydowaliście się już, proszę zapisać się na liście u Jack'a - przy czym wskazał na faceta przy stole - Statek odbija z portu jutro nad ranem, około godziny szóstej. Zatrzymajcie się w miejscowej gospodzie, ceny nie są zbyt wygórowane, a i obsługa jest niczego sobie...
Tymi słowy mężczyzna zakończył swój monolog. Spokojnie poczekał na wasze ewentualne pytania i gdy skończył już na nie odpowiadać, na pożegnanie rzekł jeszcze:
- Poczyńcie stosowne przygotowania do podróży. Na rynku znajdziecie wszystko, czego wam trzeba i jeszcze więcej. Kupcie wszystko, czego potrzebujecie, co może się przydać... O żywność nie musicie się martwić. Będzie ona zapewniona przez załogę statku. Tylko przemyślcie wszystko dobrze, bo później już nie będzie odwrotu.

Inee 14-07-2008 11:17

Inee, która początkowo szła dosyć szybko, po minucie zwolniła kroku, a na jej twarzy pojawił się grymas zamyślenia. Przy jej wcześniejszych zamiarach wyglądało to tak jakby rozmyślała czy należy kupić pomidora, czy kilogram ziemniaków, stawiając marchew w roli ostateczności... Los zupełnie nieoczekiwanie, bądź kierowany podświadomym narastającym głodem półelfki, przyciągnął ją pod kram z warzywami. Popatrzyła bez szczególnego wyrazu na poukładane skrzynki, w których piętrzyła się góra kapusty, a potem zerknęła na kobietę o zniszczonej twarzy. Widoczne dookoła warzywa nie wzbudziły w Inee szczególnego apetytu, dlatego zaniechała wcześniejszych planów i odrazu zapytała miejscową sprzedawczynię o ekspedycję (kto może wiedzieć lepiej niż taki mieszczuch...) pomyślała widząc jak sprzedawczyni odrywa się od roboty. (Ta zniszczona twarz... To miasto chyba zawsze żyje w ciągłym stresie) rzuciła kątem oka w stronę przechodniów, wydawało jej się że ich liczba nigdy nie maleje, ani trochę.

Gdy tylko stało się jasnym, że na tą całą ekspedycję należy wybrać się pod specjalny namiot ustawiony w porcie, Inee podziękowała i skierowała się we wskazaną stronę. (Zadbam o jedzenie potem, a teraz sprawdzę to, po co tu właściwie jestem. Mam tylko nadzieję, że Civril był dobrze poinformowany na temat tej wyprawy. W przeciwnym wypadku znajdę go i...) Ineeviel nie dokończyła jaką ciekawą torturę zdołała wymyślić dla swojego przyjaciela, gdyż przed jej oczami pojawił się wspomniany przez sprzedawczynię namiot rekrutacyjny. Rozejrzała się na boki. Jakoś nie wydawało jej się żeby chętnych na tę eskapadę było sporo, nikt się nie przepychał. Zapewne nie było też nikogo z jej zawodu... Przygryzła delikatnie dolną wargę w zastanowieniu i zniknęła wewnątrz namiotu.

(Elf...) Zdziwiła się nieco na widok swojego towarzysza wcześniejszej podróży. Rzuciła w jego stronę badawcze i ostrożne spojrzenie, pełne przenikliwości. (Skoro zjawił się w tym miejscu to najprawdopodobniej zamierza wziąć udział w wyprawie. Po raz kolejny nasze drogi krzyżują się) przemknęło jej w myślach. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, ale był to uśmiech trochę niepewny. Widać, że ostatnia myśl dała jej powód do rozmyślań. (Może powinnam zostać bardem. Krzyżowanie dróg... jak poetycko mi wyszło) Widok siebie z lutnią w ręku i w kapelusiku z piórkiem rozbawił ją nieco.
Po owej przyjaznej ceremonii powitalnej z Oridą skrzyżowała dłonie na piersi i wysłuchała strażnika z odpowiednim ku temu namaszczeniem przekupnego kapłana. Wyglądała na całkiem zadowoloną z jego słów, a zawadiackie spojrzenie sugerowało, że mógłby nawet opowiedzieć o gigantycznym smoku zjadającym ludzi na samym środku morza, a i tak wzięłaby udział w tej wyprawie ryzykując życiem.
Białe włosy nieruchomo spływały jej równomiernym wodospadem na ramiona i dalej w kierunku łopatek. Było w nich coś łagodnego i gdyby nie spojrzenie dziewczyny, można byłoby odnieść całkowite wrażenie spokoju, czy też beznamiętności półelfki. Jednak jej broń swobodnie zawieszona u boku i na plecach wskazywała na profesję znacznie oddaloną od oazy zrównoważenia. Czy na pewno?
Ineeviel przyjrzała się Jack'owi siedzącemu przy stoliku i ruszyła w jego kierunku, aby zapisać się na ekspedycję. Oparła się jedną ręką o mebel i patrzyła czarnymi oczami na stawiane przez niego literki.
- Nudna robota, nie? Nazywam się Ineeviel Flamefinder z Fariel, albo z Eyon... Ale nie. Niech pan zapisze to pierwsze - uśmiechnęła się niewinnie i gdy już zapisał jej imię odwróciła się i powoli ruszyła w stronę wyjścia z namiotu poprawiając łuk zawieszony na plecach.
Po głowie chodziła jej wspomniana gospoda.

Stratus 14-07-2008 13:00

Stratus czuł się nieswojo. Te wszystkie spojrzenia skierowane wprost na niego. Starał się patrzeć pod nogi, ale tak naprawdę myślał ciągle dokąd zmierza. Myśli napływały z ogromną prędkością, a im dalej zapuszczał się w tłum, tym bardziej czuł się "oblegany" przez tłumy jednostek społecznych i różnej maści kupczyków.

W pewnym momencie dostrzegł w tłumie coś niepasującego do reszty. Ciężko było dojrzeć ową postać w tym gąszczu, ale dzięki swemu niemałemu wzrostowi dojrzał ją. Białe włosy, delikatna talia i niewielki wzrost.... Tak to była towarzyszka podróży. W tym momencie doznał czegoś.... dziwnego.... jak gdyby wizji. "Ale ze mnie głupiec" pomyślał pełen nienawiści do samego siebie. "Nie pożegnałem się z nią,tylko pobiegłem oglądać głupie morze....". Nie zastanawiając się długo ruszył za znajomą by nadrobić niekulturalne rozstanie.

Idąc tak za nią, popychany przez setki osób dostrzegł docelowy kierunek kobiety. Ogromny, pasiasty namiot stał na przeciw niego. "Czy zapisać się do turnieju rycerskiego?". Uśmiechnął się do siebie i zamyślił się przez chwilę, ale pomyślał jak głupio musi wyglądać, uśmiechając się do namiotu... - Gdzie ona jest? Ach pewnie w środku- mówiąc to ruszył w stronę namiotu z takim zapałem, że nie zauważył rozsypanych przez tłum pomidorów leżących na bruku. Postawił nogę pewnie na "pewnym" gruncie i tak samo pewnie runął na ziemię.

Wysmarowany pomidorowym sosem zdjął płaszcz i owinął go wokół ręki. Resztki pomidora które miał na włosach szybkim ruchem zrzucił na ziemię i wszedł do "rycerskiego" namiotu.

Ku swojemu zdziwieniu w namiocie ujrzał dość nietypowy "zestaw" osób. Mały wyglądający na dość zadziornego osobnika niziołek, strażnik w lśniącej zbroi, osoba na pierwszy rzut oka przypominająca lichwiarza "wsadzonego" w zbroję i najważniejszą z osób, podróżniczkę z karawany. Podszedł do niej kiedy do namiotu wkroczyła jeszcze jedna kobieta. Śliczna, delikatna twarz, kasztanowe lśniące włosy, czarny ciasny strój odsłaniający częściowo piersi, które aż mówiły do patrzącego "dotknij mnie...". Stratus otrząsnął się z transu i spoglądając w oczy nowo przybyłej poczuł jak włosy na rękach zaczynają się jeżyć, a plecy pokrywają się drobnymi krostkami....... Ciarki..... już dawno nie czuł tego nieprzyjemnego zjawiska na swoich plecach. Odwrócił się i zobaczył delikatny uśmiech, który wyglądał jak uśmiech anioła. To kobieta z karawany uśmiechnęła się do niego. Gryzł się z sobą czy odwzajemnić uśmiech, ale nim się zdecydował usłyszał ciężki, męski głos. -"Witajcie, szanowni podróżnicy z dalekich stron. (...)"

Stratus słuchając monologu co jakiś czas zerkał na piękną twarzyczkę stojącej obok elfki. -"Tylko przemyślcie wszystko dobrze, bo później już nie będzie odwrotu. "- słysząc te słowa przypomniał sobie o informacji, którą dostał od Agroon'a. "Czy to miał na myśli Agroon? Mam uczestniczyć w wyprawie morskiej?".-Tak...- krzyknął tak,że aż lichwiarz siedzący przy stoliku mimo swej pracy zerknął na Stratusa. - Przepraszam.... , ale właśnie sobie o czymś przypomniałem- zaczerwienił się i próbował unikać spojrzeń zgromadzonych. "Agroon wspomniał ze czarownica jest na wyspie, więc może dlatego mam płynąć z tą wyprawą. Poza tym będę mógł towarzyszyć pięknej elfce".

Podszedł do biurka i dość szybko i nie starannie rzucił do lichwiarza- Stratus Orida- po czym odwrócił się i chciał odejść. -"Pozdrowienia od Agroon'a....... idź już"- Stratus posłusznie odszedł od stolika będąc w duszy zadowolonym. "Jednak nie pomyliłem się".

Spojrzał na wyjście i ujrzał wychodzącą z namiotu znajomą. Szybko pobiegł za nią, złapał ją za ramię i powiedział. -Wybacz za brak mojej odpowiedzi- na twarzy widoczny było grymas okazujący wstyd- zachowałem się jak głupiec..... Może pozwolisz zaprosić się do tawerny na mój koszt? Uśmiechnął się i czekał na odpowiedź.

Inee 14-07-2008 13:40

Gdy Stratus ją dogonił, półelfka patrzyła akurat gdzieś na ziemię nieopodal swoich nóg... Czując dotyk na swoim ramieniu spojrzała spokojnie w stronę elfa. Mały uśmiech znów zagościł na jej twarzy, choć przed chwilą wydawało się, że dziewczyna uciekała właśnie w świat swoich myśli. Prawdopodobnie związanych z nadchodzącą podróżą, bądź z czerwonymi warzywnymi resztkami tego co zobaczyła przed chwilą na ulicy przed namiotem...
Przyjrzała się przelotnie jego grymasowi zawstydzenia po czym spojrzała gdzieś przed siebie. Nie wyglądała na złą, raczej na odrobinę zdziwioną.
- Ależ nic się nie stało, panie Orida - odezwała się w namyśle, wciąż z uśmiechem kręcąc delikatnie głową na znak, że wszystko jest w idealnym porządku. Widać było, że rzecz która wywołała u elfa zakłopotanie, jej uszła całkowicie uwadze. Przyglądała się teraz jego uśmiechowi - Już dawno podupadłabym na zdrowiu gdybym miała przejmować się takimi błahostkami i panu radzę to samo. A właściwie, odgadł pan moje myśli... zamierzałam właśnie trochę odpocząć i coś zjeść. Relaks przyda się każdemu przed jutrzejszym dniem! - poprawiła włosy i spojrzała znów pod nogi - Mam też dziwne wrażenie... że warzywa w tym mieście zaczynają mnie prześladować - uśmiechnęła się pokazując szereg białych ząbów, jej oczy delikatnie zmrużyły się, a twarz wydała się bardzo sympatyczną - Zatem nie stójmy tutaj! - zawołała spoglądając na Oridę i ruszyła powolutku przed siebie - Miło będzie posiedzieć w tawernie w takim towarzystwie - patrzyła już teraz przed siebie zachowując odpowiedni dystans od towarzysza.

Była otwartą, miłą i pewną siebie dziewczyną, to było widać w całej jej osobie. Stąpała stanowczo, ale nie brakowało w tym chodzie elfiej gracji, wręcz przeciwnie, było jej sporo. Przez cały czas można było odnieść wrażenie, że jest ona elfką czystej krwi, to jednak były wyłącznie pozory na które mogła nabrać niemal każdego.
Półelfka patrzyła wciąż na drogę, ale można było pomyśleć, że ma także oko na wędrujących w pobliżu przechodniów. W takim tłumie łatwo było "zgubić" jakąś wartościową rzecz. Pilnowała rękojeści swojego miecza trzymając na niej swoją niewielką bladą dłoń.
- Pan również w podróż na wyspę Conäth? - zadała pytanie, ale odpowiedź była oczywista dlatego ciągnęła dalej - Spodziewałam się większej ilości chętnych, ale zdaje się, że nie będziemy musieli rozpychać się łokciami - niespodziewanie zerknęła w jego stronę. Trudno było odgadnąć w jakim naprawdę jest teraz nastroju przed kolejnym dniem, albo co uważa o rozmówcy.
Widocznie bardzo szybko i wprawnie potrafiła manipulować swoim wizerunkiem.

Stratus 14-07-2008 15:42

-Tak, tak nie stójmy tu...- elf zachowywał się bardzo niespokojnie jak gdyby nie chciał zepsuć nowej znajomości. Złapał Flamefinder za rękę, która wydała mu się aksamitna... poczuł podniecenie, gdyż tak naprawdę Stratus jeszcze nigdy nie był tak blisko z kobietą. To była dla niego wieczna przyjemność którą przerwała hałaśliwa mewa. -Ach tak... możesz chwilę zaczekać? Chętnie zaproszę naszych towarzyszów podróży.

Puścił rękę Ineeviel i wbiegł do namiotu. Niziołek właśnie kończył składać swój podpis kiedy Stratus pojawił się wewnątrz. - Ekhem... Jeśli mamy razem podróżować sądzę iż powinniśmy się zapoznać. Zapraszam wszystkich do tawerny... oczywiście ja stawiam... - cisza która na chwilę zapadła była przerażająca dla śmiałego elfa. Przypomniał sobie że zostawił Ineeviel na dworze i wybiegł słysząc za plecami odpowiedź, której treści nie rozszyfrował...

-Już jestem... może będziesz mi towarzyszyć przy małych zakupach? Uśmiechnął się tak "sztucznie", że bał się reakcji elfki... ściągnął łuk wiszący na plecach i owinął go swoim brudnym płaszczem tak, że wyglądało jak gdyby niósł worek pełen ubrań.

Zwrócił się w stronę Ineeviel czekając na jej odpowiedź... - I możesz mi mówić Stratus- wyrecytował z pewnością siebie i zadowoleniem. - Nie lubię tego salonowego zwrotu Pan...- jeszcze raz się uśmiechnął...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172