Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2008, 17:58   #101
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Najpierw myślała, że oberwała, w przerażającej mgle tynku i drzazg wszystko zwolniło. Słyszała ten krzyk, wiedziała, że to dziecko, lecz nie mogła nic zobaczyć. Sophie była cała i pierwsza pokazała Ance kierunek. Wtedy i Polka dostrzegła Teresę leżąca na wznak, twarzą do ziemi.
Podbiegła do kobiety zapomniawszy, że trzeba się zmniejszyć do szpilki, skulić i udawać nieistnienie. Odwróciła bezwładne ciało. Przez moment miała wrażenie, że Teresa z szeroko otwartymi oczyma patrzy wprost na nią. Z piersi kobiety wystawał kawał drewna, wbity prostopadle, krew dopiero zaczęła się pojawiać na rozdartej bluzce. To była bardzo szybka śmierć. Jeśli to jakieś pocieszenie, gdy tak bez powodu, tylko dlatego, że świat jest okrutny, można nagle przestać istnieć. Jakby było się nikim.
Zamknęła otwarte powieki.

Krzyczał mały chłopiec, reszta dzieci w przerażająco cichym milczeniu kuliła się pod ławami, do siebie nawzajem, albo chociaż drewna czy kawałku muru. Była przy nim zaraz po Sophie, tylko chwilę, właściwie zbędna, z nagłą ulgą zobaczyła zakrwawioną rękę, urwany palec, może dwa. Cały brzuch, całe nogi, dziecko jeszcze żyje. Nawet nie wiedziała, że płacze. Myślała, że jest dzielna, bo też przez łzy cały czas się uśmiechała do chłopca, do Marii, do Torecci, wszystko będzie dobrze.
Nadal nie wiedziała, gdzie mają uciekać, jeśli nie uda się odeprzeć wrzeszczących barbarzyńców. Czy na łódź, czy damy radę wiosłami, odepchnąć ja od brzegu, szkoda, że nie poszła obejrzeć jej wcześniej, czy do dżungli, z ósemką dzieci, tego nie przeżyjemy, jeśli Pan się nie wtrąci w naszą ziemską walkę.

Ręce tak mocno ściskały karabin, że gdy schyliła się po plecak by włożyć go na siebie, przez chwilę nie mogła ich wyprostować.
- Myśl, myśl dziewczyno –szeptała do siebie po polsku.
Próbowała zorientować się skąd padają strzały. Zniszczony róg budynku, straszył ciemną otchłanią jakby stamtąd właśnie mogło nadejść piekło. Wrażenie nie chciało odejść, choć przecież liche, przekrzywione przez wybuch ściany nie były żadnym buforem. Podeszła do dwóch dziewczynek leżących zbyt blisko czarnej pustki. Dzieciom świeciły w ciemnościach tylko białka oczu. Pokazała drugi kąt sali.
- Teraz tam. A w razie czego tylnym wejściem, na łódź – wyszeptała do nich, potem powtórzyła to do wszystkich, głośniej. Tylko na rzece mamy szanse, jeśli tu przegramy – pomyślała, lecz powstrzymała się przed powiedzeniem tego głośno.
- Trzeba zdjąć zasuwę z tylnych drzwi, ale dopiero, gdy będziemy uciekać. A w razie, czego bocznym oknem. Nie wolno wybiegać przed budynek. Zrozumiano.
 
Hellian jest offline  
Stary 23-10-2008, 11:35   #102
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Można by dyskutować czy się spóźnili, czy może przybyli w idealnym momencie. Pietrolenko jednak dyskutować ochoty nie miał, analizując sytuację, przykucnąwszy na skraju dżungli. De Werwe wyraźnie nie za dobrze przygotował ludzi do obrony misji, zresztą Jurij się temu nie dziwił, przecież to był tylko pilot. Odezwały się pojedyncze odgłosy FAL-ów, z których najbardziej widoczny był ten na dzwonnicy, rzygając co chwilę ogromnym i pięknie widocznym płomieniem. Rosjanin zastanawiał, czy siedzący tam najemnik modli się o to, by Simba tylko tak najarani, by za diabła nie mogli wcelować nawet w taki cel, jaki tamten stanowił.

Klepnął Haldera w ramię i wskazał na miejsce, skąd wylatywała chmara pocisków, w tym i tych smugowych.
-Biorę ka-em!
Rzucił mu spowalniającego go RPG i położył swój plecak obok skrzyni. W tym zamieszaniu i tak nikt się tym nie zainteresuje. Wyciągnął maczetę i z nią w jednym i z FAL-em w drugim ręku zaczął zbliżać się do plującego pociskami karabinu maszynowego. Szybko zresztą musieli przestać i wymienić talerz z amunicją, ci cholerny Simba nie bardzo zwracali uwagę na otoczenie. Krzyczeli tylko ten swój okrzyk. Jurij aż zaklął, gdy jakiś spóźnialski przebiegł tuż obok niego, nawet nie zauważając najemnika. Z zimną krwią wpakował mu dwa pociski w plecy. Na tle innych odgłosów strzały z FAL-a się za bardzo nie wyróżniały. Dwa krótkie naciśnięcia spustu.

Ruszył dalej, już widział lufę, a raczej wychodzące z niej błyski. Przyspieszył i w kilkunastu susach znalazł się przy strzelcu. Nie miał ładowacza, pewnie tamten też pobiegł do ataku. Jurij wyczekał jeszcze kilka chwil, aż tamtemu skończy się amunicja. Cierpliwie czekał też aż tamten załaduje nowy talerz z pociskami. A potem uniósł maczetę i wyskoczył z krzaków. Simba nawet nie miał czasu krzyknąć, stępione już nieco ostrze spadło prosto na jego szyję, łamiąc ją i rozchlapując krew z tętnic. Pietrolenko na szczęście jak w takich chwilach stać, by pobrudzić się jak najmniej. Nie czekając dłużej wziął Diektariewa, zapasowe magazynki i odszedł na kilka metrów. Położył się w pobliskich krzakach i wycelował w plecy widocznych jeszcze murzynów. Rkm znów rzygnął ogniem, tym razem smagając wprost po plecach atakujących. Pozycja była jednak na tyle niebezpieczna, że Pietrolenko miał zamiar wystrzelić jeden talerz i zwinąć się stąd razem z karabinem maszynowym.
 
Sekal jest offline  
Stary 24-10-2008, 12:14   #103
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Silva był bardziej wypoczęty i zareagował pierwszy. Halderowi nie pozostawało nic innego jak wziąć granatnik i czekać. Odbezpieczył FN-FAL-a i przestawił na ogień pojedynczy. Widział doskonale plecy atakujących Simba.
Czekał jednak z otwarciem ognia, aż zbliżą się do murku okalającego misję. Wtedy zacząłby strzelać w plecy najbliższego, by reszta jak najpóźniej zorientowała się, że ktoś ich atakuje.
Zanim jednak nacisnął spust Ernesto serią z Diektariewa położył wszystkich napastników.
Postanowił zaryzykować po raz kolejny tej nocy. Na czołganie się nie było czasu. Pochylony rzucił się biegiem wzdłuż rzeki w kierunku misji. Przeskoczył przez murek i przez gabinet wpadł do szpitala krzycząc po drodze.
- To ja Halder. Nie strzelać.
Jeden rzut oka starczył by ocenić jakie spustoszenie zrobił granatnik.
Nie zwracając uwagi na rannych przypadł do wyrwy w rogu budynku i ostrożnie wyjrzał. Simba byli już blisko. Bardzo blisko. Odbezpieczył granat i rzucił. Od huku eksplozji z sufitu i ścian osypał się tynk.
Jęki rannych i krótkie podwójne „tok, tok” karabinu Haldera … przerwa i znów „tok, tok”.
Marcus dobijał napastników.
Przestawił na ogień ciągły i puścił krótką serię wzdłuż muru przy wejściu. Kule z gwizdem zrykoszetowały.
Halder schował się i odwrócił do wnętrza.
- Anka ! Sophie ! Weźcie dzieciaki do szopy przy przystani. Już ! – krzyknął do kobiet po imieniu darując sobie etykietę.
Między wejściem, a szopą była kaplica, która osłaniała budynek przed atakiem z granatnika.
Widząc, że zwlekają wrzasnął.
- Zostawić tych co nie mogą iść ! Wrócicie po nich później !
Wychylił się ponownie puszczając krótką serię w kierunku kolejnych Simba próbujących sforsować mur.
Przesunął się w stronę okna zmieniając pozycję i wyciągając z pojemnika przy pasie lusterko. Wysunął je ostrożnie by zobaczyć, co dzieje się na przedpolu.
O ile jakiś cholerny czarnuch nie przywali w szpital z rpg Halder mając swoje granaty mógł się długo bronić. A przynajmniej do czasu, aż wszyscy się ewakuują.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 24-10-2008, 15:15   #104
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Mimo swej banalności to stwierdzenie oddawało dokładnie stan świadomości Anki. Siostra Teresa zginęła, budynek się sypał, na zewnątrz huczały wystrzały, niebo coraz oświetlały specjalne pociski. Wszystko to, gdy przestały dzwonić zęby i okazało się, że uszy są w stanie wytrzymać huk, składało się na całość napinająca percepcję do niemożliwych granic. Miała wrażenie, że w tym przeraźliwym hałasie słyszy bicie wszystkich zgromadzonych w szpitalu serc. Bardzo chciała postępować racjonalnie, nie ulec panice. Bardzo chciała podjąć jakieś działania, ale nie mogła ruszyć się z miejsca.
Sophie wciąż obandażowywała rękę płaczącego malca.

Halder pojawił się w samą porę. I mimo, że jej niemoc mogła wyglądać na wahanie, Anka przede wszystkim czuła olbrzymią wdzięczność, za to, że to nie ona musi podejmować decyzje.
- Za mną! – Krzyknęła do wszystkich i poparła gest ruchem ręki.

***

Polka biegła pierwsza, co chwilę oglądając się czy reszta za nią nadąża. Prawie przestała słyszeć wystrzały, a w jej głowie miotała się jedna natarczywa myśl, o tym, że każdy krok może być ostatnim. Niemalże bezgłośna, niewiarygodnie zdyscyplinowana i ledwie widoczna w ciemnościach gromadka uciekała za przewodniczką. Dzieci, które jeszcze wieczorem śmiały się, krzyczały i broiły próbując dobrać się do ekwipunku niespodziewanych gości, teraz wyzbyte cech dziecięcych, raczej małe zwierzątka z silnym instynktem przetrwania, nie traciły sił na krzyki. Biegły. Maria niosła rannego chłopca, który wtulił głowę w jej ramię. Sophie zamykała grupę.
 
Hellian jest offline  
Stary 24-10-2008, 20:30   #105
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Gdy Mariusz już doszedł do źródła światła zobaczył wielkie ognisko. – Hm? Kto tu rozpalił ognisko? To ci z Simba? Pewnie tak. Mariusz chciał już podejść, gdy nagle się zatrzymał.- Cholera, a jeśli to zasadzka? – Kapral wziął jakiś kamień i rzucił lekko przed ognisko. Niby nic się nie działo, ale to tylko ognisko. – No cóż, to chyba nic „ciemnego”. Myślę że mogę do ognia podejść.Podkarpacki, pewnym krokiem podszedł do ogniska, nie spuszczając broni. – Ale milutko. Cieplutko i wogle. Eh, ale w końcu jestem w dżungli, a nie u babci na działce, trzeba być czujnym. Tak więc, wrócę chyba do reszty... - O ile znajde ich, a nie Simba. Obracał głowę w około, ale już nie potrafił rozróżnić blasku rzeki od blasku gwiazd. – Hmm... Chyba dobrze, by było gdybym sobie zrobił drzemkę ale... Trzeba mi jakąś ochronę... – Myślał chwilę, po czym doszedł do czegoś. – Wiem! ... Albo nie... A może.... – W końcu Mariuszowi skończyły się pomysły, odszedł parę kroków od ogniska, gdzieś gdzie jest najbardziej zagęścione. Upewnił się że w pobliżu nie ma żadnych inteligentnych form życia i położył się w wysokiej trawie, koło drzewa. – Mam nadzieje że mnie nie zobaczą. – I w końcu zrobił to co planował od początku tej „wycieczki”. Usną...
 
Gruby95 jest offline  
Stary 24-10-2008, 23:31   #106
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Piotr spokojnie wyczekiwał, aż każdy głupi dzikus podbiegnie i się zatrzyma. W końcu naboje nie rosną na drzewach, przynajmniej chwilowo.

Trzy pociski, trzy trafienia, w dodatku żaden Simba nie zauważył ognia z nieba, jak by to pewnie nazwali, czyli byli pod wpływem tych swoich prochów.

-Giń szmato-pomyślał i strzelił do kolejnego podbiegającego wroga.

W całym tym zamieszaniu zobaczył kolejną biegnącą postać, i gdyby się nie zreflektował w ostatniej chwili, zestrzeliłby Haldera biegnącego w stronę ukrycia kobiet i dzieci.

Po chwili luźna gromada wybiegła podkulona w stronę rzeki.
Strzał. Kolejny dzikus padł, wrzeszcząc wciąż te swoje hasło.

-Jeśli się nie pośpieszą, nie damy rady.

Obejrzał się za siebie, lecz nie ujrzał liny.
Wpadłby w panikę, gdyby nie sprawdził, co się z nią stało.
Drzewo, albo raczej krzak, do którego była przytwierdzona, leżał 2 metry dalej, w miejscu rośnięcia była mała wyrwa, natomiast lina zwisała swobodnie z wieży.

-Zwiewając poobcieram sobie dłonie- pomyślał, układając się na wcześniejszą pozycję.
Strzał.
 
Rainrir jest offline  
Stary 25-10-2008, 14:11   #107
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Seria eksplozji rozcięła powietrze ostrym dźwiękiem. Dzik zrozumiał, że wioska jest atakowana. Nic nie układało się tak jak to zaplanował. Miał tym swoim szaleńczym atakiem skłonić Simba do ujawnienia swoich pozycji, tak by reszta mogła precyzyjnie skierować swój ogień w stronę przeciwnika. Niestety okazało się, że jego ludzie najwyraźniej nie zrozumieli jego działań i teraz musiał ratować się ucieczką.

Idąc za dźwiękiem i błyskami skierował się do wioski. Przystanął przy jednym z drzew łapiąc ciężki oddech. Był zmęczony, trzykrotne pokonywanie odcinka miedzy samolotem, a wioską plus gubienie pościgu zagięłoby każdego, nawet najlepszego.

Walka rozgorzała na dobre. Pomiędzy wybuchami granatników i pocisków RPG wyławiał dźwięki FN FALa który w swój charakterystyczny sposób wysyłał śmiertelne pociski.

Gdy chwilę odsapnął, ruszył biegiem w stronę murku. Musiał pomóc w obronie wioski, przynajmniej na czas jak łudź odbije z częścią załogi na środek rzeki. Wszyscy nie mogli iść razem, jeden pocisk RPG i nie byłoby kogo zbierać.
Serce pompowało krew na najwyższych obrotach, adrenalina przyćmiewała wszelkie oznaki bólu i zmęczenia. Dobił do jednego z budynków, gdy nagle jeden z pocisków uderzył w ścianę obok. Potężny huk ogłuszył Tomasza, który momentalnie znalazł się na ziemi. Świat chwiał się tak jakby grecki gigant Atlas podtrzymujący sklepienie niebieskie miał w sobie promili więcej niż niejeden pijaczyna. Tomasz chciał sie podnieść, lecz gdy tylko uniósł się trochę nad ziemię, poczuł jak ręce mu omdlewają. Pół przytomnym wzrokiem dostrzegł ciemną maź na ziemi, a w swym boku kawałek bambusowej strzechy. Siegnął powoli po złoty krzyżyk który miał zawsze na szyi. W metalu odbijały się refleksy ognia trawiącego budynek. Z spokojem w oczach osunął się na ziemię i zasnął snem wiecznym.

Kolejny nieznany żołnierz który dokonał swojego żywotu z dala od domu.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 26-10-2008, 15:13   #108
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 5.00 - 5.15


Biegli całą gromadką kierując się w stronę szopy i pomostu i gdzie była przycumowana łódź. Ciążyło Annie niesione na reku dziecko i zwisający z ramienia Sterling.
Dym z palących się budynków zaczął zasnuwać misję, dusił i powodował ataki kaszlu.
Wokół rozbrzmiewał obłąkany wrzask :

Mulele maj !!! Mulele maj !!!

Nagle dzieci zaczęły krzyczeć jeszcze głośniej. Z siwych kłębów wychynął Simba trzymający AK. Zaczął siać seriami po grupce uciekinierów. Na szczęście oddawał zbyt długie serie i większość kul poszła górą...

Większość, ale nie wszystkie.

Jedno z dzieci, może 8 - letnia dziewczynka trafiona kulą krzyknęła przeraźliwie i przewróciła się na ziemie. Pocisk kalibru 7,62 trafił ją w głowę zmieniając ją w poszarpana maskę krwi i ułamków kości.

Anna odruchowo przyklękła zasłaniając sobą niesione, ranne dziecko.


Wybuch pocisku z granatnika ogłuszył Sophie. Podniosła się z trudem i bardziej z ruchu warg odczytała to, co krzyczała do niej Polka. Poruszała się jak w koszmarnym śnie, gdy im szybciej chce się biec tym wolniej się możesz poruszać.

Pobiegła do wyjścia zgarniając przed sobą dzieci, choć pobiegła to za dużo powiedziane, bo wydawało się jej, że do każdej z nóg miała przyczepione ołowiane ciężary.

Tuż po wyjściu jakaś zabłąkana seria pozostawiła ścieg jasnych blizn na belkach budynku. Przygięło ją do ziemi, postąpiła jeszcze chwiejnie kilka kroków, potknęła i rozłożyła jak długa.

To chyba ja uratowała, bowiem seria przeznaczona dla niej trafiła jedną z biegnących przodem dziewczynek w głowę skrywając ją w fontannie krwi.
Z kłębów dymu wybiegł Simba i posłał kolejna długa serię, na szczęście nad głowami ociekających. Teraz jego wzrok padł jednak na Torecci.
Lekarka
zobaczyła wyszczerzone w upiornym uśmiechu zęby i lufę Kałasznikowa kierującą się w jej stronę. Desperacko próbowała dosięgnąć wypuszczonej z reki broni.


Kolejny pocisk okręcił biegnącego Murzyna dookoła własnej osi i rzucił w drgawkach na ziemię. Chwile trzepotał jeszcze jak wyrzucona na brzeg ryba, po czym znieruchomiał.

Kolejny na rozkładzie.

Przesunął lunetę szukając następnego celu, gdy oczy zasypał mu wapienny pył. Seria wybiła w tynku szereg dziur może 20 centymetrów nad jego głową.
Kolejna wzbiła obłoczki kurzu może pól metra poniżej jego stanowiska.

Wstrzeliwują się - przemknęło mu przez głowę.

Przetarł dłonią oczy i wtedy zobaczył strzelców.

Nie biegli jak inni, stali rozstawieni może w odległości metra jeden od drugiego i jak trzyosobowy pluton egzekucyjny mierzyli w Wilka.
Kolejne serie kolorowych paciorków pomknęły w stronę snajpera na szczęście chybiając.

Na razie.

Mulele maj !!! Mulele maj !!! -rozbrzmiewało dokoła.





De Werwe krzyknął, gdy pocisk z RPG trafił w szpital, wyglądało, że budynek zaraz się zawali, ale na szczęście tylko przekrzywił w bok. Jakaś sylwetka przeskoczyła mur, na chwile przykucnęła, by poderwać się i pomknąć w kierunku trafionego szpitala.

Pilot przymierzył z Browninga i już miał wystrzelić, gdy rozpoznał w biegnącym Haldera. Opuścił bron i spojrzał w kierunku bramy, gdzie kierowała się większość Simba.
Kilku z nich przeskoczyło nad murkiem i biegli teraz prosto w jego stronę. Pociągnął dwukrotnie za spust i ujrzał jak na brudnej bluzie rebelianta pojawiają się krwawe wykwity. Ten biegł jednak jakby nie zauważając i nie czując ran. De Werwe przypomniał sobie opowieści najemników, o tym , jak "żołnierze rewolucji" faszerują się haszyszem i jakimiś miksturami przed walką.

Przymierzył jeszcze raz dokładnie i precyzyjnie wpakował kolejne dwie kule w udo Simba. Noga bignacego nagle załamała się pod nim i upadł ciężko. Pilot z niedowierzaniem patrzył jak próbuje się podnieść na kolana pomimo odniesionych obrażeń.
Dość tej zabawy - kolejny pocisk dosłownie rozniósł głowę Murzyna.
Wystrzeliłem pięć razy zostało jeszcze... - nie dokończył.





Potężny wybuch uniósł go w powietrze i rzucił niczym, worek kartofli kilka metrów dalej. Uderzenie o podłoże wyparło mu dech z piersi.
Duszę się - pomyślał.
Niezdarnie jak robak obrócił się na brzuch. Przyciągnął pistolet, który wypadł mu z ręki i uniósł się na jedno kolano.
Seria wzniesionych pociskami fontann kurzu pocisków zbliżał się wprost do niego. Zamarł sparaliżowany, nie mogąc się ruszyć. Na szczęście seria urwała się może pół metra od niego.

Podniósł wzrok i dostrzegł oddalonego od niego może o 20 metrów Simbe mocującego się z zaciętym magazynkiem. Murzyn też podniósł głowę i ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. Rebeliant rzucił karabin, wyrwał zza pasa maczetę i ruszył na Belga.

Ten przysiągłby, że na ustach atakującego widzi białą pianę...


Halder wpadł w chmurę dymu skrywająca wnętrze szpitala.
- Anka ! Sophie ! Weźcie dzieciaki do szopy przy przystani. Już !

Wystrzelona przez niego seria co prawda nie trafiła zmierzających w stronę budynku Simba, ale rzuciła ich na ziemie.
Odbezpieczył i cisnął jeden z granatów. Zza chmury eksplozji dobiegł go wysoki, urwany nagle krzyk.

Mulele maj !!! Mulele Maj !!! - dało się słyszeć.

Kolejna fala kilkunastu rebeliantów poderwała się zza murku i ruszyła naprzód.
Nie dobiegli daleko. Niemiec ujrzał jak kilku biegnących wyrzuca w powietrze ręce i wali na ziemie.
To Silva postanowił wystrzelać do końca magazynek, paraliżując jednocześnie próbę ataku Simba.

Marcus widział jak ze skraju dżungli błyska krótkimi seriami rkm przygniatając atakujących do ziemi.





Nagle jednak Pietrolenko przerwał ogień.

Zmienia magazynek, albo skończyła się mu się amunicja - przemknęło mu przez głowę - teraz znowu ruszą na szpital. Pewnym ruchem wbił nowy magazynek i przywarł policzkiem do kolby. Jeśli dobrze liczył będzie musiał zmierzyć się z 8 - 10 rebeliantami.

Kiepsko to wygląda, umrzeć nie wiadomo gdzie, nie wiadomo za co - pomyślał, opierając palec na spuście...


Egon strzelał krótkimi seriami w kolejne okazujące się na przedpolu sylwetki. Było ich jednak zbyt dużo, zresztą zdawali się nie zwracać uwagi na padających towarzyszy.

Seria odłupała kawałki muru, inna gwizdnęła mu nad głowa. Mimo iż chaotyczny i raczej niecelny ogień rebeliantów mógł być groźny, tym bardziej ze zbliżali się coraz bardziej.

Obok upadł wirując jakiś obły przedmiot. Bez chwili wahania odrzucił go z powrotem.
Eksplozja i krzyki.

Czas się wynosić - pomyślał. Za chwile któryś wpakuje się w pułapkę w bramie.

Podrywał się do biegu, gdy na plecy zwalił się mu potworny ciężar. Poczuł kwaśny zapach potu, odór nie mytego ciała i strachu. Potoczyli się szczepieni ze sobą niczym para wściekłych psów.
Murzyn górował nad Egonem silą i coraz silniej zaciskał ręce na jego gardle. Przed oczami sierżanta zaczęły tańczyć czarne plamy. Rozpaczliwie macał ziemie dookoła pragnąc znaleźć cokolwiek co pomogłoby uwolnić mu się od napastnika.


Rkm wypluwał kolejne pociski, kładąc Simba pokotem i mieszając ich szyki.

Czuł zapach rozgrzanego smaru i ostry swąd spalonego prochu.
Ostatnimi pociskami "przeczesał" grupę biegnących w stronę uszkodzonego budynku szpitala i z zadowoleniem spostrzegł, jak rozbiegają się i padają na ziemie próbując się skryć.

Iglica uderzyła głucho i broń zamilkła. Wszystko co dobre kiedyś się kończy i musiał teraz pomyśleć o sobie. Choć został mu jeszcze jeden talerz z nabojami, to powinien jak najszybciej się stad wynieść.
O ile słuch go nie myli w jego stronę zmierzała z głębi dżungli kolejna grupa Simba.
Chyba się zorientowali skąd strzela, bo o pnie drzew zaczęły bębnic pociski z Kałasznikowów odłupując ostre drzazgi.

Jeszcze chwila i mnie otoczą, przygniotą ogniem i załatwia granatami - pomyślał.

Jeśli miał podjąć próbę wyniesienia stąd cało głowy, musiał to zrobić teraz...


Podkarpacki śnił swój koszmar z czasów pracy w kopalni.
Idzie sam górniczym chodnikiem i nagle strop zaczyna pękać siejąc wokół kamieniami i ziemią. Jedna z brył trafia go w głowę, Mariusz przewraca się i kolejne warstwy ziemi przysypują go dusząc powoli.

Teraz tez brakowało mu oddechu. Zaczął rzucać się próbując zaczerpnąć powietrza i ... obudził się.

W mroku blisko jego twarzy blyszczaly czyjeś białka oczu, a brudna dłoń zatykała usta. Próbował poruszyć rękoma, lecz miał je związane za plecami.
Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że do grupy która go pojmała dołączył ktoś jeszcze.

Padł szczekliwy, krotki rozkaz.

Poderwano go z ziemi i zasłonięto oczy brudną chustą. Ponaglany co jakiś czas uderzeniami kolby potykał się idąc w kierunku szalejącej w misji walki. Dobiegały do ego uszu krzyki, wybuchy granatów i nakładające się na siebie serie z FALi i Kałasznikowów.

Szarpniecie za ramię kazało mu się zatrzymać.

Znów ktoś się do niego zbliżał, wyczuł to teraz. Zapach był charakterystyczny dla lotniczej benzyny. Nie miał wątpliwości, ktoś podchodził do niego trzymając w reku pełen paliwa kanister. Szarpnął się konwulsyjnie, przerażony. Odpowiedział mu dziki rechot z kilkunastu gardeł.

Czuł rosnąca w gardle gulę strachu.

NIE ! NIE ! - coś krzyczało w nim, to dalej śnisz, to nie może się stać. Zaczął szarpać się rozpaczliwie w daremnej probie uwolnienia...
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 26-10-2008 o 15:23.
Arango jest offline  
Stary 29-10-2008, 12:30   #109
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Nie było nawet czasu na przeładowanie. Zarzucił sobie rkm na plecy i podniósł się na klęczki, szybko badając sytuację. Na chwilę zatrzymał natarcie czarnuchów, ale to były tylko chwile. Oddział został zbyt rozproszony, dwóch w ogóle zniknęło gdzieś w lasach i Pietrolenko nie sądził, by ich jeszcze kiedyś zobaczył. Sam jednak nie miał zamiaru ginąć, więc wyjął dwa granaty i cisnął nimi w stronę przeciwną do tej, którą miał zamiar pójść. Głupi Simba mogli być na tyle najarani, by pobiec za wybuchami. Nie czekał dłużej, przykucnięty ruszył przez zarośla, oddalając się od miejsca, w które walili seriami z kałachów. Nie było wiele widać, a odgłosy strzelaniny zagłuszały wszystko, więc Jurij bez większych problemów dotarł do skrzyni.

Tu zaczynały się problemy, bowiem Halder nie wziął ze sobą nic, a kolejna fala Simba jasno dawała do zrozumienia, że nie utrzymają się tu dłużej. Zaś łódź bez silnika... cóż, również nie wróżyła szans na przeżycie. Otworzył wieko skrzyni, przewracając ją i wyciągając na zewnątrz potrzebne części i narzędzia. Było tego sporo, ale nie miał wyjścia. Co mógł to wpakował jeszcze do plecaka, wyciągając z niego zapasowe granaty i przewieszając sobie je przez pasek. Co mógł to wpakował do plecaka, nawet nie trzeba było go zamykać. Do przebiegnięcia było tylko kilkadziesiąt metrów. Zarzucił sobie to wszystko na plecy, aż stękając z wysiłku. Co się dało wsadził jeszcze za pas i do kieszeni, przez plecy przewieszając dodatkowo FAL-a.

Załadował ostatni talerz do rkm-u i w jednej ręce z nim a w drugiej z RPG, ruszył przed siebie, kierując się jednak w bok, do niskiego murku okalającego misję. Przypadł do niego, wychylając się nieco i celując. Pocisk RPG ze świstem pognał przed siebie, wybuchając gdzieś w pobliżu kolejnej grupy nacierających rebeliantów. Jurij nawet nie patrzył czy kogoś zabił, ważne, że leżeli na glebie. Odrzucił resztkę broni i skulony ruszył w stronę misji, wciąż kryjąc się za murkiem na tyle, na ile mógł. Tuż przed samymi zabudowaniami miał zamiar wypruć w Simba ostatni magazynek i odrzucić ciążący mu karabin maszynowy. I pognać w stronę łodzi...
 
Sekal jest offline  
Stary 29-10-2008, 15:09   #110
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Biegła najszybciej jak potrafiła, obciążona nie takim wcale maleńkim dzieckiem, plecakiem i karabinem. I myślą, że za nią biegną inne dzieci, zupełnie same, nietrzymające nawet nikogo za rękę. Ale musiała selekcjonować to, co widzi. Dzieci i łódź, reszta to tło, na które nie ma wpływu.
Kiedy pojawił się Simba strzelający ogniem maszynowym po prostu postanowiła ocalić dziecko. Nie wiedziała, że płacze, że cała drży, bo czuła się spokojna. W sytuacji, gdy nie rysował się żaden wybór, nie czuła i rozterek. Dopiero, gdy huk zwiastujący śmierć zamilkł i musiała wstać z ziemi i przeżyła jedną z najtrudniejszych chwil w swoim życiu. Ciało chciało pozostać na ziemi, skulone i udające martwe. Wydawało jej się, że podnosi się wieczność, olbrzymia i zewsząd widoczna.
Zobaczyła na ziemi martwą dziewczynkę i wydobyła z siebie przeraźliwy krzyk. Z niego też nie zdawała sobie sprawy.
- Łódka!!! – krzyknęła zaraz potem, już świadomie, do dzieci, bo teraz był to jedyna szansa na ocalenie.
Następnie postawiła chłopca na ziemi. Sekundę trwało nim zobaczyła rebelianta, który właśnie ich ostrzelał. Był odwrócony tyłem do Polki. Nie wiedziała, że mężczyzna właśnie mierzy w Sophie. Wystrzeliła w jego plecy. Rozsądnie pojedynczym ogniem, nie chciała ranić żadnego dziecka. Mniej rozsądnie, że nie mogła przestać. Raz za razem jak na strzelnicy, jakby musiała wystrzelać cały magazynek.

Chłopiec zaniósł się płaczem i z całych sił pociągnął Ankę za spodnie. Przerwała. Znowu wzięła dziecko na ręce i pobiegła na pomost.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172