Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2008, 14:09   #1
 
argoth's Avatar
 
Reputacja: 1 argoth nie jest za bardzo znany
[Monastyr]"Przedawniona Walka"

Rok 1603 Okolice dawnego Folhordu.

Dziadku, dziadku! Cisze spokojnej biblioteki jak piorun przerwał stukot dziecięcych nóżek po drewnianym parkiecie. Do komnaty wbiegło dwoje podrostków w koszulach nocnych, uśmiechając się od uch do ucha. Ruszyli wprost do siedzącego przy kominku starca, który przywitał ich lekko skwaszoną miną, jako że przerwano mu czytanie interesującego traktu.
- Chcecie czegoś szkraby? Pytanie te było wypowiedziane bez nuty złości. – Pewnie znowu uciekliście waszej mamce?
Na te słowa do komnaty wkroczyła zadyszana matrona o obfitych kształtach i czerwonej ze zmęczenia twarzy. Skłoniła się na wyjściu. – Przepraszam panie Hrabio, ale nie chcieli zasnąć bez opowieści i wymknęli się, gdy tylko się odwróciłam. Zaraz je odprowadzę.
Starzec spojrzał w dół na błagalne oblicza swoich wnuków i westchnął zrezygnowany. – Nie będzie to konieczne, sam ich odprowadzę. – Tu zrobił długą przerwę. – Ale najpierw coś im opowiem. – Komnata rozbrzmiała radosnymi dziecięcymi głosikami.
Hrabia rozsiadł się wygodniej w fotelu i wskazał gestem dłoni by potoki głośnej radości ustały, a ich źródła usadowiły się na poduszkach bliżej błogosławionego ognia. Nastała cisza, zakłócana tylko strzelającym cicho płomieniami.
- Więc, o czym chcielibyście dzisiaj posłuchać? O walecznych czynach Rycerza Czerwonego Drzewa, czy o wyprawie kapitana Ulroga po Morzu Szeptów, czy inną historię, którą i tak słyszeliście ode mnie już po stokroć. – W głosie starca nie było słychać znużenia, ale faktyczne rozbawienie. – Więc, szkraby decydujcie się, bo ma pamięć jest zawodna i gubi szczegóły z każdą mijaną chwilą.
Dzieci spojrzały po sobie, jakby szukały potwierdzenia swojej decyzji, po czym śmielszy z nich z prześmieszną poważną miną na twarzy powiedział. – Chcemy usłyszeć o upadku Triumwiratu. – Po wypowiedzeniu tych słów ścisnął mocniej dłoń brata, w trwodze o to, co może zaraz nastąpić.
Uśmiech na twarzy starca lekko zelżał, a oczy spochmurniały jakby przypominały sobie coś z przeszłości. Pokiwał głową i przemówił. – Nie powinniście podsłuchiwać rozmów dorosłych, to za mało odległe czasy żeby opowiadać o nich dzieciom przed snem. Opowiem wam o czymś innym… - W tym momencie wyrwał się drugi z malców. – Ale my chcemy posłuchać o Triumwiracie i jego upadku, podsłuchaliśmy, że ty dziadku sam brałeś udział w tamtych wydarzeniach i będziesz w stanie to najlepiej opowiedzieć. – Na tak dorosłe słowa swojego wnuka, pierś staruszka przepełniła duma pomieszana z żalem. – W końcu i tak musielibyście się o tym dowiedzieć, może to i lepiej żeby prawda popłynęła z moich ust. – Westchnął. – Opowiem wam tle ile sam wiem i ile uznam za stosowne by wam przekazać. Cała prawda jest ukryta nawet przedemną. – Spojrzał na dziecięce twarzyczki ukazujące niebiańskie skupienie. – Choć jest to prawdziwa historia zacznę tak jak zwykle. Dawno, dawno temu…

Baron Uberto Gervasio Del Sezio

Rok 1575 Kindle, willa Barona Uberto Gervasio Del Sezio, wieczór.

Marność, marność to dobre słowo na opisanie stanu, w jakim znalazła się dusza barona. Lata banicji odebrały mu szybkość spady, ciętość języka i bystrość umysłu. Na dawnych wspomnieniach świetności z wolna zaległa gruba warstwa żalu i poczucia winy. A teraz człowiekowi, któremu tak niewiele trzeba było odebrano najważniejszą rzecz – listy. Od miesięcy nie dochodziły żadne wieści od jego matki ani siostry, pełen najgorszych obaw szukał z nimi kontaktu – na próżno. Nawet zwykle niezawodny Książe Gaspare nie mógł załagodzić uczucia strachu, jemu także nie udało się nawiązać kontaktu.
I tak Baron Del Sezio, ostatni potomek rodu, klęczy na dywanie w biblioteczce swojej willi mając przed sobą pożółkłe od starości listy, a w dłoni nabity pistolet zastanawia się, co dalej. I czy nadal ma siły na ciąg dalszy. Gdy już szala miała się przechylić na jedna ze stron, pukanie do drzwi.
- Hrabio? Przepraszam, że przeszkadzam, choć miałem tego nie robić. Przybył posłaniec z listem do pana, zostawiam go pod drzwiami. – Kroki lokaja powili się oddaliły.
LIST! Więc może nie wszystko stracone. Pistolet odstawiony od skroni wylądował na puchatym dywanie. Baron w ruchach tak szybkich jak nigdy dopadł do drzwi, uchylił je i wziął upragniony papier w dłonie otwierając go tak gwałtownie, że prawie niszcząc jego drogocenną treść.


Szanowny Panie Baronie Uberto Gervasio Del Sezio pragnąłbym z Panem porozmawiać o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej. Proszę do mnie zajść o każdej możliwej godzinie, czas ucieka.
Z poważaniem Alfred Mistol.


To nie było ten list, na który czekał baron, a może jednak? Przesyłka zanim tu dotarła przebyła szmat drogi, o czym świadczył z tuzin przystawionych stempli. Na odwrocie znajdował się także adres w Kindle, ulica Mostowa - 20 minut drogi z willi.

Baron Rodrigo Caligari

Rok 1575 Kindle, dzielnica portowa, kwatera Alvina de'Maus, wieczór.

Budynki dzielnicy portowej pochłonął już mrok, gdy do domu swojego przyjaciela zbliżała się postać Rodrigo Caligari. Osoba ta zwyczaj wesoła i pogodna, dziś miała na twarzy maskę zmęczenia i zrezygnowania. Cały dzień spędził na pielgrzymce po urzędach. Rozmawiał ze strażnikami i ich kapitanami, ze skrybami, urzędnikami, nawet z głównym katem, niestety nikt nie potrafił rzucić światła na sprawę śmierci jego rodziny. Wszyscy twierdzili, że sprawiedliwości stało się zadość, choć żaden z nich nie był do końca przekonany. Tak samo jak Rodrigo. Mijając zapijaczonych marynarzy wiedział, że główni sprawcy tej zbrodni ukrywają się gdzieś bezpieczni, gdyby tylko wiedział, kim oni byli.
Zakład de’Mausa był tuż za rogiem, biło z niego przyjemne światło – Szlachcic wszedł do środka.
- Wróciłeś wreszcie przyjacielu. – Powitał go głos Alvina sprzątającego właśnie warsztat. – Dowiedziałeś się czegoś? – Widok twarzy Barona wystarczył za odpowiedź. Rzemieślnik pokiwał ponuro głową. – Siadaj – Wskazał ręką jedno z krzeseł. – Mam tu coś dla ciebie. – Wyciągnął z jednej z szuflad list z dużą ilością pieczęci i podał zdziwionemu przyjacielowi. – Przyniósł to niedawno posłaniec. Nie wiedziałem, że informowałeś kogoś gdzie teraz mieszkasz.
Caligari szybkim ruchem otworzył list i zagłębił się w jego treść


Szanowny Panie Baronie Rodrigo Caligari pragnąłbym z Panem porozmawiać o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej. Proszę do mnie zajść o każdej możliwej godzinie, czas ucieka.
Z poważaniem Alfred Mistol.


Adres podany był poniżej, adres tu w Kindle. Alvin, który z powodu swojej ciekawskiej natury przeczytał list nad ramieniem przyjaciela podrapał się po podbródku. - Ten świstek, sądząc po pieczęciach musiał czekać w porcie już od dawna, a jeśli chodzi o adres to jest to niedaleko, na wysepce obok.
W głowie Barona huczało, może jest jednak ktoś, kto wie coś więcej o jego rodzinie. I jeszcze to nazwisko, Mistol, już kiedyś je słyszał, dawno temu w innym życiu.
 
argoth jest offline  
Stary 06-11-2008, 09:57   #2
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Baron Uberto Gervasio Del Sezio

- Baronie? Usłyszał pytanie Markusa dobiegające zza drzwi. Przepraszam, że przeszkadzam, choć miałem tego nie robić. Przybył posłaniec z listem do Pana, zostawiam go pod drzwiami

Przez głowę Uberto przemknęła tylko jedna myśl – LIST! Gwałtownie poderwał się i ruszył do drzwi. Nim służący zdążył odłożyć tacę z listem na podłogę, szybko sięgną po kopertę. Gdyby poświęcił dłuższą chwilę na przyjrzenie się jej, pozbawiłoby go to wszelkich złudzeń. Ale tym razem, podświadomie walczył jeszcze tych klika chwil zanim uzyskał pewność. To nie od nich. To nie matka ani nawet siostra była jego nadawcą. Oddał się lekturze.

Szanowny Panie Baronie…

Alfred Mistol. Baron zastanawiał się czy mógł gdzieś się spotkać z ów Kawalerem. Raczej nie, przynajmniej pamięć mu w tym zakresie nic nie podpowiadała. Po treści listu, raczej trudno było cokolwiek wywnioskować. Na pozór był to, ot tak sklecony na kolanie liścik. Język i forma sprawiały wrażenie jakby były napisane przez kogoś mało obytego ze sztuką korespondencji. Ale z racji tego, iż list ten ma bardziej formę konspiratorskiej wiadomości wyciąganie tak daleko idących wniosków byłoby zbyt pochopne.

Ulica Mostowa. W myślach starał się zlokalizować to miejsce. Jeżeli się nie myli to nie powinno to być daleko. Na tyle blisko, iż nie warto było nawet udawać się tam konno. Tym bardziej, że czas spędzony na świeżym powietrzu pozwoli mu na zebranie myśli. Ale do licha ciężkiego! Dlaczego ta wiadomość krążyła po Półwyspie Pazura przez tak długi czas nim dotarła do adresata od nadawcy zamieszkałego niespełna milę dalej.

W tym momencie zorientował się, że nadal stoi w drzwiach, że Markus czeka na dalsze instrukcje. To było dla niego jak kąpiel w chłodnej rzece. Oprzytomniał. Odzyskał zimną krew. Wracał do siebie. Do stanu, jaki był z nim tożsamy. Przypisany mu i wpajany przez lata. Był zimny i opanowany. Był baronem Uberto Gervasio Del Sezio.

Markus wciąż stał i czekał na słowa jego mocodawcy. Nie znali się od dziś, wiele ich łączyło. Dużo więcej niż powinno łączyć pana z sługą, barona z plebejem. Mimo to szlachcic był jego mocodawcą i etykieta musiał być dotrzymana.

- wychodzę Markusie. Poczyń konieczne przygotowania. A i przygotuj też broń. Nie, pistolet nie będzie mi potrzebny
– odpowiedział Baron na niezadane jeszcze pytanie.

- udaje się Pan na pieszy spacer, czy mam przysposobić też wierzchowca?

- nie, tym razem pieszo. I nie wybieram się na spacer tylko z wizytą
– tu spojrzał raz jeszcze na podpis pod listem – do kawalera Alfreda Mistola.

Po czym wrócił do pokoju i po chwili szykował się do drogi.



Barona Del Sezio spora cześć kobiet zalicza do mężczyzn przystojnych lub co najmniej interesujących. Z wyglądu jawi się na człowieka chodzącego po tym łez padole jakieś cztery dziesiątki lat. Proporcjonalnie zbudowany - wysoki, może nieco szczupły, niezbyt ekspresyjny w ruchach aczkolwiek przejawiający zwinność. Strój jego to mieszanka kolorów - czerni, bieli i czasem czerwieni. Jego ubiór niewątpliwie nie należy do nazbyt tradycyjnych, raczej nie odbiegają dalece od obowiązującej mody. Śniada cera, czarne włosy, równo przystrzyżony wąs i broda. Smukła twarz i te oczy... Tak, niewątpliwie to te ciemne oczy magnetycznie przyciągają kobiety, wyprowadzają z równowagi rozmówców i podkopują pewność siebie konkurentów. Prawie zawsze oczy Uberto stanowią nieodgadnioną głębię, nie zdradzają jego myśli ani uczuć, nie mówią nic. Tylko czasem i tylko niektórzy mogą w nich zobaczyć wielki smutek i melancholię. Lecz dzisiaj już nie ma dla nich miejsca…

Baron poprawił pas z rapierem, nałożył na głowę kapelusz i wyszedł na ulicę. Spojrzał jeszcze na skrawek – wystającego z morza szarych chmur, niebieskiego nieba. Jeszcze kilka chwil i zapadnie zmrok. Szlachcic szedł spokojnie uliczkami Kindle. Wąskie, ciemne i co dziwne opustoszałe. Jedynym towarzyszem jego wędrówki, jak się zdawało był wszechobecny wiatr. Zaskakująco zimny jak na tę porę roku. Był na tyle mocny, że baron zmuszony był przytrzymać swój kapelusz. A i tak pióra, którymi był przyozdobiony wyglądały niczym ptak przygotowujący się do wzbicia w przestworza. Po chwili do wiatru dołączył jego przyjaciel – drobniutki deszcz.



Uberto szedł spokojnie, bez nadmiernego pośpiechu. Nie zaprzątał sobie głowy czy to może nie jest kolejna pułapka. To nie miało już znaczenia. Niedawno, obowiązujące reguły zostały zmienione. Ktoś musi wykonać ruch. Ktoś będzie musiał zapłacić. Ktoś odpowie za…

Właśnie doszedł do celu swojej podróży. Kamienica na ulicy Mostowej sprawiała ponure wrażenie. Jednopiętrowy budynek – bardzo wąski nawet jak na realia tutejszej architektury, z ostro zakończonym dachem. Wyglądała niczym samotny człowiek rzucający wyzwanie Niebu.

Podszedł do drzwi. Odnalazł dłonią kołatkę i zastukał trzykrotnie.
 
baltazar jest offline  
Stary 08-11-2008, 02:31   #3
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Rodrigo Caligari, Baron.

"Szanowny Panie Baronie Rodrigo Caligari pragnąłbym z Panem porozmawiać o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej. Proszę do mnie zajść o każdej możliwej godzinie, czas ucieka.
Z poważaniem Alfred Mistol."

Mistol, to nazwisko... z pewnością już je słyszał, pytanie czy to przyjaciel czy wróg? Tak czy tak jego zemsta w końcu posunie się naprzód, jeśli ten Mistol okaże się przyjacielem to powinien mieć jakieś informacje, jeśli okaże się wrogiem to także będzie coś wiedział, a zemsta będzie bliższa. Z tych rozważań wyrwał go głoś de'Mausa.
- Ten świstek, sądząc po pieczęciach musiał czekać w porcie już od dawna, a jeśli chodzi o adres to jest to niedaleko, na wysepce obok.-

- Czy jesteś mi w stanie zorganizować transport na tamtą wyspę? Jak najszybciej? -
Zapytał baron przyjaciela, nie odrywając wzroku od listu.

- Teraz w nocy? Rodrigo jak zwykle działasz pochopnie, poczekaj, zwolnij, jutro rano dowiemy się czegoś o tym człowieku, a gdy będziemy wyposażeni w wiedzę, ruszymy razem. - odpowiedział jak zwykle opanowany.

- Teraz, ani chwili dłużej, wiesz ile czasu czekałem, wiesz więc, iż nie mogę czekać ani chwili dłużej. Idź proszę zorganizować mi jakąś łódź. - Wstał i rozejrzał się po kuźni - i de'Maus - zwrócił się do wychodzącego przyjaciela, ale ten odpowiedział szybciej, jakby odczytując myśli.

- Jest w mojej pracowni, na stojaku, na biurku. - uśmiechną się i wyszedł.

Rodrigo ruszył do pracowni, długo nie mógł zrozumieć po co de'Maus'owi osobny warsztat i pracownia, tu i tu wykonywał broń, a właściwie wszystko wykonywał w warsztacie, dopiero niedawno odkrył co takiego wytwarza w pracowni. Przyjaciel jego otóż stworzył cudowny rodzaj rapiera, tłumaczył mu to nawet ale Caligari nie znał się zbytnio na metalurgi, zrozumiał tylko iż poprzez odpowiednie mieszanie różnych rodzai żelaza przy wytwarzaniu stali, a później specjalne procesy obróbcze, uzyskał rapier, a właściwe materiał, który po wykuciu dawał ostrze giętkie i twarde, ostre i nie do stępienia. Udowodnił to w przyjacielskim pojedynku, Rodrigo nie był może i mistrzem, ale posiadał znaczne umiejętności walki, jednak de'Maus wygrał, nie tyle umiejętnościami co tym, iż z każdym zetknięciem się z ostrzem de'Mausa, ostrze Rodriga zaczęło bardziej przypominać piłę niż miecz, a na koniec zostało w przepięknym stylu, złamane bądź przecięte, co bardziej prawdopodobne. W ramach zadość uczynienia, de'Maus obiecał zrobić mu nowe ostrze, takiej jak jego.
Teraz Rodrigo je oglądał, było piękne. Prosta głownia, obusieczny, praktycznie brak jelca, rękojeść czarna zdobiona srebrem, tak jak i pochwa.
Na płazie lśniły delikatnie grawerowane litery. Napis głosił.
Si vis pacem, para bellum.
Jeżeli chcesz pokoju, gotuj się do wojny.

Rodrigo podniósł go i aż sam się zdziwił, miecz prawie nic nie ważył, był chyba nawet lżejszy niż nowomodne szpady, a przy tym tak praktycy i wyważony jak miecze, którymi zwykł się posługiwać. baron sięgnął po pochwę i wsunął miecz pasował idealnie, ale czy choć na chwilę w to wątpił? Umocował miecz przy pasie w miejsce tego, który właśnie odpiął, a który pożyczył od de'Mausa wcześniej.

Podszedł do lustra i przejrzał się w nim. Nie mógł powiedzieć aby widok go zachwycił, nigdy nie był potężnej postury, szybkość i zwinność były jego atutami. Był wysokim, szczupłym mężczyzną, lata na morzu i praca zwiadowcy w armii zmieniły jego twarz, wyglądał młodziej, uśmiechnął się teraz i przejechał dłonią po brodzie.

Zjadł lekki posiłek, a w tym czasie wrócił de'Maus.
- Za godzinę jeden z moich znajomych zabierze cie łodzią tam gdzie zechcesz, poleciłem mu odprowadzić cię pod drzwi i na ciebie zaczekać, wie iż mu się to opłaci. Widzę, że miecz ci się podoba skoro masz go przy pasie? Masz już dla niego imię? - zapytał siadając i nalewając sobie wina.
- Nazwę go "Cisza". Dziękuję za zorganizowanie transportu, wyruszam natychmiast, jak poznam twojego przyjaciela? -
- Odprowadzę cie na do portu, pamiętaj, że możesz tu wracać zawsze. mam u Ciebie dług -
zaśmiali się oboje w głos, po czym równocześnie powiedzieli.
- Chyba ja u ciebie -
powiedział Caligari.
- A nie ty masz dług u mnie - poprawił się de'Maus.
de'Muas kontynuował mówienie kiedy zbierali się do drogi.
- Wracając do miecza, to niemów nikomu, że to ja go zrobiłem, takie miecze nie są na sprzedaż, a jeśli ktoś zobaczy co taki miecz potrafi i dowie się iż to ja go wykonałem, nie opędzę się od kupców. -
- Obiecuję przyjacielu. - Odpowiedział i obaj ruszyli w stronę portu.

Dotarli tam bez przeszkód, pożegnali się i Rodrigo wsiadł do łodzi. W trakcie drogi, rozmyślał na temat tej przyjaźni, wielu by pewnie zarzuciło mu to, że łączy go tak wielka przyjaźń z zwykłym rzemieślnikiem, ale niespecjalnie go to obchodziło. Przeżyli razem tak wiele, ratowali sobie życie tyle razy iż już nie wiedzieli, kto komu teraz zawdzięcza życia.
Po chwili, łódź przybiła do wyspy na której mieścił się budynek wskazany adresem z listu.
Caligari podszedł do drzwi i zapukał.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 08-11-2008 o 12:03.
deMaus jest offline  
Stary 13-11-2008, 00:56   #4
 
argoth's Avatar
 
Reputacja: 1 argoth nie jest za bardzo znany
Baron Rodrigo Caligari

Rok 1575 Kindle, Wyspa Rodmont.

Dobiwszy do małej przystani, baron miał ochotę ucałować stały ląd. Dużo czasu spędził na morzu, że raczył już zapomnieć jak zdradliwe bywają wiatry wokół Kindle. Czasem nawet stary żeglarz potrafi wpaść w sidła pośpiechu.
Ulica Mostowa pełna była niewielkich, pochylających się nad kanałem kamieniczek. Pachniało tam kwaśnym zapachem octu, dobywającym się zaa któryś odrzwi. Wszędzie panowała cicha, ciemna noc. Tylko w jednym oknie mrok przegrywał walkę ze światłem.
Baron sprawdził po ciemku adres - zgadzał się.
Wisząca na drzwiach kołatka została zignorowana, gdy szybkim i zdecydowanym ruchem nocny wędrowiec podszedł i ubraną w rękawiczkę dłonią zapukał. Echo miarowych uderzeń w stare drewno rozniosło się po tafli wody we wszystkich kierunkach.
Drzwi uchyliły się same, czyżby nieostrożny gospodarz zapomniał dokładnie zamknąć ja na noc?
Nagle do zapchanego myślami umysłu Barona dobiega wrażenie – chyba nie jest tu sam. Budynek dalej, zaa rogu wyszła ubrana w ciemny płaszcz postać. Czego chce?

Baron Uberto Gervasio Del Sezio

Rok 1575 Kindle, wyspa Gorda i Rodmont.

Nie trzeba było być wielce spostrzegawczym żeby zauważyć jak wiele starań włożył magistrat Kindle, aby różnice pomiędzy klasami społecznymi były widoczne już za pierwszym spojrzeniem.
Maszerując poprzez wyspę, na której od dawna mieszkał, Baron mijał urządzone z przepychem kamienice i pałacyki oblane zielenią prywatnych parków. Budynki, w których możni tego świata przepijali swoje fortuny, lub zdobywali nowe pośród spisków i zdrad, a wszystko to oblane feriami barw i jasnych świateł latarni. Wystarczyło jednak przejść tylko trochę dalej, minąć jeszcze jeden dom, jeszcze jeden mostek, a zanurzało się w ciemny mrok wyspy, na której mieszkali ludzie walczący dzień w dzień o to żeby było, czym napchać brzuch.
Jak gdyby był to inny świat, wśród niskich zgarbionych kamieniczek Rodmont odnalazł Barona przenikliwy wiatr na spółkę z mżącym deszczem. Obcasy nielicznych, mijających Uberto mieszkańców głośno odbijały się echem od ścian wąskich uliczek. Im bliżej celu tym bardziej pusto, ostatnie kilkadziesiąt metrów podróży gnanego nadzieją wędrowca obserwowały tylko oczy miejscowych kotów. Mostowa tuż za zakrętem.
Baron wkroczył na nią gotów stanąć nawet przed samym diabłem. Nagle rozchodzi się pusty dźwięk pukania. Pod drzwiami kamienicy stanowiącej cel wędrówki Umberto stoi postać, odwracająca właśnie głowę w jego stronę.
 
argoth jest offline  
Stary 13-11-2008, 10:40   #5
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Baron Uberto Gervasio Del Sezio

Uberto szybkim krokiem zbliżał się pod wyznaczony adres. Nim wyłonił się zza rogu wąskiej uliczki. Do jego uszu dobiegło miarowe stukanie o solidne drzwi.



Puk...Puk...Puk

Zaległa cisza.

Baron zobaczył, iż u celu jego wieczornej wycieczki był już ktoś. Sądząc po zachowaniu nie był to gospodarz. Na oko szlachcic w sile wieku. Smukły, z nieco żołnierską postawą. Obracając się widać było broń u jego pasa – chyba nie rapier. Nieznaczny ruch ręki w stronę rękojeści, postawa, rozstawienie nieco nóg. Wszystko wskazywało, że postać ta jest równie zaskoczona spotkaniem jak on sam.

Spokojnie rozejrzał się dookoła. Nie dostrzegając nic, co mogłoby wzbudzić w nim podejrzenie, iż w mroku czai się niebezpieczeństwo skierował wzrok na nieznajomego. Widząc, iż tamten również nie do końca jest świadomy sytuacji, w której się znalazł przemówił.

- Witaj Waść. Jak mniemam… nie mam przyjemności z panem Alfredem Mistolem. Zatem proszę o wybaczenie, śpieszę się na spotkanie.

Baron umyślnie nie przedstawił się, ani nie zapytał o godność nieznajomego. Nie wiedząc, jakiego typu interesami jego gospodarz się zajmuje, pytanie o nazwiska mogłyby być raczej groźnym wybrykiem. Pomimo, iż baron Del Sezio mówił po cynazyjsku jego akcent nie pozostawał złudzeń – był Ragadańczykiem… a może chciał być za takiego postrzegany, jego akcent był aż nazbyt podkreślany.

W tym momencie dostrzegł, że drzwi są uchylone, a od dłuższej chwili nikt się w nich nie pokazał. Jako, że szlachcic nie wyglądał jakby opuszczał kamienicę, zrodziło to w nim dziwne przeczucie. Dzisiejsza noc może się za szybko nie skończyć.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 13-11-2008 o 10:43.
baltazar jest offline  
Stary 13-11-2008, 18:32   #6
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Caligari zapukał do drzwi, a te ku jego zdumieniu uchyliły się pod uderzeniami. czyżby zapomniał zamknąć? Baron szczerze w to wątpił, albo spodziewa się wizyty właśnie teraz...

Z rozmyślań wyrwały Rodriga, odgłosy kroków zza rogu następnego budynku wyszła postać, ubrana w ciemny płaszcz. Ciało poruszyło się wyuczonym ruchem, odsunął lekko lewą nogę, ręka powędrowała do rękojeści miecza, barki lekko pochylone do przodu, głowa niżej i mniej więcej wtedy uświadomił sobie iż nie jest na zwiadzie w obcym terenie, nie każdy jest wrogiem, wtedy owy osobnik przemówił.
- Witaj Waść. Jak mniemam… nie mam przyjemności z panem Alfredem Mistolem. Zatem proszę o wybaczenie, śpieszę się na spotkanie.

Więc jednak drzwi były dla kogoś otwarte, niestety dalej nie wiem czy mam do czynienia z przyjaciółmi czy z wrogami. Choć z drugiej strony lepiej załatwiać sprawy pojedynczo, niż parami. Na demony, pomyślał, trzeba zaryzykować.

- Witam, jestem Rodrigo Caligari, ciebie o imię pytać nie będę, bo nie każdy chce je zdradzać. Dobrze mniemacie kawalerze, nie jestem Alfredem Mistolem, ale także do niego zmierzam. Zastałem właśnie drzwi do miejsca spotkania otwarte i ciekawi mnie są otwarte dla mnie czy też dla Ciebie? Choć niema to większego znaczenia, co ma natomiast znaczenie, to odpowiedz na pytanie czy waść przybywasz także w niecierpiącej sprawie rodzinnej? - baron mówił pomału, starał się obserwować reakcję rozmówcy. Przesuną się pomału tak aby nie stać bezpośrednio przy drzwiach odsłoniętym na ich stronę. Nie wiedział co ma myśleć o tej postaci. Nie wydawał się zagrożeniem, mimo iż wysoki, nie sprawiał wrażenia silnego, choć to trudno było ocenić w mroku i na odległość.
- Czy ruszymy razem do pana Mistola? - zapytał.
 
deMaus jest offline  
Stary 13-11-2008, 22:01   #7
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Baron Uberto Gervasio Del Sezio

- Witam, jestem Rodrigo Caligari…

Nieznajomy lustrował uważnie Uberto. Poznać w nim było wytrawne oko, które po kilku krokach, kilku gestach, nieznacznych ruchach mógłby wiele powiedzieć z kim ma do czynienia. Barona Caligarii mógł zdziwić spokój przybysza. Nie miał pewności czy świadomie to czyni czy nie, ale oprócz lustrujących okolicę spojrzeń postawą nie wskazywał jaką rolę odgrywa w scenie tego dramatu. Zaskoczonego czy zaskakującego. Jego ręka nie powędrowała do rękojeści rapiera – może nie to dodawało mu pewności siebie… nie rozstawił nóg jakby się gotował na czyjś atak… jego oddech nie wskazywał podenerwowania. Cynazyjczyk bez cienia wątpliwości mógł stwierdzić, że ma do czynienia z kimś niezwykle opanowanym. Ale jednocześnie stwierdził po chwili, że odległość dzieląca ich jest na tle duża aby dać mu szansę na dobycie broni. Jednak trudno mu było jeszcze ocenić czy wynika to z doświadczenia bojowego.

- …waść przybywasz także w nie cierpiącej sprawie rodzinnej?

Twarz Uberto nie zmieniła wyrazu. Przedstawienie się barona Rodrigo jak i zapytanie o „sprawy rodzinne” nie wywołało najmniejszej zmiany na jego obliczu.

Mam nadzieję, iż nikt nie odwiedzał gospodarza przed nami. Pomyślał baron, znał stare przysłowie i wiedział czyją nadzieja jest matką… ale lubił czasem pozostawać głupcem… cóż miał czynić, starał się zdusić w sobie pesymizm.

Spojrzenie nieznajomego było coraz bardziej nieznośne dla barona Caligari. Nie wiedział co kryje się za tym obliczem i sondującym spojrzeniem. W końcu zaproponował:

- Czy ruszymy razem do pana Mistola?

- Witam, jestem baron Uberto Gervasio Del Sezio. Z nieukrywaną przyjemnością odwiedzę pana Mistola.
Przedstawił się Ragadańczyk.

Ruszył w stronę drzwi. Krok miał sprężysty. Przy pasie miał zawieszony krótki, ragadańska rapier ze zdobionym kabłąkiem… i lewak przy drugim boku.



Baron Caligarii znał starą prawdę jaką powtarzali mieszkańcy Dominium – kiedy ktoś ustami wypowiada kłamstwa, często prawdę mówi oczami. Jak powszechnie wiadomo ta stara prawda nie odnosi się do dużej liczby Cynazyjzyków i… nowopoznanego szlachcica. Jego oczy nie mówiły nic.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 13-11-2008 o 22:51.
baltazar jest offline  
Stary 13-11-2008, 23:03   #8
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Caligari nie ruszył się z miejsca.
- Miło poznać pana barona, jednak nie odpowiedziałeś panie na żadne z moich pytań. Wybacz mi ale z natury jestem nieufny, z jednej strony wejść trzeba śpieszne, ponieważ skoro zastałem otwarte drzwi to pana Mistola mogło spotkać coś złego, z drugiej jednak strony, dziwny jest fakt iż dwóch baronów spotkało się w nocy, w takim miejscu. - zrobił przerwę i zaraz kontynuował - ciekawość jednak zwycięża. - Powiedział i wszedł do środka. Szedł wolno, jednak nie przejmował się zbytnio zachowaniem ciszy, jeśli w środku czekał nieprzyjaciel i tak ich już słyszał. Nasłuchiwał jednak, chcąc wyłowić potencjalne zagrożenie lub chociaż, jakieś dzwieki sugerujące miejsce pobytu pana Mistola.

Co się tyczy ragadańczyka, postanowił na niego uważać, jednak nieuznał go za wroga, miał przeczucie, że ten człowiek nie kryje złych zamiarów, przynajmniej wobec Rodriga, a to mu wystarczało.
 
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172