lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorskie] Duch Ziemi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5967-autorskie-duch-ziemi.html)

Seorse 07-08-2008 15:40

[Autorskie] Duch Ziemi
 
Jullie wróciła do mieszkania nad ranem. Po przyjeździe do domu z wakacji nad morzem pragnęła tylko zasnąć. Otworzyła drzwi choć była tak zmęczona, że miała problemy z trafieniem kluczem do zamku. Oczy same się jej zamykały. Prawie na oślep dotarła do małego lecz ładnego, drewnianego łóżka. Położyła się i usnęła. Usnęła tak szybko, że nie zauważyła ciemnej postaci z twarzą zakrytą kapturem. Po przebudzeniu z trudem spojrzała w okno. Było południe. Klnąc na czym świat stoi wstała rozejrzała się po pokoju.
- Aaaaa… - Z jej ust wydał się przeraźliwy pisk gdy zobaczyła osobę stojącą w rogu pokoju. Gdy krzyknęła i wyskoczyła z łóżka. W przepastnym kapturze zaświeciły się dwie zielone niebieskie zielone plamki. - Kim - zrobiła jeden krok do tyłu, a głowa przybysza przekręciła się w lewo i prawo. - ty - Na twarzy dziewczyny zaczął malować się wyraz przerażenia, zrobiła następny krok - jesteś? - jeszcze jeden krok, jej pleców dotknęła ściana. Na czole Jullie zaperlił się pot. Po prawej był stolik, przejechała po nim ręką szukając czegoś czym można rzucić w nieznajomego.
- Jestem Kantron. - Jego głos był cichy i spokojny. Nieznajomy odrzucił kaptur. Oczom dziewczyny ukazała się twarz, trochę kanciasta ze szmaragdowymi oczami, wyglądała na twarz 30 latka. Kim on jest. Ta myśl przemknęła przez jej głowę gdy tylko spojrzała w głębokie, mądre oczy przybysza.
- Jestem druidem - Dziewczyna aż podskoczyła.
- Skąd wiesz… - pytanie samo wyrwało jej się z ust. Kantron tylko się uśmiechnął.
- Podejdź tu i podaj mi rękę. - Coś w jego głosie kazało jej to zrobić. Jullie podeszła do druida i powoli wyciągnęła prawą dłoń. Kantron złapał ją i nakreślił na niej znak. Zrobił to tak szybko, że nie można było zauważyć jaki. Ręka dziewczyny zapłonęła błękitnym ogniem, chwilę potem zgasła. Przez czas w którym na ręce było światło czuła się jakby mogła zrobić wszystko, dosłownie wszystko.
- Widzisz Jullie, zostałaś wybrana. Zostałaś wybrana by uratować ten świat i ludzi. - Sens Słów Kantrona dotarł do niej dopiero po paru sekundach.
- Ale jak? - pytanie zadała do siebie ale odpowiedział Kantron
- Choć i zobacz… - mówiąc to narysował palcem w powietrzu prostokąt w którym mogło wejść wysoki człowiek. Kształt zapłonął niebieskim ogniem. Druid wszedł do portalu i zniknął. Jullie pobiegła za nim, choć nie wiedziała dlaczego.

Seorse 07-08-2008 15:54

Vardaanca! Chodź tu chłopcze. – Vardaanca wstał z krzesła, mrucząc pod nosem przekleństwa. Pracował nad nowym programem, po jego zrobieniu miał dostać podwyżkę.
Już idę dziadku. – wspiął się po krętych schodach na strych. Gdy wszedł staruszek uśmiechnął się.
Vardaanca daj rękę. – Chłopak zdziwiony prośbą, poruszył się dopiero po chwili. Podszedł do dziadka i wyciągnął ku niemu dłoń. Starzec z zadziwiająca szybkością nakreślił coś na niej. Błysnęło na biało. Chłopak poczuł się lżejszy. Poszedł, a raczej popłynął w prawo i spojrzał na miejsce gdzie był przed chwilą.
O KUR… – Po lewej stało jego ciało. Popatrzył w dół, zobaczył tylko błękitną, rozmazaną, bezkształtną poświatę.
Jak się czujesz chłopcze? – Dziadek nie poruszył ustami, choć cały czas się uśmiechał.
Dobrze… Chyba. – Vardaanca podpłynął do siebie i dotknął ciała. Błysk. Znów był sobą. Odetchnął.
Co to było do cholery. – Patrzył się na swojego dziadka.
Oddzieliłeś duszę od ciała chłopcze, to duże osiągnięcie. Na początku. – Chłopak zdziwił się, starzec nie otwierał ust gdy mówił.
Że co?
Telepatia, rozmawiamy telepatycznie.
Ale jak?
Choć to ci pokażę, chłopcze. – Mówiąc to dziadek Vardaanca wstał z fotela i machnął ręką. Powstał tam świetlisty, biały okrąg. Dziadek wskoczył do niego, Chłopak zrobił to samo.

Seorse 09-08-2008 11:27

Jolene siedziała w swoim gabinecie czekając na następnego pacjenta. Jak ja to robię? To pytanie gnębiło ją odkąd odkryła swoje zdolności. Ktoś zapukał.
-Proszę wejść. – drzwi otworzyły się skrzypiąc.
- Dzień dobry. – Jolene na chwilę zamarła widząc człowieka w czerwonej szacie, która zakrywała wszystko. Dosłownie wszystko.
- Dzieeń doobry. – jąkała się odpowiadając. – Co pana do mnie sprowadza? – Uspokoiła głos z wielkim trudem. Postać wzbudzała w niej niepokój.
- Nie bój się mnie. – Spokój w jego głosie zadziałał także na Jolene – Jestem Meribel, druid. Przyszedłem ci opowiedzieć o … o twojej misji. – Jego słowa zdziwiły dziewczynę.
- O jakiej misji? O czym ty mówisz? – Miała mętlik w głowie, słowa Meribela tylko to pogorszyły. Nawet nie zauważyła gdy przeszła z nim na ''ty''.
- Zostałaś wybrana by ratować ludzkość od zagłady. Na pewno zauważyłaś dziwne zachowanie życia w swoim otoczeniu. Uleczenia, których dokonujesz są darem, wielkim darem. Ale niosą za sobą odpowiedzialność równie wielką.To zwykły szaleniec, kłamie jak z nut. Ale jeśli mówi prawdę to … to co? Przecież do niczego mnie nie zmusi, nie może mnie zmusić. A jeżeli ludzie beze mnie nie przeżyją…
- Czy pójdziesz ze mną i pomożesz ludziom, mi i sobie i wszystkim innym. Czy pójdziesz?
- Tak… nie, tak… nie wiem – Rozpłakała się. Nienawidziła niepewności
- Nie płacz. Podejdź coś Ci pokażę. No chodź, nie bój się. – Podeszła niepewnym krokiem, ciągle miała łzy w oczach. – Wyciągnij rękę. – Druid mówił cały czas swoim spokojnym głosem. Jolene powoli wyciągnęła dłoń. Drżała. Meribel nakreślił na jej ręce parę szybkich znaków. Zadrżała gdy spłynęła po niej fala zimnej energii.
- W normalnych warunkach teraz ujawniła by się twoja moc, ale widzę że zrobiła to już wcześniej. Czy pójdziesz by uratować świat? – Nakreślił w powietrzu kształt drzwi. Prostokąt zapłonął blaskiem. Meribel wszedł do portalu.
- Tak. – Zrobiła to samo co druid, weszła i znikła.

Seorse 09-08-2008 17:57

Jonathan przeszedł po swoim biurze. Czemu tak długo nie wraca? Nie mogąc znieść czekania usiadł i przejrzał w Internecie wiadomości. Nowości techniczne, nowy chłopak jakiejś aktorki której nikt nie zna, dolar idzie w górę. Czyli nic ciekawego. Drzwi zaskrzypiały, głowa Granta zwróciła się ku drzwiom. Wyłoniła się postać w obszernej szacie, twarz miała całkowicie przysłoniętą kapturem. Nieznajomy wniósł ze sobą jeszcze większy niepokój.
-Kim jesteś? Kto cię tu wpuścił? Co tu robisz? – Głos Jonathana był pewny i donośny, ale w pewnym momencie dało się w nim wyczuć zwątpienie.
- Jestem Kantron. Nie bój się, jestem tu by złożyć ci pewną propozycję.- Kantron żywo gestykulował. Muszę go zająć rozmową by wyciągnąć pistolet.
- Jaka to propozycja? Czyim przedstawicielem jesteś? – Chłopak specjalnie ociągał się z mówieniem, by zyskać na czasie. Trzymał dłoń na spuście.
- Nikt mnie nie przysyła, jestem przedstawicielem tajnej organizacji, zaj… - Nie skończył, jego słowa przerwał strzał. Kantron wykonał szybki ruch ręką. Jonathan nie mógł uwierzyć własnym oczom, pocisk zatrzymał się przed mężczyzną. Kantron opuścił rękę, pocisk spadł na podłogę.
- …mującej się ochranianiem ludzkości. W sumie to nie jest propozycja tylko fakt. Jesteś częścią tej organizacji. – Biznesmen wytrzeszczał oczy na przybysza. – Co?- wyjąkał.
- Chodź, zbliż się. – Jonathan podszedł bez wahania, po tym co zobaczył nic już nie mogło go zdziwić. Był tak oszołomiony, że nawet nie zapytał po co ma podejść. – Wyciągnij rękę… nie tą. Tą bez pistoletu.- Posłusznie wykonał polecenie. Kantron nakreślił na jego dłoni znak. A jednak pomylił się dużo rzeczy mogło go zdziwić. Choćby fakt, że z jego dłoni wyleciał płomień i rozlał się po całym pokoju.
- O cholera… - mówiąc to Kantron nakreślił szybki znak ręką tym razem w powietrzu. Na tym miejscu powstała ściana błękitnego blasku. – Wskakuj! Wyjaśnię ci wszystko na miejscu. – Wskoczył w portal pociągając za sobą zdezorientowanego Jonathana.

Seorse 10-08-2008 13:02

Thomas ledwo wyszedł z łóżka, po wczorajszej akcji omal nie spłonął. Zapalił się gabinet jakiegoś biznesmena. Nie interesował się tym, ale koledzy powiedzieli mu, że nazywał się Jonathan Grant. Był najbogatszym człowiekiem w europie. Gdyby nie to, że przyjechali szybko nic nie zostałoby z willi. A tak spłonął tylko gabinet. Ciekawe co spowodowało pożar. Pewnie spięcie, potem zapaliły się firany i tak dalej. Zadzwonił dzwonek drzwi. Powoli i ospale ruszył ku wyjściu z domu. Jeśli domem można nazwać łazienkę, kuchnię i salon połączony z przedpokojem. Tylko najpotrzebniejsze umeblowanie, gołe ściany, mało okien. Wszystko było stare i zniszczone. Ale trudno się dziwić, kupił ten dom od jakiegoś dziadka, który wybierał się na tamtą stronę. Otworzył drzwi. Zza progu przyglądał mu się jakiś dziwny facet. Ubrany był w czerwoną szatę z wielkim kapturem, który zwisał teraz na plecach nieznajomego. Twarz miał zwykłą, nie wyróżniającą się niczym. Niczym oprócz oczu. Oczy miał brązowe, ale kryła się w nich głębia, wiedza wielu pokoleń. Wyglądał na 30 – latka, ale oczy mówiły coś zupełnie innego.
- Dzień dobry. – Powiedział szybko Thomas
- Witaj. – Miał spokojny głos, spokojny ale za razem donośny.
Nazywam się Meribel i przyszedłem, by opowiedzieć Ci o pewnych rzeczach. – Powiedział to powoli, bardzo powoli.
- Hmm… Zapraszam do mojego skromnego domu. – Gestem zaprosił nieznajomego do środka. Nie wiedział do końca czemu to robi, ale coś mu mówiło że to ważna sprawa. Meribel przekroczył próg i rozejrzał się po pokoju. Usiadł na kanapie, gdzie przed chwilą leżał Thomas.
-Przepraszam, że nie zaproponuje nic do picia ale nie mam czajnika. Więc, o co chodzi? – Był lekko zażenowany brakiem podstawowego wyposażenia domu i słowa były dość ciche.
- Nie szkodzi i tak bym odmówił. Ale przejdźmy do rzeczy… zaraz ci powiem o wszystkim. - Zamyślił się. – Albo nie będę ci opowiadał tylko pokażę. Choć podaj mi rękę. – Ciągnięty nieznaną siłą Thomas podszedł i wyciągnął dłoń. Meribel nakreślił parę linii na kończynie Thomasa. I wszystko stało się tak szybko. Jego ręka wyglądała jak z drewna. Spróbował nią poruszyć, nie mógł. Postukał w nią. Ona była z drewna.
- Coś ty mi zrobił?
- Ja nic. Sam to zrobiłeś. – Gdy to mówił ręka wróciła do normalnego stanu. Ale słowa Meribel wprawiły go w osłupienie.
-Co? Co to było? – wymamrotał powoli Thomas.
- Hum. Zostałeś wybrany by ratować świat i ludzkość… czyli robić to co robiłeś tylko w inny sposób.
- Ale jak?
- Czy wy nie macie innych pytań? – Wyraźnie zniecierpliwiony Meribel nakreślił w powietrzu kształt drzwi. Zapłonęły niebieskim ogniem. – Chodź i zobacz. – wskoczył do portalu pociągając za sobą Thomasa.

Seorse 10-08-2008 15:25

Po teleportacji, wszyscy zemdleliście. Obudziliście się w białym pokoju. Wszystko było równe i gładkie. Nie było żadnych wypustek, nic dosłownie nic. Leżeliście na ziemi. Na pierwszy rzut oka w pomieszczeniu nie było niczego, lecz po dokładnym obejrzeniu sali ze ściany przed wami były drzwi, także białe. Widać było tylko czarny zarys. Drzwi były bez klamki.
- No nareszcie! Myśleliśmy, że nigdy się nie obudzicie. – Głos dobiegał z kąta sali. Stali tam Kantron, Meribel i Oliver czyli dziadek Vardaanca.
Zanim wyruszycie na ratunek światu musicie zacząć kontrolować Moc. O ile dobrze pamiętam tylko jedna osoba robiła użytek ze swojej mocy i to w niewielkim stopniu. Ale i tak to się jej chwali. Najpierw musicie zaczerpnąć energii.- Oliver mówiąc to machnął ręką. Na środku pokoju zapalił się ogień.
Z tego ognia macie pobrać Moc, musicie się skoncentrować i wysłać mackę świadomości do miejsca w, którym jest źródło. Potem nauczcie się używać swoich zdolności i użyjcie ich do wyjścia z pokoju. To jest Próba po tym pokoju będą jeszcze trzy. W każdym sprawdzicie coś innego. Poznacie siebie i swoich towarzyszy. Ale na razie łapcie. – Rzucił w ich stronę broń. Dwa miecze,dwa japońskie sai i lagę.
Mam nadzieje, że sobie poradzicie.I zobaczymy się jeszcze.- Znikli. Wszyscy trzej znikli zostawiając was na pastwę losu…

Arslan 10-08-2008 16:09

Jonathan podniósł się z ziemi. Spojrzał na swój nienagannie skrojony garnitur od Armani’ego. Dla pewności otrzepał się. Maniera aby zawsze wyglądać nienagannie na tyle mocno weszła mu w krew iż nieświadomie wykonywał te pedantyczne zabiegi mające na celu, poprawienie, lub utrzymanie dobrego wyglądu. Rozejrzał się po swoich towarzyszach. Raczej nie wiedzą więcej o tej dziwnej sytuacji niż ja pomyślał. Obejrzał pokój, Był cały biały. Wszystko było białe. Nie było w nim oświetlenia, a jednak było jasno. Po środku płonął ogień. Czuł się dziwnie, tak jakby niewidzialna siła ciągnęła go w kierunku płomienia. Zamknął oczy wzdrygnął się odruchowo, dziwne uczucie odeszło. Podszedł do przedmiotów leżących na ziemi, choć nie był pewny czy to jest ziemia. Szczerze mówiąc, nie przypominało to czegokolwiek co znałby. Nie była to płyta wiórowa, a ni PCV. Moje jakichś rodzaj paneli zastanawiał się. Kucnął, dotknął ręką materiału. Był … nijaki.
- Hmmmmmm - mruknął sam do siebie. Następnie podniósł Swoje Sai, zrobił młynek w powietrz, ot dla popisu. Całe szczęście, umiem się jeszcze tym posługiwać. Oczy rozszerzyły mu się, sięgnął pod marynarkę sprawdzając czy ma przy sobie pistolet. Biznesman, człowiek jego pokroju nie powinien się ruszać nigdzie bez śródków ochrony, na dodatek jego towarzysze, nie znał ich, nie mógł im ufać. Cała sytuacja z resztą była dziwna. Spojrzał na ogień. Znów poczuł to dziwne uczucie. Siły, mocy. Teraz nie chciał się z niego otrząsnąć. Czuł w sobie ogień, ogień który jakby zaczynał go rozsadzać od wewnątrz. Wydawało mu się że cały jest tym płomieniem. Nagle uczucie zniknęło, tak szybko jak się pojawiło, a jego dłoń płonęła, mimo to nie czół bólu.
- Co do …

Nergala 10-08-2008 18:15

Jullie ocknęła się w białym pomieszczeniu. Zamknęli mnie... Jestem w wariatkowie... pomyślała. Wstała i rozejrzała się: poza nią było jeszcze czworo ludzi i ta dziwna trójka, która zniknęła chwilę temu... Pośrodku pomieszczenia był ogień. Zdziwiła się, bo nie był ani ogrodzony, ani niczego nie trawił a był tylko w tym jednym miejscu. Do broni leżącej na ziemi podszedł jakiś pedantyczny facet w garniturze, zapewne dobrej marki. Blondynka spojrzała jeszcze raz na ogień i później na drzwi bez klamki. Uśmiechnęła się.
-Jak w psychiatryku.... Białe ściany, drzwi bez klamki, znikający ludzie i wyczarowany ogień... No dobra. Mamy się poznać. Jestem Jullie Lockhart. Wieku nie podam, kobiet o wiek się nie pyta - powiedziała z uśmiechem. Była młoda, wyglądała na studentkę. - Mamy pobrać z tego ognia "moc" taa? No to spróbujmy... A, tak sobie przypomniałam, kto już używał mocy? Może jakaś podpowiedź?- zapytała patrząc na pozostałych. Mimo wszystko znów spojrzała na ogień i skoncentrowała się. Próbowała, jak to powiedział dziadek, wysłać mackę mocy do płomienia. Znów poczuła to dziwne uczucie, jakby mogła wszystko zrobić...

Arslan 10-08-2008 18:59

Grant patrzył na swoją dłoń, płonęła, ale nie czul bólu. Oczy rozszerzyły mu się bardzo, był po prostu w szoku. Zamrugał oczami, płomień zniknął. Wciągnął powietrze, i powoli wypuścił. Spojrzał po towarzyszach, ale byli raczej zajęci sobą. Nikt nie zauważył tego niezwykłego płomienia. Jego wzrok spoczął na młodej blondynce.
- Witam, panno Lockhart. Nazywam się Jonathan Grant – odezwał się spoglądając ciekawie na dziewczynę.
- Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się aby był to szpital psychiatryczny. Brak lekarzy, wskazuje na to. Poza tym w którym szpitalu w sali w której są pacjenci płonie ognisko.
Co tu się dzieje pomyślał …

effique 10-08-2008 19:10



Dziewczyna leżała na podłodze, tuż obok niej spoczywało niewielkie metalowe wahadełko, z wygrawerowanymi drobno runicznymi symbolami, które musiało wypaść z jej kieszeni. Stanowiła osobliwy widok, z młodzieńczą, lekko piegowatą buzią opartą policzkiem o chłodną posadzkę, z wpół otwartymi ustami, drobnymi dłońmi i włosami w stanie artystycznego nieładu, owinięta szczelnie w powłóczystą, granatową tunikę czy sukienkę, zdobioną złotymi haftami. Coś pomiędzy ekscentryczną modą a balem przebierańców, można by rzec.

Zacmokała półprzytomnie, powoli odzyskując świadomość, głównie dzięki chłodowi podłogi. Jak przez mgłę pamiętała człowieka w szatach jeszcze śmieszniejszych niż jej własne, mamroczącego coś o ratowaniu świata. Musiałam w chwili słabości wziąć coś cholernie halucynogennego, pomyślała. Jednak nie, po chwili namysłu nie znalazła żadnych dziur w pamięci, płynnie rekonstruując przebieg wydarzeń. Nie bolała ją też głowa ani nie zbierało jej się na wymioty, a przede wszystkim nie tonęła we własnym pocie ani nie czuła ogólnego odrętwienia ciała, co za dawnych czasów było niezawodnym sygnałem, że dnia poprzedniego zabalowała z czymś więcej, niż tylko alkoholem.

Leniwie otworzyła oczy.

Trójka mężczyzn w szatach była w pomieszczeniu, co na dobrą sprawę nie zdziwiło jej nawet w połowie tak, jak powinno. Masoneria. Tajne bractwo. Sekta. Kolejna. No pięknie. Czego tym razem chcą? Co to to nie, nigdy więcej ratowania świata, Eliano.

Zanim zdążyła zastanowić się nad ich słowami, mężczyźni znikli. O źródle mocy nie musieli nawet wspominać, jego obecność była wyczuwalna niemal namacalnie. Czasami, kiedy próbowała badać „aurę” swoich klientów, wydawało jej się, że czuje pewnie drgania, których nie potrafiła nawet dobrze nazwać, czy porównać do czegokolwiek znanego. W tej chwili, odczucie to było intensywne jak nigdy dotąd.

Wysłuchała przemowy blondynki w zbliżonym do niej wieku, w międzyczasie chowając swoje wahadło z powrotem do kieszeni – kosztowało ją co prawda sześć funtów na eBay’u, stanowiło jednak jeden z jej ulubionych magicznych rekwizytów.

Zastanowiła się. Tak, chyba chodziło o nią. W końcu jej zajęcie opierało się na pracy z energią. Z tego miejsca czuła wręcz tysiące rozchodzących się kanałów energetycznych, gwałtownych, sprawiających wręcz wrażenie przesytu. Ponownie przymknęła oczy, z pozycji półleżącej przeszła do takiej, w której wygodnie wyprostowała plecy. Wdychając i wydychając powoli powietrze starała się uciszyć wszystkie kotłującej w jej głowie myśli, zharmonizować, dostroić do tej energii. Nie musiała nawet podchodzić, czy ruszać się o krok. Odczuwała energię dookoła siebie, a oczyszczając się z myśli, czuła, jak staje się dla niej naczyniem, otwartym i chętnym, by napełnić się mocą. Lekko zdziwiła się, że poszło tak łatwo, niemalże naturalnie. Nie otwierając oczu, wyszeptała do stojącej obok Jullie:

- Nie myśl, nie analizuj. Zdaj się w całości na intuicję i harmonijną więź ze światem. Zamknij czakrę gardła, a spróbuj aktywować czakrę trzeciego oka i korony…

Ugryzła się w język. Pieprzony żargon zawodowy – pomyślała z rozbawieniem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172