Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-08-2008, 18:15   #1
 
Tamriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Tamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputacjęTamriel ma wspaniałą reputację
[Autorski] Smoczy Tron



Długa i męcząca podróż statkiem do Nabbanu, miejsca największego domu Matki Kościoła w Sancellan Aedonitis dobiegała już końca. Do świętego domu Aeodonisa z pielgrzymką przybywali ludzie z całego Osten Ard ( kontynent ), gdzie podziwiając wspaniałe ogrody, w których ciało odpoczywało na łonie natury, a umysł poświęcał się modlitwie i życiu w harmonii. Zejście na ląd przyjęliście z wielką ulgą i radością, gdyż mieliście dość oglądania zapijaczonej mordy waszego przewodnika morskiego, zwanego przez jego ludzi kapitanem. Dla niektórych monotonia podróży starą rozpadającą się łajbą była ciężka do przeżycia, a radość jaka zagościła w waszych sercach po postawieniu stopy na stałym lądzie była nie do opisania.
Kierując się do pobliskiej gospody podziwialiście Nabban, który został wybudowany na wystającym ponad Zachodnim Oceanem klifie. Wznosił się na nim dumnie dom Aedonisa - Sancellan Aedonitis, a jego wysokie białe kredowe mury odcinały się od szarości klifu, nadając mu dodatkowe wrażenie czystości i niewinności. Słońce, chowając się w zatoce Emittin rzucało swoimi, ostatnimi tego dnia promieniami, oświetlało to wspaniałe miasto. Białe w dzień budynki, przybrały teraz pomarańczowo-czerwoną barwę, by po chwili okryć się całunem nadchodzącej ciemności. Fale obijały się o portowe nabrzeże, a mewy zataczały nad nim krąg, wydając z siebie skrzeczący ptasi krzyk, który nagle znikł i zapadła dziwna i przeszywająca na wskroś cisza. Nawet szum fal gdzieś nagle znikł, a na nie oświetlanym już niebie zobaczyliście spadającą z nieba kulę otoczoną ognistym warkoczem.
Skierowaliście sie do budynku z którego wydobywała sie kakofonia dźwięków i zapach strawy. Po chwili drzwi gospody stanęły przed wami otworem. Nie było tu dziś tłoczno i dla waszej kompanii bez problemu znalazło się miejsce. Brakowało wam gwaru i klimatu gospody gdzie dało się wyczuć przyrządzane przez mistrza kuchni dania, po ladzie śmigały ociekające pianą kufle pełne piwa. Mieszały się tu rasy, kolory skóry, wyznania, dialekty i kultury. Gospody w Perdruin były swoistym miszmaszem pielgrzymów ze wszystkich zakątków Osten Ard
Zajęliście miejsce za drewnianym podłużnym stołem. Podeszła do was na oko 20 letnia dziewczyna w dlugiej białej sukience przepasanej czerwonym fartuchem i zebrała wasze zamówienie. Czekając na jadło i napitek mieliście dużo czasu na obejrzenie sobie wnętrza gospody. Z sufitu zwisał wielki drewniany żyrandol na którym paliło się wiele świec, a z czterech jego końców do ścian poprowadzone były liny z których zwisały lampiony oświetlające całe wnętrze. Na wprost od wejścia, po lewej, ciągnął się blat lady baru, za którym stał szczupły mężczyzna w sile wieku. Za nim rzędem stały różnego rodzaju napitki zebrane ze wszystkich stron kontynentu, aby każdy podróżujący mógł napić się swojego ulubionego napoju. Jeszcze bardziej na lewo były wahadłowe drzwi przez które można było wejść do serca gospody - kuchni. Na prawo od baru kręcone schody prowadziły na piętro na którym widać było wiele drzwi, zapewne do pokoi gościnnych. Resztę lokalu zajmowały stoły i ławy przy nich. Wiele miejsc było pustych, ale widać było, że niedługo o siedzące miejsce będzie trudno, gdyż co chwilę drzwi gospody skrzypieniem informowały o nadejściu kolejnego gościa.
Młoda karczmarka przyniosła wam napitek i nareszcie mogliście spłukać sól z gardeł , a gdy jeszcze jedzenie zaczęło wam zapełniać żołądek na wasze twarze powrócił uśmiech.
Stolik obok was zajęła trójka pielgrzymów zawzięcie o czymś dyskutująca a im bardziej napoje uderzały im do głowy tym głośniejsze to były zdania i mogliście bez zbytniego podsłuchiwania usłyszeć:
- Ja ci mówię, że ta kula to zły znak! - zaczął jeden z nich łamanym językiem westerling - Nadchodzi mroczny czas. Wielki Król Farson podejrzewając brata o zdradzę uśmierca go w bitwie pod Naglimund kumając się z białymi demonami o wybałuszonych czerwonych ślepiach i długich żółtych szponach A kto wie co Wielki Król jeszcze planuje? Ja ci mówię zły czas nadchodzi, tak kula to na pewno znak!

Po kolacji udaliście się na górę na spoczynek. Pokoje w gospodzie były dość skromne i nie pierwszej świeżości. Zwykła prycza pod oknem, cienki kocyk, narzucony niezgrabnie na łóżko i poduszka, z której powyłaził już pierz. Stół po którym widać lata służebności oraz krzesło z powyłamywanym oparciem. Okopcony tynk przez palących podróżnych, nadawał ścianą żółtawego koloru, który wraz z promieniami zachodzącego słońca odpowiednio się komponował. To wszystko co oferowała podróżnym „Gospoda szczęśliwego pielgrzyma”.

Nastał kolejny poranek w Sancellas Aeodonitis. Pochmurne niebo nie napawało optymizmem tego dnia, ale mimo to mieszkańcy już dawno zaczęli wykonywać swoje codzienne obowiązki. Po betonowym nabrzeżu przejeżdżał załadowany wóz, niosąc za sobą zapach świeżo złowionych ryb, który wdzierał się przez okna portowych domostw. Po trapach w pośpiechu biegali rybacy by swoją poranną zdobycz szybko sprzedać kupcom, którzy chcieli ją jak najświeższą dostarczyć do sklepów. Gdzieś nad tym wszystkim zatrzepotały białe skrzydła, a ich właścicielka zanurkowała w morzu znikając na ułamki sekund, po czym wystrzeliła w górę z wodym, kłapiąc dziobem i przełykając swą ofiarę.

Gdyby był słoneczny dzień, widok rozpościerający się przed wyglądającym przez okno pokoju, człowiekiem zapierał dech w piersiach. Na wprost wszystkie odcienie od błękitu po ciemny granat ciągnący się po horyzont a z prawej zaś kontrastujący z otoczeniem wznosił się cel wędrówki większości przybywających tu ludzi. Jednak nie był to pogodny dzień, chmury wisiały nisko, jakby miały zaraz przykryć to miejsce swoim całunem, nadając szary odcień wodom oceanu. Nawet sam dom Aedonisa nie cieszył oczu czystością bieli, tylko przyjął mgliste barwy.

Wszyscy spotkaliście się przy jednym stole, by w miłym i znanym już towarzystwie zjeść pierwszy posiłek tego pochmurnego poranka. Obfity stół ze śniadaniem zachęcał was do przyjemnego spożytkowania czasu i dodatkowych rozmów, na temat waszych wypraw życiowych i celów kolejnych. Jednak jak na razie mieliście jeden cel. Sancellan Aedonitis. Dom Święty na klifie, do którego prowadziła stroma ścieżka wymagająca dużego samozaparcia i wytrwałości, by się wdrapać, chcąc oddać cześć opiekunowi Osten Ard.
 
__________________
Yami yori mo nao kuraki mono, Yoru yori mo nao hukaki mono Konton no umi yo, tayutoishi mono, konjiki narishi yami no oo Ware koko ni nanji ni negau, ware koko ni nanji ni chikau Waga maeni tachifusagarishi subete no orokanaru mono ni Ware to nanji ga chikara mote hitoshiku horobi o ataen koto o! Giga Sureibu!

Ostatnio edytowane przez Tamriel : 15-08-2008 o 18:18.
Tamriel jest offline  
Stary 15-08-2008, 19:49   #2
 
Seorse's Avatar
 
Reputacja: 1 Seorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetny
Padwen jeszcze raz przeszedł się po pokoju. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ma stały grunt pod stopami. Popatrzyła na świątynię. Majestatycznie odznaczała na tle barwnego krajobrazu. Od ostatnich kilku lat wszystko zmierzało do przyjazdu tutaj. Poprawił ubranie z jasnobrązowej skóry. Było przewiewne i zapewniało swobodę ruchów tak potrzebną na polowaniach zajmujących większą część jego życia. Przełożył przez plecy długi miecz. Świątynia czy nie, ostrożności nigdy za wiele. Rzucił jeszcze jedno przelotne na dom Aeodonisa i wyszedł z pokoju. Świerze powietrze uderzyło go jak biczem. Stanowiło tak miłą odmianę po miesiącach spędzonych na wdychaniu słonego, morskiego wiatru. Szedł bocznymi uliczkami, by ominąć zgiełk miasta. Nie chcąc budzić przyjaciół z podróży, wyruszył samotnie.
 
__________________
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”)

Ostatnio edytowane przez Seorse : 16-08-2008 o 09:42.
Seorse jest offline  
Stary 15-08-2008, 20:11   #3
 
Nergala's Avatar
 
Reputacja: 1 Nergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skał
Gabrielle obudził zgiełk na dworze. Co jak co, śpieszący się rybacy, goniący kupców nie byli na tyle uprzejmi, żeby krzyczeć "ciszej". Usiadła na łóżku, przeciągnęła się i wstała. Po porannej toalecie zeszła na dół do karczmy, aby spożyć pierwszy posiłek w Nabban. Zazwyczaj spokojna i poważna dziewczyna, tego dnia uśmiechała się niczym mała dziewczynka, która dostała prezent. Miała powód tego nastroju, w końcu już dziś miała się spotkać ze swym ukochanym... Usiadła przy sycie zastawionym stole i czekała na resztę przyjaciół z podróży.
 
__________________
Sore wa... Himitsu desu ^_~
Nergala jest offline  
Stary 15-08-2008, 22:16   #4
 
effique's Avatar
 
Reputacja: 1 effique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znany


Narelia wstała o świcie, sen miała lekki, niespokojny. Długa podróż morska nie służyła jej, powodując mdłości i generalne osłabienie organizmu. Na dziewczęcej, zazwyczaj uśmiechniętej buzi blondynki teraz odbijało się przygnębienie i zmęczenie. Jej drobne dłonie drżały lekko, kiedy składała równiutko swoje rzeczy, zakładała świeże ubrania i rozczesywała starannie długie, jedwabiste włosy. Była jeszcze bledsza niż zwykle, drobna, krucha, ze smutnymi błękitnymi oczyma. Mimo wszystko nie pozbawiona była jakiegoś eterycznego uroku.

Przeliczyła dla pewności złote monety, które trzymała w jasnej, skórzanej sakiewce. Pokręciła głową z powątpiewaniem, nie było ich może drastycznie mało, choć nie wiedziała też, ile liczą sobie za pomoc w tutejszej świątyni. Wygląda na to, że będę musiała liczyć na wspaniałomyślność kapłanów – westchnęła.

Po chwili odziana w cienką, niebieską sukienkę dziewczynka zeszła na dół. Wyglądała na jakieś piętnaście, szesnaście lat. Uśmiechnęła się pogodnie do siedzącej przy stole Gabrielle, jej towarzyszki podróży i pozdrowiła ją, po czym zajęła krzesło obok. Już miała zabierać się do jedzenia, kiedy poczuła, że lekko wiruje jej w głowie. Wnioskując po minie Gabrielle stwierdziła, że coś musi być nie tak, a chwilę później poczuła krew, spływającą z nosa po jej brodzie. W tym samym momencie uderzył ją przeszywający ból w klatce piersiowej, za którą chwyciła się, odkrztuszając przy tym sporą ilość krwi. Jest gorzej niż myślałam…. – zdążyła pomyśleć, zanim obraz przed jej oczami ściemnił się. Straciła przytomność.
 
effique jest offline  
Stary 15-08-2008, 23:50   #5
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Hurin syn Duncana z miłą chęcią zszedł z pokładu statku. Jego twarz była zielonkawego koloru i nie wyglądała zbyt przyjemnie, nie ogolona i pomarszczona... Nie żeby była taka zawsze!! Jednak statki z reguły oglądał tylko w porcie, gdy pomagał przy wyładunku, nigdy zaś nie pływał i wolał, aby Bogowie pozwolili mu tego nie powtarzać, ponieważ podróż ta nie przysłużyła się jego żołądkowi... Gdy tylko jego stopa spoczęła na twardej ziemi odetchnął z ulgą przeklinając pod nosem tą starą łajbę i jej kapitana, którego pysk doprowadzał Hurina do Furii...

Miasto Nabban było piękne... Budowle i ogrody mogły zachwycić każdego, kto nie zwiedzał nigdy świata, Wojownika jednak nie zachwycały nigdy mury bądź krzaczki... Wolał patrzeć na kobiety bądź stragany, teraz po morskiej podróży Hurin mógł wreszcie oderwać oczy od fal i spojrzeć na coś co cieszyło jego oko... Mężczyzna spojrzał w szybko ściemniające się niebo w poszukiwaniu pierwszej gwiazdy...

- Dobry znak, Bogowie czuwają- Stwierdził, gdy „kometa” przecięła niebo- No i nareszcie twardy grunt i nie kołysze jak na tej gównianej łódeczce. – Rzekł sam do siebie i ruszył prosto w kierunku karczmy z delikatnym uśmiechem...

Hurin nie lubił takich miejsc jak karczmy... Wolał poruszać się sam, był raczej typem samotnika. Nie lubił tłumów i setek spoconych śmierdzących ciał, lecz dziś chyba naprawdę los się do niego uśmiechnął, ponieważ nie było tutaj zbyt wielu ludzi. Tak czy tak ta garstka wystarczała, aby poczuł się nieswojo... Niestety, jeżeli chciał, aby jego brzuch po kilku dniach zwracania obrzydliwego chleba czy co to tam było mógł wreszcie najeść się do syta musiał to wytrzymać....
- No i to lubię! Zimne piwo!- Rzekł na głos, pociągając mocny łyk ze swego kufla... Popatrzył po reszcie siedzących i uśmiechnął się kpiąco...

Pokoik Hurina chodź nie duży zadowolił go całkowicie, był o niebo lepszy od kajuty, jaką zajmował na tej śmierdzącymi rybami statku, przeklął kolejny raz kapitana i ułożył się do snu.
Ranek przyjął z uśmiechem i radością. Wreszcie wyspał się i mógł poświęcić chwilę na ćwiczenia. Po rozluźnieniu ciała i umysłu Hurin ogolił się nożem i dokładnie obmył, o ile dokładnie można umyć sie w misce z zimną wodą po czym wyszedł z pokoju zabierając swe rzeczy...

- Witam wszystkich- Rzekł do zgromadzonych i skinął delikatnie głową... Mimo iż podróżowali razem Hurin wcześniej nie był zachęcony do poznania się ze wszystkimi... Nawet kolacja i przyjemna noc nic nie były w stanie zmienić... Mimo iż wszyscy mieli jeden cel i podróżowali po tej samej trasie Hurin nie miał jak na razie ochoty zawierać znajomości, przynajmniej on pierwszy nie wyciągnie ręki...

Hurin przy śniadaniu zauważył, iż brakuje jednej osoby a druga chyba nie wydobrzała jeszcze po wczorajszym rejsie... Dopiero po pewnym czasie zorientował się, iż jest to poważniejsza sprawa... Współczuł dziewczynie z całego serca jednak spływajaca krew z jej nosa i nagły atak kaszlu zniesmaczyły go tak iż całkowicie starcił apetyt...
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 15-08-2008 o 23:57.
Lord Artemis jest offline  
Stary 16-08-2008, 00:02   #6
 
Nergala's Avatar
 
Reputacja: 1 Nergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skał
-Dzień dobry - rzekła do Narelii. Zapewne byłby jeszcze lepszy, gdyby dziewczyna nie zemdlała. Przynajmniej nie w chwili, kiedy była przy niej tylko Gabrielle. Szybko wstała z krzesła i podeszła do nieprzytomnej -Nerelia...Hej! - próbowała ją ocucić. Gdy do stolika podszedł kolejny kompan podróży, Hurin, rzekła. -Wiesz, co robić kiedy ktoś traci przytomność?? Mam nadzieję, że tak.... Przydałaby się jakaś zimna woda - powiedziała trochę głośniej z nadzieją, że któraś z karczmarek to usłyszy i pomoże.
 
__________________
Sore wa... Himitsu desu ^_~
Nergala jest offline  
Stary 16-08-2008, 00:49   #7
 
copyR's Avatar
 
Reputacja: 1 copyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znany
Maringo, Gospoda Szczęśliwego Pielgrzyma

Pierwsza noc na stałym lądzie, bez uczucia ciągłego kołysania, choć nadal z towarzyszeniem szumu fal, tym razem odbijających się jednak od nabrzeża zamiast kadłubu statku, była nocą długą i spokojną. Maringo nie była przyzwyczajona do pływania po morzach, podróż wykończyła ją tak bardzo, że dziewczyna obudziła się sporo po wschodzie słońca, gdy gwar uliczny był już całkiem głośny. Była wyspana, choć karczemne łóżko do najwygodniejszych w ocenie Maringo nie należało. Do tego była głodna. Podniosła z ziemi swój skromny bagaż zapakowany w jednym tobołku, narzuciła na ramiona płaszcz (będzie padać, wiszące nisko chmury wysyłały jasny sygnał), wzięła swoją włócznię i zeszła na dół.

Do sali, w której podawano posiłki weszła młoda dziewczyna. Miała czarne, krótkie, nierówno ścięte włosy, tu i ówdzie zaplątane w pojedyncze warkoczyki, z nawleczonymi na nie paciorkami. Z uszu zwisały kolczyki z muszelek i płaskich kawałków miedzi. Wokół prawego oka miała czarny tatuaż, górną część twarzy zabarwioną na biało i jeszcze jeden tatuaż, na brzuchu, wokół pępka w dół. Reszta ciała była w naturalnym, lekko brązowym odcieniu. Wokół bioder i piersi przepasane miała materiałowe pasy, służące za odzienie, przez ramię przewieszony płaszcz. Gdy szła, stawiając lekkie ale jednocześnie pewne kroki, widać było tańczące pod gładką skórą mięśnie. Przywodziła na myśl drapieżnego kota, pełnego gracji, o cudownej linii, delikatnego, ale równocześnie śmiertelnie niebezpiecznego. Jej spojrzenie dwojga pięknych, groźnych oczu o jasno błękitnych, niemal białych tęczówkach hipnotyzowało jak spojrzenie polującego drapieżnika. W ręku cały czas trzymała włócznię o misternym wzorze na drzewcu i grocie.

Maringo na dole wśród ludzi poznała twarze kilku innych podróżników, którzy dzielili z nią tą samą część statku podczas rejsu. Dwójka z nich stała przy trzeciej osobie, drobnej blondynce, wyglądało na to, że coś się stało. Gdy podeszła bliżej, dostrzegła krew na twarzy dziewczynki w niebieskiej sukience – była nieprzytomna.

- Co jej się stało? – zapytała obecnych. Widziała, że mała straciła przytomność – na to mogła coś poradzić. Jednak krew z nosa - jeśli go nie złamano - nie była dobrym znakiem i zawsze wymagała innego podejścia.
 
__________________
"Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig"

+belive me... if I started murdering people, there would have no one been left
copyR jest offline  
Stary 16-08-2008, 10:27   #8
 
Seorse's Avatar
 
Reputacja: 1 Seorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetny
Bryza rozwiewała jego długie, brązowe włosy kiedy szedł wąskimi uliczkami miasta. Mijało go niewielu ludzi, a ci nieliczni szybko odwracali wzrok i przyspieszali kroku na widok podłużnej blizny przecinającej jego oko. Była to pamiątka z dzieciństwa, po pierwszym spotkaniu z kopaczami. Na wspomnienie tego zdarzenia zawrzał w nim gniew. Zacisnął pięści i po raz setny poprzysiągł zemstę. Szedł szybko, chciał znaleźć się w świątyni jak najwcześniej. Nie był specjalne religijny ale wieść o tym, że pomagano tu wielu ludziom dotarła nawet do niego.
 
__________________
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”)
Seorse jest offline  
Stary 16-08-2008, 11:00   #9
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Na podłodze leżała szczupła i dobrze zbudowana osoba. Nosiła ona proste, ciemne ubranie. Obok niej na podłodze leżały w pochwach dwa długie miecze. Ciemneblond włosy tej osoby były potargane, a twarz blada. Jej nieco smutne, niebieskie oczy wpatrywały się w brudną ścianę kajuty. Tą osobą był Raziel, przedstawiciel Hemysterczyków. Znudzony podróżą wstał z twardej podłogi i założył na plecy oba miecze. Wpatrując się w morską toń czuł jak w jego żołądku rodziło się niezbyt przyjemne uczucie. Wpływ na to miał zapewne fakt, że po raz pierwszy widział morze i po raz pierwszy płynął statkiem. Mimo tego wyszedł na pokład i spojrzał wprost na ląd. Statek właśnie przybił do brzegu, a on o mało nie zaspał. Zaklął, wrócił do kajuty skąd zabrał swój dość skromny dobytek i szybko zbiegł ze statku. Właściwie bardziej zeskoczył niż zbiegł. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że nawet nie zna wyglądu przyjaciela mistrza. W tym momencie to był jego największy problem. Zobaczył swoich towarzyszy podróży, którzy zmierzali ku karczmie. Przyszło mu na myśl, że tam może na niego czekać owy strażnik.

Ta niezmącona cisza, która zapadła w jednym momencie drażniła jego uszy jeszcze bardziej niż najgorszy hałas. Nagle sprawdziło się powiedzenie „cisza przed burzą”, gdyż nagle na niebie pojawił się dziwny obiekt przypominający kulę ognia. Obiekt ten poleciał gdzieś hen daleko znikając z zasięgu wzroku.
„Zły to znak. Znak śmierci i pożogi. Przeklęci ci, co go widzą” – pomyślał. Jako, że nie było sensu dalej o tym rozmyślać stojąc jak głupi przed karczmą wszedł do środka. Na miejscu nie powitała go tak miła woń pieczywa i piwa. Nie powitały go kłótnie, bójki i pijackie przyśpiewki. Nawet nie powitały go tłumy. Siedziało tu w sumie niewiele osób i panował tu tak obcy od jakiegoś czasu spokój. Dosiadł się do swoich kompanów przy długim stole bacznie wypatrując jakiegokolwiek strażnika. Nie wypatrzywszy nikogo takiego spojrzał na młodą kelnerkę, która właśnie do nich podeszła.
- Rad byłbym z pieczonego kurczęcia i kufla zimnego piwa.
Zajrzał jeszcze do swojej sakiewki z pieniędzmi otrzymanymi na podróż. Uznał, ze ten wydatek nie uszczupli znacznie jego zasobów. Czekając na powrót kelnerki przyglądał się bacznie swoim kompanom, jako, że miewał jeszcze problemy z zapamiętaniem ich imion.
„ Ten z mieczem również trudzący się wojowaniem to Hurin, ta dzikuska to Maringo, blondynka Narelia, kolejna kobieta Gabrielle i ten ostatni jegomość Coran. A tak! Zapomniałem jeszcze o Padwenie. Niezła kompania mi się uzbierała.”
Wreszcie kelnerka powróciła niosąc jego jadło i napitek. Na kurczaki rzucił się natychmiast zażarcie obgryzając je i odrzucając kości na półmisek. Skończywszy posiłek jednym haustem wychylił cały kufel piwa. Po posiłku usłyszał rozmowę dwójki pielgrzymów na temat dziwnego zjawiska, którego świadkiem dziś był. Gdy jeden z nich wspomniał o demonach z czerwonymi ślepiami, Raziel uznał, że lepiej będzie nie pić więcej tutejszego piwa.

Po sytym posiłku (na statku żył głównie o chlebie i wodzie) należało udać się wreszcie na upragniony spoczynek. Udał się na górę nie odzywając się w ogóle do swoich towarzyszy. Na razie nie miał im nic ważnego do powiedzenia. Pokój prezentował się jako obraz nędzy i rozpaczy z dużą przewagą nędzy. Nie zazdrościł pielgrzymom, jeśli w takich warunkach przychodziło im żyć. Zdjął swoje miecze, schował je pod pryczą i położył się spać. Prycza okazała się niewiele wygodniejsza niż podłoga na statku. Jednak większe niewygody miał w obozie szkoleniowym, więc nie miał powodów do narzekań. Długo trwało nim zasnął snem pozbawionym koszmarów. Obudziwszy się z samego rana poczuł straszny ból w plecach. Wstał, wyjął miecze spod pryczy i założył je na plecy. Za oknem było wciąż dość ciemno. Winę za ten stan rzeczy ponosiło zachmurzone niebo przysłaniające słońce. Zanosiło się na deszcz. Odszedł od okna i ulżył pęcherzowi w kącie pokoju dochodząc do słusznego wniosku, że nikt nie zauważy, co najwyżej poczuje. Wyszedł z pokoju i zszedł po schodach na dół. Jego następnym celem był Dom Święty na klifie. Skoro Gorana nie było w karczmie była duża szansa, że strażnik przebywa właśnie w tamtym miejscu. Jego kompani już byli na śniadaniu. Sam chciał już je zamówić, gdy nagle dostrzegł Narelię leżącą na podłodze. Podbiegł i przyklęknął przy niej.
- Krew z nosa, ale nie widzę żeby był złamany. To nie mogą być obrażenia zadane fizycznie. Jeśli byłbym hazardzistą postawiłbym na obrażenia zadane magiczne. Musi ona oddychać z ustami.
Raziel przytrzymał Narelię tak żeby jej głowa była nieco pochylona do przodu.
- Trzeba ją koniecznie ocucić.
Ucisnął nos poniżej części kostnej i krzyknął:
- Szybko. Niech ktoś ją tak przytrzyma tak jak ja.
Gdy ktoś zrobił to, o co prosił szybko znalazł jakieś dwie stare szmaty i wymoczył w wiadrze z zimną wodą i prowizoryczne okłady położył jej na karku i czole.
- Tyle tylko mogę teraz dla niej zrobić – powiedział do reszty.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 17-08-2008 o 10:19.
wojto16 jest offline  
Stary 16-08-2008, 13:05   #10
 
effique's Avatar
 
Reputacja: 1 effique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znanyeffique wkrótce będzie znany
Najpierw poczuła wilgoć. Początkowo nie potrafiła zidentyfikować jej źródła, ucieszyło ją jednak samo to odczucie. To znaczy, że żyję. Intensywny ból w klatce piersi zastąpiło tępe uczucie jakiejś słabości i ciężkości. Przytomność powracała powoli, odrętwienie opuszczało jej ciało, zaczęła rejestrować coraz więcej danych zmysłowych. Ten atak był zdecydowanie najdłuższy i najpoważniejszy ze wszystkich dotychczasowych. Całą nadzieję pokładała w tym, że kapłani z Sancellan Aedonitis zdołają jej pomóc.

Kiedy otworzyła oczy, szumiało jej w głowie. Półprzytomnie rozejrzała się, dostrzegając znane jej twarze Maringo, Gabrielle i Raziela. Spoglądali na nią z troską. Uśmiechnęła się do nich blado, mamrocząc słabym głosem słowa podziękowania za pomoc.

Po chwili spojrzała w dół, na swoją zupełnie zachlapaną krwią sukienkę. Z każdym dniem coraz gorzej, ile jeszcze dam radę tak wytrzymać...Przeraziło ją to zupełnie, resztki pozorów spokoju i opanowania prysły. Podciągnęła nogi pod brodę, starając się powstrzymać szloch. Wyglądała zupełnie bezradnie, jak mała dziewczynka. Cichym, drżacym głosem wyszeptała do kapłanki, choć tak właściwie to sama do siebie: - Maringo... ja nie chcę umierać...
 
effique jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172