Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2008, 23:37   #1
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Ia Drang 1965r.

2023. 14 godzin do lądowania na LZ X-Ray.
Odprawa dowódców plutonów kompanii B.


Mały barak, który służył za kancelarie Kompanii B, 1 batalionu, 7 Kawalerii był wypełniony po brzegi rozgorączkowanymi oficerami. Wszyscy skupili się nad mapą, która zajmowała cały stół. Sierżant Harper stał w drugim szeregu. Nie miał zamiaru pchać się w tłum, by zobaczyć kolejny nic nieznaczący arkusz papieru. 'Nam to 'nam. Będzie ciężko, a jak bardzo, dowie się na odprawie dla jego plutonu. Plutonu Charlie.


2153. 13 godzin do lądowania LZ X-Ray
Odprawa plutonu Charlie.


- Dobra, ludzie słuchać!
Nerwowy szum w baraku przerwał Henry T. Herrick.
- Jutro rano lecimy do doliny Ia Drang. Nasze zadanie jest proste. Mamy tam wejść, zabezpieczyć lądowisko i wraz z kompanią A ruszamy na patrol w kierunku północnym i północno-wschodnim. Nasz wróg to małe oddziały partyzanckie operujące na tym obszarze.
Przygotujcie ekwipunek, sprawdźcie broń i porządnie się wyśpijcie.
Jutro, godzina 10 zbiórka na lądowisku.
Sierżanci zostają. Reszta rozejść się.



1000. 48 minut do lądowania na LZ X-Ray
Baza Plei Mei


Slo niepewnie rozglądał się dookoła. Ludzie tłoczyli się ustawieni w swoich
plutonach, czekając na rozkaz do zajęcia miejsc w śmigłowcach. Wielu śmiało się, rozmawiało, lecz czuć było napiętą atmosferę. Nikt nie wiedział co będzie się działo w ciągu następnych godzin.
W końcu pułkownik Moore podniósł rękę i szwadrony ruszyły biegiem do swoich helikopterów.
Zaczęło się.

1046. 2 minuty do lądowania na LZ X-Ray
Wnętrze helikoptera 2-7


- 2 minuty, żołnierze! 2 minuty do LZ!
Hałas łopat helikoptera zagłuszał głos Sierżant Harpera.
- Tam, na ziemi, zaraz po wylądowaniu, macie się rozproszyć i...
Jego dalsze słowa zostały zagłuszone przez strzelający M60. Karabinowi rozpoczęli swój koncert. Jedyne co w tym momencie mógł usłyszeć Dean to krzyk strzelca.
- Lepiej rządzić w piekle, niż być sługą w niebie, pierdolone żółtki!
- Pieprzony psychol.
Pomyślał Dean.
Helikopter powoli obniżał swój lot. Popławski wychylił się tak jak tylko mógł z kabiny transportowej UH-1. Na zewnątrz roztaczał się widok na całą okolicę. Brunatne ściernisko, otoczone gęstą, zgniło zieloną dżunglą. A nad tym wszystkim górowała Chu Pong.
Gdyby wychylił się jeszcze trochę, mógłby dokładnie zobaczyć pozostałe 7 helikopterów, lecących do Ia Drang.
- 30 sekund! Wszyscy gotowi? Na zewnątrz! Ruszać, ruszać, ruszać!
Kilka sekund później przedział transportowy helikoptera był pusty. Żołnierze biegli to najbliższych kryjówek, strzelając do niewidzialnego wroga. Śmigłowce szybko wzniosły się znów do góry, zostawiając swoich ich własnemu losowi. Pluton Charlie był na ziemi.
Kilka sekund później, po linii pobiegła komenda.
- Wstrzymać ogień!
Dolina znów zmieniła się w spokojną i cichą.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=00pOrjzMASA[/MEDIA]
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 11-09-2008 o 20:53.
Lost jest offline  
Stary 20-08-2008, 02:37   #2
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
2000 14 godzin do lądowania
Kapral Stefan Popławski skończył nanosić dermatografem ostatnie informacje z wywiadu na foliową nakładkę na mapę doliny Ia Drang. Nie ma ich za wiele, zwłaszcza nie ma wiarygodnych, właściwie mógłby napisać wielki znak zapytania na całej mapie. Zamiast tego naniósł kilkanaście znaczków, głównie z nocnych zdjęć lotniczych, najczęściej "zauważone ognisko". Chłopa? Vietcongu? Czort wie... Zaznaczył kilka obszarów w których według informatorów działają komuniści - szukaj wiatru w polu - mruknął po polsku. Nie zazdrościł swemu przełożonemu prezentowania tak mizernych i nie pewnych informacji reszcie oficerów. Cóż tak bywa w S-2...
W czasie ponad godzinnej odprawy czeka w rogu namiotu na ewentualne polecenia, ale odprawa przebiega bez zakłóceń. Po skończonej odprawie zdjął nakładki i schował do skrzyni na dokumenty tajne. Gdy skończył zawołał go S-2 - Ski, jutro lecisz w pierwszej grupie z Charli, może złapią jakiegoś Vieta to go weźmiesz na spytki. Zgłoś się do sierżanta Harpera, gdzieś cię upchnie.

Sierżant Harper nie był zachwycony nabytkiem - Co mam z tobą robić Ski. Nie mam miejsca w żadnym helikopterze w pierwszej fali, a nie będę rozbijać jakiejś drużyny by cię zabrać.
Stefan wzruszył ramionami - Wytłumacz to S-2, ja mam rozkaz.
Harper zaklął i zdecydował - Chudzielec z ciebie, jakoś upchniemy cię, lecisz ze mną jako nadliczbowy, pilot przymknie oko na te parę funtów więcej.

0930. 78 minut do lądowania
210 funtów - 130 Stefana i 80 jego wyposażenia dołączyło do plutonu C w oczekiwaniu na załadunek Jak zwykle zgodnie ze zwyczajem wojskowym najpierw czekano bezczynnie do 1000, a potem załadunek odbył się biegiem.

1046 helikopter 2-7
Lot był spokojny, póki strzelec nie zaczął przykrywać strefy lądowania ogniem. Stefan wychylił się, jednak nie zauważył żadnego ognia z ziemi. Wyskoczył z przyziemiającego helikoptera i pobiegł wraz z innymi na północny skraj dżungli. W odróżnieniu od większości nie strzelał - dżungla, dość rzadka w tej okolicy, prawie zwykły las - milczała, a polskie partyzancko-powstańcze dziedzictwo nakazywało wręcz instynktownie nie marnować amunicji, w przeciwieństwie do podejścia stosowanego w jego nowej ojczyźnie.
Gdy dopadł do wybranego krzaka, przypadł do ziemi, odbezpieczył M16 i zaczął lustrować przedpole. Po kilkukrotnie powtórzonej komendzie wstrzymania ognia zrobiło się cicho. Stefan poczuł się prawie jak na ćwiczeniach. Pot na czole był spowodowany na pewno tylko upałem.
 
Gwena jest offline  
Stary 20-08-2008, 09:58   #3
 
deathcross's Avatar
 
Reputacja: 1 deathcross nie jest za bardzo znany
Cisza i spokój... Przekleństwo wojny pomyślał Michael klęcząc gdzieś za pniem pobliskiego drzewa. Zawsze zastanawiał się czemu to właśnie cisza przerażała go tutaj najbardziej, nie odgłosy rannych, nie odgłosy broni lecz właśnie ta cholerna cisza która wydawała się jakaś taka nienaturalna. Przetarł mokre od potu czoło, poprawił w dłoniach M16 i lekko wychylił zza pnia głowę rejestrując pozycję reszty drużyny.
 
__________________
"Gdy cię mają wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"
deathcross jest offline  
Stary 20-08-2008, 10:55   #4
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
1040. 4 minuty do lądowania na LZ X-Ray
Wnętrze helikoptera 2-7

Dean wiedział ,że bez zabijania się nie obejdzie, po jego ciele przeszły potworne dreszcze, ale opanował się. Mruknął pod nosem - Boże miej Mnie w swojej opiece - a następnie zaczął odmawiać modlitwę "Ojcze Nasz" - Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi, chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... - nagle rozległ się hałas M60. Nie zdążył dokończyć modlitwy bo kilka chwil później już trze było wychodzić z śmigłowca. Dean szybkim biegiem wskoczył w pierwsze bujne krzaki jakie ujrzał, następnym krokiem było odnalezienie przeszkody, przeturlał się do jakieś drzewa, a następnie dobrze się w nim ukrył aby żadna część ciała nie wystawała. Irytowała go piekielna cisza, która nastąpiła. Rozejrzał się po swoich kumplach, a następnie leciutko wychylił się za drzewo zastanawiając się gdzie wróg mógł się schować, pot lał się z niego jak woda z kranu. Dobrze wiedział ,że gdyby żółtki miały tutaj snajpera zarobił by w oko, ale wolał zaryzykować. Czuł po kościach, że zaraz jakiś świr wypali wszystkie naboje w zarośla jakieś przed nim, nikt nie mógł wytrzymać ciszy...
 
ppaatt1 jest offline  
Stary 20-08-2008, 16:45   #5
 
Snap's Avatar
 
Reputacja: 1 Snap nie jest za bardzo znany
Nie należał do tchórzy ale to jeden z tych dni kiedy naprawdę wolałby zostać w bazie. Odpuścić sobie dźwiganie na barkach zgrai dzieciaków, o które notabene w sześciu przypadkach na dziesięć trzeba martwić się bardziej niż o gospodarzy tej zakrapianej napalmem imprezy. Nie należał do grona urodzonych szczęściarzy toteż z tego zamyślenia szybko wyrwały go słowa wypowiadane w trakcie odprawy.

Kiedy wszystko dobiegło końca wiedział, że lepiej będzie stanąć w jakimś osiągalnym dla wszystkich miejscu. Organizacja nie jest i nie będzie nigdy mocną stroną amerykańskiego społeczeństwa. W myślach sprawdził listę sprzętu, który bez wątpienia przyda mu się w trakcie misji. Nagle został zaczepiony przez jakiegoś nieznanego mu żołnierza. Nie był zadowolony, kolejny do kolekcji, ale rozkaz to rozkaz. Wolał zapomnieć o ewentualnych konsekwencjach i po prostu przystał na niańczenie nowego podopiecznego. Pocieszał się tym, że inni sierżanci pewnie też przeklinają całą tą wojnę w myślach, widział ich miny, kilku nawet doskonale znał.

Dość swojego czasu poświęcił na myślenie o pierdołach, pora zarobić na żołd. Helikopter jak zawsze przypominał puszkę sardynek. Od momentu posłania pierwszej serii, cholernie hałaśliwych sardynek. Kilka wydanych wcześniej rozkazów była jednak mimo wszystko zrozumiałych i wiedział, miał nadzieję, albo po prostu liczył, że nikt nie odwinie tam na dole żadnej szopki.
Postawił nogi na ziemi, rozejrzał się szybko i znalazł odpowiednią kryjówkę. W tej dżungli czai się na niego kupa partyzantów, którym co dzień do poduszki czytali Sun Tzu czy Sun Pina. Zwrócił uwagę na ewentualne wzniesienia i możliwe kryjówki.
Minęła dłuższa chwila, a skoro wszyscy zajęli pozycje i nie dało się usłyszeć wystrzałów, pora przejść do kolejnej części zadania, mały spacerek na północ. Wiedział, że ludzie mają już dość tkwienia w tej ciszy, a przed nimi czeka już banda partyzantów, nie odmówił sobie więc zwrócenia uwagi wszystkich na wzmożoną ostrożność.
 
__________________
Wszystko jest rzeczywiste tylko w porównaniu z rzeczywistością.

[Echo]Kontakt - przygoda w autorskim świecie SF.
Snap jest offline  
Stary 20-08-2008, 21:43   #6
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
1103. 102 minuty do kontaktu
Lądowisko X-Ray.


Ciszę unoszącą się w powietrzu przerwał komenda Pułkownika Moore.
- Porucznicy, do mnie!
Moore wraz z innymi oficerami, kilka minut klęczał nad rozpostartą mapą. W końcu oficerowie wstali i skuleni podbiegli do swoich plutonów.
Harper zaraz wyłowił wzrokiem Henr'iego T. Herrick'a. Ten podbiegł do swoich ludzi i zdyszany wykrzyczał:
- Całość za mną! Ruszamy na północ. Nasz, drugi pluton idzie w po prawej stronie. Pierwszy idzie z lewej, a trzeci ubezpiecza. Zbierać swoje graty, ludzie!
Slowenski z radością poderwał się ze swojej kryjówki.
- Wszystko lepsze niż gnicie w tej pieprzonej ciszy. Pomyślał.
Dean powoli podnosił się, opierając się o drzewo. Rozejrzał się dookoła i zobaczył tłum ludzi wychodzących ze swoich kryjówek.
- To się musi udać. Wyszeptał.

1244. 1 minuta do kontaktu
Dżungla, u podnóża Chu Pong


Ponad godzinny marsz osłabił czujność żołnierzy. Zadymiły pierwsze papierosy, zewsząd dobiegały ciche rozmowy, nikt nie reagował nerwowo na szelest liści.
Plutony maszerowały nie napotykając wroga. Niektórzy zaczęli wątpić w jakichkolwiek wietnamców w tym terenie. I wtedy, jakby w końcu musiało to nastąpić, rozległ się pierwszy stłumiony strzał.

1244. kontakt.
Pozycje plutonu drugiego.


- Radiooperator do mnie! Krzyk Herrick'a podziałał na Slo orzeźwiająco. Przestał się kulić, przyciągnął swoją radiostacje i zaczął czołgać się do swojego dowódcy. Dopiero, gdy był metr od porucznika zorientował się, że nikt nie strzela do nich. Odgłosy walki dochodziły do niego z lewej strony. Pierwszy pluton ma kłopoty.
Herrick wyrwał Slo słuchawkę z ręki.
- Łącz mnie z "jedynką"! Kilka ruchów pokrętłem i spośród trzasków wyrywały się odgłosy kanonady i krzyki rannych.
- "Jedynka", tu "dwójka"! Co się tam dzieje, do cholery! Odbiór!
Nastąpiło kilka sekund trzasków, gdy w końcu odezwał się głos wystraszonego radiooperatora.
- "Dwójka" potrzebujemy wsparcia. Żółtki są wszędzie! Dopadli naszego dowódcę! Dajcie nam tu wspa...
Nastąpiła cisza w eterze. Bardziej przerażająca od krzyków, wystrzałów, wybuchów.
- Wszyscy do mnie! Idziemy na odsiecz "jedynce"! Formuj klin! Ruszamy, żołnierze!
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 23-08-2008 o 13:29.
Lost jest offline  
Stary 20-08-2008, 22:50   #7
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
1045 Lądowisko
Gdy helikoptery znikły za wzgórzem cisza stała się idealną, nawet normalne odgłosy dżungli przycichły. Stefan odetchnął z ulgą i zabezpieczył M16. Nauczono go, że cisza jest sprzymierzeńcem żołnierza, a słuch jest często użyteczniejszy od wzroku. Słychać było tylko jakieś komendy z większej odległości. Przestał się wpatrywać w przedpole - wzrok utkwiony w jedno miejsce często oszukuje, lepiej pozwolić oku odpocząć, a wówczas od razu wyłapuje się każdy ruch. Więc spokojnie rozejrzał się po lądowisku - dowództwo właśnie zajmowało kępę drzew w południowo wschodniej jego części.
W tym momencie sierżant zakłócił spokój przypomnieniem o konieczności ostrożności. Stefan wzruszył ramionami z politowaniem, ale po chwili przypomniał sobie, że większość kompanii to poborowi po zwykłym przeszkoleniu. W każdym razie nie widział na ramionach innych żołnierzy naszywki Rangers. Owszem kilku starszych sierżantów i oficerów miało takie, ale nie reszta.


1103 Lądowisko - 1245 za strumieniem Ia Drang
Herrick poderwał ludzi. Stefan jako nadetatowy nie rwał się do przodu, trzymał się grupy dowodzenia. Im byli bliżej strumienia tym dżungla stawała się coraz bardziej mokra. Sam strumień był w miejscu gdzie pluton go przekraczał dość wąski. Na szczęście nie ma tu aligatorów - wspomniał ćwiczenia na bagnach Florydy - ale buty już mokre niestety. Teren za strumieniem zauważalnie się wznosił i szybko stał się suchszy.
Z lewej rozległ się stłumiony dżunglą odgłos strzału. Stefan doskoczył do solidniejszego drzewa i zamarł w pół klęku. Szybkie rozglądnięcie się nie zaowocowało dostrzeżeniem wroga. Jednak kanonada z lewej nie ustawała.

Dwa drzewa dalej porucznik Herrick próbował połączyć się z pierwszym plutonem, jednak wyglądało na to, że radio zawiodło. Po chwili padł rozkaz:
- Wszyscy do mnie! Ruszamy na odsiecz "jedynce"! Formuj klin! Ruszamy, żołnierze!
Następnie szybko wykrzyczane polecenia do poszczególnych drużyn uformowały szyk, niestety porucznik postanowił iść na szpicy. Stefan zaklął i chcąc nie chcąc potruchtał za nim odbezpieczając karabin. Po kilkuset metrach można było rozróżnić wyraźnie klekot kałasznikowów, gwizd karabinków, bas M60 i jakiś obcych ckmów. Na to wszystko nakładały się wybuchy granatów. Stefan miał wrażenie, że walka toczy się również na linii natarcia więc kontakt z wrogiem był kwestią sekund.
 
Gwena jest offline  
Stary 22-08-2008, 12:11   #8
 
deathcross's Avatar
 
Reputacja: 1 deathcross nie jest za bardzo znany
Michael wyszedł zza drzewa. Lądowisko było teraz pełne żołnierzy formujących się w odziały, cisza zanikła gdzieś za parawanem szeleszczącego ekwipunku, krzyków dowódcy. Poczuł się spokojniej ale jednak wciąż jego palec zwisał nad spustem niczym kamień na cieńkiej nitce który w każdej chwili mógł się zerwać.

-Całość za mną! Ruszamy na północ. Nasz, drugi pluton idzie w po prawej stronie. Pierwszy idzie z lewej, a trzeci ubezpiecza. Zbierać swoje graty, ludzie! - Padła w powietrze komenda Porucznika Herrick'a i wszyscy ruszyli.

Marsz był spokojny. Michael szedł powoli, po pewnym czasie znudzony podszedł do grupki kompanów z drużyny i dołączył się do ich rozmowy.
Mówili coś o czarnoskórych i żółtkach na zmianę przerzucając się nowymi żartami. Zdecydowanie nie bawiły go te żarty okraszone śmiechem zarzynanych świń.

Teren zaczął być grząski i mokry, w drużynie było słychać przekleństwa pod adresem matki natury. Grupa śmieszków też jakoś nagle ucichła. Było parno, ubranie przylegało do ciała. Slo miał zdecydowanie dosyć klimatu panującego w wietnamie.

Spojrzał na zegarek dochodziła 12:40, miał ochotę zapalić. Przystaną więc na chwilę sięgnął do kieszeni i wyciągnął czerwoną paczkę Malboro. Czubek papierosa zaczął się delikatnie żarzyć, Michael zaciągnął się błogo dymem i wtedy padł pierwszy strzał. Slo odruchowo skulił się przy ziemi o mało nie połykając przy tym papierosa. Po okolicy poniósł się huk kolejnej serii z Ak'a 47.
Teraz wyraźnie było można usłyszeć iż strzał były tylko echem dobiegającym od strony pierwszego odziału.

- Radiooperator do mnie! - Usłyszał nawoływanie porucznika, wstał szybko z ziemi i ruszył w jego kierunku.

Połączenie zerwało się po kilku sekundach.
Michael spojrzał w oczy porucznika i nim tamten wydał rozkaz, wiedział że ruszamy na odsiecz swoim.

Biegł, przedzierając się przez kolejne zarośla. Był na prawej stronie klinu. Strzały były coraz wyrazniejsze, emocje zaczynał dawać o sobie znać, lekkie podniecone zmieszane ze strachem. Pocił się niemiłosiernie ale biegł dalej z M16 przyłożonym do twarzy czekając aż jego broń zacznie grać w rytm naciskanego spustu.
 
__________________
"Gdy cię mają wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"
deathcross jest offline  
Stary 23-08-2008, 10:33   #9
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
Zaczęło robić się gorąco, Dean złapał mocno swoje M60 i ruszył w stronę strzałów, nie biegł pierwszy, nie spieszno mu było do nieba, starał się ostrożnie stąpać, próbował chować się za drzewami i patrzyć na wprost czy nikogo tam nie ma, dźwięki walki były już coraz bliżej, Dean znów zaczął się pocić, teraz wiedział ,że raczej nikt nie będzie litował się nad nim, będzie musiał pierwszy strzelać inaczej ktoś go namierzy i odpali kulkę w głowę. Będąc na tak cienkiej granicy pomiędzy życiem , a śmiercią, w myślach przez chwilę wspominał dzieciństwo, ale zaraz opanował się, musiał mieć w czasie walki czysty umysł, inaczej może coś przeoczyć. Rozglądnął się na boki, widział młodych chłopców którzy chcą krwi, chcą zabijać, a pewni nawet nie wiedzą o co w tej wojnie chodzi, ponownie zwrócił sam sobie uwagę ,że myśli o rzeczach o których nie ma teraz myśleć, wtedy też biegnąc poczuł nieśmiertelnik na szyi, i znów zaczął rozmyślać o śmierci, wiedział ,że dłużej nie wytrzyma gdy będzie tak robił, musiał wciągnąć się w wir walki, szaleństwo wojny, tak jak niegdyś Berserk wpadał w szał, tak i on musiał postąpić, uśmiechnął się i myślał tylko o zapełnieniu swojej listy zlikwidowanych wrogów, gdy doszedł do miejsca walki wystrzelił kilkadziesiąt naboi we wroga nie patrząc na ich pozycje, następnie schował się za pierwszą przeszkodę.
 
ppaatt1 jest offline  
Stary 23-08-2008, 12:26   #10
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Truchtając za porucznikiem Stefan przypomniał sobie kilka wojskowych mądrości: Na wojnie najszybciej giną porucznicy. Porucznika trzeba chronić, bo ktoś musi trzymać ludzi w kupię gdyby sierżant oberwał. Mądry sierżant uczy porucznika chować głowę...
Herrick wyglądał na typowego samobójce po West Point czy Cytadel i nikt nie próbował go spacyfikować. Stefan zaklął głośno po polsku - Cholerna zakuta pała - i zdecydował, że musi zaryzykować.
Krzyknął - Panie poruczniku, zabiera Pan nam pracę - szpica to miejsce szeregowych nie dowódców - równocześnie przyspieszył wyprzedzając porucznika, klnąc w duchu na własną głupotę i za wielkie jaja porucznika.

Chwilę później dostrzegł małą dolinkę, gdy przebił się przez krzewy zobaczył kilkanaście metrów dalej ludzi w kremowych mundurach, dwóch coś ustawiało - chyba moździerz, pozostała dwójka taszczyła ciężkie skrzynki z drugiej strony polanki. Gwałtownie się zatrzymał i podniósł do ramienia karabinek. Jeden z Wietnamczyków właśnie obracał się w kierunku nadbiegających. Otworzył usta by coś krzyknąć, gdy Stefan pociągnął dłuższą serią po całej czwórce. M16 miał mały odrzut, odległość była żadna, mimo to trafił tylko dwóch. Sądził, że celował w tułów, jednak jeden dostał na pewno w twarz, bo zamieniła się w krwawą miazgę, co zauważył zza beznamiętnej osłony adrenaliny. Pozostała dwójka rzuciła skrzynki i zaczęła uciekać w kierunku odległych o kilka kroków krzaków po drugiej stronie polanki. Starając się opanować drżenie wywołane truchtem z obciążeniem po ciężkim terenie wysłał jeszcze dwie 3 nabojowe serie do uciekającej dwójki, jednego zrolowało na miejscu, drugi znikł w krzakach.

Stefan usłyszał ogień zza pleców i rzucił się szczupakiem dwa kroki w bok, w miejsce gdzie kiedyś musiało wywrócić się drzewo, po którym pozostał sympatyczny dołek, wtulił się w ziemię i czekał na resztę oddziału. Gwiżdżące nad głową pociski niewątpliwie pochodziły z broni kolegów i po głowie chodziła mu myśl, jak głupio by zginąć od "przyjaznego ognia".
Leżąc wyszarpnął częściowo opróżniony magazynek i założył nowy. Równocześnie powoli docierało do niego, że widoczny kątem oka but jednego z trupów jest obuwiem wojskowym, a kremowe mundury to nie najczęściej używane przez Vietcong piżamy.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 23-08-2008 o 13:08.
Gwena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172