Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2008, 15:54   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bończa odebrał od Grzegorza gałązki, chwile trudził się z odrywaniem drobniejszych, w końcu związał je "psia trawą". Tak zmajstrowany krzyż oparł o studnię.
- No teraz każdy dwa razy pomyśli nim wody naciągnie - dla pewności kopniakiem rozbił wiadro.

Wysłuchał co Nuszyk opowiadała o wsi pod koniec opowieści drgnął mocno.
Jak się okazuje Tatarka nie była muzułmanką, a chrześcijanką !!. Sam skarcił się w duchu za głupotę. Jakżeby inaczej mogła jezdzić konno i prowadzić u boku Hohola życie o jakim zaczęto już śpiewać pieśni po karczmach i na jarmarkach.

Żuł zdzbło trawy i spod wpółprzymkniętych oczu obserwował okolicę, słuchając wywodów dziewczyny. Gdy skończyła ozwał się.

-
Chłopy niewiele powiedzą, a na pewno nie nam. Może przed fratrem serca otworzą, ale i to wątpię, bo tu naród prawosławny.

- Baczyć musimy, by ze ścigających sami się zwierzyną łacno nie stać. Za mało nas na taka imprezę. Jedzmy do wsi, posilimy się, może bratu Grzegorzowi uda się jednak co wywiedzieć.
Nie my też jedni rezunów ścigać będziemy, bo każdy chciałby się panu takiemu jak książę Jeremi przysłużyć i wdzięczność jego mieć.
Tedy może w karczmie, czy zajezdzie (choć co to za zajazd być musi jak wieś 10 dymów liczy) szlachtę jaką napotkamy co też w pościgu jest.

- Trop już ostygł i nie dojdziemy ich teraz szybko. Może we wsi chowa się ów imć Samuel. Ale dla mnie jasnym jest - zdrada tu była. Dwór otoczony wałem ani palisadą nie był, czyli musiał sam być mocny, bo tu inaczej nikt nie buduje. Że duży był to widać po popiołach. Zdrada tu była i we wsi o tym ktoś musi co wiedzieć. Jedzmy do wsi.





Zagajnik jakim jechali do wsi był lasem młodym, pełnym paproci i traw. Brak tu było puszczańskim dębów - olbrzymów, brodą mchów obrosłych, czy mateczników niedostępnych, gdzie zwierz czy człowiek jeśli się chciał przed światem skryć na wieki dla niego przepadał.

Ścieżka przez niego wiodła prosta, niewijąca za bardzo, czasem tylko skałkę samotną mijała łuk zataczając. Kolo jednej z nich potok przez las się toczący ze skarpy niewysokiej spadał tłumiąc stukot końskich kopyt.





Tu pan Bończa z siodła zszedł i niby to poprawiając puślisko kątem ust szeptał.
- Od wsi ktoś za nami skrycie idzie. Widziałem że i waćpanna go spostrzegła, bo wzrokiem raz i drugi za siebie rzuciłaś.
Gdy ta skinęła głową kontynuował.
- Nie jest to człek wojenny, tedy mniemam że ktoś ze wsi, a może i szlachcic stary, ten co śmierci uszedł. Postój zarządzmy, frater niech rum czyni jakbyśmy konie poili, a my zemkniemy wedle tej skarpy i tego ciekawskiego ułapimy... Musi to ktoś być, kto wie coś o napadzie...

To mówiąc krócicę z olster wyszarpnął i przywarł plecami do skarpy. Już miał między paprociami zniknąć, gdy jeszcze odwrócił się do mnicha.
-
Jeno księże z Belzebubem uważaj, bo on imię czartowskie nie na darmo nosi i sukienki duchownej może nie uszanować - tu uśmiechnął się pod wąsem i kołpak na tył glowy zsunął.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 23-10-2008 o 16:52.
Arango jest offline  
Stary 26-10-2008, 10:13   #12
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nuszyk krótko skinęła głową i przed Bończą w paprocie skoczyła, łuk z pleców ściągając. Ani jedna gałązka nie trzasnęła pod uważnymi, miękkimi krokami Tatarki, kiedy przygięta do ziemi, biegła wilczym truchtem. Kiedy odwróciła się, miejsce na zasadzkę gestem pokazując, ujrzał Bończa oczy świecące i nozdrza rozedrgane, iście jako u psa, co krew poczuł.

Mówili, że Hohol godną siebie niewiastę nalazł - odważną i waleczną. Mówili, że ataman gorączka, i choć go skośnooka miłośnica wstrzymuje czasami, humory łagodząc, to sama dziką ma duszę i równie chętnie się z Hoholem za łby biorą, jak dają dowody miłowania. Mówili, że ludzi przed bezwzględnością Kozaka nie raz ochroniła. Ale kiedy przykucnęła za korzeniem poskręcanym po drugie stronie ścieżki naprzeciwko Bończy, z łukiem w dłoni i cięciwą do policzka przyciśniętą, z zębami obnażonymi w uśmiechu dzikim... Podobne zawsze z podobnym idzie i się łączy. Hohol słynął z okrucieństwa i czy jego niewiasta i w tym mu nie dorównuje?

Nuszyk pomiędzy korzeniami wyjrzała ostrożnie. Spomiędzy drzew gniewne prychanie końskie dochodziło i po rusku słowa ciche i nalegające. I na ścieżynce najpierw hajdawery czerwone mignęły, a potem Kozak się ukazał, brykającą klaczkę kasztankę za uzdę ciągnący. Kozak młody był w leciech, wąs miał długi i czarny, twarz rumianą, na jego ramieniu kołysały się bandura i rusznica, pas obciażało ciężkie szablisko.

Tatarzynka brwiami poruszyła i pokręciła głową, Bończy pokazując na migi, że Kozaka nie zna. Wychyliła się raz jeszcze i zmartwiała, oczy przymrużając. Koń, klaczka nieposłuszna, co rumor taki czyniła, że idącego za nim usłyszeli. Nie, nie mogło być pomyłki żadnej. Oczy Tatarzynki obiegły klaczkę, pęciny zgrabne, uszy za duże cokolwiek, plamkę małą na piersi. Kundzia to, Malinki córka, którą Ostap łońskiego roku córce Kreczyńskiego na urodziny był podarował.
Kozak był już tuż-tuż. Tatarzynka łuk odłożyła na ziemię i twarz do Bończy zwróciwszy ustami bezgłośnie poruszając powiedziała:
- Koń Kreczyńskich.
W jej ręku błysnął zakrzywiony kindżał. Skoczyła na Kozaka, który klaczkę na tyle okiełznał, że właśnie się na siodło wdrapał. Spadła razem z nim po drugiej strony, brzęknęły rozpaczliwie struny bandury. Klaczką rżąc przeraźliwie i wierzgając zadnimi nogami pomknęła dalej ścieżką.
- Żywcem! - huknął Bończa do kotłującej się z Kozakiem Tatarzynki, z obawą, że ta nożem pchnie.
Ale Kozak Nuszyk kułakiem w piersi poczęstował, aż się Tatarka zatchnęła i dech straciła. Zobaczył Bończę, strach mignął mu w oczach... odwrócił się i za koniem hyżo jako zając pobieżał.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 26-10-2008 o 16:31. Powód: bywa, że się nazwiska pomylą...
Asenat jest offline  
Stary 30-10-2008, 20:13   #13
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
- Stój psiajucho !!! - rozdarł się Bończa i zawahał czy ma przystanąć i pomóc Tatarce
-
Aścka w gorącej wodzie kąpana... - miał zacząć gderać, ale gdy spojrzał na minę Nuszyk szybko zamknął usta i chrząknął tylko.
- Stój psiajucho !!! Frater konie !!!

Nie wiadomo, czy imć Grzegorz posłuchał go, czy konie po prostu wyrywać się zaczęły, grunt, że pokazał się mnich uwieszony u uzd trójki wierzchowców. Oczywiście prym wiódł Belzebub, który stuliwszy uszy i szczerząc zęby, ciągnął naprzód jakby go sam Zły poganiał.

Dopadł koni pan Jacek i w biegu na siodło wskoczył, stęknąwszy jeno cicho, bo sztuczki takie bardziej młodzikom przystawały, lub po prawdzie gdy nieprzyjaciel chorągiew na leżu nocnym zaskoczy i larum grają.

Ścisnął kolanami boki ogiera i ten zerwał się naprzód. Za sobą słyszał jak reszta się z rumakami miota. Nie oglądał się po prawdzie na nich jeno wzrok w Kozaka plecy wbił i szablę z pochwy dobył.

Tedy mknęli w takim korowodzie : najpierw kasztanka śmigła, potem Zaporożec na piechotę pomykał, za nim pan Bończa i jego Kompania.
Nie miał jednak Ukrainiec szans umknąć przed konnym, choć jak raz się oglądnął i jeźdźca na niego mknącego zobaczył, to strach mu w oczach mignął i w krze chciał umknąć.

Lecz choć zamiar dobry miał i mógł miedzy paprociami i w wykrotach gdzieś przepaść, nie zdążył. Dopadł go pan Jacek i płazem szabli przez łeb osełedcem ozdobiony zdzielił. Poturlał się Kozaczysko jak zając, co w między słuchy śrutem oberwie i między trawami i liśćmi legł.

- Stóóóój psiekrwio ! -chwilę z Bezlzebubem się mocował, po czym jakby mu lat ubyło nogę przez łeb koński przerzucił i na ziemi obok nieprzytomnego zeskoczył. Nóż z cholewy wydobył i przy leżącym kucnął.
- Żyw będzie ! Mamy języka ! - po czym szybko rzemieniem jakimś z juków dobytym spętał jeńca.

Kasztankę szybko złapali, nieprzytomnego jeszcze Zaporożca na nią wsadzili, nogi mu pod bokiem kobyłki spętawszy by z niej na łeb rozbity nie spadł i z lasku wyjechali.

- A tych tu diabli nadali - mruknął pod wąsem pan Jacek widząc trójkę szlachty ku nim się zbliżająca i dłoń na rękojeści szabli oparł, zły że w zamieszaniu krócicy nie nabił i tylko jedną do walki zdatną przy siodle ma.
Jakież było jednak jego zdumienie, gdy prowadzący szlachcic w głos zawołał.

- Kogóż to me oczy widzą! Czyż to nie imć pan Jacek. Oj Asan, tego diyobła moskiewskiego dawno żeś się powinien pozbyć!

Przyjrzał się dokładnie i uśmiech na twarzy jego zagościł.

- Przebóg toż to pan Głodowski !!! Rad witam waszmości !!! Góra z góra...

Po czym odwracając się do pozostałej dwójki wyjaśnił :
- Toż to znajomy mój, żołnierz dobry i kompan znakomity. Jeszcze przed Ochmatowską potrzebą żeśmy się poznajomili, choć po prawdzie mogła ta znajomość bokiem nam wyjść wtedy...

- Witam witam waszmościów !

– Pozwól Waćpana, że się przedstawię Jam jest Jerzy Andrzej Głodowski herbu Przeginia. Defensor Rzeczypospolitej, Pan Brat i Sarmata z Ziemi Krakowskiej. A oto mili mi Panowie Bracia z tej ziemi pochodzący imć Brodzicki i Jasicki – powiedział wskazując na towarzyszy. A cóż to za wschodnie delicyje mój druh ze sobą wozi?

Bończa rękę w pozdrowieniu podniósł i chrząknął jeno pozostawiając swym towarzyszom dyplomatycznie przedstawienie się.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 30-10-2008 o 20:18.
Arango jest offline  
Stary 30-10-2008, 21:20   #14
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia

Pan Jerzy od rana do nikogo gęby nie otwierał. Droga mitrężyła mu się, co nie miara.

Przeklinał w duchu sam siebie, że kompanionów ostawił w Hołtwie po ostatniej pijatyce. Prawda to, że nie musiał się tak niecierpliwić. Ot, co! Cieszyli się, że może i im coś z tego do kieski kapnie. A, że się radowali już drugi tydzień i coraz to bardziej byli uciążliwi dla miejscowych tedy Jerzy życzył im zdrowia i do Czehrynia w drogę wyruszył. Jak Bóg da to go gdzieś w drodze dopędzą.

Słońce już wysoko stało na niebie. Przyjemne ciepło rozgrzewało samotnego jeźdźca umilając mu podróż. Od jakiegoś czasu jechał zieleniejącym się zagajnikiem. Bacznie się rozglądał czy aby drogi nie zgubił i jakiej kopy z kamieni nie obaczy. Imć Głodowski wstrzyma konia i otarł magierką pot z czoła. Rozpiął wysłużoną przeszywnicę czerwonej barwy, sięgnął po manierkę i pociągnął tęgi łyk siwuchy. Poszukał w sakwach, jakiej kiełbasy ugryzł kęs i zmlęł przekleństwo mocno przyprawione jałowcem.



- Do kaduka, czyż tak wiele człek wymaga od życia. Ot, jaki dworek, szynk czy nawet kozacki chutor. Nim jego słowa przebrzmiały, do uszu szlachcica dobiegł jakiś dźwięk, jakby końskie rżenie. Ot i pofortuniło się mi

Podróżując samojeden, nie wiedzieć, co za skrajem lasu obaczy podsypał prochu na panewki. Sprawdził czy szablisko dobrze wychodzi z pochwy. Czując miły jego prawicy kształt uśmiechnął się, podkręcił wąsa i popędził konia.

Po kilku chwilach, przez rzedniejący zagajnik obaczył jakieś chamstwo zbierające chrust. A za nimi kilka zabudowań. Mizerota to była straszna, wieś pożal się Boże. Dworku nie uświadczysz, klika chałup z ziemi chyba ulepionych i stary szynk – czasy Batorego pewnikiem pamiętający. Dach skłaniał się tak ku ziemi, że aż strach podeń wchodzić. Imć Jerzy pilnie się rozglądał za jakimś dworkiem, ale nic, co by mogło być godne nawet najbiedniejszego gołoty mazurskiego nie wypatrzył. Za to z za jednej z sadyb wyszedł jakiś jegomość, co to pewnikiem ze stanu szlacheckiego się wywodził. Jakiś taki chorowity się wydał, spłowiały zielonkawy żupanik wisiał na nim jak na strachu na ptaszyska. Szedł z papierami i deliberował z kimś, kogo jeszcze imć Jerzy nie mógł wypatrzyć. Nie musiał wystawiać cierpliwości na próbę, bo i ów drugi się wychylił – znacznie niższy i tęższy, noszący się po wojskowemu w skórzany kolet był przyodziany. Może to, jaki ekonom do wsi zajechał albo i inszy zarządca – pomyślał na ich widok.

- Służba! Zakrzyknął z oddali nim go jeszcze obaczyli. Podjechał bliżej, zeskoczył z Chwata.

-Czołem Panowie Bracia. Jam jest Jerzy Andrzej Głodowski herbu Przeginia. Rad bym był móc z Waszmość Panami kielicha wychylić, jakiej ciepłej strawy zażyć i o drogę wypytać.

Jak się pokazało miał przyjemność z panami Brodzickim i Jasickim, co to dla niejakiego Samuela Lasowicza dobra jego przegląd robili. Chłopów sprawdzali i wraz z czeladzią, jakie prowianty do dworu zwieźć mieli. Rozsiedli się tedy wygodnie pod niebem. Pan Jasicki, jakim trunkiem go poczęstował i kazał chłopom, strawy donieść. Po chwili szlachcice raczyli się, chlebem i kiełbasami. Wieściami się wymieniając. Pan Głodowski pokrótce opowiedział, co go sprowadza w te strony. O drogę wypytał. Posłuchał, co w okolicy się działo i już miał się żegnać z nowopoznanymi sarmatami, gdy zza zagajnika wyjechała wielce cudaczna wyglądająca kompanija.



Imć Jerzy, aż powstał oczy nieomal ze zdziwienia przecierając. Głowy sobie nie zaprzątał haniebnie niskim Lipkiem, a może, jakim pohańskim pachołkiem… ni nawet braciszkiem, co to dosiadał siwego wałacha z miną jakby z samej Ziemi Świętej podróżował z kiszkami pełnymi wody święconej. O kozaku co to spętany niczym prosiak na rzeź wieziony nie wspominając (bo to i nie pierwszyzna była dla niego i jakiego szlachetke spętanego za koniem dni parę powozić - ot choćby dla uciechy samej. Ale pierwsze, co mu się w oczy rzuciło to srokacz moskiewski, co to w pamięci pana Godowskiego się już kiedyś wygryzł.



Imienia jego nie pomnę
– zamyślił się – jakieś czarcie chyba… Lucyfer, Mefisto czy insze, jakie diybelstwo. Niech mnie Kozaki na szmaty rozerwą, a nie pomnę miana tego moskiewskiego murewnika!

…Było to jakoś przed Ochmatowską potrzebą, z kilka lat temu. W jednym ze śmierdzących szynków pod Humaniem, co to pełno było wszelakiego żołnierstwa. Siedział sobie imć Głodowski wraz ze swoimi kompanionami spode wolontarskiej chorągwi (co to niejeden pod jurysdykcję hetmańską się chronił niż z potrzeby serca ojczyzny bronił) popijali jarzębiak i prawili o czekającej ich bitwie z Tatarami. Gorące szlacheckie głowy dymiły, wrzawa się coraz większa robiła. Raz, co raz ktoś wznosił toasty za zdrowie Pana Hetmana Koniecpolskiego i pomyślność Naszą. Wtem pachołek przybiegł, do nóg panu Jerzemu pada i skomli, że to krzywda jego koniu się dzieję. Koroniarz długo nie zwlekając kułakiem zdzielił chama, zgarnął szablisko, na łeb nasunął kołpak i ruszył do stajni wraz z druhami.

Tam obaczył, w zagrodzi, gdzie swoją Kasztankę ostawiał. Srokate, moskiewskie bydle, co to parskało i zębiskami kłapało na stajennego, który uspokoić się je starał. A jego konika drugi za uzdę trzymał i bydlęcym wzrokiem na ranę na boku się wpatrywał.



Pewnikiem czort ów był jej sprawcą.

- Co u licha się tu dzieje! Co ten diyobeł w zagrodzie robi? Jerzy już solidnie był rozsierdzony na bydle. Chcąc je wyprowadzić ze stajni, postąpił kilka kroków w przód. Wówczas ogier łbem szarpnął, zerknął czerwonymi ślepiami i kłapnął zębiskami kilka cali przed twarzą szlachcica. Ten cofnął się szybko. Porwał jakąś pochodnię i już ogniem chciał go przepłoszyć, gdy w ten posłyszał głos za sobą

- z czym Asan na mego konia leziesz? Jerzy spojrzał za siebie, stał tam szlachcic średniego wzrostu o ponurym spojrzeniu. Z gęby na lat może trzydzieści wyglądający i dziwnie z litewska zaciągający.

- waścinemu koniu amory z moją kobyłką się zachciało. A jako, że paskudny jest srodze tedy obejść się mu smakiem kazała. A ta podłota pogryzła ją! Przez zęby cedził koroniarz.


- Na stajennego mi nie wyglądasz! A zabawiać się z moim koniem nie dam, nawet, jak Waść masz słabość do jego wdzięków. Odparował Litwin

Gromki śmiech przeszedł przez stajnię, w której zgromadziło się kilku szlachciców. W Głodowskim już wszystko wrzało, mało tego, że jego kobyła szkody zaznała. Mało tego, że szlachcic nie poczuwa się do rekompensat, to jeszcze dworuje sobie z niego i sodomię mu imputuje! Oczy szlachty zwróciły się na niego.

- Co żeś waść powiedział?
- A co Asan problemy masz ze słuchem czy z odwagą?
- Stawaj Boćwino jeden! Wykrzyknął Jerzy Tu lubo przed karczmą!


I pewnikiem by się to nie skończyło miło, dla któregoś z nich. Ale Hetman w wojsku o porządek dbał i dużo pachołków z wachmistrzami po obozach i szynkach łaziło, co by gorące głowy wojaków studzić. Jako, że obu szlachciców nie w smak było spędzić noc w wieży i za burdy odpowiadać tedy wypili na zgodę. A jak to zwykle było nie na jednym się skończyło bo to wiadomo iż nic tak nie ostudzi gorącego łba szlacheckiego jak zacny dwójniaczek lipowy…

Pan Jerzy uśmiechnął się do swoich myśli

- Kogóż to me oczy widzą! Czyż to nie imć pan Jacek. Oj Asan, tego diyobła moskiewskiego dawno żeś się powinien pozbyć!

- Przebóg toż to pan Głodowski !!! Rad witam waszmości !!! Góra z góra... odrzekł radośnie imć Bończa, poczem coś do swych towarzyszów rzucił za plecy. By po chwili dodać - Witam witam waszmościów !



Szlachcic początkowo nie przyglądał się kompanom Litwina. Lecz w miarę jak pierwsza radość minęła oko zawiesił na dłużej na dziewce, zębiska wyszczerzył. Przelotnie spojrzał jeno na braciszka. Wąsa podkręcając, stuknął obcasami.

– Pozwól Waćpana, że się przedstawię Jam jest Jerzy Andrzej Głodowski herbu Przeginia. Defensor Rzeczypospolitej, Pan Brat i Sarmata z Ziemi Krakowskiej. A oto mili mi Panowie Bracia z tej ziemi pochodzący imć Brodzicki i Jasicki – powiedział wskazując na towarzyszy. A cóż to za wschodnie delicyje mój druh ze sobą wozi?




Po zapoznaniu się z kompanią pana Jacka, zainteresował się Kozakiem powoli wracającym do siebie. Powoli podszedł do niego, złapał za osełdec i powoli podniósł mu głowę tak coby mu spojrzeć w oczy.

-A co to Waszmość Państwo za balerona tu przynieśli. Cóż to ten ptaszek przeskrobał? Powiedział z uśmiechem godnym wilka co to na bezradne jagnię spogląda.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 30-10-2008 o 22:55.
baltazar jest offline  
Stary 31-10-2008, 00:06   #15
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nuszyk gniew w sobie dusiła. Piekliła się w głębi dzikiej duszy na Kozaka, co ją kułakiem strzelił, na siebie samą, że się zaskoczyć jak kocię dała, i na Bończę, że całej sprawy był świadkiem.
I wiedziała nawet, skąd jej się słabość wzięła, która to przypadku tego nieszczęsnego była przyczyną. Oto wczoraj na miód się w karczmie skusiła, i Bóg ją pokarał.

Nuszyk była zła. Spocona z wysiłku, nabuchana tłumionym gniewem i zła. Zagadywania Bończy burknięciem jeno zbywała i mamrotała coś do siebie w mowie przedziwnej, w której słowa polskie, ruskie i tatarskie jako składniki bigosu się przemieszywały. Co i rusz kindżał dobywała zza cholewy, palcem sprawdzała, czy aby ostry, i w nową popadała frustrację.

Dałby mi Ostap po łbu, oj dał, gdyby zasłyszał, jak się zaskoczyć dałam. Z domu by na krok nie puścił - mełła w sobie złość.

Ależ oto Bóg Miłościw okazał jej, że gniewny już za miodek nie jest, czego niechybnym znakiem był ów szlachcic obcy, którego jej zesłał, aby mogła na nim mieć używanie.

- Z drogi! - warknęły na Głodowskiego wschodnie delicyje, głosem nie słodkim bynajmniej. I nim ten odrzec zdążył, popędziła bachmata i pomiędzy szlachcica a Kozaka wjechała, złośliwie wodzami targnąwszy, tak że Głodowski uskoczyć mało godnie musiał, albo się z końskim łbem zderzyć. Tatarzynka z konia zsiadłszy, Głodowskiego od stóp do głów uważnym wzrokiem zmierzyła, głowę jako ptak ciekawie przekrzywiając - A co to za durok, z którym przestajecie, panie Jacku, któren się cuka jak Żydzisko, któremu za mało zapłacono, wprost o miano niewiasty jej samej zapytać, skoro już tego miana ciekaw? - wycedziła słowo po słowie.

Prychnęła pogardliwie, odwróciła się i pęta Kozaczynie przecięła, a gdy ten się z siodła osunął, poderwała go szarpnięciem i do karczmy powlokła.
- Znam ja ciebie - szepnął Kozak, kiedy go do słupa wiązała.
- Wiela ludzi mnie zna.
- Tyś Natka Hoholowa. Widział ja ciebie, pode Żmijowym Uroczyskiem, jako Hohol zdrajczyków, co przeciw niemu szeptali, wieszał...
- Być to może.
- Jako że siódmego obwiesił, ty krzyczała, że Ostap wielki hospodyn, wrony i kruki nakarmił, i że czas tera ludzi na biesiadę prosić, bo pora późna...
- Myślisz, że puszczę cię wolno, boś mnie kiedy z oddali obaczył?
- ... i on wszystkich na wieczerzę poprosił, i czterech wolno puścił, boś ty go za rękę pociągła, dla twego uśmiechu.
- No i cóże z tego?
- Ty pani łaskawa, ja o tobie pieśń napiszę.
- O inszych rzeczach ty przemyśliwuj teraz. Gdzieżeś na koniu Kreczyńskich się wybierał, psi synu?
- Ja nie koniokrad, na grób maty mojej przysięgam...
- To się jeszcze okaże.
- Ja się śmierci nie stracham. Raz maty rodyła...
- Nie strachasz się? - Nuszyk zaciągnęła węzeł i nachyliła się do twarzy Kozaka. - Tedy durok z ciebie z głową pełną pieśni i muzyki po kopułę, a umu ni krzty u ciebie. Albo łżesz. Mówisz, że znasz mnie. Tedy wiesz, co z tobą będzie, jak mi bredni nagadasz... - poklepała zbielały ze strachu policzek Kozaka.

- Waszmościowie! A do stołu zapraszam, nim się z koniokradem sprawimy. Może i śmierdzi jako z chlewa, ale jadła ja tu już... Sarninkę bardzo zacną mają, tylko więcej zapłacić trzeba.
 
Asenat jest offline  
Stary 01-11-2008, 11:30   #16
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia

Waćpana wpadła na majdan niczym Valkiria ogarnięta furią. Jak się pan Jerzy za oględziny Kozak zabrał, mało co go nie stratowała koniem. Jako, iż szlachcic do ostatniej chwili sądził, że panna jeno nastraszyć go próbuje i wstrzyma rumaka tuż przed nim. Musiał się ratować odskokiem co to skończył się potknięciem i lądowaniem na słabiźnie. Imć Głodowski szybko z ziemi się pozbierał – ot w porę aby Tatarzynka od stóp do głów mogła go przepatrzeć – gromkim śmiechem wybuchając, bo mu się zdało że ta mała Wilczyca ma w sobie więcej dowcipu niż dwaj nowo poznani szlachetkowie.

- Aut odit, aut amat múlier, nihil est tértium, jak to mawiali już starożytni.


- A co to za durok, z którym przestajecie, panie Jacku, któren się cuka jak Żydzisko, któremu za mało zapłacono, wprost o miano niewiasty jej samej zapytać, skoro już tego miana ciekaw? - wycedziła słowo po słowie.

- Panie Jacku, zwrócił się do szlachcica umyślnie pomijając nieznaną mu z imienia pannę – Widzę, iż nie tylko tego diyobła nie zamieniłeś na jakieś bardziej polityczne zwierzę ale jeszcze do kompaniji Waćpanny o iście czarcim charakterku dopuszczasz. Dobrze, że z wielebnym jakim podróżujesz co to w razie czego egzorcyzma może poczynić.

Panna w tym czasie w pogaduszki z Kozakiem się wdała, niby nie słysząc słów Jerzego. Który ten czas wykorzystał na dokładne przypatrzenie się na owe wschodnie delicyje. A było to spojrzenie, jakim to Warchoły w szynku dziewki karczemne obdarzają. Dumając gdzie to ręka pańska spocząć powinna, którą krągłość lepiej poznać.



Z zadumy słowa Tatarzynki go wyrwały co to wielce mu miłe były.

- Waszmościowie! A do stołu zapraszam, nim się z koniokradem sprawimy. Może i śmierdzi jako z chlewa, ale jadła ja tu już... Sarninkę bardzo zacną mają, tylko więcej zapłacić trzeba.

Wprawdzie, żadnych rarytasów w tej kurnej chacie się nie spodziewał ale wielce rad był ze spotkania z dawnym znajomym. Bo towarzystwo panów Brodzickiego i Jasickiego nie było mu wielce miłe.

- Zatem, prosim Waszmościów. Siądziemy, jakiego jadła i napitku zażyjemy.



Pan Jerzy wszedł pod dach. Przystąpił do szynkwasu, ułapił pejsatego Żyda za brodę. Piwa daj i jadła! Jeno na jednej nodze, żebym kańczugiem nie musiał cię wysmagać.

- Aj waj, panie! Moja bhoda! Już Moszko Ślachetnemu Państwu przyniesie ciepłej sthawy – kapusty z ghochem a baraniny phosto z ognia.

Szlachcic rozsiadł się wygodnie przy ławie. Rozejrzał się po oberży. Nie wyglądała imponująco. Nawet podłogi nie miała. Ściany były podgniłe i gdzieniegdzie popękane. Było tu ciemno i śmierdziało łajnem. Po chwili młody chłopach przyniósł piwa i zniknął by wrócić z misą pełną suszonej kiełbasy i bochnem przaśnego chleba.

- co cię panie Jacku w te strony sprowadza? Z tego co mi tu obecni waszmościowie prawili ostatnio w okolicy nie dzieje się dobrze. Chamy się burzą i na Szlachtę ręke podnoszą. Nawet cosik mi wspominali, że jaki dwór podpalili wielkie szkody czyniąc.

nie czekając odpowiedzi, prawił tak dalej

- wielce mnie to frasuje, bom ja właśnie do Czehrynia pewne pisma oblatować jadę. Mój daleki krewny zemarł niedawno i wieś bez opieki ostawił. A ja jako że nie lubię jak ciężka praca na zmarnowanie idzie tedy majątkiem bym rozporządzał. A jak tu taka zawierucha się szykuje, najpierw będę musiał chłopstwo do porządku doprowadzić.

- Furda! Nie raz już się Kozakom bobu zadawało to i teraz to poczynim. Za miłe spotkanie! – to rzekłszy wychylił kufel pienistego.
 
baltazar jest offline  
Stary 01-11-2008, 18:36   #17
 
drakkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 drakkainen nie jest za bardzo znany
- Sancta Mater Doloroso! Swięta Agato! Święty Marcinie! Święta Kunegundo! Święty Franciszku opiekunie zwierząt! Święty Brunonie Kartuźniku… - Mnich zastanawiał się jeszcze przez chwilę, którego ze świętych pańskich uczynić jeszcze autorem swojego wezwania. – Może… Nie! On jest przecież od rzeczy zagubionych. Ale w końcu moja kompanija nijak, ni mniej ni więcej jeno zgubiona.
Brunon zastanowił się.
Powodem zaistniałej sytuacji był pewien pęcherz. Ni mniej ni więcej jak jego własny, prywatny, swój i wsobny pęcherz, który to złośliwie i nie zważając na powagę sytuacji vetował i zażądał postoju od właściciela. No a żeby marszu nie opóźniać, zważywszy iż Sługa Boży przypomiał był sobie sytuacyję kiedyż on sam związany i przezucony przez siodło jechał, i zwazywszy, że przyjemnie i miło mu w takiej sytuacyji nie było, nie zważając na hohliki, mamuny, dziady borowe ni inne paskudztwa sam sprawę pęcherzową załatwić, komopaniji we arkana nie wprowadzając. Takoż też i się stało. Jedynie po szlachcicach i Pewnej Personie ni śladu ni widu na trakcie nie było.
Wzywał zatem raz po raz mnich świętych maści wszelakiej, by pomogli mu kompanije dogonić. Lubo chociaż bestyję złośliwą, na której podróżować mu przyszło, do szybszego przemieszczania się przymusić. Bo konisko niczym heretyk zatwardziały nie chciało nijak dać się namówić na galop, idąc w tempie, które można by nazwać kłusem. Nie podziałały prośby, groźby, zaklinania i wyklinania. Gdy mnich zastanawiał się nad nałożeniem na bydlaka okrutnego ekskomuniki, na głos wychwalając potrawy z koniny, spadła na niego iluminacyja w postaci dymu karczemnego, pysznie a zapraszająco pachnącego.
Zanim jednak dał się unieść uczuciu(w końcu był mnichem i nie mógł sobie pozwolić na przelotne miłostki) Sprawdził rodzaj koni w stajni. Były znajome. Upewniając się jeszcze zaglądnąwszy przez okno i nasłuchując azaliż tamoj w karczmie nie siedzi, nie przypomina, nie nosi barw ni herbu ni klejnotu, tudzież nie wzywa się zawołaniem żadnego ze szlachciców którzy mogliby do niego czuć antycypację, rad z podjętych środków ostrożności mnich pchnął drzwi świńskich skórkach i wszedł do karczmy.
- Waszmościowie! A do stołu zapraszam, nim się z koniokradem sprawimy. Może i śmierdzi jako z chlewa, ale jadła ja tu już... Sarninkę bardzo zacną mają, tylko więcej zapłacić trzeba.
- Dobiegł go głos.
Widząc zaistniałą sytuacje i że się tatarka od rezusa odsuwa, w try miga do kobiety doskoczył i do meritum szeptem przeszedł:
- Poczekaj waćpana nim się do ptaszyny zabierzesz. Wiedz tylko, iż w trawie przy dworku to znalazłem. – tu, odwróciwszy się tyłem do reszty, starając się zasłonić przedmiot własnym ciałem, odwinąwszy z materiału pokazał tatarce dziwną broszkę. W środku szmaragd, po czterech stronach cztery inne kamienie, a pomiędzy niemi inskrypcjały dziwaczne. – To talizman, silny a magiczny.
 
__________________
Masz lat blisko 40, wyglądasz na blisko 30, wyobrażasz sobie, że masz nieco ponad 20 a postępujesz jakbyś miał niecałe 10.
drakkainen jest offline  
Stary 01-11-2008, 19:21   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pan Bończa obserwował z lekkim uśmieszkiem manewry Tatarki. Widać było, że Hohol godną siebie ma kochanicę.

- Waćpanna daj pokój, to godny kompaniji żołnierz i towarzysz dobry, choć mało co brakło, abyśmy się poszczerbili wzajem.

Gdy Nuszyk podeszła do jeńca tak się ozwał pan Jerzy :
- Panie Jacku, widzę, iż nie tylko tego diyobła nie zamieniłeś na jakieś bardziej polityczne zwierzę ale jeszcze do kompaniji Waćpanny o iście czarcim charakterku dopuszczasz. Dobrze, że z wielebnym jakim podróżujesz co to w razie czego egzorcyzma może poczynić.

- A tak. Poznaj waszeć brata Grzegorza. A waść raz o delicjach wschodnich mówisz, raz o czarcim charakterze... -
parsknął tu śmiechem pan Jacek i z konia zsiadł.


- Chodzmy coś zjesć lepiej, bo mi w żywocie jakby kapela janczarska grała.

- A frater co tam szepczecie z waćpanną ? Nie ucieknie nam Kozak, a posilić się trzeba.

- Tfu - skrzywił się - śmierdzi faktycznie jak z chlewa.

Po czym rad, nierad wszedł do karczmy.

Widząc jak pan Jerzy żydowinowi do słuchu przemawia rozsiadł sie za stołem. Wyrostek wnet piwa i jadła przyniósl, przeto nie czekając na resztę z rozkoszą zanurzył wąsy w pienistym napoju.

- Dobrześ słyszał mości Głodowski. Chamstwo sie burzy i na dwory nastaje. Ot temu dni siedem na dom pan Kreczyńskiego nastąpili, mieszkańców pomordowali, a panne jedną uprowadzili.
Wojewoda ruski, Jego Mość Książę Wisniowiecki uniwersał wydał, żeby rezunów łapać, favor swój za to i wdzięczność obiecując. A mi bardzo po drodze by bylo w szeregi wojska jego wstąpić.
Ale wiesz waść -
upiwszy piwa kontynuował - że Kniaz byle kogo do siebie nie bierze. Tedy umysliłem by pannę odbić i tak do Łubniów jechać.

Wychylili po kuflu. Pan Jacek pochylił się ku Jerzemu.

-
Knij waść na razie pisma. Jak sie chłopy dowiedzą, że łaska Wisniowieckiego Cię otacza, zaraz spokornieją. Przyłącz się do kompaniji, bo nas mało. I w Czechryniu łaskawszym okiem patrzeć będą jak się dowiedzą, żeś człek tu już zasłużony.
 
Arango jest offline  
Stary 02-11-2008, 09:42   #19
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Toć Bóg mi świadkiem, że nic ja do druha twego nie mam - odparła panu Jackowi, mrużąc oczy jak kot, rad z tego, że się do śmietanki dostał. - Ale żeby się mości Głodowski nie boczył... - Tatarka wyszła na chwilę do koni, a wróciwszy, butelczynę horyłki postawiła na stole. - Trunek żołnierza godny, a nie chłystka, któremu szabla dla ozdoby jeno pas obciąża. Nie pijcie waści tych szczyn, bo wam jeszcze pejsy jako Moszkowi porosną.
- Nie scza Mosze do piwa, piwo dobre u...
- oburzył się Żydzina, który właśnie postawił półmisek z kapustą z grochem pośrodku stołu.
- I idźże precz, pytał cię kto?
- Głodnym
- poskarżył się Kozak spode słupa.
- I ciebie takoż nikt nie pytał.
Nuszyk zasępiła się głęboko.
- Frater? A chodże no do koni, nim baraninę podadzą, coś mi Przeor dziwnie dychał - powiedziała nagle i wyszła.
Stanęła przy bachmacie i gładziąc czule jedwabiste nozdrza zapytała:
- Co za talizman? - splunęła na ziemię. - I czemuś Bończy go nie pokazał?
I wtedy ją tknęło. Księgi. Miał Kreczyński ksiąg niemal trzy dziesiątki, które pode kluczem trzymał, i raz jeno przypadkiem je zobaczyła. Wiele z okładek, jako w piśmie nieuczona, nie wyrozumiała, ale Kreczyński i tak krzywił się, że w jego sekretnym pokoju postawiła stopę. Skąd tyle ksiąg opasłych u szlachcica zwykłego?
Księgi nie palą się całkowicie. Usiłowała sobie przypomnieć, czy w zgliszczach cokolwiek na resztki księgi, grzbiet nadpalony widziała. Ale wiedziała już, że bezcelowe to kopanie w pamięci. Księgi nie spłonęły. Wędrowały sobie teraz na plecach hultajów do rzeki Psioł, i dalej do Dniepru.
- Szlag - oznajmiła Tatarka z uczuciem i splunęła powtórnie, niemal w mnisią stopę trafiając. Niechętnie sama przed sobą musiała przyznać, że fratra jednak trzeba wlec ze sobą, bo ani Bończa, bo żołnierz, ani ona sama, niepiśmienna dziewka z litewskich borów, sprawy mogą nie ogarnąć swoimi umysłami.
 
Asenat jest offline  
Stary 02-11-2008, 11:41   #20
 
drakkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 drakkainen nie jest za bardzo znany
- Intencyją moyą straszyć cię nie było waćpanny. - Zaczął mnich nie przejmując się plwociną szybującą w jego stronę.
- Nie jest to dobre pytanie azaliż medalion ten przyzywa demona z trzeciego kręgu piekieł lub od ognia chroni.
- Tu mnich znów postanowił wyjąć znalezisko. Przyjrzał mu się uważnie raz jeszcze. "Piękne wykonanie. Jakbym widział ilustracyję z Picatrix żywcem. Wydawało mu się niepodważalnym iż talizman związany jest z magyą żywiołów"
- Zważ jeno wykonanie jego. Tu szmaragd, po bokach antracyt, kryształ górski a wszystko w siateczce srebrnej, inskrypcjały drobno, ale wyraźnie wyryte. - mnich pokazywał wszystko do nachylonej tatarki małym palcem bacząc jednak, by talizmanu nie dotknąć
- Toż to piękna i świetnie wykonana robota. Pewnikiem w czeskich stronach wykonane zostało. Dostać takie instrumentum trudno wielce. ba! Jeśliby juz dostępnym komuś było tedy i wykosztować się na takie cacko trzeba. I na koniec dodam, że w arkanach tajemnych wprawnym być trzeba by wiedzieć, że to nie falsyfikat. Zwykły pludrak używać tego nie mógłby zatem koncypuję.
A to waćpanna myślę, że zawęża nam grono poszukiwań.
 
__________________
Masz lat blisko 40, wyglądasz na blisko 30, wyobrażasz sobie, że masz nieco ponad 20 a postępujesz jakbyś miał niecałe 10.
drakkainen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172