Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2008, 11:56   #21
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia

Pan Jerzy za kiełbasy się brał, popijając piwo a żywo rozmawiając.

- Knij waść na razie pisma. Rzekł mu Litwin. Jak się chłopy dowiedzą, że łaska Wisniowieckiego Cię otacza, zaraz spokornieją. Przyłącz się do kompaniji, bo nas mało. I w Czehryniu łaskawszym okiem patrzeć będą jak się dowiedzą, żeś człek tu już zasłużony.

- Panie Jacku, pali licho chamstwo. Do pokory to ja te psie juchy sam doprowadzić mogę. A pisma muszę dostarczyć, aby jaki inny krewniak się na majątku nie rozsiadł. Ale przychylność Pana Wojewody wielce by mi miłą była a i pomocną pewnikiem. FURDA! Pewnie, że na taką imprezę z wami się wybiorę. To rzekłszy obnażył białe zębiska i stuknąwszy kuflem o kufel imć Jacka by jednym haustem opróżnić resztę jego zawartość.

Chociaż, kontynuował po prawdzie to mi się widzi, że to lepiej by było dla tej dziewki jakby we dworze żywot skończyła. A dla nas jako byśmy jej żywej nie odnaleźli.


- Ale nie ma co tu w takim razie mitrężyć czasu jeno za konie się brać. A waszmościowie
– zwrócił się do jegomościów Brodzickiego i Jasickiego, pod taką imprezą kreskę by postawili?

Ale znać od razu było, że wielce nie w smak im to pytanie. Bo to ni fantazji, ni dowcipu ni męstwa tyle w sobie nie mieli aby na szwank swe słabizny narażać. Ot szaraczki, niby pograniczne, niby do walki nawykłe ale nawykłe do obrony życia swego lubo majątku. Tedy poczęli wykręty czynić, że to pan Lasowicz ich niecierpliwie wygląda, że inne zadania im powierzono, że czeladzi dać nie mogę… eh mieli zajączki szczęście że potkali pana Jerzego w dobrym humorze bo by ich zrugał i zwyzywał od starych bab i murweników jednych.


- Nic to, trza nam jaką partyję większą zebrać. Jak mniemam, kupa tych rezunów nie licha jak na dworek odważyli się napaść i szlachtę z niego dobyli. A nas jako widzę jeno dwóch, panny i brata świętobliwego nie licząc, co to miałoby się z nimi sprawić. Tedy Waść rzeknij mi tak – wiecie ilu ich, kędy poszli, czy konni, jak daleko przed nami. No i jak mniemam ten Kozaczyna ma coś z tym wspólnego?


Wysłuchawszy kilku zdań wyjaśnień, podumał i tak i w te słowa miał się odzywać kiedy pieczyste Żyd doniósł. A chwilę później frater z Tatarką wrócił.

- powiedz mi Waćpanna, zali stoi jeszcze ta oberża Kozaka Matwieja co to na trakcie z Łubny do Połtawy wiedzie? Jakiem był zeszłego roku w tych okolicach, spamiętał, że wszelakiego żołnierstwa swawolnego, hultajów, Semenów było co nie miara. A coś mi się widzi że ona powinna pełna luda być jakiego bo to ważna droga przecie. Nie jest to daleko, dużo drogi byśmy nie zmitrężyli a może do kompanji byśmy kogoś przyłączyli. Może jakią szlachtę albo i kozaków skrzykniem - Pan Wojewoda przecie nagrodę przyobiecał. Co wy na to Mości Państwo?

Nie czekawszy odpowiedzi odkrał połać mięsa z udźca baraniego. Wgryzł się w pieczyste, tak że tłuszcz po brodzie i wąsach spływać mu począł. Baranina była iście zacnie przygotowana. Z jałowcem, przyprawiona pieprzem na ostro. Dobrze mięso skruszało. Otarł wąsy rękawem żupana. Wziął tęgiego łyka i słuchać towarzyszy począł.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 02-11-2008 o 12:01.
baltazar jest offline  
Stary 02-11-2008, 18:02   #22
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Uważnie talizman obejrzała. Po minie znać było snadnie, że jej nie w smak owo znalezisko.
A niechże by to... - tłukło jej się po głowie. - Zajazdy, pojedynki, nawet pod żebra komu nóż wrazić w ciżbie, to rozumiem i pojmuję. Ale to to... diabelstwo jakoweś...
Tatarzynka chrząkała co chwila podczas przemowy brata Grzegorza, a pod koniec zdało się mnichowi, że słuchać nawet przestała. Za to w czarnych oczach nader wyraźnie widział strach przemożny, dziecięcą w swej sile obawę przed Złym. Nuszyk przestąpiła z nogi na nogę jak niespokojny koń.
- A schowajże to frater, dość już żem się napatrzyła.
- Kreczyński wiela ksiąg miał - powiedziała niechętnie. - Z trzy dziesiątki. Nie wiem jakich, w piśmie nie wyznaję się. Tak myślę, że one nie zniszczały w pożodze, bo żem resztek nijakich nie znalazła. Myśli brat, że jego to? W ferworze przypadkiem upuszczone, a może i celowo, żeby znak dać? A... zastanawiać się nie ma co teraz. Wracajmy, posilmy się. Kozaka przesłuchamy, a potem ruszymy dalej. I frater... pokaż to coś Bończy. Niech wie, w co się pcha.

Tatarzynka do kompaniji powróciwszy, minę nietęgą miała, coś do siebie cicho poszeptywała, a potem na pieczyste się milczkiem rzuciła. Na pytanie imć Głodowskiego zasępiła się jeszcze bardziej, mięsiwo przełknęła i chwilę dłubała paznokciem w zębach.
- Stoi, a jakże. Tyle że już nie Matwiejowa ona, tylko jego synów, Matwiej tej zimy na łono Abrahama się przeniósł. Ale ja bym tam nie chciała, waszmościowie. Raz, że czas się zwlecze. Może i tam kogo najdziemy, co by z nami ruszył, ale równie dobrze po drodze uczynić to możemy. A dwa, że nie miłują mnie tam, darzymy się nawzajem z Matwiejowymi synami serdeczną, zadawnioną i niepozbawioną podstaw nienawiścią - uśmiechnęła się szeroko, wilcze zęby pokazując.
 
Asenat jest offline  
Stary 03-11-2008, 21:49   #23
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia


Pan Jerzy wysłuchał z uwagą tego co mu zostało wyjaśnione. Na przemian baranka w gębę wrażając i piwem przepijając.

- ze dwudziestu paru chłopa…

- część konno, kilka dni przewagi prawie tydzień…

- uciekają na Dzikie Pola…


Łapska tłuszczem ociekające we żupan obetarł. A rękawem resztki z wąsów zrzucił. Beknął na znak iż pojadł solidnie i w te słowa gębę otwiera:

- Jeżeli, żem dobrze wyrozumiał pierwej te rezuny uprowadziły córę pana Ostenki, a następnie pannę z domu Kreczyńskich. Ja tam się na zwierzęcych zwyczajach nie wyznaję. Ale różne rzeczy, żem już widział i powstanie czerni na Ukrainie też. Jakeśmy z Panem Strażnikiem Koronnym Samuelem Łaszczem Pawluka szarpali i pode sam nos Pana Hetmana Polnego podprowadzili. Pohasali my w tedy po Ukrainie i na nie jedno żem się napatrzył. Ale coś mi się widzi, że ci tutaj albo jaki harem organizować poczynają lubo zasmakowali w szlachciańskich rzyciach. I wielce mi się to dziwne jawi bo co innego dwór dobyć, obejścia spalić i dziewki wychędożyć nim trupy ich mężów i braci ostygną…

I dziwnym wam było ale ni cienia wątpliwości w was nie ma, że imć Jerzy wie co prawi. Pytanie jeno czy pan Głodowski ogień zaprószał czy na zgliszcza przyjeżdżał.

- a co innego co rusz to jaką babę porywać i ze sobą ciągnąć. A jak chamstwo tak w dupceniu się rozsmakowało to coś mi się widzi, że nawet i lwowska murwenica by kilku dni z nimi nie strzymała. Oj z tych panien już nic nie będzie. Oj nie będzie.


Widać było, że kompanija panom Brodzickiemu i Jasickiemu zaczynała być mocno nie w smak. Czy to ze względu na babską strachliwość co ją w kuflach próbowali ukryć czy na insze względy. Tedy przeprosili towarzystwo. Wykręcać różnymi sprawami się poczeli, przepraszać, a zbierać rychło. Ale, że i Komapniji serca zajęcze nie były miłe tedy się rozstali rychlej nim początkowo myśleli. O dziwo, jak się pokazało czeladź w dwa pacierze się pozbierali, wozy załadowane i w drogę ruszyli. Szczęścia życząc.

- I nam w drogę! Zakomenderował imć Głodowski niczym rotmistrz jaki. I znać Wam było, że głos to nawykły do wydawania komend. Na stajennego ryknął aby konie sposobić do drogi. Z pieńka wyrwał siekierę co to chwilę temu drwa nią rąbano. Sprawdził czy ostra – a uśmiech jego zdawało się to potwierdzać. Przytroczył ją do konia. Do Brata wielebnego się zwrócił, co to chyba wyrozumieć nie umiał po cóż mu ona.

- a cóżeś Ojczulku Wielebny myślał, że kozikiem paliki się struga? Poczem patrząc na Kozaka
– koniokrada to i bym obwiesił. Ale rezun to inaczej jak na palu skończyć nie powinien. Zachciało się pańskiej krwi, to i na wszystkich z góry patrzeć będziesz.

Kozak zbladł nieco, z losem to on był już swoim pogodzony ale takiej śmierci jeno najgorszemu wrogu życzył.

Za ręce spętał zaporożca, powróz do łęku przywiązał i spojrzeniem powiódł po obecnych. Towarzystwo jego patrzyło na niego zdziwione, bo na jakie harce z Kozakiem apetyt już mieli. A i chłopstwo wyszło z chałup i się gapiło bez respektu na nich. Widział pan Jerzy już takie spojrzenia, widział już takie harde gęby. Co odważniejszemu ręka zadrżała, ni to skurcz, ni to w pieść się zaciskać miała. I tutaj już wieść o Chmielu dotarła, jeszcze sami się boją. Jeszcze nie staną. Ale tylko Zaporożców obaczą zaraz kosy na sztroc postawią i rezać budą.

Oj jeszcze wam te oczka wyjdą jak pieniek przez rzyć w żywot będzie się wbijać, pomyślał sobie szlachciura.

- A co Waszmość Państwo jak te słupy soli stoicie. Przecie nie tu będziemy go na pal nawlekać. Toć to chamstwo w chwila po naszym odejściu by go ściągnęło. A to się nie godzi aby kogo nawlekać, żeby go po chwili z pala ściągać. Toć to grzech by ze dwóch dni nie dać na wysokości spędzić.

Te słowa wypowiedziawszy dał ostrogi koniu. Jechał ot idealnie, nie za szybko nie za wolno – jakby to nie pierwszyzna dla niego była. Kozaczyna nieborak próbował nogami powłóczyć co sił. Ale sił nie starczało. Co i raz się wywracając by po paru metrach powstać i tak od nowa. Pod lasem Głodowski nieco zwolnił – nie o zamęczenie mu przecież chodziło.

Szukał jakiej polanki. Ot takiej z ładnym widoczkiem. Aby było na co popatrzeć z góry.



Gdy takowe miejsce wypatrzył. Z konia zsiadł. Siwuchę zza pazuchy wyrwał. Tęgiego łyka pociągnął i podszedł do Kozaka. Ten ledwo oddech łapiąc na trawie leżał. Co rusz z jego ciała gdzieś jucha uciekała. Jeno obdarcia ale wyglądał nietęgo.

- Masz kozacze łyka, bo to nie po chrześcijańsku w ostatnią drogę bez kusztyczka wyprawiać chrześcijanina. Ten chciał pociągnąć mocno, aby choć trochę bólu uśnieżyć. Ale nie takie igraszki z panem Jerzym. Ot łyczki dwa i od ust mu flaszkę wziął.


- To jak będzie, opowiesz mi jak to było? Czy wolisz z Waćpanną po tatarsku pogadać i na paliku skończyć?


Kozak ważył los swój i boleści jakie może jeszcze zaznać na tym padole…
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 07-11-2008 o 11:09.
baltazar jest offline  
Stary 10-11-2008, 11:53   #24
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nuszyk przysiadła na zmurszałym pniaku, kołpak w tył odsunęła, twarz ku słońcu wystawiając. Na kolanach kozacką bandurę trzymała, gładziła ją pieszczotliwie jak dłoń kochanka i pokrzykiwaniom mości Głodowskiego się przysłuchiwała.
Ech, chłopy. Czy koroniarz, czy boćwin, czy rusin, czy inny jakowszy, wszystkie z tej samej gliny ulepione i piórka stroszą jako koguty - pomyślała z uśmiechem nie szyderczym wcale, ale zrozumienia pełnym.
Naraz szarpnęła struny, rozjęczała się płaczliwie bandura, a Nuszyk zaśpiewała niskim a przyjemnym, choć chrypliwym lekko głosem.

Przyszły płakać po niebodze
towarzyszki miłe
i Kozacy przyszli kopać
dla brata mogiłę
Przyszli z chorągwiami
Zadzwonily dzwony
I gromada, jak wypada
wzniosa grób zielony.
Widzisz groby ponad drogą,
kędy rośnie żyto?
A zapytać nie ma kogo,
za co ich zabito...


Kozak chyba znał pieśń, bo pobladł i wargi przygryzł. Tatarzynka skończyła śpiewać, odlepiła delikatnie źdźbło trawy, które przywarło do pudła bandury.
- Zacny instrument. Dobrze, że nie potrzaskał się w drobiezgi, jako cię z siodła obaliłam - zagadnęła Kozaka.
- Pani matka kupiła - mruknął Kozak.
- Jako cię zwą?
- Maksym.
- Tedy słuchaj, Maksym. Ty nam teraz, jako pani matce, opowiesz, skąd ty konia małej Kreczyńskiej miał, a jeszcze sobie pośpiewasz w życiu. Toć my nie barbarzyny, tylko mości Głodowski taki z gęby straszny...

Maksym rzucił kosym spojrzeniem w stronę szlachcica.
- Straszniejsze ja widywał - oznajmił zuchowato. Nuszyk pokręciła głową i zniecierpliwiona huknęła kozaczynę po twarzy. I próbuj z nimi łagodnie, to się od razu zbieszą - pomyślała zła na siebie, że po dobroci sprawę rozegrać chciała, gdy od razu trzeba było zębów parę wytłuc.
- Gadaj, co wiesz, bo palcyma u nóg struny będziesz szarpał, u rąk ich nie stanie!
Kozak zachłysnął się własną śliną i byłby się zadusił, biedaczek, gdyby go frater wprawnie w plecy nie łupnął.
- Powiem, powiem wszystko! - wrzasnął. - Panna mnie przed karczmą naszła, i prosiła, żeby ja jej konia pilnował pode dworkiem Lasowiczów, podle wierzby tam chodziła, nie wiem, z kim się spotykała. Płaciła, dobrze płaciła, to ja milczał.
- I w tym nasz baranek prawdę mówi - oznajmił Bończa, który do kozackiej sakiewki się dobrał i wysypał na dłoń garść grosiwa.
- Ja by niewinności nie ukrzywdził - jęknął Maksym ze łzami w oczach. - Siostrzyczkę mam, taka sama ona, jak panienka Anna... Maty by mnie kijem sprzed Piotrowej bramy pogoniła, gdyby ja bladź ukrzywdził...
- I jeszcze pewnie żonkę masz i dziatek gromadkę
- wybuchnął śmiechem imć Głodowski.
- Nie masz zeny u mnie, a dziatek... ne znaju, pane - rzekł kozaczyna i szkarłatnym rumieniec jako panna się oblał.
- Co mnie obchodzą jego bachory? - warknęła Nuszyk. - Co z Anną Kreczyńską, gadaj, skąd szkapę masz, bo ci bandurę tureckim sposobem w rzyć zatknę!
- Ona schadzkę miała, ja w miejscu umówionym czekał, czekał... i koń bez jeźdźca przybieżał, taże sama klaczka, na której panienka jeździła. Tedy ja konia wziął i do dworku się przekradł, a tam się już złe się działo. Trzymało tam dwóch panienkę, krzyczała strasznie, jakby się duszy zbyła. Kreczyński nie krzyczał, umęczony był, poprzypalany jako kapłon, nogę miał urżniętą, tylko oczy wytrzeszczał straszliwie, jak mu niewiastę żagwią płonącą gwałcili, jak chłopaczków dwóch jakichś do studni cisli, wtedy coś powiedział, ale żem nie dosłyszał, a potem jak mu szlachcic stary taki, czarno jako klecha odziany, zaczął gardziel nożem piłować, a reszta księgi jakoweś z dworu wyniesła i w toboły pakowała...
- Zaraz, zaraz. Nie tak szybko, brateńku. Jaki szlachcic, toć to czerń była.
- Szlachcic! Czarno odziany! Siwy, z oczyma zielonymi. Tutejszy, bo żem go karczmie uwidział.
- I z czernią był? Wolny, nie w więzach? Coś zmyślasz, brateńku.
- Wolny, jako ja tu waćpanów wolnymi widzę. I on z tą czernią nie za pan brat, on im rozkazy wydawał.
- A oni słuchali.
- A oni słuchali
- powtórzył Maksym jak echo.
W sercu Nuszyk zrodziło się złe, okrutne podejrzenie. Nachyliła się nad Maksymem i ścisnęła jego ramię tak mocno, że aż krzyknął.
- Jak chodził ten szlachcic? - zapytała wolno i chrypliwie.
- Na lewą nogę utykał, jako kaczor się kołysał...
Tatarzynka puściła ramię Kozaka i odeszła kawałek.
- No i masz waści zdradę, mości Bończa - powiedziała gorzko. - Ten szlachcic to Samuel Wierchucki, domownik Kreczyńskich.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 10-11-2008 o 11:56.
Asenat jest offline  
Stary 11-11-2008, 12:22   #25
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Hanna Jakimowicz herbu Dąbrowa, dwór w Jakimówce nad Psiołem

Wieczorem przyszedł stary Józwa, który nad rzeką wierzby na węgiel wypalał. Przywiózł całą beczkę węgla, przedniej jakości, drobno skruszonego do prochu produkcji niezbędnego. A i pora najwyższa była, bo po świętowaniu urodzin królewskich mało co prochów w doma ostało. Nie więcej niż na dziesięć strzałów moździerzyka, albo ze dwadzieścia salutów.
Poza prochem wieść przywiózł, że dropie widział nie dalej jak dwie mile od dworu. Pani Matka usłyszawszy to, na córę spojrzała ino i zaraz kazała dwie beczułki do peklowania szorować. Hanna poderwała się zaraz i z kuchni wybiegła do swojej komnatki. Tam do bambetla sięgnęła i szykować na wyprawę poczęła.
Pierwiej woreczek kul wyjęła i sortować zaczęła. Najkrąglejsze wybrała, po czem małą wagą i pierścieniem sprawdziła. Płótno cienkie i gęste - co go skrawki ostały po sukience niedzielnej - tłuszczem z owczego runa nasmarowała i na flejtuchy pocięła, w końcu róg z prochem sprawdziła czy aby nie nawilgł.
Ze ściany zdjęła ptaszniczkę, co to ś.p. Dziad na Śląsku będąc zakupił i sprężynę w zamku kołowym sprawdziła. Jak zawsze czysta i naoliwiona była, jednak nauki ś.p. Dziada nakazowały przed polowaniem wszystko obadać dokładnie.
Że step nigdy całkiem bezpieczny nie był, sięgnęła po dwulufkę, krócice. Poręczna to broń była, tyle, że mało celna. Ale w ostatecznej potrzebie, na kilka kroków zabójcza.
Wreszcie łuk tatarskiego typu nasmarowała, co by się nie rozsechł i do sajdaka rozłożony schowała. Spory kołczan strzał przejrzała, kilka odrzuciła, kilka najlepszych do małego kołczaniku przy sajdaku wybrała, resztę do sakwy włożyła. Na koniec lekką szablę, czerkieskiego typu ze ściany zdjęła.
Na bambetlu rozłożyła ubranie - hajdawery szerokie, kontusik - wszystko w ziemistych, zgaszonych barwach, bo dropie płochliwe były. Po zastanowieniu się, mimo dobrej pogody płachtę, co za pelerynę, albo i schronienie robić mogła dołożyła.

Przygotowawszy wszystko, do kuchni się udała. Pani Matka już przygotowała jedzenie na wyprawę dla niej i dla starego kozaka Michaiła który jak zawsze miał jej towarzyszyć w polowaniu.
Michaił - wysoki, szpakowaty, ze cztery dziesiątki lat mający kozak, za młodu z Oćcem w potrzebie smoleńskiej sługiwał - uśmiechnął się na widok Hanny. Mimo swych lat zawsze był chętny do ruszenia gdzieś w drogę, trudno mu było doma usiedzieć, a panienka niejednej okazji mu dostarczała, zwłaszcza od czasu jak jej Oćca rumatyzm dopadł tak silny, że rzadko konia dosiadał i Hanna wiele obowiązków ojcowskich wymagających podróży przejęła. Ponieważ dropie daleko były, a i jeszcze nie wiadomo czy ostały tam gdzie je Józwa widział, ustalili, że przed świtem ruszą. Rychło więc oboje spać poszli.

Wstali jeszcze ciemną nocą. Wychodząc z dworu Hanna skłoniła się przed ikonami i przeżegnała się zamaszyście. W stajni sami osiodłali konie. Hanna dropiatego, z dużą domieszką krwi arabskiej wałacha, o smukłej szyi i cienkich acz wytrzymałych pęcinach. Michaił bachmata o długiej sierści, niskiego i krępego, niepozornego, lecz na szlaku niezmordowanego. Wzięli też mierzynka jucznego, bo dropie niemało ważyły.
Gdy wyjeżdżali na północ noc jeszcze była - choć od wschodu śladów jutrzenki dopatrzeć by się można. Odjeżdżających pozdrowił stojący na czatowni pachołek.
Odjechali może z ćwierć mili gdy od dworu rozległ się strzał, a po chwili rozległa się regularna kanonada.

Zawrócili konie, zanim przebyli dwie staje strzelanina ucichła. Michaił zasępił się. - Za chybko tyszyna, nam ostarożno iechat treba. Hanna kiwnęła głową - Od sada podiedem. Zboczyli trochę na wschód, po jakiś pięciu stajach usłyszeli krzyki, lecz dwór zasłonił im sad więc pewności co do złych przeczuć mieć nie mogli. Gdy wjechali między stare drzewa sadu, zeskoczyli z koni. Prowadząc je ze sobą doszli na brzeg sadu. Jakieś dwieście kroków dalej zobaczyli iście piekielną scenę.

Drzwi do dworu wysadzone zostały, przed dworem tłum pieszej czerni się kłębił. Pod Hanną nogi się ugięły, aż wesprzeć się o dropiatego musiała. Po chwili z dworu wyszedł kozak ze spisą na której głowę Oćća zobaczyła, za nim jakiś stary kulas z niemiecka w czerń ubrany i dwóch kozaków co Panią Matkę ciągnęło. Krzyk triumfalny czerń podniosła na ten widok i zaraz kilku się rzuciło po złożone przy stodole ostrewki co do zżętego zboża układania w kopy służyły. Ociosali górne gałęzie i zaczęli w ziemi na środku dziedzińca osadzać.

Panią Matkę na ziemię rzucono w miejscu gdzie zatrzymał się kozak ze spisą, lepiej od innych ubrany, z pistolcami za pasem. Ten coś rzekł do tłuszczy, Hanna nie dosłyszała wszystkiego, jeno "za stara" doszło. W odpowiedzi śmiech się po podwórcu rozszedł, a dwóch kozaków sznury długie do nóg Pani Matki zaczęło wiązać.

W Hannie coś pękło i odzyskała zdolność poruszania się, sięgnęła do cieszynki co u siodła przypięta była, o niską gałąź ją wsparła i mimo łez w kierunku dowodzącego kozaka zaczęła celować. W tym momencie kilku kozaków za sznury chyciło, kilku innych Panią Matkę uniosło i w kierunku ostrewki nieść zaczęli. Hanna zmieniła cel i wypaliła prosto w głowę Matki. Kula celu doszła, a Hanna zamarła w miejscu.

Pewnie by tak ostała, gdyby nie Michaił co ją na siodło wciągnął i konie pogonił.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 11-11-2008 o 12:40.
Gwena jest offline  
Stary 11-11-2008, 15:10   #26
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia

Pan Jerzy, z pozoru nie bardzo się spytkom przysłuchiwał bo to i wiedział, że pierwej z Kozakiem trza się pobawić nim co do rzeczy powie. Tedy już za jakim chruścikiem się rozglądnął, już zdążył ogień podłożyć żeby na czas przyprażyć podeszwy można było. A bo to niemało już czasu zmitrężyli… Wtem posłyszał, jakie to łgarstwa zaporożec poczynał prawić.

- jak mu szlachcic stary taki, czarno jako klecha odziany, zaczął gardziel nożem piłować, a reszta księgi jakowejś z dworu wyniesła i w toboły pakowała...

Krew mu po całym ciele szybciej poruszać się poczęła. Dłonie coraz mocniej na drzewcu czekana się zaciskały. Suchość w gębie narastała.

- on im rozkazy wydawał…

Już świat mu czerwień zasłaniała, już głowa gotowała mu się.

- Na lewą nogę utykał, jako kaczor się kołysał…

Przypomniał sobie jak to było… lat bez mała 10 temu, gdy Kozaki powstały. Jak to czerń niczym wściekłe psy ze smyczy spuszczone śmierć zadawały. Przypomniał sobie, co go do chorągwi pana Strażnika Koronnego Łaszcza zawiodło. Jak to z Ukrainy chciał uciekać przed zawieruchą, bo to nie dla niego były czasu. Co inszego poswawolić, po szynkach pohulać, zajazd uczynić a co inszego w kraju przez czerń ogarniętym przebywać. Podróżował tedy samotrzech i droga ich wypadła przez wieś mości pana Wojniłłowicza. Nim pierwsze zabudowania ujrzeli juże było krzyki i jakowy rwetes słyszeć. Po chwili oczom istne piekło im się pokazało…

Czerń na majdanie niczym bestyje kaźń domownikom sprawiała. Nie tylko szlachcie, ale i wszystkim co to mordować nie dopomagała. Nim panu Wojnniłłowiczowi świdrami oczy wykłuli, nim mu głowę sierpem urezali. Pierwej dziadki jego małe we kotłach żywcem pogotowali, dziewce jakiejś co brzemienną była brzuch rozpruli i dziecię nienarodzone na spisę nabiliby psom dać… panią domu okrutnie pohańbili… a i dla innych miłosierdzia nie mieli. Na koniec, z nie ostygłych ciał jeszcze bebechy wyciągać poczęli i stroić się nimi niczym krakowskimi koralami.

Nim cokolwiek więcej posłyszał drzewcem, co w rękach trzymał z impetem w żywot zaporożca uderzył. Ten bezbronny, bólem ogłuszony na ziemię się zwalił i jeno kwilić począł.

- My ci łaskę psi synu pokazujemy a ty nam kłamstwami odpowiadasz. Wyryczał nad jego głową imć Jerzy. Jakeś naszą dobroć łgarstwem odrzucił. Tedy nie zaznasz naszego miłosierdzia, jako i u Wojniłłowiczów i Kreczyńskich nikt nie zaznał.

Szlachcic wsadził mu czekan pode kolana i z rękami powrozem związał. Tak, aby przystępu do pięt mu nic nie broniło. Kozaczyna bronić się próbował ale wymęczon wcześniej, związany niewiele mógł poczynić. A każdy jego opór ze wściekłością się spotykał – to raz i drugi Głodowski potężnego kułaka mu wymierzał.

- Prawdę on może prawić. Ozwała się Nuszyk. Był takowy szlachcic we dworze, a wśród trupów jego nie było.

Szlachcic z ziemi się poderwał i do niej przystąpił. Wzrokiem dzikim a drapieżnym niczym u wilka ją zmierzył. Do lękliwych nie należała ale i widok jaki ujrzała przed sobą nie był dla niej miły. A i rozsądek jej krok w tył nakazał uczynić.

- Tedy mości panno twierdzisz, iż prawdę w tym odnajdujesz? Jakoby jakiś szlachcic czernią przewodził?
Nie czekając odpowiedzi wzburzony prawił dalej. Ja ci powiem co im przewodziło! ŻĄDZA!! Żądza krwi, zadawania cierpienia, mordu i niszczenia wszystkiego co na tej ziemi zostało zbudowane! Każdy szlachcic, żyd, klecha czy kto inszy niż oni sami jest im wrogiem, wszystko spalą a pohańbią. Niczym wezbrana rzeka, rozlewają się po Ukrainie porywając wszystko i wszystkich. Tak będzie do czasu, aż nie napotkają skały, o którą ta rzeka się rozbije.

Imć Jerzy sapał ciężko. A towarzystwo jego jeno nań patrzyło nie wiedząc jak to się skończy.

- Jak słyszę, że kulawy szlachcic im przewodził to mnie śmiech ogarnia. Łże jak pies! Szlachcica widział i znał bo i wszystkich domowników znał. Tedy może nam powiedzieć jakiego koloru oczy jego były… ale cóż z tego! Ja wam mówię, szlachta za tym nie stoi. Bo co ten szlachcic dla prywaty, dla ksiąg jakiś takich bluźnierstw by się dopuścił? Dla tuszowania tego czerń podburzył? Klasztor kamedułów pohańbił? Włości Ostenki i Kreczyńskich spalił, kaźń domownikom sprawiając? A może jak posłyszał o zdarzeniach w łubieńskim monastyrze odszukał rezunów i o pomoc ich poprosił. A oni, jako dobre chrześcijanie mu pomogli…


Wtem poczuł pan Jerzy silny uścisk na ramieniu. To był imć Jacek. Podał mu manierkę z siwuchą.

- Napij się Asan.
Koroniarzowi powtarzać nie trzeba było. Nim jeszcze gorzki smak przeminął spytał Litwina.

- To jak Panie Bracie bierzem go na spytki czy bajania dalej słuchać będziemy?
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 12-11-2008 o 08:04. Powód: słowa niegodne sarmaty chcąc wymazać
baltazar jest offline  
Stary 11-11-2008, 23:49   #27
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ryczał imć Głodowski jako tur w słabiznę trafiony, przed samą swoją twarzą miała oblicze jego wzburzone, oczy krwią nabiegłe. Odsunęła się o krok przed furią, a i takoż przed śliną, którą mości Głodowski wypluwał razem z gniewnymi słowy.

I jako żywo stanęły jej przed oczyma długie, zimowe wieczory we Żmijowym Uroczysku, gdy za grubymi ścianami szalała zawierucha, Kozaki pili z nudy bezmiernej i dawne krzywdy rozpamiętywali rozwlekle, rany już zabliźnione z lubością rozdrapując. I widziała wtedy, jak pomysły durne lęgną się we łbach golonych za podszeptem horyłki i Złego. I widziała w oczach Ostapa, gdzie go ciągnie i co mu się marzy. A popatrywali wszyscy na nią trwożliwie, bo gdy ataman powracał doma i szablicę na kołek odwieszał, jako wszyscy innego pana uznawał nad sobą. W Żmijowym Uroczysku niepodzielnie władała Nuszyk Achmatowicz. A ona durne koncepty pięścią zwykła z głów wytrzaskiwać, lubo robotą ciężką przepędzać.

I choć jako w hutorze własnym wrzask jej zaczął w gardzieli narastać, ozwała się cicho, choć głosem zjadliwym.
- A waści co przewodzi? Bo widzę ja, że gniew, lubo słuszny, waści um mąci i spojrzenie zaślepia. Kozak mógł i uwidzieć kędyś Wierchuckiego, nie przeczę ja temu. Ale skąd mu się te księgi wzięły? O tym wiedzieć nie mógł, bo mości Andrzej, świeć Panie nad jego duszą, nikogo do nich puszczał i w sekretności wielkiej trzymał. To skąd je sobie Kozaczyna umyślił? Że już nie rzeknę tego, że jakby w napaści udział brał, zełgać mógł, że konia w lesie nalazł i do dworu najbliższego prowadził. Prosta łeż najlepsza. Tedy ja myślę, że nie łga on nam. Nie dlatego, że Wierchuckiego wspomniał, ale z uwagi na owe księgi. Zaczniesz go waści przypalać, to ci rzeknie... co chcesz, byle męki ukrócić. Wtedy dopiero bajań posłuchamy.

Tatarzynka rzuciła okiem na kozaczysko, który juchą splunąwszy, jęczeć począł jak potępieniec i ciągnęła jeszcze ciszej, choć oczy jej z gniewu pociemniały jako odmęty dnieprowe.

I jedną jeszcze rzecz ci rzeknę, mości Głodowski. Waści waż słowa. Ani brat mi, ani swat ten cały Maksym, ale bliżej mi do niego, niźli do waszeci. Jeśli zełgał, nie minie go pomsta. I on wie o tym. Waż waści słowa. Ja Ostapowa niewiasta, Hohola słowo moje słowo, jego honor mój honor. Z Kozakiem jako ze ślubnym żywie i córkę mu porodziłam. A co? Lepszy pies, boć w regestrze ujęty? Czy lepszy, bo możniejszy, głośniej szczeka i mocniej użre? Nie równaj nas waści wszystich z hultajami, co na krew niewinną dybią. Nie równaj, bo nie zdzierżę.
Wiesz waszeci, czemu za Kreczyńskiego córką gonię, zamiast własną doma pieścić, zamiast przy Ostapie trwać? Bo Kreczyński za Ostapem w sądzie przemówił, gdy go niesłusznie oskarżono. Powiedział tedy zacny pan Andrzej: nie za czyny przeszłe sądźmy, nie za to, że z pohanką w grzechu żyje, za to Bóg go osądzi podle swego miłosierdzia. My zważmy, czy mógł owego czynu mu zarzucanego dokonać. I ja na Ewangeliję przysięgam i rzeczę: nie mógł, skoro pijany bez ducha leżał, a nie drgnął nawet, jako mu szablisko odpinaliśmy, coby się łacniej mu wypoczywało.
Taki był Andrzej Kreczyński, mości panie Głodowski. A kiedy przez te szarpania w sądzie zległam przedwcześnie, żona jego w połogu mię pielęgnowała, bo nikt nie chciał do pohanki przyjść. Rzekł felczer: niech sczeźnie wiedźma i pomiot kozacki, co z niej wyszedł.
Pomiot!
- Nuszyk podniosła głos do krzyku, smagła twarz podbiegła krwawym rumieńcem gniewu. - Pomiot, uznajesz waści? Moja córuś! Moja Maryjka!
Tatarzynka przygryzła wargi i ozwała się znowu cicho: - I ja ci rzeczę, jako Kreczyński po tym, jako Ostapa wolnym puścili i dienkować my przyszli dobrodziejowi: O sprawiedliwość idzie sprawa. Gdy sądzić musimy, nie sądźmy podle własnej nienawiści i ran przeszłych, tylko podle win zaistniałych. Tyś już Kozaka tego osądził, nim ten słowo rzekł jedno. Tknij go... a ja waści takoż osądzę. Bliżsi mi byli Kreczyńscy niż waszeci, bo dobrodzieje to byli moi i słowa złego nigdy tu od nich nie usłyszałam. Ja takoż pomsty na rezunach łaknę, i niebogę Annę chcę odbić. Ale kreski nie dam na to, by pomsty na kim bądź, po omacku jako ślepce szukać.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 12-11-2008 o 00:03.
Asenat jest offline  
Stary 12-11-2008, 10:11   #28
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia


Imć Jerzy Andrzej Głodowski nie zawsze przedkładał ostrość szabli nad ostrość języka. Tedy i w retoryce się nieco wyznawał. Przed Bogiem i Najświętszą Panną by nie zaprzeczył, iż zawżdy szlachtę wolał przekrzyczeć niż argumenta zbijać niczym sztychy i samemu uwagi wysuwać w przeciwnika celne bijące.

Pił i słuchał. Słuchał i uszom swym nie wierzył. Siwucha i słowa Stepowej Wilczycy podziałały nań niczym wiosenna przeprawa przez Dniepr. Sapnął niczym raniony niedźwiedź. Ni to było oznaka radości bo nie słodycz wypływała z ust tej Dziewki. A może po tak tęgim łyku nabrał za dużo powietrza w siebie i trza je było po prostu wypuścić.

- Jeżeli pytasz czy gniewnym widząc szlacheckie dwory popalone, kobiety pohańbione, dziatki pomordowane, klasztory zbezczeszczone… tak, krew mi się w żyłach gotuje. Czy rozum odbiera, czy zaślepia tak abym nie widział świata? Otóż posłuchaj mnie Mości Panno, nie pytam skąd tyś wiedziała o wielkich sekretach Kreczyńskiego bo to nie moja sprawa. Księgi te arcycenne pewnikiem to jakieś Silva Rerum rodowe. Ale toć to i rzecz normalna, że szlachta księgi w domu ma. A jak rezuny dobywają dworek to i insze sekrety Pana domu poznają niż jego bibliotęczkę ot chociażby cóżesz to jego szlachetna małżonka pod spódnicą chowa! Myślisz, że łgać na mękach będzie aby je ukrócić, a ja myślę, że łże aby ich uniknąć!

- Nie zastanawiasz się czemu czerń miałaby pomagać Wierchuckiemu lubo czemu ów jegomość miałby palić insze dwory i klasztor aby księgi od Kreczyńskich wziąć. Ale może miłość do hultajstwa czy pewność trwogi jakie twe imię w nich wzbudza nieistotnym poprzednie ich uczynki czyni.

To mówiąc do Zaporożca przystąpił. Zdobny kindżał zza pasy wyjął i rozpruł mu pęta.

- Jeżeli Ci mości panno tak blisko do niego, to może idź z nim. Idź, może i do Chmiela zajdziecie. Będziesz mogła pokarać tych co to pomiotem i pohańskim bękartem twoją Maryjkę nazwali. Idź waćpanna, bylebyś się z tymi co mordu na Kreczyńskich się dopuścili tam nie potkała…

Podniósł z ziemi Kozaka za szmaty i cisnął kopniakiem pod nogi Nuszyk. Tako, że jeno pas sukienny, którym ten hajdawery miał obwiązane mu w ręce pozostał. Już miał w bok go rzucić gdy ręką poczuł coś w nim wszyte. Szybko oglądać począł i macać. By po chwili za materiał mocniej szarpnąć. Na trawę posypały się niczym krople deszczu błyszczące przedmioty. Pan Jerzy podniósł jeden. Był to szlachetny kamyk w złoto oprawiony bez dwóch zdań guz. Pewnikiem ze szlacheckiego żupana urżnięty.



Ścisnął go mocniej w garści.

Popatrzył w oczy Tatarzynce... Nic nie rzekł jeno rzucił jej to co znalazł.

Satis verborum
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 12-11-2008 o 14:15.
baltazar jest offline  
Stary 13-11-2008, 19:13   #29
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bończa pomiarkował, że jak się nie wtrąci snadnie tu się krew może polać i to nie kozacza.

- Nie znam ja ni Kreczyńskiego ni Wierchuckiego, nic mi do nich, jeno pannę chcę wyratować i do Łubniów zawieść.

- Że ten Chmielnicki uciekł to nic, nie pierwszy przecież uciekł ? Że hetmanem został ? A znacie takiegho co własną śmiercią pomarł ? Czerń sama go zadusi jak sie jej przeciwi. Kozacy się burzą, prawda, bo o wojnie z Turkiem teraz mowy nie będzie jak pan kanclerz jej przeciwny. Uciekaja chłopi do niego jak zawsze uciekali, pewnie chadzka sie na ziemie sułtańskie szykuje.


- Ale żeby panny złapać musimy wiedzieć kto dwór napadł. A dwór był mocny i nawet i przed stoma rezunami mógł sie bronić pomocy czekając. A padł. I mnie dziwno, że dziewki szlacheckie łapią a nie na Sicz uciekają. Dziewki już żyć nie powinny nożem ku uciesze usłużąc rezunom dostawszy.

- Wierchuckiego truchła nie znalezliśmy też. I widzi mi się że mógł on chłopstwo do buntu przymówic przeciw swemu dobroczyńcy. Ale żeby ksiegi miał brać tego już rozumem pojać nie mogę. Widzi mi sie jednak że może ten Kozak prawdę mówić.

- Jeno nie całą.


Zwrócił się do Siczowca pozornie na Tatarkę i Szlachcica uwagi nie mając i mówił niby do siebie lecz tak by słyszeli.

- Diabła tam taka kompanija. Troje nas, rezuny broń pobrały a ci facecje wyprawiają i zaraz się nożami jak pacholiki głupie w karczemnej bójce będą żgać.

Splunął.

- Gorzej żydowinów się kłócą kto komu konia szkapiałego przedał zamiast za chamami gonić i ludzi zbierać. Poprosim ich ładnie by sie po kolei ustawiali i szyje wyciągali pod szable ? Tam do czarta !


Kucnął przy Maksymie i tak cicho mówił :

- Na pal cię nie nawlokę, bo nie umiem tego, pięt do ogniska nie wsadzę, bo osobliwie spalonego mięsa zapachu nie lubię.

- Ja ci tylko -
tu usmiechnął się - stopy ureżę i rany przypalę byś mi nie umarł za szybko. Bo ty bedziesz długie lata żył i jak dziady kalekie na desce z kołami się poruszał.

- Myślisz nic to strasznego, myślisz widział ja takich, z głodu nie zdechnę jak ci co ich po jarmarkach widać. Ale ja ci jeszcze palce tak połamię, że już nigdy strun nie ruszysz. Będziesz woził swą bandurkę, miłośnie dotykał, gładził niby kochankę, pieścił, ale zagrać już nie zagrasz.

- Więc mów ty pókim dobry. Jak ty napad widział to widział ty gdzie potem poszli. Wiec powiedz w którą stronę, póki mi się jeszcze z toba gadać chcę.


- A waćpaństwo sie pozabijajcie jak chcecie, jeno po sprawie z rezunami. Bo mi na niej okrutnie zależy, a nas mało na taką imprezę, jeszcze jak tam szlachecki rozum przewodzi.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 13-11-2008 o 20:01.
Arango jest offline  
Stary 15-11-2008, 13:08   #30
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Lacka sobaka, ja tebja zarezhu... - Tatarzynka przymrużyła oczy i sięgnęła po nóż. Na słowa Bończy jej ręka w połowie drogi zamarła. Już się gotowała odwarknąć Litwinowi, że zajedno jej, czy z Głodowskim, czy bez niego rezunów będzie goniła, że i sama pójdzie, jak będzie musiała... ale słowa zapalczywe powściągła.
Głowę zadarłszy, by znacznie roślejszemu Głodowskiemu w oczy zajrzeć, powiedziała cicho, by do Bończy nie doleciało:
- Racja przy Boćwinie. Nijak mi bez twojej szabli, a i wam ciężko w step bez przewodnika. Tedy ja zęby zacisnę, dopóki Anna doma nie wróci. Ale ja ci tych słów nie zapomnę, mości Głodowski. I gdy Kreczyńskich pomszczę, przypomnę je waszeci.
 
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172