Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2008, 20:13   #1
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
[Dzikie Pola] Anima damnata (Dusza potępiona)

Anima damnata



Rok 1641 był to rok spokojny. Tak spokojny, że nawet najstarsi ludzie po wsiach nie pamiętali takiej spokojności w Rzeczypospolitej. Znaków złowróżbnych nie widywano. Wiatry wojen nie wdzierały się w ziemie małopolskie, które każdy prawy człek zowie sercem szlacheckiego państwa. A jeśli serca Rzeczypospolitej żaden wróg podstępny nie kłuje szpikulcem wojny i zdrady. Tedy każdy człowiek - co na świat patrzy - łacno może to twierdzić, że łaska i opatrzność Boża czuwa osłaniając Rzeplitą ode złego.

Jednakowoż spokojność owego roku była jakaś dziwna. Ogólny ład i harmonia były tylko pozorem, pod którym tajniejsze rzeczy się skrywają. A to w głębokości serc ludzkich coś kiełkuje i wzrasta, a to w tych samych sercach coś niszczeje i obumiera. W zakamarkach ludzkiej duszy są takie cudności i okropności poukrywane, że niejeden człek, któremu by mu dano na nie spozierać popadłby w szaleństwo abo z nadmiernego szczęścia w głupka wioskowego gotów byłby się zmienić. Dlatego zakamarki dusz są tak zręcznie przed ludzką ciekawością zakryte. Dusze ludzkie są zaiste różne - niektóre liche, inne nadmiernie rozrośnięte. Jedne duszyczki śpią cichutko na zapiecku, a inne tętnią charyzmatycznym żywotem. Jednak te niedostępne nawet dla najpilniejszego oka ludzkiego otchłanie dusz mają innych obserwatorów.

A może Pana Boga przez diabła w duszę ludzką wprowadzić? Może to nie jest taki zły sposób? Diabeł zajmuje wszystkie najtajniejsze zakamarki naszej duszy, wciska się wszędy swoją ohydną istotą, pozwala, że dusza nasza wypełnia się złem po same brzegi. A potem diabła wypędzamy. Gwałtownym ruchem woli, wzywając Ducha Świętego, wzywając imienia Najświętszego - jednym skinieniem usuwasz diabła. I oto dusza ludzka staje pustkami jak pusty kielich, jak pusta figura... Zanim w tę pustkę naleje się świat i wszystkie jego drobnostki, marności i prochy, wlać się może najczystszy duch Bożej miłości. Może tak można robić świętych? Dopuścić diabła, wezwać go, oddać mu duszę i ciało, a potem, wygnawszy, podstawić pustkę duchową pod rosę niebieską, jak pustą beczkę pod rynnę deszczową, aż naleje się do niej sama istota boża po brzegi?...

Uważaj człeku na czyny swoje, bo zawsze ktoś patrzy w Twoją duszę!
 
Adr jest offline  
Stary 06-10-2008, 19:16   #2
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wprowadzenie: Jerzy Czarnota

Jerzy Czarnota
bawił na odpuście we wsi Tumlin (na północ od Kielc). Los zetknął go na tymże odpuście z wrogiem swym łowczym Kamilem Wielickim (herbu Wczele). Wielicki bawił się w sporej kompanii, która była świtą jakiegoś możniejszego pana. Czarnota miał ze sobą tylko swego jednego sługę – kozaka o imieniu Witalij, który spił się na owym festynie okrutnie. Nie doszło do starcia orężnego. Przewaga stronników Wielickiego była ogromna. Na wpół przytomny Witalij dostał się w ręce nieprzyjaciół. Pan Jerzy Czarnota miał więcej szczęścia udało mu się umknąć na własnym koniu i z całym swym moderunkiem (stracił jedynie swego luzaka i konia, którego darował kozakowi).

Czarnota
zbiegł, ale ruszył za nim pościg. Czterech jeźdźców i pan Wielicki, którego w chwil parę dosięgło nieszczęście – koń jego potknął się na równej drodze i zrzucił swego pana turbując go dotkliwie. Jednak pościg nie dawał spokoju panu Czarnocie, który ruszył na południowy zachód. Po drodze szczuty szlachcic mijał jedną większą wieś, jakiś wieśniak powiedział, że nosi ona nazwę Miedziane Góry. Całe popołudnie i wieczór zeszło na ucieczce. Droga wiodła leśnym traktem. W nocy udało się wreszcie szlachcicowi zgubić pościg. Pan Jerzy noc nie przespaną spędził w gęstwinie leśnej. Rankiem przekroczył jakąś niezbyt głęboką rzekę, w miejscu gdzie bobry postawiła tamę. Wjechał w okolicę, która obfituje w zagajniki i dąbrowy często poprzetykane polanami. Jednak wsi żadnej nie widać.



Polana dwu jęczących kamieni (wczesny poranek)

Przeraźliwe rżenie rozległo się zza gęstej kupy młodziutkich brzózek. Potem dały się słyszeć jęki. Pan Czarnota nie był człekiem strachliwym, ale w tej chwili dziwny lęk ukuł go w krzyże. Podniosło mu się włosie na rękach. Nadstawił uszu. Chwil kilka było cicho. Z nagła jęki czy zawodzenia dały się słyszeć powtórnie.



Tuż za brzeziną rozciągała się polana. Pośrodku bezdrzewia wyzierały z ziemi dwa dziwno-kształtne, niemal bliźniacze głazy sporych rozmiarów. Czarnota prowadząc konia wkroczył na polanę, bo zdawało się, że stąd płynęły owe osobliwe jęki. Następnie podszedł do kamieni i przyjrzał się im uważnie. Mchy i trawy leśne nie zagnieździły się na głazach. Ale co zadziwiające w miejscu gdzie głazy nachylały się ku sobie porastało je coś na kształt ludzkiego włosia.

Naraz wiatr zahulał. Szlachcic nie zdążył obadać dokładnie dziwnych kamieni. Wiatr przyniósł samotną chmurę, która wypełzła na bezchmurne niebo i przysłoniła słońce. Potworne rżenie konia zmroziło po raz wtóry członki szlachcica. Na skraju polany zjawił się pieszy i ruszył w stronę pana Czarnoty.

Był to szlachcic rzecz pewna. Postury wielkiej i wyniosłej, tak że w jego ruchach znać było dostojeństwo. Na rękach niósł jakieś zawiniątko jakoby dzieciątko od matczynej piersi odjęte. Widoczne dorozumieć się można, iż to szlachcic znaczny a nie lada jaki golec czy chudopachołek. Jegomość ubrany był z wielkopańska w bogatej szacie znać było smak. Odziany był w kontusz paradny, tak strojny jak wielmoża. Aż dziw że taki możny pan bez sług po świecie chadza. Tylko wypatrywać karety i krwistego sukna pod stopami.

- Witaj waszmość
– zwrócił się do pana CzarnotyJam Andrzej Widuchowski, herbu Nowina. – przedstawił się układnie, po czym zaczął rozwijać zawiniątko z bogatego sukna. W środku był dzban z dwoma srebrnymi kubkami oraz dwie, zimne pieczone kury, które nieznajomy ułożył na kamieniach.

- O wa!
- Czarnota wytrzeszczył oczy dziwując się widokowi.
- Częstuj się waść
– zaprosił pana Jerzego, który nie wiedział co począć. Czy witać się z szlachcicem, czy do jedzenia się sposobić, bo głód mu się w kiszkach zagnieździł jak wąż. – Zwykłem tu śniadać i piknikować, bo niezwykłe osobliwej jęki można tu usłyszeć. – Uśmiechną się przy i podkręcił wąsa - Nie pogardzisz panie bracie moją gościną?

Szlachcic kontynuował mowę:
- Czyż waść słyszał o miejscowej legendzie. Podobno szlachcic okoliczny na tejże polanie żonę zdradzał z mniszką. A nieporadny był tak, że siła jakowaś
– nieznajomy uśmiechnął się ponownie – zmieniła swawolną parę w kamienie. Pewno waść widziałeś to osobliwie włosie na kamieniach? To ponoć pozostałość owej zdrady, gdy szlachcic wtykał wąsy pod spódnicę swawolnej mniszki. – dodał Widuchowski rozlewając wino do srebrnych kubków.

- Powiedź waść co sprowadza Cię w naszą piękną okolicę?
– zapytał Widuchowski.



Wprowadzenie: Miła

"Ty jesteś solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Ty jesteś światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci Twoje światło przed ludźmi, aby widzieli Twoje dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie."

Miła porzuciła rodzinną wioskę i ruszyła w świat. Rusińska dziewczyna przez naście lat przywykła do wsi otoczonej wielką przestrzenią stepu, skąd niewiele wychylała nosa na świat. Przyzwyczajona była do życia osiadłego, podróż była dla niej niezwyczajna. Poczucie misji kazało jej jednak ruszyć w nieznane. Miła nie znając miar odległości nie zdawała sobie sprawy jak daleka czeka ją droga. Naiwne wyobrażenia - o świecie, który Ziemię Świętą ukrywa za następnym zakrętem - zakorzeniły się w główce dziewczyny jak pędy perzu.

Miła pełna zapału forsownym marszem szła naprzeciw swemu przeznaczeniu. Dzięki wytrwałości i pomocy ludzi dotarła nad wielką rzekę (Wisła, okolice Sandomierza). Tu jednak zły czyhał i zesłał na Miłą chorobę. Chora dziewczyna pogubiła orientacyje w nieznajomym terenie, postradała siły nadwątlone od marnego jadła. Jednak Opatrzność Boża nie pozwoliła jej zmarnieć. Wycieńczoną dziewczynę odnaleźli pachołcy z Ludynia niewielkiego nadwiślańskiego miasteczka. Powiedli ją do pobliskiego klasztoru sióstr urszulanek, który w tym miasteczku był pobudowany.



Sierota została przygarnięta, a zły stan zdrowia wpędził ją do łoża. Gorączka powtórnie trawiła jej ciało, co poniektórzy mawiali, że to stan agonalny i wróżyli jej nagłą śmierć. Jednak ten stan trwał, a im dłużej trwał tym bardziej niosła się wieść po okolicy. Mówiono o dziewczynie konającej od kilku miesięcy w ludyńskim klasztorze. Jedni widzieli w tym Boską Łaskę spływają na klasztor. Drudzy uważali, że to diabeł maczał w tym palce i do swoich sprawek rzecz ową przechylał. Później tym drugim przyznawano rację i chwalono ich przenikliwość. Zważywszy na wypadki jakie rozegrały się w ludyńskim klasztorze w dwa roki potem. Wtedy to miało miejsce zbiorowe opętanie mniszek, słynne egzorcyzmowania i insze jeszcze wydarzenia przedziwne, o których nie lza tu opowiadać. Poniektórzy wspominali wtedy, że to pojawienie się w klasztorze rusińskiej dziewczyny zwiastowało owe nieszczęsne zdarzenia.

Miła wydobrzała, choroba odstąpiła o dziwo, bo prawie w jednej chwili, a gorączki rozbiegły się po świecie. Nikt nie lubi darmozjadów na własnym garnuszku, a przeorysza klasztoru wyznawała proste zasady: Kto nie pracuje ten nie je. Dziewczyna posługiwała w klasztorze w zamian za victus et amictus (wyżywienie i przyodziewek). Miła była sumiennym dzieckiem przyuczonym do pracy i skorym do pomocy. W klasztorze panowały surowe reguły i Miła poznała smak rózgi. A osłuchawszy się nowej mowy, języka polskiego nabyła. Rosłaby pewnie w klasztorze w łasce u Boga i u ludzi, gdyby nie wypłynęły na wierzch pogłoski niecne a gorszące.

Doszło to do przewielebnych i odstających uszu matki przełożonej. Ta będąc niewiastą słusznego wieku i rozumu – takie było przeświadczenie ogółu - postanowiła sprawę zbadać, w tajemnicy rozpatrzyć i cichości zamknąć. Stało się jednak inaczej. Wieści o owym gorszącym epizodzie rozlazły się po miasteczku jak gęsi po podwórzu, a mnożyły się jak myszy w gospodarstwie gdzie ze zdechłego kota pozostał już jeno szkielet.




Klasztor urszulanek w Ludyniu, okolice Sandomierza

Postanowiono sprawę zbadać i na dziedzińcu klasztorny osądzić. Zabrało się niemało gawiedzi, mniszki i trzech mężów duchownych. Przyczyną owego zebrania było dwu staruchów, którzy ubrali na twarz dobroduszne i pokorne wyrazy. Wysnuli oni oskarżenie przeciw Miłej jakoby bezwstydnie obnażyła się przed nimi rozdzierając na sobie szaty. Rzucili na nią cień oskarżenia, jakby w blasku wschodzącego słońca kusiła ich obnażając się. Gdyby to inna dziewka była wyczuwać by można jakieś białogłowskie fortele, ale los chciał, że oskarżenie padło na to zawstydzone dziewczątko. Miła płoniła się jak róża onieśmielona własną urodą, a ów rumieniec jeszcze więcej uroku jej przydał. Gorąco dziwne ją przepełniało, ale po pacierzach przebiegał dreszcze i wstrząsały nią co kilka chwil.

- To było pod drzewem za bramą.
– powiadał jeden z dobrotliwych łotrów.
- Tak pod drzewem
– potakiwał drugi drapiąc się w brodę.
- In puris naturalibus? (Zupełnie nago)zapytał jeden z zakonników obrzucając dziewczynę wzrokiem.
- Tak ojcze
– powiedział pierwszy starzec.
- Do gołego…
- dopowiedział drugi, ale urwał miarkując, że lepiej zagryźć język.

Wszystkie spojrzenia zazdrosne, ciekawskie, mściwe, lubieżne, nienawistne, karcące wbiły się w Miłą i kuły ją dotkliwie.Silna emocja zapaliła świeczki w jej oczach, płomyki pełgały a łzy kapały jak rozpuszczony wosk.

- Dziecko poczuwasz się do winy
– spytały czyjeś usta – prawda li to co Ci mężowie zeznali.


 
Adr jest offline  
Stary 08-10-2008, 12:26   #3
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Cała ta sytuacja nie przypadła do gustu panu Jerzemu. Strata swojego wiernego sługi, ciążyła mu na sumieniu, więcej niż był skłonny nawet przed samym sobą przyznać. Witalij był dobrym kompanem ... takim do bitki i do wypitki.

Co prawda pojmanie jego, nie było winą pana Czarnoty, przynajmniej nie w tym szczególnym sensie, gdyż w końcu to wróg pana Jerzego, rozpoczął całą tą awanturę. Umykając na swoim koniu, który nosił dumne imię Bajart i niczym ten legendarny koń, unosił swojego pana z dala od niebezpieczeństwa. W legendzie bezpiecznym miejscem dla czwórki braci, były Ardeny ... potężna forteca, gotowa zatrzymać siły samego króla Karola. A biedny pan Czarnota, na taką obronę nie mógł liczyć. Dlatego teraz jego jedyną szansą było zgubienie pościgu i powrót do dworku, w którym obecnie mieszkał, zadanie to mogło jednak okazać się trudniejsze, niż z początku szlachcic uważał.

Tajemnicza polana i nagłe pojawienie się szlachcica zmroziło krew w bądź co bądź dawnym żołnierzu, który wiele krwi dla Rzeczpospolitej przelał ... swojej i wrogów jej, chociaż ci drudzy dużo więcej niż pan Jerzy zapłacili. Być może Czarnota zadumałby się wszystkimi tymi dziwami, towarzyszącymi nagłemu pojawieniu się szlachcica ... pewnie gdyby nie ta noc, dłużej zastanowiłby się nad tym. Głód i zmęczenie dały jednak o sobie znać, w danej chwili szlachcic nie mógł myśleć o niczym więcej jak o pożywieniu się.

-Jam jest Jerzy Czarnota herbu Roch - przedstawił się przybyłemu, gdyż może zbyt wiele uwagi, do nauki dobrych manier nie przykładał, ale pewnych rzeczy trzymał się bezwzględnie i w jego własnym osądzie, człowiek, który chciał pomóc bezinteresownie komuś w niedoli, na poznanie mienia człowieka z którym miał ucztować przynajmniej zasłużył.

-Dziękuję waść za to zaproszenie i chętnie je przyjmę - dodał równie szybko przywiązując niedaleko niespokojnego konia i zasiadając na jednym z głazów.

Jednym uchem wsłuchiwał się w słowa szlachcica, gdyż większą jego uwagę przykuwało jedzenie. Kiedy do srebrnych pucharów wina nalano, szlachcic podniósł się ze swego miejsca i wysoko wzniósł kubek

-Piję waści zdrowie panie bracie ... na szczastie! - po tych słowach jak to obyczaje nakazywały wypił ten jakże szlachetny trunek do dna, chcąc ukazać swój szacunek do tajemniczego dobroczyńcy.

Pan Jerzy ponownie zajął swoje miejsce, dalej częstując się podanym śniadaniem i teraz już trochę uważniej słuchając pana Andrzeja. Może ktoś inny nie uwierzyłby w historię, którą ów człowiek opowiedział panu Czarnocie, ale ten sam, ze wzgląd na sytuację swoją, uwierzył w tą historyjkę, teraz inaczej spoglądając na dwa głazy.

Kiedy padło z ust pana Widuchowskiego pytanie, na chwilę zamyślił się Jerzy zastanawiając się co powinien temu człowiekowi opowiedzieć? W końcu zdecydował się jednak, że prawda w tym wypadku może być najlepsza ... oczywiście prawda odpowiednio podana.

-Oj panie bracie, niedobre mnie siły tutaj zagnały. Wróg mój do ucieczki mnie zmusił, z biesiady, na której razem z moim wiernym sługą, zabawić się chcieliśmy. Pojmał mi człowieka, a ja jak wilk szczuty przez sfory psów, musiałem uchodzić. Do czegóż ten świat doszedł, że na takie jawne niesprawiedliwości pozwala? - zapytał się retorycznie szlachcic, patrząc na towarzysza posiłku.

-A pan brat, pomoc dla nieznajomego ofiarował ... niespotykany to w dzisiejszym świecie czyn i z pewnością, jakąś kreskę w niebieskim rejestrze, dla waści zarobi. Jednakże dopóki po tej ziemi chodzimy, na odebranie tej nagrody, nie mamy co liczyć. Niech waść powie, jak odpłacić się za taką dobroć mogę?- Szlachcic w tym momencie zakończył swoją krótką przemowę, mając nadzieję, że odwróci trochę uwagę od jego wcześniejszych słów. Wielu szlachciców miało wrogów, ale panu Jerzemu
chodziło też o to, aby jego towarzysz, zbyt bardzo w ową sprawę nie wchodził ... jeszcze jakieś informacje mógłby sobie przypomnieć, co w tym momencie dla uciekającego nie byłoby zbyt dobre ... przecież ten pościg mu chyba już odpuścił?
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:41.
Hawkeye jest offline  
Stary 12-10-2008, 22:16   #4
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jerzy Czarnota: Polana dwu jęczących kamieni

- Zdrowie ważna rzeczWiduchowski podjął toast – szczerze dziękuje. Ot zdrowie i kawałek szczęścia przyda się, gdyż w podróż ruszam niedługo.

Czarnota siedząc naprzeciw szlachcica lepiej mógł mu się przypatrzeć. Widuchowski był niezwykle przystojnym mężem, choć nie młodym. Postronni rzekliby pewnie, że pewnie ma za sobą czwarty krzyżyk. Znamionował go jakaś dziwny typ urody, który zdradzał szlachetne rysy. Łeb miał podgolony, ale czub głowy zdobiła czarna a bogata czupryna. Nos nieco orlikowaty, pod którym zasadzała się rozłożysta kępa wąsów. Najdziwniejsze jednak były nadmiernie błyszczące oczy; jedno brązowe, drugie zaś zielone skażone czarną plamką. Spojrzenia rzucał przepaściste i głębokie, że zdolen był duszę na wylot przepatrzeć. Czarnocie zdało się nagle, że jego współtowarzysz jest podobny do tego możnego pana, w którego w świcie bawił się Wielicki na tumlińskim odpuście. Ale to mogło być tylko podobieństwo łudzące oczy.



Gdy pan Jerzy zwierzył się gospodarzowi ze swego nieszczęścia ten zafrasował się i popadł w zamyślenie. Wspomnienie „kreski w niebieskim rejestrze” obudziło Widuchowskiego z zadumy i wywołało uśmiech na jego ustach. „O waść gdybyś wiedział jaką ja mam w owym rejestrze kreskę - jak z ziemi do księżyca” – pomyślał.

- Niech waść powie, jak odpłacić się za taką dobroć mogę?- zapytał Czarnota. Oczy Widuchowskiego roziskrzyły się.

- Panie bracie miałbym pewną prośbę, ale nie wiem czyli godzi mi się własnymi niedolami i sprawunkami głowę szlachecką zaprzątać. Jadę właśnie z własnej sadyby do proboszcza w Piekoszowie. Mądry to człowiek i na księgach zna się dobrze. Chciałbym zapytać go o parę spraw. Wiem pewnie, że nie przyjmie mnie gościnnie, bo między nami dawne zaszłości stoją. Gdybyś waść miast mnie pojechał do niego i wypytał o co trzeba byłbym rad, a grosza nie poskąpię. Jutro zaś w gościnę poproszę…

Mowę Widuchowskiego przerwał koń z całym oporządzeniem, który wbiegł na polanę.

- Jeźdźca zrzucił ? – wysnuł domysł Czarnota.
- To mój podjezdek – odrzekł pan Andrzej i ruszył w stronę zwierzęca. Koń pozwolił się podejść i łeb schylił przed swym panem. Widuchowski przyprowadził konia do kamieni, zdjął tobołek przytroczony do podjezdka i wyciągnął z niego księgę. Panie szlachcic zerknijcie powiedział otwierając księgę i podał ją do rąk pana Czarnoty.






Podczas gdy pan Jerzy przyglądał się woluminowi Widuchowski wyciągnął zwitek papierowy i zaczął skrobać na nim gęsim piórem. Kiedy skończył podał świstek Czarnocie mówiąc:

- Panie Czarnota tu instrukcyje nakreśliłem. Zdobądź dla mnie te informacje, a nie wynagrodzę sowicie. – Widuchowki wskoczył na podjezdka. – Gdyby pleban nie chciał mówić to postraszcie go, bo diabła pono boi się na równi z tym co dwór ma w niebiesiech. Czas na mnie. Tu za tym zagajnikiem jest wieś Micigózd dobre kury tam mają, a ze wsi prosto na południe droga do Piekoszowa. Spotkajmy się dziś nocną porą w zrujnowanym pałacu Tarłów, duchowny wskaże Ci jak tam trafić. Do rychłego zobaczenia, panie szlachcic. - popędził konia i po chwili zniknął za zakrętem.

Pan Czarnota został sam. Zorientował się, że Widuchowski zostawił bogate sukno, dwa srebrne kubki i kurze gnaty. W ręku pan Jerzy trzymał księgę i świstek papieru z instrukcją:

Cytat:
Powiedz mu waść żeś spadek znaczny zyskał, a w nim ksiąg wiele. Dalej miałeś ofiarować cześć ksiąg do klasztoru Świętokrzyskiego, a cześć miałeś zniszczyć jako heretyckie pisma. Części tych ksiąg skradziono Ci i teraz ich poszukujesz. Na wstępie wizyty ofiaruj mu tę księgę, którą Ci zostawiam.

Primo:
Zapytaj, który z plebanów okolicznych zna się na księgach i do kogo mógłbyś udać się po poradę.


Secundo: Zapytaj czy u niego nie było w ostatnim roku człowieka z jakimi heretyckimi księgami, bo takie właśnie skradziono z Twojej kolekcji.

 

Ostatnio edytowane przez Adr : 14-01-2009 o 14:32.
Adr jest offline  
Stary 13-10-2008, 17:44   #5
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Gdy pierwszy raz Miła zobaczyła klasztor urszulanek, pomyślała, że to pałac jakowyś, a może nawet przedsionek królestwa niebieskiego, czyściec w którym przyjdzie jej odpokutować swoje grzechy. Majaczyła wówczas w gorączce, lecz wrażenie ogromu i przepychu pozostało w jej pamięci. Długo później nie wiedziała gdzie się znajduje, ani co wokół niej się dzieje. Wiele dni i tygodni leżała w gorączce, majacząc i konając. Lecz jej jaźń nie znajdowała się w niewielkiej komnatce, gdzie opiekowały się nią dobroduszne siostry. Dusza jej uleciała do krainy dziwacznej, nieznanej i przerażającej. Tam toczyła walki z demonami, diabłami i złymi mocami. Tam męczyły ją wizje okrutne – wizje umierających rodzicieli, których zostawiła; wizje siostrzyc cierpiących głód i niedostatek; kurhanowych upiorów wciągających ją pod ziemię; demonów próbujących wydrzeć jej serce; wreszcie wizje piekielnych ogni, od których bił żar tak okrutny, iż niemal czuła jak płomienie pełzają po jej ciele. Walki z tymi powracającymi okropieństwami trwały bezustannie, aż Miła straciła poczucie czasu i przestrzeni. Kiedy już niemal nie miała siły, by się im przeciwstawić, gdy straciła nadzieję i pomyślała, że jednak na zawsze trafiła do piekła, stał się kolejny cud. Oślepiające światło zalało wszystko dookoła. Jak tamtej nocy, gdy rozszalała się burza. Dziewczyna zdołała spostrzec tą samą postać – piękną, delikatną kobietę, wyciągającą w jej stronę dłoń. Miła oniemiała. Więc jednak Ona jej nie opuściła! Więc jednak czuwa nad swą powiernicą, przybywa na pomoc, a Jej światło oświetla drogę, którą musi kroczyć. Teraz już wszystko będzie dobrze. Dziewczyna wierzyła, że nic jej już nie grozi.


Tego dnia gorączka ustąpiła, a Miła w jednym momencie wróciła do zdrowia. Dopiero wtedy dowiedziała się gdzie jest i kto się nią opiekował. Wdzięczna i ufna opowiedziała urszulankom o swojej demonicznej walce i powtórnemu uratowaniu przez Świętą Panienkę. Opowiedziała również o swojej misji i konieczności wyruszenia na szlak. Dobrotliwe siostrzyczki wzięły to jednak za skutek wielotygodniowej choroby i zbagatelizowały słowa młodziutkiej dziewczynki. Naturalnie nie pozwoliły jej nigdzie odejść, tym bardziej, że nagłe ustąpienie choroby mogło oznaczać, iż w następnej chwili Pan powoła ją do wieczności. Tak więc Miła została w klasztorze, gdyż i chęć odwdzięczenia się za opiekę nie pozwoliła jej opuścić jego progów tak szybko.


Mijały kolejne tygodnie i stepowe dziewczę czuło się w towarzystwie sióstr coraz lepiej. Wdzięczna była Pannie Maryi za sprowadzenie jej w te progi. Gdyby nie poczucie misji do spełnienia, które towarzyszyło jej nieustannie, z pewnością marzyłaby o pozostaniu tu na zawsze i złożeniu ślubów klasztornych. Było jej tam ciepło i wygodnie, zawsze miała co jeść, mogła się modlić do woli, a i praca zupełnie jej nie ciążyła, gdyż ojcowe gospodarstwo przyzwyczaiło ją do wiele cięższej pracy. Niestety nie potrafiła ze swego charakteru wykrzewić nawyku, który i w jej stronach przysparzał jej wiele kłopotu. Nie mogła przestać od czasu do czasu zamyślać się głęboko i pozwalać, by jej dusza odleciała gdzieś daleko. Fantazjowała i śniła na jawie i nawet rózga, której wielokrotnie zasmakowała z tego powodu, nie mogła powstrzymać jej przed tą słabością, która sprawiała, że świat przestawał dookoła istnieć.


W ciągu tych miesięcy spędzonych pod czujnym okiem sióstr urszulanek, Miła zmieniała się z dnia na dzień. Z wychudzonej, kościstej i zaniedbanej dziewczynki, stawała się powoli coraz ładniejszą panną. Sama nie zwracała uwagi na tę swoją przemianę, ale widać było dobrze, że nabrała tu i ówdzie nieco ciała, a jej kibić nabierała coraz bardziej kobiecych kształtów. Prócz tej cielesnej przemiany, Miła zyskiwała coraz więcej zalet. Nauczyła się wiele, począwszy od dobrych manier, których na wsi zupełnie nie znała, poprzez język polski, którym władała już niemal biegle, a skończywszy na pociągu do wszelkiej wiedzy. W skrytości ducha marzyła o tym, by nauczyć się czytać oraz poznać język, który od dziecięctwa tak ją fascynował. Wówczas nie wiedziała jak nazwać słowa, którymi kapłan odprawiał mszę świętą. Teraz pragnęła przyswoić sobie łacinę i móc zrozumieć wszystkie te księgi, które zakonnice tak skrzętnie pielęgnowały w libraryji. Poza tym uczyła się pilnie wszystkiego nowego, przyglądała się swoim siostrzyczkom i coraz bardziej wierzyła w to, że Najświętsza Panienka przeznaczyła jej jednak klasztor, w którym tyle się mogła nauczyć, a nie trudny i niebezpieczny szlak w głąb ziem, których nie znała. Modliła się w dzień i w nocy, by Maryja dała jej znak jakiś, by upewniła ją, że jej miejsce jest u boku urszulanek.



Wreszcie przyszedł ten dzień, w którym niebiosa zesłały Miłej oczekiwany omen.


Dziewczyna stała pośrodku dziedzińca klasztornego, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych. Nie śmiała podnieść wzroku ani na swych oskarżycieli, których zupełnie nie znała, nie odważyła się też spojrzeć na trzech kapłanów, ni na swoje ukochane urszulanki. Policzki paliły ją żywą czerwienią. Złożyła tylko dłonie jak do modlitwy i tym znakiem próbowała osłonić się przed spojrzeniami wszystkich zgromadzonych. Palące łzy spływały po jej twarzy, a w umyśle prostej dziewczyny nie mogło się pomieścić ogromne zdziwienie, ale i wstyd. Wstyd przed samą myślą, że jest oto w centrum zainteresowania i że wszyscy myślą teraz tylko o jej nagości.


- Dziecko poczuwasz się do winy – spytały czyjeś usta – prawda li to co Ci mężowie zeznali.


- Ni! Ni zacz! - odparła poprzez łzy i wstyd, zapominając nawet języka polskiego; dopiero teraz odważyła się spojrzeć w mądre oczy uczonego męża. - Eto brechnie, panie. Jam nigdy nie uwidieła tych mężów, ja ich nie znaju... Przed brzaskiem ja modliła się w kaplicy, prosiła litosierdzia Najświętszej Panienki. Mnie nie wolno wychodzić za bramę. Ja nigdy... nigdy...


Dziewczyna nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak mogłaby zrobić rzecz jej zarzucaną, nie potrafiła nawet tego wymówić! Spuściła głowę i po cichu powiedziała jeszcze:


- Panie, mam tylko tę szatę jeno, co na sobie. Jakżem mogła ją rozedrzeć? Nie uczyniłam nic z tego, o co mię oskarżają, lecz o tym wie jeno sam Bóg litościwy. Jemu przyjdzie eto rozważyć i mię oczyścić, bom choć niewinna, te brechnie godzą w me serce i brukają duszę!


Nic więcej odrzec nie mogła, a to ze wstydu i strachu przed karą, która mogła niesłusznie spaść na nią. W duchu jednak myślała, że to będzie niewątpliwie boska kara. Zbyt wiele dobroci zaznała w klasztorze z łaski Cudownej Maryi. Zbyt bardzo zaniedbała swój obowiązek, ośmielając się myśleć, że tutaj spędzi resztę swych dni. Gotowa była teraz w jednej chwili porzucić to wszystko i iść, iść, iść jak najdalej. Odnaleźć tego, który potrzebował jej pomocy. Spełnić obietnicę. Uwolnić się od potępieńczych spojrzeń, tak dotkliwie wbitych w jej ciało...
 
Milly jest offline  
Stary 14-10-2008, 00:42   #6
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Miła: Ludyń koło Sandomierza (dobra klasztorne)



Świst bata przeciął powietrze. Para koników – kasztanka i kary ogier - znały swą powinność. Wóz zaczął się toczyć, konie zaczęły przebierać nogami, młodziutki woźnica zaczął gwizdać, beczkowaty jegomość odziany w habit leżący na wozie zaczął chrapać, a Miła zaczęła rozmyślać.




Jeszcze miała w uszach poczerwieniałych ze wstydu jak huczał od śmiechu klasztorny dziedziniec. Kiedy Miła musiała się wymawiać od oskarżeń, które spadły na nią tak nagle.

- Nie uczyniłam nic z tego, o co mię oskarżają, lecz o tym wie jeno sam Bóg litościwy. Jemu przyjdzie eto rozważyć i mię oczyścić, bom choć niewinna, te brechnie godzą w me serce i brukają duszę!


Na te słowa wzbudził Bóg ducha świętego w bracie Hieronimie jednym z trzech obecnych zakonników. Człowiek ów powstał i odkaszlnął, a wszystkie oczy powędrowały w jego stronę.

- Wiem jak spór rozsądzić. Dajcie mi przesłuchać tych oto mężów na osobności. A powiem wam czy prawda jest po ich stronie czy fałszywie oskarżają. – z nagła wrzawa się uczyniła.

Rozmowy i szemrania ogarnęły klasztorny dziedziniec. Jeden przez drugiego przemawiał. Nagle jakiś mocniejszy podmuch wiatru zagłuszył wszystkie głosy. Wszystkich zdjął strach i ucichli zlęknieni takim niezwykłym omenem. Zgodzono się na przesłuchanie na osobności. Jednego ze starców oddalono.


Zakonnik natchniony mając przed sobą jednego ze starców tak rzekł:

- Teraz więc, jeśli ją rzeczywiście widziałeś, powiedz, pod jakim drzewem?


- Pod leszczyną – odrzekł starzec.

- Dobrze. Przywiedźcie drugiego – polecił natchniony Hieronim i kazał go oddalić.

Przyprowadzono tedy drugiego starca:

- Jeśli ją rzeczywiście widziałeś, powiedz, pod jakim drzewem? – zapytał Hieronim po raz wtóry.

- Pod dębem – wyjąkał niepewnie drugi starzec.

- Skłamałeś na swą własną zgubę. Już bowiem anioł Boży otrzymał od Boga wyrok na ciebie, by cię rozedrzeć na dwoje. Zestarzeliście się w przewrotności, a teraz wychodzą na jaw grzechy, jakie poprzednio popełnialiście, wydając niesprawiedliwe wyroki. Potępialiście niewinnych, chociaż Pan powiedział: Nie przyczynisz się do śmierci niewinnego i sprawiedliwego. - wyrzekł natchniony Hieronim.

Rozległ się okrzyk zgromadzenia. Wszyscy obecni zwrócili się przeciw starcom. Przeorysza zarządziła rozpędzić tłum. Po jakimś czasie dziedziniec opustoszał. Miła została odprowadzona przez jedną z sióstr do kuchni.

- Jedz – kucharka podtykała dziewczynie polewkę pod nos – kto wie czy to nie twój ostatni posiłek w naszym klasztorze. Matka przełożona rozmawia o twoim losie z tym zakonnikiem, który Cię oczyścił z zarzutów. Ale powiedz jak mniemasz czemu Ciebie starsi wybrali do swych nieczystych zamiarów? Tyle ładniejszych mniszek u nas w klasztorze.

Przeorysza postanowiła oddać Miłą w opiekę zakonnika Hieronima, który tego dnia wykazał się przenikliwością i trafnie rozsądził sprawę. Następnego poranka niewiele tłumacząc wsadzono ją na wóz, obok śpiącego w najlepsze zakonnika. Tak miał zacząć się dalsza wędrówka Miłej.




Świst bata przeciął powietrze. Para koników – kasztanka i kary ogier - znały swą powinność. Wóz zaczął się toczyć, konie zaczęły przebierać nogami, młodziutki woźnica zaczął gwizdać, beczkowaty jegomość odziany w habit leżący na wozie zaczął chrapać, a Miła zaczęła rozmyślać.





Wprowadzenie: Gawrot i Hmyza
Piekło Małopolskie. Cieciówka przy salach tortur. Dwa pacierze przed północą.

Dwu czartów siedzi na pustych beczkach przy brudnym blacie. Na ścianie wisi kolekcja wysłużonych biczyków, które od setek lat siekają zadki zatwardziałych grzeszników. W pomieszczeniu poniewierają się usmolone szmaty i żelastwa nieznanego przeznaczenia. Biesy grają w kości a klną tak szpetnie i pospolicie, że gdyby przytoczyć owe słowa uszy by wam niechybnie uwiędły.

- Ha, patrzaj ośm - krzyknął młody usmotruchany bies z krzywym nosem - Na moje idzie.
- Stój Gawrot - wstrzymał go drugi piekielnik pociągając ostatni łyk chebłozówki* z nadpsutego kubka gliniaka. - Róg mnie swędzi. Niedobrze, nieszczęście jakoweś. - pomacał nadłamany wyrostek z łba wystający.
- Hmyza ty tak zawsze. Nie obracaj kota ogonem - warknął Gawrot. - Rzucaj! Inaczej wziątka moja.

Wziątka była nielicha. Cztery złote zęby z czego jeden ponoć z gęby wezyra tureckiego pochodzący, wyrwany przez jakiegoś śmiałego rabusia. Hmyza rzucił. Kości potoczyły się po blacie i obie stanęły na kantach. Diabli rozdziawili gęby dziwując się takiej sztuce.

Raptem w cieciówce zjawił się wysoki czart szlachetnie ubrany, a oczy mu błyszczały jak królewskie klejnoty koronacyjne. Wyrżnął pięścią w blat i krzyknął:

- Skórście mieli pokutnikom garbować, a wy hazardujecie sobie i czas mitrężycie - porwał bicz ze ściany i smagnął nim Hmyzę, aż jucha diabelska bryzgnęła.
- Panie Widuchowski poniechajcie - błagał kulący się w kącie Gawrot.
- Jeszcze raz was przydybie na hazardowaniu a łby ukręcę - szponiastą dłonią zgarnął złote zęby i włożył za pazuchę. - Zadanie mam dla was smotruchy. Na powietrzu krwi trzeba napsuć jednemu szlachcicowi.
- Gawrot pójdziesz, tyś młodszy - rzekł Hmyza - jeszcze pięciu dziesiątek dusz nie masz na sumieniu.
- Cisza!!! - krzyknął Widuchowski - Pójdziecie obaj. Jeno szczegóły wam wyjawię.

- Gawrot zajmiesz się przygotowaniami do podróży. Rozejrzyj się po piekle! Weź co trza! – rozkazał Widuchowski - Konie ukradniecie już na powietrzu. Hmyza tyś starszy i bardziej bywały słuchaj uważnie, abyś nic nie przepomniał. – wydawał polecenia szlachetny diabeł.

- Wyjścia
z piekła są dwa Góra Dobrzeszowska i Góra Grodowa w Tumlinie. Wyjście na Świętym Krzyżu jest zablokowane od dawna, a ostatnio zablokowali też Górę Perzową stawiając tam kaplicę św. - tfu - Rozalii.

- Gawrot czego tak gębę rozdziawiasz, do roboty łapiduchu – krzyknął Widuchowski przecinając powietrze biczem.

*Chebłozy - podlejszy rodzaj gorzałki, paskudny napój o konsystencji pomyj.




 

Ostatnio edytowane przez Adr : 18-10-2008 o 20:47.
Adr jest offline  
Stary 19-10-2008, 19:47   #7
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Rusińskie dziewczę z niekłamaną wdzięcznością, ale i lękiem, przyglądało się przesłuchiwaniom prowadzonym przez ojca Hieronima. Wystarczyło jedno proste pytanie, by cały spisek starców wyszedł na jaw. Miła nie przypuszczała nawet, że ktoś może wykazać się taką przenikliwością i mądrością. Gdy zabrano oszczerców, dziewczyna padła do stóp Hieronima i nie mogąc wyrzec ani słowa, całowała kraj jego szaty. Mężczyzna ten wydał jej się najmądrzejszym i najlepszym spośród ludzi stąpających po świecie. Był w jej oczach niemal świętym mędrcem!


Wreszcie wszyscy się rozeszli, a Miłą zabrano do kuchni. Dopiero tutaj udało jej się nieco uspokoić i ochłonąć. Jej głowa pełna była wielu myśli, a rozmowa z siostrą-kucharką sprawiła, że była jeszcze bardziej zmieszana.


- Jedz – kucharka podtykała dziewczynie polewkę pod nos – kto wie czy to nie twój ostatni posiłek w naszym klasztorze. Matka przełożona rozmawia o twoim losie z tym zakonnikiem, który Cię oczyścił z zarzutów. Ale powiedz jak mniemasz czemu Ciebie starsi wybrali do swych nieczystych zamiarów? Tyle ładniejszych mniszek u nas w klasztorze.


Tyle ładniejszych mniszek? Miła nie zastanawiała się nigdy nad swoją urodą. Właściwie co to miało do rzeczy? Przecież nie o urodę chodziło! To Matka Boska wystawiła ją na próbę, przypomniała jej o misji, którą miała do spełnienia. Już najwyższy czas! Dziewczyna wyjaśniła to siostrze, ale ta tylko spojrzała na nią z lekkim powątpiewaniem. Obie znały się dość dobrze, bo Miła sporo czasu spędziła w klasztornej kuchni, pomagając przy posiłkach. Kucharka już nie raz słyszała o Świętej Panience i ważnej misji, ale zwykle nie reagowała na te opowiadania. Skoro matka przełożona, która również została wtajemniczona, nie uważała za stosowne wyjaśnić tej sprawy, to ona tym bardziej nie musiała tego robić. Rusińska dziewczynka sprawowała się dobrze, tylko czasem przez zbyt wielką wyobraźnię bujała w obłokach. A to zapewne dlatego, że była sierotą i bardzo chciała zostać w klasztorze, a cóż lepiej zapewni jej pobyt w domu bożym, jeśli nie kontakt z Matką Boską? Siostra była pewna, że z wiekiem pozbędzie się tej wady.


Kolejną zapowiedzią, że coś się diametralnie zmieni w życiu Miłej, było odwołanie jej ze wszystkich obowiązków. Pierwszy raz od długich miesięcy zdarzyło się, że nie miała nic do roboty. Radzono jej, by odpoczęła w swojej celi, lecz po kilkunastu minutach spędzonych w ciasnym pomieszczeniu o małym, zakratowanym okienku, dziewczyna nie mogła dłużej tego znieść. Po raz pierwszy od bardzo dawna zatęskniła za swoimi bezkresnymi stepami. Zatęskniła za wolnością. Ruszyła więc do przyklasztornego ogrodu, znalazła najbardziej oddalone miejsce, do którego nikt nie zaglądał, przytuliła się do pnia starego dębu i zaczęła rozmyślać. Pierwszy raz w życiu uświadomiła sobie, że klasztorne życie może pozbawić ją wolności. Że kiedy zdecydowała się opuścić rodzinny dom, musiała pogodzić się także z tym, że będzie zależna od łaski i niełaski innych ludzi. Czy teraz mogłaby opuścić bez przeszkód klasztor? Zawdzięczała mniszkom tak wiele, a one dużo w nią zainwestowały. Jej los spoczął w rękach matki przełożonej. Jej własne życie już do niej nie należało. Zostało ograniczone murami i wolą innych.


Resztę dnia Miła spędziła na modlitwach. Rano bez słowa wyjaśnienia kazano jej się spakować i ruszyć w podróż. Dziewczyna spodziewała się tego i nie okazała strachu. Cieszyła się wręcz, że może opuścić klasztorne mury, a jeszcze bardziej cieszyła się z powodu przydzielenia jej do ojca Hieronima, który stał się jej osobistym bohaterem.


Podróż przebiegała w milczeniu, a turkot kół, dźwięk końskich kopyt i chrapanie śpiącego braciszka stawały się tak jednostajne, że niemal nie do zniesienia. Miłą zaś nurtowały setki pytań i tyleż samo wątpliwości. Wiele by dała, by świątobliwy mąż jako pierwszy przemówił do niej swym łagodnym głosem. Ten jednak siedział sztywno, pogrążony w kontemplacji swoich własnych myśli. Dziewczyna długo zbierała się na odwagę, co chwilę zerkając na swego wybawcę i nabierając głębokiego oddechu, by coś powiedzieć. Zaraz jednak rumieniec zakłopotania oblewał jej policzki i rezygnowała ze swojego zamierzenia. Nie wiadomo czy Hieronim zauważył walkę dziewczyny z nieśmiałością, lecz nawet jeśli tak było, nie uczynił nic, by jej pomóc. Wreszcie jednak Miła odezwała się bardzo cicho i niepewnie:


- Ojcze, wielcem rada z Twej łaskawej pomocy... Gdyby nie Twa mądrość, aż bojam się myśleć, co by było! Proszu, przyjm moje stokrotne dzięki...


Hieronim z powagą przyjął jej podziękowania i na dłużej zawiesił na niej wzrok. To dodało dziewczynie odwagi, by zaryzykować dłuższą rozmowę, szczególnie gdy mnich przyzwolił jej zadać swoje pytania.


- Panie mój, dokąd jediemy? Nikt mi nie powiedział... I dlaczegoś mnie Panie zabrał ze sobą? Proszu, wytłumacz mi!


Bursztynowe oczy wpatrywały się w kapłana z ogromną siłą. Miła oczekiwała odpowiedzi, a wszystkie jej zmysły skupione były teraz wyłącznie na poważnej postaci mężczyzny...
 
Milly jest offline  
Stary 19-10-2008, 21:59   #8
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szlachcic zakręcił swój wąs głowiąc się nad całą tą dość niecodzienną sytuacją i postawionym mu przez Widuchowskiego zadaniem. Gdyby nie to, że szlachcic ów zaprosił go do tego śniadania, w momencie w którym Jerzemu kiszki już od dłuższego czasu grały marsza, to pewnie słysząc jego prośbę, pognałby go do wszystkich diabłów. Sytuacja była jednak inna, a teraz nawet ni jak nie było temu człowiekowi jak odmówić.

Dopiero po chwili jego oczy spoczęły na zastawie, którą Widuchowski pozostawił na tym miejscu. -Trzeba to posprzątać - powiedział Czarnota

Koń pana Jerzego wydawał się teraz spokojniejszy. -Cóż stary przyjacielu mam nadzieję, że sobie trochę podjadłeś, ale czas na nas - powiedział wskakując na grzbiet zwierzęcia i ruszając we wskazanym mu przez towarzysza niedawnego posiłku kierunku.

Pierwsza wieś do jakiej Czarnota dojechał nosiła nazwę "Micigózd" ... aż szlachcica zaciekawiło jak kmiotki wypowiadają tą nie najłatwiejszą nazwę, całkiem zabawne mogły być ich próby. Przejeżdżając przez tą małą wieś wzbudził nie małe zainteresowanie, pewnie nie zbyt często widywali w tych stronach takich jeźdźców. Pan Jerzy postanowił to wykorzystać, podjechał do najbliższego chłopa i rzucając mu monetę władczym głosem zażądał aby jego konia wyczyszczono, nakarmiono i napito. Gdy chłopek poczuł możliwość zarobku, zaczął uwijać się jak w ukropie starając się spełnić jak najlepiej życzenie szlachcica, który leniwie obserwował poczynania kmiotka.

Gdy ten skończył Jerzy podszedł bliżej aby lepiej przyjrzeć się jego dzieło. Powoli skinął z aprobatą głową. Teraz i jego zwierzę mogło się lepiej najeść i podróż powinna przebiec bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Spokojnie już kontynuował swoją podróż na południe do Piekoszowa.

Wieś ta była pewnie jedną z większych w okolicy, chociaż to raczej nie należało do najtrudniejszych wyczynów, szczególnie gdy Czarnota przywołał w głowie obraz niedawno opuszczonego Micigózda.

Kościół od razu rzucił mu się w oczy, okazały był. Murowany biały, nawet w miastach takich jak Lwów nie powstydziliby się takiego domu Bożego. Proboszcz tutaj nie należał pewnie do tych zwykłych wiejskich kaznodziei, jakich dużo w Rzeczpospolitej spotkać można.



Niedaleko kościółka mieściła się solidna i obszerna plebania ogrodzona parkanem. Szlachcic uwiązał swojego konia do drzewa znajdującego się niedaleko i zabrał najpotrzebniejsze mu rzeczy podchodząc do drzwi plebana. Zastukał w nie mocno

-Kto tam?- padło pytanie za drzwi

-Jerzy Czarnota herbu Roch, otwórzcie ojcze - Nie musiał nawet na to długo czekać, pleban który za pewne nie miał zbytnich okazji gościć herbowych w swoich progach wyleciał jak z procy

- Mikołaj Kętrzyński - przedstawił się ksiądz -Niech szlachetny pan wejdzie i opowie, co sprowadza pana w moje skromne progi -

Sposób bycia tego człowieka spodobał się Czarnocie, któremu te słowa miło łechtały dumę.

-Sprawa to nie lekka - zaczął sadowiąc się w izbie -Otrzymałem jakiś czas temu znaczny spadek. Wśród nich wiele ksiąg się znajdowało, były wśród nich też heretyckie tomy. Te pierwsze chciałem do klasztoru Świętokrzyskiego ofiarować ... a drugie miałem spalić. Za nim jednak zdołałem tego dokonać część z nich została mi skradziona ... poszukuję ich teraz - po tych słowach nie pozwalając na żadną reakcję księdza położył otrzymaną księgę i przesunął ją bliżej sługi Bożego.

-Nie chcąc po próżnicy marnować czasu ojca, tą księgę chciałem mu ofiarować - pozwolił aby ojciec dotknął jej i przeczytał tytuł. Nie mógł tamten zauważyć, że na twarzy pana Jerzego uśmiech zagościł, wydawało mu się, że tamten został właśnie złapany jak zając we wnyki. Gdy tylko oczy gospodarza ponownie na szlachcicu spoczęły ten odezwał się spokojnym i poważnym tonem

-Dwa pytania do ojca miałem. Czy wie ojciec, który z plebanów okolicznych zna się na księgach i do którego po poradę udać bym się mógł i czy w ciągu roku, nie pojawił się u ojca jakiś człowiek mający heretyckie księgi, bo takie właśnie mi skradziono - po tych słowach szlachcicowi nie pozostawało nic innego jak oczekiwanie odpowiedzi.
zrzucając kurze kości na ziemię, a bogatą zastawę zawinął w zapewne równie cenne sukno i schował do swoich tobołków. "W końcu wielka szkoda, by była gdyby jakiś zwykły cham dorwał się do taki rzeczy. Nie miałby ich jak spożytkować".
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:43.
Hawkeye jest offline  
Stary 20-10-2008, 18:32   #9
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze


Diabeł przy kartach pomaga


Młodszy z czartów popatrzył z nienawiścią za Widuchowskim.
- Bia...łoruczek potępiony - charknął z nienawiścią z lekka się zacinając, lecz nie śmiał się ociągać i już wdziewał kaftan.
- L...ach prioklatyj - smarknął na ziemię i pokuśtykał po izbach diabelskich by zebrać co trzeba.

Był wysoki i szczupły, lecz nie chudy. Śniada kozacka cera i długie wąsy świadczyły o pochodzeniu. Lekko kulał i chodził jakby... nieraz drzewo co samotnie stoi wiatr pokrzywi. Niby strzeliste i smukłe a jednak skręcone w sobie, powęzlone i brzydkie.


Twarz miał może kiedyś przystojną, lecz za życia musiał ktoś się nad nią okrutnie pastwić. Cała była w bliznach, pełna śladów ni to cięć, ni złamań, jakby oprawca chciał ją do ludzkiej niepodobną uczynić, by jej właściciel maszkarą szpetną się ostał, co każdy by od siebie niby psa odpędzał.

Kuśtykał nieco suwając jedną z nóg, lecz nie przeszkadzało mu to wiele w chodzeniu widać, bo szybko się uwinął pakując wszystko w dwa zgrabne tłumoki jakie na kijach noszą "ludzie luzni" po tamtej stronie Karpat, widać i na Węgrzech bywał.

W swój ukradkiem schował pistolca i patrząc czy kto z diabłów znaczniejszych nie patrzy prostą szablicę. Chwilę trzymał miłośnie w dłoni jej rekojeść i wtedy zobaczyć mozna było palce jak szpony pokrzywione, widno kleszczami łamane.

Zarzucił na głowę kaptur kabata choć w piekle, jak to w piekle gorąco było i wrócił do Hmyzy gdzie na siarkowej polepie połozył tłumok dla towarzysza.
- Go...towym Hmyza, cho...dzmy.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:45.
Arango jest offline  
Stary 21-10-2008, 11:03   #10
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Gawrot i Pustułka: Karczma między piekłem i niebem - wzgórze Rasiejówka


Widuchowski zajazd czynić zamiarował. Hmyzę wysłał do wrażego dworu języka zaczerpnąć. Gawrot zaś miał mnóstwo robót poruczonych od Widuchowskiego. Konie oporządzić, napoić, opatrzyć czy aby nie kuleją, czy popręgi dobrze podciągnięte; wielki wóz wyładowany skrzyniami i dobrem wszelakim pilnować; broń czyścić a sposobić. Gawrot mimo, że kalekę przypominał uwijał się żwawo przy robocie. Dopiero gdy pani konno podjechała pod karczmę oczy oderwał od koni i w nieznajomą wraził.

- Gdzie pan Widuchowski? – zapytała Pustułka. Gawrot wskazał na karczmę.

Strzecha karczmy stara i zrobaczywiała była miejscem przechadzki czarnego kruka. Ptaszysko gwałciło powierzchnię zmurszałej strzechy okazałe robactwo z niej wyrywając. Z wnętrza słychać było dziwne odgłosy rżenie końskie, pianie koguta, odgłosy warchlaków połączone z jakąś dziką muzyką.

Pustułka rozwarła odrzwia - czarne kocisko czmychnęło między jej nogami – i wkroczyła do gospody. W karczmie ciemno jak w nocy, świce upalają się choć na zewnątrz środek dnia.

Po klepisku wije się naga dziewczyna u stóp obrzydliwego Gada, który śmieje się półludzkim głosem.




Murwa wyje opętańczym głosem:

Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.

Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,

I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łona próg.

Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian,

Słodka mi śliny wężowej treść-
Bądź nadal gadem i truj i pieść!


Dziewka mdleje, a Gad wgryza się w jej ciało. Jakiś jegomość ze szlachecka ubrany liże ręce staruchy siedzącej przy palenisku. Mąż ten ni to klęczy i ni na czworakach; toczy pianę z pyska, w jego ruchach znać pobudzenie, pazurami drapie po klepisku, a nozdrza ma rozwarte niczym pies węszący świniobicie.

Widuchowski siedzi w końcu stoła. Tuzin nadjedzonych półmisków na blacie rozstawiono. Oczy cieszyły wędzone zwoje kiełbas, polędwice stające w konkury z różowymi szynkami. Dalej krwawe kiszki w kwaszonej kapuście i udo baranie natarte czosnkiem wzbudzały niemałą oskomę. Wokół unosił się ostry zapach chrzanu, aleć trudno było pomiarkować, z którego półmiska rodowód swój wywodzi. Wosk kapał ze świec wiszących u powały.

- Pustułko, PustułkoWiduchowski otarł wąsy z tłuszczu – spocznij, rozgość się. Pewnieś kurzu się w drodze nawdychała. Dobra jest okazja rozmówić się. Mam podarki dla Ciebie. Będziesz teraz Panią. Jeno żoneczkę moją będziesz sposobnie udawać. Będziesz Ty mnie uważać (szanować) jako męża – zaśmiał się gromko i prasnął kułakiem w stół, aż wino z pucharka chlusnęło na łokieć w powietrze.

- Ale pokaż się. Rozdziej szatę doszczętnie bym widział, żeś z blizn się wylizała. Paskudnie to wyglądało, dla oka ludzkiego nieznośnie. Toć wiesz, że ludziska w każdym znamieniu upatrują diabelskiego signum. Mam całe kufry nowych szat dla Ciebie. Rozdziej szatę doszczętnie.

- Dobrze odpocznij chwilę zajazd będziem czynić, krwi niewinnej upuścimy.eno czekamy na sługę mego Hmyze. Do dworu poszedł wywiedzieć się wszystkiego. Dwór mi konieczny do fortelu, który zamiaruje. Jak tylko dworu dobędziemy – uśmiechnął się - Ty będziesz pani Widuchowska. Widziałaś wóz całe sepaty, kufry, wory wszystko dobrami ziemskimi upchane. Używaj do woli. Ale nie sprzeniewierz, nie przedaj za marny grosz. – ostrzegł Widuchowski.


 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:47.
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172