Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2008, 14:29   #1
 
Tomasz93's Avatar
 
Reputacja: 1 Tomasz93 nie jest za bardzo znany
[sesja]Zmierzch Ras

Vergulis le Fey:
Obudziłeś się na zewnątrz karczmy. Nie znalazłeś przy sobie ani grosza. Nawet ukradli twoje fajki!!!
-Kurwa!!! Okradli mnie!!!- Stwierdziłeś po chwili.
Wstałeś, podszedłeś do swego muła, który deptał jakąś kartke. Postanowiłeś przeczytać. Okazało się, że to król zbiera wojsko, aby zaatakować Horde. Pomyślałeś sobie, że nie ma czasu do stracenia, a na dworze z pewnością dostaniesz troche jedzenia i co najważniejsze... gorzały. Otrzepałeś się z piasku, wziąłeś lejce od mułą i ruszyłeś w kierunku stolicy. Gdy już byłeś daleko od karczmy uświadomiłeś sobie, że nie masz swojego ekwipunku!!!
-Gdzie moja broń?!
-Tu jest- usłyszałeś nieznajomy głos. Był to Krei'loh. Niedawno zabił behemota, który mękał mieszkańców pobliskiej wsi. Dostał sowitą zapłate. W ręce trzymał twój plecak.
-Skąd to masz? Złodzieju!!! Okradłeś mnie!!! Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy?!- Krzyknąłeś oburzony
-To nie ja to ukradłem tylko ten gówniarz- Powiedziawszy to rzuciłeś 11- asto letniego chłopaka przed oblicze Vergulis'a le Fey.
-A to tak!!! Dziękuje Ci żeś go przyprowadził. O jest i moja laska!!! Dziękuje stokrotnie!!! Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
-Słyszałem, że zmierzasz do Thorlan. Czy mógę iść z tobą? Nei znam drogi, a muszę się tam dostać jak najszybciej. Król mnie wzywa!!!
-Oczywiście, chodźmy razem. Bardzo dobrze, że będę miał z kim pogadać po drodze, a nie tylko z moim mułem.
-Bardzo się cieszę!!!
-Spotkamy się w Miwr!!! Tylko uważaj, bo po drodze możesz napotkac kilka bestii, które pragną świeżego mięsa.
Obydwaj zaczynacie w Sort- Nadmorskie miasto z portem.

Fay Liess:
Obudziłaś się w domu Morthada. Na łóżku było pełno krwi, a twojego kochanka nigdzie nie widać. Spędziłaś z nim upojną noc, po czym(sekret, jest to bardzo ważne dla wątku i dlatego wyśle na PW). Po powrocie do domu zjadłaś liche śniadanie nie zastanawiając się nad losem Morthanda. Ruszyłaś na targ, aby coś kupić. Tam w małej uliczce napadli Cię złodzieje...
Zaczynasz w Thorlan

Borys:
Po napadzie na jedną karate kupiecką zarobiłeś niezłe pieniądze. Pojechałeś do stolicy, aby zapłacić dowódcy sktraży- Thredonowi- za to aby "śledztwo", które prowadził nad tą sprawą zakończyło się "bez rozwiązania". Spotkałeś się ze swoim następcą. Jest jeszcze czlowiekiem, ale postanowiłes go ugryźć, a w domu odprawić stary obrządek, aby go przeobrazić w wampira. Lecz co widzisz? Czar przestał działać. Ludzie widza Cię w postaci wampira. Straże biegną, uciekasz razem z eskortą. 5 cyganów zginęło od strzału z kuszy...
Jesteś w Thorlan, a twój zamek jest 20km od miasta na wschód.

Silvan:
Budzisz orków kopiąc ich po żebrach
-Wstawać kamraty!!!- Krzyczysz
Po woli przebudzają się, a ty rozkazujesz wymarsz. Liczysz ilu ich jest i ruszasz na zachód. Podobno tam znajduje się oddział gnomów. ty i twoi ludzie nie dacie rady. Jedyną droga ejst atak przez zaskoczenie. Wyruszasz aby zabić wroga w imię Uthera...
Zaczynasz koło Tiwr

Piszecie wy, potem ja. Pilnowac swojej kolejki. Dobrze byłoby gdybyście pisali raz dziennie

Pozdrawiam
 
__________________
"...Jeden by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie."

- J.R.R. Tolkien, "Władca Pierścieni" (w przekładzie Marii Skibniewskiej).
Tomasz93 jest offline  
Stary 14-11-2008, 20:51   #2
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
noc poprzedzająca akcje
Fay wstała i się przeciągnęła, lubiła takie zabawy. Patrząc na ciało leżącego na łóżku mężczyzny nie czuła żadnych emocji, zabijanie przestało jej przeszkadzać dawno temu. Każdy miał spełnić swój cel a potem zginąć, Morthand spełnił swój cel dobrze. Wysoki, barczysty brunet o inteligentnej twarzy i brązowych oczach teraz patrzących tępo w sufit. Podeszła do ciała po drodze kontem oka oglądając swój wizerunek w lustrze. Z lustra odpowiedział jej twardy wzrok czarnowłosej młodej dziewczyny, góra osiemnastoletniej. Była szczupła ale wysportowana, widać było, że jest silna jak na swoją budowę oczywiście. Jedynym mankamentem były piersi odrobinę za małe. No ale cóż nie można mieć wszystkiego.
Wytarła zakrwawiony sztylet o prześcieradło dodając kolejną plamę krwi.
"Dobra, co teraz. Fay myśl logicznie. Trzeba się pozbyć trupa."
Kobieta podeszła do szafy i wzięła stamtąd prześcieradło, pocięła je sztyletem na prowizoryczne bandaże. Potem poszukała ubrania nieboszczyka gdy znalazła brązową tunikę i spodnie założyła je. Niestety ubranie nie pasowało na nią, była za drobna. No ale nie będzie w końcu cały dzień w nim chodziła. Przepasała się w pasie paskiem i podeszła do mężczyzny. Obwiązała mu prześcieradłem szyje i z trudem go podniosła. Przerzuciła ramię mężczyzny przez szyje i ciesząc się w duchu, że krew z szyi nie pozlepia jej pięknych czarnych włosów poszła z nim w kierunku ogródka. Zostawiła tam swoją ofiarę tak, żeby przechodzień jej nie widział i poszukała łopaty. Gdy już znalazła te jakże przydatne dla zabójczyń narzędzie otworzyła drzwi na ogródek i rozejrzała się czy nikogo niema.
Gdy się upewniła, że nikt jej nie widzi wzięła się za kopanie dołu. Szło jej to sprawnie jakby na co dzień miała do czynienia z ciężką pracą. Gdy dół osiągnął zadowalającą głębokość jeszcze raz sprawdziła czy nikt jej nie obserwuje. Gdy upewniła się, że jest czysto wróciła do domu po ciało. W duchu dziękowała losowi za chmury przysłaniające księżyc, dzięki nim nawet jak ktoś ją zobaczy pomyśli, że to gospodarz pracuje. Z trudem dowlokła ciało do grobu i je tam wrzuciła. Potem szybko zasypała. Jeszcze raz sprawdziła czy nikogo niema poczym wróciła do domu. Przed wejściem oczyściła łopatę i bose stopy z ziemi. Łopata powędrowała na swoje miejsce a Fay do sypialni. Rozpaliła tam ogień w kominku i wrzuciła tam ubranie w którym pracowała i zakrwawione prześcieradło, na łóżko położyła nową pościel jednak nie położyła jej równo. Chciała, żeby pościel wskazywała na upojną zabawę.
Podeszła do stołu i wzięła stamtąd kubek i butelkę wina. Skrzywiła się na używanie do tego szczytnego trunku tak nikczemnego naczynia ale rymarz nie dysponował kieliszkami. Usiadła z kubkiem przed ogniem, lewą ręką objęła kolana a prawą trzymała kubek. Miała jeszcze dwie godziny do świtu. Spędziła tak godzinę na sączeniu i smakowaniu wina i patrzenia się w ogień. Potem zaczęła zbierać z podłogi rozrzucone ubranie. Najpierw znalazła czarną aksamitną bluzkę bez rękawów, potem bieliznę i czarne spodnie z barwionego jedwabiu. Na końcu podniosła ze stołu rękawiczki i założyła je na dłonie. Również ten element ubioru był w czarnej tonacji. Pozostała największa zagwozdka, gdzie jest pas? Po piętnastu minutach znalazła go pod stolikiem, założyła go i schowała sztylet do pochwy. Zeszła na dół gdzie założyła płaszcz i buty z czarnej skóry sięgające do kolan. Poczekała aż nikt nie będzie przechodził przed miejscem zbrodni i wyszła kierując się do swego pokoju.

ranek; karczma
Po zjedzeniu bardzo wykwintnego śniadania na które składała się jajecznica i sok Fay ubrała się w zieloną tunikę i spodnie. Całego stroju dopełniły brązowe trzewiczki. Do pasa przymocowała sztylet, nie chciała brać miecza tylko by przeszkadzał w ewentualnej walce. Przed wyjściem na szyje powiesiła mieszek z "drobnymi" jakby jej coś wpadło w oko na targu. Tak przyszykowana wyszła z karczmy w której się zatrzymała.

ranek; zaułek
No pięknie, nawet człowiek nie może skrócić drogi na targ bo napadną amatorzy łatwego zarobku. Czterech panów nie starających się nawet zasłonić twarzy przeszkodziło jej w drodze. Dwóch z przodu, dwóch z tyłu. Uzbrojeni w kastety i pałki.
-No, no paniusiu, tędy się nie chodzi bez płacenia myta.
Fay westchnęła i czekała na rozwój wypadków. Ten który zaczął musiał być szefem bandy. Niższy od niej ale znacznie silniejszy trzymał krótką dębową pałkę.
-To jak płacisz paniusiu?
-A może woli zapłacić w inny sposób.
Jego kompan zarechotał z tyłu. Słyszała jak skraca dystans.
-Niezła jest, i tak zapłaci w inny sposób.
Już czuła pot bijący od amatora uciech cielesnych.
-Nie szarp się to Ci się duża krzywda niestanie.
Jakby gwałt, kradzież i pobicie nie były dużą krzywdą. Fay bała się i to cholernie, owszem potrafiła przeżyć starcie z orkiem a napastnicy najprawdopodobniej nie wiedzieli za który koniec miecz złapać ale oni byli silniejsi i było ich więcej. Gdy poczuła z tyłu jak ręka śmierdzącego łapie ją za włosy przeszedł ją dreszcz.
"Może jednak spróbuj? W życiu trzeba spróbować wszystkiego."
W myślach rozbrzmiał jej szyderczy głos. Postanowiła zareagować jak najszybciej. Gdy śmierdziel przekonany o bierności swojej ofiary chciał ją zgiąć w pół wbiła mu łokieć w nos. Napastnik zatoczył się do tyłu i złapał za złamany nos.
-Suka mi nos złamała. Żywcem ją, odpłacimy się jej.
Jednak Fay nie czekała aż tamci zareagują, musiała działać kiedy jej napastnicy byli zaskoczeni. Szybko dała dwa kroki do przodu i kopnęła szefa szajki w krocze. Tamten jęknął i zgiął się wpół. Wojowniczka mu pomogła chwyciła go za głowę i pchnęła w dół. W tym samym czasie wysunęła kolano. Usłyszała tylko chrupnięcie.
Zostało dwóch. Obejrzała się w samą porę, następny rabuś zamachnął się pałką. Odruchowo zasłoniła się przedramieniem, z bólu prawie krzyknęła. Gdy napastnik chciał poprawić tym razem od drugiej strony złapała go za nadgarstek i założyła mu dźwignie na ramię. Nie czekając na rozwój wypadków złamała rękę. Pozostało dwóch, jeden ze złamanym nosem drugi zdrowy. Ten ze złamanym nosem sięgnął po sztylet podczas gdy jego kolega wykazał się zdrowym rozumem i zwiał. Fay nie czekała aż ostatni rabuś ją zaatakuje podbiegła do niego przy okazji stając na dłoni podnoszącego się szefa i się poślizgnęła na niej. Ledwo utrzymała równowagę Jej przeciwnik już był przy niej i pchnął od dołu nożem, wojowniczka dała krok w tył i złapała za lecącą do góry dłoń. Zmieniła jej kierunek prosto na ścianę. Siła uderzenia złamała ostrze lichego sztyletu. Fay się nie paczytkowała a jeszcze raz uderzyła rabusia w złamany nos. Tamten się za niego złapał, odwrócił i zaczął uciekać potykając. Pozostali obezwładnieni byli zajęci leżeniem i jęczeniem.
Obejrzała siebie zaczynając od ręki na którą wychwyciła cios pałki. Była stłuczona i to mocno ale nie złamana, całe szczęście. Jej ubranie miało na kolanie, mankiecie i łokciu ślady krwi napastników. Że też musieli tak krwawić! Nie ma wyjścia trzeba się wrócić do karczmy.

targ; godzinę później
Fay przebrana już w czystą tunikę i spodnie baraszkowała po straganach. Ile tu dobroci, uwielbiała rzadkie przyjazdy do miasta podczas których mogła zasmakować luksusowego życia jakie prowadziła kiedyś. Chodząc od straganu do straganu znalazła coś co przykuło jej uwagę. Mały srebrny pierścionek elfiej roboty. Fay uwielbiała srebrną biżuterie. Podeszła do sprzedawcy i zaczęła się targować. Po kilku minutach udekorowana w prosty pierścionek elfiej roboty i kolczyki ruszyła do karczmy. Martwił ją tylko aktualny stan sakiewki. Trzeba było coś zarobić, karczmę miała opłaconą jeszcze na dwa dni a w sakiewce miała pieniądze na jeden dzień życia. Kiepsko.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 15-11-2008 o 14:05.
Szarlej jest offline  
Stary 15-11-2008, 13:11   #3
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Borys biegnąc razem ze swoim "synem" myślał o udanej próbie wdrapania się na dachy tutejszych kamienic. Widział gdzieniegdzie dachy niższych kondygnacji tworzących swoiste schodki dla niego i jego syna. Biegnąc obejrzał się za siebie, zobaczył, że kilku bezczelnych żołnierzy nadal go goni, ci przechodnie, którzy zawiadomili straż o jego pobycie w mieście już dawno schowali się przed wampirzą zemstą, nagle Borys się zatrzymał, jego syn przebiegł jeszcze kilka kroków i obejrzał się za swoim panem, który rozkazywał reszcie swojej małej świty, by zatrzymali pogoń za swym Panem, a jeśli uda im się przeżyć, by wrócili do zamku. Świta odwróciła się na pięcie i wyjmując miecze zatrzymali zaskoczonych strażników na 10 kroków przed nimi, a ich pan już biegł ze swoim synem w najbliższy zaułek, by tam odnowić potęgę uroku. Kazał swemu następcy czekać przed wejście, a Borys pośród śmieci i wielu starych rupieci przysiadł opierając się o mury domu. Tam skupił się nad formułą zaklęcia, wypowiedział ją i przechylił fiolkę wylewając na swój mięsisty, czerwony język jedną kroplę. Urok od tej chwili zaczął działać, więc Borys wstał, otrzepał się, poprawił miecz i przechodząc obok swego dziedzica szepnął mu na ucho: Idziemy, mój syyyyynuuuu... Feothor Dragosni, bo tak zwał się jego następca, ruszył pokornie za panem. Tylko wampir mógł nazywać swego następcę w stosunku do niego rodzinnym mianem "Syna", mężczyzna, którego "synem" nazywa nie może do niego zwrócić się "ojcze", ma nadal mówić do niego "mój panie, mój Lordzie"... Tak więc Feothor ruszył za spokojnie idącym do domu dowódcy straży wampirzym Lordem, który już niczego się nie obawiał. Minął skrzyżowanie dwóch głównych ulic i ujrzał przed sobą majestatyczny dom zwierzchnika strażników miejskich. Przy bramie stali dwaj strażnicy w pełnym rynsztunku zbroi płytowej, Borys domyślił się, że są oni tu bardziej dla pokazania majestatu dowódcy niż prawdziwej obrony jego osoby. Fakt faktem nikt nie ośmieliłby się go zaatakować, ani wtargnąć do jego domu z tak bezczelną propozycją jaką niósł na ustach Borys, więc Thredon mógł spać spokojnie.
- Stój! - usłyszał od jednego z strażników. - Czego tu chcesz ?
- Chcę się widzieć z twoim panem... - odpowiedział z pogardą wampirzy lord.
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm
Crassus jest offline  
Stary 15-11-2008, 16:47   #4
 
IceMan's Avatar
 
Reputacja: 1 IceMan nie jest za bardzo znany
- Nadszedł czas, aby w imię Uthera przelać krew gnomów. Nie mamy czasu więc ruszajcie się żwawiej...
Przerywam na chwilę, aby poukładać sobie wszystko w głowie i wybrać rozwiązanie które w naszej grupie okaże się najlepsze.
-... nie mamy wystarczającej liczby żołnierzy, dlatego jedyne wyjście jakie mamy to wybrać odpowiednie miejsce i przygotować zasadzkę.
Te słowa najwidoczniej zmotywowały drużynę ponieważ wszyscy przyspieszyli kroku tak bardzo że i ja musiałem przyspieszyć, aby nie znaleźć się na końcu grupy, która już prawie truchtała.
"Ciesze się że w końcu udało mi się zmusić te leniwe orki do jakiegoś większego wysiłku, który zdarza się u nich bardzo rzadko. Niestety i tak nie mam pewności czy wszystko pójdzie zgodnie z moim planem."
Pomyślałem i nie zwracając uwagi na to co mówią członkowie mojego oddziału zacząłem rozmyślać o swojej przeszłości i zemście co zdarza mi się ostatnio coraz częściej. Zagłębiłem się tak głęboka w swych myślach że nim się spostrzegłem minęło kilka dobrych godzin.
- Stójcie!
Krzyknąłem, a cały oddział stanął jak jeden mąż i czekał na dalsze rozkazy. Miejsce zdawało się idealne do zasadzki. Gęste zarośla, wysokie drzewa i w miarę wąska leśna droga.
- Co teraz? - pytali niektórzy nie mogąc doczekać się chwili w której wbiją swe topory w ciała przeciwników.
- Pomyślmy... wy.. - Wskazałem na pierwszą piątkę. - Udajcie się w głąb lasu i zetnijcie cztery grube pnie, następnie je naostrzcie ich obydwa końce każdego z nich i przynieście tutaj. - Po tych słowach pierwsza grupa orków bez żadnego gderania, posłusznie wkroczyła między zarośla. - Reszta niech poszuka jakichś bardzo długich i mocnych lian. - powiedziałem do pozostałej szóstki, a sam zacząłem szukać odpowiedniego miejsca na zamocowanie pułapki.

Po kilku godzinach.
- Brawo.
Pochwaliłem kamratów zadowolony z pracy jaką wykonali. Polegała ona na zawieszeniu obciosanych, drewnianych pni, które miały spowodować iż przeciwnik spłoszy się i panikując rozbiegnie po lesie, a w jeżeli będziemy mieli szczęście to może nawet pozbawią życia kilku z nich.
- A teraz udajcie się na wyznaczone miejsca i czekajcie na mój znak.
Wydaje kolejny rozkaz, po czym wdrapuje się na drzewo dzięki któremu mam doskonały widok na najbliższą okolicę. Czterech podwładnych ustawiłem przy lianach, aby na mój znak rozwiązali liany zwalniając pułapkę. Reszta pochowała się w najbliższych zaroślach aby z zaskoczenia rzucić się na rozproszonego wroga.

Kiedy tylko wróg znajdzie się w odpowiednim miejscu wykonuję znak ręką, który ma oznaczać rozpoczęcie ataku. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem zdejmuję łuk z pleców i naciągam cięciwę razem ze strzałom, aby w odpowiednim momencie rozpocząć atak.
 
IceMan jest offline  
Stary 15-11-2008, 17:39   #5
 
Locien0's Avatar
 
Reputacja: 1 Locien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znany
Kei'roh stał jeszcze chwilę bez ruchu, gdy Vergulis odszedł. "Zadziwiające jak szybko się zgodził, co za łatwowierny baran- nie dziwie się że 11-nastolatek go okradł..." Po tej właśnie chwili, udał się do karczmy, gdzie był zakwaterowany. Gdy stanął w jej progu, ujrzał jedynie barmana wycierającego brudne kufle, oraz kilku podróżnych. Prężnym krokiem wspiął się po schodach na piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Musiał się spakować- co nie było trudne, jedyne co musiał zabrać to plecak. Był on dużych rozmiarów, skórzany w kolorze ciemnego brązu- jak jego kaftan. Przymocowana rzemykami była do niego kusza, a po drugiej stronie kołczan pełen bełtów do niej. Gdy tylko założył go na plecy, wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz którym wcześniej go otworzył i wychodząc oddał go barmanowi. Gdy promienie słoneczne ponownie padły na jego czarny płaszcz, okrywający prawie całkowicie jego postać, skierował się w stronę stajni. Musiał kupić konia- był to bezsensowny zakup- nigdy nie lubił koni, w dodatku i tak go sprzeda gdy dotrze na miejsce. Zawsze wolał podróżować pieszo, lub zbierając się z karawaną. Lecz oby dwie te drogi odpadały- karawana dziś już nie przyjedzie, a nie miał czasu czekać do jutra, na na podróż na własnych nogach nie było już mowy. Po krótkiej rozmowie na temat ceny, wyruszył na czarnej jak jego włosy splątane w dwa warkoczę, sięgające prawie do miednicy, szkapie ''Podobno'' szybkiej niczym wiatr..."Jak ja nie nienawidzę tych cholernych koni...!"
 
__________________
Osoby używające więcej niż trzech wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości. Terry Pratchett
Locien0 jest offline  
Stary 16-11-2008, 11:27   #6
 
Tomasz93's Avatar
 
Reputacja: 1 Tomasz93 nie jest za bardzo znany
Fay Liess:
Po powrocie do gospody od razu weszło trzech strażników.
-Mamy nakaz przeszukania gospody, z drogi!
-Ale dlaczego? Co się stało?- Spytał karczmarz
-Widziano, jak morderca Morthada wchodził do środka. Szukamy sztyletu!Wszyscy do swoich pokoi, szybko!- Wykrzykiwał strażnik
"Co teraz robić? Muszę coś wymyślić."- pomyślałaś
-Ej ty! Wynocha do pokoju i czekaj tam na nas.- Powiedział żołnierz
-Już idę- odrzekłaś
Poszłaś do pokoju. Strażnicy juz wchodzili. Zegar wybił godzinę 00.00, twój pokój jest zamknięty.
-Otwierać, bo wywarzymy drzwi!

Borys de Dragosani
-Z drogi kamraty, przepuśćcie go!- Krzyknął Thredon
Straże przepuściły Cię, a ty wraz z synem wszedłeś. Położyłeś na stole dwie sakwy pełne złotych monet.
-Czy sprawa zostanie niewyjaśniona?- zapytałeś
-Jaka sprawa? Żadnej sprawy nie było- rzekł z szyderczym uśmiechem Thredon
Wyszedłeś z budynku, wsiadłeś na konia wraz ze swoim synem i ruszyliście w strone zamku, gdzie miałeś dokonać przemiany swego syna i ustanowić go swoim następcą. W zamku czekali na Ciebie twoi słudzy. Zeszliście do podziemi, aby dokonać obrzędu. Jeden cygan położył się na rytualnym kamieniu, abys go zabił, co jest głównym składnikiem obrzędu. Krew jego miała spłynąć po ciele przyszłego dziedzica.

Silvan:
Niestety twój plan z pniami nie wypalił, te bezmózgie orki źle zawiesiły drzewa. Gnomy postanowiły sprawdzić czy nikog nie ma.
-W imię Uthera!- Krzyknął Benzghul
-Co robisz idioto?!- Zawołałeś, ale było już za późno. Benzghul położył pięciu gnomów. Na szczęście był to tylko zwiad. Jeden z nich przeżył, lecz dzięki swej zwinności złapałeś go. Wyśpiewał ci wszytsko. Okazało się, że gnomów jest 150, a twoich orków tylko 20. Postanowiłeś się wycofać, a gnoma zabić.
-Wy idioci! Gdyby to wszystkie gnomy szły, nie chce myslec co by się z nami stało. Cofamy się. Wracamy do miasta. Szybko, póki jeszcze nie zauważyli, że zwiad nie wrócił.
Po kilku godzinach byłeś już w Tiwr. Gnomy opanowały całe wybrzeże, wraz z ziemia przeklętą.
-To ty jesteś Silvan?
-Tak- odrzekłeś
-Masz rozkaz odjechania do stolicy. Król Uther wzywa Ciebie i twoją świte. Serafin wziął swoją armie i zniszczy gnomów. Ruszaj czym prędzej, król jest bardzo zdenerwowany.
Wszyscy twoi komapni wsiedli na wilki, ty na konia i ruszyliście w strone stolicy. Dwa kilometry po opuszczeniu bramy napadł na was oddział nieumarłych. Broniliście się dzielnie. Siły wroga przeważały dwukrotnie. Wygrałeś bitwe, z twojego oddziału zostało dwóch orków. Na hełmach nieumarłych zobaczyłeś rune, przedstawiającą literę U. Skojarzyłeś, ze chodzi o Uthera. To sam król kazał Cię zabić. Teraz miałeś dwóch wrogów. Nie byle jakich, był to sam władca Uther oraz twój wuj Serafin. Postanowiłeś pojechać w strone portu i wypłynąc do Amandorru. Tam zebrac wojska i obalić włazde Uthera oraz zaprowadzic pokój.

Krei'loh:
Po dotarciu na wyznaczone miejsce twojego przewodnika nie było.
-Czy to ty jesteś Krei'loh?- Zapytała jakaś kobieta
-Tak, po co mnie szukasz?
-Przyszłam Ci powiedziec, że Vergulis le Fey nie przybędzie. Po drodze do miasta napadły go bestie. Mimo swych umiejętności nie dał rady. Gdy go przywieźli był strasznie ranny. Leży w pobliskim szpitalu. szpitalu. Po woli dochodzi do siebie, lecz to jeszcze troche potrwa. Powiedział, ze dołączy do Ciebie w Werd- lesie Elfów.
-Dziękuje Ci za informacje.
"I dobrze, od pcozątku wiedziałem, ze to idiota. Okradł go dzieciak, a na dodatek po drodze zaatakowały go jakieś wilczki. Sprawiałby tylko kłopot. tylko teraz jak dostac się do stolicy?"
-Czekaj! Poczekaj!- Krzyczała kobieta
-Coś jeszcze?
-Tak, kazał przekazać Ci mape. Weź ją i jedź bezpiecznie.
"Jednak ten idiota wcale nie jest taki zły. Pomógł mi, co nie zmienia faktu, ze nie należy do najmądrzejszych".
Dzisiejszej nocy postanowiłeś nie jechać. Poszedłeś do karczmy i wynająłeś pokój. Koń, którego kupiłeś był bardzo wolny. Może czas zmienić środek transportu?

PS Sigmarus, jeżeli chcesz rozpocząć sesje to zapoznaj się z postami i skontaktuj ze mną (gg: 8150169). Zrób to szybko !
 
__________________
"...Jeden by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie."

- J.R.R. Tolkien, "Władca Pierścieni" (w przekładzie Marii Skibniewskiej).
Tomasz93 jest offline  
Stary 16-11-2008, 12:14   #7
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Fay siedziała w karczmie i jadła właśnie kolacje. Cały dzień szukała pracy ale bez skutku, ech ciężkie jest życie. Nikt nie potrzebował pomocy czy to z bandytami czy to z potworami a inna praca jej nie interesowała. Było już późno zaraz miała wybić północ wojowniczka prawie by to przegapiła przez minstrela. Młody bard śpiewał i grał tak cudnie! Całą sielankę popsuli strażnicy. Wpadli do karczmy (że im też się chciało o północy) i kazali wszystkim wracać do pokojów i tam czekać na inspekcje. Fay posłusznie wróciła do pokoju, zamknęła drzwi i się zastanowiła. jej pokój był ostatni więc miała dużo czasu.
"Skąd wiedzą, że to ta karczma, jakby ktoś mnie widział zatrzymaliby mnie już na dole. I jak oni chcą sprawdzić sztylet? Liczą, że ktoś go dokładnie nie wyczyścił. Dobra lepiej losu nie kusić. Ucieczka będzie równoznaczna z przyznaniem się do winy."
Kobieta najciszej jak potrafiła przesunęła łóżko i podważyła deskę na której zwykle stało łóżko i włożyła tam sztylet. Sprawdziła czy deska nie wystaje ani nie widać absolutnie żadnego śladu. Jeżeli jakiś ślad był to wyrzuci sztylet pod okno, wcześniej upewniając się, że nikt nie widzi. Zrobi to tak jakby wyrzucał ktoś z sąsiedniego pokoju. Otworzy okiennice i usiądzie na łóżku czekając na strażników. Niestety nim oni przyszli wybiła godzina dwunasta, Fay słyszała bijące dzwony i wiedziała, że późnią się o dwie minuty. Jej twarz pobladła a z ust wysunęły się dwa kły. Wampirzyca wstała i przeciągnęła się.
-Jak ja kurwa nienawidzę tego zielonego stroju.
Poszukała wzrokiem swego ubrania i znalazła je niedbale rzucone na podłogę. Postanowiła jednak się nie przebierać, byłoby to zbyt podejrzane.
"Wpędziłaś nas w kłopoty to teraz się ich pozbądź."
"Już się robi."
Fay zdjęła szybko tunikę i rzuciła ją niedbale na ziemie, poluzowała trochę troki białej koszuli. Żałowała, że nie ma większych piersi, które mogłyby przykuć wzrok strażników. Gdy usłyszała walenie i krzyki podeszła do drzwi i je otworzyła. Uśmiechnęła się do strażnika.
-Panie władzo, po co te krzyki? Proszę, nie mam absolutnie nic do ukrycia. Mogą panowie się swobodnie wszędzie rozejrzeć.
Stanęła tak, żeby nie przeszkadzać w oglądaniu pokoju, ręce splotła z tyłu, tak, żeby materiału koszuli opiął się na jej piersiach. Jedną nogę nieznacznie wysunęła do przodu.
-Ale czemu przeszukujecie pokoje? Ktoś zginął? Ktoś go zamordował?
Mówiła tak jakby ją to autentycznie martwiło i przerażało.
-To straszne. Człowiek człowiekowi wilkiem. Podziwiam panów za odwagę, nie potrafiłabym stanąć przed tak niebezpiecznym człowiekiem.
W jej głosie oprócz strachu było słychać nienaganną dykcje, jakby pochodziła z wyższych warstw społecznych.
-Tylko bestia mogłaby zabić człowieka a potem ukryć się w karczmie pełnej ludzi.
Ciągle paplała jakby tylko w ten sposób mogła sobie poradzić ze strachem.
-Będę bała się tu sama spędzić noc, jeśli ukrywa się morderca.
Starała się wyglądać jak przestraszona i zagubiona dziewczyna.
"Któryś chwyci się na to zobaczysz, dobrze ukryłaś sztylet."
"Jesteś amoralna!"
"I jestem z tego dumna. A jak się żaden nie chwyci to ten minstrel na dole wygląda obiecująco, młody jest na pewno lubi gdy fanki się zachwycają jego poezją."
"I znów zabijesz?"
"Nie. Po co."
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 16-11-2008, 15:47   #8
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Borys wraz ze swoim synem gnał galopem nie zważając na przechodniów w stronę bramy. Zatrzymał się przed nią, by zwolnić konia i minąwszy bramę znowu doprowadził konia do galopu. Tutejsze drogi były twarde i nie przeszkadzały zbytnio w podróży, tym bardziej na koniu wzbogaconym wampirzym pierwiastkiem... Koń taki potrafił gnać ile sił w nogach przez ponad 2 godziny!
Wampie w końcu musiał zrobić przystanek. Koniowi z pyska już piana ciekła więc lord zwolnił tempa i zatrzymał się na przydrożnej polanie. Zszedłszy z konia posłał swego syna po chrust a koniowi posłał telepatyczny rozkaz: "paś się..." Koń odszedł kilka kroków od swego pana i zaczął zajadać soczystą, zieloną trawę. Borys wyjął z juków 2 porcje sucharów podróżniczych i bukłak z winem. Pociągnął głęboki łyk i przegryzając sucharem spostrzegł powracającego z chrustem na rękach następce.
- Dobrze. A teraz weź hubkę i krzesiwo i rozpal pomniejsze ognisko. Odpoczniemy tutaj z pół godziny. Weź sobie też te suchary. - mówiąc ostatnie zdanie rzucił w stronę Feothora paczkę sucharów. Feothor złapał ją upuszczając na ziemię chrust. Wyjął kilka sucharów, zjadł jeden a resztę położył na leżącej na ziemi paczce z resztą sucharów. Ukląkł na jedno kolano i zaczął układać ognisko. Borys w tym czasie poszedł załatwić fizjologiczną potrzebę w brzozowym zagajniku. Kiedy wrócił zobaczył siedzącego przy palącym się ognisku i zajadającego się sucharami następce.
- Hah, już niedługo, mój syyynuuu... Staniesz się moim prawowitym następcą... Ale teraz już ruszajmy, musimy dotrzeć do zamku przed zmrokiem... - i wypowiedziawszy te słowa przywołał myślami swego wierzchowca, koń po chwili pojawił się między drzewami i przybiegł do swego władcy parskając po drodze. Feothor w tym czasie zagasał ognisko. Borys wskoczył na konia i podał rękę swemu następcy. Ten skorzystał z pomocy i po wdrapaniu się na konia, jego pan musiał przekazać telepatyczny rozkaz dla wierzchowca, ponieważ ten od razu ruszył bez żadnego ściśnięcia ostrogami zaraz po tym jak Feothor wdrapał się na konia. Podróżowali główną drogą więc dotarli do zamku równo z zachodem słońca. Przy bramie stało dwóch Cyganów z halabardami, którzy pokłonili się przejeżdżającemu lordowi. Na dziedzińcu odbywało się życie małego zamku. Mieszkali tam bardziej zaufani Cyganie i służba. Reszta klanu Dragosni mieszkała w wiosce położonej niedaleko. Borys zeskoczył z konia, jego następca zaraz po nim, i rozkazał przygotować Salę... Stajenny od razu wziął konia do stajni, a za nim poszło jeszcze kilku pachołków. Borys otwierając drzwi rzucił wzrokiem na wielki stół zastawiony potrawami z dalekich krain, chwycił tylko obraną pomarańczę i ruszył do swojej komnaty. Następcy pozwolił się posilić i odpocząć przed zbliżającym się rytuałem. Wszedłszy na najwyższe piętro do swojej komnaty zdjął lekką zbroję i padł zmęczony na łóżko.
- Ahh... Nawet wampir się zmęczy po całym dniu pracy.
Po jakimś czasie odpoczynku wstał, założył rytualne szaty i zszedł na dół do głównej komnaty. Na zewnątrz zbliżała się północ. Wampir chwycił ciepłe udko kurczaka, szybko je zjadł, popił czerwonym winem i skinął na następcę.
- Chodź. Zaraz staniesz się Feothorem de Dragosani... Mój syyynuu... - I zeszli do komnaty...
W komnacie było dość ciemno, by nie mógł nic widzieć normalny człowiek. Borys widział doskonale, ale następca nie za bardzo. Nagle Feothor poczuł, że Borys go puścił i, że zmieniło się podłoże po którym stąpał. Nagle zobaczył, że znajduje się w wysokiej sali wspartej kolumnami zakończonymi kościanym fryzem. Nagle z otworów wielkości głowy znajdujących się w posadzce trysnęły płomienie. Feothor znajdywał się w centrum tych płomieni, nie widział, że płomienie układają się w pentagram - najbardziej znanym ze znaków piekielnych. Z góry zjeżdżała drewniana winda z zakutym w ciężkie łańcuchy Cyganem. Kiedy winda zjechała na dół Borys wyjął nóż, złapał za rękę cygana i zaprowadził go pod jeden z ołtarzy w sali. Ołtarz pod, który go zaprowadził był najpiękniej zdobionym w sali. Nagle rozbrzmiały chóralne głosy i wampirzy lord zadał cios prosto w aortę szyjną, krew bryzgała na wszystkie strony, a splamiony nią Borys śmiał się wniebogłosy. Feothor przeraził się całym przedstawieniem i chciał uciec, niestety ognie go powstrzymały. Borys przelał krew Cygana do rynienki prowadzącej z ołtarza do pentagramu. Krew popłynęła wartkim strumieniem, a Borys przeszedł przez ogień do swego następcy przerażonego jak małe dziecię. Poparzone ciało Borysa wzmogło wymioty w Feothorze, powstrzymał je jednak, a sam wampirzy lord ugryzł go w szyję wypijając trochę krwi. Przekazał przez to ugryzienie cząstkę swego wampirzego JA, z którego rozwinie się nowy wampir w ciele Feothora. Następcą wstrząsnęły spazmatyczne ruchy, stracił siły, padł na ziemie nadal się trzęsąc. Ognie przestały już płonąć, poparzone usta Borys rozkazały jednemu z pachołków zanieść młodego wampira do swojej komnaty. Jego wampir pracował już nad odnową poparzonego ciała, wampir ustał i obrócił się w stronę ołtarza i niedawnego pentagramu. Teraz dopiero widać było jego prawdziwy wygląd... Ma pochyłe czoło i wygoloną głowę, z wyjątkiem kosmyka włosów pośrodku, który wygląda jak gruby czarny pasek na blado szarej skórze. Włosy zaczesane do tyłu, niby grzywa i związane w węzeł, opadają mu na plecy. Małe i osadzone blisko siebie oczy napawają lękiem. Patrzą z pogardą znad gęstych, czarnych brwi. Duże, spiczaste uszy lekko przyciśnięte do głowy i zapadnięte policzki robią wrażenie wymizerowanych. Usta ma mięsiste i blade i przekrzywione w lewą stronę, co nadaje wyraz szyderczego uśmiechu. Ma spiczasty podbródek, ale najbardziej uderzające w jego twarzy są owe małe, płonące oczy, czerwone jak krew, patrzące z głębi czarnych oczodołów. Ubrany w czarne szaty ze srebrnymi haftami czaszek u dołu i wielkim, czarnym tatuażem pentagramu na plecach oraz tatuaż ze skrzyżowanymi piszczelami na nodze - znak jego rodu - tworzy z niego iście mroczną istotę zrodzoną z krwi...
- Kurwa. - I odszedł do swojej komnaty...
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm
Crassus jest offline  
Stary 18-11-2008, 16:07   #9
 
IceMan's Avatar
 
Reputacja: 1 IceMan nie jest za bardzo znany
Po ciężkim boju stoczonym z oddziałem nieumarłych postanowiłem przez krótki czas odpocząć i opatrzyć rany które mimo iż nie były głębokie dłużej nie leczone mógłby dać o sobie znać po jakimś czasie. Jednakże, gdy tylko udaje nam się jako tako dojść do siebie, oddajemy ostatni hołd poległym w boju, układając i paląc ich ciała. Po wszystkim ruszam wraz z dwoma żołnierzami, którzy jak i ja przeżyli walkę w stronę portu. Ledwo się poruszaliśmy, bowiem zarówno mój koń jak i wilki były bardzo zmęczone.

Po kilkudziesięciu godzinach wędrówki docieramy do celu i pierwsze co robimy to udajemy się do pobliskiej karczmy, aby się odświeżyć i zaciągnąć języka u barmana. Cali spoceni przekraczamy próg (pierwsze co poczułem to zapach piwa, pieczonego mięsa i ciepło buchające z kominka) po czym mówię do kompanów - Teraz zostawię was samych, bowiem muszę porozmawiać z kilkoma osobami. Róbcie co chcecie, bo już od dawna nie mieliście szansy aby się zabawić. - Po tych słowach odchodzę od orków i siadam przy ladzie na jednym z wolnych miejsc. - Barman jedno piwo proszę. - Złożyłem zamówienie i w czasie, gdy gospodarz się uwijał ja zacząłem rozglądać się po gospodzie. Gdy tylko otrzymałem trunek złapałem barmana za rękę, aby nie odszedł i mówię. - Chciałbym zamienić z tobą kilka słów. Wiesz może coś o oddziale nieumarłych grasujących po okolicy, Serafinie lub Utherze? Interesuje mnie każda informacja, których na pewno masz dużo, bo zapewne odwiedza cię tu wiele osób. - Po tych słowach spoglądam barmanowi prosto w oczy, a jeżeli nie zechce mi niczego powiedzieć biorę łyk piwa i wkładam mu w dłoń kilka monet.

Po rozmowie bez względu na to czy uda mi się czegoś dowiedzieć czy nie, wskazuję ręką na kompanów i wychodzę wraz z nimi na zewnątrz, by jak najszybciej odnaleźć w porcie statek na którym mógłbym dostać się do Amandorru. W między czasie zaczepiam niektórych przechodniów i osoby które mogłyby coś wiedzieć na temat nieumarłych grasujących po okolicy. Kiedy jednak udaje mi się odnaleźć odpowiedni transport wchodzę na pokład wraz z żołnierzami i udaję się do małej kajutki, która została mi wyznaczona. - "No nareszcie się zdrzemnę, już od długiego czasu nie zmrużyłem oka, a do tego jeszcze te wszystkie problemy. Drzemka na pewno dobrze mi zrobi." - Myślę zdejmując niepotrzebny balast i układają się wygodnie na wysłużonym już hamaku, aby zaraz po tym zamknąć oczy i zanurzyć się w głębokim śnie.
 
__________________
"My decydujemy tylko o tym jak wykorzystać czas, który nam dano."

Numer GG: 4927005
IceMan jest offline  
Stary 18-11-2008, 16:52   #10
 
Locien0's Avatar
 
Reputacja: 1 Locien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znany
*Co za okropnie i bezużyteczne zwierze! Zapłaciłem za nie sporą sumkę, a nie jest szybsze od przeciętnego osła...* Nie zadowolony potokiem wydarzeń, Krei'loh wyruszył na targ, aby sprzedać swój ostatni zakup- co najmniej nieudany... Oczywiście z trudem Udało mu się odzyskać jedynie połowę tego, ile na nie wydał. Gdy tylko to mu się udało, ruszył do karczmy, gdzie będzie mógł się posilić, przed kolejną podróżą *Nie wiem co mi odbiło, żeby zapewniać sobie towarzystwo. Jadę sam, a niego niech diabli wezmą.....* Takie właśnie myśli kłębiły się w jego głowie, w trakcie posiłku. W samym budynku, było prócz niego wiele osób, lecz (o dziwo) nikt nie zwrócił uwagi na czarno- ubranego przybysza, o złotych oczach. W karczmie panował miły pomruk rozmów tutejszych, jak i podróżnych wybierających się m.in. na wezwanie króla. *Głupcy, większość z nich pierwszy raz ma przypasany miecz bo boku, nie dziwie się że przegrywają każdą bitwe- głupcy...* Pomyślał, trzymając dłonie na klinach własnych ostrzy i przypatrując się, przekrzykujących się młodzików, o swej odwadze i umiejętnościach... Gdy się posilił i ugasił pragnienie, wyszedł z niej, postukując obuwiem o kamienny próg. Kolejnym krokiem jaki miał dziś wykonać, to poszukanie karawany, która zabrała by go do celu. Przy bramie aż mrowiło się od ludzi, którzy wracali po ciękżkim dniu na polu, lub innym zajęciu. Jego zadanie było w tym chaosie dość trudne- musiał znaleźć interesujący go pojazd, kierujący się w okolice Werd. Niestety, jego niezbyt szeroka postawa, ani 180-cio centymetrowy wzrost nie wystarczał, aby się przedostać przez tłumy. Gdy wreszcie znalazł jego upragniony cel *W końcu! Przecież z tej mapy nie da się nic rozczytać- ile ona ma lat!?* Ustalił on z dowódcą "konwoju" (Była to grupa kupców, wraz ze pięcioma wozami), że w zamian za swe "usługi", zapewni mu dojazd do drogi, oddalonej od lasu o 3 mile, oraz posiłek. Tak więc kontynuował on swą podróż, ponownie bez jego niedoszłego towarzysza, lecz na szczeńcie bez swego "kochanego" konika, a na dachu pierwszego wozu.
 
__________________
Osoby używające więcej niż trzech wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości. Terry Pratchett
Locien0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172