Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2009, 21:55   #341
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Dyszał jak lokomotywa, choć w świecie wykreowanym przez jego umysł ciało było jedynie iluzją, to męczyło się równie łatwo jak prawdziwe. Nawet sam konstruktor musiał przyznać, że nie pomyślał o stworzeniu furtki dla siebie. Człowiek uczy się na własnych błędach, a najwyraźniej jego edukacja nie dobiegła końca skoro udało mu się dotrzeć na czas do niewielkich wrót, na których widniał napis: „Znalazłeś wyjście bestio, mam nadzieję, że po drodze zyskałeś pokorę.”

- Owszem, kurewsko dużo pokory. – wysapał i uderzył trzy razy kołatką prosząc o przejście, w przeciwnym razie musiałby zaczynać całą podróż od początku. Dedal poczuł mocne szarpniecie, po czym cały obraz rozmazał się zamieniając w krwistą papkę.
.
.
.
Wciąż żył
.
.
.
Nieprzytomny mężczyzna nagle drgnął kilka razy gwałtownie na twardej podłodze, łapiąc łapczywie kolejne łyki powietrza. Otworzył oczy pokonując niewielki szok, jakiego doznał przy przeniesieniu świadomości. To co zobaczył powiedziało mu, że nie tylko jest umysł się znacznie przemieścił, lecz również jego ciało. Patrzył przez chwilę tępo na rzeczy toczące się obok niego wychwytując zaledwie strzępki informacji.

- Jesteśmy w domu. – wyszeptał z niedowierzaniem, a jego oblicze szybko ozdobił paskudny uśmieszek niezwiastujący niczego dobrego. Skupił się przywołując swój dar, pragnął wydostać się wreszcie na wolność, jednak nic się nie stało. Jego moce znów były zablokowane. W tym samym momencie Kat uśmiechnął się patrząc z politowaniem na Dedala. A więc to była jego sprawka.

Mężczyzna z niemałym trudem podniósł się z ziemi i stanął naprzeciwko wroga, którym niewątpliwie był w tym momencie najwyższy sędzia Thargotu. Powoli słowa, które usłyszał, zaczęły składać się w całość, jednak wciąż najważniejsze karty pozostały nieodkryte.

- Nie sądzisz, że mamy prawo wiedzieć co się tu do kurwy nędzy dzieję? – wysyczał przez zęby i podniósł wzrok na krwistą plamę na suficie. – Czy jest Thargot i kim są te ryczące bachory?! A na twoim miejscu radziłbym grzecznie współpracować…
 
mataichi jest offline  
Stary 08-08-2009, 01:11   #342
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Juliette szybko odnalazła wzrokiem Michała. Ulżyło jej, iż nic mu nie jest. Mężczyzna cały czas przysłuchiwał się prowadzonej rozmowie.

- Ten Towa... - zająknęła się Dominique. - Człowiek – dodała po chwili. - Ma rację. Należą się nam wyjaśnienia, zostaliśmy porwani z naszych domów, obudziliśmy, się w Thagorcie zupełnie bezbronni. Stoczyliśmy walkę z Hydrą ! Omal nie zginęliśmy uciekając przed marines. A co najgorsze nie wiemy nawet z jakiego powodu !

Dominique wstała, podniosła torbę z flakonikami zabranymi z marketu podeszła do doktora, wyjęła jedną z butelek. Wymierzyła nią w mężczyznę i z wściekłością w głosie stwierdziła.

- Uwierz mi. Dla twojego dobra, lepiej by było abyś miał dobre wyjaśnienia.

Doktor rozśmieszony tym co powiedział zarówno Dedal jak i Dominique wyszczerzył zęby i z rozbawieniem zaczął mówić.

- Mam na imię Albrecht Heisenberg i to co was spotkało ... to po części moja zasługa. Od dziesięciu lat pracuje już w Firtyxie. Organizacji badającej historie nas - ludzi obdarzonych. Jakieś pięć lat temu jeden z wysłanych do Nowej Gwinei zespołów odnalazł ruiny pewnej ważnej dla naszej historii cywilizacji. Co prawda nie udało im się znaleźć tego po co tam wyruszyli, ale przywieźli ze sobą pewien zadziwiająco bezużyteczny na pierwszy rzut oka przedmiot- kamienną ważkę. Leżała jako eksponat w jednym z naszych laboratoriów, kiedy jednego dnia ożyła i zaczęła latać po pokoju jak oszalała kazali mi się nią zainteresować. To były całkiem interesujące doświadczenia. Zaczęliśmy testy okazało się, że mały szkrab nie był tak bardzo bezużyteczny jak mogłoby się wydawać. Zbudowany z twardego minerału, co pewien czas ożywał. Jego struktura zmieniała się, dany przedmiot wypełniał się czymś co można nazwać krwią. Pobrałem próbkę jego DNA a potem poprzez serię doświadczeń..

- Stworzyłeś dzieci – Rey powiedział zszokowany, oczywiste już dla matematyka informacje. - To ty stworzyłeś dzieci, które teraz płaczą ?! Ale dlaczego ? To przecież nieludzkie, chore i nieetyczne !

- Desperackie czasy wymagają desperackich metod. Zbliża się dzień, w którym każdy z nas będzie musiał dokonać wyboru. Ja jestem tylko pionkiem w tej grze. Miałem za zadanie stworzyć coś co Ją powstrzyma. Więc spróbowałem tego, co umiem najlepiej. Wraz z odrobiną wiary, nauki i mojej mocy powstali oni. Rośli szybciej niż bym się mógł tego spodziewać. Uczyli się szybciej, już w drugim dniu potrafili porozumiewać się w sześciu językach. Potrafili więcej niż każdy dorosły w pełni ukształtowany w Darze człowiek. Oni byli perfekcyjni.

- Masz na myśli raczej niebezpieczni. Ich moc rosła z każdym dniem, a kiedy nie dostawali tego co chcieli próbowali wymusić to na tobie czy też innych lekarzach. Raz nawet próbowali wysadzić w powietrze ten cały budynek. - Peter dołączył do rozmowy. - Czytałem akta. Wiem do czego oni byli zdolni. Przy ich wiedzy i umiejętnościach oraz braku jakiejkolwiek chęci aby zrozumieć nas ludzi ich życie oznaczało zagrożenie. Oni mieli Ją powstrzymać ? Stawali się od niej zdecydowanie gorsi.

- A czy Organizacja była lepsza ? Kazali mi eksperymentować na mych dzieciach. Kazali sprawdzić ich granice, a kiedy okazało się, że ich nie ma próbowali się ich pozbyć. Całe szczęście, że dzieciom udało się uciec. Całe szczęście, że stworzyli miejsce w którym byli bezpieczni. A w nagrodę ja mogłem pójść z nimi.

- A świat dookoła was rozpoczął degradacje. Ot istny raj, całe miasto zaczęła otaczać ta gęsta mgła. Ludzie próbowali się dostać do środka, i gdyby nie Henryk nic nie moglibyśmy zrobić. Całe szczęście, że mógł nas przenieść do tego całego dziecięcego Raju. Komuś widocznie udało się dokończyć zadanie i zatruli ich do końca.

- To prawda, one umierają. Adam jeszcze się jakoś trzyma, ale Ewa. Ona słabnie z każdą sekundą. - Głos Doktora był pełen troski.

- To znaczy, że to już koniec ?

- Obawiam się, że nie.

Z drzwi z końca korytarza wyszedł mały czterolatek. Julian wraz z Michałem i Juliette dostrzegli oparzoną całą jego twarz. Cud, że dziecko mogło się poruszać a dopiero co mówić.

- Przepraszam, że was zabraliśmy. Nie chcieliśmy nikogo skrzywdzić.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 08-08-2009, 23:52   #343
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczęła się wyjaśniać.

Dominika podeszła do doktora, zadając wyjaśnień i grożąc mu butelką z jakimś farmaceutycznym środkiem. W innym wypadku Julian uznałby to za komiczne, teraz jednak nie było mu do śmiechu. Przytłoczony bolesną świadomością śmierci tylu istnień, siedział przy ścianie, próbując powstrzymać łzy.

Kat okazał się innym człowiekiem, takim samym jak chłopak czy inni obecni. Miał pracować w Firtyxie, organizacji badającej historię obdarzonych. Mówił coś o jakiejś ekspedycji, ważce, DNA, blondyn jednak nie słuchał tego. Jego wywód był przydługi, nudny i nie wnosił nic do rozmowy. Julian chciał usłyszeć czemu znaleźli się w Thagorcie i dlaczego to wszystko skończyło się tak, jak się skończyło. Prehistoria darów nie miała dla niego absolutnie żadnego znaczenia.

Dopiero nagłe wtrącenie się Reynolda do rozmowy sprawiło, że chłopak zwrócił większą uwagę na to, co działo się w jego otoczeniu. Wychodziło na to, że „Sędzia” był nie tylko zwolennikiem tortur, ale też nieetycznych eksperymentów genetycznych, nad którymi nie mógł zapanować. Owszem, próbował usprawiedliwić to jakąś gra, w której rzekomo miałby być tylko pionkiem i „czasem wyborów”, który miał nadejść, jednak Julian wiedział lepiej, o co mu chodziło. Bawił się w Boga, i, o ironio, stworzył go, w dwóch osobach. Adam i Ewa, dzieci, które mogły zniszczyć świat, obdarzone nieograniczoną mocą, mądrością, siłą, a jednocześnie kruchą, dziecięcą psychiką. Teraz wszystko zaczynało mieć sens. Moralność panująca w Thagorcie, system Stad i Towarzyszy, lecznicze bagna, ogniste psy, życzliwe diabły... czyż wszystko to nie było rodem z wyobraźni dziecka?

Peter i Doktor zaczęli dyskutować nad tym, kto miał rację. W oczach chłopaka oboje byli tak samo... nie istniało słowo w języku polskim czy thagorckim, by ich opisać. Jeden stworzył i wychował istoty, które mogłyby zniszczyć świat, drugi chciał je otruć, choć były zaledwie dziećmi. Przez krótką chwilę chłopak miał ochotę ich porządnie zlać, ale szybko uczucie gniewu i irytacji zmieniło się w smutek, gdy zrozumiał, jak ciężki los miały te dzieci. Nawet dorosły zwariowałby od takiej mocy, a co dopiero osoby, które miały ją od chwil narodzin. Nikt ich nie mógł nauczyć, jak się nią posługiwać, nikt też nie mógł ich poskromić. Bez rodziców, którzy mogliby ich zlać, zostali rozpieszczonymi bachorami.

Ale to nie ich wina. To przecież tylko dzieci

- To znaczy, że to już koniec ?
- Obawiam się, że nie.

W drzwiach stanął czteroletni chłopczyk z poparzoną twarzą, przepraszając wszystkich za wydarzenia, które miały miejsce.

- To nie twoja wina- odpowiedział przygnębiony Julian zmęczonym, ponurym głosem, idealnie pasującym do jego nastroju- Jeden dorosły miał chęć na eksperymenty, a masa innych chciała Cię otruć, co jak widać im się udało. Przynajmniej częściowo. Od naszej strony nie zaznasz krzywdy, ani Ty, ani Twoja siostra. Nie wiń też żołnierzy, wybrali „mniejsze zło”. Osobiście z chęcią uleczyłbym Ewę, ale niestety, „tatuś” mi to uniemożliwia. Powinniście też opuścić to miejsce, możliwe, że poza naszą planetą byłoby wam najlepiej. Tu, używając waszych nie do końca opanowanych mocy stanowicie zagrożenie. W kosmosie możecie się uczyć tak długo, jak chcecie, a potem stworzyć Thagort od nowa. Tam was nie skrzywdzą ani „odpowiedzialni rodzice”, ani „honorowi obrońcy ludzkości”.

Po wypowiedzeniu swojego krótkiego monologu Julian westchnął. Czuł się stary, taki stary...
 
Kaworu jest offline  
Stary 11-08-2009, 13:53   #344
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
Jonathan uratował tych wszystkich, których mógł. Julian, młoda dziewczyna, nieprzytomny mężczyzna i siłacz, którego imienia nie poznał. Ten ostatni podjął nawet jakąś dziwną próbę ratowania Noysa, polegającą na wypiciu krwi, jednak nic to nie dało. Pogodzony ze swoim losem odmieniec, użył swojej mocy na takim poziomie, na jakim nigdy wcześniej mu się to nie udało...

Przywołał mgłę i stopniowo zaczął ją ogrzewać. Jak wiadomo, temperaturę pary można podnosić w nieskończoność, więc już po chwili spadające skały stopiły się w jedną masę. Nie było potrzeby dłużej trzymać gigantycznej skały, więc mężczyzna puścił ją. Uścisnął dłoń Jonathana i zniknął.

Noys został, samotny w apokaliptycznym świecie. Sklepienie, które stworzył już zaczęło powoli pękać. Podszedł wolnym krokiem w stronę mazi, by bezsensownie sprawdzić po raz ostatni smutną prawdę.

Czy to kolejny prezent od Śmierci?

Nawet jeśli tak było, z całą pewnością nie miało być ich więcej.

Johnny sprawdził magazynek. Ostatnia kula, samotna, czekająca z niecierpliwością na swoją kolej. Kolejne szczeliny, przecięły skały nad głową Noysa. Podniósł broń do głowy, przyłożył spust do skroni. Chwilowa bariera, którą stworzył dzięki swojej mocy pękła. Odłamki, których nie sposób było unikać w nieskończoność pędziły w jego stronę.

To ja zdecyduję, kiedy umrę, suko!

Nacisnął spust.


Czas zatrzymał się w miejscu. Skały, nie dalej niż na wyciągniecie ręki od twarzy Noysa, kula nie dalej niż parę cm od jego skroni. Pył, odłamki, wiatr..


Świat wstrzymał oddech.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...
Howgh jest offline  
Stary 12-08-2009, 00:00   #345
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Michał był zmuszony zostawić tego człowieka na pastwę losu. Był pewien, że wybawiciel Juliette zginie. Niestety mody wampir nie miał już żadnego pomysłu, jak uratować mężczyznę. Musiał więc ratować swe życie, życie które teraz uznawał za nędzne i żałosne. Tak przynajmniej myślał, gdy wchodził do teleportu.

Okazała się nim rzeka krwi. Dla niego nie był to problem, posiadał bowiem ogromną siłę i wytrzymałość. Płynął więc w górę, do zielonego światła bez najmniejszych problemów. Widział jednak innych. Dla nich to wcale nie było takie proste. Widział Dedala, który nieprzytomny był skazany na śmierć. Skoro już raz postanowił go uratować, teraz nie chciał pozwolić by ten człowiek zginął. Michał miał dużo sił, toteż nie bał się, że wzięcie Dedala na swe barki jakoś mu zaszkodzi.

Płynął więc razem z nim do zielonego światła...

Zieleń jak się okazała jest kolorem posadzki, na którą spadł młody wampir. Wszystko go bolało, ale podniósł się chyba najszybciej ze wszystkich. W końcu miał teraz mityczną wręcz siłę. Rozejrzał się i zrozumiał, że są w jakimś dziwnym budynku. Czy to był wciąż Thargot? Spojrzał na Juliette, chciał do niej podejść, przytulić i pocałować. Jednak rozmowa jakiegoś starca z tymi, którzy wraz z nim wylądowali na zielonej podłodze zajęła go całkowicie. Nie za bardzo wiedział o co w tym wszystkim chodzi, kompletnie nic nie rozumiał, co zaczynało go bardzo złościć.

- Chwila! - krzyknął wreszcie - Ale o co tu chodzi!? - powiedział rozkładając ręce i oczekując jakiejś odpowiedzi. - Kim jest Adam i Ewa? - spytał mimo iż dziecko, które stało w pobliżu musiał być właśnie Adamem - Jaka organizacja? Czym do cholery jest Firtyx?! Jaka kurwa mgła, jakie miasto?! I do cholery o kim wy ciągle mówicie, że chcieliście Ją - zaakcentował ostatnie słowa - powstrzymać?! Kim do cholery jest ONA?! I czym do diaska są te przeklęte Lustra, które nas tu wysłały?! - Michał wszystkie pytania kierował do staruszka, oraz do żołnierza. Przez chwilę nie zwracał uwagi na małego chłopca, gdyż wcześniejsze słowa wprowadziły za duży mętlik o jego głowy. W końcu na niego spojrzał i przeszedł go dreszcz. Jak to możliwe, że on jeszcze żyje?! Co tu się do kurwy nędzy dzieje.

Michał zaniemówił czekając na rozwój wypadków.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 14-08-2009, 11:43   #346
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny

- Karły nie są olbrzymami !

Posiwiały mężczyzna rzucił białą kredą o tablicę. Kiedyś potrafiłby odnaleźć odpowiedzi znacznie szybciej, kiedyś potrafił składać myśli i używać umysłu w precyzyjny logiczny sposób. Kiedyś było inaczej, dzisiaj nie zostało nic z mężczyzny, którego pamiętacie. Wiele się wydarzyło, dlatego nie oceniajcie go. Ataki histerii i paniki zaczęły się dwa lata po wydarzeniach w Firtyxie. Od pamiętnego dnia wszystkie wypadki, których był świadkiem, sprawiły, iż w jego umyśle krzątała się paplanina przeszłości, teraźniejszość i co najważniejsze przyszłości. Nic dziwnego, że taki natłok informacji, przedzierał się przez jego umysł i wylatywał w przestrzeń w formie pozornie nie zrozumiałego bełkotu.

Ale co podstawić za czas ? Jak nie znamy czasu ? Narodziny są mniej ważne od śmierci. To podczas śmierci widzimy i wiemy wszystko. Narodziny zadają tylko serię pytań. Jak przeżyć własne życie ? Czy polubię jagody ?

Widział on zdecydowanie zbyt wiele.

- Gdybym tylko wiedział gdzie szukać, byłoby mi łatwiej. Byłoby prościej. Było by bez jednej zmiennej... bez czasu i litości. Bez dzieci. Już wiem ! Alicja ! Alicja !

Gwarek śpiewa jak kanarek.

Ruda piegowata kobieta przybiegła do starca jak tylko usłyszała jego nawoływanie. Opiekuńczo objęła go ramieniem, przytuliła go do piersi i z troską w głosie powiedziała.

- Spokojnie tato. Jestem przy tobie. Tylko spokojnie. Jestem już ciii.
- Nie ! To nie tak ! Nie ! Ja wiem. Ja czuję, że wiem. Wiem jak to powstrzymać. Musisz wrócić do pierwszego dnia. Wrócić do dnia, w którym wszystko się zaczęło. Proszę. Zrób to dla mnie. Zrób dla Oporu. Nic co pamiętasz nie będzie takie samo. Ja nie chciałem ci tego mówić. Nie chciałem do niczego zmuszać. Jednak nie ma innego wyjścia. Trzeba zatoczyć krąg. Znaleźć Pierwszego. Tak to jest możliwe, ale musisz wpierw wiedzieć gdzie szukać. Cofnij się do pierwszego dnia. Bądź sobą. I upewnij się, że nic się nie zmieni. Pamiętaj ...

Mężczyzna ściszył głos, wyszeptał kilka zdań kobiecie do ucha. Choć w małym gabinecie pozostawali całkiem sami i nikt nie mógł ich usłyszeć, mężczyzna wolał zachować czujność. Tak był paranoikiem.

- Ja nie wiem czy potrafię. Tato, ja nie chcę. Ja nie mogę tego zrobić. Tak przecież nie było. Opowiadaliście mi przecież, tak przecież nie było! Ja się nie zgadzam. Jeśli już mam iść, to spróbuję to zmienić. Na pewno można to zmienić!

Rok 2008, Firtyx. Baza 14.


Michał krzyknął a oczy Adama zaszkliły się. Maluch słuchał pytań wampira pełnych wyrzutu, wściekłości i niepewności. Gdy mężczyzna skończył zauważył, że dziecko wtuliło się w wątłe ramiona Juliana i zalało się łzami. Po tym co przeszło, reagowało histerycznie na każdy najmniejszy krzyk. Było przestraszone, zranione i co najważniejsze martwe. O ile wszystkie cechy człowiek byłby w stanie zrozumieć, wczuć się w sytuacje tej drobnej istoty o tyle tak drobny fakt śmierci pozostawał czymś co uniemożliwiało zgromadzonym na korytarzu ludziom zrozumienie tego malca. Michał szukał tylko odpowiedzi, jednak zapomniał kogo ma przed sobą.

- Przepraszam, my tylko chcieliśmy poczuć to jeszcze trochę. Wszystko czego pragnęliśmy, to jeszcze tylko trochę życia.

- Co ty trzymasz w ręce ?! - Zaskoczony doktor chwycił flakonik, którym nie dawno Dominique próbowała mu zagrozić.

- Jedna z nietkniętych próbek.

Mógłbym spróbować dać im jeszcze trochę czasu. Może udałoby się jeszcze ich uratować

- Masz ich więcej ?
- To zależy do czego one są tobie potrzebne ? - Odpowiedziała kobieta.
- Wierzę, że mogę im pomóc, ale lepiej dla dzieci byłoby gdybym miał więcej tego serum.
- Nie to jedyna buteleczka.
- Popatrz na niego ! - Mężczyzna wskazał palcem na Adama. Czy sądzisz, że ktokolwiek miał prawo znęcać się nad dzieckiem. Może dałem im życie, ale to nie ja sprawiłem, że każdy dzień ich egzystencji był jednym wielkim cierpieniem. Oni byli podpalani, ranieni, głodzeni, zmuszani do wysiłku psychicznego i fizycznego, całkowicie pozbawieni czułości bo to tylko eksperyment.

Dominique nie była pewna swojej decyzji, ale wręczyła ostatnią buteleczkę z serum doktorowi.

- Ktoś musi czuwać nad nimi, jak ty będziesz przygotowywał próbki.

- Oszalałaś ? Powiedział Peter. - Pozwólcie im zdechnąć, nie macie pojęcia do czego są zdolni. Widzicie w nich niewinne dzieci ? Głupcy.

Alicja zszokowana obserwowała całą toczącą się na korytarzu dyskusje. Ten dzień był jej opisywany bardzo dokładnie. Znała każdą osobę, która była wtedy tam w korytarzu. I każda z nich zachowywała się zupełnie inaczej niż opowiadali jej rodzice. Jednym słowem w pomieszczeniu panował chaos i dezorientacja. A to przecież miejsce, w którym zdołali pokonać ...

Jeśli to wszystko nie miało miejsca, Tata by nie oszalał ! – pomyślała szczęśliwa. Jednak zaraz w jej umyśle pojawiła się nowa myśl – I nie będzie przyszłości dla kogokolwiek z nas.

Nic nie wskazywało na to, żeby ta zbieranina obojętnych sobie osób była w stanie rozpocząć razem najważniejszy rozdział historii ludzkości. Chyba, że ona ich do Tego zmusi.

Sala Luster

W Sali pełnej Luster co trochę pękało kolejne lustro. Istoty, które przedstawiały lustra umierały. Na samym końcu po przeciwległych krańcach sali zostały już tylko 3 lustra. Jedno przedstawiało starca, drugie mężczyznę w sile wieku a trzecie młodą dziewczynę na oko nie mającą więcej jak 20 lat.

- Dlaczego ciągle, coś się musi nie udawać ?! Dlaczego ciągle jest coś nie tak ?! Miały pożyć tylko chwile i połączyć się z nami. Mieliśmy być znowu Jednością! A tym czasem co ?! Wysłaliśmy w inne miejsce pomocnych ludzi. Nie kontrolujemy wypuszczania Thagorczyków na Ziemię. Teraz zużyły część nas aby powrócić na ziemię tylko po to aby trochę jeszcze pożyć ?! Wszystko jest nie tak jak powinno być !

Młoda kobieta ubrana w ciemno zieloną sukienkę z pomarańczowymi grochami parsknęła śmiechem.

- Jedności już nie ma. Starszyzno. Czy tak trudno było zauważyć to od początku rozłamu ? Proste decyzje były nie możliwe do podjęcia a co dopiero rozważania na temat zjednoczenia. Całe szczęście, że ja jako jedyna pozostałam z głową na karku.

Rosły mężczyzna i staruszek skupili na kobiecie swą uwagę.

-Nie bójcie się, świeży umysł zawsze wie lepiej. Z drobną pomocą stworzę nas od nowa, lepszych nas. I nie będę potrzebowała do tego ludzi. Ogniwo wam uciekło pozostawione same sobie. Nawet nie macie pojęcia czy nadal żyje. A reszta nich ? Potrzebujecie tyle czasu aby wykreować w nich cząstkę nas. I po co ? Co to w ogóle za pomysł aby ewoluować z powrotem przez nich. Są ciekawsze i szybsze metody. – Odpowiedziała młodzieńcza Jaźni.

- Dobrze wiesz czemu chcemy wrócić dzięki Ogniwom. Szybsze metody są zabronione ! Nie możesz sprzeciwić się prawu krwi! Należysz do nas !

- Głupcze ja już dawno to zrobiłem!

Kobieta wyszła z lustra, powoli postawiła nogę na posadzce. Szczęśliwa, że wreszcie wyrwała się spod panowania pozostałych zachichotała.

- Mówiłam. Ciekawsze i szybsze.

Puściła oczko w stronę pozostałych zwierciadeł.


Rok 2008, Firtyx. Baza 14.

Doktor z pomocą Dominique przygotowywał serum dla dzieci. Ewa była w jeszcze gorszym stanie niż Adam. Leżała na łóżku bez nóg i rąk. Nic dziwnego, że w świecie Thagortu lubiła latać po jego połaciach w formie Harpii.

Z ciekawości, może głupoty wszyscy obdarzeni uciekinierzy z Thagortu zostali w pokoju, w którym lekarze przygotowywali specyfik. Michał z Reynoldem upewnili się, że Peter nie będzie próbował żadnych sztuczek. Gdy serum zostało już przygotowane w liczbie dwóch ampułek. Doktor wlał ich zawartość do strzykawki spojrzał na dzieci i z miłością w głosie rzekł.

- Może to wam pomoże.

Czas się zatrzymał. Z cienia wyszła Alicja. Podeszła do doktora wzięła dwie strzykawki. Zwróciła się w stronę dzieci. Chwilę z nimi porozmawiała. Te wpierw się przeraziły, potem powoli na ich minie kształtował się uśmiech.

- Teraz już rozumiecie ? Na prawdę potrzebuje i waszej i ich pomocy. Proszę. Pomóżcie nam.

Alicja położyła na dwóch posłaniach po jednej ze strzykawek na każdym z nich. Poczekała, aż dzieci przekształcą się do dobrze znanej jej formy i wejdą tym razem do krwi z której pochodzą.

Kobieta podeszła do Reynolda Burke. Delikatnie przyłożyła dłoń na jego twarzy. Ze łzami w oczach powiedziała.

- Przepraszam tato.

Po czym wbiła mu strzykawki prosto w serce i zaaplikowała serum.

Pozostało jej już tylko upewnić się, że wspomnienia tych co przetrwali, już nigdy nie powrócą.



- Ona sobie poradzi. Nie musisz się bać. - Powiedział Adam.
- Póki nie wróci będziemy czekać. Czekać na nich wszystkich. A potem możemy odnaleźć Pierwszego. Teraz jednak się pobawmy ! Pobawmy jak zawsze ! Wybierz liczbę, no śmiało przecież wiem, że lubisz tą grę.- Ewa namawiała do zabawy Reynolda.

Koniec
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172