Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2009, 21:53   #1
 
Keitaro's Avatar
 
Reputacja: 1 Keitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znany
[Storytelling] Źródło młodości

Komnata umieszczona w jednej z wież strażniczych wybudowanych niedaleko zamku w której nie stacjonuje już żadna jednostka. Od jakiegoś czasu jest ona wykorzystywana przez zakon składający się z jedenastu członków, którego celem jest pomoc królowi i ochrona wszystkiego co stworzył podczas swego panowania. Na dworze, jak w większość ostatnich dni panowała bardzo słoneczna pogoda, mimo to wewnątrz budowli panował półmrok, gdyż jedynymi otworami wychodzącymi na zewnątrz i wpuszczającymi do środka trochę światła były małe okienka umieszczone kilkanaście metrów nad ziemią. Wnętrze utrzymane w ciemnych kolorach i ponurej atmosferze sprawiało, iż niejednego człowieka - w ciemną noc - przeszedłby dreszcz.
Nagle z wielkim piskiem uchyliły się drzwi i do środka wkroczyło po kolei jedenaście zakapturzonych postaci. Zasiedli na małych wyrzeźbionych krzesłach ustawionych na około owalnego pomieszczenia. Nad każdym z nich widniała na ścianie mała płaskorzeźba przedstawiająca umiejętności członka zakonu i zdjęli kaptury.
- Witam panów... i oczywiście panie.
Wypowiedział człowiek zasiadający na największym krześle ustawionym na przeciw drzwi wejściowych. Nad jego głową widniała rzeźba przedstawiająca różdżkę co oznaczało, że jest czarodziejem. Po chwili ciszy najwyraźniej znudziło mu się siedzenie w ciemności i machnął ręką, aby za pomocą magii zapalić wszystkie pochodnie przytwierdzone do ścian. Światło rozbłysło oświetlając całe pomieszczenie i twarze osób usadowionych wygodnie na swoich miejscach, a byli to (rozpoczynając od prawej strony człowieka który jako pierwszy zabrał głos): człowiek nad głową którego znajdowała się płaskorzeźba dwóch skrzyżowanych mieczy co świadczyło, że jest wojownikiem, elfka nad której głową widniało drzewo (druidka), elf nad którego głową uwieczniono łuk (łowca), człowiek (czarodziejka), półelf nad którego krzesłem wyrzeźbiono miecz i tarczę (rycerz), człowiek z kapturem wyrzeźbionym nad miejscem które zajmował (kapłan), krasnolud (wojownik), półelf (druid), krasnolud (wojownik) i jako ostatni zajmujący miejsce po lewej stronie czarodzieja który zapalił pochodnie siedziała elfka (łowca).

Cała ta jedenastka rozpoczęła swą kolejną naradę, aby podjąć decyzję dotyczącą legendy o źródle młodości. Większość członków zakonu zgadzała się, że mimo iż to wielkie ryzyko wyruszać na poszukiwanie odmładzającej wody to jednak trzeba je podjąć i uformować drużynę zdolną wykonać to zadanie... Po kilku godzinach obrad cała jedenastka jednogłośnie podjeła decyzję i postanowiła opuścić wierzę i w ciągu następnego tygodnia znaleźć ochotników chcących wyruszyć na wyprawę.

***

Tydzień minął bardzo szybko i do pomieszczenia w którym odbyła się ostatnia narada - tym razem w przemoczonych ubraniach - wkroczyła cała jedenastka. Zasiedli jak zwykle na swoich miejscach, jeden z czarodziei zapalił pochodnie skinieniem dłoni po czym wszyscy wymienili się spojrzeniami i człowiek który ostatnim razem rozpoczął obrady wstał z miejsca i przemówił donośnym głosem.
- Witam moi mili. Dziś nadszedł w końcu czas, aby przedstawić wam drużynę która uda się do mitycznego lasu pradawnych druidów w poszukiwaniu tajemniczego źródła które podobno ma magiczne właściwości. Oczywiście wszystko już dobrze wiecie, dlatego nie ma na co czekać... Proszę wejść!
Wykrzyczał czarodziej i usiadł wygodnie na swoim miejscu. Po krótkiej chwili drzwi się otworzyły i do środka wkroczyła czwórka śmiałków mająca już niedługo odmienić przyszłość świata. Jako pierwszy wszedł i stanął na środku człowiek (Gettor) za nim lekkim krokiem pośpieszyła półelfka (Midnight), a po krótkiej chwili wkroczyła dwójka ludzi których uzbrojenie świadczyło iż są wojownikami (Kerm i seba656).
Poczuliście na sobie wzrok całej jedenastki, który poznawał każdy szczegół waszego ciała, usłyszeliście także kilka szeptów, jednakże nagle czarodziej będacy najwyraźniej głową zakony podniósł rękę prosząc o ciszę i zabrał głos.
- Witajcie jestem Silvan. Ciesze się że postanowiliście przysłużyć się naszemu zakonowi i jednocześnie pomóc królowi Godrykowi. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie nas i cali oraz zdrowi wrócicie z wyprawy z mityczną wodą. A teraz bądźcie tak mili i opowiedzcie nam coś osobie.
Czarodziej zamilkł i wpatrując się uważnie w wasze twarze czekał, aż ktoś przemówi...

***

- Dobrze więc jeśli już się poznaliśmy czas, abym przedstawił wam piątego członka waszej grupy którym będzie mój uczeń. Oczywiście traktujcie go normalnie bez jakichś większych względów. Po prostu chcę, aby spisał to co przydarzy się wam podczas wyprawy no i wie już co nieco o całej tej legendzie o magicznym źródle. Proszę wejdź Arnathel'u!
Krzyknął Silvan, a do komnaty wpadł niezdarnie młody elf z długimi blond włosami i zielonymi oczyma. Ubrany jest w szaty podobne do tych które założone mają członkowie zakony jednakże jest w fioletowym kolorze. Popatrzył nerwowo po twarzach wszystkich zgromadzonych w sali i ustawił się w szeregu w którym już się znajdowaliście.
- No więc o od teraz tworzycie jedną drużynę...
Nagle coś huknęło i wszyscy zerwali się z miejsc.
- To zapewne ludzie Serafina! Może dowiedział się gdzie jest nasza kryjówka! Lepiej stąd uciekajmy!
Takie i inne krzyki wydawali z siebie zaniepokojeni członkowie zakonu po czym podbiegł do was Silvan i powiedział zdenerwowany, bowiem głosy dochodzące z zewnątrz były coraz głośniejsze.
- Szybko musicie tędy uciekać...
Powiedział odpychając was ręką i podnosząc do góry klapę która jeszcze przed chwilą znajdowała się pod waszymi nogami.
- A teraz szybko do środka. Niestety nie mogę z wami pójść i nie było czasy, aby wszystko wyjaśnić. Mój uczeń jest bardzo dobrze poinformowany, a teraz idźcie już wzdłuż tego tunelu.
Dokończył czarodziej drżącym głosem i poczekał, aż wszyscy wejdziecie do środka po czym zatrzasnął za wami klapę...

________________________
- Opiszcie co robiliście przed wieżą
- Jak wyglądacie i powiedzcie coś o sobie
- A resztę to wedle uznania
 

Ostatnio edytowane przez Keitaro : 13-05-2009 o 22:11.
Keitaro jest offline  
Stary 14-05-2009, 09:30   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Młody, szczupły mężczyzna, od kilkunastu minut siedzący nad tym samym kuflem piwa, odruchowym gestem przegładził niesforne włosy. Którym to i tak nic nie dało. Cały czas wyglądały, jakby czesał je wiatr. A strzygł... Z pewnością nie balwierz.
Z opalonej twarzy, naznaczonej na lewym policzku niewielką blizną, spoglądały na otoczenie nad wyraz spokojne, brązowe oczy.
To, że siedział w zbroi, a przy pasie miał miecz, nikogo nie dziwiło. W tych niepewnych czasach dość trudno było spotkać kogoś, kto nie był uzbrojony po zęby.

W pewnym momencie na twarzy Baileya pojawiło się zniechęcenie. Cień uczucia, które mógł zauważyć tylko ktoś, kto bacznie mu się w danej chwili przyglądał.
Mężczyzna odsunął kufel i wstał i ruszył w stronę lady, za którą znudzony barman udawał, że wyciera.
Teraz można było zobaczyć, że jest wysoki, a w jego sposobie poruszania było coś, co kojarzyło się z drapieżnikiem.

Podszedł do barmana.

- Gdyby ktoś o mnie pytał, będę w swoim pokoju.

Barman skinął głową.



Bailey rozsiadł się w fotelu.
Może tracił czas. A może...


Rozmyślania przerwało ciche stukanie.
Człowiek, z którym Bailey rozmawiał parę dni wcześniej, wszedł do pokoju.

- Zabierz wszystko - powiedział. - Musisz się pospieszyć.




Do sali wszedł jako ostatni.
Obrzucił krótkim spojrzeniem zgromadzonych tam jedenaście osób.
Legendarna rada...
A potem przeniósł wzrok na tych, z którymi miał wyruszyć w drogę.
Półelfka... Z wielką wilczycą u boku.
Nie miał nic przeciw półelfom, ale oni zwykle mieli dużo przeciwko niemu. Nie konkretnie, ale półelfy miały do ludzi zawsze urazę. I trudno było im się dziwić, ale współpracy to nie ułatwiało.

Głupota - pomyślał, gdy Silvan poprosił ich czwórkę o opowiedzenie czegoś o sobie. - Strata czasu. Lepiej powiedziałby coś więcej o Źródle...

Oni o sobie mogli poopowiadać podczas wędrówki...
Poczekał cierpliwie, aż dziewczyna pierwsza zabierze głos. Kobiety miały pierwszeństwo.
I oczywiście musiała podkreślić swoje pochodzenie, co nie rokowało dobrze na przyszłość...

- Bailey - przedstawił się, podobnie jak poprzedniczka. - Wojownik.

Co jeszcze miał powiedzieć? Historię swego życia? Na to będzie czas później.
Nie okazując zniecierpliwienia, spokojnymi ruchami, poprawił łuk i plecak.
I czekał, kto i co powie jeszcze.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-05-2009, 12:46   #3
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Khuagonin mial goscia. Czlowieka. Na szczescie dostrzegla go na tyle wczesnie zeby nie zastal jej w domostwie druida. Nie to zeby sie go bala. Nie, tu bardziej chodzilo o mistrza i szacunek jakim go darzyla. Nie chciala by mial jakies nieprzyjemnosci przez jej uprzedzenia. Nie zaslugiwal na to.
Stala wiec pod rozlozystym debem i leniwie gladzac szara glowe Tarczy, ukradkiem obserwowala drzwi. Wreszcie, po zdecydowanie zbyt dlugim pobycie, nieznajomy wyszedl na zewnatrz. Przez jedna, krotka chwile odniosla niepokojace wrazenie, ze patrzac na las spoglada na nia. Spojzenie przeszywalo na wskros odslaniajac najskrytsze zakamarki duszy. To jednak nie mogla byc prawda gdyz stala w takiej odleglosci, ze slabe oczy ludzkie nie mogly jej dojzec. Nie, on jedynie podziwial las jednoczesnie bezczeszczac jego swietosc swoja plugawa obecnoscia.

- Sharami.

Drgnela slyszac cichy glos Khuagonina. Nie slyszala jak sie zblizal. Nigdy go nie slyszala. Jego kroki byly ciche jak gdyby wcale nie dotykal stopami ziemi. Byl czescia otaczajacej go natury. W pelni z nia polaczony tworzyl harmonijna calosc wszedzie tam gdzie sie pojawil. Mogla jedynie zywic nadzieje, ze pewnego dnia i ona dostapi tego zaszczytu.

- Tak mistrzu?

- Zniknelas tak nagle. Czy cos sie stalo?


Pytal mimo, ze doskonale znal powody jej znikniecia. Wiedzial. Nigdy o tym nie rozmawiali ale i tak wiedzial co kryje sie w zakamarkach jej duszy. Czasami gdy niespodziewanie podnosila na niego swoj wzrok dostrzegala w jego oczach niepokoj i wspolczucie. Pierwsze starala sie lagodzic, drugie z premedytacja odrzucala. Nie bylo jej do niczego potrzebne.

- Miales goscia, mistrzu. Nie chcialam przeszkadzac.

- Rozumiem
.

Spojzenie blekitnych oczu palilo. Znow czytal w jej sercu jak w otwartej ksiedze i znow wiedza jaka zdobyl budzila w nim niepokoj i smutek. Nie chciala tego wiec szybko opuscila wzrok. Cisza trwala.

- Sharami.

- Tak mistrzu?

- Musisz stad odejsc...


Zatoczyla sie razona ciosem jego slow.

- Odejsc? ... Dlaczego?... Mistrzu? ...

- To nie jest moja decyzja. Zostalas wybrana do waznego zadania, a ja nie mam prawa cie tu zatrzymywac.


Nagle zrozumiala.

- Ten .. czlowiek. To on ...

Krotkie skinienie glowy starczylo jej za odpowiedz. Nie dosc, ze obdarli ja z dziecinstwa, pozbawili matki i szacunku do samej seibie. Nie dosc, ze dreczyli ja na tysiace wymyslnych sposobow, nie dosc, ze musiala bezwolnie przygladac sie upodleniu elfiej rasy .... Nie, im nigdy nie bedzie dosc. Kochaja dreczyc, ponizac, odzierac z wszystkiego ...
Twardy glos Khuagonina brutalnie wdarl sie w jej mysli zmuszajac by na niego spojzala.

- Zostalas wybrana, a moim zyczeniem jest bys godnie wypelnila swe zadanie. Nie pozwol by strach i nienawisc calkiem pochlonely dobro, ktore z takim trudem pielegnowalem przez ostatnie lata.

- Mistrzu.

- Pozwol im odejsc Sharami, a doznasz wiekszej ulgi niz ta, ktora da ci zemsta. Teraz chodz. Czas bys przygotowala sie do drogi.



*****




Czekali na wezwanie. Ona i jeszcze trzej mezczyzni z rodu ludzi. Nie odzywali sie do niej i dobrze. Nie chciala sie z nimi bratac. Dla niej byli jedynie nedznymi robakami, ktore pelzaja po ziemi jej przodkow, bezczeszczac ja i zanieczyszczajac powietrze swym oddechem. Cichy pomruk Tarczy wspolgral z burza w jej sercu. Mistrz nakazal jej odrzucic nienawisc i strach. Przestrzegal przed zgubnym ich dzialaniem. Wspominal o szacunku jakim darzy ludzkiego krola i jak wiele ten krol uczynil dla takich jak ona i tych czystej krwi. Mowil wiele o tym ile zalezy od powodzenia tej misji. Mowil... W ciagu jednego dnia uslyszala od niego chyba wiecej slow niz przez wszystkie lata swojego pobytu w jego pustelni. Na koniec zazadal od niej przyzeczenia, ze nie zawiedzie jego zaufania dazeniem do zemsty. Przysiegla i zamierzala dotrzymac danego slowa. Nie oznaczalo to jednak, ze stanie sie nagle milosniczka tych psich pomiotow...


Teraz zas stala tu, w sali narad Zakonu. Wyprostowana, z dumnie uniesiona glowa. Lewa dlon spoczywala lagodnie na glowie Tarczy. Prawa sciskala drzewiec wloczni zakonczonej sierpowym ostrzem. Twarz skrywal cien rzucany przez narzucony na glowe kaptur podroznego plaszcza barwa przypominajacego pien starego drzewa. Jezeli jednak ktos osmielilby sie przygladac nieco uwazniej dostrzeglby natychmiast swietliscie brazowe oczy i powazny wyraz twarzy. Jesli by mial szczescie dostrzeglby jeszcze pukiel zlociscie brazowych wlosow delikatnie przyslaniajacy prawy policzek. Co jeszcze miala na sobie procz butow ciezko bylo powiedziec gdyz tkanina plaszcza szczelnie chronila ta wiedze przez ciekawymi spojzeniami.

- Sharami, druidka.

Obiecala, ze bedzie sie starac, jednak nie mogla powstrzymac slowa, ktore samo cisnelo sie jej na usta.

- Polelfka.

Coz, przyzwoitosc nakazywala z gory powiadomic ich, ze wszelkie proby bratania sie sa z gory skazane na niepowodzenie.
Nastepny w kolejnosci odezwal sie czlowiek z blizna na lewym policzku.

- Bailey. Wojownik.

Wojownik... Przez chwile miala ochote prychnac pogardliwie ale powstrzymala sie w ostatniej chwili. Wojownik... Ciekawe ile bezbronnych kobiet i dzieci ma na sumieniu. Wojownik... Z bezbronnymi latwo sie wojuje.
Pozniej przyszla kolej na pozostalych, ktorzy bardziej lub mniej opisowo zdradzali sw imiona, profesje i drzewa genealogiczne. Na koniec dolaczyl do niech elf w fioletowej szacie, uczen Silvana. Nie wiedziala co o nim i jego roli w tej wyprawie sadzic. Byl elfem. Elfy ja odrzucily. Czy i teraz bedzie musiala znosic pokornie ich pogarde? Oby nie, gdyz w takim wypadku dotrzymanie slowa staneloby pod wielkim znakiem zapytania.

- No więc o od teraz tworzycie jedną drużynę...

Do druzyny nam jeszcze wiele brakuje, a jezeli by to od niej zalezalo to nigdy takowa sie nie stana. Ciekawe ile czasu minie gdy pierwszy z nich zginie... Ciekawe tez czyje ostrze zabarwi sie czerwienia.. Doprawdy ciekawe...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 15-05-2009, 01:49   #4
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Rutynowy zwiad przerodził się w akcję w momencie, kiedy Kaldor usłyszał krzyk wołający o pomoc.
Bezzwłocznie udał się w tamtym kierunku by odkryć, że na drodze w lesie stoi człowiek… i trójka orków zamierzających go ubić jak psa.

*Tylko trójka? Czuję się niedoceniony…* pomyślał łowca wyjmując broń i wychodząc z ukrycia… wolnym krokiem.

Chciał by go zauważyli, bowiem od jakiegoś czasu prowadził swojego rodzaju ankietę wśród orków. Pytanie było proste i nawet nie trzeba było go zadawać – „Czy uciekasz na widok Zguby?” W większości odpowiedź okazywała się twierdząca.

Jednak tym razem orkowie nie uciekli – być może czuli się odważni, lub go po prostu nie poznali. Jego. Kaldora Daretta, zwanego przez orków Zgubą, a przez nielicznych Świerszczem – tych niewielu, którzy go znali.
Czyli przez nikogo.

Otrząsnął się z zamyślenia dzięki wielkiemu buzdyganowi, który opadał ciężko na jego głowę.
Łowca uskoczył zwinnie i wyprowadził krótkie cięcie w szyję orka – atak tak masywną bronią wyprowadził go z równowagi i stwór aż się prosił by go zabić.

Pozostała dwójka przeciwników – widząc łatwość z jaką Kaldor zabił ich towarzysza, po prostu… no cóż.
Wystarczy rzec że w następnej chwili ich już nie było – zostawili po sobie jedynie upuszczoną broń i ślady prowadzące do lasu.

- To by było na tyle. – stwierdził łowca nie fatygując się by zapytać człowieka jak się czuje. Miał zamiar zrobić to co zawsze – odwrócić się na pięcie i odejść.
- Czekaj! – zawołała niedoszła ofiara napadu. Świerszcz westchnął i spojrzał na niego. Z upragnieniem czekał na dzień, kiedy nie będzie musiał wysłuchiwać „gozgonne dzięki ci za ratunek”. - Ci orkowie… skąd wiedziałeś?
- Byłem w okolicy. – stwierdził lakonicznie łowca.

Wtedy człowiek wyjął z kieszeni małą karteczkę i zaczął naprzemiennie czytać ją i patrzeć na Kaldora.
Czekając, łowca wpatrywał się swoimi szmaragdowo-zielonymi w liście przydrożnych drzew i czuł jak wiatr rozwiewa mu jego długie, czarne włosy.

Jak się nad tym chwilę zastanowił to doszedł do wniosku, że cały jest czarny – czarne buty, spodnie, zbroja, rękawice, włosy… brakowało tylko czarnej skóry!

Westchnął znowu czekając aż człowiek coś powie. Zaintrygował Kaldora – nie każdy po wybawieniu od bandytów zaczyna coś czytać. W międzyczasie schował swoją broń do pochew przy pasie – dwa miecze, jeden długi i jeden krótki… jedyne pamiątki po dwóch najdroższych mu osobach…

Zaczynał już się lekko denerwować, kiedy wreszcie człowiek przemówił.
- Świerszcz? Kaldor Darett? – Na to określenie Kaldor uniósł brwi i utkwił oczy w rozmówcy.
- Skąd to wiesz?
- Po prostu wiem…Eee… potrzebujemy cię.
- My? – zdziwienie Kaldora zaskoczyło jego samego. – Jacy my? I… do czego?
- Wielkie zło wisi w powietrzu, dobry panie. Jednak resztę wytłumaczy mój mistrz, jeśli raczysz ze mną pójść.

Znów się zaczynało. Znów poczuł to irytujące swędzenie w piersi. Bezczelnie nawiedzało go zawsze, gdy tylko czuł że osiągnął harmonię w życiu – że wreszcie może być szczęśliwy z takim zajęciem które robi.

Chęć przygody… Kaldor nie mógł się jej pozbyć, jakkolwiek się nie starał.
- Prowadź. – odparł po chwili łowca.

* * *

Czekali na czymś, co można było nazwać dziedzińcem. On, półelfka i dwójka mężczyzn.

Jednak gdyby to była trójka ogolonych krasnoludów, Kaldor czułby to samo – nic. Nie wiedział kim byli i w gruncie rzeczy mało go to obchodziło. Wolałby być sam. Jednak nie mógł, bowiem ktoś pomyślał że będzie zabawniej jeśli każde łowcy „zbratać” się z innymi w zadaniu… no właśnie, jakim?

Drzwi do wieży się otworzyły i weszli – cała czwórka. Ciemne pomieszczenie do jakiego trafili zupełnie nie odpowiadało łowcy przystosowanemu do krycia się pośród drzew. Na środku sali, nawet tak ciemnej jak ta, czuł się jak żywy cel. Brakowało mu tylko namalowanego „X” na piersi dla lepszego trafiania.

Zaś po minucie wrażenie się nie polepszyło ani trochę. A wręcz drastycznie pogorszyło, kiedy głos zabrała jedna z osób…

*Powiedzcie coś o sobie?! Czy on ma nas za idiotów?! Pomóc Zakonowi? I królowi Godrykowi? Ech… To chyba jakiś żart… Choć z drugiej strony nikt mnie nie zmuszał bym tu przychodził…*

Jak się okazało, pozostali podzielali jego pogląd, bowiem jedynie się przedstawili.

- Sharami, druidka. – zaczęła jedyna wśród nich kobieta i dodała po chwili. – Półelfka.

Kaldor prawie się zdziwił. Co też mogła tutaj robić druidka by „pomóc Zakonowi i królowi Godrykowi”?
Łowca spędził nieco czasu wśród druidów i wiedział że polityka i inne religie mało ich obchodziły – mieli swoje lasy o które dbały. Co ona tutaj robiła?

- Bailey, wojownik. – powiedział mężczyzna obok półelfki.

Wojownik… gdzież byli ci wszyscy wojownicy, kiedy orkowie palili i grabili bezbronnych? Kaldor nie mógł tego pojąć. Sensem życia wojowników powinna być ochrona słabszych, którzy sami siebie obronić nie mogli.
Gdzież więc byli, kiedy Kaldor odpowiadał na rozpaczliwe wołania o pomoc tak wielu na drogach?

Nagle łowca spostrzegł się, że wszystkie oczy są zwrócone na niego.
- Kaldor Darett. – powiedział szybko i zamilkł.

*Jeśli myślą, że bezmyślnie dodam „łowca” to chyba rzeczywiście powinienem stąd wyjść. To kim dla nich jestem wyjdzie prędzej czy później.*
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 15-05-2009 o 02:02.
Gettor jest offline  
Stary 15-05-2009, 08:55   #5
 
seba656's Avatar
 
Reputacja: 1 seba656 nie jest za bardzo znany
Był to letni wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo o kolorze czerwonym przechodzącym w złocisty. On usiadł na trawie wokół rozciągała się łąka ahh... jaka łąka rozciągały sie pagórki łąki które sprawiały wrażenie niekończących się. Powiewał lekki wiaterek który kołysał drzewami, pięknymi topolami stojącymi z dala od siebie. Quarion odpoczywał po ciężkim treningu. Był bardzo nie zadowolony. Od kiku tygodni nie została mu zlecona misja. Król kazał mu odpocząć. Lecz on uważał że nie ma czasu na odpoczynek. Wtsał zagwizdał dwa razy i z za jednego z pagórków przybiegł rumak. Biały muskularny koń.

***

Po godzinnym kusie dotarł do wrót miasta. Jadąc po brukowanych uliczkach w stronę zamku rozmyślał o wielu sprawach. Nawet nie zauważył jak stał pod bramą zamku. Właśnie chciał wjechać gdy usłyszał:
-Quarion-był to silny męski głos i brzmiał znajomo. Odwróciwszy się zobaczył wiernego sługę króla.
-Quarion, za mną!

***

Weszli do jendej z miejskich karczm usiedli po czym usłyszał.
-Mam dla ciebie misję, ale to nie jest jakaś tam misja tu chodzi o losy całego świata. Przyjmujesz ją?- powiedział bardzo szybko męszczyzna
-No nie wiem czy dam rade ale o co cho...- zaczoł mówić
-Przyjmujesz ją?!- przerwał z zniecierpliwieniem
-Tak jest!

***

Stał na dziedzińcu. Lewą ręką trzymał swą tarcze, Prawa zwisała wzdłuż ciała. Był zestresowany zazwyczaj znał wszystkie szczegóły zadania a teraz nie wiedział nic. Obok niego były 3 osoby.

- Sharami, druidka. – powiedziała jedyna kobieta w drużynie – Półelfka.

Druidka... nigdy nie współpracowałem z żadnym druidem. Myślałem, że ich zadaniem jest opieka nad lasem.

- Bailey, wojownik.-powiedział człowiek

- Kaldor Darett.- po dłuższej chwili ciszy odparła 3 osoba stojąca obok niego.

- Adov Quarion, paladyn- uznał za stosowne powiedzieć tylko tyle ponieważ nikt inny nie mówił więcej a on nie lubił się wyróżniać.
 

Ostatnio edytowane przez seba656 : 15-05-2009 o 08:59.
seba656 jest offline  
Stary 15-05-2009, 09:07   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Huk i panika.
I to by było na tyle...
Cholerne ględy... Zamiast tracić czas na gadanie powiedzieliby coś ciekawego. A tak...
Nawet z ekwipunku nic nie dali.
Skąpiradła i głupcy.


Spojrzał w dół, w kilkumetrową studnię, w głąb której prowadziła nieco zardzewiała, metalowa drabina. Obrócił się w stronę półelfki.

- Zejdzie - spytał, wskazując na wilczycę - czy trzeba jej pomóc?

Nie wątpił, że druidka, Sharami, nie zostawiłaby swej pupilki nawet za cenę życia.

- To nie powinno cię interesować, człowieku - w oczach półelfki widniała niechęć granicząca z nienawiścią.

Cóż. Mógł się spodziewać czegoś takiego. Nie tylko niechęć, ale i głupota. A to oznaczało podwójne, nie, potrójne kłopoty. Mieli jeszcze orki na karku.
Jakby nie potrafiła zauważyć, że członkowie rady to nie tylko ludzie. Widać tamte półelfy potrafiły przezwyciężyć uprzedzenia.
Po raz kolejny okazało się, niestety, że niektórzy nie potrafią patrzeć dalej, niż czubek własnego nosa.

- Twoja wola - powiedział obojętnie. - Proszę. - Gestem wskazał jej drogę.

Wolał, by nie spadła mu na głowę. Ani ona, ani jej wilczyca.
Wystarczało, że mieli je na karku.


Nie obserwował, w jaki sposób druidka i jej towarzyszka pokonują drabinę. Miał co innego do roboty. Widząc poziom organizacji, jakim zabłysnął ten cały zakon nie sądził, by ktoś zadbał o coś tak prymitywnego, jak pochodnia, a podróżowanie po ciemku, po nieznanych korytarzach, nie było jego największym marzeniem.
Podszedł szybko do najbliższego stojaka i wyciągnął pochodnię. A potem drugą i trzecią.

- Szybciej - zawołał na niego Silvan, cały czas stojący obok klapy. - Na dół. Zamknę za tobą.
Obok niego stał półelf, który gestem ponaglił Baileya.

Bailey nie dał sobie dwa razy powtarzać tego polecenia.
Inni zeszli już na dół.

Schodzenie z trzema pochodniami w garści raczej nie wchodziło w rachubę.

- Odsuńcie się - zawołał. - Rzucam pochodnie.

Dwa łuczywa poleciały w dół. Jedno z nich zgasło, drugie stale się paliło.
Bailey ruszył w dół.
Ledwo zszedł dwa szczeble w dół nad jego głową zatrzasnęła się ciężka klapa.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-05-2009, 19:43   #7
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Spotkanie dobieglo konca. Pojawienie sie niejakiego Serafina sprawilo, ze czlonkowie rady zaczeli zachowywac sie niczym przerazone przepiorki. Zalosne. Gdy jednak Silvan wskazal im droge ucieczki poczula lekki niepokoj. Tunel. Strome wejscie, chybotliwa drabinka. Uwiezienie w ciasnych ramach. Wszystko to natychmiast przywiodlo jej na mysl lochy, w ktorych spedzila najgorsze lata swojego zycia.. Pierwsze lata.
Nie mogla jednak okazac slabosci. Nie tu, nie wsrod tych ludzi. Zastapila wiec strach nienawiscia, jak robila to wiele tysiecy razy w przeszlosci. Bailey ze swoim calkiem uzasadnionym pytaniem trafil wiec na mur wybudowany przez wprwanego murarza.

- Twoja wola - powiedział obojętnie. - Proszę. - Gestem wskazał jej drogę.

Zlosc nakazala zignorowac zaproszenie. Jeszcze tego by brakowalo aby grzecznie tanczyla w takt muzyki wygrywanej przez jakas namiastke wojownika. W zamian uklekla naprzeciw Tarczy. Nie mogla jej ze soba zabrac bez wzgledu na to jak bardzo tego pragnela. Nawet gdyby sie uparla i porzuciwszy dume i uprzedzenia, skozystala z pomocy tego czlowieka. Tunel nie byl miejscem dla kochajacego otwarte przestrzenie zwierzecia. Z bolem serca pochylila wiec glowe i spojzala gleboko w szare slepia.

- Nie mozesz mi towarzyszyc. Nie tam. Idz z nimi. Spotkamy sie u wylotu. Uwazaj na siebie.


Cichy szept zdradzal uczucie jakie laczylo ta dziwna pare. Smutek rostania byl obopolny.
Wiedzac, ze dluzsze zwlekanie byloby glupota z jej strony, podazyla za paladynem, ktory jako pierwszy zniknal w otworze. Bedac juz na dole wyjela pochodnie. Z doswiadczenia wiedziala, ze ludzki wzrok zawodzi w ciemnosci. Tym jednak razem ten defekt ich rasy byl bardziej przeszkoda niz pomoca. Jak sie jednak okazalo nie byla jedyna, ktora o tym pomyslala.
Zadziwiajace... Wiec jednak trafiaja sie wsrod nich okazy wykazujace pewna sklonnosc do myslenia... Niebywale...
Pospiesznie podniosla palace sie luczywo. Odpaliwszy od niego wlasna pochodnie, przekazala je najblizej stojacemu mezczyznie, a nastepnie uwaznie zlustrowala najblizsze otoczenie.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 15-05-2009, 20:37   #8
 
seba656's Avatar
 
Reputacja: 1 seba656 nie jest za bardzo znany
Krzyki, wybuch paniki. To go nie dotyczyło on był w stanie zawsze zachować zimną krew. Rozejrzał się. Wszysty biegali coś wrzeszczeli on chciał wziąć pochodnie lecz gdy zobaczy, że Sharami się tym zajęła odpuścił sobie.

- Twoja wola - powiedział obojętnie wojownik. - Proszę. - Gestem wskazał jej drogę.

On również postanowił puścić przodem kobietę. Tak nakazywało mu dobre wychowanie. Lecz gdy zobaczył że ona nad czymś myśli, przytula się do wilka zrezygnował. Dziwna kobieta...

Zrzucił tarczę po czym zaczął schodzić po drabinie. Bardzo powoli i ostrożnie. Gdy zszedł chwycił tarczę do lewej ręki. Prawom sprawdził czy miecz jest na swoim miejscu (po lewej stronie paska).


-Pośpieszcie się - rzekł. Było to bardziej troskliwe niż gardzące. Ponieważ nikim nie gardził, wręcz przeciwnie. Dbał o tych potrzebujących. Tak nakazywała mu religia.

Zeszła półelfka, następnie wojownik na samym końcu po zatrzaśnięciu klapy zeskoczył łowca.
 

Ostatnio edytowane przez seba656 : 15-05-2009 o 20:41.
seba656 jest offline  
Stary 19-05-2009, 21:27   #9
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy Kaldor dowiedział się, że czwarty członek ekipy jest paladynem, już sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.

*Ja… wszystkowiedząca półelfka… wojownik… i paladyn. Komuś się wyraźnie nudziło wybierając taki a nie inny skład drużyny.*

Nagle usłyszał huk, a po nim drugi i jeszcze kilka następnych. To że zostali „zaatakowani” wiedział bez oficjalnego ogłoszenia.

Bez zbędnego gadania pomógł otworzyć klapę w podłodze i przewracał oczami patrząc jak Bailey i Sharami tracą czas na gadanie. Nie żeby miał coś przeciw rozmowie, tyle że ta konkretna była dość bezcelowa.

W końcu półelfka zeszła w dół mamrocząc coś do swojego wilka, zaś wojownik odszedł kilka kroków. Łowca wskoczył do środka tuż za paladynem zręcznie lądując na ugiętych nogach, dłonią prawej ręki dotykając podłoża, dzięki czemu ręka zamortyzowała cząstkę upadku.

- Odsuńcie się – usłyszał głos wojownika. – Rzucam pochodnie.
Spojrzał w górę i odsunął się szybko, prawie obrywając żagniewem po głowie.

Na usta cisnęło mu się przekleństwo, a nawet dwa. Jednak nawet nie otworzył ust. Podniósł tylko zgaszoną pochodnię i odpalił ją od tej trzymanej przez druidkę.

- No dobrze, jesteśmy na dole – powiedział kiedy tylko Bailey znalazł się wśród nich.

Następnie zwrócił się do Sharami. – Ty. Przestań obnosić się swoją elfością, czy raczej pół-elfością, bo na nikim nie robisz wrażenia a jedynie psujesz dobrą reputację swojej rasy. Jeżeli mamy cokolwiek razem zdziałać, musimy zachować pozory… - przez chwilę łowca szukał odpowiedniego słowa. - … normalności.

Jeszcze chwilę patrzył druidce w oczy, po czym zwrócił się do Arnathela.
- Oraz ty. Możesz teraz wyjaśnić co tu robimy. Najlepiej zacznij od powiedzenia kim jest ten cały Serafin.

Powiedziawszy to, postawił na chwilę pochodnię na podłodze i ściągnął obie czarne, skórzane rękawice, po czym… założył je z powrotem.
*Cholerne zapięcia…* pomyślał prostując palce na próbę. Następnie podniósł łuczywo i słuchał co mieli do powiedzenia inni.
 
Gettor jest offline  
Stary 21-05-2009, 09:32   #10
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Sharami szarpnela sie niczym razona celnie wymierzonym policzkiem. Obnosic sie?! Dobra reputacje?! Normalnosc?! Czy ten czlowiek jest niespelna rozumu czy tylko udaje? Jak w ogole smial jej wypomniec, ze jest tylko w polowie elfiego rodu?! Ten... Ten...
Czujac, ze mur obojetnosci zaczyna lekko drzec w posadach, a slowa przysiegi blednac w zastraszajacym tempie, chwycila mocniej drzewiec wloczni.
Opanuj sie! Musisz sie opanowac! To tylko szczekanie zapchlonego kundla niewarte twej uwagi. Poprostu zignoruj go. Zwyczajnie zignoruj. Problem w tym, ze najchetniej pozwolilaby pokusie zwyciezyc. Oczami duszy widziala szkarlat jego nedznej posoki na srebnym ostrzu jej broni. Widziala jego zaskoczone spojzenie. Jego strach. Moze nawet nie zadalaby smiertelnego ciosu odrazu, a pozwolila mu blagac o niego. Taak... Blagac na kolanach o wlasna smierc. Moze nawet pozwolilaby mu przez chwile wierzyc, ze laska bedzie mu dana... Przez krotka chwile...

- Pozwol im odejsc Sharami, a doznasz wiekszej ulgi niz ta, ktora da ci zemsta.

Slowa mistrza jak zwykle rozbrzmialy w jej glowie w najmniej odpowiednim momencie. Z drugiej strony, moze to i lepiej. Poczatek wyprawy okraszony zyciowymi sokami tego czlowieka... Poza tym powinna nieco bardziej uwazac. Tunele takie jak ten zdecydowanie nie byly jej domena. Moze pozniej, jak juz wyjda na powierzchnie, a ona ujzy znow swiatlo dnia... Tak, wtedy ... Dlaczego by nie?...
Tymczasem jednak byli pod ziemia, a jej pole manewru zostalo przez to brutalnie zmniejszone. Na dodatek wciaz przy zyciu pozostali wojoownik i paladyn. Elfem sie nie przejmowala. Byl po jej stronie.. Musial byc...

- Dobra reputacje? Czyzby chodzilo ci o ta reputacje, ktora mowi, ze najlepszy polelf to martwy polefl? Moze o ta, ktora prawi, ze najlepsza elfka to ta na ktorej sie lezy? Doprawdy czlowieku.. Gdziezbym smiala psuc tak wspaniala repuytacje mej rasy.... Normalnosci?! To co dla mnie jest normalnoscia niekoniecznie by ci sie spodobalo lowczyku. Nawet jezeli byly by to tylko pozory...

Grozba bynajmniej nie byla otoczona grzecznosciowa woalka. Nie, ona bila po oczach niczym blask poludniowego slonca w upalny letni dzien.

- Jezeli jednak takie jest twoje zyczenie... Kimze jestem by sie mu sprzeciwiac.

Dokonczyla z przeslodzonym usmiechem na ustach. W jej duszy zlo wygrywalo radosna melodie, a czyjs przesycony glodem glos szeptal:

Odpowiedz... Odpowiedz na wyzwanie.. Chwyc za bron... Daj mi pretekst... Daj...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 21-05-2009 o 09:35.
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172