Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2009, 13:08   #1
 
Antari's Avatar
 
Reputacja: 1 Antari nie jest za bardzo znanyAntari nie jest za bardzo znanyAntari nie jest za bardzo znany
[Autorski] Niezależność

Gdy tylko kapitan zauważył zbliżającego się Yernona wykrzyknął: „ Baczność! Zbiórka w trójszeregu!”. Wszyscy żołnierze nagle wpadli w popłoch i zaczęli się ustawiać. Druid spokojnie poczekał, aż na placu zapanuje spokój. W końcu ostatni nierozgarnięty krasnolud ustawił się na wyznaczonym miejscu. – Żołnierze! Generał Yernon nas odwiedził! Jego życzeniem jest wybrać kilku z was do wypełnienia swojej, nadzwyczaj ważnej misji. Waszym obowiązkiem, jeśli zostaniecie naznaczeni, służyć mu jak najwierniej i pomagać mu w każdej sytuacji! Zrozumiano? – mowa kapitana poszła echem po całym obozie. – Tak jest, sir! – Legia Międzyrasowa odkrzyknęła jednym głosem. Yernon zaczął przechadzać się wzdłuż trójszeregu. Każdemu przyglądał się uważnie, w końcu mógł wybrać najwyżej sześciu. Jego uwagę przykuło kilka osób: dwóch orkowych wojowników, kilku elfów z długimi łukami, paru krasnoludów, człowiek z pistoletami, khajiit z podobnym ekwipunkiem, oraz kilku czarodziei z różnych ras, w powłóczystych szatach. I których tu wybrać? Maksymalnie sześciu. Wnet dostrzegł...

Poikelle Hagne
Zauważyłaś, że Yernon zatrzymuje się i przypatruje Tobie. Poczułaś lekki dotyk potężnej, nieznanej świadomości, która jakby weszła Ci do głowy. Nie dość cze cały czas patrzył Ci się w oczy, to co chwilę odzywał się jakby cichy szept bez wyraźnych słów. Nie wytrzymałaś tego świdrującego wzroku, spuściłaś oczy. Po kilkudziesięciu sekundach, które dla Ciebie były wiekami, szept odrzekł tylko „kapłanka...”, a poczucie obcej świadomości zniknęło. Yernon wskazał palcem na Ciebie – Ty, pójdziesz ze mną.
Posłusznie wystąpiłaś z trójszeregu i podeszłaś do niego – Kapitanie, proszę zaprowadzić tę młodą damę do swego namiotu i powrócić tutaj – kapitan tylko skłonił głową i poprowadził Cię do swego namiotu – Rozgość się i czekaj na pozostałych – rzekł kapitan i oddalił się do pozostałej części Międzynarodowej. Rozejrzałaś się po namiocie. Różnił się on znacząco od namiotu szpitalnego czy koszar. Białe płótno leniwie spływało w dół po symetrycznych łukach, nadając namiotowi kształt ośmiokątnego stożka. Łóżko z czystą pościelą stało naprzeciwko wejścia pod ścianą. Stojak z lśniącą bronią znajdował się na lewo od wejścia, naprzeciwko kufra z rzeczami osobistymi kapitana. Pośrodku stał okrągły stół, bez krzeseł, z rozłożoną mapą. Założyłaś ręce i czekałaś na rozwój wydarzeń.

Yernon znów zaczął chodzić tam i z powrotem. Tylko sześciu. Strasznie go to męczyło. „Bo Izajah potrzebuje żołnierzy”. Ale już jedną mniej do wybrania. Jeszcze raz popatrzył po żołnierzach. Za dużo do wyboru, wziąć maga, wojownika, paladyna, a może jakiegoś łucznika? Najpierw wojownika. Takiego, co każdy się przestraszy, widząc go na swojej drodze. Spoglądnął na orków. Wskazał czterech – Panowie, podejdźcie tutaj – Słyszeliście generała? Wystąpić żołnierze – odezwał się kapitan – Dziękuję kapitanie, dam sobie radę. Dobrze żołnierze...

Necros Miażdżący Czaszki
Wystąpiłeś razem z pozostałymi trzema orkami – Ustawcie się w rzędzie – poprosił Yernon. Zmodulował on głos tak, że brzmiał jak zwykła prośba, ale nie sposób było go nie usłuchać. Spoglądnął na orkowy ekwipunek. Prawie od razu odrzucił tego po lewej. Widziałeś, że generał przygląda mu się z ogromnym niesmakiem, chociaż dużo łagodniej niż Twój ojciec.
– Ty możesz odejść – machnął na niego ręką. Ork odwrócił się i wstąpił ponownie do szeregu. Teraz stałeś pośrodku.
– Kim jesteście? – spytał Yernon.
– Żołnierzami, sir!
– Nie, nie, nie. Źle mnie zrozumieliście. Pytam o waszą specjalność.
– Topory, sir!
– I szamanizm! –
odezwała się cicho postać na Twoim ramieniu. Druid szybko przeniósł wzrok na Gazbaga. Przypatrywał się mu dłuższą chwilę i w końcu rzekł do Ciebie, nie odrywając od twego przyjaciela wzroku. – Powiedz mi, orku, też się znasz na szamanizmie?
– Trochę, sir. – odpowiedziałeś zgodnie z prawdą.
– Świetnie. Kapitanie, mam drugiego towarzysza.
– Sir, może pan na chwilę pozwolić? –
zapytał kapitan. Yernon pokiwał głową i podszedł do niego.
– Sir, nie chcę podważać pańskich decyzji, ale czy to bezpieczne brać orka na dyplomatyczną wyprawę? – odezwał się szeptem kapitan. – Doceniam pańską troskę, kapitanie, ale i tak go wezmę. Okoliczni rabusie dwa razy się zastanowią zanim nas zaatakują. Oczywiście, nawet bez orka mógłbym ich pokonać, ale zależy mi na czasie. – odwrócił się od kapitana i powędrował na swoje wcześniejsze miejsce. Cały czas stałeś razem z trzema orkami w tym samym miejscu, oczywiście wiedzieliście, że kapitan nie przepada za orkami. Ale zawsze był sprawiedliwy. – Wy możecie odejść, a Ty... – kapitan zwrócił się do Ciebie – ...pójdziesz za mną. Doszedłeś za kapitanem do jego namiotu, w którym stała ludzka dziewczyna. – Właź – rzekł krótko kapitan i zawrócił do reszty swoich oddziałów. Schyliłeś głowę, aby wejść do białego namiotu. Był on w środku na tyle obszerny, że mogłeś stać wyprostowany, a dookoła stołu mogło się zmieścić jeszcze siedem osób ludzkiego wzrostu.

Dobrze, jeszcze czterech. Może by tak...? Yernon ponownie zaczął chodzić. Trudno było tak o, wybrać kogoś odważnego. Ale miał pewien pomysł. – Kapitanie, poślijcie po Ahnona Izajaha.
Kapitan pognał ile miał sił w nogach. Po chwili zjawił się razem z Izajahem. – Czego chcesz, Yernon? – spytał od niechcenia Izajah. Yernon przekazał mu swój pomysł telepatycznie. Na twarzy Ahnona pojawił się uśmiech. – Można spróbować – powiedział rozmarzony. – Dobra żołnierze, stać spokojnie. Nie bać się... – Izajah wyszeptał szybko zaklęcie. Jego dłonie na krótko zaświeciły i nagle przed żołnierzami pojawiły się dwa ogromne niedźwiedzie. Większość osób cofnęła się, przygotowując broń. Lecz kilka osób zachowało się inaczej. Rozległy się trzy huki, i świszczące kule poleciały w stronę dzikich zwierząt. Tymczasem dwóch krasnali rzuciło się na niedźwiedzie. Najbardziej zaciekawiło Yernona zachowanie jednego elfa, który prawie nie drgnął, tylko popatrzył w górę na stwory. Szybko okazało się, że wszelkie próby zadania ciosu bestiom, są skazane na porażkę. – Spokojnie, to tylko złudzenie. Tych niedźwiedzi naprawdę tu nie ma. – Izajah pstryknął palcami i zwierzęta zniknęły. – Dzięki. Możesz już iść – Yernon był uradowany. Tak szybko wyeliminował większość Legii. – Ty, ty, wy dwaj, i ty. Podejdźcie no tutaj. – zawołał krasnoludy, dwóch strzelców i elfa.

Aris
Kazali stać spokojnie, to stałeś. Przeczuwałeś że to jakaś głupia sztuczka, sprawdzian. Bardzo byłeś ciekawy, po co temu generałowi pomocnicy, skoro jest taki potężny jak się słyszy? Cóż, sam raczej tego nie powie. Pomimo utraty pamięci, udało ci się kilkakrotnie usłyszeć o Yernonie czy Izajahu. Ale najważniejsze teraz, to dobrze wypaść, by zostać pomocnikiem wielkiego Generała. Okazało się, że jesteś jedynym inteligentnym spośród tej hałastry. Jakieś dwa krasnale wyciągnęły swoje małe toporki i rzuciły się na niedźwiedzie. To nie odwaga, tylko głupia pewność siebie. A Ci dwaj, strzelcy mieli refleks. Za to Ty byłeś po prostu zmyślny. Wiedziałeś, że nie ma się czego bać, więc po co się martwić? A oni szukają odważnych. Tak przynajmniej domyślałeś się z tego co próbowali osiągnąć. Więc kiedy Yernon wskazał na Ciebie i kazał Ci podejść, posłusznie spełniłeś jego prośbę, oczekując dalszej selekcji.

Fillin Tunerbhad
Od początku ta zbiórka Ci się nie podobała. Najpierw jakaś kapłanka została wybrana, potem ork. A teraz okazało się że w obozie jest Ahnon. Ahnon! Jeden z trzech Twoich najważniejszych celów. Był niby tak blisko, a tak daleko. Nie mogłeś zabić go w biały dzień, jeszcze przy takiej liczbie osób. Nie, Ahnona dało się zabić tylko pod osłoną nocy, gdy zmruży te swoje piekielne oczka. A i ten ork Ci się nie podobał, zajmował się szamanizmem. Właściwie to ciężko go było sklasyfikować jako maga, chociaż z drugiej strony... No nic, musisz to przemyśleć. A ta prowokacja z niedźwiedziami była głupia. Oczywiście, wyciągnąłeś dwa krótkie pistolety i wystrzeliłeś. Okazało się, że obok Ciebie stoi khajiit, który też posługuje się bronią palną. Jego pistolet był identyczny jak Twój, jedynie złocenia były odrobinę bogatsze. Zauważyłeś, że Yernon kazał Ci podejść, tak samo jak temu khajiitowi oraz dwóch krasnoludom i elfowi.*Byleby to jak najszybciej się skończyło!* podszedłeś z powagą, odprowadzając wzrokiem Ahnona.

Belghar Gerlizzd Toporny
Niedźwiedzie! Gdy je zobaczyłeś, od razu popędziłeś z toporem na nie. Jakiś inny współbratymiec blisko Ciebie zrobił to samo. Kątem oka zauważyłeś, że jakiś elf po prostu stoi i gapi się. Ta ich sztywny charakter i chłodna ocena sytuacji. A krasnoludy muszą działać, mają to we krwi. Szybko się okazało, że stwory są nietykalne. Za sobą usłyszałeś hukiem.*Pewnie to ta nowa broń*pomyślałeś po raz kolejny waląc toporem w niedźwiedzia. Nagle mag powiedział, że to tylko iluzja. Cholerny elf, pewnie sobie to wykalkulował i dlatego stał tak spokojnie. Z lekkim zażenowaniem splunąłeś na ziemię. Pomimo, że ten Ahnon powiedział, że to iluzje dalej czułeś się nieswojo. Dalej byłeś w stanie lekkiego szału bojowego. Izajah po chwili odszedł, a Yernon kazał Ci podejść do siebie razem z kilkoma innymi osobami. *Jest nas tylko pięciu, a miejsc cztery. O wielki Kharnie, proszę, doradź generałowi, aby wybrał mnie jako swego pomocnika*zmówiłeś szybko modlitwę podchodząc do Yernona.

Pięciu na cztery miejsca. Jak zwykle, biednemu wiatr w oczy. Dwóch odważnych krasnoludów, dwóch strzelców i jeden elf. No cóż, no to jednego już mogę wybrać...
– Ty, elfie. Dołączasz do kompanii. Kapitanie, proszę odprowadzić mojego kolejnego kompana.
Trzeba jednego odrzucić. A może... ciekawy pomysł. – Panowie, tamte tarcze – Yernon wskazał tarcze łucznicze oddalone o jakieś siedemdziesiąt metrów od was. – Po jednym strzale.
Khajiit i człowiek wyciągnęli długie pistolety i oddali po jednym strzale. Huki poniosły się echem po obozie. Yernon wyciągnął z poły płaszcza prymitywną lornetkę, stworzoną przez Mooela alchemika-wynalazcę. Przyłożył ją do oczu i przypatrzył się tarczom. – Cóż, witam pana w gronie mojej eskorty – odłożył lornetkę i uścisnął dłoń Fillinowi. – A ty, możesz odejść. – tu skierował się do khajiita. – Gdzie ten kapitan? – rozejrzał się. – A tu jest. Proszę zaprowadzić tego strzelca do namiotu – zwrócił się do kapitana. Teraz przyjrzał się krasnoludom. W zasadzie mógłby wziąć dwóch. Ale zaraz, zaraz, ma w drużynie elfa. Dwóch nieźle by się uwzięło na jednego elfa. A jak będzie jeden, to będą tylko kłótnie, sprzeczki. No to weźmiemy...
– Ty – wskazał Belghara. – Idziesz ze mną, a Ty wybacz mi, ale zostajesz. – Kapitanie chyba to będzie ostatni. – Kapitan odprowadził krasnoluda do swojego namiotu. Po chwili przyszedł na plac, a generał Yernon dalej tam stał. – Zastanawiam się nad ostatnim – zwrócił się częściowo do sibie, a częściowo do kapitana. – Proszę, mi tu przyprowadzić jakiś magów, kapitanie...
 
__________________
En Taro Tassadar!
Antari jest offline  
Stary 02-01-2009, 14:39   #2
Nansze
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Dzień zapowiadał się leniwie. Leniwie jak tylko pozwalało na to wojsko. Choć od samego rana Poikelle miała jakieś dziwne przeczucie. Kłucie w żołądku i nie chodziło tu o jakiś niezdrowy posiłek z zeszłego dnia.
Słońce zaczęło leniwie wspinać się po niebie. Małe śniadanie, krótka modlitwa do bogini, trening z włócznią. Dzień jak co dzień, ale Poike nie dawało coś spokoju. Usiadła spocona koło namiotu, w którym spała. Włócznię położyła na ziemi i przetarła przedramieniem pot z czoła. W tej samej chwili poczuła jak coś kładzie jej się na nogi.
-Witaj Nan- Powiedziała dziewczyna do układającej się w kulkę czarnej kotki, która zielonymi oczami leniwie patrzała na Poike, radośnie pomrukując. Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła drapać za uchem włochatą, mruczącą kulkę.
Ten błogostan zakłóciło jakieś zamieszanie. Zobaczyła na początku obozu nieznajomego jegomościa, na którego widok kapitan poderwał się niczym truś.
- Baczność! Zbiórka w trójszeregu!- nie sposób było nie usłyszeć donośnego głosu kapitana.
-Nan, do torby- Powiedziała Poike, spychając kotkę z kolan, która posłusznie poszła do namiotu by kontynuować mruczenie w czarnej, skórzanej torbie.
Jak nigdy Legia Międzyrasowa ustawiła się tak szybko. Kapitan stanął naprzeciw oddziału koło nieznajomego jegomościa.
-Żołnierze! Generał Yernon nas odwiedził! Jego życzeniem jest wybrać kilku z was do wypełnienia swojej, nadzwyczaj ważnej misji. Waszym obowiązkiem, jeśli zostaniecie naznaczeni, służyć mu jak najwierniej i pomagać mu w każdej sytuacji! Zrozumiano?
"Jednak nie będzie to dzień jak co dzień "– Przeszło przez myśl Poike, a na jej twarzy wyrysował się lekki uśmiech, a zielone oczy zabłysły.
-Tak jest, sir!- Wszyscy krzyknęli jak jeden mąż.
Yernon spokojnie przechadzał się przed trójszeregiem. Patrzył badawczym wzrokiem po wszystkich legionistach. Jego wzrok zatrzymał się na czarnowłosej. Poike skrzyżowała wzrok z generałem. Poczuła jakąś niezrozumiałą siłę, która wtargnęła do jej umysłu. W butach, nie pytając czy można, wtarabaniła się i zaczęła chodzić po cudzym domu. I dziwne szepty. Dziewczyna spuściła wzrok, a jej oddech stał się głębszy i cięższy.
-Ty, pójdziesz ze mną.- Podniosła wzrok na generała, który wskazywał na nią palcem. Dziewczyna wzięła głębszy oddech i wystąpiła z szeregów.
-Kapitanie, proszę zaprowadzić tę młodą damę do swego namiotu i powrócić tutaj – Kapitan spojrzał na nią bezuczuciowo, aż Poike przeszły ciarki po plecach. Ruszyła za nim w stronę namiotu.
-Rozgość się i czekaj na pozostałych- Dziewczyna skinęła głową, a mężczyzna poszedł do pozostałych.
-No, no- szepnęła pod nosem Poike.
-Nie to co nasze namioty.- zaczęła chodzić i rozglądać się po namiocie, w końcu usiadła przy okrągłym stole. Ręce splotła na piersi, a nogę zarzuciła na nogę. Czekała. Po chwili zaczęli zjawiać się kolejni rekruci do "ważnej" misji.
 
 
Stary 07-01-2009, 16:02   #3
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś


Dzień zaczął się spokojnie. Śniadanie nie było zbyt możywne a tym bardziej smaczne. Ork miał ochotę na coś naprawdę krwistego i co najważniejsze świeżego. Po zjedzeniu śniadania musiał ubrać zbroję i isć na ćwiczenia. Po powrocie do swojego namiotu, podszedł do swojej zrboi i zaczął przeszuiwać naramienniki:
-"Nie bój się. Nic ci nie zginęło, pilnowałem twoich rzeczy"- odezwał się Gazbag. Nie wiadomo skąd pojawił się koło Necrosa.
- "Jestem ci wdzięczny przyjacielu, ale było to niepotrzebne. Wątpię aby ktoś się ośmielił tknąć moich rzeczy"- odpowiedział ork
-"A więc czego szukasz przyjacielu"- zadał pytanie Gazbag.
-"W zbroi utkwił mi kawałek metalu"- ork pokazał rozcięte ramię. Na jego plecach były jescze ślady zeschłej czarnej krwi.
-"Znalazłem to cholerstwo"- ork wyciągnął kawałek jakiejś tarczy bądź zbroi, która mu utkiwła w naramiennikach.
-"Czasem żałuje, że mam tak grubą skórę. Mógłbym mieć pocharatane plecy, krew by płynęła ciurkiem a ja nic bym nie poczuł"- powiedział ork. Odrzucił on skrawek metalu i załozył zbroję. Po założeniu hełmu w prawą ręke chwycił topór i rzekł:
-"Gazbag idę na ćwiczenia. Jeśli chcesz możesz tu zostać."
-"Pomodlę się i pomedytuje, przy okazji dowiem się od duchów co dzieje się w twoim klanie."

Ork opuścił namiot i udał się do koszar. Trenigi w koszarach przypominały mu początkujące treningi pod okiem jego ojca. Nie męczył się on nawet jak miał na sobię tak ciężką zbroję. Miał szczęście, że w obozie były inne orki. To z nimi Necros przez większość trenigu staczał walki, gdyż tylko one stawiały godny opór. Po treningu Necros chwycił swój bukłak i zaczął pić. Woda była zimna schłodziła ciało orka. Kiedy ork brał kolejny łyk usłyszał rozkaz:
-"Baczność! Zbiórka w trójszeregu!"- Wydarł się kapitan
Wszyscy szybko zebrali się przed kapitanem. Necros stał pomiędzy dwoma orkami.
-"Żołnierze! Generał Yernon nas odwiedził! Jego życzeniem jest wybrać kilku z was do wypełnienia swojej, nadzwyczaj ważnej misji. Waszym obowiązkiem, jeśli zostaniecie naznaczeni, służyć mu jak najwierniej i pomagać mu w każdej sytuacji! Zrozumiano?"- Rzekł ponownie kapitan.
-"Tak jest, sir!!!"- cała Legia odpowiedziała jak jeden mąż.
Generał oglądał uważnie każdego żołnierza.
-"To musi być bardzo ciekawa sprawa skoro wybiera tylko najlepszych"- pomyślał ork.
Stało się generał Yaron wybrał kogoś a kapitan go odprowadził. Kiedy kapitan wrócił generał wskazał na czwórkę orków w tym także Necrosa.
-"Panowie, podejdźcie tutaj"- rzekł generał Yaron
-"Słyszeliście generała? Wystąpić żołnierze"- kapitan wydał rozkaz
-"Dziękuję kapitanie, dam sobie radę. Dobrze żołnierze..."-
dodał generał Yaron.
Orkowie wystąpili. Generał uważnie przyjżał się ich ekwipunkowi.
-"Ty możesz odejść"-rzekł generał
Ork wrócił na swoje miejsce. Necros w tej chwili stał po środku. Po jego lewj i prawej stronie stali równie dobrze zbudowani i wyposażeni orkowie.
–"Kim jesteście?"– spytał Yernon.
–"Żołnierzami, sir!"- odpowiedzieli
–"Nie, nie, nie. Źle mnie zrozumieliście. Pytam o waszą specjalność."
–"Topory, sir!"
–"I szamanizm!"
– Rzekł przyjaciel Necrosa.
-"Cholera i znowu to zrobił. Czy on zawsze musi zjawiać się jak duch??!!"-pomyślał ork
–"Powiedz mi, orku, też się znasz na szamanizmie?"
–"Trochę, sir."
– odpowiedział Necros.
–"Świetnie. Kapitanie, mam drugiego towarzysza."
–"Sir, może pan na chwilę pozwolić?"–
zapytał kapitan. Yernon pokiwał głową i podszedł do niego.
Ork domyślał się chodzi o niego. Pewnie i on będzie musiał wrócić do szeregu. Miał on ochotę rzucić się na kapitana i rozpłatać go na kawałeczki.
-"Jeśli coś mu się nie podoba to niech mi to powie prosto w oczy wtedy ja każe mu zjeść jego własne słowa, które podam mu na ostrzu mojego topora"- pomyślał ork.
-"Wy możecie odejść, a Ty pójdziesz za mną"- rzekł kapitan do Necrosa.
Zaprowadził on orka do białego namiotu
-"Właź"- rzekł krótko i szorstko po czym wrócił do swoich oddziałów.
Namiot był duży, w jego środku znajdował się dość duży stół. Oprócz stołu w namiocie była również kobieta ubrana na czarno.
-"A więc to ją musiano wybrać na początku"- pomyslał ork
-"Jestem ciekaw co to za misja."- Necros w języku orków spytał się Gazbaga.
-"Tak samo jak ty nie mam pojęcia."- odrzekł jego przyjaciel.
Ork ukłonił się kobiecie. Miał ochotę usiąść ale wolał nie ryzykować rozwaleniem krzesła. Stał i czekał kto jescze mozę być wybrany do misjii.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 10-01-2009, 23:51   #4
 
Locien0's Avatar
 
Reputacja: 1 Locien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znanyLocien0 wkrótce będzie znany


Minął już tydzień, od przyjazdu Fillina do obozu. Po codziennych zajęciach, jak codzień rozmyślał nad aktualną sytuacją, leżąc na swoim posłaniu * Kolejny zmarnowany dzień. Przybyłem tu równo cały tydzień! Pragnąc krwi mych wrogów, która splami ostrza tych oddziałów! A co zastałem? Różnorakie wyrzutki, które nigdy nie trzymały miecza w dłoniach. Pałętających się wszędzie magów! Tracę jedynie amunicję na tych całych treningach. Myślą że kim ja jestem, że potrzebuje go? Przybyłem tu zabijać, a nie marnując czas! Nawet w mojej jednostce jest kapłanka! Tak blisko, a tak daleko...* Nagle okrzyk kapitana przerwał mu te rozmyślania: Baczność! Zbiórka w trójszeregu!" Po tych słowach, udał się na zewnątrz, widząc chaotyczne ruchy całego obozu. Nie zwracając uwagi na to, ustawił się w ostatnim szeregu-zniecierpliwiony, czekając na wyjaśnienie tej niecodziennej okoliczności.
"Żołnierze! Generał Yernon nas odwiedził! Jego życzeniem jest wybrać kilku z was do wypełnienia swojej, nadzwyczaj ważnej misji. Waszym obowiązkiem, jeśli zostaniecie naznaczeni, służyć mu jak najwierniej i pomagać mu w każdej sytuacji! Zrozumiano?"
* Hmm.... misja- może w końcu wydostanę się z tej dziury?* Widocznie zainteresowany, Czekał na rozwój wydarzeń. Lecz gdy usłyszał że wybrana została kapłanka, jego umysł się ożywił. Gdyby był wybrany- mógłby w końcu coś zrobić, gdyby tylko został wybrany. Wten usłyszał słowa Yerona: "Kapitanie, poślijcie po Ahnona Izajaha." Na dźwięk tego imienia, w jego oku pojawił się błysk w oku. Od dzieciństwa znał je... Izajah Ahnon, jeden z jego najważnieszych celów. A on, stał tuż obok niego! Lecz nie mógł go teraz zabić, nie tutaj, nie teraz. * Cóż za szok, wystarczył by jeden ruch, sięgnąć po broń i oddać strzał- a zakończyłbym jedną z misji w moim życiu! Lecz nie mogę tego zrobić, trzeba to zrobić po cichu, tak abym dalej mógł wypełniać swą misję...* Fillinem wciąż targały by rozterki, gdyby nie czar druida, który wyprowadził go z rozmyślań nad kolejnym ruchem. Osoby stojące przed nim, uciekły, a on stał sam na sam przed dwoma niedźwiedziami. Nie myśląc co robi, wyciągnął krótkie pistolety i oddał pojedynczy strzał w łeb każdego ze stworzeń. Strzelając, zauważył dwie rzeczy: * Cóż za głupota! Przecież to iluzja... Ale cóż, przynajmniej pozbyłem się konkurencji * Stwierdził, rozglądając się po placu, który teraz ręcz świecił pustaki, nie licząc kilku osób. Drugą rzeczą na którą wzrócił uwagę był kotołak, który stał obok niego, posiadający broń podobną do jego * Cóż za ciekawa zagadka, gdy tylko zjadę czas, będę musiał ją zgłębić... Ale teraz nie czas na to..* Pomyślał, kierując swój wzrok na postać zadowolonego z efektu druida. Po tych wyczynach, kolejną osobą jaką wybrał generał był elf, który w trakcie całego zamieszania stał, patrząc na wyczyny krasnoludów, które rzuciły się na niedźwiedzie. Pozostało jeszcze czterech... Po chwili namysłu, Izajah wzrócił się do niego oraz tajemniczego Khajiita. "Panowie, tamte tarcze " Rzucił, wskazując na dwa cele. "Po jednym strzale." Dopowiadając. Na te słowa, Fillin wyciągnął swą główną broń-zdobiony pistolet, o długiej lufie, najcenniejsza broń jaką ze sobą miał. Kucnął, złapał go dwoma rękami, zamknął jedno oko i wystrzelił. Następnie-postępując jak kotołak- schował dopiero co wyciągniętą broń i stojąc, czekał na wynik, decydujący o dalszych krokach, podjętych przez Tunerbhad'a. Po chwili uścisnął jego dłoń i kazał mu się skierować wraz z kapitanem do namiotu, gdzie wysłał resztę ze swej eskorty * Tam gdzie wysłał kapłankę i szamana... Zapowiada się ciekawa "przygoda". W końcu zacznę działać, zakon będzie dumny*.
Gdy dotarł do namiotu, ujrzał w nim kapłankę, siedzącą na krześle obok okrągłego stołu, stojącego orka oraz znajomego elfa. Wszyscy w komplecie- mruknął pod nosem. Gdy już stanął pośród nich, z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy ukłonił się kobiecie, zdejmując kapelusz i usiadł na stojącym nieopodal krześle, chłonąc oczami bogate zdobienia namiotu. *[u] Teraz czekać... Ciekawe kiedy wyruszamy? Miło by było spędzić choć jedną noc w podobnym namiocie, najeść się do syta- w końcu przed nami pierwsza wyprawa! hehe, zapowiada się ciekawa przygoda, o tak ciekawa...[/i]*
 
__________________
Osoby używające więcej niż trzech wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości. Terry Pratchett
Locien0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172