lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Baśń (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/6600-autorski-basn.html)

ZBGfromWPC 13-01-2009 14:57

Obudzony przez Estiosa, Seguro zdezorientowany podniósł się i usiadł. Chwilę zajęło mu dojście do siebie i przypomnienie co ma dziś zrobić. Przypomniała mu się wyprawa, w której miał uczestniczyć i od razu rozbudził się. Poszedł szybko przemył oczy i jak najszybciej tylko mógł szykował się do wyprawy, która mogła wiele zmienić w jego życiu. Był gotowy jednak pojawił się problem z wyjściem z norki zasypanej śniegiem. Po długiej dość chwili udało się wydostać z nory i wyjść na świeże powietrze. Został przedstawiony grupie jedna nie przywiązywał do tego zbyt dużej wagi. Nie interesowało go z kim idzie. Chciał tylko dowiedzieć się czegoś nowego, co pomoże mu odnaleźć swoje rodzinne strony. Z wielkim zadowoleniem przyjął towarzystwo Estiosa. Dobrze bowiem mieć kogoś komu się ufa.

Wyprawa ruszyła... Wyprawa, która mogła pozwolić mu wrócić w rodzinne strony.

enneid 16-01-2009 20:20

Podróż przez zaśnieżony bór nie była wcale trudna. Śnieg, który na wierzchu pokrywał cieniutka warstwa kryształków lodu, był na tyle twardy iż fearie w ogóle się nie zapadli w nim, nie pozostawiając praktycznie żadnego śladu. Droga była przy tym w miarę płaska, a przedzieranie się zarośla, które w większości znajdywały się gdzieś pod białym puchem, trafiło się tylko raz. Doskwierać mógł tylko niezbyt silny ale mroźny wiatr, nadal poruszający korony drzew. Było nad wyraz spokojnie i jak to bywało w zimie, próżno szukać było jakiej zwierzyny w pobliżu, która albo jeszcze nie wstała z snu zimowego, bądź pochowała się, czekając na mrok. Jedynie w oddali dzięcioł stukał nieregularnie w jakieś drzewo, bądź gil zaćwierkał w gdzieś w majestatycznych i ogromnych koronach drzew. Nie było nawet za bardzo śladów zwierzyny, choć to znów nie było takie dziwne, gdyż najprawdopodobniej przysypała go już warstwa śniegu.
Grupa szła w milczeniu, który wręcz mógł przyprawiać o ponury nastrój. Być może dla tego do Seguro w końcu zagadał jeden z starszych, który przyjaźnie, z życzliwym uśmiechem spytał się młodzieńca
-Niu a skund to pochodzisz drogi klippe? Bo ponoć nie z tych borów. Jakież to dalekie krainy odwiedziłeś? Bo widzisz ja tam już stary, a najdalej co byłem to może jakie trzy dni drogi stąd się wyprawiłem...
[...]
Wędrówka trwała już najmniej dwie godziny i poczęła nużyć swą monotonią. W końcu Mariolek zarządził przerwę, przed niewielkim wzniesieniem uczynionym przez korzeń, tak iż ostatnia zawierucha odkryła tu zmarzniętą, ale przynajmniej suchą ściółkę leśną. Rozłożyli się więc wszyscy wyciągając prowiant, gdyż rano żadnego porządnego posiłku nie mieli. Jedynie jeden z myśliwych wspiął się na pobliskie drzewo, by pilnować, aby zadne stworzenie ich nie zaskoczyło. Jedzeniem w które zaopatrzono całą ekspedycję było suszone mięso mysie, niezbyt pokaźne, pewno jedno z ostatnich jakie zostały w spiżarniach plemienia, a także parę kawałków orzechów, a do tego do popicia zimna woda...
Gryząc już stary orzech młody klippe coś zauważył w przeciwległych zaroślach. Ruch gałęzi był subtelny zdawać by się mogło iż to tylko wiatr. Lecz za owym ruchem kryły się również jakie cienie, które dostrzegł ledwo przez chwilę. Spojrzał jeszcze raz uważniej na gęste krzaki jeżyny, lecz nic już nie wskazywało by coś tam było...

***

Wyraz przedziwnej twarzy nie zmieniał się w ogóle, jakby była jakąś rzeźbą. Włosy jej podobne były do niebieskiego, świetlistego dymu, który wraz z wiatrem uciekało gdzieś w ciemność
- Uciekaj stąd mała istoto co dni minionych nie pamiętasz. Bo jak ciało umiera, gdy dusza od niego odchodzi tak Las ten zginie gdy dopełni się przeznaczenie. Wzejdą stwory z podziemi, wejdzie tu człek z siekierami i ogniem, a Bór się podda jego władzy. Odejdź więc tam gdzie jeszcze spokój będzie można znaleźć. Zejdź po konarze szukający schronienia w drzewie, znajdź twych współbraci i przekaż im owe słowa...
- Czy to nie ty przypadkiem ożywiłaś... ożywiłeś... no czy to nie przez ciebie to drzewo zaczęło chodzić? I jak w ogóle mam do ciebie mówić?-
Tym razem ton był donośniejszy, a wraz z nim wicher się wzmógł. Lodowe powietrze uderzyło jeszcze mocniej w niewielką posturę klippe, który jednak trzymając się już mocno otworu utrzymał równowagę:
- O nierozumni, którzy zapomnieli o nas!- Ragvain właśnie w tym momencie sobie uświadomił, iż ów głos złożony był z setek tonów jakby całego Chóru. Nie było tu jednak mowy o jakiejś harmonii w różnych barwach głosów, które tak naprawdę bardziej zniekształcały słowa niż chaotyczny wiatr w tle.- Po cóż ci znać imię nasze, skoroś się nigdy tym nie interesował? Zapomnieliście o nas gdyśmy posnęli, wy którzyś cie mieli zostać panami lasów i ich opiekunami. A gdy przeznaczanie jest już blisko pytasz się nas kimże my jesteśmy? Wiedz więc iż nie ma w języku waszym prawdziwego imienia naszego, bo żaden dźwięk go nie wyrazi. Myśmy pierwszymi byli co w lasach zamieszkali. Myśmy tymi, co tu życie dali. -W tym czasie usłyszał za sobą trzask, a odwróciwszy się zobaczył jak ściany dziupli przybliżają się. Twarz natomiast pozostawała dalej w zimnym bezruchu, a słowa szły z coraz większa mocą - Myśmy duchami drzew, krzewów, które chroniliśmy. W nas tkwiło prawo borów ich istnienie i siła. Lecz wzeszła ta, której posłuszna jest ziemia i wiatr północy. I jej czarowi posłuszni musieliśmy być.- wiatr naraz zelżał, a dziupla przestała się kurczyć- Odejdź mała i krucho istoto póki możesz...

Makuleke 19-01-2009 19:05

Z tego, co usłyszał, Ragvain zrozumiał bardzo niewiele. Prawdę powiedziawszy, zrozumiał tylko tyle, że powinien uciekać. Ale przed czym? Tego już nie wiedział. Cała ta mowa o tajemniczych i wielce potężnych siłach Lasu, Zimy i Ognia były dla niego zupełnie niepojęta. Przypominało mu to niektóre z pieśni howlaa, które zdarzyło mu się kilka razy usłyszeć, ale tamte, choć niezrozumiałe, trafiały do serca słuchającego i były miłe dla ucha. Głos pochodzący od niewzruszonej twarzy według Łasicy nie miał w sobie nic miłego. Ale Ragvain nie miał jednak wiele czasu żeby rozważać słowa istoty. Wiedział, że musi szybko coś zrobić, myśli kłębiły mu się w głowie, goniąc jedna drugą.

"Przynajmniej nie chce... nie chcą mi nic zrobić, bo po co wtedy kazaliby mi uciekać? Właśnie, tylko dokąd ja mam uciec... i przed czym? Jak mam uchronić się przed niebezpieczeństwem, którego nie znam... Ale z drugiej strony, czy to takie ważne? Skoro nawet drzewa uciekają, to pewnie nie byle co... Tak, muszę uciekać... Żeby jeszcze "oni" zechcieli mi powiedzieć w którą stronę..."

I już miał zadać pytanie, kiedy usłyszał za sobą trzask, a po chwili spostrzegł z przerażeniem, że dziupla niewiadomym sposobem zaczęła się zmniejszać. Ze strachu o mało nie wyskoczył na zewnątrz, ale widok rozkołysanej ziemi pod spodem powstrzymał go od tego.

- Odejdź mała i krucho istoto póki możesz... - powtórzył wielotonowy głos.

Jeszcze przez chwilę Ragvain zastanawiał się, czy to rozsądny pomysł. Teraz, kiedy wreszcie znalazł schronienie i mógł liczyć na jaką-taką poprawę swojej sytuacji. Zima potrwałaby jeszcze pewnie kilkanaście dni i kiedy by to przeczekał, nadeszłyby wreszcie roztopy a z nimi ciepło i bogactwo wiosny.
Kiedy ta myśl pojawiła mu się w głowie, poczuł, że doznał jakby olśnienia. Nagle wszystko się do siebie dopasowało.

"A może... może to właśnie o to im chodzi? Może wiosna już nie nadejdzie?" - pomyślał z rosnącą grozą. - "Może to dlatego w tym roku zima taka długa... Ale gdyby tak miało być, to wszyscy już jesteśmy zgubieni...

Skoro jednak ostrzegają, może istnieje jeszcze jakaś szansa ratunku?

Już zdecydowany, podniósł rozbiegane oczy na twarz otoczoną burzą niematerialnych włosów. Podjął postanowienie, chciał zadać jeszcze tylko jedno pytanie.

- Powiedzcie mi zatem... duchy drzew i krzewów... dokąd mam uciekać i dokąd mam kierować tych, których mam ostrzec przed niebezpieczeństwem?

- I czy jest nadzieja, że zima wreszcie się skończy? - dodał jeszcze pełnym niepewności głosem.

enneid 06-02-2009 22:17

Ruch wiekowego pnia drzewa, choć nadal nie przypominające kołysanie na wietrze, stało sie miarowe i w pewnym sensie monotonne. Wiatr również przycichł, pozostawiając jedynie szum gałęzi i trzaski poruszającego się konaru, a płatki śniegu, które wcześniej tworzyły białą ścianę teraz już niemal sennie spadały na ziemię. Prawdopodobnie Ragvain mógłby już spokojnie zejść nie narażając się specjalnie na upadek, ale nadal się wahał ze względu na tak cenne schronienie.
- Powiedzcie mi zatem... duchy drzew i krzewów... dokąd mam uciekać i dokąd mam kierować tych, których mam ostrzec przed niebezpieczeństwem? I czy jest nadzieja, że zima wreszcie się skończy? - dodał jeszcze pełnym niepewności głosem, gdy ujrzał jak przedziwna istota powoli znika w niebieskim blasku. Głosy jednak jeszcze odpowiedziały
- Wszystko ma swój czas, a Ta, której tchnienie zamraża rzeki i zsyła biały puch, posłuszny będzie przeznaczeniu. Gdy ono się wypełni i on odejdzie, lecz zaprawdę to będzie tylko zwiastun zmian i kresu. Pytasz się gdzie uciekać? A czyż jest miejsce gdzie ludzie nie dojdą? Czy istnieć będzie kraina, gdzież istoty mroku z podziemi nie wyjdą? Czas nasz przemija, umiera. Pozostaje nam jedynie odraczać koniec. Uciekajcie tam gdzie nie ma człeka, w stronę gdzie słońce nie wędruje, gdzie bory gęstsze, a dni są krótsze...-Smuga przedziwnego światła, rozmyła się już w powietrzu, pozostawiając Łasicę samego. Gdzieś jeszcze jakby echo, słyszał pojedyncze słowa "Wstań", "Chodź", lecz nie był nawet wstanie stwierdzić czy to nie wyobraźnia płata mu już figle. Było już dość późno, niemal pełna tarcza księżyca wybijająca się na zachmurzonym niebie, przebyła już połowę drogi...

Makuleke 13-02-2009 20:59

Jeszcze parę chwil po tym, jak tajemnicza twarz rozpłynęła się w ciemności, Ragvain stał oparty o wejście do dziupli, rozmyślając nad tym, co dopiero usłyszał. Z pewnością nie potrafił objąć umysłem wszystkiego, co powiedział mu duch. Ale przynajmniej jedno wydawało mu się jasne: zima musi w końcu odejść, a to dawało jakąś nadzieję. Pozostawały jednak bardziej naglące sprawy, jak na przykład konieczność zejścia z „ożywionego” drzewa. Mógł wprawdzie zostać tam, gdzie stał, ale przeczuwał, że podróż na niespokojnym buku mogłaby potoczyć się nie po jego myśli. Rozejrzał się dookoła, żeby upewnić się, czy może bezpiecznie zejść, ale na szczęście tak kołysanie jak i porywisty wiatr zelżały i teraz nic nie przeszkadzało mu w zejściu na ziemię.
Zakrzywione pazury łasiczych łap pozwalały zachować jako-taką równowagę podczas skoków z gałęzi na gałąź i już po kilku chwilach Ragvain miękko zeskoczył na sypki śnieg. Prychając i otrząsając się z kłujących nieprzyjemnym chłodem płatków wygrzebał się z małego zagłębienia po swoim lądowaniu. Niemal w ostatnim momencie zobaczył wznoszący się tuż obok korzeń buku, ale poruszał się on na tyle wolno, że bez problemu zdążył dać susa w bok.
Stojąc na tylnych łapach i zadzierając wysoko pyszczek, w milczeniu obserwował przesuwające się obok olbrzymie drzewo. Był zafascynowany tym, jak niebosiężny gigant powoli kroczy między drzewami, poganiany rozbrzmiewającym gdzieś w górze, ledwo słyszalnym głosem: „Wstań, chodź.” Pomyślał, że równie dobrze głos mógł być już tylko wytworem mocno pobudzonej wyobraźni. W porównaniu do przeżyć tej nocy, nie miało to jednak większej wagi.
Kiedy wreszcie buk oddalił się wgłąb lasu, Ragvain uświadomił sobie, że razem z nim odeszło jego ostatnie schronienie i że musi jak najszybciej poszukać nowego. Od kiedy opuścił ciepłą dziuplę, minęło już trochę czasu i mięśnie zaczynały mu drgać z zimna. Spojrzał na wiszący na niebie księżyc. Na całe szczęście do świtu było już bliżej niż dalej, a z każdym dniem nadchodził on coraz wcześniej. Mimo to, nie mógł sobie pozwolić na przeczekanie reszty nocy na tęgim mrozie. Nie miał zamiaru spać zbyt długo, ale potrzebował przynajmniej osłony od wiatru i padającego śniegu. Nie przebierając więc w środkach podbiegł do jednego z zagłębień pozostawionych przez buk. Miejscami na jej dnie prześwitywała goła ziemia. Ragvain zręcznie zeskoczył na dno zagłębienia i zaczął grzebać przednimi łapami w śniegu. Wykopawszy mały tunel tuż przy ziemi, wcisnął się weń i zwinięty w ciasny kłębek, zasnął. Jego sen był pełen chodzących drzew, które uciekały przed wznoszącymi się nad lasem olbrzymimi sylwetkami ludzi z siekierami.

***

Obudził się niechętnie przechodząc do świata, w którym dominującym doznaniem był wszechobecny chłód. Jednak była to tylko chwila słabości, po której do głosu doszły instynkty przetrwania. Szybko wygrzebał się ze śniegu i z pewną radością stwierdził, że na prawdę stoi na dnie śladu pozostawionego przez chodzące drzewo.

„A więc to nie był sen... Ciekawe, czy kiedyś jeszcze spotkam tego ducha?” - westchnął w myślach - „Ale w takim razie trzeba mi jak najszybciej się stąd wynosić.”

Duch mówił o ucieczce na północ i to wydał się Ragvainowi najrozsądniejszy kierunek. Z tego, co słyszał, tam, gdzie klimat był ostrzejszy a przyroda bardziej dzika, ludzie nie zapuszczali się niemal w ogóle. Nie czekając więc ani chwili, Łasica wyskoczył z zagłębienia w śniegu i spojrzawszy, w którym miejscu wschodzi słońce, skierował swoje kroki tak, żeby mieć je po prawej stronie. Biegnąc lekkim truchtem, obwąchiwał wszystkie mijane krzaki, drzewa i spróchniałe pnie wiatrołomów.

„Muszę znaleźć jakichś seelie” - pomyślał. - „Może przezimują mnie przez jakiś tydzień czy dwa aż zacznie się odwilż. Ciekawe tylko, czy elfy uwierzą mi, jak im powiem, że mają zostawić swoje ciepłe norki i uciekać na daleką północ, cóż, trzeba przynajmniej przekazać komuś ostrzeżenie...”

enneid 03-03-2009 22:34

Prowizoryczna norka nie było ani ciepła, ani wygodna ani tym bardziej sucha, ale dla wyczerpanego ostatnim dniem i tak burzliwą nocą klippe, była niemal sielanką z której niechętnie się wybudzał. Gdy już zmusił swoje ciało do wygrzebania się z śniegu, słońce już dobrze wzeszło nad horyzont zapowiadając wyjątkowo piękny dzień. Choć mróz nie wiele zelżał po nocy, jednak nie był tak odczuwalny, gdy to nocna wichura niemal wbijała go w ciało Łasicy. Niebo pozbyło się wszelkich chmur z widnokręgu, pozostawiając jedynie powoli wznoszące się słońce i pozbawiony skazy błękit. Takie dni jak ten zapowiadały rychły koniec zimy, na który przecież czekał cały bór. Urok całej tej scenerii, w niezbyt gęstym lesie zakłócany był jednak przez ogromne ślady korzeni znaczące w grubym kożuchu śniegu wyraźną ścieżkę, niknącą gdzieś w głębi lasu. Mogło by to przypominać ślady jakiego olbrzyma który przedzierał się przez drzewa niczym przez jakieś zarośla, łamiąc liczne gałęzie, które teraz pokrywały przedziwny trakt. Pewno nie długo utrzymają się te ślady, gwałtowna zamieć, której ostatnio nie brakuje szybko je zatrze, a jeśli w końcu nastąpi odwilż, nic nie pozostanie. Ale to nie było teraz istotne. Musiał powiadomić fearie o niebezpieczeństwie.

Określenie gdzie w przybliżeniu się znajduje, nie było dla Ragvaina zbyt trudne. Spędził bowiem w tych lasach wiele lat i poznał całą południową część borów, aż do graniczących z lasami ogromnymi polami. Wprawdzie im głębiej w niezmierzony bór tym rzadziej się tam zapuszczał ale z pewnością tak daleko na północ nie poniosło go wiekowe drzewo. Sadząc po tym iż rosną tu głównie buki, a przy tym jest to raczej rzadki zagajnik znajdywał się na północny wschód od Wodospadu, w pobliżu którego znajdywała się słynna Norka Seelie. Jeśli teraz będzie się kierować na zachód powinien dojść do strumienia, a stamtąd nie miną trzy kwarty słońca, jak dojdzie do Norki.
Ragvain ruszył więc w tamtym kierunku, lecz po kilku susach w śniegu poczuł nieprzyjemne ściskanie żołądka. Nic w sumie nie jadł od wczoraj, a ostatnio było to ledwo kilkanaście nasion znalezionych w świerkowej szyszce. Polowanie nie wchodziło raczej w rachubę, gdyż nawet pół dnia mógł tropić z marnym skutkiem, nie mówiąc już o oprawieniu zwierzyny, by można było ją spokojnie zjeść i zostawić na później.

Sypki śnieg nie pozwalał na szybki poruszanie się, niemniej przed zachodem powinien zdążyć. Do strumienia pozostało jeszcze z 1 staj drogi. Ale coś niepokoiło Łasicę. Choć w zimie nie wiele widywało się ptaków to jednak zawsze można było dosłyszeć jakieś ćwierkanie gdzieś w koronach drzew. Ale teraz od kilku dobrych chwil ptactwo umilkło całkowicie, jakby w powietrzu zawisło jakieś niebezpieczeństwo. Ragvain przystanął na chwilę by dokładniej ocenić położenie słońca. Nie długo powinno osiągnąć zenit. Nie to jednak przykuło uwagę czujnego klippe. W tej nienaturalnej dla lasu i nieprzyjemnej ciszy usłyszał jakiś szelest po czym krótki chrapliwy dźwięk, wszytko niemal na granicy słyszalności. A może tylko mu się wydawało? Niemniej spojrzał natychmiast w stronę zarośli w połowie zasypanych zaspą skąd chyba pochodziło źródło tych głosów. Ledwo dostrzegł jakiś ruch, mignięcie sylwetki, czy możne po prostu gałęzie poruszyły się od lekkiego podmuchu wiatru? Kto to mógł być? Lub co?

Makuleke 12-03-2009 18:42

Ragvain równym tempem mijał kolejne drzewa i krzaki, czując, jak ruch go rozgrzewa i przywraca mięśniom pewność. Po kilku stajach dopadło go jednak poczucie pustki w żołądku. Umysł miał co prawda już na dobre rozbudzony i świeży, miał też przed sobą cel, który popychał go do działania, ale zmęczone ciało nie mogło długo wytrzymać takiego wysiłku, całe dni bez solidnego posiłku dały o sobie znać. Łasica nie miał jednak zamiaru poddawać się tak szybko.

„Muszę jak najprędzej znaleźć tych seelie, może oni będą mieli jakieś zapasy, bo sam raczej nic sobie nie upoluję w tych warunkach” - pomyślał, widząc nagłą zmianę pogody i spadające coraz gęściej dookoła płatki śniegu.
Teraz ze zdwojoną czujnością szukał jakichkolwiek śladów elfów, bo wiedział dobrze, że gdzieś w pobliżu powinno znajdować się ich mieszkanie.

„Tak, już chyba niedaleko. Tu ten wielki buk... tak, i ta zbita grupa świerków, to musi być gdzieś tu...”

Na całe szczęście ożywione drzewo trochę mu pomogło, przenosząc go nieco na północ. Klippe nie potrafił jedynie przypomnieć sobie, gdzie konkretnie znajdowało się wejście do słynnej Norki. Skakał od jednego pnia do drugiego, obwąchiwał gałęzie krzaków, ale wysokie zaspy skrywały wszystkie zapachy głęboko pod sobą, a tym bardziej nie pozwalały dokładnie rozpoznać, gdzie znajdują się zapamiętane przez Ragvaina charakterystyczne punkty. Szukał więc dalej na ślepo, gdy zorientował się, że w lesie dookoła jest coś dziwnego. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu, ale coś nieuchwytnego nie pasowało do całości. Dopiero po kilku chwilach klippe zrozumiał, że tym, co go zaniepokoiło, jest nienaturalna cisza, jaka zapadła w buczynie. Zaprzątnięty szukaniem kryjówki elfów nie zauważył, kiedy wszystkie odgłosy życia zamilkły. Zaalarmowany tym zastrzygł czujnie uszami i uniósł się na tylnych łapkach. Wciągnął głębiej powietrze, ale dalej czuł tylko słaby zapach kory i butwiejących pod śniegiem liści. Wiedział jednak aż za dobrze, że taka cisza nie może być spowodowana byle czym, więc nie rezygnował, tylko dalej wypatrywał niebezpieczeństwa.

„Co to może być?” - zastanawiał się. - „Może lis... nie przed lisem nie uciekłyby wszystkie ptaki... A może ryś? W końcu w takim głodzie nie pogardziłby choćby najmniejszym wróblem.”

Zaniepokojony tą możliwością Łasica spojrzał w górę, ale pośród wysokich gałęzi nie dostrzegł niczego niepokojącego. Warstwy śniegu zalegające korony drzew wydawały się zupełnie martwe.
Wtem doszedł go jakiś przytłumiony dźwięk, którego nie potrafił porównać do odgłosu żadnego znanego zwierzęcia, a kątem oka złowił jakiś ruch w krzakach. Błyskawicznie odwrócił wzrok, ale pośród nagich gałęzi panował już spokój. „Cokolwiek to jest, chyba mnie zauważyło” - przemknęło mu przez głowę. Nie miał pojęcia, co ma w tej sytuacji zrobić, nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się, żeby ktoś tak go podszedł. Jeśli to był ryś albo lis, dobrze ukryty za jakimś pniem lub wysoką zaspą, to mógł go teraz dorwać jednym, góra dwom skokami. Jednak Ragvain stracił głowę tylko na chwilę. Czym prędzej czmychnął za jakąś spróchniałą karpę i porzucił postać zwierzęcia. Momentalnie poczuł ukłucie chłodu, bo chociaż miał na sobie futrzany płaszcz, to nie chronił on tak dobrze przed mrozem jak jego własne futro łasicy. Jednak w tej formie był mniejszy, a co za tym idzie - był trudniejszym celem. Klippe odczekał jedną chwilę, potem drugą, ale nienaturalna cisza i poczucie zagrożenia nie mijały, postanowił więc działać.
Powoli, w każdej chwili przygotowując się do odskoku i ucieczki, kierował się w stronę, z której dobiegły go głosy...

enneid 19-03-2009 22:30

Klippe powoli kierował kroki w stronę jałowych, ale gęstych zarośli, w których wcześniej coś się poruszyło. W tej postaci, choć mroźne powietrze dokuczało znacznie bardziej, łatwiej było mu się poruszać, gdyż nie zapadał się w śniegu.
Gotowy, by odskoczyć przed niespodziewanym atakiem tajemniczego przeciwnika, napiął wszystkie swe mięśnie i wytężył wszelkie zmysły, lecz nie było nawet cienia sugestii która by mogła choć trochę potwierdzić iż rzeczywiście coś tam się czaiło. Krzaki nie wyglądały przy tym zachęcająco i przy tak gestych i splątanych gałęziach nic dużego raczej tam nie mogło sie skryć. Mógłby już poważnie sie zastanawiać czy to wyobraźnia po ostatnich zdarzeniach nie płata mu figli , gdy na raz na Ragvaina wyskoczył stwór przedziwny z jękiem przeraźliwym. Zarośla jednak znacząco spowolniły jego impet i Łasica zdołał odskoczyć w bok. Teraz dobrze, choć tylko na chwilę, mógł się przyglądnąć poczwarze, która go zaatakowała, a której o której nie słyszał nigdy, nie mówiąc już by ją kiedy widział na oczy.
Dziwna była to istota, dwa czy trzy nawet razy wyższa od Ragvaina, o chropowatej, przypominającą gadzie łuski zielonkawo szarej skórze. Cięższe znacznie cielsko zapadło się nieco w śniegu, a ręce, dłuższe znacząco od nóg, zakończone długimi i ostrymi pazurami wbiła się w podłoże. Głowa z dużymi szpiczastymi uszami odwróciła wzrok wężowych oczu w stronę Łasicy i szczęka uzbrojona w szereg szpiczastych pożółkłych zębów rozchyliła się by znów wydać ów piskliwy głos. Momentalnie obrócił się cały i jednym zwinnym susem z rozwartymi szponami doskoczył do Ragvaina.
-Żarło!- Dosłyszał przedziwnie wyartykułowane chrapliwe słowa, przez ową istotę, gdy niemal o minimetry uchylił się przed pochwyceniem, tym razem dając nura między nogami stwora. Napastnik natomiast zamrugał zdziwiony, gdy łapy jego natrafiły na powietrze, i zaczął sie rozglądać za uciekinierem. Na tym jednak nie mogła się skończyć ucieczka, gdyż z krzaków wyskoczyła kolejna poczwara, znów z wrzaskiem próbująca pochwycić Ragvaina.
Czymkolwiek owe stwory były, Łasica wiedział iż walka była raczej nie możliwa.
Choć może bystrością nie grzeszyły, to zwinne były jak wiewiórki, a przy tym klippe nie chciałby mieć w żadnym razie do czynienia z tymi rękami, czy też tym bardziej zębami. Pozostawała więc ucieczka... Jednak czy zdoła ich zgubić?

Makuleke 30-03-2009 23:51

Zaskoczenie Ragvaina nagłym atakiem łuskowatej maszkary było tak duże, że początkowo nie zastanawiał się nad tym, co robi. Coś znacznie większego od niego rzuciło się na niego z krzaków, więc odruchowo uskoczył w bok. Przez moment miał okazję dokładniej przyjrzeć się nieznanemu napastnikowi, ale ten w mgnieniu oka zaatakował ponownie. Klippe ponownie nie miał czasu na zastanawianie się nad swoim położeniem, gdyż musiał wykonać kolejny unik, tym razem prześlizgując się między łapami stwora. Przez chwilę myślał, że udało mu się przechytrzyć przeciwnika, ale temu nieoczekiwanie przyszła, czy może wyskoczyła, z pomocą druga, bliźniaczo do niego podobna, paskuda. Jedyne, co zdążył w tym czasie pomyśleć Ragvain to to, że ma poważne kłopoty.
Nie czekając więc, co zrobią oba potwory, Łasica rzucił się czym prędzej między drzewa i krzaki, próbując jakoś wymanewrować zwinnych, ale mało przewidujących przeciwników. Kiedy nadarzała się okazja, nurkował między splątane i obsypane szronem gałęzie. Parę susów dalej zrobił kilka zygzaków od jednego pnia do drugiego, utrudniając potworom orientację, w którym kierunku ucieka. Przez cały ten czas nie odwracał się ani na moment, próbując jednocześnie obmyślić jakiś sprytny plan wywinięcia się łuskowatym straszydłom.

"Co to w ogóle było?" - myślał przerażony. - "Nie dość w nocy miałem chodzących drzew i duchów, to teraz jeszcze to coś... dwa cosie, co gorsza. Szybkie i zwinne jak wiewiórka, ale zęby jak wilk albo niedźwiedź. Na drzewo raczej nie ucieknę, bo skaczą też te bestie jak zające, muszę je zgubić jakoś, zmylić trop, bo prostym śladem to pewnie raz-dwa mnie dopadną..."

Wzrok Ragvaina uważnie badał las dookoła w poszukiwaniu jakiejś kryjówki czy przeszkody, która mogłaby spowolnić pogoń i dać mu czas na zniknięcie potworom z oczu. Wiedział jednak, że nie może się też ani na chwilę zatrzymać, więc zadanie to nie było takie łatwe. Pokonał już kilka ładnych metrów i czuł, że poczwary nie dadzą tak łatwo za wygraną.

enneid 08-04-2009 21:10

Znów przeraźliwy pisk i stwory rzuciły się za klippe. Szybko okazało się iż bestie szybsze są od niewielkiego fearie gdyż po ledwo kilku iście króliczych susach były juz niemal na jego wysokości. Ragvain wykonał nagły zwrot i to znów zdezorientowało poczwary, które niezgrabnie zatrzymały sie na chwile by ocenić gdzie też ich ofiara uskoczyła. choć może były szybkie, jednak ich łuskowate cielska nie pozwalały im na tak zwinne skręty co Łasicy. Zapadały się również mocno w gruby kożuch śniegu, a między sobą dodatkowo rywalizowały, kto zdobędzie zdobycz, przez co ich pościg wyglądał mocno chaotycznie. Jednak to nie pocieszało wiele klippe. Szybko bowiem nadrabiały straty i z zdawać by się mogło niegasnącą determinacją toczyły pościg za swym niedoszłym posiłkiem. Co więcej wiedział iż tak morderczy bieg nie będzie możliwy na dłuższą metę, a stwory nie przewiały jak na razie w ogóle zmęczenia.
Znów zwrot, tym razem tuż przed drzewem. Jedna z poczwar z impetem uderzyła o pień spoglądając gorączkowo znów za Ragvainem, lecz druga, z tryumfalnym, chrapliwym okrzykiem "Żarło!" skorygowała swój bieg i dodatkowo zmotywowana zwiększoną przewaga nad rywalem, jeszcze przyspieszyła. Łasica jednak zdołał w końcu dostrzec mór gęstych zarośli jeżyn. Gałęzie owych krzaków wydawały się dość grube, a kolce z pewnością nie ułatwią stworom przedzieranie sie przez owe zarośla. Może to zdoła powstrzymać stwory?
Pognał w bok, później znów szybki skręt, wszytko by dotrzeć do tej obiecującej kryjówki. ostatni metr, szybko ocenił gdzie najłatwiej było mu wejść w krzaki, szybki sus i wpadł w głąb zarośli. Nie zdołał nawet ocenić jak rzeczywiście dobre było to schronienie gdy z krzaki zaszeleściły za nim, lecz i pojedyncze łamane gałęzie.
-Żarło!- znów dosłyszał chrapliwy głos tym razem w pewnej rozpaczy gdy bezsilna poczwara próbowała się choć o minimetry zbliżyć się do Łasicy. wyciągnął łapę w jego stronę, lecz jedynie kolce jeżyn zadrapały jego skórę, a szpony daleko jeszcze miały by choćby dotknąć Ragvaina. Był chyba tu w miarę bezpieczny. Problem polegał jednak na tym iż owe istoty najwyraźniej nie chciały dać za wygrana i odejść z pustym żołądkiem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172