Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2009, 12:06   #21
 
ZBGfromWPC's Avatar
 
Reputacja: 1 ZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie cośZBGfromWPC ma w sobie coś
Zbyslav opierając się o drzewo nasłuchiwał. Ciągle słyszał jak ranger obok niego wierci się. Jednak niepokoiło go to, że Mathiew i ten gbur tak długo nie wracają. W tych lasach czai się wszędzie zło. Miał chęć to sprawdzić ale nie chciał się narazić dowódcy. Jeszcze pomyśli, że podsłuchiwałem. otworzył oczy i powiedział do rangera będącego tuż obok:

- Nie wiem czemu ale mam złe przeczucie bądź gotów do walki. Coś jest nie tak. Za długo ich nie ma. - Urwał i starał się przebić mrok wzrokiem. Było cicho a nawet zbyt cicho. Wpatrywał się tak i wpatrywał ale nic nie dostrzegał czekając na jakiś znak. Dłoń spoczywała na rękojeści miecza czekając na rozwój wydarzeń.

- Kurwa coś jest tnie tak mówię Ci przyjacielu. Bądź gotów. -powiedział dużo głośniej niż zwykł mówić.
 
__________________
Co Cię nie zabije to Cię wzmocni.

Ostatnio edytowane przez ZBGfromWPC : 10-01-2009 o 12:08.
ZBGfromWPC jest offline  
Stary 10-01-2009, 15:23   #22
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
„Wreszcie!”
Poczuł zew walki, poczuł żądzę krwi, zemsty, która od tak długiego czasu kotłowała się w nim i wrzała. Marzył o tej chwili, tyle razy wyobrażał sobie rytuał upuszczenia zbędnych kilku litrów krwi, pochlastania mięśni, zeszpecenia, zabicia! Taak... To był jego świat. Świat przemocy i bólu, tak bliski mu od dziecka, wszechobecny w jego życiu, tak bardzo pociągający i przerażający zarazem. Bez broni, tego kawałka zimnej stali, czuł się bezbronny jak pętak pozostawiony na pastwę dzikim zwierzętom, czuł się nagi, jak rozchełstana, trzęsąca się dziewka na stogu siana, czuł się czymś innym... człowiekiem?

Wpatrzył się w zbliżającego się powoli rosłego orka zwiadowcę. Paskudny, ociekający śluzem i brudem z długim sztyletem w dłoni sunął w ich stronę. Te złe oczy, długie, mocne, czarne zęby. Arcydzieło brzydoty, wynaturzenie cuda jakim kiedyś były elfy, dzieło zła wcielonego - Sauorna. Wściekłość i furia bijąca od wnętrza tego potwora, jakaś nieludzka siła, wola. To był ON. To ON we własnej osobie sterował tymi nienaturalnymi stworzeniami, to Władca Ciemności dawał im siłę, nienawiść do wszystkiego co żyje i nie bije pokłonów jego panu. OKO cały czas patrzyło, było w nieustannym ruchu, zawsze czujne, zawsze gotowe.

Rozpościerający dokoła swe czarne macki mrok uniemożliwiał zobaczenie czegokolwiek oddalonego bardziej niż dwa, trzy metry. Orientację w sytuacji utrudniały dodatkowo grube, obrośnięte mchem, stare pnie drzew. I te odgłosy. Wszędzie było ich pełno, najróżniejszej maści i rodzaju. Cichły, to znowu nabierały na sile. Niemożliwe do rozpoznania, wypowiadane w strasznej mowie Mordoru słowa zlewały się z nocą tworząc jedność; nieprzebitą i straszną.

Ruszył w bok, co chwilę myląc krok, zmieniając tempo, patrząc się prosto w oczy temu wielkiemu, śmierdzącemu bydlakowi. Mocno, aż do białości zaciśnięta na rękojeści sztyletu dłoń wywijała młynki, zwodziła. Cathalan wypatrzył odpowiednią chwilę. Nie namyślając się długo spiął mięśnie szykując się do skoku.

Już widział, jak leci, czuł głęboko wżynające się ostrze sztyletu, czuł gorąca krew, silnym strumieniem buchającą w twarz. Czuł zew walki, żądzę, KREW!

Wizja stała się rzeczywistością. Idealne wyczucie równowagi, maksymalna, skoncentrowana na jednym tylko celu wściekłość i nieprzezwyciężona potrzeba walki eksplodowały w ciele Wrzoda. On już teraz wiedział, że wygrał, był pewien tego co się stanie i wył z uciechy. Zaślepiony furią zablokował nadgarstek i błyskawicznym, zwierzęcym, ruchem odbił się od mokrego listowia zaściełającego grunt lasu. Wszystko zamigotało, wiatr zawył w uszach, zdezorientowany ork zdążył tylko kwiknąć. Diabelnie cienka, ostra klinga sztyletu z impetem i niewiarygodną dokładnością przeorała gardło potwora. I właśnie w tym momencie Cathalan poczuł coś dziwnego, poczuł, że... jest taki sam jak twórca tego pokracznego czegoś tryskającego juchą jak fontanna. Ale to była tylko za krótka chwila, błysk, takie nic. Rechocząc jak szalony zwinnie wylądował obok walącego się na ziemię martwego ciała orka. Wyrwał mu z dłoni sztylet i cofną się w stronę skupionego Mathiewa zastygłego w bezruchu z mieczem w dłoni.
- Co robimy? - z zadziwiającym, upiornym wręcz spokojem w głosie zapytał cicho Wrzód.
- Kierujemy się do obozu nim dotrą tam orkowie!

Poczuł, że po twarzy spływając mu strużki jakiejś gorącej cieczy. "Czy to krew? Moja krew?". Nie było na to czasu. Gestem wskazał dowódcy żeby pobiegł pierwszy. Niespokojnie rozejrzał się dookoła. Wszystkim co zobaczył, a raczej poczuł była ciemność; ciemność, krew, ból i... strach.
 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 18-01-2009 o 17:03.
Sulfur jest offline  
Stary 11-01-2009, 10:03   #23
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ekhem, ciekawie kiedy zacznie się coś dziać... - mówił w duchu Khanirus. Nagle jego rozmyślania jakby to zabijał całe legiony orków bez odniesienia własnych ran przerwał Ranger o imieniu Zbyslav:
- Nie wiem czemu ale mam złe przeczucie bądź gotów do walki. Coś jest nie tak. Za długo ich nie ma. - a potem. - Kurwa coś jest nie tak mówię Ci przyjacielu. Bądź gotów.
- Tjaa... Będę gotów... - powiedział Khanirus dla samej odpowiedzi.
W myślach jednak twierdził co innego. - * Czy aby naprawdę orkowie nas zaatakują? Słyszałem doniesienia, że Sauron szykuje armię na Gondor, ale myślałem, że są to tylko przechwałki. " Czarny Pan". Tak, wielki Gorthaur Okrutny, Nieprzyjaciel... Czy On naprawdę jest taki "wielki" i "silny", że całe Śródziemie boi się jego wzrooku i oddeeeechuuu... *- splunął na ziemie i podsumował swoje rozmyślania - Eh, pierdole to... Ważne żeby przeżyć...
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm
Crassus jest offline  
Stary 11-01-2009, 15:38   #24
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
W stronę obozu biegły dwie postacie. Byli to Mathiew i Cathalan. Gdy Rangerzy ich zauważyli wstali szybko przygotowując broń. Wokół było ciemno i nie było nic widać. Gdy dowódca dobiegł do swoich ludzi powiedział szeptem do nich:
-Szybko! Zbierajcie swoje rzeczy i trzymajcie broń w gotowości. Niewielki oddział zwiadowców zbliża się tutaj.
Po czym obejrzał się za siebie. Było już za późno na odwrót. Ruchem ręki kazał Rangerom schować się za drzewami. Sam skrył się za sporym drzewem i wyciągnął łuk. Założył strzałę na cięciwę i czekał aż orkowie wpadną w pułapkę. Orkowie wbiegli na polanę. Mieli lekkie ciemne zbroje z różnych materiałów: metalu, materiału i skóry. Z wyglądu i sposobu chodzenia przypominali gobliny. Jednak byli od nich lepiej zbudowani. Byli to poszukiwacze z Minas Morgul. Świetnie jak na orków posługiwali się łukami i krótkimi mieczami. Potrafili też niezauważalnie się przemieszczać.
Gdy znaleźli się na środku niewielkiej polany Mathiew strzelił do pierwszego orka co było sygnałem do ataku. Dwóch orków z nożami rzuciło się na Mathiewa. Ten szybko odrzucił łuk i dobył miecza. Machnął nim i odciął dłoń jednemu z orków. Drugi krążył wokół niego. czterech zaatakowało Anariona i jego brata. Ci oddali po strzale ze swoich łuków. Jeden z szarżujących na nich orków padł martwy. Kolejnych dwóch rzuciło się na Anariona wbijając mu nóż w przedramię i gryząc w okolicach karku. Jego brat starając się mu pomóc przebił mieczem szykującego się do skoku orka i próbował ściągnąć następnego z leżącego brata. Dwóch orków rzuciło się na Zbyslava z krótkimi wyszczerbionymi mieczami. Jeden najpierw strzelił w Cathalana, a potem odskoczył przed szarżującym na niego Dana. Kolejny ork podciął nogi Khanirusowi przewracając go na ziemię i próbując przebić go nożem. Reszta orków - sześciu - naprężyła łuki i strzeliła do zdezorientowanego Lareda. Trzy strzały przebiły jego pancerz na klatce piersiowej, jedna wbiła się w udo i dwie w brzuch.
 

Ostatnio edytowane przez Arsene : 11-01-2009 o 23:36.
Arsene jest offline  
Stary 13-01-2009, 18:01   #25
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Walka - to główna kategoria działań taktycznych, rozumiana jako skupione w czasie i przestrzeni starcie dwóch przeciwstawnych stron w skali taktycznej. Podstawowymi rodzajami walki są: obrona, natarcie oraz działania opóźniające. Wyróżnia się ponadto: działania desantowo-szturmowe, działania specjalne, wycofanie, działania nieregularne i inne.

Jak to łatwo powiedzieć siedząc w ciepłym, miękkim, wygodnym fotelu, w bezpiecznym domku z ogrodem, wpatrując się w kominek. Jak banalną czynnością jest wtedy ustalenie taktyki, strategii i tych wszystkich zawiłych działań i manewrów. Bez problemu zachowując zimną krew machnąć wyimaginowanym mieczem i pozbawić przeciwnika głowy, bez zmęczenia, bez jakiejkolwiek niepożądanej myśli, kiedy wyobraźnia układa bieg wydarzeń po naszej myśli. Ale co, kiedy fikcja staje się rzeczywistość? Kiedy pośród wizgu i zgrzytu metalu nie możemy rozróżnić wydawanych komend, kiedy jesteśmy zdani tylko na siebie? Pojawia się emocja, działanie pod jej wpływem, wszystko zaczyna przypominać niekształtną bryłę pozlepianych ze sobą, wystrzępionych wydarzeń, nierytmicznie upływającego czasu i nieopisanego strachu. I w chwili, kiedy widzisz zwalnianą z cięciwy strzałę, orientujesz się, że mierzy ona prosto w twe struchlałe serce, jak tu myśleć o przeczytanych kiedyś, pięknie ilustrowanych podręcznikach strategii?

Liczy się chwila. Wygrywa ten, kto zapomni o człowieczeństwie i zda się na iście zwierzęcy instynkt.

Dopiero potem będzie ból, smutek i wyrzuty sumienia...

Wszystko stał się za szybko, nawet jak dla Wrzoda. Pamiętał tylko urywki; szaleńczy bieg w stronę obozu, szybko wydawane rozkazy, ucieczka za gruby pień drzewa. Potem był tylko szaleńczy ryk, śmierdząca woń bryzgającej naokoło juchy, nie wiadomo skąd i dokąd lecące kończyny ludzkie i zwierzęce. W ogólnej katatonii dźwięków i ciemnej plamie obrazów zaistniały nagle tylko dwa sztylety w rękach Wrzoda, tylko te dwie rzeczy, dzięki którym miał szansę jeszcze przetrwać. Nie, nie bał się bólu, to nie było najstraszniejsze. Przerażała go perspektywa śmierci od ostrza czegoś tak plugawego i pospolitego jak ork. Już dawno postanowił sobie, że zginie w boju, chwalebnie, z honorem; ale nie z ręki czegoś tak mało wartego jak te przerośnięte, śmierdzące bydle!

I nagle, zupełnie niespodziewanie, bez żadnej zapowiedzi, padł strzał, który miał być znakiem do ataku. Początek końca.

"Nie dla mnie" - pomyślał Cathalan i z uczuciem nowej, rozsadzającej, dopominającej się krwi, wściekłością wyskoczył z bezpiecznej kryjówki. Niewyraźna mozaika barwnych plam wyostrzyła się nagle. Nad światem zapanowała cisza, teraz liczyły się tylko te zielone skurwiele.

Rażony strzałą Mathiewa ork padł bez czucia na ziemię. Jego koledzy, zobaczywszy dziwnego ludzika z łukiem, który przed chwilą zaatakował jednego z nich, jak szaleni, szarżując rzucili się w kierunku wtapiających się w czerń nocy siedmiu postaci.

Ciach, gdzieś błysnął miecz, krzyk, krew. Dźwięk zwalnianych z cięciw strzał z pędem przecinających powietrze. Emanująca wokół mocą eksplozja bólu i spazmatyczne charczenie. Obraz naszpikowanego cienkimi drzewcami z czarnymi lotkami na końcach ciała jednego z członków drużyny, Lareda chyba, zauważony kątem oka. Zew walki...

Paraliżujący strach, uczucie opadania - zbrodnicza strzała mierząca grotem wprost w struchlałe serce, ale nie... Nie trafia,przelatuje tylko z furkotem i wbija się w pobliskie drzewo. Zew walki, furia...

Młynek, rozpęd, nadstawienie sztyletu w prawej ręce tak, by z rozpędem ciachnął obróconego tyłem orka po ścięgnach kolana. Drugi,niedawno zdobyty, orczy, w pogotowiu, gotowy do zadania ostatecznego ciosu. Cichy krok i...

Ork w ostatnim momencie odskoczył przed ostrzem i rzucił się poza jego zasięg. Cathalan ledwo zdążył się odwrócić, a nóż który ork miał za pasem już, ze świstem przecinając powietrze, leciał w jego stronę. Niedbale wykuty, z rękojeścią obwiązaną czarą szmatą, o cal dosłownie minął Rangera i ugodził w orka z łukiem stojącego z tyłu. Miotający rzucił po orkowemu jakieś przekleństwo w mrocznym języku Mordoru i już szykował się do skoku z mieczem wyciągniętym w stronę Rangera.

Wściekłość i ból. On zaraz zaatakuje. I nagle nowa myśl. Wspomnienie powtykanych za pas, niemiłosiernie ostrych, wyważonych noży do rzucania. Nie namyślając się długo, Wrzód dobył jednego z nich i celując w tchawicę napastnika rzucił.

Nóż rzucony przez Rangera trafił w orka przebijając mu gardło na wylot. Kreatura złapała się za rozchlastaną okrutnie szyję tryskającą czarną, lepką krwią i upadło na ziemię.
 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 18-01-2009 o 13:26.
Sulfur jest offline  
Stary 20-01-2009, 17:30   #26
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Khanirus

Khanirus upadł na twardą ziemię i natychmiast poczuł goblina rzucającego się a niego.Ranger szybko kopnął goblina kolanem, a ten przeleciał przez niego i wyłożył się na ziemi. Mężczyzna rozpędził się i próbował przebić cielsko orka końcem miecza. Jednak ten przetoczył się na bok i odskoczył w stronę łuczników. Khanirus ruszył za nim. Bieg przerwały mu strzały lecące w jego stronę. Żadna z nich nie trafiła go. Wszystkie wbiły się w drzewo. Kolejny ork który próbował strzelić w Khanirusa schowanego za drzewem został przebity lecącym nożem Cathalana. Po chwili Ranger wynurzył się zza drzewa i dopadł orka. Machnął mieczem pierwszy raz i nóż wyleciał z dłoni orka. Machnął drugi raz i ork padł już martwy.

Mathiew

Mathiew przychylił się i był teraz prawie na poziomie krążącego wokół niego orka. Teraz widział dobrze jego twarz. Niewiele różniła się od goblińskiej jednak nie była zielona. Miała brązowawy odcień i była poznaczona bliznami. Ork rzucił się na niego, a Mathiew końcem miecza przebił go lądując na plecach.

Sytuacja na polanie

Orkowie ginęli jeden za drugim. Nie pozostała ich już nawet ćwiartka. Największy z orków rozejrzał się szybko i krzyknął do swoich pobratymców zajmujących się właśnie Anarionem i jego bratem. Ci odepchnęli ich i ruszyli w las za przywódcą.
-Łapać ich! Nie mogą uciec! - krzyknął do swoich ludzi Mathiew, a Khanirus oraz Dan pobiegli z nimi. Gdy znikli padł martwy ostatni ork.
-Musimy jeszcze tej nocy spotkać się z oddziałem Ithiena. To przywódca najbliższej strażnicy. Orkowie gdy tylko dowiedzą się, ze tam idziemy zaatakują - powiedział Mathiew do Rangerów którzy zebrali się wokół niego.
-A co z tymi dwoma i moim bratem ? - Zapytał Branin klęcząc obok brata.
-Dan jest doświadczonym Rangerem, będzie wiedział co robić. Jeżeli zaś chodzi o twojego brata, to przecież wiesz, że bywało gorzej ... opatrz go i jak tylko skończysz ruszymy. Wy pójdziecie za nami. No i trzeba coś zrobić z tym biedakiem który zginął. Zbyslavie, znajdź miejsce na pochówek naszego przyjaciela i ułóż tam cało. Tylko się pośpiesz. - zakończył i podszedł do Cathalana.
-To zostajesz czy wolisz poznać się z ich nożami bliżej ? - zapytał przetaczając nogą najbliższe ciało orka.
 
Arsene jest offline  
Stary 20-01-2009, 20:53   #27
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Ostatnie nieruchome ciało plugawego orka, który jak wszystkim wiadomo, musiał mieć jakąś tam swoja plugawą historię, padło na splugawioną ziemię dziewiczego niegdyś lasu. Krew obfitym strumieniem chlusnęła tu i tam, gdzieś w oddali szczęknął metal, rozległ się ściszony krzyk i nastała nieprzebita niczym cisza. Taka, która następuje zwykle po podobnych jatkach. Milczenie zapadające tak samo z siebie, jakby na przekór światu i wszystkiemu co myśli i żyje; w tej najbardziej nieodpowiedniej, niespodziewanej chwili, próbując dotrzymać towarzystwa zimnym szponom śmierci trwa.

Orkowie, poznawszy, że już ponieśli klęskę sromotną, zebrali się w zbitą kupę, bo jak wiadomo, kupy nikt nie rusza i pobiegli, zawodząc, w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Łapać ich! Nie mogą uciec! - rozległ się wściekły ryk Mathiewa.
Chwilę potem za bandą, łudzącą się poczuciem bezpieczeństwa w cieniu koron drzew zniknło dwóch gniewnych Rangerów, których Cathalan nie mógł w tejże chwili rozpoznać. Bynajmniej nie zamierzał do nich dołączać. Schował swój sztylet z przydziału do pochwy, orkowe syfo-ostrze, ze zbytecznym rozmachem, wbił w najbliższe, zielonkawe ciało.

Noc była czarna, niebo zachmurzone, a polana nieludzko śmierdziała. Gdzie się nie poruszyć - krew, gdzie nie spojrzeć truchło. Piękna, rodzinna atmosfera sprzyjająca spacerom, nie ma co.


-Musimy jeszcze tej nocy spotkać się z oddziałem Ithiena. To przywódca najbliższej strażnicy. Orkowie gdy tylko dowiedzą się, ze tam idziemy zaatakują
- zaległą w powietrzu ciszę przeszył głos kapitana.
-A co z tymi dwoma i moim bratem ? - zaraz potem, gdzieś z boku, padło pytanie.
-Dan jest doświadczonym Rangerem, będzie wiedział co robić. Jeżeli zaś chodzi o twojego brata, to przecież wiesz, że bywało gorzej ... opatrz go i jak tylko skończysz ruszymy. Wy pójdziecie za nami. No i trzeba coś zrobić z tym biedakiem, który zginął. Zbyslavie, znajdź miejsce na pochówek naszego przyjaciela i ułóż tam cało. Tylko się pośpiesz - odpowiedział Mathiew.

Cisza. Stłumione kroki i znowu ten sam głos.
-To zostajesz, czy wolisz poznać się z ich nożami bliżej?

Padło gdzieś z bliskiej odległości pytanie.

- Jasne, zostaję - nie podnosząc wzroku przytaknął Wrzód.
 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 21-01-2009 o 16:36.
Sulfur jest offline  
Stary 23-01-2009, 18:17   #28
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Gdy tylko Zbyslav skończył zajmowanie się ciałem Lareda kapitan zebrał ludzi wokół siebie i powiedział do nich
-Musimy ruszać. Anarion i Branin ruszą za nami. Do strażnicy mamy jakieś trzy, może cztery godziny drogi marszem. Ruszmy!
Rangerzy szli przez las, powoli oddalając się od zatęchłej polany. Wokół nich było mnóstwo drzew, a za nimi tylko ciemność, nieprzenikniona ciemność. Niektórzy rozglądali się co chwila nerwowo dookoła siebie, inni starali się patrzeć tylko na drogę. Nie było tutaj żadnej ścieżki, jedynie krzaki z mnóstwem kolców okrutnie raniące im nogi nawet przez grube spodnie. Szli tak w milczeniu, co jakiś czas zatrzymując się na kilka sekund by kapitan mógł wskazać kierunek dalszej wędrówki. Drzewa powoli występowały coraz rzadziej, wokół było coraz więcej polan. Noc zbliżała się ku końcowi. Wreszcie ich oczom ukazała się strażnica. Nieiwielki drewniany fort w którym paliły się niewielkie światełka. Na twarzach Rangerów malowała się ulga. Fort składał się z drewnianej wierzy otoczonej grubą drewnianą palisadą. Za nią rozbite były namioty obrońców. Gdy wojownicy podeszli do bramy Mathiew nie zdążył nawet zapukać. Z palisady w stronę Rangerów zwróciło się kilkanaście łuków i włóczni.
-Spokojnie! Przyszliśmy pomóc wam w odparciu ataku orków zbliżających się tutaj. Jestem kapitan Mathiew z czwartego oddziału Rangerów Faramira. Prowadziłem czternastu ludzi. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Nasza straciła jednego człowieka. Druga wyruszyła do pozostałych strażnic. Wpuście nas! - powiedział donośnym, stanowczym lecz przyciszonym głosem kapitan. Drzwi się otworzyły. Gdy weszli zobaczyli osiem zielonych namiotów. Ku nim szedł niski, szczupły mężczyzna.
-Mathiew! Witaj stary druhu. Niech twoi ludzie rozbiją sobie namioty.Są w magazynie. W jednym może spokojnie nocować pięć osób. My tymczasem chodźmy do mojej kwatery w wierzy. - poczym odszedł razem z kapitanem. Wokół niech Rangerzy chowali broń i rozchodzili się do swoich namiotów. Było ich około czterdziestu. Jeden z nich podszedł do nich.
-Tam jest magazyn - wskazał palcem na zadaszoną część niewielkiego placyku - a tam możecie się rozlokować.
W tonie mężczyzny była jakaś niechęć do przybyszów. Można by nawet stwierdzić, że gardzą nimi.
 
Arsene jest offline  
Stary 24-01-2009, 19:23   #29
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
- Miałeś kiedyś czkawkę? - krzątający się przy alembikach mężczyzna w poplamionym fartuchu znienacka zapytał młodego, najwyżej szesnastoletniego chłopaka ubranego w śmieszną, przydużą togę.
- Czy pan robi sobie ze mnie żarty, pani profesorze? - pytaniem na pytanie odpowiedział zaskoczony chłopiec.
- Mówię całkiem poważnie, mój drogi. Jak najbardziej poważnie... - z każdą wypowiadaną sylabą głos starca milkł, stawał się coraz trudniejszy do zrozumienia, oczy zamgliły mu się. W końcu, ciężko dysząc opadł na krzesło.
- Panie profesorze! Co się dzieje? Zawołać pomoc? - młody żak nachylił się nad swoim nauczycielem i z niepokojem wpatrzył się w jego błądzące po pomieszczeniu oczy.
- Nie - odpowiedział w końcu starzec - nie trzeba, czuję się dobrze, po prostu się zamyśliłem - wstał z trudem. - Nie odpowiedziałeś na pytanie Cathalanie.
- Ale co to ma wspólnego z alchemią, której miałeś mnie nauczać?
- Nawet nie wiesz jak wiele, mój chłopcze, nawet nie wiesz... A teraz, mógłbyś odpowiedzieć? - zakończył wypowiedź ostrym tonem.
- Owszem. Nieraz, nie dwa, ale o co chodzi? - chłopak powoli zaczynał zdradzać zniecierpliwienie jakie targało nim od środka. - Dlaczego profesor pyta mnie o tak błahe rzeczy jak najzwyklejsza czkawka?!
- Nie irytuj się chłopcze, spokojnie. Mogę ci zdradzić, że to będzie temat naszego dzisiejszego wykładziku. - uśmiechając się tajemniczo złapał kolbę napełnioną czerwona cieczą i postawił ją nad małym paleniskiem. - A teraz przejdźmy do sedna sprawy, mój chłopcze. Bo widzisz, cały ten świat, który nas otacza to... alchemia! Tak, tak, tak. Nic innego jak alchemia! Nie rób takiej miny, stoimy w przededniu wiekopomnego odkrycia, powiadam ci, chłopcze, dzisiejszy sen stanie się jutrzejszą rzeczywistością! - w głosie starca powoli zaczęła pojawiać się nuta fanatyzmu, uczeń dostrzegł ją niemal natychmiast.
- Panie profesorze! Proszę się opanować! Za to idzie się na szafot. Przecież to czyste herezje! Pójdę po pomoc, może to te opary...
- Stój! - złapał chłopaka za rękę i mocno zacisnął na niej dłoń. - Musisz mi zaufać. Jestem stary, tylko tobie mogę teraz przekazywać moją wiedzę, tobie ufam. Słuchaj więc, kiedy proszę.
- Ale...
- Alchemia to wszystko wokół - zagłuszył go zupełnie mędrzec. - Nie próbuj mi się sprzeciwiać! Poświęciłem na te badania całe moje życie i swoje wiem. Ale kontynuujmy. Wyobraź sobie, że to wszystko co nas otacza, to wszystko co widzimy i czego dostrzec w żaden sposób nie możemy składa się z malutkich części, z czegoś tak przerażająco filigranowego, że choćbyś nie wiem jak bardzo chciał, ani tego nie dotkniesz, ani nie zobaczysz. Wyobraź sobie też, że te części zawierają w sobie jeszcze inne małe części, nieskończoność innych drobinek, ogrom. Te cząstki mogą się w jakiś niezrozumiały sposób łączyć ze sobą, ale tylko w określonych warunkach, nie wiem jeszcze w jakich, ale mam nadzieję, że kiedyś się dowiem. - wzrok szaleńca, zmarszczone czoło, drżące ręce; starzec zaczynał przypominać szaleńca. - Idźmy dalej. Gdy te cząstki się ze sobą łączą wywołują pewne reakcje i następstwa. Nazwałem to reakcjami alchemicznymi. Ale pomińmy tę nieważną część i przejdźmy do sedna całej tej mojej przydługiej gadki. Istnieje coś takiego jak czkawka mózgu. Nie patrz na mnie jak na szaleńca Cathalan! Mówię ci, że tak jest, to jest tak a nie inaczej! Ale posłuchaj jak dokonałem tego odkrycia. Pewnego razu najadłem się jakiegoś stęchłego mięsa i zaczęło mnie dosłownie rozsadzać od środka. Szybko przybiegłem tutaj, rumianku żem naparzył i szybko wypiłem wywar. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to co stało się chwilę potem. Mianowicie dopadła mnie czkawka tak potworna i okropna, że pomyślałem, że umieram, że... - zająknął się. - No, że... No kurwa, rozumiesz! - zaklął wściekle i grubiańsko. - Czkawka owa męczyła mnie przez cały wieczór i w końcu zacząłem myśleć, co mogło ją wywołać. I wiesz co wymyśliłem?! Że to musi być spowodowane obciążeniem organu jakim jest żołądek! Jadłem za szybko i za dużo, zaszły reakcje alchemiczne i mój żołądek musiał oznajmić mi, że powinienem się opanować, bo więcej już nie wytrzyma. Niesamowite, nieprawdaż? Ale słuchaj dalej, mój chłopcze kochany. Na drugi dzień, gdy czkawka owa ustała naszła mnie myśl genialna w samej swej prostocie i powszechności! Przecież mózg to też organ! Jeżeli myśli, obrazy i sytuacje wziąć za mięso, przyprawić je niemiłymi przeżyciami i traumą, mózg może się przeciążyć, a w efekcie dostać czkawki! Jestem tego pewien. Ale to jeszcze nie koniec. Słuchaj dalej, chłopcze drogi. Czy wiesz, że gdy mózg dostanie czkawki możesz dwa razy zobaczyć to samo zdarzenie? Niesamowite! Ja to odkryłem! Odnalazłem nową drogę! Ja alchemik z Minas Thirit, ja Hemeor Dejaviii! I odkrycie moje od teraz nazywać się będzie Deja vu! TAK! - starzec z szaleństwem w oczach wykrzyczał ostatnie słowo.
Chłopak przez cały ten czas stał jak wmurowany w podłogę. Nie mógł uwierzyć, że jego nauczyciel postradał zmysły, że opętały go złe moce. Wiedział do czego zdolni są fanatycy, a z tym akurat, nie chciał mieć już więcej do czynienia. Silnym, stanowczym ruchem wyrwał się z żelaznego, jak na ten wiek, uścisku starca i sadząc po dwa stopnie wbiegł na górę schodów. Nie słuchał zawodzenia dochodzącego z laboratorium. Nie oglądając się za siebie pchnął ciężkie drzwi i wtopił się w gęsty tłum zalegający główny plac miasta.
Cathalan już nigdy więcej nie przekroczył progu domu alchemika, już nigdy więcej nie spotkał go na ulicy. Krążyły plotki, że stary popapraniec zamurował się w piwnicy i spalił wszystkie notatki. Prawdy jednak nikt nigdy nie doszedł. O zjawisku czkawki mózgu, nazwanym deja vu wiedział odtąd tylko jeden kroczący po ziemi człowiek. Ale ten właśnie człowiek nie przejął się bezczelnie zrzuconym na niego jarzmem nauki i obowiązku przekazania jej nowym pokoleniom. Zatracił się, zupełnie zapomniał o starcu. Aż do tej chwili, aż do tego jednego, jedynego dnia, kiedy stanął na brzegu lasu i spostrzegł tą wspaniałą olbrzymią faktorię, strażnicę, która miała oprzeć się nawałowi orków. Jeszcze raz przetoczył wzrokiem po otoczonym palisadą zbiorowisku namiotów i załamał się totalnie. Błysk, huk, wycie i straszne uczucie opadania.


Było cicho, bardzo cicho. Zewsząd otaczał ich ciemny las. Zasnute gęstymi chmurami niebo nie przepuszczało przez ową zasłonę nawet odrobiny księżycowej i gwiezdnej poświaty. Nie było widać nic poza kilkoma pochodniami wzniesionymi ponad głowy Rangerów. Polana zaścielona była trupami. Trupami orków. Lepka od krwi ziemia kleiła się do butów, unieruchamiała stopy, w powietrzu unosił się smród. Cisza, stłumione kroki i dobiegający jakby z oddali głos:
-To zostajesz, czy wolisz poznać się z ich nożami bliżej?
- Jasne, zostaję. - odpowiedź sama wyrwała się z jego ust.
Czerń, głosy, ból głowy i znowu wyostrzenie.
Grobowiec skąpany w świetle błyskawic, pochylające się nad nim postacie okutane ciemnymi płaszczami, wszystkie uzbrojone. Jakiś cichy, żałosny śpiew w tle, pieśń w zamierzchłym języku; pięknej, dźwięcznej, zapomnianej mowie przeszłości.

Bealocwealm hafad freone
frecan fath onseuded
giedd sculon singan gleomenn
sorgiende on Ithiliene
bat he ma nowere is
durh niedig res, Bealo...


Cichnący, to znów nasilający się czysty, piękny, rzewny głos dławiony miejscami przez łzy. Malutki kurhanik, mrok.



Błysk. Huk.

-Musimy ruszać. Anarion i Branin ruszą za nami. Do strażnicy mamy jakieś trzy, może cztery godziny drogi marszem. Ruszamy!

Błysk. Huk. Ciemność, strach uderzający z każdej możliwej strony, zawodzenie, smutek, żal i w nieskończoność powtarzające się słowa zapomnianej pieśni.

...bat he ma nowere is
durh niedig res, Bealo... Bealo, bealo... bealo...


Porażający żal i przerażenie. I nagle spośród tej pozlepianej kupy uczuć wyłonił się poranek. I ten sam głos.

-Spokojnie! Przyszliśmy pomóc wam w odparciu ataku orków zbliżających się tutaj. Jestem kapitan Mathiew z czwartego oddziału Rangerów Faramira. Prowadziłem czternastu ludzi. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Nasza straciła jednego człowieka. Druga wyruszyła do pozostałych strażnic. Wpuście nas!

Obraz mizernej, niskiej palisady, szeregi szarych namiotów i ponownie ten głos.

-Mathiew! Witaj stary druhu. Niech twoi ludzie rozbiją sobie namioty.Są w magazynie. W jednym może spokojnie nocować pięć osób. My tymczasem chodźmy do mojej kwatery w wieży.

Błysk. Huk. Niezrozumiałe słowa, gesty, światła, aż w końcu.

-Tam jest magazyn - emanując nienawiścią ktoś przemówił.

Błysk. Huk. Uczucie spadania, straszne, długie, napełniające trwogą. Nagle koniec.

Pierwsze promienie jasnego słońca już niedługo miały przebić się przez przerzedzoną nieco zasłonę burych chmur. Choć ciemności zalegały obóz, świt zbliżał się niebłagalnie. Dokoła tłoczyły się dziesiątki ludzi ubranych niemal w jednakowe stroje, uzbrojonych, miotającymi wkoło niechętnymi spojrzeniami, gardzącymi "świeżym mięsem", które właśnie przed nimi stanęło. Zawroty głowy ustały, dźwięk połączył się z obrazem i tylko gdzieś głęboko w podświadomości zawodził cichy głosik.


Bealocwealm hafad freone
frecan fath onseuded
giedd sculon singan gleomenn
sorgiende on Ithiliene
bat he ma nowere is
durh niedig res, Bealo... bealo... bealo, bealo, bealo...


 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 25-01-2009 o 12:15.
Sulfur jest offline  
Stary 28-01-2009, 20:23   #30
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
W wierzy:

-W samą porę - powiedział do Mathiewa przywódca obrońców. - Długo już nie damy rady się opierać.
-No cóż. Mam dla ciebie złe wieści. Dużo złych wieści - odpowiedział kapitan i spochmurniał nagle.
-Opowiadaj więc, tylko szybko! Jakie są rozkazy i co się wydarzyło w Gondorze podczas naszego pobytu tutaj ? - głos Ithiena był szybki i dało się wyczuć w nim zaniepokojenie. Mathiew usiadł na krześle w obskurnej wierzy. Nie było tu wiele miejsca. Na środku leżał okrągły dywanik. Niedaleko była klapa przez którą wchodziło się do kwatery Ithiena. Przy ścianach były kiepsko wykonane szafki, a w kącie stał stolik i cztery krzesła. Pod stołem była skrzynia, a na stole stała lampa. W wierzy było jedno niewielkie okienko.
-A więc, sytuacja nie wygląda za dobrze. Wysłano nas tutaj z zupełnie innym zadaniem. Mieliśmy odkryć plany południowców. Gdy już dojeżdżaliśmy do lasu dogonił nas posłaniec i przyniósł nam wiadomość, że mamy jednak wesprzeć cztery strażnice w tym terenie. Gdy tego dokonamy ... jeżeli tego dokonamy mamy iść w stronę fortu na południu i tam utrzymywać go, aż do wsparcia z Dol Amorthu. - Gdy skończył mówić Ithien również sposępniał. Gdy już miał coś powiedzieć Mathiew który wstał i podszedł do okna rzucił się na niego przewracając go na ziemię. Ułamek sekundy później wpadła przez nie strzała, a jej grot wbity był tam, gdzie przed chwilą była głowa Ithiena. Obydwaj wstali szybko i dobyli broni. Mathiwe otworzył klapę i obydwaj zbiegli do swoich ludzi.

Za palisadą:

Noc wciąż była nieprzenikniona, a jej ponury stan pogłębiała jeszcze niechęć do przybyszów. Rangerzy Mathiewa zaczęli rozbijać namioty. Długie i zielone idealnie nadawały się do biwakowania w lesie z orkami na ogonie. Rozstawienie ich zajęło im chwilę. Gdy tylko skończyli mieli czas na rozejrzenie się po strażnicy. Wokoło wierzy rozciągnięta była gruba palisada. W centrum była drewniana wierza do której wchodziło się po drabinie. Był też zadaszony odcinek tego miejsca. Był to magazyn. Znaleźć tam można było wszelkiego rodzaju rzeczy potrzebne do przeżycia w takim miejscu: namioty, broń, wodę, jedzenie i wiele innych temu podobnych przedmiotów. Blisko wierzy paliło się ognisko wokół krórego siedzieli Rangerzy. Co jakiś czas spoglądali niechętnie w stronę ludzi Mathiewa wymieniając między sobą uwagi. Przybysze pewni, że nie zostali by miło przyjęci przy ognisku rozpalili własne.
-Nie podobają mi się te typy - powiedział Khanirus spoglądając w stronę ludzi stacjonujących w tej strażnicy.
-Mnie też nie - powiedział Dan i ku ogólnemu zdziwieniu wstał i podszedł do tamtych. Rozmawiali szybko między sobą. Gdy Dan wrócił usiadł i zaczął mówić
-Są źli na nas za to, ze ściągnęli tu za nami orko ... - nie skończył mówić, a przez okno wierzy wpadła strzała. Usłyszeli huk. Wszyscy dobyli broni i ustawili się pod palisadami oczekując na to co się stanie. Czuli lekkie przerażenie, ale i podniecenie atakiem na który czekali. Po chwili z wierzy wybiegli Ithien i Mathiew.
-Przygotować się! Brońcie bramy! - krzyczał Ithien do swoich ludzi. Ci szybko posłuchali jego rozkazów i ustawili się przy bramie. Jedni z mieczami, inni za nimi z łukami.
 
Arsene jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172