Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2009, 23:11   #11
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Ciche szczęknięcie zamka. Zawsze dbali o szczegóły. Thomasa denerwowały drobne usterki. Właściwie co go nie denerwowało?
Na wszelki wypadek podbiegła do okna, by sprawdzić, czy rzeczywiście wsiadł do taksówki. Bingo! Trzy dni. Całe trzy dni totalnej wolności. Zerknęła na zegarek. Megan jeszcze przez pięć godzin miała być w szkole. Cóż można zrobić w ciągu pięciu godzin?

Laptop cichutko zaszemrał. Stukanie w klawiaturę wypełniło ciszę gabinetu.

- Marc, jesteś?
- Dla ciebie zawsze Cath
- Chcę... teraz, już...
- Gdzie?


Chwila konsternacji.

- Centrum handlowe „ Stars”, toaleta dla inwalidów na parterze...

Cztery i pół godziny później Megan, skrytykowała ją za nieelganckość fryzury i skomplementowała świetlistość oczu. Wszak dzieci są najokrutniejszym, a jednocześnie najszczerszym zwierciadłem.

Przez dwa kolejne dni nie pojawił się online, nie odezwał się ani słowem. Złość wezbrała w niej akurat w trakcie sprzątania w pokoju córki. Śnieżna kula powędrowała na spotkanie ze ścianą. Ściana, o dziwo, nie miała ochoty się pochlapać. Ramię kierowane bezsilnym żalem, nie potrafiło rzucać zbyt mocno. Kula wciąż w jednym kawałku potoczyła się po dywanie. Figurka królewny roztrzaskała się w drobny mak. Zza choinki wychyliła się postać, której do tej pory nie dało się dostrzec. Widać wstrząsy czasem dobrze robią.

***
Czy się przestraszyli? Być może. Czy byli zdegustowani. Może przez chwilę. Ktoś zadbał o higienę i estetykę. Królewna rozpadłszy się wcześniej na kawałki, rozpłynęła sie każdą swoja cząsteczką w powietrzu. Pozostało tylko pytanie, zdziwienie, refleksja z pewnością. I małe epitafium w duszy każdego. Do zobaczenia w lepszym świecie...

Wkroczyli na ścieżkę.
A wtedy on już przeczuwał. Znał te drzewa i krzewy, już prawie czuł zapach sąsiadującej z lasem łąki, która nie tak daleko od domu markizy de Merteuil się zieleniła. Wiedział doskonale gdzie ich zaprowadzi, z dróżki przemieniając się w drogę. Wiedział - choć wolałby, żeby się nie sprawdziło - że na końcu czekać na niego będzie ten list. Wiedział, że spojrzenie na bucik przywoła ze wspomnień jej urok, zapach, dotyk i niepowtarzalną świeżość... i że będzie musiał go przeczytać...

„Jeśli chcesz odzyskać właścicielkę tego pantofelka, to dostarcz nam głowę smoka, który grasuje na północnych ziemiach króla Ćwieczka.
Lepiej się pospiesz.”


Podpisu nie było.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 21-01-2009, 13:01   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie zaszli daleko.
Prawdę mówiąc ledwo zdążyli zabrać ze stołu kilka rzeczy. Prowiant na drogę...

Patrzył oniemiały, jak Śnieżka rozpada się na kilkanaście kawałków. I znika.
Brak ciała, krwi... Jakby jej nigdy nie było.

Czy to była jakaś kara? Chojny ofiarodawca obraził się, że nie skorzystali z zaproszenia? Dość nieformalnego.
Jeśli tak, to czemu nie spotkała ona właśnie jego, Filipa? Wszak to on był inicjatorem częściowego jedynie skorzystania z poczęstunku.
A może królewna wróciła tam, skąd przyszła i siedzi teraz, cała szczęśliwa, w otoczeniu przyjaciół?
Tego wiedzieć nie mógł. I nie sądził, by ktokolwiek kiedykolwiek zechciał udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Mimo wszystko nie miał zamiaru stąd odchodzić, nie spróbowawszy wcześniej dowiedzieć się czegoś. Czegokolwiek...

- Zauważyliście coś? - spytał swoich towarzyszy.

Sam miał wrażenie, że słyszy jakiś hałas. Stłumiony huk, jakby ktoś odpalił, niezbyt umiejętnie, sztuczne ognie. Ale nie potrafił dokładnie określić, skąd ów hałas dobiegał.
Ruszył w stronę ciemnej ściany lasu.

Potrafił tropić ślady. Ale w tym przypadku było z tym trochę trudności.
Może tu, gdzie mech zdaje się jakby przygnieciony, stał ów ktoś, kto przyczynił się do zniknięcia Śnieżki. I co? Stał i zniknął, jak jego ofiara?
A może w tym miejscu oparł się o drzewo i pozostawił ledwo widoczny ślad? Drugi i ostatni?

Nie było nad czym się zastanawiać. Jeśli ktoś tu był, to nie raczył po sobie zostawić śladu, który pomógłby w jego identyfikacji.

A może królewna była złudą? Czymś, co - podobnie jak uczta - miało ich tu zatrzymać dla jakiegoś komuś tylko znanego celu?

"Najgorsze to za dużo myśleć, a za mało robić" - jak echo z odległej przeszłości rozległ się w jego umyśle głos starego preceptora.

- Nie ma sensu wydeptywać tu trawy - powiedział w końcu. - Chodźmy zobaczyć, co czeka nas na końcu tej ścieżki.



Leśny dukt wił się miejscami jak wąż, ale zasadniczo prowadził w jednym kierunku. Najwyraźniej Los, dobry lub zły, postanowił skierować ich właśnie w tamtą stronę.

Strumyk, nad którym się znaleźli po średnio długim marszu był taki, jak setki innych strumyków. Przerzucony nad nim mostek był równie typowy i miał z pewnością wielu braci-bliźniaków. Ale mimo wszystko wydał się Filipowi znajomy.

"To się nazywa deja vu" - preceptor miał na wszystko odpowiedź. Inaczej z pewnością nie zostałby preceptorem księcia.

Ale za mostkiem rosło drzewo.



Jasne, że w każdym lesie rosło mnóstwo drzew, inaczej nie byłby to las. Mimo tego Filip mógłby się założyć o połowę swego przyszłego królestwa, że drugiego takiego nie ma na całym świecie. To akurat drzewo znał dobrze. Bawił w tym miejscu nie raz. Dwa razy też nie.
Ze swym serdecznym przyjaciele Karolem zwykle w tym miejscu zatrzymywali się na krótki postój.
Sam strumyk słynął na całą okolicę z krystalicznie czystej wody, lepszej od każdej studziennej.

Gdyby Filip był zwykłym śmiertelnikiem, pomyślałby z pewnością, że ktoś sobie pogrywa w kulki, ale księciu Filipowi takie słowa nawet nie przyszły na myśl.

"Tu się dzieje coś bardzo dziwnego" - pomyślał. Powiedział jednak coś całkiem innego:

- Mam wrażenie, że rozpoznaję tę okolicę. Jeśli się nie mylę, to wkrótce dojdziemy do drogi prowadzącej do siedziby moich znajomych.


Nie miał zamiaru nikogo informować, że, jeśli rzecz jasna świat nie stanął na głowie, to niedługo ścieżka doprowadzi ich do drogi wiodącej wprost do domu markizy de Merteuil.
Wiedział też, chociaż sam nie miał pojęcia skąd, że tam czekać będzie na niego list, którego treść znał na pamięć.
I przedmiot, którego widok skłoni go do pójścia drogą, o której mówił ten list.

- Pospieszmy się - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-01-2009, 22:32   #13
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
Phil nadal pogwizdywał szlagier z przed lat, sikając na dorodną sosnę posadzoną kiedyś zapewne po to, by wypełnić wielką dziurę w chodniku przy kamienicy, w której mieszkał.
Właśnie zamierzał prawicą uzbrojoną w papieros sięgnąć ust, gdy nagły wstrząs niemal ściął go z nóg.
Nim zorientował się, że coś jest nie tak, że otoczenie zmieniło swój charakter, zdążył odkryć lokalizację zguby.
- Nie czas płakać nad kałużą moczu - rzekł do siebie wyciągając kolejnego peta, licząc przy okazji pozostałe. - Oj, przyjaciele, muszę się rozglądnąć za nową paczką.
I właśnie wtedy. W tej dosłownie chwili zorientował się, że otoczył go las.
- Na chuj mi las? - zacytował widziany kiedyś film.
Problem urósł do rangi dramatu.
W lesie nie występują kioski wypełnione po brzegi papierosami, ani tym bardziej bary wypełnione whiskey.
Usłyszawszy głosy począł przeklinać w myślach swoje nałogi, przyzwyczajenia i siebie w ogóle.
Kierując się starą maksymą twardych użytkowników dzikiego zachodu: "jeśli nie wiesz z której strony uderzyć, wal od frontu", wyszedł na ścieżkę nonszalanckim krokiem.
Zbaraniał. Na szczęście nie dosłownie, kto wie czym groziłoby postawienie przed wilkiem (zapewne wygłodniałym, jak to wilki) apetycznego baranka (no dobra z apetycznym to gruba przesada).
- A wy z jakiej bajki ście się urwali?
Przypomniał sobie o papierosie. Odpalając go w nabożnym skupieniu ukrył zmieszanie.
- Jestem Phil, prywatny detektyw...
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 21-01-2009 o 22:35. Powód: przecionek
pan Piotruś jest offline  
Stary 31-01-2009, 18:47   #14
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Annie zaciągnęła się mocno. Silna fala odurzeniowa zawładnęła jej ciałem. Od falującej lekko piersi, po ułożone na sofie niedbale nogi. Po chwili świat zamigotał kolorowo. Poczuła odrętwienie, zmysłowe lenistwo, ogarniający ją wieczny spokój.
Czy warto? Czy potrzeba? Dlaczego skaczą sobie do oczu? Ludzie... pijawki... hieny... Na jedno wychodzi. Dlaczego? Po co im to?
Leżała wpół zamroczona, błądząc opuszkami palców po opalonym dekolcie. Spojrzała na swoje starannie wypielęgnowane paznokcie, na ramiączko opadające właśnie na smukłe ramię tuż obok jędrnej piersi, którą oszczędziły trudy i niewygody macierzyństwa, na prężący się mięsień szczupłego uda, na idealnie zarysowaną łydkę... Przymknęła z lubością oczy, by po chwili pozwolić wypełznąć na twarz skrzywionemu grymasowi bólu... Bólu, którego nie czuła fizycznie...

**

Mr. Smith najzwyczajniej spał. Jak każdy, nawet czarny charakter potrzebował odpoczynku. Uwięził kogo musiał. Fakt, natrudził się nieco, bo ślicznotka nie była głupia. W końcu jednak, uprowadził ją z rodzinnego domu, wielki tym faktem czyniąc ambaras rodzince niewdzięcznej, która niczym ślepiec od tej pory brodziła w mgle pustkowia pozbawionego „przynieś” „wynieś” „zrób”...
Kopciuszek zaś... cóż... brodził w dostatkach, pławił się w luksusach, które pan zwany Smithem złożył do jej stóp, zanim... zanim zasnął.
Zostawił im mapę. Nie chodziło przecież o ... Cóż miałby robić z Kopciuszkiem przez resztę życia? Dziewczę młode, świeże, niewinne... Da mu szansę – tak postanowił – niech książę wykaże się czymś więcej jak tylko umiejętnym pobieraniem miary ze stópki...
Wszystko wydawało się tak proste. Mieli mapę, porywacz wręcz zapraszał do siebie. Zbyt łatwe? Za proste? Infantylne? Czyżby chodziło o coś innego?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 01-02-2009, 21:29   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Osobnik, który nagle wyszedł spomiędzy krzaków, z bliżej nieznanego nikomu powodu nie spodobał się Filipowi. Podobnie jak i wilkowi, choć może ten ostatni widział w owym człowieku konkurenta do aktualnie posiadanych oraz przyszłych zapasów alkoholu.
Filip miał wrażenie, nie wiedzieć czemu, że od Phila, bo tak się on przedstawił, zalatuje trunkiem z gatunku tak zwanych wysoko procentowych. Nie mówiąc już o tym, że biała, dymiąca pałeczka, którą tamten trzymał w dłoni, straszliwie śmierdziała.

- Filip - przedstawił się. Niechętnie, lecz zgodnie z wpajanymi mu zasadami konwersacji.

- Nie sądziłem, że w naszej bajce - odrobinę zaakcentował ostatnie słowo, które w ustach Phila zabrzmiało jak szyderstwo - jest potrzebny jakiś detektyw.

Słowo to, o czym nie zamierzał owego mężczyzny informować, było mu całkiem nieznane. Kojarzyło mu się to z detektorem, oraz - ale już znacznie mniej - z dedukcją. Jednak osobnik, który ich zaczepił, w niczym nie przypominał jakiejkolwiek machiny służącej do czegokolwiek. Jego wygląd sugerował również, że może mieć pewne trudności w wyciąganiem jakichkolwiek wniosków, o logicznych nie wspominając.

- Ale życzę panu wielu sukcesów w pracy - powiedział uprzejmie. - Miło mi było - skłamał równie uprzejmie. - Może kiedyś się jeszcze spotkamy.

Zgodnie z prawdą nie wyraził życzenia, by tak się stało naprawdę.

- Miłego dnia - dodał.

Ukłonił się i ruszył dalej.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-02-2009, 00:53   #16
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
- Hej, spokojnie - Phil ruszył za dziwakiem w zbroi. - Nie miałem nic złego na myśli. To był żart, tak, dla rozładowania sytuacji. Ja wiem, że kawalarz ze mnie żaden, obie moje byłe żony wiecznie to powtarzały...

Zamyślił się, sięgnął po kapelusz, a w sumie ku czołu, które zwykł pocierać w stresujących sytuacjach.
Kapelusz, psia jego...

- Ja rozumiem, że zupełnie tu nie pasuję i prawdę powiedziawszy tęsknię za własną "bajką"... Właśnie zmierzałem, wyobraź sobie w kierunku baru, a tu nagle. Dup! - klasnął w dłonie. - i jestem w lesie. I to podwójne, bo nie mam bladego pojęcia gdzie jest wyjście pożarowe - zaryzykował ponownie siląc się na żart.

Widząc niewielkie zainteresowanie rozmówcy postanowił iść w bezpiecznej odległości za nim. Gość wyglądał moża na świra, ale zorientowanego w sytuacji świra.
Niektóre sytuacje są jak kac. Trzeba je przeczekać - skonstatował.
 
pan Piotruś jest offline  
Stary 07-02-2009, 00:00   #17
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Prywatny detektyw? No tu już ktoś przesadził. Nie chodziło o maniery, dworską etykietę, nie chodziło nawet o dobry gust. Trochę logiki, konsekwencji? Wszak w tym przedstawieniu brały udział konkretne postacie, bohaterowie ściągnięci z odpowiedniej półki. Nie mogło być mowy o pomyłce. Nie mogło? Pomyłce?

Mr. Smith miał psychikę porąbaną – jak nazwałby to Phil, lub może – ducha opętanego chorobą szaleńczą – stwierdziłby książę. Nieważne. Ważne, że przewidzieć jego ruchy, to nie lada wyzwanie. Można było długo błądzić po omacku, czekając biernie na jego posunięcia i pozwalając mu wodzić się za nos. Można też było spróbować ... Ale do tego trzeba było go bliżej poznać, postarać się zrozumieć, trzeba było najpierw spełnić podstawowy warunek – stwierdzić jego istnienie, nazwać jego byt, zdefiniować... no zagalopowaliśmy się.

Czy w tym szaleństwie była metoda? Czy Mr. Smith wrzucając postać detektywa do kotła, na razie bliżej nieokreślonej potrawy, szkodził im czy pomagał? Królestwo za prawidłową odpowiedź! Najgorsze, że on sam nie wiedział, a może nie chciał wiedzieć?

Szli już dość długo w tym dziwnym orszaku. Książę studiujący uważnie mapę, Szewc drepczący tuż obok niego, od czasu do czasu nieśmiało wymieniający uwagi z arystokratą, zmieniający wciąż miejsce wilk, węszący czujnie, obserwując okolicę i ... mężczyznę, który podążał za nimi i, po niuchu sądząc, wydawał się być takim samym amatorem używek jak on. W sumie – pomyślał - on ma fajki, ja mam buteleczki. Może jakiś barter? Nie miał czasu jednak przelać myśli w słowa, gdyż prowadzący pochód Filip zatrzymał się nagle.

Droga rozwidlała się w trzy odnogi. Książę przestał wpatrywać się w mapę. Chyba nie był zadowolony. Zrozumieli, że już nie będzie im potrzebna. Wszyscy jęli kontemplować niezwykłość przedmiotu tkwiącego przed nimi. Z daleka wyglądał jak zwykły drewniany drogowskaz, z bliska okazał się misternie wyrzeźbioną postacią kobiety. W naturalnym rozmiarze oddano wiernie każdy szczegół. Artysta najpewniej miał przed sobą piękną modelkę. Smukłość ramion podkreślała jędrną i wypukłą pierś przykrytą zwiewną tuniką, w długim rozcięciu odsłaniającą prężący się mięsień szczupłego uda i idealnie zarysowaną łydkę. Kobieta w wyciągniętej prawej dłoni trzymała księgę, w lewej koronę, trzecia ręka przykrywała lewą pierś.

Filip oddałby pół królestwa i rękę każdej księżniczki za to, że tej rzeźby nie było tu wcześniej. Wilk obwąchał starannie całe to drewniane ustrojstwo. Książę i Szewc ostrożnie poddali badaniu strukturę i kształt rzeźby. Po dłuższych oględzinach Filip dostrzegł, że księga, korona i ręka na sercu nie były stałą częścią drogowskazu. Ledwo widoczne, przykryte drogowym kurzem szczeliny wskazywały, że można je nacisnąć. Phil stał zaś z boku, przypatrując się całej scenie i przysłuchując wymienianym uwagom. W pewnym momencie, tknięty nagłym przeczuciem, zaczął szukać wzrokiem mapy. Coś mu tu nie pasowało. W końcu był detektywem... A Filip? A Filip, który wcale nie był detektywem też doświadczył uczucia braku. Ich oczy na moment spotkały się...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 08-02-2009, 21:31   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Filip z pewnością nie czuł się zadowolony.

Po pierwsze - towarzystwo.

Nie chodziło wcale o to, że żaden z nich nie pochodził z tak zwanej 'odpowiedniej warstwy'. To było Filipowi całkowicie obojętne. W czasie swych wieloletnich przygotowywań do przyszłego, odległego co prawda ale zawsze, objęcia tronu przebywał w różnych kręgach - i tych najwyższych, i tych niższych nieco lub znacznie. Dobry władca powinien znać swych poddanych, nawet jeśli oni nie znają go osobiście...
Nie chodziło zatem o pochodzenie społeczne towarzyszy wędrówki, ale o ich zachowanie.

Szewc jakby zaniemówił. Już przedtem nie był zbyt rozmowny, ale teraz... Od ładnych pary chwil nie powiedział ani jednego słowa. Całkiem jakby zła wróżka odebrała mu głos. Albo dobra. Wszystko zależało od tego, czy miał zamiar mówić mądrze, czy też wprost przeciwnie. A Filip nie potrafił określić, która z tych opcji byłaby prawdziwa, bowiem 'pracownik manufaktury obuwniczej' nie zaprezentował jak na razie ani zalet, ani wad.

Wilk, miast śledzić drogę i wykryć ewentualne niebezpieczeństwo wolał oglądać się na wlokącego się za nimi Phila. Najwyraźniej zwierzakowi spodobał się 'ciekawy zapaszek', jaki unosił się wokół detektywa. A Filip nie potrafił zrozumieć, jak komuś o tak czułym powonieniu, jakie powinien mieć wilk, może się spodobać ów delikatny aromat palących się śmieci.

Sam detektyw również zachowywał się ciekawie. Wlókł się za nimi jakby w tej 'bajce', jak to Phil określił całą krainę, nie mógł znaleźć nikogo, kto potrzebował osoby parającej się taką profesją. Co było dziwne, bo - jak Filip dobrze widział - praktycznie każdy potrafił sobie znaleźć coś ciekawego do roboty. Najwyraźniej Phil nie należał do wybitnych specjalistów w swoim zawodzie, bo inaczej szybko znalazłby zajęcie i nie włóczyłby się po lasach bez względu na to, co w owym zawodzie należało robić. Chyba, że nie lubił pracować. Tacy też się zdarzali i włóczyli się po świecie jako żebracy, poszukiwacze przygód czy też błędni rycerze. Ci ostatni należeli najczęściej do najgłupszych, ale i zarazem najlepiej uzbrojonych przedstawicieli poszukiwaczy przygód.

A może - ciekawa myśl przemknęła Filipowi przez głowę - może ktoś zapłacił Philowi za to, by włóczył się właśnie za nim, Filipem. Może imię 'Phil' powstało jako skrót, nico zamaskowany, słowa 'filować'...
Bardzo prawdopodobne to nie było, ale kto wie...


Po drugie - mapa.

Guwerner Filipa (aż szkoda, że go tu nie ma) zawsze mawiał, że gdy ma się kłopoty, to należy je zapisać i ponumerować. Połowa od razu przestanie być ważna.
W tym jednak przypadku problem numer dwa wcale nie chciał zniknąć.
Filip z zasady nie używał map (które zwykle były niestaranne, niedokładne, nieaktualne; oraz stare), zaś ta, w którą się wpatrywał, była dziwnie nowa, dziwnie narysowana, a przede wszystkim zjawiła się w jego kieszeni nie wiadomo skąd.
I gdyby nie wpojona jeszcze w dzieciństwie zasada, że w lesie nie należy śmiecić, już dawno by ją wyrzucił.
Ale - ta myśl na moment rozjaśniła jego twarz - zawsze mógł ją wykorzystać do rozpalenia ogniska...


Trzecim problemem był posąg.

Stał w miejscu, w którym stać nie powinien, bowiem nie powinno tu stać nic. Nawet kamień milowy, a co dopiero posąg udający drogowskaz. Filip aż za dobrze pamiętał, że w tym miejscu nie było czegoś takiego. I nie da się ukryć, że takie dziwadło z pewnością by zapamiętał...
Piersiasta młódka z trzema rękami. Twórcę owego posągu należało na kilka dni wsadzić do lochu, by oprzytomniał. Albo i na dłużej, jeśli kilka dni by nie starczyło.
Filip słyszał kiedyś o posągu, który miał nawet więcej ramion, ale to chyba dotyczyło jakiejś bogini zza mórz, a nie pseudo-drogowskazu.

"To mi przypomina raczej bajkę >>Pójdziesz w prawo - wrócisz...<<" - pomyślał z ironią.

- Może to po prostu znak - spytał, ignorując odkryte szczeliny - że w tym miejscu powinniśmy się rozstać?
 
Kerm jest offline  
Stary 16-02-2009, 22:35   #19
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
- Rozstać, to się muszę ze swoją wiedźmą. A póki co, to muszę najpierw znaleźć jakąś cholerną drogę, bo od tego zasranego, świerzego powietrza można dostać czegoś do łba. Naprzykład kataru.

Pozwolił sobie wziąć mapę w swe ręce. Może i nie był nigdy skautem, czy innym pionierem, ale wyniósł co nieco ze szkół do których uczęszczał (choć większość to jednak bardziej namacalne "fanty", niż ulotna wiedza).
Czas zorientować mapę względem stron świata.
Mech rośnie na południowej stronie pnia...
Nie wróć, mech jak pleśń, od światła spier...nicza.
Nagle tknięty myślą zrozumiał, że coś jest nie tak. Się ogranicza, się wyrażać stara, choć w myślach dyskutuje z sobą samym.
Oj nie służy ci to towarzystwo, stary...

- Na mech lepiej nie liczyć... - mruczął pod nosem rozglądając się za przebiegłą roślinką. - To już lepiej zegarkiem...

Wymieżył krótszą wskazówkę w kierunku słońca, między nią, a dwunastką miałaby lokalizować się wyimaginowana igła kompasu.

- No to mamy, panowie, kierunek: północ... - wskazał ręką, popatrzył chwilę nań podejrzliwie, jakby zawiniła wskazując zbyt blisko słońca - ...za plecami.
A teraz mapeczko powiedz, przecie, gdzie tu jakaś droga z prawdziwego zdarzenia wiedzie.

Zapatrzył się w symbole na mapie.

- A jak książe chce się rozstać, to w prawo, do korony. W sam raz na królewską głowę. Ja chętnie skręce w lewo, bo książeczkę, od czasu do czasu miło wtrącić przed snem. A poza tym jak są książki, jest i cywilizacja - i kioski z fajkami, dorzucił w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 16-02-2009 o 22:37.
pan Piotruś jest offline  
Stary 24-02-2009, 22:05   #20
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
MacMillan Tac-50, czy palec pociągający spust? Kto w większej mierze był mordercą niesłodkiej królewny? Ponure rozważania towarzyszyły coraz bardziej rozwścieczonej Krwince, która całkowicie zarzuciła swe poprzednie śnieżkowe miano.

To oczywiste, że konwencjonalna broń innego świata nie zabija legend, nie niszczy baśni. Wisząc w białej mgle Międzyświecia, Śnieżka-Krwinka zrozumiała to i wiele innych spraw, pojęła zamysły Smitha, objęła wzrokiem podwójne życie Annie, odczytała poprawnie heraldykę herbu księcia, wszak sama odbierała lekcje i w tej dziedzinie. Zrozumienie to było jej jednak absolutnie obojętne, bo w Nie-bycie wiedza i jej brak są tożsame.

Bezwolność czy wściekłość... a jeśli, to jak w ogóle mogła w tej próżni czuć cokolwiek? Czuła jednak, najpierw powoli, jak żółw ociężale... Rodziły się pragnienia, pojawiały szkarłatne nici niezadowolenia psujące mleczna pustkę. Po nich fiolet gniewu, czerń nienawiści. Barwy splatały powoli w całość porozrywane kawałki, na jakie rozrzucił ja pocisk wielkokalibrowy 12,7 mm, w długim pancerzu 99 milimetrów. Powolny proces... skąd skojarzenie z dziwacznym i niezrozumiałym symbolem T1000, polimorficznym terminatorem? Nic nie było jasne, nic nie miało sensu.

Trzeciego dnia sens już się pojawił. Nie chodziło tylko o odwalenie głazu zakrywającego wejście do groty, nie chodziło o popisywanie się odciskami na całunach. Po prostu chodziło o życie. O jej ponowne życie.

Uświadomienie sobie tego było sukcesem, pierwszym krokiem do powrotu. Nie będzie mi byle snajper odbierał dziedzictwa kulturowego - mruczała wkurzona nie na żarty Krwinka. Kto w dodatku strzela z kilkunastu metrów używając długodystansowej broni? Pachniało amatorszczyzną, lub zacięciem do teatralnych gestów.

Kiedy pojawiło się w Krwince, malutkie niczym płatek śniegu, lecz ewolujące, krystalizujące powoli wokół kryształowego jądra wybaczenie, coś się zmieniło nieuchwytnie. Zaczęła nabierać trójwymiarowości, gęstość pozorna skleconego naprędce na powrót ciała, wzrosła już znacznie powyżej zera jednostek masy na jednostkę objętości. Parseki nicości zagościły pierwszy raz z dawien dawna nie widzianą tu materię.

Wraz z ciałem znikała astralna wszechwiedza. Wraz z ciałem pojawiały się potrzeby. Zycie, misja, wyrzut sumienia... nie trzeba było podpalać... trzeba to zmienić.

Decyzja zaważyła. Byt określił się w świadomości. Potwornie głośne PLUM!!!!!!

Śnieżka znów padła w miękką trawę. Nigdzie nie było widać stołu, zmieniła się też drużyna. Tak jesteśmy drużyną - kołatało jej w sercu. Nikomu nie wolno w swym zadufaniu tego zmieniać.

Zastana sytuacja wymagała działań. Innych niż swary, innych niż testosteronowe przepychanki. Czas na rozsądek, choć wielu mężczyzn zaprzecza jego istnieniu u płci pięknej. A śnieżka była piękna, urzekająco piękna. Przecież była z bajki, prawda?

- Panowie! Mości książę! I ty nieznany mi Panie w tym chapeau z rondem! - Głośne wywołanie obu mężczyzn ściągnęło ich wzrok ku odrodzonej. Osłodziła swe zawołanie najcudniejszym z uśmiechów, jakie mogła przybrać, nie przekraczając przy tym zasad smaku, etykiety i nie sugerując absolutnie nic zdrożnego , prócz szacunku i sympatii - Mam wrażenie, żeście nieco pobłądzili. Wybaczcie me zniknięcie, nie było to po mej myśli. Teraz jednak już was nie opuszczę, bo wespół możemy zdziałać wiele. Doleciała mnie niedorzeczna propozycja rozdzielenia się. Wasza miłość raczy wybaczyć, lecz podręczniki wszelakie taktyki nie doradzają przegrupowania sił bez zwiadu. Przeto mości książę... - zerknęła bacznie na wyszyty na jace księcia herb otoczony charakterystycznym manteau, czy mówiąc po naszemu płaszczem książęcym, wskazywał na jakiś możny ród...Hochbergowie? Rurykowicze, ech nie miała pamięci do szczegółów - Mości książę, dowódź nami rozsądnie i doprowadź do wyjaśnienia tajemnicy.

Kolejny uśmiech nie mógł być już cieplejszy, przy zachowaniu dobrych manier. Młodzieniec w kolczudze musiał skapitulować, wszak był produktem swej epoki. Śnieżka zaś bez wątpienia miała i wdzięk i sposoby na ułatwianie sobie życia.
Zwróciła się do plebejusza w dziwnym nakryciu głowy:
- Waszmość to? Nie przedstawiono nas sobie...

Rozglądała się przy tym uważnie - widząc jak na dłoni, że liczy się tylko rzeźba i symbolika trójrękiej postaci. Wiedza, władza, serce? Interpretacji może być bez liku. Liczy się jednak dokładna analiza, a potem dyskusja, bez zbędnego samowładztwa, o to już zadba, by nie było już męskiej walki, a prawdziwie bohaterska współpraca.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 24-02-2009 o 22:09. Powód: interpunkcjonalne przepychanki rodem z dysgraficznego analfabetyzmu:)
Solis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172