lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Odmienne stany baśniowości czyli opowieść o ArcheTypach. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/6660-odmienne-stany-basniowosci-czyli-opowiesc-o-archetypach.html)

Kerm 27-02-2009 13:52

Łup!

Starannie ukrywając zdziwienie Filip spojrzał na Śnieżkę, która z głośnym klapnięciem wylądowała na... trawie.

Na pierwszy rzut oka zdawać by się mogło, że to ta sama dziewczyna, która parę godzin temu rozpadła się na kawałki i rozpłynęła w powietrzu. Chociaż, prawdę mówiąc, głos, jaki z siebie wydała, był zgoła nie królewski.

Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Śnieżki nie zrobił na Filipie zbyt wielkiego wrażenia. Nie da się ukryć, że przez komnaty jego pałacu przesunęły się tysiące dziewcząt, z których każda usiłowała go oczarować swoim uśmiechem. Nad wyraz łatwo było się na coś takiego uodpornić.
Mimo tego odpowiedział uśmiechem na uśmiech.

- Witam ponownie - skłonił uprzejmie głowę. - Miło ujrzeć...

Sądząc z potoku słów, jakie wylewały się z ust Śnieżki, to aż tak miło mogło nie być. W królewnie zaszła jakaś ciekawa metamorfoza i gdyby takie kazania miały być na porządku dziennym, to przebywanie w jej towarzystwie z przyjemnościami nie miałoby nic wspólnego.

- Phil, detektyw - dokonał prezentacji. - A to królewna Śnieżka.

- Jeśli mnie pamięć nie myli - nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi Śnieżki - nie zapadły jakiekolwiek postanowienia o rozdzieleniu się. Jak na razie podziwiamy to arcydzieło sztuki. Oraz mapę. - Spojrzał na płachtę papieru znajdującą się w rękach Phila. Potem ponownie przeniósł wzrok na królewnę.

- Najwyraźniej niedokładnie zrozumiała pani słowa, które padły z mych ust podczas pani nieobecności, królewno.

Najwyraźniej nie tylko ona, skoro Phil też wspominał o czymś takim. Wniosek był prosty - trzeba było starannie dobierać słowa i używać jak najprostszych zdań, żeby nie było niepotrzebnych nieporozumień.

A w ogóle to zamiast wykładu o konieczności współpracy wolałby usłyszeć, gdzież to bywała przez te parę godzin. I jakim cudem usłyszała ich rozmowę, skoro wcześniej jej tu nie było. A jeśli była - to czemu podsłuchiwała, co było zdecydowanie sprzeczne z dobrymi obyczajami.
Chociaż mądre. Niekiedy.

Spojrzał ponownie na posąg. Na razie nie chciał nikomu mówić, że cały ten niby-drogowskaz nigdy w tym miejscu nie stał. To nic by nie zmieniło w ich sytuacji.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że jakiś ktoś sugeruje nam dokonanie wyboru. Naciśnięcie jakiegoś symbolu. Czym powinniśmy się kierować? Co dla kogo jest ważne? Uczucia? Rozum? Władza?

- Czy cokolwiek na mapie ma jakiś związek z tym drogowskazem? - spytał Phila. - Jakaś podpowiedź do naszego ewentualnego przyszłego wyboru?

Solis 28-02-2009 00:41

Śnieżka dygnęła półukłonem , przy przedstawieniu imć Philowi. Plebejusz czy nie, maniery winny być zawsze oznaką klasy. Poza tym, Phil miał w sobie coś dziwnie ujmującego. Jakąś zamaskowaną dobrodusznośc wyczuwała w nim, przytłoczoną może co prawda wytworami destylarni, lecz z pewnością szczerą.
Znała się na ludziach, łatwo oceniała ich intencje po latach ćwiczeń w dworskich intrygach.

Obecnie znać było, że napięta sytuacja wynika po części z bezradności wobec zdarzeń. NIezwykła, surrealistyczna nawet dla bajkowej postaci sytuacja zaczęła ewidentnie ciążyć podmiotom tej ponurej zabawy. Jednak na dźwiek słowa "misja" nadal dochodziło do przyspieszenia bicia serca, tak zupełnie spontanicznie, bezwarunkowo wręcz. To znak, nie wiedzieć czemu służący, lecz nie do zbagatelizowania.

Prakyczna Krwinka podeszła do groteskowej, trójrękiej rzeźby próbując cokolwiek wyczytać z niejasnej symboliki. Dostrzegła rysy, jak wiadomo pozwalające manipulowac częściami postaci. Zastanowiła się, czy któryś z detali nie nosi śladu wcześniejszego używania, czy nie był naciskany cześciej niż inne.

Ponadto obejrzała bacznie otoczenie, szukając pułapek powiązanych niewidocznymi nićmi z potencjalnym niewłaściwym wyborem. Ewidentnie uspokojona brakiem w zasięgu wzroku niepokojących objawów zagrożenia skupiła się na samych ruchomych częściach.

Prawa ręka, ważniejsza, dominująca trzyma księgę. Czy księga jest otwarta? Czy widać w niej jakiś tekst, tytuł chociażby? Z kim, lub czym mogła sę wiązać?

Lewica dzierżąca koronę...koronę pełną, zamkniętą, czy zwyczajny diadem? Co symbolizowała - królewski majestat, czy jedynie książęcą niezalezność. Jeśli uosobiała władzę, zwierzchność, czyli pośrednio obowiązek, to gdzie mogła prowadzić?

A dłoń na piersiach? Otwarta, przymknięta? jak palce sie układają? Na piersi...moze to lubieżność? - Resztki Śnieżki spłonęły rumieńcem przy tej myśli, Krwince nie zrobiło sie zupełnie wstyd.- Może jednak Pierś symbolizować kobiecość, maciezyństwo...

Ktoś od nas czegoś oczekuje, nie jest łagodny i cieprliwy, tylko morderczo zdeterminowany. Potrzebuje nas, lecz na swych własnych warunkach. Do czego?

- Panowie, czy te symbole nie są odniesieniami do nas samych? Czyż to rozdroże nie może faktycznie zawierać misji dla każdego z nas, z osobna, co nie znaczy samotnie? Korona- to rzecz przynależna stanowi szlachetnych rycerzy, księga moze sugerować wiedzę i mądrość niezbędną w poszukiwaniach detektywa - dumna była, że znała termin, bowiem historia występku od zawsze porzebuje szeryfów i śledczych, a ona lubiła takie opowieści- a kobiece wdzięki przyporządkować łatwo mnie można.

Zmarszczyła czoło, myśląc o wilku, biegającym po krzakach i szewcze, którzy niestety nie rwali się do kooperacji.

-Pokaż waszmość tą mapę, coś musi w niej zawierać podpowiedź.

Nimue 28-02-2009 04:31

Annie leżała ledwo przytomna na kanapie. Czuła szarpanie za ramię, słyszała cichy zazwyczaj, tym razem krzyczący głosik:
-Mamo, mamo, obudź się, co ci jest?
Nie była w stanie zareagować. Burknęła tylko:
- Niiic...

***

Mr. Smith wściekał się między drzewami. Zacisnął pięści do granic możliwości. Usta złożył w wąską kreskę. Klął świat na czym stoi. Przez chwilę miał nawet pomysł, żeby wyjść z krzaków i ich zwymyślać. Dlaczego nic nie robili? Naciśnijcie w końcu coś, do cholery! - zmiął w ustach okrzyk, jednocześnie powstrzymując się przed pokazaniem.

I wtedy zdarzył się cud. Jego złość, co tam złość, gniew ledwo pohamowany!, doprowadził do kuriozalnej, przynajmniej dla niego sytuacji. Czyżby coś wymknęło się spod jego kontroli? Siłą woli, czy innych mocy, kobieta zmaterializowała się. Stała tam teraz i prowadziła z nimi dyskusję. Ledwo wierzył w to co widział.

- Ooo- wyszeptał jakoś tak miękko i nie po męsku. Był już tak zły, że nie mógł już bardziej. Nerwowym ruchem sięgnął po papierosa. Znajomy zapach wypełniającego jego wnętrze dymu, ukoił go nieco.
- A niech tam ...
Kolejne myśli i plany przybrały już stan tak chaotyczny, że nie nadawały się do uzewnętrzniania. Coś rodziło się w jego głowie, a rodzaj tego czegoś odzwierciedlał, jakże charakterystyczny dla niego, złośliwy uśmiech.

Tymczasem kompania różnokolorowa, tak z szaty jak i prowiniencji, debatowała nad pomysłem na dalszą wędrówkę. Słowa, słowa, słowa... Płynęły i niesione wiatrem trafiały w różne miejsca. Z jednego z tych miejsc zerwał się wiatr. Jeden, krótki acz potężny podmuch. Drzewa ugięły się, trawa zafalowała, zwiewne szaty podniosły, a włosy przykryły woalem twarze... Podnieśli dłonie w bezwarunkowym odruchu zasłaniania ust przed kurzem drogi czy odgarniania zasłaniających oczy kosmyków ... i wtedy poczuli. Ten zapach każdemu kojarzył się inaczej, każdy używał go do innych celów, ale nazwę znał każdy. Ocet. Mniej lub bardziej winny.

Solis 01-03-2009 08:24

Pamiętała jak dziś, drugi poziom piwnic, ochmistrz blady jak ściana i ten wszechogarniający cierpko-kwaśny fetor. Potężna beczka zgalaretowanego wina, octowy kwaśny odorek dobywający się ze stuletniego wyrobu prapradziadkowej winnicy. Taaaak, zamiast wiekowego wina z pompą toczonego na urodzinach papy, tylko ocet i sromota. O dziwo podczaszy głowę zachował, w końcu skoligacon był właściwie, by przeżyć. Ale czy po brylowaniu na Dworze, życie przeora zakonu o ścisłej regule milczenia i legendarnym, katorżniczym poziomie, wyrzeczeń miało jakikolwiek smak? Tak, papcio umiał litośc okazywać...po swojemu.

Co jednak wróżył nam ocet? Marynaty? Postne potrawy śledziowe, czy raczej tłustą galaretę zalaną octem? Głodna była po tym długotrwałym pobycie-niebycie w Gdziekolwieklandii. Odrzuciła kulinarne mysli, szukając wskazówki w wietrze niosącym woń zdumiewającą.

- Panowie, jesli mówi to cokolwiek waszym rozumnościom- rzeknijcie to natychmiast. Jesli niesione dziwadło nic waszym powonieniom nie sugeruje- tedy naciskam przycisk. Wybrałam naciśnięcie trzeciej, jakże nietypowo nadliczbowej dłoni, złożonej na piersiach.

Od poczatku wydawało się Krwince, że ponadplanowa dłoń, nie pasująca tak bardzo do harmonii pozostałych części drogowskazu kobietopodobnego.

Nie czekając na nikogo, połozyła dłoń na delikatnych palcach z pietyzmem oddanych przez uzdolnionego twórcę w gładkim drewnie.

- Naciskam! Niech sie dzieje... Chyba że ktos ma inne,logiczne rozwiązanie i poda je zaraz.

Kerm 03-03-2009 09:44

Zapach, który nadpłynął niesiony gwałtownym porywem wiatru, nie kojarzył mu się z niczym. Z niczym szczególnym, rzecz jasna.
Co miał wspólnego ocet, domowa jakby nie było przyprawa, z dziwacznym, stojącym w środku pola posągiem?
Który z symboli miał im się kojarzyć z octem?
Korona? Zamkowe piwnice, beczki pełne wina? Tylko czemu wino to miało sfermentować i zamienić w ocet? Ocet winny?
Serce? To w żadnym wypadku nie kojarzyło mu się z octem. Marynowane serce? Grzybki - owszem, ale nie serce...
A może chodzi o księgę...

- Z sercem ocet nie kojarzy mi się w żadnym wypadku - powiedział. - Prędzej z księgą.

- Pod warunkiem - dodał - że chodzi o książkę kucharską.

Odruchowo strzepnął z kolczugi przyniesione wiatrem źdźbło trawy.

- Jeśli Los czy też przeznaczenie zszyłają nam ten zapach w charakterze nitki-przewodnika, to mój nos widocznie jest za słaby, by tę wskazówkę. Rozszyfrować. Może nasz towarzysz Wilk...

Wilk zachowywał się jednak tak, jakby nigdy nie słyszał o czymś takim, jak współpraca i nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie można było skorzystać z jego pomocy. Zapachy otaczającej przyrody były dla niego widocznie ciekawsze...

- Może jednak nie chodzi o to, by kierować się sercem? Może trzeba nacisnąć księgę?

pan Piotruś 05-03-2009 00:46

Przywitanie nie wypadło najlepiej.
Philip uważnie studiując mapę (tak, się kurtka kończy, gdy z lekcji geografii wynosisz wskaźnik zamiast wiedzy) nie zwrócił większej uwagi na prezentowaną damę.
W myślach wyrzekł jeno "kolejna sfiksowana siksa", odburknął coś pod nosem i nadal udawał, że coś z mapy wynika.
Kupa.
Tyle się dowiedział. Niby dużo, ale w żaden sposób nie użyteczne; przynajmniej nie dla nie-koprofila...

Słuchając towarzyszy kiwał głową, zgodnie z zasadą - z wariatem się nie dyskutuje, lepiej przytaknąć.
Mapę pokazał.
Gdy podawał ją niewieście musiał wykazać się nie lada opanowaniem.
Ostra dziewoja - pomyślał - jeśli jeszcze na dodatek zna się na mapach, to już bogini.
Niestety, mapa okazała się nieznaczącym wiele rekwizytem w tragedii pt.: "stary, gdzie moje fajki?".

Konsultacja płachty zapełnionej maczkiem liter, fikuśnych linii, symboli, poplamionej wieloma apetycznymi kolorami okazała się być wartą funta kłaków.
Będąc przy kłakach, Phil postanowił bliżej przyjrzeć się kudłatemu towarzyszowi, wszak ten wyglądał na potencjalne źródło fajek na przyszłość.

Wtedy to jego nozdrza mile połechtał zapach dobrego tytoniu.
Zaciągnął się z lubością, by po chwili pomstować, przeklinać, złorzeczyć.
Ostry, wbijający się w czaszkę zapach - produkt metabolizmu etanolu.

- Szlag by to trafił jasny - zestaw przekleństw wyraźnie był już na wykończeniu. - Panienka raczy sobie jaja robić? My tutaj roztrząsamy problemy egzystencjonalne, a ona, jak gdyby nigdy nic: "naciskam". By cię jasny... - w tejże chwili zastanowił się czy użyć prostackiego "chuja", czy tradycyjnego "szlagu", problem był poważny. - Za cyca, będziesz łapać? - próbował zmienić temat, zbić z tropu, zyskać na czasie.

Skoczył ku posągowi. Z całych sił nacisnął na księgę.
Lewą, wolną ręką sięgnął ku piersi niewiasty.

- Skoroś, taka prędka w obłapianiu; wiedz, że dostajesz co dajesz, jak głosi przysłowie.

Zacisnął lewą dłoń na biuście, bynajmniej nie drewnianym.

Solis 08-03-2009 15:57

Zły dotyk zawsze boli. Krwinka przeszła przez to tak wiele razy, że omal nie uśmiechnęła się na wspomnienie tych wykrzywionych pożądaniem, a potem bólem twarzy, mord czy oblicz szłachetnych, a wszystkie żądne były tylko jednego.

Dziwak w kapeluszu, cham o manierach rodem z womitorium, do tego intelektualne nie wiadomo co, a już na pewno nie przewodnik wycieczek, sądząc po nader tępym oglądaniu znaków mapy, zaskoczył ją nieszczególnie.

Zaskoczenie trwało dokładnie tyle ile przesypanie jednego ziarenka piasku w klepsydrze, znaczy się jak mówią filozofowie niedługo:)

Pierwszy cios tradycyjnie wymierzyła w nasadę nosa, kolejne śmiało zakreślone, wyszkolone perfekcyjnie sekwencje miękkich, acz niosących zgubną dla ofiary precyzję układała jak na treningu. Podbródkowy, półobrut i łokieć w moskek, gdzie splatające sie węzły nerwów cuda działają z pozbawieniem oddechu. Przygięte ciało poddawane więc nastepnie zostaje bliskiemu kontaktowi z kolanem dziewczyny, malownicze krople radośnie wzlatują szkarłatem w powietrze, prawie pieszczotliwy kopniak w kolano, nieodmiennie powodujący kaskadę odczuć u potraktowanego ciżemką, na koniec by nie męczyć za bardzo ofiary lekkie, acz celne spointowanie lekcji kopniakiem w klejnoty.

Ćwiczyła to setki godzin, jak i robienie lekkim mieczem, jazdę konną, geografię, arytmetykę, czy trzymanie łokci przy sobie podczas uczt. Król nie szczędził nigdy środków na kształtowanie następczyni tronu w każdej możliwej sprawie. Nikt nie pytał o to jakie chcę mieć dzieciństwo - pomyślała - i dobrze. Jak widać wiedza w każdej z dziedzin jest czasem niezwykle korzystna.

- Gmin winien trzymać łapska przy sobie - rzuciał całkowicie obojętnie, nawet nie zdyszana po skutecznej ripoście - A jak już łapy wyciąga, to nie byle pijaczyna, bo mu je odrąbią.

Pozornie nie zwaracała uwagi na skarconego, w napięciu jednak oczekiwała ponownego głupiego ruchu ze strony szalonego kapelusznika. Pięć cali toledańskiego wyrobu zaklętego w formie wąskiej cinquedei ,skrytej w fałdach odzienia nie miały być używane. Była twarda, lecz przecież dopiero poczatkująca na drodze okrócieństwa.

Z pogodnym obliczem, zadowolona z siebie poczęła obserwować otoczenie. Naciśnięta księga prócz cichego KLIK absolutnie nie dała żadnych zmian w otoczeniu.

Podniosła spokojnie porzuconą mapę, od razu zauważając zapach jaki emitowała wyraźnie. Zapach octu. Tylko skończony, bądź nieskończony maniak używek mógł przegapić go w swym głodzie.

Uśmiechnęła się z satysfakcją, zwracając sie do Filipa.

-Chevalierre, pomińmy drobne nieporozumienia, wydaje mi się że coś zaczyna mi świtać. Mężczyźni wolą otwartą walkę, zaś słaba płeć - drapieżnie rozciągnęła wargi ukazując ostre ząbki przy słowie słaba - słaba płeć musi czasem sięgać ku intrygom i skrytości. Co może lepiej skrywać tajemnice niż to co jest ukryte? Woń octu, trwalsza jest niż cytryny. Skutek zaś identyczny. Jeśli podgrzejemy nieco mapę, tak by jej nie spalić, mój pomysł winien wyjawić nam to, co może być ukryte. Czy masz więc zacny Filipie ogień? Lekko podnieśmy temperaturę, a symbole ukryte w sympatycznym atramencie ukażą sie naszym oczom.

Mapę postanowiła zatrzymać we własnym posiadaniu, nie chciała też sama trudzić sie z krzesaniem ognia, co było wszak zajęciem zdecydowanie męskim. Radosne ogniki tańczyły w jej oczach. Wiedziała, zę tym razem trafiła w sedno, mając nadzieje, że to wreszcie naprowadzi grupę na właściwe tory.

Kerm 15-03-2009 09:49

Bez wątpienia Śnieżka nie potrzebowała ochrony. Rozprawiła się z napastnikiem w sposób iście koncertowy. Najwyraźniej ktoś zadbał o wszechstronne wykształcenie królewny.
Bardzo wszechstronne, jak się okazało.

Ocet w charakterze atramentu sympatycznego?
Filip z pewnym trudem ukrył uczucie niesmaku.
Osoba, która wymyśliła taki sposób przekazywania wiadomości miała całkiem kiepski gust. Filipa zawsze uczono, że im mniej coś pachnie, tym lepiej.
Po co ukrywać informacje i równocześnie podsuwać sposób na ich odczytanie.
Ale skoro tu był atrament sympatyczny to by znaczyło, że wcześniejszy pomysł z ogniskiem był całkiem niezły. Prawie. Ciekawie by wyszło, jakby musieli wyciągać z płomieni palącą się mapę.

- Ognisko to żaden problem. Mamy gałęzie pod ręką, kawałek miejsca, na tyle dobrego, że nie spowodujemy pożaru. Rozpalenie ognia potrwa chwilkę.


Pobliski las dostarczył materiału na ognisko, a przy takiej wprawie, jaką miał Filip skrzesanie ognia trwało parę sekund.

Gdy płomienie wesoło zaczęły tańczyć po gałązkach, Filip spojrzał na Śnieżkę.

- Proszę bardzo. Ogień już jest. W pani ręce, mademoiselle. Teraz możemy zobaczyć, jaką tajemnicę kryje mapa. I co nam podpowie.

Solis 15-03-2009 10:06

Obserwowała pewne ruchy Filipa, który machinalnie krzesał snopy iskier krzesiwem. Kiedy zapłonęły początkowo niesmiale małe, lecz żarłocznie pochłaniając drewno rosnące złotoczerwone płomienie, zbliżyła się zachęcona przez rycerza do ognia.

Dłonią przesunęła nad ogniem, sprawdzając jak wysoko nad płomieniem zanika strefa najwyższej temperatury. Zadowolona ze swych ustaleń, ujęła bardzo delikatnie rogi mapy, trzymając ją mocno po przekątnych.

Delikatne ciepło jakie czuła na dłoniach poczęło ujawniać misterię ukrytą w mapie. Zrazu niewyraźne , prawie niedostrzegalne symbole, nabierały wyrazu i mocy.

- Panie Filipie, proszę skreśl te znaki na piasku, kiedy ciepło zniknie, mapa znów będzie nieczytelna, tajemnice ukryją się na powrót. Przerysuj to co widzisz, zacny kawalerze. Zastanowimy się wspólnie co dalej... - Śnieżka bardziej skupiała się na zabezpieczeniu mapy przed ogniem, niż na sensie wyłaniających się znaków. WIedziałą jednak, że za chwilę wszystko winno stać się już jasne.

Nimue 16-03-2009 01:49

Wydawać by się mogło, że spędzili w tym miejscu kilka ładnych dni. Podejrzliwość, ciekawość, zniechęcenie, zdumienie i wreszcie najważniejsze – wahanie. Jak w zegarze. Tik, tak, tik, tak. Tak czy nie, tak czy siak.

Tymczasem minęło zaledwie kilkadziesiąt chwil, które przetaczały się w ich osobistym czasomierzu z różnym natężeniem, zależnie od tego czy ktoś był obserwatorem, obserwowanym, macanym czy bitym. W końcu zdecydowali. Poddali się temu, co wydawało się nieuniknione – współpracy. Czy słusznie?

Tik, tak, tik, tak.

Prymitywna metoda, w dodatku niezbyt estetyczna dla zmysłu powonienia, kamuflowała swoim niewyszukaniem otoczkę towarzyszącą całemu wydarzeniu. To również była wiadomość. Mr. Smith nie zamierzał sypać przed nich płatków kwiatów, Mr. Smith nie mógł również pozwolić sobie na nieudzielanie im wskazówek, nie mógł przystać na ich bierność, to on wciągnął ich do tej gry...
Dlaczego? - zadaliby pytanie, gdyby wiedzieli o jego istnieniu. Czy aby na pewno nie wiedzieli? Czy aby na pewno nie mogli się dowiedzieć?

Tik, tak, tik, tak.

Ciepło płomieni pomału ukazało im tajemnicę skrywaną przez przesiąkniętą octową wonią mapę.

Krwinka odczytała głośno starannie wykaligrafowany napis:

„Mądry kompromis jest wart więcej niż tysiąc zwycięstw.”


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172