Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2009, 23:00   #1
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Witamy w Rodzinie!

Alessandro ''Alessio'' Boticelli & Tony Luciaveze



Siedzieliście w eleganckiej kawiarence omawiając szczegóły nadchodzącej współpracy między Rodziną Cuneo a Tonym, wyrzuconym brutalnie z pracy policjantem. Jeszcze jako policjant, Tony zawsze pomagał Cuneom w interesach - to przymknął oko na drobne wymuszenia czy rabunki, to sprzedał ważne informacje o działaniach policji. W zamian zawsze dostawał odpowiednie wynagrodzenie pieniężne, a czasem nawet informacje dotyczące miejsc, w których regularnie działały drobne grupy przestępcze, dzięki czemu mógł sobie zapracować na podwyżkę. Nadszedł jednak czas reform w oddziale policji w Hell's Kitchen, no i tak właśnie Tony został zwolniony wraz z wieloma kolegami po fachu. Umówił się więc na to spotkanie, na którym teraz przebywał. Spotkanie z Alessandro Boticellim, wtyczką Rodziny Cuneo. Mężczyźni dobrze się poznali przez lata owocnej współpracy. Alessio (bo tak w skrócie wołano na Alessandro) zaproponował więc byłego gliniarza jako potencjalnego pracownika...

Alessandro przejechał ręką po dość długiej grzywce, zaczesując ją na lewą stronę, następnie wyciągnął zza połów marynarki paczkę papierosów i zapalniczkę. Jednego papierosa włożył do ust, a następnie przesunął paczkę po blacie w kierunku Tonego, który pokręcił tylko głową dając znak, że nie pali. Alessio doskonale o tym wiedział, częstował z grzeczności. Zapalił papierosa i już otworzył usta by zacząć poważną konwersację, gdy do lokalu wkroczyło trzech jegomości w płaszczach i kapeluszach. Podeszli do lady i zawołali barmana. Przysadzisty mężczyzna miał przestraszoną minę, zdaje się, że znał tych gości. Alessio opuścił nieco głowę by dojrzeć jegomości w pełni barw zza dużych słonecznych okularów, Tony obrócił się na krześle za siebie. Zaraz będzie gorąco - pomyśleliście niemal jednocześnie, ale ku Waszemu zdziwieniu i radości mężczyźni wyszli po chwili, a jeden z nich na wychodne poklepał jeszcze, silącego się na szczery uśmiech, grubawego barmana. Waszą uwagę zwrócił fakt, że jeden z cwaniaków miał na sobie czarne skórzane rękawiczki...dobrze wiedzieliście po co facet w kapeluszu nosi skórzane rękawiczki w środku wiosny...Tak czy inaczej, jakimś zbiegiem ci podejrzani kolesie opuścili kawiarenkę a Wy mogliście przejść do rozmowy. Don Cuneo czekał aż Alessio przyprowadzi do posiadłości Tonego, tak by mógł z nim pogadać i wybadać do czego się nada, jednak Alessandro nie był człowiekiem pochopnym i wiedział, że rzetelna rozmowa z pretendentem na nowego pracownika jest jak najbardziej wskazana przed rozmową kwalifikacyjną z Donem. Gdy już oddaliście się rozmowie podeszła do Was zgrabna kobieta ubrana w czarną sukienkę na ramiączkach i nałożonym nań białym fartuszkiem, w jednej ręce trzymała notes, zaś w drugiej ołówek:
- Coś panom podać?

***

Roberto Fuggitivo Di Lauro & Gulio Riccardoni



Staliście na parkingu posiadłości Barzinich. Mimo, że byliście w rodzinnym biznesie już jakiś czas, to ten widok nadal robił na Was wrażenie. Myśl o tym, że kiedyś sami dorobicie się takiej własności potęgowała w Was chęć robienia tego co teraz robicie. Nie znaliście się dobrze, widzieliście się może przelotnie trzy lub cztery razy będąc na usługach Dona Barzini, teraz jednak dostaliście wspólny rozkaz czekania na rozkazy od Capo Vincenzo Del Cero, a to oznaczało wspólną robotę. Była to więc świetna okazja do tego, by trochę lepiej się poznać. Rozmawialiście więc umilając sobie czas oczekiwania, który nieubłaganie się dłużył, wiedzieliście jednak, że czekać należy tak długo aż zjawi się Capo z rozkazami. W przeciwnym razie byłaby to oznaka braku szacunku dla członków Rodziny Barzini stojących wyżej od Was, a więc obraza całej Rodziny. Takie zasady panowały nie tylko w tej rodzinie, ale doskonale wiedzieliście, że Emilio Barzini słynie z najtwardszej do rządzenia ręki spośród wszystkich Donów Rodzin Nowego Jorku, dlatego też cieszył się największym szacunkiem wśród zwykłych ludzi a i wzbudzał też największy respekt. W końcu zjawił się Vincenzo, grubawy jegomość w szarym płaszczu i zawadiacko założonym na skos kapeluszu. Odruchowo wyprostowaliście się nie opierając się dłużej o samochód.
- Cześć chłopaki - zaczął przyjaźnie Vincenzo - Jest robota, która nie jest łatwa, ale której nie możemy powierzyć żadnemu z pełnoprawnych członków Rodziny Barzini. Jesteście naszymi wtyczkami, tak więc tylko część Nowego Jorku postrzega was jako członków Barzinich. Capo otarł niezdarnie nos przegubem ręki i ciągnął dalej:
- Jest jeden facet...Tattaglia, którego trzeba stuknąć. Gość po pijaku podpalił samochód Santino Barziniego, jednego z naszych ludzi na wysokim stanowisku. Niby nic wielkiego, ale ludzie muszą wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi...nie w stosunku do Barzinich. Jako, że wy nie należycie jeszcze pełnoprawnie do Barzinich, to z powodzeniem możecie nauczyć ogłady tego ochłapa. Gość ma być sztywny panowie... - Vincenzo spojrzał na Was spod byka, chcąc się upewnić, że rozumiecie, po czym zaczął głośnym tonem, jak gdyby zaczynał rozmowę o czymś innym:
- Weźcie broń jaką chcecie ze składu w piwnicy, ma tylko być bez policji, jeśli przechodnie zauważą całe zajście - zróbcie swoje i spieprzajcie. Tak czy siak, żadnej policji. Jeśli policjant jest w pobliżu to czekacie na dogodną okazję. Capo wziął głęboki oddech i dodał, tym razem ściszonym, tonem:
- Faceta wołają Carro, z tego co donieśli mi moi ludzie będzie przy dwudziestej drugiej w barze Constantina jutro o czwartej po południu. Tutaj w Midtown. Roberto - ty oczywiście prowadzisz.

***

Michael Tattaglia


~Don Philip Tattaglia~

Siedziałeś w gabinecie Dona. Wkurzało Cię, że mimo iż jesteś pełnoprawnym członkiem Rodziny Tattaglia, to musisz udowadniać swoją lojalność. Nie dyskutowałeś, bo byłoby to równoznaczne ze sprzeciwieniem się decyzjom Dona, a tego nie chciałeś. Byłeś synem Capo i przywłaszczyłeś sobie nazwisko Tattaglia jako oficjalne. Widać Don, tak czy inaczej, planował Cię ostatecznie przetestować, po tych wszystkich napadach i rabunkach...ba! Nawet i morderstwie, które wykonałeś dla rodziny. Don spojrzał na Ciebie zmrużonymi oczyma, paląc cygaro.
- Czuję to, Michael...czuję, że ci to nie pasuje ale cóż... - krótka przerwa na zaciągnięcie się, dała jak gdyby nowego zapału do dalszej rozmowy - ...muszę cię przetestować ten ostatni raz, a obiecuję, że to już ostatni test, który zadecyduje o tym czy w oficjalnej ceremonii przestaniesz być wtyczką i zaczniesz należeć do Rodziny Tattaglia.
Siląc się na wszelką uprzejmość skinąłeś głową, sam nie wiedziałeś czy w podzięce czy co to do cholery miało znaczyć. Don również skinął głową, po chwili wstając od dębowego biurka i stając przy oknie. Odwrócony do ciebie tyłem zaczął:
- Mam jednego człowieka... - kaszlnął głośno, podrażniony dymem - nazywa się Carro, a przynajmniej tak na niego mówią, nie znam jego imienia...nie zna go nikt. To mi wystarcza, mogę go nazywać Carro...wiesz dlaczego? - Obrócił się raptownie na pięcie spoglądając Ci prosto w oczy, po czym nie czekając na Twoją odpowiedź podjął:
- Bo facet świetnie wykonuje swoją robotę, a skoro chce żeby nazywać go Carro to tak go nazywam i nie mam nic przeciwko temu, żeby nie miał zwyczajnego imienia.
Trochę Cię przynudzał cały ten wywód, jednak szanowałeś Dona, co było oczywiste i ani śmiałeś mu przerywać.
- Jutro Carro jedzie do baru w Midtown...pojedziesz z nim. Koło czwartej po południu. Chcę żebyś tam był i z nim usiadł. Miej na niego oko, dopilnuj by za bardzo się nie upił i przyprowadź go do domu w jednym kawałku. Ostatnio się o niego boję z wiadomych sobie powodów...Rozumiemy się?

***

Michael ''Mike'' Woodfield



Leżałeś na sofie w pokoju Consigliere Dona Stracci. Przy Tobie siedziała Sarah, córka Cosigliere. Coraz częściej widywaliście się od kiedy uratowałeś ją przed dwoma oprychami, którzy mało co zgwałciliby ją w jednej z ciemnych uliczek Nowego Jorku.
- Jak myślisz, czy mój ojciec jest bardzo zły, że się z tobą spotykam? Nawet nie jesteś jeszcze w pełni w rodzinie, jesteś - chwileczkę, jak to się mówi - wtyczką. - Dziewczyna uwielbiała w ten sposób flirtować, i drażnić się z Tobą, jednak nie miałeś nigdy nawet najmniejszej ochoty się na nią obrażać. Przynajmniej do tej pory. Dziewczyna podeszła do niewielkiego barku, otworzyła go i wyciągnęła stamtąd butelkę whiskey.
- Co powiesz? - zapytała chichocząc?
Początkowo pomyślałeś po prostu, że piękna z niej kobieta, a z tą butelką przyzwoitego trunku bardzo jej do twarzy, lecz po chwili zaczynały Tobą targać wątpliwości czy na pewno powinieneś się z nią napić. Czy nie będzie to łamało w jakiś sposób etyki Rodziny...Z drugiej strony nie chciałeś jej rozczarować, poza tym, ów wieczór mógłby się przekształcić w bardzo miły wieczór...

***

John Armone & Blaze Ballsky



Don Vito siedział wygodnie w fotelu trzymając na rękach swojego kota. Wy przed nim, również w fotelach, czekaliście na to co ma Wam do powiedzenia. Zastanawialiście się dlaczego chciał z Wami rozmawiać osobiście, ale to miało się już za moment wyjaśnić. Don Vito podrapał się zewnętrzną częścią prawej dłoni po policzku, zmrużył oczy i podjął swoim charakterystycznym tonem, zmęczonego człowieka:
- Wezwałem was aach...bo chcę, żebyście pracowali jako wtyczki dla ludzi mojego Capo, Clemenzy. Ostatnich dwóch eech...zostało stukniętych dwa dni temu, o co podejrzewam Rodzinę Tattaglia. Nie chcę jednak niepotrzebnej wojny. Dlatego zastąpcie tamtych nieszczęśników i zgłoście się zaraz do Clemenzy. Jest w swoim domu na Brooklynie, przy piętnastej za hotelem Rossi's. Słuchaliście uważnie kiwając głowami na znak zrozumienia. Don uśmiechnął się nieznacznie i dodał:
- Eech ty - wskazał na Blaze'a Wiem, że dobrze prowadzisz auta - uśmiechnął się, tym razem szeroko, co sprawiło Ci wielką przyjemność, tym bardziej, że szanowałeś Dona jak nikogo dotąd - Poprowadzisz auto...ach, natomiast ty - skinął na Johna - przydasz się Clemenzie w dalszej karierze jako żołnierz rodziny...eem słyszałem o tym co zrobiłeś z człowiekiem, który pozbawił godności twoją matkę. Oboje ukłoniliście się i wyszliście, gdy Don dał taki znak. Razem cieszyliście się z nowej, poważnej tym razem, jak nigdy, roboty, bo w końcu mieliście pracować przy samym Capo. Blaze jednak cieszył się najbardziej. Najlepsze było to, że podejrzanymi morderstwa wtyczek Capo byli Tattaglia, których nienawidził z całego serca, a miał ku temu poważny powód...
 
Ra6nar jest offline  
Stary 15-02-2009, 11:44   #2
 
blaz11's Avatar
 
Reputacja: 1 blaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetny
"Wreszcie coś na co mogę się przydać, zawsze tylko jakieś drobne robótki w pobliskich sklepach. A teraz wreszcie będę miał szanse pokazać Vito na co mnie stać, i utrzeć nosa Tattagila."
-Słuchaj John, ja prowadzę. Bierzemy jakiś "sprzęt" czy dostaniemy go na miejscu? Powiedziałem to akurat kiedy wyszliśmy na ulicę, był ranek a słoneczko świeciło. Na ulicy panował ruch jak każdego ranka, ludzie spieszyli się do pracy a inni robili tylko sztuczny tłok z braku lepszego zajęcia. Przeszukałem kieszenie, na szczęście były. Szybko wyciągnąłem jednego papierosa i go zapaliłem. Wygrzebałem z kieszeni mojego szarego garnituru kluczyki do samochodu "służbowego" Mercedesa W120. Właśnie zamierzałem się do niego zapakować, czekając tylko na Johna.

 

Ostatnio edytowane przez blaz11 : 15-02-2009 o 11:45. Powód: zdjęcie
blaz11 jest offline  
Stary 15-02-2009, 12:25   #3
 
bushido's Avatar
 
Reputacja: 1 bushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skał
Tony nie był pijany, ale trunek stopniowo dawał mu dobrze znane ukojenie. Przez chwile delektował się widokiem kobiety i jej dźwięcznym głosem, który jakby na chwilę zawisł w powietrzu.
-Poproszę whisky z lodem- poczekał aż Allesandro złoży swoje zamówienie po czym odprowadził kobietę wzrokiem, jej płynne, pełne kobiecości ruchy zapewne przyciągały uwagę wielu mężczyzn. Jej zapach jeszcze przez chwilę nie dawał spokoju mężczyźnie. Od czasu rozstania z Michelle przygodne znajomości zostały włączone do listy jego nawyków. Nie wiedział czy był to sposób na zapomnienie swojej żony czy kara dla całego kobiecego gatunku za jej grzech jakim było zostawienie go samego. Z rozmyślań wyrwał go głos towarzysza mówiącego o pracy dla Cuneo. -Spokojnie jestem jak najbardziej zainteresowany, nie mam innego wyjścia, jutro pozbywam się tego…- wyjął z kieszeni odznakę i pomachał nią jakby była to mała plastikowa zabawka dla dziecka. Jej strata bardzo go bolała. Nie chodziło o to, że tracił pracę policjanta- jego młodocianego mitu o stróżu prawa pomagającemu potrzebującym i cierpiącym. Bolała go strata mocy jaką za sobą niosła. Wiedział, że gdyby tylko pomachał blachą przed oczami tej kelnereczki ta jeszcze dzisiaj skończyła by u niego w łóżku. Wiedział także, że trójka zbirów, która przed chwilą pojawiła się w lokalu nie mogła by nic mu zrobić gdyby postanowił się na nich poznęcać

-„Przecież policjantów się nie zabija”-

Z rozmyślań wyrwała go kobieta, która przyniosła zamówienie. Stawiając srebrną szklankę po brzegi wypełnioną szkarłatnym płynem uśmiechnęła się zalotnie i miłym ciepłym głosem życzyła dobrej konsumpcji. Przez chwilę chciał złapać ją za rękę i zagadać… ale pozwolił jej odejść, pozwolił jej odejść ponieważ wiedział, że jest tutaj z innego powodu. Może mieć pracę po której takich panienek będzie miał na pęczki.

-Powiedz mi dokładnie to co masz mi powiedzieć….
 
bushido jest offline  
Stary 15-02-2009, 14:19   #4
Anzaku
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Tattaglia. Cudownie.- pomyślał John. Za to co zrobili jego matce będzie mógł zemścić się na całej rodzinie. Zabije każdego kto stanie mu na drodze.

Po wyjściu od Dona, John był bardzo zadowolony z powodu, iż sam Vito Corleone powierzył mu bardzo odpowiedzialne zadanie. Praca wtyczki jest bardzo ryzykowna, ale chłopak czuł się bardzo pewnie. Widział, że nie może zawieźć, jeżeli tylko coś pójdzie nie tak może wylądować na cmentarzu.

Jedzie z tym chłopakiem Blazem. John widział go pierwszy raz w życiu. Don powiedział, że jest dobrym kierowcą i dobrze, przyda się ktoś taki, gdy trzeba będzie szybko uciekać. Tylko co jeżeli trzeba będzie użyć broni. Cieszył się tylko z powodu tego, że we dwójkę zawsze jest chociaż troszkę bezpieczniej niż w pojedynkę.

-Słuchaj John, ja prowadzę. Bierzemy jakiś "sprzęt" czy dostaniemy go na miejscu?- zapytał go Blaze. -Myślę, że Clemezna będzie miał dla nas coś odpowiedniego.- odpowiedział John. Kiedy Blaze zapalił papierosa Armone miał tylko nadzieje, że nie będzie palił w aucie. Nie chodzi oto, że nie lubił dymu nikotynowego, ale starał się rzucić palenie i od dwóch tygodni nie miał papierosa w ustach. -Dobra jedźmy już i zgaś tego fajka bo staram się rzucić.- powiedział John i wsiadł do samochodu.
 
 
Stary 15-02-2009, 15:53   #5
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu


Roberto stał na parkingu wraz z niejakim Gulio Riccardonim, nie znał go za dobrze, szczerze mówiąc widział go tylko parę razy. Już gdy jeden z członków Rodziny przekazał mu, aby niezwłocznie udał się do posiadłości Barzinich, domyślał się, iż coś się święci. Obecność Gulio tylko to potwierdzała, zapewne razem mieli wykonać jakieś zadania. Oparł się w swojego czarnego Peugota 203 i zaczął rozmawiać z towarzyszem na jakieś błahe tematy, aby nieco uprzyjemnić sobie czas.
Capo Vincenzo Del Cero długo kazał na siebie czekać, Roberto był jednak cierpliwy, w końcu to mogła być jego szansa żeby pokazać swoje oddanie Rodzinie. W międzyczasie podziwiał willę Barzinich, wszechobecny przepych imponował mu, piękna posiadłość była jakby manifestacją potęgi Rodziny. Teraz czuł się naprawdę dumny, iż może do niej należeć, nie obchodziło go w jaki sposób Barzini doszli do władzy, liczyło się tylko to, że on także mógł kiedyś dorobić się takiej willi. To był jego szansa, musiał ją wykorzystać.
W końcu zjawił się Vincenzo, grubawy jegomość w szarym płaszczu. Dla Di Lauro capo wydawał się bardzo podobny do jego szwagra, który zresztą nosił to samo imię. Vincenzo Del Cero brakowało tylko sygnetu, którym tak obnosił się członek rodziny Roberto, na samą myśl o tym podobieństwie lekko się uśmiechnął.

- Cześć chłopaki. Jest robota, która nie jest łatwa, ale której nie możemy powierzyć żadnemu z pełnoprawnych członków Rodziny Barzini. Jesteście naszymi wtyczkami, tak więc tylko część Nowego Jorku postrzega was jako członków Barzinich

-A więc się nie myliłem, wreszcie jakaś poważna akcja. - pomyślał.

- Jest jeden facet...Tattaglia, którego trzeba stuknąć. Gość po pijaku podpalił samochód Santino Barziniego, jednego z naszych ludzi na wysokim stanowisku. Niby nic wielkiego, ale ludzie muszą wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi...nie w stosunku do Barzinich. Jako, że wy nie należycie jeszcze pełnoprawnie do Barzinich, to z powodzeniem możecie nauczyć ogłady tego ochłapa - kontynuował capo.

-Nic wielkiego, pewnie mamy go tylko nastraszyć, może trochę poobijać żeby nauczył się szacunku. Zaraz, czy on powiedział stuknąć?

-Gość ma być sztywny panowie...

-Cholera...

Tego Roberto na pewno się nie spodziewał, w ciągu paru lat służby dla Rodziny widział już wiele egzekucji, jednak w żadnej z nich nie brał i nie chciał brać udziału. Jego rola zawsze była inna, ale przecież nie mógł odmówić, nie teraz gdy wreszcie miał szanse się wybić. Dla Rodziny Barzinich, podobnie jak dla pozostałych rodzin, morderstwo było tylko kolejnym środkiem dojścia do celu.

- Weźcie broń jaką chcecie ze składu w piwnicy, ma tylko być bez policji, jeśli przechodnie zauważą całe zajście - zróbcie swoje i spieprzajcie. Tak czy siak, żadnej policji. Jeśli policjant jest w pobliżu to czekacie na dogodną okazję. Faceta wołają Carro, z tego co donieśli mi moi ludzie będzie przy dwudziestej drugiej w barze Constantina jutro o czwartej po południu. Tutaj w Midtown. Roberto - ty oczywiście prowadzisz.

-Tak, oczywiście - odrzekł niepewnie kiwając głową.

Po rozmowie Fuggitivo ruszył do piwnicy, pełniącej rolę magazynu broni. Zbiór wszelkiego rodzaju rozpylaczy nie robił na Roberto zbyt dobrego wrażenia, wybrał sobie Colta 1911 i wyszedł na zewnątrz. Znał tą broń dość dobrze, bowiem to właśnie na niej uczył się strzelać, z niemrawą miną udał się z powrotem do samochodu i czekał aż dołączy do niego Gulio. Otworzył drzwi i oparł się o dach samochodu.

-Może sprawdzimy ten bar? To niedaleko, a przynajmniej rozpoznamy teren, co o tym sądzisz Gulio?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 15-02-2009, 17:01   #6
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany


Ciemne dębowe krzesła o wyprofilowanych oparciach, idealnie wkomponowane obrazy najbardziej znanych ulic i miejsc we Włoszech, dywan w odcieniach bursztynu i zniewalająca muzyka dopełniały tła i nadawały nad wyraz kunsztu restauracji. Zdarzenie z trójką mężczyzn, od razu uwagę przykuły rękawiczki. hm… to szybkie wejście i wyjście i te rękawiczki to zły znak Do stolika od razu podeszła jedna z tych ładniejszych kelnerek, ubrana w błękitną suknię. Alessio pokiwał jej przecząco głową dając znać że nic nie chce. Z daleka można było dostrzec że Tony ma na nią ochotę, ten jego wzrok mówiący : choć skarbie będzie Ci dobrze razem ze mną. Sytuacja nie wyglądała za ciekawie możliwe że tych trzech rozpoznało mnie bądź Luciaveze wtedy mogli by czekać na zewnątrz. Należało by wybadać sprawę w końcu tu nikogo takiego nie powinno być, to może przynieść korzyści. I to dobry sprawdzian dowiem się mniej więcej w czym jest dobry.

- Ja nie mam Ci nic ważnego do powiedzenia mam tylko zaprowadzić Cię do Dona ale tu nie jest bezpiecznie mówić o takich sprawach. Musimy dowiedzieć się czego szukali tu Ci trzej, to lezy w naszym interesie. - teraz ściszył głos – Ja idę zobaczyć czy aby nas nie poznali i nie czekają na nas. Może jest tu jakieś wyjście tylne, a ty wypytaj tą kelnerkę może wie czego tu szukali bo od właściciela raczej niczego się nie dowiemy.

Alessio wstał odsuwając dębowe krzesło i zmierzając w kierunku właściciela kawiarni, przy grubawy człowieczek nadal jeszcze trząsł się ze strachu, widać że jest tak zestresowany że prawie krzyczał, odpowiadając na pytanie.

- Jest tu jakieś tylne wyjście ?
 

Ostatnio edytowane przez Eravier : 16-02-2009 o 20:34.
Eravier jest offline  
Stary 15-02-2009, 20:55   #7
 
Roslin's Avatar
 
Reputacja: 1 Roslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwu


Gulio lekko poruszył sie przy słowach oznajmiających niechybna śmierć człowieka. Odruchowo sięgnął po papierośnicę i otworzył ja w geście częstującym tutaj zebranych. Jeden papieros znalazł sie w jego ustach, zapalił go markowa zapalniczka i nerwowo sie zaciągnął chowając oba przedmioty do wewnętrznej kieszeni garnituru - Signore Cero, Będzie jak mówisz, jednak chciałbym zapytać czy ma być "wypadek", - lekkie załamanie głosu- czy egzekucja? –Głęboki wdech dymu papierosowego i zaraz potem uwolnienie gdzieś w przestworza.
-spojrzał spokojnym wzrokiem na Roberta- Tak, moglibyśmy obejrzeć tą knajpę jednak nie wiem czy to będzie dobry pomysł ponieważ za łatwo nas skojarza. A przecież nie chcemy robić sobie problemu... –sprawdził godzinę na zegarku, delektując się kolejnym dymem – Myślę ze uda mi się zdobyć plany tej knajpy bo mam odpowiednie ku temu znajomości, jednak co dalej zobaczymy. Na razie przejedzmy się do mojej kancelarii. Tam omówimy szczegóły, by nie marnować czasu capo.
- Może rzeczywiście masz rację, powiedz mi tylko gdzie jest twoja kancelaria to do niej pojedziemy, chyba że masz gdzieś tutaj samochód? - spytał Fuggitivo. - Jeżdżę taksówkami, wiec mogę sie zabrać z Toba, to jest midleclass street 45 - Rzuca papieros przed samochodem i zdecydowanie przydeptuje go butem jakby chcąc przypieczętować sprawę - Wiesz co ? A może wpierw podjedziemy po te plany? - weź podjedz pod archiwum sadowe. -W Porządku, wsiadaj. - rzekł Roberto po czym wsiadł do samochodu - Będziemy tam lada moment.
Gulio rzucił znaczące spojrzenie na capo, który został juz sam sie powoli zbierał do swoich spraw, ich oczy spotkały, Gulio szybko odwrócił głowę i wsiadł do samochodu.
Minęłą chwila nim samochód zapalił, zirytowany Di Lauro walnął lekko w kierownicę by wyładować swoją frustrację. Po kilku minutach silnik w końcu zaskoczył i ruszyli do sądowego archiwum.
<na parkingu przed gmachem sądu>
Plan jest taki ty tu czekasz, a ja pójdę do sadu wyciągnąć papiery knajpy to pewnie potrwa z pół godziny. –Gulio odszedł w kierunku gmachu-
<w sadzie>
Dzień dobry panie Smith (najbardziej zapracowany urzędnik jakiego znalazłem), ja w sprawie Johna Kowalsky. Będę musiał wziąć wypis z jego dokumentów w archiwum. Urzędnik odparł - Jestem zajęty proszę znaleźć kogoś innego. – No, ale ja już mam przygotowane praktycznie wszystko tylko wypisać pewne dane z rejestru.., to zajmie tylko chwilkę, a chodzi mi tylko o pozwolenie numer 123-346-764 - Facet za biurkiem z ociągiem podał księgę wejścia i wyjścia z archiwum. – Gulio złożył w niej podpis, i zaznaczył dokumenty z których miał zamiar korzystać, w najbliższym czasie. Miał solidne alibi na interes jaki faktycznie prowadził. Ukradł teczkę z planami budowlanymi knajpy, i zwyczajnie wyszedł dziękując zapracowanemu urzędnikowi. Nie otwierał teczki zwyczajnie wrócił do samochodu i rzucił ja w kąt. Nawet bojąc się ja otworzyć, zlał się potem, ale był szczęśliwy ze może mieć cos co pomoże w dokładnym zaplanowaniu akcji. Kierowca skończył kanapkę i pojechał w kierunku kancelarii
Zwyczajne pomieszczenie na jednoosobowe biuro prawnicze. Szafki z kodeksem biurko , fotel, i krzesła dla petentów, na stoliku pod oknem karafka z woda mineralna.
 
Roslin jest offline  
Stary 15-02-2009, 23:46   #8
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość


-W porządku... - odpowiedziałem wstając z miejsca i kłaniając się Donowi. Ten na odchodne dał mi jeszcze karteczke z adresem. - Mam nadzieję że nie zrobi jutro niczego głupiego. - mruknąłem wychodząc.
Za drzwiami stał mój kumpel Alex, wyższy rangą, ale zwykły zabijaka.
-Alex, weź zadzwoń mi do Carro i powiedź mu że podjadę do niego jutro o czwartej i zawiozę do tego cholernego baru i żeby mi się stamtąd nie ruszał bezemnie ok?
-Carro? Dobra... Don kazał Ci go ochraniać?
-Taak. Bo tego jeszcze nie było co nie? - podrapałem się po głowie razem z Alexem schodząc po schodach. - W każdym razie powiedział że to już ostatnia próba. Ciekawe...
-Oj Mike nie przesadzaj. Dobrze wiesz że nie da się był pełnoprawnie w Rodzinie bez testu.
-Bo ja nie miałem jeszcze żadnego testu. - przyspieszyłem zostawiając Alexa samego.
Wyszedłem z willi, wsiadłem do swojej bmki 700 i pojechałem w miejsce wskazanego na kartce. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i zamknąłem auto. Przeszedłem przez ulicę i wszedłem do baru.
Była to niezbyt duża knajpa, brzydka i siedziało w niej kilku niezbyt zachęcających typów rozmawiających z całkiem ładną blondynką. Usiadłem i zatrzymałem wzrok na blondynce.
Chwilę jeszcze rozmawiała z pijaczkami, a potem podeszła wprost do mnie uśmiechając się.
-Co podać? - spytała patrząc na mnie z z notesem i długopisem w ręce.
-Najlepiej siebie na tacy - odpowiedziałem uśmiechając się do niej ładnie. Zaśmiała się przygładzając fartuszek. - Wystarczy woda. - dodałem po chwili.
Dziewczyna odeszła, a ja zacząłem się rozglądać. Było tu tylko kilka stolików, ze 5-6. Z głównej izby na zewnątrz prowadziły dwie pary drzwi: wejściowe i tylne za ladą gdzie obsługiwała druga ładna blondyneczka. Dwie inne pary drzwi prowadziły zapewne do toalet i do piwnicy albo magazynu. Było dużo okien i dwa wentylatory. Były też schody. Niedaleko lady. Na górze mieszkali pewnie właściciele.
Po chwili zjawiła się ponownie urocza blond kelnerka ze szklanką wody.
-Proszę. - powiedziała stawiając na stoliku wodę.
-Dziękuję. - odpowiedziałem i gdy chciała odejść złapałem ją za rękę. - przepraszam czy tamte drzwi za ladą prowadzą na zaplecze? - zapytałem wciąż trzymając jej rękę i uśmiechając się.
-Nie, prowadzą na ulicę. - powiedziała patrząc ciekawie w moje oczy.
-Dziękuję. - puściłem jej rękę i wypiłem wodę.
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 16-02-2009, 09:44   #9
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie


- Jak myślisz, czy mój ojciec jest bardzo zły, że się z tobą spotykam? Nawet nie jesteś jeszcze w pełni w rodzinie, jesteś - chwileczkę, jak to się mówi - wtyczką. - Dziewczyna uwielbiała w ten sposób flirtować, i drażnić się z Michaelem jednak nie miał nigdy nawet najmniejszej ochoty się na nią obrażać. Dziewczyna podeszła do niewielkiego barku, otworzyła go i wyciągnęła stamtąd butelkę whiskey.
- Co powiesz? - zapytała chichocząc?
Michael wstał i podszedł do Sarah trzymającej butelkę whiskey. Nic nie powiedział tylko wpatrywali się sobie w oczy. Mike objął ją w biodrach i porwał na sofę.
- Ty głuptasie! Rozleję whiskey! - krzyknęła, gdy kładł ją na sofę.
- Madame, ja się tym zajmę. - powiedział do Sarah i wziął od niej butelkę.
Podszedł do braku, wyciągnął drugą szklankę i nalał do nich brązowawego trunku. Do jednej dorzucił trochę lodu. Przyjąwszy od Michaela whiskey dziewczyna spojrzała na jego szklankę.
- Whiskey z lodem ? Jakby jakiś szkot to zobaczył zabiłby cię. - powiedziała żartując.
I zaczęli rozmawiać. Kolejne szklanki whiskey były opróżniane i rozmowa stawała się coraz bardziej luźniejsza.
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm

Ostatnio edytowane przez Crassus : 16-02-2009 o 12:49.
Crassus jest offline  
Stary 16-02-2009, 10:08   #10
 
blaz11's Avatar
 
Reputacja: 1 blaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetny


*Nie wie co traci...* Wyjąłem papierosa z gęby i rzuciłem na ulicę. Wsiadłem do samochodu poczekałem aż John wejdzie i odpaliłem silnik. Poczekałem na okazję i włączyłem się do ruchu.
-Sprawdzi schowek, może jest tam coś dla nas. Powiedziałem to gdy akurat jakiś idiota zajechał mi drogę. Po przeklinałem pod nosem i ruszyliśmy na Brooklyn pod dom Calamenzy.
 
blaz11 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172