Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2009, 16:11   #1
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Dolina ciszy (part 2)

Dolina Ciszy




Siedmiu wybranych by zlu stawic czola.
By dokonac tego, czego nikt nie zdola.
Gdzie wicher strumieniem wlada wedle woli,
A goblin kufel piwa od oreza woli.
Zbiora sie razem o pelni ksiezyca.
By swoje nawzajem rozpoznac oblicza
I sily swe polaczyc, przyjazn, zaufanie.
Niech bogow wola rozkazem sie stanie.



*****


Niczym basn ktora matka swym dziecia snuje w noce burzowe. Gdy blyskawice tna niebo zlowrogie, a strugi deszczu zdaja sie byc nieprzerwana fala, ktora posluszna prawom grawitacji spada z nieba na wyschla ziemie. Wiatr silnymi ramionami porusza rozlozysta galaz drzewa, ktore swe korzenie zapuscic postanowilo w ogrodzie nieopodal okna dziatek sypialni. Drobne galazki raz po raz uderzaja w szybe niczym strachy z najglebszych czelusci piekielnych wybyle. Ona pochylona przy watlym plomieniu swiecy trzyma w swej spracowanej dloni drobna raczke i snuje, snuje swa opowiesc o bogach, aniolach, wampirach i tych, ktorzy zwyklymi bedac stali sie wybrana opoka dla swiata.




*****



Czasy wspolczesne.



Powoli wychodzili ze stanu uspienia, ktory tak nagle nimi zawladnal. Wciaz nieco nieprzytomni rozgladali sie wokolo nie poznajac miejsc, w ktorych sie znajdowali. Wszystko bylo tak odmienne od sali jadalnej w lesnym zamku Altari. Niektorzy z nich ze zdziwieniem zaobserwowali, ze wcale nie znajduja sie w jakimkolwiek pomieszczeniu, a zwyczajnie leza sobie oparci o pien drzewa, lub wygodnie rozlozeni na nagrzanym sloncem kocu.
Powoli, bardzo powoli wladze na nowo poczela przejmowac swiadomosc wspolczesnego czlowieka. Brak ukochanego miecza wydal sie nagle kompletnie idiotyczny. Dziwne imiona pobrzmiewajace w glowie, tak znajome, a jednoczesnie tak absurdalnie nieznane, blednac poczely niczym stare wspomnienia z dziecinstwa.



Przed nimi spoczywala ksiega. Stara, podniszczona, otwarta mniej wiecej posrodku. Dziwne, nie pamietali bowiem aby ich czytanie posunelo sie az tak daleko. Na pozolklych stronnicach czarnym atramentem wypisane byly slowa:



Oni zas nie zdajac sobie sprawy z przyszlych opowiesci snutych o ich czynach z mieszanymi uczuciami powitali hojna, choc spozniona bogow propozycje.
Odczekawszy, az kazdy glos zabierze bogini z wyczekiwaniem spojzala na ta, ktora wciaz glosu nie zabrala. Altari, ktora zdazyla juz usiasc i oprzec glowe na smuklych dloniach zdawala sie nie zwracac uwagi na cisze, ktora zapadla ani tez na wyjscie Stephena. Wlasciwie od slow Sariela wydawac by sie moglo, ze nic do niej nie dociera, ze znajduje sie za daleko aby slyszec ich slowa, aby czuc przynaglenie, ktore wreszcie w owa cisze sie wplotlo. Wreszcie gdy wszelka nadzieja na jej reakcje zanikla ona glowe uniosla i palajacym czerwienia wzrokiem zmierzyla Meredith.

- Moim zyczeniem od dawna byla smierc. Widzialam ja w snach i cieszylam sie na nia. Teraz odebrano mi i ta radosc. Jednak nie zrezygnuje z zyczenia jak to uczynili ci ktorych wybraliscie. Nie sprzeciwie sie rowniez temu, ktore wypowiedzial Sariel. Aby pokonac Lilith musimy sie zjednoczyc, polaczyc sily. Do tej pory uwazalam, ze chodzi jedynie o zgranie w walce, przyjazn, zaufanie. Byc moze sie mylilam, lecz jezeli nie.... Zycze sobie aby dokonalo sie zjednoczenie cial i duszy, czasow i wiedzy. Aby ci, ktorzy dwa umysly kryja w jednym ciele zlaczyli sie w jeden, silniejszy niz kiedykolwiek. Na tym lub na innym swiecie.

Slowa ucichly, lecz ich brzmienie trwalo. Spojzenia kobiet zdawaly sie ciskac blyskawice. Wreszcie na twarzy bogini zagoscil lekki usmiech.

- Zatem dobrego wyboru dokonalismy. Twoje zyczenie Altari zostanie spelnione.

Nastepnie nie czekajac na zdanie pozostalych zaczela recytowac slowa w dzwiecznym chociaz zupelnie nie znanym wam jezyku. Dzwiek jej glosu przyciagal, oszalamial. Dziwna sennosc ogarnela ciala i umysly. Ostatniem swiadomosci ujzeli nieco przestraszona mine Altri gdy w probie utrzymania rownowagi chwycila brzeg stolu. Pozniej... Pozniej byla juz tylko delikatna i kojaca czern uspienia.




Epilog.



Z kronik Srebnego Lasu.


I stala sie rzecz straszna. Antrane, mag o wielkiej mocy, zdarl zaslony zamek w Srebnym lesie chroniace. Dzien to byl sadny, pelen smierci i zniszczenia. Krew niewinnych potokami splynela gdy zlo wtargnelo na niedostepne dotad dla niego tereny. Powiadaja, ze Pani zamku walczyla i dzielnie. Dzielna ta niewiasta wraz z Lordem Sarielem dlugo opor najezdzcom stawiala krew swoja z ich krwia mieszajac. Gdy jednak coraz wiecej zlych naplywac poczelo, a sily obroncow calkiem sie wyczerpaly, wyszeptala Altari slowa wyrok skazujacy na jej biedna glowe sciagajace.

- Za wiare i czesc ci oddawana ... W imie Twoje... Ocal go...

Gdy tylko prosba przebrzmiala rzecz sie stala niezwykla i straszna zarazem. Lord Sariel otoczon blekitna poswiata rozplywac sie zaczal niczym mgla, ktora wiatr rozwiewa. Krzyk jego sprzeciw wyrazajacy odbil sie od scian kamiennych i echem niesiony rozbrzmial w calym zamku.
I tak oto zakonczyla sie ta nierowna walka. Lady Altari nim ja do niewoli wzieto zabila jeszcze wielu czego swiatkiem bylem i tu opisuje coby pamiec o niej i jej czynach nigdy nie przepadla.

Stephen.




Koniec czesci pierwszej.




Gdy zaciekawieni przerzucili stronnice oczom ich ukazala sie starannie zalakowana koperta, z ktorej to, po zlamaniu pieczeci, wypadla karta grubego pergaminu z wytloczonymi slowami.




Wiadomosc doprawdny dziwna i zupelnie z realiow wyjeta wydawala sie bardziej glupim zartem niz prawdziwa przestroga czy rada. Zapewne tez jako takowy zart zostala by potraktowana gdyby nie fakt, ze gdzies w zakamarkach umyslu plataly sie wspomnienia zdarzen calkiem do niej pasujacych.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 16-03-2009, 12:37   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Miejsce było przepiękne. Strumień - kryształowo czysta woda, przemykająca się z szumem między kamieniami. Trawa, miękkością swą przypominająca perski dywan. Drzewa, rzucające cień, jakże przydatny podczas upalnych dni, a taki właśnie nadszedł. Spłachetek piasku, na którym rozpalić można było ognisko. Gdyby ktoś zjawił się o odpowiedniej porze, zaopatrzony w haczyki, wędkę i odpowiednią przynętę.

Jedyna osoba, które w tej chwili mogłaby docenić uroki tego miejsca nie zajmowała się podziwianiem krajobrazu. Przyodziany w strój do konnej jazdy mężczyzna drzemał, oparty o pień wysokiego drzewa. Na jego kolanach spoczywała otwarta księga.


David obudził się nagle.
Prawdę mówiąc nie wiedział, co go zbudziło. Może figlarne promienie słońca, zerkające na niego zza zasłony poruszanych lekkim wiatrem liści? Może rżenie konia, zaniepokojonego tym, że ilość dostępnego pożywienia dziwnie się skurczyła? A może ten sen...
Tak... W zasadzie coś mu się śniło. I z pewnością nie był to sen przyjemny.
Zaśmiał się, a jego głosie zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień goryczy.
Przyjechał tu, by odpocząć od papierkowej (i nie tylko) roboty. I zobaczyć, co ciekawego kryje się pod ciut podniszczoną, skórzaną okładką pewnej księgi.
Pewnie zasnął czytając, bo tomiszcze otwarte było gdzieś w połowie, a trudno było przypuścić, by leniwy wiaterek zdołał obrócić tak ciężkie i sztywne karty. Dlaczego więc nic nie pamiętał?
Ponowne spojrzenie na księgę sprawiło, że gdzieś głęboko w pamięci pojawiło się wspomnienie snu. Nic wyraźnego. Cień cienia...
Przypominało to jakby film fantasy. Albo może grę komputerową, czy też sesję RPG.
Nigdy nie przepadał z takimi rozrywkami. Wolał książki i w przypadku lektury dobrej fantastyki nie omijał - ani S-F, ani fantasy.
Potrząsnął głową i wstał odkładając księgę na koc. Przy tym ruchu spośród kart wysunęła się gruba koperta.
Czy była tu od samego początku? Raczej tak, chociaż... dziwne było, że jej nie zauważył wcześniej.
Przemęczenie - pomyślał.
Nóż, niezbędny element wyposażenia każdego 'piknikowicza' bez trudu poradził sobie z grubym papierem koperty.

Litery wyglądały dość archaicznie, pergamin... Kto dziś pisze na pergaminie? Podpis? Gdzieś w pamięci budziły się wspomnienia. I zasypiały z powrotem, uśpione siłą niewiary.

Z obojętną miną David rozejrzał się dokoła, wypatrując ukrytych kamer i mikrofonów. To, że nic nie zauważył nie znaczyło, że nie znalazł się nagle w "ukrytej kamerze". Albo że któryś z kolegów nie zrobił mu jakiegoś psikusa. Chociaż, jak na razie, żaden ze znajomych, bliższych i dalszych, nie przejawiał tendencji do takich żartów...

Przygładził, całkiem odruchowo i zupełnie niepotrzebnie, niezbyt długie, ciemnoblond włosy i ruszył w stronę strumienia. Przyklęknął na brzegu, by nabrać w dłonie wody. I wtedy z rozpiętej pod szyją koszuli wysunął się złoty medalion.
David zaklął bezgłośnie.
Wiedział, że nigdy w życiu nie miał takiego medalionu i z pewnością nie założył go na szyję. Ale gorsze było to, że miał świadomość, iż gdzieś, kiedyś, ktoś dał mu to świecidełko i zakazał zdejmować.

Posłuszny tamtemu głosowi schował medalion. Wyprostował się na swoje całe sześć stóp i z irracjonalną niechęcią spojrzał na księgę.
- Jeśli to twoja sprawka - powiedział bezgłośnie - to cię spalę. Albo zamknę w skrzynce i zakopię...

Z przesadną może ostrożnością zamknął księgę i schował ją do plecaka. Z mocnym postanowieniem, że po powrocie na ranczo wepchnie ją w jakiś ciemny zakamarek i zapomni o niej na wieki.
Ponownie wziął do ręki list i schował go głęboko do kieszeni.
Dlaczego wierzył, że zapisane tam słowa głoszą prawdę? Nie wiedział. Ale był tego pewien.

Rozejrzał się dokoła i westchnął.
Z odpoczynkiem mógł się pożegnać. Dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Pozostawało wrócić i domu. I co dalej?
Czekać na coś? Szukać nadawcy listu? Owego strażnika ksiąg, o którym nic nie wiedział?
A może umieścić w Internecie ogłoszenie, że szuka towarzyszy? Miast drużyny pierścienia - drużyna medalionów?
Zabawne...

Sprzątnął wszystkie swoje rzeczy i osiodłał Sadzę.
Powoli pojecha w stronę domu.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-03-2009, 23:33   #3
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Sen...?

Obudziła się, co najmniej, oszołomiona. Gdy poczuła jednak swoje ciepłe, puchowe i lekko zapadające się łóżko zrozumiała, że może się zrelaksować. Wypuściła z płuc powietrze i spróbowała powtórzyć sobie w myślach sen. Zazwyczaj wtedy jakoś przemykały jej między palcami aby zniknąć w czeluściach pamięci, tym razem jednak, scena po scenie, trochę wyraźnych obrazów sobie przypominała. Po krótkiej retrospekcji zamrugała kilka razy aby się upewnić, że to wyszło tak realistycznie po czym uniosła leniwie księgę do góry.

- Drzemka była bardzo otrzeźwiająca... - rzekła cicho i przewróciła palcem stronice. Koperta. Przez chwilę wahała się i zżymała, że nie powinna, ciekawość jednak była silniejsza i już po chwili Anna trzymała w ręku bardzo sympatyczny kawałek pergaminu. Tekst brzmiał niezwykle wręcz tajemniczo i... Trzepnęła się w głowę. Jej racjonalne podejście bardzo ucierpiało w wyniku prostego ciągu skojarzeń, ale kobieta jakoś nie mogła wybić sobie z głowy myśli, że to wszystko jednak prawda. Nawet nie próbowała doszukiwać się racjonalnych ku temu powodów. Po prostu schowała kartkę z powrotem do torby, zamknęła księgę i zbadała sobie puls. Przyspieszony, ale równy, czyli nie poczuła, że coś jej zagraża. Westchnęła ciężko. Tylko ekscytacja, no tak, ale trzeba dokończyć chyba porządki...

Nieco ociężale ustawiła swoje zmęczone ciało w pionie po czym spojrzała jeszcze raz na dziwaczny wolumin. Jakby myśląc, że zapewni jej to poczucie dystansu, wzruszyła ramionami i przejechała dłonią po szyi. Łańcuszek. Jako tako racjonalne do tej pory myślenie nagle jakby stanęło i Anna spojrzała na medalik naprawdę ogłupiała.

W tym momencie należy wyjaśnić, że generalnie nie przepadała za biżuterią, a tym bardziej medalikami o wartości sentymentalnej. Na dodatek kojarzyła to z jakąś bliższą więzią, innymi słowy - z ograniczeniami. A że poglądy mają dla niej duże znaczenie, przez dłuższą chwilę w głowie jakoś nie wyklarowała się normalna myśl. Pierwsze było "a niech to krętka blada", drugie zaś "przecież mówiłam mamie, że nie lubię biżuterii". Nie, to nie miało sensu.

Bała się jednak to cholerstwo zdjąć, dlatego też schowała tylko księgę na dnie szafki z bielizną. Potem stała nad nią kolejną dłuższą chwilę i kontemplowała swoją sytuacją w milczeniu. Lekko drżała. Chyba zaczynała się czegoś bać.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 17-03-2009, 23:41   #4
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Thomas otworzył oczy natychmiast zdając sobie sprawę z tego, że traci równowagę. Na nieszczęście "natychmiast" nie zawsze oznacza "wystarczająco szybko by zapobiec nieuchronnemu biegowi wypadków". Krzesło obrotowe, na którym siedział nie dając mu czasu na reakcję niebezpiecznie odchyliło się do tyłu i mężczyzna runął w dół uderzając swą łysą czaszką o twardą podłogę.

Kilka następnych minut spędził w tej niecodziennej pozycji wpatrując się tępym wzrokiem w bladoniebieski sufit swojego mieszkania. W jego myślach wirowały niezrozumiałe obrazy, dziwne miejsca i twarze - wszystko jakby żywcem wyjęte z jakiegoś świata fantasy. Co gorsza, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że nie są one wywołane uderzeniem w głowę. Były tam już wcześniej, tylko skąd się tam wzięły? Czyżby jakaś nowa gra tak mu utkwiła w pamięci? Wspomnienia z każdą chwilą stawały się coraz bardziej mgliste. Nie mógł się na nich skupić by przypomnieć sobie cokolwiek konkretnego. Tylko jakieś słowo na N, jakby nazwę miasta albo... imię?

Przyciskając dłoń do obolałego czerepu rozejrzał się wokół. Był zupełnie sam nie licząc mebli i walających się wszędzie pudełek po różnorakich przesyłkach. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu ogarnął go niepokój. Kogo spodziewał się zobaczyć? Drużynę Pierścienia? A może Zielonego Billa i resztę kumpli z którymi w liceum popalał trawkę? To by nawet było sensowne wytłumaczenie dla tej osobliwej sytuacji. Byłoby, gdyby nie fakt, że nie tknął "towaru" od dobrych trzech lat...

Podniosły się do pozycji siedzącej Thomas zauważył wielką księgę leżącą mu na kolanach. Jej widok pobudził do pracy jego szare komórki i zaczął sobie przypominać pewne rzeczy. Kupił to tomisko na jakiejś aukcji internetowej i zamierzał sprzedać jednemu kolekcjonerowi na mieście. Najwyraźniej postanowił, że trochę ją wcześniej przejrzy, a lektura była tak pasjonująca, że aż go uśpiła. Chciał już zamknąć księgę i odłożyć ją na bok by móc się podnieść, jednak gdy tylko dotknął oprawnej w skórę ciężkiej okładki poczuł, że nie powinien tego robić. Wiedziony przeczuciem zajrzał na stronę, na której była otwarta. Jego oczy szybko przebiegała tekst, a źrenice rozszerzały się po każdej przeczytanej linijce. Zamek... Srebrny Las... Altari... Stephen... Nie rozumiał czego dotyczy tekst jako całość, jednak pojedyncze słowa coś mu mówiły. Ludzie o których była tu mowa nie byli bohaterami powieści, ani elementami narkotycznej wizji. Istnieli naprawdę, a on ich znał. Gdy próbował myśleć o tym racjonalnie wszystko to wydawało się jakimś szaleństwem a mimo to nie mógł się oprzeć przekonaniu, że jest to najszczersza prawda...

Przekartkował szybko stronice starej księgi natrafiając na dziwną kopertę. Przez chwilę trzymał ją w dłoniach przyglądając się pieczęci. Pragmatyczny umysł podpowiadał mu by zostawić znalezisko tam gdzie je znalazł. Jeśli ten stary list czy cokolwiek to jest ma jakiś związek z księgą to może go sprzedać wraz z nią zarabiając dodatkowe pieniądze. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu jednak, że powinien zobaczyć zawartość przesyłki. Że to co jest wewnątrz jest przeznaczone właśnie dla niego... W końcu jednak instynkt wziął górę nad rozsądkiem. Tom złamał pieczęć.

Stary pergamin zapisany był nieco dziwnym, lecz zrozumiałym dla chłopaka językiem. Co prawda nie padało w nim jego nazwisko ani jakakolwiek informacja, która wskazywała by na to, że to właśnie on jest adresatem, a jednak nie miał co do tego wątpliwości. Z całych sił pragnął wszystko sobie przypomnieć i zrozumieć w co takiego się wpakował, jednak wszystkie wspomnienia zdawały się tonąć w gęstej mgle. Gdzieś tam jednak były...

"Siła twa w towarzyszach twoich, którzy jako i ty w chaos ten rzuceni wyzwanie podjąć muszą. Odnajdź ich zatem i połączcie swe siły".

Czy to owych "towarzyszy" szukał wokół siebie tuż po przebudzeniu? Tak, wszystko wskazywało na to, że tak. A więc gdzieś tam są inni tacy jak on, prawdopodobnie z podobnym mętlikiem w głowie. "Tylko jak u licha mam ich odnaleźć?" - zastanawiał się. - "Nie pamiętam jak wyglądali nie wspominając o imionach..."

- Stanu swoich klepek też nie jestem do końca pewien - powiedział już na głos stając na równe nogi z krzywym uśmiechem. Podnosząc się do pozycji pionowej poczuł coś ciężkiego na swojej piersi. Sięgnąwszy pod koszulę wydobył spod niej ciężki medalion ozdobiony dziwnym wzorem. "Pod żadnym pozorem go nie ściągaj" odezwał się w jego głowie znajomy skądinąd głos. Nie zamierzając się nawet nad tym zastanawiać usłuchał dziwnej rady i zostawił świecidełko w spokoju.

Ustawił krzesło na miejscu i włączył komputer. Bądź co bądź internet był najlepszym znanym mu środkiem, za pomocą którego można znaleźć nietypowe rzeczy. Trzeba tylko wiedzieć czego szukać i jakie pytanie zadać Wujkowi Google. W oczekiwaniu na uruchomienie się systemu zastanawiał się czego powinien szukać. Co takiego łączyło go z pozostałymi? Przychodziła mu do głowy jedynie księga, medalion i ten cały Merator. Wydawało mu się mało prawdopodobne by udało mu się odnaleźć jakiegoś bloga, w którym ktoś opowiada jak to obudził się z dziwnego snu znajdując obok siebie równie dziwną księgę i jakieś ustrojstwo zawieszone na szyi, a jednak nic innego nie potrafił w tej chwili wymyślić. Należało chociaż spróbować...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 18-03-2009, 19:16   #5
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
David Taggart


Ruszyles w strone domu. Drzewa rzucaly przyjemny cien chroniacy od radosnych i dosc upalnych promieni slonecznych. Mimo, iz pogoda nastrajala raczej pozytywnie twoje mysli uparcie nie chcialy poddac sie jej dzialaniu. Dziwne napady niepokoju, gdy przejezdzales przez nieco gesciejsze zakatki lasu. Wrazenie bycia obserwowanym, mimo ze nikogo w poblizu nie bylo.




Silny przymus by dobyc.. miecza (?), by byc przygotowanym na atak... krwiopijcow (?). Absurdalnosc mysli, ich nawal i chaos jaki powodowaly sprawil, ze czules sie bardziej zmeczony niz w chwili gdy opuszczales dom.
Wreszcie twoim oczom ukazaly sie zabudowania rancza. Znajomy widok podzialal nieco kojaco. Przynajmniej byles tu bezpieczny... Bezpieczny?! Skad u licha sie to bierze?! ... Czujac, ze znow zaaczynaja cie ogarniac niestworzone i zdecydowanie niepokojace mysli i wrazenia zostawiles Sadze jednemu z ludzi pracujacych przy stajni, a sam nerwowym krokiem ruszyles w strone domu.
Czules jak powoli opuszcza cie spokoj. Rzecz niezwykla gdy wezmie sie pod uwage fakt, ze byles mezczyzna o stalowych nerwach i niekonczacej sie cierpliwosci. Nagla potrzeba wychylenia szklaneczki czegos mocniejszego dodatkowo potwierdzala, ze cos jest nie tak jak byc powinno. Ze z toba jest cos nie tak...
Drzwi prowadzace do glownego budynku staly otworem zachecajac do przekroczenia progu i zanurzenia sie w przyjemnie chlodne wnetrze. Ponaglany coraz mocniejszym pradnieniem ruszyles prosto w strone barku mieszczacego sie w salonie. Krysztalowa karafka stala tam gdzie zawsze. Bursztynowy plyn, ktory sie w niej znajdowal, kusil obietnica zapomnienia, oderwania sie od rzeczywistosci, ucieczki przed natretnymi myslami...

- Na twoim miejscu zastanowilabym sie dwa razy. Whisky ci raczej nie pomoze, a wrecz moze rzeczy mocniej skaplikowac.


Kobiecy glos dobiegajacy zza twoich plecow sprawil, ze omal nie upusciles szklanki, ktora jakims sposobem znalazla sie w twojej dloni. Odworciwszy sie napotkales lekko rozbawione spojzenie brazowych oczu. Wlascicielka spojzenia stala przed toba w eleganckim topie koloru umbry i dopasowanych do niego kolorystycznie spodniach. Calosc dopelnialy sandalki w kolorze zblizonym do porannej kawy z mlekiem.

- Mniemam, ze stoje przed Davidem Taggartem, bylym policjantem, wspolwlascicielem biura podrozy „Conquistador", wlascicielem tego rancza i ... milosnikiem pewnej starej ksiegi.

Dodala przenoszac rozbawienie na karmazynowe usta, ktore rozchhylily sie w delikatnym usmiechu odslaniajac idealnie biale zeby. Jednoczesnie jej dlon na chwile przyslonila sppojzenie ukazujac biala legitymacje w skorzanej oprawce.

- Laura Angelic, Federalne Biuro Sledcze. Mam dla pana pewna wiadomosc.

Kartka papieru, ktora podala ci agentka nie wzbudzilaby moze twojego niepokoju gdyby nie plamy zaschnietej krwi "zdobiace" ja w paru miejscach.





Anna



Strach potegowal sie z kazda chwila. Nie wiedzialas dlaczego sie boisz, ale inaczej owego odczucia nie dalo sie wyjasnic jak wlasnie strach. Czulas, ze za chwile cos sie stanie. Okropne przeczucia otulily cie szczelnie niczym nazbyt dopasowany plaszcz.
Podskoczylas niemal pod sufit gdy na dole rozlegl sie dzwonek. Wsluchalas sie w odlos krokow matki dazacej ku drzwia, zupelnie jakby od tego zalezalo twoje zycie. Cos w tobie krzyczalo by ja powstrzymac, by zaryglowac drzwi i ... chwycic za kose (?). Nagle nabralas tez ogromnej ochoty na miseczke (!!) cieplego mleka.
Do rzeczywistosci przywrocil cie przerazajacy okrzyk matki zakonczony jekiem i odglosem upadajacego na podloge ciala. W chwile pozniej drzwi do twojego pokoju rozpadly sie na drobne kawaleczki ukazujac sylwetke bialowlosego mezczyzny.



- Tu sie ukrywasz....

Spojzenie nabieglych krwia oczu nie wrozylo dla ci niczego dobrego....





Thomas Erikkson



Odglos palcow uderzajacych w klawiature mieszal sie z cichym szumem komputera tworzac dobrze ci znana melodie. Przeszukujac strone za strona coraz mocniej utwierdzales sie w przekonaniu o plonnosci twoich staran. Nawet jezeli, wierzac w slowa listu, istnieli inni tacy jak ty, to najwyrazniej nikt z nich nie wpadl na pomysl podzielenia sie swoimi doswiadczeniami z innymi. Przynajmniej zas nie za sprawa sieci globalnej zwanej powszechnie internetem. Tym razem Wujek Google okazal sie bezurzyteczny. Mimo to nie mogles nazwac owego sleczenia przed monitorem za kompletna strate czasu, gdyz udalo ci sie wylapac kilka ciekawych propozycji kupna i sprzedazy starych ksiag, medalionow oraz listow pisanych na pergaminie.
Czujac powoli narastajace zmeczenie postanowiles wzmocnic nieco swoj organizm za pomoca solidnej dawki kofeiny. Wstajac od komputera, wiedziony naglym impulsem, spojzales w kierunku okna i stojacej pod nim skorzanej sofy. Widok, ktory ujzales sprawil, ze kofeina stala sie srodkiem zupelnie zbednym gdyz wszelkie zmeczenie z miejsca zostalo zastapione pelna gotowoscia bojowa. Dlon, jakby zyjac wlasnym zyciem, powedrowala w kierunku miecza. Z tym, ze miecza nie bylo.
Nieco zdezorientowany tym co wyczynia twoje wlasne cialo sprobowales racjonalnej analizy obrazu jaki zobaczyles. Analizy z gory skazanej na niepowodzenie.



Kobieta, ktora spoczywala wygodnie rozlozona na TWOJEJ sofie sprawiala dosc niepokojace wrazenie. Mocno przezroczysta suknia, ktora okrywala calkiem interesujaco zbudowane cialo zdawala sie miec za soba calkiem ciezkie przejscia. Jasne wlosy luzno rozrzucone wokolo jej glowy niemym krzykiem dopominaly sie o wizyte u fryzjera. Butow nie miala dzieki czemu mogles dokladnie obejzec zgrabne stopy zakonczone dosc dlugimi i (o dziwo) zadbanymi pazurami. Podobne twory znajdowaly sie na jej dloniach dodatkowo wzbogacone o srebne szpony przytwierdzone do skorzanych rekawic. Calosci dopelnial ... kruk.
Nieznajoma ze stoickim spokojem odczekala, az nieco oswoisz sie z jej widokiem po czym, przeciagajac sie nieco jakby spedzila na sofie dluzszy czas, przemowila.

- Jestem Tirill, ciebie zas zwa Navarro. Mamy wspolnego znajomego, ktory przesyla pozdrowienia i ten list.

Mowiac wskazala na klawiature twojego komputera, na ktorej lezala teraz kartka zapisana nierownym pismem osoby, ktorej brakuje sil by utrzymac pioro.





*****************************************


Tekst wiadomosci:




W twojej glowie panuje teraz pewnie niezly balagan. Niestety nic nie moge na to teraz poradzic. Scigaja mnie. Nie wiem jak dlugo zdolam ich trzymac z dala od was i kiedy uda sie nam znow polaczyc. Altati...
Dla wlasnego dobra sprobujcie zebrac sie razem. Nie wiem kim jest nasz nowy wrog. Wiem tylko, ze jest potezny i nie przebiera w srodkach by nas wszystkich zniszczyc. Przekleta Meredith... Mogla to przewidziec... Zreszta, moze i wiedziala. Bogowie...
Koncze. Istoty, ktore dostarcza wam ta wiadomosc zwiazane sa ze mna przysluga. Pomoga wam na miare ich sil, lecz przede wszystkim musicie liczyc na siebie.

Sariel.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 19-03-2009, 20:42   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy w księdze, niczym w grobowcach faraonów, kryło się jakieś przekleństwo, które sprawiło, że... miał... zwidy?
Bo czym innym można by wyjaśnić fakt, że zobaczył... twarz?


Twarz, której nie było?
Kwiaty, motyle... Co to miało wspólnego z jakąkolwiek twarzą? Wszak tam nic nie było...

Przyjemny chłód panujący w lesie przyniósł ulgę, ale nie na długo. Omamy, które zaczęły dręczyć go nad strumieniem nie raczyły ustąpić? Najwyraźniej nie potrzebowały do istnienia otwartych przestrzeni. W lesie czuły się jeszcze lepiej, mając do dyspozycji znacznie więcej elementów do wykorzystania.


Chociaż musiał przyznać, że to, co mu się ukazywało, było całkiem przyjemne ddla oka, to jednak wolałby się nie czuć jak po znacznej dawce używek zaliczanych do nielegalnych. A może coś się kryło w kawie?
Uszczypnął się, by się przekonać, że nie śni.
Standardowa metoda wykazała, że to nie sen. To, mimo wszystko, nie znaczyło, że nie śni. Zdarzały mu się już sny, w których upadki bywały nader bolesne.

Nagły niepokój zjawił się nie wiadomo skąd. Jakby był obserwowany. Czegoś takiego nie czuł nawet wtedy, gdy czatowali z Simonem na handlarzy narkotyków. Ani w dżungli amazońskiej, gdzie bawił się 'w chowanego' z tubylcami, którym podpadł jeden z nierozgarniętych turystów. I skąd nagle wymyślił... krwiopijce? Do tej pory nawet nie przeszło mu przez głowę, by obawiać się wampirów. Jak można bać się czegoś, w co się nie wierzy?
Potrząsnął głową, a potem się roześmiał.

Jeszcze trochę i przyda mi się leczenie... - pomyślał. - Odpoczynek, też mi coś...

Nie da się kryć, że po tym całym, pożal się Boże, pikniku czuł się znacznie bardziej zmęczony, niż rankiem, zanim dał się namówić na spędzenie dnia na wolnym powietrzu.
Nagle poczuł dziwną chęć na przepłukanie gardła paroma łykami zimnego, złocistego, pieniącego się napoju napoju.
Aż wstrząsnął się na tę myśl. Nigdy nie lubił piwa. Wolał już chichę czy nawet mesato, chociaż i to pijał tylko w ostateczności. Gdy nie należało obrażać gospodarzy.
Poprawił kapelusz, przy okazji sprawdzając, czy czasem nie ma gorączki. Ale czoło było chłodne...

Rozejrzał się dokoła. Czy to drzewo z pewnością tu rosło?


Nie był pewien.
Jakby nie było, wracał tą samą drogą. Czyżby jadąc w tamtą stronę nie zwrócił uwagi na tak ciekawy kształt? Musiałby być nadzwyczaj zamyślony...

Nagły ruch wśród zarośli sprawił, że ręka sama powędrowała do boku w poszukiwaniu miecza.
Miecza?
Mieczami bawił się w dzieciństwie... Kiedyś zapraszano go na zajęcia kendo, ale machanie bambusowym mieczem zbytnio go nie bawiło.

Dotknięcie gładkiej, chłodnej kolby winchestera uspokoiło go nieco. Na tyle, że kolejny omam nie zrobił na nim zbyt wielkiego wrażenia.


Ponownie potrząsnął głową.
Jeśli przestanie się przejmować, to takie obrazki zaczną być zabawne.
Chociaż czasami wyglądały dwuznaczne...






Wyjechał z lasu.
Ranczo było niedaleko.


Paru ludzi kręciło się po podwórku.
Nawet jeśli zwrócili uwagę na to, że nowy chlebodawca wrócił nieco nie w humorze, to żaden z nich nie powiedział ani słowa komentarza.

Pedro miał chyba jakiś dodatkowy zmysł, bo pojawił się w drzwiach stajni gdy tylko kopyta Sadzy zastukały na wysypanym piaskiem podjeździe.

- Jak przejażdżka? - spytał.

- Świetnie. - Lata praktyki sprawiły, że kłamstwo spłynęło z ust Davida bez najmniejszych problemów. - Piękna okolica i ciekawa - dodał. To już była prawda. Podobnie jak następne zdanie. - A Sadza to wspaniały wierzchowiec.

Zeskoczył z siodła i pieszczotliwym ruchem poklepał ogiera po szyi.

- Jabłka? Marchewka? Cukier? - spytał Pedra.

- Jabłka - uśmiechnął się stajenny. Zniknął za drzwiami stajni i pojawił się za moment z powrotem. Podał Davidowi średniej wielkości owoc.

- Masz - powiedział Daivid, podsuwając Sadzy jabłko. Można by powiedzieć, że oczy Sadzy rozbłysły na widok przysmaku. - Dobry konik. Zasłużyłeś.

Jabłko zniknęło w mgnieniu oka. Wierzchowiec spojrzał na Davida z pewnym wyrzutem. 'Czemu tak mało' zdawały się mówić jego oczy.
David stłumił uśmiech. Rozsiodłał Sadzę i ponownie poklepał wierzchowca po szyi.

- Zajmiesz się nim do końca? - zwrócił się do Pedra.

- Jasne, panie Taggart - odparł Pedro, zabierając Sadzę do stajni.

David ruszył w stronę domu.


Przytulne, pachnące drewnem wnętrze, wywoływało dziwne uczucie bezpieczeństwa. Co dziwniejsze, uczucie to wcale się Davidowi nie spodobało.
Jakby do szczęścia potrzebne mu było poczucie bezpieczeństwa... Czyżby się czuł zagrożony? Od kiedy?
Nie wiadomo skąd znów pojawiło się przemożne pragnienie zagłuszenia niechcianych uczuć za pomocą trunku mającego więcej, dużo więcej niż zero procent... Bursztynowy płyn kusił. Karafka w gabinecie, przeznaczona była co prawda dla gości, ale czy gospodarz był gorszy?


Szklanka wędrowała już do ust, gdy nagle ręka zatrzymała się.
Miał pić byle bimber? Bo czym innym była whisky? Nawet jeśli leżakowała pięć lat i nosiła dumną nazwę Jasia Wędrowniczka.


Stał, przez moment wpatrując się w szklankę. Już miał ją odstawić, gdy za jego plecami rozległ się nieznany mu głos. Omal nie wypuścił szklanki. Co prawda nie było tu dywanu, tylko gołe deski, ale nawet one nie zasługiwały na taką kąpiel.
Odstawił szklankę, a potem obrócił się.
Spojrzał na nieproszonego gościa wzrokiem niezbyt zachwyconym.

- David Taggart - potwierdził swoją tożsamość. - Zgadza się. Reszta również.

- Jeśli jesteś koszmarem z mego dzisiejszego snu - mówił dalej - to muszę otwarcie powiedzieć, że gust mego koszmarodawcy zdecydowanie się polepszył.

- Ale mimo tego chętnie obejrzałbym tę legitymację...



Legitymacja wyglądała na prawdziwą. Co prawda w dzisiejszych czasach nic to nie znaczyło, ale... Na razie postanowił okazać umiarkowane zainteresowanie. I zaufanie mniej więcej na tym samym poziomie.

- Przepraszam bardzo - uśmiechnął się przepraszająco. - Zapomniałem o obowiązkach gospodarza... Zechce pani spocząć? - spytał, uprzejmym gestem wskazując pokryte skórą krzesło. - Może się pani czegoś napije.

Nie skorzystała z zaproszenia. Najwyraźniej uznała, że obowiązki są ważniejsze.


Plamy na kartce, którą wyciągnęła w jego stronę, wyglądały na krew. Ale równie dobrze mógł to być keczup. Albo farba. Nazwiska nic mu nie mówiły.

- Nie znam tych ludzi - powiedział. - To jakieś porachunki gangów? Tego typu sprawy są już dawno za mną, w dalekiej przeszłości.

Lekkie skrzywienie ust mogło oznaczać wszystko - od złości, po tłumiony uśmiech.

- Czy znaleziono to coś - wskazał kartkę - przy kimś, posiadającym moją wizytówkę? Denacie, nie daj Boże? Może należałoby to traktować z większym szacunkiem? Folia, czy coś... Poza tym nie chciałbym brać tej kartki do ręki, by się potem nie okazało, że są tam moje odciski palców... - Uśmiechnął się lekko. - A może powinienem już skontaktować się z adwokatem? - spytał z zaciekawieniem.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-03-2009, 02:50   #7
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Siedziała na łóżku, czując jak jej mięśnie, mimowolnie, ulegają coraz bardziej nieprzyjemnemu napinaniu. Mimo to ni powstrzymywała swojego ciała i, gdy usłyszała dzwonek do drzwi, podskoczyła z dużym impetem i zaczęła drżeć, jak gdyby oblał ją ktoś kubłem zimnej wody. Otworzyła szeroko oczy i próbowała ruszyć się z miejsca, coś ją jednak blokowało. Na dodatek były jakieś rozpraszające myśli, dziwaczne jak... Kosa? Mleczko? W sumie nigdy nie przepadała za mlekiem, wolała raczej jego przetwory... Dlaczego jej myśli uciekały w tak idiotycznych, nielogicznych kierunkach? Mamie coś jeszcze bardziej nielogicznego chyba zagrażało. Powinna się ruszyć, uwolnić swoje paranoje i...

Są takie myśli, które wychodzą na wierzch dopiero kiedy się potwierdzą i nagle przytłaczają naprawdę, naprawdę ogromnym ciężarem. Może dlatego słysząc krzyk Anna się wręcz skuliła i, niemal instynktownie, zacisnęła pięści na bawełnianej pościeli. Nagle do jej głowy dotarło zdanie, które uważała za czysty absurd. W takich chwilach, jak przy rozwodzie, miała nadzieję, że to tylko sen. Przy okazji bicie serca było zaskakująco wyraźne i głośne, oczy piekły w okrutnie realistyczny sposób zaś usta zaschły w tempie, którego mogłaby pozazdrościć najlepsza fikcja literacka.

Drzwi rozpadły się z donośnym hukiem, co wytrąciło ją z i tak zachwianej równowagi. Cicho jęknęła i zaczęła powoli unosić głowę do góry. Bała się spojrzeć do przodu, właściwie w tamtym momencie chciała tylko umrzeć.

- T...

Chciała coś powiedzieć, ale poczuła, jakby w gardło ktoś wepchnął jej piłkę tenisową. Myśl nadal była abstrakcyjna, irracjonalna, przecież nikt by nie dzwonił do drzwi, żeby zabić najpierw matkę, potem córkę i tak się odnosił do... Nie, to niemożliwe. Uniosła wzrok. Źrenice miała wąziutkie jak główki od szpilek, była blada jak ściana. Strużki zimnego, klejącego się do włosów potu, ściekały jej po czole, pobłyskując lekko wraz z zaszklonymi oczami. Dygotała na całym ciele. Mimo to, kiedy w końcu przemówiła, głos miała dziwacznie spokojny.

- Jeśli to zrobiłeś, zabiję cię - Brzmiało aż nader szczerze. Aby uniknąć paniki, zaczęła powoli przekształcać strach w gniew. widziała w tym jakiś sposób, metodę, aby to przeżyć. I nadal wierzyła, że znajdzie mamę w kuchni gotującą obiad. Bo, bo to przecież niemożliwe...
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 20-03-2009, 04:27   #8
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Adam powoli podniósł się z łóżka i niemal od razu oparł się o ścianę, by powstrzymać upadek. Oszołomienie po chwili przeszło, lecz mętlik w głowie najwyraźniej nie zamierzał. Z zaskoczeniem i niezrozumieniem w oczach popatrzył na przecież dobrze znane sprzęty. Biurko, regał, szafę oraz śmieszną maskę – pamiątkę z Afryki, podarunek ciotki.
Fosforyzujące wskazówki zegara bezlitośnie wskazywały na godzinę 5.37 nad ranem. Za późno by położyć się na powrót spać i zbyt wcześnie by wstać, zwłaszcza w sobotę.
Lekko zirytowany podszedł do posłania, gdzie wciąż spoczywała księga; otwarta w połowie.
„Musiałem długo czytać. Zasnąłem w łóżku i dopiero teraz się obudziłem. Dziwne, mam wrażenie jakbym o czymś zapomniał. Zupełnie wtedy kiedy chcesz coś powiedzieć i brakuje ci słowa. Ma się je na końcu języka a mimo to człowiek nie może przypomnieć sobie o jakie chodzi.”
Już jeden rzut okiem na pożółkłą stronicę przykuł jego uwagę. Mimowolnie przeczytał całą stronę i przewrócił stronę… Wtedy dostrzegł kopertę, zapieczętowaną w dziwny, staroświecki sposób.
„Nie pamiętam, żeby w środku coś było. Przecież bym od razu zauważył, szczelina w książce byłaby widoczna...”
Na ułamek sekundy zawahał się, niepewny co zrobić z tym „fantem”. W końcu ostrożnie przełamał pieczęć „W końcu to moja księga i to co w niej znajdę, też jest moje, prawda? Znalazłem ją a nikt nie ogłaszał, że ją szuka, więc jest moja.”
Nogi samoczynnie prowadziły go po pokoju w miarę jak odczytywał kolejne słowa. W końcu przystanął przy oknie i w zamyśleniu spojrzał na ciągnącą się za oknem ulicę.

W jego umyśle panował kompletny chaos.
"Altari... Srebrny Las... Sariel... Nie mogę... nie mogę sobie przypomnieć. A wiem, po prostu wiem że skądś znam to wszystko. Tylko skąd? Czy to znaczy, że zwariowałem?"
Z paniką spojrzał po pokoju, jakby mieli się w nim pojawić ludzie z kaftanem bezpieczeństwa w rękach.
"Nie, chyba nie. Ale coś jest nie tak czuję to? Może to zwykłe nerwy? Trochę stresu i wyobrażam sobie różne rzeczy? Może znajdę coś o tym w internecie? Niech to... jeśli rodzice zobaczą, że nie śpię i siedzę przed kompem o tej porze będę miał przerąbane. Ale... muszę... po prostu muszę sprawdzić dla spokoju."
Szybkim krokiem ruszył w stronę maszyny. Zatrzymał palec dosłownie o centymetr od włącznika, po czym klepnąwszy się w czoło odłączył od zasilania głośniki - tak na wszelki wypadek, w sieci aż nadto było programów wydających dziwne dźwięki podczas otwierania stron.
Z lekkim niepokojem w sercu wcisnął w końcu przycisk. Komputer zaszumiał cicho, po czym zaczął ładować system.
-Co to wszystko znaczy?... - cichy szept wyrwał mu się z ust.
-Naprawdę? Naprawdę nie pamiętasz? - łagodny głos za jego plecami unieruchomił go równie dobrze co kilka metrów solidnej liny.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 20-03-2009 o 11:48.
John5 jest offline  
Stary 22-03-2009, 15:03   #9
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
David Taggart





- Panie Taggart... Obawiam sie, ze w pana sytlacji udanie sie do adwokata niewiele pomoze.

Pocieszajacy i pelen zrozumieni usmiech jakim okrasila wypowiedziane przez siebie slowa mial zapewne za zadanie nieco je zlagodzic.

- Zostalam ostrzezona o mozliwosci wystapienia pewnych... klopotow z panska pamiecia dotyczaca wydarzen majacych miejsce w Erionie. Gdyby wszystko wydarzylo sie wedlug planu nasze spotkanie nigdy nie mialoby miejsca. Moje pojawienie sie tutaj swiadczy o tym, ze nie wszystko poszlo tak jak powinno.


Powazny wyraz twarzy gdy wypowiadala te slowa swiadczyl, ze wcale nie zartuje. W spojzeniu brazowych oczu, ktore nieustannie sledzily kazda zmiane na twojej twarzy, dojzales wspolczucie. Ta kobieta najwyrazniej swiecie wierzyla w to co mowi. Gdyby nie fakt, ze dzisiejszego popoludnia sam nie byles pewien swoich zmyslow.... Moze wszyscy powariowali?
Twoje rozmyslania przerwala czerwona kropka. Drzacy punkt, ktory umiejscowil sie nagle dokladnie pomiedzy oczami agentki Laury. Znales ten widok. W swoim dorobku policyjnym nie raz zdazalo sie, ze musiales wspolpracowac ze specjalnie wyszkolonymi jednostkami, w sklad ktorych wchodzili snajperzy. Nie moglo byc mowy o pomylce.
Gdy swiadomosc uznala wreszcie prawdziwosc obserwacji do glosu doszedl instynkt. Laura nie zdazyla wydac z siebie zadnego dzwieku. Czy to z zaskoczenia naglym atakiem z twojej strony, czy tez zwyczajnie zabraklo jej czasu i powietrza w plucach aby krzyknac, niewiadomo. Wazne bylo to, ze znalazla sie poza zasiegiem strzalu, nakryta dla dodatkowej ochrony twoim cialem. Poczules jak jej piersi ocieraja sie o twoj tors gdy nabierala powietrza by wyszeptac z wsciekloscia ciche:

- Szlag by ich trafil....


Po czym rozpetalo sie pieklo. Odlos tluczonego szkla i dzwiek dziurawionych belek mieszal sie z dobiegajacymi z zewnatrz okrzykami ranionych ludzi i dzikim kwikiem koni. Niezbity dowod, ze atak objal cale rancho, a nie tylko glowny budynek mieszkalny. Kule ze swistem przelatywaly ci nad glowa niszczac gustonie urzadzony gabinet, ktorym nie zdazyles sie nawet nacieszyc.

- Mysle, ze czas sie stad wynosic...







Anna




- Jeśli to zrobiłeś, zabiję cię.

Nieznajomy mezczyzna obdarzyl cie kpiacym usmiechem odslaniajacym snieznobiale kly.

- Bedzie to dosc trudne z uwagi na to, ze.... I'm already dead.

Wyznanie najwyrazniej go rozbawilo bowiem wybuchnal opetanczym i niczym niekontrolowanym smiechem. Wciaz rozesmiany ruszyl w twoja strone.

- Mniemam, ze ogladalas Van Helsing'a. Coz to byl za film... Dawno sie tak nie ubawilem. A ty nekromantko? Bawilas sie na filmie? Moze zechcesz wiec odegrac kilka scen... ze mna.


Byl juz na tyle blisko, ze bez problemu moglas rozroznic szczegoly haftu jakim wykonczony byl jego plaszcz.

- Zatancz ze mna Nalu.... Taka piekna noc... Uczynie cie moja wybranka... Jakaz piekna ta noc...

Nucac pod nosem stanal wreszcie dokladnie przed toba z wyciagnieta w zapraszajacym gescie dlonia.

- Zatancz ze mna Aniu....

Hipnotyczne spojzenie niesamowitych oczu wiezilo wole, otumanialo mysli. Za zupelnie naturalne uznalas podanie mu dloni, zlaczenie sie z nim w uscisku, wirowanie.... Wirowanie wokolo w takt muzyki slyszanej tylko przez was.

- Taka piekna noc....



Coraz szybciej, coraz wyzej. Nie istnialy granice, nie istnial swiat. Istnialy tylko te oczy i ta melodia.

- Uczynie cie ma wybranka....


Zapomnialas o wszystkim. O matce, o ksiedze, o strachu.

- Jakaz piekna ta noc...

Nagly blysk srebra wdarl sie w ten sen niszczac jego odurzajaca moc. Cudowne wizje rozwialy sie w obloku szarego pylu jaki pozostal po nieznajomym. Ze zdziwieniem dostrzeglas inna dlon. Dlan ktora chwyciwszy cie mocno za ramie potrzasala niemal calym twoim cialem. Jednoczesnie do zacmionego umyslu wdarl sie inny, zupelnie ci nieznany, meski glos.

- Co ty do cholery wyprawiasz ?!







Adam Moreau






-Naprawdę? Naprawdę nie pamiętasz?


Przez chwile nie mogles sie ruszyc. Czy to strach czy zwyczajne zaskoczenie, a moze i cos innego, nie pozwalalo ci spojzec na wlascicielke glosu. Bez watpienia bowiem nalezal on do dziewczyny. Wreszcie opor zelzal. Powoli obrociles sie nie bedac pewien czy napewno tego wlasnie chcesz.



Stala tam. Mala dziewczynka w poszarpanym plaszczyku opierajaca sie o stary i mocno poszczerbiony miecz. Wlasciwie okreslenie "stala" nie bylo zbyt trafne. Nieznajoma bowiem unosila sie raczej w powietrzu tuz nad ziemia. Przez glowe przewinela ci sie mysl, ze gdyby nie miecz to zapewne ulecialaby w powietrze i tyle bys ja widzial. Bez watpienia bowiem miales przed soba ducha. Fakt, ze przyjales to dosc spokojnie mogl wynikac jedynie z szoku w jakim sie znajdowales, ewentualnie z pewnosci, ze snisz i to wszystko nie dzieje sie naprawde.
Jakby w odpowiedzi na twoje mysli ponownie uslyszales jej glos.

- Nie snisz i nie oszalales. Jestem tutaj. Wlasciwie zawsze tu bylam....


Zjawa podplynela nieco blizej, a ty poczules jak temperatura obniza sie o kilka stopni.

- Mam dla ciebie wiadomosc od dawnego przyjaciela.


Zobaczyles jak unosi w gore swoj miecz. Przez krotka chwile byles pewien, ze juz po tobie. Jednak nie. Miecz lekko dotknal twojego ramienia, a w glowie rozbrzmialy ci slowa.



W twojej glowie panuje teraz pewnie niezly balagan. Niestety nic nie moge na to teraz poradzic. Scigaja mnie. Nie wiem jak dlugo zdolam ich trzymac z dala od was i kiedy uda sie nam znow polaczyc. Altati...
Dla wlasnego dobra sprobujcie zebrac sie razem. Nie wiem kim jest nasz nowy wrog. Wiem tylko, ze jest potezny i nie przebiera w srodkach by nas wszystkich zniszczyc. Przekleta Meredith... Mogla to przewidziec... Zreszta, moze i wiedziala. Bogowie...
Koncze. Istoty, ktore dostarcza wam ta wiadomosc zwiazane sa ze mna przysluga. Pomoga wam na miare ich sil, lecz przede wszystkim musicie liczyc na siebie.



Pamiec usluznie podsunela ci imie "nadawcy" wiadomosci.
"
- Sariel, mag i czasami aniol, do waszych uslug.....
"
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 22-03-2009, 21:26   #10
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Chciała utkwić w tej chwili na chwilę, aby potem ją wymazać i zacząć przygodę z księgą od nowa. Jego reakcja była nietrudna do przewidzenia, ale Anna nie myślała o tym. Myślała ciągle o matce. Dlatego też śmiech oprawcy zagłuszył ciche, zduszone łkanie które starała się przy okazji powstrzymywać. Zwiesiła głowę czekając tylko na śmierć. Nie myślała już o niczym innym, skoro po to przyszedł to niechby ją zabił, choćby i nie bez bólu, ten fizyczny była w spokoju w stanie znieść, jego kpiący śmiech także, tę sadystyczną przyjemność z pozbawiania życia, a może i... Jeszcze czegoś. Nie powstrzymała jęku.

Nie słuchała tego, co mówił. Ujrzała tylko, jakby przez mgłę, tę dłoń i usłyszała niewyraźnie swoje imię. Wcześniej być może nazwał ją inaczej. To nie było ważne. Wlepiła w niego wzrok i przymknęła oczy, szybko ulegając hipnozie po czym uniosła drżącą nieco dłoń. Zaraz potem, nadal wpatrzona w niego wirowała w tańcu którego nigdy nie znała, wsłuchiwała się w dźwięki muzyki której nigdzie nie było i miała przed oczami wizje, które zapewne były nierealne. Poczuła, jakby, ulgę. Nie mogła jednak tego opisywać, poruszała tylko ciałem, wpatrzona w te hipnotyczne oczy, niczym lalka którą ktoś pociągał za sznurki, a której umysł odpłynął daleko, przerażony konsekwencjami powrotu.

Te zaś przyszły, zaprawdę, niespodziewanie. Po zimnej dłoni pozostała garstka popiołu, oczy rozwiały się w szarawej mgle razem ze snem. Rzeczywistość uderzyła jak gumowy młotek i wywołała u Anny chwilowy atak paniki.

- A... - głos uwiązł jej w gardle. Druga dłoń była cieplejsza, ale zaczęła potrząsać jej ciałem niczym szmacianą tym razem laleczką. Kobieta nie stawiała w ogóle oporu, myślała tylko nad tym, co się stało. Oczy znowu zaczynały ją piec niemiłosiernie, uosobienie niebezpieczeństwa zniknęło pozostawiając puste miejsce dla rozpaczy w jej głowie. Łzy popłynęły same, rzewnie, zalały policzki i zaczęły kapać na podłogę.

- Co ty do cholery wyprawiasz ?!

Dopiero wtedy dotarło do niej to pytanie. Takie ludzkie jakieś, trochę z wyrzutem, jakby zrobiła coś złego. Zapewne zrobiła. Odwróciła powoli głowę w kierunku źródła dźwięku i obdarzyła mężczyznę naprawdę przerażonym spojrzeniem.

- Zamknij się - rzekła głośno i poczuła, że miękną jej nogi. Nie chciała nawet tego powstrzymywać, po chwili więc bolały ją kolana, gdy upadła na ziemię. Kręciło jej się w głowie, coś w tym czerepie jęczało i chciało wyjść. Uniosła drżącą, wolną rękę do góry i przeczesała palcami włosy, aby zacisnąć je w pięść i wyrwać sobie omyłkowo kilka kłaków. Zacisnęła powieki, teraz łzy moczyły koszulkę.

Najpierw znowu jęknęła, po chwili jednak ten jęk przerodził się w długi, nieartykułowany wrzask. Po prostu krzyczała i nie chciała przestać, przy czym zacisnęła palce na dłoni mężczyzny, którego nie chciała znać i nie miała zamiaru na niego patrzeć. To było zbyt wiele. Mógłby ją zabić i iść stamtąd, zrobiłoby się cicho. Mógł ją zostawić z tamtym, żeby mogła w spokoju zginąć z jego ręki. Taka bezcelowa śmierć, taka beznadziejna, taka... Taka śmierć.

Nieznajomy najwyraźniej nie miał ochoty pozwalać na takie zachowanie. Przynajmniej nie w tej chwili. Pochyliwszy się nad plączącą jedna dłonią uniósł jej twarz, a druga... wymierzył siarczysty policzek od którego jej głowa odskoczyła mocno w tył.

- Weź się w garść mała. Nie mamy czasu na takie wygłupy. Zmywamy się zanim Lilith przyśle tu porządki. Z jednym dam sobie radę ale cała zgraja to już inna historia.

Przerwała. W tamtej chwili ona chciała go naprawdę, z całego swojego serca, zabić. Jakby był odpowiedzialny za to wszystko. Cień zdrowego rozsądku podpowiadał jednak, że to nie on i całkiem możliwe, że ją... Uratował. Ale jakoś nie czuła, że to szczególnie ważny szczegół.

- Nie mówiłam ci, żebyś się zamknął? - warknęła wściekła. - Nie interesuje mnie to. Nie obchodzi. Mam to w dupie, rzyci, jak wolisz. Wynoś się.

- Nic mnie bardziej nie ucieszy jak wyniesienie się stad. Niestety, nie mogę cię tutaj tak zostawić, siostrzyczko, więc zbierz się do kupy i wstawaj.

- Może ciebie to nie rusza ale... - Mógł się domyślić co chciała powiedzieć. Przełknęła ślinę. - Po prostu mnie zostaw. I powiedz mi jeszcze raz "siostrzyczko" a się pozbieram na tyle, żeby ci dać w pysk.

Usta mężczyzny ułożyły się w lekki uśmieszek gdy usłyszał ostatnia uwagę. Cofnął się o krok po czym z zadziornym błyskiem w oku powiedział.

- Siostrzyczko...

Na te słowa nie wytrzymała. Dość, że... To jeszcze prowokował. Wstała dość szybko i, nie wierząc w efekt, wymierzyła mu policzek. Taki siarczysty. Z pięści.

- Po prostu stąd idź, rozumiesz?! - krzyknęła wściekła. Na nim jednak policzek nie zrobił ni najmniejszego wrażenia.

- Przyda ci się odpowiednie szkolenie droga siostrzyczko. W innym bowiem razie, nawet najsłabszy wampir da ci bez trudu rade. Teraz jednak bądź tak dobra i przestań się zachowywać jak histeryczka.

Nie patrząc na nią ruszył w kierunku szafy, by na chybił trafił wyrzucać jej starannie pookładane ubrania. Na koniec rzucił plecak i zaczął wszystkie opychać jak leci.

- Jak chcesz zabrać coś więcej, to lepiej się pospiesz. Masz na to najwyżej dwie minuty.

- Przestań. Po co mam stąd iść? - Spojrzała na pozostałości drzwi i przymknęła oczy. - Jestem histeryczką. I nie mam ochoty na jakiekolwiek zmiany.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Idiota. Debil skończony, nie miał pojęcia co jest. Zresztą, nie musiał, byle odszedł.

- A na śmierć?... - zapytał, jakby nie zasugerowała mu uprzednio odpowiedzi.

- Dlaczego nie? - zapytała, już nie wściekła a zrezygnowana. - Będziesz miał spokój.

Ostatnie wydusiła z pewnym trudem, jakby nie mogła znaleźć lepszego powodu. Reakcja mężczyzny była jednak trochę dziwna, zważywszy na jego wcześniejsze zachowanie.

- Moja droga, spokój to ostatnia rzecz jaka kiedykolwiek będę miał. Teraz najważniejszą dla mnie sprawą jest wydostanie cię stad zanim będzie za późno.

Zamilkł i przez chwile uważnie mierzył ją wzrokiem. Zesztywniała lekko. Wreszcie jednak odezwał się cichym głosem przepełnionym czułością:

- Przykro mi, Aniu. Gdybym wiedział, że można to wszystko zrobić inaczej, nigdy byś mnie nie poznała. Niestety nie ja o wszystkim decyduje. Masz, może ten list cię przekona.

Co rzekłszy, wyjął szarą kopertę z kieszeni kurtki i rzucił ja w stronę kobiety. nań znajdował się dość dziwny list, którego treść była jednak dla Anny, zważywszy na jej stan emocjonalny, mało ważna. Zlustrowała go wzrokiem i przeczytała nieco uważniej.

W twojej głowie panuje teraz pewnie niezły bałagan. Brawo za spostrzegawczość... Niestety nic nie mogę na to teraz poradzić. Ścigają mnie. Mnie podobno też. Nie wiem jak długo zdołam ich trzymać z dala od was i kiedy uda się nam znów połączyć. Altati... Że ę?
Dla własnego dobra spróbujcie zebrać się razem. Nie wiem kim jest nasz nowy wróg. Wiem tylko, ze jest potężny i nie przebiera w środkach by nas wszystkich zniszczyć. Przeklęta Meredith... Mogla to przewidzieć... Zresztą, może i wiedziała. Bogowie... Psiakość, rzekła w myślach.
Kończę. Istoty, które dostarcza wam ta wiadomość związane są ze mną przysługą. Pomogą wam na miarę ich sil, lecz przede wszystkim musicie liczyć na siebie.

I wtedy dodała sobie jeszcze jedno, z pamięci. Jakiś Sariel. Nie wiedziała dlaczego nagle zrezygnowała, ale zamrugała i złożyła list, powstrzymując ochotę na podarcie go. Jej wybawiciel mówił jednak.. Z jakąś dziwną troską. Jakby Anna faktycznie była jego siostrą, zabawne.

Westchnęła ciężko i spojrzała na rzeczy. Nie powinny się zmieścić w plecaku. Podeszła nań i zaczęła sama się pakować, nie patrząc na rozmówcę. Tylko segregowała ubrania pod kątem użyteczności i bujała lekko głową w rytm jakiejś zmyślonej przez siebie melodii.

- Dlaczego to wszystko miałoby mnie interesować? - spytała cicho. - Powinnam w spokoju dostać depresji i z nią przegrać, a tak niedługo zacznę myśleć o zemście. A to nie jest ważne... Pewnie nie zdążę zobaczyć mamy, ponieważ już musimy się zbierać. Spakowane. Chce mi się płakać. Chodźmy.
 
Gratisowa kawka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172