Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2009, 17:46   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Bogowie Olimpu

Jak każdego ziemskiego dnia o godzinie 9.00 Zeus wszedł na mostek Olimpu by przejrzeć rejestr z nocy, sprawdzić stan wskaźników oraz wydać polecenia komputerowi pokładowemu.

Chociaż cywilizatorzy z Nibiru dostali dziś dzień wolny od obowiązku odwiedzenia swego plemienia, wielu już wstało, przemieszczając się bez ładu i składu po pokładzie kosmicznego statku, który zarazem był ich bazą wypadową, pałacem bogów.
Tak, ten dzień miał być inny niż wszystkie poprzednie.
Dziś bowiem przybywał wyznaczony przez nibiryjską starszyznę inspektor, który miał stawić czoła kryzysowi rozwoju Ziemian, dobiec jego przyczyny oraz zapewne udowodnić nieefektywność samego Zeusa. Choć powinno to martwić mężczyznę o posturze prawdziwego przywódcy – dumnej, wyprostowanej i niemniej potężnej niż słynącego ze swej sprawności Aresa, jego spojrzenie było całkiem obojętne. Miał dość, naprawdę. Kolejna awantura tej nocy z życiową partnerką – Herą, całkowicie wysączyła zeń wszelką chęć życia. Czuł się stary i niepotrzebny. Mimo iż ostatnimi czasy ciągle narażał się swojej damie - która nie potrafiła zaakceptować faktu, że czas, jaki spędza w bazie z mężem wcale nie musi być spożytkowany w całości na łóżkowe igraszki - mimo iż zarywał noce po stokroć przeglądając te same rejestry i analizy... wciąż nie potrafił zrozumieć przyczyny dlaczego Ziemianie, którzy na samym początku „boskiej” interwencji tak wspaniale się rozwijali, nagle przestali wykazywać jakiekolwiek postępy, tkwiąc w martwym punkcie już od kilkudziesięciu ziemskich lat.

Naprawdę pan Olimpu był tak zdesperowany, że nawet perspektywa spotkania z nieprzychylnym mu Heliosem, który z pewnością zrobi wszystko, by zniszczyć jego karierę. Kiedy przybył z misją na Ziemię... kiedy widział jak przekonani doń ludzie chętnie uczą się od swych boskich mistrzów, był wówczas przekonany, iż wraz z końcem jego 200letniej kadencji przekaże swym następcom doskonale prosperujące, pierwotne państwo, aby ci mogli zająć się już rozwojem ludzkości na innych obszarach zielonej planety.

Stępiały wzrok mężczyzny powiódł odruchowo w kierunku "Termometru Cywilizacji" – wynalazku, który dzięki satelitarnym czujnikom był w stanie zobrazować poziom rozwoju Ziemian. Zero było stanem, w jakim Nibiryjczycy zastali mieszkańców planety, 100 – symbolizowało poziom rozwoju Nibiru w chwili, gdy członkowie wyprawy opuszczali rodzinny świat. W ciągu zaledwie 20 ziemskich lat wskaźnik termometru przesunął się na 4 stopień, co było niebagatelnym sukcesem. Oczyma wyobraźni Zeus wówczas widział, jak przekazuje urządzenie kolejnym cywilizatorom, a wskazówka dumnie oscyluje w okolicy 30-40. Czasem nawet marzył o 50... Lecz rzeczywistość wkrótce sprowadziła go brutalnie z obłoków na ziemię. Dziś termometr po 150 latach wskazywał ledwo 8 i ani drgnął wyżej, czasem nawet spadając w trakcie paskudnych burz, które przerażały nie tylko tutejsze ludy, ale i samych cywilizatorów. Najgorszym był też fakt, że owo urządzenie nawet nie wyliczało średniej, wskazując po prostu na najbardziej rozwinięte plemiona: należące do agrotechnika Apolla oraz do jego bratanicy – Ateny. Świadomość iż jedna z osób była z nim spokrewniona i w dużej mierze zapewne kierowała się jego własnymi radami, była jednakże marną pociechą. Niektóre plemiona, jak choćby to należące do Dionizosa, wciąż niestety tkwiły na „czwórce” i należało coś z tym faktem zrobić.

Zeus miał plan... najlepszy, jaki potrafił w tej chwili wymyślić. Mimo to jednak... czuł się dalej przybity, stary...

- Zeusie. – z nadajnika dobiegł go głos HermesaNa radarze pojawił się obiekt latający. Olimpos XP zdefiniował go jako inspektora z Nibiru. Planowany czas lądowania na Olimpie, za 3 minuty, 20 sekund.

- Dobrze. Wezwij wszystkich na pas startowy grawitronów, aby mogli przywitać gościa. Przypomnij też o mającym się odbyć popołudniu podsumowaniu osiągnięć względem ludzkości (akurat, jakby jakieś były!) oraz wieczorze integracyjnym z naszym gościem. Dionizos dostał już ode mnie stosowne rozporządzenie w kwestii potraw, przy czym dałem mu też dowolność, więc, jeśli będzie cię prosił o jakieś składniki, postaraj się je dla niego załatwić. Tylko pamiętajcie, żadnego alkoholu tym razem.

- Tak jest.
– rzekł służbowym tonem Hermes, rozłączając się.

... i zmęczony.



***

Siedzieli przy podłużnym stole, który na co dzień służył im do spożywania posiłków. Tym razem jednak wyświetlacz na blacie z menu został zastąpiony mapą okolicy wraz z zaznaczonymi nań nazwami plemion i ich opiekunami.



Chociaż miejsca przy stole raczej nie były określone, to wszyscy jakoś za oczywiste przyjmowali, ze siedzenia na krańcach wielkiego prostokąta przeznaczone są Zeusowi i ich gościowi – pierwszemu i jedynemu od momentu przybycia na Ziemię.

Umoczywszy wargi w ambrozji – napoju regeneracyjnym zawierającym wszelkie minerały potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu Nibiryjczyka, pan Olimpu otarł wąsy i zaczął mówić głosem pewnym i spokojnym, jak miał w zwyczaju.

- Jeszcze raz witam naszego nowego członka zespołu – Hela Ioso. Ponieważ wszyscy poddaliśmy nasze nazwiska i imiona skalatryzacji komputera, aby ten przerobił je na formy łatwo przyswajalne dla Ziemian, chciałem cię jednocześnie poinformować, ze od dziś Twoim pseudonimem roboczym będzie – Helios. Mam nadzieje, że forma ta jest dla ciebie akceptowalna, zawsze bowiem można poprosić Olimposa o ponowne użycie generatora. Znając cel twojej misji, którym jest pomoc nam w przyspieszeniu rozwoju ludzi, pragnę przybliżyć ci oraz przypomnieć wyniki naszych dotychczasowych osiągnięć reszcie ekipy. Zastaliśmy Ziemian jako homo-adeptus – zdolnych do nauki, ale jednak mających problemy z samodzielnym rozwojem intelektualnym. Już wtedy żyli w grupach, przeważnie w jaskiniach, niezdolni do posługiwania się ogniem czy podstawowymi narzędziami. W tej chwili wszystkie plemion sprawnie posługują się ogniem w celach obronnych przed dzikimi zwierzętami, jak i do ogrzewania oraz przyrządzania posiłków. Ludzie potrafią też już wszędzie odgradzać nieczystości od legowisk oraz posługiwać się prostymi narzędziami, jak dłuto, młotek czy dzida. Niestety, plemiona Dionizosa, Aresa, Hadesa, Artemidy i Hermesa wciąż nie potrafią ich samodzielnie wytwarzać. Mimo naszych usilnych starań żadne plemię wciąż nie potrafi wytwarzać przedmiotów z gliny, metalu czy choćby samodzielnie budować szałasów. Jedynie plemiona Ateny i Apolla zdecydowały się przeprowadzić z jaskiń do przygotowanych dlań szałasów, które lepiej utrzymują ciepło i umożliwiają wygodniejszą egzystencję. Mimo to jednak wciąż sami nie potrafią wykonywać nawet najprostszych konstrukcji. Jeśli chodzi o polowania – ludzie polują stadnie. Zwykle są to najlepsi samce z danego szczepu. Jedynym wyjątkiem są Amazonki Artemidy z uwagi na zaszczepiony tam projekt matriarchatu. Partnerski bądź dominujący typ jednej płci w plemieniu - jak jest w przypadku Krwawych Orłów i Amazonek – nie ma jednak wielkiego wpływu na rozwój społeczeństwa, co wynika z naszych obserwacji. Podobnie bez wpływu wydaje się być kwestia władzy w plemieniu – dziedziczna, przyznawana najstarszemu, najsilniejszemu czy najmądrzejszemu członkowi plemienia. Próbowaliśmy wszelkich strategii znanych Nibiryjczykom – na nic. Termometr niestety nawet nie drgnął ku górze w ostatnich latach, trzymając się stale „ósemki”.

- A jak właśnie wygląda ingerencja naszych cywilizatorów w życie ich plemion?
– zadał pytanie Helios, widząc, że Zeus wyczerpał poprzedni wątek.

- Wszyscy dostosowujemy się do opracowanej jeszcze na Nibiru roli bogów, za których maja nas uważać ziemianie. Jesteśmy dla nich przykładem i celem samodoskonalenia, jednak starając się mieć na uwadze ich uwarunkowania psychiczne – ograniczamy ich kontakt – także wizualny – z techniką do minimum. Oczywiście wiem już, że Rada zdjęła z ciebie Heliosie ten nakaz w gestii poruszania się grawitronem, prosiłbym jednak, byś miał go na uwadze i starał się nie płoszyć Ziemian. Zwykle w plemionach grawitrony parkowane są w specjalnie do tego celu przygotowanych miejscach w lesie, zaś niezbędne do stałej komunikacji obręcze czy inne urządzenia tego rodzaju, zostały przystosowane do warunków ziemskiej percepcji – tak choćby obręczom został nadany w większości wypadków wygląd wieńca laurowego – symbolu władzy i zwycięstwa w plemieniu Pentaków...

- Pentakosiomedimnoi.
– poprawiła partnera Hera z naganą w głosie.

- Tak właśnie... Czas poświęcany plemieniu jest tak naprawdę indywidualną sprawą każdego cywilizatora, choć wymagam codziennej kontroli plemienia. Ponieważ jakość posiłków przyrządzanych na Olimpie oraz ogólne warunki ogólnie przewyższają standard możliwy do osiągnięcia w plemionach bez użycia techniki z Nibiru, większość członków ekipy wraca na noc do bazy i dopiero nad ranem ponownie kieruje się do swego plemienia. Ci, którzy zdecydowali się przebywać ze swoimi podopiecznymi przez całą dobę, mają obowiązek pojawiać się na Olimpie raz na 3 dni, po to by zdać raport z ewentualnych postępów oraz uzupełnić dietę ambrozją, która gwarantuje nam odporność na ziemskie choroby oraz stabilność organizmu. - Zeus zaczerpnął oddechu - Wyjątkiem od rutyny codziennych inspekcji jest dzisiejszy dzień. Pierwszy od 33 lat, kiedy to potężna burza magnetyczna przetoczyła się po tych ziemiach i zadecydowałem o powrocie oraz pozostaniu na Olimpie wszystkich cywilizatorów z uwagi w trosce o ich stan zdrowia i bezpieczeństwo. Dzisiejsza okazja jest jednak dużo przyjemniejsza, bowiem pragniemy uczcić pojawienie się pierwszego i jedynego gościa z Nibiru od czasu rozpoczęcia misji. Szczegóły przedstawi kucharz pokładowy i diabetyk – Dionizos.


- Ho, ho! – zaśmiał się jowialnie mężczyzna stosunkowo młody aczkolwiek o przerzedzonych włosach i czerwonej od nadmiaru alkoholu cerze - No dziś mam zamiar zaszaleć! Postaram się, by pojawiły się wszystkie wasze ulubione potrawy i chociaż pan inspektor szanowny dopiero przyleciał, też postaram się dla niego cosik upichcić, jeśli słówko szepnie. Apolla kochanego i jego siostrunie zagoniłem, coby nam jakoś przyozdobili salę. Hermes od rana lata i załatwia różne sprawy. Panienka Afrodyta dobrać muzykę się zobowiązała, więc i tańce będą. Choć wielka szkoda z tym zakazem alkoholowy, ale co począć? Taka praca. No i tego...spotykamy się o 18 wszyscy... co tam jeszcze?

- Od siebie dodam, za pozwoleniem
– Afrodyta uśmiechnęła się czarująco i poprawiła swoje złociste pukle, by nie opadały jej na czoło – Że skoro okazja tak rzadka i wyjątkowa – posłała zalotne spojrzenie w kierunku gościa – Może warto by jeszcze przyodziać wieczorowe stroje i zorganizować przyjęcie, którego nie powstydzilibyśmy się na Nibiru...

- A może raczej wzorem Ziemian stroje naturalne, czyli brak strojów?
– zażartował złośliwie Hefajstos uśmiechając się półgębkiem, co tylko wykrzywiło jeszcze bardziej jego szpetne oblicze. Widząc nadciągającą kłótnię partnerów, Zeus postanowił w zarodku zdusić wybuch.

- Sprawami organizacyjnymi możecie zająć się jeszcze po tym spotkaniu. Nasz gość zapewne jest zmęczony podróżą i dlatego proponuję zwolnić go i co mniej zainteresowanych z tej rozmowy. Dziękuję wam za pomoc i zapraszam na przyjęcie. Obecność obowiązkowa, przynajmniej około godziny 22.00, będę miał wam bowiem do zakomunikowania jeszcze jedną sprawę na koniec, coś, co być może pomoże nam w ruszeniu wskazówki termometru.

To rzekłszy, Zeus uśmiechnął się tajemniczo i była to pierwsza emocja, która zagościła tego dnia na jego pooranym zmarszczkami obliczu. Pan Olimpu ukłonił się gościowi lekko, po czym opuścił pomieszczenie, zaszywając się aż do wieczora na mostku.


***

Przyjęcie na szczycie, to było bardzo mocno przesadzone określenie dla imprezy cywilizatorów. Przypominała ona raczej party dla nastolatków, gdzie elementy wykwintne zestawione były z improwizowanym wystrojem, mającym rekompensować braki w pełnym wystroju, co w efekcie dawało efekt... kiczu. Na szczęście przyćmione, różnokolorowe światła, które leniwie sączyły się wzdłuż i w poprzek sali nadawały jej specyficzny klimat. No i czyż za największą ozdobę przyjęcia nie uchodziły cudowne przedstawicielki płci pięknej?

Afrodyta wychodząc najwyraźniej z tego założenia postanowiła wyszykować się, jak na prawdziwą królową balu przystało.


Mimo niedawnej kłótni z Hefajstosem, który za nic w świecie nie chciał przyodziać się w wykwintny strój, posyłała promienne uśmiechy wszystkim cywilizatorom, celowo omijając partnera, który ograniczył się do umycia rąk i przygładzenia włosów jedynie.


Chociaż Afrodyta zawsze lubiła być adorowana i wychwalana, jej spojrzenie omijało jednak po chłopięcemu przystojne twarze Apolla czy Hadesa, szukając wśród zebranych tego jednego...pięknego przez brutalność, wypisaną w rysach jego twarzy – Aresa.

Normalnie takie zachowanie partnerki z pewnością wzbudziłoby zazdrość nie jednego Nibiryjczyka, Hefajstos – jak to miał w zwyczaju - zupełnie nie zważał na gierki Afrodyty, całkowicie poświęcając się dyskusji z Posejdonem, na temat silników hybrydycznych. Ten najstarszy spośród cywilizatorów Nibiryjczyk szczególnie interesował się napędem statku Heliosa, bowiem jego spojrzenie często spoczywało na sylwetce gościa.


Przyjęcie zaczęło się na dobre, a Dionizos ze swoją zwykłą wesołkowatością przełamał ogólne lody, trafiając do serc pań nieco zbereźnymi uwagami, a do żołądków panów – wspaniałymi smakołykami. Ktoś zaczął tańczyć, ktoś nawoływał do gry w bilard...

Wesoła, zwyczajna sceneria nijak się miała do serialu o cywilizatorach, który Helios oglądał jeszcze przed opuszczeniem Nibiru, zrobionym na podstawie szczątkowych informacji o misji na Ziemi, zrodzonym głównie z wyobraźni scenarzystów. Tam bowiem nawet w trakcie przyjęcia odbywającego się w surowej jaskini, każdy cywilizator ubrany był w kombinezon bojowy i raz po raz ściskał nerwowo rękę na kaburze od laserona, co miało pokazywać, w jak wielkim napięciu żyją. Zresztą każda taka integracja kończyła się zawsze wybuchem, pojawieniem kosmitów lub szalonych dzikich...
Prawda o misji na Ziemi była zupełnie inna... choć, kto wie, co też Zeus szykował im na samo zakończenie przyjęcia? To pytanie cały czas wisiało w powietrzu, gdyż pan Olimpu wciąż nie opuścił serca statku.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-03-2009, 19:55   #2
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Na Nibiru o 20 dopiero zaczynało się życie. Nocne kluby, bary stymulacyjne, gdzie po podłączeniu do odpowiedniej aparatury można było ujrzeć wizje jak po najcięższych rodzajach narkotyków, komory wirtualne, gdzie każdy mógł przenieść się do wirtualnej rzeczywistości i uczestniczyć w najdzikszych orgiach, najpotężniejszych walkach bądź też przeżywać najdonioślejsze chwile z historii narodu. Było też wiele mniej legalnych rozrywek. Imprezy organizowane w starych magazynach, gdzie nie zapuszczały się nawet kamery policyjne… Istny raj dla każdego zboczeńca. Narkotyki, mocne i ciężkie środki, które – dzięki zaawansowanej chemii – niemal już nie groziły zdrowiu, zwalczane były po prostu, dla zasady. Wódka, ta najpodlejsza, którą pito w każdym zaułku, w każdej bramie. Walki – te zwykłe bójki i te toczone na legalnych arenach i zabronionych klatkach, nierzadko pod napięciem. Ares znał to doskonale.

Godzina 20 tu, na Ziemi, była końcem absolutnym. Większość plemion nawet w wypadku ataku na ich siedziby miałaby problemy ze zlokalizowaniem napastnika, po ciemku nie potrafiliby nawet poruszać rękoma. Uzależnieni od słońca. Nawet Krwawe Orły nie dawały sobie rady bez światła. Z pochodnią byli naprawdę efektywni, te ich prymitywne techniki walki sprawdzały się całkiem nieźle. Ale wystarczyło, że delikatny powiew wiatru ugaił płomień i… Panika. Potrzeba jeszcze sporo pracy, by stworzyć rasę wojowników…

Stojąc przed wrotami statku, Ares delektował się dymem papierosowym. Zeus zabraniał, ale… Co go to obchodzi? Przeszedł przez szereg komisji, za każdym razem mówił, że pali, dużo pali, bo jest nerwowy, a to go uspokaja, bez tego będzie dużo bardziej nerwowy. Lekarze po szeregu testów i badań wiedzieli, że nie kłamie, więc zgodzili się, dostał tyle fajek, ile chciał, sporo tego było. A jakby brakło – mógł sam sobie wytwarzać, były na statku do tego odpowiednie urządzenia. Jeszcze nie brakło.

- Kurwa… - westchnął cicho. Boczne reflektory, bardzo delikatne, oświetlały jego sylwetkę. Nie był specjalnie wysoki, może 175 centymetrów, niewiele więcej. Z tym, że jego ramiona dzieliła od siebie podobna odległość. Jego nogi, ręce, twarz, całe ciało przypominało bardziej rzeźbę, ociosany kamień, niż prawdziwe ciało. Ni to siwe, ni to szare oczy i jasnoniebieskie, podobne wodzie w górskim strumieniu, niezwykle małe oczy, spory, wielokrotnie łamany nos, popękane usta… Nie był urodziwy. Był wręcz zaprzeczeniem kanonu urody Nibiru, tych naoliwionych, atletycznych ciał, delikatnych, chłopięcych zarostów, długich blond włosów… A jednak trafiały się takie, na które jego urok, urok prawdziwej bestii działał.

Spojrzał na palący się już filtr papierosa, po czym rzucił go przed siebie, gdzieś w głębokie trawy, mokre od wieczornej mżawki. Taki deszcz najbardziej go wkurwiał. Zawsze było się mokrym, chociaż w sumie nic nie spadło na głowę. Ares nie lubił takich sytuacji. Dla niego wszystko powinno być oczywiste, nawet deszcz. Szczególnie deszcz.

Przyłożył wielką łapę do czytnika przy wejściu, długie i grube paluchy ledwo mieściły się na polu mającym zeskanować z niej linie. Nie minęły dwie sekundy, a drzwi stanęły otworem. Szybkim, mocnym ruchem otworzył szafkę przy drzwiach, tę opisaną jego imieniem, jak zwykle prawie wyrywając jej drzwiczki. Zdjął szary prochowiec i spojrzał do umieszczonego wewnątrz mebla lustra. No, nie jest źle. Biały podkoszulek i czarna skórzana kurtka. Lepszych ciuchów nie miał. Na cholerę mu fraki czy smokingi?

Po raz ostatni westchnął cicho stając przed drzwiami prowadzącymi do sali, w której miał mieć miejsce dzisiejszy bal. Bezalkoholowy bal. Jakkolwiek te dwa pojęcia kłóciłyby się ze sobą. Znów ręka na czytnik, znów cichy dźwięk, znów wrota rozsunęły się. Chyba był trochę za wcześnie. Tak, zdecydowanie. Ale trudno.

Nie zdążył nawet zrobić trzech kroków, gdy przypadł do niego Dionizos. W prawdzie większość zachować kucharza niesamowicie wkurzała Aresa, to połączyła ich miłość do rubasznych, prostackich kawałów i alkoholu. Tego ostatniego zdecydowanie.

- Fajnie, że wpadłeś! – zawołał, podbiegając do wojownika.

- Taa… Dziś nic nie pijemy? – rzucił chłodno „Bóg Wojny”, rozglądając się wokoło.

- No, niestety, zakaz… - zaczął Dionizos, ale po chwili ściszył głos – Chyba, że po pogadance starego, za jakieś dwie godzinki, mam trochę wina i gorzały schowanej w okolicy…

- Zajebiście. – warknął kolonizator, ale jego uwagę przykuwała już inna osoba. Nosem wciągnął powietrze. Głęboko. Już tu czuł zapach jej perfum. Słodki, z nutą cytryny. Wiedziała, że takie go drażnią, że wyczuje te cytrynę, że od razu zwróci swoją uwagę na nią, że spojrzy na nią tym wzrokiem, wzrokiem bestii, że jego ręce – wyjątkowo niebezpieczne narzędzia – będą chciały dotknąć jej ciała. Stała po drugiej stronie pomieszczenia, patrzyła na niego. Kusiła. Chciała bestii. Tego Ares nigdy jej nie odmówi.

Delikatny uśmiech Afrodyty działała na niego jak płachta na byka, krew na rekina. Przyciągała.

- Lubię cię w tej sukience. Biel. Niewinność. Kusisz. – zagadał, stojąc naprzeciwko kobiety. Tej kobiety, która jako jedyna na tej planecie potrafiła rozpalić w nim dziki ogień.

- Ojej… - teatralnie zdziwiła się kolonizatorkaI co teraz mi zrobisz? – spytała, przejeżdżając paznokciem po twardym jak głaz torsie Aresa. Odwrócił się. Spojrzał w oczy Hefajstosa. Który to już raz stary kowal patrzył na niego z nienawiścią?

- Przeprosimy twojego męża i wyjdziemy.- stwierdził cichym, zachrypniętym głosem, chwytając afrodytę za nadgarstek. Mocno. Dreszcz podniecenia przeszedł po jej ciele.

Chciała iść w kierunku kwater, Ares jednak zdecydowanym ruchem pociągnął ją w kierunku drzwi do magazynu. Przygryzła wargi. Stawiali szybkie kroki, ale nie takie, jak przy ucieczce. Zdecydowane, pełne dumy. Tak przynajmniej widział to on. Ona po prostu usiłowała za nim nadążyć.

Wyszli, drzwi do magazynu zamknęły się za nimi, wojownik dodatkowo przesunął jedną z cięższych szaf, tę w której trzymano chyba zapasowe akumulatory do jego pancerza, zastawiając nią drzwi.

- Naprawdę mnie wkurwia myśl, że z nim też to robisz. – stwierdził, stając przed siedząca na stole kobietą.

- Ale nie tak jak z tobą… - wyszeptała do ucha Afrodyta, oplatając Aresa nogami.

A potem zaczęli rozmawiać.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 24-03-2009 o 20:04.
Kutak jest offline  
Stary 24-03-2009, 23:21   #3
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu

Z jakiegoś powodu uwielbiał poranki na Ziemi. Wszystko to chyba wina słońca. Fakt, że znajdowało się o wiele bliżej, dodawał mu znacznie więcej chęci do ciągnięcia tej żałosnej egzystencji. Z rozbawieniem myślał o igraniu z potęgą zdolną spalić nawet i całe „wielkie” Nibiru, w czasie krótszym niż potrzeba mu na strzelenie palcami. A potem …

A potem jego humor uległ diametralnej zmianie. Prawa dłoń wędrowała w dół i w dół, aż natrafiła na krocze. Szybko odszukała źródło drażniącego swędzenia i dostarczyła Apollowi niesamowitej przyjemności. Jak zwykle zapomniał o wieczornej kąpieli. Z drugiej jednak strony, niewiele znalazł tu godnych jego uwagi rozrywek poza oczywiście wspomnianym drapaniem. Toteż trudno było mu od tak z tego zrezygnować. Zwłaszcza, że dzisiejszy dzień miał upłynąć pod znakiem odstraszającego postu. Co prawda i na Olimpie znajdowały się niczego sobie pannice, no przynajmniej tak wyglądało to na pierwszy rzut oka. Hera i Atena, były w gruncie rzeczy całkiem urodziwe. Z jakiegoś jednak powodu, który Apollo zawsze definiował słowem Zeus, bardziej przypominały mu mężczyzn niż kobiety. Oprócz tego siostra i panna, która raczej woli zwierzęta. Nie miał jednak sumienia jej winić. Mu zresztą też bardziej do gustu przypadły zabawy z okolicznym asortymentem, aniżeli rodzimymi pięknościami.

Na swój poranny rytuał poświęcił jeszcze krótką chwilkę. Nie mógł w końcu zbytnio się rozpieszczać. Uznał, że to najwyższa pora by zmyć z siebie „trudy” dnia wczorajszego. Stojąc przed lustrem z uśmiechem spoglądał na swoje odbicie. Być pięknym, być zdolnym, a przede wszystkim móc mieć wszystko w dupie. W końcu nie mogło być inaczej, skoro jego plemię miało się najlepiej. Z przekąsem wspomniał te niewygodne jaskinie i pomasował dolną część pleców. Zastanowił się nawet przez moment co też mogło być powodem takiego stanu rzeczy, zważywszy na fakt, że sam nie należał do przodowników pracy. Wzruszył ramionami tłumiąc niechciane rozmyślania o obowiązkach.

Po zatroszczeniu się o stan ciała, które od tak wielu lat, z taką skrupulatnością starał się możliwie jak najbardziej wyniszczyć. Postanowił położyć się jeszcze na chwilę. Nie myślał jednak o drzemce. Naszła go ochota by pochmurny nastrój stłumić grą na instrumencie. Co mógł uczynić z uwagi na fakt, że nikt nie znajdował się w pobliżu. Choć jego ukochana zabawka nie oddziaływał z taką intensywnością na mieszkańców Nibiru, wolał unikać niechcianych słuchaczy. Muzykę, jedyną rzecz, którą był w stanie docenić, wolał zostawić tylko dla siebie. Toteż kiedy jego palce przesuwały się po strunach, ponad wszystko starał się by dźwięki nie były zbyt głośne.

To co wydarzyło się później było dla niego równie ważne, co kamień rzucony w wartki strumień. Sam fakt, że musiał spędzić cały ten czas na Olimpie niespecjalnie poprawiał mu humor. Zawędrował na tą dziką planetę chcąc uciec z Nibiru. Dziś jednak musi nieustannie oglądać wytwory rąk swoich pobratymców. Na całe szczęście, choć nieco zaskoczył go ten fakt, gra strawiła sporo czasu, toteż nie miał go za dużo do marnotrawienia. Zwłaszcza, że zmuszony został do tej niemalże niewolniczej, przynajmniej w jego odczuciu, pracy, którą zlecił mu Dionizos. Sam zresztą nie wiedział po co to robił, skoro nie dostał polecenia z tak zwanej „góry”.

Później już tylko popołudniowe zebranie, które było dla niego równie istotne jak wszystko to co robił do tej pory od momentu opuszczenia swej kwatery. Nawet nie przejął się obecnością tego całego inspektora. W zasadzie nawet specjalnie mu się nie przyjrzał. Tym trudniej było go w jakikolwiek sposób ocenić. Wolał bowiem rozmyślać nad tym, co też porabiają w tej chwili członkowie jego plemienia. Zastanawiał się też przez moment nad jakąś nową melodią, którą będzie się pocieszał, kiedy wreszcie oddali się od bagna zwanego Olimpem.

***

Podczas tego dziwnego wydarzenia, które chyba tylko starzy tetrycy pokroju Zeusa mogły nazwać przyjęciem. Nie wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Jego ciało przypominające raczej rzeźbę okrywała biała koszula zapięta jedynie na dwa dolne guziki. Doskonale widoczny był więc tatuaż przedstawiający wijącego się wokół jego torsu węża. Całości dopełniały ściśle przylegające do ciała spodnie. Wszystko to w połączeniu z jego dość dużym wzrostem sprawiało, że wyglądał na znacznie smuklejszego, niż w rzeczywistości był. Długie jasne włosy opadające na plecy, poniżej łopatek tworzyły dość luźny warkocz. Toteż nie musiał nieustannie zmagać się z niechcianymi kosmykami. Na jego twarzy malowało się to dość charakterystyczne znudzenie, którego Apollo nie miał w zwyczaju ukrywać.

Na miejsce dotarł, co również miał w zwyczaju, jako ostatni. Tym razem nie zdziwiło to jednak nikogo. Zakaz picia jakichkolwiek napojów wyskokowych skutecznie blokował mu drogę ucieczki w radosny świat upojenia alkoholowego, do którego wręcz uwielbiał wędrować. Przetrwanie tej stypy będzie się więc wiązało z wysiłkiem, który z pewnością przerósłby niejedną z obecnych na statku osób.

Z lekką niechęcią przysłuchiwał się rozmowie Posejdona i Hefajstosa. Choć trzeba przyznać, że współczuł nieco temu drugiemu. On i Ares jeśli o urodę chodzi, nie różnili się od siebie specjalnie. Więc przyczyna niewierności żony mogła być tylko jedna.

„Starość nie radość.” – Rzucił w myślach, zaś światu oznajmił to ciężkim westchnieniem.

Jedyne co mu w tej chwili pozostało to oczekiwanie na pojawienie się szefa. Już nie wielkiego, bo sam fakt, że przypałętał się tu ten dziwny jegomość. Sprawiał, że Zeus malał w oczach Apolla. Co akurat w tym wypadku sprawiło, że stawał się niemal niewidoczny. Nie chciał jednak tracić czasu na rozmyślania o osobach, które niespecjalnie go interesowały. Szybko zajął się więc przekąskami, modląc się pod nosem o szybkie nadejście dwudziestej drugiej i pozostanie niewidocznym dla oczu pozostałych członków wyprawy.
 

Ostatnio edytowane przez Rusty : 25-03-2009 o 07:10.
Rusty jest offline  
Stary 25-03-2009, 19:09   #4
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Hermes wstał rano z dużym kacem moralnym. Zeus i Hera dali w nocy kolejny popis z cyklu – „kto się czubi ten się lubi”... Kierując się tą zasadą, można było założyć, że ich miłość jest wielka... naprawdę wielka. Ściany statku były dobrze wyciszone, ale... nie aż tak dobrze. Zwłaszcza jeżeli „kochankowie” przenosili się na korytarz z wzajemnymi „wyrazami miłości”...

Hermes wziął szybki prysznic i zajął się przygotowywaniami do przyjazdu wizytatora z Nibiru. Sytuacja musiała być nieciekawa skoro przysyłano jakiegoś palanta... Pojawienie się wizytacji mogło oznaczać tylko jedno - nie szło tak jak niektórzy zakładali, zwłaszcza, że zakładali to przed wyprawą... Lub – co również możliwe – rozgrywano kolejną polityczną gierkę mającą na celu wyeliminowanie kogoś lub może przesunięcie kogoś w hierarchii władzy...

Powitanie i przedstawienie „szacownego gościa” przebiegło zgodnie z utartym na Nibirze schematem, co zapewniło wszystkim chwilę z nadmuchaną tradycją Społeczeństwa. Gdy było po wszystkim i gość zniknął we wnętrzu statku Hermes odetchnął... („Nie cierpię tego typu pierdół”) Następny oficjalny punkt programu przewidziany był po południu, więc przez cały dzień można, a nawet należało zająć się przygotowaniami do obiadu...
Oczywiście, Przynieś – Podaj – Pozamiataj, z trzema najwyższymi tytułami naukowymi Nibiru jak zwykle zostało wysłane w celu załatwienia całej masy niepotrzebnych i idiotycznych rzeczy. Ale takie było już to życie, że był najmłodszy w tej ekipie i... jedyny, który nie marudził. Zresztą była to całkiem niezła rozrywka...

Wrócił na Olimposa XP („niby od eXtra Performance... – raczej: eXtra Pudło” – pomyślał przelotnie) na kilkanaście minut przed oficjalnym rozpoczęciem obiadu. Ponieważ bliżej nie ustalono w jakich strojach należy się pojawić (jakby był jakiś wielki wybór). Narzucił na siebie standardową, krótką togę, w jakiej zwykł był się objawiać „swojemu ludowi”.


Nie było to może jakieś super ubranie, ale w końcu przylecieli tu do pracy, a nie na bal... Przynajmniej taka była oficjalna wersja.

Nadmuchany obiad, a raczej przemowa przyobiednia kolegi Zeusa przeszła na szczęście do historii i można było skoncentrować się na samym obiedzie – Dionizos stanął jak zwykle na wysokości zadania i przygotował coś wykwintnie kolonizatorskiego... Hermes-ik (cóż niektórzy kochają zdrobnienia) wykorzystał swoje wyuczone umiejętności zabawiając towarzystwo przy stole różnymi gładkimi komplementami oraz dowcipami o niezbyt długiej brodzie (choć na Nibirze mogli już mieć kolejny zestaw). Kilku złośliwych uwag oczywiście nie dało się uniknąć, ale chyba zostały one zignorowane przez wszystkich łącznie z „szanującym się gościem”. W końcu można było wstać od stołu i zając się sobą. Hermes zakręcił się po statku dając wszystkim możliwość wysłania go gdzieś po coś. Na szczęście - nikt nic nie chciał i miał czas na zajęcie się sobą, ewentualnie jakimiś rozmowami.

Wyszedł na zewnątrz i przez chwilę przypatrywał się widokowi – tęcza na Nibirze oczywiście występowała – zwykle pomiędzy 17:30 a 17:45 nad koloniami mieszkalnymi... Tu była zjawiskiem samorzutnym i przez to – pięknym...


Po tylu latach na tej planecie zaczynał się zastanawiać, czy ich misja nie jest czasem zaprzeczeniem ewolucji – jako takiej... W końcu ci biedni mieszkańcy, pewnie bez ich pomocy też by się rozwinęli - zapewne wolniej i zapewne inaczej, ale może na tym powinna polegać ewolucja? A nie na ustawianiu populacji na swój obraz i podobieństwo... Może to było przyczyną stanięcia „termometru” na 8 stopniach Cywilizatora...
Każda cywilizacja na początku rozwija się bardzo wolno – prawo Ghisserretha – ale popędzanie jej może przynieść wręcz przeciwny skutek do zamierzonego. Chyba tak było właśnie u Partów. Była to dość osobista porażka Haganna, ale w sumie plemię nie wypadało jakoś strasznie blado na tle innych...


*****

Było koło dziewiętnastej czasu lokalnego, kiedy wrócił do wnętrza statku. Afrodyta wpłynęła na salę w pysznej sukni („no tak... Już wiadomo dlaczego zabrała pięć razy tyle bagażu co inni”), na dodatek ten ciuch był już lekko niemodny kiedy wylatywali – teraz, mówiąc ładnie i dyplomatycznie, trącił myszką, a właściwie wielką myszą...

Zebrał kielich z Ambrozją (czyli mieszanką D544435B z dodatkiem czegoś, czego Dionizos nigdy nie zdradził, ale ponieważ nadawało się do picia...) i stanął pod ścianą. Włosy, jak zawsze zsunęły mu się na lewe oko. Zrobił minę 7B – „nikt mnie nie rozumie” i dorzucił krzywy uśmiech 3A – „nikt mnie nie lubi” – perfekcyjny zestaw na początek balangi. Balangi lekko kiczowatej i, zdaniem Młodego, lekko nie na miejscu... Takie podejście mogło rodzić domniemanie, że Kolonizatorzy zajmują się balowaniem („Ponowne brawa dla KretynkiAfrodyty), a nie harówką kolonizacyjną (Hefajstos – bardzo politycznie zagrane... Ja pracuję i jestem tu z obowiązku... jakbym Cię nie znał to pewnie bym uwierzył...”).
Zmienił pozycję i trochę się wyciągnął – pozwalając swoim prawie 190 centymetrom pokazać się w całej okazałości. Był trochę za szczupły jak na ten wzrost, ale nie narzekał – jakby miał jeszcze tym się przejmować – to pewnie by oszalał z resztą tego całego towarzystwa u boku... Dbał o siebie, w końcu mieszkańcy tego lądu utożsamiali częściowo „boski” z „ładny” – więc ich inteligencja („no bądźmy szczerzy – pełzająca gdzieś o okolicach sandałów”) utożsamiała „bardzo ładny” z „bardzo boski” i nawet nie musiał zbytnio starać się z jakimiś „objawami boskiej mocy”...

Wzrok Afrodyty nawet nie prześlizgnął się po jego twarzy. W końcu od czasu złośliwego komentarza dotyczącego rozdwojonych końcówek jej złotych pukli – ich stosunki znacznie ochłodły... Na tyle znacznie, ich dłuższe przebywanie w tym samym miejscu wywoływało epokę lodowcową...
Dionizos z Aresem pewnie rozpaczali w kątku z powodu braku napojów wyskokowych...

Tym razem Hera lustrowała salę – błyskawicznie więc przybrał minę 5C – „doskonałe przyjęcie, ale akuratnie musiałem odsapnąć” i schował ironiczny uśmiech za pucharem z Ambrozją...

Oczywiście wypatrzył Apolla zręcznie ukrytego za kolumną, ale za dobrze znał się na ludziach – obaj czekali na „wielką przemowę, wielkiego dowódcy” i możliwość oddalenia się... w dowolnie wybranym kierunku.

Hermes pozwalał czasowi płynąć - to co lubił jeszcze nie nastąpiło... A po co dywagować nie mając danych? Jak Szef powie co ma do powiedzenia - będzie można się zastanawiać co dalej...
Czarujący uśmiech 4A - "świetnie, ze cię widzę!" zagościł na jego twarzy kiedy spotkał wzrok Ateny... "Co, jak co, ale pływanie w brei takich przyjęć mam opanowane." - pomyślał zmierzając po kolejny kielich...
 
Aschaar jest offline  
Stary 26-03-2009, 18:12   #5
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Mały nibiriański okręt bezszelestnie przemierzał pustkę kosmosu. W jego niewielkiej centrali, za rozkładanym pulpitem siedział subdoktor nauk neuropsychologicznych - Hel Ioso.
Z zaciekawieniem przeglądał dostępne materiały na temat ekspedycji wysłanej przez Nibiru na tę fascynującą, acz prymitywną planetę.
- Wprowadzono poprawkę kursową. Przewidywany czas wejścia w atmosferę: cztery godziny, dziewiętnaście minut. - odezwała się matowym głosem sztuczna inteligencja "Faetona".
Mały okręcik był oczkiem w głowie Ioso - było to bowiem dzieło jego brata, w którym i on miał swój udział, projektując jego Sztuczną Inteligencję. Dla prototypu była to pierwsza tak poważna misja i zapewne pobyt na Ziemi będzie dla niego równie ważnym egzaminem, jak ten, który czekał na Hel'a.
Ioso rzucił od niechcenia okiem na grawimetr pokazujący odchylenie kursowe, by po chwili wrócić do swojej lektury.
Próbował ułożyć sobie w myślach plan działania, przy okazji starając się rozgryźć ewolucyjny problem Ziemian.
"Być może problem leży w doborze pierwotnej ekspedycji" - pomyślał - "Starano się przecież "ulepszyć" Ziemian pod różnymi względami, lecz nie pracował jeszcze nad nimi żaden socjotechnik... Może więc problem leży nie w fizjologii, lecz w psychice?"
Daleki był jednak od tego, by siebie uważać za mesjasza, którego samo zstąpienie uzdrowi całą sytuację na Ziemi. Nie, całkiem serio sądził, że czeka go ciężka praca. A całkiem możliwe, że nawet porażka - ot, niektóre gatunki są przecież po prostu niereformowalne.

Myśl o niezmienności pewnych rzeczy skierowała jego uwagę w kierunku Zeusa, będącego kierownikiem naukowym ekspedycji. Hel skrzywił się lekko na samą myśl o konieczności współpracy ze swoim dawnym zwierzchnikiem - wiedział jednak, że są to ostatnie chwile, kiedy może sobie pozwolić na takie nieprofesjonalne zachowanie.
- Uwaga. Wejście w atmosferę za trzy minuty. - komputer, odporny na jego rozmyślania przygotowywał okręt do wejścia w atmosferę.



Ioso przypiął się dokładnie pasami - sztuczna grawitacja była wprawdzie wspaniałym wynalazkiem, ale zdrowie miało się tylko jedno. A Ioso nie spieszyło się, żeby wylądować na stole operacyjnym.
Spoglądał beznamiętnym wzrokiem przez plazowy wizor okrętu - po krótkiej chwili czerń próżni ustąpiła błękitowi atmosfery.
- Wejście do atmosfery: zakończone. - zameldowała SI.
- Tryb aerodynamiczny. Przejść na silniki grawitacyjne.
Niezwykłość Faetona tkwiła w jego napędzie - podwójny, hybrydowy układ, pozwalał na podróżowanie z równą sprawnością zarówno w próżni, jak i w atmosferze.
- Silnik grawitacyjny: uruchomiony.
Z wrzecionowatego korpusu okrętu wysunęły się niewielkie skrzydła, zapewniające dodatkową stabilność lotu.
- Tryb aero: aktywny.
- No, to pewnie tam nas już widzą... - mruknął Ioso i przybrał na twarzy maskę powitalnego uśmiechu.

Powitanie na Olympusie nie było na szczęście zbyt wylewne. Hel czuł podświadomie, że gdyby musiał zbyt długo wymieniać uściski z Zeusem, chyba doznał by udaru (ten jednak chyba w niczym się nie zorientował). W zamian za to jednak, uczestniczyć musiał w wystawnym posiłku, wydanym na jego cześć.

Ioso niemal natychmiast zauważył chłodny profesjonalizm w zachowaniu Zeusa - całkowicie go zresztą rozumiał. Zeus próbował utrzymać dystans, jednocześnie sprawiając wrażenie człowieka ugodowego i gotowego do współpracy. Hel nie wątpił, że jest to w dosyć dużym stopniu zagrywka pod publiczkę - czy raczej, dla pozostałych kolonizatorów.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał skruszyć tarczę za którą zasłonił się dowódca ekspedycji - jednak pośpiech nie był wskazany. Najpierw musiał rozgryźć pozycję pionków na szachownicy, zanim zabierze się za króla.
Siedział więc przy stole, utrzymując na twarzy pogodny uśmiech i gderając z biesiadnikami. Nawet kiedy Zeus zabrał głos, Hel uśmiechał się lekko i potakiwał z aprobatą głową.
Z ciekawością wysłuchał sprawozdania z postępów Ziemian, po czym odsunął się od stołu i powstał.
- Jeśli mogę, Zeusie? - zamiast "Zeusie" powiedział niemal "kolego"; na szczęście jednak w porę ugryzł się w język - Z pewnością zastanawiacie się, dlaczego Nibiru przysyła mnie na Ziemię przed czasem; to jest, przed zmianą ekspedycji. Sądzę również, że część z was uważa mnie za wroga, szpiega z zewnątrz, który zrobi wszystko aby udowodnić wasze winy i błędy - Helios doszedł do wniosku, że najlepiej na daną chwilę jest mówić bezpośrednio i bez zbędnych ozdobników, aby szybko zyskać zaufanie reszty - Musicie jednak wiedzieć, że nie jest to prawdą. Oczywiście, będę znajdował błędy jakie popełniliście; jeśli je popełniliście - poprawił się - Ale nie będę tego robił po to, byście zostali w jakikolwiek sposób ukarani, lecz aby pomóc zarówno wam jak i Ziemianom. Jako socjotechnik będę uzupełnieniem waszej wiedzy i umiejętności; bardzo więc was proszę - nie bójcie się robić ze mnie użytku.
"O, to jest niezłe odwrócenie kota ogonem" - pomyślał tymczasem Ioso - "Sugerowanie im, że jestem tu aby im służyć, kiedy tak naprawdę, wszystko wskazuje na to, że relacje będą odwrotne... Ale ważne jest to, co człowiek myśli, a nie to jak się to ma do rzeczywistości".
- Będę jednak potrzebował waszej współpracy i pomocy. Planuję asystować każdemu z was po kolei w jego badaniach, aby poznać wasze sposoby pracy. Oczywiście, dobrze by było, gdybyśmy wspólnie wykorzystali te okazje, aby wprowadzić mnie do panteonu lokalnych bóstw - zaśmiał się Helios - Jeżeli są do mnie jakieś pytania, to bardzo proszę.

Siadając z powrotem do stołu, Ioso lustrował uważnie zgromadzonych w sali.Zeus był skupiony i wyraźnie spięty. Po sposobie w jaki odezwała się do niego Hera, widać było, że między nimi istnieje jakiś spór (być może dałoby się wygrać jednego przeciw drugiemu).
Dionizos rubasznie podśmiewywał się z kolejnego opowiedzianego przy stole świńskiego dowcipu. Ten facet o kurzym móżdżku, wcale jednak nie był facetem o kurzym móżdżku - pod wesołkowatą maską kryło się coś... Niepokojącego. Ioso zanotował sobie w pamięci, żeby dokładniej przyjrzeć się poczynaniom diabetyka.
Z pewną ulgą przyjął decyzję Zeusa, o zakończeniu "oficjalnego" posiłku.
Widział sporo spięć w zespole ekspedycji - a to nie wróżyło dobrze. Poza tym musiał zebrać siły po dosyć męczącej podróży - "Faeton" może i był szybki, ale jednak niezbyt wygodny.

Ku ubolewaniu Heliosa, czekała go jeszcze impreza powitalna. Pamiętał, jak jako nastolatek wymykał się z domu, żeby zabawić się w lokalnych dyskotekach. Cóż - najwyraźniej czekała go powtórka z rozrywki.

Hel wszedł pewnym krokiem do środka sali. Wiedział, że jego postać musi robić wrażenie. Niemal dwumetrowy mężczyzna, w dodatku dobrze zbudowany i wysportowany musiał się, przynajmniej częściowo, wyróżniać z tłumu.
Kiedy jednak spojrzał na Aresa, prędko zrozumiał, że z pewnością nie będzie miał tutaj monopolu na atletyzm.
Nie potrzebował wiele czasu, żeby stwierdzić, że dotarcie do Aresa zajmie mu trochę więcej czasu. Z pewnością nie należał on do typu ludzi, którzy doceniają umiejętności retoryczne. Nie, Aresa trzeba było przekonać do siebie czynem; albo pokonać w walce. Chociaż to drugie byłoby niewskazane - ostatecznie nie ma nic bardziej niebezpiecznego, niz zranione ego.

Zostawił jednak to na bok, gdyż na sali zjawiła się Afrodyta. Niedwuznaczne spojrzenia w kierunku Aresa i sposób w jaki się ze sobą witali, nie pozostawiły Heliosowi żadnej wątpliwości co do natury ich związku. Afrodyta przypominała mu znudzone życiem mężatki, szukające za wszelką cenę odrobiny rozrywki. Być może zresztą, coś w tym było.
Helios był szalenie ciekaw, czy na Nibiru, gdzie jest dosyć ciekawych zajęć, spojrzała by za kimś pokroju Aresa.
Tak czy inaczej, miał dziwne przeczucie, że nie będzie miał z niej wielkiego pożytku.

Zanim zresztą zdążył podejść w jej kierunku, zdążyła ona opuścić salę z Aresem. Hefajstos rzucił za nimi gniewne spojrzenie. Dobrze. W razie gdyby Ares sprawiał nadmiar kłopotów, może dało by się dodatkowo wzniecić ten ogień... Ale zaraz, na razie nie trzeba się uciekać do takich środków.

Ioso podszedł do niego z wyciągniętą ręką. Hefajstos rozmawiał właśnie z Posejdonem na temat "Faetona".
- Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania - powiedział z uśmiechem Helios - To nie bójcie się ich zadawać. Zresztą, nie widzę problemu, żebyście nie mogli własnoręcznie wypróbować jak pilotuje się okręt z takim napędem.
Małe przekupstwo, ale Ioso miał wrażenie, że może zadziałać. A Hefajstos wyglądał na kogoś, kto zdecydowanie bardziej cenił sobie świat maszyn, niż ludzi. I lubił, żeby wszystko działało zgodnie z planem - jak w zegarku. Warto byłoby mu stworzyć taki mikroklimat, żeby dowiedzieć się, w jaką grę gra naprawdę ten tajemniczy człowiek.

Hermes trzymał się trochę z boku. Ioso zauważył, że podchodzi on z dystansem nie tylko do niego, lecz wszystkich członków ekspedycji. Bez wątpienia świadczyło to o jego inteligencji. Zdobycie jego zaufania, mogło okazać się bezcenne w kontaktach z resztą kolonizatorów. Hermes wyglądał na człowieka, który *wie* dużo rzeczy na temat innych...

Helios usłyszał jednak za swoimi plecami głos Apolla. Odwrócił się powoli. Tak, ten mężczyzna o chłopięcej twarzy doskonale nadawał się jako pierwszy cel. I, kto wie, wszystko wskazywało, że jako jeden z niewielu ma on charakter, który można było polubić.
Apollo sprawiał wrażenie roztargnionego chłopca, wiecznie gubiącego swoje rzeczy. Z danych przekazanych Hel'owi przez Zeusa wynikało, że jego plemię radzi sobie jednak nad wyraz dobrze. A więc Apollo znalazł jakąś dźwignię, która "odblokowała" częściowo ludzi. Być może, jako agrotechnik, była to metoda przez "żołądek do serca". Ale kto wie? Ioso zamierzał wyodrębnić ten element już teraz, na początku, zanim przystąpi do bardziej "inwazyjnych" badań.
Poza tym Apollo wyglądał na tak prostolinijnego i dobrodusznego chłopca, że zdawał się być idealną osobą, która mogłaby wprowadzić Heliosa do ziemskiego panteonu bogów.

Przeprosiwszy Posejdona i Hefajstosa, Ioso podszedł sprężystym krokiem w kierunku Apolla.
- Widzę, że humor nie dopisuje - Helios zaśmiał się, widząc znudzoną twarz swojego rozmówcy - Ale nie martw się, prędzej czy później, ktoś się zjawi z czymś mocniejszym od Ambrozji... A wtedy rozmowa się sama rozkręci.

Helios przez chwilę obserwował Artemidę, która przedefilowała przed nimi, kołysząc delikatnie tyłkiem.

- Widziałem wyniki twoich postępów z Ziemianami - kontynuował Helios - Radzisz sobie lepiej od większości tych starych pryków.
Ioso wiedział, że uderzył w czułą strunę. Apollo był młody i czuł się nieskończenie lepszy od, powiedzmy, Zeusa. Zagranie na jego ambicji, z pewnością zachęci go do rozmowy.
- Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, chciałbym ci jutro towarzyszyć - Hel pociągnął łyk ze szklanki - Zobaczyć twoje metody. Może się trochę zabawić z miejscowymi, jeśli wiesz co mam na myśli... - Helios uśmiechnął się szeroko.

Wpatrując się w twarze kolonizatorów, zastanawiał się, jak potoczą się jego losy na tej planecie.
I, co ważniejsze, jak potoczą się losy jej rdzennych mieszkańców - Ziemian...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 26-03-2009 o 22:57.
Chrapek jest offline  
Stary 26-03-2009, 22:21   #6
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Podczas przydługiej przemowy Zeusa Artemida pozwoliła swoim myślom odpłynąć gdzieś poza salę do rozległych lasów bogatych w zwierzynę łowną. Wolałaby być tam, na zewnątrz niż tutaj. I na dodatek mieli pojawić się wieczorem na przyjęciu. Bez alkoholu! Co to za przyjęcie? Na takie chodziła (choć zawsze niechętnie) jak była nastolatką. A przecież byli dorośli!
No właśnie. Nie znosiła tłumów i w gruncie rzeczy z chęcią ulotniłaby się z tego przyjęcia gdyby nie fakt, że względy grzecznościowe wymagały obecności pełnego składu. Pozostawało jej tylko zacisnąć zęby i przygotować się psychicznie na towarzyskie zmagania… Jednak gdy do jej uszu dobiegło sformułowanie „stroje wieczorowe” zacisnęła wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.
Obawiała się, że nie wzięła z Nibiru żadnych „strojów wieczorowych”. Wątpiła też, że takowe kiedykolwiek zaistniały w jej szafie. Jednakże niezbadane są przestrzenie kobiecej garderoby…

Zaraz po tym jak odbębniła pracę zleconą jej przez Dionizosa zaszyła się w swojej kwaterze. Obawiała się, że już u samego początku owo „przyjęcie” ociera się o kicz. Szczególnie jeśli chodzi o dekoracje.
Owszem, znała teorie o rzekomym działaniu kolorów na różne ośrodki mózgowe, ale to, co zobaczyła na sali przyprawiłoby o zawał serca najbardziej statecznego psychoterapeutę.
Jednakże udało jej się szybko umknąć z tego miejsca i zaszyć się w swoich czterech ścianach. Po odświeżającym zimnym prysznicu, wciąż ociekając wodą stanęła przed swoją szafą metodycznie przesuwając wieszaki. W końcu, z niejakim zdumieniem, wyciągnęła z szafy suknię, którą ktoś życzliwy dodał do jej skromnego bagażu.


Szczerze powiedziawszy, zapomniała o niej. Nienawykła do noszenia sukienek czy spódnic, gdyż krępowały jej ruchy. Wolała spodnie albo, w ostateczności, krótką tunikę jaką zwykła ubierać, gdy wyruszała do swojego plemienia.
Podobnie jak Apollo była wysoka i wysportowana. Szczególnie widać było to po ramionach – efekt jej zamiłowania do łucznictwa. Brązowe włosy wyjątkowo rozpuściła przekonując się, że szaleńczo wzywają o skrócenie ich choćby o połowę – sięgały jej już niemal do łokci.
Sukienka była, jak na jej gust, za długa. Będzie musiała uważać, żeby się nie potknąć o skraj delikatnej materii… właśnie, materiał. Czuła się tak, jakby nie miała na sobie kompletnie nic. Parsknęła śmiechem na tą myśl i uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia w lustrze. Musiała mieć odrobinę przyjemności w czasie tej tortury zwanej szumnie przyjęciem.

Do sali wślizgnęła się zaraz za Hefajstosem i jak zwykle rozszczebiotaną Afrodytą. Musiała przyznać, że to był jedyny członek załogi, który działał jej na nerwy z siłą młota pneumatycznego. Ale co zrobić… i tak ich kontakty były ograniczone do minimum. Na szczęście.
Cicho niczym duch wyminęła „szczęśliwą parę” i zaczęła lawirować między gośćmi rejestrując uważnie niektóre miny, a czasem odpowiadając na – te mniej lub bardziej szczere – powitania. Zauważyła też manewry ich gościa, Heliosa. Przybysz wzbudzał w niej niezdrową ciekawość. Wydawało jej się, że nie przybył na Ziemię tylko i wyłącznie z powodu ich kłopotów z Ziemianami. Tylko o co jeszcze mogło tu chodzić? Czyżby góra chciała zmienić ich dowódcę? Możliwe, nawet bardzo.
Kątem oka zauważyła jak Helios przypuszcza szturm na jej brata - tego nie mogła przegapić. Ruszyła w tamtą stronę porywając z tacy pomarańczowy koktajl z pstrokatą parasolką, której szybko się pozbyła, wtykając ją w olbrzymi kwiat stojący pośrodku kolumnady.
Apollo ze swoją znudzoną miną przysłuchiwał się Heliosowi, który zwrócił na nią uwagę, gdy tylko się zbliżyła.
- Jeśli chodzi o rozrywki – stwierdziła, trochę niegrzecznie wcinając się w rozmowę, co zamaskowała najbardziej uroczym uśmiechem na jaki ją było stać – to muszę stwierdzić, że mój brat jest tutaj prawdziwym ekspertem.
- Jednakże teraz jedyną rozrywką mogą być jedynie sztucznie uprzejme rozmowy nad... koktajlami - dodała z niejakim niesmakiem. Wiedziała, że nie tylko jej przeszkadza to dziwne widzimisię Zeusa. - Chyba, że miałbyś ochotę na partyjkę bilarda.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 29-03-2009, 21:10   #7
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Dionizos stanął na wysokości zadania. Wszystkie te przekąski, które w tak przyjemny sposób drażniły kubki smakowe Apolla, niemal pozwoliły mu zapomnieć o Olimpie. Trudno było jednak od tak pozbyć się myśli o tej niemalże upokarzającej sytuacji, w której obecnie się znajdował. W tej chwili wolał się jednak skupić na najrozmaitszych potrawach, które hipnotyzowały go swymi kolorami i zapachami. Większość rzeczy, po które sięgał trafiały wprost do jego ust. Nie ulżyło to jednak trzymającej talerz dłoni. Nim doszedł do wniosku, że jest już najedzony. Na niewielkim naczyniu znajdowało się niemal tyle samo ile przed momentem pochłonął. Westchnął cicho i rozejrzał się po sali. Pierwszą osobą, którą dostrzegł był Hermes. Nie lubił go. Prawda była jednak taka, że nie przepadał tu za nikim. Niespecjalnie przejął się więc tym faktem. Patrzył tak przez chwilę na swego „kolegę po fachu”. Oczekiwał, że uraczy go jakąś sztuczną miną, albo po prostu nie miał nic lepszego do roboty, trudno było mu zdecydować. Patrzył tak przez moment z jedną wielką pustką w głowie. Miłą i ciepłą pustką, z której ktoś jednak jakby na złość musiał go wyciągnąć.

Przyjrzał się nieobecnym wzrokiem mężczyźnie, który stał tuż obok niego. Wszystko co wydarzyło się do tej pory było dla niego niczym ulotny sen. Na całe szczęście Helios był jedyną osobą, której nie kojarzył tu z wyglądu. Szybko doszedł do wniosku, że ma do czynienia z nowoprzybyłym inspektorem. Prawdę mówiąc, nie robiło to na nim większego wrażenia.

- Nie przedstawiłeś się. – Trudno cieszyć się zdecydowanym głosem, kiedy nadal myśli się o tym, że po kolana sięga nam góra łajna.
- Głupio myśleć, że choć przez chwile zwracałem uwagę na całe to zamieszanie, które tworzy się wokół tak szacownej figury.

Zdawało mu się, że już na dobre powrócił do świata rzeczywistego. Nie odmówił więc sobie dokładniejszego otaksowania mężczyzny. Kolejny powód do irytacji – był taki wysoki. Nigdy nie przypuszczał, że nawet czyjś wzrost może popsuć mu humor. Sam nie należał do niskich ludzi i choć między nim, a Heliosem było nie więcej niż jakieś siedem centymetrów. Apollo zmuszony był zadzierać głowę by utrzymać kontakt wzrokowy. Zmęczony całą tą sytuacją postanowił usiąść.

Znudzony sięgnął po kilka winogron, które poprzednio umieścił na swym talerzu. Gryzł powoli, nieustannie wpatrując się w niewyróżniające się niczym szczególnym nic. Miał mieszane uczucia co do instruktora. Jego spóźnienie i zachowanie wskazuje pewnie, że jest zbyt zarozumiały by stwarzać problemy przy próbach jakiejkolwiek manipulacji. Trudno było się więc dziwić zainteresowaniu Heliosa jego osobą. Było mu jednak wszystko jedno, zwłaszcza, że swym towarzystwem uraczyło ich jego siostra. Artemida zawsze pojawiała się nieproszona. Wolał jednak jej wścibski nos niż wszystkich tych trzymających się na uboczu. Ukochać do tego stopnia rolę bezradnego obserwatora. Tak, to zdecydowanie jeden z najgorszych stanów, do których można było się w odczuciu Apolla doprowadzić. Wrócił jednak do inspektora. Wraz z myślą, że wszystko to może okazać się nad wyraz zabawne, na jego twarzy zagościł uśmiech. Jednego był pewien, komuś kto ponad wszystko nienawidzi siebie, nie sposób zagrać na ambicji. Nim jednak zabrał głos, wysłuchał swojej siostry i machnął delikatnie dłonią. Doskonale znała ten i setkę innych jego gestów, tak uniwersalny, a w jego wydaniu tak jednoznaczny – „Głupia dziewczynka”.

- Skarbem starców jest ich drogocenny konserwatyzm. Jak na złość to zadanie wymaga choć odrobiny inwencji. – Klasnął i wstał z krzesła, tym samym kładąc dłoń na ramieniu gościa z Nibiru.
- Sekretem jest muzyka. Ludzie potrafią zdobyć jedzenie, potrafią walczyć, potrafią poznawać otaczający ich świat. Jednak jedyną muzyką, która dociera do ich uszu jest ta tworzona przez tą dziką planetę. Kiedy dla nich gram, wszystko co ich otacza staje się świadectwem mej boskości. – Zaśmiał się i strzelił kilkukrotnie palcami do rytmu. Mimo wszystko nie brzmiał jak ktoś o wątpliwej orientacji seksualnej. Kiedy wypowiadał te słowa jego głos stał się zdecydowany i wyraźny.
- Traktują mnie jak uosobienie samego Słońca. Lecz nie jako potęgę zdolną spopielić wszystko, co na tyle pozbawione wyobraźni by się do niej zbliżyć. Raczej jako uosobienie bezpieczeństwa. Jestem dla nich przeciwieństwem pełnej strachu nocy. – Wpatrywał się przez chwilę w oczy swego rozmówcy z wręcz niepokojącą intensywnością. - Mam wrażenie przyjacielu, że i ty mógłbyś być dla moich podopiecznych niczym tak ukochane przez nich Słońce.
 

Ostatnio edytowane przez Rusty : 29-03-2009 o 22:37.
Rusty jest offline  
Stary 31-03-2009, 18:47   #8
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
H.A.D.E.S.


Wyjątek od reguły – tym był dla Hadesa i reszty kolonizatorów dzisiejszy dzień. Postęp w pracach całkowicie ustąpił stagnacji, więc przełożeni musieli wysłać jakiegoś nadzorcę. Prosta zależność i mężczyzna przez cały dzień dziwił się czemu większość towarzyszy zachowywała się tak niezwykle nerwowo. Szczególnie nienaturalne zachowanie Zeusa przy stole skupiało uwagę „boga świata podziemnego”. Tak nazwali go przynajmniej mieszkańcy jego plemienia, co było naturalnie zrozumiałe. Sam postanowił nie zmieniać swojego planu dnia…

Po posiłku i oficjalnym przywitaniu Heliosa zajął się analizowaniem pobranych tkanek od kilku gatunków zwierząt…wszystkie naturalnie pochodziły od martwych osobników. Była to prosta obserwacja, część jego pasji, której nie przerwało mu nic w ciągu tych wszystkich lat spędzonych na Ziemi, więc i przylot inspektora nie był w stanie zakłócić jego codziennego rytuału. Szukał czegoś, choć sam nie potrafił tego nazwać: wzoru, reguły? Czegoś co mogłoby przybliżyć go do zgłębienia tej najprostszej i jednocześnie najbardziej tajemniczej części istnienia, jaką była sama śmierć.

Lubił pracę w samotności, a dzisiaj wyjątkowo nawet na Olimpie nikt nie zakłócał jego chwili przyjemności. Nie miał oczywiście nic przeciwko jego zastępczyni, Artemidzie, młodej i zdolnej pani doktor, jednak ani ona, ani on nie cenili sobie najwyraźniej kontaktów społecznych. Spędzał, więc większość czasu w swojej siedzibie, wśród własnego plemienia gdzie jego badania zapewniały mu szacunek, strach a w konsekwencji spokój.

Dzisiaj miało być inaczej…

Hades pracował w pocie czoła katalogując i zapisując wyniki obserwacji, lecz czas upływał nieubłaganie i wreszcie głośny alarm przypomniał mu o wieczornym „balu”. Spojrzał krzywiąc się na natrętny czasomierz i wtedy poczuł się co najmniej dziwnie. Kiedyś już to obce i nieprzyjemne uczucie go dopadło, lecz równie szybko uleciało. Tym razem próbował napawać się nim na tyle długo, aby móc je skatalogować. Zmarszczył brwi i czekał tak kilka minut kompletnie nieruchomo, aż wreszcie jego świadomość dała mu spragnioną odpowiedź.


NIECHĘĆ


- Tak, w rzeczy samej czuje niechęć na samą tylko myśl o nadchodzącym spotkaniu. – wyraził głośno swoje myśli i jeszcze przez chwilę zszokowany własnym odkryciem chodził po pustym laboratorium. Wreszcie, gdy przyswoił to dziwne uczucie, zutylizował próbki i zapisał dane, jakie udało mu się zebrać, po czym lekko nakręcony poszedł przygotować się do przyjęcia.


***

Gdy wszedł na salę wyglądał nad wyraz dostojnie i perfekcyjnie. Jego idealnie wyrzeźbione ciało zakrywała jedynie czarna, ponura toga i para prostych sandałów. Widać, że był wyjątkowym pedantem w kwestii wyglądu, dbając o każdy jego szczególik. Włosy krótko ścięte i elegancko zaczesane, trzydniowy zarost – oczywiście, również odpowiednio przycięty. Wydawać by się mogło, że żaden włosek na jego twarzy nie rósł bez jego przyzwolenia.

Z nikim się nie przywitał, nikogo nie pozdrowił. Stanął pod ścianą, a jedyną rzeczą, jaka odróżniała jego od martwych rzeźb, były ruchliwe gałki oczne. Jego spojrzenie przelatywało z jednego gościa na drugiego, lustrując przybyłych w sposób nad wyraz bezczelny. Sam Hades nie zdawał sobie sprawy z tego i kontynuował swoje obserwację.

No tak, Afrodyta jest typowym przypadkiem samicy pożądającej osobniki o dużej ilości testosteronu. Niestety sama w sobie nie przejawia większej wartości i nie dziwie się Hefajstosowi, który uważa silniki za ciekawsze od niej. A Ares no cóż…oboje z Afrodytą są siebie warci.” – szybko ocenił parkę, która zmyła się wszystkim z oczu.

Uwagę swą przerzucił na trójkę rozmawiających osób w tym przybyłego inspektora - Heliosa. Dopadł Apolla, któremu poszła w sukurs Artemida. Kobieta zapewne również nie cieszyła się zanadto z przyjęcia. – „Dzika, intrygująca…”.

Nie odważył się jednak przyłączyć do konwersacji i nie miał na to najmniejszej ochoty. To nowe uczucie, jakiego doświadczył dzisiaj w laboratorium - niechęć - narastało w nim coraz bardziej. Choć miał wrażenie, że powinien stłumić to uczucie, on jednak jeszcze bardziej je pobudzał.

Jego dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści, a wyraz twarzy mówił jasno i wyraźnie: „Nie podchodźcie dla własnego dobra.”

Niestety Dionizos nie przejmował się takimi drobnostkami…

Podszedł do Hadesa po cichu i jak to zwykł robić mężczyźnie na złość, klepnął go niezwykle mocno w ramię, uśmiechając się przy tym szyderczo.

- Co jest stary, jak zwykle jesteśmy nieruchawi heeh? – puścił oko do porozumiewawczo, lecz nagle jęknął z bólu, co na pewno nie uciekło uwadze kilku osób w sali. Hades stojący przed nim błyskawicznym ruchem złapał go za nadgarstek i ścisnął…lekko.

„Jeszcze trochę a usłyszę dźwięk pękających kości.” - okrutna i dziwnie uspokajająca myśl narodziła się w jego głowie.

- Zeus marnuje tylko mój czas tutaj, więc nie mam ochoty na żarty. – puścił rubasznego człowieczka, uśmiechając się szczerze co jeszcze bardziej mogło przestraszyć Dionizosa. Mężczyzna jednakże nie zwracał już uwagi na wesołka i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia, jakim było obserwowanie i czekanie na gospodarza.
 
mataichi jest offline  
Stary 01-04-2009, 12:52   #9
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Jak każda kobieta, tak i Hera miewała gorszę dni. A to był właśnie jeden z nich. Choć, gdyby trzymać się już szczegółów, trzeba by raczej powiedzieć, że była to gorsza noc. I to nie tylko dla Hery, ale również dla wielu innych kolonizatorów.

- Mam tego dość! – krzyku „bogini” nie zdołały zagłuszyć nawet grube ściany Olimpu.

Owinięta ręcznikiem kobieta stanęła w progu gabinetu Zeusa, a jej twarz była obecnie wykrzywiona w niezbyt pięknym grymasie wściekłości. Życiowy partner Hery zbyt dobrze ją znał, by mieć choć cień nadziei, że furia ukochanej minie sama z siebie. Pośpiesznie odłożył raporty, które od tak dawna trapiły jego myśli, i nieco ociężale podniósł się z krzesła. Chciał podejść do Hery, przytulić ją i przemówić do rozsądku kojącymi i czułymi słowami. Zazwyczaj to wystarczało, by choć na chwilę ugłaskać partnerkę. Jednak tym razem jego nadzieje były płonne – kobieta dopiero się rozgrzewała.

- Co ty sobie myślisz przesiadując tu przez całe noce?! Czy te wszystkie analizy są ważniejsze, niż ja? – w głosie Hery brzmiał gniew, ale także nieskrywany żal.

Zeus doskonale wiedział, czemu ukochana tak się wściekła. Już od dawna miał dla niej niewiele czasu, a Hera nie należała do osób, które pozwalają się ignorować. Na dodatek mężczyzna niejasno przypominał sobie obietnicę, jaką złożył ukochanej. Była w niej mowa o tym, że Zeus poświęci cały wieczór i całą noc tylko dla niej. Chodziło o ten wieczór i tą noc. Większość Nibiryjczyków pewnie potrafiłaby postawić się na miejscu głównodowodzącego i zrozumiałaby, że przy takiej ilości problemów, jakie miał na głowie, mógł o czymś zapomnieć. Niestety, jego partnerka najwyraźniej nie należała do tej większości.

- Ja tak się staram, by ci pomagać, wspierać cię... – kontynuowała rozgniewana kobieta, nie dając partnerowi nawet cienia szansy na dojście do głosu -... starałam się być wyrozumiała, ale wszystko ma swoje granicę!

Hera ruszyła szybkim krokiem ku swojemu ukochanemu, z wściekłości zaciskając przy tym dłonie w pięści. Jako drobna, niska kobieta, najniższa spośród wszystkich członków załogi Olimpu, przy wysokim i dobrze zbudowanym Zeusie sprawiała wrażenie małego dziecka. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej to jednak w urządzaniu kolejnej sceny.

- Kochanie, przecież już o tym rozmawialiśmyZeus silił się na spokojny ton, choć był już zmęczony ciągłymi kłótniami. – Mamy sporo kłopotów z rozwojem Ziemian, a ja jestem odpowiedzialny za...
- Aha, czyli te zwierzęta są ważniejsze ode mnie, tak?
- Dobrze wiesz, że nie oto chodzi
– odparł nieco zirytowany mężczyzna – I przestań łapać mnie za słowa.
- Nie o to chodzi? Więc o co?
– dopytywała rozwścieczona Hera.
- Wszyscy mamy swoje obowiązki, które musimy...
- Obowiązki?! Zaraz ci pokaże, gdzie mam twoje obowiązki!


Gwałtownym ruchem ręki Hera zrzuciła leżące na biurku Zeusa elektroniczne notatniki z danymi. Urządzenia z głośnym łoskotem uderzały o podłogę, ich wielobarwne ekrany pękały i rozpadały się na kawałki tworzące na ziemi kolorową, szklaną mozaikę.

- Oszalałaś?!

Zeus pochwycił swoją partnerkę i odciągnął od biurka, choć Hera wcale nie ułatwiała mu tego, szamocząc się, niczym ryba wyjęta z wody. W końcu udało jej się wyrwać z uścisku partnera i stanęła przed nim, wpatrując się w jego oczy z prawdziwą furią widoczną w spojrzeniu.

- Ja oszalałam? Nie, to ty postradałeś rozum na tej przeklętej planecie! Wszystko przestało się dla ciebie liczyć, poza tym miejscem i tymi niedorozwiniętymi zwierzętami! Nie rozmawiasz i nie myślisz o niczym innym tylko o Ziemi i jej mieszkańcach, jakby stali się całym twoim życiem!
- Dość tego!
– tym razem i Zeus stracił panowanie nad sobą – Nie będę tolerował takiego zachowania!
- Nie?
– spytała z drwią – A co mi zrobisz? Odeślesz mnie na Nibiru? Nałożysz na mnie areszt?

W pomieszczeniu zapadła pełna napięcia cisza. Hera wyzywającą wpatrywała się w Zeusa, który nagle przestał wyglądać tak majestatycznie jak zwykle. Dopiero teraz „bogini” dostrzegła, jak bardzo jej partner postarzał się w trakcie tej misji. Stał się ledwie cieniem dawnego Zuesa, mądrego, pewnego siebie i silnego mężczyzn, o niespożytej energii. Pod wpływem licznych trosk stał się pozbawionym sił starcem.

Hera odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.

- Dokąd idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy – odezwał się w końcu Zeus.
-Ja już skończyłam, mój drogi. Do ciebie należy decyzja, co jest ważniejsze. Ja, czy AC2366.


Po chwili drzwi zasunęły się za Herą, a Zeus pozostał sam. Niemalże bezwolnie opadł na krzesło i wbił spojrzenie w leżące u jego stóp wielobarwne szczątki ekranów.

***

Niemal cały poranek, jak każdego dnia na Ziemi, Hera spędziła przed lustrem. Starannie i z uwagą przyglądała się każdemu fragmentowi swojego ciała, doszukując się każdej, najdrobniejszej zmarszczki, przebarwienia, czy czegokolwiek, co mogłoby zdradzić jej wiek. Nie była stara, dobiegała dopiero do trzydziestki, a jednak chorobliwie bała się wszelkich objawów starości. Każda nowa zmarszczka była dla niej katastrofą na miarę zagłady całego świata

Rytuał codziennej pielęgnacji nieodmiennie zaczynał się od rozczesywania długich, kruczoczarnych włosów, którym Hera zazwyczaj pozwalała swobodnie opadać na plecy. Przy okazji, „bogini” upewniała się, czy nie zaczynają przypadkiem jaśnieć, co mogłoby być pierwszą oznaką zbliżającej się siwizny. Dopiero, gdy była już pewna, że z jej fryzurą wszystko jest w porządku, zabierała się za pielęgnacje twarzy. Wpierw dokładnie przyglądała się każdemu skrawkowi skóry, by mieć pewność, że przez noc nie powstała żadna nowa niedoskonałość, poczym zaczynała nakładać kolejne warstwy kosmetyków. Po tym etapie następowało krytyczne przeglądanie się w lustrze, poprawianie makijażu i upewnianie się, że całość nie nadała twarzy sztucznego wyrazu. Później kilka drobnych poprawek, jak choćby podkreślenie ciemnych oczu odpowiednim tuszem do rzęs i cieniem do powiek, by ostatecznie wygodnie oprzeć się o oparcie krzesła i z uśmiechem podziwiać efekt prac.

Po zakończeniu tych rutynowych czynności upiększających, Hera przez chwilę jeszcze wpatrywała się w niewielkie zdjęcie umieszczone przy lustrze i wspominała czasy z przed wyjazdu na Ziemie. W tamtych latach wiele czasu i sił poświęcała na ćwiczenie umiejętności tańca i osiągała w tym całkiem niezłe wyniki. Wynik na tyle dobre, że kilka razy zdecydowała się na udział w różnych konkursach tanecznych. Zdjęcie, jedno z niewielu osobistych rzeczy zabranych z Nibiru na AC2366, przedstawiało Herę w czasie jednego z jej występów w finale Turnieju Aerotańca.


Zajęła wtedy trzecie miejsce i choć nie była w pełni zadowolona ze swojego występu, to i tak uznawała to za spory sukces. W końcu stanęła na podium, a to było najważniejsze. Dziś po tamtych czasach pozostało tylko zdjęcie i sukienka, którą Hera zabrała na Ziemie. „Bogini” już dawno uznała, że taki strój będzie najodpowiedniejszy do pokazywania się ludziom. Był pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy wygodą i ładnym wyglądem, a przy tym dobrze pasował do figury kobiety. Tę samą sukienkę Hera postanowiła założyć na dzisiejsze spotkanie z wizytatorem.


Niedługo później, Hera była już gotowa do wyjścia. Założyła jeszcze na szyje swój talizman szczęścia, mający postać subtelnego, srebrnego łańcuszka z zawieszonym na nim pawim piórem, i wyszła z pokoju. Na stole, tuż obok pamiątkowego zdjęcia, pozostała srebrna bransoletka - otrzymany dawno temu od Zeusa prezent, z którym Hera zazwyczaj się nie rozstawała.

***

Oficjalna prezentacja, odbywająca się w jadalni Olimpu, okazała się całkiem przyjemna. Hera uwielbiała spotkania, na których obowiązywały ściśle określone zasady zachowania, a każda osoba wiedziała, gdzie jej miejsce. Takie sytuacje zawsze były klarowne i przyjemnie sformalizowane, bez żadnych niespodzianek i nieprzewidywalnych zdarzeń.

Sama, choć siedziała po lewej stronie Zeusa, nie zaszczyciła mężczyzny nawet krótkim spojrzeniem i tylko z nim jednym nie przywitała się w typowy dla siebie, oschły i zdawkowy sposób. Właściwie całkowicie go zignorowała, a napięta atmosfera panująca pomiędzy parą była wyczuwalna nawet dla nie zaznajomionego z sytuacją Heliosa. Pierwszy raz Hera zdawała się dostrzec obecność Zeusa dopiero, gdy ten złośliwie przekręcił nazwę jej plemienia. Maska spokoju i obojętności na moment została zastąpiona przez wyraz niechęci, wyraźnie widoczny na twarzy „bogini”, gdy ta poprawiała partnera. Hera szybko jednak wróciła do swojego normalnego, poważnego stylu bycia, z którego tak często (a najczęściej po wypiciu czegoś dużo mocniejszego od ambrozji) naśmiewał się Dionizos.

Gdy Zeus w końcu przestał gadać, co Hera przyjęła ze starannie ukrywaną ulgą, ze swojego miejsca powstał ten cały Hel Ioso i rozpoczął własną przemowę. Z całą pewnością w jednej sprawie miał rację – ”bogini” była niemal pewna, że wizytator przyleciał na AC2366, by udowodnić niekompetencje Zeusa, a być może także pozostałych kolonizatorów. Nie trudno było dostrzec, jak spięty w obecności Heliosa jest partner Hery i jak ostrożnie dobiera słowa. Jeżeli pomiędzy tą dwójką miał istnieć jakiś spór, to pytanie brzmiało, po czyjej stronie powinna się opowiedzieć Hera. Mogła zachować lojalność wobec swojego ukochanego, ale przecież widziała, że ta przeklęta planeta niszczy ich związek. Może, jeżeli Helios rzeczywiście chciał doprowadzić do odwołania Zeusa, lepiej byłoby pomóc wizytatorowi i rozwiązać problem obsesji ukochanego. Pewnie po odwołaniu na Nibiru mężczyzna byłby przez jakiś czas przygnębiony, ale Hera pomogłaby mu dojść do siebie, a przy okazji odbudowałaby łączące ich więzi. Tak, czy inaczej, kobieta musiała dowiedzieć się jak duże uprawnienia Rada dała Heliosowi, ale to mogło zaczekać.

Wkrótce spotkanie dobiegło końca i wszyscy rozeszli się do swoich spraw, a Hera wróciła do własnego pokoju, by przygotować się na wieczorne przyjęcie.

***

Bal jak to bal – mnóstwo jedzenia, zapewne będącego wyśmienitym dziełem Dionizosa, kobiety w ładnych sukniach (chyba za wyjątkiem Hery, która przybyła w swoim zwyczajnym, dość prostym stroju) i całkiem spokojna atmosfera. ”Bogini” już na wstępie zlustrowała sale krytycznym spojrzeniem, choć nic szczególnego nie przyciągnęło jej uwagi. Artemida, Apollo i Helios tworzyli jedną grupę, Posejdon i Hefajstos drugą, pomiędzy nimi stał Hermes wyglądający na nieco zmęczonego, a kawałek dalej przebywał Hades, jak zwykle skamieniały z obojętności. Na szczęście na sali nie było Afrodyty, która zazwyczaj samą swoją obecnością działała Herze na nerwy, co często kończyło się mnie lub bardziej zaciętymi kłótniami, które obie kobiety wyjątkowo zgodnie nazywały „uprzejmymi wymianami poglądów”.

Oczywiście Hera spodziewała się, że przed przybyciem Zeusa nie będzie miała zbyt wiele rzeczy do roboty. Innych kolonizatorów, za wyjątkiem swojego partnera i tej „wrednej zdziry Afrodyty”, starała się unikać dla świętego spokoju i własnej wygody. Dzięki temu zdołała ograniczyć swoje kontakty z pozostałymi cywilizatorami do niezbędnego minimum, które było ściśle określone przez zakres jej i ich obowiązków. Zdaniem Hery był to stan korzystny dla wszystkich zainteresowanych, więc nie miała zamiaru nic zmieniać. Usiadła gdzieś z boku, jak zwykle sztywno, jakby dopiero co połknęła kij, na kolanach kładąc notatnik elektroniczny i zagłębiła się w kolejne dokumenty. Wkrótce praca pochłonęła ją tak bardzo, że Hera zapomniała o istnieniu całego świata.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 01-04-2009 o 14:11.
Markus jest offline  
Stary 02-04-2009, 01:34   #10
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Obudziła się w humorze, który zwykła nazywać „nie zbliżać się - gryzę”. W gruncie rzeczy była zła na samą siebie za dzień poprzedni. Nie lubiła zawalać czegokolwiek, a przez jej głupotę stracił życie człowiek. Owszem był to co prawda tubylec, lecz dla niej fakt pozostawał faktem. Po ciężkim dniu pracy za bardzo się rozluźniła, zirytowana kompletną bezradnością ziemian w wykopaniu dołu pod nowy ustęp, rzuciła do jednego z nich – wyjątkowo służalczego typa, gotowego zrobić wszystko na każde jej skinienie – by „skoczył na dół, pomóc innym”. Rzecz jasna dureń potraktował to dosłownie i skoczył do kopanej jamy, zamiast użyć usypanego po drugiej stronie zejścia.
To zdarzenie mocno nią wstrząsnęło. Wypadki się zdarzały, ale to sprawiło, że uderzyła w nią świadomość, jak bardzo trzeba uważać na słowa przy prymitywnych ziemianach.

Westchnęła cicho i wstała. Przez chwilę jeszcze siedziała na posłaniu, po czym w końcu postanowiła zmyć z siebie resztki ospałości. Krótki, zimny prysznic to było to czego potrzebowała. Po kilku minutach ponownie usiadła na łóżku, wycierając włosy w zamyśleniu spojrzała na wiszącą na ścianie planszę z mapą okolicy Torgów.

Hmm… to wzgórze jest obiecujące. Do zamieszkania się nie nadaje, za mało miejsca, ale do obrony... Będę musiała ich nakłonić, żeby zbudowali tam jakieś przeszkody, żeby w razie czego mieć gdzie się wycofać.

Rozmyślania przerwał jej charakterystyczny trzask oznajmiający, że głośnik w ścianie się aktywował.

- Pamiętajcie, ze po południu mamy spotkać się by pokazać nasze osiągnięcia przed inspektorem.

Hermes sądząc po tonie był co najmniej znudzony, Atena niezbyt się temu dziwiła. Nie wyobrażała sobie siedzenia przy urządzeniach komunikacyjnych.

„Cóż, ktoś to musi robić… Mam jeszcze sporo czasu do spotkania, oby Ares nie wszedł mi dziś w drogę, bo wyjątkowo mogę się nie powstrzymać. „

Zacisnęła odruchowo usta, wspominając osobę, której w żadnym stopniu nie tolerowała. Sposób bycia tego mężczyzny był dla niej co najmniej irytujący. Można wręcz powiedzieć, że był w jej oczach uosobieniem zachowania, jakiego powinno się unikać pracując w grupie kolonizatorów. Częste nieposłuszeństwo wobec rozkazów, agresja i jeszcze kilka innych rzeczy sprawiło, że Atena naprawdę nie cierpiała Aresa.

Potrząsnęła lekko głową odpędzając niemiłe myśli. Przez chwilę czesała nadal wilgotne włosy, po czym sięgnęła do swojego notesu.



Przeglądając kolejne notatki w końcu znalazła tą dotyczącą potencjalnych liderów pośród Torgów. Choć władzę w jej plemieniu przekazywano wybierając najsprytniejszego, to wolała osobiście upewnić się, że przypadek nie będzie miał miejsca. Obecny przywódca był już stary i schorowany, co biorąc pod uwagę tryb życia nikogo dziwić nie mogło. Na sekundę wahała się, po czym zdecydowanym ruchem przeniosła jednego z kandydatów do odrzuconych.

Z niejakim zaskoczeniem spojrzała na ostrzegawczo migającą tarczę zegara, która miała przypomnieć jej o popołudniowym spotkaniu.

- Cholera, jeszcze tego brakuje, żebym się spóźniła.

Czym prędzej założyła na siebie czyste ubranie i wybiegła z pomieszczenia. Zwolniła dopiero o kilkadziesiąt metrów od wejścia. Bądź co bądź stanowisku zastępcy dowódcy nie wypadało jakoś biegać po korytarzach. Szybko zajęła swoje miejsce i przybrawszy minę sugerującą uwagę wbiła wzrok w mapę. W gruncie rzeczy przemowa niewiele ją interesowała, nie dowiedziała by się z niej nic nowego. O wiele większa uwagę przyłożyła do planszy rozmieszczenia plemion.

Chociaż nie są od siebie zbytnio oddalone, obecnie nie będą raczej w stanie nawiązać między sobą kontaktów. Może to i lepiej, teraz pewnie wzięli by się za łby i powybijali nawzajem. Zastanawia mnie tylko, co stanie się, kiedy w końcu dwa plemiona staną sobie na drodze… Trzeba będzie wymyślić coś na taką ewentualność. Sprawy zostawione same sobie mają zwyczaj zbaczania na złą drogę.”

Nim spostrzegła spotkanie zakończyło się. Wzruszywszy lekko ramionami wstała i spokojnym krokiem udała się do swojej kwatery, nie zwracając uwagi na innych.
Mając chwilę czasu podeszła do sztalugi stojącej w rogu i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niedokończone dzieło. Potrzebowało jeszcze sporo pracy, a ona zatrzymała się kompletnie pozbawiona weny. Wolała jednak zostawić na wpół pokryte farbą płótno niż później krzywić się nad powstałym potworkiem. W końcu zrezygnowana rzuciła się na łóżko i po prostu wpatrywała się w sufit. Zwykle miała pełne ręce roboty, lecz dziś jakby zupełnie opuściły ją chęci i siły. Westchnęła głęboko. Nie tak wyobrażała sobie swój pobyt tutaj, oczekiwała czegoś… innego, bardziej ambitnego i wyzywającego. A spotkała grupę prymitywnych istot, którym miała pomóc w rozwoju i drugą grupę, która momentami niewiele różniła się od pierwszej. Czas jak zawsze wykazał się zaskakującą elastycznością, jakby skracając minuty w sekundy. Niezbyt chętnie wstała i po niedługim namyśle założyła prostą czarną suknię. Jedyną jaką zabrała ze sobą z Nibiru.



*****

Weszła do sali niezauważona… no może poza Hermesem, który uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła mu się tym samym, po czym starannie wybrała miejsce gdzie mogła usiąść nie niepokojona przez nikogo. Nie miała nic przeciwko rozmowie z większością z kolonizatorów, ale biorąc pod uwagę swój nastrój wolała spokojnie przeczekać do czasu przemowy Zeusa.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172