Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2009, 12:58   #101
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- A-s-a-e-l.
- A-ś-m-a-e-l
Odparł Uk. Nie był w stanie powtórzyć dokładnie po kobiecie nie ze względu na wrodzoną złośliwość, ale na poobijaną głowę i spuchnięty język. Rudowłosa taksowała go wzrokiem z zainteresowaniem. Oglądała go tak jakby był jakiś zjawiskiem... czymś nie spotykanym na co dzień. Uśmiechnęła się... drapieżnie. Uśmiech ten wywołał u Uk'a dreszcz i spowodował, że cofnął się dwa kroki. To nie była zwykła kobieta. To był demon wcielony.

Gdy podeszła do niego i pogładziła go po policzy walczyły w nim co najmniej dwa uczucia. Pierwsze krzyczało w jego wnętrzu i nakazywało mu ucieczkę. Ucieczkę jaką ratuje się każde zwierzę, gdy napotka na swej drodze coś/kogoś, czego nie rozumie. Problem z ucieczką był taki, że był w zamknięciu. Nie miał gdzie uciekać. Ponieważ nie miał dokąd uciekać, górę wzięło drugie uczucie: ciekawość. Ciekawość tej dziwnej istoty, która wyglądając na drapieżce, na kogoś tak niebezpiecznego, podeszła doń i gładziła miło po policzku. Uk miał nadzieję, że nie był to wstęp do posiłku i że nie będzie odgrywał roli dania głównego. Słyszał kiedyś od szamana o plemieniu, w którym wojowniczki zjadały napotkanych mężczyzn. Czyniły to by uzyskać ich siłę i bronić się przed wpływem złych duchów.

Ruda coś perorowała. Była wyraźnie podenerwowana, panowała jednak nad swoimi duchami. Panowała nad ciałem. Tylko i wyłącznie subtelny zapach strachu krążył wokoło niej. Był on czymś interesującym... niemal podniecającym.

Uk powędrował w kierunku sufitu. Założenie było proste. Schować się tak, aby w pierwszej chwili nikt go nie zobaczył. Duchy powiedziały mu wyraźnie, co wydarzy się za chwilę. Nie zamierzał kończyć uduszonym. Nie chciał też aby tej kobiecie coś się stało. Ten ranny był mu na razie obojętny, choć.... wróć, nie chciał by od niego dostać w skórę. Grubas mógłby być równie dobrze martwy. Śmierdział tchórzostwem i Uk był pewien, że gdy tylko zobaczy choć trochę krwi da w długą.

Myśląc o tym wszystkim wisiał w najlepsze pod sufitem. Zorientował się, że jednak nie był to dobry pomysł. Mimo iż wdrapał się pod sam sufi był jednak widoczny. Napastnicy, którzy wpadną tu za kilka uderzeń serca zapewne będą chcieli szybko z nimi skończyć. On musiał być szybszy.

Nagle puścił kraty i zbiegł po pionowej ścianie. Gdy zbliżył się do samej podłogi, wykonał przewrót w przód i w pół-przyklęku wylądował na podłodze. Opanował mdłości i słabość jaka go opadła. Nie było za dobrze, jednak bywało gorzej. Uśmiechnął się drapieżnie. Spojrzał na Aśmael, potem na tego rannego. Przechylił głowę. Warknął. Zaskomlał.

Pokazywał zagrożenie tak, jak wilk starający się przekazać stadu, że zaraz może stać się coś złego... nie potrafił powiedzieć tego inaczej. Podszedł do krat próbując się uwolnić, próbując je rozgiąć, potem je ugryźć. Nic z tego...

Ponieważ nie był w stanie w żaden sposób zareagować, podszedł do ściany leżącej naprzeciw drzwi. Podszedł do samego rogu, oddalonego możliwie daleko. Tam przykucnął gotów do walki. Zaczął głęboko oddychać. Uspokajał się. Wiedział, że spokój będzie mu za chwilę bardzo potrzebny. Zamkną oczy.
- Jama, jama, jama,jama, jama,jama, jama,jaaaaama.

Wyszczerzył zęby jak zaszczuty pies. Zebrał się w jeden kłębek z nielichymi obawami czekał na to co nastąpi.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 08-07-2009, 16:53   #102
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
To, co zdarzyło się gospodzie było już historią, złudzeniem, snem. Bartel King, upadły skrzydlaty szedł teraz zamykając pochód wraz z gromadą podobnych jemu. Szedł brodząc po kostki w błocie, w szlamie, ściekach. Jakby wdepnął w czystą kałuże to by się uradował. Nigdzie jednak takiej nie było i nie zauważyłby jej, gdyż myślami biegł gdzie indziej.
"[...]wspominał o nich w lesie Kevin, kiedy go zatrzymałem. W sumie dowiedziałem się tego samego, co ty, przy czym… Ugryzione z drugiej strony, że tak powiem. Ostrzegał przed tymi, którzy chcą obalić Gabriela i radził, żeby uważać w rozmowach z nimi, o ile nie unikać ich w ogóle."

Słowa Diriaela wibrowały mu w głowie.
"[...]Nie mów o tych mrzonkach"
W tamtej chwili Kevina spojrzenie mówiło nie wiele. Lecz słowa jego były ciche i lodowate. Nie chciał za bardzo rozmawiać o walce z Gabrielem. Ale co powodowało jego poruszenie?
"Przewodzenie grupie przestępców w celu przejęcia władzy w Pierwszym Mieście. A tak naprawdę naszym celem było zjednanie sobie posłów, którzy z kolei zatwierdzaliby ustawy traktujące o szeroko pojętej pomocy dla ludzi… Niestety, nie docenialiśmy Gabriela. Trzymał w garści przeważającą większość Rady."

Kurt, miał jakąś wiedzę na ten temat. Na temat Gabriela i całej tej kampanii przeciw niemu. Jego sowa dawały wrażenie oczywistych:

"[...]jesteś z nami lub przeciwko nam"

Toczyła się walka. Walka, której Bertel wcześniej nie zauważał i a teraz nie rozumie. Aranox w całym tym harmidrze nie odpowiedział na pytanie. Albo po prostu nie chciał odpowiedzieć. Nie wyjawił, co Oni tu wyprawiają i o co toczy się gra. Może to zaniedbanie, ogólny rozgardiasz. A może wyrafinowanie.

Sprawy się skomplikowały. Achrol i Asael siedzą w więzieniu, z którego, wierząc w słowa przewodnika Aranoxa, zaraz wyjdą. Może dzięki temu dowiedzą się więcej niż oni? Może. Sami zaś udali sie do rebeliantów.

Idąc i wspominając to wszystko Bartel pomyślał, że mogą być z tego kłopoty. Wcześniej się cieszył. A że to słuszna sprawa, że solidarność. Dupa. Nic nie jest dobrego, jeśli jeden z nich mówi, że to może śmierdzieć. A może.

**************

Przyśpieszył trochę kroku. Położył rękę na ramieniu Diriaela i gdy ten się obrócił, Bartel przyłożył palec do swoich ust.
- ććśśśssiiiii - zaszeptał i po chwili jego usta wypowiedziały bezgłośne - pogadajmy.

- Czy ten cały Kevin powiedział ci coś jeszcze? - Mówił szeptem idąc powoli z Diriaelem (o ile ten się zgodził porozmawiać) jakieś kilka metrów przed sobą mieli resztę.
- Jakie miałeś wrażenie odnośnie Kevina podczas rozmowy? Mówił poważnie?
- Uważam, że musimy być ostrożni i nie powinniśmy się na wszystko zgadzać od tak... I musimy porozmawiać, raz jeszcze z Wilkiem.

**************

Dom, a raczej kamienica wyglądała imponująco jak na tą całą mieścinę. Musieli trochę poczekać na wizytę. Był wieczór, a wieczorem, niektórzy biorą kąpiel albo wieczerzą. Usadowili ich w pokoiku, coś na kształt poczekalni. Chwilę później zaprosili ich do Lucjusza, jak się okazało, głowy Rebeliantów.

Inicjatywę przejęła Ebriel. Przedstawiła nas, każdego po kolei. Ogólnie rozmowa wydawała się bardzo naturalna. Wszystkie pytania napotykały na przychylną reakcję. Odpowiedzi były zadowalające. Najciekawsza była geneza powstania świata. Dość dziwaczna i niebezpieczna, jeśli chodzi o Pierwsze Miasto. Bartel postanowił nie wierzyć temu do końca. Tak jak Kurt z tego, co się mu wydawało. Nie słyszał o żadnych "podziemnych" a dość często bywał na ziemi. Ba, nawet nie dość, tylko po prostu często. Z tym, że o ruchu oporu też nie słyszał.

Cała ta sytuacja była aż nadto pociągająca. Skrzydlaty odrazu chciałby się przyłączyć do tej wizji i ruszyć do walki z zastępami Gabriela. Chciałby żeby nie było różnic rasowych. O taki eden, raj na ziemi. Wszystko to tylko sprowadza się do jednego. Czemu i do czego ostrzegał ich Wilk? Maił podstawy, jako ich najemnik, by się czegoś obawiać. Tylko, czego?

Bartel stał na uboczu. Chciałby się stać niewidzialny i zajrzeć w różne zakamarki. Niestety, przysłuchiwał się tylko mówcom i uważnie obserwował Lucjusza.

Bartel jak najbardziej ma zamiar skorzystać z oferty Lucjusza i udać się jak najszybciej na odpoczynek. Wyrko jest teraz jednym z priorytetów. To był bardzo długi dzień.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 13-07-2009, 15:42   #103
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
siedziba skrzydlatych; Ebriel, Kurt, Bartael i Diriael
Po wyznaniu Kurta nastała cisza. Lucjusz chyba czekał aż Wy powiecie coś o sobie ale uparcie milczeliście. Gdy już niezręczność osiągnęło apogeum rozległo się pukanie do drzwi. Nowy gość nie czekał na zaproszenie tylko wszedł do środka.

Młoda kobieta, która weszła musiała właśnie wrócić z dworu. Ulewa zmoczyła na wylot jej ciemne włosy a skóra butów pod wpływem żywiołu pociemniały. Ubrana była po męsku ale na modłę ziemską, proste zielone spodnie i taka sama tunika. Gdy szła w deszczu musiała mieć płaszcz lub inne wierzchnie nakrycie, tunika i spodnie były praktycznie suche. Jej sylwetce niczego nie brakowało jednak nie mała uroda nowo przybyłej gasła przy takiej piękności jak Ebriel. Jak na standardy skrzydlatych była bardzo niska, nawet niskiemu Kurtowi nie sięgała do ramienia, stojąc przy barczystym Bartelu wydawała się kruszynką.
Dziewczyna nie speszyła się widząc takich wielkoludów, patrzyła na Was z ciekawością. Lewą ręką dotknęła złotego naszyjnika, tik nerwowy a może użycie przedmiotu naładowanego przez skrzydlatego mocą?
Ubiór kobiety Bartelowi wydawał się... Niestosowny. Ze swoich poprzednich wizyt zauważył, że kobiety tutaj ubierają się w suknie lub spódnice nigdy nie noszą się po męsku.
Chwilę ciszy, która nastała po przybyciu dziewczyny przerwał Lucjusz.
-Poznajcie się. Ta urocza, młoda kobieta, która będzie Waszą przewodniczką to Rachel. Rachel to są nasi goście o których opowiedział Ci już pewnie Aronax. Nasz potężny towarzysz nazywa się Bartel, mężczyzna po jego lewej to Kurt a ich towarzysz po prawej nazywa się Diriael. Kobieta, której piękny głos przyćmiewa tylko powalająca uroda to Ebriel.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Was i wyciągnęła rękę.
-Miło mi.
I znów Bartelowi zachowanie Rachel wydało się niestosowne. W Pierwszym Mieście mało, które kobiety podawały rękę na przywitanie co dopiero na Dole... Strażnik był pewny jednego dziewczyna na pewno nie była skrzydlatą.
I znowu odezwał się Lucjusz.
-Rachel jakbyś mogła im przez pewien czas potowarzyszyć. Ich nieznajomość zwyczajów może sprowadzić kłopoty.
Dalej stary skrzydlaty zwrócił się do Was.
-Jeśli macie jakieś pytania prosiłbym o pośpieszenie się. Chcę jak najszybciej załatwić uwolnienie Waszych przyjaciół. Dostaniecie ode mnie pieniądze na początek a Rachel zaprowadzi Was do mieszkania.

cela; Asael, Achrol i dzikus
-Rozumiem, że musimy się zwijać zanim któryś w końcu zechce tu wpaść po Achrolowy zad zanim ja go skopię. On jest mój! Skoro tak traktują tu jeńców to chyba nie mamy co liczyć na sprawiedliwy proces? Czy może lepiej być grzecznym kawałkiem zbrodniarza? -Sprawiedliwość to obce pojęte dla tej rasy.
-Jeśli mamy się zwijać za godzinę to może jakiś plan? Czy na żywioł, rozwalasz kraty i siekamy póki nas nie zamordują? Na pewno miałeś jakiś plan? Zanim nas tu wtrącono do was do przytulnej celi, zakładałeś, że sam jeden uciekniesz? Rozwalisz kraty i co dalej?
-I ich wyrżnę. Powinienem dać sobie radę z kilkoma strażnikami a z Waszą pomocą jest to pewne. A potem... Ja uciekam z miasta do przyjaciół.
Jakoś odechciało Wam się rozmów. Dzikus siedział w kącie co raz powarkując, Achrol siedział na jednym łóżku a mężczyzna na drugim. Asael chwilę stała w końcu jednak usiadła na Achrolowym łóżku, tuż przy małomównym skrzydlatym.
Czekanie było irytujące, bardzo... A brak zegarka był jeszcze gorszy. Ile już upłynęło? Po pewnym czasie usłyszeliście krzyki, krzyki mordowanych ludzi. Człowiek spojrzał pytająco na Was, Wy na niego, dzikus warknął. Grubas zaklął i zerwał się z łóżka. Z szybkością, która do niego nie pasowała podbiegł do krat. Wciśnięte między kraty dłonie zdawały się obejmować sześcian, słowa w nieznanym Wam języku były zagłuszane przez krzyki mordowanych do których po chwili przyłączyły się okrzyki strachu innych więźniów. Krzyki mordowanych umilkły, drzwi prowadzące z góry otworzyły się. Więźniowie umilkli, grubas nie przerywając inkantacji spojrzał w górę. Z góry schodzili strażnicy z mieczami i pałkami w dłoniach. Nic sobie nie robili z ran i braku kończyn. Jeden nie miał głowy, drugi ramienia, innemu wychodziły z ciała połamane żebra a czwarty miał nienaturalnie skręconą głowę. Za nimi schodził szkielet.

Achrol wpatrywał się z nienawiścią w oczach ożywieńcowi. Asael tylko raz słyszała o nekromanci, pewien kapłan Jedynego parał się nią z dwa lata temu. Strażników musieli wesprzeć Posłańcy by go dorwać, rudowłosa strażniczka nie brała wtedy udziału w tej akcji. Nekromanta został zesłany na dół...
Grubas skończył w końcu inkantacje i się odsunął. W miejscu gdzie były jego ręce unosił się kamienny sześcian, kamień zaczął się wydłużać i już po chwili dotykał obu krat na tym jednak nie poprzestał. Kraty po kolei wyłamywał się z hukiem, martwi strażnicy powoli schodzili do celi, byli już prawie przy Was. Gdy tylko pojawiło się przejście grubas wyskoczył przez nie i pobiegł w stronę przeciwną od wyjścia. Przyklęknął i zaczął znów coś inkantować. Drugi wybiegł Achrol nie zważając na ranną rękę porwał kawałek pręta i skoczył na pierwszego umarłego. Kawałek pręta uderzył o miecz krzesząc iskry…
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-07-2009, 17:26   #104
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Cela była pusta... jeszcze była pusta... Uk wiedział jednak, że to tylko kwestia czasu. Duchy do tej pory jeszcze nigdy go nie okłamały. Zaraz ktoś tu wpadnie i będzie starał się ich skrzywdzić. Będzie starał się zadać im ból... starał się ich zabić.
Dzikus niczym zaszczute zwierze zwinął się kłębek i powarkiwał coś pod nosem. Popiskiwał od czasu do czasu.
Ta ruda kobieta, wraz ze swym rannym towarzyszem jakoś się chyba tym wszystkim nie przejęli? Czy duchy nie powiedziały im co zaraz się wydarzy?
Z kim mnie tu zamknęli? Bada dziwaków!

Naraz to stało się to, co stać się musiało... było jednak jeszcze gorzej niż Uk podejrzewał. To co się otworzyło, dało przejscie wojownikom, jakich Uk jeszcze nigdy nie widział. Przypominali martwych, bili martwi... a jednak cały czas szli. Byli potworni... byli wcieleniem zła, demonami od których każdy przy zdrowych zmysłach powinien trzymać się z daleka...
Uk stanął sparaliżowany. Nie był w stanie się ruszyć, nie był wstanie płynnie oddychać. Stał zapatrzony w przerażający widok. Stał i patrzył jak uosobienie śmierci podąża ku niemu i zamierza go zabić. Nie mógł jednak w żaden sposób przełamać przerażenia... przykucnął, objął rękoma podwinięte pod siebie kolana.
- UUUUUUU! Wskazał palcem podążających ku niemu umarłych.

Naraz to ranny w kończynę mężczyzna, który do tej pory nie powiedział ani słowa, złapał coś w dłonie i popędził na spotkanie z umarlakami... Grubas popędził w stronę przeciwną i co dziwne zaczął organizować przejście...ruda stała na środku.
Co robić?
Uk wstał i szybkim choć niepewnym krokiem podszedł do kobiety. Starał się złapać ją za rękę i odciągnąć w kierunku grubasa, który chyba zamierzał stąd wyjść...
- Uuuuuuk!!! Wydarł się dzikus wskazując wyjście jakie organizował grubas.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 15-07-2009, 21:01   #105
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- A-ś-m-a-e-l ?
Asael uśmiechnęła się pocieszająco.
- Nie mam smalcu, Piękny – rozłożyła bezradnie ręce.
Uk zachowywał się, powiedzmy, nerwowo. Szczęśliwie nie była to nadpobudliwość seksualna, ani chęć walki o terytorium z Achrolem. Był po prostu zdenerwowany, chyba się bał. To zrozumiałe, każdy tu się bał. No nie?
- Spokojnie, Uk – odezwała się do dzikusa. – Na pewno zaraz zjawi się ktoś, komu wyjaśnimy całą sytuację.
Z uśmiechem oparła się o ścianę.
- Ktoś, kto nas stąd wyprowadzi, ciebie i tego gadatliwego pana - wskazała na Achrola – odprowadzi do domu, do lasu, lepianki, czy gdzieś tam, a mnie na szubienicę. Mam tylko nadzieję, że się nie pomyli i nie zaprowadzi Achrola do Twojej lepianki... to by się twoi ziomale zdziwili...! No już dobrze, spokojnie, piękny... nie zrobimy ci krzywdy.
Zwinął się w kłębek popiskując. Asael serce się krajało. Gdyby miała coś do jedzenia przynajmniej by go poczęstowała na osłodę losu.
- Już dobrze, będzie dobrze! – przemawiała czule z uśmiechem do piszczącego Uka. – Gah... Ty chyba nawet nie rozumiesz, co ja mówię, bidulku... O, widzisz? – zawołała tryumfalnie. – Już idą...! Ożesz jasna cholipa!!!
Szli, owszem. Ale co to miało być?! Żebra na wierzchu, brak rąk, przetrącony kark...?! Coś takiego NIE powinno chodzić!!! Asael z jękiem zgrozy zerwała się na nogi i odskoczyła do kąta.
- A ci skąd wypełźli?!
Uk wydał z siebie odgłos jaki Asael by wydała, gdyby nie miała gardła ściśniętego zdumieniem i zgrozą.
- Co za pieprzone ohydztwa i do tego łażące?! – jęknęła znowu. – Dlaczego nie mógł tu przyjść przystojny, opalony, nieżonaty kapitan straży, tylko rozkładające się czubki bez rąk i bebechów?! Ja to mam kurna szczęście w życiu!
Przypadła do skulonego Uka, razem raźniej im było dygotać i jęczeć.
- Niech kurna ktoś nie myśli, że to zniechęci mnie do zabijania medyków!!! – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Co to do wszystkich Diabłów jest za żart?!
Przez moment miała nadzieję, że to naprawdę żart. Nie wiem, przebierańcy, czy coś, taki miejscowy cyrk, który się zgubił albo rozrywka miejscowych strażników. Miała nadzieję, że cokolwiek to było, nie zauważy ich w ciemnej celi. Próżne nadzieje. Beczka wysadził kraty i zwiał. Asael otworzyła szeroko oczy, niedowierzając. Jakoś tak bezpieczniej czuła się w kącie, niż tam na zewnątrz, bliżej tych łażących cosiów.
- Achrol, tylko nie...
Achrol złapał pałę w dłoń [twardą!] i susem wściekłej pantery [chorej na wściekliznę?] wyskoczył przez rozerwane kraty na zewnątrz.
- ACHROL DO JASNEJ CHOLERY!!! – wrzasnęła w szale i histerii.
Achrol rzucił się do ataku. Asael obserwowała – wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Poderwała się i przypadła do krat. Beczka dłubał przy ścianie, Achrol robił użytek z pały w drugiej części korytarza, aż iskry sypały! Ze stanu osłupienia wyrwał ją Uk, łapiąc ją za rękę.
- Uuuuuuk!!! - wydarł się dzikus wskazując wyjście jakie organizował grubas.
Asael spojrzała na niego, na Beczkę.
- Nie, Piękny! – wydukała łamiącym się głosem. – Ten odważny skrzydlaty jest ze mną! – skinęła na Achrola. – I jest tu przeze mnie! Nie zostawię go!!! – warknęła.
Wskazała na Beczkę.
- Idź, idź z nim!
Sama odwróciła się w kierunku Achrola i maszkar.
- Jeśli ich nie powstrzymam, to przynajmniej zatrzymam na chwilę! – syknęła z determinacją.
Zamknęła oczy.

Wrzuta.pl - Within Temptation - Stand My Ground

- Chaosie zimny zamrażający krew wrogów moich
Blasku ponad mrokiem kojący me rany
Pani mrocznych koszmarów
Obrończyni dobrych dusz
Usłysz me wołanie
Weź moją krew
Uchroń tych za których walczę!
Jeśli żyć to tylko dla twej chwały!
Jeśli ginąć to tylko w twoje imię!

W ręku Asael pojawił się mglisty miecz o czarnej, lśniącej klindze. Wokół skrzydlatej zabłysła półprzezroczysta tarcza. Asael spojrzała na swych wrogów, przełknęła głośno ślinę. Miała ochotę krzyknąć to, co usłyszała kiedyś podczas wyjątkowo trudnego natarcia. „Banzai, kurna!” Ale warknęła tylko tradycyjne:
- DAJH!!!
I rzuciła się do ataku na wroga stojącego najbliżej Achrola, by osłaniać towarzysza. Ma zamiar odrąbać ręce. Bez rąk co im zrobi? Kopnie? Osika? No dobra, ręce, a potem tradycyjnie - pała...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 16-07-2009, 19:47   #106
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- DAJH!!!
Czy ona to naprawdę powiedziała? Ale dlaczego? Przecież widzieli się zaledwie kilka minut... czy może to Duchy tak ją kierowały?
Dajh!!!
A więc Ona, była Tą, która mogła go zrozumieć. Była tą, która mogła by utulić jego zbłąkaną duszę. Szkoda, że zginie.

Naraz to w dłoni Asmael wykwitł miecz. Uk patrząc na broń wydał kwilenie przestrachu.
Kim ona jest?? Czym ona włada?
Zaatakowała pierwszego przeciwnika z siłą i przekonaniem godnym lepszej sprawy. Walczyła nie o własne życie, ale o własne zasady.
I właśnie to wywołało u Uk'a mocniejsze bicie serca.

Ruszył biegiem w kierunku przeciwnika. Wiedział, że nie miał za dużo miejsca. Nie lubił walki w ścisku, jednak nie było w tej chwili innego wyjścia.
Podbiegł do krat skoczył na nie... wykonał obrót w powietrzu tak, że na spotkanie żelaza wyruszyły nie jego ręce, a nogi.
Zanim siła przyciągania zrobiła swoje wybił się... czyniąc z siebie pocisk pomknął w kierunku najbliższego przeciwnika, który nie był jeszcze związany walką... Te kreatury, nie różniły się od ludzi pod jednym względem... można im było oderwać głowy... teraz nawet było to łatwiejsze...
Po uderzeniu w przeciwnika Uk postara się ukręcić głowę kościejowi... oderwać ja od reszty jego ciała. Całą cele obejmie również histeryczny krzyk dzikusa. Krzyk przywodzący na myśl tylko jedno stworzenie... Banshee
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 23-07-2009, 21:43   #107
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
siedziba skrzydlatych; Ebriel, Kurt, Bartael i Diriael
Tak jak Lucjusz prosił pośpieszyliście się z pytaniami a raczej jednym pytaniem, zadał je Kurt.
- Mam jeszcze jedno pytanie, czy znasz może skazańca o imieniu Ezechiel? Wysoki i szczupły, ma długie jasne włosy.-elektryk chwilę się zastanawiał -Wygnano go jakieś... trzy lata temu
-Ezechiel...-stary skrzydlaty wyraźnie posmutniał-Znałem go. Zmarł podczas Pogromu, postanowił oddać życie za swoje idee, to dzięki niemu część z nas przeżyła i może kontynuować jego dzieło.
Wiadomość o śmierci skrzydlatego nazywanego Ezechielem wyraźnie przybiła Kurta. Cisza, która nastała, nie była niezręczna, była grobowa. Nikt nie odważył się jej przerwać. Dopiero Rachel odważyła się ja przerwać, podeszła do Kurta i wspinając się na palce położyła mu dłoń na ramieniu. Jej cichy głos był słyszalny w całym pokoju.
-Może pokażę Wam mieszkanie? Przyda Wam się odpoczynek po tym ciężkim dniu.
Tak też było, amputacja skrzydeł, uganianie się pół dnia po lasach i "miastach" w towarzystwie morderców... Właśnie mordercy, pewnie już chrapią na łóżkach w celach. Wyśpią się a rano ich wypuszczą.
Wyszliście z gabinetu słysząc tylko "dobranoc" od Lucjusza, wyglądał na jeszcze bardziej przybitego niż Kurt.
Poszliście za Rachel na piętro kamiennicy, nikt nie miał ochoty na pytania, zmęczenie dawało Wam się we znaki. Dziewczyna otworzyła drzwi kluczem, który wzieła z biura Lucjusza.

Mieszkanie było nie duże, trzy pomieszczenia. Pierwszy pokój był czymś w rodzaju salonu. Kanapa, stół i dwa fotele stały na środku, standard. Ale gdzie tu telewizor? I komputer? Zamiast tego na jednej ścianie widzieliście gobelin.

Oprócz tego w pokoju znajdował się drewniany stojak na wino na którym była aż jedna butelka i szafa w której znajdowało się... nic.
-Kanapę można rozłożyć, dwie osoby powinny się wtedy na niej zmieścić.
To były jedyne słowa jakie padły w tym pomieszczeniu. Następna była kuchnia w drodze do której Diriael rozbił głowę zapominając ze zmęczenia schylić głowy przy wychodzeniu z pokoju.
Rachel spojrzała na niego zaniepokojona.
-Nic Ci nie jest? Tu jest trochę niżej...
"Trochę" oznaczało, że przy wychodzeniu z pokoju nawet Ebriel z Kurtem musieli schylić głowy. Diriael pokręcił głową.
-Nie, nic mi nie jest. Dzięki.
Kuchnia okazało się... W pełni wyposażoną kuchnią, tak przynajmniej mówiła Rachel? Gdzie jest mikrofala? A lodówka? I kuchenkę gdzieś zgubili. Fajnie kominek ale co macie zrobić? Wrzucić tam jedzenie? Gdzie ten czajnik ma włącznik?
Ostatnim pomieszczeniem była "sypialnia". Sypialnia był ni mniej ni więcej a małym pokojem z czterema, prostymi łóżkami (drewniana rama, siennik a na to kołdra i poduszka z pierza) i piecem. Również to tu znajdowało się drewno do palenia w kominkach.
W całym domu okna były szczelnie zamknięte przed deszczem a za oświetlenie robiły liczne świeczki, które rozpaliła dziewczyna (przynajmniej mają zapałki, chwała Jedynemu!).
-No to chyba tyle. Miłej nocy, wpadnę do Was rano i oprowadzę po mieście.
Dziewczyna wyszła pozostawiając Was samych w mieszkaniu ogarniętym półmrokiem... Zaraz, zaraz! Łóżek jest pięć a Was szóstka, licząc więźniów. Co prawda panowie nie mieli nic przeciwko wizycie Asael w ich łóżku ale na samą myśli o możliwości nocowania z Achrolem wzdrygali się.

cela; Asael, Achrol i dzikus
Podczas gdy największym problemem reszty było kto gdzie będzie spał Wy walczyliście o życie.
Achrol zręcznie manewrując kawałkiem żelaznego pręta rozbroił przeciwnika i dobił go jego własnym mieczem. W tym samym czasie Asael walczyła z dwoma innymi martwymi strażnikami, co prawda ich było dwóch ale to ona miała tarczę. Jeden został sieknięty przez twarz, jednak niezrażony atakował dalej a drugi stracił w walce rękę. Najmniej szczęścia miał dzikus, który dzięki swym nie małym umiejętnościom akrobatycznym ominął zombi i rzucił się prosto na szkieleta. Gdy próbował oderwać mu głowę ten silnym ciosem posłał go na ziemię. Ból jaki w klatce piersiowej odczuwał człowiek sugerował na oberwanie młotem kowalskim nie pięścią. Czwarty zombiak właśnie nachylał się by dobić biednego Uka gdy płonący miecz posłał go na zawszę w objęcia śmierci. To Achrolowi udało się rozpalić miecz i z imieniem Jedynego na ustach rzucił się na szkielet. Ten uniknął ciosu (jak martwiak może być tak szybki? jak on wogóle może się poruszać mając tylko kości). W tym czasie dzielna Asael poradziła sobie z jednym przeciwnikiem i zabrała się za drugiego gdy... Gdy z kamiennej podłogi wyrosły stalagmity i nabiły jeszcze ruszające się trupy. Nie było agonalnych drgawek tak znanych dla całej trójki, tylko bezruch.
-Ruszajcie się!
To grubas podniósł się z klęczek i właśnie podnosił z ziemi miecz jednego z martwych.
-Na górę, trzeba dorwać ich pana.
Nim pobiegliście Achrol podszedł do Uka i położył mu zdrową rękę na ramię.
-Niech Jedyny wynagrodzi Ci krzywdy, które poniosłeś w walce za niego!

Uk
Nie wiesz co powiedział ten ranny człowiek ale poczułeś się od tego lepiej, klatka przestała boleć, czułeś się wypoczęty jakbyś spał długo po dobrej kolacji.

Asael, Achrol, Uk
Wbiegliście na górę, pierwszy biegł Achrol z ciągle płonącym mieczem. Wybiegliście do głównego pomieszczenia straży. Ktoś tu stoczył niezłą walkę, biurka, krzesła i inne meble były poprzewracane, jedna ściana była cała zakrwawiona jakby ktoś się tam rozpękł. Nie mieliście dokładnie czasu na rozglądanie się, martwi strażnicy podążyli od razu w Waszym kierunku. Było ich koła dziesięciu, dużo... Przynajmniej macie tu trochę więcej miejsca. Oprócz Was i martwych strażników był tu ktoś jeszcze.
Mężczyzna, który stał z tyłu stanął w pozycji bokserskiej, rękawice na jego dłoniach z pewnością nie były dziełem ludzi, tylko skrzydlaci mają taka technologie.

-Musimy się przedostać na zewnątrz, tu nie działają moje moce. Tak możemy mieć z nim kłopoty.
Białowłosy skrzydlaty tylko się uśmiechnął, zombi ruszyły do ataku.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 25-07-2009, 15:59   #108
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Wyrko, wyrko, wyrko.
Bartel był zmęczony. Wydawało by się, że to najprostsze z pragnień. Że wystarczy się położyć i już. Gotowe! Nic z tych rzeczy. Rozmowa z Lucjuszem się przeciągała. Kobieta, która weszła niedawno, też zrobiła to nie potrzebnie. Była nie duża. Ale nie tylko wzrost miała do niczego. Wyczucie czasu też. Łóżko, to jedyny priorytet. Jutro można zadawać pytania, dociekać czy drażnić się z kimkolwiek. Ale teraz wyro!

Kurt zadał jeszcze jedno pytanie. Przeciągał strunę. Natomiast odpowiedź była szybka i zaraz po niej nowo przybyła kobieta, Rachel, zabrała ich do mieszkanka. Nareszcie!

Szli niedługo. A przynajmniej Bartelowi się tak zdawało. Klucz w zamku zrobił klik klik i byliśmy w holu naszej kwatery. Która była jak by to powiedzieć łagodnie? Skromna. Czegoś takiego chyba, żaden ze skazanych się nie spodziewał.
Jeszcze miesiąc temu bez wieczornych wiadomości nie potrafił się obejść. A prezentowana prze pewną miłą piękność pogoda była jego codziennym rytuałem. Co począć bez TV? Nic. Na razie tylko spanie było ważne. Chociaż, może te wiadomości...

TV nie było. Radia nie było. Mikrofalówki nie było.
Bartel był można powiedzieć stałym turystą na ziemi ale nigdy nie został tu więcej niż kilkanaście godzin. To se właśnie uświadomił. Nie wie nawet jak wygląda zmrok na tej wysokości. Nie wie jak zrobić zapiekankę bez mikrofali. Tak, właśnie nieustraszonego Strażnika złapały lekki. Stał jak wryty przyglądając się kuchni gdy kobieta imieniem Rachel zapalała po kolei świece. Świece, które nie gasną na klaśnięcie.

Jedyne dobre było to, że w domu też śpi na sienniku. Tata go do tego przyzwyczaił i tak zostało. Głupio mu było sprowadzać koleżanki do siebie po dyskotekach. Na szczęście skrzydlaci mają skrzydła (dziwne prawda?). Dom jest mało istotny kiedy można se pozwolić na latanie wspólne o świcie słońca.

Barel długo nie myślą rzucił się na pierwszy lepszy siennik zdejmując tylko torbę.
- Umyję się rano... - bąknął mało zrozumiale i zasnął.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 25-07-2009, 17:27   #109
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Celem Uka był ten który szedł ostatni... ten który musiał być przewodnikiem tego piekielnego stada... jeśli udało by się załatwić tego.. z pozostałymi powinno pójść łatwiej. Dzikus zręcznym podwójnym saltem, dwoma gwiazdami i jedną rozgwiazdą minął przeciwników i zgrabnie powędrował ku wypatrzonemu przeciwnikowi ze skromnym zamiarem urwania mu głowy. Nie wyszło...

Uderzenie tak silne, że mogło by rywalizować z uderzeniem wściekłego nosorożca albinosa, spadło na klatkę piersiową Uka.
Człek zachował się zgodnie z nabytymi odruchami... zachował się tak, jak każdy zapewne zachował by się na jego miejscu. Padł na ziemię i usiłował złapać oddech. Uderzenie w klatkę piersiową wycisnęło całe powietrze z płuc dzikusa i teraz zmieniał on kolory.. to był zielony, to znowu fioletowy. Dla osób postronnych mogło by to wydawać się zabawne.. dla Uka nie było.
Mało tego, że nie mógł złapać oddechu to dodatkowo jeszcze stanął nad nim ten wyklęty demon. Zamierzył się na niego i spowodował iż cały dotychczasowy żywot dzikusa przemknął mu przed oczyma... całe życie w ułamku sekundy przeleciało... calutkie.
Aż tu naraz nad jego ciałem przemknął równie szybko płonący miecz. Zgładził on napastnika ratując jednocześnie marny żywot dzikusa.
Posiadaczem miecza był nie kto inny, a ten milczący mężczyzna. Jeśli władał on takimi mocami musiał on być jakimś szamanem. Zresztą nie tylko on. Asael również władała bronią, której jeszcze wcześniej nie miała. Ona też była szamanką? W dodatku wyznawała jeszcze DAJH.. Cóż to była za dziwna kobieta.

Gdy Uk leżał i starał się pozbierać (co nie wychodziło mu najlepiej)... tych dwoje dziwnych szamanów zakończyło potyczkę. Trzeci, gruby zaczął nawoływać... wszystko skończyło się równie szybko jak zaczęło... tylko Uk powędrował szybciej pod ścianę, niż z pod niej wybiegł. Cóż nie zabłysł w tej potyczce... nie obronił stada. Nie sprawdził się. Mimo tego stado dalej egzystowało, ba miało się nawet bardzo dobrze.
Ów dziwny, ranny mężczyzna podszedł do Uka i dotknął jego ramienia. Wypowiedział jakąś serię niezrozumiałych dla dzikusa słów. Ich efektem było zakończenie mąk Uka.
Ból jaki wywołało uderzenie nagle zelżał, a zaraz potem nie było po nim śladu. Z głośnym wciągnięciem powietrza Uk mógł znowu stwierdzić że żyje.
- kuje Rzucił w stronę wybawcy.
Pobiegli na górę.
Prowadził ich oczywiście ten, który niósł przed sobą płonący patyk. Zdaje się że był przewodnikiem stada. Znaczy się, że Uk musiał by go zabić, jeśli starał by się o tę rudowłosa samicę. Zamierzał przeżyć, pomoc tego z patykiem była mu potrzebna... zatem samice trza sobie było narazie odpuścić. Szkoda.

Na piętrze drogę zagrodził im dziwnie wyglądający mężczyzna. Nie nosił broni, zacisnął jedynie pięści w gardę zagradzając im drogę. Jakaż była zaleta walki bez broni z przeciwnikiem uzbrojonym? Szybkość. Każdy człek uzbrojony w gołe dłonie będzie poruszał się szybciej niż inny ich nie posiadający.
- That one is mine! Rzekł Uk w swym plemiennym narzeczu.
YouTube - .Original Mortal Kombat Soundtrack.

Gdy nieznajomy ustawił gardę Uk wysunął się na przód. Rozstawił nogi na podwójną szerokość barków, w pozycję kibadahi (jeźdźca -> nie mylić z germańskim oprawcą!). Całymi dłońmi zakreślił wokoło siebie krąg nabierając powietrza. Następnie nacisną na wyimaginowaną kulę opróżniając płuca. To ćwiczenie, zwane przez mistrzów nogare, miało na celu uspokojenie oddechu.
Postąpił kilka kroków do przodu, po czym przeszedł ponownie w salta. Zamierzał wykonać ich wystarczająco dużo, aby dostać się do przeciwnika, gdy będzie już wystarczająco blisko, przejdzie w śrubę i postara się wylądować... czyniąc to ostatnie wyprowadzi pchnięcie prawicą... wystawiając dwa palce... zamierzając w ten sposób wyłupić oczy przeciwnika.
Uderzeniu będzie ponownie towarzyszył Ki-aj. Krzyk z wnętrza, krzyk uwalniający energię życiową i blokujący wszelakie naturalne bariery umysłu.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 25-07-2009, 22:55   #110
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Uporali się jakoś z tym łażącym kompostem. Asael przez połowę walki miała przymknięte oczy albo patrzyła tylko jednym okiem, to lewym, to prawym, na zmianę. Przeciwnicy byli ohydni, nie miała ochoty ich oglądać czy zapamiętywać tej walki na dłużej niż było to konieczne, [czyli do kolejnego melisa party]. Achrol wykazał się dobrym refleksem jak na kogoś nie do końca wyleczonego. Skrzydlatej ulżyło. Posypały się ucięte ręce, pały niestety nie. Chyba przez naturalny rozkład martwych ciał i tak nic ciekawego z nich nie zostało...

Beczka wezwał do migracji. Uk oberwał ale Achrol wstawił się za nim i wkrótce cała drużyna była w miarę cala, zdrowa i gotowa by się zwijać. Zwinęli się sprawnie, do pomieszczenia gdzie, hurra, było więcej łażącego kompostu. I krwi. Krew była wszędzie, na ścianach, na suficie, na łażącym kompoście.
- Za jakie grzechy – sapnęła Asael, zatykając nos.
Prychnęła i opuściła rękę.
- Mwhahaah, złamany był, niech żyje słabszy węch! Ała boli! Kurde tej!!! Co się tu wyrabia?! – z oburzeniem spytała nadpełzający żywy kompost. – Trza was przerobić na biopaliwo, panowie!
Już uniosła miecz gotowy do siekania i ucinania, kiedy Uk rzucił się z zapałem na pozycję mięsa armatniego. Asael tymczasem zauważyła wśród kompostu pana, który prawdopodobnie trzymał grabie i ten gnój rozrzucał, czyli był panem szefo. Ładny był z niego szefo, choć siwiał już trochę, co stanowiło ciekawostkę, gdyż wyglądał na gołowąsa który uciekł z przedszkolnego podwórka podczas długiej przerwy.

„Nie, to jakiś hardkor jest...! Ładny, ładny, ale taki dzieciak z niego. Takie ulizane bobo. Aż bić się nie chce takiego po tej ślicznej młodej mordce. Jaki on rozmowny... Mógł chociaż rzucić gadką w stylu ‘gińcie’ albo ‘zaznajcie mojego gniewnego pierdu!’ albo chociaż ‘this is Sparta!’.”
Asael spojrzała tylko na pięknego i skinęła wyzywająco głową.
- Pierdzielisz gorzej niż Achrol, Piękny! – oceniła sarkastycznie. – Nie sądziłam, że spotkam kogoś, kto tak potrafi...
- Musimy się przedostać na zewnątrz, tu nie działają moje moce – darł się Beczka - Tak możemy mieć z nim kłopoty.
- Co ty powiesz? Jego biadolenie już jest nie do zniesienia! Skoro to on ten cały łażący gnój tu sprowadził to niezły musi być z niego... gnojek. Też ci się zachciało, kurde tej no! – jęknęła Asael na Beczkę. – Po coś nas prowadził na piętro?! Co mamy teraz, z okien skakać?! To skacz pierwszy i mnie łap!
Asael próbowała znaleźć sensowną drogę na zewnątrz, obserwując co uczyni w tej sytuacji pan Beczka. Tymczasem zabrała się za torowanie owej drogi i asekuracyjne opędzanie się od żywego gnoju za pomocą miecza i tarczy [widły wyszły z mody].
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172