Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2010, 15:46   #201
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Słuchała rudowłosej w skupieniu, kobieta miała swoje racje, miała swoje ideały. Miała też pecha bo ona miała rozkazy. Była żołnierzem i była gotowa oddać życie za misję. A co dopiero sumienie do którego ruda się odwoływała. Jak jej tam było? Asael? Nie ważne. Skupiła się na niej i barczystym mężczyźnie od wizji.

Zamek von Schleistenów; podziemia; Asael, Bartel

Czekaliście w napięciu na reakcje kobiety. Chwila nie pewności. Poczuliście się nagle trochę niepewnie. W głowie się zakręciło, przed oczami stanęły czarne plamy. Całość trwała dosłownie ułamek sekundy.
Izabela kryła się dosłownie trzy kroki od Was. Szybko wstała za skały i zaatakowała z lewej. Tak by Asael oddzielała ją od Bartela. Cięła mieczem na płask, w brzuch.

Asael

Cholera! Szybka jest! O podniesieniu miecza nie masz nawet co marzyć. Szybko się skupiłaś na przyzwaniu broni. Nagle uderzyła Ciebie świadomość, że słońce już zaszło. Miecz jednak się pojawił. Dym który buchnął z klingi zawiercił Ci w gardle. Ledwo powstrzymałaś kaszel i złożyłaś się do parady. W ostatniej chwili. Ostrza zderzyły się ze zgrzytem. Kobieta odskoczyła. Spojrzałaś niepewnie na miecz. Wokół niego skupiał się dziwny, gęsty dym. A może mgła. Coś takiego przez co nie dawno przeszłaś. Nie ma co się jednak zastanawiać. Czas walczyć!

Bartel

Musiałeś stracić trzy uderzenia serca na ominięcie Asael. Trzy uderzenia to dużo w walce. Coś dziwnego działo się z bronią, którą ruda przyzwała. Nie skupiasz się jednak na tym i rzucasz się do ataku. Potężny cios topora mógłby odrąbać rękę ale Izabela odskoczyła. I tak ładnie ją zahaczyłeś. Kobieta krzyknęła z bólu i przytuliła do ciała raną rękę. Krew lała się gęsto, chyba zahaczyłeś o kość ale Twoja przeciwniczka była wytrzymała.

Asael, Bartel

Kobieta trzymając miecz w zdrowej ręce wycofuje się w wgłąb komnaty. Znów pewnie spróbuje zniknąć. Trzeci raz jednak jej się nie uda!

Zamek von Schleistenów; podziemia; Kurt

Dobrze myślałeś, że ten wielki koleś coś kombinuje. Krzyknąłeś tylko w złym momencie. Żołnierze zatrzymali się w biegu i akurat wtedy podziemny uderzył. Akurat gdy się zatrzymali by zawrócić. Z ziemi wyskoczyły kamienne kolce różnej wielkości. Te mniejsze, ostre rozcinały materiał i rwały ciało a te większe łamały kości. Co prawda każdemu ze strażników jako tako udało się odskoczyć ale każdy oberwał.
Ty z Ebriel też nie mieliście lekko. U Was kolce wyskoczyły również z ścian. Oboje jednak zwinnie odskoczyliście i ruszyliście na przeciwnika. Chcieliście go okrążyć. Udało Wam się. Czekał na Was i gdy uderzyłeś szablą po prostu zbił ją uderzeniem dłoni w bok i sam uderzył. Siłę to on miał. Nie zdążyłeś odskoczyć i oberwałeś prosto w brzuch. Nawet nie zauważyłeś kiedy upadłeś, raptem zdałeś sobie sprawę, że klęczysz zapluty i próbujesz złapać powietrze.
Ebriel szło trochę lepiej. Trafiała mężczyznę samej unikając ciosów ale lekkie cięcia odbijały się od skóry tamtego. Jakby uderzała w kamień!
Za to jeden ze strażników pozbierał się i gdy diabeł zajmował się skrzydlatą żołnierz bez skrupułów wbił mu miecz w plecy. To podziałało. Co prawda nie wyeliminowało zagrożenia ale z rany płynęła krew. I to całkiem solidnie. Wniosek był prosty, można go zabić w sposób konwencjonalny.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-03-2010, 16:17   #202
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Topór przywołał błyskawicznie. Tak jak go uczono. Zero błysków, zero grzmotów, dymów, czy innych iluminacji. Po prostu ma się pojawić i być od pierwszego ułamka sekundy zdolna do walki. Taka ma być przywołana broń. No i z jego bronią było wszystko w porządku. Przywołał ją jeszcze w trakcie ataku. Mogło to wyglądać niepewnie. Ale właśnie po to ćwiczył tą "beznadziejną i dla nikogo nie potrzebną technikę". Pierw początek zamachu pustą ręką, a kończył już z toporem. Efekt był zadowalający, posoka na ostrzu. Znaczy trafił.

Sam fakt, że wyskoczyła w miejscu gdzie się jej nie spodziewał, był niepokojący. Następną rzeczą wzmagającą niepokój było dziwne zachowanie przywołanie broni Asael. Spojrzał na nią tylko przez ułamek sekundy wiedząc, że na nic innego nie może se pozwolić, bo mogą to przypłacić życiem. Wyglądała dobrze, Asael a nie jej broń.

- Czego nie zaprzestaniesz walki? - zapytał, niezbyt zwracają uwagi na słowa - jesteś na swoim terenie, ale i my nie jesteśmy pierwszakami.

Szedł w jej stronę widząc jak Asael idzie równo z nim. Kobieta, którą widział już kilkakrotnie wycofywała się. A jeśli ona ich gdzieś ciągnie? - pomyślał - A jeśli wpadniemy zaraz w zasadzkę?
Mimo to szedł bez obawy. Nie dając po sobie poznać czegokolwiek. Gotowy do ataku w każdej chwili.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 28-03-2010, 14:06   #203
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Choroba! – jęknęła patrząc na swój miecz.
Nie, żeby narzekała. Miecz był piękny i wyglądał dużo lepiej [straszniej] niż poprzednio. Nie parzył jej rąk, nie urwał jej rąk, nie uciął jej rąk, nie wypadł jej z rąk itd. Mgły są przerażające, oczywiście, ale wielu oddałoby wszystko za tę chwilę tryumfu i potęgi, kiedy to Mgły stają po jego stronie, jako sojusznik, jako broń w rękach. Asael uznała, że przemiana miecza to dobry znak. Oczywiście miecz mógł być teraz bombą która zaraz eksploduje, ale śmierć z Mgłami w rękach to też jedna z tych śmierci za którą wielu oddałoby wszystko.
- To nie moje czary-mary, miecz mi się zepsuł! – powiadomiła Kinga na wszelki wypadek, wskazując swoją klingę. – Nie wiem co to ma być. Lepiej się odsuń na wypadek jakby miało wybuchnąć czy coś.
Podniosła miecz z podłogi żeby mieć inną broń jakby co. Ranny wróg próbował znowu czmychnąć.
- Ożesz ty! – syknęła za nią Asael. – Nie wiem kto i dlaczego kazał ci nas zabić, ale skoro tak stawiasz sprawę, chyba pogadamy sobie mniej pokojowo! Żądam rozmowy, żądam wyjaśnień, nie twojej śmierci, ale skoro zamierzasz ciągnąć walkę, ja nie zamierzam ulegać nie broniąc się! Wyłaź! Wyłaź, magiczny tchórzu, porozmawiajmy albo walczmy, ale wyłaź z ukrycia nim po ciebie przyjdziemy! Jeśli nie my, przyjdą inni po nas! Znajdą was i nie będą równie grzecznie co my prosić o rozwiązanie całej tej brudnej sprawy! No już, nie chowaj się! – Asael ruszyła w ślad za zbiegiem, w celu znalezienia, a jeśli trzeba będzie to natrzepania i ogłuszenia ciosem gardą miedzy oczy. Nie chce zabijać póki co.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 28-03-2010, 17:43   #204
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Zamek von Schleistenów; podziemia; Asael, Bartel

-Czego nie zaprzestaniesz walki? Jesteś na swoim terenie, ale i my nie jesteśmy pierwszakami.
Izabell ciągle próbowała się wycofać.
-Jestem żołnierzem kruczy psie. Dostałam rozkaz a dla nas rozkazy i pakty coś znaczą!
-Ożesz ty! Nie wiem kto i dlaczego kazał ci nas zabić, ale skoro tak stawiasz sprawę, chyba pogadamy sobie mniej pokojowo! Żądam rozmowy, żądam wyjaśnień, nie twojej śmierci, ale skoro zamierzasz ciągnąć walkę, ja nie zamierzam ulegać nie broniąc się! Wyłaź! Wyłaź, magiczny tchórzu...
Ta to ma gadane... Izabell nie dała Asael skończyć i skoczyła. Znowu atakując byłą strażniczkę z boku uznając ją widać za słabszy cel. Ruda z dwoma mieczami jednak tak łatwa do pokonania nie była. Zręcznie się zastawiła i odepchnęła broń podziemnej dając Bartelowi okazję do ataku. Barczysty skrzydlaty wykorzystał to bez chwili wahania. Potężne cięcie a raczej rąbnięcie otworzyło brzuch kobiety i cisnęło ją na ziemie. Miecz poleciał w bok a czarnowłosa klęczała trzymając się zdrową ręką za ranę. Przytomności nie straciła. Twarda suka!
Asael postanowiła ją obezwładnić. Tak pacnąć dla pewności płazem w twarz. W końcu nawet ledwo żywa dziewczyna mogła uciec jakąś magiczną sztuczką.
Mgły chciały inaczej. Mgły przyszły po swe dziecko. Mgły zabrały to co tamte miał najcenniejszego. Cios płazem posłał kobietę na ziemię ale gęsty dym-mgła otuliły twarz Izabeli i ją zmiażdżyły. Dosłownie. To nie był przyjemny widok. Gdy szare kłęby mgły się cofnęły zobaczyliście co zostało z głowy tamtej. I nie wstydziliście się mdłości, które Wami targnęły. Nie znacie nikogo kto by przeszedł koło tego widoku obojętny.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 28-03-2010 o 18:06.
Szarlej jest offline  
Stary 29-03-2010, 16:34   #205
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Czy to dobrze, że Kurt krzyknął? Może gdyby nie wołał żołnierzy, zdążyliby zaatakować podziemnego? A może weszliby zbyt blisko niego i nie udałoby się im odskoczyć w momencie zagrożenia? Chłopak nie zastanawiał się nad tym długo, w końcu to nie miało już znaczenia, nie cofnie czasu. Szczęśliwie nikt nie odniósł poważnych obrażeń, mogli więc kontratakować.

Skrzydlaty obiegł wielkoluda i zaatakował długim wypadem do przodu, chcąc zaskoczyć przeciwnika szybkością. Niestety, żołnierski miecz był nieco zbyt toporny, może gdyby przyzwał szablę, trafiłby. Ale w tym przypadku, oponent zdążył z interwencją, i to dość nietypową. Kurt, wewnątrz, obawiał się takiej właśnie sytuacji, skóra mięśniaka okazała się być twarda niczym skały, dzięki czemu zbił atak chłopaka i skontrował go. Mocny cios w brzuch powalił Kurta na kolana, pozbawiając go tchu na kilka chwil. Słyszał jak Ebriel walczy z Podziemnym, nie mógł się jednak zebrać na żadną akcję. Wolną rękę przyciskał do brzucha, chociaż to w niczym nie pomagało. Przewrócił się na bok i bezradnie przyglądał się walce, skulony, walczący z mdłościami. Nie był przyzwyczajony do bójek, a już na pewno nie z kimś dysponującym taką siłą. I do tego jeszcze ta "kamienista skóra"...

Kurt zaczął się odpychać nogami od ziemi, żeby czasem nie zostać obiektem ataku Podziemnego. Nadal nie mógł wstać ani swobodnie oddychać, mógł jednak spróbować czegoś innego. Nie spuszczając z oczu walczących, zaczął przebierać w powietrzu palcami wolnej ręki, przypominało to trochę snucie sieci przez pająka. Trzymał ją blisko ciała, wnętrzem dłoni w swoją stronę.

Nagle jeden z żołnierzy włączył się do walki i pokazał, że łysol nie jest nietykalny. Gdy tylko doszedł do siebie, zaatakował oponenta związanego walką ze Skrzydlatą. Jego miecz nie miał problemów z przebiciem skóry osiłka. To nie kwestia broni, była ona identyczna z tymi posiadanymi przez resztę walczących, prędzej umiejscowienie. Ale to nie było już ważne. Kurt był gotów.

Między palcami przeskakiwały mu niemal niewidoczne dla oka ładunki elektryczne, których cichy syk ginął w odgłosach walki. Zamknął dłoń w pięść i czekał, aż żołnierz puści miecz lub wyjmie go z ciała osiłka, metal zbyt dobrze przewodzi elektryczność. Co prawda, istniała możliwość, że to na niego nie podziała, tak jak ciosy jego miecza, ale równie dobrze może być jak w przypadku ataku żołnierza... Mimo niepewności powodzenia tej akcji, Kurt był zdecydowany zaryzykować. Gdy tylko nadarzyła się okazja, rzucił niewidocznym ładunkiem w przeciwnika, ruchem przypominającym ciskanie piaskiem.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 06-05-2010, 18:48   #206
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wiatr szarpał jego płaszczem i białymi włosami. Czy był smutny? Raczej to niewłaściwe słowo. Zawiedziony, to bardziej. Liczył na rozmowę z Asael. Ona mogła ich zrozumieć. Mogła pomóc posłać w niepamięć lata wojen. Mogła… Spławiła go.
Co jeszcze czuł? Lekkie przygnębienie z powodu tego co miał zrobić. Rozkaz jednak to rozkaz, rzecz dla żołnierza święta.
Chwycił za sznur krępujący ręce chłopca i podniósł go. Mały zaczął się wyrywać. Zaklął. Złapał też drugą ręką i podszedł do skraju wieży. Spojrzał w dół. Było już ciemno, szara trawa ginęła w mroku. Wiecznie tu wiejący wiatr przybrał na sile. Przeniósł chłopca nad krawędź. Timmi się wyrywał i krzyczał coś przez knebel.
-Naprawdę nie czerpie z tego żadnej przyjemności.
Chłopiec tego nie rozumiał, szamotał się w dzikim, zwierzęcym odruchu. Konstantyn zwolnił chwyt i szybko się cofnął. Nie chciał na to patrzeć. Wiatr zagłuszył odgłos upadku ale wydawało mu się, że i tak słyszy głuche plaśnięcie. Wzdrygnął się i opatulił bardziej płaszczem. Wieża zaczęła się trząść, sypać. Pradawna budowla. Ciekawe jakich wydarzeń była świadkiem? Podziemny bez cienia strachu sięgnął do kieszeni i wyciągnął zapałki. Zapalił jedną. Nad wierzą nie świeciło słońce, zawsze panował mrok. Nie było światła więc nie było cienia. Ochronił dłonią zapałkę od wiatru. Nikły płomyczek oświetlił dłoń, gdzieś na skraju tego nikłego światła czaiły się cienie. Konstantyn uśmiechnął się. Płomień oświetlał jego twarz. Wieża już się waliła w chwili kiedy białowłosego okrył cień. Zniknął. Zapałka zgasła nim upadła na kamienie. A zaraz potem została pogrzebana przez ruiny walącej się wieży.

***

Kurt cisnął ładunkiem elektrycznym w stronę mutanta gdy tylko strażnik odskoczył. Cielskiem podziemnego targnęły potężne wyładowania raniąc system nerwowy, obezwładniając potężne cielsko. Po chwili już przeciwnik leżał u stóp Kurta, Ebriel i ocalałego strażnika. Reszta walczących... Reszty walczących już nie było, były tylko krzyki śmiertelnie rannych mężczyzn z zmiażdżonymi nogami i żebrami. Skrzydlaci popatrzyli po sobie. Co robić? Mutant mógł w każdej chwili odzyskać zdolność do walki jednak zabić leżącego? Nikt z nich nie bł mordercą. Ranny żołnierz popatrzył na swych towarzyszy i z całych sił wbił miecz w krtań leżącego. Żelazo wbiło się w ciało z okropnym chrzęstem przebijając się przez kręgi szyjne. Skrzydlatych wzięło na torsie.

***

-O czym myślisz?

Wyrwał się z zamyślenia.
-O tym, że mi z Tobą dobrze.
-Kłamiesz. Myślisz o Sibin.
-Mhm…
-Opowiesz?
-Jest mi dobrze, jestem odprężony. Nie chce mi się mówić o przeszłości.
-Ale myśleć już tak. Podziel się tym co Ciebie gryzie.

Samael westchnął i zaczął opowiadać

***

Lecieli, czuli wiatr w skrzydłach. Niedługo później, po wielu bratobójczych walkach większość z nich miała już nigdy nie doświadczyć tego cudownego uczucia. Tak jak i wielu innych przyjemności. Śmierć posłała ich w niebyt na zawsze. Pierwszy był Rafael zabity podczas egzekucji, Razjel zamordowany w swej komnacie przez Saela i Michał zabity przez czarnowłosego mistrza miecza w pojedynku. Cała trójka umarła. Tym razem to trójce z nich ktoś przyniósł posłanie. Czwarty z nich, Sael został strącony do ludzi by przez wieczność żyć wśród tych z których chciał zrobić niewolników. A wraz z nim został strącony Lucjusz, major który stał za całym spiskiem. Mózg operacji. Wódz, który doświadczył czegoś strasznego, przerósł go uczeń.
Wtedy jednak byli jednak wszyscy razem, pięciu braci. Nikt z nich nie miał zatrutego umysłu sloganami. Lecieli nad warowną osadą, która w przyszłości miała się stać Sibin. Rycerz rozbójnik, znany z okrucieństwa zamknął się z kuszą w piwnicy gdy się dowiedział kto leci nad miastem. Ludność w całym mieście modliła się by to nie oni otrzymali posłanie. By to nie ich dom czy miasto zostało zniszczone, zrównane z ziemią. Dwie setki gardeł odetchnęły z ulgą gdy piątka posłańców śmierci poleciała dalej. Najdzielniejsi wojownicy wychodzili z piwnic. Nikt nie rzucał czczych gróźb. Posłańcy mieli nienaturalnie dobry słuch i nie znali się na żartach.
Wylądowali pod wierzą ich celem. Solidne kamienne drzwi stały otworem, do tej pory żadną siłą nie można było ich ruszyć. Pierwszy wkroczył Rafael, jego szata i miecz, relikwie stworzone przez Jedynego świeciły rozpraszając mroki jaskini. Za nim wszedł Gabriel z Razjelem, obaj z kuszami w dłoniach szybko sprawdzali piętro. Pochód zamykał Michał z Saelem, obaj z mieczami w dłoniach. Nawet spokojny na co dzień dowódca poprawiał nerwowo chwyt na broni i przygryzał wargi.

***

Wyszliście w siódemkę z trzech różnych komnat. Ranny strażnik niesiony przez Kurta, Asael i Bartel, Ebriel i... Diriael opierający się o Rachel. Selini chciała się rzucić na szyję przyjaciela. Stanowczo nawet Quantum nie przygotowało jej na to czego była świadkiem. Zatrzymała się jednak w pół kroku, Espello był blady jak ściana, nie mógł sam ustać. Rachel z trudem go prowadziła, sama była ranna w ramię. Ta rana nie był zbyt ładna.
-W porządku, żyjemy. Natrafiliśmy na jakiegoś dupka. Diriaelowi nic nie jest, przynajmniej jeśli chodzi o ciało. Po prostu... Po raz pierwszy musiał zabijać w obronie własnej. Bartel pomóż mi, jest cholernie ciężki.
Oddała bladego młodzieńca byłem strażnikowi, poprawiła pas z mieczem i przejechała dłonią po rannym ramieniu. Pierścień na jej dłoni zajaśniał i rozsypał się w proch. Gdy cofnęła dłoń ranny już nie było.
-Chodźmy stąd. Timmiego tu nie ma.

***

Wyszedł z cienia w zaułku. Jin klęczał oparty o ścianę, krwawił. Czarnowłosy skrzydlaty zdążył go ciąć w rękę. Niedaleko leżał sam zainteresowany. Przez niegdyś gładką twarz Achrola biegła cienka rana. Wyglądało jakby ktoś go ciął skalpelem. Jednak nie to było przyczyną śmierci, druga, równie cienka rana widniała na szyi. Miał poderżnięte gardło. Zakrwawiona karta o dziwnie ostrych brzegach leżała przy nim. Konstantyn podszedł i ją podniósł.

http://c.wrzuta.pl/wm16225/16c031f20...5c38f/0/smierc

Pstryknięciem posłał morderczą kartę powrotem na ziemię.
-Dasz radę iść.
Drugi podziemny wstał ciągle chroniąc ranną rękę.
-Dam. Szybki był skubaniec.
-Ale Ty byłeś szybszy. Chodźmy po resztę. Dasz radę czy Ci pomóc.
-Dam. Dam.

Obaj pozwolili opatulić się cieniom. Obaj zniknęli.

***

Kręte schody powiodły Posłańców co raz wyżej i wyżej. Światło emanujące od Razjela ledwo rozpraszało mrok. Cienie jakby walczyły z nim, starały się opleść skrzydlatych.
Siódme piętro, to ono było ich celem i przekleństwem. To tu spotkali Go. Stał otulony szczelnie w płaszcz, kaptur zasłaniał twarz. Był wysoki, znacznie wyższy od ludzi a i niektórych skrzydlatych przewyższał pod tym względem. Zdawało się, że kryje coś pod płaszczem. Ewidentnie się garbił, jakby się wyprostował mógłby przewyższyć każdego z nich wzrostem. Zadawali sobie wtedy pytanie. Kim jest i co mają zrobić dla kogoś kto dokonał niemożliwego otwierając drzwi do wieży?
Otoczyli go wachlarzem.

***

Szliście tym samym korytarzem co poprzednio, tym razem jednak mgła nie utrudniała Wam marszu. Całe to miejsce musiało zostać wykute, a właściwie przetworzone przez którąś z ras rozumnych. System naturalnych jaskiń został wzmocniony gdzie nie gdzie podporami czy wręcz ścianami, jak chociażby w tym korytarzu. Jaskinie zaś zostały wykorzystane w charakterze komnat.
Wyszli z ściany, dosłownie. Konstantyn i mężczyzna, którego Asael widziała w karczmie. ten drugi był ranny w rękę, ktoś mu nieźle w nią przywalił, chyba mieczem zresztą.
-Spóźniliście się, Timmy nie żyje.
Tego było za wiele. Część z Was dobyła broni i rzuciła się na podziemnych. I tym razem uniemożliwiły Wam to cienie, łapiąc za kostki i unieruchamiając. Tylko jeden z Was był na to przygotowany Bartel sięgnął ręką do tyłu i wyszarpnął blaster. Wypalił. Promień zatrzymał się tuż przed Konstantynem, został wchłonięty przez cienie. Zatkało Was, nigdy nie słyszeliście o jakiejkolwiek tarczy zdolnej zatrzymać wiązkę laseru. Podziemny niezrażony kontynuował.
-Jego ciało znajdziecie pod ruinami wieży. My się wynosimy. Miasto jest Wasze. Żałuje, że się co do Was myliłem. Kiedyś jeszcze się spotkamy, odpowiecie za śmierć moich ludzi.
I wchłonęły ich cienie.

***

-Zaatakował Was?
-Milczał, nie reagował na żadne słowa.
-I?
-Jednemu z nas puściły nerwy.


***

Gabriel nie wytrzymał nerwowo, kusze naprawdę mają czułe mechanizmy spustowe. Bełt poleciał na spotkanie mężczyzny. Nieznajomy odrzucił płaszcz, nie on zniknął, zamienił się w zbroję.


To nie były skrzydła, raczej macki, promienie czystego światła które raziły w oczy, przepalały się do samej duszy. I oceniały. Jedna z nich złapała bełt w powietrzu i go spopieliła. Następny pękł Sael rzucił się na nieznajomego, nie zdążył złożyć się do cięcia padł na ścianę trafiony macką. Osunął się po niej. Rafael krzyczał, namawiał do zaprzestania walki ale było już za późno. Nieznajomy zaatakował. Michał zagrodził dla promieni drogę ratując Razjela, z trudem dawał im opór. Gabriel dobył broni i idąc pod ścianą spróbował zajść przeciwnika od tyłu. Od drugiej strony szedł Rafael, który widząc co się dzieje włączył się do walki. Razjel stał milcząc, walczył w innej sferze.
Nieznajomy powinien stracić chęć do walki po ingerencji Razjela, stał się jednak jeszcze bardziej agresywny. Jedna z macek złapała Michała za gardło i wyrzuciła go przez okno, za małe okno by wyleciał przez nie dorosły mężczyzna. Posłańcy mogli przez powstałą dziurę w ścianie obserwować jak ich przywódca leci na spotkanie ziemi.

***

-Jak to się skończyło?
-Wszyscy straciliśmy przytomność, większość z nas miała poważne obrażenia a wieża była taka jak obecnie. Ściany pocięte jakby laserem. To były te jego skrzydła, macki. Nigdy więcej Świetlistego już nie widzieliśmy. I mam nadzieję, że nigdy już nie zobaczymy.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172