Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2009, 18:34   #1
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Post Crossover

W ponadwymiarowej przestrzeni trwała burza. Burza przekazów, jarzących się nieznanym wcześniej dla Envoy smakiem-smakiem strachu i paniki. Pustkę pokrywały najróżniejsze kolory, okruchy energii tańczyły, a nagłe rozbłyski, były odpowiednikiem krzyku w ludzkiej komunikacji. Istniał problem, którego zimna, bezemocjonalna i pragmatyczna społeczność nadbytów regulujących tysiące rzeczywistości, pilnujących, by starannie wykalkulowana przez nie przyszłość została wypełniona bez najmniejszego błędu, nie potrafiła rozwiązać. Ich roztrzęsione egzystencje, nagle poczuły się słabe, ograniczone, a całe ich istnienie stanęło pod znakiem zapytania-przestali spełniać swoje zadanie, stali się bezużyteczni, wedle ich własnej filozofii-zasługiwali na unicestwienie. I tak się działo. Pierwszymi ofiarami byli strażnicy skażonych światów, którzy utonęli we własnych wątpliwościach, a ich rozproszone energie sprawiły, że interwencja innych była praktycznie niemożliwa. Nawet teraz, kilka barw słabło, przybierając kolory sąsiadów. Potrzebowali podjąć decyzje.
Kłótnie i płacze zamilkły, gdy atramentowa czerń rozlała się po całej przestrzeni, narzucając swoją wolę innym, chwytając za ich strach i przerażenie. Cała nadprzestrzeń zamarła, czekając na decyzje tego, którego postanowienie było silniejsze niż ich wszystkich.
Decyzja została podjęta.
***
Świat Pierwszy

W pamięci Alucarda znajdowała się ziejąca, czarna dziura, mogąca równać się jedynie z ciemnością, w której przebywał. Najświeższe wspomnienia dotyczyły walki-i nie byłoby może w tym nic szczególnego, gdyż większa część jego nieżycia była wypełniona śmiercią, mordowaniem i unicestwianiem. Jednak każde z tych starć miało początek, miało również jakąś formę końca. Ale jego pojedynek z *tym* wampirem...był urwany, jak film którego taśma została przecięta podczas projekcji masywnymi nożycami. Czy został zraniony tak dotkliwie, że jego pamięć została uszkodzona? Tkwiąc w swojej obecnej lokalizacji, nie miał szans odnaleźć odpowiedzi. Mógł być pewien tylko jednego-znajdował się w trumnie. I to nie byle jakiej-była to jego własna trumna. W dodatku, usypiające kołysanie, sugerowało wampirowi...znajdowanie się pośród wody? Nie było to jednak ostatnie zaskoczenie jakie go spotkało przed otwarciem wieka.

Przyczyną kolejnego była Beatrice, chociaż ona sama nie była w miejscu, którego się spodziewała. Może znowu przesadziła? No ale, człowiek to nie maszyna, od czasu do czasu musi się zabawić; a pół demon też człowiek. Walka z przeróżnymi stworami piekielnymi czyni życie ciekawszym, a jeśli przy okazji dostanie się pieniądze za zlecenie, pomagające wyjść z masakrycznych długów, wszyscy są szczęśliwi. Może poza samymi usieczonymi, ale nikt nie kazał im ruszać swoich płonących zadów z gorejących czeluści. Tym razem, Bea miała pozbyć się sporych rozmiarów stwora, którego potęga była...przeciwnie proporcjonalna do wielkości. Jednak wykończenie go w kilka sekund nie byłoby w połowie tak zabawne, jak podroczenie się z nim, danie mu iluzji zwycięstwa, by wtedy...łup! A raczej-ciach! Rozciąć bestie od środka, pokazując, że ma się w nosie fakt bycia połkniętą. Ich miny zawsze były bezcenne po takim zabiegu. Tym razem jednak, Beatrice nie miała okazji tego sprawdzić-za to zorientowała się, że zamiast fragmentu rozprutego pancerza, trzyma się...trumny, a zamiast wynurzać się z ciała bestii, właśnie wynurzyła się spod wody, znajdując się w jakiegoś rodzaju zbiorniku. I że nagle czarne coś od tak pojawiło się pośród pustej przestrzeni w dodatku najwyraźniej w środku zaawansowanego manewru powietrznego, odbijając się w locie od trumny i lądując kawałek dalej.

Owym niespodziewanym gościem był Spider-Man, będący właśnie w środku powrotu do domu z udanej akcji pacyfikacyjnej złoczyńców. Przemierzając strefę powietrzną Nowego Yorku z użyciem swojej sieci, właśnie zaczepił kolejną i bujał się dalej, z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku, oraz porcją wspaniałych zdjęć, którymi Peter Parker pomęczy Jamesona, pokazując Spider-Mana w zwycięskich pozach nad niecnymi mącicielami. W trakcie przewidywania reakcji swojego szefa i mimowolnego uśmiechania się, nagle poczuł się tak, jakby jakaś niezwykła machina przeniosła obok niego wszystkie materiały wybuchowe świata, uzbrojone i mające za milisekundę eksplodować, życząc przy okazji miłego dnia. Zmysł niebezpieczeństwa na moment zwariował, by zupełnie się uspokoić. W przeciwieństwie do samego Spideya, który nie do końca wiedział kto strzela i z jakiego kalibru, bo zamiast w przestworzach, znajdował się niebezpiecznie blisko poziomu wody, w dodatku zbliżając się do nieuchronnej kolizji z pływającą trumną, której trzymała się jakąś białowłosa czerwonopłaszczka. Jednak zamiast się z nimi zderzyć, odbił się i wylądował na brzegu.

Podobnych dylematów i problemów pozbawiony był Jack the Reaper, który najzwyczajniej w świecie spał. Nie przejmował się tym, że mogą go okraść, ani że mogą go porwać. Teraz jednak został siłą zmuszony do opuszczenia swojego łóżka i wylądowania na zimnej skale...ale on nie miał z tym problemów. Jeśli chodzi o spanie, Jack był bardzo elastyczny, przewrócił się więc na drugi bok coby było mu wygodniej i dalej odpoczywał, stanowiąc dość niezwykłe widowisko dla Narigo.

Shinigami nie miał specjalnych oczekiwań odnośnie swojego zadania. Ot, pozbyć się kilku Pustych tu, kilku Pustych tam. Nic specjalnego. Był akurat po treningu z pozostałymi oficerami, więc był jak najbardziej rozgrzany, a że należał do najlepszych, nie musiał czuć na karku oddechu przełożonego, mogąc samodzielnie wybrać sposób egzekucji, przy okazji dostając szansę na praktyczne przetestowanie kilku nowych technik i pomysłów. Przechodząc przez drzwi prowadzące do świata ludzi, nie mógł się jednak spodziewać, że na miejscu jego paranormalna percepcja zadławi się i obróci do góry brzuchem, on sam dostanie migreny i omal nie potknie się o śpiącego kapelusznika z wielkim mieczem. Zupełnie jakby...to nie był ten świat żywych, który znał. W dodatku, dlaczego został wyrzucony w tak dziwnym miejscu, tak wysoko i jakby...na jakimś posągu?

Więcej szczęścia odnośnie lokalizacji miała ognistooka Shana. Będąca w środku rytualnego dreptania do piekarni, w uświęconej misji zakupu swojego ulubionego rodzaju pieczywa, w połowie wykonywanego kroku poczuła, że coś jest definitywnie nie tak. Gdy jej but dotknął ziemi, była już uzbrojona i w pełni gotowości bojowej. Nie znajdowała się tam, gdzie powinna-zamiast miejskich zabudowań, otaczały ją skały, szum wody...i on. Wysoki mężczyzna w długim płaszczu, powoli rozglądający się, nakierowujący swoje oczy na nią. W momencie gdy wzrok Shany i nieznajomego spotkały się, poczuła nienaturalny, przenikliwy, paraliżujący strach, którego pokonanie zajęło jej dobrą chwile. Instynktownie czuła, że ten...ktoś jest czymś nadnaturalnym, chociaż nie był to typ istot z którymi zazwyczaj się zmagała. Ów jegomość milczał, przeszywając ją wzrokiem, najwyraźniej będąc równie zaskoczony całą sytuacją co ona.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 16-07-2009 o 18:38.
Nemo jest offline  
Stary 16-07-2009, 21:24   #2
 
Magnificate's Avatar
 
Reputacja: 1 Magnificate nie jest za bardzo znanyMagnificate nie jest za bardzo znany
Ogniste Oczy, Włosy w Płomieniach

Skórzany płaszcz został błyskawicznie narzucony na zielony mundurek uczennicy, a jej czarne włosy zapłonęły czerwienią. Rzut oka na nocne niebo potwierdził, że Shana nie dość że znalazła się poza Misaki City to również zupełnie nieoczekiwanie znalazła się poza planetą. Choć księżyc nad tym światem był podobny do ziemskiego, to gwiazdy tworzyły zupełnie inne konstelacje. Wskazując szpicem miecza na nieznajomego ognistooka zawołała:

-Ty! Wytłumacz natychmiast co się dzieje!
Mężczyzna zupełnie zignorował krzyki, przywoływane elementy garderoby, ostre przedmioty czy błyskawicznie farbujące się włosy. Dopiero po chwili, jego wzrok powoli spłynął na amulet dziewczyny.

-Nie jesteś Denizen of the Crimson Realm. - każdy Flame Haze potrafił bezbłędnie rozpoznać swoich zaprzysięgłych przeciwników i Shana nie była wyjątkiem. Mimo to dziewczyna czuła, że w obecnej sytuacji nie może w pełni polegać na swoich wyostrzonych zmysłach. - Kim jesteś?

Odpowiedział jej zirytowanym spojrzeniem, zupełnie jakby jej obecność była dla niego czymś przeszkadzającym. W końcu jednak jego wyraz twarzy zmienił się odrobinę, stał się odbiciem beznamiętnego spokoju, a całemu temu wrażeniu posiadania wszystkiego pod kontrolą koroną były włożone do kieszeni dłonie, wcześniej zaciśnięte w pięści.

-Nie wyglądasz na żadną ze sztuczek Białej Księżniczki. Mówił powoli, spokojnym i głębokim głosem. -Nie jesteś też egzekutorką Kościoła, nie kojarzę Cię z szeregów Martwych Apostołów, nie wydaje mi się byś należała do Stowarzyszenia Magów... Zapauzował. Żadna z wymienionych nazw nie należała do organizacji lub grup wspierających Denizens lub Flame Hazes. -...nie wydaje się byś miała jakiekolwiek o mnie pojęcie, ani o tym gdzie jesteśmy. Zawahał się, jakby zastanawiając, czy podtrzymywanie kontaktu z istotą nie mającą potrzebnych mu informacji ma jakikolwiek cel. -Mojego prawdziwego imienia nie słyszałem od dawna, a nazwa nadana mi przez Kościół niewiele Ci pomoże... Uśmiechnął się na chwilę, z jakiegoś niewypowiedzianego żartu. Nieznajomy spojrzał się w dół na dziewczynę, podkreślając tym samym znaczną, bowiem niemal półmetrową, różnicę wysokości między obojgiem rozmówców - Pozostańmy przy Profesorze Chaosie.

-Jestem Ogniste Oczy, Włosy w Płomieniach. Shana. - jeszcze pół roku temu Shana nie widziała potrzeby korzystania z własnego imienia, więc bez mrugnięcia okiem zaakceptowała wyjaśnienia ciemnowłosego mężczyzny. -Jak mniemam nic nie łączy cię z Dandalionem, Żądnym Odkryć Wszech-Empirykiem? - zgodnie z oczekiwaniami Profesor Chaos nie potwierdził ani nie zaprzeczył, co płomiennowłosa dziewczyna odczyła jako "Nie." -Cóż, - Shana nieco obniżyła ton głosu - skoro i ty nie wiesz co to za miejsce, ani kto nas tu sprowadził to znajdujemy się w podobnej sytuacji. - sytuacja była o tyle poważna, że Alastor nie potrafił zaoferować zadowalającego wyjaśnienia.

Jej rozmówca nie wyglądał na osobę specjalnie socjalną, gdyż znowu zbył jej wypowiedzi milczeniem. Uniósł ramię niczym sokolnik przyzywający swojego latającego przyjaciela, chociaż czynność którą wykonywał była...zgoła odmienna. Powierzchnia płaszcza zafalowała niczym powierzchnia płynu, a po chwili wytworzył się na niej czarny bąbel, który odłączył się od reszty ciała pod postacią kruka, który wzleciał w powietrze, prawdopodobnie udając się na zwiad. Z perspektywy Shany ta czynność byłaby zwykłym użyciem mocy egzystencji, gdyby nie fakt, że Profesor Chaos zdawał się manipulować nieznacznie inną formą energii. Alastor przypomniał swej Flame Haze, że Kolekcjoner Zwłok korzystał z podobnej techniki podczas ostatniej wizyty w Misaki City.

Idąc za przykładem Profesora Chaosa Shana postanowiła zbadać najbliższą okolicę. W tym cele najefektywniej było posłużyć się Nieograniczoną Metodą. Shana przyklękła i po chwili w miejscu, w którym jej dłoń dotknęła ziemi pojawił się runiczny krąg gwałtownie zwiększający swą średnicę. Dziewczynę pochłonęło wrażenie mocy spowijającej dolinę, wśród której dało się jednak wyodrębnić wyraźne miejsce koncentracji surowej energii oraz, co nie mniej ważne pięć innych kontaktów, potencjalnych sojuszników bądź wrogów. Szczególnie intrygujący był fakt, że spośród pięciu osób objętych Nieograniczoną Metodą tylko jedna rejestrowała się jako człowiek. Pozostali nie byli ani zwykłymi ludźmi, ani Pochodniami, ani Crimson Denizens, ani tym bardziej Flame Hazes. Zupełnie jak Profesor Chaos.

Ogniste Oczy, Włosy w Płomieniach spojrzała się na irytująco wysokiego mężczyznę i kiwnęła głową w kierunku miejsca, gdzie kumulowała się moc. Nie czekając na odpowiedź nieznajomego pomknęła przez kamienistą dolinę.

(Link, do sceny w której inna postać używa Nieograniczonej Metody, żebyście mieli pojęcie jak to wygląda.)
 

Ostatnio edytowane przez Magnificate : 16-07-2009 o 21:39.
Magnificate jest offline  
Stary 16-07-2009, 21:29   #3
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Aparat fotograficzny przy czarnym pasku był niemal niewidoczny, jednak jego zawartość napawała reportera lokalnej gazety jakimś subtelnym samozadowoleniem, objawiającym się nieznacznym uśmiechem ukrytym pod pozbawioną wyrazu maską.
- Jonah, jak słowo daję, masz ze mną jak pączek w maśle! Codziennie materiał na pierwszą stronę. Może czas ponownie spróbować swoich sił w walce o podwyżkę?
Ta była chyba jedyną, w której zwycięstwo zawsze przychodziło z wielkim trudem. Nagle –nieznośne buczenie. Bzyczenie. Hałas, zakłócający pozostałe zmysły, w tym wzrok i słuch. Chyba jeszcze nigdy nie odczuł tego z taką siłą. Zaś kiedy ponownie otworzył ślepia…
- Erm. Niedobrze!
Tylko tyle zdążył powiedzieć Parker, nim coś ucięło jego sieć, powodując gwałtowne zatracenie wysokości, wobec… wobec tafli jeziora? Zdecydowanie pływać się nie wybierał. Dlatego też dłoń uwolniła urwany fragment sieci, zaś mroczny akrobata przekrzywił własną oś nachylenia ramionami i głową do dołu, zmierzając w kierunku jedynego obiektu o zadowalającej twardości. Łokcie ugięły się nieznacznie pod ciężarem sylwetki, jednak natychmiast wystrzeliły ku górze jak sprężyny, dostarczając sporą ilość siły i posyłając Pająka w kierunku suchego lądu. Smolisto-czarna postać wylądowała na brzegu płynnie i z nienaturalną gracją, kilka stóp za taflą wodną. Po cyrkowym występie i otrzymaniu braw nieistniejącej widowni. Nogi powoli uniosły osadzony na nich korpus. Rozejrzawszy się wokół i dokonawszy pośpiesznego rozeznania w terenie, Peter wysnuł jedyny, logiczny w niosek, na który w obecnej chwili mógł sobie pozwolić.
- No tak… to zdecydowanie nie jest Kansas.
Obrócił się wokół własnej osi, rzucając spojrzenie srebrnowłosej kobiecie, która (podobnie jak on) wydawała się być na wymuszonej emigracji z innych realiów, zaś idąc tą logiką można było się spodziewać, że raczej nie planowała kąpieli w tym zbiorniku wodnym. Używając do podtrzymania się trumny. Trumny, na litość boską! Pajęczak zmagał się w swojej karierze z wieloma nierealnymi, ponadnaturalnymi przeciwnościami losu, jednak abstrakcyjność tego zjawiska oddziaływała nawet na niego. A to mówiło o całym zajściu bardzo wiele, gdyż nowoprzybyły znał osobliwe osobistości pokroju Slapstick’a.
- Hm… chyba wypadałoby im pomóc.
Wciąż pozostająca na właściwym tropie część umysłu przywołała swojego właściciela do porządku. Wyciągając parę rąk przed siebie i nieznacznie zakrzywiając nadgarstki, osobnik w czarnym kostiumie dokonał pobieżnego oszacowania odległości i oddał dwa strzały. Bynajmniej nie z konwencjonalnej broni palnej. Srebrno-szare nici przecięły powietrze i sięgnęły rozbitka na niecodziennej tratwie. Jedna z nich przylepiła się do wieka czarnego pudła, druga zaś do lewego boku. Pająk urwał nietypowe liny i zacisnął na nich chwyt, przyciągając do siebie wodny pakunek przy pomocy zaledwie kilku ruchów. Pomógł miłośniczce sportów wodnych wstać na równe nogi, po czym uderzył w bok okrytego inskrypcjami pojemnika stopą, chcąc zwrócić uwagę panny na przedmiot.
- Więc… często surfujesz na trumnach? Tak tylko pytam.
Niestety, żart został ucięty w połowie, przez ostrzegawcze swędzenie u podstawy czaszki. Okazało się, że źródło nietypowego uczucia sam wyciągnął na brzeg. Meble, o ile ciemne opakowanie na zwłoki można było tak określić, zazwyczaj nie stanowiły zagrożenia. To zaś sugerowało bardzo proste wytłumaczenie, które musiał potwierdzić.
- Miałaś może na pokładzie jeszcze kogoś? Bo coś zdecydowanie jest w środku.
Peter raz jeszcze obdarzył spojrzeniem pobliski, pokryty drzewami teren, szukając czegoś niesprecyzowanego. Następnie przygotował się na najgorsze, gdyż jego system wczesnego ostrzegania najwyraźniej zakładał, że Rhino po raz kolejny uciekł z więźnia i siedzi stłamszony wewnątrz pudełka. Zaś fakt, że jedyną rzeczą jaka stała między nimi dwoma był pomalowany na czarno, zdobiony kawałek drewna i paniusia w czerwonym, skórzanym wdzianku, nie napawał uzdolnionego reportera optymizmem.

Otrzymując nowe informacje, Peter westchnął pod maską. Zupełnie jakby trumna i panna w czerwieni nie stanowiły już wystarczającego urozmaicenia. Było jeszcze sześć potencjalnych zagrożeń, z czego dwa…hm. Sam nie potrafiłby dokładnie tego sprecyzować, ale dzięki małej pomocy z zewnątrz był w stanie stwierdzić, że dwoje z nich posiadało dość silne powiązanie między sobą. Zupełnie jakby te stworzenia stanowiły jedno źródło myśli w dwóch, oddzielnych ciałach. Część wciąż pozostawała względnie statyczna, jednak jedno przemieszczało się w ich kierunku, najpewniej dokonując mało subtelnego rekonesansu. Chwilę później, dwie kolejne kropki także zaczęły się poruszać, co ciekawsze bardzo blisko siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 16-07-2009 o 22:07.
Highlander jest offline  
Stary 16-07-2009, 22:53   #4
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Srebrnowłosa półdemonica była zawiedziona. A misja zapowiadała się obiecująco, z większą ilością wrażeń i ogólnie jakoś tak weselej. Teraz będzie musiała spędzić resztę wieczoru nudząc się albo dla odmiany- nudząc się. Ale ostatecznie typ bestii, z którą ma do czynienia nie musi koniecznie oznaczać brak rozrywki zupełnie- demony jego pokroju z reguły mają więcej do powiedzenia i skłonności do przechwałek niż jego faktycznie silni pobratymcy. I jak zawsze w swej nieomylności miała 100% rację. O rany, co za kretyn! Dawno takiego ubawu nie miała! "Jam jest A`gher "Potężny". Drżyj potomkini Spardy!!!"- gdyby siedziała to pewnie z krzesła by spadła. Niestety, wszystko, do dobre, szybko się kończy. Nie można przecież przeciągać roboty w nieskończoność. A i zjeść by się coś przydało. Zdążyła już zgłodnieć po ostatniej pepperoni. Nie wspominając już o tej pijawce- Lady, która pewnie niedługo upomni się o częściowy zwrot długu. Ach... Ciężkie jest życie łowcy demonów.
W takich radosnych zadumaniach skoczyła w powietrze lądując wprost do paszczy przeciwnika, ześlizgnęła mu się po języku, przez krtań do przełyku i z tamtąd postanowiła dalej nie lecieć. Owszem- uwielbiała ślizgawki w aquaparku, ale tam lądowało się w wodzie, a nie- w sokach trawiennych. Nie miała też ochoty niszczyć swojego płasza, który mimo że stary i wysłużony, nadal pozostawał w doskonałym stanie. Zdążyła się do niego przywiązać. Wykonała jedno, gładkie cięcie Rebellionem, by dostać się bliżej serducha demona i mocne pchnięcie, które przebiło je nawylot... Podobnie jak i pancerz, rozrywając A`ghera od środka. Walka skończona... Raczej. Byłoby naprawdę miło, gdyby jeszcze dało się wylądować. Chyba nie prosiła o zbyt wiele? I do diaska- skąd ta trumna? Tam nie było żadnej trumny... A może coś przeoczyła? Nie no zdarzało jej się czasem pominąć parę rzeczy w życiu... Ale trumna to chyba za duży szczeguł do ominięcia? I nie jest też sama. A była. Tego raczej też nie powinno się tak łatwo przeoczyć... Raczej... Chyba... Może? Z resztą- czym ona się w ogóle przejmuje? Ma grunt pod nogami? Ma. Czyli raczej wszystko powinno być ok... Ale jak zawsze nie było. Gdzie jest do cholery to miejsce?- zaczęłą się zastanawiać i rozglądać dookoła w poszukiwaniu śladów, które mogłaby uznać za znajome.
- Więc… często surfujesz na trumnach? Tak tylko pytam.
Wyrwał ją z zamyślenia głos mężczyzny, na którego zaczęła się patrzeć zagadkowo.
- Miałaś może na pokładzie jeszcze kogoś? Bo coś zdecydowanie jest w środku.
Skonsternowana spojrzała na trumnę, po czym na typka.
- Sory, ale ta paczka nie należy do mnie. Ja się o nią tylko przypadkowo zaczepiłam. A może by tak sprawdzić? Swoją drogą- Beatrice. Miło mi. I dzięki za pomoc tam.- wskazała kciukiem jezioro. Uścisnął jej dłoń w nieco spóźnionym geście powitania..
- Spider-Man. Nie ma sprawy, zawsze do usług… ale nie jestem pewien, czy chcesz to otworzyć. Bo pajac, który wyskoczy z pudełka może przerosnąć twoje oczekiwania.
Wskazał na czarną skrzynkę, nakreślając bliżej jej zawartość.
- Nie przepadam za zabawkami, chyba, że są duże, wybuchowe albo da się z nich/ do nich strzelać. Przyjmuję też wariant z pokrojeniem na kawałki.- uśmiechnęła się kątem ust.- Masz pojęcie, gdzie jesteśmy? Bo raczej nie tam, gdzie powinniśmy.
Pająk uniósł ramiona w mało subtelnym geście bezsilności.
- Wiem tylko, że pewno nie jesteśmy w Nowym Yorku. Chyba, że burmistrz w końcu wysłuchał protestów tych kolesi z Green Peace. A skoro zarówno ty i zawartość skrzynki nie jesteście stąd, sugeruje to, że ktoś zafundował nam przymusowe wczasy. Plus, nie chcę cię martwić, ale trzy inne osoby zmierzają w tym kierunku.
Kobieta zaśmiała się.
- Martwić? Spokojnie, skarbie. Może nie wyglądam, ale potrafię spuścić manto, jeżeli mam na to ochotę. A jeżeli tamci szukają zwady? Proszę bardzo- jestem zawsze chętna do zabawy.- puściła człowiekowi-pająkowi zawadiacko oko. Kolejna twardogłowa. Jednak Spidey, kierowany swym pajęczym zmysłem, miast na przechwałki dzierlatki, zwrócił uwagę na coś zupełnie innego.
- Proszę, proszę. A myślałem, że mistrzowska gra postaci topielca, to największa z twoich zalet. Zaś co do miejsca naszego pobytu… sądzę, że to może być subtelna podpowiedź.
Wskazał lewą dłonią dwa pomniki, przedstawiające dziwne postaci o nietypowych fryzurach, które to wznosiły się nad doliną.
- Ależ słodki jesteś...- powiedziała na wpół żartem- wpół z przekąsem, ale zgodnie z instruktarzem jej wzrok powędrował po pomnikach.
- Co jest do diabła? Ktoś przerobił Mount Rushmore? I to w wyjątkowo kiepskim guście.
- Och, przestań, czerwienię się.

Co w jego wykonaniu podchodziło pod nieosiągalne. Postanowił jednak skupić się na ważniejszym problemie, niż słowne potyczki i poddał pomniki dokładniejszej analizie.
- Nie wiem, ale na Amerykanów nie wyglądają. Po ubiorze sugerowałbym raczej kulturę wschodnią, jednak… jakąś dziwną. Wypaczoną. Ich fryzury nie są typowe dla samurajow, a rysy twarzy nie kwalifikują się jako azjatyckie. Więc albo wylądowaliśmy w alternatywnej rzeczywistości, gdzieś w Azji, albo ktoś przełączył kanał na jakąś japońską kreskówkę.
Sygnał ostrzegawczy nadal nie dawał mu spokoju, jednak nie można było tego poznać.
 

Ostatnio edytowane przez Ayame : 16-07-2009 o 22:58.
Ayame jest offline  
Stary 16-07-2009, 23:34   #5
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Bitwy... Od wielu wieków były jedynym pragnieniem. Prosta żądza krwi nigdy nie ustała, wręcz nachalnie powracała ze zdwojoną siłą. Cóż jest wartę takich wyborów ? Cóż jest godne takich zachowań ? Począwszy zbłąkane ścieżki, tyle trupów, szaloną rzeczywistość... Obłęd, nastawał wieczny obłęd, coś nie moralnego... Jednak - czy może być jeszcze gorzej ? Tyle wcieleń, tylu ludzi kosztowała ta wędrówka, a czy koniec miał nastąpić tutaj ? W ogniu walki, kiedy właśnie śmierć pisana była, w dniu kiedy umarł twój największy wróg... Kiedy zrozumiałeś że to pół życie nie jest tak proste... Nie... Wszystko ma swoje odzwierciedlenie...

Z miejsca pełnego trupów, pełnego "waluty" obudzić się w nad zbyt dobrze znanym miejscu... W ostatniej twierdzy, ostatnim terytorium... We własnej trumnie - własnym przeznaczeniu. Jednak dało się odczuć że ów "mebel" nie stoi na twardym podłożu... On płynie, jakim cudem znalazł się na wodzie ?! Alucard nie zrobił nic, nie miał ochoty tego sprawdzać, wiedział tylko tyle że nie jest już w mieście śmierci... Nie czuło się krwi, nie było nic. Jedyne co można było zrobić, to dobić do brzegu, niezależnie gdzie on był... Jednak po chwili trumna lekko przechyliła się na bok, ktoś musiał się jej złapać. Jednak nie było to wartę interwencji, przynajmniej na razie...

Po chwili dryfowania bez celu, wreszcie dało się odczuć że ktoś "wyławia" trumnę z wody, nie ważne był intencje "rybaka" ważne było to że wampir stanie na twardej ziemi, by mógł przemyśleć kolejne działania, by mógł odnaleźć swoje miejsce. Po niedługim czasie, mebel dotarł do brzegu, kiedy osobnik miał już wyjść dosłyszał rozmowę... Dość niecodzienną... Czyżby on nie był jedynym który nie potrafi wyjaśnić wydarzeń z przeciągu kilku ostatnich minut ? Być może, jednak trzeba wreszcie opuścić kryjówkę, niż komuś zachce się, transportować ją dalej.

Szybkim ruchem ręki otworzył trumnę, kapelusz który spoczywał na jego klatce piersiowej włożył zaś na głowę. W pozycji siedzącej rozejrzał się po otoczeniu... Jezioro... Co to za miejsce ?! Wnet zdjął okulary po czym przetarł oczy... Niemal że natychmiast jego wzrok przeniósł się na dwójkę rozmówców, odruchowo wstał, po czym nogą zamknął "mebel" przyglądając się chwilę mężczyźnie o ile był to mężczyzna a nie jakaś istota obca... Pomyślał...

- Gdzie... Gdzie Ja jestem ? - Widać było iż jest strasznie zdezorientowany... Widział wiele dziwactw, aczkolwiek nigdy... Osoby odzianej w taki sposób, nie chciał już nawet wnikać dlaczego tak jest a nie inaczej, po prostu starał się skupić na obecnej sytuacji, otóż wiedział że pozostawił dwie istoty bez ochrony - W takim momencie... Wampir usiadł na trumnie przyglądając się w stronę jeziora. Po czym zaczął mówić sam do siebie.
- Nie... To niemożliwe... Andersen... Seras... Walter... - Słowa był bardzo ciche aczkolwiek istoty o wzmożonym słuchu z pewnością mogła je usłyszeć. Czyżby istota która w swoim świecie uważana była za nie pokonaną... Zaczęła się martwić ? Być może, jednak może być to również po prostu próba ułożenia wszystkiego w logiczną całość...

Odwrócił jeszcze wzrok w stronę dziewczyny... Była mokra, więc to ona skorzystała z "tratwy" nie mogąc się powstrzymać powiedział:
- Widzę że ta "paczka" pomogła Ci dostać się na brzeg... - W jego głosie dało się uświadczyć typowy cynizm, niezwykle szybko zaakceptował się z teraźniejszą stacją, co mogło wydawać się dość nienormalne... Jednak czy tutaj był ktokolwiek normalny ? Sam przestał w to wierzyć... Jednak doszło do niego że tym razem pycha i samolubność nie wesprze go... Potrzebował pomocy.

- Słyszałem waszą rozmowę... Widzę że nie jestem jedyną "istotą" która przez niefortunny "wypadek" znalazła się w tym miejscu. Z tego co usłyszałem nie wiecie gdzie jesteśmy... Ani co tutaj robimy... Pozostaje więc kwestia pytania - Czy nie wiedzieliście tutaj, jakiejkolwiek osady czy też innego domostwa... Sądzę że przydała by mi się "energia" - Na jego twarzy pojawił się bardzo nieprzyjemny uśmiech.
 

Ostatnio edytowane przez Cao Cao : 17-07-2009 o 00:01.
Cao Cao jest offline  
Stary 17-07-2009, 10:17   #6
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
- Kolejna banalna misja...
Wielkie wrota otworzyły się powoli ukazując czarną pustkę, powoli zaczęła się na niej formować jasna, srebrno-biała ścieżka.
- ...jak by nie można było wysłać kogoś innego...
Shinigami poprawił plecak przewieszony przez ramię oraz ułożenie dwóch katan przy pasie.
- ... muszę zapalić.
Skoczył w przejście biegnąc przez pustkę jak tysiąc razy wcześniej, ścieżka formowała się tuż przed nim i kończyła się tuż za nim jak by poruszając się wraz z Shinigami. Narigo już dostrzegł błysk na horyzoncie, już nie daleko, zaraz będzie w realnym świecie zostawiając na kilka dni Gotei 13. Lecz nagle poczuł, że coś jest nie tak, to tak jak by ktoś przeszedł po jego grobie, lecz to było sto razy mocniejsze uczucie. Nie był jednak na tyle nierozważny by się zatrzymać, na pewno nie tutaj. Jednak coś było nie tak, chociaż trwało to może nie sekundę. Narigo poczuł że najpierw bolą go oczy, jak po wyjściu na pełne słońce z ciemnego pomieszczenia, chociaż pomieszczeniem trudno było nazwać przejście między światem Shinigami i ludzi to jednak porównanie to było całkiem trafne. Następnie jego stopa uderzyła o coś twardego, bynajmniej nie przypominało to duchowej ścieżki z reiatsu. To było coś bardziej ludzkiego, ta skała była całkiem realna. Narigo gwałtownie się zatrzymał, przed nim była przepaść! I to całkiem spora, a na domiar złego potknął się o coś leżącego na ziemi i chrapiącego w niebogłosy. Odwrócił się szybko na pięcie czując, że traci równowagę i spadając tyłkiem prosto na twardą skałę. W sumie przez zdziwienie i dezorientację nawet nie poczuł bólu. Rozglądał się z wielkimi oczami dookoła. To nie tutaj miał trafić, właściwie nawet nie dotarł do końca ścieżki, coś tutaj było wybitnie nie tak. Czy to Gotei 13 w czymś "znowu" nawaliło? I kim jest ten śpiący koleś?! Tego było troszeczkę za dużo. Narigo nie wstawał, nie budził też tego faceta, i tak prawdopodobnie nie będzie go widział, z resztą, dostał dość mocnego kopa w piszczel jak Shinigami się przewracał. Narigo zaczął powoli skręcać sobie papierosa, jak dostał przerwę, nie zamierzał jej zmarnować, trzeba wszystko przemyśleć. Zapalił zapałkę zaciągając się pierwszym, zawsze najlepszym, pociągnięciem papierosa.
- Dzień jak co dzień, Narigo, znowu władowałeś się w jakieś gówno, tyle że nie z własnego powodu.
Spojrzał na niebo, następnie dookoła, siedział na wielkiej skale, w dodatku rzeźbionej... chyba, trudno to ocenić siedząc na szczycie. Facet przed nim chyba zaczynał się budzić. Zamknął na chwilę oczy próbując wyczuć jakieś inne istoty i udało mu się, wyczuwał co najmniej 5 innych, może nie ludzi, istot. Jednak żadna z nich nie miała reiatsu ani pustego, ani shinigami, co prawda był jeden człowiek, ale za to silny. Jedno reiatsu było podobne do pustego, inne do Bounto koleś przed nim też budził jakieś wspomnienia w odczuciach... To było co najmniej podejrzane i chyba robiło się poważnie, bardzo poważnie, ale to nie zaszkodzi dopalić papierosa...
Nagle poczuł dotyk, nie, to złe określenie, wiedział, że ktoś go obserwuje, to jak leżeć na plaży z zamkniętymi oczami gdy chmura nagle przesłoni słońce, czujesz to na całym ciele... Spojrzał na niebo, zobaczył czerwony runiczny krąg. Nie wyglądało to na żadne techniki mu znane, na pewno nie na Kidou, a to już było podejrzane.
- Ja też coś potrafię, skubańcy.
Rozłożył nogi kładąc obie dłonie na ziemi, po czym wyrecytował półgłosem.
- Bakudou 58 - Kakushi Tsuijaku.
Prosta rzecz a cieszy, skupił się na czterech istotach które wyczuwał, a nie znał ich położenia. Pod palcami poczuł znajomy przepływ reiatsu, gdy pod dłońmi wytworzyła się mała jasno błękitna kulka wtapiając się powoli w ziemię. W jego umyśle pojawiła się nieco zdeformowana mapka, jedynym punktem odniesienia był on, pośrodku, a nie daleko od niego reszta istot. znał ich dokładne położenie, ale ważniejsze było, że oni znali jego. Wstał powoli rozcierając miejsce gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, po czym raz jeszcze lekko kopnął leżącego faceta, już nie miał wątpliwości czy go zobaczy, ale na wszelki wypadek położył rękę na jednym z Zanpakutō.
- Wstawaj ponuraku!
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"

Ostatnio edytowane przez Manni : 17-07-2009 o 10:21.
Manni jest offline  
Stary 17-07-2009, 11:57   #7
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Był królem świata, władał całą planetą a wszystkie gildie, zakony i inne organizacje były zależne od jego widzimisię. Miał setki kobiet - każda piękna niczym jakaś bogini i każdej nocy miał inną. Był bogaty i mieszkał w zamku. Gdy pojawiał się na przyjęciach nawet królowie schylali głowy w geście szacunku. Hm... dobrze być władcą świata. W tym momencie ktoś się o niego potknął i go obudził tym samym. Pomyśleć tylko, że miał taki piękny sen i ktoś śmiał go obudzić! Co za chamstwo i nietakt! Momencik! Jeśli teraz spróbuje zasnąć może jeszcze wróci do tego snu. Niewiele myśląc zamknął oczy i znowu rozległo się chrapanie dobiegające z jego ust.
-Wstawaj ponuraku! - znowu go obudzono! Ido tego jegomość szturchał go nogą! Chcąc nie chcą podniósł lekko kapelusz do góry kciukiem by zobaczyć co za gbura do jego domu przywiało. Hę? Kto mi znowu zapierdolił sufit? Czemu kurwa leżę na skale? Mimo, że te myśli trawiły jego umysł twarz pozostała niezmienna. Widocznie jakieś zaklęcie musiało go tu przenieść - gdziekolwiek by "tu" nie było - a znając gildie pewnie ktoś chciał się w ten sposób na nim odegrać albo zrobić żart. Potem zauważył tego chama co go wybudził z jakże pięknego snu. Wpatrywał się w niego przeszywającym wzrokiem nr 32 jakby oceniał poziom zagrożenia po czym znowu przykryła twarz kapeluszem.
-Spierdalaj. -rzucił od niechcenia po czym przewrócił się na bok, ziewnął i dosłownie po sekundzie znów rozległo się chrapanie. Człowiek z końskim ogonem został całkowicie zignorowany i olany przez Jacka i kto wie... może to i dla niego lepiej. Tymczasem Rzeźnik znowu był panem świata w swoich jakże prostych marzeniach.
 
Famir jest offline  
Stary 17-07-2009, 12:16   #8
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Narigo roześmiał się cicho. Takiej riposty się nie spodziewał, w 100% zrobił by podobnie. Skręcił tym razem dwa papierosy, jednego zapalił, drugiego odpalił od pierwszego. Wsadził ostrożnie jednego z nich w usta śpiącego faceta. Szturchając go lekko.
- Wstawaj tępa strzało, bo wilka dostaniesz. Będę budził Cie w nieskończoność jeśli zajdzie taka potrzeba, a znam klika mało przyjemnych metod. Uwierz mi.
Usiadł na niewielkim wybrzuszeniu na skale, w razie kolejnego olania ciskał w nieznajomego niewielkimi kamyszkami celując w otwarte przy chrapaniu usta.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline  
Stary 17-07-2009, 20:07   #9
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Coś się zbliżało. Każda z osób, która wygrała w konkursie (o którego istnieniu nie mieli najmniejszego pojęcia) wakacyjną wyprawę do nieznanego świata, mogła to zauważyć na swój, osobisty sposób. Jedni mogli dostrzec dziwne zachowanie się lustra wody, zmysł niebezpieczeństwa innych mógł uderzyć z obewładniającą siłą. Ci wyżej mogli poczuć na własnej skórze niezwykłe zachowanie wiatru, a osoby posługujące się magicznymi detekcjami czy miały szansę dostrzec nawarstwiającą się wysoko nad wodą energię, zupełnie inną niż cokolwiek do tej pory spotkali.
To, w jaki sposób zauważyli wizytę nowego gościa, było bez znaczenia. I tak, każde z nich, zwariowało i postradało zmysły gdy przestrzeń implodowała, a następnie eksplodowała czarnym słońcem. Gdy lepka ciemność dotykała ciała, rozbijała je, zrywając połączenie między najmniejszymi bazowymi ciała, jednak śmierć nie nadeszła, pomimo zupełnej dekonstrukcji fizyczności, a właściwie-nie tylko fizyczności. Dusze nieszczęśników i ich umysły również rozpuściły się. Było to wszystko niczym koniec świata...chociaż w żadnym razie nim nie było. Nie było też piekłem, chociaż nim się wydawało. Nie było nawet nowym początkiem.
Było tylko przebudową.
Gdy do nieszczęsnych wrócił zmysł wzroku, wizualnie wszystko było w najlepszym porządku, poza wirującą kulą czarnej energii, przetykanej błyskawicami wszystkich kolorów tęczy, wznoszącej się dokładnie tam, gdzie rozpoczęła się przedziwna anomalia. Pozostałe zmysły również wróciły, działając lepiej, sprawniej, bez dziwnych problemów i bólów, jakie towarzyszyły im od momentu pojawienia się w tym świecie. Migreny odeszły w niepamięć, ziemia pod stopami zdawała się być dokładnie taka jaka być powinna, a paranormalne moce funkcjonowały idealnie, tak, jakby zostały stworzone z myślą o działaniu właśnie tutaj. Dodatkowo, wszelkie zmęczenie ulotniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a głód i inne potrzeby zostały zaspokojone jak po potężnej uczcie lub tytanicznej drzemce. Nawet te...nietypowe.
Najbardziej jednak uderzająca zmianą we własnej osobie było zmuszenie do porozumienia się ponad wszelkimi barierami językowymi, komunikacji przemawiającej bezpośrednio do bytu istoty. Byli niczym podłączeni poprzez mózg do internetu, odbierając sygnały od niezrozumiałych istot i samych siebie. Miliony głosów i szeptów rozmawiały o jakimś zagrożeniu, problemie, oraz jego rozwiązaniu. Jednak, były tylko tłem, niczym więcej. Czymś, na czym niesposób było się skupić na tyle, by zrozumieć ich sens. Przekaz.
Całą uwagę siłą skupiał na sobie gęsty i ciężki głos, głos, który naturalnie był sprawcą tego wszystkiego.
-ISTOTY. Z PEWNOŚCIĄ IRYTUJE WAS NIEŚWIADOMOŚĆ WŁASNEGO POŁOŻENIA. JEST TO ZUPEŁNIE ZROZUMIAŁE.
MUSICIE ZROZUMIEĆ. WASZA NIEZBĘDNOŚĆ JEST TYM CO WAS CHRONI I TYM CO WAS ZNIEWALA.
NASTĄPIŁ KRYZYS.
POJAWIŁY SIĘ PROBLEMY. WYDARZENIA KTÓRE MIAŁY MIEJSCE W RÓŻNYCH ŚWIATACH BYŁY WYSOCE NIEPOŻĄDANE. ŚWIATACH.
DOMYŚLACIE SIĘ.
ZOSTALIŚCIE PRZENIESIENI ZE SWOICH DOMOWYCH UNIWERSÓW. SPRZECIW NIE BĘDZIE TOLEROWANY. WASZE WSZECHŚWIATY WCIĄŻ SĄ W NASZEJ WŁADZY. JEŚLI ZAJDZIE POTRZEBA, BĘDĄ ROZDZIERANE NA STRZĘPY, TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE UZYSKAMY WASZEJ KOOPERACJI.
KOOPERACJA I POSŁUSZEŃSTWO ZOSTANĄ NAGRODZONE. WASZE ŻYCZENIA ZOSTANĄ UWZGLĘDNIONE W RÓWNANIU PRZYSZŁOŚCI WASZYCH UNIWERSÓW DOMOWYCH.
PYTANIA. ODPOWIEDZI ZOSTANĄ UDZIELONE. MOŻECIE JE ZADAĆ.
ODPOWIEDZI ZOSTAŁY UDZIELONE.
WASZE ZADANIE. NASZ WPŁYW, WPŁYW ENVOY, JEST SŁABY W ŚWIATACH, KTÓRYCH RÓWNANIE PRZYSZŁOŚCI ZOSTAŁO ZBURZONE. POTRZEBUJEMY ENERGII, KTÓRA POSŁUŻY DO WRZUCENIA WAS DO NICH.
SIŁĄ.
UZNANE ZOSTAŁO, ŻE ISTOTA, KTÓRA NOSI W SOBIE LISA O DZIEWIĘCIU OGONACH, BĘDZIE DOSKONAŁYM ŹRÓDŁEM.
PRZEKONAJCIE JĄ DO WSPÓŁPRACY.
POŻĄDANE JEST ZMINIMALIZOWANIE ZNISZCZEŃ I ZNIEKSZTAŁCEŃ ŚWIATA ORAZ JEGO PRZYSZŁOŚCI, KTÓRE MOGĄ NIEŚĆ WASZE DZIAŁANIA.
KONIEC.

Niezwykła istota zniknęła, podobnie jak światła. "Wybrańcy" pozostawieni zostali sami sobie. Nie mogli porozumieć się między sobą podczas tej osobliwej rozmowy z "Envoy", nie mogli słyszeć tego, co mówili inni, zupełnie tak, jakby byt chciał mieć nad nimi absolutną, dyktatorską kontrolę, najwyraźniej żałując, że nie może sprawować bezpośredniej kontroli nad każdym ich oddechem. W umysłach naprawiaczy wszechświata wyryty został miejscowy język, równie naturalny, co ich własny, niszcząc jakikolwiek problem natury komunikacyjnej. Pozostawało zebranie się i uzgodnienie jakiegokolwiek planu. Pierwszy krok ku temu poczynił osobnik znany Shanie jako Profesor, który we własnej osobie spokojnym krokiem doszedł do Spider-mana i spółki, nie odzywając się.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 17-07-2009 o 20:12.
Nemo jest offline  
Stary 17-07-2009, 21:56   #10
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Potem nastała czerń. Trzask i wybuch kuli nicości, która ich pochłonęła. Rozłożenie owych osób na składniki podstawowe zdecydowanie nie było przyjemne, o nie. Druzgotało zmysły i zdrową psychikę. Jednak to nie pierwszy raz kiedy Peter został poddany tego typu procesowi. Wszystko to przywodziło na myśl seanse i wyprawki, które potrafiła zafundować niczego niespodziewającemu się osobnikowi Madame Web, wysyłając takiego pechowego delikwenta do alternatywnych rzeczywistości, dalekiej przeszłości, przyszłości, oraz sam Sentry wiedział gdzie jeszcze. Czas pytań (od innych uczestników teleturnieju) właśnie dobiegł końca i należało oświecić tą zbieraninę co do możliwych komplikacji, których źródłem okażą się oni sami. A nóż-widelec Parker wywoła wilka z lasu, odsłaniając trochę więcej szczegółów, oczywiście dla dobra całej grupy.
- Chwila, chwila! Moment, moi drodzy państwo! Zamierzamy mu pomóc, nic o nim nie widząc? Nie mam pojęcia, jakie mentalne telegramy od niego otrzymaliście, jednak nie budził swoją osobą zaufania. Skąd pewność, że w ogóle gramy tutaj dla dobrej drużyny? Jakaś spalona żarówka uprowadza nas siłą z rodzimych rzeczywistości i szantażuje ich zniszczeniem w celu naprawienia kolejnych, nad którymi utraciła posiadaną do tej pory, despotyczną kontrolę? Nie wiem jak u was, ale tam skąd pochodzę istoty prezentujące tego typu oferty zwykle lądują w Strefie Negatywnej, lub dostają bilet w jedną stronę do centrum słońca liniami Hulk Airlines!
Nagle odezwał się głos, należący do eterycznego szantażysty. Basowy, silny i słyszalny dla wszystkich porwanych z różnych planów. Najwyraźniej byt chciał udzielić odpowiedzi, jednak to co rzekł zdecydowanie nie poprawiło nastawienia reportera. Nawet jeżeli owa odpowiedź padła jedynie w jego biednej łepetynie
-SPIDER-MAN.
TWOJE WĄTPLIWOŚCI BYŁY PRZEWIDZIANE. WASZA WSPÓŁPRACA JEST NIEZBĘDNA DLA KOSMICZNEJ RÓWNOWAGI I ENVOY WYKORZYSTAJĄ KAŻDY ATUT, JAKI BĘDZIE NIEZBĘDNY, BY ZMUSIĆ WAS DO KOOPERACJI. NASZA DEDUKCJA SUGERUJE, ŻE ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE NIE BĘDZIECIE MIELI DO CZEGO WRÓCIĆ. MOŻE BYĆ MOTYWUJĄCA. DOBRO I ZŁO SĄ WARTOŚCIAMI KTÓRYCH ENVOY NIE UZNAJĄ W SWOICH KALKULACJACH, JEDNAK W WASZYM TOKU ROZUMOWANIA, SPRZECIW DOPROWADZI DO WIĘKSZEGO ZŁA, NIŻ POSŁUSZEŃSTWO, KTÓRE W OGÓLNYM ROZRACHUNKU DOPROWADZI DO WIĘKSZEGO DOBRA.

Peter skrzywił się pod swoją maską, wyraźnie rozeźlony. Pięści zacisnęły się mocniej, zaś cała sylwetka jakoś tak… zafalowała i napęczniała? Jednak źródło problemów w postaci plenarnego terrorysty, pozostawało dobrze ukryte i uzewnętrzniany, fizyczny gniew zdawał się całkowicie bezsilny i pozbawiony sensu, wobec czego Parker kontynuował swoją ofensywę mentalnie.
~ Hej, Envoy? Dzwonił Bin-Laden. Chce z powrotem swoje metody dyplomacji! A co do szantaży względem mojej osoby i względem mojego domu… nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale stąpacie po bardzo kruchym lodzie. Bo wątpię, abyście chcieli mieć na głowie kilka tysięcy kopii pewnego blondyna. Reed Richards w dużych ilościach także potrafi być bardzo upierdliwy, dla wszystko wiedzących, boskich bytów. Z tego co pamiętam to pojedyncza sztuka przeważnie ubija więcej niż kilka cwaniaków twojego pokroju. Rocznie. Nie w całym swoim życiu.~
- ZNAMY REEDA RICHARDSA. JEST BARDZO UŻYTECZNYM ELEMENTEM RÓWNAŃ, POZWALAJĄCYM W LICZNYCH JEGO MIEJSCACH ZACHOWAĆ RÓWNOWAGĘ KTÓRA TRZYMA ŚWIAT W BALANSIE I UTRZYMUJE GO Z DALA OD DESTRUKCJI. ENVOY NIE WIDZĄ PROBLEMU W OSOBIE, KTÓRA JEST DLA NICH UŻYTECZNA.
~ Jak na kosmiczną inteligencję, nie punktujesz zbyt wysoko w kojarzeniu faktów. Chodzi o to, że on i jemu podobni zapewne zobaczą problem w was. Zaś ja nie mam zamiaru pomagać plenarnym terrorystom.~

Pajęczak skrzyżował ręce na piersi, mówiąc do niewidocznego adresata. Odpowiedź padła po raz kolejny, choć zdecydowanie mniej przerażająca niż wcześniej.
-JESTEŚMY PASTERZAMI EGZYSTENCJI. NIE DZIAŁAMY BEZPOŚREDNIO. MOŻEMY DOPROWADZIĆ DO DESTRUKCJI ŚWIATA POPRZEZ MODYFIKACJE JEGO RÓWNANIA, DODAJĄC DO NIEGO ELEMENTY KTÓRE ZABURZĄ RÓWNOWAGĘ, W EFEKCIE DOPROWADZAJĄC DO KATAKLIZMÓW, WOJEN I WYDARZEŃ, KTÓRE SPROWADZĄ KONIEC. WYJĄTKIEM SĄ ŚWIATY W KTÓRYCH ZOSTANIECIE UMIESZCZENI.
Pająk stłumił w sobie parsknięcie śmiechu. Jeśli do tej pory obawiał się natychmiastowej destrukcji swojego uniwersum przez jakąś nieznaną siłę, to teraz, wraz z rozjaśnieniem metod ich działania, sami ostrzyli pod siebie gilotynę. Chyba jednak nie śledzili istot i wydarzeń w mutliwersum tak dobrze jak by tego chcieli. Przykucnął nieznacznie, rozglądając się wkoło i ponownie badając lesistą strukturę.
~ Gdybym dostawał ćwierć dolara, za każdym razem gdy to słyszałem… ale mam dla ciebie subtelną sugestię Envoy. Popracuj nad swoimi metodami dyplomacji. Do czasu aż to zrobisz, możesz zapomnieć o mojej współpracy.~
Pajęcza siec wystrzeliła, zaczepiając się o jedno z okolicznych drzew. Jej właściciel już miał wyskoczyć do przodu i zniknąć pośród gęstwiny, gdy po raz kolejny doszedł go głos ich ciemiężyciela. Bynajmniej nie tak władczy i pewny siebie jak ostatnio, starający się oddziaływać na inne wartości.
-SPIDER-MAN. TWOJE DZIAŁANIA STAWIAJĄ POD ZNAKIEM ZAPYTANIA RÓWNANIA DZIESIĄTEK INNYCH ŚWIATÓW. ENVOY WIERZY W LICZBY. JESTEŚMY W STANIE POŚWIĘCIĆ LOS JEDNEGO ŚWIATA DLA LOSU WIELU. CZY PERSPEKTYWA MOŻLIWOŚCI ZMIANY SWOJEGO ŚWIATA NA COŚ, CO WEDŁUG CIEBIE BĘDZIE LEPSZE, NIE JEST MOTYWUJĄCA? CO W TAKIM RAZIE CIĘ ZMOTYWUJE, SPIDER- MANIE?
Parker wypuścił z dłoni swoją sieciową taksówkę i ponownie odwrócił się w stronę, z której rozchodził się rezonans dźwiękowy. Założył ręce na boki i choć jego twarz pozostawała niewidoczna, to nachylenie muskularnego torsu i ton wypowiedzi sugerowały, że jest niezmiernie rozbawiony i że… dopiął swego w tej konwersacji.
~ Oh, ojej! A gdzież zniknął ten władczy ton z przed kilku chwil? Albo mi się wydaje, albo ktoś właśnie uświadomił sobie, że zależność między nami a nim, jest odwrotnie proporcjonalna, niż sądził do tej pory… hm. Dobrze Envoy. Nie wiem jak inni, ale ja zostanę. Żeby mieć oko na twoje zagrywki. I możesz mi wierzyć… napsuję wam krwi, jeśli tylko zrobicie coś niezgodnego z moim kompasem moralnym. Mam do tego talent.~
Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o wciąż żywy kawał drewna, zakańczając polemikę w myślach. Spojrzał po reszcie, ciekawy ich reakcji na swoje niepewne zachowanie z przed chwili, po czym na moment zogniskował swój wzrok na Alucardzie i drugim mężczyźnie, w czarnym płaszczu. Ku uciesze niewidocznej widowni padło jednak na tego pierwszego.
- Hm. Alucard, jeśli dobrze usłyszałem? Te twoje ciuchy są dosyć nietypowe. Niech zgadnę, pewnie kupujesz ubrania w tym samym pasażu co Carmen Sandiego?
Napięcie wynikłe sytuacją zostało rozładowane przez żart i nadszedł w końcu czas na ostrzał bardziej praktycznymi, mentalnymi pytaniami których, w przeciwieństwie do reszty grupy, wciąż nie zadał. Rozpoczął więc wysyłanie umysłowych smsów z przepaloną, plenarną żarówką. Resztę gromady wciąż mógł pomęczyć później, w celu ustalenia planu działań.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 17-07-2009 o 22:08.
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172