Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2009, 11:42   #11
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tomasz Dunin

Dunin podszedł do recepcjonisty i z uśmiechem zapytał:
- Czy udało się coś ustalić? Czy może mi pan rozmienić? - położył na blacie papier dwudziestozłotowy. Musiał mieć trochę drobnych na "wyrazy wdzięczności"...
- Tak proszę pana - mężczyzna schylił się i spod lady wyciągnął małe karteczkę - Proszę bardzo o to adres i telefon do redakcji.

Kurier Mistyczny; siedziba redakcji
ul. Krzywe Koło 2/4
tel. 21-10-10

- Dziękuję panu bardzo - powiedział Dunin i zostawił na blacie kolejną złotówkę dla recepcjonisty.
Zastanawiał się przez chwilę czy aby nie za bardzo rozpieszcza tego człowieka, ale zdawał sobie sprawę że w ten sposób kupuje sobie jego lojalność.
Wychodząc z hotelu rozważał czy lepiej zadzwonić czy może udać się osobiście do siedziby Kuriera i rozmówić się z Mostowiczem. Być może gdyby nie wiedział gdzie znajduje się ulica Krzywe Koło nie zdecydował by się odwiedzić dziennikarza w miejscu jego pracy. Znał ją i dobrze mu się kojarzyła. Jeszcze w czasach studenckich często tam bywał. Mieściła się tam mała i przytulna artystyczna knajpka, można nawet powiedzieć że był jej stałym bywalcem.
- Najpierw dworzec, a potem na Starówkę. - pomyślał Dunin.
Wyszedł z hotelu i zszedł w dół ulica Karową, gdzie zostawił samochód.
Właśnie otwierał drzwi, gdy tuż przy nim stanęła cyganka. Ubrana w kolorową, błyszcząca suknię zdobioną w cekiny i bogate hafty.

Dunin spojrzał na nią. Kobieta stał w milczeniu i wpatrywała się w niego.
- Strzeż się pane... - szepnęła - Diabeł i śmierć kroczą za tobą.
- Słucham - spytał zdziwiony.
- Strzeż się - dodała znowu i nagle się odwróciła. Chodnikiem szedł policjant. Cyganka spojrzała jeszcze raz na Dunina, po czym podwinęła suknię i zaczęła biec. Policjant jakby tylko na to czekał. Podbiegł do samochodu i zapytał szybko:
- Ukradła coś panu? - spytał.
Dunin obmacał kieszenie. Oprócz portfela, dokumentów i papierośnicy w kieszeni marynarki miał coś jeszcze czego sam na pewno nie włożył.
- Nie, na szczęście nie - odpowiedział.
- Pan chyba przyjezdny, co? Musi pan uważać, te gadziny tylko czyhają na takich jak pan. Ma pan szczęście, że byłem w pobliżu.
- Dziękuję panu, ale śpieszę się - Dunin wsiadł do samochodu i zapalił silnik.
Odjechał kawałek i gdy upewnił się że policjant już go nie widzi sięgnął do kieszeni.
Wyjął z niej coś co wprawiło go zdumienie. Najwyraźniej cyganka poza ostrzeżeniem, włożyła mu do kieszeni jakiś rodzaj amuletu. Były to dwie niewielkie kości, najprawdopodobniej jakiegoś ptaka, przewiązane końskim włosiem na końcach którego wisiały kolorowe paciorki.
- Co to wszystko znaczy? - pomyślał Dunin - Mam zacząć się bać?


Dalsza droga na dworzec minęła już bez przeszkód. Na dworcu sprawy załatwił szybko i co najważniejsze pomyślnie. List dla Cywińskiego zostawił u dyżurnego ruchu i poinformował go co ma z nim zrobić. By mieć pewność, że pracownik kolei nie zapomni o liście wcisnął mu w dłoń monetę pięciozłotową.
Dostał też bilety o które tak zabiegał. Miał teraz cztery bilety i zarezerwoany przedział w I klasie. Ucieszył się że duże napiwki i łapówki nie poszły na marne.
Wrócił do samochodu i skierował się na Starówkę.

Siedzibę Kuriera Mistycznego odnalazł bez trudu. Redakcja wynajmowała mieszkanie na parterze, które zostało zaadoptowane na ich potrzeby. Gdy Dunin wszedł do środka, zdziwiło go jak wielu pracuje tutaj ludzi. Myślał, że jest to raczej pismo redagowane przez niewielką grupę fanatyków, a tutaj takie zaskoczenie. W dużym pokoju kręciło się trzech fotografów, kilkunastu dziennikarzy, kilka sekretarek i kilku gońców.
Dunin podszedł do najbliższego biurka i zapytał:
- Przepraszam pana szukam redaktora Mostowicza?
- W tej chwili go nie ma, ale zaraz powinien wrócić. Może pan zaczekać w jego gabinecie. - mężczyzna wskazał pokój z tabliczką "Z-ca red. nacz. Daniel Mostowicz"
Dunin postanowił skorzystać z propozycji. Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Nie było w nim nic szczególnego, nic co mogłoby mu coś powiedzieć o tym kim jest Mostowicz. Usiadł i cierpliwie czekał.

Mostowicz zjawił się po około piętnastu minutach. Wszedł do swojego gabinetu i widząc siedzącego w nim Dunina szybko ukrył zdziwienie.
Tomasz zauważył też przez chwilę grymas strachu na twarzy dziennikarza.
- Witam pana - rzekł Mostowicz i podał rękę Tomaszowi.
Przy powitalnym uściśnięciu dłoni zrobił coś co zwróciło uwagę Dunina. W delikatny sposób dotknął palcami dłoń Tomasza. Wyglądało to jakby wybijał tajemny kod. Dunin postanowił wejść w tą grę i także spróbował wybić ten rytm na dłoni dziennikarza. Najwyraźniej mu się to udało, gdyż Mostowicz ukłonił się nisko, prawie jak przed papieżem i szepnął:
- Ociosany kamień czeka na światło ze wschodu.
- Usiądźmy - Dunin nie za bardzo wiedział co ma na to odpowiedzieć, więc postanowił grać oburzonego, że Mostowicz ujawnia się w tym miejscu - Za dużo tu obcych byśmy mogli swobodnie rozmawiać.
- Zgadzam się mistrzu... hrr... przepraszam panie Dunin - poprawił się.
- Ciekawe - pomyślał Dunin - On uważa nie tylko że należę do masonerii, ale także, że mam w niej tytuł mistrza. Intrygujące.
- Chciał pan się ze mną widzieć. Przyspieszyłem spotkanie, gdyż nie mam czasu na wieczorne eskapady po nocnych lokalach.
- Pan wybaczy, ale chciałem by spotkanie odbyło się w miejscu gdzie nie będziemy wzbudzać podejrzeń.
- Rozumiem. Przejdźmy jednak do sedna. Chciał mi pan przekazać jakieś informacje.
- Tak... chodzi oczywiście o Weronikę. Pan oczywiście, rozumie że to co teraz powiem musi pozostać między nami. Nie chciałbym nawet by ktokolwiek z dzieci wdowy dowiedział się o tym co pan ode mnie usłyszy.
- Oczywiście panie Mostowicz. To zrozumiałe.
- Przypuszczam, że Weronika Dyjamentowska żyje... - Mostowicz zawiesił głos i czekał na reakcję Dunina.
Ten co prawda zdziwił się, ale fakt ten nie wpłynął w żaden sposób na jego mimikę czy zachowanie. Widząc, że jego słowa nie wywołały pożądanego efektu, Mostowicz mówił dalej:
- Nie mam co do tego pewności, ale jestem przekonany w dziewięćdziesięciu procentach. Wszystkie fakty na to wskazują.
- Być może i tak jest, ale nie rozumiem dlaczego mi pan o tym mówi? - spytał obojętnie Dunin.
- Wiem, że został wyznaczony pan do spełnienia ostatnie woli Weroniki. Ma pan jechać gdzieś po coś co należało do niej. Myślę, że grozi panu śmiertelne niebezpieczeństwo. Zginie pan gdy tylko przestanie być pan potrzebny. Tak jak mecenas Jasiński. Zrobił co do niego należało i... - Mostowicz przeciągnął dłonią po szyi.
- Bardzo mi miło, że się pan martwi o moje zdrowie i życie. Zapewniam jednak pana, że potrafię o siebie zadbać.
- Tak panie Dunin. Ja w to nie wątpię, ale po pierwsze moim obowiązkiem wobec loży było poinformowanie pana o tym po drugie myślę, że sprawa ma drugie dno. Przypuszczam, że Weronika chce pana zabić także z innego powodu. On chce przejąć władzę nad wszystkim dziećmi wdowy w Polsce. Pan ją zna tak samo dobrze jak ja i wie co by to oznaczało. Koniec niezależności naszego bractwa.
- Panie Mostowicz, pan pozwoli że panu przerwę. Może mi pan wyjaśnić skąd ma pan takie informacje?
- Cóż mogę, ale musi pan przysiąc, że zachowa pan to dla siebie.
- Pan mnie obraża panie Mostowicz - Dunin zaczął się podnosić z krzesła.
- Ja bardzo przepraszam... - zaczął łagodzić sytuację dziennikarz -Ja nie chciałem pana obrazić. Niech pan usiądzie ja wszystko już wyjaśniam.
Dunin wrócił na miejsce w zadowoleniu i spokoju wsłuchał się w wyznanie Mostowicza:
- Poznałem Weronikę jeszcze na studiach, gdy jako chłopak z prowincji próbowałem wejść do warszawskiej śmietanki. Postanowiłem zaryzykować i poprosiłem pannę Dyjamentowską o udzielenie wywiadu dla gazetki studenckiej. Ku mojemu zaskoczeniu zgodziła się. Myślałem, że to ja założyłem na nią pułapkę i że dzięki niej wejdę do towarzystwa. Okazało się że to ona mną manipulowała i wywiad był tylko pretestem by mnie uwieść. Wie pan, że to była kobieta której nie sposób się oprzeć. Spędziliśmy razem upojną noc. Nad ranem powiedziała mi że od teraz pracuję dla niej. Będę pisał to co ona mi powie. Gdy spytałem naiwnie dlaczego mam to zrobić odpowiedziała, że nie mam wyjścia. Jeżeli się nie zgodzę to ona oskarży mnie o gwałt. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że nikt by mi nie uwierzył gdyby doszło do tego. Ona była znana, bogata i miała wielu wysoko postawionych znajomych. A ja? Parweniusz z prowincji, dopiero wchodzący w to towarzystwo. Nie miałem wyjścia, musiałem się zgodzić. Od tego momentu pisałem to co mi kazała. Raz oczerniałem wskazane mi osoby, innym razem chwaliłem kogoś kto niczego nie dokonał. To ona poprzez moje pióro kreowała warszawską śmietanką. Wynosiła na szczyty, by potem zrzucać gdy ją naszła taka ochota. Nasz romans trwał dalej, ale cały czas na jej warunkach. Wzywała mnie tylko wtedy gdy byłem jej potrzebny by spełniać jej zachcianki. Godziłem się na to bo z jednej strony nie miałem wyjścia, a z drugiej znajmość z nia dawała mi wiele korzyści. To ona załatwiła mi pracę w Kurierze Porannym i to ona wyłożyła pieniądze na założenie Kuriera Mistycznego. Łudziłem się, że to mi powierzy kierowanie gazetą, ale nie wygrał jej inny kochanek. Przemilczmy to jednak. Ważne jest to że od pewnego momentu zacząłem zapisywać wszystko co mówiła mi w czasie naszych zbliżeń, a dokładnie po nich. Wtedy to opowiadała mi o swoich planach i zamierzeniach. W noc przed jej zniknięciem też z nią byłem. Nie wiem czy zrobiła to specjalnie czy myślała że zapomnę o tym. W każdym bądź razie tej nocy powiedziała mi że wyjeżdża z Warszawy. Wymagają tego jej plany. Powiedziała tak "Być może niedługo usłyszysz o mojej śmierci. Nie wierz w to. Ja jestem wieczna jak Eset. Wrócę w glorii i chwale by objąć władzę nad wszystkimi dziećmi wdowy. Wtedy byłem dopiero nowicjuszem w bractwie, ale teraz gdy wspomnę jej słowa wiem co miała na myśli.
To wszystko panie Dunin. Mam nadzieję, że mi pan teraz wierzy. Pan rozumie, że nie możemy dopuścić do tego by ona przejęła władzę. To by była tragedia.
- Dziękuję panu za ostrzeżenie, panie Mostowicz. Teraz muszę już pana opuścić mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
- Mam jeszcze jedno pytanie, panie Dunin.
- Słucham?
- Czy mógłbym panu towarzyszyć w pana wyprawie? Gdyż domyślam się, że jedzie pan w miejsce do którego wysłała pana Weronika.
- Zastanowię się. I zadzwonię do pana tutaj do redakcji.
- Bardzo proszę, będę czekał. Proszę pamiętać, że mogę się panu przydać.
- Jeszcze raz dziękuję i do widzenia panu.
- Do widzenia panie Dunin.

Tomasz wyszedł z redakcji Kuriera Mistycznego z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony to co mówił Mostowicz zgadzało się z jego odczuciami i doświadczeniami, a z drugiej ciężko mu było uwierzyć w taką intrygę. Tym bardziej, że dziennikarz nie wyglądał na kogoś wiarygodnego. Propozycja współpracy wydawała się kusząca, wszak Mostowicz był ponoć członkiem masonerii a to niewątpliwie dawało mu jakiś dodatkowy atut w grze do której wszedł. Z drugiej strony człowiek ten nie budził jego zaufania. Było w nim coś podejrzanego, jakiś taki szczurzy spryt, który odrzucał i zniechęcał. Poza tym jego motywacja wydawała się co najmniej nie dorzeczna. On musiał coś ukrywać.
Dunin zatrzymał się przy samochodzie. Tuż obok na chodniku stał inspektor Hryniewicz.
- Witam pana - przywitał się przymilnie.
- Witam - Dunin otwierał drzwi samochodu i zamierzał wsiąść.
- Pan pozwoli panie Dunin tylko jedno pytanie. Czy wie pan z kim się pan właśnie spotkał?
Dunin milczał.
- Według moich informacji pan Mostowicz także był z wizytą u mecenasa Jasińskiego. Nie ustaliłem jeszcze który z panów jako ostatni, ale to tylko kwestia czasu. Może mi pan jednak pomóc i oczyścić się z zarzutów.
- Przepraszam panie inspektorze, ale śpieszę się. Jeśli ma mi pan coś do zarzucenie to proszę o oficjalny nakaz lub wezwanie na przesłuchanie. Jeśli nie to żegnam - Tomasz wsiadł do samochodu.
- Do widzenia panie Dunin - odparł inspektor - Proszę tylko pamiętać, by nie opuszczać Warszawy. Mam pana na oku - Hryniewicz dotknął ronda kapelusza w geście pożegnania, a Dunin odjechał w stronę Bristolu.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 12-10-2009 o 12:19. Powód: dopisek
brody jest offline  
Stary 13-10-2009, 09:13   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tomasz odjechał kilka przecznic i zatrzymał się na Świętokrzyskiej; musiał się przez chwilę zastanowić nad tym co wydarzyło się przez kilka ostatnich godzin.


"A z kim się właśnie spotkałem?" - pytanie Dunina skierowane do inspektora było trochę aroganckie i teraz, po czasie... Trochę żałował, że w taki, a nie inny sposób rozmawiał z Hryniewiczem. Zdecydowanie lepiej było mieć go po neutralnej stronie niż przeciwko sobie, ale... stało się. Był zbyt zszokowany tym wszystkim co zaszło w gabinecie redaktora, aby wtedy zareagować lepiej... Hryniewicz zdawał się wiedzieć dużo, jeżeli nie "za dużo"... Na pewno był ważną figurą na szachownicy; tylko po której stronie planszy?

Opowieść Mostowicza wydawała się składna i miała znamiona prawdziwej... Był skłonny uwierzyć w historię o biednym chłopcu z prowincji i wywiadzie, dalej było znacznie gorzej... Pogardzająca większością niższej arystokracji i, tym mocniej, całym plebsem; żyjąca w przeświadczeniu własnego czystego ducha, a jednocześnie romansująca z... co za mezalians! Chociaż... "Weroniko, jeżeli to gra..." - pomyślał po raz drugi w ciągu tych kilku godzin i wysiadł z samochodu. Zapalając papierosa rozejrzał się - sam nie wiedział co chce zobaczyć - kolejną nawiedzoną cygankę? podkomendnego Hryniewicza? Hryniewicz... ten też pojawiał się kiedy był najmniej potrzebny. Niech to! Spotkali się pod redakcją "Kuriera"... To znaczyło, że Hryniewicz przyszedł porozmawiać z Mostowiczem i spotkanie było czysto przypadkowe, acz bardzo niefortunne... Albo, Dunina ktoś śledził - siedział w końcu w redakcji dość długo i inspektor miał dostatecznie dużo czasu, aby przyjechać na miejsce...



- Gazeta! - zakrzyknął i natychmiast jeden z małych gazeciarzy pojawił się przy nim.
- Szanowny pan życzy...
- Pokaż Warszawską - rzucił okiem na pierwszy tytuł i po chwili zaczął wertować strony niby czegoś szukając - Chcesz zarobić złotówkę? Słuchaj więc - kontynuował kiedy zauważył, że oczy chłopaczka zrobiły się okrągłe. - Wiesz gdzie jest ulica Krzywe Koło?
- Oczywiście proszę pana.
- Dobrze. Jest tam redakcja "Kuriera Mistycznego". Znajdziesz redaktora Mostowicza i dasz mu osobiście tą gazetę. - Na gazecie skreślił: "Bracie, hotel Jantar" wyjął jeden z biletów - Dasz tą gazetę i to. Do rąk własnych Mostowicza. Rozumiesz?
- Oczywiście, proszę szanownego pana...
- To co masz zrobić?
- Dać redaktorowi Mostowiczowi w redakcji "Kuriera Mistycznego" ma Krzywym Kole gazetę i kartkę. Nie dawać nikomu innemu.
- Dobrze - wyjął złotówkę i kilkanaście groszy i zapłacił małemu - ale tak na jednaj nodze.

Chłopak schował pieniądze do kieszeni i zgasił papierosa, zostawiając niedopaloną końcówkę "na potem". Ukłonił się jeszcze i po chwili już go nie było...
Tomasz jeszcze raz się rozejrzał, nie miał doświadczenia w wypatrywaniu obserwatorów, ale liczył na to, że stojąc kilka minut w jednym miejscu zauważy osoby, które również czekają...

Mostowicz miał czekać na telefon od Tomasza. Jeżeli faktycznie tak było, to nie powinien opuszczać redakcji... W takim wypadku dostanie wiadomość. Jeżeli go nie będzie to chłopak, albo będzie czekał, albo... Dunina naprawdę średnio obchodziło, czy "Brat M." pojedzie do Gdańska czy nie. Dziennikarz w ogóle nie wzbudził zaufania w Tomaszu. Wręcz przeciwnie. Tak jakby za wszelką cenę chciał się wspiąć na szczyt i wygrzebać ze swojego zaściankowego grajdołka. Było w nim coś... Coś trudnego do zdefiniowania i jednocześnie niepokojącego. W umyśle Tomasza pojawiła się myśl, że być może znaczna część tego co powiedział redaktor była kłamstwem mającym zaskarbić sobie jego przychylność? Owszem, powiedział o śmierci Jasińskiego i zagrożeniu. Jednak pierwsze było wiadome, drugie logiczne. Reszta... niesprawdzalna.

Tomasz potrafił kierować ludźmi; w ten, czy inny sposób nakłaniać ich do tego, aby zrobili to czego on chce - przeważnie oznaczało to łapówkę... Zdawał sobie sprawę, że z Mostowiczem nie będzie tak łatwo - był szczwany i na pewno coś chciał ugrać na całej sytuacji... Tylko co? I jak go wykorzystać??? Dunin westchnął, jednak bynajmniej nie były to skrupuły czy rozpamiętywanie "ciężkiej doli ludu pracującego, gnębionego przez klasy burżuazyjne" - z tym potrafił żyć i nie przejmować się za mocno...

Zgasił papierosa i wsiadł do samochodu. Wrócił do "Bristolu". I znalazł się w swoim pokoju. Sytuacja była coraz bardziej zagmatwana. Po pierwsze nie wiedział, czy Cywiński zdobył bilety na pociąg. Po drugie - on sam na pewno na pociąg nie zdąży - zostało pół godziny do odjazdu i musiałby się mocno spieszyć. Po trzecie - Mostowicz może i nie zauważył (albo nie dał po sobie poznać) - ale - Dunin nie miał prawie żadnej wiedzy o zasadach panujących w masonerii... Raz udało mu się podać za mistrza, ale kolejne powitanie może już nie być takie udane. Z tym coś trzeba było zrobić... Może potrafiłby wybić taki tajemny kod ponownie, może nie... Jednak hasła o "ociosanym kamieniu czekającym na światło ze wschodu", były całkowicie poza jego zasięgiem...

Rozejrzał się po pokoju i podszedł do barku. Przez chwilę oglądał butelki i szkło. W końcu nalał trochę szkockiej do szklanki i wypił zostawiając trochę na dnie. Przeszedł do części sypialnej i uderzył naczyniem o szafkę nocną. Grube szkło szklanki nie wytrzymało i w kilku kawałkach znalazło się na podłodze delikatnie raniąc opuszek palca. Mężczyzna wziął jeden z, jak mu się wydawało, ostrzejszych kawałków i przejechał po nasadzie palców prawej ręki. Obejrzał ranę, nie była specjalnie głęboka, ale dość obficie krwawiła. Pozwolił kilku kroplom spaść na resztki szklanki i stolik nocny. Przewiązał rękę chustką i wyszedł z pokoju. Już po chwili był w recepcji, gdzie z właściwym sobie wdziękiem zajął połowę obsługi przynoszeniem wody, wzywaniem lekarza i przepraszaniem... Przybyły lekarz po obejrzeniu rany skłaniał się ku ranie ciętej pochodzącej od noża i wydawał się bardzo nieprzekonany tłumaczeniem Tomasza, że to tylko nieudolne odstawianie szklanki. Hotelowa obsługa jednak oczywiście usłyszała co chciała i zapewne za chwilę wszyscy będą wiedzieć, że ktoś chce zabić gościa z pokoju 325... Najpierw przeszukano jego pokój, a teraz nawet atakowano nożem... Tomasz wiedział, że nazwisko Dunin jest spalone w "Bristolu" na najbliższe kilka lat... jeżeli w ogóle będzie to miało znaczenie... Lekarz w końcu zatamował krwawienie i założył opatrunek. Opatrunek na tyle duży, że jakiekolwiek uściśnięcie ręki było conajmniej niewygodne, nie mówiąc już o wystukaniu kodu...

Kiedy już kolejne zamieszanie ucichło, Dunin zaczął zastanawiać się co dalej. Poinstruował recepcję hotelową, że jeżeli ktokolwiek by o niego pytał - mają go niezwłocznie zawiadomić... Wrócił do pokoju, w drzwiach mijając się z pokojówką; która niosła na ozdobnej szufelce resztki szklanki...
 
Aschaar jest offline  
Stary 18-10-2009, 11:31   #13
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tomasz siedział w pokoju. Musiał przyznać, że jego dość poukładane i spokojne życie zostało gruntownie wywrócone do góry nogami przez osobę, którą... No dobrze, znali się z Weroniką, rozmawiali od czasu do czasu, bywali na tych samych imprezach i... to wszystko. Takich znajomości po studiach zostawało dziesiątki i praktycznie wszystkie wykruszały się po, najwyżej, kilku latach... Weronika jednak... miała plan. Albo, wręcz przeciwnie - nie miała żadnego i w krytycznej sytuacji ratowała się... "tonący brzytwy się chwyta"... Musiała wiedzieć o wyjeździe Dunina, mówiło się o tym dość otwarcie na uczelni. Weronika mogła więc mieć nadzieję, że Tomasz nie jest w nic uwikłany i nie ma żadnych kontaktów, które mogłyby jej zagrozić lub zniweczyć plany...

Spojrzał na zegar. Jeżeli Cywiński nie zdążył na pociąg, to powinien już się pojawić w hotelu... Nie było go, więc - siedział w pociągu, a przynajmniej Dunin miał taką nadzieję...

Ubrał się i wyszedł z hotelu, wspominając w recepcji, że wychodzi tylko na chwilę i gdyby ktoś go szukał - bardzo prosi o poczekanie... Przed hotelem rozejrzał się, słowa cyganki go zaintrygowały i chciał z nią jeszcze porozmawiać, a przynajmniej - wynagrodzić fatygę. Nie dostrzegł jej jednak i podążył ulicą... Miał nadzieję, że miasto nie zmieniło się wiele od jego wyjazdu... W porównania do dantejskich scen na dworcu, tutaj miasto wyglądało spokojnie, jakby nie było zainteresowane tym wszystkim co działo się w świecie...



Poszedł w kierunku ulicy Złotej, gdzie, jak pamiętał, mieściła się siedziba Automobilklubu Warszawskiego. Po krótkiej rozmowie nabył aktualną mapę dróg Polski i zdobył wykaz stacji benzynowych i godzin ich otwarcia. Uzbrojony w tą wiedzę odbył jeszcze krótki spacer po starym mieście... To była taka sentymentalna podróż... Dostatecznie kręta, aby zauważyć ewentualnych śledzących... Nie zauważył ich jednak i w duchu nawet sam zganił się za jakieś niestworzone historie jakie zaczyna wymyślać...

Wrócił do hotelu, było po 18:00. Zamówił herbatę i krakersy do pokoju. Poprosił również recepcję o zarezerwowanie stolika w restauracji "Cechowa" na dzisiejszy wieczór, na godzinę 19:30. "Cechowa" miała świetną kuchnię, ale ponieważ klientelę stanowili bardziej kupcy niż arystokracja - nie miała specjalnego wzięcia tych drugich. Recepcjonista zasugerował kilka innych, jego zdaniem lepszych lokali; jednak Dunin uciął spekulacje stwierdzeniem, że ktoś prosił go o spotkanie właśnie w tej restauracji...
W pokoju przegryzając krakersy i popijając wyborną herbatę przygotował się do wyjścia. Zmienił koszulę i spodnie, aby wyglądać wieczorowo, ale nie wykwintnie, a jednocześnie, aby nie stracić wygody. Oddał kilka rzeczy do prania i prasowania z prośbą, aby były gotowe na "jutro rano". Zabrał płaszcz i, po chwili namysłu, wepchnął w jego rękaw zapasową koszulę. Przewiesił płaszcz przez ramię i sprawdził w lustrze, czy koszuli nie widać. Zszedł do recepcji. Przez chwilę rozmawiał z recepcjonistą o drodze dojazdu do "Cechowej", dając hotelowej służbie możliwość zauważenia go w stroju wyjściowym.

W końcu wsiadł do samochodu i ruszył na najbliższą stację paliw. Kazał zatankować do pełna. Kilkanaście minut później był już w "Cechowej". Zaparkował prawie przed samym wejściem. Płaszcz zamknął w bagażniku samochodu i wszedł do środka.


Kelner podprowadził go do stolika i uprzejmie zapytał co podać.
- Kawę i jakąś przystawkę - odparł Dunin siadając - czekam na kogoś. Jestem umówiony na dwudziestą i nietaktem byłoby rozpoczynać...
- Oczywiście, rozumiem...


Czytając wieczorną gazetę, jakich kilka wywieszonych było na czytelnikach w lokalu Dunin czekał. Kilka minut po dwudziestej zaczął zdradzać objawy zdenerwowania, czy może raczej irytacji - spojrzał kilkakrotnie na zegarek i w końcu przywołał kelnera. Zamówił kolację wspominając coś o szacunku dla cudzego czasu... Wieczorny pociąg do Gdańska odjeżdżał, kiedy Dunin kończył porcję tatara. Spokojnie zajął się daniem głównym - przecież podczas posiłku nie należy się denerwować... Na zakończenie wypił jeszcze jedną kawę tym razem już wyraźnie narzekając na nieobecnego... Spędził w restauracji dostatecznie dużo czasu, aby zarejestrowali go i zapamiętali kelnerzy i może nawet niektórzy goście. Na pewno zapamiętał go kelner, który go obsługiwał - 20 groszy było tutaj rzadko spotykanym napiwkiem. Zmierzchało już kiedy Dunin wyszedł z restauracji. Było w końcu, po 21:00 i zaczynało nawet być chłodno...
Wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku Gdańska...


To wszystko chyba średnio zaczynało mu się podobać...
 
Aschaar jest offline  
Stary 30-10-2009, 08:23   #14
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tomasz Dunin
Gdy Tomasz wychodził z "Cechowej" było już dość późno. Lato powoli ustępowało miejsca jesieni i w powietrzu czuć już było zbliżające się chłody. Mimo, że Warszawie daleko było do przepychu i bogactwa Paryża, Wiednia czy Berlina to stolica miała jakiś swój tajemniczy urok, który Dunin odczuł ponownie po tylu latach. Aż żal było wyjeżdżać. Z przyjemnością spędziłby tu jeszcze kilka i odwiedził kilka nocnych lokali, by odpocząć i zapomnieć o przygnębiającej codzienności. Dunin zastanawiał się po raz kolejny w ciągu ostatnich godzin dlaczego tak naprawdę podjął się spełnienia ostatniej woli Weroniki Dyjamentowskiej. Łączył go z nią niewiele i mógłby spokojnie odmówić i pewnie nikt nie miałby do niego pretensji. Zarówno wizyta u redaktora Mostowicza, jaki i rozmowy z Cywińskim, a także jego własne wspomnienia mówiły mu o tym, że Weronika to typowa modliszka, femme fatale manipulująca mężczyznami wedle swojej woli. Cóż więc było powodem podjęcia się zadania? Czyżby nuda i chęć przeżycia przygody jak za młodych lat popchnęła go do tej decyzji? A może i on tak naprawdę wewnętrznie był słaby, uległy i podatny na sugestię. Odsuwał od siebie tę myśl, ale powracała ona natrętnie. Zdusił ją ponownie i wyszedł na ulicę. Nieliczni przechodnie znikali w słabym świetle latarni.
Wsiadając do samochodu Tomasz jeszcze raz dyskretnie rozjerzał się wokół. Nie zauważył nic podejrzanego. Wyglądało na to, że zgubił ewentualnie tropiących go ludzi.
Ulice wieczorem świeciły pustkami. Tylko kilku fiakrów robiło ostatnie kursy lub jechało do domów na Pragę.
Dunin przemierzał puste ulice kierując się w stronę wyjazdu ze stolicy. Kilkakrotnie spojrzał w lusterko, by ostatecznie przekonać się że nikt za nim nie jedzie.
Dunin skierował się na północ w kierunku Nowego Dworu. Była to najdogodniejsza droga prowadząca do Gdańska.
Nocny ruch za miastem był jeszcze mniejszy. Tylko kilka aut poruszało się w obie strony. Dunin jechał szybko, ale nie szarżował. Z jednej strony nie było powodu się aż tak śpieszyć. W Gdańsku będzie z samego rana, a banki otworzą nie wcześniej niż o dziesiątej. Przeczucie podpowiadało mu jednak coś z goła innego. To dziwne wrażenie jakiegoś nieokreślonego zagrożenia nie było przyjemne.
Samochód połykał drogę i kolejne mieściny zostawały w tyle.

Minął Płońsk, Mławę i Nidzicę, zaczął zbliżał się już do Olsztynka. Spojrzał na zegarek dochodziła północ.
- W tym tempie około trzeciej będę na miejscu - obliczył i postanowił odpocząć półgodziny. Gdy wjechał do miasta zatrzymał się na rynku. Całkowicie pusty i wyludnione ulice wyglądały strasznie ponuro. Zgasił silnik i wyszedł rozprostować kości. Monotonna podróż i niezbyt wygodna pozycja za kierownicą sprawiły, że czuł każdy mięsień. Sypialny wagon kolejowy z pewnością byłby wygodniejszy, ale Dunin pocieszał się myślą że wtedy podróż trwałaby o wiele dłużej. Zrobił sobie mały spacer wokół rynku. Obmył twarz i ugasił pragnienie wodą z pompy stojącej na placu. Odświeżony wrócił do auta i ruszył w dalszą drogę.
Pojechał w kierunku na Malbork i potem przejścia granicznego w Tczewie. Noc powoli przechodziła w świt i gwiazdy przestawały być widoczne. Około godziny drugiej Dunin dotarł do przejścia w Tczewie.

Przywitało go dwóch niemieckich urzędników. Na posterunku obok flagi Wolnego Miasta, powiewały czerwone falgi ze swastyką pośrodku.
- Guten tag - powiedział starszy z nich, szczycący się sumiastym wąsem - Paszport proszę.
Dunin przywitał się i bez dalszych wstępów wręczył mu dokument. Mężczyzna bacznie przyjrzał się dyplomatycznemu paszportowi Dunina. Gdy rozwiał swoje wątpliwości co do autentyczności paszportu, zapytał:
- W jakim celu przybywa pan do Gdańska?
- Przyjechałem w sprawach zawodowych - odparł grzecznie Dunin, choć zdawał sobie sprawę że wcale tego nie musi mówić. Wolał jednak uniknąć konfrontacji z niemieckim urzędnikiem.
Ten spojrzał jeszcze raz na dokument i wyglądało na to, że chciałby jeszcze o coś zapytać. Widząc jednak zniecierpliwiona minę Tomasza, oddał mu paszport i zasalutował:
- Życzę miłego pobytu.
Dunin nie zadając dodatkowych pytań uruchomił samochód i ruszył dalej. Po niespełna godzinnej jeździe zatrzymał się przed hotelem "Jantar" Mieścił się on na ulicy Długiej, choć Dunin zauważył z niesmakiem że napis na tabliczce głosi "Am Langgarter Tor" oraz flagi Rzeszy powiewające prawie z każdego okna. Niespodziwał się że wolność i niezależność Gdańska wygląda właśnie w ten sposób. Dunin wybrał ten hotel, bo mieścił się w pobliżu centrum i interesującego go Banku Gdańskiego.
Z tego co było mu wiadome miał on renomę jednego z lepszych w mieści. Urządzony w stylu wiedeńskiej secesji, prezentował się bardzo okazale. Rozległy hol z rozmieszczonymi pod ścianami, wygodnymi kanapami, szerokie schody z fantazyjnie poskręcaną poręcza i winda będąca dumą właścicieli. Na ścianach kilka obrazów z widokami miasta oraz kinkiety upodobnione do bujnie rosnących kwiatów. Całości dopełniał widok kilku okazałych egzotycznych palm w donicach rozmieszczonych po całej sali.
Tomasz podszedł do recepcji i dzwonkiem przywołał obsługę. Powitał go lekko zaspany recepcjonista.
- Dzieeeń dobry panu - powiedział ziewając - Przepraszam ale miałem ciężką noc.
- Dzień dobry - odparł Dunin patrząc na podkrążone oczy mężczyzny.
- W nocy była tu nie mała awantura. Ci z NSDAP zdemolowali pół sali bankietowej, bo dowiedzieli się że nasz właściciel wynajął ją żydowskim bankierom na jakieś ich spotkanie. Co oni do tych żydów mają, to ja niewiem. Ja tam też ich nie lubię, bo to wiadomo chciwe i podłe, ale żeby porządny lokal tak demolować to już przesada. Tym bardziej, że przecież tu żadnego Żyda nie było. Aż strach pomyśleć co by się działo jakby tu się jakiś trafił.
- Pan wybaczy, ale jestem zmęczony. Całą noc tu jechałem. Mam zarezerwowany pokój na nazwisko Dunin.
- Tak oczywiście, przepraszam pana - recepcjonista sięgnłą po księgę meldunkową i wydał Tomaszowi klucz do pokoju.
- Pokój numer 25 na drugim pięrze - poinformował mężczyzna - Zaraz wezwę boya.
- Nie trzeba mam mały bagaż. Mam tylko małą prośbę.
- Tak słucham.
- Ma się tu zjawić mój znajomy, Edward Cywiński. Jak się tylko zjawi proszę mnie obudzić.
- Oczywiście proszę pana. Czy coś jeszcze?
- Poproszę jeszcze gorącą herbatę do pokoju i śniadanie na godzinę ośmą.
Recepcjonista zapisał życzenia Dunina i pożegnali się.
Tomasz gdy znalazł się w swoim pokoju, rozebrał się i wziął szybką kąpiel. Gdy skończył do drzwi zapukała pokojówka z dzbankiem gorącej herbaty. Dunin podziękował i wręczył jej niewielki napiwek.
Usiadł na kanapie i nalał sobie filiżankę gorącego naparu. Nie zdążył wziąć dwóch łyków, gdy usnął wycieńczony podróżą i ostatnimi przeżyciami.
Jego wypoczynek nie trwał jednak długo. Obudziły go głośne huki i odgłosy eksplozji. Zdziwiony stał i nie wiedział co się dzieje. Po chwili usłyszał krzyki paniki na korytarzu i odgłosy szybkich kroków.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CgNFz76xHkM&feature=related[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=eVLOPIaENOA&feature=related [/MEDIA]
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 30-10-2009 o 08:30.
brody jest offline  
Stary 01-11-2009, 21:20   #15
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Był bardzo wczesny ranek. W zasadzie to była późna noc kiedy Tomasz dojechał do Hotelu "Jantar". Znał ten hotel z wcześniejszych pobytów i uważał go za... odpowiedni. Nie jakiś strasznie wykwintny, ale również nie pośledni...

Wysiadł z samochodu z przyjemnością i przez chwilę rozprostowywał kości. Te kilka minut z papierosem w ręce... Patrząc na jarzący się w półmroku hotelowego podjazdu ognik uświadomił sobie, że w ostatnich dniach... Od wczoraj - pali zdecydowanie więcej. Zdenerwowanie? Podniecenie? Chyba mieszanka wszystkiego... Może po prostu papieros pozwalał mu się skupić na czymś... Czymkolwiek... Ziewnął szeroko wyuczonym odruchem zasłaniając usta. Pytań było wiele, a właściwie coraz więcej... Rozejrzał się po uśpionej okolicy... Wolne Miasto Gdańsk... Oczywiście - w tej nazwie "wolne" było synonimem "niemieckie"... Flagi, nazwy ulic, wszystko świadczyło o tym, że był w Rzeszy. Już od kilku lat był to Danzig... kolejny kawałek ziemi podarowany Hitlerowi, aby zaspokoić jego imperialne ambicje i choć na chwilę odwlec... wojnę. Chyba każdy, kto miał jakikolwiek umysł i ogląd świata o tym wiedział i był w stanie to przewidzieć... Zbyt mocno ustępowano Hitlerowi w przeszłości i teraz, kiedy potęga Niemiec była zbyt duża... To była tylko kwestia czasu...

Odsunął od siebie te myśli.

Czy naprawdę dał się wciągnąć w grę Weroniki? - zaciągnął się papierosem i przez chwilę patrzył na szarzejące niebo. Po części na pewno tak - jest przecież w Gdańsku mając w nosie prośbę urzędnika państwowego o pozostanie w Stolicy... Tylko co Weronika by tym wszystkim zyskiwała? Nie znali się jakoś specjalnie... nie utrzymywali zażyłych kontaktów, w zasadzie żadnych kontaktów nie utrzymywali... Pytanie "dlaczego ja?" przez chwilę obijało się w jego czaszce... "Diplomatenpass" - to słowo było tutaj odpowiednie. Dla niego całkiem naturalna rzecz, tak naturalna, że prawie o niej zapominał... Dla wielu nieosiągalne dobro zapewniające znaczny stopień bezpieczeństwa i... nietykalności... Oczywiście - jeżeli coś trzeba byłoby gdzieś przewieźć to dyplomacie będzie zdecydowanie prościej... Prawie nie zauważył tej małej gierki... Gra. To też było tutaj właściwym słowem. "Zgadnij kto, zgadnij co" - salonowa gra wielu warszawskich studentów. Ktoś wymyślał zagadkę, reszta bawiła się w detektywów... Tu może obszar był inny i zadanie bardziej skomplikowane, ale to była taka sama gra... "Ja nie przegrywam Weroniko..." - zgasił papierosa i wyjął płaszcz z bagażnika.

- Bagaże szanownego pana? - zapytał boy kiedy tylko Dunin zwrócił na niego uwagę...
- Niekoniecznie... Jutro... Proszę tylko przestawić samochód. - powiedział podając kluczyki i wszedł do hotelu...

Formalizm recepcji hotelowej, kilka, z pozoru nieznaczących pytań... Z pozoru. Z uśmiechem na ustach i zmęczeniem na twarzy Tomasz wymigał się z wszystkich udzielając odpowiedzi w stylu "zdecydowanie, jednak niekoniecznie"; "jestem za choć ze zdaniem przeciwnym". Informacja o zdemolowaniu sali poruszyła Dunina, choć zewnętrznie wyglądało, że całkiem ją zignorował. Wolał mieć spokój w hotelu niż narażać się na burdy z wyrostkami z narodowców... Nazwisko Dunin nie było "czysto polskim" - a przynajmniej wielu mogło tak uważać, bo nie kończyło się na -ski... Ale wolał nie konfrontować tej teorii z rzeczywistością... Zamówił herbatę i śniadanie. W końcu znalazł się w pokoju i z przyjemnością zanurzył w kąpieli. Mocna herbata momentalnie go uśpiła...

Minęła godzina... Najwyżej dwie, kiedy jakieś hałasy i odgłosy spadania czegoś obudziły Tomasza. Od spania na siedząco na kanapie bolał go kark... Wypił łyk zimnej herbaty i podszedł do okna. Na ulicy...

filiżanka zawisła gdzieś w połowie drogi do ust...

Na ulicy wojska SS zajmowały pozycje...

Gdzieś w głębi ulicy dokonywano pierwszych kontroli czy może nawet zatrzymań...


"Zaczęło się" - pomyślał Tomasz i podniósł filiżankę. Herbata nie miała ani temperatury, ani smaku. Przecież wiedział, że wojna wybuchnie, nie był więc zaskoczony... A może, raczej, był na tyle zszokowany, że... Mieszanka "to oczywiste" i "to niemożliwe" eksplodowała w głowie Tomasza pozostawiając... pustkę. Nie... wyrachowanie. Wyuczone na studiach i w życiu wyrachowanie. Nie było miejsca na pomyłkę, jakąkolwiek pomyłkę. Gra zaczynała się toczyć o znacznie wyższą stawkę...


Huk i łomot kilka domów dalej przywrócił go do rzeczywistości bardziej niż walenie w drzwi i paniczne krzyki na korytarzu. Podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę... Oczywiście głuchy... Błyskawicznie się ubrał i wyszedł na korytarz... Służba hotelowa, goście - wszyscy na przemian wrzeszczeli, klęli, płakali, a wszystko wśród poleceń zejścia do piwnicy, prób pakowania bagaży i wzywania Wszystkich Świętych oraz Jezusa Nazaretańskiego... On również zszedł na dół, do przestronnego hallu, gdzie kilka osób usiłowało skorzystać z telefonu. Przez wielkie szklane drzwi widać było przebiegających żołnierzy, biegających we wszystkich kierunkach ludzi...

Dunin ustawił się w kolejce do telefonu - bardziej, aby zyskać na czasie niż, aby faktycznie z niego skorzystać. Schodzenie do piwnicy, owszem zabezpieczało przed ewentualnym zawalaniem się budynku podczas bombardowania, ale równocześnie odcinało od informacji...

Radio po raz kolejny powtórzyło komunikat o wybuchu wojny...

"Jeżeli pociąg nie zdążył przekroczyć granicy przed wybuchem wojny... to został zatrzymany na granicy" - pomyślał - "Nikt nie odda wrogowi lokomotywy i wagonów - to oczywiste... Ale to znaczy, że ani Cywiński, jeżeli zdobył bilety; ani Mostowicz nie dotrą do Gdańska" To znacznie zmieniało jego położenie. Postanowił zadzwonić na dworzec i potwierdzić swoje przypuszczenia. Drugi telefon mógłby wykonać do Komisariatu Rzeczpospolitej Polskiej w Gdańsku... Choć zapewne został on w pierwszej kolejności zajęty przez Niemców...

"Paszport dyplomatyczny może teraz okazać się wyjątkowo kłopotliwym dokumentem" - pomyślał patrząc na kobietę która wrzeszczała do telefonu jakby to miało czemuś pomóc - "Muszę trzymać się bajki, że jestem tu służbowo. Informacje, które miałem do przekazania w chwili obecnej nie mają już żadnego znaczenia... Informacje. Koniecznie zebrać więcej informacji. Dopiero potem można myśleć co dalej..."
 
Aschaar jest offline  
Stary 06-11-2009, 18:55   #16
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
W jednej chwili wszystko uległo zmianie. Świat stanął w obliczu wojny. I choć wszyscy się tego spodziewali i mówili o tym od miesięcy, to nikt nie był na to do końca przygotowany. Gdy spiker radiowy odczytywał komunikat o zdradzieckiej napaści i wybuchu wojny, ludzi stali, nie dowierzając własnym uszom. W holu hotelu "Jantar słychać było wciąż powtarzające się słowo:
"to niemożliwe" Strzały na ulicach i odgłosy bombardowania nie pozostawiały jednak wątpliwości co do prawdziwości komunikatu.
Obsługa usilnie namawiała gości do schronienia się w piwnicy. Właściciel hotelu mówił, że nie może nikomu kto nie zejdzie na dół zagwarantować bezpieczeństwa. W drzwiach prowadzących na dół zrobił się mały tłok. Huk
wybuchów przemówił do ludzi o wiele bardziej niż słowa właściciela. Ludzie
zaczęli się przepychać i rywalizować kto pierwszy znajdzie się przy drzwiach. Dunin odsunął się pod ścianę, by nie tarasować drogi. Obok stał już jakiś mężczyzna. Z wyglądu troszkę starszy od Dunina i dużo lepiej zbudowany. Uczesany na bok, blondyn z cwaniackim uśmiechem przyczepionym do twarzy. Ubrany w prosty garnitur i kiedyś białą, a teraz poszarzałą koszulę. Na szyi miał niedbale zawiązany krawat i poplamioną chusteczkę w kieszeni marynarki. Ani swoim wyglądem, ani aparycją nie wzbudzał zaufania. Dunin już miał zamiar odsunąć się od niego, gdy poczuł ukucie w udo. Spojrzał w dół. W jego nodze tkwiła strzykawka. Dunin poczuł jak zaczyna kręcić mu się w głowie, a świat przed oczami faluje. Zdołał jeszcze spojrzeć na mężczyznę, który go zaatakował, po czym nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł zemdlony.


Tomasz czuł się okropnie. Ciągle kręciło mu się w głowie jak po zbyt wielu kieliszkach wina, a udo paliło pulsującym bólem. Czuł, że leży a w oddali słyszał ciągłe odgłosy wystrzałów i walki. Był tak wyczerpany, że nie miał siły podnieść powiek, by zobaczyć gdzie się znajduje. Wyraźnie wyczuł czyjąś obecność. Mimo wysiłku powieki nadal pozostały nieruchome.
Setki myśli przebiegło mu przez głowę. Strach chwycił go mocno za gardło i utrudniał oddychanie.
- On się dusi - usłyszał męski głos.
- Spokojnie - padła odpowiedź.
Poczuł jak ktoś siada obok niego i rozpina mu koszulę. Wzdrygnął się gdy zimna słuchawka stetoskopu dotknęła jego piersi.
- Nic mu nie będzie - powiedział po osłuchaniu go ten sam głos - Niech się
jeszcze chwilę naje strachu, będzie wiedział że z nami nie ma żartów.
- Podaj mu już to antidotum, nie mamy czasu. Widzisz co się dzieje na ulicach.
- Uspokój się, już podaję.
Dunin usłyszał jak mężczyzna szuka czegoś w torbie. Po chwili poczuł jak wbija mu on igłę do żyły i coś wstrzykuje. Najwyraźniej było to antidotum o którym mówili, gdyż Dunin poczuł że odzyskuje władze w członkach. Od razu
też, prawie automatycznie podniosły mu się powieki. Zobaczył stojących nad
nim dwóch mężczyzn. Jednym z nich był ten, który zaatakował go w holu, a
drugim karzeł w słuchawkach lekarskich zawieszonych na szyi. Uwagę Dunina przykuł także złoty sygnet na jego dłoni.

- Niech się pan nie rusza, panie Dunin - powiedział spokojnie karzeł - Nie
jest pan jeszcze w pełni sprawny.
Tomasz milczał.
- Widzę, że się rozumiemy - uśmiechnął się sztucznie - Zadam panu teraz
kilka pytań, a pan uprzejmie udzieli mi szybkich i poprawnych odpowiedzi.
Gdy dowiem się tego o co mi chodzi, wszyscy rozejdziemy się do domów i nic
nikomu się nie stanie. Czy to jasne?
Dunin analizował szybko całą sytuację. Nie miał żadnych argumentów, by z
nimi polemizować, nie mówiąc już o stawianiu warunków. Przytaknął więc tylko w milczeniu głową.
- Świetnie... - zaczął karzeł, ale w tym samym momencie do pokoju ktoś wszedł. Dunin obrócił głowę i zobaczył mężczyznę w czarnym mundurze SS.

- Dzień dobry panowie - uśmiechnął się życzliwie do wszystkich - Szukam pan Tomasza Dunina. Powiedziano mi, że znajduje się w tym pokoju.
Tomasz wstał przytrzymując się kanapy na której leżał.
- Thhooo jaa - wyszeptał.
Jego język był jak kołek i wypowiedzenie najprostszych słów sprawiało trudność.
- Czy to aresztowanie? - spytał karzeł - To mój pacjent i nie pozwolę go zabrać widzi pan w jakim jest stanie.
Oficer spojrzał na bladego Dunina, potem na karła i osiłka w poplamionym garniturze.
- To nie jest aresztowanie...
- W takim razie proszę wyjść - zarządzał karzeł.
- Powtórzę, bo może pan nie usłyszał. To nie jest aresztowanie i to czy wyjdę czy nie zależy tylko od pana Dunina.
Im Tomasz dłużej stał, tym bardziej kręciło mu się w głowie.
- Proszę wyjść! - podniósł głos karzeł - Nie widzi pan, że jego stan nie pozwala na przyjmowanie gości.
Oficer cofnął się pół kroku i chwycił klamkę.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 11-11-2009, 13:43   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Zamieszanie w recepcji hotelu "Jantar" było... duże. Bardziej odpowiednie byłoby tutaj inne słowo, ale... Tomasz odsunął się od całego zgiełku pod ścianę - wygodniej było z tego miejsca obserwować sytuację...

Mężczyznę Dunin szybko wyłowił z tłumu, takich równie łatwo było zauważyć, jak i zignorować w tłumie...

"Trucizna..." - zdążył jeszcze pomyśleć zanim świat zawirował mu przed oczami.

- Spokojnie...
- Nic mu nie będzie. Niech się jeszcze chwilę naje strachu, będzie wiedział że z nami nie ma żartów.
- Podaj mu już to antidotum, nie mamy czasu. Widzisz co się dzieje na ulicach.
- Uspokój się, już podaję.


Głosy dochodziły jakby z oddali. I przez chwilę Dunin naprawdę myślał, że... to koniec gry. Gdyby mógł zaśmiałby się na głos... Nie mógł; ciało było odrętwiałe i bezwładne. Choć po kolejnym ukłuciu zaczynało odzyskiwać sprawność. W tym stanie Tomasz miał słabą pozycję przetargową... Ich było dwóch, a on sam.

Otworzył oczy i dostrzegł sygnet. Kolejny klocek znalazł się na swoim miejscu... Tylko, ze zupełnie nie zmieniało to sytuacji...

Diametralnie zmieniło ją za to wejście oficera SS. Lekarz z sygnetem uniósł się jakby właśnie stracił grunt pod stopami...

- Pro...szę zost...ać - odetchnął głęboko, ale z każdą chwilą i każdym oddechem czuł się lepiej - Jednym... z moich... zadań... z jakimi przybyłem... do Gdańska... było dostarczenie pewnych... dokumentów... tutejszej... policji oraz... doprowa...dzenie... - przerwa była bardziej dla podkreślenia dramatyzmu niż faktycznego odpoczynku - do zatrzymania... ludzi podejrzanych o zamordowanie... warszawskiego prawnika mecenasa Jasińskiego. Ci męźczyźni są podejrzani o ten czyn! A mnie przed chwilą podano truciznę mającą wywołać objawy chorobowe. Jako dyplomata zwracam się do pana z formalną prośbą o ochronę!

Dunin był gotowy do uskoczenia w bok, chwycenia krzesła i przywalenia każdemu, kto się zbliży... Miał tylko nadzieję, że nogi się pod nim nie ugną...
 
Aschaar jest offline  
Stary 12-11-2009, 09:39   #18
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Po słowach Dunina atmosfera w momencie zgęstniała. Powietrze stało się duszne i ciężkie. Tomasz czuł, że w pokoju pojawił się gorzki zapach śmierci. Czuł jej zimny oddech na karku. Nie wiedział czyją dłoń zaraz uściśnie ta koścista dama. Jedno nie ulegało wątpliwości, że ktoś z czwórki tu obecnych przeżywa właśnie swoje ostatnie chwilę.
Dunin był gotowy do walki. I mimo, że nadal nie czuł się najlepiej i nie był pewnych swoich, to nie zamierzał oddać swego życia za darmo.
Wzrok karła i niemieckiego oficera skrzyżowały się. Dunin mógłby przysiąc, że widzi pryskające na boki elektryczne błyskawice.
- Panowie ręce do góry - zaczął oficer sięgając po pistolet.
- Pan chyba nie wie z kim rozmawia - zaatakował karzeł.
Tomasz prawą ręką położył na stojącym obok krześle. Nie była to może wymarzona broń, ale na pewno dawała cień szansy na obronę w momencie konfrontacji.
- Powtarzam, ręcę do góry!
Albo młodemu oficerowi brakowało charyzmy, albo obaj mężczyźni którzy zaatakowali Dunina byli aż tak zdesperowani, bo nawet argument wycelowanej w nich broni nie skłonił ich do uległości.
Dunin poczuł ponowne zawroty głowy. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie. Świat przed oczami wirował jak w alkoholowym amoku. Czas zwolnił i Tomasz aż nazbyt wyraźnie widział co się stało.
Opryszek w poplamionej marynarce robił szybki ruch rękę i rzucił czymś w kierunku oficera. Srebne ostrze błysnęło w powietrzu i ugodziło oficera w szyję. Krew z przeciętej aorty trysnęła pod sam sufit. Ciemno czerwona posoka zalała dywan, podłogę i stojącą opodal komodę.
SS-man upadając zdołał jeszcze oddać strzał. Dunin zwalił się na podłogę. Nie on jednak został trafiony. Z żabiej perspektywy, Tomasz zobaczył jak karzeł leci do tyłu z przestrzeloną głową.
Dunin chciał krzyczeć z przerażenia, ale gardło odmówiło mu posłuszeństwa. Oprych spojrzał najpierw na swojego towarzysza, a później na SS-mana. Dunin bał się że i on za chwilę pożegna się z życiem. Mężczyzna jednak nawet na niego nie spojrzał, jakby zapomniał o jego istnieniu. Podniósł z ziemi swój nóż i wybiegł z pokoju.

Dunin odczekał kilka sekund, by upewnić się że mężczyzna nie wróci. Powoli wstał. W głowie nadal mu wirowało, ale wzrok wrócił do normy. Wtedy usłyszał słaby głos oficera. Podszedł i nachylił się nad nim:
- Paaahnie Duhhninn...
- Tak - Tomasz musiał prawie przystawić ucho do jego ust by słyszeć wyraźnie co mówi.
- Przysłał mnie pana przyjaciel pan Mostowicz...
Dunina zamurował, poprostu niewierzył własnym uszom. Nie spodziewał się tego po tym dzienikarzynie. Ani takiego gestu, ani tym bardziej znajomości z oficerami SS.
- Prosił mnie bym panu pomógł w pana misji. - oficer dyszał i charczał, a przy każdym kolejnym słowie z jego ust wypływała fala krwi - Niech pan pojedzie na ulicę Małachowskiego. Tam mieszka mój przyjaciel Albert Forster. On panu pomoże...
To były ostatnie jego słowa Dunin cofnął się od szybko stygnących zwłok. Za oknem nadal było słychać kanonadę dział i walk ulicznych.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 21-11-2009, 11:22   #19
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Stwierdzenie, że cała sprawa ponownie się skomplikowała było by co najmniej kretynizmem, więc Tomasz skwitował wszystko zgrabnym „Cholera” - w prosty sposób, choć bardziej przystający do robotnika niż do arystokraty podsumowywało to sytuację.


- Cholera!


Jeden pokój, dwa trupy, jeden uciekający zbir, tysiąc znaków zapytania a wszystko w ogarniętym wojną Gdańsku... „Dlaczego na studiach nie uczyli jak zachować się w obliczu śmierci? Zwłaszcza takiej?” - pomyślał patrząc na oficera. Nie liczył się mundur czy pochodzenie - „To ja powinienem tu leżeć... Pewnie, gdzieś tam, myślisz, że Ciebie wykorzystałem... Może... Dziękuję... Przyjacielu”


„Myśl szybko, działaj rozważnie, nigdy się nie wahaj!” - motto, które przez kilkanaście miesięcy widział w holu budynku uczelnianego... Tak, na wahanie nie było miejsca. Jeszcze raz sprawdził, czy wszystko co najważniejsze ma przy sobie; dokumenty, pieniądze... Podszedł do lekarza i ściągnął pierścień. Dla pewności obejrzał jeszcze obranie, czy nie ma gdzieś śladów krwi. Starając się wyglądać naturalnie wyszedł na korytarz. Pusty korytarz. Zapewne całe zamieszanie po prostu umknęło uwagi wszystkich w zamęcie jaki panował wokół... Oczywiście – jak już ktoś znajdzie ciała... W recepcji było dalej pełno – mogło minąć pół godziny... Góra godzina... Złapał recepcjonistę i zapytał:


- Czy nie przebiegał tędy wysoki, dobrze zbudowany i przeciętnie ubrany mężczyzna?
- Proszę pana w tym... - recepcjonista był okazem bezgranicznego zdziwienia
- Proszę zawiadomić policję. W drugim pokoju w tym korytarzu doszło do morderstwa. Ja pójdę bezpośrednio na posterunek... - Nie czekając na reakcję mężczyzny Dunin odwrócił się i wyszedł z hotelu... znajdując się w samym środku cyklonu biegających we wszystkich kierunkach ludzi. Samochód odpadał ze względów oczywistych...


Małachowskiego... to nie było tak daleko. Tomasz szybkim krokiem poszedł w tym kierunku... licząc na to, że nazwisko Forster nie będzie występowało na każdych drzwiach...
 
Aschaar jest offline  
Stary 28-11-2009, 09:45   #20
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
„Myśl szybko, działaj rozważnie, nigdy się nie wahaj!” - te słowa były chyba najlepszą wskazówka, jak postępować w tej chwili. I choć Dunin czuł się bardzo niepewnie w obecnej sytuacji, to zaczął zdawać sobie sprawę, że gra zaczęła toczyć się o wiele większą stawkę. Nie chodziło już tylko o spełnienie ostatniej woli zmarłej, ale w grę zaczęło wchodzić jego życie. Nie wiedział dlaczego ci dwaj dziwni ludzie przygotowali na niego zamach, ale nie ulegało wątpliwości że miało to coś wspólnego z jego misją. Tylko dzięki szczęściu przeżył spotkanie z nimi.

W czasie gdy Dunin był nieprzytomny walki przeniosły się w inną część miasta. Nadal było słychać bliskość wystrzałów i krzyki ludzie, ale Tomasz mógł w miarę bezpiecznie przemknąć ulicami. Ze względu na panikę i możliwość zatrzymania przez wojsko, zdecydował się na pójście pieszo.
Ulica Małachowskiego znajdowała się w znacznej odległości od centrum i Dunin w pewnej chwili pożałował, że nie wziął samochodu. Pocieszał się tylko myślą, że wtedy musiałby się natrudzić by wyminąć liczne patrole niemieckie i blokady. Idąc pieszo dość łatwo bocznymi uliczkami, po dwudziestomiutowym marszu, dotarł na miejsce.Była to niewielka uliczka, wzdłuż której rósł rząd równomiernie posadzonych kasztanów. Po obu strona wznosiły się kamienice, dawniej zajmowane przez bogatych żydowskich kupców, a obecnie zasiedlone przez Niemców. Z każdego okna powiewała czerwona flaga z czarną swastyką pośrodku. W tej bocznej uliczce odgłosy walki były o wiele cichsze i przytłumione. Na ulicy było praktycznie pusto. Jedynie przy jednym z budynków stała czarna limuzyna, a obok niej niemiecki żołnierz opierający się o maskę i palący papierosa. Dunin także poczuł chęć zrelaksowania się tytoniowym dymem, ale nie było na to czasu. Wyglądało na to, że niemiecki żołnierz jest jedyną osobą, którą może spytać o drogę. Dunin dawno nie używał języka Goethego, ale coś tam jeszcze pamiętał. Zatrzymał się przed szeregowym:
- Guten Tag. Przepraszam mam mały problem.
Żołnierz rzucił niedopałek na chodnik i zgniótł butem.
- Co się stało?
- Jestem umówiony na spotkanie z panem Albertem Forsterem, ale pech chciał że zgubiłem jego wizytówkę. Pamiętam tylko że mieszka właśnie na tej ulicy.
- Herr Forster jest teraz zajęty - odparł leniwie żołnierz - Przyjmuje właśnie
dyplomatów z Rzeszy.
Dunin słuchał słów wyjaśnienia, ale jego uwaga skupiła się na czymś innym. Przy wejściu do kamienicy widniała tabliczka, widać było że została tu zamontowana niedawno, świadczyły o tym świeże ślady wierceń i kupka ceglanego pyłu na chodniku.
Owalna,czerwona tabliczka z godłem III Rzeszy i napis "Reichsstatthalter Reichsgau Danzig-Westpreußen" (Namiestnik Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie). Dunin w jednej chwili zdał sobie sprawę, że martwy esesman wysłał go do przedstawiciela nowej władzy w Gdańsku. Niemcy czuli się tak pewnie, że już mianowali nowych urzędników i przejmowali władzę w mieście. Fakt ten poraził Tomasza.
- Oni są doskonale przygotowani do wojny. A u nas tylko kłótnie w sejmie, o to jak się bronić, kto ma przejąć dowództwo i jak zorganizować mobilizację. To straszne. - pomyślał.
- Wszystko w porządku? - spytał szeregowy, widząc zmartwioną minę rozmówcy.
- Tak - odparł Dunin.
W tym właśnie momencie drzwi do kamienicy otworzyły się i wyszło z nich pięciu mężczyzn. Przodem szło dwóch esesmanów w błyszczących oficerkach i nieskazitelnych mundurach. Za nimi rosły brunet, uczesany na bok, ubrany w białą szytą na wojskowy krój marynarką. Na ramieniu czerwona opaską ze swastyką. Za nim dwóch mężczyzn wyglądających na typowych urzędników, obaj ściskali pod ramionami opasłe skórzane teczki.
Szeregowy który jeszcze przed chwilą prezentował całkowicie nonszalancki styl bycia, w momencie wyprężył się jak struna. Stanął na baczność przed zbliżającym się pochodem i pozdrowił ich uniesioną prawą ręką, krzycząc przy tym "Heil Hitler" Mężczyźnie odpowiedzieli zdawkowym uniesieniem dłoni. Żołnierz otworzył drzwi, a spojrzenie Dunina skrzyżowało się na sekundę ze wzrokiem mężczyzny w białej marynarce.

- Pan do mnie? - spytał po niemiecku Albert Forster.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172