Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-08-2009, 16:43   #1
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
[Storytelling Grand Theft Auto] Gorączka w Liberty (18+)

Liberty City 15:35

Głos młodej i uroczej stewardesy oznajmił, że za moment wylądujecie wreszcie u celu podróży. Lot znacznie się przedłużał, najpierw kilkugodzinne opóźnienie w Warszawie a teraz jeszcze to. Lotnisko Francis International przeżywało dzisiejszego dnia istne oblężenie także upłynęło 20 minut zanim otrzymali pozwolenie na lądowanie. Johny spojrzał na swoich sąsiadów i zastanawiał się o co w tym wszystkim chodzi. Żałował, że nie może siedzieć na skórzanym obiciu siedzenia z pierwszej klasy i sączyć martini z oliwkami. Jego sny o bogactwie będą musiały jeszcze poczekać.

Najwyraźniej większość z grupy była podobnie jak on znudzona lotem i zajęta dość błahymi czynnościami jak spanie czy słuchanie muzyki nie mogła się już doczekać by postawić stopę na amerykańskiej ziemi. Ciekawe dla ilu z nich amerykański sen okaże się czymś więcej niż pustym frazesem. Spojrzał na Murdocka, jedynego człowieka z jego dawnej ekipy. Murdock był cynglem, psycholem od brudnej roboty, mającym słabość do bijatyk w barach i narkotyków. Sam nie wiedział czemu zawsze to on, samemu będący wybuchowym gościem działa uspokajająco na taką bestię. We wzroku tamtego nie dostrzegł jednak zrozumienia, dla tego to było kolejna robota.

Nie rozumiał czemu musiał zostawić swoje dawne życie za sobą, ale pewnie reszta tu osób czuła się podobnie. Sam jakoś wątpił, że tu chodzi tylko o reprezentowanie interesów ich szefów przed rosyjską mafią. Tu chodziło o coś więcej o coś czego Johny nie mógł jeszcze rozgryźć. Znał każdego z nich mniej lub bardziej, ale tak naprawdę nie znał nikogo. Nie mógł nikomu ufać, nie mógł ufać nawet własnej matce. Tak to już jest w tej branży, zaufaj komuś a obudzisz się z głową w kiblu ze ściągniętymi gaciami i strzelbą w dupie. Johny miał kilka świńskich powiedzonek na każdą okazję z których był szczególnie dumny, cóż pewnie miał to właśnie po mamusi. Rozważenia przerwał mu dźwięk wysuwanego podłoża w samolocie. Patrzał przez okno jak koła łapią przyczepność z płytą lotniska a samolot bez przeszkód kieruje się do terminalu skierowanego przez wieże kontroli lotów.



Pół godziny później stali w kolejce do odprawy paszportowej. Mieli wyglądać jak zwyczajni turyści na wakacjach jednak nie każdemu z nich ta sztuka udała się w stu procentach. Sam Johny miał na sobie czerwoną hawajską koszulę, luźną torbę podróżną, czarne okulary oraz najlepszą biżuterię jaką miał w Warszawie. Cóż pozłacany łańcuch, podróba roleksa i sygnet który wybił kilka zębów nie stanowiły może klasy samej w sobie jednak potrafiły zmylić tego kto nie miał pojęcia o wartościach takich rzeczy.

Nie rozmawiali ze sobą, taki był plan przynajmniej do czasu opuszczenia lotniska. Miał jednak nadzieje że jeśli będą musieli przebywać ze sobą dłużej niż kilka dni to uda mu się zapobiec przed poważniejszymi konfliktami w grupie. Przeszedł spokojnie przez wykrywacz metali odpowiadając na standardowe pytania czarnoskórej kobiety. Ta sztuka zgrabnie udała się wszystkim poza Murdockiem "Wściekłym Psem" - który bardzo nie lubił jak tak się go nazywa. Wykrywacz metali dzwonił raz po raz a Johny tylko wzdychał dyskretnie z daleka obserwując całe zajście. Murdock tłumaczył coś co z tego co pamiętał Johny było prawdą - miał w głowie kulę małego kalibru która podobno z każdym miesiącem przesuwa się niebezpiecznie blisko mózgu. Lekarze dali mu max 1,5 roku które minęło 2 miesiące temu. Niezorientowany mógłby pomyśleć, że to musi mieć związek z jego charakterem i tym że właśnie zaczął dusić kobietę której oczy zapadały się w głąb czaszki. Johny jednak znał Murdocka tak długo, żeby wiedzieć że on zawsze był porąbany jak drewno na opał przez syberyjskiego drwala. Równo i konkretnie. Trójka strażników z trudem dała radę go obezwładnić .

Odwrócił od niego spojrzenie nie chcąc wzbudzać uwagi i dał reszcie znak żeby skierowali się za nim do wyjścia. Wiedział, że nic na niego nie mają - no może nie liczyć śladów palców na krtani kobiety - i wystarczy jeden telefon żeby go z tego wyciągnąć. Zajmie się tym później. Za automatycznie rozsuwanymi drzwiami przywitał ich mężczyzna ok. 40 lat z tabliczką "Welcome Johny". Z chwilą gdy się zbliżali Johny ściągnął okulary wsadzając je do kieszeni na piersi koszuli wyraźnie dając mu do zrozumienia, że są tymi na których czeka.

-Pan musi być Johny - rosyjski akcent nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

-We własnej osobie - uśmiechnął się chcąc pokazać jak bardzo jest na luzie.

Tak naprawdę miał świadomość tego, że niedługo spotka się oko w oko z szefami jednej z najgroźniejszych mafii na świecie i może powinien wcześniej odwiedzić toaletę.

Odrzucił tabliczkę na ziemię i wyciągnął rękę żeby dopełnić formalności. Wymienili ze sobą twardy solidny uścisk dłoni.

-A pan..?

-Ja? Pochlebia mi pan doprawdy, ale tak naprawdę jestem nikim. Pavel weź proszę bagaże państwa a ja zapraszam do środka.

Pan Nikt był znacznie lepiej ubrany niż każdy z nich. Johny pomyślał, że jeśli to jest "nikt" to chciałby zobaczyć jak wygląda "ktoś" w tej organizacji. Lekko łysawy i nienagannie ogolony sprawiał dziwne nieufne wrażenie którego Johny nie mógł wytłumaczyć.



Długa czarna limuzyna, którą po nich wysłali naprawdę robiła wrażenie. Witaj pierwsza klaso, ciekawe czy mają tam jakiś barek? - pomyślał Johny.
Sunęli wolno przez miasto podziwiając widoki. Zdziwił się trochę, że pan Nikt usiadł za bezpieczną przyciemnianą szybą w kabinie kierowcy teraz opuszczoną tylko do połowy.

- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem - urwał w pół zdania jakby starając się odpowiednio dobrać słowa - sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Uśmiechnął się z taką wyższością że Johny miał ochotę dać mu w pysk. W tym samym momencie zamki w drzwiach zatrzasnęły się a szyba szybko powędrowała do góry. Poczuli gaz wypełniający ciasną przestrzeń limuzyny, Johny próbował jeszcze przez chwilę szarpać drzwi albo coś krzyknąć ale jego ciało odmawiało już posłuszeństwa. Powieki stały się niesamowicie ciężkie. Przed utratą świadomości zdążył jeszcze zobaczyć że leci na którąś z dziewczyn. Zapadli w sen, pierwszy amerykański sen.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 28-08-2009 o 10:15.
traveller jest offline  
Stary 28-08-2009, 12:13   #2
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mark z zainteresowaniem spogladal w male okienko samolotu. Przynajmniej tak to moglo wygladac dla przypadkowego obserwatora. W rzeczywistosci bowiem Krain mial gleboko w dupie widok szybko zblizajacego sie pasa startowego. Przez glowe przelatywaly mu miliony innych miejsc, w ktorych moglby sie teraz znajdowac. Zamiast tego siedzi w przedziale klasy ekonomicznej z banda przypadkowych istot ludzkich pod wodza jakiegos szczeniaka, ktory postanowil pobawic sie w gangstera. Po raz kolejny wrocil myslami do spotkania z dnia poprzedniego. Cos mu w tym wszystkim zgrzytalo, a zadania w ktorych cos zgrzyta mialy zazwyczaj marne szanse na happy end. Nie da sie powiedziec, zeby Krain na takie zakonczenie liczyl. Od smierci Liz wpakowal sie juz w niejedna zgrzytawke ta jednak...
Kola samolotu z impetem uderzyly w asfalt przerywajac mu ponure wspomnienia ostatnich lat. Powoli wytracajac swoja predkosc zblizyli sie do wyznaczonego miejsca gdzie czekal juz na nich minibus majacy przetransportowac pasazerow z plyty lotniska do terminalu odprawy celnej. Z chwila zatrzymania sie maszyny w samolocie zapanowal zwyczajowy chaos zwiazany z wyjmowaniem bagazy, zbieraniem rzeczy osobistych i proba okielznania rozwrzeszczanych i podnieconych dzieciakow. Przeprosiwszy starsza i zdecydowanie przyglucha staruszke, ktora przez caly lot opowiadala mu o swoich pieciu wnukach i ... dziesieciu.. nie, szesciu kotach oraz zlotej rybce. Chwycil swoja torbe podrozna i nie zwracajac wiekszej uwagi na ludzi przed soba ruszyl do wyjscia.

- Hej! Uwazaj gdzie leziesz... Pieprzony idiota... Nie jestes sam... Co pan wyprawia..


Nie ogladajac sie za siebie pokonal kilka schodkow przystawionych do samolotu po czym jako jeden z pierwszych zajal miejsce w pojezdzie.
Pol godziny pozniej stal juz w kolejce do odprawy. Z usmiechem na twarzy odpowiedzial na zwyczajowe pytania o cel podrozy i planowany czas pobytu na Amerykanskiej ziemi. Odbierajac torbe rzucil jeszcze obojetne spojzenie na ludzi, ktorzy wciaz czekali w kolejce po czym pewnym krokiem ruszyl w strone malej kafejki gdzie zaopatrzyl sie w butelke mineralnej i mape kieszonkowa, ktora niedbale wrzucil do malej kieszonki z boku torby podroznej.
Powoli gaszac pragnienie obserwowal jak pozostala szostka z mniejszymi, wiekszymi lub bez klopotow podaje, a nastepnie odbiera paszport i bagaz. Zamieszanie spowodowane przez jednego z nich podsumowal lekkim skrzywieniem ust. Zdecydowanie nie przepadal za swirami rzucajacymi sie z morderczymi zamiarami do szyi kobiety.
Podazajac w bezpiecznej odleglosci za John'ym z czystym sumieniem oddal sie podziwianiu zgrabnego tyleczka jednej z "kolezanek" w druzynie. Fakt, ze obecnosc kobiet nie byla mu w smak nie znaczyl, ze nie mogl sie ich obecnoscia cieszyc.. na swoj sposob. Watpil zreszta by mial wieksze problemy z namowieniem jednej albo drugiej na umilenie sobie nawzajem kilku wolnych chwil. Byl przystojnym mezczyzna, wysokim i dobrze zbudowanym. Trzydniowy zarost i nieco przydlugie wlosy nadawaly mu wyglad buntownika, a pewien smutek w granatowych oczach, ktory na stale pojawil sie od smierci Liz, sprawial ze nigdy nie mial problemow ze znalezieniem milego i chetnego towarzystwa. Staral sie traktowac je dobrze i zawsze stawial jasno sprawe burzac wszelkie szalone mysli o ewentualnym zwiazku na dluzej. Byl wolnym strzelcem i nie mial zamiaru tego zmieniac.

Duzo wysilku kosztowalo go powstrzymanie smiechu na widok faceta z tabliczka "Welcome Johny". Krotka wymiana zdan pomiedzy rosjaninem, a chlopakiem zaowocowala zaproszeniem do eleganckiej limuzyny. Krain nie lubil takich slicznotek. Jego humor nie poprawil tez fakt, ze rusek usiadl z przodu zamiast razem z nimi. Wiedzial jednak, ze nie ma w tej sprawie nic do gadania wiec zwyczajnie oddal sie przyjemnoscia podrozy w luksusowym wnetrzu. Barek limuzyny okazal sie nader interesujaco zaopatrzony. Przygotowujac sobie drinka czyli zwyczajnie lejeac whisky do szklanki, spojzal pytajaco w kierunku kobiet.


- Cos do picia?



- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem. Sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Glos mezczyzny przerwal mu dosc interesujace rozwazania na temat zalet bialych topow i obcislych dzinsow nakierowujac dosc luzne mysli na wlasciwie tory. Glosny dzwiek zatrzaskiwanych drzwi i cichy odglos unoszacej sie w gore przyciemnianej szyby niemal natychmiast zastapil syk gazu wydobywajacego sie z ukrytych zbiornikow. Ignorujac Johna szarpiacego sie nadaremnie z drzwiami, podwinal podkoszulek zaslaniajac nim twarz. Byla to raczej marna imitacja maski gazowej mial jednak nadzieje, ze przynajmniej czesciowo powstrzyma dzialanie srodka chemicznego, ktorym ich tak goscinnie potraktowano. Nic wiecej i tak nie byl w stanie zrobic.

- Pieprzone slicznotki...

Zdarzyl wyszeptac zanim ogarnela go bloga ciemnosc.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 28-08-2009 o 12:34.
Midnight jest offline  
Stary 28-08-2009, 16:22   #3
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdy wsiadała do samolotu było bardzo wcześnie. Zdecydowanie zbyt wcześnie, na cokolwiek. Zajęła swoje miejsce, wetknęła w uszy słuchawki malutkiego odtwarzacz mp3 i odpłynęła.

- Do planowanego końca podróży zostało jeszcze sześć godzin – obudził ją przesadnie słodki głos stewardessy.

- Cholera – zaklęła po cichu, zerkając na wyświetlacz odtwarzacza. Bateria wyczerpana – oznajmiał migający, czerwony napis.
Po kilkukrotnym przegrzebanie torby w poszukiwaniu baterii zrezygnowana i wkurzona wrzuciła do niej mp3 i rozejrzała się dookoła.
Rozpoznała tylko dwie osoby, reszta była poza zasięgiem jej wzroku. Po przeciwnej stronie przejścia między rzędami siedzeń zauważył kobietę, której widok zaskoczył ją wczoraj w Warszawie. Nieczęsto na swojej „drodze zawodowej” spotykała przedstawicielki własnej płci. Przed nią siedział ich młody „przewodnik” Johny.

Podróż dłużyła się niemiłosiernie. Tyłek bolał od siedzenia w jednym miejscu, nogi zdrętwiały, nuda skłoniła do słuchania głupkowatej blondynki, siedzącej obok, która chyba sama do końca nie wierzyła w to co mówi.
Tym razem słodki głos stewardessy, oznajmiający, że za chwilę wylądują w Liberty City zdecydowanie poprawił jej humor.


Jako druga z grupy Johnego przeszłą przez odprawę celną. Z przewieszoną przez ramie skórzaną torbą i dużą walizką na kółkach ruszyła w stronę ławki, z której miała doskonały widok na pozostałych. Teraz po raz pierwszy mogła im się przyjrzeć. Mieli nie wzbudzać podejrzeń, wyglądać jak turyści. Takie było polecenie Johnego. O ile pozostali nie mieli problemu z wmieszaniem się w tłum zwykłych ludzi, to Johnemu ta sztuka nie wyszła. Młody chłopak w czerwonej koszuli w hawajskie kwiaty obwieszony biżuterią zdecydowanie rzucał się w oczy.
Odprawa celna przebiegała sprawnie i szybko do momentu, gdy ostatni z „nich” rzucił się do gardła kobiecie, stojącej przy wykrywaczy metalu. Obserwując całą sytuację uniosła lekko brew. Miała nadzieję, że pozostali nie są takimi świrami.

Szła za Johnym do wyjścia. Po raz pierwszy tego dnia czułą się niepewnie.
Może po tym, co miało miejsce przed chwilą, a może po prostu wreszcie zaczynało docierać do niej, ze jest tu zupełnie sama, bez kogokolwiek, komu może zaufać, bez jednej znajomej gęby. Powód nie był ważny, ważne było przeczucie, które mówiło jej, ze wdepnęła w niezłe gówno.
Z zamyślenia wyrwały ją oślepiając promienie słońca i to, co zobaczyła chwilę później. Facet z tabliczką „Welcome Johny”. Na twarzy Sue pojawił się cień kpiącego uśmiechu.

Kilka standardowych pytań, kilka grzecznych odpowiedzi i już po chwili siedzieli na miękkich fotelach czarnej limuzyny. Lea zerkała, co chwila na gościa z rosyjskim akcentem, który siedział z przodu, za opuszczoną do połowy szybą.

- Coś do picia? – usłyszała przyjemny glos wysokiego blondyna.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo głos zabrał siedzący obok kierowcy mężczyzna, po czym uśmiechnął się paskudnie.
Zaraz po tym słychać było cichy klik zatrzaskiwanych drzwi i szum wędrującej w górę szyby.
- Pięknie – syknęła przez zaciśnięte zęby obserwując siłującego się z drzwiami Johnego. Zerknęła w drugą stronę. Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowała był odsłonięty brzuch blondyna.
 
Vivianne jest offline  
Stary 28-08-2009, 20:25   #4
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Wielki ptak unosiciel, pomyślała Angie jak dawniej, gdy zadzierała w Broker głowę do góry żeby oglądać samoloty. Włożyła na głowę słuchawki i wcisnęła play.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5XUAg1_A7IE[/MEDIA]


Nie mogła pohamować się od strzelania palcami, gdy w słuchawkach rozległ się głos murzynki. Koła maszyny oderwały się od pasa startowego. Angie zaczęła mały wewnętrzny speech.

Johnny, Johnny, Johnny. Sam mnie tu niedawno wysłałeś, a teraz nagle pojawiasz się jak pies gończy i mówisz że masz dla mnie drugą szansę i coś specjalnego… Angie siedziała bębniąc o swojego iPoda czerwonymi paznokciami z lekkim uśmieszkiem. Stara mamuśka Thornton umiała zapewnić soundtrack do każdej chwili. Cholera wie kto cię posłał i co to za nagła potrzeba, żeby wieźć prosto z zadupia dwie laski i paru gości, na moje oko świeżych w Liberty. I ty chyba też nie masz pojęcia. Rób jak chcesz Johnny, tylko nie opowiadaj mi tu o amerykańskim śnie w tych twoich ciuchach ze stadiona, damn it.

Słodki głos stewardessy informujący o lądowaniu wyrwał Angie z prowadzonej w myślach rozmowy z Johnnym. Nareszcie, uśmiechnęła się do siedzącego koło niej milczącego łysola o obitej gębie. Sukinsyn waniał wódką i wracając z kibla zrzucił jej łokieć z oparcia. Johnny to po całym świecie znajdzie różnych przyjemniaczków.

Na lotnisku Johnny polecił zachowywać się jak turyści i tak też czuła się Angie. Nagła radość wzięła górę nad podejrzeniami, Angie przemierzała terminal lekko tanecznym krokiem; mijając kioski z amerykańskimi gazetami, reklamy iPhonów, Starbucksa, czuła jakby coś nagle powróciło ją życiu po długim zimowym śnie; powietrze Liberty wypełniała świeża woń gotówki.

Fajna gromadka, pomyślała sobie już gdy przechodzili przez bramki. Kierownik wycieczki Johnny w wyjściowym goldzie, stary drań Murdock z tą swoją zdziwioną gębą, no i reszta. Modeleczka Sue i wbity w nią wzrok blondyna, fan hokeja z Teksasu i sąsiad z samolotu. Trzymaj się mocno, bejbe. Jedziemy.

Nagle Murdockowi odbiło i rzucił się na strażniczkę. Angie była już po drugiej stronie, więc nerwowo przemknęła w kierunku kiosku, baran mógł w tych czasach ściągnąć na siebie pułk antyterrorystów. W trymiga siedziało na nim trzech strażników. Spojrzała na Johnnego - strugał pewniaka i kiwnął palcem na resztę swojego stadka gdy zaczął zbliżać się do smutnego typa z uroczą tabliczką Welcome Johny.

- Pan musi byc Dżony – odezwał się tamten i uścisnęli sobie dłonie. Ekipa zebrana przez Johnnego z trudem mogła wyglądać na jego obstawę, Rusek uśmiechnął się więc nieznacznie na widok tej kolonii i dał znak do wyjścia.

W podstawionym limo Angie trochę się rozluźniła; Rusek zniknął z przodu, można było coś wypić i pogadać, no i wreszcie, za oknami przesuwało się słodkie Liberty. Zna tu każdy kąt i każdą cegłę, fajnie wracać do siebie i widzieć, że nic się nie zmieniło. Jeżeli chodzi o interesy, miesiąc banicji wystarczył, żeby pojawiły się nowe pomysły i nowe patenty, i o nie, tym razem nie zawiedzie zleceniodawców. Od dzisiaj będą kojarzyć jej nazwisko z porządną firmą. Właśnie. Pamiętać o dwóch bańkach dla Ramireza.

- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem. Sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Nagle szyba oddzielająca ich od kierowcy zaczęła się unosić i Chau usłyszała syk ulatniającego się gazu. Rosyjska kołysanka, zahuczało jej w głowie nim osunęła się na siedzenie wypuszczając z dłoni szklankę z black russian…
 
stibium jest offline  
Stary 29-08-2009, 18:54   #5
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Frank nigdy nie przepadał za lataniem samolotem, nie dlatego, że bał się wysokości czy jakiejś groźnej awarii, on po prostu nie lubił tych wszystkich ludzi, którzy podczas lotu nie potrafili się zamknąć. Opowiadali dosłownie o wszystkim, o rodzinie, o przyjaciołach, o tym kto kogo z kim zdradził. Kogo to w ogóle obchodzi? Oczywiście nie zawsze tak się działo, czasami trafiał się ktoś z kim można było normalnie pogadać, ale wyjątek tylko potwierdza regułę.

Tym razem Mallory wpadł na niejakiego Bazz'a, długowłosego fana rocka i heavy metalu. Przez dłuższy czas od wystartowania Frank starał się zdrzemnąć, jednak mężczyzna skutecznie mu w tym przeszkadzał omawiając od A do Z wszystkie zespoły, na których koncertach ostro się bawił. Jakby tego było mało samolot wciąż nie mógł wylądować, przedłużając tylko jego mękę.

- Po prostu musisz tego posłuchać stary! Skid Row to najlepsza banda na ziemi, sklejasz akcje? I nie mówię tu o tych irlandzkich pedziach, ale o prawdziwym amerykańskim heavy metalu, sklejasz akcje stary?


- Ta, sklejam - odrzekł na odczepne.

- Stary! Żałuj, że nie było cię w Donnington w '92, to była zabawa! Prawie udało mi się w tedy zaliczyć dwie ostre babki, wiesz taki super trójkącik, sklejasz akcje? Ale się okazało, że ta jedna babeczka, to nie babeczka tylko jakiś facio i...

- Nie wdawaj się w szczegóły, ok? - powiedział Frank mocno już poddenerwowany całym tym paplaniem.

Chwilę później na pokładzie rozległ się głos jednej ze stewardess, która oznajmiła, że wreszcie podchodzą do lądowania. Słysząc to Mallory odetchnął z ulgą, jeszcze kilka minut i będzie miał z głowy natrętnego towarzysza. Minęło ponad pół godziny nim Frank wreszcie przedarł się do odprawy paszportowej, na szczęście nie był zbyt długo męczony pytaniami, wszystko poszło w miarę szybko i sprawnie.

- Życzę miłego pobytu w Liberty City panie Mallory - Frank uśmiechnął się serdecznie do kobiety po czym ruszył w kierunku John'ego.

Miał pewne wątpliwości co do powodzenia ich zadania, nie znał ludzi z którymi miał współpracować i to był największy mankament, jeśli nie będą potrafili się dogadać to nic z tego nie wyjdzie. W dodatku ani Johny ani jego towarzysz, który właśnie pakował się w tarapaty, nie wyglądali na zbyt inteligentnych. Dla Mallory'ego liczyło się jednak tylko to by nie stracił swojej działki. Rozważania przerwał mu rosyjski komitet powitalny, który zjawił się pod lotniskiem.

- "Welcome Johny"? Ah ci Rosjanie... - pomyślał widząc tabliczkę trzymaną przez jednego z mężczyzn.

Po krótkiej rozmowie wszyscy zgodnie zapakowali się do luksusowej czarnej limuzyny. Frank rozsiadł się wygodnie, miał zamiar nacieszyć się tą odrobiną luksusu jaką mu zaoferowano, w końcu nie na co dzień siedzi się w tak drogim i świetnie wyposażonym aucie.

- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Nagle drzwi limuzyny zatrzasnęły się, a szyby błyskawicznie się zasunęły, nawet największy kretyn zorientował by się, iż coś się szykuje. Po kilku sekundach cała przestrzeń zaczęła wypełniać się jakimś gazem, niektórzy spanikowali i za wszelką cenę próbowali wydostać się z auta, inni starali się jakoś zasłonić twarz. Frank tymczasem nie robił nic, nie miał zresztą żadnego pomysłu na działanie, więc po prostu pogodził się z losem.

- Ah ci Rosjanie... - pomyślał, gdy sylwetki jego towarzyszy zaczęły się powoli rozmazywać, chwilę później całkowicie stracił przytomność.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 29-08-2009, 19:18   #6
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Denerwował go przykrótki garnitur, który zdobył na szybko w Warszawie od Vercettiego. Kupił też złotego rolexa, nie leciał byle gdzie, do Ameryki. I choć opowieść o śnie amerykańskim mógł wcisnąć między bajki, to jednak nie wiedział z kim i dokładnie dokąd leci, więc stwierdził, że wypada się ubrać stosownie na każdą ewentualność. Czarny garniak załatwiał sprawę. Za szybą przy której siedział malował się teraz bezkres błękitnego oceanu chmur…

-Ameryka…

Nagły ból pod okiem przywrócił do rzeczywistości, rozejrzał się po pasażerach, z multum ludzi dostrzegł tych którzy rozmawiali z Johnnym, zresztą, co to była z ekipa. Dwóch przystojniaczków i jakieś ich dziwki, czuje się jakbym jechał na wakacje do pieprzonego Disney Landu– skwitował w myślach. Zmierzył jeszcze wzrokiem Chinkę siedzącą obok. Nie jest taka zła, przynajmniej będzie kto miał kręcić dupa żeby nas tak prędko nie zabili – roześmiał się sam do siebie z własnego żartu w myślach lecz śmiech przemienił się szybko w kaszel, kaszel z krwią. Kurwa – pozwiedzał pod nosem i wstał z siedzenia kierując się do toalety.

Echem po ciemnych kafelkach toalety rozbił się dźwięk klasycznego chlup, a z ust nieogolonego mężczyzny padło kilka przekleństw. Wstał, rozwinął rolkę papieru i urwał porządny kawałek, potem przetarł tylne części ciała wyrzucając zbrązowiały świstek do muszli klozetowej. Z trudem podciągnął spodnie od garnituru na niemały brzuch i zapiał metalową, srebrną klamrę. Rozejrzał się badawczym wzrokiem w poszukiwaniu spłuczki, w końcu wciskał mały guzik, powodując wir wodny w kiblu zabierający ze sobą wszelkie odpadki. Spojrzał w lewo odkrywając swoje oblicze przed lustrem -prawie łysą głową pełna najróżniejszych siniaków. Chwycił za chustkę umiejscowioną w marynarce i zanurzył ją w zimnej wodzie. Przychylił do jednej z ran krzywiąc się. Znów jego gęba z brakującą trójką otworzyła się wydając na świat kilka niemiłych słów. Położył chusteczkę obok i postawił na stół walizkę odzianą w czarną skórę. Otworzył ją i złapał za mała buteleczkę z napisem na etykiecie Moskovskaya, pociągnął z niej kilka łyków przekręcając tylko lekko głową ze skrzywieniem. Następnie wcisnął wódkę za pazuchę i złapał za flakonik perfum, psiknął się dwa razy po twarzy i zatrząsnął z hukiem podręczną walizę. Odkręcił cieplejszą wodę i od niechcenia umysł dłonie. Teraz jego ręka skierowała się na klamkę otwierając drzwiczki. Ruszył się w stronę siedziska, Witaj

Liberty City! – rzekł słysząc informacje o prędkim lądowaniu.

Zanim koła samolotu uderzyły o ziemie wziął jeszcze parę łyków, żeby zabić ból twarzy. Spytał się towarzyszki czy chce łyka, ale przerwał mu głos słodkiej stewardessy. Najwidoczniej wszyscy mieli dość tego kurewskiego samolotu, bo każdy pognał prędko do wyjścia. Dla niego nie było większych problemów z przeciśnięciem się przez tłum. Rozbita facjata i alkoholowy odór działały na ludzi jak Mojżesz na morze czerwone, szczególnie tutaj, w Ameryce. W Rosji wyglądał tak co drugi, większym problemem było przejście się przez ochronę, ale i z tym nie miał problemów udając polaka który ledwo co umie angielski. Uśmiechnął się w duchu widząc wielki zielony napis Apteka, skręcił w odpowiedni pasaż i wszedł do pomieszczenia.

-Painkillers please-

Powiedzał do niebrzydkiej kobiety za lada, wnet doszły go jakieś krzyki, odwrócił głowę i przez szybkę zauważył jak ochrona rzuca się na jakiegoś mężczyznę albo i kobietę, nie widział zbyt dobrze. Na szczęście dostrzegł Johnnego podchodzącego do jakiegoś faceta, chwycił pudełko tabletek i szybkim krokiem pomaszerował za znanymi mordami do limuzyny. Wsiadł zwracają uwagę głownie na plastikowe gówno którego za Chiny nie mógł otworzyć. W końcu po długiej walce z nowoczesnym cudem techniki wyjął pigułkę. Nagle zrobiło się zamieszanie w furze, jedyne co zdarzył zrobić zanim opadł z sił to łyknąć tabletkę i rzec

-Przynajmniej nie będzie bolało.
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 11-09-2009 o 01:15.
Libertine jest offline  
Stary 30-08-2009, 23:43   #7
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Powoli odzyskiwaliście świadomość czując zimny dotyk betonu. Najwyraźniej skutki działania gazu ustępowały na dobre, w tym czasie dobrze zbudowany szofer wyrzucił całą waszą grupę z samochodu na chłodną podłogę. Cóż widać nie cackają się ze swoją robotą przyszło na myśl Johnemu który zakaszlał jeszcze i otworzył oczy by prawie natychmiast je zmrużyć pod wpływem ostrego światła. Ktoś pstrykał mu nad głową palcami i ponaglał do szybszego odzyskania pełnej świadomości. Najwyraźniej był to pan Nikt i jak dorwie tego łysego skurwysyna to faktycznie nie będzie co z niego zbierać. Podniósł się ciężko z kolan, demonstracyjnie otrzepał koszulę której niezbyt to pomogło i zacisnął zęby na widok bezczelnego Rosjanina. Odwrócił się do niego plecami i wyciągnął rękę do zielonookiej piękności która dochodziła już do siebie podobnie jak reszta grupy. Uchwycił spojrzenie Angie zbierającej się z podłogi o własnych siłach, zapomniał o niej ale ona znała go na tyle, żeby wiedzieć że marny z niego dżentelmen. Posłał jej buziak, który zakończył siarczystym kaszlnięciem. Rzeczywiście marny z niego dżentelmen, ale tak jak każdy niegrzecznego chłopiec miał coś co widocznie pociągało kobiety. Następnie odwrócił się do Rosjanina groźnie mierząc go wzrokiem.

-Powiedz swojemu szefowi, że już nie jesteśmy w Moskwie

Chciał żeby to wypadło należycie, tak jak powinno wypaść w takiej sytuacji więc czemu ten fagas się uśmiechał?

-Pańskie poczucie humoru jest dość.. Chyba nie jest pan Amerykaninem panie Johny? Brytyjczyk tak? Cóż - kąciki ust skrywały kpiący uśmiech - zaraz będzie pan miał okazję samemu mu to powiedzieć. A teraz - klasnął dwa razy w dłonie - proszę za mną bo nie ma czasu do stracenia.

Operował na wschodzie Europy i wiedział, że ten słowiański akcent jest strasznie uciążliwy dla ludzi mówiących po angielsku na co dzień, normalnie robiłby sobie z niego jaja i cisnął mu z tego powodu ile się da, teraz jednak pohamował tą kuszącą perspektywę pamiętając co Rosjanie zrobili z bratem Murdocka parę lat temu na Ukrainie. Jego rodzice odebrali pocztą paczkę z jego głową, matka dostała zawału na miejscu i mimo szybkiego przyjazdu pogotowia nie udało jej się uratować. Dwa dni później jego ojca wygrzebali spod pociągu jadącego do Odessy. Nigdy z nim o tym nie rozmawiał, jakoś nie bardzo widział Murdocka zwierzającego się komuś ze swoich problemów. To wtedy zarobił właśnie swoją kulkę w głowę, którą zawsze chwalił się po pijaku pokazując wskazującym palcem "ooo tak blisko". Tylko w gruncie swojej psychopatycznej natury Murdock był nieszkodliwy przynajmniej dla Johnego, jakoś gorzej reagowało na niego środowisko albo on na nie, jak kto tam woli.

-Nie ma problemu.. idziemy.




Przed wejściem w głąb magazynu drogę grupie zastąpiło trzech uzbrojonych osiłków. Typowe karki - przeszło przez myśl Johnemu. Dryblasy zignorowały waszego przewodnika rozluźniając przestrzeń pomiędzy sobą by ten mógł spokojnie przejść. Następnie środkowy ze szramą przy oku wyszedł z szeregu i zaczął przeszukiwać wszystkich "gości" osobliwego przyjęcia. Robił to mechanicznie pewnie już setki razy i wyraźnie nie krępował się macaniem ludzi po narządach intymnych.

- Hej hej.. nie po jajkach chłoptasiu.


-Jest czysty <nie licząc tego, że to pieprzony brudas>*rosyjski

Rosjanie zaśmiali się głośno jak jeden mąż, najwyraźniej rozbawieni komentarzem towarzysza.

-Co on kurwa powiedział? Przycisnął palec Masz jakiś problem chłoptasiu?

- <Zabieraj ten palec>*rosyjski Johny boy.

Johny zawahał się chwilę po czym cofnął rękę i odsunął się na bok.

-<Innym razem przystojniaku>*polski

-Polski? Johny widzę, że nie obijał się pan w Warszawie.

Ten nie zamierzał mu odpowiadać, i tak posunął się za daleko tracąc nad sobą panowanie i reszta grupa pewnie także zdawała sobie z tego sprawę. Powinien wziąć jakieś kurwa valium... czy inne panaceum przed tym śmiechu warte spotkaniem.

Zbir przeniósł wzrok na następne osoby za Johnym i zaczął kontynuować swoją pracę. Zatrzymywał się dłużej na dziewczynach poświęcając im krągłościom dużo więcej uwagi niż to wymagało. Zacisnął pięść i modlił się, żeby nie był tak narwane żeby zrobić coś głupiego, one przecież także widziały rosyjski karabin szturmowy trzymany w dwóch rękach przez jednego gościa z obstawy. Jaki z ciebie facet Johny? To pytanie coraz częściej przewijało się mu przez myśl, te głupki zapłacą, nie wie jeszcze kiedy ale odegra się kiedy przyjdzie czas. Spuścił więc tylko wzrok kiedy Angie dostawała klapsa na zakończenie "przeszukania".

-Formalności.. formalności.. na szczęście mamy je już za sobą więc proszę państwa do środka.

Karki odsunęły się na bok robiąc im przejście do czegoś co wyglądało na salon. Johny zagwizdał głośno i przeciągle, jego małe mieszkanko w Warszawie z którego ostatnio korzystał chowało się do tego. Narożna długa kanapa z drogiego obicia, rzeźby i obrazy, halogenowe światła na suficie. Ktoś tu lubi szastać forsą. W dodatku wyglądało na to że jest to ten pokój jest tylko niewielkim przedsmakiem dla gości. Poprzednie obskurne pomieszczenie a najprawdopodobniej - jak ocenił w myślach Johny - cały budynek z zewnątrz był tylko kamuflażem dla ukrycia bogactwa majątku właściciela.



Kiedy cała grupa usiadła już na kanapę pan Nikt włączył pilotem długi plazmowy telewizor, policzenie jego cali przyprawiało Johnego o zawroty głowy więc skupił się wyłącznie na obrazie.

-Panowie i miłe panie.. przepraszam za wszelkie niedogodności, ale jak wyjaśnił mój przedstawiciel są one niezbędne do prowadzenia dalszych interesów między naszymi nazwijmy to "firmami".

Facet w telewizorze siedział za biurkiem w markowym garniturze i czerwonym krawacie najwyraźniej był tym wielkim szefem o którym się nasłuchał. Jednak jego twarz była zupełnie niewidoczna, całkowicie skryta w cieniu. Po co zadawać sobie aż taki trud? Johnemu za bardzo to wszystko śmierdziało. Z tego skurczybyka musi być niezły paranoik, przypominało mu to trochę Aniołki Charliego ale co mógł zrobić? Siedzieć i słuchać tak jak reszta aż dowie się czegoś sensownego.

-Pewnie sami nie wiecie co tak właściwie tutaj robicie, gdzie jesteście ani kim ja jestem. Tak wiele pytań.. którymi jednak nie będziemy się kłopotać. To co musicie wiedzieć to fakt, że zostaliście wybrani do specjalnego zadania które w wypadku waszego powodzenia.. a jestem przekonany, że tak się stanie... zapewni waszym szefom przychylność w rozpoczęciu biznesu tu w Liberty. Jedyne co musicie dla mnie zrobić to ukraść jeden mały, maluteńki drobiazg. Mogę prosić o przedstawienie naszym gościom celu ich.. zadania?

W tym momencie łysawy człowiek którego Johny zabijał w myślach na ok 30 sposobów otworzył teczkę nie wiadomo skąd i podał każdej osobie siedzącej na kanapie pojedynczą fotografię.



-Niektórzy pewnie domyślają się co to takiego jest, innym udzielę małej lekcji historii. Zdjęcie przedstawia...

-Pierdoły <kaszel> pierdoły.

-Ma pan coś do powiedzenia panie Johny?

-Ależ skąd proszę sobie nie przeszkadzać,zawsze zdarza mi się trochę po kaszleć po codziennej dawce gazu.

Machnął lekceważąco ręką mówiąc tym gestem: "nieważne".

- Podoba mi się pańskie nastawienie Johny, bardziej niż pan sądzi. Tak więc wracając do tego o czym mówiłem. Zdjęcie przedstawia jedno ze słynnych jaj Faberge a mianowicie "Lilie z Doliny". Wykonane w 1898 przez Michaela Perchina na zamówienie cara Mikołaja II, który oferował je na wielkanoc swojej żonie. Zdjęcia przedstawiają samego cara oraz ich dwie córki Olgę oraz Tatianę. Samo jajo mające kształt lili przyozdobionej diamentami i rubinami ma przypominać w swoim majestacie koronę carską. Nie muszę mówić, że jest po prostu gratką dla kolekcjonerów. Niestety nie udało mi się go zdobyć drogą legalną... jest on własnością prywatnego kolekcjonera który jak wiecie o ile zdążyliście przeglądnąć chociażby "Liberty Globe" jeszcze przez dwa dni będzie wystawiać go w galerii sztuki w Hatton Gardens. Z tego co wiem, tak gorączkowo obawia się o bezpieczeństwo jaja, że wraca wcześniej do Europy nie zważając na żadne pieniądze. Macie więc 2 dni.. i pamiętajcie, że nie toleruję porażki.

W tym momencie pan Nikt wyłączył telewizor. Mieliście niewiele czasu by oswoić się z tym co dopiero usłyszeliście bo już skierowana was do wyjścia. Eskortowani przez uzbrojonych gangsterów wsiedliście do znanej już wam limuzyny. Tym razem wasz przewodnik nie wsiadł z wami zamiast tego wyszczerzył się jak tylko mógł machając wam na pożegnanie. Także tym razem - jak mogliście się spodziewać - gaz pozbawił was dalszych wrażeń z jazdy w wyższej klasie.

---

Zderzenie z chodnikiem bolało prawie tak samo jak noworoczny kac. Prawie w tym momencie nie odgrywało aż takiej różnicy gdy Johny poczuł w ustach jeden z własnych zębów. Wypluł go i zaczął masować bolącą szczękę przytrzymując się latarni miejskiej.

-Hej ja tu pracuje klaunie.


Johny ledwo kojarzył słowa ale dźwięk pękającego balonika od gumy do życia przypomniał mu o pstrykaniu palcami Rosjanina, który budził go w podobnej sytuacji nie tak dawno temu. Małe dejavu?

-He..?

Zrozumienie przychodziło z trudem, wiedział że tym razem to gówno może być dla niego zbyt głębokie. Otrząśnij się.. kurwa. Przetrał oczy i wspierając się na latarni miejskiej wstał na nogi.

-Głuchy jesteś czy co?

-Morda dziwko.. nie mam teraz czasu.


Niezbyt urodziwa jak na gusta Johniego przesadnie wymalowana prostytutka przypominająca raczej drag queen przyglądała mu się z osłupieniem.

-No teraz to kurwa prze-gią-łeś - podkreśliła akcentowane słowo szybkim ruchem ręką w powietrzu, odwróciła się na pięcie kierując się w stronę fioletowego samochodu zaparkowanego na drugim końcu ulicy.

Sam Johny podszedł wolno do łysego grubasa i pomógł mu się dźwignąć na nogi. Widział, że reszta także sobie pomaga. Należało obmyślić jakiś plan działania jeśli mają przeżyć dłużej niż 48 godzin.

-Siergej tak? Hej co ty.. nie na koszulę człowieku! A zresztą...


Miał już to wszystko głęboko w dupie.

-Ok.. wszyscy mnie słuchają? Tak wiem.. jak to wygląda, ale nie miejsce do mnie pretensji bo mnie przerobili tak samo na szaro jak was ok?

-Eee Johny?

Frank, facet w hokejowej bluzie wskazywał coś za jego plecami. Johny odwrócił się na tyle by zobaczyć szybko zbliżającą się czarną pieść, drasneła go w podbródek ale zdołał się uchylić na tyle że trafiła w słup.
Jęk bólu alfonsa spłoszył część z potencjalnych klientów którzy szybko odjechali prosto przed siebie.

-Zobacz co zrobiłeś dupku, zobacz!

Prostytutka schyliła się nad swoim obrońcą czule i zupełnie idiotycznie chuchając na napuchnięte, wybite palce. Ten w ogóle nie reagował dalej drąc się wniebogłosy.

-Jezu.. lepiej stąd chodźmy zanim te pajace sprowadzą resztę cyrku.

Dwie przecznice dalej weszli w boczną i pustą alejkę Johny podrapał się po szczęce, przyparty do muru dosłownie i w przenośni.

-Ok wydaje mi się, że jesteśmy gdzieś w Bohan.. dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć bo nie znam miasta aż tak dobrze. Spotkamy się wszyscy za kilka godzin na Hove Beach 225, mam tam znajomego który jest winny mi przysługę o ile nadal tam mieszka...

-Chyba sobie z nas jaja robisz...

Angie patrzyła na niego wzrokiem którego wolał nie zobaczyć. Lubił tą dziewczynę, ale interesy to interesy. Puścił tą uwagę mimo uszu.

-Słuchajcie... Angie załatw nam, duże czterodrzwiowe nierzucające się w oczy, znasz miasto więc powinnaś...

Poczuł jej dłoń na policzku i to wcale nie tak jakby to sobie życzył.

-Angie proszę jeśli łaska.

-Angie proszę.

-Nie proś mi tu.

-Dobra.. Frank pomóżesz jej. Sue i Mark załatwcie broń, tylko legalnie no cóż.. jak się uda.

Odliczył z portfela - którego grubość zmniejszyła się o połowę - kilka setek i wręczył je Markowi.

-Myślę, że nie powinniśmy tego używać ale kto wie.. kasa nie starczy na nic wyszukanego, byleby działało. Siergej.. co ja kurwa z tobą zrobię - sam widok mężczyzny odrzucał go tyle że ciężko było mu zawiesić na nim wzrok na dłużej.

-Załatw nam jakieś piwo na wieczór i ogarnij się człowieku.. proszę. Każdy wie co ma robić? Ja spróbuje wyciągnąć Murdocka z więzienia i załatwić sprawę mieszkania w tym czasie spróbujcie nie wpakować się w kłopoty.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 01-09-2009 o 23:06.
traveller jest offline  
Stary 31-08-2009, 20:07   #8
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Powoli odzyskiwal przytomnosc czujac pod soba chlodny beton. Nie mozna bylo powiedziec, ze taki rodzaj poslania nalezal do jego ulubionych. Mozliwie ostronie podniosl sie do pozycji siedzacej i majac w dupie ponaglania ruska postanowil chwile tak posiedzic i dac sobie czas na zebranie mysli. Cokolwiek im zaaplikowali wprawilo je bowiem w niepozadany mlynek. Z obojetna mina przygladal sie Johnemu gdy chlystek pomagal jedej z kobiet podniesc sie z tego "krolewskiego" loza. Uwazaj stary, pomysal, pchasz lapki pod nie swoja spodnice. Dziewczyna byla ladna... Za ladna dla takiego zera jak Johny... Dla niego, to juz inna bajka. Z przyjemnoscia sam polozylby lapki na kraglosciach znajdujacych sie pod ta spodnica.. Gdyby nie fakt, ze dziewczyna miala na sobie spodnie.. Zreszta, calkiem niezle sie na niej prezentowaly...
Dobra, rusz dupe, rzucil w myslach po czym podniosl sie do pozycji wzglednie pionowej. Wygladalo na to, ze reszta rowniez radzi sobie gorzej lub lepiej ze zmiana poziomu na pion. Mial zamiar podejsc do drugiej z kobiet, ale ta najwyrazniej sama doskonale sobie poradzila. I tyle by bylo z odgrywania roli rycerza na bialym koniu. Chociaz... Pieprzyc to.

-Nie ma problemu.. idziemy.

Dla ciebie baranie nigdy nie ma problemu. Ruszyl jednak za reszta starajac sie trzymac nieco z tylu. Kontrole wyposazenia przyjal obojetnie. Mial juz w tym temacie pewne doswiadczenie zyciowe i wiedzial, ze tej trojce wystarczy byle pretekst by pokazac kto tu jest gora. Za bardzo cenil sobie pewne czesci ciala by im dawac okazje do darmowej zabawy. Wystarczylo, ze Johny zrobil z siebie idiote..

Salonik prezentowal sie calkiem niezle, ale zdecydowanie nie w jego stylu. Ktos tu chcial zrobic wrazenie zapominajac o dobrym smaku. Gdzie do diabla podziala sie czarna skora i miekkie dywany z dawnych, dobrych czasow?

Mark gwizdnal cicho na widok ich "zadania". Lilie z Doliny. Replika jednego z jaj Faberge'go stala na nocnym stoliku w ich sypialni. Prezent od Liz, ktory podarowala mu tego wieczoru kiedy...

- ... pieniądze. Macie więc 2 dni.. i pamiętajcie, że nie toleruję porażki.

2 dni. W dwa dni moga sobie co najwyzej... I to niezbyt dokladnie. Taki skok wymagal czasu i przygotowania. Nie mowiac nawet o pieniadzach i zgraniu w druzynie, a oni do cholery byli przeciez tylko zgraja przypadkowych szumowin spolecznych. 2 dni...

Pobudka po drugiej porcji gazu byla stokrotnie gorsza od tej pierwszej. Mark nigdy nie reagowal dobrze na tego rodzaju substancje wiec dwie dawki tego samego dnia i to w ktorkim odstepie czasu .. Troche za duzo tego. Nim doszedl do siebie na tyle by rozsadnie myslec John zdazyl juz wdac sie w sprzeczke z kurwa chodnikowa i jej alfonsem.

-Jezu.. lepiej stąd chodźmy zanim te pajace sprowadzą resztę cyrku.

- Powiedzial najwiekszy z nich...


Mruknal pod nosem ruszajac za swoim "szefem". Ponownie wsrod jego wciaz lekko skolatanych mysli pojawila sie lsniaca krzykliwa czerwienia "co ty tu do cholery robisz", jednak dosc szybko zastapila ja ta pytajaca jak sie z tego gowna wyplatac. Nie byl gangsterem. Nie byl zlodziejem. Nie bawil sie w alfonsa czy dostarczyciela bialego proszku. Mial w zyciu jedna.. kilka wpadek, za ktore zdazyl juz zaplacic. Powinien zaczac od nowa. Zamiast tego bawi sie w ...

Gdy wreszcie zatrzymali sie w pierwszym lepszym zaulku i Johny zaczal wydawac polecania, Mark zajal sie przegladaniem swojej mapy kieszonkowej. Bohan. Powoli wyszukla wlasciwa nazwe po czym sprawdzil jak daleko maja do... Hove Beach. Katem oka zarejestrowal chwile zetkniecia sie dloni Angie z policzkiem chloptasia. Usmiechnal sie. Dziewczyna miala temperament.

- ... Sue i Mark załatwcie broń, tylko legalnie no cóż.. jak się uda.

Sue, ladne imie. Obdazyl dziewczyne jednym ze swoich specjalnych usmiechow sugerujacych, ze ma lepszy pomysl na spedzenie czasu we dwoje niz zalatwianie broni po czym zlozyl mape i wsunal ja do tylnej kieszeni spodni. W myslach kompletowal liste rzeczy jakie beda im potrzebne do wykonania zadania. Co prawda nie mieli poki co zadnego planu, a on nie znal sie na zlodziejskiej robocie to jednak od czegos trzeba bylo zaczac. Zrobienie listy wydalo mu sie calkiem rozsadna rzecza.

- Gotowa na male zakupy?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 01-09-2009 o 13:18.
Midnight jest offline  
Stary 31-08-2009, 20:45   #9
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Słodki, metaliczny smak krwi sączącej się z rozciętego dziąsła nie wróżył nic dobrego. Nie miała pojęcia gdzie jest i jak się tu znalazła. Film urwał się zaraz po wejściu to limuzyny. Zimna podłoga nie zachęcała jednak do dalszego leżenia. Powoli podnosiła się do pozycji siedzącej, gdy niespodziewanie Johny przyszedł jej z pomocą. Chwyciła wyciągniętą dłoń mężczyzny, wstała szybko i pewnie, po czym rozejrzała się po pozostałych. Byli w komplecie. Cała piątka zwlekająca się z betonu, plus Johny, który po raz kolejny nie potrafił utrzymać języka za zębami.

„Cholerny kretyn” – pomyślała mierząc go wzrokiem, gdy szli już za gościem z limuzyny.

Kolejnym etapem wycieczki było spotkanie z trzema uroczymi panami, z czego każdy kolejny był paskudniejszy od poprzedniego.
Faceci wyglądający na tępych osiłków uśmiechali się paskudni, gdy jeden z nich przeszukiwał wszystkich po kolei zwracając szczególną uwagę na panie.
Gdy łapska Rosjanina z blizną błądziły po piersiach Sue, ta pozostawała niewzruszona. Patrzyła na niego oczami, z których poza obojętnością, można było odczytać tylko znudzenie.
Tak naprawdę, aż gotowała się w środku. Nienawidził takich typów, którzy maksymalnie wykorzystują, każdą, najmniejszą nawet przewagę w sposób chamski i bezczelny.
Wiedziała, że jakakolwiek reakcje z jej strony mogłaby tylko skomplikować sytuację. Stała nieruchomo, gdy ręce goryla wędrowały po jej talii, brzuchu, biodrach, pośladkach…

„Znów pierwsza klasa, jak miło” – sarknęła w myślach wchodząc do kolejnego pomieszczenia.

-Panowie i miłe panie.. przepraszam za wszelkie niedogodności, ale jak wyjaśnił mój przedstawiciel są one niezbędne do prowadzenia dalszych interesów między naszymi nazwijmy to "firmami". – rozległ się głos faceta w telewizorze.

„Niezła szopka.”

W pewnym momencie, mężczyzna „bez głowy” przerwała swoją wzniosłą przemowę, a Pan Nikt podał im zdjęcia.

-Niektórzy pewnie domyślają się co to takiego jest, innym udzielę małej lekcji historii. Zdjęcie przedstawia...

Szczerze mówiąc Sue nie miała pojęcia, co przedstawia fotografia, wiedziała jednak, ze to cacko musi być bardzo cenne.

„Kurwa Johny” – spojrzała na niego wymownie, gdy ten po raz kolejny musiał palnac coś bez sensu.

- Macie więc 2 dni.. i pamiętajcie, że nie toleruję porażki.

"Dwa dni" - rozejrzała się po zebranych, co wcale nie poprawiło jej nastroju. - "Świetnie."

Telewizor został wyłączony. W pokoju od razu pojawiły się uzbrojone karki, aby wraz z łysawym „Nikim” odeskortować ich do czarnej limuzyny.

- Przysięgam, że będziesz tego żałował – syknęła patrząc przez okno odjeżdżającej limuzyny na Rosjanina uśmiechającego się z wyższością.
Po chwili poczuła gaz, ułożył się wygodnie w fotelu i po raz drugi tego dnia odpłynęła wściekając się, ze nie ma na to czasu.

Obudziła się na chodniku jakiejś podrzędnej dzielnicy. Pierwszym co zarejestrowała był głos Johnego zaraz po tym usłyszała jakąś zdenerwowana kobietę. Wstała powoli, otrzepała przykurzona koszulę i uśmiechnęła się na widok cyrku, którego była świadkiem.

-Ok.. wszyscy mnie słuchają? Tak wiem.. jak to wygląda, ale nie miejsce do mnie pretensji bo mnie przerobili tak samo na szaro jak was ok?- „Przywódca stada” próbujący wyjaśnić, co i jak, za nim wściekła dziwka z jeszcze bardziej wściekłym alfonsem. Niezgrabny cios, szybki unik, ryk bólu faceta, którego pięść zderzyła się z latarnią.

„Paranoja”

-Jezu.. lepiej stąd chodźmy zanim te pajace sprowadzą resztę cyrku. - Powiedział Johny.

- Wreszcie powiedziałeś coś z sensem, gratuluję – mruknęła schylając się po czerwoną walizkę na kółkach.

Johny po raz kolejny starał się wykazać. Po raz kolejny w roli szefa i organizatora. Po raz kolejny bez większych sukcesów.
Skrzywiła się lekko na dźwięk policzka, który wymierzyła Angie.

- Gotowa na male zakupy?

- Jak najbardziej – uśmiechnęła się kącikowo – i nie chowaj lepiej tej mapy – dodała.
 
Vivianne jest offline  
Stary 01-09-2009, 19:34   #10
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Więzienie w Wołgogradzie. Cela 103.



Czarny, biały.. Czarny, biały… te dwa kolory przeplatały się nawzajem w grze świateł huśtającej się lampy pod sufitem. Rozpięta, przesiąknięta potem koszula wisząca na klatce piersiowej wielkiego goryla. Obrzydliwy śmiech bezzębnego strażnika więziennego. Ścisk plugawych dłoni na ramionach. I zakneblowany mężczyzna o spuchniętej, obitej twarzy - ja Siergiej Aleksandrov. Zawisający bezwładnie w powietrzu, w uchwytach dwóch dryblasów przyciskany do ziemi raz po raz przez „Psychola”. Oblizywany jego wężym jęzorem i opętany przez ucisk jego zgniłego cielska.

Mrugnięcie słońca… bezkresna cisza… wybuch wulkanu… dwa strumienie spływające bezwładnie po korytach aż do krańca świata… słone jak morze…

Kim ja jestem?

***

Otworzył z trudem powieki przyglądając się przez chwile szarości betonu w milczeniu. Z góry dochodziły go jakieś krzyki, jednak on był jeszcze w miejscu daleko stąd, w innym czasie, w samym narożniku swego umysłu, z którego nie było ucieczki. Bezwładnym wzrokiem przyglądał się malutkiemu ziarenku piasku jednocząc się z nim w uczuciach, a raczej ich braku. Ktoś chwycił go za kubrak i podciągnął do góry. Niezręczny upadek nadał mu kolejnego siniaka na nosie. Wzrok przerzucił na stojącego obok Rosjanina i uśmiechnął się dziwacznie wpatrując się prosto w jego oczy. Czarna pustka w środku zaczęła powoli ustępować ogromnemu bólowi odkrytemu na nowo.

Rozejrzał się ponownie próbując skleić wszystko do kupy. Dostrzegł, że ludzie, z którymi wsiadał do limuzyny właśnie podnosili się z posadzki. Przez głowę przelatywały mu tony myśli, jednak najintensywniejsze było to przeklęte cierpienie. Strzaskane kości i stare sińce robiły swoje. Zacisnął zęby i podpierając się na prawej dłoni uniósł się do góry. Ruszył w głąb baraków chwiejnym krokiem, wciąż próbując złapać oddech. Kabany przeszukały go dokładnie w milczeniu, choć jeden bezpardonowo lampił się na jego twarz.

-Formalności.. formalności.. na szczęście mamy je już za sobą więc proszę państwa do środka.

Różnorodność kolorów, z jaką się napotkał po wejściu do salonu była niczym kubeł zimnej wody, a może ciepłej? W każdym razie dobrze orzeźwiała. Szczególną uwagę przykuła statuetka roznegliżowanej kobiety, którą obdarzył paroma spojrzeniami. Usiadł na kanapie gdzieś z brzegu. Huk w głowie nadal był niemiłosierny a ukryta w cieniu postać na ekranie telewizora jeszcze bardziej pogarszała mu humor.

-Panowie i miłe panie.. przepraszam za wszelkie niedogodności, ale jak wyjaśnił mój przedstawiciel są one niezbędne do prowadzenia dalszych interesów między naszymi nazwijmy to "firmami".

Kolejny pierdoła-szef, który zamiast przejść do rzeczy gada o uczuciach i pieprzonych domysłach. Nie pociągnie długo na tym stołku, nawet chowając się w tej ciemnej jak noc jaskini… Napiłbym się czegoś… Powiedział w myślach przekręcając na boki rozbitym czerepem.

-Pewnie sami nie wiecie co tak właściwie tutaj robicie, gdzie jesteście ani kim ja jestem. Tak wiele pytań.. którymi jednak nie będziemy się kłopotać. To co musicie wiedzieć to fakt, że zostaliście wybrani do specjalnego zadania które w wypadku waszego powodzenia.. a jestem przekonany, że tak się stanie... zapewni waszym szefom przychylność w rozpoczęciu biznesu tu w Liberty. Jedyne co musicie dla mnie zrobić to ukraść jeden mały, maluteńki drobiazg. Mogę prosić o przedstawienie naszym gościom celu ich.. zadania?

Chwycił w grube, brudnawe palce kartkę papieru i przyjrzał się zdjęciu.

-Niektórzy pewnie domyślają się, co to takiego jest, innym udzielę małej lekcji historii. Zdjęcie przedstawia...

Znów zacisnąłem szczękę, czułem się jak gówno. Nie miałem ochoty ani myśleć o jajach carycy, ani gadać z kimkolwiek…

- Podoba mi się pańskie nastawienie Johny, bardziej niż pan sądzi. Tak więc wracając do tego o czym mówiłem. Zdjęcie przedstawia jedno ze słynnych jaj Faberge a mianowicie "Lilie z Doliny". Wykonane w 1898 przez Michaela Perchina na zamówienie cara Mikołaja II, który oferował je na wielkanoc swojej żonie. Zdjęcia przedstawiają samego cara oraz ich dwie córki Olgę oraz Tatianę. Samo jajo mające kształt lili przyozdobionej diamentami i rubinami ma przypominać w swoim majestacie koronę carską. Nie muszę mówić, że jest po prostu gratką dla kolekcjonerów. Niestety nie udało mi się go zdobyć drogą legalną... jest on własnością prywatnego kolekcjonera który jak wiecie o ile zdążyliście przeglądnąć chociażby "Liberty Globe" jeszcze przez dwa dni będzie wystawiać go w galerii sztuki w Hatton Gardens. Z tego co wiem, tak gorączkowo obawia się o bezpieczeństwo jaja, że wraca wcześniej do Europy nie zważając na żadne pieniądze. Macie więc 2 dni.. i pamiętajcie, że nie toleruję porażki.

Wreszcie przestał pierdolić, a ja skierowałem się, jako ostatni za resztą grupy. Drogę zagrodził mi jeden z gangsterów.

Siemasz Siergiej – szepnął mi do ucha stając wprost przede mną z lekkim wykrzywianiem na pysku. Walnął mnie ukradkiem z kolana pod żebra, tak, że zebrało mi się na wymioty. – Ciesz się, że już nie pracuje dla pana Yuriego. W Moskwie byś był martwy. Potraktuj to, jako drugą, amerykańską szanse. – Następnie pchnął mnie w kierunku limuzyny. Wpadłem do czarnego wozu potykając się o czyjeś nogi i zderzając się z tapicerką auta. Już ogarniał mnie błogi sen…

***

Więzienie w Wołgogradzie. Pomieszczenie gospodarczo – gastronomiczne.



Smród prochu wypełnił pomieszczenie mieszając się z zapachem świeżej krwi. Tańcząc serenady po zakrwawionych blatach w różnych proporcjach. Trzy trupy leżały nierównomiernie rozmieszczone po kuchni, podziurawione kulami kalibru 9mm. W centrum pomieszczenia stał mężczyzna z lekkim uśmieszkiem i uniesioną brwią. Ten obity, niewysoki potwór właśnie przewracał czwartego, półżywego trupa na brzuch.

-Mam nadzieje, że jeszcze wszystko czujesz kochaniutki psycholku?-

Chwycił glocka mocniej w dłoni i począł wciskać lufę pomiędzy pośladki mężczyzny śmiejąc się przy tym wręcz demonicznie

-Dobrze się czujesz – tu przerwał czerpiąc przyjemność z akcentowania tych słów.- misiu?-

Powiedział zaciskając zęby i wpychając gnata na siłę w ogromnej złości. Kilka czerwonych strużek zaczęło wypływać z odbytu faceta. Po paru minutach, kiedy żywy trup konał zdarzył wystrzelić przez odbyt dwa pociski kończąc zabawę. Psychol jęknął z bólu i zakrztusił się własną krwią.

Czarny, czerwony… Czarny, czerwony… zmieniłem się, albo i nie. Albo to już nie ja, w każdym razie czuję się świetnie. Czarna pustka rozkwita, czuje… taaak… samo czucie było wspaniałe, emocje. Moje wnętrze zaczęło tryskać radością, a dreszcz, który przeszedł po ciele nadawał sens mojego życia. Ah, wstałem i zatrzymałem się na chwile, by rozkoszować się upojną chwilą po kostki w morzu krwi…

Kim się stałem?

***

-Morda dziwko….. czasu……kurwa prze-gią-łeś

Słowa niczym leniwe żółwie docierały do jego uszu w spowolnionym tempie. Coś chwyciło go do góry, momentalny ruch zrobił zamieszanie w żołądku tak wielkie, że przez usta wyleciało kilka kawałków kurczaka w sosie barbecue, który podany był jako posiłek w samolocie. Z trudem złapał oddech. Ktoś albo coś puściło jego rękę, a on sam upadł z powrotem na czworaka. Słowotok i hałas stojących niedaleko ludzi utrudniał mu dojście do władzy nad ciałem, a tylko wzmacniał ból głowy. Zwymiotował ponownie pod siebie, tym razem czerwoną mieszanką. Miał tego dość, kurwa, serdecznie kurwa dość.

Jakiś koleś próbował mu pomóc ciągnąc za ramie w kierunku wąskiej uliczki. Na wpół zgiętych nogach i prawie upadając dotarł do wyznaczonego miejsca. Zdołał jedynie usiąść pod ścianą obejmując brzuch rękoma. Zemdlał po chwili w pozycji siedzącej.

***

Więzienie w Wołgogradzie. Gabinet dyrektora.



Długopis w nerwowym rytmie uderzał o stolik. Sędziwy mężczyzna wpatrywał się w papiery leżące na dębowym biurku. Zdjął okulary, przetarł bawełnianą chusteczka, wcisnął z powrotem na nos i uniósł wzrok.

-Siergiej – powiedział głosem pełnym współczucia – Wiesz Siergiej, mimo że zabiłeś już 13 współwięźniów i 2 strażników – tutaj przerwał oczekując na gest z mojej strony- jesteś tu moim ulubieńcem. – Odrzekł i uśmiechnął się krzywo spoglądając na leżącą na stole bardzo grubą brązową kopertę. Jako dyrektor i zarazem opiekun duchowy tego „ośrodka” jestem zmuszony przyznać, że zachowujesz się celująco. Twoi pracodawcy przysłali nam gościa. Zwie się Doktor Gregory. Niezwykła postać w kręgach psychiatrycznych, bardzo kontrowersyjna. Pozwolisz Siergiej, że zostawię was samych?

Opuścił pomieszczenie nie zamykając drzwi, chwilkę później do gabinetu wlazł wielki mężczyzna w sile wieku. Spokojnym krokiem okrążył moje krzesło i usiadł na blacie naprzeciwko.

-Witam panie Siergiej, jutro opuszcza pan placówkę – powiedział łagodnym relaksującym tonem. Pogrzebał w kieszeni w poszukiwaniu złotego zegarka. Wyjąwszy go zaczął delikatnie przesuwać go przed moimi oczami w wypowiadać jakieś magiczne słówka.

…Zapomnisz…Zapomnisz…

***

Obudził się, serce biło mu w przyśpieszonym tempie, portfel leżał obok, pusty, zostały tylko dokumenty. Wstał z trudem, ból siał straszliwe żniwo na jego ciele.

-Boli prawda? – Odezwał się znajomy głos. Rozejrzał się zdziwiony dookoła.

-Nie pamiętasz mnie przyjacielu? Pozwól, że Ci przypomnę…



Kobieta skręciła w ciemny zaułek, następnie poszarżowała w kierunku drzwi do klatki. Drapieżnik był niedaleko, zbyt blisko, by miała jakiekolwiek szanse, pozostawała tylko jej niewiedza o własnej zgubie. Stare skrzypiące drzwi zamykały się o tyle wolno, że zdarzył wbiec do środka. Stukot obcasów na schodach, gdy wbiegała na pierwsze piętro i brzęk klucza, który usilnie próbowała wcisnąć do zamku. Czekał za rogiem, dla niej pozostało tylko zamknąć drzwi. Każda sekunda przedłużała się o wieczność. Zdarzył zanim wrota się zatrzasnęły. Dłoń powędrowała na klamkę. Pchnął mocno i wbiegł do środka zamykając je za sobą. Chwyciła za kuchenny nóż, robiąc duży zamach. Złapał ją za nadgarstek skręcił mocno, tak, że wbiła ostrze sobie pod żebra. Metal uderzył o ziemie bazgrając krwią duże kafle. Złapał ją oburącz za szyje i przycisnął do ściany. Podniósł duszącą się kobietę do góry.

Pierw moje nozdrza ucieszył zapach adrenaliny płynącej w żyłach kobiety, podkreślały go aksamitne perfumy. Piękne masz oczy, takie niewinne - pomyślałem. Na jej diamentowych rzęsach tańczyły dwa ogniki. Śmierć i strach. Kochałem je albo ją, przez chwile. Moje serce biło mocniej, szybciej, widząc jej ostatnie próby łapania wdechu. Krztusiła się jak ryba, cud ucieczki duszy z ciała. Boska scena. Poczułem niesamowity pociąg, przepełniała się. Pustka kwitła ponownie, czerń mieszała się z czerwienią. Miłość, bo jakże można inaczej nazwać te emocje. To była moja własna Juliet, mój własny spektakl ze śmiercią...



Kurwa! – Krzyknąłem donośnie oglądając czerwone rękawiczki – Kurwa!- Powtórzyłem oglądając postać martwej kobitki, na której siedziałem okrakiem. Jej drobną twarzyczkę, z której ustami wypływała krew. Na szyi miała dwie odciśnięte dłonie, odziana była w zaplamioną kremową koszule i jasne dżinsy. Wstałem zszokowany z otwartą gębą, a mój wzrok utknął na trzęsących się dłoniach.

-Co ja zrobiłem?-

Rozejrzałem się w strachu po malutkiej kuchni. Kafelki były zalane krwią, pod stołem leżał czerwony nóż. Mój garnitur był zakrwawiony w dwóch miejscach. Jedyne, co przyszło mi do głowy to spierdalać. Nie mają moich odcisków palców, nie znam tej babki, pewnie i tak mnie nie rozpoznają, zbyt duże miasto, trzeba uciekać. Setki myśli uderzyły mi do głowy. Rzuciłem się do kranu i oblałem twarz wodą. Zajrzałem do stojącej w pobliskim pokoju szafy. Znalazłem tam stary przyduży przedwojenny sweter w kratkę i jakieś niezbyt eleganckie dżinsy, jednak nie miałem wyboru. Zrzuciłem z siebie garniak, przerzuciłem zawartość kieszeni i zostawiłem go na łóżku. Chwyciłem jeszcze forsę z portfela dziewczyny i wywaliłem rękawiczki na podłogę. Podbiegłem do drzwi wyjściowych i spojrzałem przez dziurkę od klucza. Korytarz był pusty. Ruszyłem po wąskim chodniku małej uliczki „Red way”. Najgorsze, że wrócił. Mój koszmar wrócił…

Taxi! – Krzyknąłem zaraz za rogiem widząc przejeżdżający żółty samochód. Gwizdałem jeszcze na palcach i wóz zatrzymał się koło mnie. Wsiadłem z trudem sycząc z bólu obitych kości. Taksówkarz odwrócił się do mnie, był to czarnoskóry driver i spytał

-A masz kasę pijaczku?

Rzeczywiście w tym swetrze, waląc odorem i z pobitym ryjem mógł mieć wątpliwości, a wolałem nie robić podejrzeń.

-A nie mam ty zgrzybiały chamie! Za darmo nie podwieziesz schorowanego starca?-

-Won stąd śmieciu!- Wykrzyczał machając czarnymi łapskami
Po wytarganiu się z taksówki ruszyłem aleją w poszukiwaniu monopolowego. Już po paru minutach marszu ujrzałem szyld „Russian Liquor store”.



Tam kupiłem parę tańszych flaszek i spytałem się o drogę do Hove Beach 225, gorzej, że słońce zbliżało się ku zachodowi, a zegar wskazywał 19nastą. Za długo spałem kurwa mać. Ciekawe czy będą na mnie czekać?
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 01-09-2009 o 19:39.
Libertine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172