Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2009, 21:24   #1
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
[Straznicy] Nowa droga (18+)

Dzwiek powoli wracal do swojego normalnego natezenia. Odglosy krokow, rozmow i szum pracujacych maszyn ponownie wypelnily pomieszczenia glownego budynku Konsorcjum. Nie byly one jednak dokladnie takie same, a wszystko to za sprawa krotkiego komunikatu, ktory oglosil, ze:

- Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgloszenie sie do sali odpraw.

Jedno zdanie. Siedem osob. Misja.. Bo to musialo przeciez chodzic o kolejna misje. Ilu tym razem przezyje? Czy ktokolwiek? Czy im sie uda? Czy swiat bedzie mial tyle szczescia by wsrod tych, ktorym sie nie uda bedzie Yachi? Nikt nie wiedzial, ale wielu snulo domysly, a niektorzy bezkarnie oddali sie marzeniom.


Sala odpraw od samego poczatku projektu o nazwie Straznicy wiazala sie z roznymi emocjami. Bolem, niechecia, nienawiscia, strachem. Niewiele z nich bylo pozytywnych i zazwyczaj pojawialy sie one tylko na samym poczatku, gdy wiara we wlasne szczescie lub mozliwosci pozwala wierzyc w happy end.
Pomieszczenie wygladalo jak zwykla sala konferencyjna. Okragly stol zajmowal niemal cala jego powierzchnie pozostawiajac niewiele miejsca na cokolwiek innego. Czarne sciany, biale kolumny i jasniejacy swiatlem sufit sprawialy wrazenie elegancji ale i chlodnego profesjonalizmu.
Na wybranych czekal starszy mezczyzna oraz mloda dziewczyna stojaca po jego prawej stronie.
[IMG][/IMG]
Mezczyzna w milczeniu przygladal sie jak wchodzicie i zajmujecie, lub tez nie, stojace przy stole fotele. Szosta osobe poprosil o zamkniecie za soba drzwi. Glos siedzacego czlowieka mimo, iz nie wskazywal na to jego wyglad, brzmial niezwykle mlodo. Gdy przemowil ponownie pobrzmiewaly w nim niemal lagodne nuty.

- Nazywam sie Trewor Garti i jak zapewne wiecie jestem wlascicielem wszystkiego co was teraz otacza. Zapewne zastanawiacie sie nad celem tego zebrania. Nie bede wiec przeciagal i przejde od razu do samego sedna. Zostaliscie wybrani do misji, ktora moze okazac sie przelomowa w naszych badaniach nad podrozami w czasie. Nie ukrywam, ze w innych okolicznosciach wyslanie grupy Straznikow w miejsce, do ktorego was wysylam, nigdy by nie nastapilo. Jednak szansa... Mozliwosci, ktore sie przed nami otworza...


Na chwilke zamilkl pograzajac sie w marzeniach. Lekkie dotkniecie dloni nieznajomej szybko go jednak sciagnelo z chmur.

- Tak, tak.. Przepraszam. Zatem wyruszacie na Ziemie.

Ziemia. Miejsce to bylo niemal legendarne. Chodzily plotki, ze to wlasnie z tej planety przybyly zmutowane geny pozwalajace wybranym przedstawicielom roznych ras przemiane w zwierze. Czy byla to prawda? Naukowcy milczeli.

- Zapewne slyszeliscie juz nieraz ta nazwe. Planeta ta stanowila niegdys klejnot w swojej galaktyce. Zwano ja rowniez Niebieska Planeta, a to z powodu oceanow, ktore zajmowaly wieksza czesc jej powierzchni. Niektorym z was wydalaby sie niezwykle znajoma.


Mezczyzna skinal glowa w kierunku niebieskoskorego mlodzienca.

- Niestety, jak to dosc czesto bywa chciwosc istot ja zamieszkujacych doprowadzila do zniszczenia tego raju. W chwili obecnej wyglada tak...

Co mowiac nacisnal jeden z przyciskow w znajdujacej sie przed nim klawiaturze. Swiatla w sali przygasly pograzajac ja w polmroku. Uwage wszystkich przykul hologram planety, ktory pojawil sie w pustej przestrzeni posrodku pomieszczenia.

Byc moze kiedys faktycznie nazywano ta planete Niebieska. Teraz jednakze nikt nie nadalby jej takiej nazwy.
Z glosnikow rozmieszczonych wokol sali poplynal glos.

- Ziemia. Trzecia liczac od Slonca, a piata co do wielkosci planeta Ukladu Slonecznego. Pod wzgledem srednicy, masy i gestosci jest to najwieksza planeta skalista Ukladu. Ksztalt Ziemi zblizony jest do elipsoidy obrotowej, kuli lekko splaszczonej na biegunach. Ruch obrotowy Ziemi sprawia, ze srednica rownika jest o 43 km wieksza niz srednica pomiedzy biegunami. Przecietna srednica wynosi 12 742 km....

Po tych slowach nastapil ciag danych dotyczacych wnetrza planety, jej struktury oraz samego Ukladu Slonecznego.

- W chwili obecnej Ziemia zalicza sie do grona planet nie nadajacych sie do zamieszkania. Ostatnie wiadomosci pochodza z wyprawy badawczej, ktora wyruszyla ponad dwa miliony lat temu. Nie brzmia zachecajaco, a my nie wysylalismy kolejnych po zaginieciu tamtej. Do chwili obecnej nikt nie widzial takiej potrzeby. Teraz przejde do waszego zadania.....

Garti przerwal nagle po czym przeniosl wzrok na swoja towarzyszke. Na chwile w sali zapadla nienaturalna cisza po czym mezczyzna skinal glowa i z dosc niezadowolona mina kontynuowal.

- Zanim jednak do tego dojde musze wspomniec o kilku dosc istotnych dla misji rzeczach. Otoz z tego co wywnioskowalismy z przekazow tamtej wyprawy wynika, ze Ziemia nie jest calkiem niezamieszkana. Wrecz przeciwnie. W wyniku zanieczyszczen po wybuchach atomowych oraz pod wplywem innych niekorzystnych czynnikow rozwinela sie na niej pewna forma zycia. Wlasciwie nie tyle rozwinela co ewaluowala z tych, ktore zamieszkiwaly ta planete wczesniej. Istoty te sa niezwykle niebezpieczne. Przynajmniej tak uznali nasi naukowcy. Maja wysoko rozwiniete umiejetnosci lowcze oraz posiadaja pewne umiejetnosci pozwalajace przypuszczac, ze nalezy je zaliczyc do inteligetnych. Wiadomo nam rowniez, ze pod powierzchnia planety rowniez istnieje jakies zycie jednak wiadomosci dotyczace tamtych istot sa mniejsze niz zerowe. Mozliwe, ze sa to ludzie, lub ich potomkowie jednak ...


Rozlozyl dlonie w gescie bezradnosci.

- Waszym celem bedzie cos co znajduje sie, lub powinno znajdowac w jednym z ostatnich przytulkow ludzkosci o ktorych wiemy. W miescie stworzonym przez Wyznawcow Konca Dni. Przedmiot ten jest niezwykle wazny. W archwach zachowalo sie jego zdjecie co mam nadzieje ulatwi wam nieco jego odnalezienie.

Hologram ziemi znikl, a na jego miejsce pojawil sie inny, przedstawiajacy...
lustro.

- Statek juz czeka przygotowany do wyprawy. Z mojej strony to by bylo na tyle. Wiekszosc posiadanych przez nas informacji znajdziecie w pokladowych komputerach. Wystarczy byscie wspomnieli o nich kapitanowi, a on udzieli wam do nich dostepu. Mam szczera nadzieje, ze sie wam uda. Odprawe uwazam za zakonczona.


Co mowiac wstal i zwrocil sie do nieznajomej.

- Uwazaj na siebie.

Po czym pocalowal ja w czolo i bez dalszych slow wyszedl.

~ Bywa nadopiekunczy.

Uslyszeliscie nagle w swoich myslach rozbawiony glos.

~ Jestem Midia Averrestinnil.

Przedstawil sie glos po czym nieco niepewnie zapytal.

~ Czy ktos moglby mi pomoc w wyborze drzwi? Na wszystkim jest tak duzo emocji, ze nie jestem w stanie wybrac walsciwych.


Midia, bo najwyrazniej tak miala na imie nieznajoma i zarazem wlascicielka glosu, spogladala na was z nadzieja. Chociaz nie... Wlasciwie to mieliscie wrazenie jakby spogladala przez was nie zatrzymujac wzroku. Zupelnie jakbyscie nie stanowili przedmiotu godnego obserwacji lub... Jakby was wcale nie widziala.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 16-09-2009, 17:15   #2
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Nie obchodzi mnie czy masz kłopoty czy nie, zrozum to wreszcie skretyniały pajacu! Jak dla mnie to mogą Cię nawet obdzierać ze skóry, a szef chłostać batem, ja i tak nie zareaguję i chciałabym by w końcu to do Ciebie dotarło! Nie znoszę Twojego radosnego charakterku ani tego gdy skaczesz jak jakiś debil. Nienawidzę tego, że masz przyjaciół, że się uśmiechasz, a Twoje oczy są koloru błękitu! Więc przestań z łaski swojej zawracać mi dupę i wypieprzaj stąd pókim miła, szczeniaku! - wydarła się czerwonowłosa dziewczyna stojąc w progu swojej kwatery. Złapała gwałtownie za metal swoich drzwi, zamachnęła się napinając mięśnie i trzasnęła drzwiami najmocniej jak tylko potrafiła. Cały pokój zadrżał, półki się zatrzęsły, zaś z wieszaka stojącego przy drzwiach spadła chusta. Dziewczyna przekręciła z niezwykłą zgrabnością kluczyk siedzący w zamku i oparła się biodrami o chłodny metal drzwi. Naburmuszyła się jak jakaś nastolatka po czym przywaliła pięścią w ścianę i zawarczała wściekle.
- Uuuch, jak ja ich wszystkich nie znoszę! - zagrzmiała do samej siebie po czym ruszyła szybkim i niezgrabnym krokiem w stronę łazienki, po drodze naturalnie kopiąc chustę, która to spadła z wieszaka. Jakoś nie miała do niej poszanowania, tak samo jak do innych rzeczy, choć niewiele ich miała. Tak, trzeba to przyznać. Nie ma jeszcze osoby w Konsorcjum poza szefem, która widziałaby pokój Yachi... No, przynajmniej nie ma żadnej takiej żywej... O martwych nic nie wie. No cóż, ma słabą pamięć do umarlaków, ich imion i aparycji, bo przecież kogo to obchodzi, prawda?
Gdy tylko czerwonowłosa dziewczyna weszła do łazienki stanęła przed umywalką opierając się o jej zimną porcelanę, która dla niej była zdecydowanie przyjemna. Lubiła chłód, więc nie uciekała od niego. Tak samo było, gdy ktoś przyłożył jej lodowatą dłoń do karku, choć wtedy się wkurzała, ze w ogóle ktoś ją dotknął, więc jak widać, nie w temperaturze problem, a w czynach i obiektach, które to ją dotykają. No cóż, nie każdy ma prawo jej dotknąć, właściwie bez pytania to nikt nie ma prawa. Nawet jeśli jakiś super-maczo-man rzuci się na nią by ocalić od promieni lasera pędzących w jej kierunku by ją zabić, ocali ją i w ogóle będzie dumny, że nie wiem co, to ona i tak go ochrzani, skrzyczy, pobije i zabije ... na samym końcu, oczywiście. Tortury bywają słodkie.

Yachi uśmiechnęła się unosząc kącik ust. Zaśmiała się dość perfidnie pod nosem na same te swoje głupie myśli. Jacie Jacie, jaka ona była niemiła. W jednej sekundzie jej uśmiech po prostu zgasł, szybciej niż się pojawił. Widać, że nie była to kobieta szczęścia, nie uśmiechała się zbytnio, nie cieszyła. Można nawet twierdzić, że nie była zła tylko smutna. Tak na co dzień, po prostu. Mimo iż każdy uważał ją za "wredną sukę" bądź "pannę idealną z serii nie-chcę-Cię-znać-bo-jesteś-gorszy", to niekoniecznie tak było. Jednak to nie miało dla Yachi znaczenia, ważne, że jej nie lubili, cieszyła się, a raczej tolerowała to. Mniej tolerowała sympatię do samej siebie niż jej brak, taka już była, nie dało się tego zrozumieć, nie dało zmienić... Dlatego właśnie ludzie źle o niej mówili za jej plecami, jaka to ona zła, podła, okrutna i bez serca... Bez uczuć. Niektórzy podle żartowali, że brak jej faceta dlatego taka zgryźliwa, inni zaś się dziwili "Co takiego mogło spotkać 16latkę, że jest taka zgryźliwa jakby miała 30lat?". Tak czy siak, nieważne co o niej mówili i jak często, ważne, że jak tylko zjawiała się i przechodziła obok nich, wszyscy milknęli, dosłownie w jednej sekundzie robiło się cicho. Kiwnięcia głową, komplementy... "Wspaniała akcja", "Dobra robota". "Jak zawsze profesjonalnie, madame perfect". Obłudnicy.

Dziewczyna nacisnęła guzik będący przymocowany do ściany łazienki, po czym do umywalki w kształcie owalnym zaczęła napływać woda. Yachi westchnęła jedynie i wsunęła dłonie pod strumień letniej wody po czym nabierając jej trochę w "miseczkę" ułożoną z dłoni ochlapała nią swoją buzię. Czynność tę powtórzyła kilka razy, aż w końcu uznała, że starczy. Zgarnęła wilgotną ręką czerwone włosy na plecy po czym wyciągnęła rękę w bok i wzięła ręcznik. Jakoś co prawda czynniki fizjologiczne jakie powstawały u człowieka nie były jej domeną i zwyczajnie w świecie nie miała takich problemów typu śmierdzący pot, łzawe oczy, "ojej zaraz sie posikam".
Tuż po wytarciu swojej buzi nasza bohaterka uniosła głowę i spojrzała w lustro. Przenikliwa i dzika żółć jej niespokojnych oczu napawała ja dziwnym zakłopotaniem. Jak można mieć takie chore oczy? Chore, w sensie nienaturalne, dzikie... Przez nie przypominała chorą psychicznie kobietę, niezrównoważoną, upośledzoną i świrniętą... Typowa wariatka.

Z całej tej mieszaniny myśli wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia i cisnęła białym ręcznikiem w lustro. Nie wiadomo kiedy wyszła z łazienki, zrobiła to tak szybko, jakby jej tutaj nigdy przedtem nie było. Woda jeszcze trochę szumiała, po pewnym czasie sama się wyłączyła. Yachi nawet nie zwróciła na to uwagi, podeszła do swojego łóżka i położyła się na nim. Chwilę leżała patrząc w ciemny sufit swojego pustego pokoju. Dokładnie, pokój był pusty. Wyglądało to bardziej jak duży strych z łóżkiem niż przytulny kącik kobiecego pokoju. Łóżko stało gdzieś daleko przy oknach, które i tak były zasłonięte grubymi kotarami. W pokoju były jakieś szafki, półki... Wszystko puste i jakby stare, zakurzone, brudne ... Nieruszane. Niektóre meble wciąż były zakryte płótnem, inne stały gdzieś w rogu a światło nawet do nich nie docierało, przez co wydawały się niewidoczne.
Dziewczyna przymknęła oczy, tak po prostu, by zaznać trochę ciszy, by nie myśleć o niczym i zrelaksować się. Nie mam przyjaciół, jestem nielubiana. Nikt się do mnie nie przywiązał, każdy patrzy na mnie krzywo, a współpraca ze mną wydaje się dla nich być koszmarem. Każdy się modli by przy kolejnym zadaniu nie musieć ze mną współpracować...
- Ach, życie jest piękne! - stwierdziła już na głos i wyciągnęła ręce daleko za siebie, by się przeciągnąć leniwie i ziewnąć sobie nie z potrzeby, ale z przyzwyczajenia.

- Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgloszenie sie do sali odpraw. - usłyszała nagle w swoim pokoju i uniosła brew do góry. Zaskoczona? uch, no troszkę tak. Liczyła na dłuuugą przerwę i odpoczynek, a tu taka niespodzianka... Nie lubiła niespodzianek.
- Ale debilne imiona. - skomentowała cicho pod nosem i podniosła się w łóżka. Uklęknęła na kolanach po czym wypięła tyłek w górę i uniosła prześcieradło łóżka. Zajrzała daleko pod swoje trzyosobowe łóżko i sprawnym ruchem wyciągnęła stamtąd sporej wielkości walizkę. Otworzyła ją bez wahania uprzednio oczywiście wystukując odpowiednią kombinację cyfr jako kod po czym wyjęła z niej niezbędne rzeczy. Zamknęła walizkę i z powrotem schowała ją pod łóżko. Wstała niespiesznie z podłogi, jednak zrobiła to cicho. Panna Idealna, co?
Podeszła jeszcze tylko do chusty, która zawieruszyła się gdzieś w kącie pokoju, po czym zawinęła ją wokół szyi i wyszła z pokoju trzaskajac drzwiami.

I znów przyszło jej iść przez korytarz korporacji, potem do winy i na samą górę. Znowu wjeżdżać i zjeżdżać, jak jej się nie chciało! Tłoczno tam było i za dużo idiotów, których najchętniej powystrzelałaby na strzelnicy. Jednak tym razem nie mogła. Drzwi od windy rozsunęły się, część osób wyszło, część zostało. Yachi nabrała powietrza i weszła do środka. Nacisnęła odpowiedni guzik po czym założyła ręce krzyżem na piersiach. Widziała, jak się każdy na nią gapi, jednak nikt nie miał odwagi się odezwać. No i dobrze, tylko by spróbował, to by się dowiedział co to znaczy stracić zęba.
Uch, dziwne typy się tutaj kręciły, w windzie i poza nią. Jednak dziewczyna nie chciała już dłużej nad tym się zastanawiać, zignorowała potem każdego, omijając nawet te osoby, które kojarzyła z widzenia.
Drzwi od sali konferencyjnej otworzyły się, do środka weszła Yachi. Kiwnęła głową do szefa jednak nie odezwała się. Wolała milczeć, nie lubiła gadać. Ignorowała wszystko, co zignorować się dało bez uszczerbku na własnym zdrowiu, choć i to bywało względne.

Yachi jest niezwykle piękną i urodziwą dziewczyną, która póki się nie odezwie jest naprawdę atrakcyjna i pociągająca. Mierzy niecałe 165cm wzrostu, wagi jest wręcz piórkowej, ok. 49kg, wyglądem zaś przypomina 16latkę. Ma długie, sięgające za łopatki, niezwykle czerwone, wręcz ogniste włosy oraz dzikie i przepełnione chęcią mordu, żółte oczy podkreślone zgrabnie i umiejętnie czarną kredką jak i tuszem do rzęs. Samo spojrzenie w te oczy powoduje paraliż i wzbudza strach w innych, dlatego mało kto jest w stanie patrzeć prosto w jej dzikie oczy, w tę żółtą, chorą barwę, która swą nienaturalnością przyciąga i jednocześnie odpycha. Dziewczyna oprócz tego jest szczęśliwą posiadaczką bladych i pełnych ust oraz skromnego, zadartego lekko noska. Jej skóra jest promienna i zdrowa, lekko blada, jednak wygląda uroczo, gładko i miękko, co też jest prawdą, ponieważ jest ona wrażliwa. Yachi jest piersiastą dziewczyną, niestety, ale matka natura obdarzyła ją dużymi piersiami, z których ona wcale nie jest dumna, bynajmniej. Nie lubi ich. Ma ona również całkiem ładne wcięcie w talii, płaski brzuch oraz zgrabne nogi.
Ubiera się dość… Wyzywająco. Zazwyczaj ma na sobie czarny stanik, na którym wyszyte są czerwone płomienie, brudno-różowo-fioletową chustę wokół szyi, krótkie spodenki podkreślające krągłość jej bioder oraz pośladków, przyczepione mocniej dzięki białemu paskowi z ćwiekami oraz długie skarpety sięgające do połowy ud, tego samego koloru co chusta, jednak jednolitej barwy. Na nogach na zaś białe buty, na prawej dłoni krótką, skórzaną rękawiczkę, przypominającą rękawiczkę motocyklisty, na lewej podobną, jednak dłuższą, bo sięgającą aż za łokieć. <wygląd: [anime] [real] >

Tak właśnie prezentująca siędziewczyna stanęła przy ścianie opierajac się o nią plecami. Nie, nie miała zamiaru siadać, nawet nie chciała. Obserwowała jedynie szefa, nie zwracając nawet uwagi na osoby, które wchodziły kolejno do tego pomieszczenia. Czemu? Bo jej to nie obchodziło. Wykrzywiła jedynie usta w nieładnym grymasie, zupełnie jak obrażone na cały świat dziecko i westchnęła niemo. Znowu będzie musiała obrażać i się wykłócać, by przypadkiem jakiś ktoś się do niej nie przywiązał. Jednak i tak była pewna, że jej własna sława ja wyprzedziła i pewnie większość osób ją kojarzy, jak nie z wyglądu to ze słuchu... Cóż, zobaczy się.

Ziemia... Skąd ona ją znała? No tak, głupie pytanie. Wiadomo przecież kim była, musiała znać tę planetę, choć nie tylko tam mieszkali ludzie. Wynieśli się stamtąd, pamiętała to jak musiała skakać po planetach by ich odnajdywać. matko, co za niedorajdy, pomyśleć, że sama kiedyś była takim śmiesznym ludzikiem. Żałosne.
Słuchała dalej uważnie co ma do powiedzenia mężczyzna. Nie odzywała się, wyłącznie obserwowała. Od czasu do czasu musiała nawilżyć wargi jednak robiła to niesłyszalnie. No błagam, co za żenada..., skomentowała w myślach hologram który pojawił się w pomieszczeniu i przerzuciła oczami. Założyła ręce krzyżem na piersiach i stopę jednej z nóg oparła o ścianę będącą za nią.

Ha, lustro. Kolejna żenada jaką zobaczyła za pomocą hologramu. Ona żyła już na tyle długo, że dla niej to wszystko było kretyńskie, mega kretyńskie. Starała się jednak po sobie nie pokazywać zażenowania, była więc chłodna, zimna, lodowata... Jakby tego nie nazwać, była bezuczuciowa. Na jej twarzy nie wymalowała się ani jedna z tych wszystkich targających światem emocji. Zero.
Kiedy dziewczynka się przedstawiła ta dalej milczała. Nadopiekuńczy, ta? Super, czyli pewnie czytasz mi w myślach... Wynaturzenie., warknęła we własnych rozmyśleniach, nie miała zamiaru się odzywać. Nie miała zamiaru także pomagać. Odepchnęła się więc od ściany i zgrabnym krokiem podeszła do dziewczynki, jednak nie spieszyła się, więc w każdej chwili ktoś mógł ją wyprzedzić i być pierwszym. Jeśli nikt się nie palił to nie, łachy bez. Yachi stanęła obok małej i spojrzała na nią z góry, potem zerknęła tam, gdzie patrzyła dziewczynka. Pomóc? Czy nie? Och, nie... Ona tylko popatrzy. Nie po to nadano jej imię, by zwracano się do niej ogólnikowo...
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 16-09-2009 o 17:28.
Nami jest offline  
Stary 16-09-2009, 18:44   #3
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Ergo...



Blizny pokrywały całe jego ciało. Płytkie przeplatały się z głębokimi, mogło się wydawać tworzą coś na kształt niezwykle szczegółowej rzeźby. Niektóre jeszcze świeże krwawiące inne zaschnięte zakrzepłą krwią. Oczy miał zamknięte, ciało wolne od ubrania a umysł skoncentrowany. Musiał się skupić, jeśli miał zamiar uzyskać pożądany efekt.
Świeca spełniała swoje zadanie. Dym szybko wypełnił pomieszczenie powodując lekki początkowo lekki zawrót głowy. Musiał się odprężyć i pozwolić myślom płynąć. Wspomnienia odżyły z większym realizmem niż mógłby wytworzyć każdy znany mu symulator. Wizja świata, który nagle się przed nim pojawił nie pochodziła z banku danych, biegła z czeluści jego umysłu. Wydobywała to, co czego samemu nie mógł sięgnąć a co tkwiło głęboko w nim. Nie mógł o tym zapomnieć, to był jego obowiązek. Pamięć o tym, co było jest wyrazem najgłębszego szacunku na jaki mógł sobie pozwolić względem mieszkańców tej planety. Sięgnął dłońmi po piasek i poczuł jego ciepło, ciężar tysięcy małych ziarenek mieszczących się w dłoniach, słyszał wyraźnie jak przesypuje się z rąk z powrotem na ziemię.
Chmury zasłoniły jedno słońce, ale pozostałe dwa świeciły tak intensywnie, że musiał zmrużyć oczy patrząc w niebo. Klimat był tu raczej suchy, ale nawet w takich warunkach rośliny radziły sobie doskonale. Ewolucja albo, jak kto woli ludzka dłoń już dawny sprawiły, że flora nie potrzebowała pełnego procesu fotosyntezy do rozwoju. Wszystko było takie znajome, tak odległe. Dzieci ganiały jakieś owady a ich rodzice leżeli śmiejąc się na ten widok w cieniu drzew. A więc tak wygląda szczęście, tak wygląda spokój, tak wygląda świat bez wojen. Ten spokój go raził.
Myślał, że rozpłacze się na ten widok, którego nawet w części nie zaznał od długich lat. Łzy jednak nie płynęły, oczy były suche. Kim się stał będąc obojętnym na piękno. I nagle zrozumiał, przecież nie po to przywołał ten obraz. W każdym razie nie tylko po to, nagle powietrze zrobiło się nieznośnie duszne a niebo przykrył olbrzymi cień, dzieci przestały się bawić uniosły w górę wzrok nieprzywykłe do tego typu zjawisk, ich rodzice wcale nie byli mniej zaskoczeni. Coś zbliżało się do nich, coś sprawiało, że powietrze zrobiło się ciężkie od dwutlenku węgla. Tak bardzo pragnął zapomnieć tą chwilę, uwierzyć, że ona nigdy nie miała miejsca. Niewiedza to spokój, to luksus dla tych, którzy są jej godni. Trwało to może kilka sekund, dla niego były to lata. Dla niego było to całe życie, gdyż sam regularnie odnawiał te wspomnienia. Sam uniósł głowę dobrze wiedząc co zobaczy. Płonące rydwany niczym boski gniew poruszały się tak szybko, że w przeciągu ułamków sekund: liście drzew stanęły w ogniu paląc się doszczętnie to samo stało się włosami ludzi, którzy jeszcze przez chwilę nie wiedzieli co właściwie się dzieje. Może nie wiedzieli do samego końca? Chciałby żeby tak było, szczerze chciałby. Nagle wizja się rozwiała...

- Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgloszenie sie do sali odpraw.

To musi być coś ważnego, jeśli przerywają jego medytację. Misja? Po tylu testach i godzinach na sali treningowej w końcu przyszła chwila działania. Jego szansa, na którą tak długo czekał. Dym unosił się jeszcze w powietrzu, bez zmiany wyrazu twarzy zgasił płomień świecy i ostrożnie odłożył ją z powrotem do szafki. Nie posiadał zbyt wiele, nie miał takiej potrzeby. Całym jego skarbem było ciało i... zbroja. Dawno porzucił typowe ludzkie wartości, szczęście, pieniądze, miłość. Pstryknął palcami i tył skromnego pokoju oświetlił się przez dwa kuliste reflektory - w podłodze i suficie. W środku strumienia światła lewitowała jego zbroja rozłożona na części. Nagolenniki, rękawice, napierśnik i hełm. Podszedł spokojnie i sięgnął po lewą rękawicę. Czerwień zawsze przypominała mu o krwi, którą zbroja częściowo była pokryta. Martwiło go to, że z każdym kolejnym dniem odczuwa mniej bólu gubi szczegóły, traci emocje, człowieczeństwo. Wciąż jednak było w nim go wystarczająco. Najpierw Włożył rękawicę czując jak niewielkie kolce w środku wbijają się w skórę na całym ramieniu. Wchodziły bezlitośnie w znajome wyżłobienia, w miejsca, którym nigdy nie dał się zagoić. Nie był nawet pewien czy po tak długim czasie jego ciało jest wstanie to zrobić. Rany były stare i głębokie na ich miejscu powstawały kolejne i to wiele razy. Nie widział jednak celu, dla jakiego miałby uleczyć swoje ciało. Jedyne, czego szczerze pragnął to uleczyć własną duszę. Włożył kolejną, to samo zrobił z nagolennikami wydobywając zduszony jęk przez zaciśnięte zęby starając się je dopasować na miejsce. Najgorszy był tors. Poczuł jak ból wypełniał go jak niewyczerpany zapas paliwa. Był lepszy niż narkotyk a może właśnie tak go traktował? Na koniec chwycił lewitujący hełm, jako jedyny bezpieczny dla jego ciała. Przyglądał mu się przez chwilę z refleksją, po czym nałożył ją sobie na twarz. Na końcu klasnął w dłonie a czerwony materiał połączył wszystkie części dopełniając resztę wyglądu i chowając pod sobą skórę.



Wyszedł szybko z pokoju, sala obrad była niedaleko i widać mimo tego, że był kompletnie nagi w momencie wezwania dotarł na miejsce jako jeden z pierwszych. W środku była tylko ta kobieta.. Yachi? Najwyraźniej tak brzmiało jej imię. Kiedyś może uznałby ją za atrakcyjną, teraz nie miał zdania. Nie przywitał się, to nigdy do niego nie pasowało. Po prostu zajął swoje miejsce i czekał na przybycie reszty. Nie trwało to długo, znał kilka osób z sali treningowej i wiedział, że jeśli zebrali ich tu wszystkich to mogą liczyć na coś poważnego. Przeczucie go nie myliło.

Lustro... Ziemia...

Nie tego się spodziewał, planeta była do złudzenia do jego własnej widzianej w koszmarach nocnych. Nie okazał po sobie niczego, tak mu się przynajmniej wydawało zresztą rysy jego twarzy i tak skrywała bezpiecznie maska. Wątpił by ktokolwiek znał jakiś szczegół z jego przeszłości, większość zapewne nie zadawała sobie nawet sprawy z funkcji jego zbroi. Rozważenia przerwał mu głos.. obcy od wszystkich głosów które często słyszał w głowie. Ten był prawdziwy. Należał najwyraźniej do dziewczyny, której nigdy wcześniej nie widział na oczy.. a sądząc po wyrazie jej twarzy ona jego także. Była niewidoma. W dodatku poprosiła o pomoc. Czerwonowłosa kobieta podeszła do niej, ale stanęła niezdecydowana i najwyraźniej rozmyśliła się. Bała się odpowiedzialności? Więc co ona tu robi? On nie mógł się wahać, jego obowiązkiem było nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Nagle jednak stanął i spojrzał na swoje dłonie, krew i kolce na rękawicach na pewno nie pasowały do dziewczyny. Czasem wydawało mu się, że widziałby ją nawet gdyby zmył ją całą. Zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, przynajmniej tyle. Odszukał bezpieczne miejsce, którego mogłaby się złapać dziewczyna. Na szczęście z zewnątrz nie była w połowie tak zabójcza jak dla jej właściciela. Następnie delikatnie ujął jej dłoń i położył na to miejsce, które to natychmiast objęła

-Tutaj, proszę złap się mojego ramienia.

Dziewczyna przez chwile spoglądała jakby na niego, po czym uśmiech rozjaśnił jej twarz.

~Dziękuje.

Odpowiedziała mu w myślach, po czym spojrzała mniej więcej tam gdzie stała czerwonowłosa. Chwile tak spoglądała by po chwili pozwolić wyprowadzić się z sali.
Skierowali się prosto w stronę hangaru. Dziewczyna szła z niezmiennie uśmiechniętą buzią... Niewinność i jakieś inne nieznane mu uczucia aż biły z tej osoby. Przez chwilę jakby zapomniał o bólu, wcale nie czując ani ostrych kolców pod zbroją, ani jej ciężaru.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 17-09-2009 o 18:53.
traveller jest offline  
Stary 17-09-2009, 21:20   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- To jest ostatnie osiągnięcie w dziedzinie sprzętu do zabijania na Tri-Phu - Feal, zwany często zbrojmistrzem, położył na stole topornie wyglądający łuk. - Ciekawostka przywieziona przez uczestników jednej z zakończonych niedawno misji.

Wysoki, proporcjonalnie zbudowany mężczyzna oparł ręce na drewnopodobnym blacie. W blasku udającej słońce żarówki w jego jasnobrązowych włosach pojawiły się nagle dodatkowe odcienie. odrobina ciemnego złota i ciut koloru rudawego.

Uniósł ciężki łuk jakby to była dziecięca zabawka.
Na widok tej broni jego koledzy z Akademii pękaliby ze śmiechu.
Na Chalderes byle dzieciak w pół godziny zrobiłby coś lepszego. On sam też potrafiłby. Nie sztuka jednak strzelać z jakiegoś cuda techniki.

Trzy strzały błyskawicznie pomknęły do celu.
Na ciut opalonej, okolonej lekkim ‘dwudniowym’ złotawym zarostem twarzy pojawił się cień uśmiechu.

- Całkiem nieźle. - Stojący obok Gandasza mężczyzna poklepał go po ramieniu. - Następnym razem sprokuruję coś ze szczotki do zamiatania. Jeszcze raz? Do troszkę dalszego celu?

- Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgłoszenie się do sali odpraw. - W ciszę strzelnicy wdarło się nagle wezwanie.

- Chyba muszę zrezygnować - Gandasz wskazał na głośnik, z którego wydobywały się te słowa.

- Yachi? Yachi Yourichi? - Tylko jedno z podanych nazwisk wywołało reakcję zbrojmistrza. - No to nie mam ci czego zazdrościć.

Gandasz spojrzał pytającym wzrokiem na mówiącego. Chociaż, prawdę mówiąc, emanujące od tamtego uczucia rozbawienia zmieszanego z niechęcią mówiły same za siebie.

- Nie mów, że o niej nie słyszałeś... - kontynuował Feal.

Nie powiedział. W całym ogromnym kompleksie budynków Konsorcjum nie było chyba nikogo, kto nie słyszał o sławnej, a raczej osławionej, Czerwonej Yachi, jak zwali ją niektórzy. Mimo tego Gandasz nie miał nic przeciwko temu, by zapoznać się z kolejną opinią.

- Nie lubi nikogo, a mówią też, że siebie również do tego grona zalicza. Trzymaj się od niej w miarę możliwości z daleka i nigdy jej nie pomagaj. Jak powiadają, wprost nienawidzi takich głupców. Zresztą... Co ci będę opowiadać. Sam zobaczysz. Ale pamiętaj - cokolwiek zrobisz i tak będzie miała do ciebie pretensje.

Opinia brzmiała całkiem interesująco. W negatywnym tego słowa znaczeniu. Nawet jeśli nie było to prawdą, to Feal wierzył w to, co mówi. A to mogło oznaczać, że tkwiło w tym nie tylko ziarnko prawdy... Może nawet cały korzec ziarenek. Ale skoro ktoś ją wybrał, to pewnie miała jakieś talenty, poza umiejętnością zniechęcania wszystkich do siebie.

- Dzięki za ostrzeżenie - powiedział. - A wiesz może coś o tej... Midii Averrestinnil? - Było to jedyne nazwisko, którego nie potrafił z nikim skojarzyć.

- Wiem - Feal skinął głową. - Ale ona z pewnością nigdzie nie poleci - stwierdził.

- W zasadzie to ona nie jest Strażnikiem - kontynuował. - To wieczna towarzyszka samego big bosa. Powiadają, że przywróciła Garti'emu zdrowie i młodość, chociaż z tym ostatnim to lekka przesada. Nikt już nie pamięta, skąd się zjawiła w Konsorcjum. Upłynęła już jakaś setka lat.
- Nasz szef był wtedy ponoć na wykończeniu. Dawano mu parę dni życia. A ona postawiła go na nogi. Sądzisz, że rozstałby się ze swoim źródłem młodości? A raczej życia... Do młodości mu daleko, ale od czasu, gdy pamiętam, nic się nie zmienił.

Na ten temat Gandasz nie potrafił się wypowiedzieć. Nie przebywał na Center na tyle długo, by móc ocenić wpływ czasu (lub jego brak) na wygląd Garti'ego.

- Według magazynów plotkarskich, których pewnie nie czytujesz - dodał z uśmiechem Feal - nie rozstają się nawet w nocy. I powiadają też, niektórzy z tych 'lepiej poinformowanych', że jest strzeżona pilniej, niż wszystkie sekrety Konsorcjum.

A to oznaczać mogło jedno.
Żadna misja.
Co zatem?


Chociaż po drodze wpadł jeszcze do swej kwatery, tak na wszelki wypadek, po parę przydatnych drobiazgów, to i tak nie przybył do sali odpraw ostatni. Ale pierwszy również nie.

Skinął głową na powitanie.


Obok Trewora Garti'ego stała dziewczyna, której twarzy w pierwszej chwili nie skojarzył. Dopiero po paru sekundach do niego dotarło, że widywał ją od czasu do czasu w holo-wieściach.

Więc tak wygląda legendarny cień wielkiego szefa.

Midia widoczna była niekiedy na ekranach, gdy właściciel Konsorcjum występował publicznie. I, jakimś dziwnym trafem, kamera pokazywała jej twarz tylko przez ułamki sekund. Jest... i zaraz jej nie ma. Prawdziwy cień, znikający w jasnym świetle reflektorów.
Przez moment spojrzeli na siebie.
To, co ich łączyło, nie wyglądało na wielkie namiętności. To było raczej... przywiązanie. Obopólny szacunek. Oddanie...
Niczym dobre stare małżeństwo.


Podpierającą ścianę dziewczynę rozpoznał od razu, chociaż nigdy nie miał przyjemności (lub nieprzyjemności - jeśli wierzyć plotkom) zamienić z nią choćby jednego zdania.
Emanująca od Yachi fala niechęci sprawiła, że wzmocnił osłony mentalne, chroniąc się przed nawałem negatywnych uczuć, chociaż, co łatwo było stwierdzić, niechęć ta nie była skierowana przeciwko niemu. Ale była nad wyraz intensywna.
Na szczęście potrafił się przed tym chronić.


Kolczasta zbroja mogła kryć tylko jedną osobę.
Ergo.
Spotkał go parę razy. Niezły kompan, z którym można było poruszyć wiele tematów, chociaż zbyt rozmowny nie był. Powiedzmy - raczej lakoniczny.
Od Ergo płynęły równie intensywne uczucia, jak od Yachi. Ale całkiem innego rodzaju. Dominował ból. Dużo bólu. I smutek.


Odciął się od wszystkich doznań. Dopiero gdy Garti zaczął mówić o celu misji, Gandasz pozwolił, by dotarła do niego część uczuć tamtej dwójki.
Midia emanowała spokojem. Nie żywiła najmniejszych obaw o losy ich misji. Oaza spokoju. W przeciwieństwie do Garti'ego. Mimo widocznego na twarzy spokoju szef Konsorcjum bał się. O Midię. Że może ją stracić.
Jakiż zatem ważny musiał być cel misji, że Garti był w stanie poświęcić swój największy skarb?
Jakie znaczenie miało to zwierciadło, znajdujące się na zniszczonej, nie odwiedzanej od mileniów Ziemi?



Telepatka...

Nie miał nic przeciwko tym, co posługują się mową myśli. Na Chalderes było ich paru.
Zwykle byli na tyle dobrze wychowani, że nie włazili człowiekowi z butami do głowy i nie czytali jego myśli.
Zresztą... W ostateczności przed tym też potrafiłby się obronić. Jego szkolenie na rodzinnej planecie było bardzo wszechstronne.

- Gandasz - przedstawił się. Na głos. Przyjdzie jeszcze czas na dowiedzenie się, czy i w jakim stopniu Midia potrafi odbierać cudze, skierowane do niej myśli.

Nim zdążył zareagować na jej prośbę z pomocną dłonią pospieszył Ergo.
Ruszył w ślad za nimi do hangaru.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-09-2009, 02:52   #5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Roel był podniecony. Gdyby nie był sobą zapewne wyłamywał by palce, niecierpliwie wyczekując chwili, gdy w końcu jego imię zostanie wyczytane przez niewielkie, białe głośniki rozmieszone pod sufitem.

- Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgłoszenie się do sali odpraw.

Znane mu nazwisko ucieszyło go zaskakująco mocno.

Skoro jego też wezwali, to znaczy, że to coś poważnego. Nareszcie misja z prawdziwego zdarzenia.

Wyczuwał, że jest zdenerwowany. Starał się panować nad tym najlepiej, jak potrafił i wychodziło mu to zaskakująco dobrze. Pomimo tego, że w końcu to miała jego pierwsza misja, która można będzie nazwać poważną i wymagającą, a przynajmniej taka miał nadzieję. Nie myślał jednak zbyt wiele nad tym jakiego typu będzie to zadanie. Liczył się sam fakt, że został zaliczony do grupy, która się nadaje do wykonania rozkazów. Już to przynosiło mu niejaką satysfakcję.
Zanim się zorientował stał już przed drzwiami sali odpraw. Wystrój w pełni trzymał się bieli i czerni, nie zakłócał go żaden akcent innych kolorów. Zgromadzeni w pomieszczeni już na pierwszy rzut oka byli wyjątkowi, ale nie było to nic nowego. W gruncie rzeczy właśnie tego się spodziewał.

Uwaga Roela od razu skupiła się na starszym mężczyźnie, w którym błyskawicznie rozpoznał "szefa wszystkich szefów" jak żartowali z innymi w salach treningowych. teraz, kiedy patrzył na niego z bliska nigdy w życiu nie ośmielił by się tak go nazwać. Bezwiednie zajął jedno z wolnych miejsc, po czym nie mając tymczasowo nic do roboty wbił wzrok w bliżej nieoznaczony punkt na stole.

Po niezbyt długiej chwili w sali byli już wszyscy, a Trewor Garti mógł przejść do konkretów. Pierwsze zdania były praktycznie bez znaczenia, ot zwykły wstęp, jaki musieli usłyszeć. Ale później… później Roel usłyszał gdzie mają odbyć podróż i mimowolnie drgnął z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Szybko opanował się przywołując na twarz maskę uprzejmego zaciekawienia. Wzmiankę o podobieństwie do rodzimej planety skwitował krótkim skinieniem głowy.

Obraz zniszczonej planety lekko nim wstrząsnął. Dawno temu widział zdjęcia satelitarne Ziemi, tyle że znacznie różniły się one od tego co zobaczył teraz. Zniszczenia i zmiany powierzchni musiały być ogromne, skoro zmieniła się barwa nie tylko atmosfery ale prawdopodobnie także rozległych oceanów. W gruncie rzeczy Terra pokazana przez Garti’ego wyglądała jak młoda planeta o wciąż płynnej powierzchni o powietrzu pełnym pyłów i popiołów wulkanicznych. Danych technicznych nawet nie starał się słuchać, bo i po co po raz kolejny słuchać o tym samym?

W końcu podany został cel misji i ponownie Roel został zaskoczony.

Lustro? Mamy ryzykować życiem dla jakiegoś cholernego lustra?

Wyjaśnienia, dlaczego uznano je za wartościowe na tyle by wysyłać po nie grupę Strażników, rzecz jasna się nie doczekali. Roel westchnął w duchu, ale nie odezwał się nawet słówkiem.

Podali miejsce i co mamy przywieźć i tyle. Nie ma co dbałość o szczegóły to nie jest ich mocna strona.


Głos Midii, chociaż w sumie ciężko nazwać głosem coś, co słyszy się bezpośrednio w głowie, już niespodzianka nie był. Zwłaszcza po tym co już zobaczył i usłyszał. Z zaciekawieniem spojrzał w jej stronę, zastanawiając się kto pierwszy ruszy w stronę Averrestinnil. Okazało się, że najszybciej zareagowała czerwonowłosa... jednak stanęła tylko obok nie zamierzając najwyraźniej w niczym pomagać. Bink domyślił się już, że to właśnie jest niesławna Yachi Yourichi, o której pogłoski dotarły nawet do niego. Zachowanie w pełni zgadzało się z tym co o niej słyszał. Następna wstała istota w ukryta pod najeżoną kolcami zbroją. Istota, bo mimo krótkiego stażu Roel nauczył się już, że Strażnikami bywają najdziwniejsze stwory, zresztą sam był tego chodzącym przykładem. Głos dobywający się spod blach rozwiał wątpliwości odnośnie płci. Mężczyzna z delikatnością kłócącą się z zewnętrznym wyglądem, wyprowadził z pomieszczenia telepatkę. Wyglądało na to, że zebranie dobiegło końca. Niebieskoskóry wzruszył ramionami i także podniósł się z wygodnego fotela. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na nadal ukazywany obraz lustra, po czym zamknął za sobą drzwi sali, wychodząc z niej jako ostatni. Misja zapowiadała się niebezpiecznie, ale też niezmiernie ciekawie.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 20-09-2009 o 13:36.
John5 jest offline  
Stary 20-09-2009, 17:25   #6
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Nie, nie, nie!-westchnął, wspierając łokcie na blacie nachylonym pod kątem około trzydziestu stopni, do projektanta.

Cały stojak wykonany był z polimerów idealnie naśladujących ciemne, mahoniowe drewno. Taki sam był również pulpit gruby na około cal, obity ciemnobrązowym materiałem podobnym do zamszu, jednakże nie cała powierzchnia była pokryta.
Na samym środku znajdował się duży, dwudziestocalowy ekran, będący w istocie deską kreślarską.
Nad nim znajdował się cały zestaw przyborów do rysowania i pisania, choć były to jedynie przedmioty z tytanu stylizowane na ołówek o różnym stopniu grubości rysującego grafitu wykonanego również z metalu.
Oprócz tego w zestawie znajdowały się różnej wielkości kostki służące za gumki, wycierające wirtualny rysunek.

Mężczyzna przyjrzał się krytycznie swemu dziełu zza niebieskawych szkieł okularów, spoczywających na jego uszach i nosie, gdzie były zsunięte prawie na sam czubek.

Przyglądał się on swemu projektowi, stworzonemu na owej desce, po czym wcisnął jeden z przycisków znajdujących się nad przybornikiem i odłożył ołówek na swoje miejsce.

Jeszcze raz uważnie zlustrował projekt, który stworzył, odsuwając jednocześnie linijki, kątomierze, ekierki i cyrkle jakie znajdowały się w systemie deski kreślarskiej, a następnie chwycił największą z kostek o wielkości gąbki, którą wytarł wirtualny papier.

Pokręcił głową. To nie było to. Potrzebował czegoś zupełnie innego, nowego, świeżego, natomiast to było przestarzałe i nieskuteczne w dobie dzisiejszej technologii.

Kolejnym przyciskiem wyłączył deskę, której matryca stała się czarna. Potem została zasłonięta przez wysuwającą się płytę, która ukryła ekran. Pulpit był teraz pusty.

Naukowiec odszedł od stojaka wbudowanego w ścianę, przecierając oczy po zdjęciu okularów.

Gdy założył je ponownie, rozejrzał się po średniej wielkości pokoju, nie wiedząc co ze sobą począć.
Drewno na podłodze i ścianach, lecz tylko do pewnej wysokości, wraz z jasną farbą, którą pokryty był sufit i górna część ścian, sprawiały, iż pomieszczenie stawało się ciepłe i przytulne, nawet przy świetle pochodzącym z laserowych lamp wbudowanych w sklepienie pokoju, po którym ciągnęło się Epipremnum pinnatum, rozłożysta roślina, którą bardzo lubił.
Nie mniej jednak była jedna ściana, która różniła się od pozostałych. Była wykonana z wielowarstwowego poliwęglanu, tak jak drzwi prowadzące na zewnątrz.

Za nimi znajdował się balkon wypełniony roślinnością do tego stopnia, że wychodząc na zewnątrz, stąpało się po trawie, która wyrosła na grubej warstwie ziemi.
Było tam tylko jedno miejsce niezarośnięte przez roślinność. Był to mały placyk o powierzchni około czterech metrów kwadratowych, gdzie znajdował się mały stolik i leżak wykonane z nieznanego naukowcowi polimeru, tego samego, z którego utworzone było jego łóżko.

Pierwszy przedmiot, na którym spoczął jego wzrok to duże łóżko znajdujące się w prawym górnym rogu pomieszczenia, patrząc od miejsca w którym stał.
Było to najwygodniejsze miejsce do spania jakie kiedykolwiek miał okazję przetestować.
Materiał, z którego było zrobione miał za zadanie dopasowywać się do ciała, które położyło się, a następnie utrzymać owy kształt, a jednocześnie być miękkim aż do chwili zmienienia pozycji. Wtedy cały proces powtarzał się aż do tego samego momentu. Była to swego rodzaju pętla.
To niezwykłe tworzywo obciągnięte było jakąś delikatną materią, której nie znał, jednakże bardzo dobrze spełniała swoje zadanie, dając wygodę.
Ten, swego rodzaju, owalny materac umieszczony był w idealnie pasującym wgłębieniu zrobionym w tworzywie sztucznym, tym samym, z którego zrobiono stojak.
Mahoniowego koloru mebel był jednak niski, gdyż miał tylko dwadzieścia centymetrów wysokości.
Ponadto brakowało mu czegoś. Pościeli. Ta jednak znajdowała się pod spodem i kiedy tylko będzie potrzebna, mechaniczne ramiona uniosą niezwykły materac, by przekręcić go na drugą stronę, gdzie wszystko znajduje się na swoim miejscu.

W nogach mebla znajdowała się jakaś wysoka roślina o rozłożystych, gęstych liściach. Podobne znajdowały się w różnych częściach pomieszczenia. Między innymi z dwóch stron otaczały pulpit kreślarski, a także stół oraz fotel umieszczony przy nim oraz szafę sięgającą sufitu o szerokości około trzech metrów i głębokości półtora metra.

Nieopodal tego mebla usytuowane były drzwi, za którymi kryła się łazienka. Była tam duża umywalka, nad którą znajdowało się sporej wielkości lustro, będące w istocie ekranem.
Gdy tylko stanie się przed nim, czujniki w podłodze wykrywają obecność, rozpoczynając monitorowanie. Owe lustro wyświetla aktualne informacje, stan pogodowy na obecną chwilę i na przyszłość, a także śledzi stan zdrowia na podstawie wyglądu twarzy.
Ponadto urządzenie oferuje również opcję przybliżania i oddalania oraz porady na aktualny dzień.

Spojrzał przez przeszkloną ścianę, po czym z powagą pokręcił głową. Była noc, a on nie mógł zasnąć.
I nie miał pomysłu na urządzenie. Musiało być małe i funkcjonalne, a jednocześnie miało spełniać swoje zadanie.

Szybko skojarzyło mu się to z treningami intelektualnymi, gdzie radził sobie najlepiej. Były one dla niego czymś w rodzaju przyjemności, rozrywki i zajęcia czasu przez zadania, które kwalifikowały się na miano hobby. To szkolenie zakończył jednak wcześniej niż Roel, choć ten uczęszczał na nie pół roku dłużej.
Całe życie pracy intelektualnej dawało efekty.

Znacznie gorzej radził sobie z zajęciami fizycznymi. Tylko wrodzona szybkość jego rasy pomagała mu w różnych zadaniach. Zdecydowanie tego rodzaju treningi były dla niego największą mordęgą, choć po pewnym czasie wszystko się unormowało. Wpadło w rutynę, przestając dawać jakiekolwiek negatywne emocje.

Dużo bardziej neutralnie reagował na naukę przemiany w zwierzę i specjalizację magiczną, jednakże kiedy zaoferowano mu najnowsze zdobycze technologii, które może wszczepić we własne ciało, zapalił się do tego niezmiernie.
Było to coś innego, coś co uwielbiał, a wtedy natychmiast skierował się ku magazynowi, gdzie dokładnie przejrzał wszystkie części zapisując je w notesie. Wtedy właśnie zrodziły się dwa pomysły pierwszy dotyczył mechanicznej części, którą mógłby umieścić we własnym ciele, zaś druga była elektronicznym notatnikiem.

Nad pierwszą rozpoczął prace najpierw, gdyż naglił czas. Wtedy właśnie cały wolny czas spędzał nie jak do tej pory, w wielkiej bibliotece, ale przy swojej desce kreślarskiej.
Tam właśnie narodził się projekt urządzenia wieloczęściowego. Był to niezwykle zaawansowany plan i z pewnością jedno z największych wyzwań dla jego osoby, lecz w końcu udało się, choć musiał wykorzystać całość swojej wiedzy, analizując szkice przez wiele miesięcy.

W końcu jednak uznał, iż wszystko jest tak, jak powinno byś, a wtedy przeniósł się do pracowni, gdzie zniósł wszystkie potrzebne części.
Wykonanie okazało się równie trudne, ponieważ zakładało wykorzystanie nanotechnologicznych rozwiązań odpornych na jakikolwiek wyciek krwi czy tkanek.
Wszystko to było sporym wyzwaniem nawet zważając na to, iż miliony malutkich urządzeń wykonane były fabrycznie, na zamówienie. On musiał je połączyć i zaprogramować, ale to nie był koniec trudności.
Nie ufał lekarzom. Wolał leczyć się sam, zaś przeprowadzenia tak poważnej operacji nie mógł powierzyć byle komu, nawet jeśli był światowej sławy neurochirurgiem. On mu i tak nie ufał.

Dlatego też musiał przeprowadzić ją sam, korzystając z nowych zdobyczy technologii jakim były okulary, dzięki którym mógł myślą sterować elektronicznymi oczami zawieszonymi nad stołem, na którym leżał Artemidianin.
Rękawice pozwalały na coś podobnego, czyli precyzyjne sterowanie elektronicznymi rękami o precyzji takiej samej jak precyzja użytkującej je osoby.
Przy owym zabiegu musiał bardzo uważa, gdyż pozbawienie się świadomości oznaczałoby śmierć. Ręce z nożami pozbawione kontroli jaką sprawuje umysł, opadłyby bezwładnie wbijając ostrze w mózg.

Wszystko jednak udało się zadziwiająco dobrze i już następnego dnia mógł przejść do własnego pokoju, choć nie wolno mu było ściągać bandaża z głowy. Przez pewien czas było również niemożliwym korzystanie z jego dzieła, lecz kiedy wszystko się zagoiło, zaczął dostrzegać poprawę we wszystkich dziedzinach życia.
Wtedy właśnie zdał sobie sprawę z tego, ile dla istoty myślącej znaczy mózg.

Teraz, kiedy zakończył szkolenie, mógł podjąć pracę nad notatnikiem, jednakże inspiracja lustrem okazała się niewłaściwa.

Albiorix zastanowił się chwilę, po czym stwierdził, że jest nie tyle niewłaściwa co nie spełniająca wszystkich wymogów. Początkowo sądził, iż da radę zwiększyć funkcjonalność, lecz nie udało mu się z jednego powodu.
Ulepszenia z jednej strony powodowały uchybienia w innej materii. Na to nie mógł pozwolić.

Z namysłem wymalowanym na twarzy usiadł w fotelu przy stole, po czym zamknął ciemnobrązowe, inteligentne, a zarazem niezwykle spokojne oczy, podpierając głowę na ręku, częściowo zakrywając delikatne pasemka siwizny z boku głowy.
Nie mniej jednak owe bielsze części występowały śladowo jedynie po bokach, w okolicach skroni i ciągnęły się za trójkątne ucho.
Dalsza część włosów była ciemnobrązowa i widać było, iż ów mężczyzna nie dba o uczesanie, gdyż włosy pozostawały one w nieładzie, nie poddane działaniu szczotki.
Były one jednak na tyle krótkie, że nie miały szans na poplątanie się. Było w nich jednak coś, co nakazywało stwierdzić, iż wyglądały dobrze, pomimo braku ułożenia.

Jego ubiór uchodził na jego planecie za zdecydowanie starą modę, jednakże on to lubił. Podobała mu się wtedy, kiedy odchodziła, w latach jego dzieciństwa, a to upodobanie pozostało, lecz wszyscy tolerują to ze względu na to, iż wszystko spada na karb rzekomej ekscentryczności, jaka w danej kwestii wypełnia naukowców. Może jednak było w tym coś z prawdy?
Jego ubiór to spodnie jeansowe z czarnym pasem oraz koszulka pod koszulą, na którą zakładał marynarkę.

Nagle otworzył oczy. Poderwał się na nogi z wyrazem powagi przyklejonym do twarzy.
Jego średniej wysokości, wciąż chuda osoba posiadała nadspodziewaną szybkość, energiczność oraz precyzją ruchów, sprawiającą, że już w chwilę później stał przy stole, chwytając za ołówek i przyciągając do siebie wirtualną linijkę.

Inspiracja spłynęła z czasów, gdy jeszcze był profesorem na swojej planecie oraz z przebytej operacji.

***

Doktor neurologii Albiorix Adrastea siedział w bibliotece, wertując książki. Wyglądało to bardzo dziwnie, gdyż naukowiec przebierał palcami po blacie stołu z zaciętym wyrazem twarzy.
Wyglądało to tak, jakby pisał na klawiaturze, której nikt nie widzi, z wyjątkiem niego.
Każdy kto tak by pomyślał, miał rację. W dobie nanotechnologii jego poliwęglanowe szkła z lekko niebieskawym odcieniem, posiadające tytanowe, wzmacniane oprawki zawierały mikrokomputer z projektorem, wytwarzającym półprzezroczysty obraz na szkłach, w których pojawiały się okna.
Profesor już kilka razy przekonał się o tym, iż nawet patrząc na okulary od zewnątrz, nikt nic nie widzi.

Przepisywał informacje z niezwykłym zapałem, testując nowe urządzenie. Rzeczywiście było ono nowe, gdyż ukończył ostateczne poprawki dopiero przed kilkoma dniami.
Obecnie był na etapie uzupełniania informacji i nie było ich jeszcze aż tak dużo. Zdecydowanie ich ilość nie była satysfakcjonująca.

-Gandasz Ninsun, Roel van der Bink, Yachi Yourichi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgloszenie sie do sali odpraw-rozległ się dźwięk z głośników, zaś inżynier elektroniki i technologii zmarszczył brwi, dając wrażenie, że w jego wnętrzu pojawiły się jakieś emocje.
Wrażenie było naprawdę dobre, jednakże był to jedynie pusty nawyk z czasów, gdy jeszcze płonął z nim entuzjazm z życia.

Pomyślał chwilę czy musi iść do swojego pokoju po cokolwiek, lecz po chwili stwierdził, że wszystko jest zamknięte, posprzątane, zaś najważniejsze narzędzie zawsze ma przy sobie.

Wyszedł niespiesznie z biblioteki, umieszczając wszystkie książki na swoich miejscach.
Wcale nie spieszył się na miejsce, gdyż jedyną rzeczą, której nie cierpiał było Konsorcjum, w jego mniemaniu, organizacja lalkarz kolekcjonująca jednostki o największym potencjale, by zwiększyć ich możliwości i finalnie kontrolując jednostki wystające ponad wszystkie.

Spokojnym krokiem przemierzał korytarze, mijając ludzi oraz inne istoty, a także różne pomieszczenia w tym kompleks treningowy, a kiedy dotarł na miejsce, sprawdził czas na zegarku, czekając jeszcze kilka minut.

Roel van der Bink. Skoro wzięli zarówno jego jak i Roela to znaczy, że niezbędna będzie siła spokoju, a także chłodna, racjonalna logika.

W końcu jednak będzie musiał przekroczyć te drzwi. Chwycił za klamkę, po czym wszedł do środka. Spokojnie, ignorując całkowicie szefa Konsorcjum.
W sali wyglądającej na konferencyjną, zebrało się już większość osób czemu wcale się nie dziwił.

Dostrzegł najpierw wyzywająco ubraną rudowłosą kobietę o żółtych oczach i bladej cerze. Mógłby ją uznać za atrakcyjną jeszcze nawet wiek temu. Obecnie nie robiła na nim najmniejszego wrażenia nie tylko pod względem urody, ale również negatywnych emocji jakimi emanowała.

Kolejna osoba to bezwłosy człowiek w dziwnej zbroi. Jego osoba jako kolejna była spokojna, a przynajmniej na taką wyglądał. Ów pancerz był również bronią, jak zauważył profesor, spoglądając na kolejną osobę podczas marszu na wybrane miejsce.

Następna osoba to wysoki, postawny mężczyzna. Był on opalony, zaś jego włosy miały w sobie coś ze złota i czerwieni.

Była również jeszcze jedna dziewczyna. Niewidoma, jak ocenił od razu po jej wzroku.
Wtedy zainteresowało go jedno. W tym pomieszczeniu większość osób było osobami o niezwykłej sile spokoju. Czyżby ten element był aż tak ważny?

Finalnie skupił wzrok na Roelu van der Binku. Jego niebieską osobę znał z treningów i wiedział, że jest to kolejna osoba silna tym samym, czym silny był on i duża część sali.
To właśnie obok niego usiadł, myślą włączając projektor, wzrokiem uruchamiając program do pisania. Był gotowy na poczynienie notatek, lecz najwyraźniej jeszcze na kogoś czekali.

Ten czas wypełnił patrząc na Trewora Garti'ego, ich szefa, dobroczyńcy, o czym pomyślał z lekką ironią.

W chwilę później pojawiła się ostatnia osoba, zaś Trewor zaczął mówić:

-Nazywam sie Trewor Garti i jak zapewne wiecie jestem wlascicielem wszystkiego co was teraz otacza. Zapewne zastanawiacie sie nad celem tego zebrania. Nie bede wiec przeciagal i przejde od razu do samego sedna. Zostaliscie wybrani do misji, ktora moze okazac sie przelomowa w naszych badaniach nad podrozami w czasie. Nie ukrywam, ze w innych okolicznosciach wyslanie grupy Straznikow w miejsce, do ktorego was wysylam, nigdy by nie nastapilo. Jednak szansa... Mozliwosci, ktore sie przed nami otworza...-z wypowiedzi Albiorix wyłowił kilka niezmiernie ważnych informacji, zaczynając delikatnie, lecz szybko biegać palcami po blacie jak po klawiaturze.

Ich wyprawa miała pomóc w badaniach nad podróżą w czasie. Podróż w czasie. To sformułowanie podkreślił podwójnie.
Konsorcjum nie mogło posiąść tajemnicy podróży w czasie, niezależnie jaki był to sposób. Nie mogli się tego dowiedzieć.
Gdyby pozwolić im na to, sam oddałby się pod nóż. Życie wszystkich byłoby kontrolowane, zaś wszelkie próby pozbycia się lub ograniczenia władzy Korporacji, spełzłyby na niczym.

"Nie dopuścić!"-wyróżnił te dwa słowa bez zbędnych emocji.

Słowa ich szefa oznaczały również to, iż ta misja jest wyjątkowo ważna, niebezpieczna. Strażnicy mogą tam nie przeżyć, ale gra jest warta tego. Po raz kolejny Profesor czuł się jak mięso armatnie.

-Tak, tak.. Przepraszam. Zatem wyruszacie na Ziemie-odezwał się po chwili przerwy, zaś Albiorix zmienił okno, w którym pisał poprzednio na nowe, znajdujące się w folderze "Droga Mleczna" i "Układ Słoneczny". Danych było mało i były one ogólnikowe, gdyż nie zdążył przepisać niczego więcej, ponieważ zajął się Artemidą.

Kiedy dane na temat owej planety zaczęły płynąć z ust mężczyzny, palce doktora zaczęły skakać po blacie jak szalone, pisząc coraz to nowe informacje, zgodnie z którymi Ziemia stała się niezwykle niebezpieczna.
Zanotował o niej wszelkie informacje, a także o Układzie Słonecznym, umieszczając je we właściwych miejscach.
Teraz wiadomości były dużo bardziej szczegółowe.

Planeta zamieszkana przez niebezpieczne istoty, dane na komputerach pokładowych. Miał już wszystkie potrzebne informacje.
Szefa Konsorcjum, gdy wychodził, nie "uraczył" ani jednym spojrzeniem, a kiedy skończył notatkę o ich celu, będącym lustrem, wstał.

Okazało się, iż młoda kobieta jest tak naprawdę również niemową i telepatką, a nazywa się Midia Averrestinnil.
Nie potrafiła nawet znaleźć właściwego wyjścia, lecz na pomoc przyszedł jej osobnik w zbroi.
Nie mniej jednak taka osoba może być bardzo wartościową towarzyszką podróży, oferującą nowe spojrzenie na świat.

-Witam ponownie, Roelu-odezwał się do niebieskiego towarzysza, uśmiechając się lekko.

-Oby to, czym dysponujemy, wystarczyło-powiedział cicho podczas drogi. Można było odnieść wrażenie o tym, że inżynier obawia się czegoś, lecz było to niezwykle mylne wrażenie, co dało się zauważyć nawet w obojętnych oczach...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-09-2009, 02:16   #7
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Pokój był gorący, okropnie gorący, w dodatku pomarańczowa kolorystyka potęgowała wrażenie Ciepła. Tek leżał na wygodnym, miękkim łóżku. Dyszał jeszcze zmęczony treningiem z którego dopiero co wrócił. Jego trupio blada skóra i białe włosy sprawiały wrażenie zimna, kontrastując z aurą panującą w pokoju. W rzeczywistości jednak chłopak leżący na łóżku aż pulsował gorącem, rozgrzany po ciężkim wysiłku. Wstał odgarniając ręką długie włosy z twarzy i poszedł do swojej łazienki. Szybko zrzucił z siebie przepocone ciuchy i stanął pod prysznicem pozwalając aby woda spływała po jego ciele. W zasadzie była to najprzyjemniejsza rzecz jakiej doświadczał w tym zasranym konsorcjum. Nie licząc bardzo okazyjnych bójek. Był tu od niedawna, a już zastanawiał się, co tutaj robił. Idź Teku, mówili, jako strażnik przyniesiesz dumę naszemu klanowi. On za cholerę nie rozumiał, gdzie widzieli dumę w byciu jednym z wielu piesków na posyłki jakiejś korporacji. Jednak dla niego nie było już odwrotu, podjął decyzję i teraz musiał ponieść konsekwencje. Z drugiej strony nawet uwięziony, dostawał tu wszystko o co poprosił, więc nie było tak źle. Był pewien, że wielu jego braci oddałoby wszystko żeby być na jego miejscu.

Nagle usłyszał jakiś przytłumiony głos, szybkim ruchem ręki wyłączył prysznic.
-...richi, Ergo, Albiorix Adrastea, Tek oraz Midia Averrestinnil proszeni sa o zgloszenie sie do sali odpraw - usłyszał z głośnika znajdującego się za ścianą.
Wreszcie czekało go jakieś poważne zajęcie. Bez pośpiechu wyszedł spod prysznica, wytarł się i nagi przeszedł do pokoju. Z półek wiszących obok łóżka wziął buteleczkę z adrenaliną oraz strzykawke i uzupełnił swój wewnętrzny zbiornik przez mały otwór w lewym boku. Ubrał się w tradycyjne kolory swojego klanu - czarne spodnie i ciemno-czerwoną koszulę, lewe ramie zasłonił dużą pomarańczową chustą zawiązaną na szyi, a podobną tyle że mniejszą zasłonił twarz. Rozejrzał się spokojnie po pokoju aby upewnić się, że niczego nie zapomniał. Wyszedł i spokojnym krokiem skierował się do sali odpraw.

Przybył na miejsce ostatni, ale zupełnie się tym nie przejął. Rozsiadł się wygodnie w fotelu możliwie jak najdalej od kogokolwiek innego. Dopiero teraz zainteresował się drużyną z którą wyruszał. Wyglądali na grupę niezłych dziwaków.
Jedyną osobą którą kojarzył była Yachi, chociaż jego wiedza o niej ograniczała się do zasłyszenia kilku plotek i minięcia jej raz czy dwa na korytarzu. Wiedział, że jej reputacja nie wzięła się z nikąd, dziewczyna zasługiwała na pewien szacunek, nawet jeśli ubierała się gorzej niż dziwka ze slumsów. W sumie byli pod pewnymi względami podobni. Miedzy innymi, oboje nie mieli żadnych prawdziwych przyjaciół w konsorcjum. Tyle że Tek odstraszał ludzi skutecznie, a do Yachi lgnęli bo była urodziwą dziewczyną. Chociaż jemu też niczego nie brakowało, był wysoki i dobrze zbudowany, to jednak płeć robiła wielką różnicę.
Oprócz niej jedyną osobą na którą zwrócił szczególną uwagę był ubrany w zbroję Ergo. Nie przyglądał mu się jednak zbyt długo bo zaraz po jego wejściu szef rozpoczął swoją gadkę.
Tek wyjątkowo nie znosił tego gościa, jak zresztą wszystkich tych pajaców w graniturach. Cały ten "cywilizowany" świat był taki dziwny. Słabi i starzy dysponowali władzą i zasobami a młodzi, silni i ambitni musiali stać w ich cieniu. Zdecydowanie wolał naturalny porządek panujący na jego rodzinnej pustyni.
Całej pogadanki szefa i wykładu na temat Ziemi słuchał niespecjalnie zainteresowany. Potężne emocje jakie targały nim gdy zobaczył zniszczoną ziemię podsumował przeciągłym ziewnięciem. Za to kiedy wszystko dobiegło końca i usłyszał w swojej głowie głos Midii... Tak, wtedy wyraźnie się spiął. Nie przepadał za telepatami. W konsorcjum nie miał wiele prywatności, więc przynajmniej w swojej głowie chciał mieć święty spokój. Żywił szczerą nadzieję, że dziewczyna potrafiła normalnie mówić, inaczej chyba wzięłaby go cholera. Wstał i podążył za resztą drużyny, idąc zaraz za Ergo i Midią. Tek nie był specjalnie wyczulony estetycznie, jednak ten niezwykły kontrast jakoś przypadł mu do gustu.
 

Ostatnio edytowane przez Julian : 21-09-2009 o 02:20.
Julian jest offline  
Stary 21-09-2009, 10:55   #8
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Cala procesja podazala korytarzami budynku mijajac na swojej drodze coraz mniej i mniej istot, ktorze zmierzaly w podobnym kierunku. Nikt ich nie zaczepial. Nikt nie zagadywal. Niektorzy spogladali tylko ukratkiem zatrzymujac nieco dluzej wzrok na dwojce, ktora szla przodem. Zaraz jednak ich spojzenie umykalo. Cofali sie i dalej podazali swoja droga starajac sie chociaz na chwile zniknac ze swiata istot widzialnych. Midia mniej wiecej w polowie drogi do platformy, na ktorej mial ponoc czekac juz na nich statek, puscila Ergo i podazala juz sama, choc nadal nie wygladalo na to by kierowala sie wzrokiem. Najwyrazniej wraz ze zmniejszeniem sie ilosci chetnych do podrozy ich droga, zmniejszala sie rowniez ilosc emocji jakie po sobie zosawiali pozwalajac dziewczynie na nieco bardziej swobodne poruszanie sie. Nie odezwala sie rowniez juz ani slowem do nikogo. Jej usmiech zdawal sie byc przyklejony do twarzy, ale wciaz prawdziwy. Obdazala nim kazdego kogo mijali w korytarzu, czasami nawet skinela glowa. Gest ten jednak ani razu nie doczekal sie odpowiedzi ktorej najwyrazniej wcale nie oczekiwala. Gdy jednak w pewnym momencie mineliscie poteznie zbudowanego mezczyzne, ktory zdawal sie calym soba niemal blokowac przejscie, na twarzy Midi odbila sie cala gama uczuc pomiedzy ktorymi byl zarowno strach jak i wspolczucie. Kimkolwiek byl ten olbrzym udalo mu sie zburzyc jej spokoj, ktorego nie odzyskala juz do konca drogi.




Platforma startowa znajdowala sie na tym samym pietrze co sala odpraw. Jej bliskosc zwiastowal narastajacy szum silnikow, ktory z kazdym krokiem przybierajac na sile zamienil sie w koncu w ogluszajacy ryk, gdy przekroczyliscie automatyczne drzwi. Statek byl ogromny, jednak nie na tyle duzy by do jego funkcjonowania potrzebna byla armia. Nie prezetowal soba takze nazbyt wojowniczego stylu. Ot, nieco wiekszy statek osobowy jakie dosc czesto zobaczyc mozna bylo zza okien wiezy. Zdecydowanie bardziej swoim wygladem pasowal do wyprawy dyplomatycznej lub zwyklej wycieczki na ktoras z egzotycznych planet. Midia przez chwile stala niepewnie. Wyraz jej twarzy jak i cala postawa zdradzaly skupienie. Wreszcie, po dosc dlugim czasie postapila krok do przodu. W chwile pozniej nastepny i kolejny. Kazdy z coraz wieksza pewnoscia. Wreszcie bedac w polowie drogi do pojazdu odwrocila sie do was z usmiechem.

~ Tak dawno nigdzie nie wyruszalam sama. Wybaczcie mi moja niezgrabnosc. Wkrotce sie przyzwyczaje..

Uslyszeliscie w swoich myslach nieco zawstydzony ale zdecydowanie zadowolony glos. Nie czekajac na ewentualne odpowiedzi odwrocila sie ponownie i calkiem juz pewnie oraz dosc szybko ruszyla przed siebie. Nie uszla jednak zbyt daleko gdy jej stopa zawadzila o jeden z licznych kabli biegnacych po plycie platformy. Nie bylo slychac zadnego dzwieku gdy jej cialo zderzalo sie z twardym podlozem. Wyladowala na kolanach podpierajac sie dlonmi by ratowac twarz. Przez krotka chwile do waszych umyslow naplywaly silne fale zaskoczenia, oszolomienia i zlosci na wlasna niemoc. Szybko jednak zostaly odciete, gdy ich wlascicielka zdala sobie sprawe z ich emisji.
Nagle wszystko sie zmienilo. Ci z was, ktorzy byli wyczuleni wylapali zmiane nieco szybciej i mocniej od innych. Zmiane zdecydowanie negatywna. Fale zlosci. Mordercza wscieklosc natarla na was z niezwykla sila. Zdawalo sie, ze swiat stanal w miejscu, ze powietrze ktore was otacza zamarlo w wyczekiwaniu ciosu, ktory powienien wlasnie teraz nastapic. Nic takie sie jednak nie zdazylo. Zamiast tego ujzeliscie jak Midia wyciaga dlon do gory, a nastepnie podnosi sie trzymajac powietrza przed soba. Jej twarz uniosla sie wysoko, zupelnie jakby chciala spojzec w oczy komus, kto jest znacznie od niej wyzszy. Tylko jedna osoba w waszej grupie widziala wyraznie na kogo spoglada dziewczyna. Pozostali mogli jedynie wyczuwac czyjas obecnosc. Wyczuwac niemal namacalne fale pogardy plynace od Midi czy raczej z miejsca tuz przed nia. Tymczasem niewidoma doszla juz najwyrazniej do siebie gdyz ponownie dal sie slyszec jej "glos".

~ Przepraszam. Nie zauwazylam.


Rzucila skruszonym tonem, a jej wypowiedz niemal calkiem zlala sie z sykiem opuszczanych schodow prowadzoacych do wnetrza pojazdu. Midia ruszyla, a wraz z nia podazyly nieprzyjazne wam fale.




Wewnatrz czekala na was trojka mezczyzn w czerwonych uniformach.

- Witamy na Salvation. Nazywam sie Johansson i pelnie funkcje kapitana na tym statku. Oto moi oficerzy. Merik Shandor oraz Daglas Brik.

Przedstawil swoich towarzyszy wskazujac kolejno na mezczyzne o obcym wygladzie stojacego po lewej, a nastepnie na starszego po jego prawej.

- Ewentualne pytania prosze kierowac wlasnie do nich. Ruszamy za niecaly kwadrans.

Po czym ukloniwszy sie uprzednio Midii, odszedl pozostawiajac was w towarzystwie swoich oficerow.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 21-09-2009, 13:38   #9
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Yachi czekała aż wszyscy z sali wyjdą, i mimo iż podążyła tuż za dziewczynką i dziwnym typem-z-kolcami, to zatrzymała się tuż przy drzwiach. Założyła ręce krzyżem na piersiach, na jej twarzy nie pojawiła się żadna oznaka emocji, kompletne zero. W spokoju przeczekała nie zwracając zbytniej uwagi na to, kto się na nią gapi.
Już jak wchodzili do sali widziała ich wzrok na sobie, wiedziała, że każdy się na nią gapi myśląc o wszystkich zasłyszanych plotkach, i nie o tym, jaka jest i co potrafi, a o tym, jak wygląda i jak ją spostrzegają inni. To była smutna prawda, ale czerwonowłosa starała się to całkowicie zignorować, mimo iż kilka razy jej nie wyszło i spojrzała ukradkiem w oczy Gandasza i Roela. Zupełnie nie wiedziała czemu, ale po prostu nie mogła na nich nie spojrzeć, nie mogła jakoś w pełni ich zignorować mimo iż z góry wiedziała, że jej nie lubią.
Poczuła jakby ulgę, zupełnie kamień spadł z jej i tak martwego i nie bijącego serca. Co prawda momentami było jej przykro z tego powodu, ale żyła już tyle setek lat, że przywykła. Tak, to była tylko kwestia przyzwyczajenia.

Yachi czekała ąż wszyscy wyjdą, a tutaj zonk, bo płetwal błękitny dziwnym cudem również czekał aż każdy stąd wyjdzie, jednak ona nie dawała za wygraną, więc ostatecznie co najwyżej mogli wyjść równocześnie, no chyba, że on ustąpił, bo Yachi nie miała zamiaru. Byłą zawzięta i bardzo uparta, w dodatku nie ufała nikomu, dosłownie. Kiedy wszyscy opuścili już salę odpraw, Yachi również wyszła. Sama chciałą zamknąć drzwi z niezwykłą dokładnością, jednak Roel zrobił to jako pierwszy, ona i tak stała nad nim jak kat, i przyglądała się. Sama zamknęłaby drzwi z niezwykła dokładnością, uważała, że niebieski ludek zrobił to...źle. Czyżby perfekcjonistka? A jakże! Oczywiście, że tak... Wszystko musi być zrobione dokładnie, by nie popełnić żadnego błędu, nawet zamknięcie w nieodpowiedni sposób drzwi może być błędem przesądzającym o wszystkim, wiedziała to gdy przeprowadzała treningi na symulatorach. Wiele się stamtąd nauczyła, to było zupełnie tak, jakby miała dodatkowe, bardzo ważne misje, ale na szczęście nie były one realne - Yachi w nich zwyczajnie w świecie zazwyczaj doprowadzała do wysadzenia Konsorcjum and game over, unfortunately. Maybe.
Dziewczyna trzymała się na samym końcu słuchając z uwagą wszystkich rozmów, o ile jakiekolwiek były. Miała podzielność uwagi, więc mogła słuchać kilku rozmów na raz, martwiła się bardziej o to, że nie będzie czego słuchać. Ona sama nie miała zamiaru rozmawiać, no chyba, że ktoś sam do niej zagada, proszę bardzo, jej to nie robiło różnicy, byle się do niej nie przywiązywano zbytnio i trzymano dystans.

Kiedy już doszli do statku, jedyne co przykuło uwagę Yachi, to dziwna powłoka niematerialna. Na ten widok wykrzywiła gniewnie usta, i tak jak do tej pory nie dało się w ogóle wyczuć w niej żadnych emocji, tak teraz było widać, że jest wkurzona, i to nieźle. Wręcz bezczelnie wepchnęła się w tłum strażników odpychając ich i przepychając się do przodu, by wejść na statek jako pierwsza. Raczej było widać, ze coś jest nie tak, skoro warczała pod nosem i była na tyle wściekłą i zdeterminowana, że nawet podbiegła do wejścia, jednak nic nie powiedziała... I o co jej chodzi?
Czerwonowłosa zaś wbiegła do statku i złapała małą Midi za ramiona, jednocześnie ukucnęła tuż za nią wysuwając głowę przez jej ramię i patrząc prosto w twarz ducha. Jej głowa była ułożona równolegle do głowy Midi.
- Nie bój się Midi, to ja, Yachi... Kim jest ta dusza...? - spytała spokojnym i opanowanym tonem głosu, choć w środku aż się gotowała od niepokoju. Z doświadczenia wiedziała, że dusze są niebezpieczne, bo wiele w nich złości i żalu. Martwiła się tym, że będą jednym statkiem lecieć z duchem, musiała być ostrożna.
~ Dusza? Chodzi ci o Traveller'a? - zapytała niepewnie jednocześnie próbując się obrócić tak aby moc na ciebie spojrzeć.
- Prawdopodobnie tak. Jesteśmy przy nim bezpieczni i jesteś tego sto procent pewna? - dopytała chłodno nie ruszając się nawet z miejsca i nie odrywając wzroku od ducha dodała - Mogę z nim porozmawiać?
~Tak.. Chyba tak. Jeżeli on zechce. I tak, jesteście bezpieczni o ile nie uzna ze grozi mi z waszej strony niebezpieczeństwo. To mój opiekun. - po tych słowach wypowiedzianych przez dziewczynkę Yachi zamilkła. Jakoś nie robiło jej różnicy, że rozmawiała z nią telepatycznie i tylko sama czerwonowłosa słyszała odpowiedzi na pytania małej. Po tej konwersacji Yachi spojrzała na Midi, prosto w jej oczy, jakby chciała się przekonać czy ona naprawdę nie widzi. No cóż, po kolorze tęczówek raczej tego nie odkryje, więc już spokojnie i zupełnie bez emocji, gdyż z obojętnością, wyprostowała się i puściła dziewczynkę.
Podeszła bezpośrednio do ducha i spojrzała na niego swoim zimnym, przenikliwym wzrokiem.

W tym samym czasie akurat Kapitan statku przedstawiał swoja załogę, ale Yachi to zignorowała, bo była zajęta czymś innym. Ciekawiło ją to, nie mogła zaprzeczyć, i mimo iż wyglądało, jakby szeptała sama do siebie, to jej to nie obchodziło, bo znała lepiej prawdę.
- Traveller. Jesteś duszą kogoś zmarłego? - spytała bez ogródek, bo bez sensu tak oficjalnie zaczynać rozmowę. - Sądzę, że już wiesz kim jestem... Więc jeśli byś mógł, to mi odpowiedz. - dodała oschle i stałą wytrwale już na statku, tuż przed niewidzialnym czymś, co tylko ona widziała.
~ Bylem... - odpowiedziała zjawa skupiając się głównie na Yachi, która dotychczas trzymała Midi. Czerwonowłosa zaś zmarszczyła brwi. Nie denerwowała się już, nie złościła, ani nie cieszyła. Była zimna, obojętna, oschła... Czyli prawie taka jak zawsze.
- Aha... Elokwentny i rozmowny. - szepnęła prawie sycząc by tylko dusza to usłyszała. Dziwne, że tylko ona ją zainteresowała a nie ktoś z drużyny. - Streścisz mi w skrócie o co tutaj chodzi, z Tobą? Bo chyba sam wiesz, kim jestem... Nie chcę się z tym obnosić, ani wysyłać Cię do zaświatów jednak... Zostań tutaj, tylko powiedz mi, czemu nie jesteś już duszą i czym jesteś. Potem już o nic nie zapytam, jeśli Cię to drażni, w porządku? - dodała cicho świdrując go żółtą dzikością swoich nienaturalnych oczu.
~ Jestem opiekunem. Moja misja jest ochrona Midii z elfiego rodu. Jestem tam gdzie ona. Zawsze. Chronie Ja.... Zabijam jezeli musze. Czy to ci wystarczy... Shinigami?
- Wystarczy. - warknęła na głos, tak, że każdy mógł to słyszeć. Uniosła się dumą, zezłościła, było słychać po tonie wypowiedzi. Odwróciła się od niego jakby zezłoszczona. Wyglądała jakby zwracając się do niej w ten sposób uraził ja, bądź zdenerwował. Odeszła gdzieś dalej, by nie stać w skupisku wraz z innymi Strażnikami, jednak na tyle blisko, by ich słyszeć. Usiadła na jednej z sof i oparła łokieć o stolik stojący na przeciwko niej, przy oknie. Głowę odwróciła w stronę szyby i patrzyła niby przez nią, choć tak naprawdę skupiłą się na osobach w jej odbiciu, Strażnikach, Midi i duszy.
Milczała, póki nikt o nic nie chciał jej spytać.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 21-09-2009 o 13:56.
Nami jest offline  
Stary 22-09-2009, 18:54   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Misja...
To był cel, dla którego istnienie Strażników miało sens. Podobno...



Sala konferencyjna położona była na tym samym poziomie, co platforma startowa.
Przez okna z plaststali widać było statek, ku któremu się kierowali.
Zdecydowanie nie wyglądał na jednostkę przeznaczoną do wypraw badawczych. Raczej... taka bardziej luksusowa jednostka. Całkiem jakby ktoś wziął luksusowy jacht kosmiczny i powiększył.
Czyżby jedna z korzyści posiadania 'cienia big bosa' w ekipie?
Gandaszowi było to obojętne.
Ważniejsze były szybkość i solidność wykonania. I miał nadzieję, że to jest na tak samo wysokim poziomie.


Gdyby wierzyć w przesądy, to upadek Midii można by potraktować jako zły omen.
Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad ostrzeżeniami zsyłanymi przez Los. Fala skondensowanej wściekłości, jaka runęła na nich od strony Midii... A raczej z kierunku, w którym stała Midia.
Ganasz skrzywił się boleśnie i potarł skronie.
Wady i zalety odczuwania cudzych uczuć...
Gdyby nie lata szkolenia, pewnie siedziałby pod ścianą trzymając się za głowę. Na szczęście jego nauczyciele przewidzieli również takie sytuacje.
Nienawiść nie mogła go zabić. Przynajmniej tak długo, jak długo pozostawała w sferze uczuć.

Pusta przestrzeń wysyłała sygnały charakterystyczne dla istot obdarzonych zdolnościami odczuwania emocji. Powietrze, bez względu skład procentowy, takich umiejętności nie miało.
Przed Midią musiało być zatem coś, co miało uczucia. I potrafiło je wysyłać.


Dusza... Tak można było wywnioskować z pierwszych słów Yachi. A zatem widziała ona to emanujące złością 'coś'.
Ciekawe, czy te uczucia towarzyszyły 'duszy' stale, czy też były chwilowym objawem pewnego niezadowolenia.
Jakby miała do wszystkich pretensje o upadek Midii. O to, że nikt jej nie uprzedził. I że nikt nie rzucił się z pomocą.
W przeciwieństwie do samej poszkodowanej, która pretensje miała tylko do siebie.
Widocznie była od duszyczki mądrzejsza.


Najwyraźniej z duszą można było porozmawiać. Nieco jednostronnie dla osób postronnych, ale, chociaż słychać było tylko słowa Yachi, z pewnością nie wyglądało to na monolog.

Może za chwilkę można będzie porozmawiać z Yachi i dowiedzieć się czegoś ciekawego...



Wyglądało na to, że owa chwilka odwlecze się nieco w czasie. Kapitan nie tylko przedstawił siebie i oficerów, ale równocześnie poinformował o starcie, mającym nastąpić za parę chwil.
Gandasz znał aż za dobrze zdanie załóg statków kosmicznych na temat pasażerów, plączących się po statku w czasie startu i różnych skomplikowanych manewrów.

Strażnicy, nie Strażnicy, misja, nie misja, zaraz odeślą nas do kabin - pomyślał.

- Gandasz Ninsun - przedstawił się. - Mógłby nam pan powiedzieć - zwrócił się do Merika Shandora - ile jest kabin na statku i ile z nich mamy do swej dyspozycji?

- Z dwudziestu trzech kabin wolnych jest osiem. Pojedyncze i podwójne, jak kto woli. Każda jest wyposażona tak samo, niektóre jednak mają iluminatory. W pozostałych są tylko ekrany, pokazujące otoczenie statku.
- Na dziobie statku znajdują się kwatery oficerów i załogi. Jeśli na drzwiach kabiny jest tabliczka bez nazwiska, to można ją zająć.


- Midio, Yachi... - zwrócił się do kobiet. - Jakie kabiny chcecie zająć? - spytał.

- Nie ma to dla mnie znaczenia - odpowiedziała Yachi.

~ Dla mnie to obojętne - odparła Midia.

- Czy siódemka jest wolna? - spytał Gandasz.

Shandor skinął głową.

- Podwójna kabina. Łatwo ją znaleźć. Plan...

Planów było zatrzęsienie.
Z miejsca, w którym stał Gandasz widać było trzy. I łatwo można było się domyślić, że na każdym kroku można na jakiś trafić.

Jakieś niedojdy podróżują tym statkiem.

Przy okazji warto by to wyjaśnić...

- Jeśli ktoś ma ochotę, to zapraszam - powiedział Gandasz, kierując te słowa do wszystkich. Ledwo dostrzegalnym ruchem dotknął kolczyka w lewym uchu. To starczyło, by plan statku znalazł się w pamięci jego podręcznego komputera.

Poczekał moment, a potem ruszył w stronę kabiny.



Wyposażenie było mniej więcej standardowe.
Dwa łóżka, podwójna szafka, stolik z terminalem.
Tylko iluminator, rzecz na zwykłych statkach kosmicznych niezbyt często spotykana, stanowił pewną odmianę.

Gandasz schował do szafki parę drobiazgów, które zabrał ze sobą, a potem wyświetlił plan statku.
Holograficzna projekcja zapłonęła zielenią.

Całkiem nieźle...

Jadalnia, kuchnia, sala treningowa, sala wypoczynkowa, biblioteka... Magazyny...


Startujemy. Dla bezpieczeństwa pasażerowie proszeni sa o pozostanie w swoich kabinach. - Z głośników dobiegł bezosobowy głos.


Gandasz przysiadł na koi.
Zwykły start powodował jedynie niewielki wstrząs podczas odbijania od podłoża. Na tyle silny, by 'zmarszczyć powierzchnię szampana w kieliszku', jak powiadali niektórzy.
Ale skoro 'załoga' sobie życzyła, by nie opuszczać kabin...

- Kabiny wyposażone są w systemy podtrzymania życia... - na podręcznym ekranie wyświetlały się informacje o statku.
- Kuchnia wyposażona jest w automaty najnowszej generacji...

Ta... - Gandasz uśmiechnął się półgębkiem. - Widziałem...

W jednym z przypadkiem oglądanych programów tri-vi widział 'zawody' pomiędzy takim automatem, a szefem kuchni z "Hilton Star". Zakończone remisem.

Wy się znacie na gotowaniu - pokręcił głową.

Ale, mimo wszystko, nie było źle.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172