Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2009, 16:16   #11
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Atrhur wystrzelił. Nie był to mądry pomysł.
-O cholera.- Zdążył mruknąć zanim butelka rozbiła mu się na głowie. Pirat upadł jednak nie stracił przytomności.

Jestem kapitan Alvareda ! Znacie mnie wszyscy. Wiecie że mój okręt "Niezatapialny IV" jest najlepszym brygiem na Karaibach. Poszukuje do załogi prawdziwych mężczyzn ! Obiecuje łupy i napitki. Ale tylko dla prawdziwych mężczyzn. I kobiet oczywiście Usłyszał Arthur jak przez mgłę.

Chwilę później wylądował twarzą w kałuży. Z trudem uniósł się z ziemi, wyciągnął z kieszeni fajkę, nabił ją tytoniem i zapalił.


Cmokając rozważał sytuację która rozegrała się w karczmie. Po zastanowieniu postanowił pójść do doków, z doświadczenia wiedział że w porcie na pewno znajdzie jakaś pracę.

Nagle usłyszał za sobą tupot stóp, ludzie krzyczeli: Łapacze idą. i uciekali. Arthur nie wiedział kim są łapacze ale postanowił uciekać.

Puścił się biegiem do portu gdzie jak wiedział będzie miał się gdzie schować.
Biegł ulicami Port Royal wciąż trzymając fajkę w zębach.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 03-11-2009 o 18:40.
pteroslaw jest offline  
Stary 03-11-2009, 17:18   #12
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tygrys jednym uchem słuchał morałów prawionych mu przez oficerka. Umoralniających gadek nasłuchał się już w młodości...i nic nie z nich wyniósł. Nie widział większych powodów przysłuchiwać się im, będąc dorosłym. Kobieta, całkiem atrakcyjna blondynka, załagodziła sprawę. I Fei oddalił się od owej parki. W inny dzień mógłby spróbować oczarować kobietę, ale dziś nie miał nastroju na amory. Zresztą, wkrótce ciekawsze rzeczy, przykuły uwagę Chińczyka.
Bowiem gdy już usiadł przy stoliku, ostrożnie chowając sakiewkę, bójka miała się już ku końcowi. A zakończyła się ciekawie, gdy na stół wskoczył Alvareda senior albo junior. Fei nie kojarzył który jest który. Ponoć kapitan Alvareda junior odziedziczył statek po tatusiu, a rozum po flądrze morskiej.
Fei w to jednak nie wnikał...Oferta wydawała się interesująca, mimo że pierwszy oficer wyglądał i zachowywał się bardziej jak eunuch sułtana niż pirat. Bądź co bądź, okręt to okręt, pieniądz nie śmierdzi, a morze...Morze zawsze odsiewa słabszych od silnych.
Ale potem pojawiła się kolejna oferta warta rozważenia... Figueroia był postacią znaną w Port Royale, niekoniecznie pozytywnie kojarzoną. Niemniej Pies Morski był piratem z krwi i kości. I jego oferta wydawała się ciekawsza.
Zwłaszcza dla ludzi spragnionych napitku, tym cennego, że darmowego. Fei jednak napitkiem nie był zainteresowany. Nie tykał tutejszych alkoholi swym drągiem, a co dopiero mówić o ich piciu. Zamiast tego przeliczał pieniądze z sakiewki od Berthy, by upewnić się, że zapłaciła tyle ile zażądał. Suma się zgadzała, Bertha pod tym względem była uczciwą klientką.
Przeliczanie monet przerwał krzyk. - Łapacze idą !!!
Tygrys zaczął nerwowo zbierać pieniądze. Dzisiejszy dzień nie wyczerpał jeszcze swej puli nieprzyjemnych niespodzianek. Na sali w kilka minut zapanował chaos, banda rosłych chłopów rzuciła się do wszystkich wyjść powodując ich zatkanie.
Fei nie miał zamiaru wciskać się w tłum. Miał trochę godności, no i...był szczuplutki. Ciężko by się było przeciskać pomiędzy workami mięśni tłuszczu, desperacko próbującymi opuścić lokal.
Upewniwszy się że sakiewka mu nie wypadnie, Chińczyk umocował sobie swój kij na plecach, by mieć wolne ręce. Wskoczył na stół i z niego przeskoczył na barierkę otaczającą galerię. Uczepiony barierki przez chwilę wisiał na niej przeklinając pod nosem za częste przesiadywanie nad zwojami ( z butelką wina) i brak regularnych ćwiczeń. Ale po chwili ruszył biegiem w kierunku najbliższego okna. Ignorował krzyk werbowników, którzy juz zaczęli rozdawanie „zaszczytnych” funkcji majtków na okrętach jego królewskiej mości.
Huk i świst kul świadczył o tym, że go zauważyli. Nie martwił się jednak o to. Nie celowali w niego. Z martwego rekruta nie ma pożytku. Otworzył okno i wyszedł na parapet by uczepić się krawędzi dachu. Chwila podciągnięcia i...mógł złapać oddech siedząc na dachu. Nie na długo wszak.
Zawsze się znajdą jacyś nadgorliwcy. I właśnie dwóch takich pomagało trzeciemu wleźć za Tygrysem. Chińczyk nie czekał na odwiedziny dzielnego Brytyjczyka, tylko rozpędziwszy się nieco, przeskoczył na kolejny budynek. Kilka dachówek się obsunęło, gdy próbował odzyskać równowagę po nierozważnym, acz udanym skoku. A huk broni palnej i krzyki przypomniały mu o nadgorliwcu próbującym go złapać.
Nie było czasu. Tygrys rozpędził się i skoczył na kolejny budynek, a z niego kolejny. A każdy skok wykonywał z duszą na ramieniu i po ciemku. Głuchy łomot drewnianych desek dachu pozwolił mu przypomnieć o tym, że tym razem Fei wylądował na dachu stajni. I rzeczywiście tak było, obok stajni stał wóz z sianem. Idealne miejsce by zakończyć karkołomną ucieczkę. Zeskoczywszy z dachu stajni w miękkie objęcia siana, Chińczyk rozejrzał się, czy aby okolica bezpieczna, po czym cichaczem czmychnął do klitki którą zamieszkiwał pomiędzy rejsami, by zabrać swoje rzeczy. A potem ruszył ostrożnie na krwawą Diablicę. Łapanka „Pod Pijaną Papugą” na pewno nie była jedyną.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-11-2009, 16:16   #13
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Port Royal, dwie godziny do świtu. Nów.


Grace i Camille kluczyli po zaułkach dzielnicy portowej zagłębiając się coraz ciemniejsze i bardziej smrodliwe uliczki. Pod ich nogami walały się odpadki i resztki jedzenia, czasem wdepnęli w cuchnącą kałużę, tak, że ich wędrówce towarzyszyły ciche, lecz za to regularne przekleństwa.
Wtem Lambert nagle przystanęła, aż rozpędzony Camille wpadł na nią i zanurkował nosem w burzy jasnych loków. Poczul delikatny zapach morskiej bryzy, soli i czegoś jeszcze, może kwiatów, słodki i aromatyczny. Otworzył usta by coś powiedzieć...
- Cicho - nakazała dziewczyna podnosząc dłoń i przerywając chwilę zapomnienia Sept Toura.

Rzeczywiście dal się słyszeć tupot kilku par butów. Cofnęli się nieco, ale u wylotu uliczki z której wybiegli majaczyły już czerwone kurtki. Po lewej zaułek kończył się osmiostostopowym murem, od prawej zbliżali się jeszcze niewidoczni biegnący.
- Do diaska - zaklęli zgodnie.
Mogli skryć się jedynie w wąskiej i ledwo zauważalnej wnęce przy załomie, lub spróbować pokonać pokryty liszajami wilgoci mur, stary i mocno nadgryziony zębem czasu. Mieli jedynie sekundy na podjęcie decyzji.
* (Grace i Camille)





Tygrys chwilę odpoczywał po meczącej ucieczce ciężko łapiąc oddech. Sięgnął po drewniany kubek i zaczerpnął nim wody ze stojącego w kącie wiadra. Pił długo i chciwie, a strużka płynu spływała mu po szyi.
Wreszcie odetchnął i rozejrzał po swej izbie. Słowo izba była raczej na wyrost, bowiem pomieszczenie przypominało bardziej zawilgoconą norę niż miejsce gdzie mogliby mieszkać ludzie.
Pożegna się z nim bez żalu. Szybko spakował swe rzeczy do marynarskiego worka i wybiegł w parną czerń nocy.

Przemykał pod murami, wykorzystując każda plamę cienia.
Przystawał, widząc czerwone kurtki, czasem kryl się w brudnych bramach, czasem musiał zawracać i kluczyć, ale wreszcie dotarł do Line Street i znalazł nad Chocolate Bay.
Na wodach zatoki kołysał się zgrabny ni to szkuner, ni kecz, ciemny jednak i jakby wymarły. Miał co prawda opuszczony trap, ale nigdzie nie widać było ani jednego światła, ruchu, statek zdawał się być widmem w świetle księżyca.
Jednocześnie poczuł się nieswojo, jakby ktoś go obserwował.
* (Tygrys)




Krwawa Diablica


Oiser patrzył na odbijający się w świetle zatoki księżyc i brzdąkał na swej gitarze. Jednak nawet najpiękniejsze melodie nie mogły ukoić bólu złamanego nosa. Przerywał więc co chwile i dotykał swój imponujący organ powonienia. Zapewne nie wyglądał teraz pięknie. Pod palcami czuł opuchliznę, domyślał się też, że nie obędzie się bez bolesnego nastawienia. Westchnął ciężko.
Już teraz wskutek licznych polemik z nadmiernie krytycznymi słuchaczami przypominał on przysłowiowa cygańską drogę, a jeszcze teraz...
Jego humoru nie poprawiał fakt, iż o te bolesną pamiątkę przyprawiła go dziewczyna.
Znów zagrał kilka akordów, gdy za sobą usłyszał uprzejme chrząkniecie.
- Tak ? - spytał nie przerywając gry.
Gdy odpowiedziało mu milczenie, odwrócił się.
Naprzeciw niego stal oficer w czerwonym kubraku ze złotymi epoletami i uśmiechał się szeroko. Towarzyszyło mu dwóch żołnierzy.
- Porucznik Jego Królewskiej Mości Barnaby Small - przedstawił się - chyba czeka cię niedługo daleka podróż ku chwale Anglii przyjacielu...
* (Oiser)




Barnaba Small


Skręcił raz, skręcił drugi wymijając patrole i... zgubił się.
Ssąc na wpół wypaloną fajkę zastanawiał się skryty w podcieniu bramy gdzie dalej. Jednak o ile wzrok go zawodził, głowa bolała jak diabli po ciosie butelką w tawernie, jednak węch go nie mógł mylić.
Intensywny zapach ryb, soli, i morza oznaczał tylko jedno. Znajdował się w pobliżu Targu Rybnego. Jeśli pamięć go nie myliła, gdzieś za nim miała kotwiczyć "Krwawa Diablica"

Ostrożnie posuwał się od opustoszałych o tej porze straganów, wymijając leżące tu i ówdzie leżące bez świadomości cielska pijanych do nieprzytomności. A może nie tylko pijanych ? W końcu gdzie lepiej podrzucić ciało niewiernego kochanka, czy kochanki, albo wiarołomnego kolegi.
Tym którzy oszukiwali w kości czy przy kartach poświęcano daleko więcej uwagi choć i ich w końcu można było odnaleźć przed rankiem w okolicach Targu. Najczęściej w czasie porannego posiłku. Mięso rekinów cieszyło się spora renomą na Karaibach i sporo rybaków polowało na nie z przynętą. Najlepiej brały o świcie,a przechowywano je w małych basenach. Niestety miały spory apetyt, stad handlujący nimi karmili je dosłownie wszystkim co wpadło im w ręce.
Lub co znaleźli.

Wkrótce jednak minął szeregi byle jak splecionych bud i znalazł się na piaszczystej plaży. Ukryty za niskim płotkiem obserwował ledwo widoczny zakotwiczony okręt i człowieka, który zdawał się również poświęcać mu sporo uwagi.
* (Arthur)


Krwawa Diablica
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg sschooner.jpg (33.4 KB, 5 wyświetleń)
lastinn player

Ostatnio edytowane przez Arango : 05-11-2009 o 18:54.
Arango jest offline  
Stary 09-11-2009, 16:34   #14
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Fei zaklął cicho pod nosem... Że też nie sprawdził układu gwiazd dla swego znaku. Niestety zamówienie Berthy zajęło mu zbyt wiele czasu. Teraz zaczął przypuszczać, że gwiazdy i szlachetni przodkowie niespecjalnie mu dziś sprzyjają.
Ktoś Tygrysa śledził... Kto? Chińczyk mógł się domyśleć tylko. Wróg ? Werbownik ? Zakochana w Sang Lu, córka gubernatora?
Ostatnia opcja Tygrysowi najbardziej przypadła do gustu, choć...szanse na to były mizerne.
Oczy mężczyzny utkwiły w okręcie... Nieważne kto go śledził. Jeśli Fei dotrze bezpiecznie do Krwawej diablicy nie będzie to miało większego znaczenia. Opcje były różne.
Dopłynąć...hmm...pomysł ciekawy, pomijając to, że woda była raczej zimna, bagaże Tygrysa nie lubiły nadmiaru wilgoci, a Fei lubił rekiny jedynie na półmisku. Niech inni bawią się w topielców, Chińczyk wolał znaleźć inne opcje.

Jak na przykład, ta łódka przywiązana do pomostu. Kręcące się w pobliżu patrole tylko przyspieszyły jego decyzję. Teraz albo nigdy. Fei powoli podkradł się do pomostu i cicho wskoczył do łódki orientując, się że ta ma właściciela. A dokładniej zalanego w trupa właściciela. Od rybaka tak jechało rumem, że mógłby być uznany za właściciela własnej gorzelni. Nie dobudzą go nawet Trąby Sądu Ostatecznego którymi naiwnych straszą ludzie w koloratkach.
Fei odwiązał łódź i całą wiosłować. W zasadzie nie mógł być posądzany o kradzież, skoro właściciel przebywał w owej łodzi przebywał.
Powoli zbliżał się do celu jakim był okręt Krwawa Diablica. Dopłynął...i pierwsze co mu się w oczy rzuciło to cisza. Na okręcie nie powinno być tak cicho. Owszem słyszał o okrętach widmach. Legendy o nich docierały nawet do Singapuru i Hong Kongu. Ale tego rodzaju statki nie dokowały w portach.
Zacisnąwszy jedną dłoń na kiju, powoli i ostrożnie wchodził po trapie na statek. Było tu ciemno i cicho. Ponura atmosfera udzieliła się i Tygrysowi, bowiem nie zawołał głośno.
Tylko rozglądał się po pokładzie w poszukiwaniu potencjalnej zasadzki.
Zaklął cicho pod nosem.- A mogłem pójść do Alvaredy.
Sytuacja ta była irytująca dla Chińczyka. Przybył tu wszak p oto by się zamustrować, a nie pakować w jakąś kabałę. Ostatnia taka „przygoda” skończyła się jego pospieszną ucieczką ze Złotego Trójkąta. Niemniej skoro już tu był...Fei zaczął ostrożnie rozglądać się po kajucie kapitańskiej. Wystarczająco dobrze by stwierdzić, że ktokolwiek tu był, czegoś szukał. Masywne dębowe biurko miało wysunięte szuflady, szata była otwarta, podręczny kufer też. Podłoga była usłana była papierami, ubraniami w tym i damską bielizną, oraz nielicznymi sukniami. Poduszki na łożu kapitańskim zostały rozprute.
Ktoś tu czegoś szukał...Ale czy znalazł?
Na to pytanie Fei musiał znaleźć odpowiedź później. Od strony rufy do statku dopływała łódeczka której pasażer, starał się tu dotrzeć, zanim jego łupinka zatonie w morskiej topieli. Spoglądając przez okno kapitańskiej kajuty Fei przyjrzał się osobnikowi. Rozpoznał go. To próbował uspokoić burdę. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Tygrys sądził, że już teraz przygotowuje się do służby pod barwami jego królewskiej mości.
Co jednak skłoniło, go do przypłynięcia tutaj?
Fei zamierzał zobaczyć co zrobi, nie ujawniając swojej obecności na statku. Trochę pływał na podobnych okrętach. Wiedział jak się ukryć na nich.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-11-2009 o 19:32.
abishai jest offline  
Stary 11-11-2009, 12:46   #15
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Athur wbiegł do portu, uderzył go zapach ryb i morza. Ujrzał łódkę którą zostawił właściciel , niewiele myśląc wskoczył do łódki i odbił od brzegu, wiosła z cichym chlupotem opadały na wodę. Arthur śpiewał pod nosem szantę.

Korsarzem wielkim był Paul Jones
ze szkockich gór pochodził
wysokie czoło bujny wąs
gdzieś w Glasgow się urodził
przy pasie wisi nóż na twarzy groźna mina
chcesz zdrowym chłopem być z korsarzem nie zaczynaj

Z gwiaździstą flagą za pan brat
Paul Jones od lat wojował
Anglikom wróg, jankesom brat
on wodnych dróg pilnował
kto szlak naruszyć chciał biel żagli napotykał
błyszczące lufy dział daj gardło lub umykaj

Pewnego dnia gdy nocy mrok
otulił krwawe wody
na wyspę Texel stawia krok
dwóch jeńców wiedzie przodem
angielskich więźniów wziął holendrom dał w niewolę
miecz w sojusz brytów ciął uciekli precz angole

Hej gdy rozkaz da Paul Jones
prochu swąd, krew bryzga wszędzie
daj ognia, straż, potem abordaż
łup cenny znowu będzie

Hej gdy rozkaz da Paul Jones
w strachu mdlały lwy albionu
odwagę miej wroga rżnij, że hej
nie zobaczy już Anglii tronu

Hej kiedy rozkaz da Paul Jones
cała brać korsarska staje
bo nie czas nam gnić, pokaż jak się bić
Paul Jones sam przykład daje


Arthur podpłynął do statku, jego pierwotny plan był taki żeby obserwować statek ale ponieważ łódka przeciekała wyczekał na odpowiedni moment i wszedł na statek i ukrył się w śród ładunków. Jeśli mnie nie znajdą to dobrze, a jak znajdą to będę musiał się jakoś wytłumaczyć. Pomyślał Arthur
 
pteroslaw jest offline  
Stary 11-11-2009, 13:39   #16
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
- Porucznik Jego Królewskiej Mości Barnaby Small - przedstawił się - chyba czeka cię niedługo daleka podróż ku chwale Anglii przyjacielu...

Odrzucił gitarę na pomost, przygotował się już do skoku, ale ktoś złapał go za ramie. Odepchnął chłopa z całej siły, jednak prawa ręką trzymana już była w żelaznym uścisku jednego z żołnierzy. Poszarpał się chwile, targając na lewo i na prawo mężczyznami.

-W kajdany go! – warknął porucznik celując swoim muszkietem w pierś.
Pieniący się w złości Oier złapał jedynie zakneblowanymi dłońmi za swój instrument i ruszył w podanym mu kierunku. Szli przez parę przecznic, ulic, ich celem najwidoczniej był fort na wzgórzu. Minęli London Street, a gawędź obracała swoje krzywe pyski i rzucała raz, co raz jakimś przekleństwem czy podgniłym owocem w stronę Oiera. Stanęli na chwile przed wielką bramą kamiennego fortu, Porucznik zamienił zdanie, bądź dwa ze strażnikami. Zaciągnęli go do środka przez dwóch innych sługusów Królewskiej Mości, widok na placu był przerażający. Przypięci do bali marynarze okładani najróżniejszymi biczami przez śmiejących się łapaczy, ludzie błagający o litość, dzieci zapakowane do klatek.

- I Wy to nazywacie sprawiedliwością? He? – warknął z nutką przekory w głosie.

- Regulaminowe 5 batów – odrzekł sucho jeden ze strażników popychając rzyć harpunnika w stronę najbliższego wolnego słupa. Gitara wypadał mu z rąk mieszając się z błotem, szybkim szarpnięciem zerwano mu górne odzienie, a bat świsnął w powietrzu.

- Raz – huk i plask tej powiązanej mocno skóry w kontakcie z Oiera nie był dla niego najprzyjemniejszym uczuciem, chociaż do czegoś przydała się ta twarda, gruba warstwa tłuszczu.

-Dwa, trzy –Winny zakołysał się lekko na słupie zaciskając z całej siły zębiska.

-Cztery, pięć – pierwsze krople krwi ściekły po spoconej warstwie wierzchniej ciała katowanego, a sam człowiek opadł ciężko na przygięte nogi.

-Zabrać go! Komandor rzekł, że za chwile formują nową załogę do wyczyszczenia jego pokładu. – ogłosił jeden z innych żołnierzy biegnąc ku następnej grupce łapaczy.

Na w pół przytomny po lekkim spuszczeniu krwi kańczugiem został poprowadzony przed oblicze samego kapitana. Ustawili go w szeregu na baczność nie oszczędzając mu kilku uderzeń muszkietem. Weszli na drewniany pokład statku, gdzie dopiero zaczęło się istne piekło. Z paru kobiet zdarto odzienie, skatowano kilku mężczyzn, po czym zaciągnięto ich do szorowania pokładu i polerowania każdej innej części. Po długiej, monotonnej pracy ze ścierką w łapsku wrzucili go powrotem do lochów fortu.

***

Następnego ranka ten sam Porucznik Jego Królewskiej Mości Barnaby Small przyszedł do celi Oiera w areszcie, zapełnionej również bandą innych brudasów i zaproponował mu miejsce w szyku łapaczy, otrzymał mundur, parę groszy. Po spędzeniu dnia na noszeniu pod baty zgrai pijanych ludzi do fortu zyskał chwile przerwy. W czasie południowego odpoczynku w robocie usiadł w pustawej o tej porze fortowej tawernie wraz z kilkoma innymi łapaczami i zaklaskał

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qN2E8QFW9mM[/MEDIA]

W dół od rzeki, poprzez London Street
Psów królewskich oddział zwarty szedł.
Ojczyźnie trzeba dziś świeżej krwi,
Marynarzy floty wojennej.

A że byłem wtedy silny chłop,
W tłumie złowił mnie sierżanta wzrok.
W kajdanach z bramy wywlekli mnie -
Marynarze floty wojennej.

Jak o prawa upominać się
Na gretingu nauczyli mnie.
Niejeden krwią wtedy spłynął grzbiet
Marynarza floty wojennej.

Nikt nie zliczy ile krwi i łez
Wsiąkło w pokład, gdy się zaczął rejs,
Dla chwały twej, słodki kraju mój,
Marynarzy floty wojennej.

Hen, za rufą cichy został dom.
Jesteś tylko parą silnych rąk.
Dowódca tu twoim bogiem jest,
Marynarzu floty wojennej.

Gdy łapaczy szyk formuje się,
W pierwszym rzędzie możesz ujrzeć mnie.
Kto stanie na mojej drodze dziś,
Łup stanowi floty wojennej!

Kto stanie na mojej drodze dziś,
Łup stanowi floty wojennej!
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 11-11-2009 o 13:43.
Libertine jest offline  
Stary 19-11-2009, 12:56   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pokład "Krwawej Diablicy" przed świtem.


"Tygrys" przycupnął za jedną z beczek rozstawionych na pokładzie. Chlupała w niej jakaś bliżej nie sprecyzowana ciecz, śmierdziała tez potężnie, za to w jej cieniu można było się dobrze skryć.
Z tego co zdążył zauważyć wartę ze statku "zdjęto" bez jednego wystrzału a brak krwi na pokładzie świadczył raczej, że zrobiono to w miarę bezboleśnie, ale kto i po co to uczynił ?

Statek przeszukano, w celu odnalezienie być może jakichś papierów, na co można było wnioskować z totalnego bałaganu w kapitańskiej kajucie, ale nic nie wskazywało ze znaleziono czego szukano. Ślady cieć na meblach i sprzetach, świadczyły o sfrustrowaniu napastników.

Ktoś powoli wspinał się po trapie, wkrótce w słabym świetle księżyca zamajaczyła niewyraźna postać. Chińczyk zwinnie niczym zwierze z przydomku jakim go obdarzono przesunął się kolejnej plamie cienia. Chciał bliżej przyjrzeć się intruzowi, co zrobi dalej zdecyduje później.

* (Oier, Fei)
 
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172