Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2009, 23:13   #1
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Brothers in Arms: World in Flames

Part I

"Pot i łzy"

1 Czerwca 1942 roku, Camp Reynolds, Transfer, Pensylwania

"Byliśmy młodzi i pełni zapału. Nasz kraj był w stanie wojny, walczyliśmy z Niemcami i walczyliśmy z Japończykami. Jednak wtedy gdy siedziałem razem z innymi w ciężarówce jadąc do obozu treningowego, wtedy nie przejmowałem się tym. Byłem niepokonany. Gdyby to ode mnie zależało to mógłbym od razu rzucić się w wir walki … tak byłem w gorącej wodzie kąpany, ale miałem tylko 18 lat, a w tym wieku … w tym wieku jesteś po prostu nieśmiertelny. Wstąpiłem do wojska na fali patriotyzmu, jaka w tamtym czasie przewinęła się przez cały kraj. Rzuciłem szkołę, bo to było ważniejsze. Oczywiście w domu wybuchła straszna awantura, moja matka płakała i niemalże błagała mnie żebym nie szedł do wojska, żebym nie szedł na wojnę. Ojciec poprosił mnie żebym zaczekał, skończę się uczyć w liceum i wtedy będę mógł powrócić do swojego pomysłu. Jednak ich nie słuchałem … zresztą jak mógłbym? Chciałem walczyć, w swoich snach widziałem siebie jako bohatera, w pojedynkę ratowałem świat od tyranii, wracałem do domu z Medalem Honor, a prezydent uściskał mi rękę i gratulował mojej odwagi. Boże byłem dzieciakiem pełnym marzeń, nadziei i zapału. Chociaż tego ostatniego nie brakowało z pewnością żadnemu z ochotników. Później wszystkie te moje cechy miały zostać zrewidowane, ale to miało się stać dopiero później … a na razie czekało mnie pierwsze spotkanie z kadrą szkoleniową w Camp Reynolds."

Ciężarówki przekraczały szeroko otwartą bramę ośrodku szkoleniowego. Przejeżdżały wzdłuż szerokiej drogi przy placu apelowym i zatrzymywali się przy największym baraku w okolicy. Następnie siedzący „na pace” rekruci opuszczali ją i ciężarówka odjeżdżała, robiąc miejsce dla kolejnej. Wszystko mogłoby przypominać, któreś z popularnych miejsc szkolnych wycieczek, niektórzy z rekrutów pozwolili sobie na żarty, że w sumie ci szkolący przypominają trochę nauczycielki. Całe podobieństwo kończyło się jednak w momencie, w którym plandeka została odsłonięta. Od tego miejsca kończył się pewien etap w ich, jeszcze krótkim wojskowym życiu. Zaczęły się prawdziwe schody.

Od pierwszej minuty przybycia do obozu, nie byli oszczędzani. Wrzeszczał na nich kierowca, aby szybko wysiadali, wrzeszczał na nich stojący przy ciężarówce sierżant, aby robili to jeszcze szybciej i wrzeszczeli na siebie nawzajem. Niemalże w każdej ciężarówce wybuchało nie małe pandemonium. Ludzie próbowali przez siebie przeskakiwać, co czasami kończyło się bolesnym upadkiem. Nikt jednak się tym nie przejmował, do leżącego żołnierza doskakiwał od razu kolejny instruktor i w krótkich słowach informował, że nie są to wakacje i ma podnieść swoje grube dupsko z ziemi. Następnie byli przeganiani na plac apelowy i umieszczani przy ogólnych okrzykach przy innych czekających. Inny sierżant wyczytywał nazwiska i wskazywał instruktora, do którego żołnierze zostali przypisani. Część stała nadal czekając na swoją kolej, ci zaś którzy otrzymali swoją „niańkę” byli przeganiani w stronę swoich nowych kwater. Przy okazji często byli w tym biegu „oprowadzani” przez cały obóz, a jeżeli mieli pecha i trafili na wyjątkowo sadystycznego instruktora, lub po prostu na jego zły dzień, mieli okazję okrążyć go przynajmniej kilka razy.

Sam obóz był duży … taki przynajmniej wydawał się rekrutom, którzy nigdy nie widzieli podobnego typu obiektów. Jak mieli dowiedzieć się przy okazji „zwiedzania” od instruktora został wybudowany w tym samym roku. Jak przekonali się posiadał jednak całą wymaganą infrastrukturę i mógł pomieścić w jednym czasie około 4000 tysięcy rekrutów.

Jack Shepard, Tony Wallace i Patrick Whitman
znajdowali się w jednej ciężarówce. Przyjechali jednym z wielu eszelonów i zostali niemalże wypchnięci na stacji w miasteczku niedaleko. Tam czekały już na nich te ciężarówki, skierowani do odpowiednich odbyli tą 45 minutową podróż, rozmawiając o przeszłości. Nie byli pewni czy znajdą się w jednym drużynie szkoleniowej, dlatego w sumie wymienili tylko formułki grzecznościowe. Zresztą grupa w ciężarówce liczyła ponad 20 osób i nikt tak naprawdę nie trudził się w spamiętaniu wszystkich tych imion, nazw miejscowości i tego typu informacji, którymi uraczyli ich towarzysze podróże. Zaś kiedy ujrzeli pierwsze „budynki” obozu szkoleniowego wszelkie rozmowy umilkły.

W końcu ciężarówka zatrzymała się i plandeka została podniesiona

-Już schodzić! Schodzić! - ryknął kierowca, a jego pasażerowie chcąc nie chcąc zaczęli zbierać swoje rzeczy z podłogi ciężarówki. Robili to jednak zbyt wolno, dlatego przyglądająca się temu z ziemi grupa 3 instruktorów, zaczęła przekrzykiwać jeden drugiego i zachęcać ich do wzmożonego wysiłku.

Pierwszy przy rampie znalazł się Patrick. Zawahał się chwilę przed skokiem obserwując tą kakofonię. Wyglądało to dla niego, jakby nikt nie miał nad tym kontroli. Przez chwilę przez jego umysł przeleciała myśl „W co ja się właściwie wpakowałem”, nie zdążył jej jednak dalej pociągnąć gdyż został złapany przez sierżanta i siłą ściągnięty na ziemię, przy okazji prawie nie zaryłby brodą w ziemię, ale przy pomocy podoficera utrzymał równowagę. Szybko został również postawiony do pionu

-Co jest! Czekasz na specjalne zaproszenie! Jazda na plac apelowy! Już! - pchnięty nie miał czasu oponować czy odpowiadać ruszył w kierunku grupy ludzi.

Kolejny zeskakujący mieli podobne odczucia. Tony znalazł się w największym „tłumie” zeskakujących. Dlatego musiał uważać, aby nie upaść popchnięty przez kogoś z tyłu, czy broń Boże nie skoczyć, komuś z przodu na plecy. Całą „operację” utrudniał jeszcze krzyk instruktorów, powodujący panikę w szeregach młodych ludzi. W końcu jednak Wallace znalazł się na ziemi i ruszył biegiem w stronę placu apelowego.

Ostatni ciężarówkę opuścił Shepard. Zaraz jak tylko znalazł się na ziemi, kierowca odjechał. Ruszył biegiem … a właściwie sprintem, gdyż za nim znajdował się jakiś niewysoki kapral, wrzeszczący ile sił w gardłach, że jak zaraz nie dołączy do reszty, to on mu nogi z dupy powyrywa. Jack postanowił, że nie ma po co pierwszego dnia robić sobie wrogów lub sprawdzać czy faktycznie owe groźby zostaną wykonane. Chociaż z wyglądu twarzy kaprala, mógłby przysiąść, że facet jest gotów to zrobić.

W końcu znaleźli się obok innych. Sierżant po kolei wyczytywał 40 nazwisk … w tym ich trzy.

-Waszym instruktorem będzie Kapral Lewicki mówiąc to wskazał na małego podoficera, z którym miał już okazję „zapoznać się” Jack. Kapral miał około 30 lat, długą bliznę biegnącą po całym prawym policzku i oczy zawodowego mordercy. Był chyba najniższy wśród wszystkich obecnych tu mężczyzn, pewnie ledwie zmieścił się w wymaganym przez wojsko minimum. Nadrabiał to jednak swoją budową, jego faktycznie łatwiej było przeskoczyć niż obejść. A przez mundur dobrze było widać zarys mięśni.

-Za mną panienki! - ryknął ich opiekun i zaczął ich popędzać do biegu.

Mieli okazję dobrze zapoznać się podczas tego pierwszego biegu z obozem, gdyż sierżant przepędził ich wokół niego. Niektórym wydawało się, że minęła godzina, ale 30 minut od wyładowania znaleźli się przed dużym barakiem. Tutaj zatrzymał ich przed jednym z baraków, oznaczonych numerem A113

-Witajcie w 113 plutonie kompani szkoleniowej A! - ryknął kapral – Od teraz jestem waszą matką i ojcem! Macie godzinę na rozłożenie się w baraku. Potem sprawdzę jak wam poszło! Czy rozumiecie? - odpowiedziały mu niepewne pomruki, co wcale go nie zadowoliło -Odpowiada się tak jest, sir! -

-Tak jest sir –
odpowiedziała cicho grupa

-Głośniej nie słyszę! - taka zabawa trwała znowu parę minut, dopóki nie zadowolili kaprala siłą swoich gardeł. Ten nie czekając już na dalsze wydarzenia, otworzył drzwi ich baraku i ruszył biegiem z powrotem w stronę placu apelowego. Gdy znalazł się już poza zasięgiem głosu, jeden z wchodzących do środka ich nowego domu wyraził chyba odczucia wszystkich mówiąc:

-Co za porąbany sukinsyn –

Nowi żołnierze mieli chwilę czasu na przygotowanie się, do tego co ich czeka … tylko czy było to w ogóle możliwe?
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172