Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2010, 12:51   #1
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[Naruto] W chaosie - budując nowy Ład.

Las nieopodal Wioski Liścia - Późny wieczór




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lfWMinUyZDw&feature=related[/MEDIA]

Pomiędzy drzewami, w zwartej grupie stało wiele postaci. Z twarzami zatopionymi w cieniu, wpatrywały się w jednego mężczyznę stojącego na pieńku. Wokoło dało się słyszeć jedynie cichy szelest liści.

Chłopak stojący na pieńku był przeciętnego wzrostu, o rudych, postawionych włosach. Czarny ,luźny strój raczej nie przypominał w żaden sposób tego noszonego przez shinobi. Zdawał się zbyt mało praktyczny. Jego twarz była dobrze widoczna, dzięki padającemu w to miejsce blasku księżyca. Swoimi małymi, spokojnymi, szarymi oczami zmierzył stojący przed nim tłum.


- Pamiętajcie o planie. I o tym, że każdy kto stanie wam na drodze ma zginąć. Shiaringan Kakashi ma pozostać żywy ! - złowrogo popatrzył na shinobi w pierwszym szeregu. - Ikazuchi-san, tak jak zdecydował Mistrz, ty poprowadzisz szturm. Nie zawiedź naszego Pana... - machnął ręką, a w tym samym momencie ni to ludzie, ni to cienie stojący przed nim , rozproszyli się pośród ciemności lasu.

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ilatn8m5SgU&feature=related[/MEDIA]

Potężny wybuch zniszczył całkowicie jedną z baszt w wielkim murze, chroniącym Konohe. Przez powstały wyłom , do wnętrza śpiącej wioski, wtargnęły osoby w czerni. Szybko kolejne serie eksplozji , na dobre przerwały panującą w wiosce ciszę. Po przeszywających hukach i potężnych błyśnięciach, ulicę wypełniły się przerażonymi cywilami. Każdy znał plan na wypadek ataku - udać się jak najszybciej do schronów wydrążonych w skale z podobiznami wielkich Hokage.
Szybko pojawiło się również wsparcie dla walczących przy murze shinobi z Konohagakure.
Na dachu jednego z budynków , nieopodal powstałego wyłomu, pojawił się najbliższy współpracownik rokudaime Hokage - Nara Shikamaru, wraz z oddziałem Shinobi.
- Musimy ich zatrzymać jak najdłużej w tym miejscu. Niedługo przybędą ci z ANBU, wtedy zajmiemy się pomocą dla mieszkańców. - zręcznym ruchem chwycił kunai, po czym wyrzucił w połowie wypalonego papierosa gdzieś na bok. - Ike !

Kilka minut później - Siedziba Hokage.
Kakashi stał w gabinecie, wyglądając przez wielkie okno na przebudzoną wioskę. Widział dokładnie miejsce , w którym trwały już walki. Unosiła się nad nim łuna , zapewne efekt płonących budynków ... Ruin. Mężczyzna lekko westchnął , w tym samym momencie otworzyły się drzwi do jego , spowitego w ciemności , gabinetu.
- Hokage-sama ...
- Shizune-san , melduj.
- Około dwudziestu, być może więcej. Nieznana przynależność. Zdolności na poziomie jounina. Ponosimy straty. Na miejscu jest już Shikamaru-kun.
- ANBU ?
- Oddziały już cofają się do wioski ze swych pozycji operacyjnych.
- Wysłałaś informację do Kirigakure i Sunagakure ?
- Hai.

Siwowłosy odwrócił się plecami do tragicznych widoków za oknem. Jedno ramię , ułożył za plecami i lekko wygiął. Drugim zaś otworzył leżącą na biurku książeczkę. Szybko lustrował kolejne stronicę.
- Jakieś pomysły kto to może być ?- zapytał.
- Żadnych... I wydaje mi się, że próżno szukać kogoś za to odpowiedzialnego, w naszej książce Bingo, Hokage-sama.
W jednej chwili usłyszeli wyraźny, niemiły dźwięk tłuczonego szkła. Obok głowy Hokage śmignął kunai z doczepionym , eksplodującym talizmanem. Shizune zdołała jedynie otworzyć szeroko usta i spojrzeć na wszystko z przerażeniem w oczach.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vGRZJn-uF00&feature=related[/MEDIA]

Potężna eksplozja zdewastowała cały gabinet, który wypełnił się czarnym dymem. Shizune była pewna , że zginęła. A to co czuła teraz, zdawało jej się dziwacznym złudzeniem , tworzonym przez jej już martwy umysł. Poczuła jak dym mocno ściska jej płuca. Kaszlnęła kilka razy, po czym otworzyła lekko oczy.
Kakashi trzymał ją w ramionach, przykucnięty. Znajdowali się na korytarzu, tuż za drzwiami gabinetu. Kobieta otworzyła usta, lecz hokage dał jej znak dłonią by się nie odzywała. Wpatrywał się w drzwi od gabinetu... A raczej w to, co po nich zostało. W tej chwili również dziewczyna wyczuła czyjąś tam obecność. Odłożył ją delikatnie, po czym podkradł się do nich. Kątem oka ujrzał kręcących się po pokoju mężczyzn. Wykonał szybko serię pieczęci.
Fuuton ! Kazekiri !- potężne zawirowanie powietrza wpadło do pomieszczenia, dodatkowo rozrywając już naruszone drzwi. Shizune nie widziała, co dzieje się w środku. Przeraźliwe krzyki, które się stamtąd wydobyły nie pozostawiały jednak wątpliwości.
- Idziemy...- powiedział pomagając jej wstać. Skierowali swoje kroki w kierunku schodów , zawieszonych na zewnętrznej ścianie budynku.
- Hokage-sama, powinniśmy znaleźć schronienie i czekać na twoją eskortę z ANBU. Hokage-sama... Kakashi-san !- Nie reagował na jej słowa. Minął próg drzwi, i ruszył schodami w górę. Kobieta otarła sadzę , która zebrała się na jej twarzy. Na ten krótki moment straciła koncentrację, co kosztowało ją wiele... Na Schodach, między nią a hokage pojawił się nieprzyjacielski shinobi. Czarne symbole w shiarnganie Kakashiego poruszyły się nagle. Było jednak za późno. Pierś Shizune przeszyło srebrne ostrze wakizashi.
- Raikiri ! - Dłoń siwowłosego błysnęła , po czym nie napotykając oporu, przeszyła napastnika na wylot.
Wtedy oko będące darem od członka klanu Uchiha, dostrzegło w organizmie przeciwnika coś niepokojącego... Pojawienie się silnego, i ciągle przybierającego na sile, źródła chakry.
- Shimatta !- energicznie wyrwał ramie z wielkiej dziury w ciele przeciwnika. Shizune uśmiechnęła się lekko, po czym objęła zwłoki ramionami...
- Shizune ! Nie rób te...- Ściskając ciało w ramionach, wyskoczyła za barierkę... Nie minęło pięć sekund, a eksplozja rozerwała tak jej , jak i ciało nieznanego ninja.

Godzinę Później - Lasy w pobliżu Konohy.

Grupa ANBU, wraz z Hokagę , przedzierała się przez gęsty las. Oczy Kakashiego spoglądały nieobecnie gdzieś przed siebie... Tak jakby wszystko stało się mu w tej chwili obojętne.
Po chwili zatrzymał się na jednej z gałęzi.
- Hokage-sama...- Sakura zatrzymała grupę, po czym stanęła obok niego. - Musimy dalej. Do kryjówki przy granicy ...
- Musimy zacząć działać. Zanim będzie za późno... Później zajmiemy się moim bezpieczeństwem. Hinata. Sprawdź co w wiosce.


- Wakarimashita, Hokage-sama.- dziewczyna w masce, obróciła się w kierunku wioski. Byakugan !- przez chwilę wpatrywała się w bezruchu w jednym kierunku.
- Walki dalej trwają. Ale wydaje mi się, że długo to nie potrwa. Przeciwnik wycofał się z części, wcześniej zajętych pozycji. Chyba mieli jakiś inny cel... Niż samo zniszczenie wioski.

- Tego byłem pewien...
- westchnął kage. - Iruka-san, Weź dwóch ludzi...- spojrzał na pozostałych członków drużyny.- Komiyama i Yoshiro Rin ? Dobrze pamiętam ?- popatrzył na zamaskowane postacie. - Wrócicie do wioski i znajdziecie Shikamaru. Następnie doprowadzicie go do kryjówki.
Sakura zerwała maskę z twarzy.

- Sensei ! To niebezpieczne, mamy same cię eskortować, kiedy wróg jest tak blisko ?
- Sakura... Nie zapominaj, że też potrafię walczyć. Jestem Hokage...
- powiedział nieco karcącym tonem. - Jeśli wszystko jest zrozumiałe, ruszajcie.
W tym samym czasie - Kirigakure
W tym samym czasie - Kirigakure

Hamosha jak zwykle pracował do późnej nocy. Jego białe, nieskazitelne kimono lśniło nawet w panującym w pomieszczeniu mroku. Za jego plecami, tuż przy ścianie stała jego osobista yojimbo - Hamosha Shin.
- Jeśli chcesz, możesz już udać się na spoczynek, Shin-chan- jego barwny głos przerwał panującą ciszę. Kobieta nie zdążyła jednak udzielić odpowiedzi. Do gabinetu wpadł starszy mężczyzna, jeden z członków rady wioski.
- Mizukage-sama... ANBU donosi , że do wioski zbliża się duża grupa Shinobi o nieznanej przynależności. Można przyjąć za pewne, że nie w celach pokojowych...
Mężczyzna w bieli lekko skinął głową, nie przerywając pisania.
- Musimy podjąć błyskawiczne kroki. Przygotować się do walki ! Postawię ANBU w stan gotowości. Każdy mie...
- Kawayama-san...
- mizukage uśmiechnął się lekko, i pełnym wyrachowania ruchem odłożył pędzelek do kaligrafii. - Zbierz wszystkich mieszkańców oraz wszystkich shinobi poniżej rangi jounina w głównym budynku. Członkowie rady również mają się tam znaleźć... Resztę pozostaw mi- uśmiechnął się rozkosznie.- I nie podnoś na mnie głosu... - radny nieco się speszył. Otarł spocone czoło i ukłonił się Hamosha.
- Shin-chan. Jednak nie możesz odpocząć. Idziemy.

Kilkanaście minut później.


Wioska obudziła się do życia... W środku nocy. Mieszkańcy, genini, chuunini , wszyscy uwijali się jak w ukropie. W końcu udało się ich zgromadzić w ogromnym budynku, służącym jako miejsce zebrań na wyjątkowe okazję. Mizukage wraz z Shin stali nieopodal wejścia. Mężczyzna spojrzał w zachmurzone niebo.
- Popatrz Shin... Kiedy ludzie biegną po ziemi , w szale, przed siebie... Te chmury zdają się ociężale... bez celu zmierzać tylko w sobie znanym kierunku... Czy to nie piękne ? - w mgnieniu oka , za ich plecami pojawił się oddział ANBU, składający się z 4 ludzi.
- Mizukage-sama , na rozkaz.
- Mówcie.
- Będą tutaj za kilka minut. Wkradną się przez zachodnią ścianę.
- Rozumiem... Skryjcie się w środku.
- Ale...
- Shin-chan... Czy jestem na tyle zmęczony, że zacząłem mówić niewyraźnie ?
- spojrzał szczerze zdziwiony na swoją yojimbo. Mężczyźni w maskach ukłonili się pokornie, po czym wykonali rozkaz.
- No dobrze... Teraz zabezpieczymy całość...- podciągnął wyżej , długie, zwisające rękawy kimona, po czym wykonał serię pieczęci.
Hyouton ... Hyourou no jutsu. - Ziemia otaczająca budynek lekko zadrżała, po czym , z jej głębi , wydobyły się potężne , lodowe słupy. W końcu łącząc się ze sobą, i otaczając półprzezroczystą kopułą cały budynek.
- Może być tam nieco chłodno... Niech poczytają poezję ! To ich rozgrzeje.- uśmiechnął się pod nosem. Chociaż technika musiała pochłaniać ogromne pokłady chakry, Hamosha zdawał się niewzruszony.
- Shin-chan, kiedy przybędzie wróg. Masz schronić się pod jakimś dachem. I nie wychodzić, jeśli nie wydam takiego polecenia. - kolejny przesłodzony uśmiech.- Inaczej możesz przypadkiem podzielić ich los...

Gendou spokojnym krokiem wszedł na obszerny plac, znajdujący się nieopodal zachodniej części muru. Jego spojrzenie ponownie uniosło się ku chmórą w górze.
- Jakie piękne... Znajdź schronienie. - Zza jedwabnego obi wyciągnął srebrny wachlarz.- Te chmury mnie oczarowały...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bfAXpGvQtQA&feature=related[/MEDIA]

W jednej chwili kilkanaście postaci w czerni, błyskawicznym tempem, stosunkowo niski mur. Zatrzymali się kilkanaście metrów od placu, zapewne w wcześniej opracowanym szyku. Wszystkie uliczki w około były całkowicie opustoszałe, co widocznie ich zaskoczyło. Jedynie wpatrzona w niebo postać Gendou, jakby nie zwracając na nich kompletnie uwagi, nie pasowała do tego krajobrazu - miasta duchów.
- Yokoso, okyaku-san...- Mizukage powiedział swoim serdecznym tonem formułkę powitalną, dalej wpatrując się w niebo.
- Co jest ? - szept przeszedł przez szereg nieznanych shinobi.
- To Mizukage... Co teraz ?
- Jak to co ? Nikt nie mówił, że mamy go unikać... Brać go !
- To stanowczo zły pomysł. Prosiłbym was o opuszczenie mojej wioski... Ale popsuliście mi tą wspaniałą noc.
- dwóch ninja ruszyło na Gendou, ten dalej ściskając wachlarz, bez większych problemów, zablokował serię ich błyskawicznych ciosów, po czym zniknął ...
- Co do jasnej...
- Panowie , panowie !
- Hamosha pomachał w ich kierunku wachlarzem, stojąc na dachu domostwa, w którym skryła się również Shin. Jeden z najeźdźców nie czekał, natychmiast cisnął w jego kierunku kunai'em. Mizukage w tym samym momencie cisnął złożonym wachlarzem. Przedmioty zderzyły się w powietrzu, a po placu rozszedł się huk eksplozji.
- Jeszcze hałasujecie... Dosyć. - uniósł dłonie, i splótł je w dziwnej mudrze na wysokości klatki piersiowej. Choć seria kolejnych pieczęci była długa, wykonał ją z niesamowitą prędkością. Kilku zamaskowanych shinobi westchnęło z podziwem.
Hyouton ... Shi ageru yuki no jutsu ...- słowa wypowiedział bardzo cicho. Przez chwilę jego kimono zaszeleściło pod silnym powiewem wiatru. Pozornie, nic się jednak nie stało. Kilkunastu ninja stało w bezruchu, zapewne obawiając się wykonać ruch, nie znając działania
techniki.
- He ? Zobaczcie...- jeden z nich wskazał palcem punkt gdzieś na niebie.- Śnieg...?
Biały puch powoli opadał w kierunku ziemi. Jeden z nich wyciągnął ramię, pozwalając by pojedynczy płatek na nią opadł .
- Zgłupiałeś?!
- Spokojnie... Widzisz ? Nic się nie stało...
- płatek wylądował na dłoni spokojnie. Ninja wpatrywał się, jak rozpływa się w mgnieniu oka od ciepła jego organizmu.
- Nie podoba mi się to...zabijmy go , byle szybko !
Śnieg na dłoni jego kolegi rozpłynął się całkowicie... W tej samej chwili jego ciało wygiął spazm bólu, a już sekundę później - ciało, od środka, rozerwały , zabarwione szkarłatem krwi, sople.
- Cholera ! Znajdźcie schronienie ! Nie dajcie się dotknąć przez ten śnieg !
- Za późno...
- mruknął Hamosha, po czym wykonał kolejne dwie pieczęcie.
- Fuuton , Fubuki no jutsu ! - powiew wiatru porwał śnieg do tańca. Biały obłok zasłonił cały plac, a prócz wycia wiatru dało się słyszeć jedynie przeraźliwe krzyki i jęki.

Gendou odetchnął głęboko i otarł kropelki potu z czoła. Dał susa w przód, zeskakując przed domostwo.
- Shin-chan, już po wszystkim. Ale mogło być niebezpiecznie. Pamiętaj , że to co widziałaś to tajemnica. - uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny , która właśnie wyszła z domu.- Musimy dbać o swoje wzajemne tajemnice, ne?
Jego oczy znowu skierowały się w kierunku nieba.
- Ptak ? - zmrużył oczy. - Z Konohy... Chodź. Czuję, że to wszystko... To tylko początek czegoś naprawdę paskudnego...

***
Kilka godzin później - Sunagakure.



Kazekage siedział przy biurku wpatrując się w zapisany zwój. Przed nim stali zgromadzeni jounini z całego Sunagakure.
- To odszyfrowana wiadomość , którą przysłali nam dzisiaj sojusznicy z Konohy... "Wioska napadnięta. Prosimy o pomoc. Nie znamy celów , motywacji, ani pochodzenia przeciwnika". Całość podsumowana pieczęcią Hokage... Sprawa jest delikatna.
- oderwał spojrzenie od zapisanego zwoju.- Nie możemy pozostawić ich bez pomocy. W tych ciężkich czasach, solidarność między Wielkimi Wioskami jest rzeczą ważną. Kto wie czy nie kluczową dla naszego przetrwania. Nie wiemy kto za napadem się kryje... Nie możemy zatem również wykluczyć , iż nasza wioska nie stanie się ofiarą podobnego. Zarządzam zatem pełną mobilizację... Macie zacząć od zaraz. Yoshiro-san, ty zostań.
Rudowłosy poczekał , aż wszyscy opuszczą jego gabinet. U jego boku pozostała jedynie siostra - Temari.
- Pokierujesz grupą , która uda się do Konohagakure. Pod komendą będziesz mial trzech chuuninów. Razem z wami wyruszy również trzech członków ANBU , oni jednak mają inne zadanie. - chłopak oparł się o fotel i wlepił beznamiętne spojrzenie w jounina.- Dasz radę przygotować się przed świtem ?
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 06-03-2010 o 12:56.
Mizuki jest offline  
Stary 09-03-2010, 09:36   #2
 
Micux's Avatar
 
Reputacja: 1 Micux nie jest za bardzo znany
Eskorta Hokagę składająca się z członków ANBU kierowała się szybko w stronę granicy. Przemieszczanie się w zwartym szyku w nocy nie stanowiło problemu dla tak wysoce wyszkolonych shinobi. Wyczucie odpowiedniego miejsca. Odepchnięcie. Skok w przestrzeni. Kolejny punkt odbicia. Skok. Perfekcja ruchu połączona z rutyną. I mimo dużej prędkości, utrzymywanie ciągłej czujności. W tej chwili każdy z członków ANBU skupiony był na jednym i najważniejszym zadaniu "Ochronić Hokage!". W pewnym momencie Hokage nagle się zatrzymał na jednej z wielkich gałęzi drzew gigantów, które skrywały Konohę. Po chwili rozmowy z Sakurą-san i Hinatą-san wydał rozkaz powrotu do wioski wybranym członkom z eskorty.
-Hai.. - odpowiedziała cicho jedna z zamaskowanych postaci, która zareagowała na słowa "Komiyama". Kiedy wysoka postać obróciła się w stronę Iruki czarne, obszerne seme uniosło się z gracją w powietrzu cicho szeleszcząc o hakamę. Dwie szable o szerokich ostrzach zakołysały się delikatnie za pasem, a część ciemnych kosmyków wysunęła się spod ciemnoczerwonej opaski i opadła na maskę. Fioletowe oczy spojrzały spokojnie na Irukę, a spod maski ponownie wydobył się cichy głos lekko zabarwiony pytaniem:
-Jaki jest plan działania?
 
Micux jest offline  
Stary 11-03-2010, 18:04   #3
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Las skąpany był w ciemności. Gdzieniegdzie na gałęzie, spomiędzy gęstych liści, spływały snopy białego światła. Czarne, czyste niebo usiane było licznymi, jasno żarzącymi się gwiazdami. Wielka srebrna tarcza księżyca zdawała się wisieć przyklejona do nieboskłonu. Między wysokimi drzewami panował idealny spokój. Delikatny wiatr tylko od czasu do czasu porywał na chwilę do tańca liście, które po chwili opadały znowu w swój spokojny sen. Nagle, przy wierzchołkach drzew śmignęła czarna plama zakłócając na chwilę harmonię. Poruszała się tak szybko, że niemożliwe było ocenienie jest kształtów. Już po chwili zniknęła nie zostawiając po sobie nawet odgłosu.
Kannouteki gnała przed siebie. Jej niewielkie stopy bezszelestnie uderzały o grube konary. Dziewczyna poruszała się właściwie w pozycji poziomej. Jej nisko pochylona sylwetka i ułożone wzdłuż ramiona pozwalały utrzymać to zabójcze tempo bez specjalnego zmęczenia. Biegła leżąc na wietrze. Większość długich czarnych włosów była mocno ściśnięta w specyficznym koku jednak niewielkie kosmki czasami, zwłaszcza przy zmianie kierunku, wpadały jej na twarz delikatnie łaskocząc policzki. Oczy wlepiała gdzieś w dal wyszukując niebezpieczeństw i całkowicie porzucając myśli. Nastawiała uszu by słyszeć wszystko jednak cały las pozostawał cichy i spokojny. Jedynie szósty zmysł, umożliwiający wyczuwanie energii naokoło, alarmował czasami - wszystkie impulsy pochodziły jednak od niewielkich, niegroźnych istot.
Gokai spojrzała na wiszący nad głową księżyc i uśmiechnęła się w duchu przypominając sobie odgłos wodospadu, który towarzyszył wszystkim pełniom spędzanym na dachach, z bratem... Szybko otrząsnęła się i wyczyściła umysł. Musiał być już niedaleko. Powietrze zaczynało robić się mroźne, wydechy młodej kunoichi zmieniały się w obłoki pary. Nagle zauważyła w oddali, na ziemi śnieg. Była na miejscu.
Jedno mocne kopnięcie w gałąź pod nogą i towarzyszący mu głuchy odgłos. Sylwetka dziewczyny wyprostowała się w powietrzu i napięła jak cięciwa. Przeleciała między ostatnimi rzędami drzew wykonując szybkie salto. Zdjęła z pleców szybkim ruchem pochwy swoich wakizashi i wyciągnęła oba. Najpierw posłała w dół pokrowce, a gdy były już blisko dachu rzuciła mocno jednym ze sztyletów. Pochwy połączone sznurkiem zawisły na wbitym w dach budynku ostrzu, drugie wbiło się zaraz obok pierwszego. Operacja była właściwie bezgłośna, jednak nawet gdyby wywołała ogromny hałas nie zwróciło by to zapewne uwagi nikogo, nikt by bowiem tak czy inaczej jej nie usłyszał. Z karczmy pod przelatującą Kannouteki dochodziły głośne okrzyki i śpiewy. Kunoichi uśmiechnęła się pod nosem lądując kilka metrów przed drzwiami w zaroślach. Chwilę przed zetknięciem się jej stóp z podłożem wykonała piruet tak, że wylądowała z twarzą zwróconą w stronę budynku. Ruszyła przed siebie i obejrzała się bezwiednie. Cała miasteczko po lewej było uśpione, jedynie gospoda tętniła życiem i światłem.


Gokai przeskoczyła nad dużą hałdą śniegu lądując bezszelestnie na kostce brukowej zaraz przed wejściem. Ruszyła mozolnym krokiem wykonując pieczęci. Koło niej, w obłoku dymu, pojawił się klon, który szybko zmienił się w starca podpierającego się na długiej drewnianej lasce. Oryginał złożył ręce w kilku specyficznych gestach.
- Aka Ren'ai. Koigokoro – mruknęła cicho Kannou. Przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Delikatnie się wzdrygnęła i sapnęła cichutko. Uchyliła drzwi karczmy.
„Zapłacisz kiedyś za tę zuchwałość i pewność siebie” – usłyszała słowa brata gdy ukazała się jej pełna pijanych mężczyzn knajpa. Od razu zlokalizowała swój cel. Iwai – potężnie zbudowany mężczyzna ze skórą o kolorze lodu. Mimo, że na dworze panował mróz ninja miał na sobie tylko brązowa chustę przypiętą to skurzanego pasa. Całkowicie nagi tors przecinał tylko gruby pas z naramiennikiem. Przez bark na silnie umięśnioną klatkę piersiową opadał czarny warkocz.


Gdy Kannou weszła do chaty Iwai trzymał w powietrzu jakiegoś człowieka i ewidentnie mu groził. Po ilości kufli na stole można było się domyślić, że jest pijany – zresztą podobnie jak jego koledzy. Na ławach w kącie, za śnieżnoskórym siedzieli trzej mężczyźni zanosząc się ze śmiechu z powodu niedoli nieszczęśnika, który wpadł w ręce ich wściekłego przywódcy. Gokai spodziewała się zobaczyć podobną scenę, wiedziała z kim przyjdzie się jej spotkać.
Iwai był kiedyś shinobi wioski mgły. Po wojnie stał się nukeninem, zresztą jak wielu innych. Zniknął i nikt go więcej nie widział. Kannou nie wiedziała jak znalazł się w tej małej mieścinie, ale wiedziała co tu robił. Kilka dni temu do Mizukage przybył zdyszany młodzieniec oświadczając, że jego rodzinne miasteczko zaatakowała bestia. Bestią był oczywiście Iwai. Przybył wraz ze swoją świtą do tej niewielkiej wioski i zaproponował, że będzie jej „chronił” w tych ciężkich czasach w zamian za utrzymanie. Gdy mieszkańcy się nie zgodzili zagroził im i dzięki swoim umiejętnością ściągnął na nich wieczny śnieg i mróz. Na początku mieszkańcy bali się uciekać jako, że śmiałkowie, którzy tego spróbowali zginęli w katuszach z rąk potężnego ninja lodu. Dopiero gdy Iwai oddał się hulance i wiecznie chodził pijany młodzieniec odważył się uciec by poinformować Kage. Z informacji Gokai wynikało, że stojący w kącie mężczyzna tylko groźnie wyglądał, a w rzeczywistości nie był specjalnie utalentowany.
Na odgłos otwieranych drzwi jeden z pomagierów Iwaia spojrzał w stronę Kannou, szybko rozdziawił usta i już chciał wstać gdy nagle jego wielki przyjaciel rzucił biedakiem trzymanym w potężnej łapie o ścianę i ruszył w stronę niewielkiej kunoichi. Jego aparycja zrobiła na niej wrażenie i przez chwilę poczuła nawet dreszczyk przerażenia, ale szybko go zwalczyła. Wiedziała, że panuje nad sytuacją.
Klon pod postacią starca udał się do lady pytać o pokój, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, wszyscy wlepiali oczy w nadzwyczaj piękną sylwetkę dziewczyny w progu – wszystko zgodnie z planem. Olbrzym podszedł do niej na kilkanaście centymetrów i schylił się patrząc jej prosto w oczy.
- Witaj piękna pani – rzekł zachrypniętym i przepitym głosem. Odchrząknął lecz wiele to nie dało. – Mogę Ci jakoś pomóc?
Kannou wyminęła go ignorując jego słowa. Zbliżając się do jego kolegów nacięła niezauważalnym ruchem opuszek małego palca paznokciemi przechodząc koło ich stołu skropiła dwa piwa krwią. Krople rozeszły się delikatnie po tafli lecz nikt tego nie zauważył, wszyscy obserwowali jej falujące biodra. Nagle poczuła ogromny ciężar na swym barku – dłoń Iwaia.
- Pytałem o coś?! – zapytał zdenerwowany i podniecony olbrzym, ale Gokai obróciła się tylko przerażona nie odpowiadając.
- Ona jest głuchoniema – rzekł klon, a kolos uśmiechnął się pod nosem. W tym momencie pozostałe dwa kufle zostały skropione kroplami krwi. Było już po wszystkim. Teraz trzeba było się tylko wycofać. Starzec przy barze pokazał coś na migi szepcąc pod nosem „Cofnij się po rzeczy mała.”. Kunoichi kiwnęła głową i zawróciła. Gdy wszyscy obserwowali jej cudownie ponętne kroki klon ukrył się w kącie i ulotnił, jego rola się skończyła. Pierwszy z pomagierów Iwai pociągnął łyk z kufla obracając się za dziewczyną, a w ślad na nim kolejni. Kannou wyszła na ulicę, a zaraz za nią kolos. Złapał ją w pasie i przycisnął do muru:
- Nie możesz krzyczeć, co?! – trzymając ją za szyję przycisnął do muru i pocałował. Dziewczyna zdążyła przegryźć wargę. Ciepła, bordowa ciecz wlała się do ust olbrzyma. Zachłysnął się i odstawił ja na ziemi. Nagle zakręciło mu się w głowie, poczuł się strasznie pijany, oparł się o ścianę. Dziewczyna szybko wyciągnęła karteczkę z napisem „Podziękowania należą się Mizukage. Nie pijcie piwa.” i wbiła ją tuż obok głowy Iwaia. Uśmiechnęła się do niego i jednym skokiem znalazła się na dachu. Wyciągnęła wakizashi i umocowała je u pasa.


Usłyszała głuchy huk z karczmy, a potem dwa kolejne. Olbrzym zatoczył się raz jeszcze i opadł na kolana, a po chwili padł martwy twarzą w śnieg. Z tawerny wybiegł pierwszy człowiek i spojrzał na ciało zszokowany podniósł wzrok, ale Kannouteki już dawno bezszelestnie torowała sobie drogę pośród drzew.

***

„Zabawne,” – uśmiechnęła się w duchu dziewczyna – „jeśli stanęłabym między nimi jutro zastanawialiby się skąd znają moją twarz, a za dwa dni nie będę kompletnie wiedzieć kim jestem.” - tym razem usta wygięły się jej w szerokim grymasie zadowolenia. „Dziękuję.”
Mogła się już rozluźnić. Było po wszystkim, wystarczyło wrócić do domu.

***

Kiedy znalazła się w okolicach wioski był sam środek nocy. Wskoczyła na pierwszy dach pędząc do Mizukage – kazał jej stawić się zaraz po wykonaniu misji. Nagle poczuła coś za plecami, ludzką obecność. Chciała się obróć lecz nie zdążyła. Do gardła przywarł jej sztylet.
- Kim jesteś i czego tu szukasz – Kannouteki poznała ten głos.
- Kannouteki Gokai idiotko. Wracam z misji… Miłe powitanie – odrzekła.
- A.. to ty… - rzekła zmieszana członkini ANBU. - Nie zakradaj się tak więcej w środku nocy.
Kunoichi chciała się już obrócić by zaśmiać się w twarz nad ambitnej członkini ANBU, ale gdy tylko spojrzała przez bark nie było za nią nikogo. „Co ona taka spięta?”.
"Może i jest szybsza i lepiej opanowała walkę, ale... co najlepsza ewidentnie jest w zidioceniu... Poza tym nie poznać mnie po tym co jej zrobiłam?.. Po prostu tłumok... - rozmyślała chuuninka w drodzę do apartamentu Mizukage. Gdy tylko stanęła przez jego drzwiami odetchnęła ciężko. Chciała wrócić już do domu i zwyczajnie pójść spać...
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline  
Stary 13-03-2010, 22:54   #4
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
To była spokojna noc. Któraś już z kolei, kiedy ani jej, ani Mizukage nie przeszkadzało zupełnie nic. On pracował, ona robiła za oficjalnego ochroniarza. Oficjalnego, bowiem tak naprawdę Mizukage nie potrzebował ochrony. Dla niej to było jednak bardzo dobre usprawiedliwienie swojej "bliskości" z Mizukage. Niby rodzina ale nikt nie wiedział kim tak naprawdę była. Wszyscy znali ją jako jego kuzynkę, Shin. Mniejsza o to, że nie byli do siebie podobni. Tutaj nie miało to zbytniego znaczenia. Inaczej juz dawno musiałaby szukać innej wymówki.
Stała za jego plecami. Doskonała pozycja, by wbić nóż w plecy i odpowiednia, by tym nożem samej nie dostać. Wiedział co robi, pozwalając jej stać za jego plecami.
- Jeśli chcesz, możesz się już udać na spoczynek, Shin-chan - usłyszała.
Głos Mizukage przywrócił ja do odpowiedniej rzeczywistości, dalekiej od zabójczych planów.
Aż tak odpłynęła? To był niewątpliwy znak, że praca yojimbo Mizukage zaczynała się jej nudzić. Ostatnio nie było nic ciekawego, żadnej groźnej sytuacji. Utrzymywało się to przez kilka tygodni i było conajmniej niepokojące...
Otworzyła usta, żeby cos powiedzieć, jednak zamiar ten został przerwany przez niespodziewane wejście Kawayamy Saibito. Nie lubiła tego człowieka. Uważał, że wszystko należy rozwiązywać przy użyciu brutalnej siły. Nie rozumiała takich ludzi. Owszem, lubiła walczyć, jednak jej walka w większości przypadków była inna. Walki toczyła na innych płaszczyznach, mniej uczęszczanych i mrocznych. Śledzenie ofiary i czekanie na dogodny moment... Niekiedy maskarada, umożliwiająca jej zbliżenie się do nieświadomego celu... Uwielbiała patrzeć im w oczy, kiedy orientowali się, że przyszła po nich sprawiedliwość, ukryta pod jej postacią.
- ... Można przyjąć zapewne, że nie sa w celach pokojowych - usłyszała. I to ściagnęło ja na ziemię. Ktoś się zbliżał, a sądząc z wyrazu twarzy Kawayamy, nie mieli dobrych zamiarów.
Z oczu dziewczyny dało sie w tym momencie wyczytać wszystko. Nikt jednak w tym pomieszczeniu nie zadawał sobie tego trudu. Kawayamie nie wystarczyło skinięcie głową przez Mizukage, zresztą, poświęcał jemu całą uwagę. Mizukage siedział do niej plecami, a ona nawet nie zadała sobie trudu, by ujawnić wzbierajace podekscytowanie.
- Musimy podjąć błyskawiczne kroki. Przygotować sie do walki! - A Kawayama co tu jeszcze robił? - Postawię ANBU w stan gotowosci. Każdy mie...
- Kawayama-san... - Głos Mizukage sprawił, że poniechała zabójczych zapedów dorwania tego starego idioty gdzieś w ciemnej uliczce. - Zbierz wszystkich mieszkańców oraz wszystkich shinobi poniżej rangi jounina w głównym budynku. Członkowie rady również mają się tam znaleźć... Resztę pozostaw mi. I nie podnoś na mnie głosu.
Czasami Mizukage zadziwiał ją. Wciąż nie mogła zrozumieć, jak on to robi. Nie krzyczy, nie patrzy chłodno, a jednak małe upomnienie zawsze brzmiało groźnie... Wręcz wywoływało ciarki, jesli ktokolwiek by patrzył Mizukage w oczy. Jak to dobrze, że stała za nim...
- Shin-chan. Jednak nie mozesz odpocząć. Idziemy.
Własciwie odpoczynek był dla niej nieistotny. Podświadomie chciała, żeby coś sie zaczęło dziać.
- Hai, Nii-sama - odpowiedziała tylko. Krótko i beznamiętnym głosem. Jak zawsze.
Poczekała, aż wstanie. Jak zwykle opanowała podekscytowanie. Innego wyjścia nie było.
Wyjście z biura Mizukage na szczęście nie zajęło długo. Kawayama natychmiast zorganizował wszystko, więc dla niej zostało tylko stanie obok Mizukage i gapienie sie na pedzących do budynku ludzi. Wszyscy mieli miny, jakby zbliżał się koniec świata a nikt nie chciał umierać jeszcze. W sumie, każdy boi się smierci, tylko niektórzy na nia czekają...
- Popatrz Shin... - Głos Mizukage zdradzał, ze znowu wpadł w jakiś trans. - Kiedy ludzie biegną po ziemi , w szale, przed siebie... Te chmury zdają się ociężale... bez celu zmierzać tylko w sobie znanym kierunku... Czy to nie piękne?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyz podniósł się lekki wietrzyk, oznaczajacy czyjeś przybycie. Dokładnie za ich plecami pojawili się ANBU.
- Mizukage-sama , na rozkaz.
- Mówcie.
- Będą tutaj za kilka minut. Wkradną się przez zachodnią ścianę.
- Rozumiem... Skryjcie się w środku.
- Ale...
- Shin-chan... Czy jestem na tyle zmęczony, że zacząłem mówić niewyraźnie?
- O ile dobrze widziała, był zdziwiony. Potrząsnęła lekko głową, majac nadzieję, ze będzie bardzo ciekawie z ANBU nie placzącymi się pod nogami.
Nawet nie minęło kilka sekund, jak zniknęli im sprzed oczu.
- No dobrze... Teraz zabezpieczymy całość...
Miała nadzieję, że nie będzie musiała pilnować tego zabezpieczenia...
Seria pieczęci w wykonaniu Mizukage przypominała jedynie rozmazany obraz. Szybkość, z jaką je wykonał bya niesamowita, chociaż Shin rozróżniała poszczególne. Nie przypominało to żadnej znanej jej techniki, zresztą, i tak niewiele znała tych zwyczajnie używanych.
- Hyouton: Hyorou no jutsu.
Ziemia się zatrzęsła nieznacznie. Nie na tyle, żeby próbowała starać się utrzymać równowagę. Na jej oczach wyroosły z niej lodowe słupy i stworzyły cos na wzór bariery. Chyba to miał na myśli, mówiac o zabezpieczeniu... Z drugiej jednak strony on i techniki lodu? Zawsze myślała, że to niemożliwe.
- Może być tam nieco chłodno... - zaczął Mizukage, nawet na nią nie patrząc.
- Przejmujesz się? - zapytała odruchowo, jak za dawnych czasów.
- Niech poczytają poezję! To ich rozgrzeje.
Czasami naprawdę go nie rozumiała. Wydawało się jej, że w jednej chwili mają podobne myśli, ale w następnej... Nawet juz nie próbowała go zrozumieć, to byłoby zbyt skomplikowane. Przynajmniej nie miała ochoty rozumować tego teraz. Miała już sięgnąć po zwój, oczekiwać na ofiary, dążące do myśliwego...
- Shin-chan. - Znów ją wyrwał z zamyślenia. - Kiedy przybędzie wróg, masz schronic się pod jakimś dachem. I nie wychodzić, póki nie wydam takiego polecenia.
Rozczarowanie. Głebokie rozczarowanie myślą, że nie będzie brała w tym udziału. Ofiary zabije inny myśliwy, a ona miała na to patrzeć... Ekscytacja uleciała, rozstało tylko głebokie rozczarowanie.
- Inaczej możesz przypadkiem podzielić ich los - dodał jeszcze z przesłodzonym uśmiechem.
Nadal była rozczarowana. Ale to był rozkaz. Niestety... Sprawdziła, w którą stronę wieje ten lekki, nocny wietrzyk. Na szczęście w stronę schronień.
- Jakie piękne... - Mizukage najwyraźniej jej nie słuchał, oddalając się od niej i spoglądając w chmury. - Znajdź schronienie - powiedział jeszcze.
Dziewczyna złożyła pieczęć nie słuchała juz więcej jego marzycielskich wynaturzeń. Chwila koncentracji i sprawdzenia, czy kierunek wiatru się nie zmienił. Nie, nadal wiał tam, gdzie chciała.
- Kagesochi.
W mgnieniu oka dziewczyna rozpłynęła się i kilka cienistych smug zawędrowało do jednego z domostw. Wślizgnęły się do środka przez szczelinę pomiędzy drzwiami a podłogą i przybrały postać dziewczyny. Podeszła do okna, chcąc zobaczyć, co się będzie działo. Ledwo to zrobiła, zobaczyła grupkę, o której mówił Kawayama. Ubrani na czarno, rzeczywiscie nie mieli przynależności. A nawet jeśli, to tego nie zauważyła.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała sie w postać Mizukage, blokującą każde ciosy agresorów. Po chwili zniknął; wyczuła, że jest na dachu. Zupełnie jakby coś planował... Nie za bardzo słyszała słowa, oczy drapieżnika wpatrywały sie w sytuację na placu. Nawet huk eksplozji nie wyrwał jej z tego transu. Wręcz przeciwnie, pogłębił go.
Z wyraźną fascynacją wpatrzyła się w padajacy z nieba śnieg. To mogło coś oznaczać, bowiem o tej porze roku śniegu było jak na lekarstwo. Nie mogła się powstrzymać od tej fascynacji... Jeden z nich pozwolił, by płatek opadł na niego. Jakby to był zwykły śnieg... Ale zaraz się okazało, że snieg to tylko przykrywka dla sopli, rozrywajacych ciało od środka... Makabryczny widok, ale trochę zbyt efektowny. Działający na większe obszary... Analizowała każdą sekundę techniki. Wchłonięcie roztopionego śniegu spowodowało przeskoczenie ładunku czakry Mizukage do organizmu tego gościa... Ciekawe tylko, jakim cudem robiły sie sople.
Niestety, dalszy widok został jej zakłócony przez wiatr. Momentalnie na placu zrobiło się przez chwilę biało, a potem... cisza. Tylko wsiakajace w ziemie sople były jedynym świadetwem masakry, jaka tutaj się odbyła, a kiedy Mizukage zeskoczył z dachu, dla niej stao się jasne że wiecej juz nie zobaczy.
- Shin-chan już po wszystkim. - Kiedy to powiedział, natychmiast ruszyła do wyjscia. - Ale mogło być niebezpiecznie...
Stanęła na chwię w drzwiach, nadal lekko rozczarowana brakiem możliwości udziału. Chociaż z drugiej strony miała bardzo ciekawe widowisko...
- Pamiętaj, że to, co widziałaś, to tajemnica - zwrócił sie w jej stronę z uśmiechem. - A my musimy dbać o swoje wzajemne tajemnice, ne?
Podeszła blizej, przeczesując ręką włosy. Jak zwykle neutralna mina, bez emocji.
- Ma sie rozumieć, Nii-sama. - Na jej twarzy pojawił sie grymas, mający chyba robic za usmiech. Sztuczny.
Mizukage już jej chyba nie słuchał. Spoglądał w niebo, a wyraz jego twarzy był zaniepokojony.
- Ptak? - zapytał nagle, zmuszajac ja, by też spojrzała w niebo.
Rzeczywiście było tam coś, co przypominało ptaka. W dodatku takiego, którego nie było na tych terenach Ostatnio widziała je kilka lat temu..
- Z Konohy - powiedział Mizukage, potwierdzając jej domysły. Czyli cos wisiało w powietrzu. - Chodź. Czuję, że to wszystko... To tylko początek czegoś naprawdę paskudnego...
Nie on jeden. Ale do tych złych przeczuć u dziewczyny dochodziło jeszcze lekkie zniecierpliwienie. Miała nadzieję, ze wreszcie coś się zacznie dziać i nie bedzie musiała na to patrzeć. Tylko brać w tym czynny udział.
- Hai - ruszyla za nim. Ptak był zwiastunem kłopotów. Ale moze te kłopoty nie bedą takie złe...
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...

Ostatnio edytowane przez Sani : 14-03-2010 o 22:33.
Sani jest offline  
Stary 14-03-2010, 11:07   #5
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Kazekage siedział przy biurku wpatrując się w zapisany zwój. Przed nim stali zgromadzeni jounini z całego Sunagakure.

- To odszyfrowana wiadomość , którą przysłali nam dzisiaj sojusznicy z Konohy... "Wioska napadnięta. Prosimy o pomoc. Nie znamy celów , motywacji, ani pochodzenia przeciwnika". Całość podsumowana pieczęcią Hokage... Sprawa jest delikatna. - oderwał spojrzenie od zapisanego zwoju.- Nie możemy pozostawić ich bez pomocy. W tych ciężkich czasach, solidarność między Wielkimi Wioskami jest rzeczą ważną. Kto wie czy nie kluczową dla naszego przetrwania. Nie wiemy kto za napadem się kryje... Nie możemy zatem również wykluczyć , iż nasza wioska nie stanie się ofiarą podobnego. Zarządzam zatem pełną mobilizację... Macie zacząć od zaraz. Yoshiro-san, ty zostań.

Rudowłosy poczekał , aż wszyscy opuszczą jego gabinet. U jego boku pozostała jedynie siostra - Temari.
- Pokierujesz grupą , która uda się do Konohagakure. Pod komendą będziesz mial trzech chuuninów. Razem z wami wyruszy również trzech członków ANBU , oni jednak mają inne zadanie. - chłopak oparł się o fotel i wlepił beznamiętne spojrzenie w jounina.- Dasz radę przygotować się przed świtem ?

Na to retoryczne pytanie skinął jedynie głową jak miał w zwyczaju. Ani on ani Gaara nie byli typami, którzy niepotrzebnie kłapaliby językiem. Proste zdania i jeszcze łatwiejsze w przekazie gesty oszczędzały im wiele czasu i nieporozumień. Yoshiro obrócił się przez ramię i ruszył wąskim korytarzem do swojej kwatery. Z racji później godziny nie napotkał żadnej żywej duszy na swojej drodze. Wszedł do pomieszczenia, które od dłuższego czasu było jego pokojem. Cztery ściany z piaszczystych bloków, kilka kaktusów na jedynym oknie oraz schludnie pościelone łóżko na środku w zupełności zaspokajało jego potrzeby. Zresztą w tym budynku spędzał niewiele czasu, bardziej cenił sobie świeże powietrze oraz powiew wiatru niż upalne wnętrza. Zdjął zdobioną szatę, która zwykł nosić ostatnimi czasy i zupełnie nagi wślizgnął się pod pościel niskiego łóżka. Leżąc tak przez pewien czas wpatrywał się w sufit, rozmyślając o tym i o tamtym, a gdy mniej więcej uporządkował wszystko do kupy zanurzył się błogiej kilkunastominutowej drzemce.

***

Na wczesne śniadanie przed świtem zdecydował się udać do sushi baru nieopodal wyjścia z wioski. Było to jedno z nielicznych miejsc otwartych o tej porze. Zamówił podwójną porcje i sennie wpatrując się w surową rybę zabrał się za pałeczki. Obsłużyła go sympatyczna młoda dziewczyna stojąca za barem. Obok niej stał grubszy, starszy facet, prawdopodobnie ojciec po tonie, jakim się do niej zwracał. Yoshiro siedząc sobie wygodnie, skubiąc w żółwim tempie danie wsłuchiwał się w kłótnie rodzinną. Dziewczyna tłumaczyła się płacząc, a staruch wciąż naciskając krzyczał i wymachiwał rękoma. Jako jedyny o tej porze gość baru, Yoshiro przyglądał się pogłębiającej się sprzeczce. Ojciec w pewnym momencie, wyraźnie zdenerwowany uderzył córkę z otwartej dłoni. Dziewczyna załkała kuląc się w kącie, a sushi było niezwykle smaczne. Yoshiro przekładał kolejne kawałki ryby w znużeniu przypatrując się tej sytuacji. Staruch wręcz czerwony z wściekłości podniósł swój wzrok na niego. Zwrócił się do niego łatwo przewidywalnymi słowami

-A Ty co się gapisz?! – warknął wypluwając nieco śliny przed siebie.

- Próbuje jeść – odparł unosząc kawałek dania do góry, po czym zamilkł i skupił się na opróżnianiu talerza. Nie obchodziły go konflikty rodzinne, czy jakiekolwiek inne sprawy. Był zmęczony, zaspany, głodny i miał gdzieś głęboko sprawy innych, w tym momencie obchodziła go wyłącznie jego sytuacja.

Właścicielowi lokalu to najwyraźniej nie wystarczało, w swym gniewie chwycił talerz Yoshirego i trząsnął nim o ścianę. Ten staruch nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia, bowiem aktualny strój gościa nie zdradzał jego rangi w tej wiosce. Yoshiro zasapał, wcisną dłonie w kieszenie, wstał z krzesła i skierował swój powolny krok w kierunku wyjścia. Na jego pożegnanie padło jeszcze kilka przekleństw, nieuprzejmych gestów i poleciało parę talerzy. Po tej odprawie staruch wrócił do córki by na niej wyładować resztki agresji.

-A dla mnie wydawała się taka sympatyczna – mruknął sobie pod nosem, gdy minął próg i spojrzał w niebo. Jego rysy twarzy zabłyszczały w świetle wschodzącego słońca, nie był ani zdenerwowany, ani rozbawiony, był po prostu bardzo zmęczony. Wdychając głośno ruszył leniwym krokiem w miejsce umówionego spotkania. Kiedyś marzył o lepszym świecie, wyobrażał sobie swoje życie w barwnych kolorach, ale ten okres minął już dawno i był upadkiem jego wszelkich celów i dążeń. Nie miał do nikogo żalu, nie widział urazu czy potrzeby zemsty, tkwił gdzieś po środku tego wszystkiego. Znajdował się w samym sednie tego ogromnego kotła obracając się i nie kiwając nawet palcem. Chociaż była jedna rzecz, o której marzył, jedna, jedyna...

-Gorąca kąpiel – odpowiedział sobie cicho, uśmiechając się do siebie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RERXiliJfdI&feature=fvw[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 14-03-2010 o 12:06.
Libertine jest offline  
Stary 15-03-2010, 22:59   #6
 
Abeir Lissear's Avatar
 
Reputacja: 1 Abeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłość
- Ikazuchi-san, tak jak zdecydował Mistrz, ty poprowadzisz szturm. Nie zawiedź naszego Pana... Ikazuchi był w pełni świadom że ostatnie słowa zostały wypowiedziane tylko i wyłącznie z zazdrości oraz strachu przed utratą pozycji, szacunku i zaufania u obecnego chlebodawcy. Niemniej jednak dla niego samego pozycja, szacunek i tym podobne sprawy były niczym w porównaniu z prawdziwą siłą i władzą...Ikazuchi mierzył wysoko. "Każdy jest kowalem swojego losu" młody shinobi nawet nie pamiętał gdzie słyszał te słowa, natomiast miał zamiar się ich trzymać całym sobą. Jednak jeszcze nie teraz...poki co trzeba wykonac rozkaz i wykonać kolejny mały krok naprzód. Cienie stojące przed nim , rozproszyły się pośród ciemności lasu. Chishio ruszył mając nadzieje ze dzisiejsze wydażenia przynajmniej o krok przybliżą go do celu. Ostatnie wskazówki dotyczące zadania zostały przekazane pomiędzy shinobi na migi.

***

Coraz więcej zabudowań w wiosce stawało w ogniu, a sytuacja wydawała się być z minuty na minute coraz gorsza. Jedynie Shikamaru zochowywał zimną krew i z kamienną miną oraz piątką innych shinobi z wioski , przeciskał się przez wąskie uliczki tej części miasta, w której doszło do wyłomu. Nie natrafili po drodze na opór, przynajmniej na razie.
- Wy pójdziecie w lewo, wy w prawo. Kiba, ty pójdziesz ze mną. Dostaniemy się w pobliże muru. - Jednocześnie odbili się od jednej ze ścian budynku, wskakując następnie na dach powyżej. W tym samym momęcie omal nie wpadli na dwóch nieznanych ninja. Całkowicie odruchowo, zarówno Shikamaru jak i Kiba, chwycili za kunai'e przyjmując pozycje w gotowości do walki. Shitetsu zatrzymał się niemal natychmiast, zdawał się być cały czas w pełni rozluźniony a jego niebieskie kimono zaszeleściło przy tym układając się łagodnie na ramionach zwieszonych spokojnie wzdłuż ciała. Rzucił jedynie spokojnym, acz pełnym nienawiści spojrzeniem w stone shinobi z Konochy.
- Cholera... - mruknął. - Chyba nie pójdzie tak szybko...
[MEDIA]http://http://img693.imageshack.us/img693/2316/evilninja.jpg[/MEDIA]

Ikazuchi spojżał w strone dwójki shinobi stojących im na drodze. Słowa rzucone przez Shitetsu doskonale podkreślały ich obecna sytuacje. Nie mogli pozwolic sobie na chwile zwłoki, na pewno nie tu i teraz. Lądując zaraz obok Shitetsu szybkim spojrzeniem ogarnął okoliczne budynki. Gdy podniósł wzrok nadal kucając już znał wyjście z tej sytuacji. To była jedna z tych rzeczy które pozwalały mu przetrwać...szybkie i proste myślenie.
[MEDIA]http://img692.imageshack.us/img692/6268/ikazuchisevenswordsman.jpg[/MEDIA]

- Ty musisz być tym przydupasem Hokage z klanu Nara...Shikamaru o ile dobrze pamiętam - zagail z szyderczym usmiechem, jednocześnie podnosząc się powolnie i wpychając ręce w kieszenie wyglądając w tym momęcie jak porcelanowa figura, zdawał się nawet nie oddychać, jedynie szal zasłaniający twarz nerwowo szarpał się na wietrze.
- Widzę , że wiesz z kim przyjdzie ci walczyć... Może odwzajemniłbyś się tym samym ? - brunet bacznie analizował całą tą sytuacje nawet na chwilę nie spuszczając nieprzyjaciół z oka. Kiba był napięty ja cięciwa łuku, w każdej chwili gotów zaatakować lub przyjąć atak przeciwnika. Dokladnie o to kilka chwil chodzilo przeciwnikowi. Ikazuchi wyrwał szybko dłonie z kieszeni ciskając bombami dymnymi pod nogi Shikamaru i Kiby. Kolejne kilka chwil które kupił dla siebie i towarzysza pozwolily na szybka wymiane gestów dłońmi, obydwaj shinobi nie przepadali za soba, jednak jako duet ich zestaw zdolności zgrywał sie doskonale. - Zycze miłej zabawy, oby nie trwało to za długo - szepnal. Kiedy Ikazuchi ruszył przez dym, wszystko zdawało się iść wedle ich planu.
- Chyba nie myślałeś , że tak łatwo wam pójdzie ? - w tym samym momencie, tuż przed jego twarzą przeleciało kilka shurikenów, zmuszając go tym samym do przerwania biegu. Wiatr szybko rozwiał dym, ukazując stojącego przed mężczyzną Kibe. Shikamaru zdawał się nie ruszyć nawet o centymetr z miejsca.
-Wnerwiające szczeniaki... - mruknął ponownie Shitetsu.
- Ninpo : Kagemane no jutsu !- Shikamaru nie czekał , aż przeciwnicy wykonają kolejny ruch. Cień pod jego nogami rozciągnął się w dziwaczny sposób. W tej samej chwili Kiba ruszył frontalnie na Ikazuchiego, w połowie drogi ciskając w jego kierunku dwa ostrza zagryzł zęby we wściekłym grymasie...tymczasem cień zmierzający w stronę Shitetsu, zdawał się nie zrobić na nim najmniejszego wrażenia. Shinobi zrobił kilka susów w tył, unikając zbliżenia, jednocześnie wykonując dwie pieczęcie.
- Raiton : Dai Ikazuchi !- po jego prawym ramieniu rozeszły się , dostrzegalne gołym okiem , wyładowania elektryczne. Zamaskowany mężczyzna wziął zamach, po czym całą siłą uderzył dłonią w beton pod swoimi nogami. "...Teraz zrobi się tutaj niezły bajzel..."pomyślał gdy cała konstrukcja zadrżała i pojawiły się w niej pierwsze pęknięcia.
- Cholera ! - wrzasnął Kiba, kiedy jedno z owych pęknięć rozszerzyło się do niesamowitych rozmiarów, zabierając grunt spod jego nóg pozbawiając go jakiegokolwiek podparcia. Cała konstrukcja w tym strop zaczeła się walić. Ikazuchi chwycił w dłoń dwa kunai'e i zanurkował w szczeline która wchłoneła przed sekundą Inuzuke...w tym czasie Kiba zdążył zamortyzować doskonale upadek, jednak gdy po szybkim przewrocie stanął na nogach w jego strone pędziły już dwa ostrza wyrzucone przez wrogiego shinobi, które wbiły się w jego klatkę piersiową. Wtedy postać Kiby zamieniła się w obłok dymu i wyłaniający się z niego głaz, jeden z fragmentów stropu budynku. Chishio nadal upadał bezwładnie w dół, kiedy ninja z Konohy pojawił się z nienacka gdzieś po jego prawej stronie, niestety na jakąkolwiek reakcje nie było już szans...kopnięcie wykonane z dodatkowym półobrotem trafiły w jego klatkę piersiową, pozbawiając go na chwile oddechu i posyłając w strone ściany. Kolejne fragmenty budynku sypały się w dół. Ikazuchi udezył głucho o sciane a chwila jaką potrzebował na pozbieranie się z gruzu niestety zmusiła go do spuszczenia wzroku z przeciwnika. Kiba zręcznie uniknął kilku odłamków stropu spadających w jego kierunku. Chwycił z uśmiechem na twarzy za kunai i ruszył w kierunku przeciwnika który dobył katane i przyjął pozycje obronna wypatrując i czekając na jego następny ruch.
- Raiton: Tenrai no Juukou !- Kiba uniósł spojrzenie ku górze. Prosto w jego kierunku opadał Shitetsu. Między dłońmi , niemal splecionymi na wysokości klatki piersiowej, szalało coś podobnego do burzy. Inuzuka desperacko uskoczył w bok, jednak sama technika okazała się zbyt potężna. Z wnętrza budynku najpierw wydobył się jaskrawy oślepiający błysk, po czym całość rozerwała potężna eksplozja. Gruz i pył zasypały i otuliły całą okolicę budynku.

***

Szeroki usmiech zawitał na twarzy oddalającego się Ikazuchiego kiedy shurikeny o mały wlos nie zniszczyly jego planu. Wodny klon stworzony pod osłona dymu zatrzymał się o kilka centymetrów przed swoim przeciwnikiem. "...ciekawe dawno nie slyszalem o shinobi wykorzystujących w walce zwierzeta, szkoda bedzie opuscic taki widok..." Jednak nie to sprawiało mu najwiecej radosci, to wkurzona twarz Shitetsu który bedzie musiał męczyć sie z tymi kolesiami dawała to błogie uczucie. Zatrzymał się na zadaszeniu gabinetu Hokage a właściwie na tym co z niego zostało. Kilka sekund później pojawiła się obok niego zgrabna kunoichi.

[MEDIA]http://koeiwarriors.co.uk/artworks/saihai/a-kunoichi.jpg[/MEDIA]

- Kopiujący Ninja zdołał uciec, udało się utłuc jedynie jego dziwke... - zameldowała ochrypłym głosem - ...czekamy na...
- Wiecie czego szukamy! Przetrząsnąć całą biblitekę Hokage, każdy zbór i zapis dotyczący tej sprawy nie może być dla nas tajemnicą! - uciął krótko podirytowanym głosem.
- Hai! - kobieta wskoczyła do wnętrza budynku. Ikazuchi spojżał na płonącą Konoche po czym sam znalazł się we wnętrzu gabinetu Hokage. Zignorował leżące tam zwłoki kilku podlegających mu ninja, takie było ich zadanie. Rzecz która nie uszła jego uwadze a wręcz od pierwszej chwili rzuciła się w oczy to schowek znajdujący się w ścianie na przeciwko "...hmmm...wygląda na pospiesznie otwierany...zapewne jego zawartość ma teraz Kakashi...heh...czasami wszystko byłoby lepiej robić samemu..." Ikazuchi mijał wyłom w ścianie gdzie do niedawna zapewne znajdowały się drzwi i szybkim krokiem udał się do biblioteki. Na miejscu zastał grupe ninja wertujących stosy ksiąg i zwojów, czas płynął nieubłaganie działając na ich niekorzyść a oni nadal mieli puste ręce. Nagle w oczy wpadła mu niewielka książeczka z napisem "Drużyna 7 - Hatake Kakashi", podniósł ją i otworzył. Był to spis i zarazem krótki opis misji jakie Kakashi wykonał z drużyną o numerze 7, jak się okazało Sakura, Sauke i Naruto. Chishio zagłębił się w opisy "...podstawą wygrane jest wiedza na temat wroga...", wertował kolejne strony i ku własnemu zdziwieniu trafił na misje która była niezwykle dla niego interesująca z racji przeciwnika - niejakiego Zabuzy należącego do siedmiu mistrzów miecza.
- Ikazuchi-san prosze spojrzeć - głos jednego z shinobi oderwał go od lektury - zdaje się że coś znależliśmy - zamaskowany mężczyzna podał mu zwój. Była to mapa. Mapa wskazująca jakieś szczególne miejsce sądząc po szyfrowanych oznaczeniach.
- Dobrze! Zbieramy się. Zbiórka w punkcie PN3Z7! - rzucił krótki rozkaz odwracając się w strone wyjścia - nie mam teraz czasu na łamanie sobie głowy zagadkami - dodał po cichu w zasadzie bardziej do siebie, ruszając w strone najbliższych okien...
 
Abeir Lissear jest offline  
Stary 15-03-2010, 23:50   #7
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Sunagakure, Ranek.
Starszy shinobi stał na skraju wielkiego placu, tuż przed siedzibą Kazekage. Jego ramiona skrzyżowane były na klatce piersiowej, palce nerwowo wystukiwały jakiś rytm. Pogoda była ładna - słońce, słaby wiatr, wspaniała widoczność. Wymarzony dzień na relaks.
- Ale nie... Trzeba pilnować gamoni...- mruknął mężczyzna. Wspomniał właśnie rozmowę z Kazekage, który wydał mu polecenie, by nadzorował poranną zbiórkę oddziału wysyłanego do Konohy.
- Dzisiaj ... ta młodzież. Szlag człowieka trafia. Spóźnienie ?! Za moich czasów tacy chuunin'i dostali by kilkanaście batów...
- Tak , tak... Kilkanaście batów i to zapewne od pierwszego Kazekage, ne ?
- gdzieś za plecami narzekającego "staruszka" pojawił się chłopak odziany w czarno-biały kostium. Jego zielonkawe włosy , zdawały się ułożone w wielu znaną fryzurę "dopiero wstałem". Pocierał dłonią oko, opierając się plecami o jeden z filarów przed wejściem do budynku.
- Mihei... No proszę, proszę. Jednak istnieją na tym świecie zjawiska, które potrafią cię zerwać z wyra, a?
- Zaufaj mi, Kenguro-sensei ... Nie jest nim twój monolog ...
- ziewnął i przeciągnął się mocno. Starszy shinobi widocznie już miał wybuchnąć, kiedy za jego plecami pojawiła się młoda dziewczyna.
- Sensei, Ohayou gozaimasu. - ukłoniła się głęboko. Jej głos był spokojny, cichy. Sama dziewczyna zdawała się być oazą niezmąconego spokoju. - Wybacz spóźnienie.
- Ach, Nobara-chan...
- uśmiechnął się lekko na widok dziewczyny.- Po tobie spóźnienia się nie spodziewałem. Lecz , skoro tak się stało... Musiałaś napotkać poważne trudności.
- Można tak powiedzieć.
- odpowiedziała jak zwykle powściągliwie.
- Czyżbyś zapatrzyła się na pędzące tuż nad ziemią ziarnka piasku ?!- Szyderczy głos, należał do zamaskowanej dziewczyny, która właśnie zbliżała się do grupki.
Wysoka, czarnowłosa dziewczyna , o imieniu Nobara zdawała się jednak całkowicie zignorować jej zaczepki. Niewzruszona wpatrywała się gdzieś w przestrzeń naprzeciwko niej.
- Kenguro-sensei, Mihei...- zamaskowana dziewczyna skinęła im na powitanie głową. Jej głos był pełen agresji, zaczepny. Choć była drobniejsza od swojej koleżanki, biła od niej całkowicie inna aura - zdawała się nieobliczalna. Nosiła imię - Miyabu.
- Więc ?... Dostaliśmy wezwanie i co dalej ? Gdzie nas znowu rzucają ?- spytała tak, jakby wszystko było jej obojętne.
- Kazekage wyznaczył was do grupy, która ma na celu udanie się do kraju Ognia, do wioski Konoha , jako wsparcie.
- Do grupy ? Znaczy... Nie wyruszamy jako drużyna ?
- spytał chłopak.
- Nie. Tym razem nie działacie już jako drużyna 12. Będziecie pod komendą jednego z bardziej doświadczonych jouninów, niedługo powinien się tutaj zjawić. W dodatku... Razem z wami podróżować będzie oddział ANBU.
- ANBU ? Aż do Konohy ?
- Sensei przeniósł spojrzenie na Nobara.
- Tak. Z rozkazu samego Kazekage. Nie wolno wam pytać ich o cele, przeszkadzać... Najlepiej w ogóle z nimi nie rozmawiajcie.
- Genialnie... A co się stało w tym zawszonym kraju Ognia, że Gaara chce wysłać "wsparcie" ?
- Kazekage-sama... Wioska została napadnięta, ponieśli duże straty.
- I tylko to ?
- Aż to, Mihei.

Starszy mężczyzna gestem, dał znać zielonowłosemu aby przestał zadawać pytania. Młodzik powędrował za spojrzeniem swojego nauczyciela... Po drugiej stronie placu pojawiły się trzy zamaskowane postacie - ANBU Sunagakure.
- I przybyła..."elita" , ha !- parsknęła szyderczo Miyabu.
- Kenguro-sensei , narzekałeś na nasze spóźnienie... A ten cały dowódca ? Gdzie on jest ?
- Spokojnie. Nie jest spóźniony... Specjalnie kazałem się wam stawić wcześniej lenie !
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 19-03-2010, 22:45   #8
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Słońce z każdą minutą wznosiło się ku górze i paliło swym ogromnym żarem piaski pustyni. Yoshiro zostało zaledwie parę kroków do miejsca spotkania, z daleka jedynie widział rozmazane cienie. Podszedł bliżej, a wszystkie oczy wokół zwróciły się ku niemu.

- Jestem Yoshiro Youton...


Nie zdarzył dokończyć, ponieważ dłoń niebieskowłosej poleciała z błyskawicznym tempem ku jego policzkowi. Może i by się uchylił, ale nie miał zamiaru, był pewien, że gdzieś już widział te pobłyskujące dziko rysy twarzy. Ręka zbliżała się nieodwracalnie, a Yoshiro postanowił jedynie zamknąć oczy. Jego twarz przeszedł chwilowy ból, druga dłoń też już leciała, ale starszy shinobi złapał ją zgrabnym chwytem. Younton skądś pamiętał tą dziką naturę, te morskie oczy.

- Zabiłeś mojego brata! – jęknęła głośno próbując się wyrwać ze wszystkich sił z żelaznego uchwytu.

Ach tak, wreszcie sobie przypomniał. Kiedyś podobny do tej dziewczyny chłopak służył w jego drużynie. Miał na imię Masuyo, dzieciak nie zastosował się do poleceń, jego żywiołowa natura sprowokowała go do pomocy bezbronnym ludziom, narażając cała akcje na niebezpieczeństwo. Zresztą o ile pamiętał, cel tamtej misji nie dotyczył tych osób, mimo to chłopak postanowił wykazać się bohaterstwem, przypłacił do życiem. Yoshiro mógł mu pomóc, był w stanie nawet go uratować, ale kosztem tego nie wypełniłby powierzonej mu misji. Mało, który z młodszych mieszkańców wioski doceniłby to postępowanie, jednak u starszych, to zachowanie było jedynym godnym i honorowym prawdziwego shinobi. Kazekage dawno przestał go wysyłać na błahe zadania, a jedynie na te które wymagały poświęceń i wielkiej determinacji. Kiedy przyszedł na pogrzeb tego chłopca, ta dziewczyna była jeszcze dzieckiem…

-Puść ją – rzekł do Kenguro-sensei, marszcząc usta - Jeśli to przyniesie Ci ulgę, walnij mnie jeszcze raz.

Żywił do siebie wielką urazę za czyny, które popełnił, zresztą w dzień i nawet czasem w nocy przeklinał siebie za to. Ale nawet gdyby cofnął czas postąpiłby tak samo. Zresztą Miyabu parsknęła tylko patrząc w glebę. Starszy shinobi rozluźnił uchwyt i odszedł po chwili. Yoshiro spojrzał z ukosa na oddział ANBU, a Ci zniknęli gdzieś w cieniu dookoła nich. Pozostali ruszali w milczeniu, bez żartów, bez śmiechów i zabawy jak on sam kiedyś, za młodu. Wyruszali w niezgodzie, zawiści i ogólnej antypatii, Yoshiro musiał stwierdzić, że był fatalnym dowódcą…

Nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz prawdziwie rozmawiał. Kiedy ostatni raz rzekł cokolwiek, co nie było jedynie jakaś potrzebą czy rozkazem. Od lat nie przeprowadził już konwersacji dłuższej niż kilkanaście zdań. Pędząc po gorącym piasku przyglądał się tym młodym twarzom przez ramię. Miyabu wciąż był wściekła i odwracała tylko wzrok, . Jedynie zielonowłosy Mihei próbował coś powiedzieć, mimo, że wyglądał na równie zmęczonego tą sytuacją, co Yoshiro dzisiaj w barze. Jednak odzewem na jego słowa było milczenie reszty.


***



Trzech członków ANBU zbliżyło się do grupy po dłuższej chwili milczenia. Mihei widocznie zaciekawił się ich osobami, gdyż jego do tej pory zaspane spojrzenie, nabrało blasku.

- Przygotowałeś ludzi do podróży, Yoshiro-san ? Proszę zwracać się do mnie Kogaku. - głos dobiegający spod maski był typowo męski, z nutką specyficznej goryczy.

Kącik ust Yoshiro zadrżał nieco wykrzywiając się w dziwny uśmiech. Pamiętał o tym człowieku dwie rzeczy, jedną, że nigdy nie mógł pogodzić się z jego metodami działania, a drugą była zaszyta głęboko zazdrość, bowiem mężczyzna ten mimo przewagi kilku lat i usilnych starań nie wspiął się na rangę Jounina. W jego tonie brzmiał już pewien obraz pogardy, a może nawet lekkiego podirytowania tą misją lub jej wstępem na placu.

-Nie jestem ich niańką Kankuro, żałujesz pewnie, że to nie Twoja rola co? - odparł unosząc wyżej brwi.

- Powiedziałem chyba jasno jak masz się do mnie zwracać ? - warknął mężczyzna.- Może od razu powiadomimy cały świat o tożsamości naszych agentów ANBU, he ?!

- Och, Kankuro, czytałem o Waszej ostaniej misji i jestem zmuszony rzecz, że zawiodłeś na całej linii. To też przydałoby się zachować w tajemnicy?

- Wystarczy tego. - Odezwał się najniższy z oddziału ANBU. Jego głos był niski, zimny. Pozbawiony emocji.- Yoshiro , jesteś jouninem. Czy komuś na tym stopniu trzeba tłumaczyć wszystko jak uczniowi w Akademii ? Nie odpowiadaj. Jeśli masz taki zamiar, lepiej idź od razu przed oblicze Kazekage.

-Chciałbym Ci przypomnieć, że to właśnie w akademii uczą, że rozmowy nie przerywa się nieproszonym. - gdzieś w duchu miał niezła zabawę z tej broszki, mimo, że do niewielu odczuwał urazę to Kankuro był na pewno jednym z nich. - Gaara? To inteligenty człowiek w przeciwieństwie do Was.

Niski mężczyzna przywołał czerwonowłosego gestem dłoni.

- Podejdź.

Ruszył spokojnym krokiem, a jego szata falowała teraz na wschodnim wietrze. Kiedy Yoshiro podszedł bliżej, słońce zabłysło w szkiełkach Mihei i oślepiało go na kilka chwil. Gdy otworzył znowu oczy ujrzał gnącego się w pół Yoshiro, a zaraz po tym jego krok skierował się ku nim. Nie minęła nawet chwila, a ogłosił wymarsz.

- Zaraz , zaraz ! - zielonowłosy podniósł głos. - Najpierw mówi się nam , że do Konohy z pomocą. Później ta awantura z Miyabu... Kłótnia z ANBU...A teraz "W drogę"- zmałpował głos Yoshiro- Może tak dowiem się gdzie wyruszamy, po co , i czego do jasnej cholery mogę się spodziewać ?

Starszy ninja podszedł bliżej Yoshiro.

- Wybacz mu... Mihei jest typem sensora... I ma niepowtarzalne zdolności.

- Sam nie wiem co tu się do końca dzieje - Yoshiro spojrzał ukradkiem na oddział ANBU i zaśmiał się sam do siebie - Wygląda to na grubszą sprawę - znów zaśmiał się kręcąc głową.


- Ale chyba wiesz jakiej rangi to misja ?.... "Taichou" - ostatnie słowo Mihei wypowiedział z sporą dozą ironii.

- Misje rangi A zwykłem nazywać Agonią, a misje rangi S Snem wiecznym. -zażartował ucinając ironie - Sam wybierz.

- Więc to nie przelewki. Musimy być czujni. - Wtrąciła spokojnie Nobara.

- Podróż zajmie nam dwa dni. Po drodze przewidujemy jeden postój na odpoczynek. W nocy. - Odezwał się Kogaku. - Aby skrócić drogę, będziemy zmuszeni prześlizgnąć się przez włości klanu Hyuuga. Nie muszę chyba wiele tłumaczyć w tej sprawie ?

- Z chęcią posłucham - rzekł jakby przekornie na słowa Kankuro.

- Nasze relacje z tym klanem są dalej nieustosunkowane. Nie możemy być pewni jak zareagują na naszą obecność , jeśli ją odkryją. Dlatego musimy tego uniknąć za wszelką cenę. - zerknął w kierunku Mihei'a.- Jego zdolności mają nam w tym nieco pomóc.

-Ach tak, byakugan, czytałem o tym. - spojrzał z góry na swoje ciało - Z tego co wiem, oprócz swoich Dojutsu posługują się tylko Taijutsu? Jeśli się nie mylę, będą niegroźni.

- Obyś nie był zbyt pewny siebie... - mruknął.- W drogę !
 
Libertine jest offline  
Stary 21-03-2010, 08:56   #9
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
Mizukage wraz z Shin szli długim korytarzem. Mężczyzna zdawał się nieobecny, jego spojrzenie patrzyła gdzieś w przestrzeń przed nim. Obok szedł młody shinobi z jednostki szyfrantów. Odczytywał powoli wiadomość z wioski Konoha - tą, którą przyniósł ptak. Za plecami "kuzynostwa" wlekła się cała rada starszych z Kawayamą na czele.
- Wygląda na to, że nieszczęścia chodzą parami. - przemówił Gendou, kiedy znaleźli się pod drzwiami gabinetu, a szyfrant odczytał całą wiadomość. Chmury już znikły z nieba, a blade światło księżyca otuliło wioskę. - Konoha to przyjaciele , czy wrogowie? Czy korzystniejsza może być ich śmierć czy życie? Lecz czy śmierć kiedykolwiek może być korzystniejsza niż życie? Ach! Ile pytań, tutaj... Pod twym bladym obliczem! Panie Księżycu!- weszli do gabinetu.
Kiedy tylko to zrobili, Shin zajęła swoje zwyczajne miejsce. Chociaż przyznała przed sobą że niektóre teksty "kuzyna" nie były słowami kogoś zdrowego na umyśle. Nie mówiła mu jednak o tym. Zawsze uważała, że ściany mają uszy i lepiej nie kusić losu.
- Pewnie spotkało ich to samo, co nas, tyle że z większą stratą - powiedziała wreszcie, przeczesując włosy. - Nie dziwię się więc, że korzystają z pomocy.
Do drzwi gabinetu przez cały czas dobijał się Kawayama. Hamosha odwrócił rzucił się na swój obszerny fotel i oparł podbródek na ramieniu. Część włosów opadła mu na twarz, zasłaniając ją. Odwrócił się plecami do wejścia, rzucając spojrzenie na jakiś punkt za oknem.
- Konoha, Konoha... Byłaś tam kiedyś? Ja nie... Ale słyszałem, że mają tam piękne lasy. Szkoda aby wśród nich przelano krew... Wyobraź to sobie! Te prastare lasy, szepty sprzed tysięcy lat... To musi być piękne. Wysłać tam ANBU? Ehh... Te szepty. - przymknął zamyślony oczy.
- Byłam - przyznała po dłuższej chwili. - Troche czasu temu.
Na pewno nie była zbyt poetyczna, a marzycielska natura Mizukage w tym momencie powodowała chęć zatkania mu ust. Ilekroć tak mówił zawsze miała wrażenie, że bredzi, ale dzisiaj... Dzisiaj denerwowało ja to podwójnie. Nie była typem marzycielki.
- Zapewne się domyślasz, w jakich okolicznościach - rzuciła jeszcze po czym zupełnie niespodziewanie odgarnęła włosy z jego twarzy.
- Tak... - wyszeptał z zamkniętymi oczami.- Więc słyszałaś szepty? Tak ci zazdroszczę. - otworzył oczy, spoglądając na księżyc. - Przyjaciół miej blisko, wrogów jeszcze bliżej. Czy Konoha była i czy jest naszym przyjacielem? A może te szepty, skrywają ją lepiej niż liście? Jakie to ciekawe, iż wioska nie nazywa się Hagakure! - westchnął - Pomyśl tylko... "Skryta w listowiu"... Jeśli są przyjaciółmi, należałoby pomóc. Jeśli wrogami? Czy tym bardziej nie powinniśmy tam wysłać naszych ludzi, kiedy nam na to pozwalają? Ba! Proszą się... Hagakure, Hagakure... Może posadzić wiśnie w swoim ogrodzie? - dopiero po tym pytaniu spojrzał na nią, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
Nadal nie wiedziała, o co mu chodzi. To mówienie zagadkami i niezrozumiałymi alegoriami trochę ją meczyło, zmuszało do myślenia nad tym, co miał na myśli. Męcząca sprawa...
- Posadzić zawsze można - rzuciła z pozoru niedbale, nie dając po sobie poznać, jak bardzo chciała, żeby zaczął mówić mniej kwieciście. - Sztuką jest odpowiednia pielęgnacja i troska. Ale to nie pomoże, jeśli klimat wciąż targa biednym drzewkiem... Kogo więc tam wyślesz?
Jej dloń została w pobliżu jego włosów. Czasami miała taki głupi odruch, kiedy przechodziła do bardziej rzeczowych treści.
- Nie lubię roślin, które trzeba pielęgnować bardziej niż ludzkie serca ... - na jego nieskazitelnej twarzy pojawił się na krótką chwilę grymas.- Nie. Wiśnie to zły pomysł. Dajmy szansę chwastom. Pójdziesz ty i rodzeństwo Gokai.
- Ja...? - na chwilę wstrzymała oddech.
Miała, co chciała. A chciała przecież, by coś sie zaczęło dziać i by mogła w tym uczestniczyć. Miała doskonałą okazję, by z kimś popracować. Chociaż w większosci przypadków pracowała sama.
- Nie wiem, czy porównanie do chwasta mam uznać za komplement - powiedziała po dłuższej chwili milczenia. - Mogę przypuszczać, że zatęsknisz za tym jednym "chwaścikiem"? - chyba zbytnio się podekscytowała nadchodzącą akcją...
- W przyrodzie wszystko ma swoje miejsce. Czy bez chwastów, kwiaty byłyby kwiatami? - znowu odpłynął. - Tak. Chwasty są silne, kwiaty piękne. Chwasty zabijają kwiaty swoim zdecydowaniem. Bądź zatem jak chwast! I unikaj zręcznej dłoni ogrodnika. - zaśmiał się cicho. W tym momencie do gabinetu wlazł rozjuszony Kawayama.
- Ile można mnie trzymać przed drzwiami! Jestem członkiem rady, do diaska! - pozostali członkowie tejże rady wcisnęli głowy za próg.
Zastanawiała się, jak Mizukage wytrzymywał z tym narwańcem. Gdyby to była ona, Kawayama juz dawno skończyłby z czymś ostrym w gardle bądź w mózgu przez oko. Oj, nie lubiła go nawet jeszcze bardziej, niż wcześniej.
- Nii-sama - zauważyła, przesuwajac dłonią po jego ramieniu jakby chciała w ten sposób ściagnąć go do rzeczywistości. - Rada najwyraźniej ma jakieś pomysły, które nie mogą czekać...
- Uważaj na słowa! - pogroził starzec.
- Kawayama-san...- Mizukage odwrócił się przodem do drzwi. - Skoro już się wprosiłeś, jak mogę ci pomóc?
- Nie zgadzam się na wysłanie kogokolwiek do Konohy! Nikogo. Teraz trzeba zadbać o bezpieczeństwo naszej wioski, ale taki gówniarz jak ty, tego nie zrozumie... Nie wiesz jak się prowadzi wojnę! Ba! Nie chcesz wiedzieć, bo nie słuchasz starszych ...
- Kawayama-san... prosiłem abyś nie podnosił na mnie głosu... - pomasował się po skroni. - Cóż za utrapienie. Dziękuje za twoje pełne energii uwagi. Na pewno wezmę je pod uwagę, podejmując już podjętą decyzję.
- Bezczelny... -jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Kawayama-san - tym razem odezwała się Shin. - Jeśli planujesz zaatakować Nii-samę, będzie ci to poczytane jako zdrada. Wiedz też, że i ja stanę ci na drodze, gdyż znasz mój obowiazek. Jeśli masz jeszcze trochę rozsądku, uspokój się i odstąp.
Powiedziała to pozornie niedbale jednak spojrzenie, jakie mu rzuciła, mogło wywołać ciarki na plecach. Przynajmniej u mniej doświadczonych shinobi.
- Głupia kobieto ... - mruknął - W takim razie ja również będę musiał podjąć odpowiednie kroki... - odwrócił się pięcie , po czym wyszedł.
- Miej go na oku... i znajdź rodzeństwo Gokai.
Wyszła, poprzedzajac to jedynie lekkim ukłonem. Cos czuła, że podstawowe potrzeby ciała pozostaną niezaspokojone dzisiejszej nocy.
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...
Sani jest offline  
Stary 23-03-2010, 21:29   #10
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Przed gabinetem Mizukage panowała wrzawa. Wszyscy radni i ważniejsi joinini z wioski dyskutowali między sobą o tym, co nastąpi dalej. Znany wszystkim obywatelom Kawayama wyszedł właśnie z gabinetu z dość nietęgą miną. Szybko przywołał do siebie gestem kilku członków rady i wyszeptał coś w ich kierunku. Na ich twarzach również pojawiło się zniechęcenie.
Kannouteki przeszła między starszymi z niewielkim zainteresowaniem. Niespecjalnie interesowały ją sprawy Kirigakure, a poza tym większość tych pryków miała skłonności do przesady i często denerwowali się błahostkami. Kunoichi rzuciła tylko kilka nieprzychylnych spojrzeń tym, których mniej lubiła. Otworzyła drzwi i ukłoniła się delikatnie.
- O! Przybyła do mnie tej nocy i kochana Chryzantema! - Mizukage uśmiechnął się szeroko, po czym uniósł dłoń w geście powitania. - Powiedz, jak się spisałaś?
- Nie było specjalnych problemów - odrzekła zdawkowo zastanawiając się czemu znowu ją tak nazwał. - Wszystkie obiekty wyeliminowane - w jej głosie dało się wyczuć pewną niechęć i przekąs. Mówiła tak zawsze i wszyscy, którzy mieli z nią kontakt, zdążyli się do tego przyzwyczaić. Pozostawiało to dość negatywne i nieprzyjemne wrażanie. Rozmowy toczyło się z nią jakby w nienawiści. Nawet teraz kiedy swoje słowa kierowała do Mizukage, którego lubiła i szanowała, bo nigdy nie męczył jej nadmiarem pytań i umiał uszanować sposób bycia, była deczko opryskliwa.
- Wspaniale, wspaniale. W wiosce, jak zapewne zdążyłaś zauważyć, wrze niczym w kotle. I tutaj pojawia się kolejne zadanie. Lecz jeszcze twój wspaniały brat jest mi potrzebny... Już po niego posłałem… - wypowiedział potokiem.
"Misja z Kanashiim?!" - podniecenie ogarnęło na chwilę dziewczynę. Niezwykle ceniła brata i każda możliwość obcowania z nim, a tym bardziej obserwowania go w trakcie misji była dla niej cudownym doświadczeniem. Uważała go za geniusza i była dumna, że jest jego uczennicą... jedyną. Bardzo często bywała o niego zazdrosna co chyba szybko pojął i od dłuższego czasu poświęcał się tylko i wyłącznie jej. Czasami powodowało to wyrzuty sumienia u młodej kunoichi, ale wmawiała sobie, że to nie prawda, że tylko jej się tak wydaje.
- Wspaniały księżyc... - rzucił jeszcze przelotnie Gendou spoglądając za okno. W tym momencie do gabinetu wszedł Kanashii Metsuki, brat dziewczyny.


- Kaname-kun! - przywitał go swoim zwyczajowym zdrobnieniem Mizukage. Chłopak ukłonił się głęboko, po czym zmierzył badawczym spojrzeniem Kannouteki. Spodziewał się pewnie, że ta znowu narobiła jakiś problemów, jednak jej wyraz twarzy szybko go uspokoi.
- Wybacz opóźnienie – rzekł kierując wzrok powrotem na sylwetkę Kage.
- Czy rwąca rzeka lepszym jest przyjacielem niżeli spokojny strumień? Ale może wyjaśnijmy twej siostrze, cóż się wydarzyło tej nocy? - zagadki i filozofia - czasami był nawet fascynujący.
- Wioska została zaatakowana przez nieznanych shinobi - wyjaśnił jej zwięźle i szybko swoim spokojnym głosem.
Kannou przyjęła informację bez specjalnych emocji. Nie była przywiązana do Kirigakure, a nawet gdyby była to nie miałaby się o co bać. Wiedziała, że niewielu może zagrozić wybitnym shinobi mgły, a zwłaszcza jej Kage. Zresztą jej umysł zajmował się czym innym. Całkowicie opanowała ją euforia związana z faktem, iż już niedługo wyruszy na misję z Metsukim. Na jej twarzy gościł jednak nadal nic nie mówiący, zimny wyraz. Nie dała po sobie poznać ani radości, ani braku zainteresowania sprawami Kiri.
- Podobny los spotkał również Konohę, z której to dotarła do nas wiadomość z prośbą o pomoc – podjął Mizukage. - Dalej targają mną wątpliwości, jednak czy taki akt dobrej woli nie będzie właściwym posunięciem? W tych czasach każdy przyjaciel jest niczym złota moneta w niemal opustoszałej sakwie! – ciągnął dalej spokojnym głosem. Kannou czasem wydawało się, że jego słowa płyną jak strumień… Co za głupie porównanie! - Chciałbym abyście razem z Shin-chan wyruszyli tam. I pomogli jak to tylko możliwe - oparł brodę na dłoni zaciśniętej w pięść. - Ehh.. Jakie wspaniałe przygody muszą na was czekać! Cóż za zagadki! Tajemnice!.. – ostatnie słowa prawie wykrzyczał dając się ponieść narastającemu podnieceniu – jakże wiele dać może sama wyobraźnia – szybko jednak wrócił na ziemię i westchnął umęczony:
- Brakuje mi ich...
Zarówno Kannou jak i jej brat zignorowali marzycielstwo Mizukage. Nie zwracali uwagi na jego odmienności tak jak on nie zwracał na ich - prosty układ. Oboje przytaknęli tylko kiwnięciem głowy gdy wspomniał o misji.
- Musicie też zrozumieć jak wiele od was zależy - rozsiadł się wygodnie w fotelu. - Dobrze wiemy jakie łączą nas stosunki, prawda? – wiedzieli doskonale - Ale tam wasz głos będzie musiał się równać mojemu. Zadbajcie zatem, by był to głos jednakowy. W każdym z was… - jego badawcze spojrzenie mierzyło ich przez chwilę. - I bądźcie gotowi ponieść za niego odpowiedzialność...- na krótką chwilę ton mężczyzny przepełniła groza, szybko powrócił jednak wesołek, którego znali na co dzień. - Saa... Macie godzinę na przygotowanie się. Oczywiście, jeśli nasza Chryzantema czuje się na siłach po powrocie?- popatrzył ze szczerą troską na dziewczynę.
- Możesz na nas liczyć Mizukage-sama - rzekł Kanashii nie czekając na odpowiedź siostry. - Czy to już wszystko?
- Naturalnie – odparł oglądając się z uśmiechem na różowowłosą kobietę stojącą za jego plecami - Shin-chan spotka się z wami przed główną bramą.
- Rozumiem - odparł Metsuki. Kiedy rodzeństwo było razem to Kanashii zawsze zabierał głos, a Kannouteki po prostu niemo się zgadzała. Miała ogromny szacunek do brata i wielce mu ufała.
Towarzystwo Shin było kunoichi bardzo nie na rękę - po pierwsze nie przepadała za dziewczyną (jak zresztą za większością ludzi), a po drugie ograniczało to jej możliwości, a także możliwości brata co równać się niestety musiało z tym, że nie będzie miała okazji zobaczyć wachlarza jego technik w pełnej okazałości.
Oboje ukłonili się delikatnie i obrócili na pięcie opuszczając pomieszczenie.

- Jak misja – zapytał troskliwie. Tylko w swoim towarzystwie bywali ciepli i mili. Niezwykle otwarci i czuli – kompletnie nieodpoznania.
- Świetnie – odparła uśmiechając się ciepło Kannou.
- Wydaje mi się, że będziemy musieli poćwiczyć. Zastanawiam się nad wprowadzeniem Cię w krąg sekretnych technik klanu – wzrok młodego ninja beznamiętnie wlepiał się w gęstą mgłę naokoło.
- Naprawdę!? – w głosie młodej kunoichi pojawiła się iskierka młodzieńczości i witalności, którą zazwyczaj tryskają jej rówieśnice, a której ona dawno się wyrzekła.
- Zastanawiam się jeszcze nad tym – odparł z lekkim uśmiechem Metsumi. – Zastanawiam się…
- Jesteś podły!
Ich stopy bezszelestnie odbijały się od dachówek budynków, po których się przemieszczali. Niewielkie kropelki zrosiły całkowicie ich oblicza i biegli teraz całkowicie mokrzy. Nie zwykli jednak poruszać się w tym obcym mieście po uliczkach, woleli w nim spędzać jak najmniej czasu. Jedyną oazą był dom w starym, tradycyjnym, rodzinnym stylu.

***

Shin już czekała na towarzyszy misji. Przyczepione do rękawa zwoje - i tylko one - mogły świadczyć, że się gdzieś wybiera. Miała pewność, że będzie to droga przez mękę.
Stopy rodzeństwa delikatnie uderzyły o grunt. To jak bezszelestnie się poruszali mogło zrobić wrażenie nawet na doświadczonych shinobi. Czarne, luźne stroje obojga delikatnie falowały na spokojnym wietrze. Byli prawie niewidoczni. Stali tak chwilę w ciszy, ramię w ramię. Zdawało się, że cały ich ekwipunek stanowi broń; u Kanashiego przewieszona na skos przez plecy katana, a u jego siostry dwa wakizashi w okolicach pasa. Poza tym podstawowy ekwipunek ninja taki jak noże kunai. Cały bagaż spoczywał zapieczętowany w kieszeni siwego jounina. Nie był duży. Zaledwie kilka ubrań na zmianę.
- No nareszcie - westchnęła jakby z ulgą różowowłosa. - Pomyślcie, piętnaście minut wcześniej i już moglibyśmy być kilkanaście kilometrów od wioski... – irytacja i sceptycyzm aż oblepiały jej słowa, rodzeństwo przemilczało je jednak mimo tego. Choć Kannou chciała zauważyć, że to raczej Hamosha będzie opóźniała podróż to powstrzymała się. Wiedziała, że jej bratu nie podoba się gdy daje się wciągnąć w kłótnie, czy zaczepki.
- Możemy ruszać? - zapytał spokojnie Kanashii spod swojej maski. Wypowiadając te słowa nie spojrzał nawet w stronę Shin, jego wzrok utkwił gdzieś na znajdujących się w oddali koniuszkach drzew.
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...

Ostatnio edytowane przez Kroni.PJ : 23-03-2010 o 21:54.
Kroni.PJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172