Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2009, 00:11   #11
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Kapral Tim O'Donell
Pierwszy szok minął równie szybko jak się pojawił. O'Donell zdawał sobie sprawę, że musi kontrolować swoje odruchy i lęki, tylko to dawało mu choć cień szansy na przeżycie w tym piekle.
Udało mu się co prawda wylądować, ale to przecież nawet nie połowa drogi i zadania, która czeka go dzisiejszej nocy.
Zadanie było dość ogólne, jakby ktoś przewidział to jak ich rozrzuci przy lądowaniu.
To była trudna decyzja, ale kapral nie miał wyjścia. Widział, że szeregowy jest wstrząśnięty i w takim stanie nie na wiele mu się przyda. Poruszanie się dalej samemu także nie gwarantowało sukcesu, ale dawało choć nadzieję że się uda.

O'Donell ruszył, sprawdziwszy uprzednio broń. Czołgał się osłonięty przez krzaki w stronę gniazda ckm-u. Huk wystrzeliwany seriami pocisków był ogłuszający i przyprawiał o dreszcze. O'Donell nie wiedział dlaczego akurat ten dźwięk tak bardzo wbija mu się w duszę.
Czołgając się cały czas z głową przy ziemi, obmyślał plan co dalej zrobić. Mimo przejściu już kilkunastu metrów nie spotkał nikogo ze swoich.
- To niemożliwe - krzyczały jego myśli.
Uniósł ostrożnie głowę powyżej lini żywopłotu. Znajdował się zaledwie dwadzieścia metrów od niemieckiego stanowiska obrony. Aż trudno było uwierzyć, że szkopy dały mu spokój i najwyraźniej uwierzyli, że nie żyje.
To co ujrzał mu zmroziło mu krew w żyłach. Przed nim znajdowało się stanowisko niemieckiej obrony przeciwlotniczej. Obłożone workami z piaskiem stało dumnie wymierzone w niebo pełne alianckich samolotów i spadających niczym conffetti spadochroniarzy. Jeden rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić że działo sieje krwawy postrach zarówno wśród samolotów i ludzi. O'Donell nie raz widział już to działo i nie raz o nim słyszał na szkoleniach. Oto stało przed nim w całej okazałości legendarne działo Flak 36, kaliber 88mm.
Przy każdym wystrzeliwanym pocisku powietrzę przecinał przejmujący do szpiku kości nieprzyjemny dźwięk.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bVPLdRReUZ8&feature=related[/MEDIA]
Kapral stwierdził ze zdziwnieniem, że załoga działa jest osłabiona, bo składa się tylko z czterech ludzi. Dawało to szansę na podjęcie jakiś działań, trzeba było tylko to dobrze rozegrać.


Szeregowy Steven "Kruk" Learndor
Learndor czołgał się dalej wśród krzaków. Nadal nie miał pewności czy patrol zauważył go lub kogokolwiek innego ze spadających w pobliżu spadochoroniarzy. Nie mógł pogodzić się z myślą, że zostawił kolegę na śmierć. To czy mógł mu pomóc pozostawało kwestią dyskusyjna i pewnie będzie prześladować go do końca życia, przecież sytuacja mogła wyglądać całkowicie odwrotnie. To on mógł leżeć w kałuży własnej krwi, dogorywający i wołający o pomoc. Czy Peterson też by go zostawił?
Nie mógł już nic zrobić patrol był zbyt blisko by ponownie wychylać się z krzaków i ryzykować własną śmierć.
Niemiecki motocykl już był na tyle blisko, że widać było już światła jego reflektorów na drodze. Kruk zamarł z przerażenia. Czuł jak ręcę mu drżą. Przygotował broń i ułożył się w odpowiedniej pozycji do strzału.
Rozpędzony patrol właśnie przemknął tuż koło ukrytego w krzakach szeregowego. Ten jednak zamiast otworzyć ogień zamarł. Wstrzymał oddech i modlił się w duchu, by pojechali dalej. Czuł, że jego ciało odmawia mu posłuszeństwa. Choć myśli duch krzyczały, by coś zrobił ciało pozostało głuche na te rozkazy. Leżał sparaliżowany na wilgotnej ziemii i obserwował z przerażeniem jak motocykl zwalnia. Wyglądało jednak na to, że zatrzymają się przy Petersonie.
Wtedy stał się cud, bo tylko tak można to określić. Kruk nie mógł uwierzyć, że jego kumpel miał tyle sił i odwagi by to zrobić. Nie pojęte było skąd znalazł sobie tyle sił. Kruk zauważył tylko jak Peterson rzucił pod koła motocykla granat. Czas jakby nagle zwolnił. Wszystko było takie wyraźne i przejrzyste. Learndor widział to wszystko i nadal leżał bezczynnie. Kierujący motocyklem niemiecki żołnierz skręcił gwałtownie w lewo, próbując oddalić się od nieuchronnej eksplozji. Jego manewr być może ocalił mu życie, ale jego kolega siedzący w koszu nie miał tyle szczęścia. Motocykl przewrócił się na bok dwóch niemieckich żołnierzy odleciało w przeciwnych stronach. Nie było wątpliwości, że ten który wylądował na drodze nie żyje. Siła wybuch oderwała mu rękę i wyrwała ogromną dziurę w klatce piersiowej. Kierowca który w ostatnim momencie rzucił się w krzaki przeżył i teraz próbował szybko się ukryć i znaleźć bezpieczną kryjówkę. Szeregowy Learndor stracił go z oczu, ale po chwili usłyszał serię z karabinu i krzyk dobiegający z drogi.


Szeregowy Greg ‘Black’ Sheen
Czy ja jestem tchórzem? To pytanie kołatało sie w głowie młodego szeregowego, gdy biegł po francuskim polu. Wolał uciec przed niemieckim patrolem i ukryć się w bezpiecznym miejscu niż zaryzykować atak. A tam na drodze został przecież ranny żołnierz. Jego towarzysz broni, być może kolega.
- To mogłem przecież być ja, kurwa! - rugał się w myślach.
Pocieszał się tylko tym, że przecież nie był jeszcze przygotowany do walki, a odległość do drogi była dość znaczna. Czy jednak było to wystarczające usprawiedliwienie?
Greg przebieg kilkadziesiąt metrów i rzucił się na ziemię, gdy usłyszał że niemiecki motocykl jest niebezpiecznie blisko. Lepiej było nie rzucać się w oczy. Słyszał wszystko wyraźnie. Cały dramat jaki rozegrał się na drodze. Najpierw patrol zwolnił, a chwilę później powietrze wypełnił huk eksplozji granatu. Minęły dwie, może trzy sekundy gdy seria z automatu pozbawiła kogoś życia. Greg leżał twarzą do ziemi słuchając tego wszystkiego i zastanawiał się co teraz.


Porucznik Patrick George Kelly
Maszerowanie w przemczonym mundurze nie należało do najprzyjemnieszych rzeczy. Porucznik Kelly cieszy się jednak z tego że żyje. Brakowało przecież tak niewiele, a wojna skończył by się dla niego zanim tak naprawdę się zaczęła. Idąc wraz z sierżantem Montanom w stronę drzew, zastanawiał się czy ktoś z dowództwa przewidział taki rozwój wypadków. Wyglądało na to, że nic z zaplanowanych przed inwazją rzeczy się nie sprawdziło. Starcili wiele samolotów i szybowców, a przede wszystkim ludzi. Sprzęt można odbudować i uzupełnić, ale ludzi nic nie zastąpi. Kelly dokładnie pamiętał słowa prowadzącego kurs oficera, jeszcze w Stanach. "Nie macie nic cenniejszego niż życie waszych ludzi. Chrońcie je za wszelką cenę. Każdy pojedynczy żołnierz jest bezcenny dla armii"
Gdy słyszał je po raz pierwszy, to wydawało mu się że trącą strasznym patosem, ale teraz... Teraz widział, że każdy kolejny spadochroniarz którego spotkają zwiększy ich szanse przeżycia na obcej i wrogiej ziemi.
Odnalezienie kogokolwiek w tych warunkach było jednak nieprawdopodobnie trudne. Rozrzuceni w promieniu wielu kilometrów, nieznający terenu, po wrogim ostrzałem, nie mieli na kogo liczyć.
- Czy cała inwazja nie zakończyła się już właśnie teraz? Czy mamy jeszcze jakieś szanse na powodzenie misji? - zastanawiał się Kelly.
Odrzucił jednak od siebie czarne myśli, mieli wszak zadanie do wykonania. Trzeba było zostawić rozterki i rozmyślania na inny czas. Teraz konieczne było działanie.
Porucznik Kelly pomyślał jeszcze o żołnierzach, którzy teraz są na morzu i za parę godzin będą forsować francuskie plaże, bez wsparcia jego ludzi będą skazani na porażkę. Trzeba było zająć drogi prowadzące na plaże i nie dopuścić, by Niemcy przesłali nimi wsparcie dla obrony wybrżeża.
Parę metrów przed linią drzew obaj żołnierze padli i zaczęli się czołgać. Jak się okazało przed nimi ciągnęła się wiejska droga. Nie była to na pewno główna droga prowadząca na plaże, ale dzięki niej będzie można określi swoje położenie.
Porucznik Kelly wraz z sierżantem Montanom zalegli w przedrożnym rowie.
- Diego obserwuj drogę, ja poszukam mapy.
- Tak jest - odparł sierżant.
Kelly wyjął przemoczoną mapę i w bladym świetle księżyca próbował choć w przybliżeniu zlokalizować swoje położenie. Miał jednak za mało danych by precyzyjnie wskazać miejsce w którym się znaleźli.
- Niech pan spojrzy, panie poruczniku.
Montana wskazał ręką na drogę. Zza zakrętu wyjechał niemiecki patrol motocyklowy. Obaj zareagowali automatycznie, sięgając po broń i przygotowując się do walki. Nie było to jednak konieczne, gdyż jak się okazało w przydrożnych krzakach odalonych od nich o jakieś dwieście metrów, najwyraźniej znajdowali się ich koledzy. Ktoś cisnął granat pod koła motocykla i ten wyleciał w powietrze. Po chwili słychać, było jeszcze tylko krótka serię z automatu, po czym walka ucichła.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 09-12-2009, 20:18   #12
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Greg robił długie kroki. Czym prędzej chciał uciec z tamtego miejsca. Szedł nisko pochylony. Głowa wrzała mu od przeróżnych myśli. Nie było czasu na kalkulację, zrobił to, co nastąpiło instynktownie. Ratował życie, swoje, kurwa, życie. Gdy był już daleko od feralnego miejsca uspokoił się. Prócz wszechobecnego hałasu wojny, było cicho i spokojnie. Serce biło okrutnie szybko, tak samo jak oddech dopraszający się o chwilę postoju i odrobinę powietrza.

Puls powoli zwalniał.. strach odpływał. Sheen przystanął i spojrzał za siebie. Drzewo, z którego zwisały linki z czaszą spadochronu wcale nie znajdywało się daleko. To idiotyczne uczucie czasu kazało myśleć Blackowi, że przebył już maraton..., zaklął cicho pod nosem.

W tej chwili nastąpił wybuch. Black spojrzał w jego stronę szklistymi oczami. Jasna poświata uniosła się nad żywopłotem.Strach, którego nieco wcześniej żołnierz się pozbył, spadł teraz na niego ze zdwojoną siłą. Chłopak chciał krzyczeć, szalenie wrzeszczeć z przerażenia. Na szczęście nie postradał zmysłów, resztki rozumu kazały mu siedzieć cicho i coś zrobić. Ostentacyjnie padł na ziemię. Zaczął się powoli czołgać w stronę eksplozji... jednak strzały ze schmeissera skutecznie przygniotły go do gruntu. W chaotycznych myślach rozgrywał się przetarg na ustalenie relacji tego, co tam zaszło. Strzelali.. na... na pewno.. Sz.. Szkopy! Przecież żadna nasza b-broń tak nie brzmi...

Greg jeszcze przez dłuższą chwilę leżał przyszpilony do ziemi. Blady strach powoli go opuszczał. Z drogi nie dochodziły żadne odgłosy. Teraz bił się z myślami następnego ruchu. Coś powinien zrobić, wiedział o tym, tylko co?

Zacisnął zęby. Ręka wciąż go bolała, ale zdołał w niej utrzymać Garanda i skutecznie przycelować. W pozycji w pół stojącej zaczął zbliżać się do miejsca eksplozji. Pewnie okoliczne ekscesy przyciągną uwagę okolicznych spadochroniarzy. A nuż trafi na kogoś, ze swojego oddziału. Leżący spadochroniarz już na pewno nie żył... "Czy przeze mnie.. nie, nie sądzę. "

Black był coraz bliżej żywopłotu, podkradł się bardzo zręcznie i trzymając karabin w ręce chciał wyjrzeć na drogę w celu zbadania całej sytuacji jaka miała miejsce..
 
Maciekafc jest offline  
Stary 10-12-2009, 14:27   #13
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Strach był wszechobecny. Tyle miesięcy przygotowań ... lata spędzone na West Point, wszystko miało go przygotować do wejścia do walki i objęcia roli lidera ... dopiero jednak kiedy jego buty dotknęły stałego gruntu zdał sobie sprawę, że to wszystko było ułudą. Teraz zrozumiał słowa swojego ojca i swoich dziadków: "Prawdziwego żołnierza można poznać dopiero w momencie gdy wejdzie na pole walki". Te wszystkie ćwiczenia ... oczywiście istniało prawdopodobieństwo wypadku, ale nikt nie brał go na serio. To była tylko zabawa ... jasne przydatna gdyż miała wyrobić pewne odruchu, ale nadal tylko zabawa. Tutaj ... na tym polu we Francji zdał sobie sprawę, że błąd może tutaj drogo kosztować ... może stracić nie tylko swoje życie, ale także swoich podwładnych.

Był jednak człowiekiem odważnym. Teraz zrozumiał prawdę w słowach, że prawdziwą odwagą jest pokonanie swojego strachu. Wiedział, że liczy na niego wielu ludzi ... przynajmniej podwładni z jego plutonu, którzy mieli nadzieję, że przyprowadzi ich żywych do domu. Nie mógł mieć wątpliwości, teraz nie miało to znaczenia. W wojsku nauczyli go wypełniać zadanie i miał zamiar to zrobić. Nawet jeżeli inwazja miała okazać się nieudana, to on miał zamiar zrobić swoją część, żeby jej pomóc.

Jego rozmyślania zostały przerwane przez pojawienie się Niemców ... i ich szybkim zniknięciu. Wydawało się, że nie byli tutaj sami. To dobrze ... im więcej ich tym mieli większe szanse na przeżycie i wykonanie swojej roboty. Gestem pokazał Diego, żeby ruszył za nim.

200 metrów to nie było tak dużo, musieli jednak pozostawać ostrożnym. Gestem ręki pokazał sierżantowi miejsce, które miał zająć aby w razie czego ostrzelać krzaki, z których prawdopodobnie padły strzały. Sam Patrick podkradł się jeszcze nieco bliżej. Nadal schowany za naturalną "florą" Normandii Porucznik podniósł się na jedno kolano i na wszelki wypadek delikatnie podniósł swojego Thompsona

-Piorun! - krzyknął na tyle głośno, żeby usłyszeli go znajdujący się w krzakach ludzie. Nie było sensu w tym momencie używać "świerszczy" raczej ich przeciwnicy mogli się domyślać gdzie oni są. A w kanonadzie przeciwlotniczej, raczej i tak trudno było ich usłyszeć. Był gotowy otworzyć ogień gdyby nie otrzymał odpowiedzi ... serce zaczęło mu bić szybciej ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 18-12-2009, 23:34   #14
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim z wielką ostrożnością zbliżał się do stanowiska armaty przeciwlotniczej. Udało mu się pod osłoną żywopłotu dotrzeć dość blisko. Teraz ostrożnie unosząc głowę i prawie wstrzymując oddech. Widok, który ujrzał nieco go zaskoczył. Obsługa działa składała się z czterech osób, o dwóch mniej niż zwykle. Samo stanowisko wyglądało na prowizorycznie zorganizowane, jakby w pośpiechu przestawiali osiemdziesiątkę osemkę. Niemniej jednak ogień prowadzili bez przerw, a trzech, bardzo młodych chłopców w wieku około szesnastu lat, pod dowództwem starszego oficera, raz zarazem posyłało w niebo posłańca śmierci.

Tim znał siłę i precyzję działa kalibru 88 mm. Służyły zarówno jako broń obrony przeciwlotniczej, jak i jako armata przeciwpancerna. Była cholernie skuteczna, a jej pociski radziły sobei z prawie każdym pancerzem.

Ręką namacał dużą, owalną torbę na plecach. Ostrożnie wyjął z niej, ważący około kilograma ładunek. Granat Gammona był ich jedyną broną na „cięższe” przypadki. I jego musiał teraz użyć do zniszczenia działa wraz obsługą. Nie miał peemu by ich wykosić serią, a dla jego Spriengfilda, to był zdecydowanie za bliski dystans. Zresztą, gdzieś tu musiał być w pobliżu bunkier dowodzenia i kierowania ogniem. Nie chciał się więc niepotrzebnie wystawiać Szkopom.

Przekręcił zawleczkę i wyciągnął zabezpieczenie. Rzucił go mocno prze żywopłot, wprost w centrum wrogiego umocnienia. Zaraz potem zaczął się błyskawicznie odczołgiwać w kierunku w z którego przybył. Musiał to zrobić szybko… Kilka sekund później potężny wybuch kilograma TNT, wstrząsnął okolicą.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 06-01-2010, 15:12   #15
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Steven kulił się z krzakach, nie myślał, jedyne co teraz czuł to strach. Wszędzie w koło kanonada artyleryjska, kule śmigały w niebo. A steven dalej kulił się w krzakach.

Nie wiedział co ma robić więc po prostu siedział. Nagle usłyszał „piorun”.

„Bogu dzięki nasi”- pomyślał steven.

Grzmot- Odkrzyknął z radością w głosie. Jeśli mógł się z czegoś cieszyć to chyba tylko z tego że wreszcie spotkał kogoś kto żyje i jest mu przyjazny.

Steven skulił się trochę niżej i zapalił jednego lucky strike’a, szansa że wrogowie go zobaczą była nikła, a on musiał sobie zapalić. Normalnie by się napił, ale teraz musiał zapalić.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 21-01-2010, 08:54   #16
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Szeregowy Greg Sheen
Strach go nie opuszczał. Od momentu, gdy wyskoczył z samolotu czuł nieustające napięcie i lęk. Dopiero z chwilą wylądowania zdał sobie sprawę, że szkolenie w żadnej mierze nie oddaje tego co dzieje się w czasie walki. I choć pamiętał, że oficerowie prowadzący kursy nie raz powtarzali jak ważne jest radzenie sobie ze stresem, to dopiero teraz zrozumiał co tak naprawdę mieli na myśli. W czasie przygotowań każdemu z nich wydawało się, że ze stresem są obeznani jak mało kto i że poradzą sobie. Greg też tak myślał, ale teraz... Teraz gdy leżał tuż przy żywopłocie i zobaczył zniszczony motocykl i trupy na drodze, zaczął mieć wątpliwości.
- Czy podołam? Czy nie zawiodę? - pytania przemknęły przez głowę szeregowego.
Był sam, ci który wylądowali w jego pobliżu już nie żyli.
- Co robić? Co robić?
Spróbował zebrać myśli i przypomnieć sobie co mówili na szkoleniu. W założeniach wszystko miało wyglądać inaczej. Mieli lądować grupami i szukać dowódców swoich drużyn i plutonów. Wiatr jednak był zbyt silny, by tak optymistyczny plan mógł się powieść. Na domiar złego wielu chłopaków zginęło jeszcze w czasie lotu.
Wtem usłyszał krzyk w nie dużej odległości. Krzyk jakże znajomy i bliski sercu.
- Piorun!
- Grzmot! - padła po chwili odpowiedź.
Greg ucieszył się jak małe dziecko na widok św. Mikołaja. A jednak nie jest sam. Co za szczęście! Co za radość!
Nagle zobaczył coś co go zmroziło mu krew w żyłach. Po drugiej stronie drogi, skąd padł odzew, zobaczył płomień zapalniczki a po chwili błyszczący żar papierosa.
- Co za kretyn! - krzyczał w myślach szeregowy.
I wtedy usłyszał serię z karabinu. Strzelał ktoś bardzo blisko. Greg odwrócił się w stronę skąd dobiegał głos i wtedy go zobaczył. Młody niemiecki żołnierz leżał ukryty w krzakach niecałe dwadzieścia metrów od niego. Strzelił do jego kolegi, który zdradził swoja pozyjcę, najpierw krzykiem a później odpalanym papierosem.



Szeregowy Steven "Kruk" Learndor

Strach sparaliżował go całkowicie. Najpierw zostawił kolegę na pastwę losu, a gdy ten ostatkiem sił zaatakował niemiecki patrol, przyległ do ziemi i nie miał nawet sił oddać strzału. Kule śmigające mu nad głową ostatecznie przybiły go do wilgotnej ziemi. Serce waliło mu jak młot. Był kompletnie zdezorientowany, nie wiedział co ma robić, gdzie iść. I wtedy usłyszał zbawienny okrzyk:
- Piorun!
Bez chwili wahania odkrzyknął z całych sił:
- Grzmot!
Poczuł się nagle o wiele bezpieczniej. Nie jestem sam w tym piekle. Już za chwilę spotka się kto żyje i jest mu przyjazny. Nareszcie. Musiał odreagować i choć na chwilę się uspokoić. Mogły mu dać to tylko dwie rzeczy, łyk dobrej whisky lub papieros. Chętnie by się napił, ale nie miał ani kropli przy sobie. Za to miał otwartą przed wylotem paczkę lucky strike'ów. Pochylił się niżej z nadzieję, że nikt go nie zobaczy. Odpalił zapalniczkę i zaciągnął się kojącym dymem.
Wtedy usłyszał przeraźliwy świst który zaatakował jego uszy. Wraz z ogłuszającym hałasem, poczuł ogromny ból w lewym ramieniu. Odrzuciło go i upadł na plecy. Ledwo zapalony papieros potoczył się w trawę. Przerażony spojrzał na swoje ramię. Zobaczył dziurę po kuli i powiększającą się z każdą chwilą plamę krwi. Czuł pulsujący ból i ogromny ucisk. Wyglądało na to, że kul utkwiła mu w ciele.
- Nie dobrze - pomyślał.


Porucznik Patrick George Kelly
W napięciu czekał na odpowiedź. Czas jakby zwolnił tysiąckrotnie. Wydawało się, że każda sekunda ciszy trwa lata.
- Grzmot! - usłyszał w końcu.
Jego zmysły były tak wyczulone, że w ciągu tej chwili zdołał zlokalizować krzyczącego kolegę. Niestety nie tylko on.
Po przeciwnej stronie drogi porucznik Kelly dostrzegł błysk wystrzałów z karabinu. Już miał oddać strzał, gdy odgłos silnika za plecami przyszpilił go do ziemi. Diego schowany po przeciwnej stronie miał lepszy widok. Ustalonymi sygnałami przekazał mu, że w ich stronę zbliża się transporter.
YouTube - Panzer Grenadiers move into position
Oznaczało to tylko jedno, sporo kłopoty.


Kapral Tim O'Donell

Tim wyrzucił ładunek i przyległ do ziemi. Huk eksplozji zmieszał się z wrzaskiem rannych żołnierzy. Wyrzucony w górę piasek opadł na kaprala drobnym pyłem. Instynktownie zamknął na chwilę oczy, by chronić je przed drobinami opadającego piasku.
Sądząc po jękach bólu i krzyku niemieckich żołnierzy wyrzucony przez niego granat zadziałał prawidło.
- Hilfe!
Wołanie o pomoc mieszało się z jękami żołnierzy wzywających na przemian swoje matki i Boga.
Tim zaczął wycofywać się na wcześniejszą pozycję. Cały czas czołgając się, by nie zdradzić swojej pozycji. Zwiększało to jego szansę na przeżycie i możliwość ponownego ukąszenia wroga.
Gdy odczołgał się kilkanaście metrów zauważył coś co wcześniej musiało umknąć jego uwadze. Trzydzieści metrów przed sobą zauważył wieżę bunkra.

- Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? - ganił sam siebie w myślach.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 25-01-2010, 22:46   #17
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Choć był już dość daleko, podmuch gorącego powietrza wybuchu, przetoczył się nad nim. Nasłuchiwał jęków rannych i charakterystycznego trzasku palącego się drewna i jęku wyginanego pod wpływem temperatury żelastwa.

- Górą nasi – zaszeptał i odruchowo spojrzał w stronę wybrzeża, a przynajmniej w stronę gdzie myślał, że wybrzeże jest.

Działo było unieszkodliwione. Ostrożnie uniósł głowę znad bujnej roślinności i rozejrzał się po przedpolu. Dopiero teraz dostrzegł wielką, żelbetową kopułę bunkra. Wiedział, że gdzieś w pobliżu jest jakieś miejsce sterowania ogniem, ale nie spodziewał się aż tak wysublimowanych umocnień. Wąskie, podłużne otwory ziały czernią, ale nie zauważył w nich charakterystycznych luf niemieckich ckm – ów. Namacał ręką duża kieszeń cargo, którą przezornie naszył sobie na lewej łopatce bluzy spadochroniarskiej Dennisona. Cztery granaty, „cytrynki”, jak je pieszczotliwie nazywali we Włoszech, były na swoim miejscu.

Powoli centymetr po centymetrze zaczął się czołgać w kierunku bunkra. Wysoka trawa, nie do końca wydeptana przez działającą w pobliżu obsługę działa, dawała przyzwoitą osłonę. Bagnetem badał teren przed sobą, bardzo często bowiem przedpola bunkrów były minowane. Tu jednak nie natrafił na żadną niemiłą niespodziankę. Nie był przeszkolonym saperem, a nie miał pewności czy typy min, jakie poznał we Włoszech, są stosowane także w północnej Francji, a empirycznie wolał tego nie sprawdzać.

Był już tak blisko kopuły, że mógł ja dotknąć ręką. Wtem ze środka dosłyszał głosy. Nie mógł dokładnie rozróżnić, ale wydawało mu się, że w potoku słów usłyszał angielski. Cofną rękę od zasobnika z granatami. Jeśli tam byli „nasi chłopcy”, to nie mógł tego tak rozegrać. Ruszył wokół kopuły, chcąc znaleźć wejście do bunkra. Karabin zarzucił na plecy, a z kabury wyciągnął Colta. Sprawdził też czy sztylet Syksa, jest na swoim miejscu. Planował znaleźć wejście i spróbować dostać się do środka.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 26-01-2010, 22:20   #18
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Czy to był instynkt, szczęście czy po prostu dobrze go wyszkolono? Tego nie wiedział, ale zadziałał w tym samym momencie, w którym usłyszał dźwięk nadjeżdżającego transportowca. Nie mieli szansy go zobaczyć. Teraz leżał w dole i oddychał ciężko. Przez głowę przebiegały mu kolejne scenariusze i możliwości działania. Rozważał wszystkie za i przeciw, a to wszystko w ciągu kilku sekund.

W końcu odetchnął głębiej wypuszczając powietrze i decydując się na działanie. To uspokajało. Powiedziałby, że stres podczas walki jest zawsze obecny, ale trzeba sobie z nim radzić. Teraz już rozumiał co ojciec miał na myśli, mówiąc że człowieka można tak naprawdę poznać dopiero w ogniu walki.

Popatrzył na Diego i dając znać rękami przekazał mu pozycję Niemca i rozkaz ataku ... sierżant miał się schować i nie dać się pokazać transporterowi .... Montana zrozumiał intencje swojego dowódcy i kiwnął głową. Przez chwilę patrzył jeszcze w tamtą stronę, być może zastanawiając się czy porucznik poradzi sobie sam przeciwko transporterowi, ale w końcu zniknął z pola widzenia.

Kelly obrócił się i zajął dogodną pozycję obserwując zbliżający się transporter. Jedną ręką wyciągnął granat. Niemcy nie mogli się spodziewać tego ataku, to będzie dla nich zaskoczenie co zwiększało szanse Patricka. Czekał ... gdy transportowiec był blisko wyciągnął zawleczkę nie puszczając łyżki granatu ... musiał podjechać jeszcze trochę ... w końcu Porucznik uznał, że odległość jest wystarczająca.

Granat przeleciał łukiem i wpadł do środka transportera ... tak jak to sobie założył Amerykanin. Dosłownie po chwili do jego uszu doszedł dźwięk głośnego wybuchu, przemieszany z krzykiem rannych i umierających. Oficer mógł tylko sobie wyobrazić co w tym momencie działo się w środku maszyny. Wybuch grantu na tak ograniczonej przestrzeni był bardzo skuteczny ... odłamki nie miały gdzie się rozproszyć.

Po chwili otworzyły się drzwiczki i z wnętrza zaczęli wybiegać Niemieccy żołnierze. Ranni od razu padali na ziemię. Część jęczała, inni wzywali pomocy, jeszcze inni przeklinali głośno ... ktoś się modlił. Nie mógł uwierzyć, że może rozróżnić wszystkie te dźwięki. Jednocześnie jego ręce działały automatycznie, jego pistolet maszynowy Thompsona celował już w stronę wroga szukając jakiegoś celu.

Za rannymi wybiegło trzech żołnierzy strzelając na oślep w jego kierunku. Musieli się domyślić skąd rzucono granat, ale nie widzieli go. Dawało mu to przewagę, mimo kul świszczących nad głową ... a może także dzięki nim ... działał. Walczył. Szkoda, że ojciec nie mógł go teraz zobaczyć.

Wycelował w stronę Niemców i nacisnął spust ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 27-01-2010, 20:46   #19
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Steven łapczywie zaciągnął się dymem z papierosa, nagle jego uszy przeszył świst a później jego ciało przeszył pocisk, Steven poczuł ogromny ból w ramieniu, nie wiedział gdzie przeszła kula, kiedyś, przed wyruszeniem na wojnę, Kruk studiował medycynę, odmówił jednak zostania sanitariuszem gdyż nie chciał aby czyjeś życie na polu walki od niego zależało, nawet na medycynie nie chciał być chirurgiem. Wiedział jednak że jeśli kula nie utkwiła w ramieniu, jak mu się wydawało, a w barku i przeszła przez tętnicę to jeśli w ciągu pół godziny do godziny nie otrzyma pomocy medycznej to albo wykrwawi się na śmierć albo będą musieli amputować mu rękę. Zdjął hełm, z niego zdjął zestaw do pierwszej pomocy, posypał ranę odkażającym proszkiem, za szczęście tętnica chyba nie została naruszona, następnie wstrzyknął sobie dawkę morfiny aby złagodzić ból, później zabandażował sobie ramie, niezbyt dobrze ale na tyle aby powstrzymać krwawienie. Później odczołgał się trochę tak aby tamten niemiec go nie widział, i dopiero wtedy stracił przytomność, tak uczyli ich na szkoleniu, opatrz się i dopiero strać przytomność, steven miał nadzieję że ta wiedza mu się przyda, a jednak.
Na szczęście wiedział, że jego utrata przytomności będzie tylko chwilowa, ale to Steven uświadomił sobie dopiero gdy tracił przytomność.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 28-01-2010, 14:31   #20
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Spadochroniarz podczołgał się do żywopłotu. Wszechobecna ciemność powoli stawała się nie do wytrzymania. Mimo nieustających wybuchów, iluminacji, najbliższa okolica była pogrążona w mroku, a płynące dźwięki tylko dodawały upiornego klimatu. Greg ostrożnie rozwarł pokręcone gałązki żywopłotu i spróbował dostrzec coś, co pomogłoby mu w ustaleniu, i tak już kiepskiego, położenia w sytuacji.

Mimo niedużej widoczności, można było dostrzec wszystko, co zdarzyło się na ten dróżce. Martwy żołnierz leżał na pasie trawy pośrodku dwóch, wyjeżdzonych pasów ziemi. Nieopodal leżał motor, z którego unosił się rzadki, jasny dym. Sheen wydał z siebie cichy oddech ulgi. Żadnego szwaba nie było na horyzoncie. Pal licho, że żadnego żywego Amerykanina też. Żył i w najbliższych chwilach nie zanosiło się na czułe pożegnanie z życiem.. Wnet usłyszał dwa, głośne...zbawienne okrzyki. Najpierw był 'flash'.. w głębi ducha wykrzyczał 'thunder!', lecz chwilę później do jego uszu doleciał i ten okrzyk. Nadzieja zagościła w jego sercu, teraz za wszelka cenę trzeba odnaleźć swoich..Skupiony na obserwacji drogi, w jednej chwili zauważył znaczny blask odpalanej zapalniczki i czerwony punkcik żarzącego się papierosa. Spostrzegł to po drugiej stronie wiejskiej dróżki, zza rzadkiego żywopłotu, właśnie stamtąd doleciał go 'grzmot'.

Black znieruchomiał. "Kto to... kurwa... jest? - zapytał w myślach. Nim zdążył sam sobie odpowiedzieć, prowizoryczną ciszę rozwiał huk wystrzału. Innego, nieznanego mu. Zaraz potem głośny jęk... czerwony punkcik powoli znikał. Chłopak pospiesznie zasłonił wyrwę w żywopłocie i złapał mocniej swojego Garanda. Zimne kropelki potu pojawiły się nad gęstymi brwiami.

Co robić, co robić? Gorączkowo przez głowę chłopaka przebiegały tysiące myśli, planów, obrazów. Najwięcej było lęków i strachu.. Greg nie był zwolennikiem podejmowania szybkich, nieprzemyślanych kroków. Zwykle na szybko, nie można było podjąć cholernie słusznej decyzji. Działanie pod presją zwykle kończyło się niedobrze dla karciarza. Chłopak przykucnął w trawie, wytężając wzrok. Mniej, więcej ustalił pozycję strzelca. Chwilę później dostrzegł strzelca. Jakieś piętnaście.. może dwadzieścia metrów przed nim, leżał zamaskowany w trawie Niemiec. W nieprzeniknionych ciemnościach trudno było dostrzec jego feldgrau.

Zadziałał mechanicznie, instynktownie. Nagły napływ adrenaliny sprawił, że zupełnie zniknął ból rannej ręki. Powoli przyłożył oko do przyziernika. Wziął głęboki oddech. Nigdy przedtem nie zabił człowieka, ba..stronił od użycia siły. Teraz miał pozbawić kogoś życia.. Jeden, drugi oddech nie pozbawiły drżenia rąk. Odległość wcale nie była duża, ale z pewnością można było i z takiego bliska spudłować. W jego głowie teraz huczały słowa wielokrotnie powtarzane w obozie - 'kill.. or be killed... it all depends on you'

Wycelował w troszkę poniżej głowy. Kilkukrotnie mrugnął oczyma.. Czas, mimo, że bardzo powoli, to jednak gnał naprzód.. w każdej chwili hitlerowiec mógł się odwrócić i pospiesznie zakończyć rozważania Sheena. Jakby na zawołanie, Niemiec odwrócił głowę. Zaskoczony Greg nacisnął spust.. drugi raz.. i zamknął oczy..
 

Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 28-01-2010 o 14:35.
Maciekafc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172