Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2009, 11:57   #1
 
Memo's Avatar
 
Reputacja: 1 Memo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumny
Superbohaterowie

"Convenit dimicare pro legibus, pro libertate, pro patria."
Przystoi walczyć w obronie praw, wolności, ojczyzny.
- Cyceron






Noc z 10 na 11 kwietnia, roku 1998, Nowy Jork, Nowy Jork, Stany Zjednoczone

Steven Grant
Bycie niesamowicie szybkim ma też swoje wady – czas leci znacznie wolniej gdy siedzisz na nudnych zebraniach, na których inni pokazują diagramy, z których nie wynika absolutnie nic konkretnego. Na szczęście dzisiaj miałeś tylko jeden meeting, trochę czasu spędziłeś też na analizowaniu raportów o wydajności poszczególnych pracowników, najwidoczniej wdrożone przez ciebie nowoczesne metody motywacyjne zaczęły działać. Nie mając nic więcej do roboty, postanowiłeś wyjść trochę wcześniej.
Pobiegałeś kilkadziesiąt minut łamiąc przy okazji prawa fizyki, które w liceum wpajano ci do głowy, a z których mało co już pamiętasz.
W nocy wyszedłeś jeszcze raz, po pewnym czasie zatrzymałeś się na opustoszałej o tej porze (zarówno dnia, jak i roku) plaży na południowym Manhattanie by złapać drugi oddech. Wpatrywałeś się w spokojną taflę wody, od której odbijały się niezliczone światła Nowego Jorku, gdy usłyszałeś zbliżający się odgłos silniku motorówki i strzałów z broni palnej. Odwróciwszy głowę, dostrzegłeś cywilną jednostkę pływającą tego typu ściganą przez łódź policyjną. Mężczyźni z motorówki ostrzeliwali funkcjonariuszy z pistoletów maszynowych!

Mandy Watson
Nareszcie weekend! Gdybyś była normalną studentką, to w końcu byś się wyspała, ale już jakiś czas temu zapomniałaś co to słowo oznacza. Przywdziawszy kostium i wyekwipowawszy się, wyjechałaś na ulice. Wyczytałaś w gazecie, że ostatnio częstym celem włamań w Nowym Jorku są sklepy jubilerskie (osiem ataków w ciągu dziesięciu dni!), postanowiłaś więc spędzić noc obserwując kilka z nich. Większość z włamań miała miejsce w Queens, toteż ulokowałaś się na szczycie czteropiętrowego budynku mieszkalnego w tej dzielnicy, z którego miałaś dobry widok na cztery sklepy zajmujące się sprzedażą wyrobów z szlachetnych metali i kamieni. Stojąc na szycie i wdychając mroźne, kwietniowe powietrze, widziałaś co jakiś czas przejeżdżające taksówki, radiowozy czy zwykłe samochody osobowe. W końcu to miasto nigdy nie śpi.
Była już prawie trzecia w nocy i miałaś się zbierać, gdy kilkanaście metrów od budynku, na którym czatowałaś, zatrzymał się czarny minivan. Wyszło z niego trzech ludzi w kominiarkach (jednak lewe przednie drzwi się nie otworzyły, toteż kierowca musiał zostać w środku). Jeden z nich zaczął obsługiwać jakieś urządzenie przypominające telefon komórkowy i wskazał pozostałej dwójce sklep, gdzie też się udali. Teraz, gdy włamywacze się rozdzielili, może być dobra okazja do ataku.

Grigori Aleksandrov
Dzisiejszy dzień nie należał do najbardziej ekscytujących w twoim życiu. Zarobiłeś kilkadziesiąt dolarów wyładowując skrzynie z kontenerów w porcie. Niezbyt ambitna robota, ale znów nie masz jakiś wielkich potrzeb i nikogo na utrzymaniu, a pieniądze nie śmierdzą. Resztę dnia spędziłeś na raczej bezcelowym szwendaniu się po Nowym Jorku. Zorientowawszy się, że jesteś w pobliżu Central Parku, i że zaczyna się ściemniać, postanowiłeś coś zjeść i pospacerować wśród zieleni aż będzie chciało ci się spać. Kupiwszy hot-doga w jednej z budek niedaleko wejścia, wkroczyłeś do parku i idąc w kierunku północnym, poplamiłeś sobie koszulkę musztardą.
Kilka godzin później, położyłeś się na drewnianej ławce i nim zdołałeś zasnąć, zauważyłeś dziewczynę, która nadleciała z północy, zatrzymała się na chwilę jakby nasłuchując i w końcu obróciła się w kierunku Metropolitan Museum of Art. Sam spojrzałeś w tamtą stronę i dostrzegłeś jak jedno z okien na parterze otwiera się i wychodzi przez nie jakaś postać z torbą podróżną na plecach. Ktoś postanowił okraść największe muzeum w USA i najwidoczniej mu się udało.

Julia Iron
Miasto, które nigdy nie śpi. Cóż, na pewno nie teraz. Dzisiejsza noc była jednak wyjątkowo spokojna, przynajmniej na obszarze, nad którym leciałaś. Z tego powodu, postanowiłaś wcześniej niż zwykle wrócić do domu, wziąć szybki prysznic i walnąć się do łóżka. Wybrałaś nieco dłuższą trasę, dzięki której leciałaś nad Central Parkiem, który z wysokości kilkunastu metrów wyglądał naprawdę przyjemnie i stanowił miłą odmianę dla wszechobecnych wieżowców i ulic.
Zatrzymawszy się na chwilę, by przyjrzeć się nielicznym o tej porze spacerowiczom i wytężyć słuch, upewniłaś się, że w okolicy na pewno nic nikomu nie grozi. Dało się słyszeć najwyżej jakieś cykady, czy pospolite rozmowy o zbliżającym się meczu Metsów, psioczenie na Clintona, ktoś streszczał komuś najnowszy odcinek "Kronik Seinfelda"... Już miałaś odlatywać, gdy usłyszałaś coś niepokojącego, jakby przytłumiony dźwięk... Ktoś próbował krzyczeć! Szybko zlokalizowałaś źródło hałasu. Na dachu Metropolitan Museum of Art leżał zakneblowany i związany mężczyzna w uniformie ochroniarza. Facet trochę się szamotał próbując poluzować więzy, ale Davidem Copperfieldem to on nie był. Nie miałaś wątpliwości – ktoś włamał się do muzeum zatrudniającego ponad kilkuset ochroniarzy. Musiała więc to być osoba bardzo pewna siebie lub bardzo głupia, chociaż w sumie jedna z tych cech nie wyklucza drugiej.

Steven Novack
Ostatnie kilka dni miałeś wypełnione badaniami i analizowaniem danych, na szczęście podzielność uwagi pozwoliła ci pogodzić to wszystko z pracą tłumacza. A cóż takiego się wydarzyło? Za czasów współpracy z NYPD, dostałeś kilka kser akt na temat działalności włoskich mafii na terenie Nowego Jorku i pobliskich miast, a ostatnio na ulicy rozpoznałeś Lorenzo Gattiaza, syna Dona Gattiazo, który przez ostatnie kilkanaście lat musiał spędzić za granicą, pozostając nieuchwytny dla wszelkich agencji. Faktycznie, zapuścił wąsy i zmienił styl ubioru, ale potrzeba znacznie więcej by cię oszukać. Śledziłeś go aż do apartamentu w hotelu, w którym się zatrzymał, a gdy nocą wyszedł na miasto, umieściłeś pluskwę w jego telefonie. Podsłuchując jego rozmowy, dowiedziałeś się powodów jego powrotu – dzisiejszej nocy miała odbyć się zaplanowana przez niego transakcja, a w grę wchodziła znaczna suma sfałszowanych dolarów. Wymiana miała odbyć się w jednym z starych portowych magazynów, trefne dolary wykonał specjalista z Turcji, niejaki Ismet Yilmaz.
Zainstalowawszy w magazynie kamerę i aparaturę podsłuchową, siedziałeś w samochodzie czekając na przybycie zainteresowanych handlem. Yilmaz i dwójka Turków w garniakach i fezach przybyła na miejsce około pierwszej w nocy, po czym jakieś piętnaście minut czekali na Gattiazo, jego dwóch ochroniarzy i mocno poddenerwowanego mężczyznę. Ten ostatni wziął walizkę od Ismeta i wszedł do niewielkiego pokoju, w którym zapewne sprawdza teraz jakość podróbek. Yilmaz i Gattiazo rozmawiali po włosku jak dwaj starzy przyjaciele, znajomość łaciny pomogła ci ustalić, że nie widzieli się czternaście lat, a Lorenzo zaprasza Ismeta na obiad, ale ten nazajutrz musi być z powrotem w Stambule.
Włoch zaczął się niecierpliwić i wszedł do pomieszczenia, gdzie nerwowy facet sprawdzał fałszywki. Syn Dona zaklął szpetnie i oznajmił, że człowiek uciekł. Zaskoczyło cię to, gdyż byłeś w tamtym pokoju i nie było z niego innego wyjścia niż przez drzwi otwarte przez Gattiazo. Jak na komendę, wszyscy wyciągnęli z kabur pistolety i zaczęli w siebie celować. Kątem oka złowiłeś jakiś ruch za szybą samochodu... Człowiek, o którym była mowa biegł co tchu przyciskając do piersi teczkę z podrobionymi banknotami! Na ekranie Turcy wycofywali się ciągle mierząc we Włochów.
 
__________________
Wszystko wolno, hulaj dusza
Do niczego się nie zmuszaj
Niczym się nie przejmuj za nic
Nie wyznaczaj sobie granic
Memo jest offline  
Stary 14-11-2009, 00:22   #2
 
razdwaczy's Avatar
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Steven westchnął.
Sytuacja wymagała wyboru. Z jednej strony człowiek, który trzyma walizkę pełną fałszywych pieniędzy, a z drugiej dwie bandy potencjalnie martwych mafiosów. Walka z garstką uzbrojonych mężczyzn nie należała do najłatwiejszych, ale z pewnością człowiek o pomysłowości McGyvera mógłby sobie z nimi poradzić. Istnieje jednak spora szansa, że ani jedna grupka nie strzeli, a niepotrzebne wmieszanie się pomiędzy nich zwiększyłoby tylko presję i szansę na to, że któraś broń wystrzeli dzisiaj zabójczą kulę. Poza tym, w przypadku strzelaniny niemożliwym byłoby ocalić wszystkich. Natomiast ten z walizką byłby łatwy do złapania i w przypadku możliwej wojny między Turkami i Włochami złapanie go i odtransportowanie do aresztu mogłoby ocalić mu życie. Co prawda Włosi mają paru ludzi wewnątrz wszystkich większych więzień, ale to nie jest problem nie do przeskoczenia. Poza tym walizka pełna fałszywych pieniędzy mogłaby okazać się bardzo pomocna. Al Capone został skazany za oszustwa podatkowe. Dlaczego nie ułatwić policji zadania i nie podrzucić małej aktówki jakiemuś capo di tutti capi. Zawsze w czasie jego pobytu w odosobnieniu można znaleźć, lub stworzyć inne dowody.
Pościg za nim nie oznaczał jednak rezygnacji ze złapania tamtych. Podczas wybierania numeru 911 Stevena przeszedł dziwny dreszcz.
Modulowanym głosem podał oficerowi dyżurnemu adres.
- Jest to potwierdzone miejsce pobytu Lorenza Battazio i jego wspólnika Ismeta Yilmaz. Padły strzały. Możliwa aktywność sił ponadnaturalnych.
Pytany o nazwisko Steven nie mógł przeboleć, że pseudonim 9.11 był spalony.
- John Bauer.
Ruszył w pościg za uciekinierem, mając nadzieję, że policja chwyci przynętę i nie rozpoczął w ten sposób wojny na ulicach Nowego Jorku.
 
razdwaczy jest offline  
Stary 14-11-2009, 14:19   #3
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
- Nie cierpię całkowania...
Przekręciła kluczyk tajnego schowka, ziewając przeciągle. Nie przepadała... hm, po prostu nie cierpiała tej metody. Niby miała upraszczać obliczenia, zaiste - konwencjonalne metody byłyby bardziej skomplikowane, ale ile się ostatnio babrała to już inna kwestia...
Odchrząknęła, samą siebie poprawiając i wyciągnęła strój, po czym rozejrzała się wokół. To były manie prześladowcze chyba, bo wokół nikogo nie było. Mogła więc szybiutko wsunąć się w strój przypominający połączenie superbohatera i płatnego zabójcy. Pięknie, wręcz cudownie. Rutynowe sprawdzenie pasków, obejrzenie peleryny pod kątem uszkodzeń, sprawdzenie, czy aby jej "nagolenniki" się miały dobrze. Kilka minut i była gotowa, wliczając w to na szybkiego postawione włosy i zgoła wątpliwy tego wieczora zapał bojowy.

Zmrok zapadał nad Nowym Jorkiem, gdy wyruszała w swą superbohaterską podróż. Skacząc między budynkami myślała już wyłącznie o ostatniej serii napadów, zastanawiała się także, który sklep z klejnotami mogłaby wybrać do stania na czatach. gdy zdecydowała, lekko ukontentowana pstryknęła w palce i zmieniła nieznacznie kierunek, co objawiło się cichym szelestem na dachu jednego z licznych wieżowców, jakimi dysponowało to miasto.
Przycupnęła w mało widocznym miejscu. Na początku kucała, w końcu jednak oparła jedno kolano o zimny beton, obserwując uważnie sklepy. Trochę ją irytowały tego typu akcje - Nowy Jork był pełen akcji z każdej strony, a czatowanie przy jubilerze to trochę takie marnowanie czasu. Liczyła jednak, że, gdy nabędzie trochę doświadczenia, będzie mogła finalnie bawić się w rozpracowywanie gangów, które zajmowały się czymś więcej niż napady.

Chociaż, sklepy jubilerskie...
Mimo godziny nie była senna. Po drugiej czuła już jednak spore zniechęcenie, co objawiło się nieznacznym zmarszczeniem brwi, gdy obserwowała swoje "przynęty". Na szczęście znamiona nocnego życia w mieście nie przysłaniały jej widoku.
Minęła trzecia. Nemezis powoli wróciła do pozycji kucającej i drgnęła lekko zaczynając się podnosić, gdy ujrzała wreszcie to, co chciała zobaczyć - furgonetka. Ciemna, panowie w kominiarkach. Aż się zaśmiała w duchu wyciągając z paska linkę. Bądź co bądź cztery piętra...
Zaczepiła linkę, pochylona wzięła rozbieg i w pięknym stylu zeskoczyła z budynku. Najpierw była hamowana przez linę, w końcu odczepiła ją, aby bezpiecznie wylądować na ziemi. Po drodze wyciągnęła dwa sztylety i rzuciła nimi w kierunku opon furgonetki aby je przebić i unieruchomić pojazd.

Miała za przeciwników trzy osoby plus najpewniej kierowcę, optymistycznie więc zakładała, że będzie miała kłopoty z jednej i drugiej strony.
- Oj, nieładnie... - rzekła głośno i skoczyła w bok, rzucając jedną z bomb dymnych.
Plan był prosty. Użyć bomby, ograniczyć im widoczność, samej, zapamiętawszy ich pozycje i zapewne - słysząc mężczyzn, mogąc się zorientować, miała zamiar przede wszystkim pozbawić ich broni. Nie była przy tym pewna, czy, gdyby kierowca wysiadł z auta, dym go dosięgnie, a i kominiarki mogły częściowo ograniczyć wpływ gryzącego dymu. Wiedziała o tym doskonale, stąd starała się działać jak najszybciej. Obezwładnić. A potem skuć.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 15-11-2009, 12:47   #4
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Steven odetchnął, kiedy wreszcie udało mu się wyrwać ze spotkania. Lubił swoją pracę, ale takie momenty naprawdę nakłaniały go do zmiany zajęcia. Jednak było coś, co pozwalało mu rozładować napięcie. Rzeczywiście, nowo odkryte moce pozwalały nie tylko zwalczać przestępczość, ale miały też doskonały wpływ na samopoczucie Granta.

Tamta noc wydawała się spokojna, Stevenowi udało się złapać tylko jednego pospolitego złodziejaszka, który wyrwał samotnej kobiecie torebkę. W końcu bohatera zaczęła ogarniać nuda. Manhattan to porządna dzielnica, ale bez przesady, norma wynosiła tu co najmniej trzech, czterech podejrzanych do złapania co noc. Steven spędził więc nieco czasu po prostu biegając po mieście. Naturalnie nie wykorzystywał swojej pełnej szybkości, wolał oszczędzić energię tak na wszelki wypadek. W końcu przystanął na południowym krańcu wyspy i wpatrywał się w wodę. Pomyślał, że przydałoby się zmienić nieco podejście do sposobu wykorzystywania swojej mocy. Oczywiście, nadal miał zamiar przede wszystkim pomagać innym, ale chciał znaleźć jakiś wydajniejszy sposób. Może zająłby się jakąś większą, zorganizowaną grupą przestępczą?

Te rozmyślania przerwał dźwięk wystrzałów. Steven podniósł wzrok i zobaczył motorówkę, z której prowadzono ostrzał w kierunku łodzi policyjnej. Grant uśmiechnął się pod maską. Sytuacja wyglądała poważnie, ale bohater ufał, że poradzi sobie. Wycofał się znad brzegu, przystanął na chwilę i poprawił gogle. Kiedy biegniesz z ponaddźwiękową prędkością, nie chcesz, by drobinki piaski lub kropelki wody dostały ci się do oczu, o czym Steven przekonał się dwa miesiące temu. Steven spojrzał na pędzącą motorówkę, po czym zaczął biec najszybciej jak potrafił. Zaczął dość powoli, tempem osiągalnym dla dobrych sprinterów. Wkrótce jednak zaczął przyspieszać, natomiast całe otoczenie zdawało się zwalniać. W końcu Grant dotarł do brzegu i... biegł dalej. Dzięki swojej szybkości utrzymywał się na powierzchni wody. oczywiście gdyby zatrzymał się choć na chwilę zatonąłby, ale teraz nie miał problemu z utrzymaniem odpowiedniej prędkości. Jego plan był dość prosty - dostać się na motorówkę i dzięki swojemu refleksowi unikać ciosów i wystrzałów, a jednocześnie pobić przestępców, by w końcu wycofać się. Jak zwykle miał nadzieję, że mu się uda.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 17-11-2009, 19:54   #5
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Julia Iron leciała nad Nowym Yorkiem.

Nie, nie Julia. Gdy używała swych nadludzkich mocy, wzbijała się w powietrze i nosiła obcisły, srebrny kombinezon, zmieniała się ze zwykłej dziewczyny w Air Girl. Za dnia wyglądała i zachowywała się jak zwykła dziewczyna, ale wieczorem, gdy wieżowce świeciły w mroku nocy niczym latarnie, stawała się superbohaterką.

Kochała to uczucie. Kombinezon, który pozwalał jej ukryć własną tożsamość, uczucie, gdy stawała się lekka jak piórko i pędziła przez przestworza, wyostrzony słuch, który informował ją o każdym najmniejszym szmerze. I moc, moc, jaką czuła w sobie.

Możliwe, że to właśnie dlatego walczyła ze złem. By móc wyzwolić swą niezwykłą energię, którą każdego dnia tłamsiła w sobie nieświadomie, a potem ukrywała przed innymi ludźmi. Wiedziała, że gdyby była sobą bez przerwy, to inni ludzie odtrąciliby ją. Z zazdrości, strachu lub innych przyczyn, o których nie chciała myśleć.

Ale to było w dzień. Gdy zapadała noc, Julia ustępowała miejsca Air Girl. Mogła korzystać ze swego daru, ścigać się z ptakami, słyszeć najcichsze szepty i władać żywiołem powietrza. Mogła po prostu być sobą.

Właśnie pędziła nad Central Parkiem, zachwycając się niezwykłą ciszą Nowego Yorku, gdy usłyszała niepokojący dźwięk. Coś, jakby ktoś chciał krzyczeć, lecz ktoś lub coś uniemożliwiało wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Nie zastanawiając się, popędziła przez niebo w stronę zagrożenia.

Związany strażnik na dachu budynku, w którym znajdowało się muzeum. Były tu setki strażników, kamer, sejfów. Miasto zgromadziło wszystkie możliwe środki bezpieczeństwa, by strzec starych i bezcennych eksponatów. A teraz ktoś chciał je wykraść.

Air poczuła szybsze bicie serca. Wiedziała, ze musi się spieszyć, jeśli chce złapać złoczyńcę. Jak piorun minęła związanego mężczyznę, nawet nie trudząc się, by go rozwiązać. To tylko odebrałoby jej cenne sekundy. Adrenalina, miłe uczucie podniecenia i radość na myśl o zbliżającym się pojedynku, być może z inną osobą obdarzoną mocą, wszystkie te uczucia zakręciły jej w głowie. Przelatywała przez korytarze, pędząc w dół budynków, przez schody, hale i wystawy.

Nie liczył się złoczyńca, nie liczył się strażnik, muzeum ani nawet to, co ukradł. Liczyło się jedynie zbliżające starcie.
 
Kaworu jest offline  
Stary 22-11-2009, 14:32   #6
 
Memo's Avatar
 
Reputacja: 1 Memo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumny
Steven Novack
- Zaraz kogoś tam wyślemy – odpowiedziała młoda kobieta z ledwo słyszalnym bostońskim akcentem, która obsługiwała linię, na którą się dodzwoniłeś. Wyszedłszy z samochodu, rzuciłeś się w pogoń za tajemniczym człowiekiem z walizką. Mężczyzna dość szybko zrozumiał, że jest goniony, więc znacząco przyspieszył i zaczął kluczyć pomiędzy kontenerami. Nie dałeś się jednak zmylić i kierując się słuchem i nielicznymi widzialnymi śladami, podążałeś dalej jego tropem.
Po kilkunastu minutach przestałeś słyszeć uderzenia podeszw jego butów o podłoże i do twoich uszu doszło ciężkie dyszenie. Wychyliwszy się ostrożnie zza czerwonego kontenera i zauważyłeś ściganego przez ciebie mężczyznę, który siedział oparty o ścianę magazynu próbując złapać oddech. Czarna walizka z fałszywymi dolarami znajdowała się po jego lewej stronie. Uśmiechnął się spojrzawszy na ciebie. Dopiero teraz miałeś dobrą okazję by mu się przyjrzeć – miał niewiele mniej niż trzydzieści lat, ciemnobrązowe włosy i był gładko ogolony.
- A więc jednak ci się udało? Cóż, zrób z nim co uważasz za słuszne, mi już nie jest potrzebny – przemówił nienaturalnym, wręcz nieobecnym głosem, po czym głowa opadła mu na pierś. Zachowując ostrożność, podszedłeś do dziwnego człowieka by sprawdzić czy żyje. Minimalny puls, płytki oddech, a na prawym przedramieniu wyczułeś dziwne wybrzuszenie, które po podwinięciu rękawu okazało się czymś w rodzaju... pasożyta? Mężczyzna miał przy sobie portfel, a z dokumentów wynikało, że nazywa się Frank Shuttle i mieszka w budynku na środkowym Manhattanie.

Mandy Watson
Po przebiciu obydwóch opon po lewej stronie samochodu, przechylił się on znacząco w twoim kierunku. Nim mężczyźni zdążyli zareagować, odbezpieczyłaś bombę i cisnęłaś ją w stronę niedoszłch włamywaczy. W mgnieniu oka dopadłaś pierwszego, tego który korzystał z urządzenia przypominającego komórkę i stał przy tylnych drzwiach furgonetki produkcji Forda. Zamachnął się na ciebie z zaciśniętą pięścią, ale zwinnie się uchyliłaś, po czym chwyciwszy za ramię rzuciłaś nim o podłoże. Aż zadudniło, gdy grzmotnął plecami o asfalt. Pospiesznie go odwróciłaś, związałaś i zostawiłaś leżącego twarzą do ziemi. W czasie, w którym miał miejsce ten bardzo krótki pojedynek, kierowca wysiadł z samochodu, a pozostała dwójka zawróciła i zmierzała teraz szybko w twoją stronę. Wnioskując z kierunków, z których dochodziły do ciebie odgłosy tupania ich buciorów, zamierzali równocześnie wyskoczyć z obu stron minivana. Niedoczekanie. Bezszelestnie wspięłaś się na dach czarnego pojazdu i gdy jeden z nich przebiegał przy prawym boku Forda, kopnęłaś go w twarz. W normalnych warunkach, pewnie by cię zauważył, ale o tej porze dnia widoczność nie jest najlepsza, a w tej sytuacji jeszcze bardziej ograniczana przez gryzący oczy dym. Mężczyzna praktycznie obrócił się w powietrzu o sto osiemdziesiąt stopni, po drodze uderzając głową w boczne lusterko i wypuszczając z dłoni jakiś rodzaj broni krótkiej.
Pozostała dwójka musiała zrozumieć, że rozdzielenie się choćby na chwilę nie jest dobrym pomysłem, ale nie postanowili uciekać. Usłyszawszy odbezpieczany pistolet, błyskawicznie ześlizgnęłaś się na dół, po stronie kopniętego przestępcy. W samą porę, gdyż chwilę po tym usłyszałaś charakterystyczny dźwięk wystrzału wyciszonego przez tłumik.
Mężczyźni zaczynali kaszleć coraz głośniej i gdy zauważyłaś przez prześwit między ulicą, a zawieszeniem samochodu, że jeden z nich oparł się o furgonetkę, postanowiłaś zaatakować. Kopniakiem wytrącilaś jednemu z nich pistolet z rąk, po czym poprawiłaś kilka razy z pięści. Ostatniego, który ciągle kaszlał obezwładniłaś jednym, szybkim ciosem.
Całą czwórkę zaciągnęłaś pod latarnię, do której ich przywiązałaś. Gdy to robiłaś, poczułaś jakby dziwne wybrzuszenia na ich prawych przedramionach. Podwinąwszy im rękawy, dostrzegłaś coś co wyglądało na dziwne pasożyty. Na ziemi znajdują się cztery Glocki z tłumikami, dziwne urządzenie przypominające telefon i kilka zębów kopniętego w twarz.

Steven Grant
Zanim dobiegłeś do łodzi, miałeś okazję dokładniej przyjrzeć się ściganym. Było ich trzech, w tym jeden kierowca, wszyscy ubrani w eleganckie garnitury, wszyscy o smagłej karnacji. Gdy dostałeś się na łódź, jeden z przestępców wycelował w ciebie i zdążył nawet otworzyć usta, ale nie miał czasu wystrzelić, gdyż wyrwałeś mu z dłoni pistolet maszynowy i kilkakrotnie przyłożyłeś z kolby w głowę. Nim jego ciało osunęło się na podłogę, odwróciłeś się w kierunku drugiego, który chciał tak samo przyłożyć tobie. Uchyliłeś się jednak, a prostując trzasnąłeś go w szczękę od dołu. Mężczyzna podleciał do góry i wypadł za burtę.
Normalny człowiek na miejscu kierowcy pewnie by się poddał, ale ten chyba nie miał wiele do stracenia, gdyż wystrzelił do ciebie z rewolweru, który w międzyczasie wyciągnął z kabury. Błyskawicznie odchyliłeś się do tyłu i widziałeś jak pociski frunęły nad tobą. Niezbyt często miałeś szansę na unikanie kul (zazwyczaj nie mieli nawet okazji do wystrzału), ale refleks nigdy jeszcze cię nie zawiódł. W mgnieniu oka znalazłeś się przy kierowcy, któremu skończyły się naboje w bębenku. Obezwładniłeś go jednym ciosem, po czym zatrzymałeś motorówkę.
- Hej, ty! Czekaj! FBI! – ktoś krzyczał do ciebie przez megafon z podpływającej łodzi policyjnej.

Julia Iron
Jeszcze w locie, posłałaś silny strumień powietrza, który wyważył drzwi prowadzące z dachu do budynku. Leciałaś korytarzami mijając różne wystawy: broń i uzbrojenie ochronne, sztuka antyczna, azjatycka, egipska. Nie zatrzymywałaś się sama nie wiedząc kogo lub czego szukać, gdy nagle okna zasłoniły masywne rolety antywłamaniowe, a drogę próbowała zagrodzić ci opadająca z sufitu krata. Przyspieszyłaś jednak i dałaś radę przelecieć pod nią, ale następne uniemożliwiały dalszą drogę. Stanęłaś na ziemi i nie byłaś pewna co począć, gdy usłyszałaś zbliżające się kroki.
Po chwili z obu stron nadeszli strażnicy muzeum.
- Stać, nie ruszać się! – krzyknął jeden z nich, wąsaty i trochę przy kości. - Masz pra--- Co znowu? – spytał jednego ze swoich, który doń podszedł.
- Jack i Louis poszli sprawdzić co to za hałasy na górze i znaleźli Boba związanego na dachu. Kazałem ich go tu przyprowadzić, będzie mógł rozpoznać przestępce.
- Dobrze... A ty masz prawo zachować milczenie! – krzyknął do ciebie.
Nim zdążyłaś wydusić słowo sprzeciwu, przyprowadzili człowieka, którego widziałaś na dachu. Trzymał teraz biały kubek z napisem "najlepszy tata", z którego unosiła się para.
- To nie ona, przecież by mnie dziewczyna nie obezwładniła. To był mężczyzna, jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów co najmniej – rzekł po spojrzeniu na ciebie.
Przysłuchiwałaś się tej wymianie zdań z rosnącym zażenowaniem.
 
__________________
Wszystko wolno, hulaj dusza
Do niczego się nie zmuszaj
Niczym się nie przejmuj za nic
Nie wyznaczaj sobie granic
Memo jest offline  
Stary 22-11-2009, 15:26   #7
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Puf.
Gdy skończyła, odetchnęła cicho, lekko otrzepując dłonie. Wtedy dopiero zabrała się za zbieranie ich do kupy. Poszło jej zaskakująco szybko, mimo że miała wrażenie, że źle obliczyła odległość, jaka dzieliła przestępców. Albo więc miała szczęście, albo zaczynała się wprawiać w tym fachu. Nie, to drugie trzeba wykluczyć, siedziała w tym zbyt krótko, aby mówić o jakimkolwiek doświadczeniu.
Gdy podwinęła rękaw jednego z nich, zacmokała cicho i zaklęła cicho - nie kupiła tego cholernego aparatu cyfrowego, a przydałby się. Starała się dobrze zapamiętać, jak wyglądało to cholerstwo, równocześnie rozejrzała się uważnie i wyjęła obcążki, którymi starała się delikatnie wyciągnąć pasożyta, aby od razu włożyć go do wyjałowionej saszetki, którą porządnie by zamknęła w pasku. Nie była pewna, czym mogłoby się skończyć uszkodzenie pasożyta, wolała więc nie ryzykować. Podrapała się po głowie. W razie czego powinna wrócić i jeszcze ich obadać posiadając już aparat, także na wszelki wypadek przyczepiła jednemu z nich pluskwę... wsadziwszy ją do pępka, aby nie była widoczna. Wzdrygnęła się lekko, po czym jeszcze sprawdziła szybko, czy wszyscy są aby na pewno zabezpieczeni i podniosła się z ziemi. Znów omiotła wzrokiem okolicę, po czym, zależnie od tego, czy udało jej się zdobyć pasożyta/jego fragment, albo wzięła jeden z zębów mężczyzny, albo nie. Z całą pewnością jednak ciekawił ją telefon. Czy też inne urządzenie. Po krótkim przemyśleniu sprawy postanowiła pozostawić policji furgonetkę pod opiekę, samej biorąc pod we skrzydła urządzenie. Wprawny programista na pewno wyciągnie z tego więcej niż ona. Obadała urządzenie, po czym przypięła je do paska i poszła w kierunku pistoletów (chyba, że, sprawdziwszy elektryczne cacko wykryła coś, co bezwzględnie przedłużyć miało jej czas pobytu na nowojorskich ulicach). Dla pewności wolała im się przyjrzeć, nie miała jednak zamiaru przez zbyt długi czas wystawiać się a widok ewentualnych postronnych. Poszła więc w kierunku budynku, z którego zeskoczyła, aby sprawdzić, jak wysoko była linka, której już użyła. Po drodze wyrwała z kół furgonetki swoje nożyki. Upewniwszy się, że już nie miała tu nic do roboty, wystrzeliła drugą linkę w kierunku szczytu budynku. Podciągając się złapała jednak tę pierwszą - nie miała zamiaru jej tracić. Dopiero po tym, gdy ponownie przemyślała sobie sprawę, z głupim wrażeniem, że zrobiła to cholernie po amatorsku, zdecydowała się ruszyć już w kierunku akademików. Przypięła obie linki do paska i ruszyła dość szybko w kierunku akademików. Ach, nie rzuciła słowa pointy. Trudno. Czas umyć się i przespać, a najlepiej z rana dopiero skontaktować z Robertem (tsk!) i Mary. Cholera, a miała nie oczekiwać pomocy.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 22-11-2009, 21:51   #8
 
razdwaczy's Avatar
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Steven szybko spojrzał, czy w pobliżu śmietnika nie ma żadnego pojemnika o grubych ściankach, który pozwoliłby uwięzić pasożyta bez zagrożenia, dla siebie. Jeśli nie znalazł, to owinął szkodnika w grubą warstwę tkaniny z ubrań swoich i Franka. Spróbował oderwać pasożyta od ręki mężczyzny, a kiedy to nie skutkowało naciął skórę dookoła, aby zabrać go razem z nią. Zabrał klucz do mieszkania i poszukał kart kredytowych, albo czegoś takiego. Jeśli znalazł, zapamiętał wszystkie informacje i schował wszystko z powrotem. Poza kluczem i pasożytem zabrał tylko broń. Cały czas zachowywał ostrożność, gdyż ze sposobu, w jaki mówił Shuttle można było wywnioskować, że stworzenie ma jakiś wpływ na psychikę. Zabrał się za reanimację mężczyzny, a jeśli mu się udało zadzwonił po karetkę.
- Proszę o natychmiastowe przysłanie karetki - tu podał adres - Poszkodowany to mężczyzna około 30 lat, nieprzytomny. Na skórze ma czarną krostę - uśmiechnął się, podając typowy objaw wąglika, bo chociaż ostatnio o tym pasożycie głośno było 20 lat wcześniej, to lekarze powinni przyjechać szybciej - moje nazwisko John Bauer. Proszę szybko, bo mężczyzna umiera! - to zdanie było przesadnie nasączone rozpaczą, ale Steven sądził, że to łykną.
Potem Novack oddalił się spokojnie, żeby nie spotkać się z karetką i udał się z powrotem w stronę, gdzie byli bandyci, których wcześniej opuścił. W międzyczasie obejrzał dokładnie pasożyta.
Jeśli policja poradziła sobie z Włochami i Turkami, to kontynuuję patrol a po powrocie do domu próbuje dowiedzieć się jak najwięcej o pasożycie. Następnego dnia sprawdza numer telefonu do mieszkania Franka i dzwoni wykorzystując jako pretekst coś związanego z dodatkowymi informacjami, które znalazł w portfelu(Jako człowiek z banku, kółka wędkarskiego, dentysta, albo nawet policjant). Jeśli nic nie znalazł, to podaje się za człowieka z ciepłowni. Jeśli nikt nie odbiera, ubiera się w garnitur, zakłada sztuczne wąsy oraz perukę i ćwicząc włoski akcent udaje się na Manhattan.
 
razdwaczy jest offline  
Stary 23-11-2009, 13:08   #9
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Steven był nieco zdziwiony ubiorem pasażerów motorówki. Spodziewał się raczej czegoś taniego i wygodnego, a nie eleganckich garniturów. Nie poświęcił jednak temu spostrzeżeniu zbyt wiele czasu, gdyż musiał skupić się na nadchodzącej walce. Starcie było krótkie i raczej jednostronne. Jednak Grant zdążył tylko sprawdzić, czy nie uszkodził zbytnio przestępców, gdy usłyszał głos z łodzi policyjnej. Superbohater odwrócił się i odkrzyknął:
- Uważajcie, jeden wypadł za burtę!
Po czym obrócił się na pięcie i zaczął biec w kierunku wybrzeża.

Po drodze myślał o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie dość, że delikwenci byli dość nietypowo ubrani, to jeszcze ścigało ich FBI. Nie miał pojęcia, czym mogła się trudnić ta trójka mężczyzn. Nie zdążył sprawdzić, czy na pokładzie motorówki znajdowało się coś, co warto by przemycać.
"Cóż za ironia, policja przeszkadza mi w łapaniu przestępców." skonstatował. Ale noc jeszcze się nie skończyła. Steven był pewien że uda mu się dostarczyć jeszcze kogoś do aresztu policyjnego. Tak czy inaczej, za godzinę miał zamiar wrócić do domu. Niedługo pewnie zacznie się męczyć, a poza tym miał jeszcze pracę, do której trzeba było się wyspać. Przełożeni nie patrzyli przychylnym okiem na to, jak Steven spał z głową na biurku
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 24-11-2009, 20:37   #10
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Air Girl pędziła jak wiatr.

Nie była to wcale żadna wyszukana metafora, lecz dosłowny opis zjawiska. Kobiela leciała, rozwijając największą prędkość, na jaką było ją stać. Potężny podmuch wiatru zmierzwił związanemu strażnikowi włosy, a zaraz potem pojawił się drugi, gdy kobieta mijała go w locie.

Wyważone drzwi nie stanowiły żadnej przeszkody. Julia nie miała czasu, by się zastanawiać nad miernością zabezpieczeń w muzeum z cennymi eksponatami, choć z pewnością poświęciłaby tej kwestii chwilę, gdyby tylko mogła. Nie zatrzymała się też, by rzucić choć okiem na piękne wystawy, które w innych okolicznościach zwróciły z pewnością jej uwagę.

Kiedy była mniej więcej w połowie muzeum, włączył się system zabezpieczeń. Ciężkie, metalowe kraty uniemożliwiły ucieczkę oknem i oddzieliły poszczególne sale od siebie. O ile Julia mogła przyspieszyć i dostać się do kolejnego pomieszczenia, o tyle zaraz po tym została uwięziona. Przestała lewitować i postanowiła czekać. Jej twarz otoczyło gęste, falujące powietrze, które zniekształcało głos i wygląd jej twarzy. Niektórzy superbohaterowie nosili maski, inni się nie kryli, a ona po prostu wykorzystywała swój dar.

- Stać, nie ruszać się! –krzyknął jeden ze strażników, którzy otoczyli ją w trybie natychmiastowym. Kobieta żałowała tylko, że nie zrobili tego z włamywaczami- Masz pra--- Co znowu?
- Jack i Louis poszli sprawdzić co to za hałasy na górze i znaleźli Boba związanego na dachu. Kazałem ich go tu przyprowadzić, będzie mógł rozpoznać przestępcę.
- Dobrze... A ty masz prawo zachować milczenie!

Air Girl westchnęła, co z jej mocami zaowocowało chwilowym zafalowaniem włosów. Miała ochotę nawpiepszać im wszystkim i kazać się wypuścić, ale na pierwszy rzut oka było widać, że strażnicy to idioci, którzy nie zrozumieją tłumaczeń. Nagle zagadka obrabowania jednego z większych muzeów w mieście stała się banalnie prosta.

Mężczyźni, banda idiotów…

W końcu zjawił się też sam związany. Julia nerwowo stukała palcem o szklaną gablotkę, jakby nigdy nic siedząc na niej. Zdążyła sobie przez ten czas obejrzeć z daleka większość eksponatów poświęconych wczesnemu średniowieczu, co jednak nie zmniejszyło jej irytacji. Jak pomyślała, że złoczyńcy mogli uciec na drugo koniec Nowego Jorku…

- To nie ona, przecież by mnie dziewczyna nie obezwładniła. To był mężczyzna, jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów co najmniej- wyjaśnił strażnik, który dał się związać. Miał w ręku dość zabawny kubek „najlepszego taty”, w którym trzymał jakiś ciepły napój, który popijał.

Żyłka na skroni Julii była za nader dobrze widoczna. Nieudolny ochroniarz pił to sobie herbatkę, a bandyci uciekali z zrabowanymi eksponatami. Jednak to uwaga o tym, że „dziewczyna by go nie obezwładniła” najbardziej wkurzył kobietę. Lekkim, jakby od niechcenia ruchem dłoni podcięła strumieniem powietrza nogi mężczyźnie. Kubek zawirował w powietrzu, oblewając mężczyznę ciepłą kawą. Syknął z bólu, gdy napój oblał go. Air Girl wytworzyła kieszonkowe tornado i utrzymała kubek w powietrzu, nim upadł. Niezależnie od tego, jak była wkurzona na gościa, jego dziecko w niczym jej nie zawiniło.

- Słuchaj, znam karate, pracuję w placówce badawczej i mam więcej mocy w małym palcu, niż Ty kiedykolwiek będziesz miał. A teraz mów, kim był ten facet i wypuść mnie z tego cholernego muzeum, którego nawet nie potrafisz przypilnować. Inaczej będę Tobą kręcić w powietrzu aż nie przeprosisz i obiecasz przestać się chwalić swoimi wątpliwymi osiągnięciami- odpowiedziała wyjątkowo agresywnie jak na siebie kobieta. Zazwyczaj była milsza, ale idiotyczna sytuacja, niepotrzebne marnotrawstwo czasu i zachowanie strażnika pozbawiły ją dobrych manier i kontroli nad sobą.

- Kurde, czy Wy naprawdę jesteście tacy ślepi!- ryknęła na pozostałych, nagle o sto osiemdziesiąt stopni zmieniając swój nastrój. Z wrednej babki stała się rozdrażnioną kobietą krążącą po pomieszczeniu i żalącą się na czym świat stoi- Ja jestem Air Girl, ta dobra. Wy jesteście strażnicy, Ci dobrzy. Są też złodzieje, Ci źli. Wy macie kłopoty, ja Wam pomagam, łapiemy bandytów, Wy mi dziękujecie. Nie więzicie mnie i uniemożliwiacie pościg, a potem obrażacie, sugerując, ze jestem bezbronną, słabą kobietą. Sorry, nie ten scenariusz. Czy tak trudno zrozumieć, że jestem bohaterką? Hello, a obcisły kombinezon… nie, nie patrzcie się tak łakomie zboczuchy!- uspokoiła zebranych w mgnieniu oka- bransoletka-komunikator, moce i inne takie to przebranie halloweenowe, tak?- spytała zirytowana. Miny mężczyzn odpowiedziały jej same za siebie.

Pytanie, które wykrzyknęła Julia, było słychać w całym budynku.

- Czy Wy nigdy nie oglądaliście kreskówek!?
 
Kaworu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172