Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2010, 22:20   #101
 
Qzniar's Avatar
 
Reputacja: 1 Qzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znany
Yuji po otrzymaniu zapłaty, skierował swe kroki do sklepu z bronią, by dokupić zużyte w czasie testu kunai'e i shurikeny. Po dokonaniu zakupów powałęsał się trochę po mieście. Znał już większość ciekawych miejsc, w końcu trochę jednak zwiedzał w wolnym czasie. Nie miał teraz pomysłu co z sobą zrobić.
Chodzenie?
Nudne... może jakieś zakupy? Niee no, co ja kobieta jestem?
Ostatecznie stanęło na tym, żeby potrenować trochę żywioły, z naciskiem na Hyouton.
Do większości technik lodowych, potrzebne jest wcześniejsze stworzenie wody. Yuji potrafił jednak wypuścić z ust jedynie spory strumień wody. Mógł sprawić, by woda leciała z początku cienkim, ostrym (?) strumieniem.
Trening polegał głównie na szybkiej zamianie wody w lód, celując, by trafiło to do celu. Oprócz tego ćwiczył swoje obronne jutsu wody (nie będę teraz mówił jakie). Pieczęci wykonywał jedną ręką - tego również nie mógł w treningu pominąć... często się przydaje. Technikę z żywiołu fuuton znał tylko jedną i była ona dosyć niszczycielska, więc nie chciał jej używać. Tak Yuji wolny czas. Z ogółu raczej rzadko trenował, więc postanowił nadrobić tak stracony na inne rzeczy czas. Nie może w końcu odstawać od reszty grupy, albo dać sobie sprawić łomot jak tamta trójka.
Po treningu wrócił do domu, wziął odświeżający, chłodny prysznic i położył się spać, by przypadkiem znowu się nie spóźnić.

Rankiem wyrwał go ze snu morderczy dźwięk budzika, nastawiony wcześniej niż zwykle. Wyspany, wstał od razu. Umył się, zjadł śniadanko i pognał w stronę miejsca spotkań, by w końcu być jako pierwszy. Dotarł na miejsce kilka minut przed czasem i zastał tam siedzącego na kamieniu Nizana.
- Siemanko. - przywitał się Yuji - nieźle tamci w kość dostali, co? Ciekawe co z ich jouninem.
Po chwili zjawiła się również Masae. Czekali już tylko na Ryuushou-sensei.
 
Qzniar jest offline  
Stary 02-01-2010, 22:43   #102
 
Hiraga_Saito's Avatar
 
Reputacja: 1 Hiraga_Saito nie jest za bardzo znany
"Tak więc Sasatori-sensei jakby to ująć...
Zaczął nieśmiało Saito.
Moim celem jest zostać najwaleczniejszym ze wszystkich Shinobi a przy okazji nie chce by inni cierpieli tak jak ja...
Powiedział dość pewnie lecz pod koniec wypowiedzi jego głos się załamał. W jego głowie wciąż siedziała straszna myśl i ból po utracie rodziców. Lecz Hiragai nie chciał żalić się innym gdyż prawie od zawsze musiał radzić sobie sam. Po chwili spojrzał na Sensei'a i z uśmiechem na twarzy dodał.
Pragnę też widzieć na twarzy osób mi bliskich uśmiech a nie łzy.
Tak to prawda Saito nie chciał spoglądać na smutne twarze dlatego tak bardzo cieszył się widząc iż jego Sensei Sasatori jest pogodnym człowiekiem. Lecz ten wilk Jinta nie przypadł mu do gustu. Gdyż był zbyt szorstki jak dla gennin'ów którzy dopiero co opuścili akademię.
 
Hiraga_Saito jest offline  
Stary 02-01-2010, 22:48   #103
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Lekarze opatrzyli rany młodego Hyuugi i przydzielili go do sali z jednym łóżkiem. Był to przestronny, jasny pokój o białych ścianach, z osobną łazienką. Tesamimaru leżał w łóżku, wciąż nieprzytomny. Lekarze powiedzieli, że wyjdzie z tego, tylko musi wypocząć przez dłuższy czas. Ryuushou, który dzielnie trwał przy przyjacielu teraz siedział w miękkim fotelu i wspominał czasy, kiedy oboje byli w jednej drużynie...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4TlkFyLsJHo[/MEDIA]
Pod okiem Onisato Takuya'i troje młodych ludzi poczyniło niebywałe postępy i w pierwszym egzaminie na awans do stopnia Chuunina spisali się znakomicie. Dwa lata po tym jak spotkali się po raz pierwszy, tworzyli najlepszy zespół w wiosce. Razem współpracowali w idealnej harmonii. Rei, z niebywałą zręcznością i silnym jutsu ognia, Tesamimaru - specjalista od walki w zwarciu i Ryuushou, dzielnie udzielający wsparcia swoimi technikami... Dzięki przemyślanej taktyce i przywództwa ich Jounina wykonali wiele trudnych i skomplikowanych zadań. Nie było wyzwania, któremu by nie podołali...
- Zajmijcie się tamtymi, którzy uciekli. Rei… liczę na was!
Jounin krzyknął do swoich uczniów, którzy przybyli na jego znak. Obrócił się i gdyby nie wielki refleks, w jego oku utkwiłby kunai. W pośpiechu przygotował technikę
- Katon: Karyuudan!
Jounin wychylił się, wypychając w stronę rosłego przeciwnika strumień smoczego ognia. Jego przeciwnik zdążył schronić się za ścianą z litej skały, która wyrosła przed nim.
- Zrozumiano. Tesa, Ryuu… W drogę! – czerwonowłosa kunoichi zgrabnym skokiem znalazła się na gałęzi drzewa.
Jej przyjaciele ruszyli za nim. Z ogromną prędkością zbliżali się do sześciu uciekających szpiegów Madary. Gdy byli już blisko ich, jeden shinobi wyczuł pogoń. Obrócił się i rzucił pięcioma shurikenami. Rei skinęła głową i chuunini rozproszyli się między drzewami, w które powbijały się shurikeny wroga. Tesamimaru zeskoczył na ziemię, Rei dalej pędziła w koronach drzew, a Ryuushou szybował w powietrzu na prędko przywołanym ptaku. Rei błyskawicznie wyprowadziła sekwencję pieczęci.
- Katon: Goukakyuu no Jutsu!
Z ust dziewczyny wystrzeliła spora kula ognia. Dwóch uciekinierów zeskoczyło na ziemię, a kolejna dwójka odbijając się skoczyła wysoko ponad korony drzew. Pozostali, którzy byli na przedzie przyspieszyli, uciekając poza zasięg ognia. Dziewczyna dzięki Shunshin no Jutsu znalazła się tuż za nimi.
- Katon: Hibashiri! – krzyknęła po stworzeniu pieczęci.
Rei skoczyła i wirując w locie. Jej ciało otoczyła ognista spirala, a kiedy przeleciała pomiędzy zaskoczonymi shinobi i dotknęła ich w powietrzu, ogień z jej ciała przeszedł na przeciwników. Ninja wrzeszczeli jak opętani spadając na ziemię.
Tesamimaru uśmiechnął się z zadowoleniem i przyspieszył bieg. Był znacznie szybszy od pozostałych, zwłaszcza na ziemi. Bez problemu dogonił wrogów, którzy wcześniej zeskoczyli na ziemię. Jeden z wrogów zaklął i odskoczył na bok, rzucając shurikenami w kierunku Hyuugi. Drugi natomiast obrócił się w biegu i wysłał w Tesamimaru kunai. Hyuuga uniknął shurikeny, a kunai strącił gołą ręką. Dobiegł do najbliższego przeciwnika i pojedynczym ciosem posłał go na ziemię. Drugi przeciwnik stanął i zaczął tworzyć technikę. Nie zdążył jej dokończyć, przez jego głowę przebiła się igła z chakry.
Shinobi, którzy skakali po wierzchołkach drzew zrozumieli swój błąd, kiedy nad ich głowami zawisł cień dużego ptaka. Obejrzeli się do góry i uniknęli dwa noże rzucone przez niebieskowłosego shinobi. Ryuushou błyskawicznie wykonał niezbędne gesty.
- Hyouton: Tsubame Fubuki!
Z jego palców wyleciało dwadzieścia małych, lodowych ptaków o zaostrzonych skrzydełkach i szpiczastych dziobkach. Zbiedzy rozproszyli się we dwóch kierunkach. Za każdym poleciało dziesięć lodowych tworów chłopca. Dogoniły jednego z przeciwników. Te które, nie utkwiły w jego plecach boleśnie cięły skrzydłami jego ciało. Shinobi spadł na ziemię. Druga seria ptaków także ugodziła w przeciwnika, ale wbiły się w kawałek drewienka.
- Shibatta! – młody chuunin przeklął i zniżył lot ptaka. Gdy leciał tuż nad drzewami, w jego kierunku poleciała seria małych ognistych kul. Kilka z nich trafiło w przywołanego ptaka, odsyłając go tam skąd pochodził. Ryuushou spadał przygotowując technikę. Wylądował gładko na gałęzi. Jego błękitne źrenice rozszerzyły się, gdy zobaczył iż wylądował naprzeciwko wroga, który skoczył już ku niemu z kunaiem. Ryuu uśmiechnął się.
- Fuuton: Kami Oroshi!
Wyciągnął w jego stronie dłonie, z których wydobył się silny wir powietrza. Wiatr był na tyle silny, że odepchnął nadlatującego wroga i grzmotnął nim o drzewo. Oszołomiony shinobi chciał stanąć na gałęzi, która chroniła go przed upadkiem. Gdy tylko to zrobił, do drzewa przyszpiliły go ostre kunaie. Po chwili na gałęzi gdzie stał Ryuushou pojawili się jego przyjaciele.
- Dobra robota, chłopcy! – Rei zaśmiała się szczerząc zęby i unosząc w górę kciuk.


Młodzieniec otrząsnął się ze wspomnień. Przez roztargnienie o mało co nie śnił na jawie. W końcu, zmęczenie wzięło nad nim górę... I tak, przekroczył niewidzialną granicę, którą oddzielał bolesne wspomnienie tragedii...


Była noc i śnieg łagodnie opadał na ziemię.. Szczyt góry Hokage.
Ryuushou opadł na kolana. Zaskoczony Tesamimaru zaniemówił, nieświadomie cofając się o krok. Przed chłopcami leżał ich sensei, Onisato Takuya. Przystojny mężczyzna był cały we krwi, a na twarzy obróconej w kierunku chłopców zastygł wyraz cierpienia. Rei, która pochylała się nad jego szyją powoli wstała. Wzrok utkwiła w srebrnym księżycu, otoczonym tysiącami malutkich iskierek. Zimny wiatr poruszał jej długimi włosami, a w jej czekoladowych oczach był błysk, którego chłopcy nigdy przedtem nie widzieli. Dziewczyna wytarła zakrwawione usta luźnym rękawem czarnego stroju.
- Re-Rei… - wymamrotał Ryuu.
- Co ty zrobiłaś?! – Tesamimaru prawie krzyknął.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i spojrzała w ich kierunku. Jej usta wykrzywił mroczny uśmiech.
- Co ja zrobiłam? Zaspakajam swoje pragnienie… - powiedziała zimnym głosem, kopiąc przy tym ciało Jounina.
Żaden z jej towarzyszy nie wiedział co powiedzieć. Rei, widząc ponury cień domysłu na twarzy Tesamimaru znowu się zaśmiała.
- Tak, ostatnie zniknięcia w wiosce to również moja sprawka. – powiedziała patrząc mu głęboko w oczy.
Po takim spojrzeniu, każdy miałby co noc koszmary. Dziewczyna strąciła z włosów śnieg i powoli ruszyła w kierunku chłopców.
- Dlaczego? – Ryuushou, który do tej pory siedział na kolanach, wpatrując się w przykryte śniegiem podłoże odezwał się cicho.
- Ten dureń za dużo wiedział. – odpowiedziała z pogardą w głosie. Gdybym go nie zabiła, wydałby mnie ANBU.
- Dlaczego zabiłaś niewinnych ludzi?! – chłopak podniósł głowę, wbijając w nią przerażone oczy.
Zatrzymała się.
- Niewinnych? – zaśmiała się. Zabiłam tych wszystkich ludzi po to, aby nasycić się ich krwią! – na jej twarzy pojawił się wyraz szaleństwa. Nie czujesz, jaką moc mam teraz? – wyciągnęła swoją dłoń i spojrzała na nią. On miał rację. Po wypiciu krwi tych shinobi jestem silniejsza… - powiedziała cicho, znowu podchodząc do chłopców.
Niebieskowłosy wyciągnął rękę do Hyuugi. Tesamimaru pomógł przyjacielowi wstać.
- Co się z tobą dzieje… - wymamrotał jeden z nich. Przecież zawsze mówiłaś, że chcesz bronić słabszych! Co się stało z tym postanowieniem?!
Rei wybuchła śmiechem. Śmiała się tak mocno, aż jej oczy zaczęły łzawić. Uspokoiła się i wytarła je.
- To co wam mówiłam… Nie sądziłam, że uwierzycie w ten stek kłamstw. Tak naprawdę nic o mnie nie wiecie! Nie rozumiecie jeszcze tego? Uważacie mnie za kogoś, kim nie jestem! Przeliczyłam się na was….
- Kłamiesz! – ryknął niebieskowłosy.
- Myśl co chcesz, ale krew naszego starego, dobrego „sensei” – specjalnie przeciągnęła ten wyraz – była wyjątkowo dobra… - wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu.
Powoli wyciągała nóż, kiedy pod jej nogami wbił się shuriken.
- Cholera! – zaklęła odskakując do tyłu, unikając tym samym kolejnych shurikenów.
Na szczycie góry z nikąd pojawili się członkowie ANBU. Było ich aż piętnastu.
- To jeszcze nie koniec, chłopcy. Przyjdę też po waszą krew! – odwróciła się i zeskoczyła z góry.
Oddział ANBU ruszył za nią, zostawiając zszokowanych chłopców…


Obudził się gwałtownie. Otarł rękawem spocone czoło i przetarł wilgotne oczy. Przez okno do pokoju wpadało blada poświata księżyca. Spojrzał na łóżko. Ręka Hyuugi drgnęła.
"Jeszcze się nie obudziłem...?"
Jego ręka znowu drgnęła. Ryuushou wstał i podszedł do łóżka. Tesamimaru powoli otworzył oczy i zdziwiony zamrugał kilka razy.

***
Kiedy nadchodziła godzina siódma, Ryuushou dopiero opuścił szpital. Na miejscu pojawił się piętnaście minut po czasie. Zatroskany wzrok utkwił w ziemi.
- Ohayo... - wymamrotał, po czym głośno ziewnął, zakrywając usta ręką.
Wyglądał na kogoś strasznie zaspanego...

<czekamy aż drużyna 3 przejdzie do następnego dnia >
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 03-01-2010, 00:03   #104
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Aż się trząsł z ekscytacji, oczekując na jego pierwszy egzamin jako ninja. Wtedy jednak ich sensei stonował napięcie.
Przyzwanie zaintrygowało Kirę. Zawsze go to interesowała. Możliwość przyzwania myślących towarzyszy i różnych właściwościach i umiejętnościach jest bardzo przydatna w bitwie. Zachowanie psa było mu nie obce. Często w swoim krótkim życiu spotykał się z takim tonem.
Cel? Mam cel i to bardzo szczytny - pomyślał Avenjo i znowu przegapił możliwość wypowiedzenia się jako pierwszy. Zrugał siebie za to w myślach – Musze się bardziej skupić
Wysłuchał w ciszy smutnych słów swojego poprzednika, zaciskając pięści ze zniecierpliwienia.
Jednak nie dużo się myliłem wobec tego chłopaka. Nie sądziłem jednak, że to jest aż tak poważne. „
Następny był on. Na szczęście. Równie podekscytowanym i podniesionym głosem niemalże wyrecytował swoje cele.
- Moim marzeniem jest stworzyć potężny klan w Kirigakure, zostać jego głową i mieć duuuuużo dzieci.
Wszystkie słowa wypowiedział uśmiechnięty, rozkładając szeroko ręce by pokazać jak dużo dzieci chciałby móc naraz uściskać. Zapewnie posiadać znacznie więcej. Przez moment patrzył na zdziwioną minę swojego sensei.
- No co? Lubię dzieci. – powiedział spuszczając głowę w dół. 18739754
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 03-01-2010, 03:02   #105
 
Ryuuzaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryuuzaki nie jest za bardzo znany
- Zanim zainteresowałem się ninjutsu planowałem zostać hyclem - Powiedział z uśmiechem patrząc się na przywołanego wilka

- A tak poważnie to nie mam żadnych wygórowanych celów. Pokój na świecie, szczęście dla moich bliskich, sława, uznanie i takie tam. Wiecie, staram się wytyczać sobie tylko realne cele - powiedział szybko i poważnie, ale po chwili nie wytrzymał już i parsknął śmiechem. - Mój wujek zawsze powtarza, że każdy człowiek powinien znaleźć coś w czym jest dobry i co sprawia mu przyjemność, a później poświęcić temu całe swoje życie. Ja lubię walczyć, czuć, że pomagam komuś jak bohaterowie w mangach i książkach, które czytam. Chcę być w tym jak najlepszym, a co będzie dalej to sie po prostu okaże.

Hajime nigdy nie lubił się zbytnio zwierzać, a szczególnie ludziom obcym. Cenił sobie jednak szczerość, a ta trójka shinobi przy nim to prawdopodobnie jego przyszli, najlepsi przyjaciele, więc powiedział co myślał.

- Sensei, a czy możemy wiedzieć jaki jest twój cel? Co najbardziej chcesz osiągnąć? - dodał z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
 
Ryuuzaki jest offline  
Stary 03-01-2010, 03:28   #106
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Ura był zaskoczony ,tak bardzo oddał się ćwiczeniom, że nawet nie zauważył intruza. Jak wiele widziała?
- Cześć. Czemu pytasz?
- W wiosce uchodziłam za pracoholiczkę ale nawet ja, nie trenowałam o takiej porze... w takim miejscu.- mówiła spokojnie. Ostrożnie zeskoczyła z blaszanej obudowy. Tak aby na jej twarzy nie pojawił się grymas bólu. Ura usiadł z powrotem. Siedział chwilę cicho po czym odezwał się.
-Zawiodłem dzisiaj, nie potrafiłem zrobić niczego. Nawet wykonać prostego rozkazu.
Spojrzał na nią z powrotem.
- Musiałaś walczyć za mnie, a ja? Wyszedłem z lekkim zadrapaniem.
- Nie potrafiłeś ?
Spauzowała na chwilę. Zastanawiała się czy tak naprawdę zawiódł. Wcześniej zostawił ja i kolegę. Teraz zauważyła, że może jednak nie zrobił tego umyślnie.
- Wykonałeś zadanie, sprowadziłeś ich w pułapkę. Jak chyba wiesz, prawie nic nie poszło wedle planu. Hyuuga też nie przewidział tego wszystkiego...- zbliżyła się i usiadła w pewnej odległości od niego- To on jest jouninem. To na nim spoczywa odpowiedzialność... To on powinien czuć się nie tak. Myślałam nad tym wiele... Nie mogliśmy sobie poradzić lepiej, Omosa-san. O moje rany nie martw się ...Proszę. To cena jaką ponosi wielu. Nie za nieudolność innych, a za własną. Działamy w zespole, ale nie możemy polegać tylko na towarzyszach. To własna nieudolność przysparza nam problemów...
Zwiesiła głowę, zasłaniając twarz ciemnymi włosami. Ura spojrzał przed siebie. Panorama rozświetlonej Konohy była cudowna.
- Sądzę jednak, że mogłem zrobić lepiej. Wiele lepiej. Gdybym wystarczająco dużo ćwiczył. Może gdyby zamiast uciekać, stanąłbym do walki. Może to wszystko by się nie stało.
Uniosła spojrzenie na rozświetloną wioskę.
- Być może. Ale przecież to nasze pierwsze zadanie , nie ? Przeżyliśmy, i jesteśmy zdolni do dalszej walki. To się liczy. - to chyba nazywali pocieszeniem ? Nie była tego pewna. Nie umiała pocieszać, dlatego iż sama nigdy nie była pocieszana. Rodzina zawsze stawiała ją przed zimnymi faktami.
- Poza tym, cóż się stało ? Nie zaprzeczysz chyba, że zastaliśmy sytuację , w której mogliśmy poradzić sobie lepiej ? Widzisz... To sytuacja podobna do tej z naszego treningu, pamiętasz ? Po tym jak sensei nas uwięził, okazało się , że użyłeś techniki kawarimi. Mimo to, nie zostałeś doceniony. Może dlatego, że nie pokazałeś mu jak działasz w sytuacjach krytycznych? Kiedy na planowanie taktyki nie ma czasu. A teraz wykonałeś zadanie - odciągnąłeś przeciwnika. Dzięki temu reszta miała czyste pole.
- Pięknie to brzmi, ale nie mieliście czystego pola. W mojej obronie odniosłaś rany. Może nie powinienem tego mówić, ale po dzisiejszym dniu jeszcze bardziej nienawidzę senseia!
Nie reagowała przez chwilę. Patrzyła na swoje stopy zawieszone w powietrzu.
- Jeszcze bardziej ?
Ura wstał, nie wiedział czemu to mówi, może dlatego że nigdy nie miał równieśnika z którym mógłby porozmawiać.
- Widzisz jak byłem mały moja mam zmarła przy po rodzie mojej siostrzyczki, siostra też nie przeżyła nocy. Zostałem sam z ojcem. Kochałem go, zawsze starał się mi pomagać, znajdywał dla mnie czas. Nawet jak przyszli z akademii i powiedzieli że się nadaje. Nie chciałem zostawiać mojego ojczulka samego i zrezygnowałem.
Na chwilkę zamilkł, nabrał głośno powietrza i kontynuował.
- Mój tata był kupcem - ciągnął dalej - Dużo podróżował, pewnego dnia trafiła mu się jakaś świetna oferta, ryzyko było spore ale i zysk wielki. Udał się więc do Hokage z prośbą o przydzielenie ochrony w zamian za połowę zysków. Ochrona była potrzebna natychmiast. Gdyż mój ojczulek musiał zdążyć w ciągu tygodnia do wschodnich terenów kraju piasku. Jedynymi wolnymi shinobi w wiosce byli wtedy członkowie klanu Hyuuga. Gdy tylko dowiedzieli się że chodzi o ochranianie kupca, odmówili gdyż było to według nich zadanie nie godne tak znakomitego klanu.
Zacisnął zęby i pięść prawej dłoni jeszcze mocniej.
- Mój ojciec pomimo namów i tak wybrał się sam w drogę. Przymieraliśmy wtedy głodem, a mój wujek zaczął pić. To był jedyny ratunek.
Na chwilkę zamilkł.
- Ciało ojca odnaleziono bo dwóch tygodniach. Okaleczone i nadgnite. Zginął od ran ciętych, zabity przez jakichś ninja. Zginął - po policzkach Omosy spłynęła pojedyncza łza - Bo jakiś klan stwierdził, że ich tytuł jest ważniejszy od ludzkiego życia!
Przeszedł się bliżej krawędzi.
- Zgodziłem się na przyjęcie do Akademii w zamian za stypendium. Zacząłem się uczyć, lecz i tutaj klan Hyuuga pokazał swoją naturę. Całe dzieciństwo byłem wytykany, jako bez klanowiec, a to wszystko przez te nadęte dzieciaki z klanu Hyuuga, które ciągle uważały się za lepsze dzięki tym swoim pustym oczom. Bałem się ich i nienawidziłem, często byłem przez nich grupowo bity, nie byłem w stanie się bronić. Nawet schować, szykanowany w szkole, w domu wyzywany przez alkoholika od śmieci.
Omosa zamknął oczy i próbował się uspokoić.
- A potem umarła ciocia i wujek ogółem stracił wyczucie w piciu. A ja dostałem się do nas. Obiecałem sobie że nigdy nie dam się więcej zagnębić, że udowodnię klanowi Hyuuga, że nie są najlepsi. Że nie są w ogóle lepsi w niczym od innych ludzi!
Spojrzał na Miwe. Czekał na jej reakcje.
"Nie rozumiem" pomyślała. Nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. Przez chwilę zastanawiała się jak zareagowałby jej ojciec, gdyby przyszli z akademii i tak mu powiedzieli. "Zapewne by się mnie wyrzekł..." W rodzinie Hisame działo się tak od dawna. Rodzina kultywowała tradycję. Była jak religia. Nikt noszący nazwisko nie mógł odstawać od reszty. Przywykła do tego, że dostaje pochwały. Również nauczono ją, iż nie znaczą one nic. To coś normalnego, coś czego się spodziewano.
"Zadanie niegodne klanu" - kolejne słowa , których zrozumieć nie umiała. Nie istniało coś takiego jak "zadanie nie godne". Istniało jedynie zadanie "przydzielone".
" Pies nie powinien się doszukiwać motywów z jakich pan dał mu jeść. Powinien jeść bo jest to jego świętym prawem. Tak samo ninja - nie kwestionuje rozkazów. Może jedynie je przyjąć i postarać się jak najlepiej wykonać. "
Tak mawiał jej ojciec, tak nauczyła się myśleć.
Dostrzegła łzę na twarzy Omosy. Natychmiast odwróciła spojrzenie, tak aby wyglądało na to , iż tego nie widzi.
- Kiedy byłam mała.... Mój ojciec zawsze cieszył się na odwiedziny moich braci. Nigdy o tym nie mówił... Nie szykował niczego specjalnego. Widziałam jednak jego spojrzenie. Słuchałam zawsze o tym jak wygląda służba w ANBU... Ryzykują często, ale nigdy nie czekają nagrody za to. Tak dla mnie powinien zachowywać się shinobi...- spojrzała w niebo. - To co mówisz Omosa-san. To zapewne prawda. Ninja bywają pyszałkowaci, jednak czy to ich błąd? Widziałam takich wielu, z klanów wielkich, mniejszych i ludzi z plebsu. - spojrzała w jego stronę- W Kirigakure też tacy są. Ważne jest aby zawsze pamiętać o swoich celach, Omosa-san. Spełniać standardy na które jest się gotowym. Na to nie było żadne z nas gotowe. Nie wiń Hyuuga-sensei. Wiń jedynie los, który wystawił nas przed taka ciężka próbą.
Ura słuchał jej choć odwrócił wzrok.
- Skoro juz o tym mowa... Wiesz co dzieje sie z Hyuuga-sensei ?
Nie potrafił tego zrozumieć. Nie chciał winić Hyuugi, starał się widzieć w nim kogoś więcej niż członka klanu, chciał w nim widzieć przyjaciela i opiekuna, swego mistrza. Nie potrafił jednak. Słowa Miwy go przebudziły.
- Nie, wogóle zapomniałem, myślałem że ty coś wiesz.
- Obudziłam się chwile temu... Walka mnie przerosła. Ale nie chcę spędzić tutaj nocy. Wracam do mieszkania. - poderwała się do góry. - Rano dowiem się co z sensei. Może zginął? - zapytała jakby samą siebie. Najstraszniejszy chyba był brak jakichkolwiek emocji w jej głosie.
- Myślę, że jest na to za silny. Omosa-san....- mruknęła - Dzisiaj to ja pomogłam tobie. Nie dlatego, że cię lubię. Nie dlatego, że cię znam. Jedynie dlatego, że jesteśmy w jednym zespole. I zawsze będzie to wystarczający powód by chronić któregoś z was.- zeskoczyła na parapet piętro niżej.- Dlatego pamiętaj ! Następnym razem to ty pomóż ! - zeskoczyła w ciemną gęstwinę.
Ura przyjrzał się jej ruchom. Były inne niż zwykle. Musiała mocno oberwać. Pomyślał że jest słaby. Wyśpiewał wszystko jak na dłoni prawie, że obcej osobie. Uśmiechnął się do siebie. Wiedział jedno, Miwa umiała milczeć. I za to zaczynał ją chyba lubić. Przyjrzał się swojej prawej dłoni. Uśmiechnął się i po chwili krzyknął.
- Bunshin no Jutsu!!!
 
Tasselhof jest offline  
Stary 03-01-2010, 05:52   #107
 
Sabaka's Avatar
 
Reputacja: 1 Sabaka nie jest za bardzo znany
Wysłuchał każdego z nich dokładnie. Jednocześnie wspominał swoje pierwsze spotkanie, kiedy został geninem. Jego sensei należał do "starej ligi" ninja. Był typowym konserwatystą , który nie lubił kiedy inni mieli inne poglądy niż on. Również zadał takie pytanie na pierwszym spotkaniu. "Chce zostać najlepszym medykiem na świecie... I wynaleźć technikę , która przywraca zmarłych do życia. Tak aby nikt już nie musiał cierpieć z powodu utraty bliskich." - tak wtedy brzmiała jego odpowiedź. Chyba inaczej brzmieć nie mogła. Wtedy miał dwanaście lat... A dwa lata wcześniej został sierotą.
Szybko odrzucił od siebie te rozmyślania, ponownie skupiając całą uwagę na uczniach. Nie tylko te myśli o rodzicach... A także o technice , która miała wskrzeszać zmarłych.
- Mały... Nie lubię pyskatych smarków...- skrzywił się Jinta ukazując przy tym kły.
- Jinta-san ! Nie bójcie się go... Stare psisko.- uśmiechnął się miło. - Co ja mam za cele... Hmmmm- palec wskazujący znowu powędrował na jego podbródek. - Trochę się tego nazbierało. Ale co z tego jest najważniejsze... - uśmiechnął się w kierunku Hajime- Chyba będę mało oryginalny , Hajime-kun. Pragnę aby świat się zmienił. Aby na świecie zapanował pokój i nikt już nie tracił życia z powodu ludzkiego okrucieństwa. Dopóki jednak świat pozostaje taki sam, będę walczył aby strzec wszystkich ważnych dla mnie osób. Ich oraz osób im bliskich... Osób bliskich ich bliskim... I bliskich bliskich ich bliskich...- zarechotał lekko.- Będę bronił wszystkich. - mrugnął okiem.
- Sasatori... Skończ te gadki i zabierajmy się do roboty. Nie mam ochoty spędzić całego dnia latając po lesie z bachorami...
- A , tak ! Zadanie.
- skrzyżował ręce na piersi. W oczach i głosie zagościła powaga. - Wasze zadanie jest niezwykle proste ... w teorii. - z kieszeni w białym haori, wyciągnął niewielki zwój. - To wasz cel. Macie odbić z rąk nieprzyjacielskiego shinobi, zwój niezwykle dla wioski ważny. Mamy informacje , że nieprzyjaciel zmierza na północ szybkim tempem. Musicie się śpieszyć, gdyż nie długo pozostanie sam - najprawdopodobniej wsparcie dla niego już jest w drodze.
Mamosha wsunął zwój do pojemnika, na grubej , skórzanej obroży Jinty.
- Ruszaj ! A , Jinta... Nie przesadź. To tylko szkolenie geninów.- Jounin zmierzył wilka bardzo poważnym spojrzeniem, na co ten skinął łbem. Po chwili pobiegł w stronę lasu, wybił się od ziemi i ruszył w drogę dając szybkie susy z gałęzi na gałąź.
- Macie jakieś dwadzieścia minut, nim dołączę do Jinty. Po odebraniu zwoju musicie wrócić tutaj. Dopiero w tym miejscu zadanie się kończy.- z drugiej kieszeni wyjął kolejny zwój.- Ten z was,który zakończy je jako pierwszy dostanie ode mnie to. - uniósł zwój tak aby mogli się mu przyjrzeć.- Ten zwój zawiera dokładną instrukcję nauki jednej z niegdyś zakazanych technik ninjutsu kategorii A. Hokage i rada wioski przez wiele lat zwlekali aby zezwolić na jego ponowne używanie. To jeden z dwóch istniejących zapisków dotyczących jego nauki. - podszedł do drewnianego pala , i odłożył zwój na jego szczyt. - Będzie czekał tutaj na was. A teraz, jeśli jesteście gotowi - ruszajcie. I nie dajcie się zwieść - zaczął kiedy mieli już ruszać.- Jinta to psisko o przyjaznym pyszczydle , ale jeśli będziecie zbyt pewni siebie - bardzo mocno możecie oberwać. No, a teraz ruszajcie !
 
Sabaka jest offline  
Stary 04-01-2010, 00:25   #108
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Zielona trawa, gęsta mgła i przyjaciele po obu stronach. Tesamimaru nie widział nic więcej. Wiedział, że gdzieś w koło czają się jego przeciwnicy, ale nie mógł ich zlokalizować. Wytężał wzrok, ale ciągle nic... I nagle zauważył nadlatujący kunai, wykonał szybki ruch i ściągnął głowy kompanów na dół, tak by ostrze ich nie raniło.
- Nie wiem jak to możliwe, ale on ma lepsze oczy niż ja. Nie widziałem go, a on posłał ten nóż dokładnie w nas. Nie wierzę by był to przypadek - młody chuunin nie mógł tego pojąć. Przecież był Hyuuga, nie było szans by ktoś widział lepiej. Chyba, że to... Kolejny kunai. Cała trójka ruszyła. Wiedzieli teraz gdzie znajduje się przeciwnik. Sensei był już zbyt daleko by móc im pomóc, pozostało im liczyć na siebie.
Biegli ile sił w nogach i nagle Tesamimaru zobaczył zbliżający się do nich ognisty pocisk.
- Na bok - krzyknął i sam ruszył w lewo. Już chciał zacząć biec gdy zauważył zbliżającego się z nadludzką prędkością shinobi. Do jego przyjaciół również jeden pędził. Hyuuga szybko przyjął pozycję obronną i czekał. Wiedział, że gdy przeciwnik zbliży się polegnie, a ten ewidentnie dążył do bliskiego kontaktu i nagle Tesamimaru zdał sobie sprawę dlaczego. Ujrzał białe oczy na twarzy jednego ze swoich kuzynów.
- Soragoto-san, ale Ty przecież nie... - żyjesz. Dokończył do zdanie już tylko w myślach, bo posypał się na niego grad technik. Na szczęście wiedział jak się przed nimi bronić. Kuzyn wyglądał jakby opętany. jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Wyglądał jakby nie wiedział co się z nim dzieje. Młodu chuunin odskoczył energicznie, ale przeciwnik był szybszy. Złapał go jeszcze w locie i wyprowadził dwa pierwsze ciosy, a za nimi grad kolejnych. 4, 8, 16, 32 - Tesamimaru stracił rachubę czuł tylko jak przestaje kontrolować swoje ciało. Ostatnia seria wbiła go w drzewo, a kuzyn zamachnął się na jego gardło kunai'em i nagle... jego głowa spadła. Młody Hyuuga zobaczył twarz Ryuushou, uśmiechnął się, ale nie był w stanie się poruszyć. Drugi przeciwnik leżał martwy na drzewie tuż obok.
- Dziękuję Ci przyjacielu - zdołał wyszeptać.

Tesamimaru otworzył oczy. zobaczył przed sobą dostac Ryuu. Przez chwilę myślał, że jeszcze śni, ale potem zrozumiał, że przyjaciel czekał przy jego łóżku podczas gdy on był nieprzytomny. -Bardzo ze mną źle Ryuu-kun? - zapytał.
- Tesamimaru... - Mitsuhashi usiadł na krześle obok łóżka, włączając nocną lampkę stojącą na małym stoliku. - Wyjdziesz z tego. - przetarł oczy. - Musisz tylko odpocząć... trochę.
Zapadła cisza, którą przerwał Hyuuga:
- Muszę wziąć się za trening, bo mam spore braki - uśmiechnął się szczerze Tesamimaru. Tylko w towarzystwie przyjaciela czuł się w pełni sobą. - Ten jounin prawie mnie zabił. Ostatnio za dużo czasu spędzam w laboratorium - nagle spojrzał żywo w oczy Ryuushou i zapytał:
- A właśnie.. Co z nim?
- Co... co z nim?
- wymamrotał niebieskowłosy. - Oh! Jak Ciebie odnalazłem, wszystko płonęło...
- Nie było go tam?.. - białooki ninja zamyślił się - Obym nie chybił tą igłą - jego myśli jeszcze raz, na chwilę uleciały w innym kierunku. - Chociaż gdyby zdołał jej uniknął pewnie bym już nie żył. To Ty mnie uratowałeś?
- Tak. - powiedział cicho Ryuu. - Mało brakowało... gdybym nie zdążył na czas to... Nawet nie chcę o tym myśleć - odwrócił twarz.
- Już drugi raz - Hyuuga próbował poklepać przyjaciela po ramieniu, ale nie miał siły nawet by unieść rękę. Uśmiechnął się znowu - Dwa do jednego dla Ciebie.
Błękitnooki złapał za rękę przyjaciela. - To o dwa razy za dużo! Gdybym cię stracił... zostałbym bez przyjaciół - powiedział smutno. Tesamimaru uśmiechnął się by dodać przyjacielowi otuchy po czym powiedział:
- Czy myślisz, że lekarze pozwolą mi jutro spotkać się z moimi geninami? - zapytał zmieniając temat i przybierając zwykły wyraz twarzy. - Muszę ich przeprosić.
Hyuuga wiedział, że jego podopiecznym udało dostać sie do wioski dzięki Byakuganowi. Sprawdził czy nikt ich nie ściga dzięki czemu był pewien ich bezpieczeństwa.
- Dziewczyna, Miwa - odparł Mitsuhashi - i jeden z chłopców przebywają tu, w szpitalu.
-Jeśli będą w stanie poproś ich by przyszli do mnie o 10. Muszę z nimi porozmawiać...

- Dobrze... - przytaknął głową niebieskowłosy. - Nic im nie jest, mają tylko trochę zadrapań...
Po raz kolejny zapadła cisza, ale o dziwo, w towarzystwie Ryuushou nie była ona krępująca. Tesamimaru spokojnie oglądał księżyc za szybą i nagle podjął:
- Ta odpowiedzialność mnie przytłacza. To dla mnie nowe doświadczenie. Jestem za nich odpowiedzialny i martwię się o nich. Zdarzało mi się to już parę razy gdy wpadałeś w tarapaty, ale Twoich zdolności byłem pewien, a poza tym troszczyłem się, bo jesteś moim przyjacielem... Natomiast oni... Jeszcze tydzień temu nie wiedziałem o ich istnieniu, a teraz jestem gotów oddać za nich życie... Mimo tego nie wiem czy Hokage się nie pomylił co do mnie... Nie wiem czy dam radę..
- Oczywiście, że dasz radę - Mitsuhashi ścisnął mocniej dłoń przyjaciela. - Zawsze można było na tobie polegać. Jesteś odpowiedzialny i naprawdę troszczysz się o tych, na których ci zależy. Gdyby... gdyby nie twoja siła i wsparcie pozostałbym tym słabym, chorowitym chłopcem o smutnych oczach. Zawdzięczam ci wiele rzeczy.
I po raz kolejny ta cisza. Tym razem jednak oczy młodych jouninów spotkały się. Ryuushou widział już to spojrzenie w białych oczach Hyuugi. Od razu przypomniała mu się ta sytuacja:
- Tesamimaru... - zaczął nieśmiało. - Znowu myślałem o... znowu wspominałem Rei. Minęły już dwa lata...
-Nie martw się - pokrzepił przyjaciela Hyuuga. - Odnajdziemy ją. Jak tylko przygotuję moich podopiecznych do egzaminu na chuunina wyruszymy za nią drugi raz. Nie wierzę, że to koniec. Była z nami zbyt blisko by tak się zmienić... Ona taka nie jest - ostatnie słowy wypowiedział głosem, w którym ciężko było rozróżnić gniew od rozpaczy. - Nie wierzę by robiła to z własnej woli.. - kontynuował. - Ktoś musiał nią manipulować... - Tesamimaru zamyślił się. - Ona na pewno czeka na naszą pomoc. Nie możemy jej zawieść
- A jeżeli... a jeżeli jest za późno? Jak nie przyjmie naszej pomocy?
- Nie zostawię jej! Będę walczył choćby z nią samą... jest dla mnie zbyt ważna.

Zapadła długo chwila ciszy po czym Hyuuga podjął:
- Wiecie czego chciał ten jounin?
- Nie rozmawiałem jeszcze z przełożonymi. Prawdopodobnie zależało mu na uzyskaniu jakichś informacji od sennina.

Tesamimaru szybko zmienił temat:
- Pozwól, Ryuu-kun, że zadam Ci ostatnie pytanie i trochę odpocznę. Powiedziano Ci może kiedy będę mógł rozpocząć trening? - Chłopak westchnął i zmrużył oczy. - Ta rana jest dosyć poważna. Wiem, że chciałbyś jak najszybciej powrócić do treningu... Ale pozwól sobie odpocząć chociaż na dwa dni... - te ostatnie słowa były raczej prośbą.
- Jak tylko poczuję się dobrze, będziesz mi potrzebny... Mam jeszcze jedną prośbę - poproś w moim imieniu Hokage by nie odbierał mi mojej drużyny i jeśli dasz radę daj im, przez ten czas kiedy ja nie będę w stanie, jakieś proste zadania... Podczas pracy nie będą mieli tyle czasu by rozmyślać nad tym co się stało.
- Dobrze, - odparł Ryuushou - ale naprawdę wątpię, że Hokage będzie miał ci za złe tę misję. Nikt nie spodziewał się wrogów - powiedział łagodnie po czym dodał:
- Rano do nich pójdę, by powiedzieć im, żeby o 7 byli na Wzgórzu Uzumaki. Tam przydzielę im proste misje i wspomnę, o tym by do Ciebie przyszli - spojrzał na przyjaciela z troską. - A teraz pozwól, że tu zostanę. Lepiej będę się czuł wiedząc, że jak tylko czegoś będziesz potrzebował będę w stanie Ci pomóc - opadł miękko w wygodny fotel.
-Dziękuję... Wolałbym byś wypoczął, ale wiem, że i tak się nie zgodzisz, a nie ma siły się sprzeczać... Przepraszam Cię, ale muszę odpocząć - Tesamimaru zamknął oczy i odpłynął, tym razem jednak nie zaznał już snów.
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...

Ostatnio edytowane przez Kroni.PJ : 04-01-2010 o 00:30.
Kroni.PJ jest offline  
Stary 04-01-2010, 13:39   #109
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Kira gwizdnął z zachwytu, widząc jak pies szybko zniknął w krzakach.
Więc naszym zadaniem jest go złapać i dostarczyć tutaj zwój? Nie będzie łatwo. Z pewnością jest szybki.”
- No dobra panowie. Chyba musimy się zbierać no nie? – zapytał i ruszył w kierunku uciekającej chakry psa. Jego dwaj towarzysze przyłączyli się. Szybko przemierzali las skacząc po gałęziach. Kira postarał się, żeby obaj byli blisko niego gdy przemówił:
- Dobra słuchajcie. Znacie się na ninjutsu, nie? Lećcie drzewami i postarajcie się go dogonić. Jak go zwolnicie, ja go zaatakuje z drugiej strony, zgoda?
Znowu nieme przytaknięcie głową. Avenja zeskoczył z drzewa i ruszył dalej po ziemi, robiąc delikatny łuk. Tutaj mógł osiągnąć swoją największą szybkość. Nie przywykł do skakania po drzewach. Cały czas biegł mając chakrę swoich towarzyszy w zasięgu. W myślach przygotowywał plan ataku.
Tymczasem Kazan i Saito dogonili już Jintę. Bardzo szybko przeskakował z gałęzi na gałąź. Był raczej przeciętnych rozmoarów, co mogło spewnością utrudnić celowanie. Mimo wszystko, zwierze zdawało się nieświadome obecności geninów. Hajime wyciągnął kunai z przyczepionym wybuchowym talizmanem. Spróbował na chwile przyspieszyć by możliwie jak najbardziej skrócić dystans i rzucił kunaiem w gałąż na której juz za sekundę powinien znaleźć się wilk.
"Przestan juz uciekac i zacznij gryzc"
Pomyślał odprowadzając swoja bron wzrokiem. Jinta wybił się wszystkimi czterema kończynami, nim kunai zdążył eksplodować. Jego ciało poszybowało gdzieś między zielone liście, a po ułamku sekundy widok przesłonił pył uniesiony w wyniku silnej eksplozji. Po wielkim huku, wszystko zamarło. Wydawało się, że zwierzę przestało się poruszać. Kazan zatrzymał się gdy tylko doszło do eksplozji. Wolał nie ryzykować przeskakiwanie chmury dymu spodziewając się ataku.
- Fuuton: Daitoppa! – doszedł do jego uszu krzyk Saito, po wykonaniu niezbędnych pieczęci. Z jego ust wydobył się potężny podmuch wiatru odganiający pył. Potężne zawirowanie porwało liście, odłamki kory jak i rozwiało pył nagromadzony w powietrzu. Jinta stał na gałęzi, poza zasięgiem jutsu.
- Fuuton ! Reppushou ! - wrzasnął wilk, po czym prosto w Hajime ruszyła z niezwykłą szybkością ściana wiatru. Ten zeskoczył z drzewa próbując się za nim schować przed podmuchem.
- Shunshin no Jutsu! - wykorzystując zamieszanie zbliżającej się kuli powietrza, Saito pojawił się na gałęzi naprzeciwko Jinty, rzucając w jego stronę dwoma shurikenami. Ściana wiatru rozbiła się o drzewo, za plecami Kazana. Wszystko w pobliżu zadrżało, a coś wewnątrz konaru trzasnęło.

W innym miejscu Avenja osiągnął już pułap odpowiedni dla jego planu. Usłyszał huk i uśmiechnął się.
Taktu to oni nie mają
Zatoczył jeszcze krótki łuk i popędził w stronę bitwy, mając nadzieje zaatakować z boku. Jinta szybko odskoczył w przeciwną do Kiry stronę, chłopak wyskoczył prosto w ciśnięte przez Saito shurikeny.
- Shibatta - zaklnął zielonooki chłopiec kiedy zobaczył co się święci. W głowach Avenji rozbrzmiało podobne przekleństwo. Wykorzystując gałąź, nadał swojemu ciału ruch wirowy, starając się ominąć shurikeny, dodatkowo uderzając je od tępej strony.
-Yōtonbunshin no Jutsu - powiedział po cichu Kazan, wykonując odpowiednie pieczęci i skupiając chakrę. Posłał stworzonego tak klona górą by zaatakował psa. Zza drzewa w stronę Jinty wybiegł klon, a w tym czasie Hajime użył techniki Moguragakure no Jutsu i ruszył w stronę wilka pod ziemią.

- Nic ci nie jest? - Saito z zakłopotaniem spojrzał na Kirę, skacząc do niego.
- Nic mi się nie stało. Musimy zaatakować razem. - odpowiedział Kira przyklękając na gałęzi i patrząc na Kazana walczącego z Jintą. - Jakieś pomysły?
Wilk z prędkością huraganu, odbijał się od konarów drzew, okrążając Saito. Zaatakował chłopaka od tyłu.
- Ninpo : Ookami no tetsubi !
Jego ogon zalśnił białym światłem, wymierzył nim cios prosto w Saito, spadając na niego od góry. Kira skoczył za Saito i wystawił ręce do przodu. Próbował ominąć ogon i złapać psa poniżej. Avenja chwycił wilczura za tułów, ten jednak wywinął ogonem i uderzył nim genina w bok. Siła uderzenia była bardzo duża, cisnęła ona chłopakiem w bok, obijając go o konar drzewa. Jinta natychmiast odbił się w kierunku Saito chwytając go kłami za przedramię.
- Puszczaj! - Saito wrzasnął. Wolną ręką wyciągając kunai. Wziął zamach i wbił go w ciało wilka. Ciało zamieniło się w kłębek dymu, zasłaniając niemal całego Saito.

Avenja wyprostował się na gałęzi i rozmasował obolały bok. Spojrzał na scenę walki akurat w momencie w którym jego towarzysz zniknął w kłębie dymu.
" Znowu"
pomyślał Avenjo i rozejrzał się za uciekającym wilkiem. Kiedy go zlokalizował, ruszył za nim. Klon Hajime tylko odbił się od gałęzi na której jeszcze chwile temu stal Jinta i ruszył za wilkiem. Prawdziwy shinobi kontynuował pościg pod ziemia. Tam poruszanie się szło mu lepiej niż na gałęziach. Ręka Saito o dziwo nie krwawiła. Na początku był trochę zszokowany, ale szybko doszedł do siebie. Odbijając się od gałęzi ruszył za towarzyszami, przygotowując pieczęcie to wykonania techniki.

Wilk poruszał się nieco szybciej niż wcześniej. Widocznie próbując tym samym zmusić ich do większego wysiłku. Ci zmorzyli wysiłki, i zaczęli go znowu doganiać.
- Nie możemy działać tak chaotycznie. - Powiedział Avenja, przybliżając się do towarzyszy. - Ja zaatakuje go wręcz, wy spróbuje odciąc mu drogę. Tylko mnie nie zabijcie – dodał uśmiechając się.
- Mógłbym wykorzystać swój fuuton, a Hajime swoje ogniste jutsu... – dodał Saito.
- Biegnę juz za nim pod ziemia. To jest tylko klon, wiec my spróbujmy zaatakować Jinte, a prawdziwy ja zaatakuje go od tylu tak jak z początku planowałem – odparł Kazan, który okazał się być tylko imitacją. Kira kiwnął im głową ze zrozumieniem i wyszedł na prowadzenie.
- Nie traćmy czasu! - Hiragi ruszył przed siebie.
Dobry pomysł” zreflektował się Kira. Złożył przed sobą tygrysią pieczęć i skupił się na chakrze w jego nogach. Znacznie przyspieszył. Wkrótce dogonił już psa.
- Styl Tygrysa - rozstawił szeroko ręce, zakrzywiając palce tak by wyglądały na pazury. Starał się znaleźć nad psem. Odbił się od pnia drzewa i wystrzelił w jego stronę jak pocisk. Obracając się wokół własne osi starał się zerwać mu wiadomość z obroży. Klon Hajime biegł trochę z boku i gdy tylko Kira zaatakował on również dal mocniejszego susa w stronę wilka. Prawdziwy Hajime znudził się juz takim pościgiem. Wyskoczył spod ziemi kawałek dalej i wskoczył na głaz przed Jintą.
- No chodź piesku! – krzyknął przygotowując się do użycia techniki Lava Globes
Jinta zadarł łeb do góry, słysząc działania Kiry.
"No, no ! Nawet szybko jak na smarka !"
Było to jednak zbyt wolno aby zagrozić przywołańcówi. Jinta postanowił wybić się w tył, tym samym kierując się prosto na pozostałego tam Saito.
- Ninpo : Doku Kiri
Z jego pyska wystrzelił strumień fioletowego gazu, natychmiast ogarniając wszystko wokoło. Zapach trucizny był wyczuwalny z daleka. Klon Kazana natychmiast rozpadł się , pod jej wpływem
-Fuuton: Daitoppa! - Saito wydmuchał kolejny silny wicher odpychający chmurę w stronę wilka. W wietrze leciały ukryte shurikeny. Trujący dym niebezpiecznie zbliżył się do Kiry. Ten starając się go ominąć wybił się w górę do poziomu listowia i ukrył się tam. Tymczasem na dole walka trwała w najlepsze.
- Ora ... Gówniarzu. - usłyszał Saito za swoimi plecami. Nim zdążył zareagować, dwie tylnie łapy uderzyły w jego plecy posyłając w dół. - Hairi Jigoku ! - Sierść psa nastroszyła się , a po chwili wystrzelił z niej deszcz igieł. Wszystkie kierowane były przed Jinte, stwarzając zagrożenie dla Kiry oraz Kazana.
- Niech to szlag! - Saito spadając rzucił w stronę psa kilka shurikenów.
- Ehh, dosyc tej zabawy! – krzyknął w innym miejscu Hajime - Shunshin no Jutsu! - W miejscu w którym stał chłopak znajdował się juz tylko obłok dymu. Biegnąc do wilka od jego tyłu, krzyknął „ Housenka no Jutsu!” i w tej chwili w stronę jego przeciwnika poleciało kilka ognistych kul z ukrytymi w nich shurikenami.

"Z dołu, zza pleców... Całkiem , całkiem"
pomyślał Jinta i rzucił się w dół, prosto za spadającym Saito. Shurikeny był dla niego mała przeszkodą, bez problemu wymanewrował między nimi w locie. Otworzył pysk , już szykował technikę wycelowaną prosto w chłopca. Z listowia dobiegł dźwięk odbijanych igieł, wypuszczonych wcześniej przez wilczura w stronę Kiry. Po chwili rozległ się świst i groźne warczenie, które zabrzmiało jak okrzyk:
-Teshi Sendan!! - w stronę psa poleciało coś małego i wydawało ten dziwny odgłos.
" Do jasnej cholery... Co to?!"
Wilk obrócił się w powietrzu, unikając nieznanych pocisków w ostatniej chwili. Tym samym dając chyba ostatnią możliwość Saito, na ucieczkę Młody genin obrócił się i zręcznie wylądował z ugiętymi kolanami. Odskoczył na bok, aby uniknąć lecących pocisków i spadającego Jinty. Kiedy pies lądował, zrzucił ku niemu kunai z eksplodującym talizmanem. W tym czasie Hajime zdążył dobiec do gałęzi na której przed chwila jeszcze stal Saito i Jinta, a potem zeskoczył w dół próbując złapać wilka. Jinta odskoczył trochę dalej, mimo wszystko wybuch odrzucił go w krzaki. W Kazana uderzyła fala gorąca, płomień , pył i dym. Zapewne doznał poparzeń. Na szczęście, uniknął obrażeń od właściwego wybuchu. Posłaniec poderwał się do góry i potrząsnął łbem
"Było blisko"
Hajime podniósł się otrzepując z popiołu. Najbardziej bolała go lewa dłoń, którą odruchowo próbował się zasłonić.
- Yōton: Yōkai no Jutsu! - krzyknał zdenerwowany i wypluł nad wilka chmurę lawy. Jinta przygotował się do obrony.
"Koniec zabawy..."
Pod jego łapami w jednej chwili pojawiła się niebieska poświata chakry. Wystrzelił jak z procy, ruchem ledwie dostrzegalnym dla geninów. Potężnym uderzeniem łba posłał Hajime prosto w konar drzewa.

Tymczasem ukryty w koronie drzew Kira obserwował potyczkę swoich towarzyszy analizując ruchy ich oraz psa. W głowie opracował kolejny plan. Trochę to potrwały przygotowania do jego realizacji, ale teraz był już gotowy.
" Są trochę nie ułożeni. Nie potrafią planować - myślał Avenja obserwując poczynania swoich towarzyszy zza gałęzi. - A niedługo może wkroczyć nasz sensei. Zobaczymy jak ta psina poradzi sobie z tym"
Na polanie rozległy się trzy okrzyki dobiegające z każdej strony. Jinta zatrzymał się w miejscu, nasłuchując dokładnie. Kazan leżał pod drzewem kaszląc i próbując złapać oddech.
- Styl Żurawia
- Styl Modliszki
- Styl Tygrysa

Z trzech kierunków wyłoniło się trzech Kira, każdy w innej postawie. Zaatakowali psa celując w jego ciało. Prawdziwy Kira obserwował go od czwartej zawietrznej strony i czekał na jego ruch, przygotowując własny styl. Wilk tym razem postanowił podjąć walkę. Zaskakujące jak pies potrafi poradzić sobie w taijutsu. Atakując ogonem, tylnimi łapami, kłami, stosując uniki. Wraz z Kirami zaczęli okładać się ciosami.
" To moja szansa"
Prawdziwy Kira wyskoczył do przodu skupiając chakrę w nogach. Biegł z rękoma przed sobą, jak sudoka który atakuje przeciwnika. Tuż przed nim odbił się od podłoża robiąc nad nim salto. Jedną rękę położył na puszystym futrze, a drugą sięgnął po zwój. W momencie w którym postawił rękę na futrze, jego usta ułożyły się w słowa, słyszalne tylko dla uszu czujnego psa. Ten zaskomlał, a łapy ugięły się pod nim.
"Przez....takiego...smarka."
Pomyślał nim całkowicie go zamroczyło. Z rany na grzbiecie psa pociekła krew.

Avenja w ręku ściskał zwój. Patrzył z satysfakcją na rannego psa. Klony rozpłynęły się w strzępie dymu. Kto by teraz spojrzał w jego oczy, przeraziłby się. Zniknął radosny wyraz twarzy. Pozostała duma, satysfakcja i rozkosz z wygranej. Uniósł do góry dłoń ze zwojem w geście zwycięstwa i powiedział do towarzysza głosem spokojnym, acz stanowczym:
- Czas wracać do sensei. - rozłożył na ziemi zwój wyciągnięty z kieszeni i położył na nim ten od ich mistrza. Skupił chakre i zapieczętował go, po czym ukrył za koszulą. Wilk zniknął w kłębach dymu. Hiragi odetchnął z ulgą. Podszedł do Kazana
- Jesteś cały? - podał mu rękę, pomagając mu wstać.
"Co on do diabla zrobil?"
Zastanawiał się Kazan.
- Przeżyje - powiedział wstając – Dzięki. – Podszedł do Kiry i wyciągnął do niego rękę. – Gratuluje.
Avenja spojrzał na towarzyszy starając ocenić ich rany.
"Nie jest tak źle. Może jednak da się z nimi współpracować."
Kira uśmiechnął się i odwdzięczając uścisk odparł:
- To nasza zasługa. Musimy się jednak lepiej zgrywać. Zna może ktoś z was technikę duplikacji przedmiotów? - ostatnie zdanie wyszeptał nachylając się w ich stronę.
- Duplikacja... nie mam pojęcia o kopiowaniu rzeczy.... - Saito odezwał się cicho
- Ja niestety tez nie.
- Nie dobrze - odparł Kira i sięgnął za pazuchę. Wręczył swoim towarzyszom dwa zwoje. - Trzymajcie. To tak na wszelki wypadek. Nie zgubcie ich, są dla mnie bardzo ważne.

"No cóż... Chyba trzeba ich nauczyć, że kiedy wróg w drodze, nie wolno sobie pozwolić na pogaduchy..."
Dobrze ukryty w koronach drzew, obserwował ich Sasatori. Ugiął nogi i wybił się w powietrze. Dopiero silny podmuch wiatru tym spowodowany zwrócił ich uwagę. Mamosha poszybował nad drzewami, wykonując pieczęcie. Kiedy znalazł się dokładnie nad nimi krzyknął:
-Katon ! Karyuu Endan !
Masywna chmura ognia popędziła w dół. Każdy zareagował inaczej. Wzrok Avenja popędził za krzykiem. Masywna ściana ognia pędząca w jego stronę z pewnością nie wyglądała na przyjazną. Wykonując salta w tył, starał się uniknąć gorącego podmuchu. Hajime wszedł pod ziemie i tam czekał na rozwój sytuacji. Saito zdezorientowany zrobił unik lecz płomień Mamoshy dosięgną jego stopy.
Kira zdołał odskoczyć z pola rażenia płomieni. Gorący podmuch jednak parzył skórę i nagrzewał ubrania. Nim tylko zdążył rozeznać się w sytuacji usłyszał za sobą ...hałas. Obejrzał się, ale jedyne co dostrzegł to wyciągnięte w jego kierunku ramie. Niezwykła siła poderwała go w górę, przez chwilę wlekła między koronami drzew. Niesamowita prędkość... Cała zieleń lasu, wszystko zlało się w jedną masę. W końcu poczuł sile przeciążenia. Siła pociągnęła go w górę. Wyleciał w bezwładzie nad las. Bardzo wysoko nad las. W końcu zaczął opadać w dół. Na wypalonej polanie spokojnie stał Sasatori.

************************************************** ****************

Nie zdążył zareagować na ten niespodziewany atak. Uderzenia konarów nie zrobiły na jego twardym ciele wielkiego wrażenia, ale to przeciążenie…
Spadając w dół był jeszcze nim otumaniony i trochę zajęło zanim zebrał się w sobie. Modlił się, żeby Saito zareagował odpowiednio do sytuacji. Inaczej może nieźle ucierpieć. Nie chciał jednak być zależny od pomocy swoich towarzyszy. Postarał odwrócić się głową w dół i namierzyć jakieś wysokie drzewo, które zamortyzowało by jego upadek. Ciśnienie naciskało na jego uszy, powodując w nich lekki ból.
Już dosięgną linii drzew i miał się chwytać jakiegoś porządnego konaru, kiedy to ktoś jego złapał w powietrzu, powodując kolejną serię nieprzyjemnych przeciążeń i trzaskanie stawów biodrowych. W żołądku Kiry zabulgotało i zebrało mu się na wymioty, tymczasem postać unosiła go daleko od towarzyszy. Jedyne co shinobi zdążył zauważyć to konary łamiące się pod jej ciężkimi krokami. Zmusił się do wysiłku i spojrzał do góry. To był Sasatori-sensei. Zatrzymał się nagle, a Avenja poczuł jak żołądek uderza mu o szyję.
Shimatta. Nie czuje się zbyt dobrze” myślał chłopak, starając się powstrzymać to co zdawało się nieuniknione. Mamosha opuścił chłopaka na gałąź poniżej.
- Mam cię Kira-kun !
Avenja spojrzał na olbrzyma, nie wstając. Był gotowy na wszystko:
- Czy teraz to ja mam łapać sensei? Gramy w berka? - spytał z uśmiechem. Ten zaśmiał się głośniej.
- Możemy w sumie to przemyśleć, - uniósł drugą dłoń. Trzymał w niej sznurek, na którym dyndał zwój w , którym Kira zapieczętował ten "właściwy"- To co, berek ?
Kira także się roześmiał, wstał i otrzepał:
- Przecież nie mam szans złapać jounnina, prawda?
- Nie miałeś szans pokonać Jinty, a to zrobiłeś. - powiedział z udawanym żalem. Wsunął zwój do kieszeni w haori. - Więc, czy aby napewno nie dogonisz jounina ? I to fajtłapę ? - uśmiechnął się szeroko
-Mogę spróbować - pochylił się do przodu i skupił chakrę w nogach. - Gotowy? Wystrzelił w stronę sensei, po drodze tworząc klona. Ten złapał go za rękę i dodatkowo nadał mu szybkości. Na twarzy zbliżającego się Kiry widać było uśmiech, ale nie taki sam co wcześniej. Ten był dużo groźniejszy. Mamosha napiął mięśnie w nogach i wybił się w tył, cały czas pozostawiając odwróconym twarzą w kierunku Kiry. Podmuch tym wywołany przypominał słabą technikę fuuton.
- Jesteś typem taijutsu, prawda ? - zapytał uśmiechnięty utrzymując stałą odległość między nimi.
- Czyżbym trafił na kogoś o podobnych zdolnościach co moje? - spytał niewinnie nadal starając złapać swojego sensei. Wiedział, że to bezcelowe, ale da mu czas na obmyślenie odpowiedniej taktyki bez ujawniania wszystkich asów w rękawie
-Można tak powiedzieć. Chociaż, ciężko porównać zdolności moje do twoich... Avenja, co ?- Uśmiechnął się zadziornie. W mgnieniu oka wykonał serię pieczęci.
- Katon : Haisekishou ! - z jego ust, prosto w Kire, uderzyła chmura czarnego pyłu.

To czego do tej pory nauczył się chłopak to z pewnością jedno. Unikać ognia. Kiedy tylko usłyszał słowo "Katon" postanowił zmienić taktykę. Wyciągnął rękę i owinął ją wokół konara, umożliwiając swojemu ciału ruch wirowy. Kolejne stawy trzasnęły kiedy zatrzymywał się nagle zdzierając korę z drzewa daleko od pyłu. Ten jednak nadal zmierzał w jego stronę, więc postanowił ominąć go bokiem. Stracił nauczyciela z oczu.
-Widze, że miałeś jakiś kontakt z Jintą. Dowiedziałeś się czego ciekawego Sabaka-sensei?
mówiąc to skupił się na swojej chakrze i rozglądał się bacznie na wszystkie strony. W jednej chwili chmura pyłu zamieniła okolice w ogniste piekło. Eksplozja wyrzuciła we wszystkich kierunkach drzazgi i kłęby gorącego dymu. Kira zaklął ponownie i schował się za pobliski konar. Oddychał ciężko, a miejsca po oparzeniach bolały go. Przywykł jednak do tego bólu tak samo jak do bólu jakie odczuwał w rękach.
- Jeszcze nie jestem na tyle tego pewien, Kira-kun. - usłyszał głos sensei'a za swoimi polecami. Ten stał na gałęzi drzewa, jakieś pięć metrów od niego. Avenja powoli odwrócił się i spojrzał w stronę nauczyciela:
- Może powiesz mi coś, co sam chciałbym wiedzieć. - ustawił się w obronnej pozycji feniksa. Przednia noga mocno wysunięta do przodu, ciężar oparł na prawej, tylnej. Lewa ręka była nisko tuż nad nogą, a druga wysoko w Stylu Żurawia. Sensei wykonał szybko mało skomplikowaną serię pieczęci.
- Kirigakure no jutsu !Z runa leśnego uniosła się gęsta mgła, drastycznie zmniejszając pole widzenia.
- Najpierw sprawdzę kilka rzeczy, jeśli pozwolisz Kira-kun. - Genin mógł być pewien jednego. przemieszczał się. I to bardzo szybko. Każda sylaba zdawała się dobiegać z innego miejsca.
"Stosować przeciwko mnie technikę z mojej wioski? Ironia losu"
Kira nie słuchał słów sense. Nie ruszał się. Stał nadal w tej samej pozycji i nasłuchiwał odgłosów. Musiał już walczyć we mgle parę razy i nauczył się kilku zasad. "Jeżeli nie możesz z niej wyjść szybko, to nie próbuj. Zamknij oczy i skup się. Niech oczy Cię nie omamią. Zaufaj innym zmysłom" Tak mówiła jego babcia. Posłuchał więc jej rady:
" Chcesz mnie sprawdzać Sasatori-sensei? To się zdziwisz"
Nastała chwila całkowitej ciszy. Pełna napięcia , szczególnie dla genina. Po chwili z mgły wyłoniła się postać Sasatoriego, który pędził w kierunku Kiry z pięścią przyszykowaną do zadania ciosu. Ten tego się właśnie spodziewał. Czekał do ostatniej chwili i wykonał dwa skoki w bok obracając się wokół własnej osi i wymachując nogami. Miał nadzieje, że trafi chociaż jedną w przeciwnika, ale ten sprawnie ominął pierwszy atak i złapał za nogi w czasie drugiego. Nie wyglądało to dobrze. Sasatori przycisnął ucznia do konaru drzewa, błyskawicznie wyprowadzając cios prosto w twarz. Chłopak usłyszał huk, trzask - być może jego kości. Jednak nic się nie stało. Kiedy uchylił oczy , zobaczył wbite głęboko w drzewo ramię Mamosha, oraz jego uśmiechniętą szeroko twarz.
- Przegraliście. Klon ze zwojem właśnie wrócił na polanę.
Kira spojrzał zdziwionym wzrokiem na swojego nauczyciela. Przełknął głośno ślinę:
- Chyba nie z tym co ja...
Sensei zmarszczył brwi.
- Czyżbyś mnie przechytrzył ?
We własnych myślach Avenja uśmiechnął się:
Więc jednak nie wie wszystkiego
- Jak to przechytrzył?
Nauczyciel uśmiechnął się lekko.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - stuknął palcami kark genina. - W takim razie, idę do twoich kolegów.
To zaskoczyło młodego genina jeszcze bardziej. Było to ostatnie co pamięta, gdyż po tym zapadł w głęboki sen.

Słyszał krzyki gwałconych kobiet i zarzynanych mężczyzn. Kwik i płacz dzieci wleczony końmi. Odgłos ognia, krzyki pijanych mężczyzn i krew spryskującą ziemię. Gdzieś runął budynek. Nie widział tego. Znajdował się w ciemnej pustce, ale słyszał. Nazbyt wyraźnie. Potem coś innego przebiło się przez odgłosy masakry. Męskie głos:
- Kai.

Kira powoli otworzył oczy. Spojrzał w niebieskie niebo nieprzytomnym wzrokiem. Znajdował się na spopielonej polanie. Słyszał swojego sensei, ale tak z daleka. Jakby znajdował się za ścianą, a przecież widział, że klęczy nad nim. Jego ręce otoczyła zielona poświata. Po chwili fonia wróciła z wysokim piskiem.
- Spisaliście ? Hmmm...- glos jouninna raczej pozbawiony był wcześniejszego rozbawienia - Wykonaliście zadanie. Pokonaliście Jinte. I przechytrzyliście mnie, chyba zatem dobrze, nieprawdaż ?
Drgnął, chcąc wstać i wtedy uświadomił sobie, że nie powinien. Był ranny. Znowu uśmiechnął się i w myślach podziękował swojej babci i przodkom. W zasięgu wzroku pojawiła się młoda twarz Kazana.
- Wszyscy zaliczyliście, ale porozmawiamy jeszcze w miejscu zbiórki, dobrze ? Pomóż Kirze, może być nieco otępiony.Hajime uśmiechnął się do kolegi
- Zadanie zaliczone - powiedział puszczając mu oczko. - Szkoda tylko, ze przy okazji obaj zginęliśmy - w tym momencie zaczął się śmiać łapiąc Kirę za ramię i pomagając mu iść w stronę polany
Pomógł on wstać Avenji, który rzeczywiście nie czuł się najlepiej. Mógłby wrócić sam na polanę, ale nie chciał udawać twardziela. Nie musiał.
Tak, obaj zginęliśmy… albo i nie
Idąc krok w krok ze swoim nowym towarzyszem wypytywał się go o szczegóły ich walki, po czym opowiedział pokrótce o swojej.
Lawa, ziemia i ogień. Prócz tego wiatr Saito i moje pięści. Jeżeli poćwiczymy to możemy stworzyć niezwykle silną drużynę. Wyprawa do Konohy może okazać się bardziej owocna niż się spodziewałem
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 04-01-2010 o 23:45.
Noraku jest offline  
Stary 04-01-2010, 17:24   #110
 
Ryuuzaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryuuzaki nie jest za bardzo znany
- "Teraz ja" - pomysla wylaniajacy sie kilka krokow za Sasatorim Hajime
- Doton Kekkai • Dorou Doumu - powiedzial cicho wykonujac pieczeci. Potem klepnal w ziemie a wokol jego senseia wyrosla bariera
- Pomoz Kirze! - krzyknal - i uciekamy! - Dodal, po czym podszedl do bariery by jednoczesnie wysysac chakre z Sasatoriego i w razie koniecznosci naprawiac kopule


- Hajiame zrób otwór w kopule ziemi - krzyknał saito przygotowujac swoje jutsu

- Nie trzeba. Wyssam z niego chakre i bedzie po sprawie. Ty badz gotowy w razie gdyby udalo mu sie z niej wydostac - odpowiedział mu Hajime


- Hajime-kun ! Z klona wyssałeś już prwie wszystko !- Sasatori stał na gałęzi częściowo spalonego drzewa nieopodal chłopców.

- Saito! - krzyknal dajac znac towarzyszofi, ze liczy na jego dzialanie. Sam zamierzal wyssac klona do cna. W koncu chakry nigdy za duzo

Saito dokonczyl swoje pieczencie i w tym momencie wyszeptal "Katon - Haisekishou" i szybkim tempem odwrocil sie w strone mamoshy. Dym dosc szybko roztoczyl sie wokol Sasatoriego po czym saito donkonczyl jutsu co spowodowalo ogromny wybuch

- Dostał ?! - krzyknal Saito z nadzieją

Mamosha jednym susem wydobył się z kłębów pyłu. Znał tą technikę zbyt dobrze, aby samemu wpaść w jej kleszcze.
Nim dym rozwiał wiatr, okrązył nieco wypalony plac. Ostatecznie ruszył prosto na Kazana, wyskakując z lasu na przeciw niego, a za plecami Saito. Po drodze wybił sie lekko z kamiennej kopuly.

Hajime uwazaj !- Krzynął Saito, lecz dokonca sam nie byl piewien czy nie jest za pozno

Hajime swiezo doladowany energia odskoczyl do tylu tworzac dystans miedzy nim a Mamosha
- Bylem przekonany, ze ten test tak szybko sie nie skonczy - powiedzial usmiechajac sie do swojego senseia

- Przecież powiedziałem wam na polu ćwiczebnym ? "Zadanie kończy się dopiero tutaj"- uśmiechnął się przyjaźnie. - A gdzie macie zwój , hmm ?

- Ja go mam. - Powiedzial Hajime pokazujac zwoj od Kiry - Ale ty go nigdy nie dostaniesz! - dodal odwracajac sie na pięcie i ruszając w stronę gałęzi drzew

Biegnij postaram sie go zatrzymac - wrzasnal wrecz Saito konczac kolejna kombinacje pieczenci Katon Endan

Sasatori spojrzał w kierunku Saito
- Odważny jesteś.
Kiedy kula ognia zbliżyła się do niego , wykonał byłskawiczny unik. W jednej chwili znalazł się po prawej stronie genina, w odległości dwóch metrów.


Saito odskoczyl, wykonal pieczęć i w powietrzu wypowiedzial "Bunshin no Jutsu"
- Teraz baw sie w wyliczanke - powiedzial biegnac w raz z dwoma klonami

Hajime lekko zaskoczony reakcja towarzysza zatrzymal sie kilka drzew dalej liczac na to, ze sensei jednak zlapie przynete i ruszy za nim.

W ułamku sekundy klony zamieniły się w kłęby dumu. Wszystko działo się zbyt szybko dla oczu młodych geninów. Saito uderzył plecami o drzewo, a noga senseia dociskała go do kory.
- Zostałeś sam z silniejszym przeciwnikiem. To błąd. Szczególnie kiedy nie wiesz czego możesz się spodziewać.

- Zawsze lubilem utrudniac sobie zycie ...- odpowiedzial Saito z usmiechem na twarzy liczac na to ze sensei nie zauwazy pewnej rzeczy. Mianowicie Satio skonczyl pieczęć i z bolem wypowiedział "Katon Housenka no Justsu" Celujac prosto w tors swojego sensei'a


- Trzeba jednak mu pomoc" - pomyslal Hajime zeskakujac z drzewa. Stworzyl yotonbutsun, ale nie puscil go przodem. Przodem ruszyl prawdziwy Hajime, a klon probowal zajsc Sasatoriego od tylu. Klon jednak nie staral sie zbytnio ukrywac swoich krokow.
- "Powinien uznac mnie za klona a klon za prawdziwego mnie zblizajacego sie od tylu"

Kolejny ruch błyskawicy, wywołujący potężne zawirowanie powietrza. Ogniste pociski zmiotły jednego z klonów Kazana.
- Dlaczego wchodzicie sobię w drogę, chłopcy ?
Sensei przykucnął na niemal całkowicie strawionej przez ogie gałęzi.

- "On musi miec jakies slabe strony" - powiedzial Saito w duchu. Szybkie ruchy rak i skonczyl pierwsza pieczęć.
- Bunshin no Jutsu- krzyknal. Pojawily sie 3 klony dwa zlapaly Sasatoriego za nogi a jeden rzucil shurikenem. Po chwili Saito skonczyl druga pieczęć i krzyknał:
- Kage Shuriken no Jutsu - a po chwili dodał - Teraz nie masz szans...

- Nie mamy go pokonac, tylko odniesc zwoj na miejsce! - krzyknal Hajime - Ty juz biegnij, ja go na chwile zajme i potem do ciebie dolacze!


Sasatori zeskoczył z drzewa i dwoma kopniakami "od tak" zniszczył klony. Srzyżował ręce na piersi.
- Dobrze chłopcy. Na tym koniec. Zawiedliście. Odzwyskałem zwój , możecie wrócić na polanę .

- Jak to ? przecież jeszcze mozemy sie ruszac a i ja i Hajime mamy swoje zwoje ... - powiedział

- Swoje zwoje ? - zdziwił się Sasatori - Czyli tak to rozwiązaliście... - uśmiechnął się

- Biegniemy Hajime Teraz puki jest zaklopotany !!

- Ty biegnij przodem, ja go jeszcze chwile tutaj zajme - odpowiedzial po czym wystrzelil w strone senseia kilka lava globes

- Zrozumialem - powiedział po czym ruszyl. Wiedzał ze Kazan ma asa w rekawie

- Muszę przyznać chłopcy, że udało wam się to wspaniale ! - uśmiechnął się. - Jeśli Saito dotrze na polanę, wykonacie zadanie. W tym momencie Hajime wystrzelił w jego kierunku pociski z lawy. Sasatori zrobił nieco zaskoczoną minę, jednak bez większych problemów wymanewrował pociski, ruszając prosto na genina.

Gdy sensei byl juz blisko Hajime krzyknął:
- "Yoton genshi! - i miedzy nimi wyrosla masywna sciana z zastygnietej magmy

Sasatori wyrzucił nogi do przodu, i dzięki grubym geta uniknął poparzeń. Ruszył po ścianie, u jej kresu wybijając się w powietrze.
- Katon : Goukakyuu no Jutsu ! - wziął głęboki wdech, po czym wypuścił z ust potężny strumie ognia, który w locie utworzyła kulę

Hajime odskoczyl w bok, a po chwili wskoczl na galaz. Staral sie zachowywac jak najbardziej defensywnie. To nie jemu sie spieszylo.

Kula uderzyła o ziemię wywołując eksplozję. Mamosha poszybował dalej, lądując wybił się natychmiast od drzewa (które od siły wybicia ugieło się mocno). Napiął mięśnie w ramieniu i wymierzył tym potęznym ciosem w kierunku Hajime

Hajime nie zdazylby odskoczyc, wiec zaslonil sie przed ciosem obiema rekami. Pięść uderzyła w głaz pod stopami chłopaka, krusząc go na drobne kawałki. Genin który stracił tak nagle grunt pod nogami, opuścił gardę - wtedy sensei wyprowadził cios - "pstryczek" w czoło. Głowa Kazana odskoczyła w tył,, a za nią poleciało całe ciało. Przeszybował dwa metry, po czym uderzył o ziemie. Kazan tego sie nie spodziewal. Byl przekonany ze piesc nauczyciela leci prosto na niego. Probujac sie jak najszybciej podniesc z ziemi przypomnial sobie pewne znane przyslowie "Najlepsza obrona jest atak." Chlopak wiec dzieki Shunshin no Jutsu zaczal pojawiac się w roznych miejscach dookola swojego senseia. W pewnym momencie pojawiajac sie 2m na lewo od niego rzucil wybuchajacym kunaiem i ponownie zniknął.

Sasatori zrobił mały krok do tyłu. Kunai przeleciał tuż przed jego twarzą, po czym wbił się w ziemię gdzieś dalej i eksplodując. Sensei przyglądał się działanią genina raczej mało przejętym spojrzeniem.
- Hajime-kun. Marnujesz tylko siły... Próbując zaskoczyc przeciwnika, powinienes czesto zmieniac strategie walki. - mowiac wykonal serie pieczeci.


-Doton: Shinjū Zanshu no Jutsu! - rozlegl sie glos Hajime tuz za senseiem. W tej samej chwili Hajime zlapal Sasatoriego próbując wciagnąć go pod ziemie zostawiajac nad nia tylko glowe swojego nauczyciela


Kiedy tylko Hajime pojawił się za plecami Sasatoriego, powiedział spokojnym głosem:
- Ninpo : Kanashibari no Jutsu
Ciało genina zastygło w bezruchu. Sensei spokojnie go przeszukał i wydobył z jego kieszeni zwój. Sasatori ostrożnie go otworzył. Ze środka wypadł pęknięty shuriken.
- Shimatta. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. - Udało wam się, gratuluje. Saito-kun powinien właśnie docierać na polanę.

Hajime usmiechnal sie, ale tak na prawde nie byl zadowolony. Gdyby to byla prawdziwa bitwa to zadanie byloby wykonane, ale Hajime pewnie by juz nie żył. Na polanę wskoczył właśnie drugi Mamosha, na ramieniu niosąc nieprzytomnego Kirę, a stojący przed Kazanem sensei, zamienil sie w klebek dymu.

- "Przynajmniej nie oberwalem najbardziej" - pomyślał Hajime widząc nieprzytomnego kolegę.

Podszedl blizej ucznia i ulozyl dlon w mudre polowe mudry tygrysa.
- Kai. - genin mogl sie juz poruszyc.

Sasatori odłożył ostrożnie nieprzytomnego Kire na ziemie, po czym wykonał dwie szybkie pieczęcie , po czym z jego dłoni uniosła się aura zielonej chakry.
- Jesteś ranny, Hajime-kun?
- Trochę poobijany, sensei, ale nie potrzebuje leczenia - odpowiedział - Jak się spisaliśmy?

Przykucnął nad Kirą i przyłożył dłoń skąpaną w zielonej poświecie do karku nieprzytomnego genina.
- Spisaliście ? Hmmm...- jego głos raczej pozbawiony był wcześniejszego rozbawienia - Wykonaliście zadanie. Pokonaliście Jinte. I przechytrzyliście mnie, chyba zatem dobrze, nieprawdaż ?
Zastanawiał się nad wszystkim jeszcze raz. Prawdą było,że wykonali zadanie. Jednak gdyby walczyli z prawdziwym wrogiem, każdy z nich dawno stracił by życie w tej walce. A niektórzy nawet po kilka razy... "No. Ale to przecież ich pierwszy dzień !"
Na jego twarz powrócił uśmiech. Kira lekko drgnął.
- Wszyscy zaliczyliście, ale porozmawiamy jeszcze w miejscu zbiórki, dobrze ? Pomóż Kirze, może być nieco otępiony. - gdy skończył pomógł powstać geninowi, który wlaśnie się obudził.

Hajime uśmiechnął się do kolegi
- Zadanie zaliczone - powiedział puszczając mu oczko. - Szkoda tylko, ze przy okazji obaj zginęliśmy - w tym momencie zaczął się śmiać łapiąc Kirę za ramię i pomagając mu iśc w stronę polany
 
Ryuuzaki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172