Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2010, 00:27   #21
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Tokyo, Mieszkanie Rekai, popołudnie, zima.(Zgodnie z notką w komentarzach , drugi dzień po wydarzeniach w Shiroi Kami. )

Wyjątkowo pochmurny dzień. Śnieg niemal całkowicie zniknął z ulic miasta, jednak zastąpił go deszcz. Lało non stop od wczoraj, dzisiaj opady jednak przybrały na sile. Z powodu zachmurzenia, na cały świat zdawał się szary, ospały.

Pod apartamentowiec , w którym mieszkała Rekai podjechał duży, sportowy, biały lexus. Zaparkował nieopodal metalowej furtki oddzielającej budynek oraz tereny przyległe od reszty okolicy.
Wysiadła z niego cudzoziemka, o jasnych , niemal siwych włosach sięgających niemal krzyża. Ubrana była w czarną, kusą garsonkę z głębokim dekoltem oraz czarne , obcisłe spodnie. Trzasnęła drzwiami samochodu, po czym ruszyła przez wyłożony kostką plac. Obcasy jej butów głośno uderzały o podłożę. Pchnęła skrzydło furtki i spokojnie podeszła do klatki schodowej. Nie spojrzała na listę lokatorów, zatrzaskowe drzwi nie były przeszkodą. Popchnęła je zwyczajnie, a zamek puścił.
Minęła bez słowa recepcję. Starszy mężczyzna za kontuarem chciał zareagować, jednak spojrzenie kobiety go uspokoiło. Spokojnie usiadł w fotelu, wpatrzony w jej źrenice. Zdawało się , że dobrze wie gdzie idzie. Dokładnie widzi swój cel. Klatką schodową weszła na czwarte piętro i zatrzymała się przed drzwiami mieszkania Rekai.
Przez chwilę stała w bezruchu , wpatrując się w drzwi. Jej ręka powędrowała do dzwonka.


Tokyo, Shibuya, Shiroi Kami Club, Około 21, Zima
Gakidou właśnie odbył krótką rozmowę z Harukim.
- Czuje,że będą z tego same problemy Nanami-chan.
- Nie przejmuj się Gakidou-sama. Jesteśmy poza ich zasięgiem. Nawet jeśli dowie się prawdy o Minoru, to nie my go uśmierciliśmy.
- A Akichi ? Musimy się go pozbyć. On namiesza mu w głowie.
- Wyślij Amerykanina.

Rudzielec skinął ostrożnie głową , po czym wstał. Wyszedł na zewnątrz. Jego twarz uderzyło gorące i wilgotne od potu powietrze. Tłum w dole szalał przy dźwiękach muzyki.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GgS2a-F2SU0[/MEDIA]
Przez chwilę stał na kładce pod drzwiami, zawieszoną nad salą. Wpatrywał się w tą żyjącą rzeźbę. Podziwiał chaos, w którym rodziły się i umierały raz to raz kształty. Ruszył po schodach w dół, jego oczy dostrzegły Margot stojącą nieopodal baru. Przeszedł spokojnie przez wijący się tłum.

- Dobry wieczór - odezwał się po francusku.- Widzę, że luksusy wybitnie cię nudzą. To odrażające miejsce ma swój urok ?- uśmiechnął się lekko.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 18-01-2010, 20:43   #22
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Rekai, wczesne popołudnie, zimowy dzień, Tokyo

Pobyt w Shiroi Kami zajął jej więcej czasu niż się wydawało, wylądowała w domu dopiero przed 11 wieczór. Długą kąpielą w gorącej, pachnącej wodzie zmyła z siebie zapachy tamtego miejsca, i przemyślała już na spokojnie wszystko czego się tego wieczora dowiedziała.
W końcu złapała się, że siedząc nad kubkiem herbaty rozważa, czy na pewno postąpiła słusznie. Jednak czuła, ze postąpiła słusznie. Inny wybór byłby czymś skrajnie nie właściwym.
W końcu zmusiła się do położenia się spać, o 9:40 musiała być już w studiu.
Temat sesji był dość…intrygujący.
Zdjęcia miały być tajemnicze, nieco mroczne, i bardzo zmysłowe.
Wróciła zmęczona do domu, czując wyczerpanie zarówno fizyczne jak i psychiczne, ale przy okazji pełna poczucia dobrze wykonanego zadania.
Na szczęście następnego dnia mogła spać do woli, miała wolne.
Jeden z największych plusów tak zwanego wolnego zawodu.

Późnym porankiem kręciła się leniwie po domu czekając aż zdjęcia wyschną.
Czerwone światło ciemni zniekształcało barwy, ale musiała dąć zdjęciom jeszcze chwile.

Ale warto było czekać, niektóre fotografie robiły bardziej piorunujące wrażenie, niż mogła oczekiwać.
Najbardziej zwracało uwagę to, nad którym chyba najdłużej pracowała.

.

Wpatrywała się w nie z duma, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
‘Kogo diabli niosą tak wcześnie?’

Dzwonek nie przestawał świdrować jej uszu nawet na chwilę. Ktoś być może to specjalnie, bądź nieświadomy irytacji jaką dźwięk ten wywoływać mógł, przyciskał bez przerwy przycisk przed drzwiami.

Zaciskając zęby podeszła szybkim krokiem do drzwi. Twarz jaką ujrzała w okienku wizjera nic jej nie powiedziała, ale mimo to otworzyła drzwi.
Zmierzyła białowłosą kobietę długim spojrzeniem.
‘Byłaby z niej niezła modelka do zdjęć.’ Przemknęła jej myśl.
Na głos zaś spytała.

-O co chodzi?
Kobieta zmierzyła ją wzrokiem. Powoli, bez pośpiechu.
Tak, jak gdyby Rekai miała obowiązek stać przed nią i jej na to pozwolić.
Wzrok kobiety który zdawał się ja wyceniać jak towar na targu zdecydowanie się jej nie spodobał, ale mimo to uprzejmym jeszcze głosem spytał.
-Szuka pani kogoś?
- Ciebie. -
odpowiedziała chłodno dalej badając ją wzrokiem.

Odpowiedź jaką usłyszała zaskoczyła ją na tyle, że zaczęła się śmiać.
-A do czego jestem…tobie rozmyślnie użyła bezpośrednie formy osobowej, tak samo jak owa cudzoziemka - potrzebna?

- Byłaś w tym miejscu prawda ? Na pewno. Czuje je od ciebie, bije jeszcze w tobie. - przymrużyła na chwilę oczy - Dalej nosisz jego woń.
-W jakim miejscu? Kobieto, jeśli chcesz ze mną rozmawiać, nie mów zagadkami, mam ostatnio po wyżej uszu niedopowiedzeń pytań w odpowiedzi na pytanie i tego podobnych rzeczy. Rekai przez chwile sama się sobie zdziwiła, ze jeszcze nie zamknęła tej gaijince drzwi przed nosem.

Kobieta spojrzała w głąb mieszkania. Ręką odsunęła Rekai na bok i weszła dalej. Wszystko to jak gdyby nigdy nic. Zaciekawiona patrzyła na mieszkanie.
- Ale jesteś inna. Nie wzięłaś tego co ci dał. Być może jeszcze będę mogła cię ocalić. - powiedziała pod nosem, dokładnie badając każdy skrawek wnętrza.

Rekai zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami i patrzyła na ową dziwną kobietę rozglądającą się po jej mieszkaniu. Coraz wyraźniej docierało do niej, że nieznajoma mówi o spotkaniu w Shiroi Kami. O rozmowie z Gaidoku. Nic nie mówiąc uważnie obserwowała białowłosą.

- Dlaczego tam poszłaś Rekai ?
-Dla wiedzy

Skinęła głową.
- Jesteś silna. Nie przyjęłaś jego ułudy. Taka silna, a nie jesteś jedną z nas.
-Jedną z was, czyli kim?
- Może usiądziemy ?

Rekai krótko skinęła głową i poprowadziła ‘gościa’ do jasnej, kolorowej kuchni, gdzie w pobliżu swego kącika pałętał się rudy kot imieniem Aki przygarnięty kilka miesięcy temu, jaki zdążył się już zadomowić.


Wskazała białowłosej miejsce przy stoliku do kawy stojącym przy oknie.

-Proszę siadaj. Ale jeśli mamy rozmawiać, to wyświadczysz mi tą uprzejmość i powiesz jak mogę się do ciebie zwracać?
- Ach imię. Możesz mnie nazywać Samanta.
- Tak, imiona, dla nas, ludzi są istotne.
Nie mogła się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego z przekąsem.
–Napijesz się czegoś?
- Hmm... Mogę poprosić o kawę ?

Cały czas zdawała się nieobecna. Jakby usiadała tutaj dziewczyna częściowo upośledzona bądź z problemami koncentracji. Jej wzrok badał chaotycznie wszystko w około, a głos. Choć ładny, zdawał się sterylny emocjonalnie.

-Normalną, rozpuszczalną? Białowłosa siedząca za stołem w kuchni wydawał się już mniej dziwna. Na stole przed nią leżały rozsypane zdjęcia z wczorajszej sesji. ‘Najwyżej sobie popatrzy…’
- Obojętne. Byle czarną , bez cukru. - w końcu jej spojrzenie opadło na zdjęcia.
-Czy czujesz się od tamtej pory jakoś, inaczej ?
-Paradoksalnie, czuje się spokojniejsza. Tak jakby jakieś części układanki już trafiły na swoje miejsce, ale jeszcze nie wiem co to za fragmenty, ani czego dotyczy układanka.

Wlała wodę do ekspresu ciśnieniowego jaki kupiła za premię za zeszłoroczną sesję nad morzem.
-Jeśli o to pytasz, to powiem wprost, nie przyjęłam żadnej z jego ofert. Nie miał nic, czego mogłabym chcieć. A na pewno nie za nieznaną cenę.
Aż zdziwiło ją samą, to, że tak otwarcie o tym mówi. Ale ta kobieta, podobnie jak Gaidoku nie była zwyczajnym człowiekiem. Ba, prawdopodobnie, jak ów srebrnooki stwór była czymś zupełnie innym. Rekai na początku tylko zdziwiło, że podeszła do tego tak spokojnie. Ale nauczyła się wierzyć swoim oczom, a to co widziała w Shiroi Kami dowiodło, ze jest jeszcze wiele rzeczy o jakich się jej nawet nie śniło.

- Jesteś siostrą jednej z dziewcząt , która mu uległa. Wiedząc to, twoje słowa zdają mi się jeszcze bardziej zaskakujące. - powiedziała ręką odsuwając kolejne zdjęcia na stole.

-Czemu zaskakujące? Spojrzała jej prosto w oczy.
- Istoty zdolne się temu oprzeć przychodzą na świat niezwykle rzadko, Rekai. I zazwyczaj są takie jak my. W dodatku ten demon, Akuma, od setek lat dbał aby żadne "takie" dziecko w Japonii nie dorosło i mu nie zagroziło. Dlatego podjęłam decyzję o przybyciu tutaj.
-Hymm, Gaidoku, czy jak go nazywasz, Akuma był praktycznie pewien, że będę chciała zapomnienia, lub zemsty. Cóż, zawiódł się. Ani iluzja, ani zemsta nie są tego, czego chce.
Nalała aromatycznego czarnego płynu do dwóch cienkich filiżanek, postawiła je na podstawkach i jeden z nich podała Samancie.

- Gakidou ? A więc tak się nazywa. Nie zrozum mnie źle, Rekai. Używam określeń dobrze wam , ludziom znanych. W rzeczywistości nie chodzi tutaj o religię czy żadne inne idee , przyjęte wśród was za "święte". Demon ?- spauzowała
- To chyba wśród waszych słów najlepiej określa jego postawę.

-Pasuje. Kiedyś interesowałam się mitologią, i Akumą w jednej wersji nazywano złe duchy, a w drugiej dowódcę piekielnej armii. Skąd wiesz o Taiko?
- Obserwuję to co się dzieje w Tokyo. Wyczuwam w ludziach zalążki marności, zasiane przez Gakidou. Chociaż nie wiem gdzie on sam się skrywa. Taiko, tak się nazywała twoja siostra...-
powiedziała jakby do samej siebie
- Rozmawiałam z kimś kto ją kochał. Ona uczyniła rzecz niewybaczalną. Zabiła istotę pełną czystości. Kogoś, kto miał kiedyś stać się wrogiem Gakidou. Powiedziałam o tym tamtemu chłopakowi. Pokazałam to co zrobiła.

Rekai musiała zacisnąć dłonie na brzegu stołu, by nie upaść.
-Czyli to o tobie mówił Gaidoku gdy wspominał o osobie jaka stała za tym co zrobił Meguro.
Czy…to co on mówił, o ratunku przed ciemnością…czy ją uratował?

Zmusiła się by usiąść spokojnie, pomimo dzikiej galopady myśli w głowie.
‘Śmierci Taiko nic nie cofnie, nic, nic, nic…Nawet potworna chęć rzucenia się na spokojnie pijąca kawę Samantę. Jeśli nawet by ci się udało, to czemu nie zgodziłaś się na propozycje Gaidoku, głupia dziewczyno?’ Wymyślanie samej sobie i tym razem pomogło. Zdołała się opanować.

- Tym co zrobił ? Nie. Nie kazałam mu tego zrobić, chciałam ją uratować. Miałam nadzieje, że być może ktoś bliski zdoła ją ocalić od zatracenia. Źle wybrałam. Ten chłopak, Meguro, okazał się słaby. - mówiła dalej całkowicie obojętnym tonem. Jakby czytała na głos nudną książkę.
- Nie wytrzymał obrazu prawdy. I stało się... Splamił swoje niewinne dłonie krwią potępionej.
-A jaki jest ów obraz prawdy? Co muszą robić, ci którzy decydują się przyjąć dary Gaidoku?
- Co muszą ? Co chcą zrobić, Rekai. Znałaś swoją siostrę Taiko. Ale to była jedynie maska. Wybrała z własnej woli tą ścieżkę, tego jestem pewna.

Gaijinka wzięła łyk kawy.
- Obrazy prawdy ? Pokazałam mu co Taiko wraz z innymi potępionymi zrobiła w mieście Awara.
-Czyli co?
Rekai nie zamierzała odpuścić. Skoro Taiko zrobiła coś strasznego, coś o czym mówiła Samanta, to ona chciała dokładnie wiedzieć co. Chciała zobaczyć co robią ci którzy służą Gaidoku.

Spojrzała jej w oczy.
- Chcesz to zobaczyć ?
-Tak, chcę
. Rekai nie zawahała się nawet na chwile. Bo być może właśnie to co się stało w Awarze było prawdziwą przyczyną śmierci Taiko.




[media]http://www.youtube.com/watch?v=fVMUDJrPSao&feature=related[/media]

Nagle znalazła się w pomieszczeniu jakie wyglądało na piwnicę. Za szybą lufciku pod sufitem widziała cień wysokiej trawy.
Jedynym źródłem światła była stara lampa na naftę, stojąca na postawionej bokiem drewnianej skrzyni po jakiś owocach. Do piwnicy weszły trzy osoby : Taiko, jakiś młody chłopak, oraz mężczyzna podobny do Gakidou. Z długą , czarną grzywką z blond pasmami.
Podeszli do stołu na , którym stało nosidełko.
- Taiko-chan, ty to zrobisz. - powiedział mężczyzna z grzywką.
Podał jej do ręki brzytwę, a dziewczyna powoli wysunęła ostrze. Zmierzyła zimny, połyskujący kawałek metalu nieobecnym spojrzeniem.
- Przygotuj słoik. - tym razem zwrócił się do chłopaka. Ten postawił na drewnianym blacie otwarty , półlitrowy słoik.
- Śmiało Taiko-chan. To nieludzkie dziecko. Broń naszego świata, broń Gakidou-sama.
- Wiem o tym, Takamochi. Daj mi chwilę.

Dziewczyna wpatrywała się w dziecko. Jej spojrzenie było jednak chłodne, pozbawione litości.
- Niech się stanie...- powiedziała cicho pod nosem, po czym chwyciła dziecko za szyjkę , poderwała w górę i przycisnęła do stołu.
Krzyk dziecka się urwał. Zacisnęła dłoń mocno ja jego szyi. Tak mocno, iż po chwili cała główka posiniała. Jednocześnie poprowadziła ostrze po drobnym ciele. Nacinała je w konkretnych miejscach. Takamochi szybko postawił na stół blaszany pojemnik, a Taiko błyskawicznie wepchnęła do jego wnętrza dziecko.
Przez chwilę wpatrywali się w blaszaną rynienkę, z pojedynczego otworu w jej ścianie do słoika wylewała się krew.



- Wystarczy - usłyszała głos Samanty. Wróciła do swojego mieszkania. Czuła przeraźliwy chłód.
Rekai zerwała się od stołu i pognała w stronę łazienki.
Przed oczyma wybuchały jej setki czarnych mroczków, gdy skulona przy muszli konwulsyjnie pozbywała się zawartości żołądka.
Taiko…Taiko jaką widziała przed chwilą, to nie była jej siostra.
To był jakiś nieludzki potwór, który z czystą premedytacją zarznął maleńkie dziecko.

Usłyszała uderzenia obcasów o podłogę jej mieszkania. Samanta stanęła w drzwiach.
- Podać ci coś?
-W lodówce stoi wodą mineralna, jeśli mogłabyś…

W czasie, gdy Samanta poszła do kuchni Rekai wypłukała usta, przetarła czoło wilgotnym ręcznikiem, wsparła obie dłonie na umywalce i oparła czoło o chłodną tafle lustra.
‘Taiko, na bogów, jak mogłaś…Jak cokolwiek co on ci zaoferował mogło cię zmusić do czegoś takiego? Jak po tym mogłaś normalnie żyć, mieszkać ze mną, spać, jeść, być? Jak?’
- Proszę. - podała jej plastikową butelkę z płynem.
- Pewnie teraz szukasz w pamięci scen , w których mogłabyś zauważyć u swej siostry dziwne zachowanie ? To zbyteczne. Nie odnajdziesz ich. Nie pytaj się też dlaczego to zrobiła. Ty tego nie zrozumiesz, bo jesteś silna. Odrzuciłaś to czemu ona się poddała.
Rekai wypiła z podanej butelki kilka długich łyków gazowanej wody.
-Czym on ją skusił? Co miało dla niej taką wartość, że zgodziła się to dla niego robić? I o co chodziło z tym, że to nie są ludzkie dzieci?
Jej głos był nadal schrypnięty, zduszony.
- Nie zrozumiesz Rekai. Ja też nie rozumiem. Musiałabyś siedzieć w głowie swej siostry aby wszystko zrozumieć. Być może znajdziesz coś co pozwoli ci się jedynie domyślać. Czym było to dziecko. - przycisnęła wskazujący palec do swojego ciała.
- Kimś takim jak ja. Nie myśl , że Gakidou jest jedyny na całym tym świecie. Nie myśl , że ja jestem jedyna. W Japonii jest ostatnim. Ale przez setki lat , które tutaj spędził udało mu się wyeliminować wszystkich łowców a później niszczyć tych, którzy odrodzili się w postaci dzieci.

-Czyli to dlatego ja miałam szczęście, że mnie nie odnalazł? Chcesz powiedzieć, że jestem, jak to powiedziałaś, łowcą? Jak ty i inni ci podobni? Chwyciła butelkę z wodą i ruszyła ponownie do kuchni. Automatycznym ruchem zebrała zdjęcia ze stołu i odłożyła na półkę koło książek kucharskich. Usiadła przy pustej filiżance z kawą. Spojrzała na Samantę oczekując odpowiedzi.

- Nie jesteś łowcą. Nie posiadasz jego cech.
- przyjrzała się jej. - Ale jesteś wyjątkowo silna, Rekai. - udała się za nią do kuchni, po czym oparła się plecami o ścianę.
- Nie miałabyś szczęścia. Odnalazłby cię z pewnością. Nie jestem tak dobrze poinformowana jak myślisz. Nie wiem jak wygląda ten, którego nazywasz Gakidou. Nie znam jego historii. Wiem tylko, że gdzieś tutaj jest. Jak rak trawi to miejsce. I nie wiem dokładnie od jak dawna. Czuje tylko jego obecność... jego i jeszcze kogoś. Być może jest tutaj inny łowca.
- Jest jeszcze coś.
- przymknęła oczy.
- Coś się tutaj szykuje. I to coś dużego. Pierwszy raz widzę aby Akuma zbierała krew łowcy. Nie wiem dlaczego to zrobili, i to mnie martwi.

Rekai z oczyma błądzącymi po blacie stołu zaczęła mówić.
-Co mi po sile, skoro niczego to nie zmienia. Odwiedziłaś mnie by porozmawiać, a nie po to by, być może zabić. Tylko dlatego ze dokonałam takiego a nie innego wyboru. Gdzie tu jest siła? W tym, że nie przypadły mi do gustu jego propozycje? Czy może w tym, że z tobą rozmawiam?

- W tym , że mu odmówiłaś. W tym, że widząc to co zrobiła twoja siostra, jeszcze nie palnęłaś sobie w głowę. Gdybym nie widziała w tobie niczego wyjątkowego, zapewne wyszłabym stąd już kilka chwil temu.

Rekai wstała i wyciągnęła z szafki przy oknie wielki kubek. Wlała do środka połowę wysokości kawy i dopełniła mlekiem z lodówki. Ponownie usiadła naprzeciw Samanty, z szuflady szafki wyciągnęła zakurzone pudełko papierosów i popielniczkę.
Nie popalała już od dawna, ale ten dzień i ta rozmowa wymagały wsparcia nikotynowego.
Zaciągnęła się głęboko dymem.

-Fantastycznie, że jestem wyjątkowa. I co dalej? Mam rzucić się z pięściami na Gaidoku, czy może podpalić jego klub? Czy może coś innego, bardziej widowiskowego?

Samanta uśmiechnęła się lekko.
- Lubisz być sarkastyczna, co ?
-Sarkazm sprawia, że życie nie jest nudne, ani różowo cukierkowe. Sarkazm jest jak pieprz w potrawie - dodaje smak życiu.
Kolejna smuga dymu zaczęła krążyć jakby obdarzona własnym życiem pod sufitem.


- Nie ukrywam, że ktoś z twoim potencjałem mógłby się przyczynić do ostatecznego zniszczenia Gakidou...
- spojrzała jej w oczy.- Chyba , ze mało cię obchodzi to wszystko. I takie sceny jak ta z udziałem twojej siostry dalej będą miały miejsce.

-Wiesz co? Jedno was łączy. Oboje gracie nie fair, gracie na emocjach i uczuciach. Powtórzę słowa które on usłyszał ode mnie. Skoro czegoś ode mnie chcesz, podaj konkretną ofertę. Ile można bawić się w półsłówka? To nie amerykańskie serial, gdzie bohatersko każdy pozytywny bohater się na wszystko zgadza dla własnych ideałów. Jedyne ideały jakie ja znam to te martwe.
Brunetka uśmiechnęła się gorzkim, smutnym uśmiechem.

- Pokazałam ci ten obraz bo sama tego chciałaś.
- skarciła ją spojrzeniem. - To nie była część mojego "planu". Weź lepiej odpowiedzialność za własne czyny. - dodała spokojniej.
-Kobieto, czy ty myślisz, że ja mówię o tym co widziałam? Nie, mówię o twoich słowach, o staniu z boku, i o braku zainteresowania. O to mi chodzi, i to nazywam grą na uczuciach,a co do moich czynów, to biorę za nie odpowiedzialności każdego dnia, w każdej chwili.
Rekai energicznie zagasiła papierosa w popielniczce.
- Czego od ciebie chcę ? Widzę w tobie potencjał. PROSZĘ cię o pomoc w walce z Gakidou. Znasz go, wiesz już jak działa i co więcej umiesz się temu przeciwstawić. Co dam ci w zamian ? Nic. - rozłożyła ręce. - To nie oferta biznesowa.
-Znam go? Ja? Widziałam go raz. Przedwczoraj. W klubie w jakim przesiaduje jak pająk w pajęczynie. Chcesz adres? Czy myślisz, że będzie chciał ze mną tak sobie pogawędzić po tym jak odrzuciłam jego propozycje?

Wypiła duży łyk białej kawy.
- Szukasz kogoś kto zasłoni cię własnym ciałem przed kulą, Rekai ? - spytała spokojnie. - Zastanów się sama, czego oczekujesz ode mnie. I zrozum, że twoja percepcja i moja bardzo się od siebie różnią. Dlatego nie wszystko może być dla ciebie zrozumiałe.
Samanta znów mówiła beznamiętnym, jakby sztucznym tonem.
-Znowu mówisz jak on. Dla mnie brzmi to jak fajna wymówka, za jaką można schować wszystko. Nie szukam nikogo, niczego nie oczekuje, to ty przyszłaś do mnie, nie ja do ciebie, zapomniałaś?

Uśmiechnęła się lekko.
- I cię znalazłam. Przekonałam się, że nie zdominowało cię to samo co zdominowało twoją siostrę. I mogę wyjść. Odpowiedziałam ci na pytania, na które znam odpowiedzi. Jednak ty dopatrujesz się w moich słowach jakiś luk, uszczerbków. Chcesz mi na siłę udowodnić , że tak jak Gakidou chce cię zwieść ? Zaciągnąć w miejsce , którego nie chcesz i okładać po głowie aż stracisz zdrowe zmysły ? Powiedziałam otwarcie - POTRZEBUJE pomocy. I pytam czy zechcesz wyciągnąć dłoń i mi jej udzielić.
-Jakiej konkretnie pomocy potrzebujesz? I czy nie możesz się skontaktować z tym potencjalnym drugim łowcą?
- To nie takie proste. Poza tym, Gakidou nie pozwoli nam zbliżyć się do siebie łatwo. Ty będziesz mogła.

Zapaliła kolejnego papierosa.
-Pod jakim pretekstem? Przecież odrzuciłam jego ofertę…
- Mogą być ich setki , Rekai. Ważne jest to, że z pewnością Gakidou naszą tutaj obecność wyczuje o ile już się to nie stało. A ty, możesz się do niego zbliżyć bez większych problemów.
Samanta pokręciła głową tak gwałtownie, że białe pasemka zatańczyły jej wokół twarzy.
- Nawet nie musisz z nim rozmawiać. Trzeba odnaleźć osoby, które w chwili obecnej są pod jego działaniem. Być może któregoś z tych mężczyzn, który był wtedy z Taiko.
Przerwała na chwile, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Trzeba się dowiedzieć co planuje. To jest ważne. A ty, jak wspomniałam masz swobodę ruchu. W dodatku jesteś japonką. Nie rzucasz sie w oczy. Rozumiesz, o czym mowie ?
Rekai spytała.
- Skoro są mu tak wiernopoddańczy że dla niego robią takie rzeczy jak zabijanie dzieci, to co ma ich skłonić do dzielenia się planami szefa?

- Czy myślisz, ze przez dowiedzieć się mam na myśli podejść i się spytać ? - wywróciła oczyma.
- A co masz na myśli?

Samata pochyliła się do przodu.
-Trzeba ich odnaleźć i obserwować. Być może , któreś z nich jeszcze da się ocalić. Resztę, trzeba poświęcić. Ale to juz zadanie łowcy.
- Dobrze, takiego zadania mogę się podjąć, chodź próba śledzenia dwóch lub więcej osób w pojedynkę jest dość...trudna.
- Spokojnie. Dostaniesz ode mnie pewną pomoc.

Rekai naprawdę była ciekawa jakiego rodzaju pomoc zamierza zaoferować jej łowczyni.
-Jaką?
- Widzisz, istoty pokroju Gakidou zawsze szukają ludzi, którzy potrzebują jego wsparcia. Którzy są podatni na jego aurę. Osoby te szybko stają się jego "przyjaciółmi". Potrzebują tego, co on im daje. To też upodabnia je do niego. Powoli przestają być zwyczajnymi ludźmi. Też musisz przestać nim być, aby móc im dorównać.
-Co przez to rozumiesz?

Westchnęła lekko i podeszła do Rekai. Ostrożnie chwyciła za podbródek i nakierowała jej oczy na swoje.
- To może być mało przyjemne, wybacz.

Jej oczy znowu zapłonęły błękitnym płomieniem. Jednak przed oczami dziewczyny nie pojawiła się ciemność. Poczuła za to jak nieprzyjemny chłód powoli ogarnia jej ciało. Powoduje mimowolne skurcze mięśni, jednocześnie odbierając władzę w kończynach. Uczucie, jakby ktoś przez oczodół wlewał do jej ciała ciekły azot. Choć wszystko trwało kilka sekund, Rekai mogło wydawać się , że były to godziny.
- Zauważysz zmiany. Nie potrafię powiedzieć dokładnie co się zmieni, sama to zrozumiesz. Zostałaś natchniona.

Rekai skuliła się na krześle, tak nieprzyjemne było odczucie jakie ją przed chwilą spotkało.
-I co dalej?

- Idź dzisiaj do klubu. Postaraj się znaleźć kogoś, kim zainteresował się ten Gakidou. Nie ingeruj, obserwuj.
Z kieszeni w spodniach wyjęła niewielką kartkę z numerem telefonu.
- Tak się ze mną skontaktujesz. Ja w tym czasie postaram się odnaleźć drugą osobę, taką jak ja. I być może natrafię na kogoś innego, kto zbliżył się do Gakidou.
Brunetka dopiła resztkę zimnej kawy, skrzywiła się lekko i rzekła.
-Dobrze. Zrobię, jak mówisz.

Samata skinęła głową, jakby dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała.
-Powodzenia, dzisiejszego wieczora.
Po chwili Rekai została w mieszkaniu sama, jedynymi śladami po tym, że był tu ktoś jeszcze była karteczka z numerem telefonu i filiżanka z niedopitą czarną kawą.
Automatycznie dodała numer do pamięci telefonu jako Sam.
Jeśli ma wyjść ponownie do Shiroi Kami dziś wieczór musi się do tego przygotować. Głównie mentalnie.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay

Ostatnio edytowane przez Lhianann : 18-01-2010 o 21:08.
Lhianann jest offline  
Stary 22-01-2010, 20:44   #23
 
itill's Avatar
 
Reputacja: 1 itill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodze
Odwróciła sie do niego i uśmiechnęła na ten widok.
-Miło cię widzieć, a czy luksusy są aż tak nudne? -zapytała nieco retorycznie -Może zastanawiam się co ich tutaj ciągnie? -uśmiechnęła się. Nie dało się ukryć, że odczuwa ulgę na jego widok.
Oparł się plecami o kontuar, spoglądając przelotnie na tłum.
-Coś nowego?
-Poznałam Hishiego.
-Spodziewałaś się czegoś innego?
-Hm, chyba nie.

Skinął lekko głową.
-Więc chociaż się nie zawiodłaś. A mamusia? -spojrzał na nią uśmiechając się lekko.
-Ciężkie życie przede mną. -westchnęła z uśmiechem.
-Nie musi tak być, Margot. -skinął na barmana, który podał mu szklankę whisky.
-Dobrze wiesz, że mogę tylko na kilka chwil zapomnieć o obowiązkach. Na dłużej nie da się od nich uciec.
-Możesz sprawić, że tamto życie stanie się tylko farsą, Margot. Cieniem, który nie jest wstanie cię dosięgnąć.

-A co jest wyjściem? Narkotyki? Nie, dziękuję.
-Narkotyki?
-zaśmiał się. -Oczywiście, że nie. Wyjściem jest mój świat, Margot. W którym urodzisz się jako inna osoba. Prowadząca, życie o jakim dotąd ci się nie śniło.
-Twój świat?
-Chyba juz o tym rozmawialiśmy, co?
-przelotnie spojrzał jej w oczy. Poczuła znowu krótki dreszcz, pełen przyjemności.
-No chyba, że o tym mowa. -uśmiechnęła się w pewnym sensie zalotnie i kusząco.
-Chcesz na noc wrócić do swojego pałacyku? Czy zostać tutaj? -spytał spokojnie. W pewnym stopniu , mogło pytanie to zaintrygować kobietę.
-Mój pałacyk jest zbyt daleko stąd by do niego wracać.
-Miałem na myśli Hilton Hotel
- zaśmiał się cicho, po czym upił łyk ze szklanki.
-Wywiad godny podziwu. -zaśmiała się -Ten pałac także jest za daleko stąd.
-Czy panienka Tepes chce tej nocy skosztować uciech świata odmiennego?
-spytał niby żartobliwie
-Odmiennego? -zapytała ze śmiechem -No cóż, chyba jakiś wieczór panieński mi się należy, prawda?
-Mam tylko jedną prośbę.
-upił kolejną porcję alkoholu -Dzisiaj zapomnij o zasadach, granicach i... –spauzował -moralności? Chyba tak można to nazwać.
Przez chwilę mina jej zastygła. Nie wiedziała co powiedzieć i czego oczekiwać.
-Co przez to rozumiesz?
-Co było najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłaś w życiu?
-O większej ilości marzyłam by zrobić. Mimo wszystko za bardzo liczyłam się z dobrym imieniem rodziny by pozwalać sobie na realizację moich... wyobrażeń.

Przysunął się bliżej.
-Zobrazujesz mi to?
Zdziwiła się.
-Jak? Narysować? -zapytała z niepewnym uśmiechem.
-Francja to kraj poetów i filozofów. Nie uwierzę, że nie potrafisz jako farby w tym obrazie użyć słowa.
-Hm, powiedzmy, że od zrobienia gigantycznych zakupów za sumy, za które większość z nich zaprzedałaby własnych rodziców po spalenie wszystkich rodzinnych obrazów, które jak pewnie wiesz, w większości są dziełami sztuki wysokiej klasy... a spalenie najlepiej z całym dworkiem. -powiedziała dość szybko jakby wizje te często pojawiały się w jej wyobraźni i pozwalały żyć w rodzinnych pętach.
-Masz ochotę zniszczyć coś próżnie pięknego?
-Próżnie pięknego? Ciekawe i intrygujące określenie. A masz coś ciekawego na stanie?

-Co powiesz na galerię sztuki nowoczesnej? - zaśmiał się niewinnie .
-Co najwyżej w myślach. Wolę nie niszczyć tak misternie tworzonego dobrego nazwiska mojej matki.
Westchnął.
-Zapomnij o tym, Margot. Jeśli pójdziesz za mną, stracisz na ten próżny przydomek.
Nie była pewna o co mu chodzi. -Przecież nazwiska... O co ci chodzi?
Spojrzał na nią, po czym przysunął do niej swoją twarz. Powoli, poczuła jego ciepły oddech na policzku.
-Chodź. A zobaczysz. -spokojnie. Usłyszała bicie serca, niewiadomego pochodzenia. Być może było to jej serce ? I kolejna fala dreszczy, przeszywająca całe ciało.
Nie chciała mieć wyboru. Poszła za nim bez większego zastanowienia.

Szedł w tył, pozostając przodem do niej. Spojrzał jej prosto w oczy. Dwa spodki koloru rtęci wpatrzone były tylko w nią. Hipnotyzowały, jednocześnie w dziwny sposób odpychając od jej świadomości wszystkie myśli. Wszystko wokoło niej straciło swoje bytowanie w czasie. Nie mogła określić czy widzi realne wspomnienie, czy to może rzeczywistość? A może dziwna wizja przyszłości? Wyciągnął w jej kierunku ramiona. Powoli wślizgnęli się w szalejący tłum. Z wielkich głośników wydobyła się muzyka. Inna , od tej poprzedniej. Elektroniczna, rytmiczna. Dalej jednak pozostająca w klimacie tego miejsca.
-Chodź. -powiedział, przywołując ją gestami dłoni. Nie usłyszała go, nie mogła. Wiedziała jednak dokładnie co w tej chwili wydobyło się z jego ust.
Po chwili zatopili się w muzyce. Stali się częścią tłumu bez twarzy, imion, zmartwień. Istniejącą gdzieś poza "teraz". Margot mogła czuć euforię. Niezrozumianą, jednak tak spragnioną przez organizm, iż niemożliwą do odrzucenia.

Miały kolejne minuty, odczuwalne tylko dla obserwatorów. Margot całkowicie straciła poczucie czasu, trwając w całym tym chaosie. Elektroniczna, rytmiczna muzyka, choć tak pospolita, tym razem zdawała się trafiać w jej gust. Wprawiając całe ciało w wibracje. W pewnym momencie tłum straszliwie się zagęścił. Czuła spocone ciała ocierające się o nią. Gakidou przesunął dłońmi po jej ramionach i przyciągnął bliżej siebie. Znowu spojrzała w jego oczy, i poczuła kolejną falę gorąca przeszywającą jej
ciało. W dodatku pod ułożoną na jego piersi dłonią, czuła zadziwiająco spokojne bicie serca. Szaleństwo w tłumie trwało jeszcze kilkanaście minut, po czym spokojnie podeszli do kontuaru. Wszyscy ustępowali im drogi.
-Spodobało ci się Margot? -spytał kiedy podeszli do baru -Chcesz ruszyć dalej?
Margot się uśmiechnęła. Gdyby nie on, czułaby ich wszystkich. Na czas spędzony z nim świat przestał istnieć w sposób, o którym ona tylko śniła. Chciała znaleźć się poza czasem i poza ludźmi.
-Oczywiście. -powiedziała.
Gakidou uśmiechnął się, po czym spojrzał gdzieś w tłum. Po chwili wyszły z niego trzy osoby: młoda dziewczyna, z różowymi pasemkami wplecionymi we włosy, młody chłopak, wyglądający na licealistę, w poszarpanych spodniach i czarnej koszulce, oraz kolejny chłopak, stylem bardzo przypominający Gakidou, wyraźnie jednak starszy od pozostałej dwójki.
-To Maki-chan, Touske-kun i Naosuke-san. Pójdą z nami. -uśmiechnął się do niej, po czym chwycił za dłoń. -Chodź.
Szybko skierowali się w kierunku blaszanych schodów, prowadzących do wyjścia. Gakidou na chwilę wszedł do jakiegoś pokoju tuż obok żelaznych drzwi wyjściowych, wychodząc trzymał w ramionach niewielkie , kartonowe pudełko.
-Mam tutaj dla was mały prezent. -każde z nich wyjęło z pudełka maskę. Bogato zdobione w stylu weneckim. -Dzisiaj się zabawimy.
Każde z nich zasłoniło nimi twarze, po czym wyszli wspólnie na zewnątrz. Przeszli przez ciemny zaułek, pełny już nieco podpitych bądź naćpanych ludzi. Mimo tych widoków wszyscy z kompanów Margot uśmiechali się, wymieniali się dowcipami i śmiesznymi spostrzeżeniami. Wychodząc z zaułka, skierowali swoje kroki na postój taksówek.
-Margot, ta noc jest twoja. Chcesz zobaczyć galerię, czy może pojedziemy do mnie?
-Mam wrażenie, że to dość śmiała propozycja. Galerie najlepiej ogląda się przez oczy innych. Widząc na co oni patrzą wiesz lepiej z czego możesz się zaśmiewać. Czy z ludzi czy z dzieł sztuki. -zamilkła na chwilę -Sądzę, że u Ciebie będzie zabawniej. -powiedziała z figlarnym uśmiechem.
Założyła maskę i uśmiechnęła się. Nie wiedziała co będzie potem, ale zakrycie twarzy dawało chociaż szczątki złudzeń, że cokolwiek by nie zrobiła tej nocy honor rodziny nie zostanie nadszarpnięty.

-W takim razie pojedziemy w pewne miejsce, które sobie upodobałem. -powiedział Gakidou nakładając maskę na twarz. Zatrzymali się przy jednej z kilku taksówek stojących na postoju. Gakidou otworzył drzwi pasażera, i zagadnął kierowcę.
-Jest nas piątka.
-Za dużo.
-Zmieścimy się.
-Dostanę mandat.
-Bez obaw. Wsiadajcie
-zignorował krzywą minę kierowcy, po czym wsunął się na siedzenie obok niego. Na jego kolana wsunęła się Maki. Na tył pierwszy wsiadł Taouske, następnie Margot, a za nią Naosuke.
-Będę mówił jak masz jechać. -powiedział obojętnie do kierowcy, który niemal natychmiast ruszył. To co zaczęło się dziać dalej było niczym wstąpienie w inny wymiar.
Wszyscy chyba zapomnieli w jakim miejscu się znajdują, za to ciało Margot już ogarnęły kolejne fale gorąca... Tym razem nie przestawały. Jedna za drugą , bombardowały umysł przyjemnością. Przymknęła oczy, światła za oknami samochodu zmieniły się w nierealne smugi. Poczuła dotyk na swojej szyi. Tousuke przyłożył do jej skóry swoje usta. Naosuke , po chwili również przyłączył się do młodego chłopaka. Jego dłoń powędrowała w górę jej uda.
Kiedy uchyliła powieki, zobaczyła Maki, przyklejoną do ust Gakidou.
Zdziwiła się widząc taką scenę. Poczuła się nieswojo. Nie znała ludzi, którzy ją dotykali. Co innego w barze, gdy wszyscy tańczą, ale w samochodzie? W ścisku? Gdy nie wie gdzie jedzie i po co? Na chwilę wrócił jej rozsądek i wręcz skrzywiła się na samą myśl o chorobach jakie mogą się gnieździć w tych chłopakach. Nie minęło kilka chwil jak znów zaczęło ją ogarniać uczucie ciekawości. Przecież jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji. Choroba? Przy najmniej ukróci jej życie z panią Fujiwara. Czemu nie? Co ma do stracenia?
Położyła rękę na udzie Tousukę i delikatnie zaczęła je głaskać, a na Naosuke spojrzała bardzo wyzywająco z kuszącym uśmiechem.

Margot widziała jak mijają zalesiony teren. Liczne światła gdzieś zniknęły, została niemal niezmącona ciemność. Samochód się zatrzymał.
-Jesteśmy na miejscu. To stara fabryka. -uśmiechnął się -tekstyliów. Chodźcie. -wysiadł rzucając plik banknotów kierowcy.
Wysiadła zdziwiona. Tak na prawdę dwoma rzeczami. Najpierw miejscem, jakie wybrał Gakidou, a następnie ilością pieniędzy jaką dysponował. Nie spodziewała się tego po nim.

Weszli przed wielkie drzwi, do środka. Wnętrze, właściwie składało się tylko z wielkiej hali. Zostało tutaj nieco pozostawionych części do maszyn, pustych pudeł i dużo, dużo wszelakich innych śmieci. Pod ciężkimi butami Gakidou pękały drobne szkło z powybijanych w większości okien. Po drugiej stronie sali Margot dostrzegła światło. Był tam niewielki pokój, z świeżo postawionymi ściankami działowymi. Spod drzwi wydobywała się niewielka wstęga przytłumionego światła.
Gakidou nacisną klamkę.
-Panienka pozwoli.. -dygnął dworsko. -Dwór Kolorowych koszmarów i bladych jęków. -uśmiechnął się lekko.

Uśmiechnęła się i również dygnęła.
-To kobiety tak się kłaniają. -powiedziała nieco kąśliwie.
Weszła w uchylone drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Była ciekawa, co tak bardzo spodobało się gospodarzowi.
Pomieszczenie zdawało się jak nie z tego świata. Wielkie łoże w stylu rokoko , barek z nowoczesnymi , błyszczącymi zielonym światłem neonami, malowidła na ścianach utrzymane w nurcie surrealistycznym, a do tego dywan w krowią łatę na całej podłodze. Żaden z elementów nie pasował do drugiego. Usłyszała zamykające się za nią drzwi.
-Napijesz się czegoś?
-Co proponujesz?
-zapytała krótko zerkając po pokoju.

-Lodołamacza?
- powiedziała Maki .
-Może być. -uśmiechnęła się. Była zaciekawiona co teraz.
Dziewczyna podbiegła do barku. Wzięła kilka największych szklanek, wypełniła je lodem, wódką, szampanem, białym winem i piwem. Wszystko to zalała napojem energetycznym.
-Smaczności młodości!
-Rozgośćcie się.
-powiedział Gakidou zrzucając z siebie płaszcz.
-Dziękuję. -powiedziała i usiadła na łożu.
Była ciekawa co teraz. Nie miała pewności czy panowie będą kontynuować czy może cały wieczór potoczy się innym torem?

Gakidou poczekał, aż Margot dopije przygotowany trunek. W tym czasie wszyscy się dobrze bawili rozmawiając. O dziwo Margot rozumiała wszystko. Nawet slang, którego w życiu nie miała okazji się uczyć. Po dopiciu trunku, światła jakby nieco przygasły. Gakidou podszedł do niej i spojrzał w oczy.
Margot otworzyła szeroko oczy pod wpływem kolejnej fali przyjemności. Zobaczyła lądującą na łóżku koło niej dziewczynę, która chwyciła ją za podbródek i popatrzyła w niej półprzytomne i zamglone oczy. Chciała spojrzeć na Gakidou z zaskoczonym pytaniem. Nie miała pojęcia co się dzieje i czy przypadkiem to nie kolejny psikus gospodarza. A może to intruz?
Czekała na jakieś wyjaśnienia lub zdecydowany ruch towarzystwa. W zamian jednak stało się coś gorszego i niespodziewanego.
Nagle w umyśle Margot pojawiła się wizja jaka na pewno nie była jej wspomnieniem, ale odczuwała ją, jakby była zaczerpnięta wprost z jej myśli.
Oczy jakie wpatrywały się w źrenice Margot były niezwykłe, ciepłe, jakby płonął w nich ogień dający bezpieczeństwo, jakby były skąpane w blasku południowego słońca.



Nagle znalazła się w pomieszczeniu jakie wyglądało na piwnicę. Za szybą lufciku pod sufitem widziała cień wysokiej trawy.
Jedynym źródłem światła była stara lampa na naftę, stojąca na postawionej bokiem drewnianej skrzyni po jakiś owocach. Do piwnicy weszły trzy osoby : młoda, śliczna japonka, jakiś młody chłopak, oraz mężczyzna podobny do Gakidou. Z długą , czarną grzywką z blond pasmami.
Podeszli do stołu na , którym stało nosidełko.
-Taiko-chan, ty to zrobisz. -powiedział mężczyzna z grzywką do dziewczyny..
Podał jej do ręki brzytwę, a dziewczyna powoli wysunęła ostrze. Zmierzyła zimny, połyskujący kawałek metalu nieobecnym spojrzeniem.
-Przygotuj słoik. -tym razem zwrócił się do chłopaka. Ten postawił na drewnianym blacie otwarty , półlitrowy słoik.
-Śmiało Taiko-chan. To nieludzkie dziecko. Broń naszego świata, broń Gakidou-sama.
-Wiem o tym, Takamochi. Daj mi chwilę.
Dziewczyna wpatrywała się w dziecko. Jej spojrzenie było jednak chłodne, pozbawione litości.
-Niech się stanie... -powiedziała cicho pod nosem, po czym chwyciła dziecko za szyjkę , poderwała w górę i przycisnęła do stołu.
Krzyk dziecka się urwał. Zacisnęła dłoń mocno ja jego szyi. Tak mocno, iż po chwili cała główka posiniała. Jednocześnie poprowadziła ostrze po drobnym ciele. Nacinała je w konkretnych miejscach. Takamochi szybko postawił na stół blaszany pojemnik, a Taiko błyskawicznie wepchnęła do jego wnętrza dziecko.
Przez chwilę wpatrywali się w blaszaną rynienkę, z pojedynczego otworu w jej ścianie do słoika wylewała się krew.

-Widzisz kim on jest, i co muszą robić ci, którzy biorą jego dary? Poczuj czym on jest naprawdę...
Jakby widmowy głos w jej myślach, łączący się bezpośrednio z tym co przed chwilą widziała w swym umyśle. I nagle cała odczuwana przez nią rozkosz zmieniła się w przejmujący, świdrujący każdy, nawet najmniejszy fragment jej ciała ból.

Maki machnęła ręką, pozostawiając krwawe wstęgi na twarzy Rekai. Ta osunęła się w tył, prosto pod nogi Gakidou.
-Teraz poznasz karę... za niszczenie mojego świata.

Margot nie mogła złapać tchu. Wydarta przyjemności z ramion zobaczyła coś obrzydliwego, co wzbudzało w niej odruch wymiotny. Patrząc na Gakidou nie poznawała w nim niczego z tego co zobaczyła w wizji. Nie chciała już zamykać oczu, nie chciała wiedzieć czy to prawda. Marzyła by zatrzeć ten obraz w swojej pamięci.
-O co w tym chodzi? -wrzasnęła wreszcie.

-Spokojnie, Margot. To jedna z istot, które widzą w moim świecie coś niegodnego. -mężczyźni przerwali stosunek z Margot, i objęli ją by nie zrobiła niczego głupiego. -Pozbędę się krzywdy jaką ci właśnie uczyniła... ale najpierw. -skierował swoje spojrzenie na leżącą dziewczynę...

Zaczęła się wyrywać i szamotać, odczuwała coś strasznego, czego nigdy nie chciałaby doczekać. Mężczyźni ją trzymali za mocno. Patrzyła teraz na nich z obrzydzeniem.
-Zostawcie mnie! Puszczajcie! -krzyczała.

Rekai błyskawicznym ruchem przeturlała się po ziemi w bok. Wstając jednocześnie wybiła się nogami. Niesamowitym skokiem minęła ściankę działową, po czym ruszyła biegiem. Magrot nie widziała co działo się potem, nie wszystkie głosy do niej dochodziły. Była jednak pewna, że dłużej nie chce być w tym miejscu i z tymi ludźmi.
-Dokąd chcesz uciec? -usłyszała jego głos, niesiony przez echo.

Mężczyźni trzymali Margot, jednak starali się nie sprawić jej tym bólu. Maki podeszła do niej i wzięła w dłonie jej twarz.
-Margot-san, spokojnie. Margot-san, musisz się uspokoić. Ta kobieta specjalnie zmąciła twoje zmysły, Margot-san!
-I przegoniła wszelkie chęci na wspólne zabawy. -powiedziała zniesmaczona Margot.

Maki czekała na to, aż Margot weźmie się w garść.
-Margot-san? Już dobrze?

Margot była roztrzęsiona. Nie chciała dłużej zostawać w tym miejscu.
-Chcę wracać. Natychmiast. -powiedziała stanowczo. Nie chciała już niczego ani widzieć ani słyszeć.
To co działo się, to co słyszała wcale nie poprawiało jej nastroju. Nie chciała dalej przebywać z tymi istotami. Ogarnęła raz jeszcze miejsce w którym się znalazła. Wbiła paznokcie w trzymające ją ręce i starała się jak najmocniej rozedrzeć skórę trzymającej ją osoby.
-Wypuście mnie! -krzyknęła.
Gdy uścisk się zwolnił. Pozbiera swoje rzeczy i pośpiesznie się ubrała. Nie chciała na nic czekać. Sprawdziła jeszcze czy ma i portfel i telefon a potem skierowała kroki do wyjścia. Przecież pamiętała jak tu weszła. Wyszła z improwizowanego pokoiku.

Kiedy Margot chwyciła za klamkę, okazało się, że drzwi są całkowicie zatrzaśnięte. Choć próbowała z całych sił, nie zdołała ich otworzyć. W tej chwili w jej plecy barkiem uderzyła Maki, przyciskając ją do drzwi.
-Margot-san! Nie wiesz co robisz!

Gakidou skierował się w kierunku pokoju , w którym została Margot.
Otworzył drzwi z lekkością, po czym spojrzał spokojnie na leżącą na ziemi kobietę. Maki oraz Tousuke przyciskali ją do dywanu w krowie łaty.
-Spokojnie, Margot. Zaraz się tym zajmę... -przykucnął i spojrzał w jej oczy. Mimo, iż czuła adrenalinę i złość w niej buzującą, to spojrzenie... Wszystko zniknęło. Ból i niepokój wywołany działaniami obcej kobiety nagle zniknął. Został tylko widok jego spokojnych oczu i jego cichy głos.
-Już dobrze...

Leżała kipiąc złością. Nie chciała ani poddawać się jego mocy i wpływom ani z nim rozmawiać. Chciała wyjść z tego okropnego miejsca.

Przebudziła się w taksówce. Na pytanie gdzie jedzie okazało się, że do hotelu. Odsapnęła. Szczerze miała nadzieję, że to wszystko to był jedynie bardzo zły sen. Gdy dotarła do pokoju wzięła gorący prysznic i wyszorowała się dokładnie tak jakby chciała zmazać wszystko związane z Gakidou. Nie chciała przed zaśnięciem nawet włączać telewizora. Wycierając włosy w ręcznik spojrzała przez okno. Barwny pejzaż nawet na chwilę nie zachwycił jej oczu. Zasłoniła okno i położyła się spać mając nadzieję, że następny dzień będzie znacznie lepszy.
 

Ostatnio edytowane przez itill : 22-01-2010 o 20:46.
itill jest offline  
Stary 22-01-2010, 20:52   #24
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Po wyjściu Samanty Rekai wzięła prysznic. Nie wiedziała zupełnie co może się zdarzyć dzisiejszego wieczora.
Stojąc pod siekącymi jej skórę igiełkami wody czuła, że przez jej ciało przechodzą fale dreszczy. Tak jakby coś wewnątrz jej istoty się przemieniło, transformowało.
Ubrana podobnie jak ostatnio wieczorem ruszyła do Shiroi Kami.

Będąc już w środku siedziała przy barze ponownie sącząc gin z tonikiem. Spotkanie z Samanta naprawdę coś w niej zmieniło, gdyż instynktownie wyczuwała tych na których Gakidou zależało, bądź tych którzy już mu służyli. Widziała jak klub opuszczał młody mężczyzna, który wręcz namacalnie spływał mrocznym darem Gakidou, ale w Shiroi Kami została młoda gaijinka na jakiej nie było jeszcze jednoznacznego piętna, na razie najwyraźniej podchodził ją i kusił tak jak ją samą kilka dni temu.
Akuma wprowadził ciemnowłosą dziewczynę na parkiet gdzie zaczęli oboje kołysać się w ekstatycznym , dziwacznym tańcu.

Rekai wręcz fizycznie czuła, że Gakidou, czy jak go zwała Samanta, Akuma sączy w myśli i ciało cudzoziemki nici swej energii, jak próbuje sforsować jej własne zapory zdrowego rozsądku, jak karmi się jej wewnętrznym bólem i tęsknotą. Mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie jak bliska była ona sama poddaniu się temu wpływowi.
Po kilku minutach skończyli tańczyć i ruszyli w stronę baru, na szczęście kilka miejsc dalej od Rekai.
O czym rozmawiali nie mogła usłyszeć, lecz po krótkiej chwili z tłumu podeszło do nich troje młodych ludzi. Brunetka z różowymi pasemkami wplecionymi we włosy, młody chłopak w modnie oberwanych spodniach, i gość z długa grzywką, dziwnie przypominający rudzielca.
Po kolejnych kilku minutach cała piątka skierowała się do wyjścia. Rekai instynktownie ruszyła za nimi, zapinając po drodze płaszczyk.
Śledzone przez nią osoby po przejęciu kilku uliczek zatrzymały się na postoju dla taksówek.
Rekai czuła się jak na planie taniego kryminału. Co ona w ogóle ma powiedzieć tej gaijince jeśli do ewentualnej rozmowy dojdzie?
'Słuchaj, ten rudy gość jest demonem, i będziesz musiała dla niego mordować'.
Taaak, jasne brzmi to naprawdę przekonywająco...

Rekai bez wahania wsiadła do taksówki stojącej również na postoju.
-Proszę jechać za ta taksówką przed nami.
Nie wiedziała co powie owej dziewczynie nad jakiej umysłem pracuje Gakidou, ale w tej chwili nie było to aż tak ważne. Wrażenie wręcz lepkiej, ohydnej mazi wylewającej się z umysłu Gakidou było zbyt przejmujące by myśleć o mało w tej chwili istotnych szczegółach.
Długo kluczyli po mieście, w pewnym momencie nawet na chwile przestała się orientować, gdzie dokładnie teraz się znajdują.

Rekai kazała taksówkarzowi zatrzymać się od razu jak zobaczyła światła stopu samochodu przed nimi. Wysiadła w zaułku jakiego nie było widać z miejsca w jakim zatrzymała się śledzona taksówka. Zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła. Ruszyła za interesująca ją grupką osób w bezpiecznej odległości. Czemu Gakidou prowadził swoje stadko do opuszczonej fabryki tekstyliów tego nie była w stanie zrozumieć.

Wchodząc do fabryki nagle uświadomiła sobie, że mała ilość światła zupełnie jej nie przeszkadza. Tak jakby w zatęchłych, zakurzonych ciemnościach widziała jak w ciągu dnia. Interesujące ją osoby skierowały się do znajdującego się w opuszczonej fabrycznej hali ...pokoiku wykonanego na oko z płyt kartonowo- gipsowych . Był to jedyny oświetlony fragment fabryki. Szybko oceniła, że najlepiej będzie jej obserwować co się dzieje w owym pokoiku, jaki nie miał sufitu z stalowych belek jakie ciągnęły się przez całą szerokość budynku. Najwyraźniej kiedyś stanowiły podporę podłogi piętra, jakiego już od dawna tu nie było. Płynnym krokiem podeszła do stojącej w kącie pordzewiałej maszyny, z zadziwiająca lekkością na nią wskoczyła by po chwili bez widocznego wysiłku podciągnąć się na metrowej szerokości metalową belkę i zając na niej wygodne stanowisko obserwacyjne. Nie za bardzo ją zaskoczył fakt, że owe czynności udało jej się wykonać prawie bezszelestnie. Najwyraźniej to ,co powiedziała Samanta właśnie zaczęło się sprawdzać.

Dziewczyna widziała wszystko dokładnie. W pomieszczaniu jakie obserwowała stał ogromne łoże w stylu rokoko zaścielone bogato zdobioną pościelą, ogromny dywan w biało- czarne łaty oraz barek. Widziała jak dziewczyna z różowymi pasemkami miesza jakiegoś kosmicznego drinka dla gaijinki, której imię, o ile dobrze zrozumiało brzmiało Margot. Nagle przed oczyma Rekai pojawiły jej się srebrzyste tęczówki Gakidou. Tak jakby stał kilka centymetrów przed nią.
Wewnątrz swego umysłu usłyszała wyraźne "Wynoś się stąd".
Ignorując działanie rudzielca Rekai ruszyła zwinnie przed siebie po stalowej belce. Zatrzymała się tuż nad łóżkiem, mając nadzieje, że skoro Gakidou jest skupiony teraz na próbie wystraszenia jej, uda się jej zrealizować jej zamierzenie.
Doskonale, gaijinka pod nią otworzyła szeroko oczy pod wpływem kolejnej fali przyjemności.

Rekai poczuła niesamowity ból zaciskający się na jej dłoni. Ujrzała czarny, ciężki but przydeptujący jej palce.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś, co? - rudzielec stał na belce tuż przed nią.
Jednym ruchem wyrwała dłoń spod jego nogi.
Uśmiechając się szeroko zwyczajnie zeskoczyła na łóżko lądując tuż koło Margot, chwytając ją za podbródek i patrząc prosto w zamglone pożądaniem oczy.
Oczy jakie wpatrywały się w źrenice Margot były niezwykłe, ciepłe, jakby płonął w nich ogień dający bezpieczeństwo, jakby były skąpane w blasku południowego słońca.



Wlała do umysłu Margot scenę jaką tego samego dnia pokazała jej Samanta.
Przemówiła jeszcze wprost do jej myśli:
-Widzisz kim on jest, i co muszą robić ci, którzy biorą jego dary? Poczuj czym on jest naprawdę...
Skupiła się mocno i nagle cała odczuwana przez cudzoziemkę rozkosz zmieniła się w przejmujący, świdrujący każdy, nawet najmniejszy fragment jej ciała ból.

Nagle poczuła jak ostre pazury rozcinają jej skórę na twarzy. Na wpół spadła, na poły zeskoczyła z łóżka, zanim dziewczyna z pasemkami zdążyła zaatakować ponownie. Niestety złożył się tak, że wylądowała praktycznie pod nogami Gakidou.
Usłyszała nad sobą jego beznamiętny głos.
- Teraz poznasz karę... za niszczenie mojego świata.

Nie czekając na to, aż demon zrealizuje swoje pogróżki błyskawicznym ruchem przeturlała się po ziemi w bok. Wstając jednocześnie wybiła się nogami. Niesamowitym skokiem minęła ściankę działową, po czym ruszyła biegiem , wirażując pomiędzy kolumnami i zniszczonymi maszynami, w kierunku dużego okna. Gakidou spokojnie wyszedł przed drzwi pomieszczenia, które z same z siebie się po tym zatrzasnęły. Cienie wypełniające niemal całkowicie hale zaczęły się poruszać. Coś o konsystencji smoły, w jednej chwili zasłoniło wszystkie okna, wielkie wrota i dziury w ścianach. Zdawało się, że zamknięci są teraz wszyscy w czarnej , stworzonej ze smoły bańce.
- Dokąd chcesz uciec ? - usłyszała jego głos, niesiony przez echo.

Rekai zatrzymała się. Czuła krew spływającą z rozciętej skóry, ale ból na szczęście udało się jej wyłączyć.
-Tak daleko Gaki .... dou od twej osoby jak się da .- specjalnie mocno zaakcentowała pierwszą sylabę jego imienia. Zły duch -demon- gaki.
-To co robisz z ludźmi, od tego jak wypaczasz im umysły, zatruwasz ich dusze brzydzi mnie niesamowicie, ale nie mogę pozwolić, byś kolejnej osobie zrobił to, co zrobiłeś mojej siostrze.

Nagle niewiadoma siła rzuciła ją w tył. Plecami uderzyła o betonową kolumnę. Próbując złapać dech uniosła spojrzenie, i dostrzegła stojącego przed nią Gakidou. Jego ruch musiał być błyskawiczny. szybszy niż jej oko. Uderzenie odczuła wszak nim go jeszcze dostrzegła. Chciała się poderwać w górę, w tej samej chwili, jednak dostrzegła , że smolista masa uwięziła jej ramiona. Była przyszpilona do kolumny. Gakidou podszedł do niej spokojnie.
- Rozmawiałaś... z Łowcą ?
- Mówiłeś coś? Czy to tylko komar brzęczał?
- Może i nie była to rozsądna decyzja, ale wrodzony sarkazm wziął górę. Jeśli myśli, ze potraktuje ją jak kukiełkę jaka mu wszystko wyśpiewa gładko to się bardzo pomylił. Teraz głównym sprawcą śmierci Taiko była dla niej on, i tylko on.
Westchnął lekko.
- Skoro tak stawiasz sprawę... - podszedł do niej i przykucnął. Wcisną palce w oczodoły, starając się podnieść jej powieki.
- Pokaż oczy, a sam się dowiem . - napierał tak mocno, iż jego paznokcie rozcięły jej skórę.

Rekai czuła jak palce demona próbują na sile unieść jej powieki. Cieniste liny krępujące jej ciało nie dawały jej praktycznie żadnego pola manewru. Praktycznie...Ale można było to wykorzystać na swoją korzyść.
Nagłym ruchem podciągnęła ugięte nogi używając oplątującej ją sieci jako stabilizatora równowagi, i z całej siły skierowała stopy w okolice krocza rudowłosego potwora.
Gakidou stracił na chwilę równowagę, jednak nie widać było, aby cios sprawił mu ból. Stanął w końcu stabilnie, zamachną się nogą i ciężkim butem uderzył prosto w twarz dziewczyny, tak iż ta odskoczyła w bok. Rekai poczuła w ustach smak krwi. Po chwili ta wypełniła całą jej jamę ustną.

Nagle wszyscy usłyszeli głośny ryk silnika. Cień trzymający dziewczynę jakby się poluzował. Po chwili, przez czarną zawiesinę, zasłaniającą wrota, przebił się biały samochód maki lexus. Cały jego front mocno poturbował się podczas forsowania ściany. Pisk opon, i samochód wykręcił ponownie zatrzymując się przodem do dziury we wrotach. Drzwi się otworzyły, z wnętrza pojazdu wysiadła Samanta.
Stanowczym krokiem podeszła bliżej. Gakidou skupił na niej swoje spojrzenie.

Samanta zimnym głosem wycedziła:
- Rekai. Do samochodu. Natychmiast.
Dziewczyna jednym ruchem zerwała krepujące ją więzy i splunęła krwią na Gakidou.
- On tu więzi kogoś, kto jeszcze nie jest po jego stronie. Zabierzmy ją, ona ma jeszcze szanse!
- Rekai ! Natychmiast !

Rekai chcąc nie chcąc usłuchała głosu Samanty. Wsiadła do samochodu.

Oczy Samanty zapłonęły błękitną poświatą. S
pojrzenie Gakidou zdawało się mówić - " Nie wzrusza mnie to".
Kobieta spokojnym krokiem podeszła bliżej. Przez chwilę wpatrywali się sobie wzajemnie prosto w oczy. Wszystko w koło zaczęło drgać. Drobne przedmioty na podłodze, szyby w oknach.
Tak jakby właśnie nawiedziło to miejsce jedno z wielu małych trzęsień ziemi. Samanta wyprowadziła błyskawiczne kopnięcie na biodro rudzielca, ten lekko się ugiął i jęknął. Kolejny kopniak już napotkał jego ramie.
Dłoń zacisnęła się na jej piszczelu, po czym z niewyobrażalną siła poderwał ją, i zakręcił jej ciałem w powietrzu. Na koniec ciskając nią w kolumnę.
Z betonowego pala posypał się gruz odsłaniając część drutów zbrojeniowych.
Samanta wstała, i otrzepała zniszczoną już garsonkę z białego pyłu. Z kącika jej ust popłynęła czerwona stróżka krwi. Gakidou ruszył w jej stronę, wycelował w pięścią w jej twarz. Kobieta zdążyła jednak uniknąć ciosu. Jakieś urządzenie błysnęło w jej dłoni, i w tej samej chwili mężczyznę ogarnęły drgawki.
Kolejne silne kopnięcie w klatkę piersiową posłało go na kilka metrów. Blondynka nie czekała - wpadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i z piskiem opon ruszyła.
- To beznadziejne. Nie mam z nim sama najmniejszych szans. - powiedziała wyraźnie zdenerwowana, nie przejmując się krwią kapiącą jej po brodzie. Mknęły podniszczonym samochodem przez nocne Tokio.
Rekai z cichutkim westchnieniem oparła głowę o zagłówek fotela.
Cóż za wieczór...
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 25-01-2010, 18:17   #25
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze


Noc. Około godziny 23. Leżałem na kanapie wpatrując się w migoczące obrazy na ekranie telewizora. Przeskakując z kanału na kanał próbowałem skupić myśli i zrobić w głowie jakiś porządek. Myślałem o Akichim, analizowałem każde jego słowo, ruch... A potem kobieta z bronią. Kim była? Czego chciała? Pytała się, dlaczego się... zgodziłem. Wtedy odpowiedź sama mi się cisnęła na usta. "Bo chciałem tego". Czy taka była prawda? Co mną kierowało? Nie wiem... Przycisnąłem dłoń do czoła. Głowa strasznie mnie bolała, a na dodatek dziwaczne szepty które były coraz głośniejsze doprowadzały mnie do szału. Ktoś zapukał...

Powoli wstałem. wyłączyłem telewizor i poszedłem do kuchni. Sięgnąłem po czystą szklankę i napełniłem ją zimną wodą. Jednym, długim łykiem opróżniłem jej zawartość i rękawem otarłem mokre usta. Położyłem ręce na blacie i podparłem się.

"Czy mi się zdawało?'

Niecierpliwe pukanie pozbyło mnie wątpliwości. Powoli podszedłem do drzwi, przekręciłem zamek i uchyliłem je. Szepty w mojej głowie stały się nie do zniesienia, ale już po chwili ich nie było. Przede mną stał chłopak, wydawał się trochę starszy ode mnie. Chrząknął i opuścił lekko głowę.


- Przysyła mnie Gakidou - Powiedział szeptem.
"Gakidou... skąd on o nim wie? Muszę być ostrożny"
- Gakidou? - udałem zdziwienie. Przykro mi, nie znam nikogo takiego.
- Zdziwaczały rudzielec. - Spojrzał na mnie, wykrzywiając usta jakby zjadł cytrynę.
- Chyba nie mogę panu pomóc... - cofnąłem się o krok i już chciałem zamknąć drzwi...
Chłopak wsadził ukradkiem stopę w szczelinę między drzwiami.
- Chishio... - Urwał na moment, czekając na moją reakcję.
Na chwilę zapadła cisza, a ja znieruchomiałem w mroku. W końcu jednak otworzyłem drzwi na całą szerokość.
- O co chodzi?
- Podobno ostatnio nachodzi Cię policja? Chciałbym wiedzieć czego ostatnio od Ciebie chcieli. Swoją drogą może wejdziemy do środka? - zajrzał w głąb mojego mieszkania.
Ja tylko westchnąłem i wszedł głębiej do mieszkania.
- Zapalić światło? - zapytałem.
Nieznajomy wszedł zaraz za mną
- Będzie bardziej naturalnie. Nie chciałbym, aby z mojego powodu znów się do Ciebie przyczepiły te pijawki. - Uśmiechnął się delikatnie.

Poszedłem do pokoju, w którym wcześniej przebywałem z policjantami i zapaliłem światło. Usiadłem w fotelu na przeciwko wejścia do salonu. Nogi przysunąłem do siebie prawie się kuląc. Nieznajomy pojawił się chwilę po mnie, przyglądając się mi niepewnie
- Więc? Czego znów chciał ten Hanakawa?
Zmarszczyłem czoło.
- Wypytywał się o Minoru, chciał wiedzieć czy gdzieś wyjeżdżał, czy był agresywny, czy pisał pamiętniki... - spoglądałem na jego twarz spod brązowych włosów opadających na moją twarz.
"Jest... przystojny"
- Pokazał mi też zdjęcie... dziecka. - skrzywiłem się i wbiłem spojrzenie w podłogę wyłożoną drewnianymi panelami.
- Zdjęcie dziecka ? - Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. - Jakiego dziecka i co to ma wspólnego z całą sprawą ?
- Nie mam pojęcia... to było okropne. Te dziecko... pozbawione krwi i nadgnite. - jeśli mógłem skrzywić się jeszcze bardziej, właśnie to zrobiłem.
Oparłem czoło o kolana, chowając swoją twarz. Pociągnąłem nosem.
- Hej, hej - Zbliżył się do mnie i przyklęknął przy mnie. - Co to ma wspólnego z Minoru i Tobą ?
- Ja... naprawdę nic nie wiem.. - mój głos załamywał się powoli. Mówił coś o jakiejś brzytwie... ślady krwi na niej pasowały do tego dziecka.... - znowu pociągnąłem nosem. Mam już tego wszystkiego dosyć...
Chłopak położył ostrożnie dłoń na mym ramieniu.
- Spokojnie, widzisz to dość ważne, ale jeżeli potrzebujesz chwilę żeby odetchnąć. - Rozejrzał się. - Może napij się wody?
Nic nie odpowiedziałem, tylko podniósłem głowę i skinąłem nią. Wstał na równe nogi.
- Przyniósłbym Ci sam szklankę, ale nie wiem gdzie co u Ciebie leży. - Uśmiechnął się niepewnie.
- Kuchnia... zaraz przy wejściu. - powiedziałem cicho.
Chłopak wyszedł z pokoju i po chwili wrócił ze szklanką napełnioną po brzegi wodą.
- Trzymaj. - Podał mi szklankę. - Mówiłeś o brzytwie, a brzytwa należała do kogo ?
Gdy sięgnąłem po szklankę, przez moment dotknąłem palców nieznajomego. Moje ciało przeszył dreszcz. Szybko wycofałem rękę i wypiłem spory łyk.
- Nigdy nie używał brzytw...
Skinął głową.
- Czy to na prawdę wszystko co pamiętasz?
- Sam już nie wiem, czy to co pamiętam jest prawdziwe... czy to tylko złudzenie.
Wypuścił cicho powietrze z ust.
- Chishio, to ważne, muszę wiedzieć czego chciała od Ciebie policja i co Ci mówili. Mów nawet to czego nie jesteś pewien. - Usiadł na podłodze przed fotelem na którym siedziałem.
- Powiedziałem już... pytali o różne rzeczy... - opróżniłem szklankę. Chcieli wiedzieć gdzie Minoru przebywał, po tym jak... po tym jak odszedł ode mnie. I pytali też o tego, z którym... - urwałem na moment i przetarłem oczy. Pytali o Akichiego.
Te słowa przyszły mi z trudem, bombardując mnie wizją wspomnień.
- Kolejny nowy temat. O co konkretnie pytali i czy coś o nim mówili?
- Nie pamiętam! - w mój głos wdarł się gniew, a szklanka którą trzymałem pękła.
Beznamiętnym wzrokiem spojrzałem na krwawiącą rękę.
Otworzyłem szeroko oczy i wziąłem głęboki oddech.
- Spokojnie. - Westchnął po czym opuścił bezradnie ręce.
- Gdzie trzymasz opatrunki, chodź. - chyba chciał, żebym wstał.
- Dziwne... - powiedziałem łagodnie. - ale to nie boli.
Nie ruszyłem się z miejsca... Chłopak pokręcił głową sycząc.
- I tak trzeba to przemyć, a przynajmniej opatrzyć żebyś nie krwawił.
Krew spływała po moim łokciu, gilgocząc mnie. Nie przejmowałem się tym, tylko dalej patrzyłem na ranę. Nieznajomy chwycił mnie za ramiona i potrząsnął delikatnie.
- Słyszysz mnie ?
Mój błędny wzrok padł na twarz chłopaka. Zamrugał parę razy, po czym powoli wstałem z fotela i poszedłem do łazienki. On poszedł za mną.
Spojrzał na drzwi a potem na mnie, zupełnie jakby oczekiwał mojej reakcji. Wciągałem z dłoni odłamki szkła. Krew skapywała do zlewu. Przemyłem ją obfitym strumieniem zimnej wody i zdrową ręką sięgnąłem do lustrzanej szafeczki nad zlewem. Wydobyłem z niej plastry i bandaże. Opatrunek był gotowy. Chłopak przetarł dłoń o dłoń i podrapał się po głowie.
- Chyba dłużej nie będę Cię męczył. Wezmę jedynie od Ciebie numer kontaktowy, o ile nie masz nic przeciwko...
Przerwało mu pukanie do drzwi. Najpierw spojrzał na drzwi a potem na moją twarz. Spojrzałem na niego.
"Jeżeli to policja..." - pomyślałem przypominając sobie jak detektyw Hanakawa potrafił mnie zaskakiwać.
- Schowaj się w sypialni... - powiedziałem szeptem.
Ściągnąłem szybko z siebie pobrudzoną koszulę i cisnąłem ją głęboko do kosza na brudne rzeczy. Było mi trochę zimno, ale nie przejmowałem się tym i podszedłem do drzwi. Zapaliłem światło i otworzyłem je.

Za drzwiami stał przemoknięty Akichi.
- Je...jestem. - wymamrotał.
Zamrugałem nieco zdziwiony.
"No tak..." pomyślałem.
- Wejdź, proszę.
Wpuściłem chłopaka do mieszkania. Jego kroki były dość niepewne. Rozejrzał się , po czym wszedł do środka. Zdjął zniszczone , sportowe buty wchodząc dalej boso.
- Przepraszam za wcześniej... Policja mnie szuka. Chisho-kun. To ... To wszystko jest dziwne. Czuję, że tracę zmysły.
Chwyciłem chłopaka za rękę i zaprowadziłem go do salonu.
- Usiądź tutaj, zaraz przyjdę. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zamykając do niego drzwi.
Wszedłem do sypialni.
- Wszystko w porządku... możesz wyjść. - powiedziałem do gościa.
Przeciągnął się, zaraz potem poprawił koszulkę.
- W porządku ? A co mogłoby nie być w porządku ?
- Hanakawa lubi zaskakiwać swoimi wizytami... - uśmiechnąłem się delikatnie. Całe szczęście, że to nie on.
- Za pewne i tak wie o mojej obecności tutaj. - Odwzajemnił uśmiech. - A kim jest nowy gość ?
Krępujące pytanie...
- Nie... nieważne. - odpowiedziałem. Chciałeś mój numer... - podszedłem do stolika przy łóżku.
Leżał na nim notatnik i ołówek. Szarpnięciem wyrwałem kartkę i pospiesznie napisałem na niej swój numer.
- Masz. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć...
Skinął głową i chwycił swoją kurtkę.
- Czyli ja mam się zbierać. No jak wolisz. - Zarzucił ją na siebie.
Odprowadziłem chłopaka do drzwi.
- U... uważaj na siebie. - powiedziałem patrząc mu w oczy.
Pokiwał głową, cicho otworzył drzwi i lekkim krokiem wyszedł z mieszkania.
- W takim razie do zobaczenia. Będę dzwonił.

Zamknąłem drzwi za nim i przekręciłem wszystkie trzy zamki. Wróciłem do Kinochimaru. Powoli podszedłem do Akichiego.
- Jesteś cały mokry... Znajdę ci coś suchego.
Akichi wpatrywał się w podłogę.
- Miałeś gości?
Poszedłem za jego spojrzeniem. Mokre ślady na panelach... Mój poprzedni gość zapewne nie zdjął butów. Musiałem zdobyć się na drobne kłamstwo.
- Nie... mnie też goniła policja... Jak wróciłem, nie miałem siły na zdjęcie butów... - powiedziałem łagodnym głosem, wchodząc do sypialni.
Akichi skinął ostrożnie głową, po czym poszedł za mną. Jego rzeczy były w opłakanym stanie. Nie mogłem pozwolić mu mieć na sobie mokrych rzeczy. "Mógłby się zaziębić..." - zaskoczyła mnie ta myśl.
Wyjął z szafy dżinsy, czerwony podkoszulek i czarną bluzę z kapturem, która poprzednio należała do Minoru. Wszystko położyłem na łóżku.
- Rozbierz się... zaraz przyniosę ręcznik. - powiedziałem, po czym wyszedł do łazienki.
Akichi skinął głową i cicho wyszeptał:
- Dziękuje.

W łazience zajrzałem do szafy. Wyjąłem z niej świeży ręcznik. Odczekałem jeszcze chwilę i wróciłem ze świeżym ręcznikiem. Widząc umięśnione ciało Kinochimaru, na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, nie miałem wątpliwości co do tego.. Zupełnie zapomniałem o usłyszanym przed wyjściem dźwięku wiadomości. Akichi spojrzał na moją twarz, widząc wyraz który odmalował się nie niej, wbił wzrok w podłogę.
- Ano...- przełknął ślinę. - Ja...
Jego ciało... wcześniej gdy o nim myślałem, ogarniał mnie gniew i robiło mi się niedobrze. Ale teraz, widząc go przemoczonego i bezbronnego... Było w nim coś, co mnie pociągało.
Podszedłem do Kinochimaru i zarzuciłem na niego ręcznik. Widząc skrępowaną minę i brak jakiejkolwiek reakcji zacząłem wycierać jego mokre włosy. Wydawał się taki nieporadny. Nie opierał się. Stał z ramionami przyciśniętymi do ciała. W pewnym momencie uniósł jedno z nich.
- Chisho-kun, nie musisz - jego ręką przypadkiem, zamiast na ręcznik, natrafiła na moją dłoń.
Delikatne palce ostrożnie musnęły moją skórę. To był katalizator...

Tyle uczuć... dawno zapomnianych, odłożonych na bok. Gakidou miał rację. Przez kamienną skorupę ciążącą na moim sercu przebiły się jasne promienie nadziei i... miłości. Straciłem jakiekolwiek hamulce, chroniące mnie przed pożądaniem...
Zdjąłem ręcznik z głowy Akichiego i przesunąłem go na jego ramiona. Po chwili jednak wyleciał mi spod palców i opadł na ziemię, a moje ramiona oplotły jego szyję. Przybliżył się tak, że stykali się całym ciałem. Wtuliłem twarz w jego szyję. Czułem się... bezpieczny.

Akichi drżał. Wyraźnie to czułem. Niepewnym ruchem objął mnie od tyłu, układając dłonie na moich barkach. Otarł się delikatnie policzkiem o moją twarz, po czym zajrzał mi w oczy.
Nie, teraz nie mogłem się temu oprzeć. Akichi był ode mnie wyższy. Stanąłem na palcach i powoli przybliżyłem swoją twarz do jego. Delikatnie musnąłem jego usta. Musnąłem je jeszcze raz, ale bardziej wyzywająco.
Serce Akichiego biło coraz szybciej. W pierwszej chwili nie zareagował, zagryzł lekko wargę spoglądając jeszcze raz w moje błękitne oczy. Po chwili jednak przycisnął swoje usta do moich, odwzajemniając pocałunek. Jego dłoń przesunęła się ostrożnie po moich nagich plecach, ostatecznie sunąc palcami w gęstych włosach i kręgosłupie.

Spojrzałem w oczy Kinochimaru i ujrzałem w nich odbicie swoich dwóch, błyszczących niebieskim światłem źrenic. Pocałowałem go jeszcze raz. Tym razem dłużej... Światło w moich oczach przybrało na intensywności.
I wtedy... W moją głowę wdarły się tysiące głosów. Słyszałem głośne rozmowy, najlżejsze szepty... To co jeszcze przed chwilą uważałem za niezrozumiane podszepty, były teraz takie wyraźne i... zrozumiałem je. Niespodziewanie przeniósłem się z sypialni na plac przy moim apartamentowcu. Wszystko widziałem przez niebieską mgłę... Obiekty, ludzie... wszystko było zarysowane błyszczącymi liniami. Rozpoznałem jedną z osób, stojącą przy wejściu. Skupiłem się i uszłyszałem alarmujące słowa.

Oderwałem się od ust Kinochimaru. Zatoczyłem się do tyłu, ale ramiona chłopaka uchroniły mnie od upadku. Głośno dyszałem i nerwowo mierzwiłem swoje gęste, brązowe włosy, patrząc się w twarz Kinochimaru.
- Ubieraj się, szybko! Niedługo zjawi się tu policja! - powiedziałem dosyć głośno.
Wyciągnąłem z szafy białą bluzę w niebieskie prążki, zarzuciłem na ramiona kurtkę z kapturem i dałem jedną także Akichiemu.
- Schody przeciwpożarowe... - powiedziałem.
W drodze chwyciłem jeszcze swój telefon i portfel. Wybiegliśmy na balkon. Kierowałem się teraz niezrozumianym instynktem. Widziałem wszędzie wyraźne ślady... Podążałem za nimi. Wiedziałem, że zaprowadzą nas w bezpieczne miejsce.
Bez żadnych sprzeciwów Akichi wykonywał moje polecenia. Podeszliśmy do okna, wszystko było wilgotne z powodu deszczu. Na ścianie tuż obok okna , znajdowała się drabinka. Bardzo śliska.
- Tędy Chisho-kun ?
- Tak... - powiedziałem chwytając ją i schodząc w dół.

Kiedy zeszliśmy z czwartego piętra (na nim mieściło się moje mieszkanie) rozejrzałem się nerwowo. Widziałem dziwną, świecącą linię, biegnącą przez ciemny zaułek.
- Tędy! - pokazałem kierunek palcem, ale zanim pobiegłem spostrzegł em chłopaka, do którego mierzył z broni jakiś policjant.
"Shimatta!".
Stanąłem przed dylematem. Uciekać, czy pomóc znajomemu...

Akichi zeskoczył zaraz za mną, niemal bezszelestnie. Chwycił mnie za ramie, widocznie w ciemności nie spostrzegł ani nieznajomego ani policjanta.
- Musimy się śpieszyć.
Chciałem pomóc chłopakowi, z którym wcześniej rozmawiałem.
- Chisho, oni nie dadzą ci teraz spokoju, nie możesz zostać ... - nie chciał puścić mojego ramienia.
Jego głos sprowadził mnie na ziemię.

Razem z Akichim pobiegliśmy w kierunku, który wskazałem. Jakiś instynkt podpowiadał mi, że będziemy tam bezpieczni...


Sam nie wiem kiedy, ale po chwili stanąłem przed znanym mi budynkiem. Przez chwilę wpatrywałem się w drzwi, aby po chwili wolno podejść.
"Jest dosyć późno, może już śpi..."
Zapukałem...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 25-01-2010 o 18:21.
Endless jest offline  
Stary 26-01-2010, 09:22   #26
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
Okolice parku były zamknięte. Szkoda. Doskonale pamiętała, że to tutaj zabrał ją Kaoru po wizycie u Shuna. Słyszała żartobliwe ostrzeżenia przyjaciela po adresem Kaoru, widziała szczęśliwy błysk w oczach chorego chłopaka... Ale teraz zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno było szczęście, czy juz objawy zazdrości. Znali się od dawna, a ona nie zauważała taj oczywistych rzeczy... Uczucia zaślepiały, o tego wniosku musiała dojsć opiero teraz. Mimo wszystko jednak wciąż widziała gonitwę wokół drzewa, jaką jej urządził Kaoru. Potem dziecinne obrzucanie się liśćmi, mimo jej protestów, że to głupie. Uśmiechnęła się do siebie, wspominając, jak szybko chłopak obsypał ją tak, że te liście miała nawet we wlosach... To było na swój sposób zabawne. Śmieszne. Pamiętała swój śmiech, kiedy Kaoru wyciagał je z włosów. Sam też nie był w lepszym stanie. A potem zaczęło paać, więc musieli się gdzieś schować, po jakichś dach. Jak na złość, żadne nie zabrało parasolki. Ale może na szczęście?
Jak wiedziona, przeszła w stronę dachu, po którym stali. Szczegóły tak wyraźne, jak kwiaty, plama na jej płaszczu, rozczochrane włosy Kaoru... I bliskość. Bliskosć, której już o dawna nie oświadczyła. Pamiętała, jak stali tu, w swoich objęciach, ona wtulona w niego... To chyba był cud, że ich złapał ten deszcz...
Znów się uśmiechnęła. Poszła dalej, na róg ulicy, gzie potem zawsze na niego czekała. Albo on na nią. Przywitanie, krótki pocałunek w policzek i przytulenie. A potem wspólny scenariusz i spacer...
Tylko raz była u niego w pokoju. Zaledwie tydzień przed tym wszystkim...
Wtedy nie było randki. Poprosiła go o pomoc przy matematyce, z materiału, którego nawet Shun nie był w stanie zrozumieć. Korepetycje skończyły się zostaniem u niego na noc. Pamiętała, że spał na połodze, chociaż strasznie chciała, żeby spał z nią...
"Bał się, że coś mi zrobi..." pomyślała, a fala ciepła delikatnie uerzyła w jej ciało. "Mój rycerz..."
Którego juz nie było. Tylko pustka i wspomnienia. Te przyjemniejsze te mniej, jak kłótnia na temat nieopowiezialnego zachowania Shuna. Pamietała, że broniła przyjaciela jak lwica, przez co mocno się posprzeczali i nie odzywali się przez kilka dni do siebie. Ona zadzwoniła. Już dłużej nie dała rady wytrzymać.
Spacer dobrze jej zrobił. Nawet nie zauważyła, kiedy stał się wieczór... Czuła się spokojna, jakiś ciężar spadł jej z serca. Nie myślała teraz o tym, co sie stało, skupiła sie na wspomnieniach wcześniejszych dni... Z tego wszystkiego zapomniała, że miała iść do klubu. To nic. Pójdzie tam kiedy indziej... Teraz tylko wróciła do domu i zabrała się za lekcje. Ostatecznie, miała trochę zaległości w materiale...
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...
Sani jest offline  
Stary 01-02-2010, 21:58   #27
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Muminek wyobraził sobie, że jest Buką. Zgięty wpół posuwał się wolno przez stosy martwych liści, a potem stanął, rozpościerając wokoło siebie mgłę. Wreszcie westchnął i spojrzał tęsknie w okno. Czuł się najbardziej samotnym stworzeniem na świecie.

— Tove Jansson



Apartament Charly i Lindy, Tokyo, wczesne popołudnie

Huk, brzęk i jakby stęknięcie.


Otworzyła oczy i przez kilka chwil nie wiedziała, gdzie się znajduje, jaki dzień należałoby oznaczyć w kalendarzu a nawet, jak się nazywa. Świadomość wracała powoli, a wraz z nią kształty, które przecież znała na pamięć do obrzydzenia.
Spojrzała na stojący obok łóżka budzik elektroniczny. Była 13:45.


"I co z tego?" - pomyślała - "Po co w ogóle wstawać? ... I co to do cholery za hałas?"

- Czy to Ty Linda?? - zawołała trochę ochrypłym głosem.

Do sypialni zajrzała młoda, elegancko ubrana rudowłosa kobieta.

- Przepraaaszam Charly, ta cholerna doniczka wyleciała mi z rąk - powiedziała melodyjnym, ale skruszonym głosem, uśmiechajac się przy tym przepraszająco

- Już i tak nie spałam - skłamała - wychodzisz gdzieś?

- Tak, dziś mam sesję nowych strojów kąpielowych... wiesz ta najnowsza kolekcja Daxa Martina. Acha, w kuchni w ekspresie masz świeżo zaparzoną kawę, a w piekarniku rogale. Sama piekłam.

- Mhmmm - zamruczała - wiesz jak mnie obudzić bandytko - puściła do Lindy oczko

Ta zaśmiała się głośno i odparła
- No dobra, zmykam, bo mnie Suki obedrze ze skóry. Emmmm... Charly... a jeśli znowu mnie o Ciebie zapyta?

- Powiedz, że sama do niej zadzwonię, wiesz.... z Anglii...

- Ok... niech będzie, ale gdybyś jednak zechciała pogadać, to wiesz, że ja...

- Uciekaj już Mała, dzięki za wszystko - mówiąc to wtuliła głowę w poduszkę i machnęła ręką na znak prostestu. Rudowłosa opuściła pokój. Wkrótce słychać było trzask zamykanych drzwi.

Charly powoli zwlokła się z łóżka. Wcale nie miała ochoty na kawę czy rogale. Nie chciała tylko dodatkowo martwić Lindy. Przecierając oczy poczłapała do łazienki i spojrzała w lustro.
Spoglądała na nią śliczna, mimo śladów zaspania, dwudziestokilkuletnia blondynka o szafirowych oczach.



Odwróciła ze smutkiem twarz.

Zdjęła koszulkę nocną i weszła po prysznic. Strumienie wody powoli zmywały z niej resztki snu.

"Żeby tak wszystko można było spłukać, zapomnieć, skreślić...."

"Echhhhh..." czuła, że dzisiaj znowu popłynie... w morzu alkoholu...



Około godziny 23:00, Shibuya, okolice Shiroi Kami


- Jest pan pewnien, że to tutaj? - spytała taksówkarza po raz drugi, spoglądając w mroczny zaułek

- Tak, bar Shiroi Kami znajdzie pani parę metrów dalej

Wzruszyła ramionami, zapłaciła za kurs i wysiadła z auta.

" No to sprawdźmy to magiczne miejsce"

Była już trochę wcięta, ale jej chód był w miarę prosty. Ubrana była jak zwykle na takich eskapadach w czarne, obcisłe skórzane spodnie, długie do kolan czarne kozaki na obcasie, czarną koszulkę i czarny, długi skórzany płaszcz.
Pomyślała z ironią, że to jak świętowanie żałoby po samej sobie.

Mijała skupiska cuchnących koszy na odpadki i rozglądała się trochę niespokojnie na boki.

Dopiero będąc przy drzwiach poczuła powracajace otępienie.

Dudniącą muzykę słychać było już od progu. Stanęła na metalowych schodkach i z góry spojrzała na kolorowy, spocony tłum na parkiecie.


"Taaak... tutaj na pewno nie spotka nikogo ze znajomych"

Zeszła na dół i dopasowując się do rytmu falującego tłumu przedostała się do baru.

- Podwójne martini, wstrząśnięte, nie mieszane - zakpiła naśladując Bonda

Czekając na drinka usadowiła się na wysokim stołku, bokiem do baru i dokladnie lustrowała tańczących ludzi przeróżnego pokroju...

Przypomniały jej się słowa przeczytane w jakiejś książce:

Któż to jest Zwyczajny Człowiek?
Ktoś, kto nigdy nie stanie się zjawą...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 03-02-2010, 20:40   #28
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Chishio


Uciekający przed czymś człowiek, zdaje się wszędzie dostrzegać zagrożenie. Tak było i tym razem. Mimo szumu i hałasów miasta, syreny policyjne zdawały się przebijać to wszystko i docierać prosto do uszu Chishio i Akichi'ego. W niewyjaśniany sposób Kurenai doprowadził ich bezpiecznie pod dom Kitayama Sayuri.



Młoda dziewczyna, o wpadających w miedziany odcień włosach, siedziała przed komputerem w ciemnym pokoju. Do jej smukłej , delikatnej twarzy całkowicie nie pasowały okulary , w grubych, czarnych, plastikowych oprawkach, które na nią nałożyła. Przeglądała właśnie prace w języku angielskim dotyczące psychoanalizy Freuda .
Razem z Chishio byli na jednym roku psychologi . To na uniwersytecie się poznali i zaprzyjaźnili. Choć nie można powiedzieć, iż trwa to długi czas, dobrze poznała Chishio i zawsze mogła na niego liczyć.
Delikatnie ziewnęła, wyciągając rękę po kubek z czarną kawą. W tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Dłoń drgnęła w powietrzu, nim chwyciła za naczynie. Powoli przeniosła spojrzenie na wiszący nad biurkiem zegarek - 23:44... " Kogo niesie o tej..."lekko podirytowana podniosła się z fotela i otuliła się białym szlafrokiem.
Widząc za drzwiami Chishio i obcego chłopaka, uniosła brwi, jednak nie spytała o nic. Byli przemarznięci i wyraźnie zmęczeni.
- Chishio-san... Proszę, wejdźcie. Łazienka jest ... przecież wiesz.- uśmiechnęła się lekko, starając się tym ukryć niepokój. - Zaparzę wam herbaty. Rozgośćcie się.

Okolice domu Chishio, Tokyo, około godziny 23.

Hanakawa przetarł dłonią zmęczoną twarz. Nie spodziewał się , nawet biorąc pod uwagę najgorszy scenariusz, iż sprawy tak się potoczą. Trzech zabitych funkcjonariuszy, strzelanina, prasa ... Koszmar każdego prowadzącego śledztwo oficera.
Teraz stał ze styropianowym kubkiem kawy w dłoni, obok policyjnej Toyoty wraz z pozostałymi detektywami z wydziału zabójstw oraz dowódcą oddziału szturmowego. Dookoła panował chaos. Policjanci w mundurach pilnujący by stado gapiów i dziennikarzy nie przedostało się przez żółtą taśmę, odgradzającą teren. Karetki, ratownicy medyczni...
- Tym razem wdepnęliśmy w gówno, Hanakawa-senpai. - odezwał się Utagi.
- Nie Utagi-san... Brodzimy w szambie po pas. Komendant główny nas ukatrupi...
- Najwyżej zdegraduje.
- nieco podirytowanym głosem odezwał się dowódca oddziału szturmowego. - Ważne jest to, co zrobicie dalej. Teraz mamy trzech zabitych policjantów i jednego cywila. Czemu to zrobił ?
- Widzieliśmy jak wychodzi z domu Kurenai Chishio , tuż po tym jak wszedł tam poszukiwany Akichi.
- wyjaśnił Utagi.
- Pewnie chciał pomóc im w ucieczce... Ale żeby aż tak.
- To nie ważne. Zajmę się prasą. Utagi, masz znaleźć mi wszystko o tym Chishio. Adresy i numery rodziny, przyjaciół, kochanków... Wszystko co może pomóc.
- To znaczy ?
- Wszystko ! Nie rozumiesz ? Chce wiedzieć o nim wszystko ! Długość buta, fiuta, grupa krwi. Jeśli znajdziesz takie informacje chce nawet wiedzieć gdzie kupuje herbatę !
- Hanakawa warknął na swojego podkomendnego , po czym cisnął kubek z kawą wściekle do kosza obok. Następnie skierował swoje kroki ku dziennikarzom." Będziecie mieli swoją sensację ... hieny"
- Detektyw Hanakawa. Wydział zabójstw.
- przedstawił się , kiedy tłum dziennikarzy wysunął w jego kierunku las mikrofonów. W jednej chwili wszystkie kamery skierowały się w jego stronę.- Oto oficjalny komunikat policji. Podczas próby zatrzymania podejrzanego o zabójstwo Akichi Konnichimaru doszło do strzelaniny. Nie znany nam jeszcze mężczyzna, zaatakował policjanta z jednostki specjalnej i odebrał mu życie, jednocześnie pomagając w ucieczce podejrzanemu. Później próbował zbiec z miejsca wydarzeń razem z skradzioną bronią. Podczas pościgu śmiertelnie postrzelił kolejnych dwóch funkcjonariuszy. Ostatecznie zmuszeni byliśmy do unieszkodliwienia go. Dane osobowe mężczyzny dalej nie są potwierdzone. To wszystko co mam do zakomunikowania. Dziękuję.
Nie zważając na pytania dziennikarzy odwrócił się i ruszył w kierunku swojego samochodu.


Rekai

Ryk silnika - tylko to zagłuszało ciszę panującą w samochodzie. Samanta bezlitośnie dociskała pedał gazu aż do dechy. Skupionego spojrzenie nie odrywała od drogi. Samochód mknął ulicą, z prędkością o wiele większą niż dozwolona.

- Przepraszam cię, że nie zdążyłam na czas. - odezwała się dopiero parkując pod domem Rekai. - To co zrobiłaś... Budzi mój szczery podziw. Będzie jednak lepiej, jeśli będziesz trzymać się blisko mnie. Idź do domu, weź najpotrzebniejsze rzeczy. Znam miejsce gdzie będziemy bezpieczne.


***********
Po przeprowadzeniu krótkich dialogów z Rekai oraz Chishio pojawi się kolejny post dotyczący pozostałych postaci. Przepraszam za zwłokę.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 04-02-2010 o 16:59.
Mizuki jest offline  
Stary 04-02-2010, 19:21   #29
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Rekai siedziała wtulona w miękka skórzaną tapicerkę fotela pasażera.
Szczerze mówiąc, bardziej spodziewała się ostrej reprymendy ze strony Samanty, przecież miała tylko obserwować sytuację, a nie się do niej mieszać. Ale nie mogła pozwolić, by Gakidou zaczął wypaczać kolejną kobietę.
Gdy samochód zaparkował przed jej domem bez słowa wysiadła. Będzie w stanie załatwić sobie wolne na kilka następnych dni, a potem się pomyśli.
-Czy jest szansa, że ta gaijinka z fabryki nie da mu się zwieść?
Spytała brunetka.
Samanta wysiadła zaraz za Rekai. Idąc przed siebie, otarła rękawem zniszczonej garsonki , zaschniętą krew na brodzie.
- Myślę, że jest bardzo duża. Taki wstrząs ... Zresztą nią również się zajmiemy. Teraz musimy się skupić na twoim bezpieczeństwie.
Podeszły już do wejścia na klatkę schodową. Blondynka przeciągnęła dłonią po swoim boku i lekko syknęła.
- Połamał mi kilka żeber.
-Mam znajomego lekarza, powinien być dziś na nocnej zmianie w szpitalu. Możemy tam potem pojechać...

Rekai skinęła krótko głową portierowi, i po chwili zabrała się za otwieranie drzwi.

- To niepotrzebne. Samo się zagoi.
- powiedziała obojętnie.
- Wyjedziemy do niewielkiego motelu pod Tokyo. Zabierz ładowarkę do telefonu i trochę ubrań. Nie wiem kiedy powrót tutaj będzie dla ciebie bezpieczny.
Rekai wyciągnęła z garderoby plecak turystyczny typu komin. Ubrania akurat były najmniejszym problemem, to zawsze można kupić, na stan konta w banku akurat narzekać nie mogła.
W plecaku znalazły się jej oba aparaty z osprzętem laptop, dziś wywołane zdjęcia jakie wyśle wydawnictwu, zamarła przez chwilę, gdy o jej nogi otarł się Aki.
Patrzył na nią intensywnie swymi niezwykłymi, jak na kota, niebieskimi oczyma, jakby wiedział, że dzieje się coś istotnego.



-Samanto, nie zostawię tu kota. Czy w grę wchodzi możliwość zabrania go ze sobą?
Łowczyni skinęła głową.
- Jakoś załatwimy to z właścicielem motelu. Możesz go wziąć.

W plecaku wylądowała również niewielka zapasowa kuwetka Akiego, wraz z dwoma puszkami karmy. Bardziej bezceremonialnie została potraktowana bielizna, i nieco ubrań na zmianę, podobnie jak ładowarki potrzebne do sprzętu elektronicznego, kosmetyki czy kilka drobiazgów.

Nagle Rekai zgiął dreszcz bólu. Właśnie zaczęły schodzić mentalne bariery przeciwko bólowi. Na szczęście Akuma chyba niczego jej nie złamał, chodź czuła rosnącą pod palcami opuchliznę wzdłuż żuchwy, i na wargach. Przysiadła na chwili na fotelu zastanawiając się, gdzie u licha schowała przeciwbóle.

Samanta skrzyżowała ręce i wypatrywała czegoś za oknem. Noc zdawała się spokojna, a na placu przed domem nie widać było żywego ducha.
- Masz pomysł kim mogła być ta kobieta ? Jak ją nazwałaś... gaijinka ?
Rekai zarumieniła się lekko.
-Tak mój ojczym nazywał nie - Japończyków. Jest to stare słowo określające europejczyków.
Ruszyła w stronę szuflady w jakiej, jeśli pamięć w końcu jej dobrze podpowiedziała znajdował się równie nie japoński lek przeciwbólowy, jaki powinien zadziałać szybko i skutecznie.
Tramal jak dotąd był niezawodny.
Kilkanaście kropelek o wyraźnym smaku mięty wylądowało na jej języku. Taka dawka powinna wystarczyć...
-Co do tej kobiety...Wiem jak ma na imię, słyszałam to, nazywa się Margot, a Gakidou rozmawiał z nią po francusku, co może skazywać na kraj pochodzenia.
Skinęła głową.
- Po drodze wstąpimy do jakiegoś kiosku... I kupimy gazety.
Margot... Margot. To imię coś mi mówi, gdzieś je wymieniano. Jestem pewna , że w jakiejś gazecie. Ale nie jestem dobra w tych waszych krzaczkach
. - uśmiechnęła się rozbawiona. Dopiero teraz Rekai zobaczyła , że z jej ucha wydobywa się zabarwiony na czerwono płyn.
- Ty na pewno lepiej to sprawdzisz. Jeśli to się nie uda, poszukamy jej w inny sposób. Teraz... Jesteś gotowa ?
-Dobrze, generalnie mam już wszystko co będzie mi w przeciągu kilku nastopnych dni niezbędne, a później najwyżej coś kupię...
Rekai uważniej spojrzała na Samantę, a potem podała jej wyciągnięte z plecaka opakowanie chusteczek dla niemowląt.
- Lepiej będzie jak tego użyjesz...
Sama też ruszyła w stronę łazienki, wolała nie rzucać się w oczy ilością krwi na twarzy.
Blondynka szybko oczyściła twarz, po czym zwinęła kawałek chusteczki i wcisnęła ją w ucho.
Rekai przemył twarz zmywając z niej porozmazywane smugi krwi, po czym zmieniła bluzkę, gdyż przód tej jaką na sobie miała był aż sztywny od krwi.
Podlała wszystkie kwiaty w mieszkaniu obfita porcją wody.
Włożyła Akiego do klatki i zakładając plecak rzekła:
-Możemy ruszać.

Szybkim tempem wyszły przed budynek , prosto do samochodu. Samanta tym razem prowadziła bardziej "rozsądnie" , nie przekraczając dozwolonej prędkości.
- Masz. - powiedziała wciskając banknot w dłoń Rekai, po czym zatrzymała się przy niewielkiej budce .
- Kup wieczorne wydania wszystkich gazet. Szczególnie tych o "celebrytach" i może o politykach... Rozumiesz ?
-Oczywiście.

Weszła do pomieszczenia wielkości 3 mat tatami. Za kontuarem stała wyglądająca na mocno zmęczoną pracą młoda kobieta, która mimo wszystko na widok klientki przyoblekła na twarzy wyraz uprzejmej zachęty.
Dobry wieczór, w czym mogę pani pomóc?
Rekai wzięła spory wybór gazet, zarówno tych bardziej polityczno - społecznych, jak i tabloidów.
-Poproszę to, trzy paczki chusteczek, dwa razy Lucky Strinke niebieskie, zapałki i wodę mineralną średnio gazowaną.
Zapłaciła za wszystko, poczekała aż ekspedientka to spakuje i wyszła.

Samanta ruszyła jak tylko Rekai trzasnęła drzwiami samochodu.
- Przejrzyj gazety. Być może trafisz na jej imię... Na miejscu będziemy za godzinę.
-Jasne. Raczej ją na pewno rozpoznam na zdjęciu.

Resztę zakupów wrzuciła do tyłu, usiadła z stosem gazet na kolanach w fotelu i zaczęła je przeglądać zaczynając od tzw. 'prasy kolorowej'.

Po chwili oczy Rekai przykuł jeden z artykułów w magazynie dla nastolatek.

"Cóż za szkoda !" - mówił fikuśny napis nad całością. " Fujiwara Ishi, uważany za najprzystojniejszego kawalera na wydaniu z Kuge, właśnie się zaręczył. Zaskoczyła nas wiadomość , że jego przyszłą małżonką nie zostanie wnuczka cesarza - Suiren-sama, tylko niejaka Margot Tepes . FRANCUSKA ! Tak, tak moje panie. Trzeba wziąć się w garść ! Bo jak widać już nawet księżniczki Japonki stają się zbyt mało atrakcyjne. "

-Trafione. Margot Tepes, Francuzka, zaręczona z Fujiwarą Ishi...Ale z tego co pamiętam, to ten Ichi to nastolatek...a ona już na pewno ma więcej niż kilkanaście lat...
- Czy Japońską tradycją nie było kiedyś wydawanie starszej kobiety za młodszego mężczyznę ?
- uśmiechnęła się lekko Samanta.
-Kiedyś jest tu najlepszym określeniem. Po za tym, ta tradycję zarzucono już naprawdę dawno temu. Sedze, że tu bardziej chodzi o wielkie pieniądze, i równie wielkie wpływy, a dokładnie o ich konsolidację.
- Zapewne masz rację... Teraz tylko musimy się dowiedzieć, gdzie odnaleźć panią ... om, przepraszam, pannę Tepes. Pomysły ?

-Obstawiam najlepszy hotel w mieście. Znaczy ten najdroższy, w którym w standardzie ma się wszystko i parę rzeczy gratis.
- Zatem zajmiemy się tym z samego rana. Już jesteśmy na miejscu.
- zatrzymała samochód pod niewielkim domkiem jednorodzinnym.
- Schowaj kota. Może go przemycimy.
-Wiesz, niestety mam wrażenie, że schowanie klatki z kotem może być trudne. A z drugiej strony, odpowiednia kwota raczej wspomoże nasze starania o oficjalne trzymanie kota...
- Wyjmij go z klatki i schowaj do plecaka. Na chwilę.

Rekai westchnęła, wsunęła zaskoczonego, i rozespanego Akiego do plecaka mając nadzieję, że nie zacznie wyrywać się gwałtownie na zewnątrz, zarzuciła plecak na ramiona, chwyciła siatkę z zakupami w rękę i ruszyła za Samantą.
Dopiero po bliższym podejściu Rekai zorientowała się do jakiego typu motelu przyjechały. Był to jeden z tak popularnych 'Hoteli miłości', chodź miała nadzieje, że ten należy do tych mniej 'wysmakowanych'. Recepcjonista nie zdziwił się w żaden widoczny sposób na widok dwóch kobiet idących do już wcześniej wynajętego pokoju.
Pokój ten okazał się być tak tradycyjnie japoński, że aż chwilami kojarzył się Rakai z dekoracją do jakiegoś filmu historycznego, lecz prócz tego był niezwykle sympatyczny.



Po wywieszeniu tabliczki 'Prosimy nie przeszkadzać' wypuściła z plecaka Akiego dziękując bogom że nie zabrudził w międzyczasie.
Samanta zdążyła w tym czasie zamknąć się w łazience, Rekai zaczęła wyciągać z plecaka swoje rzeczy. Gdy sama wyszła z łazienki po tym jak opuściła ją Samanta, białowłosa łowczyni już spała zwinięta w kłębek. Rekai niedługo potem również zapadła w sen.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 14-02-2010, 15:27   #30
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Chishio wszedł do mieszkania dziewczyny. Akichi niepewnie podążył za nim. Na jego policzkach widniały rumieńce - z wysiłku lub też zakłopotania.Trafili do gustownego przedpokoju. Chłopacy zdjęli mokre kurtki i zabłocone buty.
- Sayuri... - Chishio podszedł do przyjaciółki i mocno ją uściskał. Tyle się ostatnio wydarzyło... Muszę ci o wszystkim opowiedzieć.

Poklepała go po plecach.
- Rozumiem Chishio. Wejdźcie, zaparzę herbaty i wszystko mi opowie... cie ? - skinęła w kierunku Akichiego. - Sayuri desu.
- Kinochimaru desu. Yoroshiku ne. - ukłonił jej się głęboko.

Dziewczyna wprowadziła ich do niewielkiego , ale przytulnie urządzonego "salonu". Mieszkanie było typowo studenckie. Niewiele mebli, poupychane po kątach książki, stare biurko a na nim laptop firmy Fujitsu. Sayuri szybko zniknęła za drzwiami kuchni.

- Usiądź, ja zaraz wrócę. - powiedział do Kinochimaru i zniknął za rogiem.
Poszedł do kuchni za swoją przyjaciółką.

Kuchnia była niewielka. Wszystko - meble, sprzęt agd, naczynia w kolorze czystej bieli. Pomieszczenie zdawało się wręcz sterylne. Dziewczyna nacisnęła przycisk na elektrycznym czajniku i wyciągnęła dwa kubki.
- Zielonej ? Czy może wolicie kawy ?... W sumie jest późno. - zdawała się mówić tak, jakby w zaistniałej sytuacji nie dostrzegała nic zadziwiającego.
- Zielonej. Sayuri-chan, nie chciałem cię nachodzić. Przepraszam, ale... musiałem trafić w bezpieczne miejsce, i tylko twój adres przychodził mi na myśl.
Uśmiechnęła się do niego.
- Pochlebia mi to Chishio. Wiesz , że zawsze możesz na mnie liczyć. Chcecie... zostać na noc, tak?
- Oczywiście, jeżeli nie był to problem... - chłopak utkwił wzrok w podłodze.
- To żaden problem. Ale zaoferować mogę wam tylko stare łóżko na piętrze... Przepraszam. Nie wystarczyło mi pieniędzy na wyremontowanie tamtej części mieszkania. Przyszykuje wam pościel. - w tym momencie woda w czajniku zawrzała, a dziewczyna zalała nią zawartość kubków.
- Mam nadzieje, że nie wplątałeś się w nic ... poważnego, Chishio?
- Prawdę mówiąc sam nie wiem... Ostatnio dzieje się tyle... Ledwo wytrzymuję sam ze sobą, Sayuri.
Dziewczyna odwróciła się do niego przodem, opierając plecy o blat kuchenny.
- Chcesz o tym pogadać teraz? W cztery oczy? - znaczącym spojrzeniem wskazała drzwi do pokoju.
Chishio westchnął.
- Na to będzie jeszcze czas. Póki co, nie chciałbym, aby mój przyjaciel poczuł się zbędny. - uśmiechnął się lekko i wziął kubki z herbatą, po czym przeszedł do salonu.

Akichi siedział na tatami przy niskim stoliku z jasnego drewna. Wpatrywał się w włączony telewizor.
- Ach , przepraszam... Nawyk. Włączyłem go.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się do zakłopotanego chłopaka , po czym uklęknęła przy stoliku.

Akichi spojrzał w oczy Chishio , po czym ostrożnie przeniósł je na ekran. Właśnie nadawano wiadomości na programie NHK. Tytuł w pasku na dole ekranu mówił - Masakra i strzelanina w Tokyo. Hanakawa tłumaczył dziennikarzom do czego właśnie doszło. W tle widać było dom Chishio. Detektyw wymienił imię i nazwisko Akichiego.

- Co do... Co to ma być? - chłopak z niedowierzaniem patrzył w telewizor.
Akichi wyłączył go w tej chwili i przycisnął czoło do tatami, kłaniając się Chishio.
- Przepraszam cię... To moja wina.
Sayuri zdjęła z nosa okulary i odłożyła je na niewielką półeczkę obok stołu.
- Przyszykuję dla was pościel... zaraz wrócę. - widocznie postanowiła dać im chwilę na rozmowę.

Chishio poczekał aż dziewczyna opuści pomieszczenie. Uniósł rękę i położył dłoń na ramieniu chłopaka.
- Nie obwiniam cię za nic. Powiedz proszę tylko, co tak naprawdę się stało... - powiedział cichym, ciepłym głosem.
Akichi wyprostował się, spojrzał w oczy Chishio, po czym przeniósł spojrzenie gdzieś na ścianę za nim.
- Wróciłem z wykładów pod wieczór... Wcześniej byliśmy razem ze znajomymi w centrum handlowym na kawie. Nasz zespół zajął pierwsze miejsce w rozgrywkach między uniwersyteckich... Od pewnego czasu czułem , że Minoru woli być sam w domu. Czułem, że mu przeszkadzam. Zresztą decyzja o zamieszkaniu razem... Szczerze mówiąc chyba bałem się mu odmówić. - przełknął silne głośniej i spauzował. - Czasami w jego oczach pojawiało się coś szalonego. Przerażało mnie to. Tamtego wieczora chciałem wyjaśnić wszystko co jest między nami. Minoru właśnie wrócił z jakiejś podróży... Mówił mi , że wyjeżdża na trzy dni do chorej ciotki. Do Kyoto. Kiedy wróciłem do domu nie było go . Postanowiłem zatem przebrać się i napić herbaty czekając na niego. Znalazłem nierozpakowaną torbę podróżną... Chciałem zwyczajnie wrzucić jego ciuchy do pralki... Ale to co tam znalazłem... - zacisnął mocno powieki. - Tam był bilet na linię shinkansenów Tokyo - Awara. Brzytwa... I zakrwawiony ręcznik. Złapałem za brzytwę, otworzyłem ją. Też była umazana krwią. - chciał spojrzeć na Chishio, jednak w połowie drogi jego oczy zatrzymały się.
Utkwiły w bezruchu.
- Wtedy usłyszałem , że Minoru wrócił do mieszkania... W panice wrzuciłem do torby ręcznik, bilet, ale było za późno. Zobaczył mnie i w ... w jego oczach znowu pojawił się ten wściekły, szalony błysk. Nawet nie wrzasnął. Zdzielił mnie w twarz i odepchnął od torby. Starał się wyrwać brzytwę z mojej dłoni. Byłem tak przerażony... Moja dłoń zaciskała się na niej coraz mocniej. W końcu odepchnąłem go nogami i poderwałem się do góry. Chciałem wybiec. Ale znowu mnie złapał... i pchnął na półkę z książkami. Jak szmacianą lalką... Nie wiem jak to możliwe. Nigdy nie poczułem takiej siły... Rzucił się na mnie i przycisnął do ziemi. Dalej próbował wyrwać tą cholerną brzytwę ! - w jego oczach zebrały się łzy. - Kilka razy zdzielił mnie w twarz, i wtedy... Nie wiem jak. Zacząłem machać rękami, próbowałem się zasłonić przed jego ramionami. I.. i poczułem coś ciepłego na twarzy. - łzy pociekły po jego policzkach. - To była jego krew. - dokończył zdanie, po czym jego głos się załamał.

Akichi zgiął się w pół i zaczął drżeć cicho popłakując. Chishio słuchał tego z zapartym tchem. Nigdy nie widział Minoru w takim stanie. Słowa Akichiego wydawały się absurdalne, ale Chishio czuł, że mówi prawdę. Przełknął ślinę i jego dłoń spoczęła na głowie chłopaka. Siedział tak przez dłuższą chwilę, pocieszając Akichiego tym drobnym i delikatnym gestem.
- Przepraszam , że ci go zabrałem... Ale naprawdę , nie chciałem tego. - szeptał dalej drżąc . - Po tym wszystkim... próbowałem mu pomóc. Ale... Ale kiedy spróbowałem się podnieść, on chwycił mnie za gardło i zaczął dusić. Do ostatniej chwili. Przez cały czas próbował, aż nie padł na ziemię. - przez chwilę nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. - Przeraziło mnie to wszystko. Usłyszałem syreny... wstałem i... uciekłem.
- Już dobrze... - powiedział cicho, ocierając mokre oczy. To nie twoja wina... tylko się broniłeś.
Skinął lekko głową, jednak dalej nie usiadł. Kulił się , najwyraźniej nie potrafiąc spojrzeć w twarz Chishio.
- To... To chciałem ci opowiedzieć od samego początku, Chishio-kun.
Młodzieniec skinął głową, na znak zrozumienia. Wziął w obie ręce kubek z ciepłym płynem i napił się z niego. Rękawy bluzy miał mocno podciągnięte, tak, że jego ręce były zabezpieczone przez oparzeniem się.

W tym momencie usłyszeli kroki na schodach. Sayuri wróciła do pokoju. Zaskoczona spojrzała na Akichiego, po czym posłała pytające spojrzenie na Chishio. Chłopak odpowiedział na jej spojrzenie lekkim skinięciem głowy.
- Myślę, że Kinochimaru chciałby wziąć kąpiel. Sayuri-san, pokażesz mu gdzie jest łazienka? - mówiąc to puścił przyjaciółce oko.
- Zapraszam za mną. - uśmiechnęła się do Akichiego.
Ten podniósł się, ale głowę zwiesił tak by żadne z nich nie zobaczyło jego twarzy. Na krótką chwilę Chishio został sam w pokoju.

- No dobra... To jest bardzo dziwne, Chishio - powiedziała dziewczyna, wchodząc do pokoju.
Chłopak zaśmiał się lekko, rozlewając przy tym trochę herbaty.
- Dziwne? To jest absurdalne, Sayuri...
- Zaintrygowałeś mnie. Mów dalej. - chwyciła kubek z zimną już kawą i usiadła przy stoliku. - Kim on jest?
Chłopak sposępniał trochę i jego wzrok padł na trzymany w dłoniach kubek.
- To jest kochanek Minoru... - powiedział cicho. A raczej był... Minoru nie żyje. - spojrzał dziewczynie w oczy.
Dziewczynę zdziwił brak emocji w głosie Chishio, kiedy ten mówił.
Spokojnie upiła łyk gorzkiej kawy.
- To rzeczywiście... Dość "absurdalne"... - powiedziała z nutką ironii w głosie.- Minoru nie żyje ? To jego kochanek... Ten sam , dla którego cię zostawił ? Co robicie razem ? Zdajesz się smutny. Ale nie przybity.
Młodzieniec przytaknął.
- Świadomość, że Minoru już nie ma, dopiero do mnie dociera... Nie wiem czemu, ale nieświadomie chroniłem się przed tym faktem. - powiedział szczerze. Z Akichim uciekałem przed... policją. - powiedział, spoglądając przyjaciółce w oczy.
- Dlaczego uciekaliście? - spytała ze stoickim spokojem.
- Podejrzewają go o zabójstwo... mnie chyba z resztą też. Gdybym nie wyprowadził jego z domu, pewnie teraz siedzielibyśmy w areszcie...
Skinęła ostrożnie głową.
- Wiesz co robisz?
- Mówiłem już... sam nie wiem.
Westchnęła lekko.
- Nie wiem co mam zrobić Chishio... Nie wiem, oj nie wiem. - uśmiechnęła się lekko. - Tym bardziej, że zdajesz się taki spokojny mówiąc to wszystko.
Chłopak zwiesił głowę i jego spojrzenie utkwiło w skrzyżowanych stopach. Brązowe włosy zasłoniły jego oczy.
- Nie jest mi łatwo. Ale radzę sobie. Muszę, innego wyjścia nie ma. Minoru... już nigdy nie poczuję jego dotyku. Nigdy nie usłyszę jego głosu. On... - na bluzę skapnęła łza. Jego już nie ma, Sayuri... - uniósł załzawione oczy, patrząc w twarz przyjaciółki.
Przysunęła się bliżej i go objęła.
- Musisz jakoś się z tym pogodzić. Wierze w ciebie.
- Wiem o tym... Ale świadomość, że zostałem sam... To zbyt wiele jak dla mnie.
Skinęła głową.
- Dlaczego więc... Co on robi tutaj z tobą ? - skinęła w kierunku łazienki.
- Oh... - chłopak przetarł oczy. Nie mogłem go tak po prostu zostawić...
Potarła go po policzku.
- To twój problem. Jesteś za dobry, Chishio-san. Za dobry, żeby dać sobie radę na tym świecie.
- Ale Sayuri... jak mógłbym żyć ze świadomością, że pozwoliłem wsadzić do więzienia niewinnego człowieka?
- Wiem. Nie mógłbyś. - odsunęła się , po czym dopiła resztę zimnej kawy. - Dzisiaj już o tym nie myśl. Odpocznij. Pościeliłam jedno łóżko... Ale mogę pościelić jeszcze sofę. - zerknęła na niepozorny mebel pod ścianą.
Chishio położył jej rękę na kolanie.
- Dziękuję, Sayuri-chan... Poradzę sobie. - wypił ostatni łyk herbaty i odłożył kubek na stół.
- Jutro wspólnie pomyślimy co dalej.- powiedziała głosem pełnym entuzjazmu.
Chłopak przytaknął przyjaciółce. Chwyciła oba kubki, po czym poszła do kuchni.
- Pozmywam i wracam do nauki. Czuj się jak u siebie, wiesz. - puściła do niego oczko, po czym zniknęła za drzwiami.

Chishio siedział, patrząc się smutno w swoje ręce. Szepty w jego głowie... Były jakby przytłumione, ale wyraźne. Rozróżniał poszczególne słowa, a w domyśle brał te szepty za czyjeś myśli. To było absurdalne, ale... jak inaczej mógł wytłumaczyć sobie to, co się stało? To, jak zdołali się wymknąć policji? Chishio był przekonany, że dzieje się z nim coś dziwnego...

Drzwi do łazienki zamknęły się z cichym łoskotem. Po chwili po pokoju wszedł Akichi wycierając w biały ręcznik włosy.
- Woda jest jeszcze ciepła... - chwilę mu zajęło, nim wydusił z siebie te słowa.
Być może czuł się zagubiony jeszcze bardziej niż Chisho?

Chłopak wymusił na sobie uśmiech. Szybko wstał i poszedł do łazienki, gdzie się zamknął. Zdjął z siebie ubrania i umył swe ciało. Ciepła woda była taka odprężająca... Gdy był już czysty wyszedł zawinięty w ręcznik.

Akichi siedział w pokoju sącząc już zimną Ocha. Spojrzał na Chishio, po czym jakby speszony opuścił wzrok na wyciszony telewizor.
- Przeziębisz się... - wycedził cicho pod nosem.
Trzymając w rękach złożone ubrania, poszedł na górę. Swoje rzeczy położył na krześle niedaleko łóżka. Ubrał tylko bieliznę i podkoszulek, po czym usiadł na łóżku i oparł się o ścianę, kuląc się. W takiej pozycji czuł się bezpieczniejszy i łatwiej było mu odpędzić od siebie pesymistyczne myśli.

Minęło kilka długich chwil. Sayuri wepchnęła w uszy słuchawki od iPod'a. Nie wiedziała o czym ma rozmawiać z Kinochimaru, a zostali w pokoju sami. Chłopak zresztą też zdawał się jej nie dostrzegać. Siedział , niby wpatrzony w ekran telewizora... Spojrzenie było jednak nieobecne. Myślami był gdzieś daleko stąd.

W końcu dopił zieloną herbatę, zerknął w kierunku Sayuri. Dziewczyna spostrzegła to kątem oka, jednak nie dała mu żadnego sygnału, znaku. Nie dostrzegała go. Akichi wstał i rozejrzał się po pokoju, po czym skierował się do schodów. Chwycił za poręcz i spojrzał w górę. Głęboki wdech, zaciśnięta dłoń - zaczął wchodzić na górę. Choć drzwi do pokoju były uchylone, nie przeszedł przez próg. Wcisnął głowę i spojrzał na Chishio.
- Chishio-kun... etto... Pomyślałem, że może chcesz ... znaczy, że potrzebujesz może czasu tylko...- przełknął ślinę spoglądając w jego kierunku dużymi oczami - tylko dla siebie ? Może zatem, poproszę Sayuri-san o koc i zostawię cię... To znaczy. Ja...- sam się pogubił w swoich słowach.
Westchnął głęboko zbierając wszystko do kupy.
- Nie chce ci się naprzykrzać . Zrobiłeś dla mnie już i tak... Wiele.
Na Kinochimaru padło smutne spojrzenie błękitnych oczu.
- Nic mi nie jest... - przetarł zaczerwienione oczy i wstał z łóżka. Możesz spać tutaj, ja zejdę na dół i zdrzemnę się na sofie... - gdy to mówił wziął swoje ubrania i skierował się do wyjścia. Nie martw się, wszystko jest w porządku. Nie naprzykrzasz mi się. Po prostu nie mogłem cię tak... zostawić. - powiedział, zatrzymując się na chwilę przy chłopaku.
Akichi stanął mu an drodze, kiedy chłopak zbliżył się do drzwi.
- Chishio-kun... To co stało się u ciebie w domu. - znowu się zająknął. - Przepraszam, jeśli tym również cię zraniłem ... - zwiesił lekko głowę i odstąpił na bok. - Jeśli wolisz. Rozumiem, w końcu tam jest twoja przyjaciółka , nie moja. - powiedział wymuszonym, weselszym od poprzedniego tonem.
Zaskoczony Chishio zamrugał kilka razy.
- Ja... ja sam nie wiem, co się wtedy stało. - powiedział, patrząc w swoje stopy, po czym leniwie opuścił pokój.

Akichi nie próbował przeszkodzić Chishio. Odprowadził go wzrokiem, po czym zrzucił siebie ubranie, i położył się na łóżku.

Sayuri siedziała plecami , można powiedzieć, do całego mieszkania. Jej oczy wlepione były w monitor laptopa. Dłoń wystukiwała długopisem rytm muzyki, cicho szumiącej z jej słuchawek.
- Sayuri-chan... gdzie będziesz spała? - powiedział pochylając się nad jej ramieniem.
Nie dostrzegła go w pierwszej chwili. Kiedy już się to stało , lekko pisnęła i zadrżała. Energicznym ruchem wydobyła słuchawki z uszu.
- Wystraszyłeś mnie. Myślałam, że już śpisz. - uśmiechnęła się lekko. - Gdzie będę spała ? U siebie w pokoju. - jej "pokojem" był futon rozłożony za kotarom w jednym z rogów salonu.
Chłopak wzruszył ramionami i wziął się za ścielenie kanapy.
- Coś nie tak ? - spytała widząc co robi.
- Wszystko w porządku... - powiedział, układając poduszkę.
- Skoro tak mówisz... Ja też już się położę. Nie mam siły na Freuda - ruszyła w kierunku parawanu. - Śpię ze słuchawkami w uszach, więc gdybyś czegoś potrzebował musisz mnie kopnąć - zaśmiała się cicho.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i położył się pod kołdrą. Poczekał aż zgaśnie światło, po czym zamknął oczy. Szybko zmorzył go zdrowy sen.

Obudził się jednak po 4. Poszedł się załatwić, po czym skierował się do kuchni. Nalał sobie wody do szklanki i usiadł przy stole, na który padało światło księżyca i ulicznych latarni...
Usłyszał ciche kroki. Uderzenie i syknięcie. Po chwili z ciemnego pokoju wynurzyła się postać Akichiego. Szedł skulony, rozcierając coś na kolanie. Dopiero kiedy zrozumiał, że w kuchni jest ktoś jeszcze uniósł nieśmiało głowę i spojrzał an Chishio.
- Em... Przepraszam. Nie mogłem usnąć.
- Ja także. - powiedział osuszając szklankę.
Akichi usiadł przy stoliku.
- To strasznie głupie... - uśmiechnął się lekko spoglądając na podłogę. - Chce z tobą rozmawiać, ale kiedy już się na to zbieram nic sensownego się z moich ust nie wydobywa. - zerknął w jego stronę. - Cały czas mam wrażenie, że trzymasz się ostatkiem sił w ryzach żeby nie eksplodować.
Chishio nie poruszył się, ani nic nie odpowiedział.
- Taka cisza brzmi jak odliczanie... - wstał podciągając nieco bokserki , po czym nalał do jednej ze szklanek wody z kranu. - Wiem , że wpakowałem cię w to wszystko. Ale... Już powiedziałem, to co chciałem żebyś wiedział. Nie wiem czy zrozumiałeś to naprawdę, czy mi wierzysz. Ale jeśli wolisz, to jutro po prostu pójdę w swoją stronę.
Chłopak pokręcił głową.
- Ja... wierzę ci. Po prostu tyle się dzieje... wiele rzeczy jeszcze do mnie trafiło. I czuję się tak, jakbym siedział na zbyt szybko kręcącej się karuzeli...
Odłożył szklankę i lekko westchnął. Odwrócił się do Chishio i podszedł do niego, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Ja potrzebowałem tego, abyś usłyszał prawdę. Kiedy zobaczyłem cię w klubie... Zrozumiałem, że to jest najważniejsze. Powiedz mi czego potrzebujesz teraz ty. - jego dłonie lekko się zacisnęły. - A postaram się pomóc ci to odnaleźć.
Chishio spojrzał w górę, w oczy Akichiego, a potem na jego dłonie.
- Nie wiem czego potrzebuję... To znaczy, nie mogę tego wyszukać w swoim sercu. Po rozmowie z tym... Gakidou... czuję się, jakby wszystko co, czym byłem, zmieniło się. Jestem zagubiony, Akichi-san. Do tej pory żyłem marzeniami i snami Minoru... a teraz, już go nie ma. W moim sercu jest pustka, którą muszę jakoś zapełnić, albo skamienieję...
- Nie wiem kim on jest... Ale czuje, że to co się stało wtedy. Ma z nim jakiś związek. Minoru miał przy sobie wizytówkę z nazwą tego klubu... A ten Gakidou jest tam znaną osobą. - przetarł twarz jedną dłonią. - Proszę, spróbuj usnąć. Idź na górę, będzie pewnie wygodniej. Na to żeby się martwić, też trzeba mieć siły. - postarał się uśmiechnąć.
Chłopak ziewnął i wstał. Kiedy wychodził z kuchni, nagle się zatrzymał, tak że wpadł na niego Akichi.
- Przepraszam... - powiedział, obracając się w jego stronę.
Akichi jakby automatycznie, kiedy wpadł na niego, oplótł go ramionami w pasie. Zdawało się, że sam jest tą reakcją nieco zdziwiony.
- Ty nie masz za co przepraszać, Chishio-kun.
Przez krótką chwilę patrzył w ścianę za Akichim zaskoczonym wzrokiem. Potem... mocno wtulił się w jego ciało.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172