lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Wojna w wietnamie +18] Horror Wojny (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/8565-wojna-w-wietnamie-18-horror-wojny.html)

Roni 06-02-2010 22:09

[Wojna w wietnamie +18] Horror Wojny
 
13.09.1973
Dżungla

Oddział złożony z ośmiu osób po cichu przemierzał dżunglę. Byli "Miętusami", bo jak to mówią "są kurwa świeży". Wiedzą tyle, że mają patrzeć pod stopy. Każde następne krzaki mogły być zaminowane, następny kamień mógł uruchamiać zapadnię. Jeden z rekrutów upadł na ziemię, klnąc głośno. Dowódca zaraz szepnął że ma się zamknąć. W okolicy mogli czaić się Wietnamczyki. Nigdy nic nie wiadomo. Należy być ostrożnym. Jednak tym razem się nie udało. Patrol żółtków usłyszał jęk Waltersa. Pod nogi Marines upadł granat. Co mądrzejsi rzucili się na boki. Jeden kretyn stał jak wryty. Na szczęście w drużynie był "hero", który położył się na granacie. Rozerwało go na kawałki, tak samo jak idiotę, który nawet nogą nie ruszył. Teraz już nie ma czym ruszać. Pozostali przyjęli pozycję za głazami i drzewami. Nerwowo rozglądali się. Sierżant Peacell pokazał na migi ekipie, że mają spróbować oskrzydlić wroga. Gdy tylko Walters wychylił się, dostał kulkę w łeb. Mózg mu się rozprysnął jak jajko rzucone o ścianę.
-Snajper.-Szepnął Sierżant.-Chłopaki! Ruszać z powrotem do obozu! Uważać na głowy!

14.09.1973
Namiot dowodzenia polowego

-Do cholery jasnej. Gdzie jest to wsparcie?-Krzyczał sierżant.- Zostało mi dwóch ludzi! Rozumiecie? Dwóch! Że kurwa co? Przyślecie nam oddział? No to chociaż tyle! Ilu? - Chwilowy uśmiech na twarzy sierżanta, zniknął równie szybko jak się pojawił.- Czterech? Czy was popierdoliło? Przyślijcie mi tu czterdziestu, to może przeżyjemy!-Sierżant Peacell rzucił słuchawką o ziemię.

15.09.1973
Baraki Marines

Do baraku wkroczył facet w czapce i przyciemnianych okularach. Rzucił swoją torbę na pryczę i położył się. Za nim wszedł Wietnamczyk. Oczywiście Cyrus nie darzył go zaufaniem. Yellow usiadł na skraju pryczy i rozpakowywał pakunek. Drzwi otworzyły się i wszedł niski, krępy chłop.
-Cześć. Jestem Matthiew.-Powiedział. Rozejrzał się po sali. Dłużej zatrzymał wzrok na żółtku. Próbował upozorować uśmiech, lecz to nie leżało w jego naturze. Położył torbę u brzegu łóżka. Rzucił się na swoją pryczę, która stęknęła przeciągle.
Wrota zaskrzypiały ponownie, gdy wszedł mężczyzna o Włoskich rysach, umięśniony i wysoki.
Ee... cześć. Jestem Sonny. Sonny Minoso. Miło mi.
-Jestem Cyrius Parker. Mi nie jest miło.-Koleś nawet nie spojrzał na nowo przybyłych. Wpatrywał się w plakat nagiej kobiety, który miał zamiar przywiesić nad łóżkiem.
-Na mnie mówią Yellow.-Powiedział Wietnamczyk łamanym angielskim. Wielkimi oczami patrzył na obrazek Cyriusa. Nigdy nie widział gołej kobiety. Od kiedy pamiętał błąkał się po kraju.
-Pytał Cie ktoś? Żółtku.-Rzucił wrogo Matthiew. Wstał na nogi i podszedł do Wietnamczyka z zamiarem uderzenia go w twarz. Yellow poderwał się na nogi i ustał w pozycji bokserskiej.
Drzwi baraku otworzyły się po raz kolejny. Tym razem wszedł Kapitan Waff. Cyrius i Sonny stanęli na baczność. Kapitan spojrzał na dwóch szykujących się do bójki.
-Co to ma być? Nie pozwolę na bójki! - Wskazał palcem na Sonnego. -Ty! Trzydzieści pompek. Już! Żółtek ma przeprosić. Nie ważne za co. - Gdy oboje wykonali rozkazy, Waff nakazał im stanąć w szeregu. Spojrzał na każdego i krzyknął. - Ruszać do generała! Już!


15.09.1973
Kwatera główna Marines - Przedmieścia Hải Phòng

-Znacie sytuację panowie. Ponosimy ogromne straty. Nic nie działa tak jak trzeba. Obsrane żółtki zastawiają w dżungli pułapki, a my w nie wchodzimy jak idioci. Ostatnio największą porażkę poniósł sierżant Peacell. Podczas przeprawy przez las deszczowy, niedaleko Hanoi natknęli się na Wietnamski patrol. Oczywiście nie mieli szans. Żółtki nazastawiali tyle min i zasieków że mysz by nie przeszła. Większość oddziału nie żyje. Teraz sierżant i dwójka ludzi bronią się u wybrzeży Rzeki Czerwonej. Są w słabej pozycji. Z dwóch stron otoczeni przez klify, za plecami rzeka a przed sobą Wietnamce. Dlatego wysyłamy was. Jesteście wyszkoleni w akcjach niemożliwych. Waszym zadaniem będzie zabicie głównego dowódcy sił Wietnamskich w tym sektorze. Więcej informacji otrzymacie po dotarciu na miejsce. Plan jest taki. Śmigłowcem udacie się nad rzekę. Dwa kilometry w dół Czerwonki. Wyskoczycie z helikoptera i dopłyniecie do brzegu. Ruszycie w stronę sierżanta. Tak ominiecie patrole i wspomożecie osłabiony oddział. Yellow zostaje dowódcą, bo jest z was najbardziej obeznany z terenem. Rozumiecie? To odmaszerować. - Generał skończył monolog i zasalutował. Czwórka marines wyszła.


16.09.1973
Baraki Marines

//Umówmy się, że kiedy będę tak kończył posty, to znak, że opisujecie ze swojego punktu widzenia wydarzenia opisane wcześniej i to co się dzieje, na przykład tak jak teraz, czyli w barakach. Co robicie, o czym rozmawiacie itp.//

Tasselhof 09-02-2010 00:47

Yellow wysłuchał rozkazów bez słowa. Po cichu wyszedł z kwatery i udała się prosto do baraków. Zabrał się za przygotowywanie swojej snajperki, modelu SAKO TRG. Owinął ją w bambusowe szmaty tak aby lepiej zmywała się z otoczeniem umazał je czarnym smarem do broni, przy okazji zabezpieczającym broń przed piaskiem. Starał się unikać członków drużyny. I tak dobrze wiedział co uważa o nim większość armii.

SWAT 09-02-2010 17:28

Parker wysłuchał dokładnie słów generała.
Kurewsko mi się to nie podoba... - myślał w duchu. Ale zgłosił się tu na ochotnika i nie uśmiechała mu się dezercja. Słuchał tak jeszcze trochę słów kapitana, po czym powiedział głośniej Kurewsko, pochrzaniona sprawa.
Po zakończonej odprawie poszedł prosto do zbrojowni po swoją broń. Jechała z nim z obozu szkoleniowego. W sumie nie ma co się dziwić. Był komandosem.
Był to przepiękny M14. Miał tryb ognia pojedynczy i automatyczny i świetnie zgrane przyrządy. Wziął ją oraz rewolwer Enfield No.2, bo nigdy nic nie wiadomo. Zbrojmistrz skierował go potem po jego radio. Miał robić w tym śmiesznym teamie za łącznika, więc bez radia ani rusz. Gdy tylko wszedł do niewielkiego namiotu powitał go niski chłopaczek. Od razu było widać że to technik, a nie żołnierz. Został nagle zalany tonami informacji, które zostały "pominięte" na szkoleniu. Szyfry, tajne kody, częstotliwości i nazwy operacyjna. Został też szybko pouczony o nie wzywaniu cały czas artylerii czy nalotów, oraz o tym żeby nie naruszać ciszy radiowej. Po wyjściu z namiotu technika wraz z radiem, zapalił odprężającego skręta i powoli szedł w kierunku baraku.

JohnyTRS 09-02-2010 18:52

Obóz nie przedstawiał się imponująco. Naokoło wał z ziemi i worków z piaskiem, kilka baraków, bunkier dowodzenia, bunkier z amunicją i lądowiska dla Hueyów i Chinooków. Matthiew jako drugi wrócił do baraku i z worka transportowego wydobył swoje oporządzenie. I sześciopak piwa, przywiezionego z Sajgonu. Wziął jedną butelkę i bagnet, resztę wepchał na ślepo, nieregulaminowo do worka, worek rzucił pod łóżko, obok karabinu. Po drodze szturchnął Żółtego, który owijał swój karabin jakimiś szmatami. Wyszedł i usiadł na ziemi, opierając się plecami o bok baraku od strony wału, gdzie był niewidoczny. Otworzył butelkę i jednym haustem zmniejszył zawartość butelki o połowę. Siedział i wpatrywał się w szarobiałe worki z piachem, a raczej tutejszą ziemią, która od piachu niczym się nie różniła. No, może tylko kolorem, była bardziej brązowo - czerwona. Opróżnienie butelki do końca zajęło mu kilka minut, pustą rzucił w jakieś wysuszone krzaczory. Wstał, otrzepał się i wrócił do baraku. Wydobył worek i ponownie, tym razem przy całej reszcie, wysypał jego zawartość na pryczę. Z pod sterty ciuchów wydobył pas z oporządzeniem, bandoliery i plecak, zwinięty rulon. Sprawdził zawartość apteczki. W porządku. Przyszykował swojego zapasowego tropikalnego OG-a, złożył go w kostkę i położył na łóżku przy ścianie. Wziął pusty plecak i wyszedł. Skierował się do bunkra z amunicją, gdzie tzw. zbrojmistrz – wielki, młody człowiek, lecz ze słabym wzrokiem (jego równie wielkie okulary o grubych szkłach były doskonale widoczne), nie miał najwyraźniej dzisiaj humoru:
- Czego?
- 22 magazynki amunicji do Armalite’a. – Matthiew nie miał ochoty na komplementy.
Żołnierz wstał z krzesła, z prymitywnego regału obok zgarnął puste magazynki i poszedł na „zaplecze”. Marines zgarnął je szybko do bocznych kieszeni plecaka. Wrócił zbrojmistrz, niosąc otwarty pojemnik amunicyjny do M60, a w nim naboje 5,56 luzem. Postawił na biurku:
-Pudełeczko do zwrotu jeszcze dzisiaj.
Matthiew uśmiechnął się:
- Się robi – i wyszedł.
Wrócił pół godziny później, niosąc pusty pojemnik do bunkra.
- Dziękuję – odpowiedział niechętnie zbrojmistrz.
W ciągu tej pół godziny Matthiew załadował magazynki i wpakował je do ładownic i bandolier. Z bunkra poszedł od razu do baraku z zaopatrzeniem, skąd przytargał 10 opakowań racji żywieniowych. Drzwi do baraku były otwarte. Rzucił pudełka na pryczę, na stertę ubrań. Usiadł, ubrania zgarnął do worka, worek rzucił na podłogę. Wziął nóż, i zaczął otwierać każde z papierowych opakowań. W środku były konserwy i inne duperele. Teoretycznie każda racja starczała dla jednego żołnierza na dzień:
-Te obezjajce z żywieniówki nie wiedzą jak kompletować te cholerne racje! – ryknął i zaczął rozdzielać racje na dwie kupki: mniejszą, wyselekcjonowaną i większą, gdzie była reszta.
- Tak więc bezsensowne jest połączenie krakersów i sera topionego z numeru 4 – kontynuował, a reszta Marines z baraku patrzyła na niego – lepsze połączenie to krakersy z czwórki z masłem orzechowym z 10. Natomiast w 10. Jest cholerna konserwa owocowa z grejpfrutami – wolę pomarańczową z dwójki…
W końcu skompletował żarcie na 3 dni + jedną konserwę na kolację i śniadanie– bo ile ma trwać wyrwanie trzech ludzi, którzy być może już nie żyją z dżungli? Resztę rzucił na podłogę baraku:
- Jak chcecie to możecie się dodatkowo podzielić. Nie potrzebne mi jest 10 plastikowych łyżek i papierosy.
Resztę dnia spożytkował na czyszczenie broni i sprawdzanie ekwipunku, żeby rano wstać, ubrać się i zjeść i po prostu polecieć. Na sam koniec padł na łóżko.

Col Frost 09-02-2010 19:52

Sonny wyszedł z odprawy z mieszanymi uczuciami. Całe to zadanie śmierdziało mu na kilometr amatorką, a co więcej brakiem jakiegokolwiek przygotowania. Wiedział, że Marines nie zostawiają nikogo w tyle, ale nie podobało mu się to. Szczególnie nie podobał mu się fakt, że miał ich prowadzić jakiś żółtek! To dosłownie nie mieściło się w głowie prostego chłopaka z N.Y. Przecież to przez nich tu są. Przez nich i pieprzonych komuchów.

Żołnierz wyciągnął pogniecione pudełko fajek. "Ostatni" pomyślał. Zapalił papierosa i mocno się zaciągnął. To pudełko wygrał w karty od dobrego kumpla z kompanii. "Stary Griggs, zawsze dawał się kantować" przypomniał sobie, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. Oby tylko nie skończył jak brat. Żar powoli doszedł do filtra, gdy mięśniak rozmyślał o starych znajomych, więc rzucił niedopałek na ziemię i zadeptał. Wolnym krokiem ruszył w stronę baraków. Po drodze zmienił jednak zdanie i udał się do zbrojowni, gdzie miejscowy zbrojmistrz powitał go wesołym "czego".

Sonny nie zwracając uwagi na humory sierżanta wymienił mu cały sprzęt jakiego potrzebował, co tamten skwitował krótkim przekleństwem, ale chwilę później Marine wracał do baraku z całym wyposażeniem. Rzucił to całe żelastwo na swoje wyro i zaczął pieczołowicie przeglądać. Poboczna osoba mogłaby to uznać za zbytnią pedanterię, ale Minoso pamiętał co spotkało tych, którzy nie dbali o swoją broń. W każdym razie wolał nie być jednym z nich.

Jego uwagę przykuł jeden z kolesi z jego nowego "oddziału", który głośno komentując grzebał w swoich racjach żywnościowych. Z jego bełkotu chłopak wywnioskował, że facet zna na pamięć skład każdej puszki, a co więcej ma swoje zdanie o najlepszym połączeniu ich składników. Sonny natomiast miał kompletnie gdzieś co je, byle było zjadliwe. Gdy tamten skończył zapytał pozostałych:

- Jak chcecie to możecie się dodatkowo podzielić. Nie potrzebne mi jest 10 plastikowych łyżek i papierosy.

- Darmowe fajki? - spytał Minoso. - Ja się piszę - podszedł i zabrał nowiutką paczkę papierosów. Razem ze swoją miał teraz dwie. Na trzy dni powinno wystarczyć.

SWAT 09-02-2010 20:29

Cyrus stanął przed drzwiami namiotu kończąc skręta. Z błogim uśmiechem popatrzył na walające się na podłodze jedzenie. Dokończył skręta spalając go praktycznie do momentu, aż utrzymanie go w ustach nie było możliwe. Odrzucił dymiący niedopałek. W kieszeni miał jeszcze porcję na trzy skręty. Gdy wszedł do baraku, wszyscy poczuli zapach marihuany.
- Co jest łajzy? - popatrzył na swoją nową drużynę - Coś wam na podłogę wypadło... - wskazał lufą M14 stos żarcia na podłodze. Po chwili dodał:
- Patrzcie, mam radyjko. - pokazał wszystkim swoje radio PRC8 - Zamawiamy pizzę?
Uśmiechnął się szyderczo po czym stanął nad rozsypanym jedzeniem. Schylił się i podniósł trochę kawy. To się może przydać pomyślał.
Oparł swój karabin o oparcie łóżka, a rewolwer położył na stoliku. Kątem oka popatrzył na żółtka w rogu baraku. Chciał schować rewolwer w mniej widoczne miejsce, ale zrezygnował z tego. Jakby chciał nas załatwić, już dawno by to zrobił z tej swojej fuzji. Wyszarpnął z spod łóżka swój worek. Dyskretnie zaczął przeglądać jego zawartość. Pojedynczo wyjmował z niego PLAYBOY'e. Na sierpniowym numerze się zatrzymał. Był to jego ulubiony. Popatrzył tak chwilkę na okładkę. Poprawił okulary i zaczął znowu szukać czegoś w torbie. Z każdą sekundą coraz bardziej się irytował. Na szafce obok rewolweru w końcu uzbierało się w końcu około 6 najnowszych numerów PLAYBOY'a. W końcu zrezygnowany wysypał całą zawartość worka na łóżko. Zaczął kopać w swoich ubraniach. W końcu z uśmiechem na ustach, jakby ktoś dał dziecku cukierka, wyciągnął starą, poszarpaną ale nadal w dobrym stanie, czapkę z daszkiem w kolorze khaki. Otrzepał ją o kolano i szybko założył na głowę. Poczuł niesamowitą ulgę. Spakował swoje rzeczy znowu, starannie do worka i położył się na łóżku nadal rzucając ulotne spojrzenia w kierunku Azjaty. Na szczęście Azjata nie mógł zauważyć na co patrzą jego gałki oczne, ponieważ jego oczy kryły okulary przeciwsłoneczne.
Po chwili będąc pewny że żółtek nie zaatakuje, ziewnął i powiedział do drużyny:
- Ej, fagasy. Który z was ma nami dyrygować?

Roni 09-02-2010 20:51

15.09.1973
Baraki Marines


Gaszenie świateł! Wszyscy do łóżek! Żółtek rozumiesz? Gówno mnie obchodzi że musisz się pomodlić! Nie jesteś u mamusi na farmie. To jest wojsko. Kładź się spać. Rano akcja. Dobranoc, kurwa! - Kapitan wyszedł zostawiając ich w ciemnościach.

16.09.1973
Baraki Marines


-Wstawać kurwa! Macie trzy godziny do odlotu. O 9.00 spotykamy się na lądowisku. - Wszyscy usłyszeli głos kapitana Waffa. Zerwali się z łóżek i stanęli na baczność. Musieli przejść rutynową kontrolę. Wielu żołnierzy przed taką akcją ćpało albo cięło się. Musieli odreagować. Kapitan dokładnie obejrzał każdego z nich, szczególnie przykładając się do okolic zgięcia rąk, gdzie mogli dawać sobie w żyłę i nadgarstków, gdzie najczęściej się tną.
-Minoso! Co to ma być? - wskazał na kilka dziurek po igłach na ręce.- A nie, przepraszam. To po szczepieniach. Masz szczęście Minoso. -Przeszedł dalej. - Cyrus? Co ja tu czuję? Trawka? - zniżył głos do szeptu. - Jakby co to podrzuć trochę. To gówno co mi sprzedali, to jest hujostwo. - Kapitan wyszedł z baraku. Każdy zajął się swoimi sprawami.


16.09.1973
Lądowisko helikopterów



-Wszystko zabraliście? - Spytał kapitan. Stali obok śmigłowca. Czekali na koniec odprawy. - Żółtek, masz zdjęcie mamusi? -Odwrócił głowę w stronę Yellowa.- Żebyś mi nie sikał że zapomniałeś. Powtórzmy plan. Wyskakujecie z śmigłowca prosto do rzeki. Podpływacie do brzegu i kryjecie się za wysokimi brzegami. Idziecie dwa kilometry w górę Czerwonki i dochodzicie do obozu. Tam dostajecie kolejne rozkazy. Proste? - Nie czekając na odpowiedź powiedział. - No to się cieszę, kurwa. Wskakujcie. - Pokazał pilotowi na migi, że ma odpalać maszynę. Śmigło powoli zaczęło się obracać. Marines wsiedli do środka. Waff gestami przekazał pilotowi nakaz odlotu. Maszyna wystartowała.

16.09.1973
Rzeka Czerwona


-Go, go, go! - Starszy szeregowy O'Finnigan wypchnął oddział z helikoptera. Wisieli dwa metry nad powierzchnią wody. Mieli więc miękkie lądowanie. Na szczęście każdy umiał pływać. Podpłynęli do brzegu. Tam zastanowili się co robić dalej. Ruszać od razu biegiem? Czy może jednak skradać się?

JohnyTRS 09-02-2010 22:24

Monotonia. Nie było słychać nic poza silnikiem helikoptera i nie było nic ciekawego do oglądania: Las i kręta rzeka, gdzieniegdzie kawałek wypalonego napalmem lasu. Matthiew siedział na brezentowym siedzisku, za lewym operatorem pokładowego M60. Miał na sobie prawie cały sprzęt. Prawie. Hełmu to on nawet ze Stanów nie wziął, niech sobie do niego do jasnej ciasnej politycy z Waszyngtonu szczą - i tak nawet nie chroni przed strzałem. Plecak został w oboozie - tylko by przeszkadzał, podobnie jak saperka. Ponownie sprawdził wyposażeniem nie lubił sprzątać tych żółtych kurdupli gołymi rękami. Sprawdził zamknięcie apteczki, bandaże i inne medykamenty nie lubią wody... szczególnie rzecznej.
- 5 minut - przez odgłos wirników przebił się głos O'Finnigana.
...
- Go,go,go! - krzyczał starszy szeregowy Finnigan pięć minut później.
- Dowódca skacze pierwszy! - krzyknął Matthiew do Yellowa, stojąc na lewej płozie, i wyskoczył po nim.
Woda działa orzeźwiająco - marines szybko odpłynął najpierw w bok, potem dopiero do brzegu. Słyszał, jak skaczą pozostali. Do brzegu nie było daleko, dopłunięcie zajęło mu minutę. Wdrapał się na ląd i stanął pod urwiskiem, odczekał chwilę, poprawił bandoliery i ruszył w stronę reszty, która stała za załomem skalnym.

Col Frost 09-02-2010 22:48

Sonny siedział w otwartych drzwiach i ze znudzeniem patrzył na przemykające pod nimi drzewa. Przez trzy lata ten widok zdążył już mu się przejeść i teraz dałby wszystko co ma, byle móc znaleźć się w jakimś lokaliku w Little Italy, choćby na godzinę. Niestety teraz był w tym cholernym kraju i leciał na kolejną misję z innymi samobójcami, takimi jak on.

Helikopter zatrzymał się w powietrzu. Jakieś dwa metry pod nim płynęła spokojnie rzeka. Prąd nie był zbyt silny, ale prawdopodobnie była całkiem głęboka.

- Go, go, go! - jakiś kretyn zaczął się wydzierać. Pewnie nowy, albo przynajmniej zbyt nadgorliwy.

- Dowódca skacze pierwszy! - krzyknął ktoś ze składu. Żółtek wyskoczył, a po nim jeden z żołnierzy.

Minoso również nie czekał i chwilę potem był już w zimnej wodzie. Po początkowych trudnościach zaczął wreszcie płynąć w stronę brzegu. Gdy znalazł się na piaszczystym podłożu, rozejrzał się za innymi. Byli jakieś sto metrów po jego prawej stronie.

Sonny zdjął plecak, a potem kurtkę od munduru. Wyciągnął bagnet i odpruł rękawy. Zawsze go denerwowały, były za ciasne. W obozie dostawał opierdol za niszczenie munduru, ale w terenie przecież nikt mu nic nie zrobi. W końcu uporał się z tym zadaniem i założył kurtkę, a raczej kamizelkę. Następnie zdjął folię z M16 i ruszył w stronę pozostałych.

SWAT 09-02-2010 23:14

Cyrus Parker wyskoczył ostatni. Jego radiostacja, tak jak i M14 i rewolwer, była owinięta folią, ale zawsze mogła się rozedrzeć. Broń dała by radę wyschnąć, gorzej z radiem. Siedział obok żółtego na którego przez okulary rzucał urywkowe spojrzenia przez okulary. Nagle usłyszał:
- 5 minut
Cyrus zdjął swoje okulary i czapkę i zapiął w kieszeni kamizelki. Bez jego atrybutów czuł się nagi. Dodawały mu uroku i nadziej. Były to jego talizmany.
- Go, go, go! - wydarł mu się ktoś praktycznie do ucha.
Po chwili zauważył spadającego w dół żółtka. Przeszła go myśl Szkoda że to woda..., ale sekundy później sam skoczył. Starał się nie napić wody. Podobno wielu ludzi po napicie się tej wody bez przegotowania dostawało całkiem ciekawych chorób.
Dopłynął do brzegu. Okulary były w całości, czapka taka jak przedtem. Postrzępiona. Szybko pozakładał swoje amulety. Następnie rozdarł foliowe reklamówki z radia i zameldował:
- Tu Stingray 1. Meldują przybycie. Niebawem ruszamy w górę rzeki. Bez odbioru.
Po chwili nie oczekując na odpowiedź dodał do swoich nowych kompanów.
- Suszymy się nad ogniskiem, czy idziemy w górę rzeki ryzykując grzybicą?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:20.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172