Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-03-2010, 00:06   #1
 
Jolly.Swaggie's Avatar
 
Reputacja: 1 Jolly.Swaggie nie jest za bardzo znany
[Mutants&Masterminds] No Prayer For the Dying




Pandemonium, Rów Mariański

Dziesięć kilometrów pod powierzchnią wody, w nieodkrytych morskich otchłaniach, kłębiła się ciemność - pradawna i gęsta, nie widziana nigdy ludzkim okiem… Przynajmniej nie zwykłymi oczyma. Nic nie mogło przetrwać w tym środowisku, gdzieniegdzie, w zagłębieniach skalnych leżały szczątki martwych ryb, zgniecionych ciśnieniem, które rozsadzało je na kawałki. Gdyby jakiś człowiek znalazł się właśnie tam, w tej chwili, usłyszałby cichy dźwięk *beep*, ledwo słyszalny ludzkim uchem. Jeśli jego ciekawość była by niezaspokojona i popłynął, jeszcze kilkanaście metrów w dół, pośród ciemności ujrzałbym światła, wychodzące z jednej z grani Rowu Mariańskiego. Stalowa, a przynajmniej na taką wyglądająca, konstrukcja ukazałaby mu się chwilę potem, a na końcu by zginął. Zestrzelony wiązką lasera. Pozostając kolejną kupką stopionej i spopielonej organicznej tkanki.

Zza pola siłowego, odgradzającego jedną ze ścian, które nie były opancerzone, podobnymi do stalowych, płytami, stał mężczyzna, ubrany w czarny garnitur i melancholijnym wzrokiem wpatrywał się w pustkę. Jego oczy lśnią niczym dwa opale, lecz w ich głębi widać tylko pustkę. Jego twarz jest biała niczym kreda. Wyglądał może na czterdzieści lat.
- Mariusie… – szepnął cicho, jakby przypominając sobie ton własnego głosu. Wreszcie zadowolony spojrzał za siebie.
- Tak, Bladolicy? - tytułowany Mariusem stanął obok mężczyzny o białej twarzy. Był murzynem, a zamiast oczu posiadał lśniące czerwienią cybernetyczne wszczepy. Z jego pleców wyrastały też ostrza, zagięte do przodu, niczym szpony. Chodził niczym tygrys, a jego umięśnione ramiona drgały niebezpiecznie.
- Smutno mi Mariusie. Wszędzie tylko ciemność, patrzę w przyszłość i widzę… Pustkę. Ciekawe dlaczego?
- … - milczał.
- Przejdźmy się. - Bladolicy poruszył się, utykał na prawą nogę, lecz nie podpierał się laską. Używał do tego Mariusa.

Pomieszczenie, w którym się znajdowali wyglądało zwyczajnie, jak salon w dobrej, luksusowej rezydencji, może trochę zbyt nowoczesny i monotonny. Wszystko było udekorowane tylko w dwóch kolorach - czerni i bieli.
- Kiedyś moglibyśmy być potęgą. Kiedyś wyszlibyśmy z ukrycia, wzięli świat w swoje ręce. Teraz namnożyło się ich wszystkich – obrońców sprawiedliwości. Myślą, że świat potrzebuje ochrony, ale przed czym? Chronią nas przed nami samymi. To naturalne, że ludzie tworzą imperia, państwa światowe… Wojny. To jest krwawa historia naszego świata… Mariusie, co o tym sądzisz?
- … Mhm. – mruknął wywołany do odpowiedzi.
- Jestem już zmęczony, wszystko to przepełnia mnie smutkiem. Ech… Czy zająłeś się zaproszeniem tutaj naszych szanownych gości?
- Tak, wszystko jest załatwione. Jeśli nie będą chcieli pójść po dobroci, mam też plan awaryjny.
- Mariusie. Mają być naszymi gośćmi, bądź delikatny. Proszę. W końcu nie będziemy budować nowego porządku świata, opierając się na wzajemnych niesnaskach i nieporozumieniach, nie taki świat sobie wymarzyłem. – Bladolicy uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu dni. - Widzę w nich wielki potencjał… Wiem, że niedługo już mnie nie będzie, chciałbym… By znalazł się ktoś, kto będzie kontynuował moje dzieło…
- Tak.
- Teraz, zostaw mnie samego. – Marius skinął głową i posłusznie wyszedł.

Jego kroki odbijały się echem po jasno oświetlonych korytarzach. Nie rozglądał się na boki, wiedział co tam zobaczy. Ludzi, jego ludzi, ćwiczących, zajmujących się badaniami, opracowywaniem nowych rodzajów toksyn, chorób, opancerzenia i uzbrojenia. Tysiące „uzdolnionych”… Nawet Bladolicy nie znał tego kompleksu tak dobrze jak on. Jego szef nawet nie wychodził ze swojej samotni. To on – Marius, powinien przejąć schedę, a nie jakiś młodzik, który przyjdzie tu i będzie się rządził…

Prawda… Marius nie mógł sprzeciwić się rozkazom, ale w końcu, nie odpowiada za swoich podwładnych… Uśmiechnął się spoglądając na ludzi, których wybrał do tego „subtelnego” zadania. Oj tak… Nie byli to myśliciele i bardzo dobrze.

***

Bladolicy zamknął oczy i uniósł się nad posadzkę, zsunął z siebie marynarkę i odrzucił krawat. Oblizał spierzchnięte usta. Powietrze zadrżało od rosnącej mocy, cienie poruszyły się, krążąc wokół mężczyzny, muskając stopy. Niczym sępy, sprawdzające czy ofiara jeszcze żyje.
- Widzę Cię. - nagle otworzył oczy wpatrując się w coś skrytego w ciemności. Uśmiechnął się, mrucząc do siebie. Prawie mógł rozróżnić niewyraźny kształt.
- Jeszcze nie czas, jeszcze nie teraz, jeszcze nie zbierzesz swojego żniwa. – zacisnął dłoń w pięść. Warknął, oczy zalśniły metalicznie. Powietrze zatrzeszczało groźnie. Pusta szklanka eksplodowała na nocnym stoliku.

Nagle wszystko ucichło, cienie uspokoiły się. Bladolicy sunął w powietrzu do pola siłowego. Uspokojony, spojrzał w ciemność Rowu Mariańskiego.

- Połączcie mnie z Magneto. – powiedział do siebie. Rozległ się krótki i urywany dźwięk łączenia. Po chwili na polu siłowym pojawił się holograficzny obraz starszego mężczyzny w kolorowym kombinezonie.
- Witaj przyjacielu. Dawno się nie widzieliśmy… Potrzebuję twojej pomocy, myślę, że dojdziemy do porozumienia.
- Zamieniam się w słuch…


Opuszczony Magazyn

Marius został sam. Wysłał swoich ludzi by ściągnęli tutaj „wybrańców” Bladolicego, on miał się zająć ostatnią osobą na liście, samodzielnie. Podszedł do panelu sterowania transportera cząstek i wpisał sekwencję kierunkową. Po chwili znalazł się w lśniącej czerwienią kabinie.
- Przenieś. – rozległ się brzęczący dźwięk, jakby rój szarańczy pojawił się w kabinie. A potem Marius wyparował.

W pustym magazynie zawirowało powietrze, kurz podniósł się z ziemi. Marius przeciągnął się, aż strzyknęły mu kości. Metalowe szpony zagrzechotały, obijając się o posadzkę. Mężczyzna rozłożył ręce i uniósł się nad ziemię, a potem wyleciał przez sufit. Pozostawiając w nim ziejącą pustką dziurę.

Zastanawiał się, jak ciężko jest odnaleźć na tym świecie Boga.

[Proszę wszystkich graczy o umiejscowienie siebie w szerokim świecie, w postach, oraz o przedstawienie swoich postaci. Po tym proszę o kontakt pod numerem gadu-gadu, podanym w rekrutacji, w ramach uzgodnienia ważnych spraw postowych.]

GRACZE:
*Highlander
*Nemo
*Famir
*Storm
 
Jolly.Swaggie jest offline  
Stary 06-03-2010, 19:53   #2
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację

Jogging. Najpopularniejszy sport Amerykanów. Przynajmniej takich, którzy w ogóle dbają o swoje ciało. Tych w obecnych czasach było jak na lekarstwo. Młoda dziewczyna zatrzymała się i mimowolnie złapała lewą dłonią za metalową barierkę. Rozpięła purpurowy polar ukazując pod spodem białą koszulkę Nike. Otarłszy kropelki potu z czoła, kilka razy zaczerpnęła głębiej tchu. Jej oddech był nieco niemiarowy i sugerował, że wysiłek fizyczny okazał się zbyt intensywny. Nic dziwnego, w końcu biegła już dobre półtorej godziny. Decydując się na krótką przerwę, długowłosa skierowała spojrzenie na wodne odmęty. Widok z mostu Golden Gate za każdym razem był równie majestatyczny. Obok szerokiego chodnika co jakiś czas śmigały najnowsze marki samochodów, jednak innych przechodniów było jak na lekarstwo. Słońce wznosiło się właśnie po linii horyzontu. Z żółtych kolorów wolno przybierało barwę złota wpadającego w pomarańcz. Zaczynało robić się cieplej. Aż dziw, że w tych okolicznościach nikt nie był chętny do spędzania czasu na świeżym powietrzu. W końcu to Kraj Wielkich Możliwości, zaś jego mieszkańcy wierzą, że dobry początek dnia to Menu Śniadaniowe w McDonaldzie. Caroline ruszyła dalej, najwidoczniej zregenerowawszy swoje pokłady energii. Bieg nie trwał jednak długo.
- Pani Caroline Blair? - na środku ścieżki stal mężczyzna, ubrany był w czarny garnitur, modnego, nowoczesnego kroju. Pod pachą ściskał aktówkę.
- Czy mogłaby Pani poświęcić mi chwilę czasu?
Właściwie to wyglądał jak akwizytor, mówił jak akwizytor...

Zawahała się. Przez krótką chwilę. Nie wiedziała, czy powinna się zatrzymać i wysłuchać tajemniczego osobnika, czy też całkowicie go zignorować i kontynuować swój trening. Może typek i sprawiał wrażenie domokrążcy, ale ci z reguły nie zaczepiają ludzi na ulicy. Czego właściwie mógł od niej chcieć? Cóż, istniał tylko jeden sposób aby się dowiedzieć. Tenisówki zatrzymały się po raz kolejny, dziewczyna nieznacznie zmrużyła oczy, krzyżując ręce na piersiach. Samym ciałem wyraziła prosty, acz dosadny przekaz – nie wiem co sprzedajesz, ale lepiej żeby twoja oferta była naprawdę dobra.
- Najpierw chciałabym dowiedzieć się o co właściwie chodzi panie…
- Smith. Nazywam się Smith… - otworzył aktówkę i wyjął z niej kopertę.
- To… Chyba do Pani. Proszę przeczytać i odpowiedzieć.
Rzucił kopertą, która pomknęła do przodu, jednak delikatnie zatrzymała się w powietrzu, tuż przed nosem Caroline. Smith. Panna Blair coś o nim słyszała, a jego obecność nie zwiastowała niczego dobrego. Już samo „mistyczne” dostarczenie owego papierka było argumentem sugerującym aby natychmiast zrzucić doręczyciela z mostu. A następnie profilaktycznie upewnić się czy jego truchło spoczywa bezpiecznie na dnie rzeki. Istniała jedna rzecz której dziewczyna nienawidziła bardziej od namolnych asystentek Avon - byli to rozmaici nadludzie, którzy usilnie próbowali zwerbować ją do swoich małych klubików gwarantujących panowanie nad światem. To z kolei nigdy nie kończyło się równie przyjemnie jak zapowiadano w kolorowych broszurkach.


- To „chyba” do mnie? Nie wie pan komu doręcza korespondencję?
Caroline odparła dość cierpko, jednak bez nadmiernej złośliwości, czy arogancji. Potem zaś ujęła liścik w dłoń i otworzyła tajemniczą kopertę, odwiązując złotą wstążkę. W środku była kartka papieru z błękitnym wykończeniem. Kreślone wprawną ręką pismo głosiło:

Chciałbym serdecznie zaprosić Panią na Bal Dobroczynny "Nowe Jutro Zbudujmy Dziś!", przyjęcie odbędzie się w Hotelu Grand.
Będzie miała również miejsce loteria fantowa.
Pozdrawiam - Mecenas Bladolicy.


Powtórzyła nazwę imprezy pod nosem. Brzmiała ona jak coś, co wymyśliłby Hitler, chcąc zamaskować swoje motywacje względem mapy Europy. W sumie nic dziwnego. Bladolicy… ten pseudonim artystyczny też znała. Co prawda nie posiadała na jego temat żadnych, konkretnych informacji, ale słyszała pewne pogłoski. Podobno pomagał Niemcom podczas drugiej wojny światowej. Majstrował przy tworzeniu gazów bojowych. To zaś sugerowało, że jest równie odporny na nadgryzienie zębem czasu jak Captain America, albo Red Skull. Ciekawe, czy miał wątpliwą przyjemność poznać któregokolwiek z nich. Hmmm. Dziewczyna schowała zawiniątko do wewnętrznej kieszeni i ponownie spojrzała na Smith’a.
- Będę z panem szczera, nie wygląda to zachęcająco.
- Niestety… Metody Mecenasa są dość przestarzałe… podobnie jak i on sam. Ja tylko dostarczam, więc… czy mam się liczyć z odpowiedzią odmowną?


Skrzyżowała ręce za plecami i uśmiechnęła się beztrosko do starszego mężczyzny.
- Och nie, skądże znowu! Z pewnością przyjdę. Widzi pan panie Smith, mimo mojego nieco ponurego nastawienia wywołanego tą wczesną godziną, bardzo cenię dobre żarty. Śmiech to zdrowie, a nie ma nic śmieszniejszego od megalomaniaka chcącego zawładnąć całym światem. Piąty raz w tym tygodniu, gdy mamy dopiero wtorek.
Mrugnęła porozumiewawczo i rozłożyła dłonie w udawanym geście bezsilności.
- Cóż, droga Pani. Jest też loteria fantowa…
- Ha! O tak, i jestem pewna, że jedną z nagród będzie zlanie przez Ben’a Grimm’a na kwaśne jabłko! A mówiąc o owocach… poczęstuje się pan?

Wyjęła z lewej kieszeni dwie dorodne mandarynki i wyciągnęła dłoń do posłańca.
- A, czemu nie… często Pani tutaj bywa?
Wziął jeden z owoców i zaczął go obierać.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172