Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2011, 23:07   #281
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=V4h326JBgwM&feature=related]YouTube - Michał Lorenc - Pogoń, Lekarstwa i Karabiny[/MEDIA]



MICHAEL HARTMAN


Udało ci się osiągnąć zamierzony cel. Napierając na drzewo przerwałeś krąg tańca.
Lecz zupełnie inaczej, niż byś się spodziewał.

Nagle dzieci przestały tańczyć. Przestały wyglądać ładnie i niewinnie. Ich oczy wypełniła ciemność, którą widziałeś w oczach „Gandalfa”. Ich twarze wydłużyły się w sposób urągający jakimkolwiek prawom biologii czy fizyki. Dłonie zamieniły się w haczykowate szpony.

I rzuciły się na ciebie, ze wszystkich stron.
Nie byłeś już loup – garou, ale nadal potrafiłeś się bić. Rozdzielałeś kopniaki i ciosy, ale „dzieciaczki” były zdecydowanie szybsze. A ich szpony rozdzierały mięso z łatwością nożyczek tnących papierową kartkę.

Nie miałeś szans wygrać tej walki. Rozrywany na strzępy walczyłeś o przetrwanie, lecz wiedziałeś już, że nie dasz rady. Przygnieciony przez demoniczne dzieciaki szamotałeś się coraz słabiej.



RUSSEL CAINE

Moc wypełniała cię po brzegi. Nigdy nie czułeś się tak potężny. Tak wszechmocny. Nie było ograniczeń podatnego na zmęczenie ciała! Byłeś nie do powstrzymania..

Menhir poszybował nad ogromną maszkarę. Spadł jej na plecy przygniatając do błotnistej ziemi. Kolejny rozbryznął jej ciało. Czaszki połamałeś na drobne kawałki. Rozerwałeś mocą w drobiazgi.

Wszystko wymknęło się spod kontroli. Wszystko. Moc, którą do tej pory potrafiłeś utrzymać w ryzach, wyrwała się na wolność. Stałeś w środku potężnego oka cyklonu i napawałeś się tą chwilą. Nie byłeś w stanie zapanować nad tym swoistego rodzaju katharsis. Nad uwolnioną magią.

Głazy, Dziaracz, szczątki czaszek i bliżej nieokreślone śmieci, latały wokół ciebie a ty krzyczałeś. Krzyczałeś ile miałeś sił w swoich płucach.

Byłeś jedynie ty, uwolniona moc i krzyk. Który urwał się nagle. Tak samo, jak nagle zgasła twoja świadomość.

Byłeś jak paląca się magnezja. Ogromny, jaskrawy i szybko gasnący płomień. Żadna moc nie jest nieskończona, a za każdy czyn płaci się określoną cenę. Czasami tylko nie wiadomo, co nią jest.



DOLORES ESPERANZA RUIZ


Byłaś już bardzo, bardzo słaba. Wzywałaś loa składając im ostateczną obietnicę. Jeśli mi pomożecie, możecie mnie zabrać, jako zapłatę. Moje życie. Moją bezwartościową, cielesną egzystencję.

I loa przybyły. I posłuszne twej prośbie ruszyły, na Mythosa ze skutkiem podobnym do tego, jaki wcześniej dało Audrey Masters posłanie duchów na Księcia Ukrytego Dworu. Podobnie jak ty nie miały szansy w konfrontacji z kimś tak potężnym. Podobnie jak ty nie dawały jednak za wygraną. I podobnie jak ty przegrywały.

Aż w końcu zmęczonym ciałem Siostrzyczki targnął suchy, bolesny kaszel. Dziewczyna zapluła się krwią, a jej głowa opadła w zmieszane z błockiem soki rośliny. Ogień, który wznieciła z takim trudem, zgasł.

Pierwsze pająkoskorpiony szybko skorzystały z okazji i ruszyły w stronę leżącej.



AUDREY MASTERS

Twój plan miał być sprytny, lecz był ... niedorzeczny.

Owszem udało ci się odpędzić większość „pająkoskorpionów”, ale kilka z nich już dostało się pod twoją skórę i chyba wypuściły jakiś jad, bo twoje zmysły zaczynały działać co najmniej dziwnie.

Przed oczami widziałaś koncentryczne kręgi. Z największym trudem udało ci się opleść sznur wokół jednego z korzeni roślinki i go podpalić.

Potem nie mogłaś zrobić już nic. Trucizna najwyraźniej działała bardzo szybko. Leżałaś i gasnącym wzrokiem obserwowałaś palący się sznurek. I zastanawiałaś się, jak od tego mógł zapalić się mięsisty, wilgotny organizm, jakim był ten piekielny chwast.

W ostatnim, desperackim akcie walki do końca, próbowałaś sięgnąć po duchy rośliny. Ale było za późno.

Ostatnią myślą twej gasnącej świadomości było przypuszczenie, że powinnaś była to zrobić od razu. Albo zabić te dzieciaki, kiedy tylko usłyszałaś ich lament. Te kilkadziesiąt sekund niezdecydowania kosztowało cię najpewniej życie. Być może kosztowało też życie resztę.



EMMA HARCOURT


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=40FV11Sv3lQ[/MEDIA]


Widziałaś, jak z pola walki odpada Kubanka. Jak kaszle krwią i jak jej głowa opada w błocko tej przerażającej komnaty.
Widziałaś, jak Audrey walczy z robactwem, by po krótkiej chwili znieruchomieć na ziemi. Nie wiedziałaś, co się stało, ale chyba Wiedźma właśnie umarła.
Byłaś twarda, ale poczułaś niechciane łzy płynące ci po twarzy.

Na placu boju zostaliście we dwójkę. Ty i słabnący egzekutor z grupy „Rzeźnia”. W pewnym momencie człowiek uskoczył przed atakiem sithy. Czyżby Mythos słabł. Czyżby również tracił siły. Czy to efekt magii Audrey lub Kubanki? Czy zasługa rany zadanej żelazem? A może oba te czynniki w jakiś sposób dawały się we znaki białowłosemu sukinsynowi?

To nie było ważne.

W pewnym momencie Egzekutor wyprowadził cios mieczem w jedno z dzieci uwięzionych w roślinie. Mythos krzyknął i zaatakował ze zdwojoną siłą.

To była twoja szansa. Skoczyłaś wyprowadzając uderzenie.



GARRY TRISKETT


Zrobiłeś, co do ciebie należało. A nawet więcej. Widziałeś, jak Dolores pada na twarz. Dosłownie. Wiedziałeś, że to wyjątkowo niedobry znak. Widziałeś tą drugą łowczynię, której z ust pociekła piana i krew, która legła na ziemi. Jej nogi kopały konwulsyjnie błoto w agonalnych drgawkach. Zarzucony przez nią sznur płonął, ale po prawdzie mógł gówno zrobić tej pierdolonej roślinie.

Sytuacja zmieniła się, kiedy w desperacji wbiłeś ostrze w twarz jednego z udręczonych dzieciaków oplecionego przez demoniczną roślinę. Twoje egzekutorskie zmysły zarejestrowały ruch dziewczyny, która zaatakowała Mythosa. Ruszała się jak mucha w smole – dla ciebie i dla Przybysza – bo pewnie była bardzo dobrze wyszkolona.

Mythos natarł z furią. Widziałeś gniew w jego kocich oczach. Ciosy spadały, jak rozmazany grad ostrzy. Musiałeś dać tej dziewczynie czas. Musiałeś unieruchomić jego broń.

Był tylko jeden sposób. Nie zawahałeś się. Nie było po co. Dolorez pewnie nie żyła. Tak samo jak CG. Kiedy Mythos wyprowadził kolejny sztych skróciłeś dystans i pozwoliłeś wbić ostrza w siebie. Weszły głęboko.
Może Przybysz był szybszy, ale siła mu dorównywałeś. Złapałeś jego dłonie przyciągając kutasa do siebie i plując na niego krwią.

Wtedy łowczyni za jego plecami uderzyła wściekle mieczem.



EMMA HARCOURT


Widziałaś, co zrobił egzekutor. Nie mogłaś zmarnować jego poświęcenia. Włożyłaś w ten cios wszystkie siły, jakie miałaś.

Ostrze weszło gładko.

Żelazo przecięło kość i Mythos z odrąbanymi nogami poleciał do tyłu. Nawet w chwili, gdy padł na ziemię, nie zmienił wyrazu twarzy.

Egzekutor zrobił dwa chwiejne kroki w tył i usiadł na ziemię.

Uniosłaś ciężko miecz mierząc w twarz Mythosa. A potem opuściłaś ostrze w dół, by dokończyć dzieła.

Ale nie zdążyłaś.

Bo nagle piekielna roślina eksplodowała, zalewając was wszystkich lepkim i cuchnącym zgniłym mięsem sokiem. Ciśnienie, z jakim to się stało, odrzuciło cię w tył. Miecz wyleciał ci z rąk. Gęsta maź zalała twarz i oczy, które piekły tak, jakby ktoś polał je kwasem.

Chyba oślepłaś. Ból pozbawił cię przytomności.




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SplQvzNIBlI&feature=related[/MEDIA]


Sala szpitalna pachniała antyseptykami. Leżały w niej cztery osoby. Bez nazwisk.

Pomiędzy nimi siedział funkcjonariusz Biura Ochrony Rady i spisywał zeznania po raz ostatni.

- Więc Mythos zginął, a ta roślina ... rozbryzgała się na was.

- Tak – potwierdziła słabym głosem kobieta koło czterdziestki z posiwiałymi włosami i latynoską urodą. – I wszystko zaczęło się walić.

- Jak się wydostaliście?

- Już pan to słyszał wiele razy – dziewczyna z zabandażowanymi oczami skierowała głowę w jego stronę.

- Więc chcę to usłyszeć raz jeszcze.

- Mnie pan nie pyta. Byłam nieprzytomna – odpowiedziała Audrey Masters. – Nie wiem nawet jak znalazłam się tutaj.

- To oczywiste. Miała pani poważne zatrucie organizmu. Nasi najlepsi Ojczulkowie nie szczędzili sił, by przywrócić panią żywym. Ale nieznana nam neurotoksyna dość poważnie uszkodziła pani organizm. Zresztą wie to pani najlepiej.

- Wiem – odpowiedziała była złodziejka ponuro. Podjechała na wózku, z którego już nigdy nie miała wstać w stronę okna. Deszcz znów padał, a nad widoczną za mokrą szybą Tamizą widać było mgłę.

- Odzyskałam świadomość, tak jak panu już mówiłam – powiedziała postarzała przedwcześnie Dolores Ruiz. – Znalazłam Trisketta – spojrzała na mężczyznę, który siedział w ponurym milczeniu i popijał z piersiówki z monogramem zamku Plum. – Miałam w sobie jeszcze odrobinę sił, wiec zaleczyłam jego rany, a potem uzdrowiłam Emmę. Niestety Audrey nie byłam w stanie.

- Wszystko wokół waliło się – powiedział Garry Triskett - Najwyraźniej tą pierdoloną ruderę trzymały tylko w kupie korzenie tej nekrofilii reginy, czy czegoś tam. Emma kazała nam jeszcze uwolnić tych dwóch cudaków. Lillingtona i Toppera. Zdążyliśmy wyleźć z zamku w ostatniej chwili, a potem całe wzniesienie zawaliło się. I tyle.

- Niedaleko było miasteczko. Tam otrzymaliśmy pomoc. Resztę już znacie.

Znali. Tydzień odpoczynku w szpitalu pod specjalnym nadzorem, będącym niczym innym niż więzienie. Tydzień dochodzenia do siebie. Tydzień poukładania jakoś ze swoim życiem.

- Garry wyszedł z tego z poważnymi uszkodzeniami ciała. Ale dojdzie do siebie dzięki mocy egzekutora – powiedziała Emma. – Dolores zapłaciła sporą cenę za swoje voo-doo. Straciła piętnaście lat swego życia. Audrey nigdy nie wstanie na nogi, a ja będę potrzebowała większych szkieł. Ale Mythos został zniszczony.

Dolores i Garry widzieli to. Widzieli, jak na pół ślepa Emma wbiła mu miecz w gardło i jak ciało elfa rozpłynęło się w kałużę czarnej, atramentowej breji.

- Wiecie zapewne, że roślina, którą zniszczyliście wypluła wszystkie pochłonięte przez siebie ofiary. Przez pewien czas egzorcyści mieli pełne ręce roboty.

- Co z Hartmanem? – zapytała Ruiz.

- Odwiedzi was dopiero, kiedy opuścicie zabezpieczony przed duchami teren. Znalazł sobie kolejnego nosiciela i wrócił do służby.

- A ten irytujący Caine? – zapytał Triskett popijając kolejny łyk z piersiówki.

- Niestety, nie znaleźliśmy go. Czas już na mnie. Wypoczywajcie. Rada postanowiła odznaczyć was medalem. Srebrnym Orderem Zasłużonego dla Kraju. Oczywiście dyskretnie. Sprawa Mythosa i Rośliny nie może opuścić zaufanego kręgu osób. To dla was jasne, prawda.

Nie odpowiedzieli.

Funkcjonariusz wyszedł. Znów zostali sami.




WSZYSCY


Brzydka twarz Lynch wykrzywiła się, kiedy doczytała raport. Nie pozostało jej nic innego.

- Co z tym zrobimy? – zapytał jej podwładny.

- Z czym? – odpowiedziała członkini Rady pytaniem na pytanie. – Nic w końcu się nie stało. Nie ma potrzeby niepokoić opinię publiczną. Przeszukajcie jeszcze raz dokładnie ruiny zamku i odłóżcie sprawę do archiwum.

- A co z łowcami, którzy o tym wiedzą? Zlikwidujemy ich.

- Nie ma takiej potrzeby, póki zachowają wszytko w tajemnicy.

- A jeśli nie zachowają?

Nie odpowiedziała. Spojrzała na niego wyjątkowo paskudnie.

- A co z obiektem P-340? – mężczyzna drążył temat.

- Ja z nim porozmawiam. W stosownym czasie. Na razie musi pozostać tam, gdzie obecnie jest przetrzymywany.

- Czy to naprawdę Russel Caine?

Lynch spojrzała na podwładnego tak, że ten pochylił głowę.

- Możesz odejść – wskazała mu ręką drzwi i zapaliła papierosa.

Kiedy funkcjonariusz wyszedł włączyła wysłużony magnetowid i puściła nagranie.

Chwilę przyglądała się rozmazanemu obrazowi.

- Czym ty się stałeś, Caine – uśmiechnęła się paskudnie. - Sam tego nie wiesz, jak sądzę. Ale bez obaw, dowiemy się. Dowiemy się wszystkiego. Jak tylko odzyskasz zdrowy rozsądek.

Wyłączyła urządzenie i wyjęła kasetę. Gdyby ktoś jeszcze był z nią w gabinecie mógłby zobaczyć napis P-340 na jej wierzchu.

Ale nikogo poza Lynch w pokoju nie było.

Zimne oczy członkini Rady rozbłysły. W jej głowie układał się plan. I nawet wiedziała, kogo wybierze do jego realizacji jak tylko nadejdzie właściwa pora.


KONIEC PRZYGODY


Moderatorów proszę o przeniesienie sesji do archiwum.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 13-04-2011 o 22:52. Powód: urwane zdanie
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172