Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2010, 20:53   #21
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Dialog grupy operacyjnej "Trojaczki"

Tim podniósł się z miejsca, zabierając kurtkę z oparcia. Odprawa była skończona, prawdę mówiąc nie spodziewał się,że “Kopacz” okaże się tak ładną kobietą, ale cóż, nie narzekał. Sam nie wiedział co sądzić o swoim przydziale. Dwie kobiety w dodatku żadna z nich nie przypominała Lary Croft. Może być ciekawie, ale w wypadku większej jatki, mogło być różnie. Nie zamierzał się jednak zrażać. Podszedł do dwóch blondynek, z którymi widocznie przyjdzie mu pracować, uśmiechnął się i przedstawił:

-Tim MacDouglas - skłonił się lekko głową i czekał na oficjalną prezentację pań.

- Audery Masters - dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i przywitała się ze swoimi nowymi współpracownikami. - Wiedźma - dodała już pod nosem, chowając legitymację do kieszeni. - "Nie ma co, na dzień dobry rzucają nas na głęboką wodę. Fajnie. Mam nadzieję, że przy tym nie utoniemy jakby co...” - Przyglądała się ciekawie parze, do której ją przydzielili.

- Helen Butler - przedstawiła się jako ostatnia z całej trójki. Patrzyła na nich badawczo. Oceniała ich siłę i przydatność w walce. Jak dla początkujących łowców postawili przed nimi niełatwe zadanie. Chwilę obserwowała Tima, później spojrzała na Audrey i uśmiechnęła się. Zdecydowanie trafiła do dobrej grupy. - Jak tylko skombinujemy transport, możemy ruszać na miejsce - zauważyła po chwili.

Egzekutor przywitał się z obiema, a przy wzmiance o transporcie dodał:

- Transport nie będzie problemem, mam samochód. Jak na dzisiejsze czasy nad wyraz sprawny, więc myślę, że ten problem mamy za sobą. Może pójdziemy pobrać broń i sprzęt? Chyba nie ma na co czekać? - Łowca obserwował obie kobiety, dwie blondynki - chyba będzie musiał zapomnieć o dowcipach z blondynkami w roli głównej - zaśmiał się do swoich myśli.

- Skoro transport załatwiony, to pora sprawdzić, co nasz kochany dobrodziej nam udostępnił - zacierała ręce na samą myśl o tej całej wspaniałej broni. W końcu nie byli byle kim i coś w zanadrzu zawsze trzymali. Ministerstwo Regulacji to nie byle gratka. Helen rozmarzyła się na chwilę. Kiedy się ocknęła, już zmierzali po przydzieloną im broń.

Audrey bez słowa podążyła za resztą. Odznaki, przydział broni, towarzysząca temu cała papierologia... no cóż, jakby nie było wciąż stanowili jednostkę rządową. Swoją drogą ciekawa była ekwipunku łowcy i broni o której krążyły legendy.

Tim nieco rozczarował się, kiedy poszli po sprzęt. Glocka nie wziął, w zamian za to wybrał przydział amunicji kalibru 0.45 do swoich Coltów. Amerykanie wymyślili je do walki z filipińskimi plemionami, ale ich moc obalająca robiła wrażenie nawet na Zdechlakach i waśnie o to chodziło. Pobrał resztę sprzętu, a potem przekazał jeszcze kilka specjalnych zamówień. Wkrótce do broni dołączyły 3 notatniki, po jednym dla każdego z ich trójki. Kilka paczek lateksowych rękawiczek, torebki do zbierania dowodów i zestaw do zabezpieczania materiału dowodowego. To było chyba na tyle.

- To co drogie panie, gotowe do swojego pierwszego dochodzenia? - zażartował. Przysłuchiwał się opisowi wszystkich 3 przydzielonych spraw. Nie wiedział dlaczego właśnie ich sprawa sprawiła, że zimny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Może dlatego, że ofiarami były dzieci? Jakby przed 2012 rokiem było mało popaprańców na świecie.

Nie było na co narzekać. Byli uzbrojeni całkiem dobrze. W połączeniu ze zdolnościami łowców, spokojnie mogli ruszyć załatwiać najgrożniejszych Nieumarłych. Helen dłuższą chwilę przypatrywała się srebrnej amunicji dołączonej do pistoletu. Obejrzała go z każdej strony, podświatło i pod kątem. Odnosiła dziwne wrażenie, że jest piekielnie mały. Przyzwyczaiła się swojego karabinu. Była na siebie zła, że pozwolił go sobie ukraść, żeby wtedy się nie zagapiła...

- Skoro już mamy broń i transport, to pozostaje nam tylko wykonać robotę. Tim, wiesz jak dojechać na miejsce, nie? - Zagadnęła towarzysza. Założyła kurtkę tuż przed wyjściem. Powiało zdecydowanie chłodem, a może jej się po prostu zdawało... - Czeka nas pewnie nielicha robota. - Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona. Już była pewna sukcesu.

- Myślę, że tak. W Londynie jestem od niedawna, ale jakby co mam dobrą mapę. Papierową rzecz jasna, ale powinniśmy dać radę. Tędy chyba na parking - wskazał strzałkę nad bocznym wyjściem z budynku. Założył kurtkę i owinął sobie arafatkę wokół szyi. Ta ostatnia przydawała się nie tylko w suchym i wietrznym Afganistanie. Kły wampira zawsze miały utrudniony dostęp przez kilka zwojów tkaniny. To mogło mu dać ułamek sekundy przewagi, czasami taka drobnostka mogła uratować życie.

“Przezorny zawsze bezpieczny”. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem, kiedy spojrzała na zabieg Tima. Myślał praktycznie o wszystkim. To dobrze. Przynajmniej ktoś miał głowę na karku. Wsiadła do samochodu. Tylne siedzenie to idealne miejsce dla kogoś, kto nie chciał się zbytnio wdawać w rozmowy. W dodatku siedzenie tuż za miejsce przeznaczonym dla kierowcy, nieco utrudniało ukratkowe obserowowanie kogoś. Tak jej się wydawało, nigdy nie sprawdzała tego w praktyce.

- Papierowa? Dobrze, że jeszcze jakieś zostały... - Wcześniej zbytnio polegano na technice, jak wiele się zmieniło przez ostatnie kilka lat z powodu jednej małe katastrofy. Obserwowała widoki migające z prędkością, z jaką poruszał się samochód. Widziała na ulicach ludzi i Nieumarłych. Wzajemną niechęć i znośną egzystencję jakby obok siebie.

Audrey zajęła miejsce pasażera obok kierowcy.

- Mogę? - zapytała sięgając z ciekawością po mapę. Brak protestów ze strony właściciela uznała za odpowiedź twierdzącą. - Jeśli nie macie nic przeciw, mogę się trochę przydać, odrobinę znam ten rewir... - rozłożyła mapę, ustalając ich położenie i punkt docelowy - Na Old Street często organizują jakieś blokady, wiece lub demonstracje... niemal nie ma dnia by jakiś fanatyk nie urządzał tu jakiegoś show, więc raczej nie radziłabym jechać tamtędy... Najszybciej będzie chyba przez Great Eastern, potem wzdłuż Leonard St i tutaj zjechać w City Rd - palcem wytyczyła trasę na mapie. - Przez parę lat pracowałam jako kurier - dodała usprawiedliwiająco, oddając Timowi mapę.

- Kurier? To chyba ciekawa praca, dość dynamiczna chyba?

- Ciekawa, dynamiczna, niedoceniana, mało płatna... za tym przejściem musisz skręcić w lewo... - szybko oddalila temat dyskusji od własnej osoby. - Już prawie jesteśmy na miejscu. Cholerni krwiopijcy.. - mruknęła pod nosem, mimochodem rzucając wzrokiem na teczkę ze sprawą.

Helen postanowiła przysłuchiwać się rozmowie przez jakiś czas. Nie lubiła zwierzeń, a nie sądziła, że obyłoby się bez nich. Mały kącik zapoznawczy. Prychnęła cicho.

- Podobno nie było żadnych świadków zdarzenia. Jak to możliwe? Nie mieli sąsiadów? - Zagadnęła zamyślona. - Skoro był to wampir musieli uciekać, a przynajmniej próbować, nikt tego nie zauważył? - Aż za dobrze znała podobną sytuację. Wzdrygnęła się. Spojrzała na domek przed nimi i okolicę.

- To już chyba wszystko wiem - mruknęła wysiadając. Malowniczy domek na uboczu w takich czasach... Wybornie.

- Taaa - Audrey wysiadła z samochodu poprawiając na głowie kaptur bluzy. - “Dobra dzielnica nie musi wcale oznaczać bezpiecznej... Szkoda że agenci nieruchomości często zdają się zapominać o tak drobnym szczególe - mruknęła pod nosem, powoli zbliżając się do podjazdu. Ostrożnie. Nasłuchując.

Helen podążyła za nią. Przed domem spotkali przestraszonych policjantów. Do domu powrócili starzy lokatorzy. Będzie się działo. Odesłanie ducha na dobry początek dnia. Świetnie.

Audrey nie odzywała się, od pewnego czasu nieobecnym wzrokiem wpatrując się w dom przed nimi. Przekrzywiła lekko głowę, wsłuchując sie w dźwięki, czy raczej emanacje uczuć, emocji wypełniające teraz miejsce zbrodni. Rozpaczliwy wrzask, wściekły lament boleśnie tętniący w jej głowie.

- To co, pozbywamy się Bezcielesnego raz dwa i zabieramy za dochodzenie?

- Jestem jak najbardziej za, ja mogę zająć się przeszukaniem domu, oczywiście o ile wcześniej ktoś poltera uspokoi. Potem można by przejrzeć miejsce zbrodni pod katem śladów fizycznych? Krew, odciski palców, może jakieś dowody rzeczowe? Albo rzeczy osobiste ofiar. Może tam będzie jakiś ślad, który nas naprowadzi na sprawcę? Mogę się tym zająć, wam pozostawię “przesłuchanie” świadków.

- Jest wystraszona. Zagubiona... - Audrey odezwała się niespodziewanie, nie do końca świadoma treści toczącej się wokół niej rozmowy - Cierpi, a jednoczesnie przepełnia ją wściekłość wobec każdego obego... intruza w jej domu... - Spojrzała na swoich partnerów już nieco przytomniejszym wzrokiem - Zanim cokolwiek zaczniemy tu robić, trzeba będzie przywołać ją do porządku - zdążyła pomyśleć

- Skoro tak, to ja postaram się duszka uspokoić. Mniemam, że terapia grupowa nie wchodzi w grę. Audrey, tak? Tak, wybacz nie mam zbyt dobrej pamięci, jak już go uspokoję, zajmiesz się nim dalej? - Zapytała towarzyszkę. Sama myślała już o tym, w jaki sposób uspokoi Nieumarłego. W jej głowie już świtały kolejne wersy wiersza, który przybierał formę dziecięcej kołysanki. Zanuciła pod nosem spokojną melodię, która dodatkowo pobudziła jej wyboraźnię. - Dajcie znać, jak będziecie gotowi. - oznajmiła. Wszystko już wiedziała, teraz czekała jedynie na znak.

Audrey skinęła głową na znak, że się zgadza. Taki podział ról jak najbardziej jej odpowiadał. Jeśli Helen się nie powiedzie, zawsze jeszcze pozostaje rozkaz pętający wolę ducha. Jeśli jednak wszystko pójdzie po ich myśli, wowczas ona zaoszczędzi siły na przesłuchanie.

- To jak Tajemnicza Spółko, zaczynamy.

- To wchodzimy - dodał Tim i ruszył pierwszy. Karabin przerzucił przez plecy, w ciasnym domu pistolet był poręczniejszy
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 26-08-2010, 06:16   #22
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
GRUPA "RZEŹNIA"

Jedenaścioro osób. Jedenaście świeżaków. Jeszcze jedna osoba i mielibyśmy parszywą dwunastkę. Jak w jakimś cholernym filmie. Wśród nas było pięć kobiet. Całkiem niezła liczba jak na płeć delikatniejszą. Dalej obracałem w palcach zapalniczkę, kiedy Ruda - Kopacz, każąca się nazywać Panią Vorda, zaczęła swoją gadkę.
"Póki nie zasłużycie” – powtórzył w myślach jej ostatnie słowo z powitalnej mowie „Kurwa co za mania wielkości” – skwitował. Nie patrzył w kierunku Rudej jak ją nazwał w myślach po swojemu, słuchał jej ale gapił się w swoją pustą zapalniczkę.
-... Śledztwo i odstrzał, w tej kolejności. Jasne?
"Jasne Ruda, jasne. Nie dam sobie jednak kurwa skoczyć na plecy tylko dla jakiegoś durnego aktu prawnego i pieprzonych zasad” – prowadził z nią rozmowę w myślach
Potem nastąpiło przydzielanie spraw. Trzy sprawy na jedenaście twarzy. Na pewno kilka zdechlaków finalnie zakończy swój gówniany żywot. Przedstawienia wszystkich słuchał uważnie. Napędzał swoją zemstę kiedy słuchał o ofiarach pierdolonych zdechlaków.
„A nie mówiłem Lily, że inni odwalą research za nas. I jeszcze można wziąć sobie broń a tej pewnie mieli pod dostatkiem” – uśmiechnąłem się do swoich myśli
W każdej sprawie przewijały się pierdolone krwiopijce. Wampiry. Tak, tych kutasów nie lubiłem najbardziej. Przy każdej sprawie padały imiona i nazwiska przydzielonych osób oraz łaski jakimi zostali obdarowani. To też starałem się zapamiętać. Taka wiedza może uratować dupę.
Ostatnia sprawa nosiła kryptonim „Rzeźnia”. W trakcie jej opisywania przez Rudą padło moje imię.
"Jak spadać to z największego kurwa konia. Nieźle. Straszak? Nie kurwa straszak, tylko Bicz Boży”
Osiem trupów w Rewirze – dzielnicy opanowanej przez Zdechlaków. Kurwa, pewnie ludzie szukali tam atrakcji. No to je kurwa znaleźli, mam nadzieję, że nie czuli się rozczarowani.
Najbardziej mi się podobało to, że z góry dostaliśmy zgodę na zniszczenie Krwiolizów. Zabójcy czy nie. Pięknie będą się smażyć.
Sprawą mieliśmy się zajmować w czwórkę. Ja – straszak. Kurwa mać ale sobie wymyśliła. Dalej egzekutor, niejaki Firebridge, fantom w postaci wyglądającej na pierwszy rzut oka na chłopaka, dziewczyny o imieniu Emma oraz kolejnej Żagwi Russela Caine’a
Teczka ze sprawą trzasnęła o blat stołu tuż przede mną. Schowałem zapalniczkę i otworzyłem teczkę. Zdjęcia miejsca i ciał. Krótki opis wiedzy jaka posiadało Ministerstwo Regulacji na temat Kantyka, bonza lokalnych wampirów i szefa lokalu „Krew i łzy” przy którym znaleziono ofiary. Jedna myśl mnie wkurwiała najbardziej kiedy przeglądałem akta i nie było to współczucie dla ofiar, co to to nie, wydymali się na własny rachunek, wkurwiało mnie to, że sprawa wyglądała na za bardzo oczywistą jeżeli chodziło o wampiry i niestety to mogła być jedynie podpucha i podrzucenie ciał by na nie wskazać. Nawet jeżeli tak było to i tak prędzej czy później te chujki dostaną to na co zasłużyły.
Odprawa zakończyła się. Wszyscy wstali ze swoich miejsc kierując się w stronę gdzie wydają tutaj broń. Choć Ministerstwo nazwę miało śmieszną to trzeba im przyznać, że broni mieli w cholerę. Do wyboru do koloru. Od noży po granatniki. Wziąłem kamizelke kuloodporną, pistolet i srebrne kule. Do feralnego sylwestra panował mit, ze srebrna broń to może tylko i wyłącznie narobić gówna wilkołakom. Mit kurwa. Wampirom srebro też potrafiło narobić bigosu i zakończyć ich jebane nieżycie. Poprosiłem również o kuszę i drewniane bełty. Stara tradycyjna broń była najlepsza i najfajniej załatwiała Krwiolizy. Po zakołkowaniu najlepiej pokazywała ich prawdziwe oblicze. Krwawej brei. T co chciałem dostałem. W międzyczasie Caine załatwił służbowy samochód do którego wpakowaliśmy się w czwórkę. Kierując się w stronę Rewiru Russel podjął rozmowę. Poznanie imion, wybadanie tego jak najlepiej zabijamy zdechlaki i jaką łaską zostaliśmy obdarzeni. Normalnie kazałbym się mu odpierdolić, ale teraz ta trójka osób to była moja nowa rodzina. Wszystko co miałem poza Lily i chłopakami z grupy Pottera. W razie czego oni mieli strzec mnie a ja miałem strzec ich. Do ostatniej pierdolonej kropli krwi. Zresztą dało się ich polubić. Na razie byli ok. Nie narzucali się, co prawda Emma była trochę ciekawa ale kobiety tak mają, Lily wiecznie chce wiedzieć wszystko. Uśmiechnąłem się w myślach. Miałem nadzieję, że i ona dobrze się bawi. Ciekaw byłem jaką sprawą się zajmuję i jaki zespół trafiła. Wiedziałem, że w końcu ktoś z zespołu zareaguje na mój tatuaż na gębie. Nie powstrzymała się Emmy. Czułem że była ciekawa i złosliwa. Pewnie chciała wiedzieć dlaczego on się tam znalazł, ale nie zapytała się wprost. Dostałem od niej nowy przydomek. Jeden z kolejnych. Krzyżowiec. Może być. Mi nie przeszkadza. Zresztą jakby nawet nazwało mnie „Pojeb z krzyżem na mordzie” też bym to olał.
Wjechaliśmy do Rewiru. Byłem tutaj z chłopakami kilka razy, w końcu to był nasz teren łowiecki, jak teraz, z tym wyjątkiem, że teraz robiłem to legalnie. Co prawda musiałem się napieprzyć jakimś dochodzeniem, śledztwem ale finał na pewno będzie taki o jaki mi chodziło. Kilku kurewskich zdechlakow mniej.
Zgodnie z tym co znajdowało się teczkach jakie dostaliśmy od Kopacz trafiliśmy do dzielnicy o nazwie „Grzeszna Rozkosz” Główny punkt do którego zmierzają wszyscy pierdzieleni wielbiciele kłów. Pierdolone chodzące wampirze bukłaki, bzykacze kłów. Kurewscy zdrajcy. "Grzeszna Rozkosz" - raj dla wampirów i loup – garou. Rewir w dzień był praktycznie pusty, trudno się dziwić drapieżcy jacy tutaj mieszkali polują głównie w nocy. Na ulicach widać było niewielu ludzi, którzy zamieszkują Rewir. Kurewskie służki. Z mijanych bram kamienic zerkały zombiaki i inne gówna wyłażące z ziemi.
Przed lokalem „Krew i łzy”, „Gówno i pot” – pozwoliłem sobie wymyślić własną nazwę tego lokalu, stało kilkunastu chłopaków z Grupy Szybkiego Reagowania. Uzbrojonych od stóp do głów. Strzegli zaułku w którym dokonano mordu. Miejsca o kryptonimie Rzeźnia. Ciał nie było, zostały tylko kreda na ziemi. Obrys ciał.
Dowódca GSR-ów przekazał nam, że powiadomiono już wampirzego właściciela lokalu, że będziemy chcieli z nim rozmawiać. Teraz dostępny był jedynie jego rzecznik.
„Pierdolić rzecznika. Jebanego sługusa”
Caine zaproponował, że on wraz z Emmy pogadają z tym człowiekiem. Ja wraz z Firebridgem miałem sprawdzić miejsce zbrodni. Dla mnie ok. Skierowałem w tamtą stronę swoje kroki.

- Kto znalazł ciała – zapytałem GSR-a idącego za mną

- Zombi – odpowiedział krótko i dodał – Został już przesłuchany. Przechodził tędy i zauważył ciała. Nic innego nie widział. Żadnych świadków

- Ok – odpowiedziałem krótko i kucnąłem nad obrysem ciał

Było mało krwi na ziemi. Bardzo mało. Wampiry. Tego byłem pewien choć nie było na to żadnych nnych dowodów. Obszedłem zaułek rozglądając się uważnie. Nic, nic istotnego dla sprawy. Spojrzałem na budynek lokalu. Oczyma wyobraźni widziałem jak płomienie trawią jego fasady radośnie wzbijając się ku niebu. Na razie.... oczyma wyobraźni
Ruszyłem w kierunku wejścia do lokalu. Stanąłem przed nim i zapaliłem papierosa.
- Mam nadzieję, że będą krzyczeć jakbo co - powiedziałem do stojącego w pobliżu egzekutora
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 26-08-2010, 11:02   #23
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Lauren Bacall i Humphrey Bogart jak na bohaterów filmów noir przystało kopcili jednego szluga za drugim ignorując współczesne nieżyciowe zakazy jak i przypadkowe osoby trzecie.
Niezła parka, stwierdziła Audrey przypatrując się eleganckiej blondynce i zmęczonemu życiem kolesiowi. Sądząc po ich zażyłości dobrze się znali... oni i ta seksowna latynoska..

Co do reszty wesołej gromadki... cóż, jedno można było powiedzieć o nich na pewno; stanowili zdecydowanie barwną zbieraninę.
Facet z krzyżem na twarzy, (co za okaz!), babka przypominająca Ripley z Obcego, jakiś tajniak, dwóch gliniarzy albo najemników, w sumie co za różnica, jeden pies... a jeśli już o psach mowa to tam pod oknem przycupnął Loup-Garou... no interesująco interesująco.

Kopacz spóźniał się więc z braku zajęcia przyglądała się nowym rekrutom próbując odgadnąć co ich tu przywiało. Propozycja nie do odrzucenia jak w jej przypadku? Pokuta za popełnione grzechy? Żądza zemsty? Bohaterskie ideały ratowania świata? A może po prostu przyziemnie, lepsza kasa?
Cokolwiek. Ilu ludzi tyle możliwych powodów.

Gdy przybył Kopacz zrobiło jeszcze bardziej interesująco.
Audrey z rozbawieniem słuchała prezentacji rodem z Akademii Policyjnej

„ Pani Vorda, wolne żarty. Jak na łowcę ich szefowa raczej nie lubiła być w cieniu”.


Po wytyczeniu hierarchii i granic nadeszła pora na przydział grup i zadań.
Przed Audrey wylądowała teczka opatrzona napisem TROJACZKI. Streszczenie sprawy opatrzone drastycznymi zdjęciami. Poczuła jak oblewa ja fala gorąca.
Trzy siostry zamordowane w rytualny sposób. Ktoś, najprawdopodobniej wampir, wtargnął do domu mordując całą pięcioosobowa rodzinę, w tym rytualnie krzyżując dziewczynki. Ofiary wykrwawione na śmierć. Cholerna sekta. Nie to jednak nie dawało jej spokoju.
„ Trojaczki. Dlaczego akurat trojaczki? Czy to jakiś znak? Już pierwszego dnia, przy pierwszej sprawie taki trop? No właśnie, jaki trop? Litości, kobieto, opanuj się. Trojaczki, nie bliźniaczki. Zamordowane, wszystkie, a nie jedna zaginiona i miejmy nadzieję żywa. Jakieś podobieństwa? No ja zbyt wielkich zbieżności tu nie widzę. Choć sprawdzić nigdy nie zaszkodzi...”
Egzekutor i egzorcystka których jej przydzielono nie wyglądali na dyletantów. Całe szczęście, w końcu będą chronić jej tyłek.

Mężczyzna, Tim, przypominał jej najemnika, taki typ twardziela, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Dobrze, przynajmniej będzie czuć się pewniej mając go za plecami. Do tego całkiem całkiem, oceniła muskularną sylwetkę i kocie ruchy egzekutora. Drobna blondynka przedstawiona jako egzorcystka prezentowała się już trochę mniej solidnie, no ale w tej profesji nie o siłę mięśni biega… – „ Może nie będzie źle”.

„No dobra Audrey, zluzuj. Pierwsze wrażenie jest dobre. Nie posyłaliby na rzeźnię żółtodziobów. Twój zadek jest bezpieczny. Grunt to zaufanie.”
Pod wieloma względami była to dla niej nowa sytuacja.

W swojej dotychczasowej karierze nauczyła się polegać tylko na swoich umiejętnościach i pod żadnym pozorem nie ufać swoim współpracownikom. Polegać, ale nie ufać. Choć z drugiej strony stawka też była inna.
„Nie ma co marudzić tylko zabierać się do roboty, pani Łowczyni”.
Jej pierwszym zadaniem ma być wezwanie i przesłuchanie ofiar. Jeśli chce zrobić rytuał przyzwania, a to chyba najrozsądniejsze, nie obędzie się bez paru specjalnych rekwizytów.

Gdy jej ekipa dobierała broń i inne przydatne zabawki Audrey skolekcjonowała swój własny ekwipunek wiedźmy dodając rytualne świece, sól, tablicę ouija i parę innych drobiazgów do przydziałowego niezbędnika łowcy.

Uzbrojeni po zęby ruszyli na miejsce zbrodni. Audrey znała adres. Dobra dzielnica, ładna, spokojna... widocznie jednak nie aż tak bezpieczna jak by się wydawało. W myślach raz po raz powtarzała sobie znane im już fakty próbując coś z nich ułożyć. Pięć ofiar. Trojaczki i rodzice, dziewczynki rytualnie wykrwawione. Najprawdopodobniej mordercy zależało tylko na dziewczynkach, a rodzicom dostało się przypadkiem. Za obecność. Trojaczki. Trzy identyczne dziewczynki. Liczba trzy... Trzy jak Trójca... Cholera...

Dojechali na miejsce.
Domek na uboczu, idealny żer dla wszelkiego typu potworów czy to w ludzkiej skórze, czy nadnaturalnej. Milutko.
Wysiadła nasłuchując.
W domu coś było.
Nie potrzebowała do tego relacji posterunkowego by wyczuć charakterystyczna emanację mocy. Ofiara zbrodni często jest tak silnie związana z miejscem swojej kaźni że wraca jako coś co nawet trudno nazwać bytem. Jest emanacją, bezcielesna siłą pełną gniewu, strachu, może również i zagubienia. To wściekłość jest jednak najsilniejsza, złość dająca duchowi siłę i pozwalająca mu trwać.
W domu był poltergheist. Niespokojny. Wystraszony. Wściekły na każdego intruza na swoim terytorium...
Jeśli będą chcieli coś zdziałać w domu wpierw trzeba będzie uspokoić jego mieszkańca.
Wymieniła spojrzenia z Helen i Timem.
Mieli plan. Egzorcystka uspokaja poltergeista,, egzekutor je osłania, a gdy nic już im nie zagraża do akcji wkracza wiedźma. Generalnie dobry plan.
Generalnie.
- ... Dajcie znać, jak będziecie gotowi. – egzorcystka czekała na sygnał do rozpoczęcia akcji.
Audrey skinęła głową
- to jak tajemnicza spółko, zaczynamy. – mruknęłą sięgając umysłem w stronę domu.
 
Merigold jest offline  
Stary 26-08-2010, 11:29   #24
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Grupa „Rytuał”


Cmentarz nie był w stanie wam dać już nic więcej; żadnych wskazówek, odpowiedzi, wyjaśnień i rozwiązań. Wiedzieliście tylko tyle i aż tyle, że grupa Nieżywych próbowała trudnej sztuki przyzwania potężnego demona. Udowodniony udział w takim przedsięwzięciu, nawet bez składania ofiar z żywych, na mocy Postanowienia z 2017 zakazującego praktyk demonologicznych, sam w sobie stanowił już wyrok śmierci. Czymkolwiek były istoty, które odprawiły nieudany rytuał właśnie podpisały na siebie akt egzekucji.

Zarówno CG Lawrence jak i Dolores odczuwacie lekkie zmęczenie po wykorzystaniu swoich zdolności. Wydaje wam się, że zrobiło się chłodniej, a myśli kierują się uparcie w stronę ciepłej herbaty z kapką czegoś mocniejszego.

Hartman złapał trop ghula, który prowadził dalej w głąb cmentarza. Wyraźny smród Nieumarłego, szaleństwa i mordu. Złowroga i odurzająca mieszanka dla zmysłów loup – garou. Także CG Lawrence i Dolores wyczuwałyście tą złowrogą emanację – ślad wyrwany w strukturze rzeczywistości. Nie było to jednak odczucie tak silne, by podążyć za nim, niczym pies za tropem.

Trop prowadził pomiędzy starymi, rozpadającymi się grobowcami, przez najstarszą część cmentarza. Przez obszar, w którym wasze wewnętrzne „radary” wariowały od natężenia doznań. Aura śmierci towarzysząca Nieżywym była tak silna, że nawet Gary odbierał to, jako sygnał zagrożenia mocami danymi Egzekutorom.

Trop prowadził jednak dalej. W stronę, gdzie cmentarz został podmyły przez sezonowa powódź. W latach Wojny niewiele dbano o zabezpieczenia przeciwpowodziowe i Tamiza wystąpiła z brzegów niszcząc mur wokół nekropolii i znajdujące się tam groby.

Szliście zatem przez pełne błota, rozwalonych grobowców, wystających z gleby w nieprawdopodobnych miejscach płyt nagrobkowych oraz czaszek i szczątków trumien. Obecnie tereny te zwano Polem Utopców. Nie na darmo. Nocami te ożywieńcze kreatury wyłaziły z rzeki na tereny po powodziowe i szukały szczątków do zeżarcia.

Ślad jednak wyprowadził was z Pól Utopców nad brzeg Tamizy. Ghul uciekł zniszczonym nabrzeżem, gdzie kiedyś cumowały barki ze śmieciami, złomem i tego typu „towarem”. Spękany cement, wrzeszczące mewy, smród gnijącej wody i żelazisty zapach rdzy zabijał wszelkie inne zapachy. Dla ludzi, lecz nie dla loup - garou. Ty czułeś go wyraźnie.

Prowadził do jedynej budowli w promieniu wzroku – opuszczonej oczyszczalni ścieków.
Kilkadziesiąt kroków przed otoczoną zdewastowaną, drucianą siatką parcelą ujrzeliście słup z kawałkiem blachy na której ktoś napisał czerwoną farbą:

WKRACZASZ NA REWIR!

Tego można było oczekiwać. Dziurą w ogrodzeniu weszliście na opuszczony, sprawiający dość niesamowite wrażenie, kompleks poprzemysłowy. Gary – twój zmysł zagrożenia zaczął szaleć, jak nastolatka w klubie z chippendalami. Coś tu się kryło. Coś naprawdę wrednego i groźnego. Michael – ty wyczułeś dominującą aurę loup – garou. Zapach szczurzej sierści i krwi. Dolores i CG – wy wyczuwacie w pobliżu silną emanację Śmierci.

Odór ghula prowadzi w bok. W stronę wybetonowanego kanału dochodzącego do rzeki.



Tutaj ślad urywa się.

kiedy tak zastanawiacie się, czy schodzić w stojącą, cuchnącą wodę słyszycie niespodziewanie jakiś złośliwy syk za sobą.

- Wypierdalać stąd! Bo nogi z dupy powyrywam!

Odwracacie się zaskoczeni tym niespodziewanym intruzem i widzicie .. żula w podartych łachmanach, z bosymi stopami i dziwnym błyskiem w paciorkowych oczach. nie ma jednak wątpliwości, ze to loup - garou, którego emanacja przeniknęła ruiny.


GRUPA „TROJACZKI”



Weszliście do domu, w którym dokonano zabójstwa czując jak gniew gheista skupia się wokół was. Pierwsze muśnięcie złej woli i złości, na które byliście jednak przygotowani, było niczym sygnał do startu.
W chwilę później wokół was uniósł się odór krwi tak silny, że prawie zmuszał do wymiotów. Zaraz za nim jakaś niewidzialna siła zaczęła miotać w was drobnymi elementami otoczenia. Wiszącymi na ścianach obrazkami w ramach, wazonami, porcelanowymi pierdołkami i innym badziewiem. Improwizowane pociski śmigały wokół was niegroźnie, lecz zmuszając do uników i zasłaniania twarzy.

Gniew tego Bezcielesnego był zrozumiały – w końcu jeszcze kilka godzin temu osoba, która „zghejstowala” żyła, cieszyła się smakiem jedzenia i promieni słonecznych aż przyszła okrutna, bezlitosna śmierć. Oczywiście zarówno ty Audrey, jak i ty Helen wiedziałyście, że to co ciska w was przedmiotami w bezrozumnym szale nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek domowników. Śmierć zabrała temu „czemuś” wszystkie ludzkie emocje, moralność – została tylko fala gniewu, przelewająca się na każdego, kto wkroczył do domu.

Audrey wiedziałaś, czego się spodziewać, dlatego już na progu sięgnęłaś swoją mocą w stronę gheista. Znalazłaś go bez trudu. Dziką falę bólu, która przelała się na ciebie, gdy próbowałaś schwytać Bezcielesnego w moc swego rozkazu – PRZESTAŃ! Idąca obok ciebie Helen układała w myślach wierszyk, który miał uśpić ghesita – ale tego nie mogłaś wiedzieć.

Bezcielesny był silniejszy, niż sądziłaś. Kiedy próbowałaś narzucić mu swoje pęta wściekłość uderzyła w ciebie, niczym pięść boksera. Poczułaś uderzenia noża, na ciele. Prawdopodobnie tak zginęli domownicy. Przynajmniej jeden z nich. Zimna stal rozpruwająca trzewia. Zadająca niewyobrażalny ból. Zachwiałaś się i oparłaś o ścianę, czując jak porcelanowy słonik uderza cię w kość policzkową rozcinając skórę. Wysiłek spowodował, ze z nosa pociekła ci krew, ale schwytałaś to coś i zapanowałaś nad gniewem. Duch został schwytany w moc twego rozkazu. Póki będziesz skoncentrowana, póty poltegreist będzie spokojny.

Nie przewidziałaś tylko jednego. Że w domu są .. dwa Bezcielesne. Ty Helen tez poczułaś to w ostatniej chwili. Ten drugi zmaterializował się na końcu korytarza. Okrwawiona, obdarta ze skóry sylwetka z monstrualnymi szponami u wychudzonych dłoni. Kobieta z oskalpowaną głową i zdartą skórą z twarzy.



Zjawa musiała mieć w sobie sporo mocy, ze zdołała pojawić się w blasku słonecznego dnia. lub działały tutaj inne siły, których nie byliście w stanie przewidzieć.
Morf – bo tak nazywacie duchy potrafiące przyoblec cielesną powłokę – rzucił się na was z szaleńczym wyciem.
Musieliście podjąć jakieś działania obronne i to szybko, bo szpony Bezcielesnego stanowiły jak najbardziej realne zagrożenie.


GRUPA „RZEŹNIA”



Postanowiliście się rozdzielić. Fantom i Telekinetyk zamierzali pogawędzić sobie z rzecznikiem Pijawek, a Egzekutor i Podpalacz raz jeszcze sprawdzić zaułek, w którym znaleziono ciała.

Policjanci z GSR-u oddalili się w stronę swojego wozu, zaparkowanego na początku ulicy. Rewir nie był ich ulubionym miejscem działania. Mieli być w pobliżu, póki nie skończycie swojego zadania. W pobliżu nie oznaczało jednak w ich odczuciu – tuż obok.


Emma Harcourt i Russel Caine


Wejście do lokalu “Krew i Pot” znajdowało się na rogu ulicy. Na pierwszy rzut oka wyglądało jak wejście do setek innych barów w Londynie. Brązowe, wzmocnione drzwi, wygaszony neon pokazujący kartę do gry z wypisaną nazwą lokalu.

Drzwi były zamknięte, lecz po zapukaniu uchyliły się odrobinę i ujrzeliście umalowaną na biało dziewczynę poniżej dwudziestki. Nie zadawała pytań. Widocznie spodziewała się waszego przyjścia.
Bez słowa wpuściła was do środka baru wskazując ręką kierunek.

Lokal był duży i bez wątpienia wygodny i elegancki. Jednak ty, Emmo, wyczuwałaś w nim nagromadzenie aury bólu i śmierci. Piętno Nieumarłych odciśnięte na duszy świata. Działało na ciebie, niczym powiew lodowatego powietrza z klimatyzatora.



Ujrzeliście wielki bar dobrze zaopatrzony w trunki, jak również wybieg dla striptizerów. Z tego, co wiecie na deskach tych rozbierają się loup – garou oraz wampiry. Głośno o tym w lokalnej prasie.

W loży honorowej, położonej w dogodnym miejscu do obserwacji lokalu, siedzi jakiś mężczyzna bawiący się kartami.



Na wasz widok wstaje z nieszczerym uśmiechem wymalowanym na bladej twarzy.

- Witam serdecznie elitę Ministerstwa Regulacji – wskazuje wam miejsca w loży. – Drinka? Anna się tym zajmie. Jestem Benjamin Sander i pełnie funkcję rzecznika wielebnego kantyka.

Mimo pozornej gładkości czuć, ze facet lubi grać ostro. Poza tym ty Emmo wyczuwasz od niego emanacje, jakie zazwyczaj towarzyszą loup – garou.

- Anno, dla mnie przynieś burbona z lodem, tak jak lubię a dla państwa to czego sobie zażyczą. Zatem chcecie poprosić kantyka o pomoc w wyjaśnieniu tego incydentu w pobliżu. Kantyk kazał mi przekazać, ze nie widzi potrzeby, by Regulatorzy musieli tracić na to swój cenny czas. Innymi słowy kazał przekazać, ze sam się tym zajmie.


Xaraf Firebridge i William Southgate


Zaułek cuchnął śmiercią i śmieciami. Takie miejsca zawsze cuchnęły podobnie. Krew i strach. Odór śmierci. Jej oddech, jak to poetycko nazywają niektórzy starsi łowcy.

Kręcicie się po miejscu masakry licząc na to, że coś wpadnie wam w oko. Poruszy nutkę „detektywów”. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie do tego zresztą byliście szkoleni, by wykonywać robotę jakiś gliniarzy. Obaj woleliście raczej działanie bezpośrednie.

Ryjąc więc nosami w śmieciach, zgniecionych puszkach, gazetach, niedopałkach i zużytych kondomach i innym gównem, jakiego pełno było wokół ośmiu bezimiennych obrysów ciał, macie oczywiste przekonanie, że niczego tutaj nie znajdziecie.

I wtedy słyszycie nad sobą głos.

- Ja wiem, kto to był. Kto to zrobił!

Szybkie spojrzenie w gorę i dostrzegacie stojącą na dachu zamaskowaną postać.



Twój „radar” – Xaraf – zaczyna wibrować. Koleś na dachu jest groźny. I może stanowić zagrożenie.

- Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, spotkajmy się dzisiaj w nocy w tym miejscu.
 
Armiel jest offline  
Stary 26-08-2010, 16:06   #25
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Ruszyli tropem ghoula. Mike prowadził, a Gary szedł za nim zastanawiając się czy może być gorszy syf niż Pola Utopców. Błoto i woda po kostki. Śmierdziało trupem i zgnilizną, a napięcie wiszące w powietrzu można było kroić tępym nożem. Zupełnie jak na tej imprezie zombiaków, na którą zaciągnął go Jimmy a potem wygadał że jego ludzki kumpel jest egzekutorem. Ubaw po pachy.
Szedł jednak uparcie, brudząc swoje kowbojki w słusznym celu. Ghoula należało złapać jak najszybciej. Najpierw pojawiło się znajome swędzenie palca wskazującego i kciuka. Gary potarł bezwiednie rękę i rozglądnął się. Pierwsze ostrzeżenie, coś się zbliża. Nie przejmował się na razie bo takie same sensacje czuł jak wyjmował lekko zasiedziałe w lodówce chińskie żarcie zamówione przed tygodniem. Teraz jednak bliskość ghoula lub innego zdechlaka była bardziej prawdopodobna niż sraczka.
Kolejne sygnały spowodowały że Triskett zgasił peta rzucając go pod nogi i spojrzał na Mike’a. On chyba też to czuł. Przyspieszył swoje ruchy i zmysły. Krajobraz zaczął się zmieniać. Zamiast zalanego cmentarza, betonowe nabrzeże, pełne śladów po trupie miejskiego życia. Śmietnik o którym wszyscy zapomnieli. Betonowe i ceglane pudełka porzuconych magazynów, kontenery z wysypującymi się śmieciami, zacumowane i rozpadające się powoli barki. Wypisany krwawymi literami na zardzewiałej blasze napis „Wkraczasz na REWIR” tylko wzmagał romantyczny nastrój.
Egzekutor wbudowany w ciało Gary’ego wchodził już na wyższe obroty. Widoki którymi raczyła ich opuszczona oczyszczalnia ścieków wyostrzały się, barwy przybrały bardziej krwisty ton. Kompani zaczęli poruszać się jakby wolniej. Coś było blisko, coraz bliżej. Machinalnie sprawdził czy na szyi wisi mu podarowany jeszcze przez CG mały, srebrny wisiorek. Ostatni, jeszcze nie udało mu się go zgubić lub przepić.
Pojawienie się szczurka przyjął w miarę spokojnie. W każdym razie armaty nie wyskoczyły z kabur. Był ostrzeżony, a łak nie wydawał się mieć na razie wrogich zamiarów. CG podjęła próbę dogadania się, i jak zwykle dobrze jej szło, pomimo tego że mało co nie spierdolił wszystkiego. Szczurołak był na swoim i taktyka zły, dobry glina nie przypadła mu do gustu. A szkoda, Gary repertuar gróźb miał naprawdę bogaty. Ubezpieczał rozmowę, a gdy okazało się że ghoulica pognała w tą śmierdzącą rurę, zaklął pod nosem. Tyle dobrego, że od razu przejęli oba wejścia, którymi cel mógłby uciec. Na słoneczko pewnie niechętnie wybiegnie, ale CG i Ruiz miały swoje sposoby, jak to baby.
Gary zapalił fajka i przysłuchiwał się snuciu planów. Srebrny łańcuch, który dostał od CG okręcił wokół pasa aby był pod ręką. Na podane srebrne kajdanki już nie wytrzymał. Mike odskoczył jak oparzony, gdy Triskett obejrzał je ciekawie.
- Te z różowym futerkiem zostawiłaś w domu? - Spytał z uśmiechem i podał colta Ruiz, a potem łyknął jeszcze z piersiówki kończąc swój skromny zapas. Latynoska rozpoczęła swoje czary. Gary wpatrywał się w kreślone znaki ciekawie, nie widział jeszcze jej przy pracy. Dlaczego odwracała wzrok?
Po zawaleniu odpływu mogli trzymać się razem. Wywabienie zdechlaka z kryjówki muzyką egzorcystki i wyświęcenie wody było dobrym pomysłem. Benzyny było na tyle aby polać porządnie gruz z wierzchu, tak by ghoul nie próbował się tamtędy przedrzeć. Spojrzał jeszcze na blokadę zrobioną na prędce z łakiem i pstryknął petem w środek zwalonego gruzu. Płomienie zaczęły szaleć. Resztkę w butelce schował do kieszeni, będzie można użyć później, choć jako taktyczną rezerwę wolałby chłopaków z GSRów, a nie te parę oktanów.
CG zaczynała grać. Nuty plątały się pozornie chaotycznie, ten zaśpiew harmonijki był mu dobrze znany. Choć wolał gdy wieki temu grywała spokojne, bluesowe synkopy układające się w swingujące melodie. Spiął się i nakręcił ja sprężyna. Zajął wyznaczoną pozycję, przed CG, nieco z boku. Ghoulowi przestrzelenie kolana nie zaszkodzi w jego nieżyciu. Wiedział że czasu będzie niewiele, ten gatunek zdechlaków był diablo szybki. Dwa, może trzy strzały. Otworzy ogień jak tylko go zobaczy. Plan był dobry. Wywabienie przez dziewczyny, srebrne kule, zwierzęca moc łaka a potem pęta i kajdanki. Kurwa, brzmiało prosto, pięknie i skutecznie.
 
Harard jest offline  
Stary 26-08-2010, 16:26   #26
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Plan był ustalony. Trochę spontaniczny, nieskomplikowany choć też ździebko niebezpieczny. Ale taka to była robota. Jakby jej się marzyły ciepłe kapcie i słodka monotonia to by się nie pchała do MR-u. Z drugiej strony w tych czasach nawet roznosiciel mleka był zawodem podwyższonego ryzyka bo nigdy taki nie miał pewności czy jego klientela nie ma przypadkiem uczulenia na laktozę, preferuję dietę mięsną i wcale się nie zraża kiedy posiłek spierdala wprost spod zębów.

Postanowione więc. Ma się wystawić, zagrać mu melodyjkę (a przy okazji także na nerwach), sprawić by poczuł się zagrożony i wylazł ze swej nory. Oczywiście dalszą konsekwencją miał być fakt, że nadludzko silny i diablo szybki skurwysyn rzuci jej się do gardła no ale chłopcy powinni zdążyć zareagować. Powinni... Trzeba tryskać optymizmem albo od razu zakopać się własnoręcznie na kwaterce miejskiego cmentarza. A poza tym odrobina ryzyka przecież dodaje życiu smaku, prawda?
Zanim przystąpiła do dzieła wetknąła sobie do ust papierosa i zaciągnęła się kilka razy łapczywie. Na wypadek gdyby to miał być jej ostatni. Jeśli ma zejść to chce czuć szczypliwy smak nikotyny na języku.

Przemierzyła korytarz i zatrzymała się przy wejściu do selektora. Triskett i Brasi zajęli pozycję a Lawrence sięgnęła do wewnętrznej kieszeni prochowca. Uśmiechnęła się lekko gdy poczuła pod palcami znajomy przyjazny chłód harmonijki. Nieśpiesznie podetknęła sobie instrument do ust i wydychała miarowo powietrze. Przejechała nim od prawej do lewej, na chybił trafił. W tą i z powrotem. Szukała odpowiedniej nuty, punktu zaczepienia.

No chodź sukinsynu... - pomyślała jeszcze. - Spreparuję ci mały prwatny koncert. Tylko ty, ja i romantyczna muzyka. Śmiało, możesz zaraz popędzić po autgraf.

Dlaczego znów to robiła? Żonglowała swoim marnym życiem jak nic nie wart tandetą rodem "made-in-china"? Całkiem logiczna odpowiedź nasuwała się z miejsca: "Bo każdy kiedyś umrze." Nadal uważała, że to dobry plan. Chłopcy będą mogli zadziałać z zaskoczepia kiedy martwiak skupi się na ich słodkich amorach.

Początek melodii brzmiał jak gorączkowy bezładny zlep fałszywych dźwięków. Jeśli do tego instrumentu dobrał by się pięciolatek z ADHD, którego jedyne doświadczenia muzyczna sprowadzały się do walenia w kuchenne gary to pewnie jego wersja zabrzmiałaby podobnie jak ta Lawrence. Ale magia egzorcyzmów już zaczęła działać.
Wyczuła jaźń czającego się w pobliżu ghoula. Dźwięki płynęły w jego stronę i zaczęły go oplatać jak drobniutka, misternie tkana sieć. Najpierw delikatnie, badawczo, lecz zaraz coraź śmielej. Musiała najpierw wyczuć jego duchową esencję a później oblec ją w melodię. Ale nie chciała się posunąć za daleko... Odnależć granicę, krawędź. I tam się zatrzymać, tak by go nie spłoszyć. Brzmienia z bardzo wysokich przechodziły w skrajnie niskie. Jakby cały czas szukała właściwego rytmu.

Przejmujący jazgot nabierał wreszcie regularnych kształtów. Piosenka zabrzmiała nawet niewinnie, jak kawałek ze starego westernu, kiedy zmęczony rewolwerowiec roznieca ognisko na środku prerii i pożarłszy miskę fasoli, przygrywa sobie coś przed snem. A w tle słychać zawodzenie kojotów i szum hulającego wiatru. Brakowało tylko kojotów. I wiatru. Ale złapała atmosferę skąpanej w ciemnościach prerii.

Kontynowała bacznie rozglądając się dookoła. Oczy już zdązyły przyzwyczaić się do półmroku. Od strony zalanego do połowy ścieku sączyło się bladziutki światło dnia. Jedyne światełko w tunelu w razie kłopotów. I to dosłownie.

Melodia przybierała na sile. Lawrence poczuła wysiłek jaki niesie z sobą moc egzorcyzmów. Gdyby miała opisowo sprezentować laikowi to co właśnie wyrabia pokusiła by się o takie porównanie. Jeśli ciało ghoula to była zimna betonowa podłoga w jakimś zapchlonym lokalu, a jego dusza to zapleśniały przegniły dywan, który z biegiem lat przyrósł do posadzki, to Lawrence właśnie wpychała pod ten dywan długi ostry brzeszczot i podważała ku górze. Oj tak, to musiało boleć... Może nie na płaszczyźnie fizycznej, ale jego dusza musiała skręcić się w konwulsjii.
Naruszyła spójność pomiędzy jego ciałem i duchem. Wetknęła mu przez gardło badyl i z satysfakcją gmerała w jego bezcielesnych flakach...

A każdy wie, jakie są ghoule... Dwa razy nie trzeba ich prosić do tańca. Są jak młodociani gangsterzy obwieszeni plastikową biżuterią pomalowaną na złoto i wyrzucający z sobie taką ilość przekleństw, że się nie sposób wyłowić z ich bełkotu jakiegokolwiek sensu. A może on nie ma sensu? W każdym razie wystarczy na takiego krzywo spojrzeć a już chce cię zrównać swoim bejsballem z poziomem krawężnika. Ghoule mają w sobie podobne pokłady finezji. A Lawrence właśnie nie tyle krzywo na niego łypała co pierwsza przywaliła mu w beret gazrurką. Musi się wkurzyć, prawda? No musi. Wy byście się nie wkurzyli? Ja tak.
 
liliel jest offline  
Stary 26-08-2010, 17:22   #27
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Spokojnie. Jesteśmy z Ministerstwa Regulacji - Lawrence błysnęła odznaką, trochę w filmowym stylu. Dolores pomyślała, że brakowało im tylko ryczącego lwa w czołówce. Kto wie, może by go nawet dostali, gdyby nie fakt, że jeszcze przez 2012 MGM padł z hukiem i nigdy już nie wstał? - Szukamy ghula, który nabroił zeszłej nocy na cmentarzu. Może rzucił ci się w oczy?

Mike zwrócił się w kierunku szczura. Czuł jak krew zaczyna mu żywiej płynąć a mięśnie napinają się gotowe do błyskawicznej reakcji. Uspokoił się na dźwięk głosu CG. Zrobił kilka kroków w kierunku ściany cały czas patrząc na tubylca. Chłonął zapachy starając się określić czy łak jest sam czy przypadkiem nie ma gdzieś za plecami kilku swoich kompanów. Dolores powstrzymała pierwszy odruch posłania szczura gdzie pieprz rośnie. Mógł się okazać istotnym świadkiem i obcesowe odpędzenie go mogło narobić więcej szkody niż pożytku. Gadanie zostawiła CG. Sama, w skupieniu i z niezwykłą czujnością przyglądała się istocie, jednocześnie sondując okolice w poszukiwaniu niespodzianek. Gotowa była chronić ich tyłki mimo zmęczenia.
Szczurołak zasyczał obnażając podobne do siekaczy żółte zębiska.

- Kurwaszzzzz. Ghul. Kurwasszzzzz. Był. Kurwaszzzzz. Szpierdoilił w kanały. Zanurkował w gównie. Jest gdzieśśśś pod dawnym ssselektorem. Za noc z tą samicą - spojrzał na Dolores uśmiechając się obleśnie - jestem nawet gotów was tam poprowadzić.

Na dźwięk jego slow uśmiechnęła się czarująco i przesłała szczurowi całusa. Jednocześnie pokazując mu środkowy palec Chociaż miała ochotę skomentować, postanowiła trzymać się wcześniej objętej taktyki. Na pierwsze sygnały wysyłane przez cały organizm, Gary odgarnął połę płaszcza, odpinając guzik. Coś się zbliżało. Wzrok wyostrzył mu się, chodził na ugiętych lekko kolanach, rozglądając się pilnie. Gdy pojawił się szczur, spojrzał szybko na Mike’a. Gdy ten odszedł kilka kroków do ściany, Triskett odruchowo znalazł się w pewnej odległości od śmierdziela, tak by stanąć mu na drodze do CG i Dolores. Zmrużył oczy i obserwował.


- -Wczorajszej nocy na cmentarzu zostały zamordowane trzy osoby - Lawrence ciągnęła przesłuchanie niewzruszonym monotonnym głosem. - Wiadomo ci coś o tym?
-Khe, khe. khe - ni to zaśmiał się ni to zakaszlał szczurołak. - Osoby ginące na cmentarzu. Kto by pomyślał. Khe. khe. khe. Nie kurwaszzzz nic kuwaszzz nie wiem na ten temat. Cmentarz jest daleko, kurwaszzzz. Za dużo zimnych, jak na mój gust.


- Może inny układ, co? – warknął Triskett - Ty nas poprowadzisz za ghulem, a my zadbamy o to by nikt nie oskarżył cię o współudział w wywoływaniu demonów i nie wydał Nakazu na odstrzelenie twej dupy funtem srebra. Hmm? Najwyraźniej podoba ci się twój spokojny zakątek – rozejrzał się z obrzydzeniem po śmierdzącym betonowym krajobrazie – Nas interesuje tylko ghul, potem damy ci spokój.
Mike spojrzał z wyrazem dezaprobaty na Egzekutora. -Szczurołap zaś zasyczał słysząc słowa Gary’ego

- Jeszcze jedna grośśśba a was stad wypierdolę. Mam akt własności na ten teren, a wy kurwwwwwa właśnie wkroczyliście tu bez pierdolonego nakazu.... I albo grzzzeczniej albo wypierdalać.
-Spoko spoko, warknął gardłowym głosem. Tylko nie wzywaj glin – Mike zaśmiał się rubasznie puszczając oko do łaka. - Wracając do tematu. Myślę, że rozmowa z panią funkcjonariusz nieźle wam szła-wskazał ruchem głowy CG-nie przeszkadzajcie sobie - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Lawrence uczyniła kilka powolnych kroków w kierunku szczurołaka.
- Na czym skończyliśmy? - zamyśliła się na moment rozcierając skroń. - A tak, ghul... Trochę się nam spieszy i byłoby nam na rękę gdybyś wskazał nam miejsce gdzie się ukrywa.
Cały czas szła na przód, minęła Gary’ego, minęła Mike’a i teraz dzieliło ją już od łachmaniarza kilka kroków. Może i niepotrzebnie się wystawiała ale facet był najwyraźniej uczulony na groźby, może odrobina okazanej dobrej woli nastroi go optymistyczniej. Sięgnęła powolutku do kieszeni na piersi i wyciągnęła stamtąd niewielki tekturowy kartonik.
- Śledczy Lawrence. Oto moja wizytówka. Znajdziesz tam numer telefonu do biura, na odwrocie jest też domowy. Na wypadek gdybyś coś sobie przypomniał albo zaistniały jakieś nowe okoliczności, które mogłyby nas zainteresować.
Podejrzewam, że często kręcisz się na cmentarzu a i pewnie niewiele jest w stanie ci umknąć.
Stała na tyle blisko, że mogła zniżyć głos i przemienić rozmowę w bardziej prywatną. Starała się ignorować bijący od loup garou odór.

- Wiesz dlaczego jestem dobra w swoim fachu? Bo znam i rozumiem to miasto. I szanuję jego mieszkańców. Cenię sobie każdą pojedynczą znajomość, a i każdy spośród nich -ceni sobie znajomość ze mną. Dziś ty pomagasz mnie, jutro może ja pomogę tobie... Zapewne wiesz jak to działa.

Wyciągnęła dłoń w kierunku szczurołaka. Serce biło jej mocniej, ale twarz pozostała stężała i obojętna.

- Jak mówiłam, nazywam się Lawrence. Chcesz się zapoznać czy wolisz iść w swoją stronę? Masz moje słowo, że nikt cię nie zatrzyma. Ale pomyśl o mojej propozycji. Dobrze jest mieć znajomego w Ministerstwie. Nie obiecuję ci gruszek na wierzbie, ale jeśli kiedyś miałbyś do mnie prośbę na pewno wezmę pod rozwagę fakt, że kiedyś wyświadczyłeś mi przysługę. -----
- Oh - jęknął szczurołak a przez jego ciało przebiegł spazmatyczny dreszcz. - Miło.
Ruchem szybkim, jak to loup - garou, ujął twoją dłoń w swoją z czulą delikatnością.
- Taaak - zasyczał - Ghuul.
Pochylił się i powąchał jej rękę a potem przejechał po niej jęzorem. Ciepła, lepka i cuchnąca ślina zalśniła na twojej dłoni.
- Zaprowadzę - westchnął przeciągle - Zaaaprowadzę - wydyszał. Za mną.
Szczurołak wypruł na przód i dopiero wtedy CG wytarła dłoń w chusteczkę.
- Masz jakieś nazwisko? - rzuciła jeszcze za nim.
- Tak. Brad Pitt . Nazywam się Brad Pitt.
- A może - zagadnęła go, wymachując aparatem - może zgodzisz się na pamiątkowe zdjęcie? Ze mną lub CG. Wyślemy kopię!
- Żadnych kurwwwwwaszzzzz zdjęć.
Mike nie wytrzymał, parsknął śmiechem, że aż się posmarkał. Wytarł nos w rękaw.
- Hej, nie irytuj się. Marzyłam o zdjęciu z Bradem Pittem!

Mało brakowało. Gary postanowił się już nie odzywać. Taktyka zły glina, dobry glina może była skuteczna, ale nie w każdych okolicznościach. CG na szczęście sobie poradziła. Jak zawsze. Kurwa, usłyszy co nieco od niej. No ale zasłużył, zmordowany kacem łeb zdaje się nie służył mu tak dobrze jak zwykle. Nie spodobało mu się tylko że wyszła przed niego usiłując zdobyć zaufanie łaka. Zmarszczył brwi i przeszedł parę kroków w bok aby mieć otwartą linię. Na wszelki wypadek.
Mike zrobił parę kroków w kierunku CG. Spojrzał błyszczącymi jeszcze od śmiechu oczyma w jej oczy i pokiwał głową.

-Brawo-mrugnął do niej i ruszył za szczurołakiem.
-Będę tuż za nim, Gorzała niech pilnuje tyłów-rzucił w kierunku egzekutora- jakby co, krzyczeć.
Szczurołak poprowadził świeżo zawiązaną Grupę Operacyjną do dawnej hali przemysłowej. W podłoży tuż przed nimi ziała ogromna dziura.
- Tamten korytarz prowadzi do ssselektora, kurwasszzzz. Jest tam, skurrrwiel, lecz ja tam nie wlezę, o nie.
-Czy można się tam dostać inaczej niż tędy? - wskazał dziurę w podłożu
- Tak - odparł Brad Pitt - Ale żadne z was się nie przeciśnie tą drogą. Jest jeszcze zalana rura wylotowa z seeelektora.

Gorzała wyjął ze skórzanej kieszeni koło kabury niewielką latarkę Magnalite. Baterie były trochę słabe, ale jak sprawdził przecinając snop światła ręką działały jeszcze.
- A Ghul? Da radę się tą drugą drogą przecisnąć? - Gary spojrzał jeszcze do tunelu i zaklął cicho.
- Ni chuja - stwierdził Pitt i to chyba dotyczyło ghula.
-Dobra, pokaż mi gdzie wychodzi ta rura. Gorzała pomożesz mi ją czymś ciężkim przywalić, żeby ghulowi nie przyszło do głowy tamtędy wyłazić.
- No dobrze a jaki plan? - wtrąciła się Lawrence. - Na hurra raczej tam nie wejdziemy. Triskett i Brasi - tutaj zerknęła na loup garou bo chyba jeszcze nie wiedział jakim ochrzciła go przydomkiem - są naszą największą siłą ognia i to im trzeba zostawić złapanie ghula. Problemem może być wzięcie go żywcem ale nikt nie mówił, że ma nie mieć przestrzelonych kolan. Tylko nie naszpikujcie go za dużą ilością srebra bo nam zejdzie. Nie wiemy gdzie dokładnie się ukrywa, równie dobrze może siedzieć pod wodą, przede wszystkim powinniśmy więc go wywabić. Zgłaszam się na ochotnika do robienia za przynętę. Zostanę przy wejściu i zagram mu jakąś melodyjkę, która powinna go dostatecznie wkurzyć aby zaatakował. Nie bawiłabym się w obstawianie -wyjść. Ghule są zajadłe i agresywne. On się nie będzie bawił w ucieczkę. Zaszarżuje. A gdy się odsłoni panowie dobiorą mu się do dupy. Ja niewiele zdziałam przeciwko ghulowi, spróbuje go trochę zdezorientować i mam nadzieję spowolnić. Ale przede wszystkim ty Ruiz musisz się kontrolować. Jak za bardzo zaszalejesz to go przegonisz w diabły. Plan nie bardziej ryzykowny niż każdy inny. No chyba, że przychodzi wam do głowy coś lepszego.

Gary skrzywił się, ale nie protestował. Po chwili wahania skinął głową.
- Dobrze. W razie problemów od razu pryskajcie w kierunku cmentarza – zerknął na kobiety. Potem jeszcze raz sprawdził broń.
-Za dużo gadaniny – warknął pokładowy łak - Gorzał idziesz czy nie!? - Ruszył w kierunku wylotu - Jak byśmy tego nie zrobili trzeba utrudnić mu ucieczkę i tyle.


- Zrobione - rzucając na ziemię przytargany kawał blachy - na-mój rozum musimy zdecydować, czy ładujemy się tam teraz - wskazał ręką wejście- czy czekamy do wieczora. Ghul ni chuja za dnia nie wylezie , chyba, że mamy ludzkie mięso i krew, ale to porąbany pomysł ze względu na tego tam - wskazał głową szczurołaka- i na mnie. Więc jak ludziska czekamy do wieczora?
- Mówię ci Brasi, nie ma powodu czekać do wieczora. Jak mu zagram to poczuje się na tyle zagrożony że wylezie i zaatakuje. Ja go spowolnię i zdezorientuje a wy musicie go zatrzymać. Trzeba skorzystać z tego, że na zewnątrz nadal świeci słońce i tam nie czmychnie. Generalnie wątpię żeby w głowie mu był odwrót. -Proponuję więc iść od razu. -Poza tym za dnia nie jest taki szybki, niejako ospały. Żal przepuścić okazję. Aha - Lawrence wyciągnęła z torebki solidny srebrny łańcuch i rzuciła go Triskettowi - To żeby go później skrępować. Tylko ty, Brasi, się tego nie tykaj - zerknęła z ukosa na loup garou - bo poparzysz sobie łapki.
- Nekromanci - latynoska mruknęła pod nosem - wiedziałam, ze o czymś zapomniałam. To tez może Ci się przydać - uśmiechnęła się szeroko, wręczając Triskettowi wyciągnięte z tylnej kieszeni dżinsów srebrne kajdanki.
-Dobra dobra laski przystopujcie z tym srebrem - odruchowo zrobił krok do tyłu. - Nie wiem co masz na myśli mówiąc zagram, ale jeśli to zadziała i łajza wylezie to nie mam nic przeciwko. -
- Lepiej daj mi na chwile broń - rzuciła pod adresem obu mężczyzn Dolores. - Trochę ją usprawnię. - Ty też - dodała wyciągając rękę po bron CG, która bez wahania podała jej nabitego srebrnymi kulami derringera. Gary zapalił fajka i przysłuchiwał się dyskusjom. Podał colta Ruiz, a potem łyknął jeszcze z piersiówki kończąc swój skromny zapas. Również Mike, widząc, że inni bez ceregieli przekazują broń Loli Mike wyjął swojego browninga i przekazał w drobne dłonie latynoski.

Ruiz butem wyrównała cienką warstewkę błota pod nogami. Przykucnęła i tuląc do piersi cztery sztuki broni palnej, z zamkniętymi oczyma wyrysowała doskonale znane jej veve. Symbol był wierną kopią tego, który od niedawna zdobił jej kark. Z kieszeni wyciągnęła worek sproszkowanej błękitnej kredy wymieszanej ze startymi kamieniami nerkowymi. Bladoniebieskim proszkiem wypełniła kontury znaku. Stanowił on centrum kreślonego przez nią okręgu ochronnego, który powinien wspomóc CG. i dać im trochę ochrony. Ułożyła broń na piasku, dłonią wykonując gest nagarniania energii. Powtórzyła go jeszcze kilka razy, aż zawładnął nią rytm. Usłyszała bębny, których nie słyszał nikt poza nią. Legba słuchał. Loa spływały ku broniom, gnieździły się w magazynkach. Brały pod swoją opiekę srebrne kule, mające przypieczętować los ghula.
Podniosła się z ziemi i każdą z broni oddała właścicielowi, nie patrząc w jego kierunku. Czarne źrenice dziewczyny zabrały mlecznego matu. Zadrżała, zbliżając się do loup-garou. Na jej twarzy malował się wysiłek. Nie była teraz Dolores Esperanzą Ruiz. Była narzędziem Papy Legby. Naczyniem dla jego woli oddzielenia na powrót żywego od martwego.
Skinęła głową i upewniwszy się, że są już gotowi zrobiła jeszcze kilka kroków, wchodząc w wodę. U jej ramion kotłowały się loa. Nadszedł czas. Legba chciał odebrać co jego. Każde z jej małych zwycięstw było dla niego krokiem w kierunku ładu. Ofiarując członki ghula Legbie, poświęciła wypełniającą kanały wodę. Wycofała się na dźwięk pierwszych nut Lawrence. Wciąż skupiona na otaczających ją aurach, oczekująca ghula.
Co mogło pójść źle? Mieli przecież plan. Wystarczyło się go trzymać.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 26-08-2010, 18:26   #28
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
GRUPA "RZEŹNIA"

Staliśmy tak przed barem zdechlakow jak jakieś pierdoły oczekujące na niewiadomo na co. Czs mijał a Emma i Caine nie wychodzili.
Xaraf…co to kurwa za imię? Czemu nie xifoxaflug? Czy jakieś inne xxxxxxxx.
Odwalało mi. Przetarłem zmęczoną twarz. Ale bym się napił kawy. A więc Xaraf stał w pobliżu rozglądając się uważnie. Wyciągnałem fajki i poczęstowałem egzekutora. Kiedy przykładałem papierosa do ust już się żarzył. Łowcy…. Raczej dziwki sterczące pod barem. Męskie dziwki. Tfuuu. Mogłem sobie tak gadac w myślach i psioczyć a oni i tak nie wyłazili. Kurwa, zaraz zniose tu jajo. Zaczłęm chodzić w pobliżu wejścia. Potem na dachu pojawił się jakiś typek obwieszczający niczym jakiś święty, że zna prawdę o wydarzeniach z zaułka, że wie kto zabił. A ja potrafie do jasnej dupy spacerować po ogniu. Chciał się spotkać ponownie w nocy by nam powiedzieć wszystko. Tak jakby dzien był zły na gadanie Jak nic wyglądaliśmy jak dziwki.

- W nocy nas może tu nie być. Rzuć coś wartego uwagi, coś co nam powie ze nie kłamiesz. Taki tekst może rzucić byle frajer - odezwałem się w końcu

Gościu był mniej rozmowny ode mnie. Albo noc albo gówno, figa. I się zawinal znikajac nam sprzed oczu. Jakaś cholerna forma Zdechlacza. Rewir, w dupę. Teraz się wyjaśnilo, dlaczego był okutany od stop do głów i żądał spotkania w nocy. Z drugiej strony i tak tutaj mieliśmy wracać, by pogadać z tym Krwiolizem – Kantykiem
Chwilę potem z gniazda Kłów wylazła nasza pozostała dwójka. Emma od razu zaczęła gadać. Lubiła to. Buzia jej się prawie nie zamykala. Co jej się dziwić musiała nagadac się za mnie i za X-a. Chciała sprawdzac zaułek. Zadawała mnóstwo pytan nie czekając na odpowiedź. Byłem jednak cholernie cierpliwy.

- Tak - odpowiedziałem na pierwsze pytanie dotyczące tego czy widziałem już zaułek - Nic ciekawego – wtrąciłem na pytanie odnoszące się do tego co tam widziałem - Futrzaki sa najlepszymi straznikami dla wampirow - dodałem na koniec podsumowując wywód Emmy na temat Sierściuchowatych strażników Krwiolizów

Czekałem na decyzję reszty odnośnie dalszych postępowań. Mieliśmy dzień. Pochmurny bo pochmurny ale dzień. Czy Ci w Ministerstwie nie wiedzą, że w dzień Łowcy śpią. Noc, szanowne Ministerstwo Magii jest od Łowów, a nie kurwa dzień. Nie tak to miało wyglądać.
Cain wziął na siebie obowiązek szefowania. I całe szczęście. Nie lubiłem tego. Typ gwiazdy to nie ja. Podzielił zatem obowiązki dość szybko. Miałem wraz z Emmą ruszać do zombiaka by go przesłuchac a Xxx z Cainem mieli pchnąć sprawę z raportami, sekcjami itp. badziewiami. Po przesłuchaniu mieliśmy wrócić z Emmą do Ministerstwa i już w czwórkę w nocy udąc się ponownie na Rewir.

- Dla mnie plan ok. – odpowiedziała jako pierwsza najbardziej gadatliwa osoba z naszego grona - Po rozmowie z zombiakiem podjedziemy z powrotem do Ministerstwa i pomożemy wam z tym raportem a potem dogadamy nocną wyprawę na Rewir bo raczej tego nie unikniemy jeśli chcemy pogadać z Kantykiem. Jak już wszystko mamy ustalone i nikt nie ma nic przeciwko to jedźmy. Szkoda tracić czas.- Emma pomaszerowała do samochodu

Przytaknałem

- Zjedzmy jednak coś po drodze bo burczy mi w brzuchu – dodałem wsiadajac do samochodu
Na podzielenie się z Cainem i Emmą opowieścią o Znikającym Człowieku przyjdzie jeszcze czas w ciągu dnia. Uważałem, że gość więcej napląta niż pomoże i zbytnio nie brałem go na serio. Mimo wszystko teraz nie działałem sam i pozostali powinni wiedzieć o tym spotkaniu. Byłem z rodziną i miałem zamiar się jej trzymac, niezaleznie od tego jak bardzo popaprani byliśmy.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 14-04-2011 o 16:59.
Sam_u_raju jest offline  
Stary 26-08-2010, 19:05   #29
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wnętrze domu pachniało śmiercią. Słodkawy i mdły odór krwi i trupów unosił się w powietrzu przedpokoju i większego holu. Tim szedł pierwszy z bronią wymierzoną przed siebie. Lufa jego 1911 – stki podążała za jego wzrokiem, gotowa posłać śmiercionośne pociski do celu. Wszystkie meble w domu były poprzewracane, a książki, naczynia i inne sprzęty domowe rozrzucone w nieładzie. Poltergeist, który to zrobił musiał być bardzo wkurzony, co szczerze mówiąc nie zdziwiło MacDouglasa. Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, jak by się czuł w takiej sytuacji. Być może też gniew wziąłby górę nad rozsądkiem i dążyłby do destrukcji.
Kobiety podążały za nim, można powiedzieć krok w krok. Zachowywały się bardzo profesjonalnie, choć nie musiał się oglądać, by wyobrazić sobie grymasy obrzydzenia na ich twarzach. Sam z trudnością powstrzymywał torsje, za każdym razem kiedy odór śmierci drażnił jego przewody nosowe. To musiała być straszna zbrodnia. Na parterze nie zauważyli żadnych ciał, widać tragedia rozegrała się na piętrze. Ruszył w tamtym kierunku, przez zabałaganiony salon, kiedy rozpętało się piekło. Polter zaczął szaleć. Wszystkie małe przedmioty, jakie były w pobliżu, zaczęły unosić się w powietrzu i uderzać w ich kierunku. Niektóre z nich były naprawdę ciężkie i przy ostrych krawędziach mogły boleśnie zranić. Starał się ochronić ciałem, chociaż trochę swoje partnerki, ale nie do końca mu się to udawało. Na szczęście dotarli do schodów bez poważnych uszczerbków na zdrowiu, nie licząc małego rozcięcia na jego policzku, nikomu nie stała się krzywda.
Mszczący się i rozgniewany duch, chyba się uspokoił, bo wszystkie latające w powietrzu przedmioty opadły na ziemię, jak za dotknięciem jakiejś pieprzonej magicznej różdżki. Wtedy dotarło do niego bezwiednie to, że cały czas szeptał pod nosem słowa haki peruperu.
Ka mate! ka mate! Ka ora! ka ora!
Ka mate! Ka mate! Ka ora! Ka ora!
Tēnei te tangata pūhuruhuru
Nāna nei i tiki mai, whakawhiti te rā
A, hupane! A, kaupane!
A, hupane! A, kaupane!
Whiti te ra!
Nawet nie wiedział kiedy zaczął, ale zawsze go to uspokajało i pozwalało skoncentrować umysł. Twarz Audrey była skupiona i poważna. Zgadywał, że to właśnie Wiedźma, powstrzymała gleista i teraz prowadzi z nim mentalną walkę.
Chwila spokoju była krótka. Wyczulone zmysły Tima zlokalizowały Zjawę materializującą się na korytarzu. Szybko ocenił zagrożenie, które miało bardzo realne szpony i bardzo realnie niebezpieczne zamiary. Rzucił się przed kobiety i stanął między nimi a zbliżającą się potworą. Ruchem umykającym wzrokowi, zmienił pistolety. Teraz trzymał bliźniaczego Colta, załadowanego zwykłą amunicją, którą systematyczne zaczął strzelać w zbliżającego się zmaterializowanego ducha. Na ułamek sekundy zdołał zatrzymać kroczącą ku nim apoteozę śmierci. Miał nadzieję, że dał w ten sposób cenny czas Wiedźmie i Egzorcystce, które w takiej sytuacji lepiej powinny się poradzić.
Klik… Klik…
Magazynek był pusty… a Zjawa tak blisko, że nie zdążyłby przeładować. Wzrok zarejestrował wbity w ścianę pogrzebacz, który w ataku szału poltergeista przebył dość daleką drogę od komina znajdującego się w salonie. Wyrwał go i zdzielił atakującą manifestację prosto w łeb, uderzenie doszło celu…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 27-08-2010, 10:58   #30
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Harmonika grała a oni wygrzewali się w blasku podpalonej przez Gorzałę benzyny. Gdyby nie ten smród można było pomyśleć, że byli na jakimś pieprzonym grillu w opuszczonej oczyszczalni ścieku.
Mike lubił sobie wyobrażać przed walką różne kojące umysł i duszę sceny, uspokajał siebie i swoją bestię która czaiła się gdzieś tam na granicy jaźni gotowa wyskoczyć jak królik z kapelusza. Ale to nie byłby miły puszysty króliczek tylko… .Niemiły i niepuszysty, chyba.
Broń trzymał gotową do strzału opuszczoną jak należy wedle wszystkich cholernych procedur policyjnych, tak aby w odpowiednim momencie wymierzyć i strzelić. Na ghula nie wystarczy, ale plan przewidywał dalsze działania, strzał jeden, drugi, trzeci, przyklęk, odłożenie broni i skok. Powali skurwiela, obezwładni i chwyci za blachę . Dalej się zobaczy. Tymczasem "rozkoszował" się zapachem płonącej benzyny i dźwiękiem harmonijki. Ile by dał za schłodzonego browca.
Nie było powodu do nerwów, przecież wszystko dobrze sobie ustalili, no może nie to ognisko, ale cóż, improwizacja jest mile widziana.

-Kurwa, nie było mowy o ogniu-warknął
Człowiek musi dać upust swoim nerwom a dzisiaj miał wyjątkowo niewiele okazji, żeby się zirytować.
*
Pomylił się określając położenie ghula, nie był na cmentarzu a CG nie omieszkała mu wytknąć błędu. No może nie wprost. No dobra, upewni się i zaprowadzi ich w dobre miejsce. Szlag, jak mógł się tak pomylić, do tej pory zmysły go nie zawodziły. Złapał trop to się tylko liczyło. Podniecony gnał za zapachem gnijącego mięsa. Kurwa jak mógł się tak pomylić?!
*
Ten śmierdziel na zbyt wiele sobie pozwalał, powinien ściągnąć go z tej rampy i spuścić solidny łomot. Ale szczurołak nie dał mu więcej pretekstu. Bardzo dobrze, po co od razu te nerwy, spokojnie, szkoda sił.
*
Życie ci nie miłe kobieto? Łachmaniarz Cię polizał, no cóż, teraz już się go tak łatwo nie pozbędziesz. Nie moja sprawa.
*
Ile można gadać, czy to tak trudno zrozumieć. Tu jest wejście, tam jest wejście. To o jedno wejście za dużo.
*
Widać srebro było modne w tym sezonie bo każde z nich było nim obładowane. Czuł to już w samochodzie. Do tego jeszcze te kajdanki. Po co im srebrne kajdanki skoro zamierzał uwalić łapki ghula jak tylko pojawiłaby się możliwość? Kadłubek był jego osobistym wkładem w taktykę działań, nie mogli go załatwić zanim nekromanci się nim zajmą.
*
Coś zachlupało w tunelu. Wytężył zmysły i przesunął się w kierunku Kamikadze. Może laska szukała śmierci, ale niech sobie nie myśli, że on pozwoli jej teraz spełnić to wyjątkowo oryginalne marzenie. Cichy przeciągły warkot wydobył się z jego gardła. Pociągnął nosem upewniwszy się, że Gorzałę ma po prawej. Ten koleś był chodzącą bimbrownią a przynajmniej tak pachniał, Loup nie będzie miał problemu z jego zlokalizowaniem. Kamikadze parę kroków za nim. Boski wiatr odoru brawury z beznadziejnością losu, ciekawa mieszanka. I… Dolores, słodka woń imienia przeszła na nią całą, gdzieś obok CG.
Ścięgna napięły się do granic możliwości, aby za chwile je przekroczyć i z charakterystycznym chrzęstem zrobić miejsce nowej tkance. Mięśnie zajęły należną im przestrzeń i rozrosły się błyskawicznie. Ramiona wydłużyły się z każdą sekundą o te parę centymetrów, podobnie nogi. Powstrzymał chwilowo przemianę, aby nie tracić odpowiedniej percepcji. Targnęło nim jakby w proteście, ale uspokoił ciało obietnicą, że za chwile pozwoli na więcej. Uśmiechnął się złowieszczo i przeciągnął językiem po kłach. Przyjemne uczucie, kiedy czujesz obcy dotyk na swojej skórze.

No chodź maleńka
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172