Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2010, 19:31   #11
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Mowa była skuteczniejsza, niż mógł przypuszczać. Ivana jednocześnie przygnębiła atmosfera spotkania. No tak, iście słowiańskie pożegnanie, wielkiego człowieka, to nie mogło się skończyć bez kłótni. Szkoda, że nie było jakiejś szkaradnej mordy, bo Fiodora strasznie pieści swędziały po wódce.

- Mattheew przyjacielu. - Odparł nonszalancko, zaciągając się konkretnie szluga, uradowany tym, że nie jest jedynym palaczem w gronie - Nikt nie mówi o tym, by wyjść na ulicę z transparentami i nawoływać do Świętej Wojny, Vendetty, czy jak to chcecie nazwać. - Oparł się łokciami o stół, by głębiej zajrzeć w oczy motocykliście. - Chodzi o odświeżenie znajomości, kupę lat mnie w LC nie było, wielu co znałem to albo nie żyje, albo siedzi, albo co gorsza jest konfiturą. Nikki Jak się twój kontakt na walki nazywa? Bo nie wiem czy o tym samym Latynosie mówimy, dawno już nie tłukłem się na ringu. Muszę w wolnym czasie na siłownie skoczyć. Chętnie bym tak komuś... - Ivan poetycko zobrazował na stole, jakby potraktował twarz delikwenta stojącego mu na drodze do zemsty, chociażby to był tylko marny sparing partner, dzięki któremu można zarobić trochę szmalu. Cały stół aż się zatrząsł, wraz z umieszczonymi nań przekąskami - Już wam mówiłem. Mój jedyny cel to pomścić naszego Staruszka. Bóg mi świadkiem, jakbym wiedział co za gnój wpakował go dwiema kulkami do trumny, już byłbym w drodze do niego. - tu obrócił się do kurtki zawieszonej na krześle swoim krześle i sięgnął swojego Desert Eagle'a 12,7mm - Wiecie co bym z tym śmieciem zrobił? Najpierw wyłupałbym mu oczy, jakąś łyżką, albo nożem. - Przerwał narrację, dolewając sobie jak już sam sobie tłumaczył, tego ostatniego kielona - Później, wymordowałbym mu cała rodzinę, tak by słyszał ich konające męki. Dla mnie to nie jest problem załatwić kobietę, czy dziecko. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak osobiste sprawy. Później pastwiłbym się nad nim, i delikatnie dał mu do zrozumienia, że jeśli powie mi grzecznie, kto za tym stoi, pozwolę, by połączył się w niebie ze swoimi bliskimi. To byłby nawet... Gest łaski z mojej strony. Czemu tak brutalnie? A żeby przełożeni kochasia mieli świadomość, co mogę zrobić z pomysłodawcami tego morderstwa, skoro tak potraktowałem zabójcę. Za pewne zwykłą płotkę w organizacji. Także Shephard... - Raz jeszcze spojrzał ambitnemu Matthew w oczy - Fajnie, że masz inicjatywę. Nie tylko ty, broń boże! Dilerka, haracze, mała myjka samochodowa, pralnia pieniędzy, to świetne pomysły, ale nie zapominajcie - Groźnie podniósł głos i palec do góry - To jedynie cel do którego zmierzamy. Naszym celem samym w sobie, jest pomścić Starego. Nie będziemy nikogo rekrutować, ja nikomu nie ufam, nawet muszę przyznać szczerze, że ciężko mi nawet przed wami się otworzyć, tym bardziej, że potencjalni rekruci, mogą równie dobrze nie działać wyłącznie dla nas, a także i dla naszych wrogów. Na pytanie, co będziemy robić, odpowiemy sobie jutro, na trzeźwo - wyszła na jaw cała apodyktyczna natura Fiodora. Ten facet nie znosił sprzeciwu.

"-Wcale nie będzie łatwo - pomyślał - Zawsze wolałem grać drugie skrzypce, ale to zbyt poważna sprawa, aby sama się załatwiła, trzeba wziąć się za nią na ostro. Shepard jest nakręcony, to dobra cecha, tylko, żeby działał zdyscyplinowanie, a będzie dobrze. Tony zatwardziały lojalista, doskonale, trzeba komuś bezgranicznie zaufać. Joke'm Jutro się zajmę, mam pewien plan...."

-Plan jest taki! - Odparł, bekając na przemian - Dziś już nic nie wymyślimy, lecimy zaraz lulu, bo rano robota czeka. W sprawach formalnych, zadzwonię jutro do Notariusza, czy Stary testamentu nie zostawił, i czy na kogoś ten dom jest przepisany? Dobra melina by to była na starcie. Niepozorna okolica. A po drugie, podzielimy się jutro na dwie części. Pierwsza - Tu wskazał na siebie - Będzie trzeba rozejrzeć się w poszukiwaniu znajomych gęb. Nikki i Mike "Joke" pójdziecie ze mną i skoczymy do mojego starego kumpla, Matias'a Santo. Kiedyś walki urządzał, może znajdzie coś dla nas, na dobry początek, właśnie w piwnicach, gdzie toczą się nielegalne bijatyki w klatce, można spotkać najbardziej wpływowych w półświatku. Przy okazji obkupimy Joke'a by nie odstawał od reszty. Nie wiem co się stary działo z Tobą, ale zmienimy to jutro. Druga grupa, tj. Profesor, Shepard i Tony Zobaczycie czy jakieś lokale w okolicy Dukes, nie potrzebują naszej "ochrony", czy pieniądze nie potrzebują "ochrony" a czy jakieś "damy" nie potrzebują... Też ochrony, ewentualnie naszego towarzystwa. Może nazwiemy się Agencją Ochrony? - Zaśmiał się rubasznie - A tak szczerze, to miejcie oczy i uszy czujne i węszcie gdzie się da. Nie werbujemy rekrutów, Im nas mniej, tym więcej do podziału, a i większa dyskrecja, - Uśmiechnął się w znaczący sposób - także, spalę i się kładę. Ciężki dzień się zapowiada.
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"
Extremal jest offline  
Stary 29-08-2010, 20:17   #12
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liberty City, Dukes, Stillwater Ave, Dom Kowalsky'ego, godz. 11:37

Słońce wstało już dawno, ale mimo tego Dzieci Polaka wciąż wylegiwały się gdzie kto wymościł sobie posłanie poprzedniej nocy. Nikt nie wrócił do własnego domu bądź mieszkania. Wszyscy uznali, że powinni zostać. Skoro Ivan nakłonił Matthew do zostania, pewnie i innych chciał mieć, póki co, przy sobie.

Dopiero, gdy zbliżało się południe pierwszy z chłopaków zwlókł się z prowizorycznego łóżka, jakim stała się na kilka godzin wanna. Był nim Shepard, który wypił jedynie jeden kieliszek, dzięki czemu uratował się przed syndromem dnia następnego. Nie można było tego powiedzieć o reszcie paczki, która obudziła się z bólem głowy, a brylował wśród nich Fiodor, który miał wrażenie, że zaraz czaszka mu eksploduje. Zanim wezmą się za porządkowanie swoich spraw muszą poddać się krótkiej kuracji.

Po kilku paczkach aspiryny, hektolitrach wypitej kranówy i jakiejś dziwnej mieszance, stworzonej przez Ivana, którą robić nauczył go jakiś znajomy, wreszcie mogli wyruszyć w miasto...


Liberty City, East Borough Bridge, Karin Futo Profesora, godz. 14:23

Ponieważ nikt z trójki Fiodor, Nikki, Joke nie posiadał własnego pojazdu, koniecznym stało się skombinowanie jakichś czterech kółek. Na szczęście Eric zlitował się nad kumplami i pożyczył im swoje Futo. Tony i tak dysponował starym Schafterem, więc druga grupa transport miała zapewniony. Ivan wyciągnął podczas jazdy telefon, wybrał numer, którego nie używał już od lat, a następnie przyłożył aparat do ucha. Dźwięk był na tyle głośno ustawiony, że głos rozmówcy słyszeli również pozostali pasażerowie samochodu:

- Halo?

- Santo?

- Kto mówi?

- Fiodor, z tej strony.

- Kto?

- Nie pamiętasz mnie? Młody Rusek z klatki. Nieudany wariant trzeci - Fiodorov miał na myśli numer z ustawianiem walki, który nie był obcy i Thomsonowi.

- Ruski? Od Petrovicia? Słuchaj, nie robię już... Aaa, Fiodor. No tak, teraz sobie przypominam. Szalony Ivan. Co słychać? Dawno się nie odzywałeś.

- Będzie jeszcze okazja pogadać, najlepiej zaraz. Gdzie mogę cię złapać? Jesteś u siebie?

- Nie, stary. Jestem w Northwood, załatwiam pewien interes. Jeśli chcesz, możesz mnie złapać za pół godziny na Vespucci Circus, przed jednym z bloków.

- Dobra, będę tam.


Liberty City, Dukes, Huntington St, godz. 14:27

Zadanie jakie otrzymali Tony, Matthew i Eric wcale nie było proste, szczególnie, że dla dwóch z nich Dukes było zupełnie obcą okolicą. Zarówno Shepard jak i Watson wychowali się w Algonquin, choć w zupełnie różnych światach. W dorosłym życiu los również nigdy nie pokierował nimi do wschodniej części miasta, także nie tylko ta okolica, ale również Broker, a nawet Bohan były im nieznane. Na szczęście towarzyszył im również Armone, który na tej dzielnicy zjadł wszystkie zęby. Pozostawał więc tylko jeden mankament. Mieli świetnego przewodnika, ale gdzie właściwie ma on ich zaprowadzić?


Liberty City, Algonquin, Vespucci Circus, godz. 14:53

- Co za punktualność - rzucił Santo na powitanie. - Fiodor, nie mówiłeś, że nie będziesz sam.

- Spokojnie, przecież nie jesteśmy wrogami. To tylko moi kumple. Szwendamy się razem po mieście.

- Czekaj, czy to nie mały Nikki Thomson? - lichwiarz przyglądał się twarzy towarzysza Ivana. - To jest Nikki! A niech cię cholera! Jak się masz młody? - Santo uściskał serdecznie Nikolasa. - Fiodor, byłeś niezły, ale ten chłopak... ten chłopak to był dopiero ktoś. I miał łeb do interesów, nie to co ty. Ten twój honor, moralność, czy jak ty to wtedy nazwałeś. Po twoim odejściu był najlepszy! No, może poza Lopezem, ale to też był frajer, jak ty - Latynos głośno się zaśmiał. - Co was do mnie sprowadza panowie?
 
Col Frost jest offline  
Stary 30-08-2010, 09:47   #13
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Siemasz Santo – uściskał znajomego, jak na jego gust trochę zbyt wylewnego – Szukamy okazji by trochę się rozerwać. Jak za dawnych czasów. Trochę grosza też by się przydało. Na początek może coś łatwego, w podróży byłem nie miałem gdzie poćwiczyć. – Kłamał jak z nut. - Kto teraz jest na topie?
- Nie znacie ich, młode pokolenie – zaśmiał się Matias uderzając pięścią w ramie Nikkiego. – Choć nie, pamiętasz Śmierdziela? Ten mały, gruby gnojek co ciągle pierdział. Wziął się za siebie, nie poznasz go.
Nicholas skrzywił się na samo wspomnienie smrodu. Gnojek miał dziesięć lat, ważył prawie sto kilo i był synem właściciela magazynu gdzie odbywały się walki. Nie mogli go wykopać, więc wysyłali go ciągle po „zapomniane” rękawice, maści i inny badziew.
- Dobry jest?
- Umiarkowanie, ale nie chciałbym się z nim bić
– wyszczerzył żeby Santo.
- Nie chciałeś się z nikim bić, cwaniaczku.
- Bo trzeba mieć tu
– Latynos popukał się w głowę – a nie tu – tracił palcem biceps.
- Jasne, jak trzeba było użyć tego – Nikki pomacał niezbyt imponujący biceps Santo – to zaraz miałeś pełno tam.
- Wal się, jak chcesz zarobić to bądź grzeczny.
- Dobra, wybacz o wielki.
- Wybaczam
– okazał wielkoduszność Santo. – A wiesz, Teresa się ucieszy, że wróciłeś. – Wyszczerzył się radośnie.
- Przeszło jej? – Nikki skrzywił się.
- Jej, nigdy. Ale nienawiść pomogła jej dojść na szczyt. Najtwardsza laska w branży, nawet parę razy dokopała facetom.
- Cieszę się, że jej się powodzi.
– Prawie szczerze to zabrzmiało. Teresa była jedną z wielkich, ale krótkotrwałych miłości. I w przeciwieństwie do innych mogła sięgnąć po sprawiedliwość własnoręcznie. A z tego co podobno mówiła to przyszłe pokolenia Thomsonów mogą być zagrożone jeśli dojdzie do spotkania.
- Ale powspominamy przy browarze później, teraz z chłopakami mamy jeszcze coś do załatwienia. Dasz radę coś nam załatwić?
 
Mike jest offline  
Stary 31-08-2010, 22:01   #14
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kerende:

Jock spokojnie przysłuchiwał się całej rozmowie.
-"Co ja tu robię...?"- po co on tu przyjechał. Bić się może umiał, jakieś podstawowe ruchy podpatrzone z filmów kung-fu i innych takich, a tak to wolał biegać po blokach niż walić innych w gębę. Był strasznie ciekaw czy on też będzie musiał się bić... Wcześniej nawet przypadł mu po części do gustu plan Sheparda. Robota z Psorkiem nie powinna być zła. Może udałoby się im porządnie nasilić konto ekipy, ale co zrobić. Wylądował tutaj. Jak są to walki nielegalne to sprawdził co ma przy sobie. Jointa, fajki, zapalniczkę, nóż... Został w domu. Pistolet... Cholera. W domu. Wpadł. Przyjrzał się Ivanowi.
-"Kolesie jego pokroju? I ja...?"- był wysportowany. Dobra. Ale nie był osiłkiem. Nawet jakby trafił to pewnie miałby problem z powaleniem przeciwnika. Powoli zbliżył się do Fiodorova.
-Nie bierzcie mnie pod uwagę... Nawet w koguciej mógłbym mieć problem. W końcu nie walczyłem zawodowo.- szepnął liderowi do ucha. Po chwili znowu się wycofał i obserwował całą dyskusję.
 
Col Frost jest offline  
Stary 05-09-2010, 00:53   #15
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Dajac w rurę, gablota Profesorka, dzielnie pokonywała kolejne ulice Liberty City.
-Będę musiał dryndnąć do tego Notariusza, dowiedzieć się, czy stary nie zostawił czegoś u niego, wiecie testamentu, czy innych papierów. - Oznajmił Fiodor wyrzucając niedopałka przez okno. Uświadomił sobie w jednej chwili, że w tym stanie ma zabrane prawo jazdy co najmniej jeszcze na 3 lata. Nie przejmując się tym faktem wyciągnął telefon i dostawił do ucha, czekając na podniesienie słuchawki z drugiej strony, skręcając kierownicą jedną ręką skupił cała uwagę na ulicy więc nawet podskoczył na moment do góry w momencie kiedy zaskoczyła go automatyczna sekretarka:
-Dobry, Ivan Fiodorov z tej strony. Dzwonię w sprawie śmierci Johna Kovalskyego. Wiadomo panu coś na temat zmarłego? Interesuje mnie każda informacja. Czekam na pański telefon. - Oznajmił i nacisnął kciukiem czerwoną słuchawkę, uświadamiając sobie, ze nawet nie powiedział do widzenia. Nie było czasu na farmazony, ponieważ właśnie dojeżdżali do miejsca zdarzenia...


Fiodor rozejrzał się po bokach z konspiracyjnym błyskiem w oku - Odejdźmy na bok - szepnął pół głosem do Matiasa. Objął Meksykańca ramieniem i odeszli 5 kroków dalej, była to czysta gra pozorów, i tak wszyscy wszystko słyszeli, ale kurtuazyjnie Fiodor dał swojemu rozmówcy do zrozumienia, że zaraz wyjawi mu rzeczy ważkiej treści - Długo się nie odzywałem, bo nie miałem po co tutaj wracać. Tym bardziej, że w Vice już całkiem schludnie się urządziłem, wiesz bez brudnych zabaw i tego typu rzeczy. Także Matias, bez owijania w bawełnę - tu jeszcze raz rozejrzał się w okół siebie, umieszczając wzrok na grupce mijających ich przechodniów - Kto teraz rządzi na mieście? Chińczycy? Ruscy?
- Kto rządzi w mieście? Żartujesz sobie ze mnie? Każdy ciągnie w swoją stronę. Nie mam dojść na szczyt, inaczej nie siedziałbym w tym bagnie, które widzisz dookoła.
-Nie ściemniaj, kiedyś była tylko Yakuza i Kartel. Wszystko inne to były płotki. Żaden z Twoich zawodników, nie jest żołnierzem czyimś?
- Wiesz jak jest. Chłopaki dostaną trochę po łbie, popracują dla mnie, a potem zostawiają to wszystko ruszają w szeroki świat, tracę z nimi kontakt. Z tobą przecież było tak samo. Ja zostaję tutaj, na starych śmieciach. Może Lopez ma lepsze rozeznanie. Robi podobno u samego Gaya Tony'ego. Znasz Lopeza?
-Byłem młody i głupi, gdybym wtedy miał ten rozum co dziś, też zupełnie w innych okolicznościach byśmy rozmawiali. Lopeza znam ze słyszenia, od starego Foxiego. Wiesz, tego co ustawki robił. Psychol, uwielbiał uliczne zadymy. Co u niego słychać? Masz z nim jakiś kontakt?
W ogóle, co taki zdygany byleś, jak zadzwoniłem? Boisz się nalotu? Niepodobne do Ciebie. Jakieś problemy Cię nękają?
- Zwykłe interesy, nic nadzwyczajnego. A to, że trzeba uważać na Ruskich wie nawet dziecko. Co do Foxiego, to kręcił się ostatnio ze swoimi ziomkami z North Holland, jak to on.
-Nie ufasz mi? - Spojrzał podejrzliwie, racząc się ostatnim marlboro, wyrzuciwszy pustą paczkę za siebie - wrócił do rozmowy - Zależy mi na tym, by wrócić do gry, Jak sam mówiłeś, byliśmy nieźli z Nikkim, a Jock - tu wskazał na kolegów - mały nie jest. Daj nam zarobić, a nie zawiedziesz się. Spytasz pewnie, po co to wszystko? Słyszałeś o Johnym Kovalskym?
- Kowalsky? To jakiś Polak? Nie zadaję się z typkami ze wschodu, ty jesteś jednym z nielicznych wyjątków.
Fiodor z rezygnacją westchnął. Matias albo faktycznie nie był na bieżąco w półświatku, albo nie chciał mu odpowiedzieć. Może też ktoś patrzył mu na ręce?
-Ok, nie było tego pytania. A nie powiedziałeś, czy znalazłbyś jakiś zaciszny boks dla nas w swoim "haremie" - Tak pociesznie mówiło się, na ludzi walczących w klatce
- Znasz zasady, masz ochotę to szoruj do klatki. Słuchaj, przyszła mi do głowy pewna myśl. Ty, ja i Nikki moglibyśmy na tych walkach zrobić niezły pieniądz.
-Z Jockiem coś nie tak? - Spytał zdezorientowany, Widział, że z kumplem jest nie najlepiej, znajdzie wolną chwilę to zamieni z nim słówko, może mały interes przywróci mu wiarę w siebie - Chyba nie myślisz o tym, by podłożyć się w pierwszej walce? Żadna kasa z takiego starego lisa, jak ja. Muszę parę gęb obić, nawet tego Twojego Śmierdziela jeśli trzeba - uśmiechnął się pewnie siebie - Santo, stary Meksykańcu, coś Cię gryzie wyraźnie. Co się urodziło w głowie?
- Z Jockiem? Nie wiem, nie znam go, ale znam was chłopaki i wiem na co was stać. Co powiesz na wariant trzeci, ale znacznie większy niż zazwyczaj? Wiem wiem, nie przepadasz za tym, ale zawsze możesz być tym, który wygra.
- Poza tym nie jestem Meksykańcem. Rasistowski canalla.
-Jak Ty nie jesteś Meksykańcem, to ja nie jestem Ruskiem - Puścił oczko do rozmówcy. - I na Jocku się poznasz. Na kim ten wariant trzeci ma odejść?
- Na waszej dwójce naturalnie. Jeden wygrywa wszystkie walki, drugi przegrywa. Potem spotykacie się razem i wygrywa ten, który do tej pory przegrywał. Prosta sprawa. Oczywiście kto jako jedyny postawi na czarnego konia? - Santo krzywo się uśmiechnął.
Fiodor gorzko przełknął ślinę na samą myśl o tym, by pozwolić komuś dobrowolnie dać się oklepać po gębie. Zanim trafił do Fortyfikacji, Santo często go nagabywał, do ustawienia jednej, lub drugiej walki. To go wyróżniało pośród innych zawodników. Nawet nie chodzi tu, o uznanie, osób trzecich za niezłomność ducha, a raczej o czyste sumienie, że było się w czołówce. Ale... jak tu dojść do Lopeza w inny sposób? Udać, podłożyć się? Chociażby jeden raz? Permanentne porażki nawet nie wchodziły w grę.
-Mówiłem CI już, że jesteś psem bez krzty honoru? Z Lopezem byś mnie ustawił?
- Lopez się już w to nie bawi. Robi teraz w klubach czy czymś takim. Nikki zdaje się go zna, pewnie mógłby ci o nim więcej powiedzieć.
Ivan się uśmiechnął serdecznie do przyjaciela -"Cholera, nic z tego nie wyjdzie."
-Dobra stary, to chyba z grubsza tyle, o co chciałem Cię zapytać, co do "wariantu trzeciego", ugadam się z chłopakami i dam Ci cynk najpóźniej do jutra. W Lichwę dalej się bawisz?
- Z czegoś trzeba żyć.
-Jak masz coś trudnego, gdzie trzeba mordy obić, to daj namiar. Poćwiczę zanim wejdę do klatki.
- Niech pomyślę... Jest taki żółtek z Chinatown, nazywa się... Zong Lei. W każdym razie wisi mi pięć patyków i nie śpieszy się z ich zwrotem. Sprawa jest o tyle delikatna, że nie można go obić. Ma jakieś powiązania z Triadą. Nie wiem czy to coś poważnego, ale z tymi głupkami lepiej nie zadzierać.
Fiodor bacznie obserwował swojego znajomego Latynosa, szperając w głowie, cóż za przekręt może mieć jakaś płotka w triadzie. Jednak Triada, to Triada, za pewne, nawet ta płotka więcej znaczy, niż Dzieci Polaka:
-Co z tym Zing lu.. Ee no z tym kitajcem nie tak? Ma plecy?
- Mówię przecież, że nie wiem, ale nie będę ryzykować. Gdybym zadarł z Triadą to musiałbym spieprzać... kurwa na jakieś zadupie w środku dżungli chyba! Te żółtki są wszędzie! W każdym razie to jest Zong Lei i zapamiętaj to sobie. Jeszcze go z kimś pomylisz i zaczepisz kogoś na prawdę wpływowego.
-Pewien rosyjski naukowiec obliczył, ze potrzeba ok. 100 żółtków, by przepić jednego Rosjanina. Więc co mi jeden zaszkodzi? - Szyderczo uśmiechnął się i szturchnął znajomego - Ale w jakimś ciemnym zaułku przecież można limo zarobić, nikt nie musi wiedzieć co i jak. Ile Ci wisi? I jak do niego podejść?
- Niech ci to nawet po tym pustym łbie nie chodzi! Nie chcę żadnych zatargów z Chinolami, jasne? Włos ma mu nie spaść z głowy, rozumiesz? Jeżeli to dla ciebie za trudne to sam się tym zajmę.
Fiodor pokiwał w podziwie głową - Oj już, co taki drażliwy jesteś? Gdzie go znajdę? Obiecuję, ze włos mu nie spadnie, z tej żółtej główki. Na żartach się nie znasz?
- Jego ciotka ma knajpkę w Chinatown. Prawie codziennie do niej wpada. Tam go powinieneś znaleźć. Przyślę ci na komórkę zdjęcie.
- Ok - uścisnął go, jak dawno nie widzianą ciotkę - sprawie walk, pogadam z chłopakami i oddzwonię do Ciebie, z tym Zong Lej, czy jak mu tam, pogadam tak samo przyjacielsko, jak z Tobą. - Tu znacząco puścił oczko. - Za jego kumpli nie odpowiadam, Idziemy chłopaki, chyba, że macie coś do załatwienia?

Odeszli na bok, Fiodor nawet nie ukrywał, jaki był zdruzgotany
-Gówno się dowiedziałem w sumie, jedyne co możemy zrobić, to iść teraz do Chinatown i rozejrzeć się za tym żółtkiem. Jock, nie bądź dupa, jedną walkę przetrzymasz, jakoś to będzie. Nikki jak znasz tego Lopeza, to dryndnij do niego. Skoczymy cała bandą wieczorem i może on coś więcej będzie chciał. co do walk i wariantu trzeciego, niech się wali! Nie będę nikomu dawał dobrowolnie obić swojej gęby!
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 16-09-2010 o 19:53.
Extremal jest offline  
Stary 05-09-2010, 15:36   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Znam Lopeza – uśmiechnął się szeroko – Cóż, nie da się zaprzeczyć, że szycha z niego, Gay Tony codziennie z nim, choć słowo zamieni. Można powiedzieć, że są blisko. Jak to szef z bramkarzem. Ale czy coś załatwi u Tonego to cholera wie. ale nie zawadzi zadzwonić.
- Fiodor, nie musisz się podkładać. Wystarczy, że będziesz klepał wszystkich po kolei. A potem ja wklepie tobie, bez urazy, ale stary już jesteś. Refleks nie ten… - zerknął z ukosa na ruska.
Wyjął telefon i poszukał numeru do Lopeza, tak jak się spodziewał był pod „f”.
- Hey stary, pamiętasz mnie. Nikki z tej strony.
 
Mike jest offline  
Stary 06-09-2010, 14:28   #17
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kerende:


Jock złapał szybko pudełko od fajek i ściągnął folię. Szybko uspokoił ciekawość Nikkiego.
-W końcu jestem fałszerzem. Taka folia z fajek ma trochę inną strukturę. Z paru takich można zrobić ładne opakowanie na dowodzik.- uśmiechnął się szeroko. Folię złożył na dwa i wrzucił do kieszeni.

Po wysłuchaniu Ivana spojrzał na swoich dwóch kolegów.
-Czy wy sobie jakieś jaja robicie?- wzrok jakim obdarował Fiodorova budził lekkie poczucie lęku. Może to przez te soczewki, albo jakieś prawdziwe "ja" zaczęło wyłazić z Mike'a.- Ta kupa mięcha rzuci się na mnie jak wygłodniały zwierz. Samą masą może mnie przemielić przez kraty. Cholera jasna... Było się łapać Psorka... Dobra. Mogę spróbować... Jeśli nie mam wyjścia. Ale jedna walka. Jeśli po niej powiem nie to nawet nie próbujcie mnie przekonywać.- nieco "pogroził" im palcem. Spojrzał przez okienko na podwórko. Po chwili opuścił głowę i nieco się uspokoił. -Fiodor. Kluczyki.- wyciągnął rękę i czekał na przekazanie mu "władzy" nad samochodem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-09-2010, 19:31   #18
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Extremal:

Fiodor rzucił "symbol władzy" Jockowi i wgramolił się do środka.
-Nikki Ugadaj się z Lopezem na wieczór, z tym Chinolem nam dużo czasu nie powinno zejść. Ekipą całą możemy wpaść do jego baru na piwko.Tony nie odbiera telefonów, Chciałem się go spytać jak im idzie i prosiłem go, by przekazał Ericowi, że wóz jest cały. W razie czego Jock z Profesorkiem się będziesz obracać na mieście. Dziś raczej nic wyrafinowanego dla Ciebie nie będziemy mieli, chociaż kto wie co z tym Zong Lei wyjdzie, może będziesz musiał podrobić akt zgonu w taki sposób, by wynikało z niego jasno, że żyje i ma się dobrze? Jakby co, macie pukawki? Mam tylko jedną swoją - Tu wręczył swojego Desert Eagla Jock'owi - Trzymaj, w razie czego poćwiczymy z Nikkim przed Wariantem trzecim. Ale pamiętaj młody - Tu spojrzał na przyszłego sparingpartnera - łatwo skóry nie oddam. Tobie nie będzie przeszkadzało oddawać jednej walki po drugiej?
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-09-2010, 20:07   #19
 
Rhaimer's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwu
[Wspólny post autorstwa Rhaimera, Morfika oraz Mizuichi'ego]


Eric czekał na bardziej poważną wymianę zdań, dyskusję. Na czas oczekiwań, Fiodor uraczył go kieliszkiem wódki – trunkiem, który Słowianie uwielbiają. Amerykanie nie mają ulubionych trunków. A może i mają. No, powiedzmy, że Eric nie ma. Z trudem wypisanym na twarzy wypił alkohol.
Po tym ceremoniale, nadszedł czas na bardziej konkretną dawkę. Ich lider rozpoczął swoją przemowę. Była do przewidzenia, jednak należało uszanować wolę szefa i wysłuchać go w spokoju. Z cierpliwością. Dzieci Polaka to była chyba odpowiednia nazwa. Kryła w sobie pewną dumę. Cała szóstka zebrana przy Stillwater Avenue chciała oddać hołd Kovalski'emu.
Po kolei, każdy z nich zaczął zabierać głos, by wygłosić swoją opinię na temat tego, co należy teraz uczynić. Parę osób przejęło inicjatywę, z której wyszedł naprawdę niezły efekt. Po kilkunastu minutach wzięli się już w garść, zgrali. Mieli zarys działań. Watson czuł, że morale skaczą do góry.
W końcu dostał przydział do trzyosobowej grupy, której zadaniem było wybadanie paru lokali, z których mogliby nakręcić większą kasę. Chyba nadszedł czas na uruchomienie kontaktów i wzmożenie sprzedaży prochów. Zyski należało przekazywać grupie. Ćpunów w szkole przybywało, co cieszyło Profesora. Dyskusja powoli ucichała. Czekał ich ciężki, pełen działań, dzień. Należało położyć się spać, by nabrać sił na jutro.

W tym celu Eric udał się na parter do pierwszego, lepszego pokoju. Nie miał czasu na wieczorną toaletę. Był zmęczony. W dodatku wódka zrobiła swoje. Miał lekkie zawroty głowy. Zrzucił z siebie jedynie ubranie, jakby to było ciężkie brzemię niesione od wielu dni. Na łóżko padł jak kłoda. Nie pamiętał nawet jak szybko zasnął. Obudziły go jasne promienie słońca wpadające do pokoju. Niezbyt przyjemnym było poczuć ich ciepło na swojej twarzy. Do tego dochodziło dziwne uczucie spowodowane wypiciem większej ilości alkoholu. Czuł się fatalnie. Jednak, mimo tego, należało zacząć kolejny dzień. Pierwszy dzień działań jako zorganizowana grupa. Watson podniósł swoje obolałe ciało, po czym narzucił lekkie, przewiewne ubranie. Nie zapomniał nałożyć swoich okularów. Przemył się szybko, po czym stanął przed domem czekając na resztę paczki.
Akurat tak się złożyło, że druga grupa nie posiadała własnego auta. Chcąc, nie chcąc Eric musiał pożyczyć im swoje Futo. Nie przywiązywał do niego wagi. Ważniejsze było to, w jakim celu służy. Każdy kolejny dzień, to kolejny krok ku prawdzie o śmierci ich mentora.

Przemierzając ulice Schafterem, Profesor obserwował każdego przechodnia, każdy budynek w Dukes. Nie zdarzyło mu się zabawić dłużej w tej dzielnicy, chociaż pamiętał paru uczniów, którzy otwarcie mówili, że ją zamieszkują. W jego pamięci na zawsze pozostanie Algonquin. Szare i nijakie jak jego życie. No może poza Middle Parkiem. Tutejszy Meadows Park był jakby jego lustrzanym odbiciem. Choć przez chwilę można było poczuć się jak w domu.
Po chwili zwrócił się do kolegów.

- Nie wiem jak Wy, ale ja nie widzę sensu we włóczeniu się po Dukes. Wpadłem na pomysł, by wpaść do mojej dzielnicy, czyli Algonquin. Mieszkają tam moi dwaj dobrzy znajomi – Eddie i Stan. Obaj są dilerami i moimi byłymi uczniami. Na pewno pomogą w rozkręceniu interesu, z którego mogą napłynąć grube pieniądze. Jak wiecie narkotyki to potęga. Co Wy na to?

Tony cały czas jechał zamyślony. Pomimo tego, ze prowadził to nie za bardzo skupiał się na drodze. Strasznie bolała go głowa. Nie wiedział jak długo jeszcze tak pociągnie. Codziennie alkohol. Nagle z zamyślenia wyrwało go pytanie Profesora. - Myślę, że to dobry pomysł. Każdy na świecie wie, ze z narkotyków są największe pieniądze - powiedział Tony.

Narkotyki. Niebezpieczny interes, ale przynoszący ogromne zyski dla których warto jest ryzykować. Nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia z powodu sprzedawania narkotyków. Biznes jest biznes. Ćpuny sami tego chcą. My im tylko sprzedajemy towar.
- Na razie pojedzmy do Algonquin, ale później i tak trzeba będzie wrócić do Dukes, poszukać lokali do ochrony - powiedział do swoich towarzyszy. Tony lubił jeździć do Algonquin, zawsze cieszył się jak musiał załatwić jakiś interes w centrum. Nie lubił swojej dzielnicy. Już jako dziecko zawsze chciał się stąd wyrwać. Cale Dukes znal jak własną kieszeń, jak był mały lubił się włóczyć po całej okolicy. Wdrapywał się na jakieś drzewo i patrzył na ogromne wieżowce oddalone o kilka kilometrów, leżące w centrum miasta. -Zawsze go tam ciągneło. Gdy przejeżdżali obok znajomego parku w Dukes, Tony uśmiechnął się lekko.
- Echh stare dobre czasy - pomyślał i spojrzał w lusterko na swoją przepitą twarz. - Jeżeli o mnie chodzi, możesz już dzwonić do swoich znajomych. Tylko, żeby byli dobrze ubrani, co nie Shepard?

Matthew od początku był przeciwny wchodzeniu w narkotyki. Szczerze nienawidził tego świństwa. Widział co potrafią zrobić z człowiekiem. Jednak w pewnych kwestiach nie można się trzymać nawet własnych zasad. Potrzebowali kasy i to nie małej. Narkotyki były dobrym sposobem zarobienia. Choć Shepard doskonale zdawał sobie sprawę że nigdy sobie tego nie wybaczy. Postanowił pomóc rozkręcić ten interes.
- Moim zdaniem powinniśmy najpierw zorganizować jakaś broń. Jak widzicie nie noszę jej przy sobie na co dzień. Mój dotychczasowy zawód tego nie wymagał.
Już teraz odczuwał kaca moralnego jaki wiązał się ze sprzedażą narkotyków, nawet jeszcze nie zaczęli. Bał się tego co poczuje gdy naprawdę wejdą w ten biznes.
- Ubranie dla dilerów dragów nie jest aż tak ważne, wręcz przeciwnie, powinni wtopić się w tłum. W życiu nie widziałem dilera w garniaku, chociaż z drugiej strony nie rozglądałem się też za nimi specjalnie - wymusił uśmiech na twarzy - Jeśli chcemy naprawdę zaistnieć na tym rynku, trzeba by też się o nim czegoś dowiedzieć. Nie powinniśmy wchodzić na boisko nie znając zasad gry. Oczywiście w tym mogą pomóc twoim przyjaciele Eric. Tak więc najpierw trzeba będzie ich trochę przepytać, później dopiero pomyśleć o tym co robimy dalej. Nie mamy też pewności że nie należą do jakiejś innej grupy. Jesteś co do nich pewny Profesorze czy na pewno można im ufać?

Eric słuchał z zainteresowaniem rad swoich kolegów.

- To zaufani ludzie. Spokojnie. Za dużo w życiu razem przeżyliśmy, by teraz mieli zamiar mnie zdradzić. Tony. Jedź do Algonquin. A konkretniej do Purgatory. Najpierw odwiedzimy Eddy’ego.
Z kieszeni swojej koszuli wyjął telefon komórkowy i wybrał nr do swojego byłego ucznia. Dźwięk w uchu, który wskazywał na sygnał, brzmiał dość długo. W końcu diler odebrał telefon.

- Witaj Eddy. Poznajesz ten głos? To ja, Profesor - odczekał krótką chwilę, by wysłuchać drugiej strony, po czym przystąpił do wyłożenia sprawy.
- Jedziemy do ciebie, do Purgatory. Dzieci Polaka potrzebują kasy, a obaj doskonale wiemy, że dilerka to niezły interes. Wchodzisz w ten układ? Co do zysków, dogadamy się na miejscu.
 
Rhaimer jest offline  
Stary 08-09-2010, 01:08   #20
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liberty City, Algonquin, Diamond St, centrum handlowe Dragon Heart Plaza, godz. 15:41

Santo odszedł z miną człowieka, który nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Fiodora niewiele to jednak obeszło. Błyskawicznie wydał serię rozkazów. Kolejne spotkanie zostało zaplanowane, choć Lopezowi dość długo zajęło przypomnienie sobie z kim ma do czynienia. Ostatecznie przystał na spotkanie na swoim terenie tj. klubie Maisonette 9 o godzinie 23-ej.

- Tylko się porządnie ubierz - upomniał Nikkiego. - W łachmanach bramkarz cię nie wpuści.

Tymczasem pozostała sprawa żółtka wiszącego kasę Santo. Cała trójka wybrała się na drugi koniec Algonquin, w sam środek Chinatown. Tam, na ulicy Diamond jakiś wschodni inwestor, za którym pewnie stała miejscowa Triada, wybudował ogromne centrum handlowe w iście chińskim stylu. Jedno trzeba było przyznać, z daleka zupełnie nie wyglądało na galerię.


Chłopakom trochę czasu zajęło znalezienie odpowiedniej restauracji. Żaden z nich nie bywał tu zbyt często. Usiedli przy wolnym stoliku i zaczęli się zastanawiać jak długo będą musieli czekać na tego klienta. Wówczas odezwała się komórka Ivana. To Santo przesyłał zdjęcie chinola wraz z krótkim dopiskiem "Włos ma mu nie spaść ze łba! Pamiętaj o tym". Mike zdążył zamówić jakieś jedzenie dla całej trójki zanim do środka nie wszedł ten, którego szukali. Wraz z kumplem przeszedł spokojnie przez salę i zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.


Liberty City, Algonquin, róg Galveston Ave i Hell Gate, Bar Lucky Winkles, godz. 15:53


Stary, ale zadbany irlandzki bar był celem Dzieci. Właśnie w nim Eric umówił się ze swoim dawnym uczniem. Gdy tylko weszli jakiś młodziak energicznie do nich pomachał. Było to całkowicie zbędne, gdyż lokal o tej godzinie i tak był wyludniony. Właściwie byli w nim jedynymi klientami.

- Hej, Profesorze - chłopak przywitał się z dawnym znajomym. Był to chuderlawy mężczyzna z lekkim zarostem i nieco rozbieganym spojrzeniem. Ubrany był zwyczajnie, obszerny t-shirt i jeansy. - Kopę lat. - Następnie zwrócił się również do Matta i Tony'ego - Witam, Eddie McPercy. Miło was poznać - mówił podając każdemu rękę.

- Wiecie, przychodzę tu dla takiej jednej kelnereczki - wypalił, gdy już usiedli. - Mówię wam, świetna dupa. Właściwie już jest moja, ale co mi tam, mogę się jeszcze trochę pozalecać. Rozumiecie co mam na myśli? O, właśnie idzie.

- Znowu ty McPercy? - kelnerka z pewnością nie była zadowolona z tego spotkania. - Czego chcesz? Jeszcze kolesiów zacząłeś sprowadzać? To przez ciebie mam taki długi dzień pracy. Tylko ty tu wpadasz o tej porze.

- Przecież dobrze wiesz jak możesz to zmienić.

- O tym możesz sobie najwyżej pomarzyć. Co podać?

- Cztery bronki złotko.

- Nie mów do mnie złotko, rudy palancie.

- Taak, szaleje za mną - skwitował Eddie, gdy dziewczyna ruszyła w stronę baru. - No to panowie, z czym przychodzicie? - spytał, gdy kelnerka postawiła na stole cztery kufle ze złocistym płynem.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172