Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2010, 20:47   #1
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
[Storytelling][+18] Na podbój Gliese!

Centrum Kosmiczne imienia Johna F. Kennedy'ego

- Panie McDowell, wybraliśmy najlepszych z najlepszych. Niech Pan rzuci okiem na te podania. – do niewielkiego biura wszedł młody naukowiec.
McDowell, facet wyraźnie po sześćdziesiątce wziął teczki i zaczytał się. Trwało to dość długo, często łapał się za głowę, pocierał podbródek.
- Ładna zbieranina. Po niektórych z nich świat na pewno nie będzie płakał. Sporo obcokrajowców. Jesteś pewien, że to optymalna drużyna?
- W stu procentach. A zgłoszeń było ponad milion. Może Pan chce je samemu przejrzeć?
- Nie, nie. Zaufam Ci. Wiesz jakie są plany. Do bazy w Nevadzie z nimi, cztery dni szkoleń i na statek, do sarkofagu i dowidzenia.
Młody wyszedł, McDowell został sam z kartami na stole. Patrzył na zdjęcia „wybrańców”, aby po chwili obrócić się na obrotowym krześle i popatrzeć w okno, usadowione za nim. Wzniósł twarz w kierunku nieba i powiedział sam za siebie.
- Ja pierdole…

Tajna baza NASA, Nevada

Ściągnęliście tutaj, a raczej ściągnięto was, po ówczesnym rozpatrzeniu waszych podań, abyście dowiedzieli się czegoś o waszej misji.
Siedzieliście w niewielkim, sterylnym pomieszczeniu z krzesłami w układzie kinowym. Przed wami było niewielki podwyższenie, nieco na lewo mównica z logiem NASA. Przy suficie, pomiędzy jarzeniówkami wisiał projektor. Pomieszczenie było prostokątne, ściany były idealnie biała, a podłoga błękitna.
Jakiś czas czekaliście, za nim na podwyższeniu pojawił się niewysoki mężczyzna w białym kitlu.
- Dzień dobry państwu – powiedział, mierząc was wzrokiem – Nazywam się Henry Drank i opowiem wam co nieco o waszej misji.
W tej samej chwili stanął za mównicą i nacisnął jakiś niewidoczny przycisk. Światło zgasło, za to uruchomił się projektor. Głos Dranka był zimny i opanowany, można powiedzieć że metaliczny. Mówił powoli i lakonicznie, dobrze dobierając słowa. Ze zdziwieniem stwierdziliście, że ani razu się nie przejęzyczył, czy pomylił. On sam miał może z góra 32 lat.

*pstryk*

Projektor wyświetlił pierwszy slajd, logo NASA.
- Jak zapewne wam wiadomo, będziecie podróżować 200 lat na planetę Gliese 581 g. Jest to planeta pozasłoneczna, znajdująca się w odległości ok. 20 lat świetlnych od Ziemi, w Gwiazdozbiorze Wagi. Krąży w układzie planetarnym gwiazdy Gliese 581 jako jej czwarta planeta. Rok na Gliese 581 g trwa ok. 37 dni ziemskich. Obserwację planety rozpoczęto 11 lat temu w WM Keck Observatory na Hawajach.

* pstryk *

Kolejny slajd.
- Waszym celem jest o to, ta planeta – wskazał za pomocą laserowego znacznika czwartą planetę od gwiazdy.

* pstryk *

- Ten slajd przedstawia porównuje Gliese, do Ziemi oraz Neptuna. Neptun to ten na środku, Ziemia po lewej. Gliese to ta duża planeta po prawej. O tym, kiedy i jak odkryto planetę, nie będę was zanudzał, bo co by nie było, tak naprawdę odkryjecie ją dopiero wy – tutaj mężczyzna uśmiechnął się serdecznie.

*pstryk*

- Ten slajd przedstawia odległość Gliese 581 g od gwiazdy oraz do porównania, Układ Słoneczny. Niebieski pas, to pas w którym planety mają prawo mieć atmosferę, wodę oraz tlen. Jak widzicie, Gliese jest idealnie na środku. Co prawda Gliese, nie jest jak nasze Słońce, jest czerwonym karłem. Świeci znacznie słabiej, przez co może tam być znacznie zimniej, niż u nas. Woda może być zamarznięta. Ale tylko na jednej półkuli. Planeta Gliese 581 g, otacza Gliese, gwiazdę, nieco dziwnie. Jedna jej strona, jest zawsze oświetlona. Spróbujemy was posadzić właśnie na tej, osłonecznionej stronie.

*pstryk*

- Jak zapewne wiecie, jesteście na świecie uznawani za bohaterów. Będziecie pierwszymi przedstawicielami naszej rasy na obcej planecie. Możecie tam spotkać inteligentne formy życia, czy też jakieś ruiny. Zaraz po wylądowaniu, sarkofagi, jak nazywamy maszyny hibernacyjne, otworzą się i przywrócą do życia.

*pstryk*


- Cały proces jest bezbolesny, tak dosłownie, to nie umieracie. Wasze ciało zatrzymuje się. Dla niego stoper nie tyka. Do sarkofagu musicie wejść nago, aby uniknąć odleżyn spowodowanych ubraniami. I żeby nie zaczęły z wami gnić. Sarkofagi są wypełnione zielonym płynem, nazywanym przez nas „octem”. Ocet będzie to pożywienie dla waszych komórek przez najbliższe 200 lat, ponieważ trudno uśpić całe ciało pstryknięciem palców. Najważniejsze, że najważniejsze narządy zasną. Dodatkowo będzie wam pompowany bezpośrednio do ciała tlen. Dodatkowo mięśni będą nom stop pobudzane prądem, aby nie zanikły. I teraz najlepsze. Zostanie z was spuszczona krew, na szczęście potem wtłoczona z powrotem. Nie bójcie, się, jest to bezpieczne. Inaczej nie reklamowali byśmy naszej misji aż tak bardzo.

*pstryk*

- Na pokładzie będzie znajdował się najnowszy nadajnik, który zbierze informacje z planety i prześle je do nas za pomocą fal radiowych. Będzie pracował sam, wystarczy że go rozłożycie i włączycie. Będziemy czekać całe 220 lat na ten sygnał. 200 lat będzie trwał lot, 20 lat będzie do nas szedł sygnał z nadajnika. Szkoda że tego nie dożyję – mówi z widocznym smutkiem.

*pstryk*

- Oto wasz statek, czeka na was na orbicie około ziemskiej. Był za duży, aby zbudować go na Ziemi. Będziecie musieli do niego dolecieć wahadłowcem, ale spokojnie. Poleci z wami pilot który odbył nie jeden taki lot. Obecnie na statku są montowane sarkofagi. Statek będzie mógł wam służyć za dom przez dobre kilkaset lat. Będzie tam kuchnia, łazienki, każdy dostanie swój pokój. Posiada reaktor jądrowy któremu paliwa starczy na 60 – 70 lat ciągłej pracy. Uruchomi się po lądowaniu i będzie wam dostarczał energii elektrycznej oraz ogrzewał pokład. Jest najnowszej technologii, więc nie będzie trzeba w niego ingerować. Na statku znajdować się będzie również mała zbrojownia i duża spiżarnia. Nigdy nie wiadomo, co tam będzie można spotkać. Nie chcemy was wysyłać tak daleko bezbronnych – tutaj pojednawczo pokiwał głową i popatrzył na mężczyzn którym wyprysły uśmiechy na twarzy.
Po chwili zaczął kontynuować, czy raczej kończyć.
- To tyle, ile kazano mi wam przekazać czyli raczej wszystko. Miło było mi was poznać. Żegnajcie.

*pstryk * pstryk*

Projektor zgasł, po chwili zapaliły się ponownie jarzeniówki.
Mężczyzna wyszedł. Szybko po nim pojawiła się w drzwiach kobieta w kraciastej koszuli.
- Proszę za mną, pokażę wam pokoje w których przyjdzie wam spędzić najbliższe cztery dni.
Kobieta zaprowadziła was do niewielkich pokoi, podobnych do hotelowych. Były już tam wasze rzeczy i jakieś jedzenie na stołach. Ciepłe.
- Cały ośrodek jest do waszej dyspozycji. Żegnam i dobranoc – zakończyła i odeszła.
Rozeszliście się do pokoi.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 21-10-2010, 23:03   #2
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Pstryk, pstryk, pstryk, slajdy leciały jeden za drugim. Rosjanin nie był mistrzem angielskiego, lecz jak na razie wszystko rozumiał. Po krótkiej prezentacji prowadzonej przez człowieka, któremu chyba niezbyt zależało na ich życiu, raczej na powodzeniu misji. A jak ktoś zginie ? Co z tego, to się nie liczy. Bilicki już się przyzwyczaił do tego przedmiotowego traktowania ludzi. Pochodził z ojczyzny komunizmu - Rosji. Nie był z tego dumny. Ale przecież miejsca urodzenia się nie wybiera, nie ? Po prezentacji jakaś kobieta odprowadziła ich wszystkich - a była to niezła zbieranina - do ich lokum w ośrodku szkoleniowym. Pokój Aleksa był - w porównaniu do warunków w jakich pracował wcześniej - luksusowy. Obóz szkoleniowy w jakim spędził kilka miesięcy był ... nie, jego nie było. To było kila namiotów, prycz i tyle. Prawdziwa szkoła życia. Ten obóz był sielanką w porównaniu do tego, co przechodzą kandydaci na członków sił specjalnych w Rosji. Ha! To było prawie jak wakacje.

Wspominanie dnia przybycia do ośrodka nie będzie konieczne, nie działo się nic szczególnego. Ciekawy był natomiast pierwszy poranek. Pobudka była dopiero o siódmej rano. Po tym obfite śniadanie, co mówiąc szczerze Aleksa zdziwiło. Bywało, że na szkoleniach w ramach treningu nie jedli dwa dni. Ciekawe co dowództwo robiło z tym jedzeniem ? Nie ważne, pewnie i tak szło gdzieś na lewo. W każdym razie nadszedł czas treningów. Przez kilka godzin robiono Bilickiemu szereg testów psychologicznych, chcąc wykryć wszelkie zaburzenia czy fobie. Maraton pytań był męczący, to trzeba przyznać. Jajogłowi chcieli wiedzieć niemalże wszystko. Dopiero koło południa postanowiono rozpocząć trening fizyczny. Ale najpierw obiad, dopiero następnie wycisk. Aleks wybuchnął śmiechem - radosnym śmiechem - gdy zobaczył obiad. Zastanawiając się, czy to norma w Stanach, czy tylko oni są tak traktowani Rosjanin szedł na salę ćwiczeń. W między czasie widział innych kandydatów, którzy ciężko znosili trudy tego ... treningu. Jednak trzeba przyznać, że cały dzień wymyślnych ćwiczeń ze specjalistycznym sprzętem był całkiem męczący. Zaraz po kolacji, która ucieszyła przybysza ze wschodu, zasnął.

- Wstawaj! Ruszaj dupę, szybko, szybko, szybko! - ktoś krzyczał do ucha Aleksa. Otworzył on oczy i sekundę później stał już na baczność przed łóżkiem. Oficer osłupiał. Takiego czegoś nie widzi się na co dzień nawet w oddziałach elitarnych USArmy.
- Ubierzcie się i chcę was widzieć za dziesięć minut na stołówce.
Oficer lekko zmieszany wyszedł z pokoju. Aleks ubrał się i rzucił okiem na zegarek. Miał jeszcze ponad pięć minut w zapasie. Pościelił łóżko i powolnym krokiem ruszył na stołówkę. Była niewielka. Aleks podszedł do miejsca gdzie wydawali jedzenie i dostał ziemniaki, jakieś mięso i surówkę z buraka. Takiego czerwonego, ciepłego i soczystego buraku. Takiego jaki lubił. Usiadł koło jednego z jego nowych towarzyszy.
- Witajcie. Razem spędzimy pewnie resztę życia, może lepiej się poznać. Jestem Aleks Bilicki.
Ronon obojętnym spojrzeniem obrzucił Rosjanina
- Mhhmm. Ronon Dex - Po czym wrócił do posiłku.
“Rozmowny” pomyślał Bilicki, po czym zwrócił się do niego ponownie
- Ja jestem .. byłem żołnierzem, wy czym się trudnicie ?
- Biochemią, bioinzynierią i ekologią.
- Ocho, kolega zielony ? - pomyślał Aleks po czym zwrócił się do nowego znajomego - Mam nadzieję ,że nie przywiążesz się łańcuchem do jakiegoś drzewa na tej planecie ? hehe ... a tak na poważnie, to mógł byś to jakoś ...prościej ująć. Zawsze się zastanawiałem co może robić ktoś z takim wykształceniem ... poza przypinaniem się do drzew skomplikowanymi zamkami ...
Dex tylko uśmiechnął się krzywo
- To miedzy innymi dzięki mnie Twój mozg nie straci nic ze swojej zawartości podczas tego lotu.
- Pracowaliście nad sarkofagami ? - Wtrącił z zaciekawieniem Rosjanin
- Oględnie mówiąc nie zrozumiałbyś co przy nich robiłem. Wystarczy powiedzieć ze ja wymyśliłem te miksturę która na prezentacji nazywa się “Octem”.
Jiro zaśmiał się po czym wtrącił się do rozmowy rzucając tą swoją angielszczyzną z dziwnym ruskim akcentem
-Aaa nice to meet you my friends! Im glad i can see you today! Tak na poważnie śmieszna prowadzicie rozmowę, a po z tym to taki biochemik może choćby wódę wydestylować.
- No towarzyszu, w końcu jakieś konkrety. Teraz toś mi to po ludzku wytłumaczył - Rosjanin zaśmiał się - Ale mogli byście się przedstawić, panie mądry.
Spojrzał na Rosjanina po lekko zdziwiony, taki zwyczaj chyba dziwni ci Azjaci.
-To mówcie mi Jiro...nazwisko jest na tyle trudne, że sam mam problemy z jego wymową.
- Dobrze ... Jiro ... wy czym się trudnicie, jeśli wolno wiedzieć ?
-Też destylaty robię -
Powiedział po czym uśmiechnął się lekko
- No tak, stąd rosyjski akcent - wtrącił pod nosem Rosjanin
Dex przysłuchując się ich dyskusji nie okazywał specjalnego zainteresowania,
- Jak tam trening, towarzysze ? Mocno was już przeciągnęli ? - Rosjanin zaśmiał się
Wzruszył ramionami - Nic ciekawego, bardziej się już w laboratorium nabiegałem.
... Jajogłowi - pomyślał Rosjanin. Co oni mogą wiedzieć o zmęczeniu ? Spojrzał na zegarek
- Wybaczcie towarzysze, mam jakieś testy czy jakiś inny trud - Rosjanin poplątał się w słowach po czym wstał, skinął głową i opuścił stołówkę.

Po posiłku czekały go ponowne ćwiczenia ze specjalistycznym sprzętem. Najgorzej Aleks zniósł symulację lotu. Nie było tragicznie, ale nie było też zbyt przyjemnie. Następnie przyzwyczajanie do skafandra, który był cholernie niewygodny czy też przesiadywanie w komorze o piekielnie niskiej temperaturze. Po opuszczeniu jej został poddany przeciążeniom, istnym torturom sprawnościowym, treningowi strzeleckiemu i innym, męczącym treningom, których nie warto opisywać, bo każdy kto by o tym usłyszał uciekł by z trwałym uszczerbkiem na psychice. Dopiero wieczorem pozwolono Aleksowi uwolnić się od lepkich rąk jajogłowych, którzy raz po raz poddawali go jakimś innym i dziwnym testom. Gdy wszedł do pokoju, zmęczony i spocony, aczkolwiek najedzony, co odróżniało ten obóz od tego w jego ojczyźnie, od razu wyruszył na poszukiwanie prysznica. Gdy już odnalazł go, wykąpał się i położył. Usnął momentalnie. W nocy dręczyły go jakieś dziwne sny. Leciał statkiem kosmicznym rodem z "Gwiezdnych Wojen", który po chwili zamieniał się w ciężarówkę samobójcy-terrorysty, który zmieniał się w Łukasza. Nie spał dobrze tej nocy.

Trzeciego dnia treningu nikt nie ściągnął Aleksa z łóżka, nie obudził go wrzaskiem. Mimo to on sam, niemalże automatycznie wstał około godziny szóstej. Organizm przywykły do trudnych warunków i wczesnego wstawania w obozach i koszarach szybko przystosowywał się do nowych warunków. Spodziewając się kolejnych dziwnych i męczących testów Aleks wszedł na stołówkę. Cały czas wszyscy patrzyli się na niego dziwnym wzrokiem, jakby nie powinno go tu być. Gdy zjadł zastanowił się czy przypadkiem nie zaspał na odlot statku, gdy nagle przypomniał sobie. Miał brać udział w wykładzie naukowym, na tematy ogólno-kosmiczne. Po trochu wszystkiego co może mu się przydać. Rzucił okiem na zegarek. Jasna cholera! Dziesięć minut spóźnienia. Nie dobrze. Aleks ruszył biegiem ze stołówki, stanął przed salą i poprawił ubranie. Odetchnął jeszcze głęboko i wszedł do sali. Było ciemno, nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wykładowca puszczał jakieś slajdy, mówił coś co przenikało przez słuchaczy bez większego efektu. Słuchaczami byli zapewne kandydaci na astronautów, lub też sami astronauci przeznaczeni do innych misji. Wykład dla laika był iście odmóżdżający. Koleś na mównicy mówił o tym, co może czekać na obcych planetach, wykładał teorię nauk, których nazwy Rosjanin nie mógł nawet wymówić, a co dopiero zapamiętać, mówił też o warunkach jakie mogą panować na planecie, która była celem Aleksa. Było też krótko o tym jak działają sarkofagi i czemu jest to całkowicie bezpieczne. Po zakończonym wykładzie, posiłku i kilku krótkich rozmowach z jajogłowymi, Aleks udał się do siebie. Leżał tak, myśląc o tym że już nigdy zapewne nie ujrzy tej planety. Wspominał swój kraj, swoich znajomych, kolegów z oddziału, misje w których uczestniczył. Gdy zakończył rozmyślania, wspominki i w końcu zasnął na dworze już świtało.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 22-10-2010, 13:17   #3
 
Apkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Apkey nie jest za bardzo znany
Podczas „wykładu” Ronon rozglądał się po twarzach innych uczestników wyprawy. Oceniał z kim ma do czynienia jak będzie się im współpracowało... Po prawdzie wolał pracować sam ale teraz nie miał większego wyboru. Po tym jak człowiek w kitlu skończył mówić Dex siedział jeszcze przez chwile wygodnie rozparty zastanawiając się nad tym co usłyszał, dopóki nie weszła kobieta w kraciastej koszuli. Za nią udał się do swojej kwatery...
Ośrodek w jakim przebywali cały utrzymany był w stylu jaki dało się zauważyć na sali konferencyjnej – sterylnie białe ściany, lampy jarzeniowe, nawet minimalistyczne kwatery. Wszystko to nie budziło w przyzwyczajonym do przyrody i otwartych przestrzeni pół Hawajczyku. Nie czuł tu się dobrze a wręcz obco, na szczęście nie musiał się przyzwyczajać to w końcu tylko 4 dni...

Zanim dotarł do swojej kwatery postanowił się trochę rozruszać przed snem – lot samolotem nie należał do najwygodniejszych zwłaszcza przy ponad 2 metrach wzrostu Ronona. Cóż samoloty projektowane są dla mas.
Gdy wszedł do malutkiego pokoiku zobaczył swoje torby podróżne co wywołało w nim nieprzyjemne skojarzenia z dawnym życiem. Rzeczy nawet nie rozpakowywał – przez lata spędzone z ojcem nauczył się „żyć na walizkach” i nie przeszkadzało mu to zbytnio. Posiłek obrzucił tylko obojętnym spojrzeniem po czym zaczął się przebierać wszakże strój powinien odpowiadać sytuacji a on miał zamiar odbyć wieczorny trening. Po wyjściu na korytarz zaczął rozgrzewać zastane mięśnie prostymi rozciągającymi ćwiczeniami. Potem potruchtał w stronę wyjścia z kompleksu zapamiętując rozkład korytarzy by nie pogubić się w tej przytłaczająco minimalistycznej orgii bieli jaka dominowała w tym kompleksie.
Po przekonaniu strażnika, w pokoiku przy wejściu głównym, iż chce tylko pobiegać a nie wynosi żadnych supertajnych informacji o projekcie, zdołał w końcu wydostać się na otwartą przestrzeń.
Lubił wysiłek fizyczny i teraz mu go brakowało. Po paru godzinach forsownego biegania po terenach otaczających ośrodek zakończonych krotka gimnastyka tai-chi wrócił do swojej kwatery by spożyć zimną już kolację.
Usiadł na łóżku krzyżując nogi i zapatrzył się w rąbek księżyca w nowiu za oknem. Ogarnęło go dziwne uczucie, którego nie znał jak dotąd.
Dotarło do niego ze już na zawsze żegna się z Ziemia, że już nigdy nie będzie oglądał rodzinnych stron. Zaczął wspominać rodzinny Boston, swoje włóczęgi po kraju i poza nim, buntownicze dzieciństwo, rodzinę matki w Honolulu dzięki której poznał cześć swojego dziedzictwa…
„Nie tutaj nic mnie już nie trzyma” pomyślał uśmiechając się krzywo. Jego spojrzenie wcześniej nieobecne nabrało wyrazu gdy podjął wewnętrzną decyzję. Po chwili zsuwając z siebie ubranie położył się do łózka, pogładził swoje dredy „Będę musiał wymyślić jakiś sposób na to żeby je zostawić na te 200 lat” uśmiechnął się do swoich myśli i wyciszył umysł do tego stopnia ze po chwili spał głęboko.
W nocy miał bliżej nieokreślone koszmary które napełniły go niepokojem. Zapamiętał tylko tyle, że śniła mu się matka i siostra po wypadku…


Rano obudził go szelest otwieranych drzwi i niewyraźne odgłosy skradania się. Momentalnie odżyły w nim stare nawyki – teraz był w dżungli południowoamerykańskiej i był ściganym zwierzęciem. Ktoś stanął przy jego łóżku i pochylił się nad „śpiącym” Rononem… tylko po to by momentalnie znaleźć się w pozycji horyzontalnej z głową wgnieciona w zmierzwioną pościel a rekami skrepowanymi zabójczo skuteczna dźwignią. Hawajczyk zareagował instynktownie – czując niejasne zagrożenie był gotów wyłamać tej kobiecie obie ręce w barkach. Po krótkiej chwili doszło do niego gdzie jest i co robi, potem uświadomił sobie że jest nagi i obezwładnił prawdopodobne oficera ochrony tej bazy.
- Wybaczy Pani ale nie jestem przyzwyczajony do tego że ktoś obcy budzi mnie chyłkiem – zaczął tłumaczyć się nieskładnie, pomagając wstać kobiecie.
Gdy do niej dotarło w jakiej sytuacji się znajduje zaczęła się nerwowo śmiać.
- Wybaczy mi Pan, że zakłóciłam odpoczynek ale czas wstawać a to miał być pierwszy z dzisiejszych sprawdzianów. Ma pan za chwilę śniadanie a potem pierwsze testy.
Pani oficer przez cały czas patrzyła się prosto w twarz Hawajczyka masując ponaciągane barki a potem szybko wycofała się chyłkiem z jego kwatery starając się nie zwracać uwagi na to iż Dex był przez cała ich rozmowę zupełnie nagi. Ronon chwilę stał kontemplując całą sytuację a potem ubrał się w wygodny strój treningowy i opuścił swoją tymczasową kwaterę cały czas uśmiechając się pod nosem.
Po dotarciu do małej mesy i odebraniu swojej porcji Ronon siadł przy pierwszym z brzegu stoliku. Po chwili los obdarzył go towarzyszem i to dosłownie ponieważ przysiadł się do niego Rosjanin którego widział na wczorajszym „wykładzie”.
- Witajcie. Razem spędzimy pewnie resztę życia, może lepiej się poznać. Jestem Aleks Bilicki.
Ronon obojętnym spojrzeniem obrzucił Rosjanina który nie najlepiej jeszcze mówił po angielsku. Odburknął
- Mhhmm. Ronon Dex. Po czym wrócił do posiłku.
- Ja jestem .. byłem żołnierzem, wy czym się trudnicie? – Ruski nie dawał za wygraną
- Biochemią, bioinżynierią i ekologią. – znów zdawkowo odpowiedział
- Oho, kolega zielony? - pomyślał Aleks po czym zwrócił się do nowego znajomego - mam nadzieję ,że nie przywiążesz się łańcuchem do jakiegoś drzewa na tej planecie? Hehe ... a tak na poważnie, to mógł byś to jakoś ...prościej ująć? Zawsze się zastanawiałem co może robić ktoś z takim wykształceniem ... poza przypinaniem się do drzew skomplikowanymi zamkami...
Dex tylko uśmiechnął sie krzywo „Inteligencik się znalazł” Zawsze zachodził w głowę jaki cel mieli spece z NASA w wysyłaniu na misje ludzi którzy maja ziemniaki zamiast istoty szarej.
- To miedzy innymi dzięki mnie Twój mozg nie straci nic ze swojej zawartości i konsystencji podczas tego lotu.
- Pracowaliście nad sarkofagami ? - Wtrąca Rosjanin
- Oględnie mówiąc nie zrozumiałbyś co przy nich robiłem. Wystarczy powiedzieć ze ja wymyśliłem te miksturę, która na prezentacji nazywa się “Octem”.
Po chwili przysiadł się do nich Azjata
Jiro zaśmiał się po czym wtrącił się do rozmowy rzucając tą swoją angielszczyzną z dziwnym ruskim akcentem
-Aaa nice to meet you my friends! Im glad i can see you today! Tak na poważnie śmieszną prowadzicie rozmowę, a po z tym to taki biochemik może choćby wódę wydestylować.
- No towarzyszu, w końcu jakieś konkrety. Teraz toś mi to po ludzku wytłumaczył - Rosjanin zaśmiał się - Ale mogli byście się przedstawić, panie mądry.
Spojrzał na Rosjanina po lekko zdziwiony, taki zwyczaj chyba dziwni ci azjaci.
-To mówcie mi Jiro...nazwisko jest na tyle trudne, że sam mam problemy z jego wymową.
- Dobrze ... Jiro ... wy czym się trudnicie, jeśli wolno wiedzieć ?
-Też destylaty robię - Powiedział po czym uśmiechnął się lekko
- No tak, stąd rosyjski akcent - wtrącił pod nosem Rosjanin
Dex przysłuchując się ich dyskusji nie okazywał specjalnego zainteresowania. Ot nie czuł potrzeby konwersowania o tak trywialnych sprawach jak destylowanie wódy.
- Jak tam trening, towarzysze? Mocno was już przeciągnęli? - Rosjanin zaśmiał się
Wzruszył ramionami - Nic ciekawego, bardziej się już w laboratorium nabiegałem.
... „Jajogłowi” pomyślał Rosjanin. „Co oni mogą wiedzieć o zmęczeniu?” Spojrzał na zegarek
- Wybaczcie towarzysze, mam jakieś testy czy jakiś inny trud - Rosjanin poplątał się w słowach po czym wstał, skinął głową i opuścił stołówkę.
Dex wstał przeciągnął się poprawiając imponujące dredy. Wziął tackę z pozostałościami po posiłku w ręce i kierując się w stronę bufetu rzucił przez ramie:
- Trzymajcie się.
Po wrzuceniu resztek do kosza udał się do swoich zajęć.

Pierwsze testy sprawnościowe według rozpiski miał dopiero po południu więc wolnym krokiem skierował się do laboratorium chemicznego. Jako ze miał mnóstwo czasu zaczął kombinować przy formule octu tak żeby uratować swoje dredy (do których był bardzo przywiązany). Po paru nieudanych próbach wpadł na genialny pomysł - zsyntetyzował po prostu pewien organiczny polimer który miał ochronić jego fryzurkę przed gniciem w sarkofagach i potem już na planecie. Wstępne testy wykazały ze środek powinien wytrzymać reakcje z „octem” ale potrzebny był czas żeby cały polimer powstał. Ronon włączył automatyczny proces „ważenia” (jak lubili nazywać syntezę chemiczna jeszcze za czasów studenckich) ustawił wszystkie parametry w komputerze i zadowolony udał się w kierunku sal treningowych gdzie miały odbyć się testy.
Pierwsze miały być testy aerodynamiczne i symulacje przeciążeń podczas lotu wahadłowcem. Wchodząc do sali z „wirówka” (jak w ośrodkach treningowych żartobliwie nazywa się maszynę do symulacji przeciążeń podczas przebijania się przez niższe warstwy atmosfery) zobaczył jak „wirówkę” chwiejnym krokiem opuszcza poznany wcześniej Rosjanin.
Ronon podszedł do znajomo wyglądającego technika który obsługiwał testy kosmiczne. Technik odpowiadając na pytające spojrzenie Hawajczyka stwierdził krotko
- On właśnie kończy… teraz jest Twoja kolej.
Po testach kosmicznych przyszedł czas na sprawnościowe i badania organizmu. Na koniec podstawowe bojowe w których asystowała Dexowi „poznana” rano Pani Porucznik. Zwłaszcza odpowiadało mu wykładnie przez nią podstawowych zasad walki wręcz przy których nie zniknął jej ani na chwile figlarny uśmieszek.

Po całodniowym wysiłku Ronon skierował się do swojej kwatery z myślą o prysznicu i odpoczynku.
Zanim udał się do łazienki wyjął z torby laptop i dwa małe głośniki z których za chwile popłynęła spokojna nastrojowa muzyka

YouTube - Louis Armstrong - A Kiss To Build A Dream On

Gdy Hawajczyk wszedł do kabiny zaczął zmywać z siebie trud całodziennych testów ktoś otworzył drzwi do jego kabiny. Zaskoczony zobaczył, że to ta blond Pani Porucznik z pobudki i późniejszych zabaw z bronią.
Weszła do kabiny zrzucając z siebie ręcznik i zamykając za sobą drzwi, a na zmieszane spojrzenie Ronona odpowiedziała pocałunkiem który rozwiał wszelkie jego wątpliwości.

Wczesnym rankiem gdy już wyplątał się z objęć Jennifer ubrał się i udał w kierunku laboratorium celem sprawdzenia czy jego eksperyment wyda jakieś owoce. Po paru minutach stwierdził ze polimer będzie gotów na czas. Potem udał się na szybkie śniadanie po którym odszukał kogoś z obsługi naukowej ośrodka i wziął wszystkie możliwe do zdobycia materiały na temat samego Glise 581 g, z którymi udał się do swojej kwatery. Lekkim rozczarowaniem było to że nie zastał tam Jennifer. „Trudno widać ma dziś inne obowiązki” skwitował to w myślach. Pocieszeniem jednak była karteczka przyklejona do laptopa na której równymi literami, była wypisana godzina 20 i opisane miejsce w którym mieli się spotkać wieczorem. Z doskonałym humorem Ronon wziął się za przyswajanie sobie wszelkiej wiedzy na temat jego nowego domu.
Wieczorem udał się na umówione spotkanie. Czuł się jak licealista który przekrada się w nocy po szkole co wywołało w nim miłe wspomnienia. Gdy dotarł na miejsce
Rano gdy tym razem milo pożegnał się z Jennifer udał się do mesy a potem na testy psychologiczne. Badali jego odporność na stres szybkość reagowania i wiele innych. Po obiedzie udał się na dalsze testy. Gdy obsługa dala mu spokój zahaczył jeszcze o laboratorium w którym zaksięgował wszystko co robił przez te 3 dni i odebrał gotową próbkę swojego nowego „żelu do włosów”, która dziwnie przypominała mu masło orzechowe. Wieczorem do pokoju zapukała Pani Porucznik z która spędził miły wieczór przeciągnięty w poranek i cały następny dzień. Od reszty swoich towarzyszy stronił żeby wykorzystać każda chwile pobytu na Ziemi z Jennifer.
 
__________________
Chaos is the only true answer...
Apkey jest offline  
Stary 22-10-2010, 19:52   #4
 
Zaan's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znany
Rozpoczął się wykład. Julia usiadła na samym końcu sali. Była zmęczona podróżą, do tego zmiana strefy czasowej robiły swoje. Jakiś mężczyzna wszedł na mównicę i zaczął wypowiedź. Jej oczy powoli zamykały się. Nagle światło zgasło i organizm Julii jeszcze mocniej zaczął domagać się snu. Pierwszy slajd, potem drugi i kolejne. Jej powieki były coraz cięższe. Monotonna wypowiedź i jednostajny akcent mężczyzny sprawiały, że Rosjanka odpływała w sen. Z letargu wyrwał ją mocne zimne światło jarzeniówki.
- ”Proszę za mną, pokażę wam pokoje w których przyjdzie wam spędzić najbliższe cztery dni.” - wypowiedziane zza jej pleców całkowicie ją rozbudziło. Kobieta w kraciastej koszuli zaprowadziła ją do pokoju, po czym szybko zniknęła z pola widzenia

Powoli przekroczyła próg pokoju. - Hmm... pokój jak pokój, nic specjalnego – pomyślała wspominając swoją sypialnię z lat dziecięcych. Pomieszczenie nie było zbyt duże, jednak, jak na kwaterę w ośrodku badawczym, bardzo przytulne. Łóżko, toaletka, szafa z lustrem. Wszystko stało na miejscu. Łazienka, o dziwo była pokaźnych rozmiarów. Na stoliku stało coś, co jak wydedukowała Julia, miało być posiłkiem. - Chociaż jest ciepłe – posumowała. Zjadła połowę porcji. Akurat tyle, aby zabić głód, ale nie poczuć prawdziwego smaku. Znów zaczęła ogarniać ją senność. Rozpoczęła wieczorny rytuał. Upewniwszy się, że drzwi są zamknięte na klucz, zrzuciła z siebie ubranie, wygrzebała z torby najpotrzebniejsze środki higieny i ruszyła ku łazience. Gorący prysznic był jedną z niewielu rzeczy, które były jej aktualnie potrzebne. Ustawiła temperaturę na gorącą i wskoczyła pod wodę. Powoli zmywała z siebie całą podróż. Czuła się błogo. Powoli umyła głowę, nałożyła odżywkę, po czym spłukała dokładnie całe ciało. Zawinęła się w ręcznik, drugim przewiązała włosy i wyszła z łazienki.

Podchodząc do lustra zobaczyła naklejkę „zakaz palenia”. - Cholera, trzeba będzie wyjść na zewnątrz – powiedziała niezadowolona. Szybkim ruchem rzuciła ręczniki na krzesło i ubrała się w pierwsze z brzegu ubrania. Powoli wyszła z pokoju szukając jakiegokolwiek znaku oznajmiającego możliwość palenia. Niestety wszędzie widniały same zakazy. Po krótkich poszukiwaniach znalazła cichy, zaciemniony zaułek. Spojrzała w obie strony upewniając się, że nikt nie idzie. Zrobiła kilka kroków wgłąb znalezionego kąta, aż cała skryta była w półmroku. Podpaliła papierosa i zaciągnęła się mocno. To była już druga, po prysznicu przyjemność tego wieczora. Teraz brakowało jej tylko jednego do szczęścia. - Ale to może później – powiedziała w myślach, uśmiechając się. W tym samym momencie zza rogu wychylił się strażnik.
- Proszę pani, tutaj nie wolno palić – rzekł stanowczym głosem.
- Ojj, przepraszam – powiedziała robiąc niewinną minę i rzuciła papierosa na ziemię – nie chciałam się kręcić po bazie i szukać palarni, żeby nikomu nie przeszkadzać – kłamała jak najęta depcząc niedopałek.
- No dobrze... Pani na tę wyprawę w kosmos? - spytał, po czym złagodniał – pokaże Pani najbliższe wyjście z kompleksu, gdzie można spokojnie zapalić. Proszę za mną.
Wyjście okazało się być bardzo blisko jej kwatery. Strażnik otworzył przed nią drzwi, a na dodatek poczęstował ją własnym papierosem. Jego smak był dość dziwny, mimo to Julia delektowała się dość długo. Kiedy w ręku pozostał sam ustnik, wyrzuciła go do prowizorycznej popielniczki i wróciła do pokoju. Przebrała się w ulubiony nocny strój, czyli męską koszulę i zasnęła, całkowicie zapominając o tym, na co nabrała ochoty paląc papierosa.

Sen przerwało ją szturchanie w ramię. Powoli otworzyła jedno oko.
- Co się dzieje? 1 maja, czy wojna? Tak czy inaczej, póki budzik nie zadzwoni, nigdzie nie wstanę - rzuciła od niechcenia i zaczęła przewracać się na drugi bok.
- Przepraszam, ale czas wstawać. Jestem Pani opiekunką na te 4 dni. Za chwilę śniadanie, a potem testy – powiedziała nieznajoma.
- Testy? Aaaa... - Julia przypomniała sobie, gdzie jest – już wstaję.
Kilka sekund później Rosjanka przekraczała próg łazienki zostawiając koszulę, w której spała, na podłodze. Kobieta w białym kitlu patrzyła z niedowierzaniem, jak Dolnikowa w mgnieniu oka zerwała się z łóżka, zrzuciła z siebie „pidżamę” i nago wchodziła do łazienki. Dopiero spojrzenie ku jej kształtnym pośladkom spowodowało, że opiekunka zaczerwieniła się, i szybko wycofała z pokoju. Prysznic zabrał Julii dosłownie 5 minut. W ciągu kolejnych kilku była już ubrana i szła w stronę stołówki.

Jedzenie było troszkę lepsze, od tego, które zastała wczoraj w pokoju. - Lepsza byłaby jajecznica na boczku, tak jak w domu – mruknęła półgłosem jedząc śniadanie. Na sali toczyły się pierwsze rozmowy, ludzie powoli się poznawali, jednak Julia nie chciała, wchodzić w żadne zażyłości, przynajmniej na razie. Zaraz po posiłku miała wyznaczone pierwsze badania.

Pierwszy był podstawowy test fizyczny. Julia przeszła go bez problemu. Dopiero kolejny sprawdzian sprawił jej problemy – test psychologiczny. Jakiś bardzo nudny pan pokazywał jej niezliczone obrazki... kleksów. Czuła się jak w podstawówce, gdzie w ten sposób badano u niej wyobraźnię. Roznosiło ją. Była przekonana, że robią z niej idiotkę, karząc układać jakieś obrazki w logiczny ciąg zdarzeń. Frustracja narastała w Julii. Tylko cudem dotrwała do ostatniego testu dnia – zachowywania równowagi. Tę próbę skończyła z lekkimi mdłościami. Wychodząc z sali zauważyła w rogu worek treningowy. Jej twarz rozpromieniała. Wpadła na stołówkę, złapała jakąś sałatkę i praktycznie pobiegła do pokoju. „Upolowaną” kolację zjadła przeszukując torbę pod kątem odtwarzacza mp3 i opaski.

Wolnym krokiem, w pełni skoncentrowana weszła do sali, w której wisiał worek. Włączyła utwór pewnego polskiego wykonawcy i przez pełną godzinę wyżywała się za wszystkie kleksy i obrazki.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=vip6Pk3He6c[/media]

Zmęczona wróciła do pokoju. Wzięła prysznic, postała chwilę nago przed lustrem, wyszła na papierosa i położyła się spać. Kolejne dni obfitowały w więcej testów sprawnościowych, a mniej psychologicznych. Symulator lotów, strzelnica, ring – było wszystko, brakowało tylko małpiego gaju. Doby kończyły się wieczornym rytuałem: cudownym prysznicem, papierosem, lustrem i snem. Ostatniego wieczoru wypaliła 3 papierosy, tłumacząc się, że to ostatnie na 200 lat, wskoczyła naga do łóżka i po kilkunastu minutach zasnęła uśmiechnięta, myśląc o jutrzejszym dniu.
 
__________________
"Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej 'Ziemi Obiecanej'."

Ostatnio edytowane przez Zaan : 22-10-2010 o 22:33. Powód: kursywa
Zaan jest offline  
Stary 22-10-2010, 21:02   #5
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Pomieszczenie, w którym znajdował się Siergiej „Niedźwiedź” Wasiljew razem ze wszystkimi innymi z grupy było niewielkie. Krzesła były ustawione w układzie kinowym. W oczy rzucały się idealnie białe ściany, uwagę przyciągała też mównica z logiem NASA. Po chwili stanął przy niej niski facet w białym, typowym dla naukowców kitlu.

- Dzień dobry państwu – powiedział, przyglądając się zebranym – Nazywam się Henry Drank i opowiem wam co nieco o waszej misji.

Kilka sekund później światło w salce zgasło. Kolejno ukazywały się slajdy z logiem NASA, z różnymi zdjęciami i wykresami. Dość długo opowiadał o podróży na Gliese 581 g, a także o samej planecie i całej operacji z tą właśnie planetą związaną. Następnie mowa była o sarkofagach, w których przyszli astronauci mają przebyć drogę na Gliese – trochę informacji dotyczących ich budowy i zasady działania, co i tak było dla większości, a przynajmniej dla Siergieja czarną magią. Naukowiec opisywał także statek kosmiczny, który będzie do dyspozycji „jedenastu wspaniałych”, a także nadajnik, który będzie wysyłał sygnały na Ziemię.

Wtedy nastąpił koniec projekcji i światło się zapaliło. To by było na tyle. Facet w bieli opuścił pomieszczenie, natomiast w drzwiach ukazała się, według Rosjanina, całkiem niebrzydka kobieta.

- Proszę za mną, pokażę wam pokoje w których przyjdzie wam spędzić najbliższe cztery dni.

Zaprowadziła wszystkich uczestników misji NASA do pokoi. Właściwie nie były to pokoje, bardziej pokoiki. Małe, przypominające te hotelowe. W środku przydzielonego pokoiku czekały już wszystkie rzeczy, a także co było dość dziwne ciepły posiłek.

- Cały ośrodek jest do waszej dyspozycji. Żegnam i dobranoc.
„Kolorowych snów” - odpowiedział w myślach Niedźwiedź.

Zjadł kolację i postanowił położyć się wcześniej spać. Lubił rano być wypoczęty, a nie wiedział jak bardzo wyczerpujące będą treningi i szkolenia. Poza tym i tak nie miał nic ciekawego do roboty. Leżąc już w łóżku dużo rozmyślał o tym, iż wkrótce pożegna się na stałe z Ziemią, a także o tym, że pozamykał już wszystkie sprawy, które miał tu do załatwienia. Nie łatwo było mu się rozstać z pracą, do której był przywiązany, jednak po dokładnym rozważeniu sprawy podjął decyzję o opuszczeniu rodzimej planety.

- Te, śpiąca królewna! Wstawaj z wyra, czas się poruszać! - sen przerwał hałas.

Pomimo ponagleń i krzyków, o których uszy informowały zaspany umysł, spokojnie usiadł na łóżku i zwlókł się z niego. Był jak zwykle, kiedy ktoś go denerwował, opanowany i sarkastyczny w samym swoim wyrazie twarzy i sposobie bycia. Oficer oznajmił, że za kilka minut wszyscy mają znaleźć się na stołówce, a następnie wyszedł energicznym krokiem z pokoju.

Kiedy wszedł na stołówkę większość już siedziała przy stolikach. To pomieszczenie również nie było imponujących rozmiarów. Rosjanin odebrał swój posiłek i usiadł koło innych. Spokojnie spożywając przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy wyprawy. Nie lubił mówić za wiele, wolał słuchać. Kiedy skończył, odstawił tackę w odpowiednie miejsce, i pożegnał się ze wszystkimi. Stwierdził, że to czas na ćwiczenia.

Jako pierwsze zaplanowane miał symulacje lotu, a także przygotowanie do różnych przeciążeń. Były one dość ciężkie jak na pierwszy raz, ale spodobały się Siergiejowi. Pomyślał, że nie będzie miał problemów ze strachem przed lotami. Później naukowcy sprawdzali przystosowanie jego ciała do dużych wahań temperatur. Pochodził z Syberii, gdzie temperatury w ciągu roku zmieniają się od -70 do 40 stopni Celsjusza, więc na tych testach wypadł bardzo dobrze. Następnie zjadł obiad, który znów był dość obfity jak wszystkie posiłki tutaj. Po obiedzie czekały go testy psychologiczne. Nie miał nigdy styczności z takimi testami i nie spodziewał się, że mogą być tak męczące. Tysiące zbędnych pytań na wszelkie możliwe tematy. Jak to możliwe, że nie było poruszone ani jedno ciekawe zagadnienie? Chyba nikt tego nie wie.

Kiedy wracał do pokoju skatowany psychicznie zauważył jedną z przyszłych astronautek, która ćwiczyła na worku treningowym. W dodatku była Rosjanką – to stwierdził po porannym śniadaniu na stołówce w pełnym gronie. Był jednak zbyt zmęczony, żeby się ruszyć, poza tym nie chciał jej przeszkadzać, bo sam wiedział jakie to bywa irytujące.
„To może być moja bratnia dusza w tej wyprawie” - pomyślał. Po tym obiecał sobie, że jutro on także popracuje trochę „na worku” i udał się do swojego pokoiku.

Następnego dnia czekały go różnorakie testy sprawności fizycznej. Siergiej był bardzo wysportowany, a w dodatku silny pomimo nie tak ogromnych gabarytów. Siłę zawdzięczał wieloletniej pracy fizycznej, natomiast jako hobby i głaskanie swojej męskiej dumy przez wiele lat zajmował się walką wręcz. Kiedy pocił się na przeróżnych ćwiczeniach powróciły wspomnienia. Po pomyślnie zakończonych testach znalazł jeszcze trochę czasu i siły na worek treningowy. Tego mu było trzeba.
 
Latin jest offline  
Stary 23-10-2010, 17:16   #6
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Greg siedział dwa miejsca od jakiegoś kolesia z dredami patrząc się znudzonym wzrokiem na ciągle zmieniające się slajdy. Gdy profesorek przy mównicy powiedział ile ma trwać lot, Gregor od razu się obudził i zrobił wielkie oczy:
- 200 lat? Przecież to jest chore. Nie wyobrażałem sobie nawet co będzie za 10 lat - pomyślał. Próbował skupić się na dalszej części przemówienia ale myśl o takim szmacie czasu skutecznie mu to utrudniała. Pełny kontakt ze światem uzyskał kiedy do sali weszła kobieta w kraciastej koszuli i poprosiła wszystkich zgromadzonych widzów o pójście za nią. Tak zrobił. Wstał i ruszył z innymi przez zawiłe i długie korytarze. Wreszcie kobieta zatrzymała się i wskazała każdemu pokój, w którym ma mieszkać przez 4 dni. Greg wszedł do swojego. Nie odczuł żadnych pozytywnych emocji związanych z wystrojem pomieszczenia - białe ściany, jarzeniówki, tapczan, a przy nim stolik nocny z lampką, mały, drewniany stół z jednym krzesłem także drewnianym i radio. Obok drzwi wejściowych znajdowały się drugie, drewniane, zapewne do łazienki. W kącie obok łóżka leżała jego walizka i plecak. Spojrzał na stół, na którym stał posiłek.
- Dbają o nas żebyśmy zbyt szybko nie uciekli - pomyślał ale usiadł i zaczął jeść. Gdy skończył podszedł do walizki, otworzył ja i wyciągnął szczoteczkę, pastę do zębów i ręcznik. Potem skierował się do łazienki. Nie była duża, ściany i podłoga została wyłożona białymi kafelkami, w rogu stał prysznic, troszkę dalej sedes, a przy drzwiach umywalka z lustrem nad nią. Gregor podszedł do umywalki, położył wszystkie przybory na krawędzi, a ręcznik zawiesił na swojej szyi. Odkręcił ciepłą wodę i przetarł twarz. Następnie zaczął długo i dokładnie czyścić zęby jak miał w zwyczaju. wypłukał jamę ustną specjalnym płynem, zmył resztki pasty z twarzy i spojrzał w lustro. Zobaczył mocno zielone oczy i zmęczoną twarz człowieka po przejściach.
- Nie wiem czy dobrze robię porywając się na takie coś - powiedział do odbicia w lustrze.
- A co cię tutaj trzyma? - odezwał się głos w jego głowie.
Greg wyszedł z łazienki, zdjął ubrania i rzucił je byle jak na krzesło, zgasił światło, a zapalił lampkę, ukląkł przy łóżku, odmówił ''Ojcze Nasz'' i wyciągnął z plecaka książkę. Tytuł był po niemiecku. Wszedł pod kołdrę i zaczął czytać.
Gdy powieki zaczęły mu opadać odłożył książkę, zgasił lampkę i poszedł spać. Usnął prawie od razu.

Greg czuł miłe wibracje, jakby ktoś go podrzucał do góry ale on sam zamiast spadać szybko leciał powoli jak piórko. Nagle poczuł pieczenie policzka i obudził się. Zerwał się z łóżka tak szybko jak nigdy.
- Wreszcie podnieśliście tą śmierdzącą dupę z wyra, rekrucie! - krzyknął mu prosto w twarz, na którą poleciały drobinki śliny jakiś facet.
- No co kurwa tak się przyglądacie?! 30 pompek na rozgrzewkę, już!
Greg nie bardzo jeszcze kontaktujący upadł na ziemię i zrobił coś co przypominało pompki.
- Co to kurwa jest?! Dzisiaj wam daruję pierdolony kocie ale jak jutro będziecie odstawiać taki cyrk to wam nogi z dupy powyrywam! Macie w tej chwili biec na stołówkę, a potem na ćwiczenia, zrozumieliście, rekrucie?! - mężczyzna krzyczał jakby kroili go żywcem, a twarz przybrała kolor czerwony.
- Tak, sir! - krzyknął Greg.
''Oficer'' wyszedł szybkim krokiem z pokoju zostawiając Grega sponiewieranego i z głupim wyrazem twarzy. Po chwili poszedł do łazienki i powtórzył wczorajszy cykl dodając jeszcze skorzystanie z sedesu.
Ubrany trochę niechlujnie, powoli ruszył na stołówkę. Wszedł do dużego pomieszczenia, także białego i z jarzeniówkami. Obejrzał się i dostrzegł parę osób z którymi był na przemówieniu. Poszedł po swoją tackę i usiadł na krześle na samym brzegu stolika i począł szybko jeść swoją porcję nie odzywając się do nikogo tylko co jakiś czas mierząc wzrokiem wszystkich współsiedzących.
- Ale mi się ekipa trafiła - pomyślał.
Po 10 minutach wstał i zaniósł naczynia z powrotem do okienka skąd bierze się swoją porcję i wyszedł. Według planu wiszącego przy drzwiach stołówki miał najpierw ćwiczenia psychiczne. Błąkał się dobre parę minut nie wiedząc gdzie wejść, aż z któryś drzwi wyszedł naukowiec. Greg podbiegł do niego i spytał się gdzie odbywają się jego zajęcia. W końcu trafił do odpowiedniej sali.
Było w niej dwóch naukowców w białych kitlach. Jeden siedział przy biurku, a drugi chodził po pomieszczeniu. Ten drugi wskazał Gregowi miejsce przy biurku. Greg usiadł i trochę przestraszony myślał co mu będą robić. Naukowiec przy biurku pokazywał mu jakieś rysunki przedszkolaka. W zasadzie nie można było tego nazwać rysunkiem. Na białych kartkach były czarne kleksy i przez ponad godzinę jajogłowi torturowali go tym czymś każąc mówić Gregowi co na nich widzi. Wyszedł cholernie głodny, a do obiadu jeszcze daleka droga. Po tych kretyńskich rysuneczkach przyszedł czas na ćwiczenia fizyczne. Ku jego rozpaczy instruktorem był ten palant, który w tak perfidny sposób wyrwał Grega ze snu.
- Ho ho ho, kogo ja widzę, nasz szeregowy! - krzyknął z zachwytem instruktor.
Teraz Greg nawet nie spodziewał się niczego miłego.
Idący po ścianach Gregor ledwo doszedł do sali ćwiczeń astronautów.
Większość pomieszczenia zajmowała maszyna z jednym, dużym ramieniem do którego przymocowana była mała kabina. Greg wiele razy widział podobną w kreskówkach i widział tez co działo się z ludźmi którzy do niej weszli. Wbrew pozorom to ćwiczenie poszło Gregowi najlepiej. Wytrzymał całą godzinę nieustannego kręcenia się przy dużej prędkości. Wypompowany poszedł na obiad. Zeżarł całą tackę i z chęcią orżnąłby jeszcze jedną. Nie miał jednak czasu. Biegiem poleciał na dwugodzinne zajęcia z urządzeń elektronicznych które zostaną umieszczone na statku. Nie miał już siły iść na kolację ale jednak doszedł. Widok pełnej tacy od razu poprawiła mu humor. Gdy wszedł do swojego pokoju skierował do łazienki, umył się, pomodlił się i poszedł spać.
Kolejne dni były niemal identyczne. Najbardziej w kość dawały Gregowi pobudki przez instruktora ćwiczeń fizycznych i same ćwiczenia.Ostatniego dnia szkolenia chodził jak duch i ani razu przez cały okres ćwiczeń nie odezwał do swoich przyszłych towarzyszy podróży. Nie dlatego, że są nie warci jego słów, po prostu nie lubił rozmawiać z ludźmi, aczkolwiek miał nadzieję, że będą jego najlepszymi przyjaciółmi... Jedynymi przez całe jego życie, miał nadzieję, że go nie odtrącą jak ludzie, z którymi spotkał się w przeszłości i że nie umrą tak szybko jak jego najbliżsi.
 
Ziutek jest offline  
Stary 23-10-2010, 23:37   #7
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Iga patrzyła na przewijające się slajdy z wielka uwaga wypisaną na twarzy. W czasie przemowy w odpowiednich miejscach kiwała potakująco głową, w innych - szerzej otwierała oczy lub pochylała się do przodu okazując szczególne zainteresowanie. Siedziała najbliżej prowadzącego, każdym ruchem, gestem i spojrzeniem okazując mu swoją głęboka atencję.
W rzeczywistości praktycznie go nie słuchała. Ciało reagowało automatycznie, mózg rejestrował gdzieś kawałkiem świadomości nudny wywód, w rzeczywistości pochłaniały go całkiem inne sprawy…

Dopóki nie wsadza ich do tych do tych kapsuł i nie wystrzelą , nie mogła się czuć całkiem bezpieczna - tego była pewna. Po raz kolejny, i kolejny , jak film ustawiony na do dotwarzania w kółko, powracały do niej ostatnie wydarzenia. Nie mogła zatrzymać biegu myśli. Drzwi, walizka, kominek, taksówka, samolot. Drzwi, walizka, kominek, taksówka, samolot. Drzwi… Czy wszystko zabrała? Czy usunęła wszelkie ślady?

Przymknęła oczy i spróbowała jednego z licznych treningów relaksacyjnych, które polecała swoim pacjentkom – nie wierzyła w nie, a jednak działały. Podobnie jak trening autogenny Schultza, metoda Silvy i inne newageowe pierdoły – dmuchanie w świeczkę i woskowanie uszu. Właśnie, Pinki należało się przycięcie włosów wokół uszu, zarosła straszliwie, nie będzie można jej wystawić, a ten nowy fryzjer nie dość, że był profesjonalistą, to jeszcze dobrze wyglądał, jaka szkoda , że w łóżku … właściwie, to nie było łóżko, tylko rodzaj stołu , tak, taki przydałby się jej w kuchni, do obrabiania mięsa metal jest lepszy niż… Hej! – skarciła sama siebie, skojarzania znów poleciały poza jej kontrolą. Przywołała się do porządku i wtedy zobaczyła kobietę w kraciastej koszuli – Dlaczego nie jest flanelowa? – przemknęło jej przez myśl, wstała i poszła do wskazanego z pokoju.

Jej torby leżały na łóżku, na stole stał posiłek. Rozejrzała się dookoła – wszytko było takie sterylne, no i.. małe. Już dawno nie przebywała w tak skromnych warunkach. Podeszła do drzwi – nie miały zamka! Rozejrzała się po klitce, podparła klamkę krzesłem i dodatkowo zastawiła drzwi stołem.
- Nigdy nie wiadomo – mruknęła. Otworzyła walizkę , wyjęła z niej proste pudełko, otworzyła – nóż zalśnił w świetle jarzeniówki.


Zjadła trochę posiłku, wydawał się nie mieć smaku, ale na szczęście był ciepły. Złożyła ubranie w kostkę i postała chwilę pod gorącym prysznicem – woda aż parzyła. Wyszła I w tym samym momencie poczuła, że napięcie przelewa się przez nią jak wezbrana woda przez za niską tamę. Podeszło jej do gardła, prawie dławiąc. Zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać, coraz bardziej spazmatycznie, wydawało się, ze nie będzie już stanie skończyć. W końcu skuliła się na łóżku, zacisnęła rękę na schowanym pod poduszka nożu i zasnęła.

----
Otworzyła oczy w momencie, kiedy jakaś osoba za drzwiami dotknęła klamki.
- Proszę poczekać chwilę! – zawołała . Poprawiła włosy, naciągnęła podkoszulkę i odsunęła stół. Uchyliła drzwi i wyjrzała zza nich. Rękę z nożem miała schowaną za skrzydłem drzwi.
- Tak?- wysłuchała o swoich zajęciach na dziś, posiłkach. Skinęła głową, zamknęła drzwi zastawiając je ponownie stołem. Wzięła prysznic, założyła top, szorty, buty sportowe i poszła na śniadanie. Jadła szybko, już spokojna, odprężona, z uprzejmym uśmiechem na twarzy.

Testy sprawnościowe, kolejne testy, wytrzymałościowe, następne, nawet nie miała pomysłu jakie. Przechodziła wszystkie machinalnie, nie czując zmęczenia ani bólu napiętych mięśni. Ruch pomagał się jej odprężyć. Dopiero kiedy odesłali ją na obiad poczuła znużenie. Wzięła prysznic, związała wilgotne włosy i poszła do stołówki. Wzięła tacę i rozejrzała sie po sali - nie znosiła jeść sama. Podeszła na najbliższego stolika. Siedział przy nim facet w rozpiętej koszuli i z mokrymi włosami zaczesanymi "na jeża". Wydawał się tak zmęczony, że ledwie trafiał łyżką do ust

- Wolne? - zapytała

Mężczyzna, nieco zaskoczony podniósł na nią wzrok
- Ależ oczywiście. Bardzo proszę - powiedział, cofając nieco swoją tacę, żeby zrobić jej miejsce - Thomas Jackson. Bardzo mi miło - przedstawił się, gdy usiadła.

- Iga Wende - wyciągnęła do niego rękę - Też testy sprawnościowe, jak widzę - przejechała wzrokiem po jego sylwetce.

Mężczyzna uścisnął jej dłoń.
- Niestety tak - powiedział przeczesując włosy dłonią. - Jak Pani to znosi? Ja się już ledwie na nogach trzymam, a Pani zdaje się tryskać energią.

- Zdarzało mi sie startować w thriatlonie
- uśmiechnęła się zadowolona, że traktuje ja jak partnerkę, a nie bawi się w szarmanckość i całowanie po rękach - i kilka razy wygrać.

- Hmmm... - mruknął z uznaniem - zawodowo, czy amatorsko?

- Amatorsko, oczywiście - a Ty czym sie zajmujesz... zajmowałeś, nim zdecydowałeś dać się zamrozić?

- Nauką. Uczyłem siebie i innych. Więc jak widać branży nie zmieniam. Niestety zbyt się oddawałem swoim obowiązkom i zaniedbałem kondycję. Teraz odbywam karę - zaśmiał się. - A Ty, Igo, co robiłaś? - zawahał się - Mogę do Ciebie mówić po imieniu, prawda? W końcu będziemy mieszkać razem przez najbliższe 200 lat.

-Możesz. Choć słowo "mieszkać" jest eufemizmem
- też się zaśmiała - czego uczyłeś? - odbiła pytanie.

- Zależy kogo. Najczęściej anatomii na medycynie, albo podstaw chemii na farmacji, kilka razy botaniki - to moja największa pasja.

- Szeroki zakres
- pokiwała głową z uznaniem - Botanika? Krzyżowanie groszków i te sprawy?

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - dodał, zerkając na nią niby podejrzliwie, ale z uśmiechem.

- Ty tez nie – Iga odwzajemniła uśmiech - Wiec pewnie nie chodzi o groszki... Rozejrzała się po sali a potem pochyliła w jego stronę, ściszając głos - Tylko nie powtarzaj nikomu - powiedziała patrząc Tomowi w oczy - jestem zawodowym zabójcą.

Mężczyzna drgnął i momentalnie zbladł.
- Żartujesz. Prawda?

Iga otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

- Przestraszyłeś się - to było stwierdzenie, nie pytanie.

- Każdy by się przestraszył - odparł zmieszany. - Ale mówisz prawdę? I co, tu też jesteś służbowo?
Tom cały czas był sztywny jakby połknął kij od szczotki i nerwowo, samymi gałkami ocznymi rzucał spojrzenia na boki.

Inga dotknęła lekko jego ręki. - Uciekasz przed kimś - stwierdziła - jesteś przerażony. Nie sadzę, żeby miał się tu dostać - zwyrokowała - oddychaj, wdech nosem, wydech ustami. Oddychaj, to Cie uspokoi - wstała od stolika - Tom czy Thomas?

Pod dotknięciem Ingi mężczyzna cofnął gwałtownie rękę, jak oparzony.
- Tom. Zdecydowanie Tom - odpowiedział przełykając ślinę. Przesunął się nieco z krzesłem w bok, żeby w razie czego mieć ułatwioną ucieczkę i ani na moment nie spuszczał jej z oczu.

- Miłego dnia, Tom - Inga uśmiechnęła się i chciała odejść. Spojrzała jednak na Thomasa , pokręciła głową i przewróciła oczami -Wylizuj, człowieku, nie znam Cię i nie planuje zabić.

Mężczyzna pokiwał szybko głową, ale wszystkie mięśnie nadal pozostawały napięte, a oczy w niej utkwione.

- Trening autogenny Schultza - mruknęła i wyszła.

Po obiedzie miała zaplanowane testy psychologiczne, musiała oczyścić umysł i skoncentrować się.
- Spokojnie Inga – upominała samą siebie przebierając się w sukienkę z surowego jedwabiu – spokojnie, robiłaś to już tysiące razy…

Plamy z atramentu, pytania, kolejne pytania; porządkowanie obrazków, szukanie podobieństw, układanie klocków. Skojarzenia. Dokończ zdania. Wybierz stwierdzenia najbardziej do Ciebie pasujące. Rozmowa z psychologiem – Inga rozluźniona, spokojna, skoncentrowana. Pamiętać o kontakcie wzrokowym, mowie ciała. Skala neurotyzmu, ekstrawersji, skala kłamstwa – najtrudniejsza, trzeba zapamiętać, jaka odpowiedź się wybierało, żeby potem móc ją powtórzyć,. Narysuj rodzinę, drzewo, siebie jako zwierzę, jako przedmiot. Co widzisz na obrazku. Scenotest. Znów skala kłamstwa.
Wieczorem wróciła do swojego pokoju, wymęczona, ale zadowolona. Miała pewność, że jej odpowiedzi trafiły dokładnie w oczekiwania testującego. Nie mogła się jeszcze odprężyć, ciągle istniała obawa, że testy są ostateczna próbą przed lotem – może planują wybrać tylko cześć z nich? Zaryglowała drzwi i zasnęła natychmiast, kiedy tylko położyła głowę na poduszce.

-----
Obudziła się wcześnie, odnalazła swojego „opiekuna” i poznała plan dnia.
- Co za niespodzianka – mruknęła zgryźliwie – kolejne testy.Dzień minął szybko, ćwiczenia, testy, jakieś szkolenia. W czasie posiłków unikała towarzystwa zniechęcona falstartem z Tomem. Jednocześnie mężczyzna stał się jej dziwnie bliski – ewidentnie dzielili podobne doświadczenia, tyle tylko, że Inga panowała nad swoimi emocjami, a Thomas nie potrafił ukryć przerażenia.

Wieczorem, mimo zmęczenia , nie mogła zasnąć. Kręciła się po łóżku, w końcu, zrezygnowana, przyniosła ze stołówki puszkę coli i wymieszała ją pół na pół z Finlandią z walizki.
Drink pomógł się jej rozluźnić i zasnąć.
----
Trzeciego dnia spała długo. Późno zjadła śniadanie w praktycznie pustej jadalni. Założyła strój do aikido i długo – aż do kompletnego wyczerpania - ćwiczyła w jednej z pustych sal. Byle tylko zająć czymś umysł i ciało.

Nie myśleć. Nie wspominać. Nie czuć.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 23-10-2010, 23:41   #8
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Nie zwracał większej uwagi na słowa naukowca, tym bardziej na slajdy. Błądził myślami gdzieś daleko. Utkwił wzrok w jednym punkcie na ścianie i intensywnie się w niego wpatrywał. Dopiero, gdy dotarł do niego fragment „otworzą się i przywrócą do życia.” spróbował wsłuchać się w przemowę. Nie, żeby jakoś specjalnie się przejął… I tak lepsze to niż zostać tutaj. Po skończonej prezentacji udał się prosto do swojej klatki, pokoju w którym miał spędzić następne cztery dni.

Dzień pierwszy. Bardzo wczesna i gwałtowna pobudka. Sebastiena obudziło lekkie uderzenie w twarz. Sen miał bardzo twardy, więc jedynie to mogło go ocucić. Pochylała się nad nim jakaś kobieta.
-Proszę już wstać. Zaczynamy trening – powiedziała łagodnym tonem. Francuz bez słowa wstał z łóżka i ruszył do łazienki. Zdjął bokserki i wkroczył do kabiny prysznica. Gorąca woda ściekała po jego umięśnionym ciele. Krople mieszały się z pojedynczymi łzami. Sebastien powoli osunął się i usiadł. Twarz zakrył dłońmi, a kolana podkurczył do brzucha. Po kilku minutach sięgnął ręką i wyłączył wodę. Ociężale wstał i wyszedł spod prysznica. Ubrał jakieś spodnie i koszulkę, po czym ruszył do stołówki.
Jadłodajnia okazała się dużo mniejsza niż przypuszczał. Ot, kilka stołów. Ustał w kolejce po jedzenie i po paru chwilach otrzymał sporą ilość ziemniaków, jakieś mięso i surówkę.
„Wyglądało to całkiem nieźle, może nawet będzie dało się zjeść.”
Z tacką usiadł na samym końcu ławki, z dala od innych. Jedząc przyglądał się innym. Ogromny facet z dredami siedział obok mężczyzny ze słowiańskimi rysami. Znalazły się tu nawet dwie kobiety. Po skończonym posiłku udał się do sali treningowej. Specjalnie przygotowane pomieszczenie wypełnione było atlasami, skrzyniami, murami, barierkami. Słowem – wszystkim, co potrzebne do efektywnego treningu siłowego. Czyli tego, co Sebastien uwielbiał. Poprawił sznurowadła i ruszył do ćwiczeń.



Zaczął od lekkiej rozgrzewki. Kilkaset metrów sprintu, rozciągnie, pompki. Mając dobrze rozgrzane wszystkie partie mięśni mógł zacząć trening. Hantle, podnoszenie ciężarów, skoki przez skrzynie. Dla Sebastiena to niemalże codzienność. Bardzo dbał o formę. Spocony, zmęczony, lecz bardzo zadowolony z siebie skończył trening. Teraz mógł ruszyć na testy psychologiczne. Krótki sprawdzian osobowości, stwierdzenie o poczytalności psychicznej i po wszystkim. Krótko, zwięźle, na temat. Mógł wrócić do swojego pokoju, nawet nie poszedł na kolację. Po prostu położył się i niemalże natychmiast zasnął.

Dzień drugi. Przygotowany na pobudkę otworzył oczy grubo przed porankiem. Dawniej wstawał tak do pracy, więc nie stanowiło to większego problemu. Kilka minut po obudzeniu wstał i zrobił kilka ćwiczeń, aby przygotować ciało na wysiłek. Po rozgrzewce wszedł pod prysznic. Inaczej niż poprzedniego dnia, szybko wyszedł i ubrał lekkie, przewiewne ubrania. W centrum było okropnie gorąco. Drugiego dnia czekały go testy wytrzymałościowe i wykłady na temat planety. Czyli nuda. Leżał kilkanaście minut na łóżku, aż ktoś po niego przyszedł. Niski mężczyzna zdziwił się, że Sebastien był już na nogach. Bez słowa wyszedł z pokoju. Bona've powoli ruszył do stołówki. Wziął ziemniaki, kotleta i coś na popicie. Nie ma to, jak okropnie kaloryczne śniadanie.

Do stolika podszedł dość mocno spocony mężczyzna. Zaczęli całkiem interesującą konwersację. Po skończonej rozmowie wstał i ruszył na testy wytrzymałościowe. Kazali mu przebiec dwa kilometry na bieżni. Dla Sebastiena to pestka. Biegał tyle codziennie. Następie czekał go test przeciążeniowy. Wsadzili go do wirówki przeciążeniowej i zaczęli obracać.



-Dochodzi do 11 g! - usłyszał w komunikatorze głos naukowca. -Test zakończy się za 3, 2,1... Test przeciążeniowy zakończony! Wirówka przeciążeniowa wyłączona!
Kilku mężczyzn przyszło, by pomóc mu wyjść z kapsuły. Okropnie kręciło mu się w głowie, miał nudności. Jeden z naukowców podał mu kilka tabletek. Kilka minut odpoczynku i mógł ruszyć na wykłady o planecie. Przyspieszony trening równał się masie pracy i praktycznie zero czasu wolnego. Usiadł przy jednym z biurek, zaraz przed mównicą. Siedziało tu paru innych mężczyzn wyglądających na techników. Mężczyzna prowadzący wykład mówił mało zrozumiałe dla Sebastiena rzeczy. Jakieś głupoty o składzie atmosfery, twardości gleby... Po co mu to wiedzieć? Wyłączył się po paru minutach. Skupił swoją uwagę na jedynej kobiecie w sali. Młodej, ładnej blondynce. Aż dziw, że taka kobieta została inżynierem. Dwie godziny później szedł już do siebie do pokoju. Testy przeciążeniowe całkowicie go wypompowały. Padł jak zabity.

Dzień trzeci Tym razem zaspał... Wysoki chudzielec musiał krzyknąć jego imię, by się obudził. Nie miał siły, by poprowadzić poranne ćwiczenia. Wziął tylko krótki prysznic i pobiegł na stołówkę. Wypił litrowego RedBulla praktycznie duszkiem. Drugiego wziął ze sobą. Nie spojrzał na swoich przyszłych towarzyszy, tylko ruszył w stronę hali technicznej. Wielka przestrzeń wypełniona silnikami, maszynami i ciężkim sprzętem. Wszędzie słychać było szum pracujących samochodów, huki mini-eksplozji. Sebastien podszedł do mężczyzny stojącego przy łaziku przystosowanego do jazdy po Marsie.
-Sebastien Bona've. Miałem tu przyjść na szkolenie
-Skieruj się do Roberta Fullera. Stoi przy promie NSR-900, w drugiej hali
-Dziękuję
Rozejrzał się i zobaczył cyfrę 2 jarzącą się nad ogromnymi wrotami. Szybkim krokiem udał się w jej stronę. Pchnął drzwi i znalazł się w mniejszej sali, w którym znajdował się jedynie prom i mnóstwo ludzi majstrujących w jego komponentach.
-Przepraszam?! Który z panów to Robert Fuller? - spróbował przekrzyczeć głośny dźwięk pilarki kątowej.
-Ja! - podszedł do niego krępy łysy mężczyzna w średnim wieku. - Proszę za mną! - udali się razem do mniejszego pomieszczenia, w którym znajdował się model silnika w mniejszej skali, projektor i ekran. Szkolenie trwało niecałe 3 godziny, ale zrozumiał z niego o wiele więcej niż z wykładu o planecie. Techniczny żargon był mu znajomy. Na resztę dnia nie miał nic zaplanowane, więc po prostu poszedł do swojego pokoju i zaszył się z butelką whisky.
 
Roni jest offline  
Stary 24-10-2010, 10:57   #9
 
Kolgrim's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolgrim nie jest za bardzo znanyKolgrim nie jest za bardzo znany
Matt podczas pokazu nie mógł się skupić na tym co było wyświetlane. To z powodu złych myśli, które go dręczyły. Myślał o niej. O dziewczynie, która odeszła w momencie, gdy miał ją poprosić o rękę. Ciągle miał przy sobie jej list. Przeczytał go raz jeszcze:

Mój drogi Matthew,
Niestety to co jest między nami muszę zakończyć w sposób dla ciebie niespodziewany i bolesny. Niestety muszę jechać do ojczyzny, z powodów których wolałabym przemilczeć. Wiedz jednak, że zawsze będziesz dla mnie ważny w życiu. Przykro mi, że rozstajemy się w ten sposób.
PS. Mam nadzieję, że szybko się podniesiesz i znajdziesz sobie kogo innego.
PPS. Nie rób nic głupiego.

Odeszła. Pozostawiła po sobie list i ogromną dziurę w sercu Brytyjczyka.
W następnej części pokazu Matta zaczęły dręczyć kolejne myśli. Tym razem bardziej ponure, bo związane z jego rodzicami. Gdy ich samolot stanął w płomieniach, on nic nie mógł zrobić, żeby im pomóc. Oczywiście dostawał rady typu czekać i modlić się. Nie żeby był jakoś tam specjalnie wierzący. Czekać też nie mógł. W pilotach nauczyli go, że zawsze trzeba działać. I wtedy usłyszał o tej wyprawie. Wysłał swoje zgłoszenie. Nie liczył na jakieś specjalne efekty. Już się przyzwyczaił, że szczęście opuszcza go w najbardziej potrzebnych chwilach. A przecież jest tylko byłym pilotem pracującym jako kontroler wieży lotów.
Jednak gdzieś tam w środku się tliła nadzieja na to, że będzie mógł zostawić starą Ziemię. Zostawić to wszystko, powiedzieć „Let me bid you farewell” i ruszyć z biletem w jedną stronę. Jednak po tym wszystkim nurtowało go pytanie: Dlaczego to jego wybrali? Nie wiedział i nie sądził, że się kiedyś dowie.
Z zamyślenia wyrwało go zdanie o tym, że będą podróżować aż dwieście lat.
Dwieście lat! Czy ich powaliło? –Myślał gorączkowo. –Przecież oni w najlepszym razie dadzą radę sześćdziesiąt, może siedemdziesiąt, ale dwieście?
Nagle puknął się w głowę. –Matt idioto przecież oni dawno rozwiązali ten problem. Uśpią nas jak na tych filmach czy coś tam innego zrobią. Zaraz… Loty… Ogromne prędkości… Dwieście lat… No tak. Hibernacja czy coś tam podobnego. – Mattowi przypomniało się zdanie powiedziane wcześniej przez Henrego Dranka.
- Hibernacja? Nie wiadomo. W każdym razie nie można się już wycofać. Alea iacta est. – Pomyślał o ulubionym powiedzonku swojego przyjaciela, Pierre’a, który zginął podczas lotów pokazowych dawno temu. Matt zaczął myśleć o przyjacielu, ale zaraz się zreflektował: -Nie no myślę o zmarłych. To chyba paranoja. Albo załamanie. Depresja? Tylko dlaczego, do cholery jasnej, tak mi się chce żyć? I dlaczego oni mnie wybrali?
Pytanie wróciło jak dobrze wyrzucony bumerang i walnęło rzucającego prosto w łeb. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Później się pewniej wyjaśni.
Pokaz się skończył. Dowiadując się, że mają cały ośrodek dla siebie, Matt poszedł na stołówkę, gdzie dostał mały ale pożywny obiad. Widać dbają o swoich pasażerów.
Gdy wracał przyjrzał się reszcie „wybrańców”, ale nie miał jakiejś specjalnej ochoty nawiązywania nowych znajomości.
Wkrótce znalazł swój pokój. Sprawdził najpierw czy wszystkie bagaże są na miejscu i czy czegoś nie brakuje. Wszystko było w porządku. Poszedł do toalety i gdy wrócił uciął sobie drzemkę. Jak człowiek z takim spieprzonym życiem mógł spokojnie spać w środku dnia? Przecież wszyscy najbliżsi ludzie, których znał, odeszli. Widać naprawdę zostawił już wszystko za sobą, chociaż często ogarniało go powątpiewanie i frustracja.
Obudził się wieczorem i wiedział co chce zrobić. Zaczął szukać jakiegoś komputera z dostępem do sieci. Znalazł go z małym trudem, ale przecież ośrodek był cały do ich dyspozycji.
Wszedł na stronę jednej z najpopularniejszych gazet na świecie i pisał wiadomość do redaktora naczelnego tej gazety. Napisał, że jest jednym z tych wybranych astronautów i chce opisać swoje wspomnienia. Opisał pokrótce swoją historię, a na końcu zamieścił kilka najważniejszych dla niego zdań. Były listem do dziewczyny, która go zostawiła:

Droga Paulino
Twoje pożegnanie… odejście było jak uderzenie rozpędzonego czołgu. Potem odeszli rodzice i znalazłem się w ślepej uliczce. Nie wiedziałem co robić, dokąd się udać. W końcu znalazłem drogę wyjścia. Lukę. I chociaż Ty się ze mną wtedy pożegnałaś jednym listem, to ja nie chcę się z Tobą żegnać i tego robić nie będę. Bo zawsze będę Cię kochać.
Nigdy nie żegnający się,
twój Matt.

Na końcu Matt poprosił redaktora, żeby w liście nic nie zmieniał, gdy napisze o tym artykuł. Dopiero wtedy poczuł, że wszystkie sprawy przyziemne zostały rozwiązane. Że nic go tu już nie trzyma. Położył się do łóżka, nie szedł na kolację. Zasnął przyśpiewując sobie:
“Now the sun's gone to hell
And the moon's riding high
Let me bid you farewell…”


Rano wziął szybko prysznic i ruszył na śniadanie. Słuchał rozmów innych, ale nie wtrącał się. Nikt akurat jego nie pytał o zdanie. Zjadł i poszedł na testy fizyczne, których nieco się bał. O nigdy nie czuł specjalnej potrzeby trenowania, więc sprawność fizyczną miał gorzej niż mierną. Bieganie tak go zmęczyło, że z radością przyjął wiadomość o teście przeciążeniowym. Przecież co to było dla byłego pilota, który lubił sobie polatać. Test ten udał mu się najlepiej. Nie miał żadnych zawrotów głowy. Przecież latał w podobnych warunkach, nawet na lotach pokazowych. Później jeszcze testy psychologiczne. Porozmawiał sobie z psychologiem spokojnie, bez większych emocji. Po wczorajszym liście do dziewczyny i całego świata, jego psychika trwała niewzruszenie w swoich okopach. Następnego dnia to samo. Długi bieg i testy psychologiczne. Na koniec poprosił o jeszcze jeden test przeciążeniowy, „Żeby się odprężyć”, jak to im powiedział.
Potem były jeszcze jakieś szkolenia, aż wreszcie poszedł do swojego pokoju i zaczął poznawać brudny i zły świat Chandlera.
 
Kolgrim jest offline  
Stary 24-10-2010, 20:28   #10
 
Niya's Avatar
 
Reputacja: 1 Niya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodze
Kolejna odprawa – pomyślała Tara i wyciągnęła laptopa. Ale sama przecież tego chciałaś, następnej misji, aby tylko uciec jak najdalej od Ziemi. Zapomnieć ostatni rok.
Rozejrzała się dookoła po sali. To sterylnie białe pomieszczenie przyprawiało ją o dreszcze. Czuła się jak bohaterka kolejnego hollywoodzkiego gniota, w którym grupka wybranych frajerów zostaje przewieziona do tajnej rządowej bazy „dawno temu w odległej krainie” i tam zostają wyszkoleni na bohaterów, którzy uratują świat. Tak, dokładnie tak – poczuła się jak frajerka. Ale co w sumie miała do stracenia?
Po niedługiej chwili na podwyższeniu stanął mężczyzna i przedstawił się, jako Henry Drank. Nagle światło zgasło i zaczął się pokaz slajdów z projektora. Tanger starała się skupić i wynotować najważniejsze fakty dotyczące ich wyprawy. Dobre przygotowanie to podstawa. Do każdej ekspedycji była prawie perfekcyjnie przygotowana. Wiedziała, jaki ciężar na niej spoczywał, czuła odpowiedzialność za swoich ludzi. Na dużej głębokości wszystko się może zdarzyć. Wtedy trzeba mieć plan B, C i D i działać szybko. Nie zawsze się jednak udaje przyjść z pomocą na czas, a Ty patrzysz jak ciśnienie zamienia Twoich kolegów w….
Nagle zdała sobie sprawę, że pokaz się skończył i znowu pali się światło. W pomieszczeniu pojawiła się kobieta. Wszyscy zaczęli wstawać ze swoich miejsc i kierować się ku wyjściu. Tara pospiesznie zebrała swoje rzeczy i również ruszyła w stronę drzwi.
…..
Kwatera była niewielkim pokoikiem, dość skromnym, ale i w miarę przytulnym. Luksusowym wręcz dla kogoś, kto pół życia spędził w ciasnych kajutach. Spojrzała na czekający na nią posiłek i stwierdziła, że może poczekać tam jeszcze trochę. Wyciągnęła z torby kostium do pływania i maskę do nurkowania, po czym ruszyła na poszukiwanie basenu. Taki kompleks na pewno go posiada. Widziała kiedyś w telewizji jak kosmonauci ćwiczą w takim basenie poruszanie się w skafandrze kosmicznym. Nie wiedziała jednak do końca czego może się spodziewać po tym ośrodku. Czy rzeczywiście może swobodnie się po nim poruszać czy lepiej nie wychylać nosa ze swojego pokoju. Wiedziała, że na pewno wszędzie będą kamery i na pewno nie zdoła przemykać się niezauważona po budynku. Ruszyła, więc dziarsko korytarzem. Tak jak myślała, tuż za rogiem natknęła się na pierwszego „ochroniarza”. Stwierdziła, że najprościej będzie się po prostu zapytać czy jest tu gdzieś basen niż bawić się w sprawdzanie gdzie, co się znajduje. Okazało się, że jej obawy były na wyrost. Strażnik uprzejmie wskazał jej drogę i Tara już za chwilę moczyła się w wodzie.
Woda zawsze ją odprężała. Jako dziecko dużo czasu spędzała żeglując z ojcem. Nauczyła się nurkować, zdobyła licencję płetwonurka. Potem studia oceanograficzne. Większość życia spędziła poza lądem. Woda ją przyciągała, była bezpiecznym schronieniem, ale i niebezpieczną matnią, która pochłaniała ludzkie życie. Tara miała nieszczęście poznać ją od obydwu tych stron.
Zrelaksowana wróciła po godzinie do swojego pokoju, wzięła szybki prysznic, żeby zmyć z siebie zapach chloru i ubrała się do spania w zwykłą bawełnianą piżamkę. Przed snem spróbowała posiłku, którego wcześniej nie tknęła, ale stwierdziła, że nie ma ochoty jeść. Gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki poczuła, że odpływa do świata fantazji i zasnęła.
…..
Następnego dnia obudziła się o świcie jak zawsze. Wstała powoli z łóżka, wypiła szklankę zimnej wody i zaczęła się rozciągać. Całą noc dręczyły ją koszmary. Czuła, że zapada się w mroczną otchłań, wzywa pomocy, lecz nie wydobywa się żaden głos z jej gardła, dryfuje w przestrzeni, wokoło niej okazuje się, że krążą tysiące gwiazd. Nie może oddychać, brakuje jej tlenu, jest tylko zimna pustka. Czyżby podświadomość ostrzegała ją, co do powodzenia tej całej misji? Skończyła rozgrzewkę, usiadła pod ścianą i zaczęła medytować. Musiała wyciszyć się zanim wyciągną ją na testy. Minęło może z 5 minut, kiedy z impetem otworzyły się drzwi jej pokoju i weszła kobieta o wyglądzie rasowego gestapowca. Na jej twarzy widać było rozczarowanie, kiedy zobaczyła, że jej ofiara już nie śpi.
Tak? – powiedziała spokojnie Tara.
Mam być pani opiekunką podczas pobytu w ośrodku – powiedziała chłodno kobieta. Teraz zaprowadzę panią na śniadanie. Proszę za mną.
Stołówka bardzo przypominała jej okrętową mesę. Niewielka, prosta. Zgarnęła szybko tacę z jedzeniem i siadła w najdalszym kącie sali. Nie miała ochoty na rozmowy. Jedzenie było nie zgorsze. O wiele gorsze rzeczy się jadło – pomyślała sobie i szybko opróżniła zawartość talerzy i zapiła kubkiem kawy.
Następnie ten sam ponury babsztyl zaprowadził ją na testy sprawnościowe, które okazały się niezbyt wymagające i zaczęło ją to zastanawiać. Prawdziwi kosmonauci na pewno byli poddawani surowszym sprawdzianom. Czyżby ktoś nie do końca wierzył w jakiekolwiek szanse tej misji? A może to nowy podstępny plan powolnego zmniejszania populacji ludzi na Ziemi wysyłając ich na samobójcze wyprawy? Tylko czemu w takim razie nie wysyłają z nami Chińczyków, a niby najlepszych z najlepszych? – myśli te nie dawały jej spokoju przez cały dzień. Tara była jedną z tych osób, które wierzą w spiskową teorię dziejów.
......
Następny dzień zaczął się podobnie, ale tym razem jej opiekunka nawet się nie odezwała słowem, kiedy rano zjawiła się w pokoju Tanger. Skinęła tylko lekko głową, żeby Tara za nią podążyła. Zaprowadziła ją do małej salki gdzie czekał już psycholog, aby przeprowadzić testy. Tanger podchodziła dość sceptycznie do tych psychologicznych „czarów – marów”. Jak ktoś na podstawie tego jak zinterpretuje kilka kleksów na kartce może określić jej osobowość, jaka jest, jakie tajemnice skrywa. Czas dłużył jej się nie miłosiernie.
Resztę dnia miała wolną i mogła przeznaczyć go dla siebie. Poszła na stołówkę zjeść jakiś lekki obiad. W pomieszczeniu siedziało kilkoro innych uczestników. Usiadłszy znowu w kącie obserwowała innych uczestników wyprawy i przysłuchiwała się ich rozmowom. Wynikało z nich, że są poddawani najróżniejszym testom, a niektóre z nich są dość ciężkie. Wynikało z tego, że się myliła i następny dzień może przynieść jej wiele zaskoczeń. Postanowiła, więc przygotować się odpowiednio. Po południu wyruszyła na siłownię trochę poćwiczyć wytrzymałość, a wieczorem jak zwykle poszła przepłynąć kilka długości basenu. Przed snem zaczęła czytać książkę o konkwistadorach i ich brutalnym podboju „nowego świata”, lecz szybko urwał jej się film.

....
Trzeciego dnia nie zawiodła się. O dziwo testy wytrzymałościowe przyniosły jej dużo frajdy. Symulacja przeciążeń była trochę bardziej hardcore`ową wersją wesołego miasteczka. Zdziwiła się jednak bardzo, że mimo pobytu w takiej wirówce jej żołądek się nie zbuntował i nic nie zwrócił. Powlokła się do następnej sali. Czekało ją jeszcze kilka sprawdzianów tego dnia.
Po całym dniu najwymyślniejszych sprawdzianów rozbawiona wróciła do pokoju. Szkoda, że jeszcze nie zbadali czy potrafię uprawiać seks w stanie nieważkości. Bycie kosmonautą wcale nie jest takie trudne – pomyślała. Lecz złe przeczucia podpowiadały jej, że jeszcze się przekona jak bardzo się myli.
 
__________________
I always play fair. Exactly as fair as my opponents

I'm a fighter. I've always been a fighter. The few times when I have been at leisure, I've been miserable. I want challenges, I crave them - Mara Jade
Niya jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172