lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Czas Zemsty (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/9414-autorski-czas-zemsty.html)

Fearqin 10-11-2010 18:17

[Autorski] Czas Zemsty
 
Tomek się obudził, ale nie tam gdzie powinien. Pamiętał wybuch. Wypatrzyli patrol ruskich, którzy aż się prosili o zestrzelenie. No właśnie. To była pułapka, gdy tylko zaczęli strzelać i zabili mięso armatnie jakim okazał się patrol, pojawił się cały pluton. Świetnie uzbrojone i wyszkolone trzy drużyny. Nie mieli szans. Skończyło się na granacie hukowym. Potem nic nie pamiętał. Teraz zaś był w ciężarówce. Rozejrzał się po innych ludziach w wagonie. Rozpoznał Arka, Kamila i Marka, innych ludzi nie. Wszyscy wyglądali w miarę zdrowo, nie licząc brudu, siniaków i krwi, ale nie wiadomo czy należała do nich.
Póki co oni byli nieprzytomni. On sam miał wszystkie kończyny, żadnych ran postrzałowych. Całe szczęście miał wszystkie zmysły sprawne.
Usłyszał rozmowę z przodu, z kabiny kierowcy. Niestety znał niemiecki, polski i angielski, ale nie rosyjski.” Jebana szkoła, nie mieli ruskiego w programie” – pomyślał.
Był rok po wieku maturalnym. Miał zacząć filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, ten jednak już nie istniał. Wszystko szlag wzięło, a dokładniej Rosjanie. Dziewczyna, rodzice, brat, młodsza siostra, wszystko kurwa.
Nie mógł nic zrobić. Był związany. Zaczął płakać. Rozbeczał się na maksa na myśl co mu zrobią. Nikt się temu nie dziwił.

Minęły cztery dni. Reszta też się obudziła, ale nikt nic nie mówił, byli zakneblowani. Dano im pić i jeść (skromnie) tylko raz. Pozwolono im się odlać i zesrać, ale pod ścisłą kontrolą. Jeden ruski zgwałcił młodą dziewczynę, która tam była, a następnie zastrzelił. Zabili też dwójkę mężczyzn, którzy próbowali uciekać podczas pójścia do WC.
W końcu wyładowali ich wszystkich, rozwiązali, od kneblowali, pozwolili rozprostować nogi. Jednak o buncie, lub ucieczce nie było mowy. Teraz żołnierzy nie było czterech tylko ponad czterdziestu. Wokół pustka. Tylko stacja kolejowa pośrodku niczego. Jeden z Rosjan odezwał się po polsku.
-Te, słyszeli może o Sibirakach, albo jakoś tak? Ta? No to wiecie co? Historia lubi się powtarzać.
Zaraz przetłumaczył to innym i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Oczywiście prócz polaków. Po paru godzinach nadjechały kolejne ciężarówki, wypełnione ludźmi z różnych krajów. Zaraz potem podjechał długi pociąg.
Tomek nie mógł znieść myśli o tym, że będzie znosił tortury w kopalniach, obozach. Nie mógł. Musaił z tym walczyć. Musiał walczyć. Rzucił się na najbliższego ruska, wyrwał mu broń i wystrzelił prosto w jego podbródek. Zaraz się obrócił i został zabity.
Mnóstwo innych też.

Pociąg odjechał.
Ciała zostały.

Warszawa
Między blokami przemykały się jakieś postacie. W rękach trzymali różnoraką broń, nie wyglądali na żołnierzy. Za nimi biegła grupka uzbrojonych po zęby Rosjan. Przemykali miedzy samochodami, od czasu do czasu wymieniając się ogniem bez większych strat. Nagle wszyscy uciekający zniknęli w podziemnym przejściu między blokami. Rosjanie ustawili się przy ścianach i powoli wchodzili do tunelu. Jeden za drugim. W końcu rozległy się zeń strzały. Kule odrywały od ścian tumany kurzu, odłamki kafelków i chmury pyłu. Łuski padały dźwięcznie na podłogę, a kilku Polaków padło trupem na miejscu. Reszta prowadziła wątły ogień zza śmietników. Wyjście było kilka metrów od nich, lecz Rosjanie zakryli je ogniem. Co chwila padał martwy lub w ciężkim stanie jeden z obrońców. Gdy sytuacja zadawała się już krytyczna, Rosjanie usłyszeli za plecami kroki. Ciche, lecz toporne jak spod wojskowych butów. Nim któryś się odwrócił, spadła na nich fala precyzyjnego i zabójczego ognia. Rosjanie wystawieni na odstrzał polegli nim zdążyli zauważyć kto do nich strzela.
- West Berlin! - krzyknął ktoś z osób z odsieczy.
- Warsaw! - odpowiedział mu jeden z obrońców, po czym wyszedł zza prowizorycznej barykady. Na odsiecz przyszedł im oddział Bundeswehry. Po krótkim przywitaniu, dowódcy obu grup rozpoczęli rozmowę w języku angielskim.
- Moja grupa miała zapędzić tych komuchów w pułapkę, ale nikt się nie pojawił. Co się stało ?
- Dzielnica została odcięta. Okrążyła ją połowa dywizji pancernej. Posterunki na dachach bloków borykają się z Rosyjskimi śmigłowcami, a niebo nad wschodnią częścią miasta kontrolują samoloty bezzałogowe ruskich.
- Szlag. Macie jakiś plan awaryjny, czy coś takiego ?
- Niestety nie, mieliśmy patrolować ten rejon. Ruscy zwalili się na nas jak lawina, jak grom z jasnego nieba. Straciłem dwóch dobrych ludzi. Nie mamy łączności z wysuniętą bazą, a w sztabie mają taki nawał pracy, że nie ma wolnej linii.
- Niech to … możemy spróbować wydostać się tunelami, ale wiem że komuchy już przeczesują tunele. Co wy na to ?
- Dobrze. Zatem prowadź.
Polak krzyknął na towarzyszy i Ci podeszli do jednego ze śmietników przy ścianie. Odsunęli go, a żołnierzom ukazała się w podłodze żelazna klapa. Polak otworzył wytrychem starą i zardzewiałą kłódkę i wskoczył pierwszy.
- Czysto! - krzyknął, a na ten sygnał wszyscy zeszli na dół. Byli po kostki w wodzie. Bombardowania uszkodziły sieć kanalizacyjną, przez co tunele były mniej lub bardziej zalane. Na nieprzenikliwą ciemność natychmiast znaleźli rozwiązanie Niemcy. Latarki podwieszane pod większość z ich G36 ukazały straszną prawdę. Płynęła nie woda czy nawet ścieki. To była mieszanka krwi, wody i ludzkich resztek. Istna makabra. Jeden z Polaków zwymiotował. Któryś z żołnierzy podszedł do niego, poklepał go po plecach i szepnął coś po niemiecku. Ten chyba zrozumiał, bo uspokoił się trochę i jakby uśmiechnął na chwilę. Idąc tak przez te ohydne resztki, doszli w końcu do końca. Tutaj kilka tuneli łączyło się w jeden. Niczym wielkie rury wpadały one do głównego zbiornika. Okrągła sala oświetlona światłem dziennym docierającym ze znajdujących się na górze stacji wodociągowych. Z tunelu trzeba było zeskoczyć i pokonać jakiś około metrowy spadek. Gdy Polak prowadzący grupę wyjrzał z wylotu tunelu cofnął się natychmiast i zwymiotował. Następnie wyjrzał Niemiec. Ten jednak przywykł już do makabrycznych widoków. Na środku piętrzyła się góra ciał, istny stos. Zmasakrowanych, martwych, okaleczonych. Leżeli tu wszyscy - kobiety, dzieci, mężczyźni, Polacy, Rosjanie - wszyscy. Do Sali wpadało jeszcze sześć innych tuneli, lecz miedzy dwoma z nich było przejście, jakby podziemna droga, prowadzące w dół.
- Słuchajcie, musimy zachować zimną krew - mówił Niemiec do Polaków - Po pierwsze musisz powiedzieć, którędy iść. Następnie musimy unieszkodliwić komuchów i szybko wejść do odpowiedniego tunelu. Jasne ?
- Taa.. taak - Przewodnik westchnął ciężko. Zaczęła działać adrenalina. Zacisnął dłoń na swoim obrzynie i wskazał żołnierzowi drogę miedzy tunelami.
- Tędy musimy iść przez dwieście metrów, następnie skręcamy w tunel po prawej stronie. Dalej prosto i jesteśmy w zachodniej Warszawie.
- Dobrze. Thomas, przelicz wrogów i osłaniaj prawą stronę. Gruger i Albert zabezpieczycie lewą. Wy biegniecie do przejścia i sprawdzacie je - tutaj wskazał na Polaków - reszta idzie za mną. Na 3. Raz, dwa, TRZY!
Niemcy wybiegli pierwsi, okrążając stos ciał z odpowiednich stron, sprawdzając tunele po bokach. Następnie ruszyli Polacy. Kiedy przewodnik przebiegł do wejścia, natychmiast wyhamował i odskoczył. Przejsćie było zabarykadowane. Grad kul wbił się w stos martwych ciał, wzbijając chmurę krwi i ludzkich szczątków w powietrze. Polak przeturlał się, oparł obrzyna o przegub i wystrzelił. Śrut wbił się w drewnianą barykadę raniąc jednego z obrońców. Momentalnie podbiegli do nich Niemcy. Dwóch rzuciło granaty, zaraz po wybuchu kilku wbiegło w dym strzelając i niosąc szybką śmierć. Rozległy się głosy w języku niemieckim: „Czysto”, „U mnie też” i tak dalej.
- Dobrze, można iść. Szybko, nim ktoś tu przyjdzie. Niemcy i polscy partyzanci ruszyli truchtem. Po jakimś czasie skręcili w owalny tunel-rurę. Tutaj nie było już mieszanki krwi i innych takich substancji. Tylko zwykłe ścieki. To oznaczało, że zachodnia Warszawa jeszcze się trzyma. Rosjanie nie urządzili tam rzezi, nie wybili cywilów, nie wrzucili ciał do ścieków. W głowie przewodnika huczały dziwne myśli. Widział raz po raz ciała, krew, strzały, kręciło mu się w głowie. W końcu nie wytrzymał. Upadł z głośnym pluskiem w wodę.
- Jasna cholera, nie - szepnął jeden z Niemców podnosząc go i cucąc. Ten szybko powrócił do rzeczywistości.
- Ja .. przepraszam … .przepraszam. Chodźmy dalej.
W końcu dobiegli do stalowych drzwi. Przewodnik zapukał rytmicznie, aż odezwał się głos
- Warszawa.
- Kraków.
Drzwi otworzyły się po odzewie jak po magicznym haśle.
- Marek, w końcu. Kto jest z wami ? Co to za ludzie ?
- Niemcy z BW, uratowali nas.
- Cholera jasna, co się stało ? Przecież wyszło was blisko trzydziestu ?
- Zasadzka nie wyszła. Nie ma kontaktu z tamtą grupą. Nas zostało czterech …


Warszawa
Rok 2015

Kamil Dębień, Eugeniusz Nidzicki, Kamil Adamik, Michał Pruszyński i Piotr Zbarski byli w słabej sytuacji. Byli w gównianej sytuacji. No dobra, byli po uszy zatopieni w płynnym gównie. Odcięci od reszty gdzieś w warszawie. Akcja odbywała się w północno wschodniej części miasta, ale gdzie byli teraz? Każdy miał jakieś uzbrojenie.
Piotr miał swojego SIG 226.
Dębień H&K MP5 z czteroma magazynkami, został mu tylko jeden.
Adamik dostał (za piękne oczy), wspaniałą, jeszcze nową strzelbę SPAS 12 wraz z ośmioma nabojami śrutowymi w magazynku i ośmioma luzem.
Jednak oni sobie mogli mieć te strzelby, pistoleciki, jednak to Eugeniusz Nidzicki dostał rewelacyjny karabin L85 Endeavour wraz z piątką magazynków (niestety zostały mu tylko dwa).
Michał Pruszyński miał MP5 z dwoma magazynkami i Desert Eagle z dwoma.

A więc może i byli dobrze uzbrojeni, ale co z tego? Zgubieni gdzieś pomiędzy ruinami miasta. W grupie był przedtem jeszcze ktoś. Jacek Nowak, ale zgubił się gdzieś. To było dosyć dziwne. Cały czas im mówił, że musi donieść jakieś ważne informacje na pendrivie. Jeśli naprawdę były takie ważne to lepiej żeby go znaleźli, chociaż z drugiej strony mógł ich okłamywać.
Gdzieś w oddali usłyszeli świst spadającej bomby a w górze dostrzegli samolot. Było to zaiste dziwne, jakiś czas temu przestały latać nad warszawą, nie było gdzie zrzucać. Chyba, że ruscy wiedzieli gdzie są bazy polaków i niemców.
Rozległ się huk wybuchu bomby, a zaraz po nim kolejny, ale tym razem był to wystrzał z jakiegoś lepszego działa. Samolotowi urwało całe skrzydło. Ale pilot niczym kamikadze, cudem naprowadził samolot na działo i rozwalił zarówno siebie jak i przeciwnika. Oby nie było to ostatnie działo przeciw lotnicze.
Wszystko zaczęło się komplikować. Cała piątka stawiała nowe propozycje, każda równie słuszna. Jednak nikt z nich nie wziął na akcję czegoś do komunikacji, ani komórki, ani nic. Najgorsze było to, że to Jacek Nowak miał radio, które było w tej sytuacji najpewniejsze. Bo takie firmy jak Play czy Heyah już usług nie świadczyły. Nawet Piotr, który zawsze łaził obładowany sprzętem teraz był jak bez ręki. Gdyby udało im się poznać w jakiej części warszawy są, sytuacja byłaby nieco lepsza.

Arsene 10-11-2010 18:21

Major siedział przy biurku w swoim „gabinecie”. Byli kilkanaście metrów pod ziemią, w schronie, który połączony z siecią kanalizacyjną miasta stał się centrum ruchu oporu Warszawy Zachodniej i jednocześnie sztabem dowództwa Milicji Warszawskiej. Obskurne i niewielkie pomieszczenie mieściło kilka szafek z dokumentami i zaśmiecone biurko. Major obracał w dłoniach nerwowo czerwony beret i bujał się na krześle. Czekał na pilną wiadomość, a kurierów cały czas zabijano. Zabijano, torturowano i robiono im wszystko to w czym na przestrzeni wieków wyspecjalizowali się Rosjanie. Nagle ktoś zapukał w grube, stalowe drzwi. Lampa na ścianie ponad drzwiami zamrugała.
- Wejść!
Do sali wszedł jakiś żołnierz, zasalutował i po krótkim przywitaniu zdał raport z akcji milicji. Gdy tylko Major dowiedział się, że jedna z grup wpadła w zasadzkę i została rozbita, przeraził się trochę. Jeden z tych ludzi miał pendrive’a z przechwyconymi danymi, ale nie było pewności czy żyje.
- Posłuchaj Wojtek, ile się znamy ?
- Będzie sześć lat, sir.
- Daruj sobie te wydumane tytuły. Mam prośbę. Przyjacielską i wojskową.
- Jaką … Krzychu ?

Major zmieszał się trochę, wstał i zaczął nerwowo krążyć wzdłuż biurka, błyskawicznie kręcąc beretem.
- Poprowadzisz oddział milicji na poszukiwanie tych ocalałych. Co tam ocalałych, jednego z nich. A w zasadzie pendrive’a jakiego miał przy sobie. Tutaj masz jego dane - Krzysiek po krótkim wertowaniu szuflady biurka podał sierżantowi teczkę - wybierz sobie ludzi i wyrusz natychmiast.
- Tak jest … znaczy się … dobrze.

Jedzenie jak zwykle było paskudne. To co dobre zjedzono już poprzednim tygodniu, teraz milicji zostały tylko resztki po wojskowych. Paskudne konserwy i atrapa kawy. Nawet Niemcy jedli lepiej. Chociaż oni akurat mieli swoje jedzenie. Czasem zdarzało się, że dzielili się z milicjantami, ale to były dni jak święta.
- Gerald Paczkowski, Arek Kapczyński, Damian Zaniewski i Sławek Kaniewski, zgadza się ? - Sierżant podszedł do stolika gdzie czterech milicjantów jadło konserwy przegryzając je całkiem miękkimi jak na obecne warunki bułkami. Po potwierdzeniu major postawił sprawę jasno.
- Zbieracie się, za półgodziny chcę was widzieć przy wschodnim wyjściu. Wszystkich. Pokażcie te papiery w zbrojowni.
Sierżant obrócił się na pięcie i zniknął gdzieś w krzątającym się tłumie Niemców we wschodniej części „stołówki”, która śmierdziała jakby była gdzieś w kanałach. Chociaż w gruncie rzeczy to były właśnie kanały …

Na ścianie zbrojowni wisiała ulotka z wytłuszczonym, wielkim tytułem "2500 PLN za sztukę!". Niżej znajdował się opis nowego karabinu Rosjan.
"AB14 (Automat Bilickiego wz. 2014) - nowoczesny karabin szturmowy, produkcji rosyjskiej. Dzięki innowacyjnym technikom udało się uzyskać wszystkie zalety popularnego AK, lecz przez zastosowanie innych sposobów, udało się także osiągnąć o wiele większe parametry. Chwyt przedni, podobny do tego z AK74, wykonany z elastycznego i trwałego materiału, posiada zintegrowany granatnik oraz szynę na rączkę taktyczną. Górna część karabinu prócz szyny montażowej posiada celownik mechaniczny i zintegrowany kolimator z możliwością termowizji i noktowizji, który można w razie konieczności szybko odmontować zostawiając szynę i celownik mechaniczny. Lufa przechodzi w zintegrowany tłumik, przez co precyzja strzału jest większa, a efekty dźwiękowe zostały wytłumione. Cierpi na tym jednak siła strzału, nadrabiana po przez nowatorskie pociski 6,88mm i nietypowej budowie. Pociski posiadają, prócz ładunku standardowego ,drugi ładunek, który wybucha po trafieniu w cel. Kule Pokryte są dodatkowym płaszczem, który zostaje oderwany dodatkową mini-eksplozją trzeciego ładunku po około 400 metrach, co skutkuje zwiększonym zasięgiem. Jednak spada celność po 400 metrach."

Gerald Paczkowski, MP5, dwa magazynki, dwa granaty odłamkowe, , Arek Kapczyński, AK74su, dwa magazynki, granat odłamkowy, Damian Zaniewski, sztucer i paczka amunicji, granat, Sławek Kaniewski … kur… sprzęt się skończył. Łap - kwatermistrz rzucił Sławkowi Glocka 17 i magazynek oraz podwieszaną latarkę.

Czterech milicjantów, wyposażonych i uzbrojonych stało już przy włazie zwanym epicko „wschodnią bramą Warszawy” i czekało na sierżanta. Ten pojawił się po chwili. Lecz nie sam. Był z nim żołnierz Niemieckiej BW.
- Panowie, to jest Hans Getterung. Pomoże nam w misji. Mamy odnaleźć pozostałych przy życiu członków jednej z grup zwiadowczych milicji. Pytania ?

daamian87 10-11-2010 19:49

Kamil rozglądał się ostrożnie w około siebie. Nie miał pojęcia gdzie są, co się stało z resztą grupy ani co powinni robić. Chłopak zmienił się nie do poznania przez ostatnie dwa lata. Nabrał mięśni, zgolił włosy na krótkie. Od wybuchu wojny powiększył ilość tatuaży na swoim ciele do kilkunastu. Poprawił okulary w stylu Morpheusa z Matrixa, które kupił w Londynie kilka lat temu. Spodenki poprzecierane w kilku miejscach spięte miał dużym, parcianym paskiem prosto z Barcelony. Czarna koszulka z Rzymu trzymała się nadzwyczaj dobrze, a chustka z Palermo przypominała mu o pewnej włoszce. Nie golił się od dawna, zarost dodawał mu lat. Nikt nie wiedział ile ma lat, i zapewne nikt nie uwierzyłby w to, gdyby się dowiedział.

Mimo krótkiego okresu wojny, zmieniło się w jego psychice dużo. Zbyt dużo.
Popatrzył po swoich kumplach. Poznali się zaraz po rozpoczęciu wojny, jednak przez te trzy tygodnie nabrali do siebie zaufania i polegali na sobie. Miał nadzieję, że teraz też to wystarczy.
-Dobra chłopaki. Sytuacja jest krótko mówiąc chujowa. Nie wiemy gdzie jesteśmy, kończy się amunicja i nie ma perspektywy schronienia na noc. Chuj z tym że będzie ciepło, spać pod gołym niebem nie mam zamiaru. przerwał na zapalenie papierosa. Zostało mu tylko kilka. Na szczęście nie było z tym problemów. Póki co.
-Przede wszystkim panowie, musimy oszczędzać amunicję. Pojedyncze strzały, dobrze celujcie, unikajcie ognia ciągłego. zaciągnął się mocno Marlborasem.
-Na otwartych przestrzeniach dwóch przeskakuje, dwóch ubezpiecza. W korytarzach idziemy po dwóch pod każdą ścianą. Pilnujemy siebie na wzajem. Musimy zorientować się gdzie do kurwy jesteśmy. wyjrzał ostrożnie za róg. Teren był względnie czysty, nauczył się jednak już dawno że to, że nie widać wroga, nie oznacza że go tam nie ma. Kilku dobrych chłopaków padło od kul snajperów.
-Proponuję iść na zachód. Musimy przeskoczyć Wisłę...No co się kurwa tak patrzycie, nie wiem jeszcze jak, ale jak chcemy wrócić do naszych to nie ma innego wyjścia. odpowiedział zdenerwowany na patrzących na niego jak na debila kolegów.
-Kanały jak dla mnie odpadają, pierdolone rosyjskie tawarisze siedzą tam za barykadami. Musimy przejść przez miasto. skończył palić papierosa, a kiepa wyrzucił na ulicę.
-To co, ruszamy dupska czy czekamy na panienki? dodał ze swoim rozbrajającym uśmiechem.

SWAT 11-11-2010 02:52

Mężczyzna w średnim wieku, siedział na ławce pod ścianą kanału i jadł konserwę, aż mu się uszy trzęsły. Dogryzał ją przydziałowym pieczywem, które było dość miękkie, niestety tylko w środku. Twarda skorupa przy każdym gryzie uwierała w dziąsła i nie poddawała się łatwo zębom strażaka.
Mimo wszystko był w siódmym niebie. Niedawno wypuścili go z polowego szpitala, gdzie pozszywali go oberwaniu fosforem. Rana zagoiła się prowizorycznie, dużo skóry stracił, w jednym miejscu fosfor doszedł nawet do kości. Mimo wszystko, doskonali Warszawscy lekarze, obecnie wojskowi medycy polowi zrobili wszystko, co było w ich mocy. I udało im się.
Co prawda rana odzywała się co jakiś czas przeszywającym bólem, ale nie był to ból który mógłby tak porządnego chłopa wyłączyć z boju.
A teraz wrócił, ale nie do swojej jednostki strażackiej, nie do swojego rodzinnego miasta położonego w Wielkopolsce, ale do Warszawskiej milicji. Mimo wszystko, cieszył się że może bronić swojej ojczyzny. Cieszył się na tyle, że nie mógł się doczekać pierwszego wyjścia na powierzchnie i zaciukać jakiś zbłąkany patrol.

- Gerald Paczkowski, Arek Kapczyński, Damian Zaniewski i Sławek Kaniewski, zgadza się? - odezwał się jakiś facet, stojący na środku stołówki i wykrzykujący ich nazwiska i imiona. Zdziwiło go, że wyczytano go jako pierwszego. Ale nie zakrzątał sobie tym zbyt długo głowy. Był najedzony i zmobilizowany do działania. Ba, nawet nie utykał!
Podszedł wolnym krokiem do mężczyzny, który wyglądał w tym świetle jak niedoszły komandos S.A.S'u. Tak samo głupio wyglądał.
- Zbieracie się, za półgodziny chcę was widzieć przy wschodnim wyjściu. Wszystkich. Pokażcie te papiery w zbrojowni. - zostały im wręczone jakieś świstki ze stempelkami i ich danymi wypisanymi w rubryczkach. Na drugiej kartce widniało polecenie wydania z magazynu sprzętu, na trzeciej wyszczególnione co ma zostać wydane i komu.
To oznaczało jedno.
IDĄ NA AKCJĘ!

Siedziba zbrojmistrza, wygląda dość normalnie, wręcz prostacko. Siatki oddzielające prostych żołdaków od nagromadzonego sprzętu, którego prawie nie było widać. Mimo wszystko, Gerald sądził że coś jeszcze znajduje się pod ladą. Zewsząd w oczy biły, porozwieszane na ścianach plakaty, jakiegoś solidnego karabinu.
Paczkowski pierwszy podszedł do gościa w berecie, robiącego za opiekuna sprzętu. I chyba dobrze zrobił, bo dla ostatniego w kolejce brakło sprzętu, został tylko z Glockiem. Ale patriotyzm wymaga poświęceń.
On sam dostał tylko MP5 i dwa magazynki. O ile będzie strzelał z bliska i w twarz, może kogoś zabije. Jeśli będzie strzelał z daleka, pociski MP5 niezbyt nadawały się do dziurawienia kamizelek kuloodpornych. Ale cóż, patriotyzm wymagał poświęceń.

Wrócił do "baraków" jak było można nazwać piwnicę szpitala, mądrze połączoną z kanałami i przerobioną na koszary. Miał tam swój plecak i swój mały sprzęt. Zapakował to do plecaka, ubrał się w kamizelkę taktyczną, porozwieszał na sobie sprzęt, jak choinka i ruszył do "WBW", jak żołnierze zwykli nazywać wschodnie wyjście z kanałów. Skrót ów znaczył "Wschodnia Brama Warszawy". Patetycznie i nonszalancko, ale podnosiło morale i tak wycieńczonych żołdaków.

- Panowie, to jest Hans Getterung. Pomoże nam w misji. Mamy odnaleźć pozostałych przy życiu członków jednej z grup zwiadowczych milicji. Pytania? - powiedział facet, czekający na nich przy wyjściu, wskazując jakiegoś faszystę. Gerald popatrzył na niego złowrogo i splunął na zimną podłogę kanału.
Nie miał pytań, więc rozejrzał się tylko po towarzyszach.

one_worm 11-11-2010 11:22

Kania jadł konserwę zagryzając bułą. Przyzwyczaił się już do tego typu żarcia, wiele razy korzystał z racji żywnościowych na różnych powodziach. Mimo iż był brygadierem, to był strażakiem i tam dowodził. Patrzył z ukosa na Geralda. Wydawało mu się, że skądś go kojarzy... Parada? Powódź? Kontrole gdzieś robił? O to zapyta później. Ogólnie racje z tego typu zapasów czy to konserwy, czy to co innego nie były najlepsze, ale to już była przesada. Smakowało to jakby do tej konserwy całą krowę wsadzili, mieląc nawet kopyta. Po kilku chwilach ktoś ich wywołał, zapalił papierosa i doszli do zbrojowni. Kania nie śpieszył się. Ktoś powie, że to błąd. Ktoś powie, że ci dostali karabiny maszynowe, że mają granaty. Owszem, jak będą mieli szturmować cokolwiek, zapewne ci będą mieli lepiej... ale Kania ma glocka, broń którą łatwo ukryć, latarkę, dzięki której może zejść w najciemniejszy kanał czy w dziurę i on będzie widział. Od zbrojowni ruszyli do jakiegoś Niemca. Hansa czy innego szkopa, dowódcy. Pewnie jakiejś akcji. Zapewne ich akcji. Czekali przy wschodnim wyjściu. Po kilku chwilach czekania podszedł sierżant. Ten pojawił się po chwili, lecz nie sam, był z nim żołnierz Niemieckiej BW.
- Panowie, to jest Hans Getterung. Pomoże nam w misji. Mamy odnaleźć pozostałych przy życiu członków jednej z grup zwiadowczych milicji. Pytania ?
Nie patrząc na towarzyszy postanowił przerwać milczenie i jako pierwszy odezwał się:
- Właściwie to tak. Czy Hans zna nasz język? Ja to tylko ja whole potrafię po ichniemu, bo jak rozumiem to on dowodzi? Skąd wiemy, że żyją, gdzie ostatni raz ich widziano i czemu nikt nam mapy nie dał i czasu na rozplanowanie akcji o ile Hans - Tutaj uśmiechnął się chłodno do Niemca, nie żeby nie był im wdzięczny za to, że im pomagają w wojnie ale jeszcze 70 lat temu...- Nie dowodzi. Dalej, jakie mamy plany ucieczki, co jak nas złapią i wreszcie - ja znam się na pierwszej pomocy, ale lekarzem nie jestem. Czy jak będą ciężko ranni to mamy ich przenieść w specyficzne miejsce? .

Kania czekał spokojnie na odpowiedź zastanawiając się czy to już wszystko.

arek9618 12-11-2010 10:08

Arek siedział wraz z jego nowymi towarzyszami. Nie jadł. Nie był głodny. Zapakował nierozpoczętą konserwę do plecaka, a bułkę włożył do kieszeni. Na chwilę odwrócił się od reszty odszedł od stolika i oparł się o brudną, wilgotną ścianę podwarszawskiego schronu. Rozmyślał o losie jego bliskich. Nie wiedział ani gdzie są, ani co robią. Nie wiedział nic. Wiedział jednak, że za wszelką cenę chce służyć ojczyźnie. Wiedział, że służba w Milicji Warszawskiej to najlepsza decyzja.

Arek wrócił do stolika. Usiadł i w milczeniu przy nim siedział, dalej przemyślając różne sprawy. Jego rozmyślania przerwał jednak sierżant:
- Gerald Paczkowski, Arek Kapczyński, Damian Zaniewski i Sławek Kaniewski, zgadza się ?- Arek kiwnął głową- Zbieracie się, za półgodziny chcę was widzieć przy wschodnim wyjściu. Wszystkich. Pokażcie te papiery w zbrojowni.

Arek nie spodziewał się żadnej akcji tego dnia, dlatego rozkaz go bardzo zdziwił. Wyjął z kieszeni bułkę i zaczął ją powoli jeść. Nie chciał żeby podczas walki dopadł go głód. W pewnym momencie odsunął krzesło i wstał:
- Chłopaki chodźmy, załatwmy to szybko- mówił z pełnymi ustami, do mężczyzn siedzących przy stoliku, po czym ruszył w stronę zbrojowni.

Pierwszą rzeczą na którą zwrócił szczególną uwagę w zbrojowni był rosyjski karabin AB14. Zaciekawił go szczególnie, ponieważ walcząc na granicy widział jak dobrze sprawdza się w boju przeciwko Polakom. Jednak szybko przestał go interesować, gdyż karabin miał niewyobrażalnie wysoką cenę. Arek podszedł do zbrojmistrza zaraz po Geralcie. Ten wręczył mu AK 74 SU, 2 magazynki do niego i granat odłamkowy. Arek ucieszył się, ponieważ jeden z jego kompanów dostał jedynie Glocka. Krótkie AK było jednak strasznie zmarnowane. Po ściśnięciu go, specyficznie skrzypiał. Kolba dziwnie się chwiała, a zamek był tak zardzewiały, że po naciągnięciu Kapczyński myślał, że nie wróci do pierwotnego położenia. Arek poprzyglądał się swojej broni jeszcze przez chwilę, mając przeczucie, że w trakcie akcji go zawiedzie, lecz wcale nie marudził. Wyjął z kamizelki taktycznej, którą zostawił sobie jako pamiątkę z wojska malutki pojemnik ze smarem i sporą chustę. Chustę położył na podłodze, a na nią swoją przydziałową broń. Arek znał anatomię karabinów z rodziny AK, więc bez namysłu zaczął rozbierać swojego SU. Po chwili kałach leżał na chuście w częściach. Arek po kolei zaczął smarować jego poszczególne części. To dawało większe szanse, że broń na pewno będzie w stanie używalności. Kiedy skończył smarować, poskładał broń do kupy. Pociągnął za zamek, ten wrócił do poprzedniego położenia. Uśmiechnął się.

Następnie wraz z kompanami spotkali się przy "wschodniej bramie Warszawy" z sierżantem, który wziął do pomocy niemieckiego żołnierza. Arkowi od razu rzucił się w oczy G36, który był podstawową bronią BW.

- Panowie, to jest Hans Getterung. Pomoże nam w misji. Mamy odnaleźć pozostałych przy życiu członków jednej z grup zwiadowczych milicji. Pytania?- Arek jedynie podszedł do Niemca i podał mu rękę. Wcześniej nie tolerował Niemców, ale nabrał do nich szacunku, gdy walczył wraz z nimi przeciwko wspólnemu wrogowi. Pewnego razu oddział BW wyciągnął jego oddział z prawdziwych kłopotów. Po przywitaniu się z Getterungiem Arek podszedł do włazu i czekał na resztę. Kania jednak zaczął zadawać pytania:
- Właściwie to tak. Czy Hans zna nasz język? Ja to tylko ja whole potrafię po ichniemu, bo jak rozumiem to on dowodzi? Skąd wiemy, że żyją, gdzie ostatni raz ich widziano i czemu nikt nam mapy nie dał i czasu na rozplanowanie akcji o ile Hans nie dowodzi. Dalej, jakie mamy plany ucieczki, co jak nas złapią i wreszcie - ja znam się na pierwszej pomocy, ale lekarzem nie jestem. Czy jak będą ciężko ranni to mamy ich przenieść w specyficzne miejsce?- Kania chyba nie lubił Niemców.

Piter1939 12-11-2010 13:40

No i zaczęło się. Pierwsza większa akcja Piotra z milicją warszawską i od razu taki pasztet…Choć na razie był żywy i wolny-pocieszał się w myślach Piotr ,by nie popadać w zbytni pesymizm. Po wybuchu wojny dość długo zastanawiał się czy wstąpić do wojska czy do milicji,nad tym czy w ogóle powinien gdzieś walczyć wcale nie myślał. Zdecydował ,że będzie bronił Warszawy ,mieszkał tu w końcu od prawie dziesięciu lat, a poza tym gdy Ruscy zdobędą stolice ,jego rodzinną wioskę położoną kilkanaście kilometrów na zachód również. Co oczywiste do tego nie chciał dopuścić. Wybuch wojny zaskoczył go, miał w końcu pracę która go satysfakcjonowała, detektywa- było to jego chłopięce marzenie z dzieciństwa. Wszystko zaczynało się układać. Rozmyślania przerwała mu wypowiedz jednego z jego czterech ocalałych z potyczki kolegów. Zastanowił się chwilkę nad jego słowami i postanowił ,że też się wypowie:
-Jak słusznie kolega zauważył sytuacja nasza jest po prostu gówniana,żeby nie było jeszcze gorzej też proponuje się stąd ruszyć na jakaś lepszą pozycje,ale zanim podejmiemy decyzje o marszu np. ku Wiśle czy gdzieś tam indziej ,powinniśmy rozstrzygnąć kwestie dowodzenia ,jedna osoba najwyższa stopniem lub jak stopień mamy ten sam ,to wiekiem i doświadczeniem, to jest wojna raczej nie ma czasu na jakieś dywagacje.Huk jakiegoś wybuchu w oddali sprawił że przerwał na chwile.
-Po drugie nie wiem czy zwróciliście uwagę ,ale był tu w naszym oddziale niejaki Nowak ,gadał coś o super ważnej misji ,nie wchodząc w to czy to prawda czy nie zauważyłem ,że gość miał radio. Jako,że nie wiemy gdzie dokładnie jesteśmy, była by to bardzo przydatna rzecz. Proponuje żeby się za nim rozejrzeć lub za jego radiem ,jeżeli oczywiście okoliczności na to pozwolą.
Skończył swoją wypowiedz po czym zapalił szluga, czekając na ewentualne odpowiedzi innych.

Ziutek 12-11-2010 13:45

Damian zgodnie ze swoim zwyczajem najpierw zjadł pyszną bułkę, a później dopiero otworzył konserwę i w ciągu 30 sekund była pusta. Bardzo mu smakowała. Gdy usłyszał swoje imię gwałtownie podniósł głowę. Dostał od niego jakieś papiery i powiedział, że mają iść do zbrojowni odebrać ekwipunek. Damiana aż ścisnęło w brzuchu. Gwałtownie zerwał się z ławy na której siedział i ruszył z kolegami w kierunku zbrojowni. Ustawili się w kolejkę do okienka. Był trzeci w kolejności. Jego uwagę przykuło zdjęcie jakiegoś futurystycznego karabinu. Gdy odebrał swój sprzęt, a był nim: sztucer, paczka amunicji i granat podszedł do ulotki aby przeczytać opis broni. Niżej zobaczył jego cenę i z głupawą miną poszedł do ''Wschodniej Bramy Warszawy''. Zauważył człowieka, który na stołówce wręczył mu dokumenty i paru innych facetów. Jeden wyróżniał się mundurem. Tak, to był żołnierz Bundeswehry. Nie miał żadnych pytań. Był zauroczony mundurem niemieckiego żołnierza. Skurcz w brzuchu jeszcze bardziej się nasilił. Wreszcie będzie mógł się wykazać jako obrońca swojego kraju. Młodzieńcza energia buzowała w nim jak nigdy.

Arsene 12-11-2010 17:42

---Grupa ratunkowa---


Sierżant popatrzył się na szeregowego, który jakby odnosił się z lekką pogardą o Niemcu, lecz nim zdążył odpowiedzieć, Hans rzekł po polsku, z niemieckim akcentem.
- Znam polski, mój dziadek został wywieziony do Niemcy. Ja nie dowodzę, mam wam tylko pomóc.
Teraz dopiero głos zabrał sierżant.
- Nie wiemy czy żyją, musimy ich odnaleźć. Nie musicie sobie zaprzątać sprawy takimi drobnostkami jak ucieczka czy plan. Każdy z was zna przecierz w miarę dobrze Warszawę, na szkoleniu pokazywali wam mapy. Poza tym JA mam mapę. Odwrót też mam już zaplanowany. Ranni ? Jeżeli rany są lekkie to trzeba ich odciągnąć z pola walki, jezeli rany są ciężkie ... cóż. Trudno. To jest wojna, nie zabawa w wojnę. Tu nie krzykniesz "Stop, mamy rannego". Ale ale, mamy misję. W drogę, nim nas zastanie noc - gdy napotkał spojrzenie jednego z jego ludzi, które było wyraźnie pytające dodał - Ruskie mają noktowizory.

Właz odsunął się, i wszyscy wyszli na jakieś podwórko. Pierwszy wyszedł Hans, ostatni sierżant. Kamienice wokół były puste, w dobrym stanie. Zaniedbane i biedne, ale stały nadal. Niemiec wskazał ręką bramę, i tam też udał się Arek. Rozejrzał się i dał znać Hansowi, że droga jest czysta. Wszyscy wyszli na ulicę. Wojtek rzucił do oddziału
- Robimy tak. Na przeciwko też jest podwórko. Biegniemy tam w parach. Na środku drogi stoi spalone BMW, w które przywalił pewnie ten punciak. Widzicie ? - rzeczywiście na środku drogi stały równolegle dwa samochody. Oba spalone. Po drugiej stronie była przewrócona brama do kamienicy. Budynek był zniszczony, część spalona, okna powybijane, widać było pod oknami połamane meble, które ktoś pewnie chciał ukraść. Pierwsi między samochody pobiegli Arek i Gerald. Osłaniali ich Hans i Sławek. Gdy tamci byli już w bramie, między samochody ruszyli Sławek i Niemiec. Gdy przebiegli już metr za samochody, przed nimi wzbiła się chmura kurzu.
- Wracaj, szybko! - Hans krzyknął do Sławka, a ten rzucił się miezy samochody. Kule uderzyły w spaloną karoserię BMW.
- Jasna cholera! - sierżant krzyknął i wychylił się. Jakieś dwieście metrów od nich stał rosyjski jeep, najpewniej zwiad. Zza niego, niczym zza barykady dwóch ruskich ostrzeliwało polaków ze swoich AK.
- Trzeba ich szybko rozwalić, bo wezwą wsparcie - sierżant włączył radio i powiedział coś po niemiecku.

- Jak się nazywasz ? - Hans spytał swego towarzysza niedoli. Po odpowiedzi rzucił fachowo
- Będę cię osłaniał, biegnij do bram jak dam ci znak. Następnie powiesz temu ze sztucerem, niech wejdzie na piętro i rozwali radio w jeepie, dopiero po tym tych komuchów, dobra ? To raz, dwa, trzy, biegiem!
Hans wychylił się i oddał kilka krótkich serii w stronę Rosjan. Tamci przestali strzelać, co wykorzystał Sławek.

---Grzegorz---


Biegł, biegł byle szybciej od tego wszystkiego. Trzymał się kurczowo swojego AK74, jakby miał mu zaraz uciec. Wbiegł do pierwszej lepszej kamienicy i schowałsię na piętrze. Ochłonął dopiero po kilku minutach. Właśnie rozwalili jego oddział, niemalże cały. Gdyby nie ci Niemcy, pewnie wszyscy by zginęli. Czemu on musiał się odłączyć ? Niech to. Dopiero po kilku kolejnych oddechach, głębokich i uspokajających wyjrzał przez okno. Na przeciwko była "Wschodnia Brama". Już niedaleko. Ale co to ... ktoś wybiegł z bramy podwórka kamienicy. Przebiegli przez drogę, schowali się za samochodami i pobiegli dalej. Za nimi następni. Ci jednak spotkali się już z ogniem wroga.

one_worm 12-11-2010 22:51

Sławek usłyszał odpowiedź i się uspokoił. "Dobrze, będziemy mogli się jakoś komunikować". Rozejrzał się. Nikt inny nie miał pytań. Albo byli naiwni, sądząc, że będą, mieli tyle szczęścia, iż nie wpadną w kłopoty... Albo będą mieli tyle szczęścia. Kania nie lubił takich zagrywek. Zawsze lepiej mieć plan i wyjawić go innym. Szczególnie tym, którzy mają uczestniczyć w akcji. Przeładował broń i po chwili wybiegli na ulicę. Pierwsza dwójka przebiegła. On był kolejny i wtedy nadjechał jeep. Jeep z ruskimi. Biegł, udało mu się dostać między dwa samochody, wjechał tam wślizgiem aniżeli wbiegł ale żył. Jeszcze. Kolejne kule dziurawiły wraki samochodów i tylko cud sprawiał, że jeszcze nie oberwał. Jedna śmignęła mu koło ucha. Jeszcze jedna... Kolejna. "Kurwa... zaraz zginę". Pierwsza myśl jaka przeszła mu przez głowę. Wtedy niemiec rozpoczął ostrzał ruskich. Kania nie miał czasu na myślenie i rozpamiętywanie, kiedy tylko w śród terkotu karabinów zobaczył Hansa od razu zerwał się z nadzieją, że go osłania, a przynajmniej odwróci uwagę ruskich od niego samego na tyle długo by przebiec. Gdy był w połowie drogi zaczął wrzeszczeć, mając nadzieję, że szkop go zrozumie:
- Hans, werfen die handgranade! (niem. Hans, rzuć granat)- może nie znał niemieckiego ale nie był aż takim analfabetą. Po kilku albo kilkunastu krokach dobiegł za budynek i dysząc ciężko powtarzał:
-Zaprawcie granatem tych skurwysynów


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172