Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2011, 01:01   #1
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
[Strażnicy] Koniec Czasów (part2)


Główny budynek Konsorcjum. Zlepek stali, szkła i betonu. Mówiono, że gdy ktoś raz przekroczył próg tej budowli, nigdy tak naprawdę jej nie opuścił. Czy to żywy, czy martwy. Pomyśleć by można, iż złowroga aura panująca wokół tego miejsca skutecznie odstrasza ewentualnych pracowników. Nic bardziej mylnego. Nawet bowiem skażony, kredyt zawsze pozostanie kredytem, a nikt w galaktyce nie płacił tak jak Konsorcjum.

Kirion wiedział o tym równie dobrze jak cała reszta. Pracował w tej firmie od trzydziestu lat. Jego rodzina żyła wygodnie, dzieci chodziły do najlepszych szkół, a żona na każdą rocznicę dostawała od niego nowy klejnot do kolekcji. Nie zajmował ważnego stanowiska. Jego praca ograniczała się do patrolowania dwudziestego trzeciego poziomu. Dzień w dzień przemierzał te same korytarze. Znał tu każdą szczelinę, każdy odgłos i zapach. Czuł się tu pewniej niż w domu, w którym Linjia ciągle coś zmieniała i przekładała. Tu nic się nie zmieniało. Przynajmniej do dnia pamiętnej wyprawy grupy Strażników.
Pamiętał jakby to miało miejsce wczoraj. Przechodził właśnie obok pokoju trzynaście, gdy usłyszał krzyk. Przenikający do szpiku kości, napawający paraliżującym lękiem, wnikający w każdą szczelinę duszy. Cokolwiek znajdowało się za drzwiami musiało przeżywać najgorsze chwile swojego życia. Nie myślał wtedy wiele o tym co robi. Właściwie wciąż miał problemy z przypomnieniem sobie co zaszło gdy otworzył drzwi gotów do heroicznych czynów. Pamięć podsunęła obraz młodej kobiety otulonej zieloną poświatą. Coś powiedziała, po czym wskazała na dwa ciała spoczywające pod ścianą. Miał się nimi zająć, wydostać ich z tego miejsca i ukryć, a następnie zapomnieć o wszystkim co zobaczył aż do...

Pamięć powróciła wraz z zadaniem, które wtedy otrzymał. Zrozumiał dlaczego odebrano mu możliwość zachowania tych wspomnień rok temu. Rozumiał teraz o wiele więcej i wiedział że nie może zawieść.



Zostało ich troje. Mała dziewczynka i dwóch towarzyszących jej mężczyzn. Uparcie parli do przodu wiedząc że najprawdopodobniej nigdy nie opuszczą kanałów. Stracili większość grupy.
Koen był pierwszy. Mając doświadczenie w wykrywaniu pułapek doprowadził ich niemal do połowy drogi nim skończyła się ta, którą wyznaczył mu los.
Dopiero po zakończeniu walki z monstrum które ich zaatakowało zdali sobie sprawę z kolejnej straty. Przepełniony bólem krzyk Neli odbił się od ścian tunelu, niemal ich ogłuszając. Brak ciała świadczyć mógł tylko o jednym - John miał wkrótce podzielić los tych, którzy dostali się w łapska Genoshiana. Nie mogli ruszyć na poszukiwania. Czasu, który został wyznaczony na dotarcie do pokoju trzynastego ubywało z zawrotną prędkością. Ruszyli więc dalej. Wprost w objęcia śmierci.



- Panie. - Pochylając głowę w ukłonie, Genoshian całym sobą chłonął złowrogą atmosferę panującą wokół istoty siedzącej na złoconym tronie.
- Wszystko przebiega wedle planu, mój sługo? - Szept zdawał się dobiegać z bardzo daleka, mimo iż mężczyzna stał nie dalej niż metr od mówiącego.
- Tak, Panie.
- Dobrze. - Pełne zadowolenia westchnienie, które wydobyło się z bladych ust, przywołało na oblicze sługi złowrogi uśmiech. Już wkrótce miało się dopełnić. Liczne próby i idące za nimi wyrzeczenia miały nareszcie przynieść oczekiwane rezultaty.


Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie. Widok jaki ukazał się oczom kobiety nie miał w sobie nic niezwykłego. Czy tak właśnie miał wyglądać najbardziej strzeżony poziom tego budynku? Jasne oświetlenie pozwalało dokładnie przyjrzeć się pomalowanym na biało ścianom i osadzonym w równych odległościach drzwiom. Podłoga w kolorze błękitu lśniła czystością jakby nigdy nie doświadczyła dotyku podeszwy buta. Panowała tu nienaturalna cisza. Nie było zwyczajowej krzątaniny, buczenia komputerów, rozmów. Zupełnie jakby była jedyną osobą na tyle odważną, lub głupią by zapuszczać się w to miejsce.
Srebrne plakietki, którymi oznaczono numery pokoi, zaczynały się od cyfry jeden i rosły wraz z zakręcaniem korytarza, na numerze dziesiątym kończąc. Co było dalej? Od rozwiązania zagadki dzieliło ją jedyne kilkadziesiąt metrów...




- Nie jestem przekonana do waszego pomysłu. To się zwyczajnie nie może udać. Spójrzcie na nich … - Lustro nad kominkiem zmatowiało, by po chwili ukazać obraz przedstawiający troje ludzi.
- Ci już ledwo stawiają kroki. Co się z nimi stanie po przejściu? Zaś oni? - Obraz rozmył się, by po chwili podzielić na dwie części. Na jednej z nich widać było młodą kobietę w windzie. Na drugim rogata postać ostrożnie pokonywała schody.
- Oni nawet nie wiedzą, co ich tak właściwie czeka. Usłyszeli jedynie te strzępki informacji, które popłynęły przez komunikator. Nic więcej. Czy któraś z was miała z nimi styczność? Czy można im zaufać? Od kiedy jesteśmy takie łatwowierne?

Dziewczyna o długich, przypominających płomienie włosach z rozmachem usiadła na szezlongu. Jej cztery siostry milczały przez długą chwilę, obserwując obrazy pojawiające się w lustrze.

- Lilith, nie mamy wyboru, zrozum. Same nic nie zdziałamy. Wiesz o tym równie dobrze jak my. Nie wolno nam ingerować. Już i tak ujawniłyśmy się bardziej niż podpowiada rozsądek. Jeżeli odkryje... - Ninerlaone odwróciła wzrok od widoku mozolnie wspinającej się po drabince dziewczyny.
- Wtedy nic ani nikt nie będzie w stanie Go powstrzymać.

- Myślisz, że On nie wie? W przeciwieństwie do was nie miałyśmy kontaktu z tymi śmiertelnikami. Nie znamy ich i nie ufamy. Podobnie jak Lilith jestem zdania, że powinnyśmy coś zrobić zamiast zdawać się na te kruche jednostki.

- Eris, Lilith, przestańcie. - Kyro rzuciła siostrom gniewne spojrzenie. - Odrobina zaufania dla naszych osądów byłaby mile widziana. Zarówno ja jak i Ninerlaone zgadzamy się co do tego, że powierzenie im takiego zadania jest dość ryzykowne. Wiemy o ich słabościach. Zdajemy sobie sprawę, że składając na ich barki taką odpowiedzialność działamy kierując się podszeptami desperacji. Jednak czasu jest coraz mniej. Nie czujecie tego? Nasza moc słabnie. Już nawet nie jestem w stanie utworzyć pełnego Lustra. Nie mamy wyboru.

Czarne loki Eris przysłoniły na chwilę spojrzenie jej błękitnych oczu gdy gwałtownie potrząsnęła głową.

- Właśnie że mamy. Nie zapominaj siostro, że my nie brałyśmy udziału w żadnej z ich wypraw. Nasza moc jest silniejsza od waszej. Nasze dusze wciąż pozostały całe. Ani ja, ani Lilith, ani nawet Seren nie obdarowałyśmy tych istot ich fragmentami. Wciąż możemy działać...

- Ja nie. - Mimo iż cichy to jednak głos Seren bez problemu zmusił Eris do przerwania swej gorącej przemowy.
- Jeżeli ponownie wtrącę się w ich działania, nie będę w stanie utrzymać bariery. Jednak przyznaję rację naszym siostrom. Skoro są zdania, że mogą coś zdziałać, niech to zrobią. Zawsze pozostaje nam Ona.

Cztery głosy sprzeciwu powitały ostatnie zdanie białowłosej. Odczekała chwilę, po czym uniosła dłoń by uciszyć towarzyszki.

- Możemy nie mieć wyboru.

Zapadła cisza.



Schody awaryjne zdawały się nie mieć końca. Pokonując stopień za stopniem wypatrywał niebezpieczeństwa. W końcu zmierzał do miejsca, które miało być strzeżone wszelkimi możliwymi sposobami. Jednak dotarł już niemal do celu. Cały, zdrowy i tylko odrobinę spocony. Nie napotykając nawet jednej osoby, nie uruchamiając ani jednego alarmu. Zupełnie jakby wieżowiec stał pusty, a wszystkie zabezpieczenia wyłączono.
Z głową pełną pytań i wątpliwości dotarł do drzwi, za którymi miał się znajdować poziom dwudziesty trzeci. Magnetyczny zamek mający chronić przed nieupoważnionym wtargnięciem, został odłączony. Na wpół otwarte przejście ukazywało niewielki fragment jasno oświetlonego korytarza. Zarówno w zasięgu wzroku, jak i słuchu, nie było nikogo. Jednak by mieć pewność musiałby zrobić te kilka kroków…



Zrobił wszystko co było w jego mocy by ułatwić nieznajomym dostanie się do pokoju trzynastego. Reszta spoczywała w ich dłoniach. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na rozświetloną krwistymi promieniami zachodzącego słońca, wieżę ruszył w kierunku stacji pojazdów. Nigdy nie dotarł do domu.



Tek zginął z rąk Marienne, a raczej tego co przejęło władzę nad dziewczyną. Ranna, mieli nadzieję że śmiertelnie, uciekła w głąb jednej z odnóg głównego kanału. Żegnani jej śmiechem szli dalej. Krok za krokiem, nie mówiąc nic. Otoczeni przez wrogów, przygnieceni ciężarem strat jakie ponieśli. Przed nimi postawiono zadanie, które wydawało się niemożliwym do wykonania gdy wciąż byli w komplecie. Teraz? Jednak nie mieli wyboru gdyż to właśnie od nich zależał los wszystkich istnień. Nie mogli się poddać by pozwolić na zwycięstwo Genoshiana i jego Pana. Nie mogli pozwolić by śmierć towarzyszy poszła na marne.

Gdy dotarli do głównego szybu odprowadzającego odpadki, z ich piersi nie wydobyło się nawet najcichsze westchnienie ulgi. Neli, niczym automat zaprojektowany by iść wciąż do przodu, wskazała na drabinkę, która pięła się pionowo w górę. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Maszyny mające przetwarzać zbierające się w głównym pomieszczeniu śmieci, stały cicho pod jedną ze ścian. Smród odpadków wyciskał łzy z oczu, zapierał dech w piersiach. Przedzierając się przez sterty wszelakiego rodzaju odpadków dotarli wreszcie do wskazanej przez dziewczynę drogi na górę. Pokryte zielonym nalotem, metalowe szczeble stanowiły niezbyt miły widok, jednak nie mieli wielkiego wyboru. Pnąc się w górę przeklinali panujący w szybie zaduch i wszystko na czym galaktyka stoi. Czy jednak mimo tych niedogodności nie szło im za łatwo?

Gdy wreszcie znaleźli się w odnodze szybu oznaczonej numerem dwadzieścia trzy, ciężko byłoby rozpoznać w nich istoty ludzkie. Zarówno zapach jak i wygląd świadczyły raczej o przynależności do gatunku stworzeń żyjących na terenach zdominowanych przez trujące mokradła, powstałe na pozostałościach po wielkich śmietniskach. Chwilę którą przeznaczyli na dojście do siebie przerwało uporczywy dźwięk dobywający się z bransolety Neli.

- Czas... Zostało niecałe dziesięć minut. Musimy ruszać... - wysapała podnosząc się i nie bacząc na to co robią jej towarzysze ruszyła tunelem, na końcu którego jaśniał pionowy słup światła.

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 12-01-2011, 13:12   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Światełko w tunelu nie było związane z wędrówką na tamten świat, lecz doprowadziło ich do korytarza na poziomie dwudziestym trzecim. Co więcej - w wewnętrznym kręgu poziomu dwudziestego trzeciego. Dokładnie tam, gdzie chcieli się znaleźć.
Za ich plecami znajdowały się niepozorne drzwi, przez które właśnie przeszli. Umieszczona w widocznym miejscu niewielka plakietka głosiła:


Symbol znany każdemu, kto chociaż raz znalazł się w pomieszczeniach Centrum. Oznaczone nim drzwi omijali wszyscy, prócz służb technicznych. Zwykły bywalec Centrum, a do takich należało zaliczyć w tym przypadku i Strażników, nigdy nie wiedział, czy po drugiej stronie drzwi zastanie zwyczajny korytarz, umożliwiający pójście na skróty do innej części danego poziomu, zsyp na śmieci, czy może brygadę uśpionych robotów porządkowych, cierpliwie czekających na nastanie nocy.

Przed nimi ciągnął się długi, prowadzący po okręgu korytarz.


Obok nich były drzwi oznaczone numerem 20, a kolejne nosiły numer 19, potem 18. Choć poszukiwanego pokoju nie było widać, to i tak nawet głupiec domyśliłby się w którą stronę należy iść. A wśród Strażników nie było głupców. Z drugiej strony... jeśli się się spojrzy na to, ilu z nich zostało po drodze... Czy ktoś poza głupcem pchałby się do Centrum, na spotkanie z niemal pewną śmiercią?
Ale na wspomnienia i żal będzie czas później, teraz trzeba było iść do przodu.

Pokój numer 13...
Podobno kiedyś, jeszcze na mitycznej Ziemi, ta liczba uważana była za pechową. Dla niektórych z tych, co szli do tego miejsca, przesądy potwierdziły się.
A co ich czeka? Jego, Neli, Izzaka?
To się miało okazać za chwilkę.

- Siedem minut - oznajmiła cicho jego bransoleta.
- Starczą mi dwie - skomentował komunikat, zatrzymując się przy drzwiach oznaczonych symbolem znanym wszystkim inteligentnym stworzeniom całej Galaktyki.


Przy wtórze niezadowolonego mruczenia Neli wszedł do środka.
Umycie rąk i twarzy zajęło mu nawet mniej czasu, niż zakładał. Jeszcze przerzucenie eleganckiego niegdyś płaszcza przez ramię i już wyglądał jak homo sapiens, a nie jak homo erectus bagiensis.
Że na pozbycie się charakterystycznego zapaszku potrzebowałby pewnie kilku godzin w gorącej wodzie z bąbelkami, to już była inna sprawa...
Z ukrytym pod płaszczem dwulufowym Jumbo ruszył dalej, nie zwracając uwagi ani na gniewne pomruki Neli, ani na popiskiwanie bransolety ruszył do przodu.

Korytarz przed pokojem, do którego zdążali, był pusty.
Oczywiście powinien się zdziwić, że nie ma tu paru tuzinów ludzi Genoshiana, ze swym szefem na czele, ale w obecnej chwili nic go nie dziwiło. Jeśli jakiś dobry duszek albo któryś z dawno już zapomnianych bogów oczyścił im przejście, to trzeba było z tego skorzystać i to w miarę szybko.
Teraz tylko otworzyć drzwi i wejść.
Złamać kod zamka, otworzyć drzwi i wejść.
Albo rozwalić drzwi i wejść.

A potem przekonać się, co zastaną w środku, zabić każdego, kto stanie im na drodze i przejść przez lustro.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2011, 19:38   #3
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Sen. Potrzebował snu. Potrzebował na szprycować się czymś mocnym. Potrzebował beztroskich wędrówek po Centrum. Potrzebował tego przyjemnego uczucia kiedy przelewał na swoje konto kredytki z kont bogaczy. Nie wiedział czego potrzebuje bardziej. Fakt, tęsknił trochę do starego życia, ale wiedział że tak to będzie wyglądało jak decydował się na bycie Strażnikiem. Ich towarzysze ginęli jeden po drugim. W sumie spodziewał się, że ze swoim nastawieniem do ich "wielkiej" misji on sam będzie jednym z pierwszych, którzy tak skończą. Myślał, że historia zapamięta go jako jednego z wielu, którzy towarzyszyli Tekowi albo Koenowi to oni byli materiałami na zbawcę tego świata, nie on. Stało się jednak inaczej a on mógł tylko wzruszyć ramionami. Zostali Zhaaaw Chalderejczyk, który był najwyraźniej twardszy niż początkowo zakładał. Urocza Neli pełniąca funkcję przewodnika. No i on sam. Izzak Morbius, były złodziej, poszukiwany już raczej martwy niż żywy. Konsorcium zdjęło aksamitne rękawiczki w stosunki do Strażników co wyraźnie było widać na przykładzie tych którzy zginęli. Jego wysłużony płaszcz, był teraz nadpalony w kilku miejscach i wydawał się jeszcze bardziej żałosny niż na początku ich zadania. Kiedy Zhaaaw wszedł do kibla by trochę się ogarnąć on sam stwierdził, że jemu także przydałaby się podobna wizyta. Fetor po wizycie w kanałach wciąż ciągnął się za nimi. Nie było jednak czasu o czym uparcie przypominał im głos z bransolety Neli. Ona sama wydawała się być lekko podenerwowana zachowaniem Strażnika, ale Morbius rozumiał go dobrze. Pomyślał przez chwilę o gorącym prysznicu kiedy i tak zmuszeni byli czekać. Włosy urosły i przetłuściły się do takiego poziomu, że powoli zaczynał wyglądać na bezdomnego. Co w gruncie rzeczy było prawdą, gdyż Izzak nie miał domu. Od zawsze był swego rodzaju włóczykijem, któremu powodziło się raz lepiej, raz gorzej. Mimo wszystko lubił takie życie. Każdy kto znał go dłużej wiedział, że nie może wysiedzieć długo w jednym miejscu. Ryzyko, niebezpieczeństwo wszystko to nakręcało go od zawsze. Po krótkiej chwili Zhaaaw wyszedł z łazienki i mogli dalej podążać korytarzem.

W końcu znaleźli odpowiednie drzwi. Numer trzynaście. Właściwie niczym nie różniły się od innych, które mijali. Może nie miały się wyróżniać? Stwierdził także, że to dziwne, że nie natknęli się jeszcze na żadną ochronę ani nie uruchomili żadnego alarmu w tak dobrze strzeżonym budynku. Wyglądało na to, że zawdzięczają to Neli i jej znajomym o których nie wiedział zbyt wiele.

-No dobra myślę, że potrafię poradzić sobie z tymi drzwiami. Potrzebuję tylko trochę miejsca.


Izzak był jednym z ludzi, którzy robią coś co uważają za słuszne bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Podciągnął rękaw płaszczu tak żeby odsłonić jakimś cudem wciąż działającą "skrzynkę" jak sam ją nazywał. Właśnie dzięki niej tyle drzwi apartamentów klasy wyższej Centrum stanęło w przeszłości dla niego otworem. Niewielka konsoleta na jego ramieniu zaświeciła się a on sam zaczął szybko naciskać niewielkie przyciski pracując już nad zaawansowanym zamkiem drzwi.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 18-01-2011, 23:43   #4
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Najniższy poziom miasta. Brudny, ciemny, niebezpieczny i niezwykle kuszący. Trzeba tylko nauczyć się tam żyć, co nie jest wcale takie trudne, gdy przestrzega się paru reguł rządzących tym półświatkiem. Po pierwsze nie rzucać się za bardzo w oczy. Po drugie poznać kogo trzeba i kierować się zasadą: Coś za coś, albo właściwie: Nic za darmo. Po trzecie wpasować się w środowisko złodziei, dziwek, recydywistów, Strażników i wszelkiego rodzaju innych popaprańców, co jest dość łatwe, gdy jest się po części każdym z nich.
Prędzej czy później przychodzi jednak moment, gdy takie życie przestaje odpowiadać. Gdy tęskni się do tego, co było kiedyś, dawno, dawno temu. Tęsknota dotyka nawet takich jak ona. Żyjących z dnia na dzień, na krawędzi, ze sobą i dla siebie. Żądnych wrażeń egoistów napędzanych adrenaliną.

***

Stary motor zatrzymał się z piskiem opon przed budynkiem głównym Konsorcjum.
Cholera miała słabość do tych maszyn. Wielką słabość, a to cacko było jej oczkiem w głowie.
Dość niechętnie ruszyła tyłek kierując swoje kroki ku wejściu. Zmierzyła wzrokiem monstrualnych wielkości budynek i uśmiechnęła się pod nosem.
Pracowała kiedyś dla tych skurwieli. Dobrze płacili, najlepiej. A czy dla łowcy nagród jest coś ważniejszego niż dobry zarobek i odrobina zabawy?
Szła do drzwi wolnym, pewnym krokiem kołysząc przy tym pełnymi biodrami.
Z dostaniem się do środka nie miała większych problemów. Stara, zapomniana przez wszystkich przepustka doskonale spełniała swoje zadanie. Pozwoliła na wejście do budynku bez jakichkolwiek komplikacji. Później tylko winda, przycisk z numerem 23. Miała wrażenie, że idzie za łatwo... żadnych bramek, czujników metalu czy innych tego typu spraw, żadnych natrętnych ochroniarzy...
"Niedobrze"
Puste, zimne korytarze. Tak typowe, spokojne i bez wyrazu jakby nic się tu nie działo, jakby nie skrywały żadnej tajemnicy. Jednak gdyby zastanowić się nad tym, co kryje się za zamkniętymi drzwiami, wgłębić się w to, zapewne można by dojść do ciekawych wniosków. Można by, ale nie było na to czasu. Mijała kolejne numery...1...2...3...4... interesowała ją jednak tylko jedna, konkretna cyfra. Z założenie pechowa. Mija nie wierzyła jednak w takie bzdury. Choć im bliżej pokoju nr 13, tym więcej wątpliwości i obaw. Przeszło jej przez myśl czy nie zawrócić na pięcie, dotrzeć do windy, zjechać na dół, opuścić Konsorcjum z taką samą łatwością jak do niego weszła. Później zapięłaby swoją skórzana kurtkę, wsiadła na motor i pojechała do pierwszej lepszej knajpy napić się wódki. Nie zawróciła jednak. Szła przed siebie depcząc ciężkimi butami nieskazitelnie czystą wykładzinę...5...6...7... ciągle pusto i cicho...8...9...poruszała się niespiesznie, rozglądając się na boki powstrzymując się by ni gwizdać pod nosem jakiejś wesołej, zasłyszanej ostatnio melodii...10...11...wciąż szła. I pewna była, że robi dobrze. Nie, nie kierowały nią jakieś szczytne idee, czy wizja bycia zapamiętaną jako bohaterska cierpiętnica. Nic z tych rzeczy. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Bezczelnie i zadziornie, trochę kpiąco...12...

- Witam państwa - rzuciła nonszalancko podchodząc do małej grupki zebranej w "miejscu przeznaczenia", po czym strzeliła cicho balonem z truskawkowej gumy do żucia. Drzwi z numerem 13 nie wyróżniały się niczym, no może poza tym, że właśnie majstrował przy nich jakiś facet.

- Co tak śmierdzi? - zapytała krzywiąc się lekko.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 19-01-2011, 12:28   #5
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Wewnętrzne schody awaryjne kończyły się nieco ponad jego głową. Wspinaczka była męcząca, zwłaszcza że postanowił nie używać wind Konsorcjum. Zbyt duże ryzyko zatrzymania jej między piętrami, lub odcięcia przy samej górze, czego konsekwencją byłby długi, widowiskowy lot w dół wewnątrz metalowej skrzynki.
Semperis nie miał dobrego dnia. Od samego rana na nogach. Szybkie, nie zaspokajające potrzeb kubków smakowych śniadanie, ponadto w dzielnicy Mortholan pod Centrum nie działo się dobrze ostatnimi czasy. Odkąd nie pracował czynnie jako Strażnik, nauczał swoich młodych pobratymców M’Xuxu w Małym Gro-H’Sa, jak nieformalnie określali ten slums jego mieszkańcy. Jednak ostatnio miejscowa starszyzna zażądała od niego, by do programu szkolenia dołączył elementy militaryzujące i uczące młodzież absolutnego posłuszeństwa rządzącym.
Czyżby planowali jakieś zbrojne zamieszki? myślał Semperis.
Światło w korytarzu oślepiło go nieco. Źrenice potrzebowały kilku chwil, by przestawić się na postrzeganie świata zalanego światłem po przyjemnym, łagodnym półmroku awaryjnej klatki schodowej.
Zamknął drzwi za sobą, ciche kliknięcie utwierdziło go w przekonaniu że nie zostaną otwarte bez potrzeby.
Szybka obserwacja.
Przed jego oczami znajdowała się pusta przestrzeń ściany. Po obu stronach tej przestrzeni znajdowały się drzwi – nic nadzwyczajnego, zwykłe drzwi do jakiegoś gabinetu, jakich wiele w budynkach tego typu. Ale to nie był zwyczajny budynek „tego typu” – to było Konsorcjum. Tylko samokontrola i powściągliwość sprawiły, że Segundus nie chwycił za klamkę pokoju numer 25, by przekonać się, czy nie znajdzie za nimi zawieszonego w pojemniku wyniku jakiegoś biogenetycznego eksperymentu.
Ruszył w prawo. Ręce schował do kieszeni spodni, jednak od czasu do czasu sięgał dłonią, by ostrożnie zaczepić za róg kosmyk spływających na oczy, brudnych, sztywnych włosów. Przy boku czuł przyjemny ciężar kabury z bronią. Nie nosił jej od lat – w Małym Gro-H’Sa nie było takiej potrzeby.
Przy drzwiach 20 cofnął się lekko – ohydny fetor uderzył go w nozdrza. Przemógł się jednak i ruszył dalej. Po kolejnych kilku krokach znalazł źródło zapachu – otwarty na całą swoją szerokość wpust do zsypu.
Kolejnym bodźcem, który zaczął do niego dochodzić, były głosy. Jakaś kobieta i dwóch mężczyzn, trudno określić jakiego gatunku, ale na pewno humanoidalni… może nawet człowiekopochodni…
Zobaczył ich po minięciu kolejnych kilku drzwi. Jeden mężczyzna i kobieta zaglądali przez ramię drugiemu mężczyźnie, majstrującego przy drzwiach… Była tam też dziewczynka, dość młoda... Zbyt młoda, jak na gust Semperisa. Tak, byli właśnie przy tych drzwiach. 13-stka na metalowej plakietce była aż nazbyt wyraźna. Jak na ironię, Semperis stwierdził że wszyscy są niemal na pewno ludźmi.
Aha, czyli ciekawe, czy usłyszymy rasistowskie żarty na swój temat. szepnął do siebie.
Powoli podszedł do zebranych wokół drzwi.
- Tuszę, że nie zebraliśmy się tutaj na drinka…- Powiedział cicho, by zwrócić na siebie uwagę.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".

Ostatnio edytowane przez Fielus : 19-01-2011 o 12:35. Powód: brak dziewczynki
Fielus jest offline  
Stary 19-01-2011, 16:51   #6
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie można było określić jak duże jest pomieszczenie. Odgłos kroków odbijał się od niewidocznych ścian po to tylko by powrócić do swego właściciela i dodatkowo utrudnić mu drogę, którą musiał przejść. Wezwanie przed oblicze Genoshiana mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Młody oficer obawiał się że nie będzie to kolejne zadanie. Potknął się na niewidocznej przeszkodzie którą podłożył mu pod nogi jego własny strach. Jeżeli bowiem nie chodziło o misję do wypełnienia to jedyną rzeczą jakiej mógł się spodziewać stając twarzą w twarz z dowódcą, była śmierć. Kris nie chciał umierać. Miał dopiero dwadzieścia cztery lata i śmiałe plany na przyszłość. Był dobrze wykształconym, pełnym ambicji człowiekiem któremu w rekordowym tempie udało się dorobić stopni oficerskich. Nie miał żony, jednak dziewczyna z którą obecnie się spotykał wykazywała dużą chęć do zmienienia tego stanu rzeczy. Wszystko szło jak powinno iść dopóki nie dostał zadania pochwycenia grupki strażników. Od tamtej chwili cała jego przyszłość zawisła na bardzo cienkim włosku który za chwilę miał zostać zerwany.

Nagły rozbłysk światła poraził oczy oficera pozbawiając go możliwości spojrzenia na jego źródło. Nim wzrok przyzwyczaił się do zmiany oświetlenia, słuch wychwycił słowa wypowiedziane spokojnym, może nawet nieco rozweselonym głosem.

- Oficerze Meroi. Cóż za miła niespodzianka gościć pana w mych skromnych progach. Niech pan podejdzie bliżej. Czyż nie jest piękna?

Każda komórka jego ciała wołała by się odwrócił i uciekał póki jeszcze może. Jednak postąpił do przodu - nie potrafił oprzeć się ukrytej za słowami, mocy. Kimkolwiek był stojący przed nim, odziany w czerwień mężczyzna, nie sposób było oprzeć się jego zaproszeniu. Nie musiał jednak wzbraniać się zbyt długo. Gdy oczy przyzwyczaiły się do błękitnej poświaty w centrum której stał nieznajomy, dostrzegł za nim coś co sprawiło że jego serce zaprzestało szalonej gonitwy, której oddawało się od chwili przekroczenia progu tej komnaty.

Na kamiennym podwyższeniu, które śmiało można było nazwać ołtarzem, leżała dziewczyna. Właściwie ciężko było określić czy jest to dojrzała kobieta czy raczej dziecko jeszcze. Długie włosy tworzyły miękkie posłanie, rozlewając się przy tym na boki i muskając pięć stopni prowadzących do płyty kamienia. Ubrana w białą suknię, która zakrywała, jednocześnie uwydatniając szczegóły jej nieruchomego ciała oddychała miarowo. Zamknięte powieki skrywały przed nim kolor jej oczu, rzucając delikatne cienie na policzki nieznajomej. Usta ułożone w łagodny uśmiech sprawiały, że jej anielska twarz promieniowała spokojem i nadzieją. Na co? Nie wiedział, jednak sam jej widok sprawił, że zapomniał o czyhającej na niego śmierci. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze szczegółu, który umknął mu za pierwszym razem. Cała postać nieznajomej, każdy włos, fragment skóry, suknia... Wszystko to lśniło w błękitniej poświacie niczym wykonane z mleczno-białego kryształu. Gdyby nie jej oddech mógłby przysiąc, że ma przed sobą posąg wykonany z nieznanego mu materiału. Jednak oddychała, widział jak jej pierś unosi się raz za razem w równych odstępach czasu. Nie mogła więc być posągiem, a żywą istotą. Jednak kim? Jakim cudem znalazła się w tym pomieszczeniu? Jak mógł jej pomóc?

- Widzę że ciebie również zachwycił mój anioł. - Głos mężczyzny w czerwieni obudził go z transu, w którym się znalazł. Z przerażeniem spostrzegł, że od pierwszego stopnia ołtarza dzielił go tylko jeden krok. Tym samym znalazł się zdecydowanie bliżej mówiącego niż podpowiadał rozsądek. Chciał się wycofać, jednak krótki ruch dłoni powstrzymał go przed jakimkolwiek ruchem.

- Zostań. - Nie był pewien czy usłyszał prośbę czy rozkaz, na wszelki wypadek uznał jednak iż ma do czynienia z ta drugą opcją.

- Nie winię cię. Sam jestem pod wpływem jej wołania, mimo iż to nie do mnie je kieruje. Nie sposób się jej oprzeć. - Ta samą dłonią która powstrzymała oficera przed cofnięciem się na bezpieczną odległość, dotknął kryształowego policzka. Czule głaszcząc jego lśniącą powierzchnię mówił:
- Zawiodłeś mnie Meroi. Twoim zadaniem było pochwycenie Strażników. Stajesz tu jednak z pustymi rękoma. Czy wiesz jaka jest kara za porażkę? - Okrutny śmiech przerwał złowrogą ciszę która zapadła po jego słowach. Kris czując jak coś rozrywa jego ciało od środka zaczął się cofać.
- Uciekasz? Przed śmiercią nie ma ucieczki. Chodź, dołącz do mego ogrodu.

Światło zalało całe pomieszczenie ujawniając jego wielkość i skryty w mroku sekret. Róże... Setki, tysiące, miliony czarnych, kryształowych róż. Nie mógł oddychać. Ból w klatce piersiowej narastał z każda chwilą. Upadł na kolana, przygnieciony jego ciężarem. Krwawa plama na przodzie jego idealnie czystej koszuli powiększała się z każdą chwilą. Przeraźliwy okrzyk bólu i przerażenia wydarł się z jego ust wraz z sercem, które wyrwane niewidzialną siłą zawisło przed jego oczami.
Jeszcze biło, gdy osunął się na podłogę. Ostatnią rzeczą którą zarejestrowało jego gasnące spojrzenie, był ołtarz i leżąca na nim kobieta.


Korytarz przy pokoju numer trzynaście, powoli zaczynał się zaludniać. Dość nieadekwatne stwierdzenie gdy spojrzało się na grupę zebraną przed drzwiami, jednak chwilowo musiało wystarczyć.

- Zhaaaw odłóż broń. To jedna... - Neli przerwała by zwrócić spojrzenie na kolejną osobę która postanowiła zwiększyć ich grupę.
- To jedni z wybranych. Reszta najwyraźniej postanowiła odpuścić sobie nadstawianie karków za innych. Bywa.

Wzruszyła ramionami budząc przy tym do życia dzwoneczki, których łagodny dźwięk zlał się z tym, który wydobył się z wciąż zamkniętych drzwi. Szum niosący z sobą powiew mocy otoczył zebraną piątkę. Miał w sobie nutę ponaglenia na którą ciężko było nie odpowiedzieć. Zielona poświata którą zaczęły promieniować drzwi, sprawiła że Morbius odstąpił od swego zadania. Jak się chwile później okazało, wybrał odpowiedni do tego moment gdyż drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Spojrzenie na lśniącą czerwienią lampkę zamka pozwoliło złodziejaszkowi na stwierdzenie iż to nie jego zasługa.

Wnętrze które ukazało się ich oczom tonęło w mroku. Jedynym źródłem światła było stare lustro stojące pośrodku. To właśnie z niego wydobywał się szum, który narastał z każdą chwilą.

- Nie jestem pewna, ale chyba powinniśmy do niego wejść. -
Wyszeptała dziewczyna poruszając przy tym nerwowo skrzydełkami.
- Mam opowiadała że to właśnie w ten sposób podróżują Strażnicy więc to musi być to. Strażniczka najwyraźniej nie mogła się pojawić. Może powinniśmy jednak pocze....

Nie udało się jej dokończyć. Głośne wycie syren alarmowych zagłuszył jej słowa zmuszając do zasłonięcia uszu dłońmi. Przerażenie w oczach, których spojrzenie utkwiła w Zhaaawie, mówiło jasno i wyraźnie.

- Wiedzą że tu jesteśmy!!!


Zhaaaw zaklął (zwyczaj jakiego nabrał podczas ukrywania się przed poszukiwaniami. Lepiej było nie odróżniać się od innych zbytnią kulturą zachowania).

- Nie ma na co czekać -
stwierdził. Chwycił Neli za rękę i pociągnął w stronę lustra. - Panie przodem - powiedział.

Dziewczyna wyrwała się spoglądając gniewnie na Strażnika.

- Ja ostatnia. Ktoś musi zabarykadować drzwi i upewnić się że lustro jest bezpieczne. Przejdę jak już was tu nie będzie. Nie wcześniej. - Dla nadania wagi swym słowom tupnęła nogą.

- Tylko mi tu nie wymyślaj jakichś bohaterskich gestów - powiedział Zhaaaw. - Tam się bardziej przydasz. - Wskazał na lustro.

Mimo prób i starań nie udało się przekonać jej do ustąpienia. Gdy odgłos licznych kroków przedarł się przez wycie syreny nie pozostało im nic innego jak pozostawić upartą dziewczynę i przejść przez lustro.

- Nic mi się nie stanie.

Pożegnalne słowa, w których brzmiała niezłomna pewność zlały się z szumem, który wciąż wypełniał pomieszczenie, powoli zagłuszając syrenę. Jedno po drugim znikali w zielonej tafli lustra, która pochłaniała ich łakomie, otulając swym blaskiem.
Neli uśmiechnęła się w ich stronę, mimo iż nie mogli już dostrzec jej uśmiechu, po czym zniknęła.

Świat wokół nich wirował. Szum stawał się nie do zniesienia, powodując ból który wdzierał się w każdy zakamarek ciała. Ich usta układały się do krzyku jednak żaden nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Gdy nadszedł kres wytrzymałości, usłużna świadomość zesłała łagodną ciemność by odgrodzić ich od cierpień.

Budzili się powoli. Zmysły, które zostały odłączone w trakcie przejścia, ożywały. Pierwszy był słuch, lecz wykrył jedynie ciszę. Nie taką spokojną w której można odpocząć po natłoku dźwięków. Nie, ta cisza miała w sobie coś złego. Groza którą była wypełniona sprawiła że ich serca przyspieszyły swój bieg.

Zapach krwi. Ciężki, przesycony strachem i cierpieniem. Udekorowany śmiercią niczym tort zwieńczony szkarłatną wiśnią.

Nadgarstki i kostki nóg zdawały się cięższe niż być powinny i to z nich promieniował ból. Nie był jakoś szczególnie dokuczliwy. Raczej taki, jaki odczuwa się po zbyt długim leżeniu w jednej pozycji. Nic wielkiego, a jednak wzbudzający podejrzenie, dzięki któremu włos lekko się unosił a po kręgosłupie spłynęła zimna stróżka potu.
Na końcu obudził się wzrok. Leżeli na zimnej, marmurowej posadzce. Korzystając z błękitnej poświaty rozjaśniającej stojący po ich lewej stronie posąg leżącej kobiety, ujrzeli kajdany, którymi byli skrępowani. Solidnie wyglądające obręcze połączono grubym łańcuchem który dodatkowo przełożono przez kółko wbite w podłogę. Bliźniacze kajdany skuwały ich nogi ograniczając możliwość ruchu do niezbędnego minimum.

Do ich uszu dotarł cichy głosik o dziwnie znajomej barwie.

- Mój mistrzu, obudzili się. - Dochodził z miejsca przed nimi, które wciąż pozostawało pogrążone w mroku.

- Masz rację, moja droga. Nie pozostawiajmy ich zatem w niepewności co do sytuacji i miejsca, w którym się znaleźli. - Męski głos brzmiał niemal pieszczotliwie, jakby jego właściciel przemawiał do dziecka lub ulubionego zwierzaka.

Blask otaczający posąg zaczął nabierać mocy rozjaśniając niemal całe pomieszczenie. Oczom czwórki więźniów ukazała się sala pełna lśniących, czarnych róż.
Ich pnącza pokrywały ściany, spływały girlandami z sufitu, tworzyły dywan na posadzce. Nie wydzielały żadnego zapachu. Były martwe. Niewielka ich część skupiła się przy czymś co wyglądało na ciało człowieka. Pochylone, muskały swe kryształowe płatki w posoce tworzącej niewielką kałużę wokół zwłok. Piły.

- Witajcie w mym ogrodzie.

Głos nieznajomego przywołał ich spojrzenia w stronę, z której się wydobył. Czaszki. Setki czaszek ułożone jedna na drugiej, gładkie i patrzące na nich pustymi oczodołami. Tworzyły podwyższenie i tron który się na nim znajdował, a który w chwili obecnej stał się miejscem spoczynku mężczyzny w czerwonym płaszczu. Nie był ani stary ani młody. Równie dobrze mógł mieć trzydzieści, co pięćdziesiąt lat. Czarne włosy, starannie ułożone, spływały na ramiona otulając przystojną twarz. Rozłożone poły płaszcza odkrywały gustowny, ciemny garnitur i dopasowane do niego eleganckie buty. Prawa dłoń, raz za razem przesuwała się po gładkiej powierzchni czaszki, tworzącej zwieńczenie oparcia. Kogoś takiego można było spotkać w sali konferencyjnej lub kancelarii prawniczej. Względnie na przyjęciu charytatywnym wydawanym przez bogatych i wpływowych. Jednak pasował i tutaj, otoczony swym ogrodem czarnych róż i przesyconą złem energią, która promieniowała z niego tłumiąc błękitne światło zalewające salę.

Przyglądając się jego postaci z początku nie zauważyli twarzy która wychylała się zza trzech czaszek tworzących zwieńczenie tronu.

- Pozwólcie że przedstawię wam osobę dzięki której mogłem was wreszcie poznać. Althi, moja droga. - Uprzejmym słowom towarzyszyła fala bólu, która powaliła na kolana tych, którzy ośmielili się wstać.

Gdy już mogli złapać oddech, a do uszu dotarło coś więcej poza ich własnymi krzykami, usłyszeli kobiecy śmiech. Wspomniana wcześniej Althi siedziała teraz na prawym oparciu tronu, rozkoszując się ich cierpieniem. Długie, fioletowej barwy włosy spływały kaskadą na plecy, ginąc pomiędzy błoniastymi skrzydłami. Dopasowany kolorem, strój ozdabiały liczne wstążki, a trzymaną w dłoni broń o szerokim ostrzu, dwa dzwoneczki przyczepione do rękojeści. Całość, mimo iż niewątpliwie starsza, zdawała się być dziwnie znajoma.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 22-01-2011, 00:13   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zhaaaw potarł czoło.
Słyszał pogłoski o tym, że przejście przez lustro wiąże się z różnymi nieprzyjemnymi uczuciami i proszę - sprawdziło się z nadwyżką. Żadne jednak plotki nie uprzedzały, że można trafić w takie oryginalne miejsce, w dodatku z takimi ciekawymi gospodarzami...
Oczywiście uprzejmość nie pozwalała przerywać gospodarzowi, w chwili gdy ten wypowiadał słowa powitania. I ten moment wykorzystał Zhaaaw, by rozejrzeć się, dyskretnie, dokoła.

Zakuci w kajdany goście siedzieli (lub leżeli) wewnątrz bardzo dużego pięciokąta, stanowiącego wnętrze, mógłby się załozyć, ogromnego pentagramu.
Czarne róże, najszybciej, ze względu na swą ilość, rzucające się w oczy, w miarę niskie w okolicach pięciokąta, stawały się coraz wyższe w miarę zbliżania się do ścian. Ale i tak nie były na tyle wysokie, by zasłonić drzwi, Z punktu, w którym się znajdował, widział troje drzwi. I ścieżki, prowadzące, jak mu się zdawało, do tych drzwi. Jeśli to był pięciokat, to za jego plecami znajdowały się kolejne.
Ale nie zamierzał się obracać i sprawdzać.

Kobieta, leżąca na kamiennym... katafalku?... zdawała się spać. W przeciwieństwie, niestety, do mężczyzny, który wygłaszał powitanie. W jego twarzy było coś... jakby znajomego, ale równocześnie można było odnieść wrażenie, że coś z nim jest nie tak, jak powinno.
Siedząca na schodach, obok tronu kobieta wyglądała jak starsza o kilka lat kopia Neli. Tyle tylko, że uśmiech Neli był sympatyczny i nie należał do sadystki z urodzenia i zamiłowania.

- Miłe spotkanie - powiedział Zhaaaw. - Ale takie skomplikowane metody z pewnością nie były potrzebne. Wystarczyłoby zwykłe zaproszenie na piśmie.

Mężczyzna na tronie z początku nie odpowiedział na słowa Strażnika. Siedział, spokojnie wpatrując się w grupę istot, którą sprowadził do siebie w jednym tylko celu.

- Zaproszenie było, a wy na nie odpowiedzieliście. Przyszliście tutaj z własnej woli, kierowani nadzieją, jaką wlały wam w serca Córy Chaosu. Nikt was do tego nie zmuszał, a jedynie odrobinę przyspieszył działania, które podjęliście by się tu dostać.

Przeniósł spojrzenie na posąg i długą chwilę wpatrywał się w leżącą na nim kobietę. Jego oczy zdawały się płonąć, a w głosie brzmiała niszcząca moc, gdy ponownie przemówił.

- Tak się jednak składa, że zadanie którym was obarczyły może przynieść pewne korzyści mojej osobie. Z tego właśnie powodu po przejściu przez lustro trafiliście do tego ogrodu.

- Córy Chaosu?
- spytał Zhaaaw, żeby podtrzymać rozmowę. Ciekaw był, o co chodzi rozmówcy, jakież to cele mu przyświecają i jakie zadanie ma dla nich. Bo chyba nie chciał nakarmić nimi kwiatków. Do tego nie byli potrzebni Strażnicy.

- Mistrzu, oni nie wiedzą. - Słowa kobiety ociekały jadem.

- Tak, zauważyłem. - Skinął głową, jakby dziękując jej za uwagę, po czym kontynuował.
- Córy Chaosu są tymi istotami, dla których zgodziliście się wyruszyć w nieznane by zdobyć broń mającą mnie zgładzić. - Podpowiedział niemal uprzejmie.
- Oczywiście, w innych okolicznościach powinienem wam w tym przeszkodzić jednak tym razem wręcz wam to ułatwie. Althi, moja droga, prześlesz na ich bransolety niezbędne informacje. Wy natomiast postaracie się wykorzystać je jak najlepiej.

Jestem wzruszony, pomyślał Zhaaaw, ale nie zechciał się tą myślą podzielić z innymi. Czekał cierpliwie na obiecane informacje.
Skoro tamten najwyraźniej miał w stosunku do nich jakieś plany, to warto było ich wysłuchać przed zrobieniem czegoś głupiego. Na zrobienie czegoś desperackiego również można było poczekać chwilkę lub dwie.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-02-2011, 19:51   #8
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Semperis przysłuchiwał się w milczeniu tej, jakże swobodnej na pierwszy rzut oka, wymianie zdań. Powoli, cicho poprawiał ułożenie swojego ciała, z czystej dbałości o wygodę tylko, niż z potrzeby zmiany pozycji do ataku. Lub ucieczki...
Mężczyzna, który miał być jego towarzyszem zakończył już widać rozmowę. Szkoda, kiedy zaczęli używać tajemniczych, bliżej nie zdefiniowanych nazw, Semeprisowi wydało się, że dialog ten zmierza w bardzo obiecującym kierunku.
Szkoda że przerwali, sam zaś miał w sobie za mało pewności siebie, że wszystkie słowa które wypowie będą właściwe. "Właściwe", czyli takie, które nie zakończą się jego natychmiastową dezintegracją w ten czy inny sposób.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 05-02-2011, 14:16   #9
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Drzwi rozsunęły się same. Morbius nie krył początkowego zdziwienia, wyglądało to tak jakby ktoś pozwolił im przejść. Nie wyglądało to dobrze. Ciągle cisza i spokój. Strażnik przeżył w życiu na tyle dużo by wiedzieć, że to zły znak. Co prawda jako złodziej lubił działać po cichu, ale tutaj ta cisza wydawała się nienaturalna. Tylko brakowało by ktoś postawił tabliczkę "do pułapki w tą stronę". W dodatku nagle pojawili się nowi. Tego najwyraźniej nie spodziewał się ani on ani najwyraźniej Zhaaaw jedyny obok niego Strażnik ze starego składu. Sam przezwyciężył ochotę sięgnięcia po jeden ze swoich noży. Nie zdążył jednak wyrazić swoich odczuć odnośnie ich sytuacji. Ich oczom ukazało się lustro. Lustro, jedne z tych o których istnieniu słyszał tylko z legend. Może to znak, że byli na właściwej drodze?

- Nie jestem pewna, ale chyba powinniśmy do niego wejść.

- Mam opowiadała że to właśnie w ten sposób podróżują Strażnicy więc to musi być to. Strażniczka najwyraźniej nie mogła się pojawić. Może powinniśmy jednak pocze....


Mała Neli rozwiała resztki jego wątpliwości. Nie zdążyła nawet dokończyć zdania gdyż przerwał jej dźwięk syreny alarmowej. Izzak uśmiechnął się do siebie, może to jednak wcale nie jest pułapka? Poza tym trochę ruchu mu nie zaszkodzi. Zaczął się rozciągać kiedy Zhaaaw i Neli sprzeczali się kto powinien przejść przez zieloną taflę lustra jako pierwszy. Strażnik w końcu ustąpił i jako pierwszy zniknął w oślepiającym blasku. Morbius zamierzał udać się za jego przykładem, ale obejrzał się do tyłu. Ich przewodniczka wydawała się zniecierpliwiona, jasne rozumiał, że każde opóźnienie może kosztować ich życie, ale nie mógł też przestać być sobą. Trochę dojrzał podczas tej misji, ale nie na tyle by zapomnieć o swojej naturze. Zignorował całkowicie upiornie wyglądającego, który trochę kojarzył mu się z wampirami. W każdym razie jego rasa była mu nieznana. Zapyta go potem o ile będzie miał okazję. Teraz całą uwagę skupił na rudym cudzie natury.

-Gdzie moje maniery. Panie przodem.


Jeśli Zhaaaw mógł być dżentelmenem to czemu nie on? Ustąpił miejsca niższej o głowę dziewczynie bezczelnie gapiąc się w jej zielone oczy przywoławszy na twarz jeden ze zniewalających dziewczyny na Center uśmiechów.

-Chyba już wiem co tak śmierdzi.

Powiedziała to zupełnie bez emocji, lekko zawężając oczy co najwyraźniej wyrażało irytację jego osobą. Metafora była dość czytelna, jednak Strażnik zdawał się na inaczej rozumieć jej słowa.

-Co za temperament. Niesamowita... Prawda?

Morbius gwizdnął cicho podziwiając pracę pośladków dziewczyny opiętych przez czarne, skórzane spodnie. Nie mógł się zdecydować z której strony woli ją podziwiać. Obejrzał się na Neli i na dziwną istotę, która jeszcze się nie przedstawiła jakby szukając potwierdzenia z głupim wyrazem twarzy. Nie czekał na nie jednak. Zadowolony przeszedł przez lustro zaraz za dziewczyną.



---

Nie tego się spodziewał. Świat poczerniał na bliżej nieokreślony czas po czym cała grupa włącznie z nim znalazła się w łańcuchach. Z początku nawet ich nie widział, czuł jak znacząco krępują jego ruchy. Nie musiał próbować się ich pozbyć, żeby wiedzieć jak bardzo są solidne. Słyszał także ich chrzęst kiedy ktoś z reszty poruszał nimi i kiedy przerywały chwilowo niepokojącą ciszę. Nie tak dawno był w podobnej sytuacji w wiezieniu Center, wtedy jednak miał sporo szczęścia. Nie wiedział ile jeszcze zostało mu go w zanadrzu, miał jednak nadzieję, że raczej umrze w walce niż zgnije w kajdanach w zapomnianym przez bogów miejscu. Przynajmniej miał rację na początku. To jednak była pułapka. Stopniowo powrócił wzrok, początkowo zamglony, stopniowo nabierał ostrości. Nie widział jednak prawie nic, poza sylwetkami swoich towarzyszy. Wyglądało na to, że większość doszła już do siebie. Może z wyjątkiem rudego kociaka, który rzucił mu się wcześniej w oczy.

-Oż cholera, mój łeb.

W końcu także ona zaczynała się budzić. Powoli, ostrożnie i dość niezdarnie podniosła się do pozycji siedzącej. Izzak nie widział jej za dobrze, ale słyszał całkiem nieźle. Zniżył jednak głos zanim zdecydował się odezwać. Nigdy nie wiadomo kto mógł ich słyszeć.

-Witamy wśród żywych. zaczynałem się już trochę niepokoić czy w ogóle się obudzisz.

Początkowo nie widział, czy nie mówił za cicho czy dziewczyna aby na pewno go usłyszała, ale po chwili usłyszał jej ściszona odpowiedź.

-Yhmm - mruknęła rozglądając się dyskretnie. -Gdzie jesteśmy?

Nagle ktoś inny rozpoczął rozmowę i Izzak nie odpowiedział starając się wyłapać wszystkie słowa. Kobieta i mężczyzna. Głos kobiety brzmiał odrobinę znajomo, mogło mu się jednak wydawać. Flirtował z tyloma kobietami, że... Nie, wcale mu się nie wydawało. W tej chwili nie mógł jednak skojarzyć głosu z jego właścicielką. Wydawało się jednak, że to mężczyzna pociągał tu za sznurki a tego z całą pewnością wcześniej nie słyszał. Nagle pomieszczenie oświetlił blask, który sprawił, że Izzak przymknął na moment oczy. To co zobaczył przyprawiło go o ciarki na skórze. Widział już wiele zawszonych dziur, ale to... To było coś innego, nie wiedział że mogą istnieć takie miejsca. Czarne róże były praktycznie wszędzie, na szczęście nie dotykały ich bezpośrednio. Na szczęście, gdyż z niedowierzaniem obserwował te dziwne rośliny wysysające krew z ciała jakiegoś nieszczęśnika.



Sama komnata miała dość osobliwy kształt. Idealnie równo wydrążane ściany czyniły z pomieszczenia gwiazdę. Co prawda widział coś co mogło być wyjściem, jednak wcale nie poprawiło to jego uczuć. Czuł się tu zdecydowanie nieswojo. Przypomniał sobie, że nie odpowiedział na zadane mu wcześniej pytanie.

-Jeszcze przed chwilą było tu ciemno jak w dupie i równie przyjemnie. Teraz przynajmniej coś widać, ale sytuacja wcale nie wygląda przez to lepiej. Wszystko w porządku?


Nie miał pojęcia gdzie są i czego się od nich oczekuje, ale starał się nie okazywać tego jak bardzo uważa tą sytuację za beznadziejną. Głos Strażnika przywrócił dziewczynę do rzeczywistości. Spojrzała na niego zdziwiona, jakby wciąż oszołomiona sytuacją po czym lekko skinęła głową.

-Poza tym, że jesteś przypięta łańcuchem nie wiadomo gdzie z kim i po co, otumaniona i coś strasznie śmierdzi... w porządku.

-Okej zrozumiałem aluzję, po wszystkim biorę długi prysznic. W każdym razie wygląda na to, że poturbowali jedynie naszą dumę.

Urwał na chwilę zastanawiając się nad dalszym ruchem.

-Masz może jakiś pomysł albo ukryte talenty, które zwiększą nasze szanse na przeżycie?

-Cicho.


Powiedziała stanowczo, gdy jeden ze Strażników zaczął dyskusję z ich zagadkowym gospodarzem. Zhaaaw najwyraźniej wziął na siebie chwilowo ciężar przywództwa co nawet odpowiadało Morbiusowi, który nigdy nie był dyplomatą. Szczerze podziwiał jego opanowanie. On sam potrzebował dłuższej chwili, żeby oswoić się z sytuacją. Miał za to chwilę by lepiej przyjrzeć się dwójce postaci w przestrzeni pozbawionej czarnych róż i spróbować znaleźć cokolwiek co mogłoby im pomóc.. Czyżby to był ich przeciwnik? Spodziewał się raczej, jakiegoś grubego urzędasa za biurkiem... Może samego Genoshiana, ale to? Najwyraźniej życie jest pełne niespodzianek.
Wpatrywał się w niego usilnie, ale nie mógł nic odczytać z jego twarzy, gestów ani wyglądu. W pierwszej chwili wydawał się przeraźliwie stary by po chwilę sprawiać wrażenie jakby był w wieku Morbiusa. Wyglądało to tak jakby owa tajemnicza postać była jednocześnie kilkoma osobami co chwilę wyglądając odrobinę inaczej. Może to gra światła, celowa iluzja? Bez względu na to jak to robił trzeba było przyznać, że bezsprzecznie skupiał na sobie jego uwagę, intrygując zarówno oczy jak i uszy do których kierował swoje słowa. Biła od niego moc, kiedy siedział tak na tronie z czaszek zupełnie jakby był to jego ulubiony skórzany domowy fotel. Podejrzewał, że inni czuli się podobnie jak on.
Pochłonięty mężczyzną ledwo zauważył siedzącą na schodach dziewczynę. Odrobinę przypominała mu Neli. Podobieństwo było uderzające, jednak to z całą pewnością nie mogła być ona. Może była jej siostrą? Wydawała się starsza, dojrzalsza a przy tym bardziej drapieżna. Rozejrzał się jakby szukając wśród nich samej Neli nie ujrzał jej jednak przypominając sobie, że ta nalegała by ostatnia przejść przez lustro. Wstrzymał się z oceną sytuacji, nie bardzo wierząc że ich małą przewodniczkę stać było na taki numer. Poza tym mężczyzna zwracał się do niej Althi. Nic z tego nie rozumiał, podobnie jak gadki o córach chaosu o których nigdy nie słyszał. Sytuacja zrobiła się odrobinę bardziej klarowna gdy okazało się, że wcale nie zamierza się ich zabić. Zamiast tego żąda od nich czegoś. Czuł się jak pionek w grze jakiś wyższych sił. Był zagubiony w całej tej sytuacji, ale przynajmniej jeszcze żył w odróżnieniu od sporej grupki poległych. Nie wiedział czy czuł z tego powodu ulg. Było coś odrażającego w tym mężczyźnie siedzącym na tronie z czaszek i perspektywie współpracy z tą istotą. Poczuł, że musi wpierw wyjaśnić parę spraw.

-Okej, bez owijania w bawełnę. Do czego tak właściwie potrzebują nas dupki z Konsorcium? I czemu mamy iść ja jakikolwiek układ?

Mężczyzna milczał przez chwilę po czym przemówił głosem, w którym pobrzmiewały kryształki lodu.

-Konsorcjum was nie potrzebuje, podobnie ja. Nikt też nie zmusza was do pójścia na jakikolwiek układ. Możecie powiedzieć nie.


Brzmiało to niespodziewanie dobrze. Nie chciało mu się wierzyć, że to po prostu kolejna oferta pracy z pośredniaka.

-Możemy powiedzieć nie? Tak po prostu? I co dalej? Możemy sobie pójść?

- Tego nie powiedziałem. Zaznaczyłem jedynie fakt posiadania przez was możliwości wyboru. Śmierć albo drobna przysługa
.

Mówił to takim tonem, że ciężko było wyczuć jego intencje ale z całą pewnością nie żartował. Strażnik starał się jednak zachować opanowanie.

-Ekhm. Wygląda na to, że czeka nas interes życia. Hmm rozumiem, że nie mamy za dużo czasu do namysłu?


- Powiedzmy, że właśnie przemija...

Morbius rozejrzał się po reszcie próbując odgadnąć ich reakcję. Sam jeszcze do niedawna gotów był zrobić wszystko żeby przeżyć. Teraz czuł, że jakąkolwiek podejmą decyzję nie skończy się to dla nich dobrze. Wstrzymał się z odpowiedzią próbując kupić trochę czasu, który uciekał nieubłaganie a wciąż nie było widać innego wyjścia z sytuacji.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 05-02-2011 o 14:18.
traveller jest offline  
Stary 05-02-2011, 22:18   #10
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Jak to mogło się stać?!

Żałosny jęk przeszył ciszę pokoju. Cztery pary oczu utkwione w czarnej tafli lustra wyrażały ten sam strach i ten sam gniew. Wcześniejsze niesnaski zostały odsunięte na bok przez przerażającą prawdę, która wykradła z ich serc resztki nadziei.

- Teraz nie mamy już wyjścia, musimy walczyć. Lilith?


Zagadnięta dziewczyna zwróciła zastygłą w gniewie twarz w stronę swej siostry. Nie odpowiedziała, ograniczając się jedynie do krótkiego skinienia głową. Nadszedł czas ostatniego starcia, w którym wszystkie chwyty były dozwolone. Wiedziała o tym zarówno ona jak i pozostałe siostry.

- Seren?

- Ruszajcie -
odpowiedziała podnosząc się z fotela i kierując w stronę kominka. - Uwolnijcie Kyro i pomóżcie im, korzystając z mocy, która wam pozostała.

Były to ostatnie słowa, które zabrzmiały w przytulnym saloniku. W momencie, w którym dłoń Seren zetknęła się z chłodną powierzchnią lustra, czar prysł. Trzy siostry jeszcze przez chwilę unosiły się nad ruinami pradawnego miasta.

- A więc nadszedł wreszcie koniec naszych czasów.

- Wiedziałyśmy, że kiedyś nadejdzie.

- Czekają na nas.


Zgodnie skinęły głowami i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na miejsce swych narodzin, zniknęły.



Cisza ciężkim całunem okryła czwórkę wybrańców. Milczeli, nie potrafiąc zdecydować, którą drogę obrać. Wybór ten był doprawdy ciężki. Z jednej strony wezwanie mówiące o nadziei, które przyniosło im jedynie śmierć. Z drugiej zaś propozycja by służyć temu, który stał się przyczyną ich niedoli. W którą by się nie zwrócili, wiedzieli że szanse na ich własną wygraną równają się zeru. Kim były Córy Chaosu? Kim był zasiadający na makabrycznym tronie człowiek? Czego od nich chciał i czego chciały te, które według jego słów ich wybrały. Wrażenie bycia marnymi pionkami w grze sił, coraz wyraźniej wbijało się w ich świadomość.

- Panie... - głos skrzydlatej kobiety, niczym ostrze sztyletu wbił się w panującą ciszę.

Cień gniewu na chwilę zawitał na przystojnej twarzy mężczyzny gdy przenosił spojrzenie stalowych oczu na Althi.

- Althi? - W pytaniu zabrzmiała groźba, która wprawiła jej skrzydła w nerwowe drganie.

- Wybacz mi, ale... -
Milknąc wskazała dłonią to, co sprawiło że zmuszona była narazić się na gniew swego mistrza.

Na pierwszym stopniu prowadzącym do kamiennego ołtarza, stała dziewczyna. Długie, białe włosy otulały drobną twarz w kształcie serca. Błękitne oczy jaśniały blaskiem. Suknia, którą miała na sobie, zwiewna i połyskująca złotem, falowała wprawiana w ruch przez nie istniejący wiatr. Zupełnie jakby istota ta przebywała w innym, niż wypełniona różami sala, miejscu. Nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat.

- Seren.


Słowo zostało wypowiedziane głosem cichym, lecz nie na tyle by wprawne ucho nie dosłyszało w nim cienia strachu. Róże zafalowały, wypełniając salę zbiorowym westchnieniem oczekiwania. W powietrze uniósł się ich szept.

Czas
Już czas.


- Nie zrobisz tego.

Ni to stwierdzenie, ni prośba.

Czas.
Już czas.


Czarny dym wypłynął z podstawy tronu i piąć się zaczął w górę. Żarłocznie pochłaniał czaszkę za czaszką. Naglony wołaniem, które tylko on był w stanie słyszeć. Wreszcie dotarł na sam szczyt, musnął skraj czerwonego płaszcza. Mężczyzna uniósł się pozwalając by moc pochłonęła go, przemieniła. Rozległ się huk rozkładanych skrzydeł. W nozdrza Strażników uderzył smród palonego ciała i żar, który zdawał się pochłaniać każdy oddech. Krzyki róż wzniosły się pod sam sufit wypełniając powietrze wzrastającym z każdą chwilą cierpieniem. Dzieliły się nim, przekazując je tym, którzy nie mogli się przed nim bronić. Wkradały w dusze skrępowanych istot, rozrywały je na strzępy. Doprowadzały do granicy za którą była już tylko ciemność.





- Nie podoba mi się to. Oni tu nie należą.
- Niestety nasza moc nie pozwoliła na przeniesienie ich bliżej.
- Więc zrzucacie ich mi. Zupełnie jakbym nie miała dość własnych problemów.
- Nie mamy innego wyboru. To ciebie wybrano...
- Ale ja ich tu nie chcę!
- Musisz zrozumieć że...
- Nic nie muszę! Zabierzcie ich sobie. To nie ich świat, nie znają jego zasad.
- Mają tu zadanie do wykonania... Ważne zadanie.
- Na bogów podziemi! Nawet same nie wiecie, co to za zadanie.
- Dowiedzą się sami. Są inteligentni i potężni...
- Wcale na takich nie wyglądają.
- Są nieprzytomni...
- Właśnie że nie. Nie czujecie tego? Mój język wyraźnie mówi mi, że się obudzili.
- Zatem czas na nas. Zaopiekuj się nimi, doprowadź do miejsca narodzin. Tam zyskają odpowiedzi.
- A ja zyskam...?
- Wdzięczność.
- Tak... Jakby to miało tu jakąś wartość...


Odpowiedzi jednak nie było. Po chwili ciszy dało się słyszeć westchnienie rezygnacji, które zabrzmiało jak syk.


- Zamierzacie tak leżeć i czekać, aż coś rozerwie was na strzępy?


Istota, która wynurzyła się z mgły spowijającej małą polanę leśną, gdzie jakimś cudem się znaleźli, tylko częściowo przypominała człowieka. Długie, czerwone włosy okalały drobną twarz o lśniących, szkarłatnych oczach i podobnego koloru ustach. Uśmiechnęła się lekko ukazując dwa ostre, białe kły. Smukłe ciało poruszało się z właściwą swemu gatunkowi, przyciągająca wzrok zmysłowością. Brązowe i złote łuski pokrywające niemal całe ciało nieznajomej, włączając w to długi, ginący we mgle ogon, lśniły osiadłą na nich wilgocią.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172