Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2011, 16:24   #21
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podróż upływała spokojnie, bez poważnych wypadków. Choć tych mniejszych było kilka. Niemniej panna von Strom nie narzekała na nudę. Miała wszak dostęp do biblioteki , miała własny rewolwer (bez amunicji, ale co to dla niej), dwa tajemnicze pokoje, zamknięte przed nią... no i tyle guziczków na tablicy rozdzielczej do wciskania. O samym obiekcie badań Vicky jakim był Douglas Maverick nie wspominając.
Więc dziewczyna miała co robić. O tak. To nie była nudna przejażdżka.
Choć była długa. A na jej końcu...był zajazd o nazwie: “Pod wesołym automatonem.”
Powinni tu przybyć w południe...ale po drodze były komplikacje.
Niemniej przed zajazdem był pierwszy powiew wielkiego świata. Kilka mechanicznych pojazdów. I tylko jedna furmanka.
Zajazd był duży i całkiem nowoczesny. Pewnie dlatego, że leżał na skrzyżowaniu dróg.


W środku było całkiem miło i tłoczno. Zgromadzony tam tłumek był liczny i zagadany.


Choć pojawienie Vicky w maminych ciuszkach pijących nieco w okolicy biustu i pupy ściągnęło na młodą damę uwagę wielu mężczyzn. I oni wszyscy byli tak chętni by postawić panience piwo, porozmawiać o filozofii i... ogólnie byli mili. I byli przepędzani przez Douga który pilnował Victorii i Belli, niczym ceber.
Przynajmniej do czasu...
Ale wpierw cała trójeczka siadła i Maverick zamówił kolację. Bella roziskrzonym spojrzeniem rozglądała się po zgromadzonej w karczmie grupce mężczyzn i kobiet. A więc tak wyglądają światowcy?
Z początku Douglas pilnował obu dziewcząt jak źrenicy oka. Ale potem zjawiła się ona.


Jasnowłosa piękność w kapelusiku i podpierająca się rzeźbioną laseczką. I dość ciekawym stroju, odsłaniającym jej zgrabne nogi z dekoltem podobnym do dekoltu Vicky. I z zainteresowaniem gapiąca się na Douglasa. Podeszła do ich stolika i rzekła cichym głosem z dziwnym miękkim akcentem.- Czy to pański mocarny pojazd stoi pod topolami? Mógłby mi pan... pokazać jego wnętrze?
I Maverick odważył się zgodzić na to ! I opuścił Victorię podążając z tą lafiryndą
Vicky spojrzała oburzona za oddalającymi się plecami mężczyzny. Rozejrzała się po wnętrzu i podeszła do barmana:
- Szklankę lodowatej wody, szyyyybko, bo będę...będę... wymiotować!
Barman szybko przyniósł szklankę wody "biednej dziewuszce". Niektórzy ludzie stają bardzo naiwni pod wpływem trzepoczących rzęs i słodkich usteczek.
Panna von Strom chwyciła szklankę w dłoń i pędem puściła się za oddalającym Douglasem wydzierając się przy tym - Douuuuuuuuuuug Koooooooooochanie!!!!
a jej biust niebezpiecznie podskakiwał przy każdym kroku, jakby miał zamiar wyskoczyć i podążyć za oddalającym się mężczyzną. Douglas rzeczywiście odwróciłby twarz w kierunku Vicky, gdy by nie to że...
Że gdy odwracał twarz, blondyna go pocałowała ! I szybciej wyciągnęła na dwór.
Victoria zaś została zatrzymania przez mężczyznę w cylindrze i z mechanicznym okiem.


-Panna Victoria von Strom jak mniemam?- Vicky pewnie by go zignorowała, zajęta wszak porywanym z własnej woli jej kierowcą, gdyby nie kolejne słowa pana w cylindrze.- Porozmawiajmy o pańskim ojcu Wilhelmie Edwardzie von Strom.
Tatuś! Ów typek musiał coś wiedzieć o jej ojcu!
I Douglas musiał poczekać na razie. Mężczyzna wskazał na pobliski stolik i rzekł mówiąc twardym akcentem kojarzącym się dziewczynie... z Hildą.- Przysiądźmy się tutaj.
Gdy usiedli mężczyzna kontynuował.- Wiem, że pański ojciec coś pani wysłał, prawda? Pozytywkę. Ona nie należy do niego. Miło byłoby, gdyby ją panna oddała mi na przechowanie. I bezpieczniej, gdyż takie przedmioty jak ona, mogą pannę wciągnąć w nieprzyjemne wydarzenia. Tej ładnej twarzyczce mogłoby się coś stać. Więc proszę mi ją oddać, dla własnego dobra.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-03-2011 o 16:27.
abishai jest offline  
Stary 24-03-2011, 13:41   #22
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 1 :)

“Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”, pewnie coś w tym jest, ale nie w przypadku kiedy to ciekawość Vicky... młodego naukowca. Automobil toczył się do przodu, droga przed nimi była pusta i prosta jak strzała, a Douglas zajęty kierowaniem pojazdu. Na jakąkolwiek próbę rozmowy reagował nie artykułowanymi pomrukami. Co prawda kiedyś tam mówił aby nic nie dotykać, ale kiedy to było? Tak więc Vicky przyglądając się kolorowym guziczkom na tablicy rozdzielczej z ciekawością nacisnęła świecący się na zielono i mrugający do niej zapraszająco przycisk. I na szyby trysnęła piana zalewając je przez co Maverick stracił widoczność. Gwałtownie hamując zatrzymał pojazd. Po czym spojrzał na Vicky.-Mówiłem... nie dotykać przycisków.
- Yhmmm... mrugał do mnie -mruknęła Vicky - A... szyba będzie czystsza to i lepiej będziesz przez nią widział- usiadła grzecznie na siedzeniu kładąc dłonie na padołek coby jej nie kusiły kolejne guziki.
-No i tak lepiej...- mruknął Douglas włączając kolejny przycisk i czyszcząc okna.-Może i okna będą czyściejsze, ale znów zmarnujemy kilka minut nie zbliżając się do Londynu.
- Boś się zatrzymał -mruknęła pod nosem Vicky. Siedziała już grzecznie. Patrząc w okno, w sufit, na Douglasa. Chciała się pobujać na siedzeniu, ale niestety chyba był przymocowany na stałe. Zerkając ponownie na sufit, mimowolnie uniosła stopy w butach i zapominając gdzie jest położyła nogi na tablicy rozdzielczej tym razem naciskając niechcący kilka przycisków na raz.
Włączyło się kilka alarmów z podłogi wysunęła świecąca na czerwono lampka. A spanikowany Douglas starał się opanować ten chaos naciskając przyciski i przesuwając dźwignie i krzycząc.- Weź te nogi z deski rozdzielczej kobieto!
- Nie drzyj się! Nie jestem głucha! -wydarła mu się w ucho dziewczyna zabierając nogi. Pewnie przy innej okazji by się zdenerwował, ale... teraz był zbyt zajęty ratowaniem pojazdu.
W końcu Dougowi udało się opanować sytuację. Odetchnął spokojnie, otarł czoło... i przypomniał sobie.-Ponoć miałaś książeczkę do przeczytania.
- Miałam,ale nie chciałam aby ci było nudno, więc dotrzymam ci towarzystwa- odrzekła mu dziewczyna takim tonem, że od razu wiedział jak się “poświęca” dla jego dobra. On mógł je wieźć do Londynu, ona mogła odpuścić czytanie książek.
-Ale za to tobie jest chyba nudno, więc... o czym chcesz pogadać?- rzekł uruchamiając pojazd i ruszając do przodu.
- Skąd pochodzisz?- spytała Vicky przyglądając mu się z uwagą.
- Z kolonii brytyjskich w Ameryce. Z Luizjany.-odparł Douglas skupiając się na prowadzeniu pojazdu.
- Ładnie tam jest? - dopytywała się dalej.
-Raczej tak. Cieplej niż tu. Bardziej kolorowo. I przyjemniej. Oczywiście jest tam dużo bagien. Ale mają one swój urok.-odparł Douglas. I spytał.-A ty... wychowałaś się w tym dużym pyskatym domu?
- Aha - odrzekła mu dziewczyna i spytała - To czemu przyjechałeś do Anglii jak tam tak ładnie?
-Powody osobiste. Paru osobom byłem coś winny i stali się bardzo namolni. Więc uciek... udałem się do serca Imperium, by je zgubić.-odparł Doug.
- Udało ci się? - zaczęła mu się przyglądać z większą uwagą.
-Jak dotąd. Chyba tak.-stwierdził Maverick.
- A co zrobisz jak cię znajdą? - naukowy umysł dziewczyny analizował wszystkie za i przeciw.
-Lepiej, żeby mnie nie znaleźli.-odparł Maverick po chwili namysłu.
- Coś mi się wydaje, żeś się im porządnie naraził. - wyciągnęła wnioski dziewczyna.
-Każdy ma swoje psy, które go gonią, panienko.- odparł Doug filozofując.
- Nie każdy, moje zostały w domu - odparła mu dziewczyna nie załapując o jakie psy chodzi.
-Aaaa tak... psy.- uśmiechnął się kwaśno Maverick. Po czym spytał.-A czym ty się w domu zajmowałaś?
- Uczyłam się - rzekła krótko Vicky. -Jesteś żonaty? Nie nosisz obrączki... ale to nie znaczy, że nie jesteś
-Nie. Nie jestem. A czemu o to pytasz?-Douglas zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Bo jesteś stary... to wydawało mi się żeś żonaty powinien być -odrzekła mu Vicky kantując w “żywe” oczy.
-Jaki tam stary. Wiele dziewcząt potrafi mnie docenić i mój urok.-obruszył się Douglas.
- Jest takie przysłowie... Marta je powtarza co i rusz o uroku... zaraz jak to było.... o wiem! “Na psa urok” - roześmiała się Vicky patrząc na samochwałę.

-Panienka z dobrego domu nie powinna mówić takich rzeczy.-odparł Douglas kiwając głową.- Tak mówią markietanki.
- Kto to jest mark... markie... no ta... markietantka? - spytała z ciekawością.
-To jest...eee... kobieta sprzedająca... swe ciało... żołnierzom.- wybąkał Maverick czerwieniąc się na twarzy.
- O to tak jak my z wujciem, też kupujemy ciała do eksperymentów. A co ci żołnierze kupują od tych kobiet? Bo my to wszystko! Czyli jak nic jestem tą mal... mel... no tą kobietą co żołnierzom sprzedaje ciało. A nie! Ja kupuję to raczej jestem tym żołnierzem - wypaliła na to panna von Strom.
-Nie pleć głupot. Nie jesteś ani jednym ani drugim. Ona sprzedaje swoje ciało. Swoje. Oddaje się mężczyznom za pieniądze. A oni zaspokajają swą chuć.- odparł nieco zażenowany temat rozmowy Doglas. W końcu widać było, że dziewczyna niewiele wie o świecie. I głupio mu było ją uświadamiać.
- Aaaaaaa to tak jak te światowe panienki co ci zaśmieciły sypialnię? Aleś musiał mieć chuć... tyle tych ciuchów wywaliłyśmy, że pułk wojska by w nie ubrał - odrzekła mu na to dziewczyna z uśmiechem.
-No właśnie. - mruknął Maverick. I po dłuższej chwili milczenia dodała.- Tyle, że ja żadnej z nich nie płaciłem.
- One tobie płaciły? - spytała zdziwiona - To czy nie ty jesteś tą mal.... no taką kobietą tylko w męskim wydaniu, co?
Maverick się zaśmiał głośno. I przez dłuższą chwilę chichotał. W końcu jednak rzekł.-Nie. W tym przypadku nikt, nikomu nie płacił.
- To pewnie im było cię żal, boś staruszek - sama sobie wytłumaczyła dziewczyna.
-Takaś pewna... że z żalu?-Douglas spojrzał na dziewczynę i musnął palcami policzek. Po czym jego palce przesunęły się pieszczotliwie po jej wargach.-Jesteś pewna?
Pochyliła się lekko do przodu i... złapała ząbkami palec muskający jej usta. Kiwając przy tym głową na “tak”. Douglas pozwolił jej trzymać złapany palec, ale pozostałymi nadal pocierał wargi Vicky. Muskał nimi powoli i z wprawą. Spojrzał na dziewczynę, pokiwał głową na boki śmiejąc się.-A mi się wydaje, że się mylisz.
-Nhhhie mhhhylhhhe shhhhe - wysepleniła dziewczyna przez zaciśnięte zęby na jego palcu muskając mu opuszek koniuszkiem języka przy tym.
-To czemu zależy ci na tym palcu, co dzikusko?-Maverick nachylił się szepcząc te słowa do ucha dziewczyny, po czym... Vicky poczuła jak przesunął czubkiem języka po jej uchu. I odsunąwszy się od niej twarzą rzekł.-Masz bardzo gorącą krew, dzikusko.
A palce nadal masowały wargi Victorii opuszkami.
- Bhhhho mhhhhi jahhhjehhhnihhhcę zabhhhhrałhhheś, thooo ci phhhhalca jhhhhem - wysepleniła i zadrżała pod wpływem pieszczoty jego palców.
-Nieprawda.- znów się nachylił i tym razem cmoknął ucho dziewczyny wargami. I obdarzył delikatną acz lubieżną pieszczotą języka.
Po czym znów rzekł spoglądając na drogę. - Jesteś bardzo namiętną kobietką dzikusko, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.
A palce wciąż masowały wargi dziewczyny.
Vicky puściła jego palec i rzekła: - A ty jak każdy facet myślisz tylko o jednym... jak to rzecze Marta. Do Londynu miałeś jechać,na mnie się darłeś jak pianę ci wypuściłam, a teraz sam co robisz?
-Jedziemy przecież...- odparł Douglas i uśmiechając się rzekł.- A ty uważaj panienko. Jak igrasz z ogniem wszelakiego rodzaju. To możesz się sparzyć.
- Sparzyłam się zobacz. - odparła podsuwając mu pod nos oparzoną dłoń,co prawda już tylko lekko, ale jednak nadal zaczerwienioną.
-Do wesela się zagoi dzikusko.- rzekł Doug i cmoknął ową dłoń dodając.-Czasami jesteś jak mała dziewczynka.
- A ty jak miś przytulak - odrzekła mu na to.
-Pewnie dlatego tak się do mnie lubisz tulić.- odparł Douglas wzruszając ramionami. Uwaga dziewczyny, była dla niego zaskakująca. Ale cóż... Vicky zaskakiwała go pod wieloma względami.
- - Pójdę zobaczyć co z Bellą - stwierdziła Vicky i podnosząc się z fotela otarła się o ramię Douglasa. Już miała wyjść ze sterówki jak coś ją podkusiło. Pospiesznie przechyliła się przez ramię mężczyzny i nacisnęła migający niebieski przycisk.

Wóz nagle się zatrzymał, a impet awaryjnego hamowania sprawił że Vicky poleciała do przodu, przewinęła się ciałem przez ramię Maverick ... lądując głową między jego nogami.
Na szczęście mężczyzna odruchowo chwycił Vicky więc nic się nie stało dziewczynie. Ot suknia się podwinęła odsłaniając nogi i koronkową czarną bieliznę dziewczyny. Doug klepnął dłonią w pośladek Vicky mamrocząc.- I co cię to nauczyło?
- Że... że już wiem, który przycisk nacisnąć jak nam sarna na drogę wyskoczy - odpowiedziała mu dziewczyna gramoląc się na równe nogi.
-Nieee..- jęknął Doug zakrywając twarz dłonią.-Że nie powinnaś naciskać przycisków. Jak jeszcze raz tak zrobisz, to zastosuję metodę mego ojca. Przerzucę cię przez kolano, ściągnę ci majtki i dam klapsy na gołą pupę. Zobaczysz!
- Przemoc jest... karalna - rzekła dziewczyna zaplatając ręce na piersi i patrząc na niego z góry. Zaś jej biust oskarżycielsko “patrzył” na niego tuż przed jego nosem.
-To nie przemoc... To wychowanie. Skoro ci uszami nie wejdzie. To może przez pupę, dotrą do ciebie moje prośby.- skwitował Doug odwracając spojrzenia od jej biustu.
- Nie jesteś moją guwernantką, nie możesz mnie wychowywać - odrzekła mu dziewczyna i widząc iż odwrócił od niej głowę, nacisnęła palcem przycisk świecący się na różowo i nie czekając co się stanie nawiała ze sterówki. Oparła się placami o drzwi i nasłuchiwała.
Rozległy się tylko wrzaski i przekleństwa... o wiele bogatszy zestaw przekleństw, niż ten który Victoria podsłuchała u stajennych. Poza tym Maverick wrzeszczał.- Ja tu jestem kapitanem okrętu! I masz mnie słuchać uparta dzikusko! Kozo jedna!
Vicky wsunęła głowę w szczelinę w drzwiach i spytała:
- A pójdziemy na dno kapitanie, jak okręt zacznie tonąć? Czy mamy gdzieś szalupę ratunkową?
Rozwścieczony Doug rzucił się w kierunku Victorii, próbując ją złapać... chyba. Zatrzasnęła pospiesznie drzwi i oparła się o nie z całej siły. - Uważaj bo w coś walniemy... kapitanie! Sterów się trzymaj!
Usłyszała zgrzytnięcie i zorientowała się, że ją okpił. Zamiast ją ścigać, zatrzasnął drzwi do sterówki. A po chwili automobil ruszył dalej.

Vicky stała pod drzwiami i namyślała się co robić dalej... może by tak pójść do biblioteki i pozgłębiać zbiory Daouglasa? Nie... na to jeszcze będzie miała czas, a druga taka okazja, ze on się zamknie może się nie zdarzyć. Popędziła biegiem do Belli. Odnalazła pokojówkę.
- Bella! Gdzie masz ten... wytrych co się nim do barku Douga dobierałaś? - przeszła od razu do sedna sprawy.
Pokojówka akurat zbierała rozbite talerze w kuchni. I rzekła zaskoczona.-A po co panience, moje wytrychy?
- Douglas się zatrzasnął w sterówce, ale to później, najpierw musimy zajrzeć do... garażu. O tak! Garażu, tam są zapasowe części. On ma klucz i niestety nam go nie da. Musisz otworzyć te drzwi wytrychem. Ale lepiej po cichu, po co ma się denerwować biedak, że... że nam nie wychodzi czy cuś - rzekła jej Vicky.
-Pan Maverick będzie zły.-odparła Bella i dodała cicho.- A tamte zamki ciężko sforsować wytrychem. Nawet barek ciężko otwiera się.
- Spróbuj! W razie czego mam taką cieniutką laskę dynamitu-konspiracyjnym szeptem wtajemniczyła ją Vicky w swoje zamiary.
-Panienko Victorio. Lepiej nie próbować dynamitu.- westchnęła Bella i dodała cicho.-Jestem pewna, że panicz Douglas ma słabość do panienki, więc… może... dyplomatycznie go podejść?
- Dyplomatycznie... spróbuj tym wytrychem! No chodź! - pociągnęła opierającą się Belle do zamkniętych drzwi.
-Wy się...bardzo dobrze bawiliście razem na kuchennym stole, rano. mruczała Bella poruszając wytrychem w zamku solidnych stalowych i wzmacnianych drzwi.
-Bello! Bo Douglas ci ściągnie majtki tak jak to robił jego tata i przerzuci cię przez kolano i zbije na gołą pupę jak mu przeszkodzisz w sterowaniu statkiem. Daj ten wytrych... sama spróbuję, jak ty nie potrafisz - rzekła jej Vicky wyciągając w jej stronę rękę.
-Jak panience ściągnie majtki. To zapewne w innych celach.- odparła Bella rumieniąc się i podając wytrychy.-A nie sądzi panienka, że nie dostanie klapsów, jeśli... się tu włamie?
- Ja się nie włamię! Ja zbadam pomieszczenie znajdujące się za tymi drzwiami... w celach... naukowych! - rzekła Vicky z zapałem majstrując wytrychem w zamku.
-Jasne, jasne...tylko jak przyjdzie panicz Douglas, by skroić panience pupę za badanie pomieszczeń, to... niech panienka będzie milutka dla niego, rzuci się mu na ramiona i całuje. Wtedy mu ciężko będzie panienkę przez kolano przełożyć.-doradziła Bella patrząc jak się Victoria męczy z wytrychem. Niestety zamki do garażu były skomplikowane i trudne do sforsowania.
- A ty skąd wiesz co robić, jak ci ktoś chce skroić pupę? - spytała podejrzliwie Victoria odwracając się i z uwagą zerkając na Bellę.
-Nooo wieeeem, jak postępować z gniewającym się chłopakiem.- odparła Bella udając niewiniątka i splatając swe dłonie za sobą.
- Heh... ten zamek za nic nie chce cię poddać! - Vicky poszła do sypialni i zaczęła grzebać w swoim bagażu. Po chwili wyprostowała się trzymając w dłoni długi przypominający laskę dynamitu przedmiot z wiszącym z jednego końca sznurkiem. Podeszła pod drzwi sterówki i podpaliła lont, podkładając “dynamit” pod drzwi. Sznurek spalił się w mgnieniu oka, gdy doszedł do “dynamitu” zaczęły się unosić kłęby dymu, przedostające się zarówno do sterówki jak i wypełniające korytarz.

Pojazd się zatrzymał, a krztusząc się od dymu Douglas wyszedł ze sterówki.-Czyś ty oszalała?! Co ty wyrabiasz?! Chcesz chyba dojechać do tego Londynu, czyż nie?!
Tak... Douglas nie był zadowolony.
Vicky za radą Belli wyskoczyła z gęstego dymu, uwiesiła się na szyi Douglasa i przywarła ustami do jego ust. Całowała go namiętnie, tak jak ją nauczył. Wodząc językiem po jego ustach, a rękoma... po kieszeniach jego surduta.
Douglas się zachwiał i upadł na plecy, pociągając dziewczynę za sobą. Wylądowała na nim i... poczuła jak jedna ręka przyciska ja do niego wędrując po plecach druga, druga zaś wsunęła się pod suknię i lubieżnie ugniata pośladki. Doug całował ją namiętnie, ale pomiędzy pocałunkami pytał.- Co ty właściwie...planujesz, dzikusko?
Zamiast odpowiedzieć zatkała mu usta kolejnym pocałunkiem. Przyciskając się do niego całym swoim ciałem i wiercąc na nim, niespokojnie. A dłonie jej wędrowały z kieszeni do kieszeni.
I pojawił się problem... bo nagle Douglas obrócił się na nią i przycisnął ją ciałem do podłogi. Usta mężczyzny zaczęły pieścić dekolt dziewczyny, powiększający się dekolt, bo Maverick zaczął jedną dłonią rozpinać bluzkę Vicky, mrucząc coś o “dzikiej dziewuszce.” A druga dłoń wsunęła się głębiej masują pośladki pod koronkową bielizną. A klucze ciężko było znaleźć, wśród tych jego wielu kieszonek... i rozpraszających bodźców. I nagle niczym kubeł zimnej wody nad głową Douglasa rozległ się głos Belli:
- Panienko Vicky! - a dłoń panienki w tym samym momencie zacisnęła się na pęku kluczy.
-Jesteś dzikuską.- mruknął jej do ucha Doug, jakoś nie paląc się do wypuszczania jej ze swych objęć. Jedynie przestał rozpinać bluzkę. I skupił się na całowaniu i innych pieszczotach. Odwzajemniała jego pocałunki cichaczem próbując schować klucze. Uświadomiła sobie, ze nie bardzo ma gdzie więc zaplotła ręce na jego szyi i zaczęła dawać znaki Belli, aby zabrała zdobyczne klucze. Bella podeszła i zabrała klucze, gdy Doug oddawał się słodyczy pocałunków i pieszczocie jej pupy. Po czym pokojówka się szybko wycofała. Vicky odwzajemniała pocałunki jeszcze parę chwil po czym zaczęła się wiercić i wyjąkała: - Gnieciesz mnie
-Teraz cię gniotę? A co to właściwie było...ta cała heca z świecą dymną i rzucaniem się na mnie i całowaniem?- Doug przestał ją pieścić, ale zejść z Vicky chyba nie miał zamiaru.
-Bo... bo chciałam buziaka, a tyś się zamknął... więc... to sprawiło, że wyszedłeś - rzekła mu dziewczyna.
-Tylko tyle? A coś się taka całuśna zrobiła.-zdziwił się Duog spoglądając w oczy dziewczyny.-I dlaczego tak ci zależy na buziakach?
- Bo chciałam sprawdzić... w celach naukowych ile jest prawdy w tym co mówiłeś... o tych panienkach i że one tak bez pieniędzy od ciebie chciały. Puść mnie muszę iść zanotować wnioski póki jeszcze pamiętam - zaczęła się wiercić aby wysunąć się spod niego.
W czym Douglas jej przeszkadzał nie pozwalając jej się wysunąć.- A jak ja na przykład cię zaciągnę do pokoju i rozbiorę... wiesz, w celach naukowych. By ocenić czy różnisz się od innych dziewcząt. Co wtedy?
- To innym razem, teraz sam mówiłeś że spieszy nam się do Londynu. Ty wracaj kapitanie na swój mostek, a ja biegiem do notatnika zanim zapomnę co chcę napisać - rzekła mu na to dziewczyna zapierając się dłońmi o jego pierś.
-To tobie się spieszyło dzikusko. I nie kuś mnie tak więcej. Bo za którymś razem mogę zabrać wianuszek. I co wtedy?- Douglas wstał i pomógł jej wstać.
Podnosząc się na równe nogi wymruczała pod nosem odpowiedź na jego pytanie: - To uplotę ci drugi... lato więc kwiatków na wianuszki dość - otrzepała spódnicę i rzekła głośno: - Już ci nie będę przeszkadzać w tym kierowaniu.
-Nie na taki panienko.- odparł Doug i ruszył do sterówki.
- Aaaaaaaaaaaaa buziak? - spytała przekornie zerkając na niego przez ramię.
Podszedł szybko,chwycił ją i przycisnął do siebie. Po czym zaczął całować w usta namiętnie i potem zejść ustami na szyję i mruczeć cicho.-Jeszcze ci mało dzikusko?
- To tak w ramach przypomnienia, abym wiedziała co pisać- wymruczała przechylając głowę i wyginając szyję tak aby mógł po niej przesuwać swoimi ustami. Zaczynała poznawać świat doznań. Douglas był chętnym do tego nauczycielem, a Hilda została w domu... Żyć - nie umierać! Czegóż chcieć więcej? No może... zbadać zamknięte pomieszczenia? Zadrżała pod wpływem jego pieszczoty i odsunęła się krok do tyłu:
- Lepiej już idź jak mamy dotrzeć do tego Londynu, gdzie się mnie wreszcie pozbędziesz.
Pogłaskał ją po głowie.-Dziwna z ciebie kobieta, panno von Strom.
I po tych słowach ruszył do sterówki. A gdy się oddalił, Bella podeszła i szepnęła.-Widzi panienka. Ma on do panienki dużą słabość.
- Dawaj te klucze, zanim się kapnie, że je mu zwinęłam. I stój tu na czatach. Jakby co to oprzyj się o drzwi i drzyj się że podłogę myjesz i za chwilkę go wypuścisz - wydawała jej instrukcje Vicky, ignorując jej spostrzeżenia i uwagi.
Drzwi otworzyły się pod wpływem klucza i Victoria ujrzała mnóstwo kluczy i części zamiennych, metalowe beczki i inne przedmioty znajdujące się w garażu oraz...


czarny parowy motor, z podwójnym dopalaczem. I zamknięte drzwi do garażu.
Vicky rozbłysły oczy na widok tego cudeńka. Zaczęła go obchodzić dookoła i przesuwać po motorze dłonią w zachwycie. Usiadła wreszcie na siodełku i zaczęła się przyglądać kluczom które buchnęła Douglasowi czy któryś z nich nie pasuje do stacyjki.
Pasowały...problem jednakże stanowiły drzwi, prowadzące na zewnątrz automobilu Mavericka. Które nie wiadomo jak Doug otwierał. Vicky zsiadła z motoru i podeszła do nich oglądając je z uwagą centymetr po centymetrze. Jej palce przesuwały się po framugach drzwi w poszukiwaniu czegoś co spowoduje ich otwarcie. I nic nie znalazły... nic a nic. W dodatku drzwi były grube i wykonane ze wzmocnionej stali. Zrezygnowana dziewczyna zaczęła dla odmiany macać po ścianach znajdujących się po jednej i drugiej stronie drzwi mamrocząc: - Jakoś się przecież otwieracie... no... proszę... gdzie jesteś... pokaż się Vickusi
I wyczuła hydrauliczne siłowniki podnoszące drzwi. Ale jak się je uruchamiało, tego nie ustaliła. Za to... zatrzymał się sam automobil. Zły znak. Vicky pospiesznie podbiegła do motoru wyrwała kluczyki ze stacyjki, wypadła za drzwi zamykając je szybko i pędząc co sił w nogach w stronę biblioteki.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 24-03-2011, 13:47   #23
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 2 :)

-Panienko...panicz Douglas idzie tu i jest bardzo zły.- Bella wpadła do pokoju mężczyzny. A po chwili sam Maverick.-Pewnie że panicz jest zły! Oddawaj klucze dzikusko!
- Jakie klucze? - zrobiła ogromne oczy zdziwiona.
-Moje klucze... złodziejko. Oddawaj je. Nie zmuszaj mnie bym wyprosił Bellę, zamknął drzwi i zrobił ci rewizję osobistą.- pieklił się Maverick.
Vicky pospiesznie wskoczyła za plecy Belli i z nad jej ramienia rzekła: - Nic twojego nie mam, a tym bardziej kluczy. Nie ma żadnej rewizji. Zgubiłeś je gdzieś niezdaro a teraz na mnie zwalasz, bo chcesz mnie rozebrać. Brak ci tej... mal... mel... tej panienki od kawałka ciała - w międzyczasie cichaczem wsunęła klucze w dłoń młodej pokojówki.
-Albo oddasz, albo cię rozbiorę i sam znajdę ... zginąć mi nie mogły, więc... je odpięłaś. A i nie licz, że pojedziemy gdzieś dalej, dopóki ich nie odzyskam.-po czym spojrzał na przerażoną Bellę, która pisnęła cicho.-Co robimy, panienko?
- Ty wychodzisz! A ja udowodnię panu przemądrzałemu, że nic nie mam wspólnego z jego kluczami... nawet jak będę musiała się rozebrać - Popchnęła Bellę do wyjścia z pokoju a sama ruszyła z zaciętą miną na mężczyznę. - A co będzie... jak ich nie mam? Co za to dostanę?
-A co byś chciała?- rzekł zaskoczony Douglas, zamykając drzwi za służką.
A co mi dasz? - spytała dziewczyna - Ja mówię,że nie mam twoich kluczy, ty twierdzisz, że mam i nazywasz mnie... złodziejką -wydęła usta robiąc nadąsaną minę.
-Ten rewolwer, który porwałaś z mojej zbrojowni. Będzie twój także po tym jak zakończy się podróż.-odparł Douglas spoglądając w oczy dziewczyny.
- Phiiii... Ja się mam rozebrać, abyś mi uwierzył, a ty mi tylko rewolwer proponujesz... za te oskarżenia? - nadąsała się jeszcze bardziej.
-Nie chcesz to nie... zawsze mogę ci go zabrać, skoro nie chcesz go zatrzymać.- odparł Douglas spoglądając dziewczynie prosto w oczy.
- Nie mam tych twoich kluczy. Zatrzymaj sobie swój rewolwer i daj mi spokój z tymi oszczerstwami, jak nic innego za taką zniewagę nie umiesz zaproponować!-burknęła do niego przez zaciśnięte w “złości” zęby.
I wtedy z dłoni Douglasa wysunął się przed oczy Victorii, naszyjnik.


-Zadowolona? Bo lepiej żebyś była. Bo obszukam cię i tak. Bez względu na twoje dąsy. To poważna sprawa panienko.- burknął Doug machając naszyjnikiem przed oczkami Vicky,niczym hipnotyzer.
- Te klucze były małe czy duże?- dopytywała się wyciągając rękę po naszyjnik.
-Czemu mam wrażenie, że... cosik knujesz?- nie odpowiedział Doug tylko odsunął naszyjnik poza zasięg jej dłoni.-Dostaniesz go, jeśli cię przeszukam i nie znajdę kluczy.
- Chcę zobaczyć czy jest tego wart... może to jakaś podróbka, albo atrapa! Nie mam kluczy... pytam czy duże były czy małe, chcę wiedzieć czy mnie nie oszukujesz, abym się rozebrała. - mruknęła Vicky ponownie wyciągając dłoń do przodu.
-To był duży pęk kluczy. A co do wisiorka musisz zaryzykować.-odparł Doug i uśmiechnął się.-Albo od razu je oddać, zanim sam cię rozbiorę.
- Tak duży, że nie zmieściłby się mi w bucie? spytała Vicky.
-To zależy jakie masz buty.- odparł Maverick.
- Takie... - podniosła nogę pokazując buty,w których za nic nie zmieściłby się pęk kluczy, jak zresztą nic też innego oprócz jej nogi, gdyż bury opinały jej stopę i łydki jak druga skóra.


-No...do takich to się nie wcisną.-odparł Doug lekko czerwieniejąc na twarzy.
- Czyli butów nie muszę zdejmować? - spytała Vicky.
-Butów...rzeczywiście nie.-odparł Maverick.
A taki pęk kluczy jest widoczny jak się go wepchnie na przykład pod pończoszkę? -negocjowała dalej Vicky.
-Jest widoczny...- przyznał Douglas.
- Czyli jak Ci pokażę pończoszkę,a nie będzie widać kluczy to nie muszę ich ściągać? - spytała dziewczyna.
-Tak, tak.- machnął ręką w irytacji Maverick.
- Jak ten pęk kluczy jest taki spory to nie zmieści się w nic co opina mocno moje ciało... bo będzie widoczny...prawda? - zadała kolejne pytanie Vicky
-Nie byłbym taki pewien...a nuż masz bieliznę ze skrytkami. W bucie może i nie ukryłaś. W pończoszce tym bardziej...ale reszta. Kto tam cię wie... widziałem już panienki wyciągające spore gnaty z majteczek. Cfane z was potrafią być lisiczki.- odparł Maverick wspominając z uśmiechem swe przygody.
- Takiego gnata? -spytała dziewczyna podnosząc do góry spódnicę i ukazując Douglasowi udo w pończoszce.


-Tak..takiego...gnata...czasem.... i większego.-Douglas nerwowo przełknął ślinę, wyraźnie koncentrując się na czymś innym niż broń.
- Hmmmm... ale ten duży pęk kluczy, odznaczałby się pod tak obcisłym strojem? - spytała znów Vicky.
-Może tak... może nie. Nie mam pewności, prawda?- zmrużył oczy Douglas spoglądając w oczy Vicky.-A może ty się po prostu boisz, że znajdę? Może mam rację i dlatego te całe wybiegi z obcisłym strojem?
Wyciągnął dłoń w kierunku Victorii mówiąc.-W takim razie oddaj te klucze i skończmy tą szopkę.
- Nie mam twoich kluczy! Sam sobie popatrz! - uniosła się honorem dziewczyna i zaczęła rozpinać guziki bluzki.
-No...liczę, że mi to udowodnisz dzikusko.- odparł z irytacją Doug robiąc się coraz czerwieńszy na twarzy z każdym rozpiętym guzikiem. Vicky rozpięła zapięcie spódnicy i najpierw ona opadła na podłogę,a zaraz potem dziewczyna zrzuciła z siebie bluzkę.


i spytała:
- Widzisz gdzieś ten swój pęk kluczy?
Doug podszedł do Vicki i jego dłonie przesunęły się po jej zgrabnym ciele, gdy zamruczał jej do ucha.-Kto wie gdzie ty je poukrywałaś.
Palce wsunęły się pod ramiączka bielizny i...zsunęły je uwalniając biust Vicky od tyranii koronki. A usta Douga przesunęły się pieszczotliwie wpierw po jej szyi, potem po odsłoniętych piersiach.-Jesteś prześliczna dzikusko. Jak nieujarzmiona klacz.
- Widzisz gdzieś te swoje klucze? spytała szeptem przez zaciśnięte gardło.
-Jeszcze nie skończyłem badania.- rzekł żartobliwie Doug zsuwając bieliznę co raz niżej.I odsłaniając obszar jej brzucha...a potem. Najskrytszy obszar jej ciała. I stała tak prawie naga w obecności obcego mężczyzny, który wędrował ustami po jej ciele. Dotykał pieszczotliwie pępka czubkiem języka i wędrował coraz niżej.
Vicky drżala pod wpływem jego pieszczoty. Gdy Douglas ukląkł przed nią i zaczął wodzić językiem wokół jej pępka z ust dziewczyny wyrwał się jęk a ona robiąc krok do tyłu wyrwała się z obrębu jego dotyku. - Jestem w samych pończoszkach i butach... Jak sam mówiłeś tu kluczy schować nie mogłam. Wisiorek jest mój!- i wyciągnęła w stronę mężczyzny rękę.
Douglas podszedł do dziewczyny i... nagle chwycił ją za rękę i pociągnął do siebie, obejmując drugi ramieniem i mrucząc.- Jeszcze nie...
Przez chwilę tulił ją do siebie, po czym nachylił się z nią na swe leże i położył ją na nim.-Jeszcze coś..- dotknął dłońmi jej brzucha i przesunął po nagich udach.-Mały rewanż.
- Oszuuuuuuuuuuuuuuuuukujesz! - wykrzyknęła dziewczyna i próbując się podnieść machnęła nóżką obutą w bucik ze szpiczastym cienkim obcasikiem... na nieszczęście czy też raczej na swoje szczęście wbijając go w udo mężczyzny.
-Auuu!--wrzasnął Doug i zachwiał się padając na nią ciężarem ciała i lądując głową w jej biuście. Poruszając głową łaskotał jej piersi włosami i narzekał.-Ech... nie potrafisz się odprężyć. I tak nie zamierzałem...
- Jesteś niesłowny! Powiedziałeś, że jak nie będę miała kluczy to naszyjnik mój. Chciałeś mnie wykorzystać... - rzekła “żałosnym” głosikiem, a jej oczy nagle zaczęły błyszczeć od łez.
-Chciałem ci dać nauczkę dzikusko.-westchnął Doug i nachyliwszy się zaczął muskać wargami jej usta, szyję i policzki.-No nie płacz już. Dzikusko moja. Nie becz. Przecież cię nie skrzywdzę.
- Oszuuuuukałeś mnie... a ja ci uwierzyłam - siorbnęła nosem dla lepszego efektu. - Zejdź ze mnie! Chcę sie ubrać... zatrzymaj sobie ten swój durny naszyjnik. Pójdę do sypialni i nie wyjdę z niej już do samego Londynu
-Na pewno nie chcesz?- rzekł siadając Doug i machając tym naszyjnikiem przed Vicky. Po czym dodał.-Może być dzikusko. Bądź grzeczna w sypialni. A jak znajdę klucze, ruszymy dalej.
- Nie masz zapasowych na taką sytuację? Przecież mogłeś je zgubić nie wiadomo gdzie. I oddaj mój naszyjnik. Należy mi się za wszystkie twoje kłamstwa i oskarżenia! - wyciągnęła rękę w stronę Douglasa.
-Nie ruszymy się, dopóki nie odnajdę kluczy. - rzekł pozwalając Victorii zabrać wisiorek i ignorując jej pytanie o klucze zapasowe. Które zapewne miał.
Założyła wisiorek na szyje i schyliła się po swoje ubrania. Zaczęła zakładać po kolei najpierw majteczki, potem koronkową koszulkę, potem zaczęła wsuwać się w spódnicę,a na koniec założyła bluzkę i zapięła guziczek po guziczku. Mrucząc przy tym: - To ty szukaj a ja pójdę do Belli - i ruszyła w stronę drzwi.
Po ich otworzeniu zobaczyła jak Bella szybko się cofa czerwona na twarzy ze wstydu. Pewnie wszystko podglądała. Po czym spytała.-Co teraz panienko?
- Dawaj te klucze. -wyszeptała do niej Vicky i oglądając się przez ramię czy Douglas ich nie widzi... wpakowała swoją zdobycz za materiał gorseciku. Uśmiechając się przy tym pod nosem.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 24-03-2011, 13:55   #24
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 3 :)

Douglas jednak się uparł jak osioł i... wóz stał. A mężczyzna poświęcał czas na picie, jedzenie i szukanie kluczy. Vicky zaś siadła z jedną z jego ciekawych książek w salonie i ściągając buty oparła nogi o ścianę i odpychała się od niej raz po raz niebezpiecznie bujając. Najbardziej nerwowo do całej tej sytuacji podchodziła... Bella.
-Panienko... bo chyba nie pojedziemy-narzekała.
- Douglasie.... -rzekła Vicky niebezpiecznie wyginając się do tyłu bujając się na krześle.
-Co ?!- poirytowany mężczyzna ruszył do pokoju, akurat gdy... wygięła się za daleko i poleciała do tyłu uderzając głową oraz plecami o podłogę. A co gorsza ciężkie klucze wyleciały jej z dekoltu, na oczach wchodzącego Mavericka.
Widząc lecące klucze wystękała: -Znalazłam twoją zgubę
A ten krzyknął z irytacją.-Nie ukradłam kluczy, co? Jak mogłaś znaleźć, skoro wyleciały ci z dekoltu ty cfaniaro?!
-Następnym razem rozbiorę cię całkiem do naga! Powinienem zamknąć cię w pokoju.- rzekł podnosząc klucz i spojrzał na szyję z naszyjnikiem.-I zabrać ci go.
Machnął jednak ręką i wyszedł wściekły.
Heh... i po co jęczałaś? - spytała Vicky Bellę masując sobie stłuczoną pupę. - Myślę, że on musi mieć gdzie drugie klucze... jak będziesz sprzątać to się uważnie rozglądaj. Ja też będę. - dodała podnosząc się z podłogi.
-A nie boi się panienka, że on zrobi coś okropnego panience? Panicz Douglas wyszedł bardzo wściekły.- odparła Bella spoglądając za oddalającym się mężczyzną.
-Pocałujesz go i mu przejdzie - mruknęła jej w odpowiedzi Vicky próbując założyć buty.
-On nie na mnie się gniewa, panienko. I chyba pocałunek nie wystarczy.-odparła Bella.
- Głodny jest, to i zły pewnie -mruknęła dziewczyna - Może mu jeść zaniosę co?
-Lepiej niech mu się panienka, na oczy nie pokazuje... do wieczora przynajmniej. -poradziła Bella.-Może do tego czasu mu przejdzie.
-No coś ty... zgłodnieje jeszcze bardziej i będzie jeszcze bardziej zły - obruszyła się Vicky - Zróbmy mu... kanapkę! - i pomaszerowała do kuchni.
-Panienko to naprawdę nie jest dobry pomysł.- rzekła Bella posłusznie idąc za swą panią.

A Vicky już zabrała się za robienie kanapki, a raczej wyjmowała poszczególne produkty, które chciała na nią spożytkować. Mamrocząc sobie pod nosem: - To duży mężczyzna, więc je dużo, jest głodny, potrzebuje... specjalnej kanapki.
-Panienko... może lepiej, jeśli ja zrobię, a panienka zaniesie.-zaproponowała nieśmiało Bella.
- Już nie ma co... zaraz kończę! -odrzekła jej Vicky.


-I widzisz... gotowa! Teraz mu ją zaniosę i sobie ją zje -rzekła dziewczyna ruszając z kanapką do sterówki.
Douglas kierował pojazdem, pomrukując coś pod nosem, wyraźnie wściekły na cały świat. A na Vicky to już w szczególności. Nie zauważył jak wchodziła.
- Doug... przyniosłam ci... kanapkę i wypaliła dziewczyna podsuwając mu swoje “arcydzieło” pod nos. - Sama robiłam. - nie omieszkała się pochwalić.
-Mhmmm...- wymruczał Douglas spoglądając na jej dzieło. I mrucząc.-Chcesz mnie przekupić, co?
- Nieeeeeeeeeeeeeee... ależ skąd - dziewczyna energicznie kiwała głową na “nie”.
-To skąd ten przypływ dobroci. Jeśli myślisz, że wszystko da się rozwiązać głupią kanapką...- niemalże warknął Douglas.
- No... nie... myślałam, żeś głodny to ci ją zrobiłam. Nie chcesz to nie! Zbytek łaski! - ujęła się honorem i klapnęła na siedzenie obok zabierając mu kanapkę sprzed nosa. Po chwili jej zęby zatopiły się w górnej warstwie tego arcymistrzowskiego posiłku.
Doug tylko zerkał, choć bardziej na Vicky niż na pochłanianą przez nią kanapkę. Wzdychał i wracał do patrzenia na drogę.
- Nie chssssssszzes kryszzzzzzzzzzza? - wymamrotała dziewczyna z pełną buzią podsuwając mu ponownie tym razem nadgryzioną przez siebie kanapkę.
Doug nachylił się by ugryźć kawałek monstrualnej kanapki Vicky. Jakoś długo nie potrafił się na nią gniewać.Vicky niewygodnie było wychylać się ze swojego siedzenia aby go karmić... więc niewiele się zastanawiając wpakowała mu się na kolana wraz z kanapką i raz gryzła ją sama raz podtykała Douglasowi do ust. Mężczyzna jedną dłonią kierował, drugą wodził po nogach Victorii okrytych spódnicą, dając się karmić. Wspomnienie jej nagiego ciała, obecnie w ubraniu okupującego miejsce na jego nogach, sprawiało...pewne poruszenie w dolnych partiach jego ciała. Ale Maverick przede wszystkim starał się skupić na drodze.
- Przepraszam... - mruknęła Vicky pomiędzy jednym jego kęsem kanapki a swoim.
Douglas wolną ręką objął dziewczynę i przytulił do siebie, po czym cmoknął ją w policzek dodając.-Już się nie gniewam.
- Doug.... dasz mi się przejechać na tym swoim motorze? - spytało dziewczę tym razem postanawiając uczciwie postawić sprawę a nie kręcić.
- Naszyjnik ci mogę oddać... choć uczciwie go dostałam... nie znalazłeś przecież przy mnie kluczy - dodała uśmiechając się do niego promiennie.
-Zatrzymaj go. I tak... w końcu cię rozebrałem.- odparł Doug pesząc się na to wspomnienie.-Śliczna jesteś, wiesz? Nic dziwnego, że mnie kusiło.
- Smakuje ci kanapka - dopytywała się Vicky wiercąc mu się na kolanach.
-Tak, tak...- odparł Douglas choć tak jakoś nerwowo.

- To jak? Pozwolisz mi go dosiąść i pojeździć na nim? - dociekała dalej.
-Dosiąść… co?-zdziwił się Douglas.
-Aha... dosiąść i poddać się uczuciu i wycisnąć z niego wszystko co się da aż do... do utraty tchu - odparła mu dziewczyna z zapałem.
-Ty na pewno wiesz... o czym mówisz... i wiesz co chcesz zrobić?-spytał Douglas zaskoczony jej wypowiedzią.
- Nooooooooo jasne, że wiem. To jak pozwolisz mi? Pozwolisz? Obiecuję go nie uszkodzić ni nic. - zapewniała.
- O czym ty właściwie mówisz? Co uszkodzić?- dopytywał się Maverick.
-No jako czym? Ciągle o tym samym. To jak mogę pojeździć na nim?Jak mi pozwolisz nie będę więcej tak bardzo jęczeć... tylko ten jeden jedyny raz. - uniosła dłoń i odgarnęła odruchowo opadające mu na czoło włosy muskając je przy tym palcami.
-Na czym chcesz pojeździć? Na koniku?-zażartował Doug.
- Jeżeli nazywasz go “konikiem” to mogę i na koniku... przytaknęła mu dziewczyna - Ale on dla mnie bardziej wygląda jak ogier pierwszej krwi niż zwykły konik.
Doug się zaczerwienił i rzekł.-Chyba się nie rozumiemy.
- Jak nie rozumiemy? Naprawdę jest piękny! Ręce same mi się do niego wyrywały, a ten dotyk, jak przesuwałam po nim dłonią, był taki... taki... aż nie umiem ci go określić, sam pewnie wiesz, nie jeden raz go zapewne sam dotykałeś. Jest zarazem taki silny, twardy jak skała, nic go pewnie nie uszkodzi, a również w niektórych miejscach mięciutki, tak, że aż zaprasza aby na nim usiąść i popędzić... - zapalała się coraz bardziej dziewczyna.
-Dobra... dobra. W końcu skoro zrobimy to razem. Ale i tak myślę, że się w tym wszystkim zagalopowałaś...- odparł skołowany i nieco podekscytowany wizjami Douglas, jakie przed nim snuła. Choć błędnie je interpretował.
- To kiedy to zrobimy??? Będziesz za mną czy przede mną? Jak wolisz? Ty będziesz kierował czy pozwolisz mi to zrobić? - dziewczyna nie należała do najcierpliwszych i wiercąc mu się na kolanach dociekała dalej.
-Takie rzeczy zazwyczaj robi się w nocy i w łóżku. Można co prawda wszędzie...ale chciałbym zdążyć go gospody przed zmierzchem. A trochę czasu dziś zmarnowaliśmy.- odparł Douglas nie zdając sobie sprawy, że gadają z Vicky o zupełnie różnych sprawach.
- W nocy to przy zapalonym świetle, aby wszystko widzieć co nie? Może masz i racje... noc też jest suuuper.- przytaknęła Vicki pomijając wstawkę o łóżku.
-Niech ci będzie... w nocy... u mnie w pokoju, co by Belli nie przeszkadzać.- odparł Douglas.
- On taki duży... myślisz, że damy radę nie przeszkadzając Belli, a może i jej go pokażemy co? Jest taki... taki... pięęęęęęęęęęęęęękny, niech i ona go po dotyka, może też się będzie chciała przejechać co? - spytała Vicky.
-Może... później. Wątpię by Bella była tak szalona, jak ty dzikusko.-strzelił buraka Douglas. Po czym przypomniał sobie.-Ale przecież ona widziała! Zanim jej zasłoniłaś dłońmi, rano.
- Heh... czyli jej go pokazywałeś tak? A ja musiałam tyle kombinować, aby go zobaczyć. - zrobiła nadąsaną minę.
-Przecież to ty mnie wtedy rozebrałaś i odsłoniłaś...i sama patrzyłaś. zaczerwienił się jak burak
Vicky spojrzała na niego zdziwiona. Jak nic coś mu się mieszało, ale wolała nie zaprzeczać, wszak zgodził się, że dziś wieczorem pojeździ na jego... motorze. To po co go drażnić. Pochyliła się i cmoknęła go głośno. - Ale ja pierwsza na nim jeżdżę! Bella może na początek sobie popatrzeć! - uśmiechnęła się na samą myśl o jeździe.
-Tak, tak...ty pierwsza.- zgodził się Doug spoglądając na dziewczynę.
- Echhhhhhhhhhhhhhh... już nie mogę się doczekać.Zobaczyć go, dotknąć go. Usiąść na nim i objąć nogami. - coraz bardziej wierciła się na jego kolanach tak jakby nie mogła się doczekać tej chwili.
-Przestań mnie kusić.- Doug chyba źle zrozumiał aluzję Vicky, bo jego dłoń objęła pieszczotliwie dekolt dziewczyny i zaczęła go uginać w zmysłowy sposób.
- Czyli pokażesz mi go dopiero wieczorem? I wieczorem pozwolisz na niego wsiąść? - dopytywała się dziewczyna, aby sytuacja była jasna.
-Tak, tak.- odparł Douglas dzieląc swą uwagę pomiędzy drogę, a piersi Victorii.
- Toooooooooo zjadaj do końca tą kanapkę i już nie rób niepotrzebnych przystanków, aby dojechać jak najszybciej do tego zajazdu - powiedziała dziewczyna podsuwając mu kanapkę do ust.
-Dobrze, dobrze..--odparł posłusznie dając się karmić. W międzyczasie dłoń Douglasa rozpięła kilka guzików jej koszuli i wślizgnęła się na brzuch by masować go przez delikatny materiał jej bielizny.
Vicky zachwiała się na jego kolanach kiedy odchyliła się do tyłu aby ugryźć kanapkę i tym razem bez własnej woli niechcący łokciem wcisnęła kilka guzików na tablicy.

Drzwi do sterówki nagle się zatrzasnęły, a Doug jęknął spoglądając na świecące się lampki. Z dłonią uwiezioną pod koszulą Vicky nie zdołał na czas zareagować.-Właśnie... zagazazowałaś Bellę.
-Oooooooooooooo matko!!! - wydarła się dziewczyna zeskakując z jego kolan. - Zrób coś! Zrób coś! Zróóóóóóóóóóóób!
-Postaram się.- choć póki co, to staranie mu nie wychodziło, z dłonią na jej brzuchu. Dopiero gdy udało mu się wyswobodzić dłoń, zaczął wciskać jakieś przyciski i przesuwać dźwignie.-Włączyłaś awaryjny system zabezpieczeń, pokoje mieszkalne wypełnia gaz usypiający. Muszę włączyć wentylację.
Dziewczyna zaczęła okładać go pięścią po plecach: - Przestraaaaaaaaaaaaaaaaszyłeś mnie! Było powiedzieć, że usypiający! -usiadła na sąsiednim siedzeniu i zaczęła pociągać nosem.
-A jakiego się spodziewałaś. To już od dawna nie jest pojazd wojskowy.- obruszył się Douglas, po czym wyciągnął dłoń głaszcząc dziewczynę po głowie jak małą dziewczynkę.-No już już... no nie płacz dzikusko.
- Tym razem... nie chciałam. - mruknęła i dodała - Lepiej sobie pójdę poczytać w bibliotece, bo... bo jak ja tu jestem to ty nie umiesz nad tym pojazdem zapanować
-To prawda...i nie tylko nad pojazdem.- odparł Doug enigmatycznie.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 24-03-2011, 14:09   #25
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 4 :) i koniec

Tak więc Vicky powędrowała do biblioteki i zaczęła szperać w księgozbiorze Douglasa. Zaciekawiła ją jedna z książek... a zwłaszcza jej tytuł.


Wyciągnęła więc książkę i podwijając pod siebie nogi, usadowiła się wygodnie na fotelu. Otworzyła swoje znalezisko i zaczęła czytać. Powoli na jej policzki zaczęły przybierać czerwoną barwę. Książka co prawda opisywała baśnie, ale nie w taki sposób jak oczekiwała tego panna von Strom sięgając po nią. Jednak naukowiec to naukowiec, a z takiej literatury sporo się przecież można dowiedzieć. Tak więc Vicky z uwagą śledziła zarówno tekst jak i oglądała szczegółowo znajdujące się w niej ryciny. A automobil sunął dalej, tym razem jakoś udało się Douglasowi uniknąć przerw w podróży.
Godzina mijała za godziną... i ciekawość Vicky do pewnego stopnia została zagłuszona burczeniem w brzuchu. Uświadomiło jej to, że pewnie niedługo zajadą do zajazdu, o którym wspominał Douglas. Przypomniała sobie również, ze mówił iż jej strój wyglądał... “niechlujnie” Tak więc postanowiła wbić się w znienawidzony gorsecik i jakąś suknie mamy, ale do tego potrzebna była jej Bella. Zamknęła więc książkę i odłożyła ją na stolik. Poszła szukać Belli i... znalazła śpiącą dziewczynę... w wannie. Spojrzała na nią zdziwiona i trącając wiszące z nad brzegu wanny ramię pokojówki mruknęła:
- Nie wygodniej byłoby ci w łóżku?
-Co się stało? Pucowałam wannę i tak...mnie... zrobiło się senne. Był dym taki szary, a ja bałam się, że jest pożar...- mruczała półprzytomnie Bella.-Ale oczy mi się kleiły...i... która jest godzina ?
- Późna... muszę się przebrać do kolacji - po czym spojrzała na zegarek i dodała: - Siedemnasta trzydzieści, będziemy jedli w jakimś zajeździe, chyba potrzebuję twojej pomocy, aby założyć tą suknie matki, co wiesz... gorset potrzebny
- Oczywiście panienko.- odparła Bella wstając z wanny i pojękując z bólu. Bowiem nie spała w zbyt wygodnym miejscu.

Vicky pomogła wygramolić się Belli z wanny i razem poszły do sypiali szykować się do “wielkiego-światowego” wieczoru. Pokojówka już biegle opanowała zakładanie maminego stroju na ciało Vicky i poświęciła się głównie upinaniu misternej fryzury swej pani. Na próżno... włosy Victorii tak jak ich właścicielka, były niepokorne i układały się po swojemu.
- Dajjjjj już im spokój - machnęła ręką na fryzurę zniecierpliwiona Vicky, bo właśnie automobil stanął w miejscu. Czyżby dojechali do celu dzisiejszego dnia? - Pospiesz się z przebieraniem... głodna jestem
-Już tylko ozdoba z piór, panienko. Wygląda panienka prześlicznie. Aż prosi się panienka o schrupanie.- szczebiotała Bella mogąc dla odmiany ubrać Vicky ładnie, a nie tylko praktycznie.
- Głodna jestem, ale siebie chrupać nie będę... no jużżżżżżżżż! Wystarczy! - marudziła Vicky.
-I gotowe.- rzekła z radością w głosie Bella oceniając swoje dzieło.
- Dziękuję... pospiesz się... bo zaraz pewnie Douglas zacznie jak zwykle na nas narzekać. - rzekła Vicky... sama się jednak nie spiesząc tylko wpatrując w swój wizerunek w lustrze.
-Co tam panienka wypatruje w lustrze ? - rzekła Bella przebierając się do kolacji.
Vicky speszyła się i odparła: Sprawdzam czy te... pióra są na pewno mi potrzebne... co ja kura jestem?
-Wygląda panienka egzotycznie z nimi. Zresztą nie no panienka się uśmiechnie do panicza Douglasa w tym stroju, zobaczy panienka jakie wielkie mu się oczy zrobią.- zachichotała.-I zapewne nie tylko jemu.
- No... zobaczę. Pospiesz się! - jakoś tak nagle zapragnęła już zobaczyć te oczy...Douglasa.
Bella się ubrała szybciutko i rzekła do swej pani.-No i gotowe.
- No i... idziemy - zakomenderowała niecierpliwie Vicky ciągnąc Bellę za rękę w poszukiwaniu Douglasa.
Douglas właśnie parkował automobil w zacienionym miejscu, bowiem...
Dotarli na miejsce. Zajazd “Pod wesołym Automatonem” był niewątpliwie karczmą z prawdziwego zdarzenia. I okazją dla wszystkich do spania w bardziej cywilizowanych warunkach.
Po czym zaparkowawszy ruszył na do pokoju dziewcząt po ubranie. Tak więc drogi ich skrzyżowały się.
- Dojechaliśmy? - spytała Vicky wpadając na niego z impetem.
-Aaaa... tak.- odparł Maverick łapiąc odruchowo dziewczynę i wędrując spojrzeniem po jej “atutach”, która suknia podkreślała. A od tej “wędrówki” język mu się plątał.
- To idziemy? - dopytywała się Vicky dalej... spoglądając czy robi te “oczy” i przypominając sobie rady Belli uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Tak, tak...- rzekł nieco speszony Doug wędrując wzrokiem po Vicky. Oczy może i mu się nie powiększyły. Ale były szeroko otwarte.
- No to chodźmy! Wyjście jest tam! - wskazała palcem na drzwi.
Przed wyjściem z pojazdu Douglas poinstruował dziewczęta co by uważały na obcych, zwłaszcza mężczyzn i nie piły podejrzanych trunków. I żeby nie szalały. Tu posłał ponure łypnięcie Victorii.-Zrozumiano, panny?
Przyzwoicie ubrana Bella skinęła tylko głową. Vicky dla “świętego spokoju” też skinęła, ale swoje tam wiedziała, poza tym wierciła się próbując przyzwyczaić ciało do nieszczęsnego gorsetu i sukni matki. Poprawiała też raz po raz niesforne loki.


I wyruszyli na “podbój świata”, a właściwie na “podbój” zajazdu, no.... może po prostu na kolację. Przebiegała ona w spokoju i w pełnej harmonii, Vicky się starała, starała bardzo wszak Douglas obiecał jej przejażdżkę wieczorem. Jednak kiedy ta blond “mel... mal... zdzira” porwała jej przejażdżkę, a właściwie Douglasa, tego już pannie von Stron było za dużo. Odeszła jej chęć na bycie “grzeczną” i przestrzeganie instrukcji tego... nic nie wartego, mężczyzny. “Paskudny łamisłów” przeleciało dziewczynie przez głowę kiedy poleciała po wodę do baru. I wszystko było by dobrze gdyby nie ta blond pijawka co się w niego wpiła i ten paskudny “szantażysta”, który siedział naprzeciw niej i ją straszył. Przełknęła ślinę i spoglądając na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę rzekła:
- Oddam... ale nie róbcie nic tatce. Muszę... muszę ją przynieść, poczeka pan? - spytała podnosząc się i ujmując szklankę z wodą w dłoń.
-Tak... poczekam.-odparł mężczyzna.
Vicky zrobiła krok w stronę drzwi i kiedy mijała Douga udała, że się potyka lądując na nim, a jego nos wylądował między jedną a drugą piersią. Na to dziewczyna zaczęła się drzeć:
- Zboooooooooooooooooooooczeniec! Obmacywacz! Obśliniacz! Raaaaaaaaaaaaaaaatunku- chlapiąc sobie na piersi wodą aby wyglądały na obślinione.
I Vicky zorientowała się że coś jest między nią, a “zoboczeńcem”... to coś, było ostrzem wąskiego miecza, celującego czubkiem w podgardle Douglasa.
-Dobra robota... teraz...wynośmy się zanim ta wariatka nas...- westchnął Douglas. A tym czasem wokół dwójki zbierał się spory tłumek. Blondyna zaś wycofała się puszczając rączkę miecza i skrywając się między gośćmi gospody.
Vicky odsunęła się od Douglasa na wyciągnięcie ręki i rzekła:
- Aaaaaaaaa nie to mój... tatko. Przepraszam, tak nagle mnie złapał, że nie poznałam po ciemku - rzekła do spieszących jej z pomocą mężczyzn. - Ale mój dziadek został tam w środku... może go ktoś przypilnować, aby w swojej demencji starczej mi nie uciekł gdzieś? - spytała trzepiąc zalotnie rzęsami i z zapałem poprawiając swój gorset prezentując przy tym swoje mokre piersi.- I gdyby, któryś z panów była taki... taki miły i przyprowadził moja pokojówkę.... muszę się przebrać, bo sukienkę zmoczyłam i się przeziębię. - dodała wykrzywiając usta w podkówkę. - Ty też tatusiu... bo znów szkorbut cię zamęczy i znów będziemy musieli cię w sena.. sana... w tym odosobnionym miejscu zamknąć
Swoimi słowami Vicky wywołała spory zamęt w gospodzie, a Douglas położył dłoń na rewolwerze i przekręcił kciukiem bębenek o dwie pozycje. Bowiem dwie pierwsze komory miał puste, by udawać że nosi niezaładowaną broń. Przy okazji szepnął cicho do ucha Vicky.-Wiesz... zachowujesz się jak dziewczyna zazdrosna o swego... nieważne.
- Wiesz... jak wychodziłam to wydawało mi się że coś innego niż usta tej blond zdziry były przytulone do twej szyi. A tamten staruch w środku mnie szantażuje... Może poszukajmy innego zajazdu.. Chce moją poz... ekheeeeem, chce mojego posagu... więc jak mnie dorwie to z twojej kasy nici.. - Posłała promienny uśmiech do mężczyzn, którzy prowadzili w jej kierunku Bellę i pomachała do innych w środku, którzy pilnowali jej “dziadka”. Bo promienny uśmiech zdziałał cuda i “dziadziuś” był otoczony.

Gdy wyszli na zewnątrz Douglas spojrzał nieco zaskoczony na Victorię.-Czy ty się we mnie podkochujesz?
- Nie podkochuję się w kimś kto jest niesłowny! Jak każdy facet myślisz tylko o JEDNYM! Najpierw obiecujesz, ze ja będę pierwsza jeździć, a potem wyłazisz z inną babą, aby jej pokazać to co mi obiecałeś! Łami... łami... Ehhhhhhhhhhh... zabrakło jej słowa i odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę automobilu mamrocząc pod nosem.- Sam się podkochuje... w każdej kiecce jaką spotka!... Babiarz!
Douglas odparł.-Ale to ty mi zaproponowałaś, a nie ja tobie.
Pobiegł i objął ją w pasie, tuląc do siebie, dłonie wędrowały po jej brzuchu i piersiach. -Wbrew temu co myślisz Vicky... to starałem się być wobec ciebie... dworski. Ale skutecznie niweczyłaś moje zamysły.-usta Mavericka pieszczotliwie wędrowały po szyi Victorii.- Ale nie sądziłem, że będziesz... zazdrosna... zwłaszcza po tych całych deklaracjach na temat... badań.
-Jak chcesz to sobie do niej wracaj... może się dorobisz drugiego uśmiechu... na szyi... a mi daj po prostu klucze... - rzekła naburmuszona Vicky.
- Jesteś okropnie zazdrosna.- ustami muskał ucho Victorii.
- Uważajcie na obcych... zwłaszcza na mężczyzn... -zaczęła przedrzeźniać jego słowa: - A ja w tym czasie jak wy będziecie uważały polecę za pierwszą babą jaka mnie poprosi o pokazanie automobilu. Nieważne, że zostawię was z podejrzanymi typkami,nie ważne że was będą szantażować i straszyć... ja się... ja się... pomigdalę! - wypaliła dziewczyna przypominając sobie zasłyszane gdzieś słówko.
-Przyłożyła mi ostrze miecza do gardła i wyprowadzała na zewnątrz, żebym nie przeszkadzał..- odparł Douglas cmokając ucho Victorii i masując jej brzuch.-Ale ty mnie uratowałaś.
- Sam z nią wylazłeś! Widziałam!- nie chciała mu uwierzyć dziewczyna: -Może to jeden z tych psów co cię ściga... a raczej psica...nie te...echhhh... o wiem suka!
-Chciałem być grzeczny, a towarzystwo w karczmie... wydawało się bezpieczne.- tłumaczył się Douglas tuląc dziewczynę mocniej do siebie. A tymczasem wyszła Bella z karczmy i wyraźnie rozczarowanym tonem głosu spytała.-Czemu tak szybko opuszczamy? Tam było tak miło.
- Bo temu dżentelmenowi od siedmiu boleści ta blond zdzi.... wywłoka chciała zrobić drugi uśmiech na szyi swoim mieczem! - odrzekła jej Vicky przez zaciśnięte zęby i wyrwawszy się z objęć Douglasa, ujęła dziewczynę za ramię ciągnąc w stronę automobilu.
Gdy już dochodziły, zza pojazdu, z obu jego stron wyszły dwa automatony celując z broni palnej do dziewczyn.


A od strony drzwi karczmy, rozległ się kobiecy głos.-Tak szybko chcecie nas opuścić? Chyba jednak nie pozwolę na to.
To owa blondyna trzymając coś w ręce, kontrolowała owe androidy.
Tego już było dziewczynie za dużo zaczęła się drzeć w nieboglosy.[i] - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!![i] - i wzięła zamach swoim żelaznym wachlarzem.


rzucając nim jak wielokrotnie ćwiczyła z wujciem, w kierunku stojących “bandziorów”, tak aby wrócił do niej jak bumerang.
Maszyny strzeliły, Maverick strzelił rzucając klucze w stronę Vicky i krzycząc.-Do pojazdu!-
Metalowy wachlarz odciął głowę jednemu automatonowi, a drugi oberwał kulką z rewolweru Douga. Problem w tym że i Bella została postrzelona w bok i zbladła zaciskając zęby z bólu. A z ciemności nocy wyłaniały się kolejne automatony kryjące się dotąd pomiędzy pojazdami osób znajdujących się w karczmie.

Vicky złapała klucze, złapała wachlarz, złapała Bellę za ramię i tym razem chyba po raz pierwszy posłuchała się Douglasa... popędziła do automobilu. Wpadając do środka odwróciła się w stronę Douglasa, aby sprawdzić czy też do niego biegnie, a przy okazji widząc jak z karczmy wybiegają mężczyźni, zaniepokojeni jej wrzaskiem... nie ma to jak angielscy dżentelmeni... zawsze gotowi pospieszyć damie na ratunek.
Tylko... której damie?
Blondynka krzyknęła głośno.- Mój automobil kradną!! Bezczelni złodzieje!
I wskazała na Vicky wspierającą Bellę, i popychającego ją do środka pojazdu Douglasa. Na rozmowy nie było czasu. Bowiem pozostałe automatony rozpoczęły ostrzał.
Douglas wpadł zatrzaskując drzwi i grzebiąc przy ukrytym panelu zamontowanym obok nich.
Vicky wpadła do sterówki i nacisnęła przycisk, który Douglas naciskał jak wysuwał działko aby rozwalić bramę... pech chciał że automobil stał przodem do zajazdu, a więc na drodze rażenia... i nie zastanawiając się długo, nacisnęła guzik odpalając... pocisk. Huknęło, zatrzęsło i...zmiotło pół kuchni i narożnik zajazdu, jako że Victoria nie certoliła się z celowaniem. W tym czasie Doug zamknął pojazd i upewniwszy się że Bella leży w pokoju wpadł jak burza do sterówki, zabrał klucze i uruchomił pojazd ruszając z miejsca i kierując się do przodu. Po drodze włączał kolejne przyciski i rozjeżdżał strzelające automatony. Dobrze, że szyby były kuloodporne.-Zajmij się Bellą... ja nie jestem lekarzem.
- Wiem... wiem... ty jesteś babiarzem! -burknęła dziewczyna i poszła do swojej pokojówki. Zaczęła oglądać jej bok i powiedziała uspokajająco do dziewczyny: - Na szczęście to tylko draśnięcie... kula prześliznęła się po twoim boku... będzie szczypało, ale muszę polać to miejsce trunkiem którym raczy się ten babiarz... i zabandażować. Nic ci nie będzie, ale się nie podnoś. - wróciła do sterówki mówiąc: - Potrzebny mi klucz do twojego barku, muszę polać jej bok alkoholem, aby się nie wdało zakażenie

Autmobil Douga jechał coraz szybciej trzęsąc się na wyboistej drodze. A hałas ostrzału świadczył, że nadal byli ścigani, a Doug tylko mruknął.-Nadal się o to czepiasz? Przecież chciałaś mnie oddać Belli, po tym jak skończysz swoją jazdę. A klucze... masz.- rzekł rzucając klucze dziewczynie.
-Ona by do mnie nie strzelała, nie to co ta twoja blond lala... tylko to ty powinieneś oberwać, a nie bogu ducha winna Bella. - rzekła Vicky i wyszła ze sterówki. Odkaziła zraniony bok pokojówki najstarszą whisky jaką znalazła w barku Douglasa i z satysfakcją porwała jedno z jego jedwabnych prześcieradeł na bandaże dla postrzelonej dziewczyny. Przypominając sobie jakie znieczulenie zafundował jej wczoraj mężczyzna... ponownie napoiła Bellę alkoholem i ułożyła do snu, opatulając kołdrą.
Douglas wielokrotnie kluczył leśnymi duktami, by zgubić pogoń i uruchomił zasłonę dymną, która pozwoliła wreszcie urwać się pościgowi i zatrzymać gdzieś w lesie. Po czym wyszedł ze sterówki i udał się do pokoju dziewczyn. Podszedł od tyłu do Vicky, objął ją w pasie i przytulił.- Przepraszam... naprawdę mi przykro dzikusko.
Vicky odwróciła się w jego ramionach i przytulając twarz do jego piersi wyszeptała: - Zostawiłeś nas tam...dla tej... tej... a on mi groził, że potnie mi buzię-
-Wiesz... myślałem, że jedynie co ci grozi, to macanie pośladków, przez nachalnych podrywaczy.- głaskał Victorię po głowie mrucząc.-Naprawdę... myślałem, że nic poważniejszego ci nie grozi. Gdybym wiedział, to bym cię nie spuścił z oczu, dzikusko.
- Nie mogę... na tobie polegać... zostawiłeś mnie tam... nic się nie przejąłeś.... nawet tymi macaniami, co mogły mi grozić... -wyszeptała, przytulając się jeszcze mocniej do mężczyzny, a jego koszula podejrzanie stała się mokra w miejscu, gdzie wtulała swoją twarz w jego pierś.
-Bo jesteś. No już już ...nie płacz dzikusko. Myślałem, że jesteś … że mnie nie potrzebujesz. Bo jesteś silna.- głaskał ją po głowie tuląc coraz mocniej. Po czym zaproponował.-A może dziś będziesz spała ze mną. Nic zdrożnego ci nie zrobię. Obiecuję. Ale nie powinnaś dziś być sama. Dużo przeszłaś.
- A jak mnie znów zawiedziesz... oszukasz? Jestem dzielna... i silna... i....- jednak to jak wtulała się coraz mocniej w jego ramiona świadczyło całkiem o czymś innym. Szukała w nich bezpieczeństwa, którego dzisiejszego wieczoru po raz pierwszy w życiu jej zabrakło.
-Ciii.. nie zamierzam cię zawodzić, ani oszukiwać. Nie w tych sprawach.-Maverick wziął ją w ramiona i wyniósł z pokoju Belli, kierując się do biblioteki.-Obietnic dotrzymam. Dziś po prostu brakło dnia, by je wypełnić.
Vicky wtuliła twarz w jego pierś i pozwoliła mu... spełnić choć jedną obietnicę, mając nadzieję, że wystarczy mu na nią... nocy. Kiedy ją niósł, kiedy obejmował i tak łagodnie do niej mówił... czuła się... bezpiecznie.
Douglas ułożył dziewczynę, na swym leżu w bibliotece i...zdjął jej buty. A potem sobie. Uznając, że mniej pokus, będzie jeśli pójdą spać w ubraniu, zdjął tylko marynarkę i rozluźnił kołnierzyk.
Po czym wsunął się obok niej i przytuliwszy ją do siebie, głaskał po głowie mówiąc.-Byłaś dziś bardzo dzielną dziewczynką, dzikusko.
Vicky położyła mu głowę na piersi i wtulała się w niego słuchając jego głosu i bicia serce, które znajdowało się tuż przy jej uchu. Uniosła się jednak na łokciu i wyszeptała żałośnie: - Gorset.
-Co...gorset... do diabła.- wyjęczał Douglas zdając sobie sprawę o co go prosi. W końcu jednak się przemógł i drżącymi palcami rozwiązywał wiązania gorsetu powtarzając sobie pod nosem.-Myśl o... owocach. O gruszkach, jabłkach, melonach, arbu.. nie może lepiej o czymś... o... kozach?

Vicky pomagała mu pozbawić się gorsetu, ale bez tego “narzędzie tortur, za nic w świecie jej ciało nie chciało zmieścić się w suknie matki. Ciało jak ciało... tylko dwie półkule. Usiadła więc w rozpiętej sukni i patrząc na niego spytała: - Dasz mi... swoją koszulę?
-Co..?- zapatrzony w to co suknia teraz ujawniała Douglas reagował dość ospale. Dopiero po chwili zaczął zdejmować kamizelkę, a potem koszulę, wciąż wpatrzony w biust Victorii.
Dziewczyna wyciągnęła rękę zapominając, że suknia jest rozsznurowana i na chwile oczom Douglasa ukazały się jej piersi, zanim ponownie podciągnęła sukienkę do góry. Trzymając jedną ręką dekolt sukni na piersiach drugą wyciągnęła po jego koszulę. Podał ją gapiąc się na Vicky i mrucząc.-Na jakie ty ciężkie próby mnie wystawiasz.
Uśmiechnęła się do niego promiennie stając koło leża i puściła suknię, która spłynęła po jej ciele w dół układając się wokół kostek, a ona zaczęła wsuwać ramiona w rękawy koszuli, która nadal zachowała ciepło ciała mężczyzny. Ubrana w koszulę do połowy uda, wróciła i wtuliła się ponownie w jego ramiona wygodnie układając głowę na jego tym razem niczym nie osłoniętej piersi. Wymruczała przy tym: - Teraz wygodniej... dużo bardziej wygodniej.... przytulisz? - i spytała: - A tobie wygodnie?
-Aż za bardzo.- mruknął Douglas tuląc mocno Victorię do siebie.-Nawet nie wiesz jaką jesteś pokusą... Może to i lepiej.- mruknął cmokając ją w czoło.
-Mhhmmmm - wymruczała słuchając bicia jego serca i przesuwając opuszkami palców po jego piersi, delikatnie ją głaszcząc, od czasu do czasu zaplatając palce we włoski ją porastające. A serce biło mu bardzo szybko i oddech też miał urywany. Doug zamknął oczy i próbował zasnąć i zapomnieć kogo tuli do swego torsu.
- Doug... - wyszeptała dziewczyna.
-Co?- spytał Maverick cicho.
- A jak nas znajdą?- wyszeptała pytanie.
-Nie znajdą...śpij.- mruknął cicho Douglas głaszcząc pannę von Strom.-A nawet gdyby to... najpierw musieliby wejść do środka. A to nie jest takie łatwe. Włąąączy..-Maverick udał ziewanie, mając nadzieję, że dzięki temu Vicky pójdzie spać. I ta słodka udręka się skończy... jakoś.-..łem system obrony automobilu.
- Yhhhhhhhhhhmm wymruczała dziewczyna. Przymknęła oczy i leżała chwilę w ciszy, po czym, dmuchnęła raz... uśmiechnęła się, odczekała chwilę i dmuchnęła ponownie na jego pierś.... odczekała chwilę i znów jej podmuch przesunął się po piersi mężczyzny.

Reakcja Mavericka na to była dość typowa dla niego. Wsunął dłoń po koszulę i klepnął Vicky delikatnie w pupę, mrucząc.-Już ci ochota do żartów wróciła? Śpij już dzikusko.
Po czym dłoń jego wróciła na plecy Victorii i przytuliła ją mocniej do niego.
- Auć... - jęknęła dziewczyna na klapsa i dodała z uśmiechem słyszalnym w jej głosie: - Kiedy, jak dmucham...to one mnie tak miło łaskoczą w nos...
-Dzikusko... przez ciebie mam strasznie... niestosowne w tej chwili pomysły.-jęknął cicho Douglas głaszcząc dziewczynę po głowie.
Wtuliła się w niego z uśmiechem i przymknęła oczy... ciepło mężczyzny i emocje minionego dnia sprawiły, że powoli jej oddech stawał się coraz bardziej wyrównany... świadczący, że dziewczyna zapada w sen. A i Doug powoli zasypiał trzymając dziewczynę w objęciach.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 28-03-2011 o 11:10. Powód: wklejenie obrazka którego coś zszamało:P
Vantro jest offline  
Stary 31-03-2011, 16:15   #26
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 1

Ranek...Vicky tuliła się do ciepłego ciała, miękkiego... wróć... nie tak miękkiego ciała. Zamiast miękkiej podusi, lub równie miękkiego biustu Belli z którą dzieliła łóżko, czuła twardy tors.
I włoski łaskoczące ją w nos. Za oknem słychać było śpiew ptaków. I do Vicky docierało, że... przespała się z mężczyzną! Przed ślubem!
Chociaż, na obrazkach książek Douga, wyglądało to inaczej. No i opisy były inne. No i Doug powinien przynieść jej śniadanie do łóżka, a nie chrapać pod nią. W końcu została jego kobietą!
Chyba... Victoria jeszcze nie do końca zrozumiała o co chodzi w owych książkach. Wiele zapisków, miało charakter aluzji, a nie dokładnych opisów, co i jak.
Otworzyła oczy i pośpiesznie je zamknęła z powrotem. “Może powinnam poudawać że jeszcze śpię?” zaczęła się zastanawiać w myślach. Jednak spać już jej się nie chciało... a druga taka okazja może się nie trafić, a może i trafić, jednak nie ma co marnować. Zaczęła przesuwać dłonią po piersi Douglasa.
Odpowiedzią na to były pomruki Douga i przyciśnięcie dziewczyny mocniej do siebie. Dłoń mężczyzny parę pogłaskała głowę Vicky (najpierw kark, zanim trafił na głowę). Coś wybełkotał przez sen i wrócił do chrapania.
Vicky szturchnęła go łokciem między żebra czekając aż otworzy oczy, przypomniało jej się bowiem co powinna powiedzieć, gdy tylko on to zrobi.
-Auć!- wyjęczał Douglas budząc się. Po czym spojrzał zaspanym wzrokiem na Vicky, bardziej ziewając niż mówiąc.- Co?
Uśmiechnęła się do niego promiennie i rzekła: - Kochanie byłeś cudowny... ta noc.... - i westchnęła przeciągle tak jak o tym czytała w książkach.
-Taaa... a dokładnie, co masz na myśli mówiąc... cudowny ?- spytał podejrzliwie Douglas spoglądając w oczy dziewczyny.
Zatrzepotała zalotnie rzęsami i odparła: - Tego nie da się opisać żadnymi słowami... Jak tylko dojedziemy do Londynu opowiem wszystko tatce, on będzie wiedział co z tym dalej począć.
- Z czym począć?- Maverick dziwił się jej wypowiedziom. Do zachowania bowiem zdążył już przywyknąć.
- No z nami, z naszą nocą, z Tobą -odrzekła mu dziewczyna wplatając swoje palce w jego włoski na piersi. Po chwili uniosła głowę i ujmując jeden w palce pociągnęła.
-Au... to boli.- burknął Doug i klepnął Vicky po pupie.-Naszej nocy nie było, ty nadal jesteś dziewicą. W końcu...- dłoń Douglasa wsunęła się pod koszulę, głaszcząc pośladki.-... masz na sobie bieliznę, więc... raczej nic nie mogło między nami zajść.
- Gdzie spędziłam dzisiejszą noc? - spytała się dziewczyna.
-Tu...ale.. jedynie spaliśmy. I nie żartuj sobie tak...- odparł Douglas, a jego palce wsunęły się pod koronkowe cudeńko, by po chwili je zacząć zsuwać z pupy dziewczyny.-Bo pokażę ci... co to znaczy spędzić noc z mężczyzną.
- Wiesz tu jest Anglia... noc spędzona w jednym łożu... w ramionach mężczyzny... Bo przecież jesteś mężczyzną czyż nie? Panna z dobrego domu i jej słowo przeciw twemu... Jak myślisz co tatko na to?- dopytywała się dalej wiercąc się na nim i układając wygodnie.
-Twierdzisz więc... że już kupiłem piwo i pozostało mi go...wypić?- majteczki Vicky zsunięte zostały na uda. A druga dłoń Douga zaczęła rozpinać koszulę, którą miała na sobie angielka.
- Z tego co wiem jesteś bez grosza... to jak mogłeś kupić piwo? - spytała dziewczyna opierając łokcie na jego piersi a brodę na dłoniach i przyglądając się jego twarzy.
-Mam ci to pokazać?- zaśmiał się Douglas wsuwając dłoń przez materiał koszuli i dotykając oraz masując goły biust Vicky. Panienka czuła też palce Douga dotykające wielce intymnych obszarów jej ciała, w okolicach ud i trochę pomiędzy nimi.
- Dooooooooooooglasie! -wykrzyknęło dziewczę podrywając się do góry i siadając na nim zaczęło mu tłumaczyć: -Piwo nie bierze się z kobiecego biustu... trzeba do tego pszenicy, albo chmielu.... albo... zaraz sobie przypomnę poczekaj! - zmarszczyła czoło wiercąc się na nim.
-Że też... masz problemy z prostymi aluzjami.- westchnął Douglas rozpinając koszulę dziewczyny i odsłaniając jej piersi. Po czym zaczął ten biust dotykać w sposób wielce lubieżny.- Skoro chcesz powiedzieć tatkowi, że kochałem się z tobą i że... zabrałem ci cnotę. To jakiż mam powód, by tego nie uczynić, naprawdę?
- Obiecałeś! - uśmiechnęła się do niego dziewczyna promiennie i opadając mu na pierś przytuliła się do niego mocno.
-Obiecałem być... grzeczny tej nocy. Ale wiesz co dzikusko...-odparł jej Doug całując w ucho i dając delikatne klapsa nagie i wypięte pośladki.-Noc już się skończyła.
- Dla mnie nie... nie przyniosłeś mi jeszcze śniadania do łóżka - wymruczała mu w pierś.
Douglas zaśmiał się masując nagą pupę Vicky i jej uda twardymi dłońmi.- Ale nie zdobyłem też twej cnoty, więc... jesteśmy kwita.
- Ale to swoją straciłeś, a nie moją - wyjaśniała mu dziewczyna delikatnie trącając opuszkiem palca jego stwardniały pod wpływem dotyku sutek. - Zimno ci? - spytała czując jak zadrżał.
-Nie... to dlatego, że mam ochotę, na ciebie... dzikusko.- wyjaśnił Douglas leniwie wędrując dłońmi po jej dolnych partiach ciała. Bo i cóż mógł zrobić. Wszak była taka... niewinna w gruncie rzeczy.
- A ja jestem głodna... a ty nie chcesz mi przynieść śniadania... więc... - pochyliła głowę i zacisnęła ząbki na jego piersi mrucząc przy tym - Wszamię ciebie... - mówiąc to mimowolnie musnęła go koniuszkiem języka.
-Smaczny jestem?- jęknął Doug, zaciskając nagle dłonie na jej pupie.
Vicky zmarszczyła czoło i puszczając jego sutek z zębów przejechała po nim językiem i odparła: - Lekko słony...
-To może teraz ja... sprawdzę jak smakujesz?- odparł Douglas z uśmiechem.
- Kiedy ja Ci robiłam wczoraj śniadanie... dziś twoja kolej... a poza tym to ja byłam w twoim łóżku, a nie ty w moim... - tłumaczyła mu dziewczyna powoli.
-Po prostu boisz się, że nie jesteś smaczna.- zażartował Doug, klepiąc ją dłonią po pupie.
- Bo się jeszcze zatrujesz i znów będziemy musieli szukać lekarza, a ty nie lubisz zastrzyków przecież... - wyjaśniała mu wiercąc się na nim. Ileż może znieść mężczyzna, mając taką sikoreczkę, na sobie. Doug nagle zacisnął dłonie na udach Vicky i... przetoczył się w lewo. Teraz to dziewczyna była przygnieciona nim czując jego ciężar, dziwne naprężenie w spodniach i... usta całujące jej szyję i biust.
Vicky pisnęła gdy zmieniał ich pozycję. Leżąc pod nim przymknęła oczy i wyszeptała: - Idziesz nam zrobić śniadanko?
-Niezupełnie. Skoro chcesz mnie oskarżyć o zabranie ci cnoty.- odparł wędrując ustami po piersiach.-To może naprawdę ci zabiorę.
Język Douglas pocierał szczyty biustu Vicky z wyraźnym entuzjazmem. A dłonie Mavericka zsunęły do końca przeszkadzający skrawek materiału. Tak że majteczki Vicky, wisiały na jej lewej kostce.
- Mmmmmmmmmmmmmmmhmmmmmmmmmm.... mruknęła dziewczyna mimowolnie wyginając się w jego stronę. Przygryzła na chwilę swoją wargę a potem wymruczała pytanie: -Kiedy mówiłam, że mi cnotę odebrałeś?
To co chcesz powiedzieć... tatusiowi?- rzekł Maverick całując biust, potem brzuch dziewczyny. I pieszczotliwie dotykając dłońmi wypiętych w jego stronę piersi.
- No praaaaaaawdę - wymruczała i zadrżała pod wpływem pieszczoty jego ust.
- Tooo opowiedz mi tą prawdę.-odparł Douglas nurkując głową pomiędzy jej udami i całując ją... w sposób nieoczekiwany, ale bardzo rozpraszający.
Tego się Vicki nie spodziewała i na taką pieszczotę poderwała się ku górze waląc nieszczęsnego mężczyznę kolanem w szczękę. Ahhhhhhhhhhhhh - wyrwało jej się przy tym westchnienie.
-No pięknie...- mruknął Douglas rozcierając obolałą szczękę i patrząc na spłoszoną Vicky spytał.-Jesteś bardzo wrażliwa... znaczy ciało masz bardzo wrażliwe, wiesz?
- Tak... boli mnie teraz kolano - odrzekła mu na to masując obolałą część ciała.
Douglas kucnął i ujął palcami podbródek Victorii, nachylił się i pocałował jej usta mówiąc.-I tak nie ukryjesz przede mną faktu, że podobały ci się te pieszczoty. Twoje ciało cię zdradziło.
Zaczerwieniła się na jego słowa i odrzekła: - No...pewnie nie jedno ciało ci to zdradziło.
-A co... jesteś zazdrosna o inne kobiety w moim życiu? -odparł Douglas głaszcząc Victorię po policzku.-Już chcesz mnie usidlić i zaciągnąć do ołtarza?
- Tylko nie do ołtarza! - wykrzyknęła Vicki podrywając się na równe nogi. Przypomnieli jej się bowiem namolni kandydaci do jej posagu... Czyżby Douglas też był taki jak oni?
-Dziwna jesteś... czyż dziewczyny nie marzą o księciu na białym koniu, który je poślubi? -odparł Douglas wstając. Pogłaskał Victorię po głowie mówiąc.-No... ubieraj się dzikusko. Bo może znów mnie nabrać pokusa na twe wdzięki. I tym razem może się skończyć prawdziwym seksem.
- Nie masz konia... i nie jesteś chyba księciem? - odparła zadzierając butnie podbródek do góry. Zabrała poły koszuli w garść i opatuliła się nią zakrywając się.
-To zależy o jakim koniku mówimy.- odparł dwuznacznie Douglas uśmiechając się. Po czym westchnął głośno, robiąc obolałą minę.-Chyba... leki przestały działać.
Odetchnął głośno.-Ale... nie boli już tak mocno.
-Wujo kazał trzy dawki... to trzy dawki... kładź się! - odrzekła z niewinnym uśmiechem Vicky.
-Ty to uwielbiasz przechero... przyznaj się.-odparł Doug kładąc się posłusznie.
Popędziła biegiem do sypialni chwyciła kajdanki i z powrotem w mgnieniu oka była w bibliotece.
Kątem oka zerknęła na śpiącą pokojówkę i dwie puste butelki stojące przy łóżku. W końcu jak już znieczulać, to na całego.
Urżnięta w trupa Bella nadal spała snem sprawiedliwych.
- Rączki... po proszę - tym razem grzecznie go uprzedziła o swoich zamiarach, wszak już wiedział, że tak trzeba.
Douglas posłusznie dał się zapiąć, czekając na zastrzyki. W duchu cieszył się, że to już koniec.
- Nie pamiętasz jakie to powinny być kolorki -pyta go Vicky odsłaniając zarazem pośladki mężczyzny.
-Przecież... aplikujesz mi je od tyłu.- burknął Douglas czując się nieswojo w tej sytuacji... właściwie to bardziej z tą kobietą. Bo sytuacja do pewnego stopnia była mu znajoma.
-No ale jak wujo mówił, który kolorek po którym, to byłeś od przodu - odrzekła mu na to Vicky i zaczęła przyglądać się fiolkom.
-Fioletowa chyba pierwsza... a może... zielona?- próbował sobie przypomnieć Maverick.
-Jak się pomylę... to bęęęęęęęęędzie booooooooooooolało, oj będzie-mruknęła pod nosem tak, że jednak i do jego uszu to dotarło.
-I tak booooli.- burknął Douglas.
- Heh... jesteś zniewieściały! Jak nasz stajenny złamał rękę i kość mu wystawała... to nawet nie jęknął jak mu ją nastawiałam, zanim wujo przyjechał i dał mu zastrzyk. A ty jęczysz jak widzisz małą igiełkę... - mruknęła przesuwając palcem po fiolkach.
-Poczekaj aż ja ci wbiję igiełkę. I przekonamy się kto jest zniewieściały.-odgryzł się Douglas.
- No sam zobacz, że mała... - chcąc go pocieszyć podsunęła mu igłę pod nos, zapominając o tym, że ma nie zapiętą koszulę i opierając się biustem o jego ramię.


-Nie igła jest problemem. A specyfik.-odparł Doug większą uwagę poświęcając biustowi Vicky, niż samej igle do strzykawki.
- Czy to nie ty się upierałeś, aby jechać do lekarza? Sam nie wiesz co chcesz - wzruszyła ramionami Vicky. Po czym podjęła decyzję co do kolejności fiolek i jeden po drugim specyfik zaczęła wstrzykiwać w wypięty pośladek mężczyzny. Zerkając raz po raz na jego twarz.... czy widać oznaki, tego iż jednak się pomyliła.
Trochę pojęczał, trochę pomruczał, po czym popatrzył na Vicky tak jakoś... dziwnie. Tak jakby rozbierał ją wzrokiem. Co prawda nie było wiele do rozbierania, ale Victoria czuła jego dziką żądzę, wprost promieniującą z jego oczu. Szarpnął kajdankami kilka razy i... nie mogąc ich zerwać zawył smutno.
Pochyliła się nad nim i pogłaskała go czule po głowie. - Poczytam ci coś... - odwróciła się i zaczęła przeglądać półki z książkami. – Co by.... tu … wybrać? - mamrotała przy tym pod nosem.
I mimo, że stała odwrócona czuła jego spojrzenie na sobie. Spojrzenie wywołujące przyjemny dreszczyk na plecach i przypominające o jego ustach wędrujących coraz niżej.
Wysunęła jedną z książek i popatrzyła na jej okładkę.


“Ogród jak ogród... jabłuszka, owocki, samo zdrowie”, pomyślała siadając koło Douglasa i zaczęła mu czytać na głos. Tyle, że choć w książce były jabłuszka i melony, to nie takie jakich się Vicky spodziewała. I do tego jeszcze rozpalone spojrzenie Douglasa, gdy czytała mu takie... sprośności. Trudno było powiedzieć, czy rozumie w tej chwili, to co mu czytała. Na pewno patrzył na nią z uwagą wędrując wzrokiem po jej... negliżu.
- Jak się czujesz - spytała przerywając na chwilę i głaszcząc go po policzku. Przez chwilę tulił się do tej dłoni twarzą, potem cmoknął ustami jej nadgarstek, nic nie mówiąc. Tak jak ostatnio. Widać potrzebował trochę czasu, by dojść do rozumu.
- Boli? - dopytywała się szeptem, głaszcząc go raz po raz. A on czekał na okazję, by capnąć jej palec.... W końcu się do czekał, capnął. I nie ugryzł, ale pieszczotliwie trzymał zębami, wędrując po nim językiem. Muskała jego usta palcami uśmiechając się do niego. - Też jesteś głodny, co? Jak minie te czterdzieści minut o których wujo mówił to pójdziemy zrobić śniadanie -pocieszała go przy tym. Miała jednakże wrażenie, że na co innego Doug ma ochotę, nie puszczając jej palca, aż... spojrzenie Douglasa stało się mniej zwierzęce, a on sam puścił jej palce mówiąc.-Co... co właściwie. Czemu ja ci ssałem palec? Czy zrobiłem coś głupiego?
Vicky nie mogła się powstrzymać... - Spełniłeś swoją obietnicę... teraz niestety... masz już moją cnotę
-Co.. znaczy w jaki sposób? -zdziwił się Douglas.
-No... w taki jak mężczyzna zabiera jej kobiecie. To nie wiesz??? - zdziwiła się Vicky zerkając mu w oczy.
-No... bo.. nadal mi... sterczy.- wydukał z siebie Doug.
- A to pewnie przez te leki co ci je wstrzyknęłam -odparła mu dziewczyna. - Nie chciałeś mnie słuchać jak cię pytałam.....
-Szkoda że nic nie pamiętam. Bardzo bolało?- spytał Douglas wzdychając.
Vicky zaczęła się zastanawiać czy powiedzieć, ze bolało czy powiedzieć że nie bolało... nie wiedząc co rzec mruknęła: - Mmmmmmmmmhmmmmmmmm...
-Następne razy nie będą bolesne. Zobaczysz... będzie przyjemnie. Tylko pierwszy raz jest taki.-próbował ją pocieszyć Douglas i przypomnieć sobie co właściwie zaszło. Po czym spojrzał w górę.- Ale jak cię mogłem wziąć siłą, skoro przykuty jestem?
Vicky podumała chwile i ignorując jego pytanie zadała swoje: - Czemu pierwszy raz tak boli, a kolejny już nie? - Douglas bowiem wydawał jej się “kopalnią wiedzy” do tej pory zabronionej jej przez Hildę.
-Skoro to zrobiliśmy to powinnaś wiedzieć...- zdziwił się Douglas. Po czym głośno dodał.-Nie zrobiliśmy tego! Okłamałaś mnie!
- No pytam czemu pierwszy raz boli a drugi nie? Wszak raz było, to nie wiem o tym drugim - tłumaczyła mu Vicky.
-Możesz mnie odpiąć? To ci pokażę różnicę.-mruknął Doug
- Nie... lepiej mi powiedz... już pierwszy raz pokazałeś, teraz wolę posłuchać - odrzekła mu na to Vicky.
-Pierwszy raz boli, bo dziewictwo dziewczyny tracą tylko raz.-odparł Douglas i potrząsnął kajdankami, przypominając o ich rozpięciu.
- A skąd wiesz, że za drugim razem nie boli? Wszak nie jesteś dziewczyną. - dopytywała się dalej ignorując jego potrząsanie kajdankami.
-Bo akt miłosny jest przyjemny dla kobiety. Zwłaszcza z ukochanym.- odparł cierpliwie “więzień “ Vicky, obiecując sobie w duchu małą zemstę na dziewczynie.
- A jak nie z ukochanym? - dopytywała się dalej.
-Pewnie też... o ile ci się podoba. Wszak lubisz moje pocałunki i jak cię dotykam. To jest zwykle preludium prawdziwych pieszczot.- wzrok Douglasa mimowolnie wędrował po ciele Vicky, którego uroków rozpięta koszula nie była w stanie ukryć.
- A jak nie chce się, a ktoś weźmie wbrew woli? - dopytywała się jeszcze.
-To już o wiele mniej... ale wiesz. Nie należy kusić, jeśli się nie chce. A ty...wydawałaś się, przychylna mym awansom.- odparł Douglas nieco zafrapowany.
- Skąd wiesz... jak nie pamiętasz, jak było? - Vicky zerknęła mu w oczy zastanawiając się czy już mu powiedzieć prawdę czy może w ogóle o niej nie wspominać.
-Och nie żartuj, że cię siłą wziąłem, kiedy zamroczony. Z kajdankami na dłoniach... to raczej ty ujeżdżałaś mnie.- odparł Douglas z irytacją w głosie.
- Jesteś pewien? A kto się pytał czemu mój palec ssie? - odparła dziewczyna.
-Jest różnica między chęcią, a możliwościami, kłamczuszku.- odparł Douglas i potrząsnął rękami.-Ja tu jestem w niewoli. A nie ty.
- Heh... Doug.... - mruknęła głaszcząc go po policzku.
-Co dzikusko?- spytał Maverick patrząc jej w oczy.
- Jak ci zrobiłam ten zastrzyk... to potem ci poczytałam, a palec złapałeś jak cię pogłaskałam, bo chyba... chyba nie wiedziałeś co robisz. Nic więcej nie było... przepraszam, że cię okantowałam, ale... chciałam się dowiedzieć jak to jest, a tym mi powiedziałeś, a Hilda mi zabraniała i myślałam, że też nie powiesz... - i cały czas mówiła... mówiła i mówiła zerkając czy bardzo jest na nią zły. Nie był, ani zaskoczony, ani zły. Na koniec zaś westchnął.-Nie dawaj się całować, ani dotykać, jeśli nie masz na to ochoty... dzikusko. A i ubierz się w końcu, bo mi ochoty dodajesz.
- Noooooo... dobrze - czując się trochę “winna”, podniosła się z posłania na którym siedziała. Zsunęła z siebie jego koszulę i zaczęła zbierać swoje ubranie, zakładając po kolei, najpierw koronkowe majteczki, potem gorset a na koniec wbijając się w suknie matki. Jednak nie mogąc zasznurować gorsetu i z suknią był problem, więc narzuciła na siebie jego koszulę i zawiązała z przodu. Uśmiechając się do niego spytała: - Tak wystarczy?
Douglas który był mimowolnym świadkiem tego przedstawienia, nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Więc tylko pokiwał głową.
-Boli cię jeszcze? - spytała Vicky źle interpretując jego milczenie.
-Nie.. nic a nic.- wydukał z trudem mężczyzna.
-Jeszcze musisz trochę poczekać, zanim cię odepnę... to może ja się wykąpie w tym czasie... chyba, że chcesz abym ci jeszcze poczytała... tą poezję? - spytała zerkając na niego z góry.
-Nie... idź się wykąp.- odparł Douglas szybko.
- No to ty sobie odpocznij! - rzekło entuzjastycznie dziewczę i pochylając się cmoknęła go czule w usta. Podniosła głowę i przesuwając grzbietem dłoni po jego policzku dodała- Niedługo wracam...
-Dobrze... będę czekał.- odparł zgryźliwie nieco Douglas.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-03-2011 o 19:27.
abishai jest offline  
Stary 31-03-2011, 16:19   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 2

Vicky popędziła do sypialni szturchnęła śpiącą Bellę:
- Bella... wstawaj, już rano, śniadanie będzie. Ja idę się wykąpać. Aaaaaaaaaaaa i Douglasa nie odpinaj z kajdanek bo grozi mu niebezpieczeństwo, zrobi sobie krzywdę!
-Panienko, a co ja mam...zrobić? -zapytała Bella wstając powoli z łóżka, i chwytając się za czoło.-Moja głowa.
- Heh... to może lepiej jeszcze poleż.... śniadanie do łóżka ci przyniosę - mruknęła Vicky zerkając na swoją młodą pokojówkę. I popędziła do łazienki skąd po chwili dochodził odgłos jej śpiewu i lejącej się wody. A Bella położyła się spać rozumiejąc trzy po trzy z tego co mówiła panna von Strom. Najważniejsze jednak zapamiętała “jeszcze poleż”. I to polecenie zamierzała sumiennie wykonać.
A Vicky w tym czasie korzystała z uroków łazienki. Podśpiewywała sobie przy tym szorując swoje ciało i wspominając wszystkie nowości jakich się dowiedziała. Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki i poszła do biblioteki. Uklękła obok niego i rozpięła mu kajdanki. - Pomożesz mi zrobić śniadanie? Bella, źle się czuje.
-Tak, tak ...ale najpierw się ubiorę i umyję. Albo na odwrót.- odparł uwolniony mężczyzna i nagle pochwycił angielkę w ramiona dociskając do swego ciała.-A teraz panno von Strom, chcesz żebym cię pocałował?
- Chcę - odrzekła mu dziewczyna zarzucając ręce na szyję. I po chwili poczuła wargi Douglasa pieszczące jej usta w drapieżnym i gorącym pocałunku. I język mężczyzny dotykający jej języka. Maverick całował ją długo, przyciskając jej ciało do swego, rozpalony niedawnymi wydarzeniami.
Vicky odwzajemniała jego pocałunki z entuzjazmem, wtulając się mocno w ciało Douglasa. Jej dłonie głaskały jego kark, a palce zaplatały się we włosy przeczesując je powolnymi ruchami.
Po chwili poczuła dłonie Douglasa, jedną wędrującą po jej plecach, drugą po pupie... o czymś uwierającym ją niżej nie wspominając. Mężczyzna z gorących pocałunków ust przerzucił się na całowanie jej szyi i mruczenie cicho pod nosem.-Budzisz dużo pokus, dzikusko.
- Bo to miłe uczucie.... jak mnie całujesz. - wymruczała mu w ucho dziewczyna przytulając się do niego. - Idź się wykąpać, a ja zacznę robić śniadanie.
-Taaak...miłe. I nie tylko całowanie.- mruknął Doug liżąc czubkiem języka uszko dziewczyny. Po czym rzekł zaskoczony.-Robić?! Może lepiej nie. Może ja zrobię, co? Śniadanie do łóżka.
-Kiedy ja już nie jestem w łóżku - odparła mu dziewczyna z uśmiechem i wymijając go ruszyła w kierunku drzwi, aby udać się do kuchni robić śniadanie.
-Tylko się nie poparz. Znowu.-westchnął załamanym głosem Douglas i zabrał się za ubieranie.
- Cmokniesz i przestanie boleć - rzekła dziewczyna z uśmiechem i nie zatrzymując się udała do kuchni. Zaczęła buszować po szafkach w poszukiwaniu... śniadania.
I znalazła....dziwne puszki.


zawierające równie dziwne jedzenie. O ile to było jedzenie. Otwierała więc puszkę po puszce i wysypywał ich zawartości na blat kuchennej szafki. Przyglądając się na kolorowe zawartości wrzuciła wszystko do jednego garnka i postawiła go na kuchence podpalając gaz. Zastanawiała się czy nalać wody, ale doszła do wniosku, że chyba nie ma takiej potrzeby. Podeszła do zlewu i odkręciła kran, aby umyć ręce, całkowicie zapominając, że w łazience kąpie się Douglas.
Odpowiedzią był wrzask z łazienki, oraz przekleństwa. Tymczasem z garnka zaczął wydobywać się... smrodek?
Vicky pospiesznie podbiegła do garnka, zapominając zakręcić wodę lejącą się do zlewu. Pomieszała jedzenie łyżką, widząc unoszącą się z garnka parę doszła do wniosku, że jedzenie jest... ciepłe... gotowe... wyłączyła gaz. Wyjęła talerze i łyżką zaczęła wybierać jadło z garnka układając na talerz. Kiedy do kuchni wszedł Douglas podsunęła mu go pod nos.


- Śniadanie... - mruknęła do niego z uśmiechem.
Douglas po usiądnięciu do stołu, trącił to coś... widelcem. Trącił jeszcze raz by upewnić się, że to... nie żyje.-Ono się chyba na mnie patrzy.
- Czym? - spytała Vicky pochylając się nad stołem i wsadzając nos w jego talerz. Skrzywiła się lekko czując, że i na talerzu jedzenia pachnie tak jak w garnku. Douglas jednak nic o tym nie mówił to i ona postanowiła nie mówić.
-O tuu... to wygląda jak.. oczko... co to właściwie za potrawa. I czemu zajeżdża od niej... palonym kauczukiem? -Doug uprzejmie wskazał widelcem “oczko.”
- Znowu... krytykujesz? A jeszcze nie spróbowałeś! - wygięła usta w podkówkę zerkając mu w oczy.
-A ty próbowałaś?- spytał Maverick patrząc w oczy Vicky i nie dając nabrać na kobiece sztuczki dziewczyny.-Kucharz powinien pierwszy spróbować potrawy.
- Yhm... mi smakowało... spróbuj - uśmiechnęła się przymilnie, pakując mu się na kolana i wyjmując widelec z jego dłoni. Nabrała na niego zawartość z talerza i przysunęła do jego ust.
-Czemu mam...- nie dokończył. Westchnął cicho zdając sobie sprawę z tego, że panna von Strom coraz bardziej okręca go wokół swego paluszka.-Więc jak nazywa się ta potrawa?
- Śniadanie panny von Strom - odparła z uśmiechem wiercąc mu się na kolanach i cmokając w kancik ust. - Otwórz buzię....aaaaaaaaaaaaaaaaaa
-Podstępna szantażystka.- Douglas zdobył się na ostatni protest pozwalając się karmić przez chwilę. Przełknął kilka kęsów paciai i rzekł.-Odchody muła smakują pewnie lepiej. Zejdź dzikusko, bo muszę do łazienki.
- Czemu? Nie smakuje ci? Zrobisz nam śniadanie? westchnęła zrezygnowana wstając z jego kolan.
Nie odpowiedział, zerwał się szybko z krzesła i pognał do łazienki jakby go ścigało stado wilków. A Vicky w tym czasie starała się odszyfrować nalepki na otworzonych przez siebie puszkach. “Czerwona fasolka” - odetchnęła z ulgą bo to znała. “Kukurydza” - też była jadalna. Uniosła do góry puszkę z napisem “Sproszkowany klej tapicerski” jak do kuchni wszedł na powrót Douglas. Zerknęła w jego kierunku znad trzymanej w dłoni pustej puszki.
Douglas wrócił do kuchni, z butelką whisky, którą co jakiś czas przepłukiwał gardło.-Zrobię nam kanapki, a potem... będziesz strzelała. Cóż... uszyła się strzelać.
Schowała pospiesznie dłonie z puszką za siebie. “Widział czy nie widział?” i pokiwała z zapałem na zgodę głową.
-Będziesz tak stała w tej kuchni?- zdziwił się Douglas wyciągając bochenek i nóż. I sprawnie krojąc nim chleb. Spodziewał się trochę więcej entuzjazmu z jej strony, z okazji strzelania.
- Yhm... popatrzę, może się nauczę... - zaczęła wycofywać się tyłem w stronę zlewu pod którym widziała kubeł, gdzie mogłaby się pozbyć feralnej puszki. Nagle ciszę pomieszczenia zakłócił brzdęk.
- Posprzątam... te walające się tutaj puszki, abyś miał miejsce na robienie śniadania!- zagarnęła pospiesznie pozostałe i wrzuciła do kosza.
Douglas miał chyba doświadczenie w kawalerskim życiu. Bo chwili kilkanaście kanapek było gotowych.-Jedz.
- A... herbatka? - spytała siadając do stołu.
-Herbatki... nie ma. Właśnie wywaliłaś przy okazji puszkę z herbatą.- odparł Douglas i nalał Vicky alkoholu.-Ponoć już piłaś, tak?
- Yhm.... ale nie przed strzelaniem - odparła. - Poproszę wodę.
-Mądre... podejście do sprawy.- odparł Douglas podając Victorii szklankę z wodą. Z zimną wodą.
Jak to mówią... “jak się nie ma co się lubi... to się lubi co się ma”, dziewczyna zjadła śniadanie z apetytem, a między jednym kęsem a drugim pytała:
- Z czego będziemy strzelać?
-Ty... z derringera. Malutki pistolecik dla dam.- odparł Douglas.
- A czemu mam strzelać? - pytała dalej.
-Żeby się nauczyć strzelać. Żebyś mogła się obronić przed napaścią w Londynie.-odparł Douglas.
- A kto mnie tam napadnie? -spytała zdziwiona.
-Ja bym się zastanawiał, kto ciebie nie napadnie.- odparł żartobliwie Douglas i głaszcząc ją po włosach mruknął.-Choć... zaimponowałaś mi wczoraj zimną krwią i wachlarzem.
- Aaaaaaaaaaaaaa właśnie... jedziemy razem do Londynu, prawda? - spytała nagle.
-Do twego tatki. -odparł Douglas kiwając głową.
- I... czujesz się za mnie odpowiedzialny, bo chcesz mnie nauczyć posługiwać się bronią - patrzyła z uwagą w jego oczy.
-Coś... w tym stylu.-potwierdził Maverick.
- Bo nie chcesz, aby mi się coś stało? I nie pozwolisz aby mnie spotkało jakieś nieszczęście dopóki z tobą jestem? I wiesz, że taka dziewczyna jak ja może zostać skrzywdzona, jak się nie umie obronić? I wiesz, że potrzebuję twojej opieki i pomocy? - pytanie goniło pytanie.
-Powiedzmy, że będę spokojniej spał, wiedząc że jako tako potrafisz się obronić.-odparł wymijająco mężczyzna.
- Ale uważasz, że na razie tego nie potrafię? - padło kolejne pytanie.
-Nie. Tego nie powiedziałem.- odparł Douglas zerkając na dziewczynę. Po czym dodał.-Niemniej zawsze lepiej będzie, gdy poza wachlarzem będziesz miała dodatkowego asa w rękawie...choć.. raczej w biuście, jeśli chodzi o szczegóły.
- Ale wczoraj nie wiedziałeś o wachlarzu, a zostawiłeś mnie samą - rzekła mu dziewczyna.
-Wczoraj... nie sądziłem, że ktoś mi będzie przytykał ostrze do szyi. A potem strzelał do was.-odparł krótko Douglas.
- Bo biust tej blondyny przyćmił ci osądzanie! Pewnie sądziłeś, że coś innego ci do tej szyi poprzytyka! Powiedziałeś, że sypialnia moja, a zacząłeś ją do niej ciągnąć! Zabiliby nas, a ty byś się nawet tym nie przejął ot co! - burknęła Vicky wydymając usta, odsunęła od siebie nie zjedzoną do końca kanapkę i dodała- Odechciało mi się i jeść i strzelać i w ogóle z tobą być! - podniosła się obrażona aby wyjść z kuchni.
Douglas wstał i podszedł do dziewczyny. Chwycił ją w ramiona, objął i zaczął tulić. I cmokać ją w ucho szepcząc.-Przepraszam dzikusko, bardzo mi przykro.
- Wcale ci nie byłoby przykro jakby ci się ta blondyna przyssała do szyi, nie nożem ale ustami - mruknęła wtulając się w niego.
-Wiesz dzikusko... a może bym wolał od tej blondyny. Byś ty mi się przyssała, co?- odparł Maverick lekko przyciskając Vicky do stołu, jedną zaś dłonią wędrując po jej plecach, drugą rozpinając bluzkę. Potrafił wszak rozpoznać zazdrość kobiecą, a zachowanie Vicky było tego idealnym przykładem. Całował jej szyję i dekolt mówiąc.-A może... bardziej chciałbym twe piersi całować, a nie jej.
Vicky przypomniało się jak je zostawił przy stoliku, nie odwracając się nawet na jej wołanie i słowa Marty... “Mężczyźni myślą o jednym”. Poczuła się oszukana i nie zastanawiając się długo huknęła Douglasa talerzem w głowę.


- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! syknęła przy tym.
-Auuu! Oszalałaś?!-krzyknął wściekły Douglas. Spojrzał na nią poirytowany mówiąc.-Czego ty właściwie chcesz... Będziesz się o to gniewać do końca podróży? Przecież nie jesteś... nawet nie wiem... Co ty właściwie do mnie czujesz dzikusko?
- Nic a nic nie czuję! - zaczęła pospiesznie go zapewniać dziewczyna. - Chcę tylko wiedzieć czy kolejna blondyna w następnej karczmie nie sprawi że znów mnie zostawisz bez słowa... z szantażystami takimi jak tam!
-Skoro nic do mnie nie czujesz. To co cię obchodzi, z kim zamierzam sypiać?- spytał Douglas wpatrując się w oczy Vicky.
- Sypiaj sobie z kim chcesz!- odrzekła spuszczając oczy. - Nie obchodzi mnie to! I puszczaj ale już!!! - zaczęła się wiercić w jego ramionach.
Douglas jednak nie zamierzał odpuszczać. Nadal trzymając ją mocno jedną ręką, uniósł kciukiem jej podbródek i rzekł jej wprost w oczy.-A jeśli... mam ochotę sypiać z tobą... to co wtedy?
- Do następnej blondyny? - burknęła.
-Dziwne. Czy mi się wydaje, czy też nie miałabyś nic przeciwko, o ile nie byłoby kolejnych blondyn.-odparł zadziwiająco cicho i ciepło Doug całując czubek nosa Victorię.-No, no... dzikusko, musisz się zastanowić, co chcesz zrobić ze swoim życiem. I u kogo ulokować swe uczucia. Ja... nie powinienem ci się narzucać, wiesz?
- Tak ty... w każdej karczmie, będziesz nas porzucać! - mruknęła przytulając się do niego. Czuła się jak opiłek żelaza, który jest przyciągany przez magnes... a jej magnesem jak na razie okazywał się Douglas. Sama nie wiedziała czemu... ale dobrze jej było, gdy ją tak do siebie tulił. Oplotła więc jego szyje swoimi ramionami, a nogi zaplotła mu naokoło pasa i wtuliła się w niego całą sobą.
Usta Douglasa wędrowały po szyi i dekolcie rozpiętej koszuli dziewczyny, dłonie głaskały ją po plecach.-Oj dzikusko. Bo cię zaciągnę do łóżka. I do żadnej karczmy nie pójdziemy. Aż do Londynu, albo i dłużej.
Wtulała się w niego przeczesując jego włosy palcami. - Bella... jest głodna... i postrzelona... i - jednak nic nie wskazywało że chce się uwolnić z jego ramion.
-Ciii... Bella odpoczywa. Bądźmy cichutko.-mruknął Douglas rozpinając kolejne guziki jej koszuli, po czym odsłaniając jej piersi. Każdy nowoodkryty obszar jej skóry, całował i pieścił językiem.-Słodka jesteś... dzikusko.
- Jak bardzo słodka? - wymruczała odchylając się do tyłu, tak jakby chciała mu ułatwić dostęp do swojej skóry po której sunęły jego usta, wywołując przyjemne dreszcze w jej ciele.
-Jak miód, bardzo słodki miodek.- mruczał Douglas, na dowód prawdziwości wędrując językiem po piersiach dziewczyny, która jeszcze wczoraj starała się ukryć sekrety swego ciała przed nim. Słowo “miód-miodek” podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Przypomniało jej się bowiem, jak wczoraj Douglas zareagował jak mu miodek w prezencie przyniosła. Odepchnęła go od siebie gwałtownie i zeskoczyła ze stołu. - Oszuuuuuuuuuuuuuukujesz mnie! Wczoraj ci mój miodek nie smakował! Wprost przeciwnie, krzyczałeś na mnie. - chlipnęła.
-Jaki znów miodek...-Douglas chwycił Vicky w ramiona nie pozwalając jej uciec. A że chwycił ją od tyłu, to dłońmi delikatnie masował jej piersi, brzuch obnażone w wyniku wcześniejszych figli. Muskał wargami jej szyję mówiąc.- O czym ty... mówisz?
- Jesteś... love... lave... bałamutnik! Pewnie każdej dziewczynie tak mówisz. Przyniosłam ci wczoraj miodek, aby cię przeprosić, a ty się na mnie nadarłeś, ot co! Puszczaj... oszuście! - próbowała się wywinąć z jego ramion... nie dowierzając samej sobie, a właściwie swojemu ciału, które dziwnie nie chciało jej słuchać, gdy on jej dotykał.
Palce Douglasa wędrowały po skórze dziewczyny i dotykały szczytów jej piersi, prężących się pod jego dotykiem, gdy mówił.-Aaaa...gniazdo os... eee.. pszczół? Miodek był w środku, ale pszczoły też. Nie krzyczałem na ciebie. Tylko... bałem się, że nas użądlą.
Maverick całował szyję i policzki Vicky.-Dzikusko... nie płacz. Nie lubię jak płaczesz. Wolę twój uśmiech.
Odwróciła się do niego przodem i chlipnęła: - Nie jestem, ani durna, ani głupia... i sama wiem jak jest! Mówisz tak, bo sądzisz, że chcę to usłyszeć. Bo nie ma tu teraz innej do twojego bałamucenia. A wczoraj o nas po prostu zapomniałeś... -dalej Doug nie dał jej mówić przywierając ustami do jej warg i zaczynając namiętnie całować dociskając jej ciało do swego. Odwzajemniała jego pocałunki zaplatając swój język z jego językiem, wtulając się w niego i ocierając o niego. Tymczasem suknia opadła całkiem w dół, z małą pomocą dłoni Douglasa. Mężczyzna pomiędzy pocałunkami ust Vicky, delikatnie chwycił ją za pupę i posadził na stole. Po czym wędrował wargami po jej biuście, nic już nie mówiąc, by nie wywoływać kolejnych ataków płaczu. Vicky wtulała się w niego a jej palce przesuwały się po guzikach jego koszuli rozpinając ją powoli i zsuwając ją z jego ramion (z pomocą samego Douglasa). Opuszkami przesuwała po ciepłej skórze mężczyzny, a z jej ust wydobywały się westchnienia wywołane zarówno jego dotykiem, jak i dotykiem jaki czuła pod swoimi wędrującymi po nim dłońmi.
Usta Douglasa, zeszły na brzuch dziewczyny, a dłonie masowały uda Victorii. Maverick się nie spieszył z figlami, oddając się w pełni pieszczocie jej skóry. Drżała pod wpływem jego pieszczoty, ale zadrżała jeszcze bardziej słysząc pytanie:
- Znowu jecie śniadanie -pytała zaciekawiona Bella stając w drzwiach kuchni. Zachichotała cicho.-Może nie przeszkadzać państwu w ...konsumpcji?
A Doug zaciskając odruchowo dłonie, na udach Vicky i uniemożliwiając jej ucieczkę, spojrzał w kierunku pokojówki.- Poprawiam twojej pani humorek. A jak ty się czujesz Bello?
-Nie za dobrze... głowa mnie boli, żołądek męczy...- zaczęła narzekać Bella.
- Pussssssssssssszzzzzzzzczaj... syknęła mu równocześnie w ucho Vicky, na głos dodając: Usiądź Bello... Douglas robi super śniadanie, zjesz i od razu poczujesz się lepiej.... prawda Doug? - spytała uśmiechając się do niego, czując jak bardzo ma zaczerwienione policzki.
-No niewątpliwie panicz Douglas umie robić dobrze...- odparła Bella chichocząc, bowiem ciężko było jej zachować powagę w takiej sytuacji.-[/i]śniadanie.[/i]
- Skąd wiesz?! spytała podejrzliwie panna von Strom zerkając to na Bellę to na Douglasa.
-Przecież widzę... to śniadanie co panience zrobił. Bardzo panienkę rozgrzało. Suknię panienka zgubiła.- odparła Bella chichocząc coraz bardziej. A Douglas szepnął do ucha Vicky, nadal ją trzymając za uda.-Puszczę, jak obiecasz że dziś cały dzień, będziesz uśmiechnięta.
- A jak mi ten głupawy uśmiech zostanie na zawsze?! - spytała go szeptem muskając jego ucho swoimi wargami, a do Belli dodała: - Spałaś... chciałam poprosić Doga o pomoc w zakładaniu... sukienki - pokrętnie wytłumaczyła brak sukni Vicky.
-Mi to nie wyglądało na zakładanie sukienki. Bardziej na odwrót.- chichotała Bella dobrze się bawiąc wykrętami swej pani, a Douglas cmoknął ucho Vicky mówiąc cicho.-Ja uważam, że masz... uroczy uśmiech.
Zapominając o Belli uśmiechnęła się do niego promiennie i przywarła ustami do jego ust całując go czule. - Naprawdę tak uważasz? - wyszeptała odrywając usta od jego ust.
-Tak... i co najgorsze. Jak się uśmiechasz tak do mnie, to ciężko mi ci czegokolwiek odmówić.- cmoknął wargami jej wargi delikatnie. W sumie i tak powiedział to, co dobrze wiedziała. Uśmiechnęła się do niego promiennie i powiedziała: - A co z moją obiecaną przejażdżką? Wczoraj miałam pojeździć... dopóki ci biust blondi o tym zapomnieć nie dał
-Pojeździsz... postrzelasz... może na razie się ubierz. Choć do przejażdżki, to raczej nago prawda?-mruknął Douglas całując usta Vicky, a Bella zaczerwieniona na policzkach w milczeniu obserwowała te czułości.
- Powiedziałeś że Bella też pojeździ... też chcesz aby była nago? - spytała Vicky nagle się od niego odsuwając i patrząc na niego mrużąc oczy.
-Nago?-zaczerwieniła się Bella, po czym spytała Victorię.-Nago na czym?
-Noooo właśnie... na czym?- wykorzystał okazję Douglas i spytał pannę von Strom mając nadzieję, że mu wyjaśni sprawę, bo dotąd musiał zgadywać.
- Nie słuchasz mnie nic, a nic... - chlipnęła ponownie Vicky.
-Wiesz... pewnych rzeczy nie da się robić w ubraniu.-odparł Douglas wzdychając cicho.-Ale... hmmm... skoro ty byś kochała się nago, to czemu... Bella miałaby w ubraniu?
- Wieeeeeeeeeeeeeeedziałam, że mnie zwodzisz i oszukujesz! I te wszystkie twoje zapewnienia i słówka i w ogóle! - odepchnęła go z całej siły i zeskoczyła ze stołu i z głośnym płaczem wybiegła z kuchni. Pognała do sterówki i zatrzasnęła się w niej od środka. Usiadła opierając się o drzwi i chlipała tak, że słychać ją było stojąc za nimi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-03-2011, 16:21   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 3

Kilka chwil później usłyszała głos Douglasa.-Dzikusko... co właściwie. Ja się trochę pogubiłem. Powiedz co się stało?
- Idź sobie! - dotarło do niego pomiędzy jednym chlipem a drugim. Vicky zaś rozglądała się po sterowce zastanawiając czy uda jej się uruchomić pojazd.
-Przepraszam.- mruknął Douglas głośno.-Możesz mi jednak powiedzieć, na czym to chciałaś się przejechać..
- Widzisz... nie słuchasz mnie nic a nic... zuuuuuuuuuuuuupełnie! - doleciała go odpowiedź zza drzwi.
-Mam wrażenie... że nie zrozumiałem wczoraj, o co ci chodziło. Twoje słowa były... dwuznaczne.- próbował wytłumaczyć Doug.
- Jakie dwuznaczne? Co może być dwuznacznego przejażdżce? - spytała.
-Ech... wiesz... sformułowania których użyłaś, mogły zawierać ten no...- Douglas potarł czoło zdając sobie sprawę, że... dziewczyna nie zrozumie sugestii i aluzji.- podtekst erotyczny.
Vicky coś zaczęło świtać w głowie, ale to wytłumaczenie i to jak szybko się zgodził by Bella też jeździła. To, jak mówił, że woli ją od blondyny, a za chwilę chciał i Bellę... sprawiło że dziewczyna rozejrzała się po sterówce i zobaczyła zostawiony tam wczoraj przez nią talerzyk po kanapce. Wzięła go i z całej siły walnęła nim w drzwi. Rozległ się huk, brzdęk tłuczonego szkła i zaraz potem jej wrzask: - Idź sobie OSZUŚCIE!
-Nie pójdę... Vicky przestań. Dzikusko ty moja. Wpuść mnie.- prosił poprzez drzwi Douglas.
- Nie wpuszczę! Już ci nigdy nie uwierzę! Okłamujesz mnie za każdym razem jak otwierasz usta! - wykrzyknęła dziewczyna rozglądając się czym jeszcze cisnąc w drzwi.
-I kto to mówi.- mruknął do siebie Douglas, po czym głośniej rzekł.-To zamierzasz tam siedzieć? Dobra, ja posiedzę tutaj.
- Idź sobie! - mruknęła już mniej pewnie.
-Nie mam zamiaru...zresztą... to ty tam siedzisz w samych majteczkach. A jak jakiś misio będzie się kręcić. Będzie miał na co popatrzeć.- rzekł żartobliwie, acz głośno Douglas.
Nerwowo zerknęła przez okno czy jakiś misiek już nie zagląda do środka. Pochyliła się i wzięła kawałek zbitego talerzyka w dłonie. Odsunęła zasuwkę i otworzyła drzwi. Unosząc butnie podbródek do góry wyszła na korytarz i mijając go najdalej jak się jej dało rzekła: - Idę się ubrać... a ty rób sobie co tam chcesz!
-Vicky... dzikusko...- mruknął Douglas drapiąc się po czuprynie.- Wcale cię nie oszukuję... Tylko... ty jesteś inna... od zwykłych dziewcząt. I czasami cię nie rozumiem.
- To czemu się zgodziłeś na przejażdżkę... moją i Belli jak nie rozumiałeś? - spytała stając nagle i odwracając się w jego stronę.
-Dobrze wiesz... czemu. Zaczęłaś się uśmiechać, i tulić i... być urocza. Nawet do łapania gwiazdki z nieba mogłabyś mnie przekonać.- odparł Douglas wzruszając ramionami. Po czym przesunął wzrokiem po jej ciele, dodając.-Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale.... jesteś śliczna. I bycie z tobą sam na sam. To wielka pokusa.
- Chciałam pojeździć na twoim motorze... mówiłam ci o nim, a ty... ty mnie nie słuchasz, myślałeś, że na tobie i jeszcze zgodziłeś się aby Bella to też robiła. Rób sobie więc to z nią, a ja wam nie będę przeszkadzać - i opuszczając żałośnie głowę ruszyła do sypialni.
Nie doszła, Douglas chwycił ją za rękę i rzekł.- A niby ty skąd wiesz o motorze, co? Przecież ci go nie pokazywałem?
- Przecież cię przeprosiłam za klucze i wtedy ci o nim powiedziałam... Nie słuchasz mnie! Już nie musisz... chcę do tatki - i rozpłakała się na dobre.
Objął ją i przytulił głaszcząc po głowie i mówiąc.-No już, już... Nie płacz. Nie powiedziałaś, że widziałaś motor. Tylko wspominałaś coś o ujeżdżaniu. No nie płacz moja ty dzikusko. Uśmiechnij, proszę.
- Mówiłam! Nie słuchasz mnie! - tupnęła nogą wbijając niechcący obcas w stopę mężczyzny.
Douglas zaklął cicho pod nosem, ale nie odpowiedział nic. Wziął tylko dziewczynę w ramiona i ruszył do biblioteczki. Do swego pokoju. A tam usiadł z nią na krześle i tulił ją coś cicho nucąc.
Zerkał na tą małą dziewczynkę, w ciele dużej kobiety, od czasu do czasu muskając warami jej głowę.
- Czemu mężczyźni kłamią? - spytała cicho tuląc głowę do jego piersi.
-Z tego samego powodu co kobiety. By nie mówić prawdy.- odparł Douglas głaszcząc ją po włosach.
- Czemu po prostu nie spytałeś na czym chcę jeździć? - spytała znów.
-Wydaje mi się... że spytałem. Ale może nie. Wiesz... ciężko myśleć o wielu sprawach, gdy taka ślicznotka się tuli do ciebie. Taka ślicznotka jak ty.-mruknął Maverick całując czule usta Victorii.-To chcesz jechać motorem? Cóż... planowałem małą wycieczkę do miasta. Najbliższego miasta.
-Bellę sobie weź - mruknęła obrażona. Spojrzał jej w oczy.- Na pewno chcesz by Bella pojechała pierwsza?
Palcem zataczał kółeczka po skórze piersi Victorii.-Miałem wrażenie, że... bardzo chciałaś jechać.
-Już nie chcę... - skłamała. Czuła się oszukana, tak jak wtenczas co miała wraz z Bellą oglądać i porównywać Gregorego, Hilda im przerwała, a właściwie ich przegnała, a potem Bella nagle zaczęła znikać na długie godziny i wracać z miną kota co zeżarł kanarka.
-Może dałbym ci poprowadzić... motor. Pod moją kontrolą.-teraz już nie palce. A dłonie masowały piersi Vicky.-Na pewno nie chcesz? Na pewno wolisz... by Bella była pierwsza?
Bardzo chciała... ale duma to duma. - I znów mnie oszukasz... wszystko ci jedno czy to ja czy Bella, czy ta blondyna... poproszę tatkę to mi... to mi... kupi motor, na pewno mi kupi... i nie będzie kantował - szepnęła cicho przytulając buzie do jego szyi.
-Dlaczego miałbym cię oszukać, co?- mruknął Douglas nie przerywając coraz lubieżniejszych ruchów dłoni na dekolcie Vicky.-Chciałabyś by mi zależało tylko na tobie, dzikusko?
- Nie...- skłamała - Jestem naukowcem... i chcę... chcę... się przejechać w celach naukowych. Jeździj sobie z kim chcesz... nic mnie to nie interesuje... nic a nic - czyny zaś świadczyły inaczej niż słowa bo przytulała się do niego zaborczo, tak jakby nie chciała go puścić, aby poszedł jeździć z kimkolwiek oprócz niej.
-Toooo w czym problem.- rzekł Douglas wędrując dłonią po jej ciele.-Skoro ci wszystko jedno z kim pojadę. I... musisz pojechać... w celach naukowych, to... czemu nie chcesz pojechać ze mną? Ja bym cię...- mruczał głaszcząc ją po policzku.- Ja bym chciał z tobą pojechać.
- Bo mnie zostawisz w tym miasteczku? Tak jak wczoraj w tej karczmie? - znalazła pospiesznie argument świadczący... że jej “nie zależy”.
-A dlaczego miałbym cię zostawić?- spytał Douglas z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Bo od samego początku chcesz się mnie pozbyć? Bo tak jak wczoraj polecisz za kimś innym? Bo znów powiesz, że nie zrozumiałeś? Bo... jest wiele tych “bo” - odrzekła mu dziewczyna znów stając się zadziorną Vicky, a nie beksą, którą sama nie wiedziała czemu przy nim się stawała.
Ujął kciukiem jej podbródek i pocałował. Po czym rzekł.-Bo cię lubię.
Kolejny pocałunek pieszczący.-Bo jesteś wyjątkowa.
Następny pocałunek.-Bo podoba mi się twój uśmiech.
I znów dotknął jej warg swymi ustami.-Bo mnie rozczulasz swymi łezkami.
Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze, podobnie jak powody.- Bo pragnę cię. Bo uwielbiam całować. Bo jesteś kusicielką. Bo rozpalasz me myśli ogniem...
- Dlatego mnie tam zostawisz? - udało się zapytać dziewczynie po ostatnim pocałunku, zanim kolejny zamknął jej usta.
-Raczej... trudno mi cię będzie wypuścić z ramion.-odparł ponownie całując jej miękkie usta, a potem wędrując pocałunkami po szyi i piersiach... a dłonią nieco niżej.
- Tooooooooooooo jedziemy! - wykrzyknęła dziewczyna radośnie zrywając się z kolan Douglasa. I ciągnąc go za rękę - No chodź!!! Proszę!
Wstał i przyciągnął ją do siebie, objął w pasie i rzekł.-No i... ten uśmiech mi się podoba.
Bowiem załamana Vicky przerażała go bardziej od podekscytowanej. Choć podekscytowana także.
Spojrzała na bieliznę w której była i czerwieniąc się dodała: - Tylko coś na siebie założę. Poczekaj minutkę! - i już jej nie było.
Douglas zaś udał się powiadomić pokojówkę i powyłączać część zabezpieczeń pojazdu. I ogólnie przygotować całą tą wyprawę w plenery.
A Bella zaskoczyła Vicky w sypialni i spytała.-I co panienko? Czy jest tak jak w książkach?. Czy gdy on trzyma, to serce w piersi dygocze. A gdy całuje to ogień czuć w całym ciele. I pragnie się więcej i więcej?
- Czytujesz romanse? spytała Vicky zerkając na Bellę przez ramię.
-Tak... czasami.- odparła cichutko pokojówka.- Z dala od Hildy.
- No... mi od razu zabierała te śmieci... zatruwające mózg... więc mnie nie pytaj. Zresztą... jak tam było z pomocnikiem ogrodnika...co? -odpowiedziała pytaniem na pytanie Vicky wywalając po kolei sztuka po sztuce swoją garderobę z szafy Douglasa.
-Hilda... co ona tam wie.-burknęła Bella i usiadła na łóżku.- Z Gregorym było... wyjątkowo. Rozmawialiśmy i całowaliśmy się. I trochę się wstydziłam, gdy mnie dotykał, ale był taki czuły.. i namiętny...i jak mnie całował to...to...to...- rozmarzyła się pokojówka.-trochę panience zazdroszczę tych pocałunków z paniczem Douglasem.
- Jakoś mi nie zazdrościłaś... całując się z Gregorym i ukrywając to przede mną, jak cię pytałam... - mruknęła Vicky przystawiając do siebie suknię i zerkając w lustro po czym odrzucając ją na bok i znów nurkując w szafie.
-No bo... Hilda panienkę obserwowała.- odparła wymijająco Bella.
- Tak... tak... a jak coś ode mnie chciałaś wyciągnąć to jakoś nie obserwowała? wyciągnęła kolejną suknię i zniechęcona odrzuciła ją na również.
-Jakoś... nie było okazji?- spytała retorycznie Bella wystawiając nieco język. I dodała.-Panienka stroi się dla niego?
- Ależżżżżżżżżż skąd... do miasta jedziemy... muszę jakoś wyglądać. Sama mówiłaś, że moje suknie się nie nadają! Oooooooooooo ta będzie dobra... gdzie gorset? -jakoś nie pamiętała już, że to “narzędzie tortur” i nosić go “nie będzie”.
-Yhmmm...tak słyszałam. Na motorze. Tylko panienka i panicz Douglas.- odparła Bella i spytała.-Aaaa.. spytać panicza Douglasa, jak się panienka prezentuje w sukni?
- Szpiegujesz mnie? - spytała Vicky mrużąc podejrzanie oczy.
-Oczywiście. Muszę przecież dbać co by panience się nic nie stało.- odparła żartobliwym tonem Bella.-No i to mały pojazd, a panienka z paniczem Douglasem w bliskiej zażyłości... zwłaszcza w kuchni. Tak jak Marta, za młodu.
- Albo ty za altanką w ogródku... - odrzekła jej dziewczyna na to.
-Nooo ale tam tośmy się tylko całowali. I tam byliśmy jeszcze ubrani.- zaczerwieniła się Bella.
- Tak... tak... a zwłaszcza te twoje światowe majteczki, co na krzaku róży wisiały... pewnie w całusach wam przeszkadzały - pokpiwała z niej Vicky wciskając się w gorset.
-To niemożliwe. Panienko to nie były moje majteczki. Musiały należeć.- Bella zakryła usta w zaskoczeniu i nachyliła się do Victorii mówiąc.-Widocznie ktoś jeszcze ze służby ma romans.
- Tak...tak... Gregory tak dużo zarabia, że pewnie wszystkim dziewoją w naszym domu je fundował. Zawiąż mnie... ale mocno, abym się w suknie zmieściła - rzekła odwracając się plecami do Belli.
-Myśli panienka? Bo mi... bo mi... bo mi łobuz obiecał, ale nigdy nie kupił.- teraz to Bella zaczęła pochlipywać wiązania gorsetu zawiązując.
- Ej...nie becz... to twoje były... jak nic... potem je miałaś na sobie, bo jak przyszłaś zasłonki wieszać w moim pokoju to ci drabinę trzymałam... pamiętasz? Te takie białe z koronką nie takie do kolan jak ja. To mi się wtedy wydawały takie światowe, zanim zobaczyłam te w automobilu Douglasa- i opisywała Belli jej majtki.
To trochę pocieszyło, przestała chlipać, choć oczy miała zaczerwienione nadal.
- No nie martw się już! - cmoknęła ją Vicky w policzek - Jak kocha to poczeka i będzie ci wierny... jak nie kocha i będzie wierny to i tak nie wart ciebie. W Londynie same sobie kupimy wszystko co będziemy chciały. I światowe majteczki i światowe koroneczki wszystko światowe co nam w ręce wpadnie. A ilu światowych kawalerów spotkasz... ho... ho … ho...
-Panienka też będzie światowych kawalerów wybierać? -spytała Bella i przechyliwszy na bok głowę zastanawiała się.-Ciekawe czy panicz Douglas będzie tak zazdrosny, jak panienka o niego.
- Nie jestem o niego zazdrosna... Skąd ten pomysł?! - obruszyła się Vicky.
-Bo wy się bardzo... hmm... bardzo... bo panienka go oblała wodą w karczmie, aby go zabrać z łap tej blond lafiryndy?- zamyśliła się Bella. Po czym dodała.-To jeśli nie jest panienka zazdrosna, to jacy kawalerzy się panience podobają?
- Mili... nie narzekający...nie złoszczący się... nie latający za byle blond lafiryndą jak biustem przed nosem mu machnie... taki co mnie na rękach będzie nosił... mówił miłe słowa... patrzył tylko na mnie, nawet jak pułk gołych blond lafirynd przed nosem mu paradować będzie... - rozmarzyła się Vicky wymieniając cechy kawalera - silny... taki co będzie miał włoski na piersi, aby mnie śmiesznie łaskotały w nos... a jak będzie mnie całował, to zapomnę o wszystkim.... taki do którego będę się ciągle tulić, a on do mnie.... -przerwała wymienianie cech “ideału” w myślach marząc dalej.
-Znaczy, taki co tuli jak panicz Douglas ciebie panienko? -spytała Bella patrząc w oczy Victorii.
- Yhmmmm... - wyrwało się rozmarzonej dziewczynie.
-I taki co całuje jak panicz Douglas, i taki co dotyka jak panicz Douglas?- spytała Bella.
- Nommmmm... - mruknęła przypominając sobie pocałunki i jak je odbierała.
-To może panienka pójdzie z nim na randkę?- zasugerowała Bella.
- Nooooooooooooooo coś ty! - oprzytomniała nagle panna von Strom- Z nim, nigdy w życiu... on mnie nie lubi.
-W kuchni nie wyglądał, jakby nie lubił. No i poszedł przepraszać, jak panienka...no... wybiegła z płaczem do sterówki.- odparła Bella zamyślając się.- No i... jak panienka go mocno oczaruje, to tylko na panienkę będzie się gapił.
- Ty mnie lepiej zasznuruj w tym gorsecie, a nie wymyślasz mi randki z Douglasem...on... odwiezie nas do Londynu i pewnie będzie się ukrywał przed nami mając nas za kolejne jego psy... - mruknęła Vicky odwracając się tyłem do Belli.
-Eeee tam. Nie wygląda na takiego. I całował panienkę i dotykał. - zaczęła trajkotać Bella sznurując gorset.- No i pewnie chętnie by panienkę, do łóżka zaciągnął... łobuz jeden.
- Kiedy ja byłam już u niego w łó.... ekhhhhhhhhhem... a odkąd ty taką znawczynią mężczyzn? - w ostatniej chwili uświadomiła sobie, że by się wypaplała o ostatniej nocy w łóżku Douglasa.
-I co... zdobył fortecę kobiecości panienki? Nie jest już panienka dziewicą? -spytała czerwona na policzkach Bella wpatrując się w twarz Victorii.
- A co ty mnie tak wypytujesz i wypytujesz jak Hilda? Czy ty mi powiedziałaś z kim i kiedy straciłaś swoją fortecę? -spytała Vicky podpierając dłonie na bokach.
-Myślałam że panienka się domyśla. W końcu panienka uczona. Mówić, nie mogłam bo... Hilda nie może się dowiedzieć. Ona strasznie cięta na seks przedmałżeński. Pogoniła by mnie z roboty.- wybąkała nerwowo Bella, a w jej oczach znów zaszkliły się łzy.-Nie powie panienka, prawda? Nie powie panienka Hildzie, że ja już nie mam...wianka.
- No coś ty... jasne, że nie powiem! - rzekła jej Vicky obejmując pokojówkę i cmokając w policzek. - Pospiesz się bo jadę na przejażdżkę
-Gotowe panienko.- odparła Bella i spytał.-Dobrym jest kochankiem? Panicz Douglas?
- Spytaj jego - roześmiała się Vicky i cmokając głośno Bellę w policzek wybiegła szukać Douglasa.
-Powie że świetnym, jak każdy z nich. Chwalić to się oni potrafią!-krzyknęła za nią Bella.
Vicky z impetem wyhamowała na plecach Douglasa. Korzystając z tego, że jest do niego przytulona wyszeptała mu pytanie do ucha: - Doug.... dobrym jesteś kochankiem?
-Chyba tak. -odparł Douglas oplatając tulącą się za nim dziewczynę dłońmi.-Dlaczego pytasz? Przecież... sama wiesz, co czujesz, kiedy cię trzymam w ramionach.
Chwalipięta. - mruknęła mu do ucha dziewczyna i sama nie wiedząc czemu lekko mu je przygryzła. Puściła po sekundzie płatek ucha i przesunęła po “ugryzieniu” koniuszkiem języka. - Jedziemy?
-Jaki chwalipięta... Przecież już się ponoć z tobą przespałem i zabrałem ci dziewictwo. Nie pamiętasz jak było? A pamiętasz, że było?-odparł żartobliwie mężczyzna, delikatnie klepiąc Vicky po pupie. Za nimi jak cień zjawiła się Bella mówiąc.- To może ja wam przygotuję kolację, wieczorem?
Vicky odskoczyła od Douglasa i odwracając się do niej odparła: - No dla trzech osób... może wreszcie nam się uda zjeść razem.
-Mam wrażenie, że kolacja dla dwojga będzie lepszym rozwiązaniem.- zachichotała Bella i dodała.-Służba nie powinna jeść z dziedzicami.
- Pan dziedzic pewnie sobie jakąś dziedziczkę przywiezie to my zjemy we dwie -odrzekła jej Vicky puszczając do niej oko.
-Och... panienka już zadba, żeby tylko na niej wzrok zawieszał.- zachichotała Bella.- To już jedźcie, jedźcie.
- Koooooooooooooooooooochanie jedziemy? -spytała Vicky wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu do Douglasa. Miał coś powiedzieć do niej, ale jak patrzył na ten uśmiech, to się zapeszył. Westchnął i pogłaskał ją po głowie.-Jesteś niemożliwa dzikusko.
-No pospiesz się pospiesz... jaaaaaaaaaaaaaa prowadzę! Obiecałeś!-dziewczyna podskakiwała koło niego jak mała dziewczynka, której obiecano lizaka i nie mogła się doczekać kiedy zostanie on wyciągnięty z kieszeni.
Wziął ją za dłoń i poprowadził za sobą mówiąc.- Tak, tak... pamiętam dzikusko.
Po czym mruknął do siebie.- W co ja się wpakowałem?
- Przygotowałeś go już do drogi? -wypytywała dalej.
-Tak, tak...dzikusko.-odparł Doulgas i dodał żartobliwie.-Wsadzę cię na niego i porwę do zamku i... nie wypuszczę cię już z rąk, uczynię tylko moją.
- Zguuuuuuuuuuuuuuuubię cię po drodze -postraszyła go dla odmiany panna von Strom.
-Nie zgubisz... chwycę cię mocno i będę trzymał i całował i pieścił.- odparł Doulgas.- i zabiorę ci wianuszek, dzikusko.
-Ponoć zabrałeś... -odparła mu na to dziewczyna, perspektywa jazdy na motorze tak ją ekscytowała, że “groźby” Douglasa przy niej bladły. - A co jak ja ci tą twoją wolność zabiorę?
-Na to też już za późno. - odparł Maverick i dodał.-Wiesz... zabieranie wianuszka po raz drugi i trzeci. Też jest przyjemne.
- Na razie obiecałeś mnie zabrać na przyjemną przejażdżkę motooooooooooooorem - odrzekła mu na to dziewczyna.
Douglas nagle pochwycił ją w ramiona i niosąc mruczał.-Skoro obiecałem.
- Obiecałeś... obiecałeś...obiecałeś! -powtarzała dziewczyna jakby się zacięła na tym słowie, uśmiechając się, a jej patrzące na niego oczy błyszczały niczym gwiazdy nocą na niebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-03-2011, 16:25   #29
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 4

Drzwi garażu prowadzące na zewnątrz pojazdy były otwarte, więc przez nie wpadało światło do samego garażu. A motor stał ...


...gotowy do prowadzenia. Douglas postawił Vicky obok niego i rzekł. -To będzie jazda pod moim nadzorem.
-To będzie jazda na cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudnym moooootorze! - zaprzeczyła Vicky i puszczając do niego oko dodał: -Nadzór można zgubić po drodze...
-Zapomnij... ktoś musi pilnować, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy.-Douglas usiadł na siodełku, mówiąc.-Wsuń się przede mnie.
- No wiesz.... - obruszyła się dziewczyna- Nie zrobię sobie żadnej krzywdy
Po czym uniosła suknię ukazując jego oczom udo obleczone w pończoszkę i przerzuciła zgrabną nóżkę przez motor wsuwając się przed Douglasa. Zaczęła się wiercić próbując usadowić się jak najwygodniej, zaś pochylając się do przodu aby ująć w dłonie kierownicę wypięła w jego stronę swoją pupę.
-Oczywiście, że sobie nic nie zrobisz... dopilnuję tego.-odparł Douglas chwytając mocno kierownicę i tuląc się do siedzącej prze nim dziewczyny. Od czasu do czasu dziwnie dyszał. I po chwili wyszeptał jej do ucha.-Kusząco.. wyglądasz.... dzikusko.
Po czym owo uszko czule pocałował.
Uśmiechnęła się czując jego pieszczotę, pochyliła się jeszcze bardziej i zaciskając dłonie na kierownicy, nacisnęła wystającą z niej dźwignię.
I ruszyli z małego kopytka, wyjeżdżając powoli, Vicky mogła sterować... no prawie. Gdy się za bardzo wychylała, lub szarpała kierownicą, Douglas temu zapobiegał, wychyleniem ciała, bądź siłą swych rąk przekręcając kierownicę.
- Którym się przyspiesza?! - spytała dziewczyna przekrzykując warkot motoru i odwracając głowę w stronę Douglasa.
-Powiem ci jak ...dojedziemy do dróżki.- odparł Douglas wskazując drogę skinięciem głowy i... po chwili dotknął ustami policzka panny von Strom.


-Ruszaj dzikusko.-krzyknął i.. znów cmoknął ją w ucho. Bliskość wiercącej się Vicky, sprawiała, że Maverick robił się strasznie... całuśny.
“Ruszaj” to “ruszaj” dziewczyna ochoczo wygięła się do przodu i nacisnęła kolejną dźwignię znajdującą się na kierownicy... cóż, o hamulcu Douglas też jej nie powiedział.
Motocykl stanął nagle i... dobrze, że nie jechali szybko. Vicky jednak poczuła jak Douglas przygniata ją ciałem do motoru.
-Widzisz... tak to jest, gdy tykasz czegoś nie pytając...-stęknął Douglas, po czym spytał.-Nic ci nie jest dzikusko?
- Kazałeś mi ruszać to dotknęłam dźwigni tej co poprzednio co ruszyła- mruknęła - Stało...
-Co się stało?-spytał Douglas i dodał z cierpiętniczą miną.-Ale jeszcze do dróżki, nie dojechaliśmy.
- To jak mamy tam dojechać, jak nie chcesz mi powiedzieć jak mam jechać-mruknęła żałośnie, po czym wyprostowała się i dodała- Biust mi wysko.... ekhem.... -nie skończyła tylko zaczęła poprawiać to co przy gwałtownym hamowaniu i przygnieceniu przez Douglasa zmieniło swoją pozycję.
-Po prostu...jedźmy powolutku do dróżki, a potem...dodamy gazu.- Maverick objął w pasie Vicky i muskał ustami jej szyję, starając się ją udobruchać lub (co bardziej prawdopodobne) w bardziej niecnych zamiarach.
-Którą dźwignię mam nacisnąć aby było powolutku? - spytała się dziewczyna wiercąc niecierpliwie i ocierając przy tym o obejmującego ją mężczyznę.
-Bo zaraz ja coś nacisnę.- zażartował Douglas, chwytając Vicky za biust.
Pacnęła go po dłoniach... - One motoru raczej nie poruszą! - odwróciła się do niego i dąsając się rzuciła oskarżycielsko- specjalnie nie chcesz abyśmy do tej dróżki dojechali...
-Tu mnie masz...-cmoknął ją w czubek nosa i wskazał na dźwignię.-Taaaa.... ale baardzo delikatnie- i szybko chwycił za kierownicę, co by uprzedzić Victorię i jej entuzjastyczne podejście.
Przygryzła wargę w skupieniu i nacisnęła bardzo delikatnie. I... nic. Odwróciła się do Douglasa i patrząc na niego oskarżycielsko spytała- Znów mnie okantowałeś?
-Puść wpierw dźwignię hamulca.- odparł Douglas i zaczął mówić.-A potem powoli zwiększaj nacisk na dźwignię gazu.
Puściła powoli dźwignię hamulca a potem z entuzjazmem nacisnęła dźwignię gazu... jak zwykle nieuważnie słuchając co powinno być powoli, a co nie. Motor... wyrwał się spod kontroli równie entuzjastycznie gnając wprost na najbliższe drzewo. Maverick, jednak gwałtownie skręcił i maszyna wskoczyła na dróżkę, rycząc niczym zastępy szatana i ruszając do przodu, równie spłoszona jak niedawny koń na którym Vicky pogalopowała do miasta. Dziewczyna docisnęła dźwignię do oporu i odwracając głowę w stronę Douglasa, zamiast patrzeć przed siebie zawołała: - Aleeeeeeeeeeee pęęęęęęęęęęędzi coooooooooooooooo? -jej włosy zaczęły owiewać twarz mężczyzny.
-Schyl głowę...Chcesz nas zabić?! -krzyknął w odpowiedzi Maverick skupiony na próbach uniknięcia wypadku i spotkania z drzewem, których w lesie było stanowczo za dużo, jak na jego gust.
- Czemu? -zdziwiła się Vicky ponownie zerkając na mężczyznę.
-Uwaaa...- tyle zdążył wypowiedzieć, zanim motor wjechał prosto w duże zarośla. Po czym dokonał wywrotki wyrzucając swych pasażerów prosto w gęste krzaki. Te na szczęście złagodziły zderzenie z twardą rzeczywistością i.... jeszcze twardszą glebą. I na szczęście obyło się bez poważnych obrażeń. A Maverick westchnął.- No i...skończyło się rumakowanie.
- Auuuuuuuuuuuuuuć... - jęknęła Vicky i zaczęła się podnosić z Douglasa na którym wylądowała.
-Tylko tyle masz do powiedzenia?- burknął poirytowany mężczyzna.
- A co mam powiedzieć? Obiecałeś, że nic mi się nie stanie... i co? Najpierw nie chcesz powiedzieć jak ruszyć, potem gdzie hamulec, potem każesz mi się schylać i ładujesz nas w krzaki - tupnęła nogą stojąc koło niego, ale efekt popsuło miękkie podłoże i mech.
- A stało ci się coś?- odparł Douglas wyplątując się z krzaków i dodając.-Poza tym.. to nie ty przypadkiem kierowałaś?
- A twoje rączki gdzie były? - odparła pytaniem na pytanie - I zamiast na motorze siedzę na tobie... daleko tak chyba nie zajadę, co?
Douglas rzekł spoglądając na motocykl.-Gdzie były moje rączki. Chyba na tobie.
Postawił maszynę na koła dodając.-Tym razem, ja siedzę z przodu, a ty się grzecznie trzymasz mnie.
- Toooooooooooo niesprawiedliwe! Obiecałeś, że ja pojeżdżę... obieeeeeeeeeeeecałeś... - jęczała mu w ucho.
-I nie pojechałaś? A że pojechałaś w krzaki, to już inna sprawa.- odparł Douglas sprawdzając parametry, na wskaźnikach pojazdu.
- Boś mnie zagadywał! - odparła dziewczyna i tym razem “grzecznie” czekała na to aż Douglas przygotuje motor do drogi.
-Pojedziesz trzymając się mnie... dojedziemy bez wypadków.- odparł Douglas pojednawczym tonem głosu.-Pojedziemy szybko i bezpiecznie.
- Kiedy ja chcę poprowadzić też- rzekła patrząc mu w oczy i trzepocząc rzęsami tak jakby walczyła z łzami.
-Może... później, co? Na razie popatrzysz, jak ja to robię.- Douglas z trudem poszedł na to ustępstwo.
- Jak popatrzę... jak każesz mi siedzieć za sobą... a jesteś taki duuuuuuuuuuuuuuży. Wszystko mi zasłonisz, nic nie zobaczę, a potem powiesz, że nie umiem i znów każesz siąść za sobą i bezpiecznie wrócimy i... - na jednym tchu wypadały z ust Vicky kolejne słowa.
-No to siądź, przede mną...łapki na kierownicy i niczego nie dotykaj. Jak będziesz grzeczna, to dam ci pokierować jazdą.-odpadł Douglas.
Dooooooobrze - wyjątkowo bez żadnej kłótni zgodziło się dziewczę i wpakowało ponownie na motor z przodu przed mężczyzną.
I pognali, wpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po drodze ospale. Potem coraz większego pędu nabierając. Douglas przytulił policzek do twarzy dziewczyny, co by mu włosami widoku nie zasłania. Po za tym... lubił czuć Vicky, blisko siebie. A dziewczyna śmiała się radośnie czując pęd powietrza muskający jej twarz i rozwiewający włosy. Grzecznie wtuliła się w siedzącego za nią mężczyznę i pędziła... pędziła...pędziła...

Motor to było coś! O wiele przyjemniejszy niż papciowy automobil, można było poczuć wiatr na twarzy. I Douga za sobą. Ale wszystko co fajne ma swój koniec. Przejazd motorem też.
Wkrótce dotarli do miasteczka. Małego miasteczka na drodze do Londynu.


Douglas przykazał dziewczynie by nie mówiła skąd jedzie, dokąd jedzie, ani kim jest.
-To tajna misja. Dobrze. Zachowujmy więc tajemnicze milczenie.-odparł Douglas idąc z Vicky przez miasto, w celu załatwienia interesów. Jak się bowiem okazało pojazd Mavericka nieco ucierpiał pod ostrzałem goniących ich ludzi i automatonów. I należało kupić części zamienne, o innych produktach (takich jak żywność i woda), nie wspominając.
I tu pojawiła się zbieżność interesów. Bowiem w miasteczku było kino!


A w kinie w kinie puszczano STEAM TRECK THE MOVIE! Za jedyne pół funta od osoby.
I Victoria koniecznie musiało go obejrzeć. Koniecznie! Cóż. Douglas miał na ten temat inne zdanie. Ostatecznie jednak zgodził się. Victoria mogła pójść na seans, a on w tym czasie załatwiłby najnudniejszą część wizyty w mieście. Czyli sprawunki.
Douglas obiecał przyjść pod kino, a Victoria obiecała pod nim czekać.
I oboje się rozdzielili. Sala kinowa była niewielkim i ciasnym. Mieścił się w niej jedynie ekran o szerokość 4m, miejsca dla osiemdziesięciu widzów (a było ich ledwo czterdziestu), projektor oraz pianino z grającym na nim muzykiem, umieszczone w pobliżu ekranu.
Ale za to film robił wrażenie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PCUVT4bi4dU[/media]

Kto wie... może kiedyś, obywatele Wszechimperium Brytyjskiego polecą w kosmos?
W każdym razie Vicky zaczęła już taką wyprawę planować. Bo kto, jeśli nie ona?
Te rozmyślania przerwał widok mężczyzny idącego po drugiej stronie ulicy.


Toż to pan melonik! Cóż nie znała jego imienia, ale to właśnie on sprzedał i zainstalował im w domu Hildę. Ciekawe co tu robił?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-04-2011, 22:21   #30
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 1

Wiatr muskający policzki, wiatr igrający z włosami, obejmujące ją ramiona Douga, on sam przytulony do jej pleców i pęd... to wszystko sprawiało, że Vicky była zachwycona przejażdżką. Motor podbił jej serce.
A Douglas był zadowolony z uśmiechu Vicky i chwili spokoju, jaką miał. Panna von Strom bowiem niewątpliwie nie dawała mu się nudzić, swymi pomysłami i zachowaniem.
I wszystko co dobre.... wspaniałe... ekscytujące musi się skończyć, miasteczko dla Vicky pokazało się na horyzoncie o wiele za szybko. Z wielkim pędem wjechali do miasteczka, a Vicky z radością naciskała klakson uśmiechając się na widok odskakujących spod kół motocykla mieszkańców. Niestety jej radość nie trwała długo, gdyż Douglas zatrzymał gwałtownie motor oznajmiając koniec jazdy. Po czym zaczął jej szeptać do ucha co ma mówić, a co nie mówić. Vicki dla “świętego spokoju” kiwała mu potakująco głową, ale jak to ona... jednym uchem wpuszczała pouczenia, drugim wypuszczała. Bardziej się koncentrując na rozglądaniu po otoczeniu. I wtedy oczka Vicky rozbłysły na widok kina!
- Dooooooooooooooouglasie!!! Idziemy taaaam? Proszęęęęęęęęę! Prooooooooooszę! - zawołała z entuzjazmem dziewczyna wskazując palcem w kierunku kina.
-Nie mamy na to czasu. Trzeba się dowiedzieć jakie wieści dotarły do tego miasta, z gospody w której... się prawie zatrzymaliśmy. Kupić prowiant. Zamienne części. Nie mamy czasu na...- westchnął Douglas wyliczając na palcach braki.
- Yhmmm.... yhmmmm... - przytakiwała Vicky każdej wymienionej sprawie po czym jak Douglas skończył wyliczanie odparła- To Ty może idź się dowiedz i kup prowiant i resztę, a ja w tym czasie pójdę do kina - uśmiechnęła się promiennie na zakończenie błyskając zębami w kierunku mężczyzny.
-Miałem cię nie zostawiać. Przed wyjazdem narzekałaś, że cię porzucę przy pierwszej okazji.- odparł Douglas spoglądając w oczy Vicky.
- Tooooooooooooo chodź ze mną do kina... muszę zobaczyć ten film! Muszę... muszę!!! - przekonywała go dziewczyna z zapałem.
-Nie. Musimy zrobić coś innego. A film... jeśli się wyrobimy z czasem.- odparł Douglas, pocierając czoło w lekkiej irytacji.
- To wyrobimy się na pewno jak Ty pójdziesz robić co innego a ja do kina - odrzekła mu Vicky złażąc z motoru i robiąc krok w kierunku kina.
-Dzikusko. Tylko czekaj tu na mnie, po seansie.- rzekł Douglas chwytając Vicky za dłoń.- Przyjadę jak skończę zakupy.
- Poczekam... poczekam... - zapewniła go Vicky jednak myślami będąc już w kinie. Nie oglądając się na niego, a tym bardziej nie czekając aż wymyśli kolejny pretekst do “nie oglądania filmu” popędziła na drugą stronę ulicy i dopadła do drzwi kina. Otworzyła je z zamachem i wparowała do środka kierując się do sali w której odbywać się miała projekcja filmu, starając się przy tym wyminąć mężczyznę stojącego w drzwiach.
-Heej, najpierw trzeba kupić bilet.-odparł mężczyzna blokujący wejście i wyciągający dłoń w kierunku Vicky.
- Jaki kupić? Jaki bilet? - spytała przyglądając mu się podejrzliwie, zacisnęła równocześnie dłoń na wachlarzy aby w razie czego trzepnąć zaczepiającego ja mężczyznę.
-Bilet. Pół funta za seans filmowy.-odparł mężczyzna w czerwonym uniformie..
Zaczęła grzebać w woreczku, który w ostatniej chwili wepchnęła jej Bella mówiąc, że napewno jej się przyda jego zawartość. Po chwili trzymała już w dłoniach funta i wciskała go w rękę “pana dobra rada”. - To sobie kup ten bilet i puszczaj mnie ale to już!
-Proszę bardzo panienko. Bilet dla pani- rzekł usłużnie człowiek i podał bilet jednocześnie ustępują drogi Vicky


-Proszę go nie zgubić.-dodał mężczyzna.
Vicky spojrzała na niego i zabrała pospiesznie bilet upychając go do woreczka. - To mogę już wejść, czy nadal będę tu tkwić? -niecierpliwiła się coraz bardziej.
-Proszę bardzo.- odstąpił i dziewczyna mogła wejść do środka.
Weszła do środka dumnie unosząc podbródek kiedy go mijała, jednak zapomniała o tym jak tylko jej oczy ujrzały


Nie zainteresowało jej pianino, wszak w domu w pokoju muzycznym też jakieś tam się znajdowało. Nie zainteresowały ją miejsca siedzące ani inni amatorzy oglądania seansu filmowego, ale to cacko... to było coś na widok. którego oczy dziewczyny rozbłysły. Podeszła jak najbliżej i wyciągnęła palec aby go dotknąć.
-Nie ruszać niczego.- mruknął wąsaty operator projektora.-Proszę zająć miejsce, wkrótce zaczynamy.
- No... przecież nic nie zrobię. Jak to działa? Długo się pan musiał uczyć, aby obsługiwać to cudo? - dopytywała się dziewczyna, nie dotykając ale oglądając dalej z ciekawością.
Staruszek zaczął więc opowiadać. Problem w tym, że jak każdy stary człowiek był gadułą. I przynudzał o swoim dzieciństwie i o różnych problemach zdrowotnych, co jakiś czas wracając do tematu obsługi projektora. Który nie był skomplikowany w obsłudze. Najtrudniejsza sprawa była z nałożeniem kliszy. Reszta...to kwestia czterech przycisków.
-Ale pan jest mądry i uczony i napewno wiele osób by sobie nie poradziło z taką skomplikowaną maszyną. To odpowiedzialne zajęcie dla takiego... takiego odpowiedzialnego człowieka jak pan. Mogę przycisnąć ten przycisk co uruchamia?- spytała Vicky zerkając na staruszka i uśmiechając się do niego przymilnie.
-No... dobrze.-odparł staruszek po chwili namysłu i wskazał palcem, który ma nacisnąć.
- Już? już? - dopytywała się dziewczyna niecierpliwie trzymając palec na wskazanym guziku, pomna jak Douglas się wściekał gdy nacisnęła coś innego.
-Już.-odparł staruszek po chwili, gdy już pianista zasiadł do instrumentu.
Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać... nacisnęła przycisk z entuzjazmem i spojrzała na ekran zapominając z wrażenia oddychać. Przycupnęła na krześle operatora nie zwracając uwagi, że podsiadła staruszka. Wraz z przewijającymi się obrazami i bohaterami na ekranie przeżywała wszystko jakby była koło nich, jako uczestnik a nie widz. Śmiała się wraz z innymi oglądającymi seans, kiedy bohaterzy filmu zaczęli obrzucać się paćką na talerzykach. Bohatera który uratował dziewczynę w myślach porównywała z Douglasem. Jednak najbardziej zaciekawiła jej możliwość zbudowania statku latającego. W jej myślach zaczął krystalizować się plan ulepszenia automobilu Douglasa. Gdyby go tak troszeczkę przerobić, może też by potrafił latać. Postanowiła to sprawdzić przy najbliższej okazji. Czas na oglądanie filmu umknął jej jak mgnienie oka. Nim się spostrzegła już leciały napisy końcowe. Vicky westchnęła z rozczarowaniem i spytała staruszka czy będzie powtórka i czy ma może jeszcze jakiś inny film, niestety nie miał, więc zrezygnowana dziewczyna podniosła się z krzesła. Jednak nie mogła się oprzeć i zaproponowała swoją pomoc w przewijaniu kliszy. Wszak takiej okazji naukowiec przepuścić nie może. Jednak kiedy odkładała na chwilę swoje rzeczy na krzesło przyuważyła, że siedzący w pierwszym rzędzie chłopak lampi się na... nic innego jak na jej biust. Spojrzała na niego groźnie i zapytała:
- Zapłaciłeś pół funta za seans?
Kiedy chłopak pokiwał głową, że tak... dokończyła:
- No to już po nim... a tam są drzwi! - machnęła ręką w kierunku w którym kierowali się pozostali widzowie. I podparła się pod boki czekając na jego reakcję, w dłoni zaś ściskając wachlarz, aby mu pomóc podjąć wlaściwą decyzję.
Chłopak zerknął na biust, potem na wachlarz, potem na biust, potem znów na wachlarz. Potem uznał, że samo patrzenie nie jest warte obrywania w głowę. I szybko się zmył.

Vicky zaś z uśmiechem od ucha do ucha spytała operatora projektora czy może mu pomóc w przewijaniu kliszy i przygotowywaniu się na nowy seans, a zwłaszcza w dokładnym obejrzeniu projektora. Przy okazji opowiadając mu o tym, że kiedyś i ona poleci na księżyc, bo już ma nawet automobil (nie wspominając oczywiście, że właścicielem jest Douglas), który można rozbudować i napewno będzie latał. Przecież jest już tak wspaniały, że swoim działkiem potrafi zmieść połowę budynku o całej bramie już nie mówiąc.
Wąsaty staruszek się zgodził rozumiejąc trzy po trzy z radosnej paplaniny Vicky. W końcu mało kto doceniał jego kunszt w dzisiejszych czasach.
Jak wszystko tak i to miało swój koniec, Vicky pooglądała projektor, pomogła przygotować go na kolejną projekcie, posłuchała staruszka i nie mając już nic do oglądania, podziwiania, słuchania i wyszła przed kino. Zaczęła się rozglądać za Douglasem, ale niestety albo stety mężczyzny nigdzie nie było w pobliżu, za to po drugiej stronie ulicy... Vicky rozbłysły oczy na widok pana melonika. Toż to on sprzedał tatkowi Hildę. “Ciekawe co on tu robi?” Ruszyła w jego kierunku i już miała do niego zawołać kiedy przypomniało się jej, że Douglas nakazał “tajemnice”. Zaczęła więc się skradać za mężczyzną śledząc go w “tajemnicy” narzuconej przez Douga. Zapominając, że obiecała mu czekać na niego przed kinem. Kino wszak nie zając nie ucieknie, a pan melonik to inna sprawa, może się jej biedak przecież zgubić... co nie?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172