Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2011, 19:49   #31
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Roach ułożył się odpowiednio. Sprawdził sprzęt a potem obejrzał sobie ludzków przez lunetę karabinu. Czterech. Nie najgorzej. Na pierwszy cel obrał sobie gościa najbardziej odsuniętego na lewo. Dostał w głowę, poleciał do tyłu ze dwa kroki, ale szybciej tam dotarł kawałek mózgu.

Drugi przeciwnik, najwyraźniej usłyszał strzał. Lub mu się wydawało, że "coś" usłyszał. Bardzo dla Roacha korzystnie zaczął iść w stronę zabitego kolegi "uważnie" się rozglądając. Póki co Edward nie chciał strzelać. Po pierwsze była to spora odległość, a gość zaraz spostrzeże się, że kolega nie żyje. Więc może wykonać gwałtowny ruch i strzał z wyprzedzeniem byłby lekko ryzykowny. Czekał więc, aż wróg przystanie.
W końcu stanął, ale gdy tylko dostrzegł, że jego towarzysz nie żyje, podniósł lufę karabinu. Chciał skubany krzyknąć jednak część jego głowy już nie istniała.

Pozostała dwójka nie tylko słyszała, ale chyba też coś widziała. Taliba z prawej trafił w brzuch, tak więc nawet jeśli od razu nie umrze to, albo się wykrwawi, albo uszkodził mu jakiś organ, na przykład brzuch. Wtedy zdychałby przez trzy dni dławiąc się władnym gównem.
Drugi anyprzyjaciel nie był taki łatwy do zdjęcia. Chociaż bardziej miał szczęście niż jakąkolwiek domieszkę sprytu, lub umiejętności. Uskoczył na bok, a kula trafiła w powietrze, które jeszcze przed chwilą było gospodarzem głowy taliba. Przez chwilę go nie widział, ale zaraz się wyłonił zza skały. Szybciutko się czołgał i wyglądał niczym niemowlak. Trafienie nie było problemem. Teraz nawet nie wstrzymywał oddechu, tylko strzelił z niewielkim wyprzedzeniem. Trafił w ramię. Przeciwnik żył, ale już nie pełzał. Za pewne zaraz by zaczął na nowo gdy tylko minąłby pierwszy szok i fala bólu. Jednak Roach dobił go jeszcze jedną kulą.


Roach spojrzał jeszcze czy nikt nie przeżył. Zupełnie nikt. Wszędzie tylko ciała i krew. Oraz moździerze.
Obejrzał M82. Fajny karabin. Podniósł się z ziemi i gładząc karabin zapytał Flyera:
- Pozwolą mi to zatrzymać?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 07-05-2011, 10:17   #32
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
17 czerwca 2005 roku, lotnisko Chaghcharan, AFO Horda, Leon „Eagle” O’Donnell

- Dobra, zdejmuj snajpera, tylko tak, by ciało zostało na wieży.
- Spokojna głowa szefie -
powiedział Leon i położył się na brzuchu by lepiej wycelować - No to good night…

Głowa przeciwnika znalazła się mniej więcej w środku siatki celownika. Eagle wstrzymał oddech, poprawił karabin jeszcze raz i wystrzelił. Wytłumiony pocisk przebył odległość pomiędzy Leonem, a wieżą, zapewniając przeciwnikowi wieczny sen.
„Uff… chyba się udało…”. Spojrzał na Sama i kiwnął głową na znak, że gotowe.

- Dobra, teraz wkraczam ja - powiedział Cameron.
- Powodzenia - Sam skinął głową, po chwili wskazał tylne drzwi najbliższego budynku. - Tam zaczniemy - przekazał reszcie oddziału.

„Powodzenia” wyszeptał prawie bezgłośnie Leon, choć Richy był już daleko. Eagle podążył za Sahibem, ale zatrzymał się, gdy coś jeszcze przyszło mu do głowy.

- Może byłoby dobrze go osłaniać jak będzie się przekradać? - zapytał snajper, wskazując w kierunku, którym poszedł Cameron. Sam przytaknął.
- Obserwuj jego otoczenie. Melduj gdyby ktoś zachodził go od tyłu czy flanki. Gdyby ktoś go dostrzegł, ściągaj.

Leon od razu pośpieszył, by zapewnić kumplowi wsparcie. Jak na razie szło mu dobrze. Do czasu aż natknął się na trzech talibów przed sobą. Udało mu się ściągnąć jednego, a pozostali rzucili się do osłon. W tym przepadku Richy miał małe pole do popisu, ale Eagle miał ich jak na widelcu. Za szybko jednak wycelował, chcąc jak najszybciej załatwić wrogów. Poskutkowało to tylko trafieniem jednego w korpus, a zdezorientowaniu drugiego. Na szczęście Cameron miał łeb na karku i wykorzystał sytuację wykańczając obu. Później schował ciała i zniknął Leonowi z oczu umykając w kolejny ciemny zaułek.

Niedługo już potem wrócił oznajmiając:
- Dobra fajerwerki ustawione, możemy iść.

Idąc od budynku do budynku, nie natrafili na wiele przeszkód, szło zadziwiająco gładko. Aż za. Noc wydawała się przerażająca, szczególnie, że talibowie dziwnym zbiegiem okoliczności się ulotnili. Nie napawało to optymizmem, a przy szybkim przemykaniu od cienia do cienia, przez miejsca oświetlone jasnym światłem księżyca, serce zaczynało bić z szybkością km-u.
Okazało się, że była to cisza przed burzą. Doszli właśnie do wieży kontroli lotów i gdy Leon poprawiał karabin na ramieniu załączył się alarm. Snajper jak rażony prądem padł na ziemię wypatrując nadbiegających wrogów. Przygotował już celownik termowizyjny w MP5, ale któryś z jego kumpli otworzył ogień z ckm’a. Eagle wydział padających jak muchy, a podziurawionych jak sitko talibów. Jeden z nich dostał dostatecznie blisko, żeby można było dostrzec wyraźnie kawałki mózgu. Leon był snajperem, widział to nie raz, ale tym razem coś go tknęło. Nie wiedział czemu, po prostu jakby przestał funkcjonować. Przed oczami miał tylko twarze swoich bliskich. Dopiero teraz zaczął cholernie się bać. Miał szczęście, że nie dostał kulki, bo ocknął się dopiero po tym wszystkim.

- Cholera! - wstał roztrzęsiony i zły na samego siebie - Nigdy kurwa więcej opierdzielania się na polu bitwy… - mówił pod nosem, choć wiedział, że nie miał na to wpływu.

Chciał uniknąć rozmowy z resztą, więc położył się w wieży pierwszy.

***

„Biec! Biec jak najszybciej! Są tuż za mną!” Nie wiedział jak się znalazł bez broni na tym zasranym lotnisku. Ani gdzie jest reszta. Po prostu biegł przed siebie, a brodacze byli tuż za nim. Słyszał ich kroki, a nawet… czuł je. Był jak bezbronny królik, tropiony przez psy myśliwskie. Skręcił w boczną uliczkę między hangarami i naprzeciw ujrzał wieżę kontroli lotów. „To moja ostatnia nadzieja!” pomyślał i ruszył sprintem. Odległość zaczynała się zmniejszać coraz bardziej. Wieża była już tylko dziesięć metrów od niego, a nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Nie potrafił biec, potykał się co chwilę, upadał na kolana. W końcu się przewrócił. Próbował się czołgać, ale nic to nie dało. Odwrócił się na plecy i ujrzał nad sobą paru talibów z dziurami w głowach. To byli Ci brodacze, których zastrzelił pełniąc służbę w Afganistanie. Wszyscy śmiali się demonicznie, a największy z nich, któremu żuchwa ledwo się trzymała przy twarzy, podszedł do Leona i przyłożył AK do jego skroni…

***

„Cholera!” Eagle obudził się zlany potem. Usiadł i wyciągnął nóż z pochwy, by przez chwilę go potrzymać. Dodawał mu otuchy. Nie żałował tych talibów. Taki sen nawiedził go po raz pierwszy i nie rozumiał go. Przecież jego sumienie miało gdzieś te ścierwa. Nie potrafił tym bardziej wyjaśnić, czemu w walce się „zawiesił”. Od czasu gdy tu przybył był bezlitosny. Zawsze.
Ścisnął mocniej nóż. Spojrzał przez okno, gdzie księżyc bił po oczach jasnym światłem. Położył się znowu, zakładając na twarzy boonie hat tak, by nie raziło go światło księżyca. Nóż nadal trzymał w ręce.

18 czerwca 2005 roku

Rankiem obudził go Claw. Był nadal zmęczony i niewyspany, ale było mu już lepiej. Czuł się znów pewny siebie, jak zwykle. Wczorajszą noc postanowił uznać za zwykły wypadek przy pracy. Wstał, podniósł nóż, który leżał teraz na podłodze, obok niego, a następnie pozbierał resztę sprzętu.
Leon wyjrzał przez okno i w oddali zobaczył nadjeżdżające pojazdy. Spojrzał przez lunetę by się upewnić. „Nasi” pomyślał z uśmiechem. Po czym zszedł na dół za wszystkimi.

***

Wyszli naprzeciw potężnego mężczyzny, który zasalutował, a oni odpowiedzieli tym samym. Paląc fajkę zwrócił się do nich:

- Dobrze się spisaliście, chłopaki, ale na wasze nieszczęście to jeszcze nie koniec afgańskiej przygody. W tej chwili musicie zlikwidować wozy z amunicją w jednej z pobliskich wiosek. Niedługo nastąpi tam atak frontowy, ale śmiemy przypuszczać, że talibowie nie są bezbronni i znajdzie się u nich pociski do rpg. Naturalnie sytuacja, w której będziemy zmuszeni zdrapywać rangersów z ziemi nam nie leży, więc musicie je wysadzić zanim tamci dotrą na miejsce.

- Jak dojedziemy na miejsce? - zapytał Eagle, a uśmiech dowódcy wskazywał na dwie opcje: albo będzie to coś niepowtarzalnego, albo coś kompletnie nie mającego zastosowanie w tej sytuacji. Na szczęście prawdziwą okazała się być ta pierwsza.

- Mamy dla was wyjątkowo ciekawą niespodziankę - zaczął, prowadząc ich ku jednej z ciężarówek. - Słyszałem, że lubicie szybką, terenową jazdę, a mieliśmy kilka na zbyciu, więc postanowiliśmy wynająć je na czas nieokreślony. Chłopcy, powitajcie wasze nowe pojazdy!

Z ciekawością dzieci zajrzeli do środka ciężarówki, której klapa właśnie opadła. Leonowi wprost zaświeciły się oczy. „Quady!” Szybko zapomniał o wczorajszych wydarzeniach. Teraz czuł, że może stawić czoło całej Al-Kaidzie.

Dosiadł jednego z czterech Quadów i odpalił silnik. Uśmiechnął się szeroko:
- Incoming! Już się bójcie zasrańce!
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 08-05-2011, 14:51   #33
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Strażnik na wieży oberwał centralnie w łeb i tu Cameron wstrzymał oddech ponieważ ciało mogło spaść na dół. Na szczęście zwłoki elegancko oparły się o balustradę i zsunęły się na podłogę.
- Teraz wkraczam ja - powiedział
- Powodzenia - dowódca skinął mu głową, a Richy podziękował tym samym.
Przeżegnał się szybko i zbiegł ze wzniesienia w kierunku bramy.

Był już za ogrodzeniem, szukał w pamięci drogę patrolu i ewentualne zakamarki, które pomogłyby mu przejść w miarę bezpiecznie i szybko. ~ Coś tu cholera za cicho - myślał ~ Niby ważne lotnisko, a tu nagle okazuje się, że wszyscy są na zewnątrz i lada moment otworzą ogień ze wzgórz z rkm-ów w obóz i dopiero wtedy będzie nieźle. Wbrew wszystkiemu jednak ucieszył się kiedy zobaczył plotkujących i palących papieroski trzech talibów, wiedział teraz, że nie spodziewają się gości. Teraz nie wiedział czy ma się wycofać i pójść inną drogą, ale perspektywa wpakowania ołowiu w ich zarośnięte łby była bardziej kusząca. Więc z P99 z tłumikiem wymierzył do pierwszego i nacisnął spust. Charczący głos świadczył o zranieniu szyi. ~ Dobrze ci kurwa, męcz się - życzył w myślach Cameron. Reszta zaskoczona pewnie pod wpływem instynktu samozachowawczego wskoczyli za osłony. Teraz ich nie wystrzeli. ~ Przydałby się Leon... - i kilka sekund później usłyszał pacnięcie na ziemię. ~ Ja to mam farta.
Wychylił się, ostatni nie wiedział skąd strzelali więc Cameron to wykorzystał. strzelił mu kilka razy w tułów. Padł, ale ten postrzelony przez Leona jeszcze dychał. Richy z wrednym uśmieszkiem wycelował w wijącego się na ziemi i dobił serią. Następnie zaciągnął ciała w miejsce swojej dawnej osłony i ruszył dalej. Przypadkowo wybierał kolejne trasy i ku swojemu zdziwieniu znalazł to co chciał. Podłożył C4, miał to na szkoleniu więc nie sprawiło mu to większych kłopotów. Potem dzięki swojej orientacji w terenie wrócił prawie tą samą drogą do drużyny.
- Fajerwerki ustawione, możemy iść - zameldował dowódcy zadowolony z siebie.
- Leon, dzięki za wyciągnięcie tych sukinsynów zza osłony - powiedział do snajpera i zrobił coś w stylu salutu.

"Wężykiem" to nie była ulubiona metoda poruszania się Camerona, ale była to podstawowa formacja więc dostosował się. Dzisiaj naprawdę mieli fart. Nikt ich nie zauważył. ~ Chyba tego lotniska pilnują jacyś ułomni - naśmiewał się Richy. Takie akcje nie robiły na nim wrażenia. Do nikogo nie można postrzelać, żadnej adrenaliny, ryzyka. Wypluł już twardą gumę i skupił się już bardzo mocno na akcji. Noc była jak zawsze chłodna i taka... Ciemna.

Wieża kontrolna już była blisko, ale niestety zawsze coś musi się spartolić. Alarm przeszył cichy obóz i już Cameron słyszał te głosy talibów, rzucił się za jakąś skrzynkę i wystawił strzelbę. Ktoś dorwał ckm i fala ciał lecących na ziemię na zawsze pozostanie w pamięci Wagnera. Gryzł się tylko, że on nikogo nie trafił, ale w każdym razie kilkunastu zakończyło swoją służbę Bin Ladenowi. Leon był jakiś zestresowany i pierwszy poszedł spać. ~ Dziwne, czyżby miał jakieś lęki z przeszłości? Cóż, każdy ma takie jak posiedzi miesiąc w Afganie w służbach specjalnych. Rozwiązał swój turban i przetarł nim czoło. Rzucił go w kąt tak jak swoje manatki i oparł się o ścianę. Ze swojego worka wyciągnął książkę, latarkę i gumę do żucia. Książki pozwalały mu uciec od tego świata, a guma dawała mu lepsze samopoczucie. Czytał i żuł tak może z półtorej godziny, wtedy oczy już mu się kleiły. Gumę zawinął w papierek na później, a resztę schował do worka, a sam pakunek podłożył sobie pod głowę i zasnął.

Czasem zastanawiał się czy Clawa dali tu jako drużynowego budzika czy jako żołnierza. postanowił, że kiedyś się go zapyta. Wziął wszystko co swoje i wyszli na zewnątrz, słońce było mocne, że Richy musiał przymknąć powieki i zasłonić ręką oczy. Zasalutował również wąsaczowi i słuchał wykładu. W co śmiesznych kwestiach na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Kiedy przysłowiowa kurtyna opadła okazało się, że niespodzianką dla jego kolegów, nie dla niego były quady. Cameron miał takiego więc perspektywa jazdy na nim nie powodowała już sikania w gacie, jak to było kiedyś. Swoje klamoty położył na bagażniku z tyłu i zabezpieczył pasami. Wsiadł, odpalił, dał do dechy, że silnik głośniej mruknął i czekał na rozkaz wyjazdu. Na razie Cameronowi wszystko odpowiadało w służbie w Afganistanie.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 09-05-2011 o 00:20.
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172