Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2011, 08:38   #1
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
[Autorski] Igrzyska Śmierci

Prezydent Sand wyciągnął się na krześle, prostując zesztywniałe kończyny. Co prawda, Głodowe Igrzyska były niezwykle dochodowym, a przy okazji skutecznym przedsięwzięciem, ale było z tym mnóstwo papierkowej roboty. Gdyby tylko choć raz jego asystenci zdecydowali się zrobić to za niego. Na szczęście później będzie miał spokój. Przez kilka tygodni cała praca będzie należała do kamerzystów i kierowników programowych. On sam w tym czasie będzie delektował się krwawymi bitkami na arenie.

Właśnie kończył wypisywać listę wydatków, kiedy do jego gabinetu weszło troje organizatorów.

- Jak idzie praca, panie prezydencie? – zagadnął jeden z nich, Garnner, wyciągając przed siebie rękę.

- Bywało lepiej – uśmiechnął się Sand, podając mu dłoń. – Na szczęście już kończę. A co panowie tutaj właściwie robią?

- Zaraz zbiegną się dziennikarze – wyjaśnił Rayney, wysoki blondyn. – Jeszcze tylko pięć minut i dzwony zabiją. Niewątpliwie pijawki zechcą usłyszeć jakąś relację z przygotowań bezpośrednio od jej organizatorów.

- To już tylko pięć minut? – jęknął prezydent, spoglądając na zegarek. – Chrzanić robotę, już i tak dzisiaj nic więcej nie napiszę.

- Słyszał pan, co się wydarzyło w Siódmym Dystrykcie? – przerwał Never.

Sand zmarszczył brwi i spojrzał na niego pytająco.

- Mentor się zbuntował, ot co – prychnął Never. – Starzec co roku trenował nowych trybutów, ale ci co roku ginęli. Widocznie przestało mu się to podobać, więc stwierdził, że tym razem odmawia udziału w przygotowaniach. Nawet próbował wzniecić bunt przeciwko Kapitolowi. Oczywiście Strażnicy zdołali go szybko złapać i zamknąć. Będzie miał szczęście, jeśli do końca życia wyjdzie z więzienia, już i tak poszliśmy mu na rękę, że skończyło się tylko na aresztowaniu.

Sand pokręcił głową z dezaprobatą. Jacy to ludzie potrafią być głupi. Spojrzał na zegarek. 12:59. Wdusił przycisk intercomu i mruknął do mikrofonu:

- Już pora. Trzy uderzenia.


Drugi Dystrykt


Lśniący z czystości plac miasta był dzisiaj pełen ludzi. Jak co roku o tej samej porze. Mieszkańcy zjawiali się tu punktualnie, nikt nigdy się nie spóźniał. Nikt nie mógł się spóźnić, jeśli nie miał ochoty na publiczne biczowanie. Drugi Dystrykt był dystryktem zwycięzców. To stąd wywodzili się najlepsi trybuci. To oni zwykle wygrywali w zawodach, przez lata potajemnie trenowani w głębi rodzimego miasta.

Inne dystrykty traktowały igrzyska, jak nieprzyjemny obowiązek, jednak tutaj było to największe ze świąt. W końcu miejscowości zajmującej się wydobywaniem kamieni szlachetnych i produkcją broni nie przystoiło, aby jakieś inne, podrzędne miasto zgarnęło całą sławę dla siebie.

Większość mieszkańców usadowiła się na trybunach. Nieszczęśiwcy, dla których zabrakło miejsc, musieli zadowolić się dachami budynków. „Kandydaci” do roli gladiatorów, jak zwykle ustawili się w kilkunastu rzędach podzieleni wiekowo. Prawie wszyscy marzyli o tym, aby to właśnie ich imię wylądowało w rękach opiekunki.

Burmistrz pokrótce przedstawił historię państwa Panem, po czym mentorka dystryktu podeszła do kuli z imionami dziewczyn. Te zawsze miały pierwszeństwo w wyborze. Powoli włożyła rękę do szklanej kopuły i wyciągnęła z niej idealnie złożony świstek papieru.

- Evelin Karre – odczytała.

Tłum zakwiczał z radości, a w powietrzu rozległ się głośny aplauz. Wysoka, szesnastoletnia dziewczyna sprężystym krokiem wspięła się na scenę. Była ładna, bardzo ładna.

Po pierwszym przedstawicielu Dwójki przyszła pora na kolejnego. Tym razem opiekunka nie próbowała budować napięcia i szybko wyciągnęła kartkę.

- Aquar Fineos!


Piąty Dystrykt


Fabryki i hurtownie Piątego Dystryktu były dzisiaj wyjątkowo zamknięte. Ktoś niewtajemniczony w prawa Kapitolu z pewnością orzekłby, że najprawdopodobniej miasto wymarło. I w gruncie rzeczy niewiele by się pomylił. Dzisiaj od godziny 13:00 do 14:00 tłumy ludzi będą wyczekiwały wyboru dwóch przedstawicieli Piątki. Tymczasem po czternastej odbędzie się wielka uczta przygotowana specjalnie na cześć trybutów.

Jednak przynajmniej kilkadziesiąt osób nie weźmie udziału w uczcie. Minimum dwie rodziny zaciągną firanki i zaryglują drzwi swoich domów, aby w ciszy rozpaczać nad przyszłością potomków. I tak co roku.

Plac przed ratuszem był wypełniony ludźmi po brzegi, a do tego kilkadziesięcioro innych wyglądało zza balkonów. Nikt nie chciał przegapić nawet najmniej ważnego momentu ceremonii.

Pośród gromady szesnastolatków nerwowo podskakujących w miejscu stała Gattoria Mael. Dziewczyna podzielała entuzjazm towarzyszy i w równej mierze jak oni obawiała się o swoje życie. Dlatego też, niezwykłe było jej zdumienie, gdy opiekunka Piątego Dystryktu, podchodząc do szklanej kuli i wyjmując z niej świstek, wyczytała:

- Gattoria Mael.

Kariera młodej chemiczki właśnie legła w gruzach. Wszystko, o czym do tej pory marzyła wydawało się być tylko wspomnieniem, miłymi chwilami, które już nigdy nie powrócą. Teraz ma dwie możliwości: albo zwycięży, albo zginie, próbując.



Siódmy Dystrykt


Wszystko z drewna. Wyjątkowo trafne określenie, zważywszy na rolę dystryktu w życiu Stolicy. Miasto zajmowało się głównie wyrobem wszystkiego, co było (lub mogło być) drewniane. Co prawda, w hierarchii Kapitolu nie zajmowało zbyt wysokiego miejsca, ale nadrabiało wyjątkowo sprawną fizycznie młodzieżą.

W historii Panem odnotowano całkiem pokaźny zbiór zwycięzców pochodzących z Siódemki. I choć nadal Głodowe Igrzyska nie były tu traktowane jak święto (w odróżnieniu od Jedynki i Dwójki), to ceremonia losowania odbywała się w miarę neutralnym klimacie. W końcu wiadomo – praca w przemyśle drewnianym to nie przelewki, a ludzie powinni być silni i postawni.

Budowany przez kilka lat przy pomocy setek narzędzi i kilkukrotnie większej ilości rąk ratusz, został ukończony niecały rok temu, więc kamerzyści poświęcali bardzo dużo czasu antenowego na kręcenie tego pięknego przykładu ludzkiego rzemiosła. Mimo to dożynki i tak miały priorytet.

Przygotowania i przemowa burmistrza odbyły się bez większych kłopotów, toteż już kilkanaście minut później młoda kobieta sięgnęła ręką do kopuły. W tym roku przyszła kolej na piętnastolatków.

- Nayrine Matheld i Erne Daleern!

Wszyscy mieszkańcy Kapitolu mogli oglądać przez ekrany telewizorów, jak dwójka młodych ludzi spokojnym krokiem zmierza ku scenie. Dla nich przyszedł czas wyboru.



Ósmy Dystrykt


Ósmy Dystrykt. Miasto całkowicie podporządkowane Kapitolowi (jak wszystkie, zresztą), które spośród innych wyróżniają doskonałe zakłady krawieckie. Właściwie to każda dzielnica dystryktu składała się z przynajmniej kilku sklepów oferujących klientom wszelkiego rodzaju usługi skupione na ich odzieniu. Można było tu znaleźć wszystko, co związane z ubraniami: od mundurów począwszy, przez buty, na zimowych futrach skończywszy.

Choć miastu w gruncie rzeczy powodziło się dobrze, zwłaszcza na tle takich dystryktów, jak Dziesiątka czy Jedenastka, to jednak jego młodzieży daleko było do umiejętności trybutowej elity. I właśnie z tego powodu, żadnemu ze stojących przy scenie nastolatków nie było do śmiechu. Każdy z nich wiedział, że być może dzisiaj zostanie postawiony nad nim krzyżyk, a w ciągu następnych tygodni przyjdzie mu stoczyć walkę na śmierć i życie na arenie.

Dlatego też, Ósemka, będąca zwykle dystryktem wesołym, tonęła w smutku i rozpaczy. Oczywiście, kulminacyjnym punktem programu było ogłoszenie nazwisk wybranych losowo przedstawicieli dystryktu w bratobójczej wojnie gladiatorów. Na szczęście opiekująca się miastem mentorka nie była miłośniczką budowania napięcia.

- Alice Johnson!

Alice, pomimo targających nią emocji, zdołała utrzymać pionową postawę ciała i w miarę spokojnie wdrapała się na piedestał, gdzie tuż obok niej miał za chwilę stanąć kolejny trybut. I nigdy nie wpadłoby jej do głowy, kim może on być.

- Alan Gayden.


******


A noc była dziś wyjątkowo niespokojna. Pohukiwania sów, zwykle najgłośniejsze ze wszystkim dźwięków, przegrały z lamentem setek rodzin, rozpaczających nad losem swoich dzieci. Być może niepotrzebnie. Wszak Głodowe Igrzyska to przedstawienie nieprzewidywalne. Nie wiadomo, jakiego zwycięzcę przyniesie w tym roku…
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 19-03-2011 o 09:00.
Shooty jest offline  
Stary 19-03-2011, 12:09   #2
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Stał spokojnie w drugim rzędzie rozglądając się chłodno po okolicy. Był faworytem, jednym ze szkolonych do tego tytułu. Wygrana, to jego przeznaczenie, jego droga. Zakładał, jak każdy w ośrodku szkoleniowym, że to właśnie on jest naznaczony do Igrzysk. Co prawda Variee zmieniła lekko to pragnienie, jednak po jej śmierci powróciło ze zdwojoną mocą. W końcu musiał jakoś o niej zapomnieć. Tak będzie dla niego najlepiej.

Na dzisiejsze święto założył jedynie buty i spodenki. Jego rodzina stwierdziła, że podczas wyborów musi prezentować godło rodu. Tatuaż na plecach zaczynał się tuż nad pośladkami i ciągnął się aż do karku, a jego odnogi zachodziły na ramiona, sięgając niemal łokci. Wiele bólu kosztowało go to znamię, poprawiane rokrocznie, aby zawsze pasowało i było klarowne. Trzeba przyznać, artysta, który tworzył to dzieło idealnie wiedział, jak podkreślić jego prężne mięśnie. O tak, Aquar był jednym z najlepiej zbudowanych 17-latków, a wiele znamienitych rodów Drugiego dystryktu umyśliło go sobie na przyszłego członka, jako tego, który poślubi ich (piękne w rzeczy samej) córki.

(Tatuaż ciągnie się przez całe plecy, zachodząc na ramiona, prawie aż do łokci)

Jego potencjalna sojuszniczka właśnie została wybrana. Teraz kroczyła dumnie na podest. Była piękna, to trzeba było jej przyznać. Wyglądała na około 16 lat. Aquar rozejrzał się oszczędnym ruchem po innych potencjalnych trybutach płci męskiej i z rozbawieniem zauważył, z jakim pożądaniem ją śledzą. Cóż, faktycznie jest na czym zawiesić oko. Lecz nie chwila na takie rozważania; opiekunka dobywa kolejnej kartki. Rozlega się jej głośne wołanie

-Aquar Fineos!

Mimo wszystko to był szok. Nieważne, ile lat przygotowań, ile pewności siebie, ile chłodnego opanowania, da ostatniego członka rodu Fineos to było wielkie zaskoczenie. Cóż, nie zostało mu nic innego, jak w glorii i chwale wyjść z szeregu i pomaszerować dumnie na podest. Jego rodzina, bardzo znamienity ród, stała otoczona kordonem prywatnych strażników i wiwatowała na jego cześć. On zaś z niewidzącym wzrokiem, patrząc gdzieś na horyzont, stanął obok pięknej Evelin, mimowolnie spinając mięśnie pleców, aby wyeksponować tatuaż. Szacunek do rodu, ten pierdolony szacunek, w duchu którego wychowywali go ojciec i trener, często dochodził do głosu. Cóż, teraz nie ma wyjścia, nie może przynieść rodzinie wstydu. Krzyki dobiegały końca i opiekunka zabrała ich, aby wypoczęli do uczty i niedługiej podróży do Kapitolu. Tak zaczyna się walka o życie.

Wieczór nadszedł zadziwiająco szybko. Całe miasto świętowało dzisiaj wybór dwóch wyjątkowo zdolnych trybutów. Na dwie rodziny dzisiaj spłynęła chwała i podziw całego Drugiego Dystryktu. Aquara jednak to nie interesowało w takim stopniu, jak resztę. Postanowił czegoś się dowiedzieć o swojej towarzyszce, albo i wrogu. Elegancko ubrany podszedł do Evelin i, lustrując ją szybkim wzrokiem, zagadał.
-A więc to Ty jesteś Evelin? Spodziewałem się kogoś innego na żeńskiego trybuta...
- Tak? A o kim myślałes?
-Sądziłem, że wybór bogów padnie na kogoś o predyspozycjach na wojownika, a nie modelkę.
Evelin uśmiechnęła się zjadliwie.
- Obyś się nie zdziwił, gdy ta modelka poderżnie ci gardło.
-Zdziwiłbym się, gdyby umiała trzymać nóż.
- Nawet grot się nada.
-Sądzisz? A gdybym wtedy cię obezwładnił i przyparł do muru, będąc niebezpiecznie blisko Ciebie?

- To najprawdopodobniej utraciłbyś jedyną męską rzecz w Twoim ciele.
-Zapewniam Cię, że nie jest to jedyny atut, jakim moge się pochwalić.
‘A to zjadliwa bestia’ – Stwierdził w duchu Aquar.
- A co? Potrafisz jeszcze ujeżdżać konie?
-Kończyliśmy tą samą szkołę, mamy to same przeszkolenie. Moje atuty, nie licząc nożownictwa, są czysto umysłowe.
– Tu popukał się w głowę, wskazując, gdzie znajduje się podmiot rozmowy.
- Nie łudź się, pukanie tam nic nie pomaga.
-Nie musi, wystarczająco dobrze pracuje.
- Jak dla kogo. Słuchaj, jeśli zamierzasz poznać kolor moich majtek, to chyba się pomyliłeś. Do końca zawodów nic nie liczy się dla mnie bardziej niż wygrana, a wtedy ty również musisz zginąć. Jednak początek zawsze jest najtrudniejszy, więc sojusznik może mi się przydać. Co ty na to?
-Uwierz mi, naprawdę mam gdzieś to, że masz czerwone stringi. Co do sojuszu, sądzisz, że mógłbym pracować, mając za plecami krwiożerczego vampa?
- Lepiej być chwilowym sprzymierzeńcem niż dożywotnim wrogiem, nie sądzisz?
-Czyż jednak nie lepiej od początku działać sam, niż przez wspólne podróże niechcący odrobinę zaufać swojego teoretycznemu sprzymierzeńcowi, który nagle wbije nóż pod szóste żebro?
- Jak chcesz, ale kolejnej szansy już nie dostaniesz.
- Nie powiedziałem nie, jednak wolałbym opracować jakieś zasady owej współpracy. Zakładając oczywiście, że masz swój honor do ich przestrzegania.
- Mam swoją zasadę. Jest prosta i łatwa do zapamiętania: sojusznik żyje, dopóki się przydaje, a jak się nie przydaje to idzie do piachu.
- I czemu zakładasz, że wyjawiając mi tą zasadę, zgodzę się na współpracę?
- Może i jesteś głupi, ale nie na tyle, żeby się samemu jej nie domyślić.
-Może i jestem głupi, ale nie bezwzględny, jeśli chodzi o sojuszników. Przystanę na współpracę tylko wtedy, jeśli na jej zakończenie rozejdziemy się i dopiero wtedy staniemy wrogami.
- A wtedy cię zabiję. Mnie tam pasuje.
- Więc umowa stoi, a co mi tam... Trzymaj się piękna, trzeba przywitać prasę.

Ostatnimi, co zdążyła ujrzeć, był głęboki ukłon i płynne oddalanie się młodego mężczyzny w stronę tłumu.
- Tekstami Casanovy mnie nie podbijesz, kolego - mruknęła i kręcąc biodrami ruszyła w przeciwną stronę. Nie zdążyła zrobić kroku, gdy zauważyła świeżą różę leżącą u jej stóp, tuż za nią. Podniosła, delikatnie kosztując jej woni, po czym oddaliła się, bawiąc się kwiatem.
 

Ostatnio edytowane przez Bachal : 20-03-2011 o 10:21.
Bachal jest offline  
Stary 19-03-2011, 19:20   #3
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Czwarty Dystrykt

W odróżnieniu od kilkudziesięciu innych dystryktów mieszkańcy tego nie opuścili swoich miejsc pracy. Praktycznie wszyscy pracowali przy zatoce, łowiąc ryby lub wyrabiając sieci, a ponieważ Pałac Sprawiedliwości stał przy morzu, nie byli zmuszeni do gromadzenia się w innym miejscu.

Co prawda, ludzie ubrani w rybackie kombinezony, dodatkowo w wielu miejscach podarte, wyglądali jak dzicy przedstawiciele innego gatunku, jednak każdy obeznany z historią Panem człowiek wiedział, że nie można ich lekceważyć.

Czwórka słynęła z bardzo dobrych i skutecznych trybutów, którzy wielokrotnie pokazali, że nawet niezbyt zamożny dystrykt może pochwalić się silną, zdyscyplinowaną młodzieżą. Miała również skłonności do działań o charakterze przestępczym, ale o tym w raportach wolano nie wspominać.

Dożynki nigdy nie były w Czwartym Dystrykcie zbyt oficjalną ceremonią. Jedyna zasada, którą kierowano się podczas ich organizowania brzmiała „zgodnie z prawem” i to właśnie ona najlepiej obrazowała stosunek rady miasta do tych przygotowań. W myśl tej zasady dożynki przebiegły dziś w równie luźnym klimacie, jak rok temu.

Burmistrz niedbałym tonem opowiedział o historii Panem, po czym opiekunka dystryktu weszła na scenę, zataczając się. Niewątpliwie była poważnie wcięta. Ledwo utrzymując się na nogach, wyciągnęła drżącymi rękami świstek z jednej z kul.

- Lauren Rubish – czknęła.

Nikt nie zaklaskał. Po staremu. Na piedestał wspięła się drobna, chuda trzynastolatka. Wyjątkowo słaby trybut, jeśli chodzi o Czwórkę. Zwykle trafiały się zgrabne i wysokie dziewczyny, a nie cienkie tyczki wyglądające tak krucho, że zdawałoby się iż bardziej porywisty wiatr mógł je złamać.

- Cain Caytel.
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 19-03-2011 o 21:38.
Shooty jest offline  
Stary 20-03-2011, 01:46   #4
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Cain Caytel
Stało się, padło i drugie imię.
Zarazem piedestał zajęła osoba do pary. Parę podejrzanych osób westchnęło z ulgą, inni nawet nie drgnęli. Wszyscy wiedzieli, że nie na ich synów padnie śmierć. Choć i tak nikt nie rozumiał samego zdarzenia.

***

Grupa ludzi przeciskała się przez tłum, każdy krzyczał co innego, większa część wyglądała jakby patrzyli śmierci w oczy, inni nie interesowali się całym zgromadzeniem, oddalając się od wszystkich.
Jeden chłopak stał, oparty o słup lampy, i rzucał na ziemię parę kości, za każdym razem gdy ktoś podchodził aby poprosić o żywność. Podnosił kości i powtarzał tą czynności tak długo, aż wypadło coś innego od szóstki i jedynki.
Odbił się od ściany i przecisnął przez tłum, aż znalazł się za plecami masywnego młodzieńca który obecnie był na czele kolejki.
- Za...sz..pięć kartek! - wydusił, a inni spojrzeli na niego dosyć zdziwieni.
- Ciota - stwierdził chłopak. - po co w ogóle stajesz w tej kolejce? Możesz to złowić w tydzień. - stwierdził, w ogóle nie reagując na groźny wyraz barczystego, który wyraźnie dał się sprowokować.
- Coś ty powiedział!? - rzucił do niego chcąc pokazać bardziej sobie, niż nieznanemu chłopakowi, że nie boi się olimpiady.
Cain jednak zignorował i ominął go.
- Słyszałem że nie ma limitów....wystawcie wszystko co zostało.
Powiedział to spokojnie, a każdy zrobił krok w tył. Szaleniec.
Caytel odwrócił się, i rzekł
- Każdemu kto pomoże zanieść mi to do domu, dam chleb i wodę. Oferuję też jedną dziesiątą temu, kto obiecuje oddać mi swoje życie w niewole, gdy wrócę z areny...chętni?
- podły uśmiech zapoczątkował powstanie ciszy.
****
Starzec co chwila spoglądał na flarę przy stole i zdjęcie swojego wnuka, pisząc list drżącą ręką. Był dumny, ale za razem przerażony tego, co nadciąga.
Do pomieszczenia wszedł jego syn, mówiąc drżącym głosem.
- Są wiadomości, z siódmego dystryktu.
- Słucham?
- Mentor...został zabity podczas próby wzniecenia rewolucji.

Staruszek oniemiał. Zacisnął oczy i zrzucił początek listu ze stołu, mając ochotę popaść w rozpacz.
- Bez niego...nie ma możliwości...nie...Cain. Po prostu wróć. To szaleństwo...

***
Średniej długości blond włosy do szyi, heterochronia oczu, sprawiająca że jedno było błękitne a drugie zielone, czerwona obroża na szyi, krótka koszula z znakiem anarchii, którego sensu w tych czasach już praktycznie nikt nie rozumiał, krótkie spodnie i glany... Chłopak stał w ten sposób gapiąc się z podium na nieczułe zgromadzenie. Co ciekawe nie był przesadnie umięśniony, można powiedzieć że ledwo wyrabiał średnią jak na pływaka i rybaka.
"Co ja miałem?" zastanawiał się Cain "a, nie ważne, nie mogę się powstrzymać, nawet jakby chcieli mnie strzelić za karę że nie siedzę cicho".
- Jak dobrze że to nie moja córka. Całe szczęście trafił się jakiś wariat w miejsce mojego syna. Nic nie poradzimy. - Odparł głośnym tonem, niemal krzykiem, w stronę zgromadzonych, chcąc aby każdy go usłyszał.
- Jeśli ktokolwiek nie trafił na arenę, i zamiast starać się jej przeciwstawić po prostu stoi się i gapi, równie dobrze może pójść się utopić w przeciągu najbliższej godziny. Nie macie odwagi aby żyć? Nawet jakbyście czerpali radość z igrzysk waszym zasranym obowiązkiem byłoby być gotowym na utratę życia własnego bądź bliskich! - Ciężko było stwierdzić czemu Cain ogłosił te słowa, jednak większość spuściła spojrzenie z podium na swoje własne buty, inni czuli się jakby się nad nimi znęcał, do części dopiero dotarło że mimo wszystko 23 osoby zaraz pójdą na rzeź. Co prawda część wciąż miała to gdzieś, jeśli mają co najmniej 19 lat nie obchodzą ich przecież trybuci.
Dla Caytela była to jednak część zabawy, podobał mu się ich widok, nie potrafił docenić ludzi którzy oczekują cudzej śmierci nie spodziewając się własnej, a tak właśnie wyglądała dla niego sytuacja.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 20-03-2011 o 10:44.
Fiath jest offline  
Stary 20-03-2011, 08:20   #5
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Trzeci Dystrykt


Elektronika, samochody, broń palna. Dystrykt ten był jednym z najbogatszych w Panem, a ponadto tak nowoczesny technologicznie, że pod tym względem prawie sięgał Kapitolowi. Każdy mieszkaniec tego miasta dobrze wiedział, jak obchodzić się z elektryką i jej pochodnymi. Po prostu futurystyczne społeczeństwo. Jednak zawsze musi być haczyk…

Pomimo tego, iż wszyscy byli z elektroniką za pan brat, to jednak niezbyt wpływało na ich kondycję fizyczną. Zresztą, było to zrozumiałe. W końcu kilkugodzinne grzebanie w obwodach raczej nie powiększało ludzkiej muskulatury.

Dlatego też pochodzący z dystryktu trybuci zwykle ginęli w igrzyskach, nie mogąc równać się ze swoimi wysportowani i silnymi rówieśnikami z sąsiednich miast. Mimo to zdarzały się wyjątki, choć zwykle były to elementy społeczne i osoby raczej nienależące do tak zwanej „dobrej młodzieży”.

Wzorem innych dystryktów i w Trójce ludzie zebrali się dziś na placu, aby uczcić ceremonię dożynek. Co prawda, nikomu obecnemu nie było do śmiechu, jednak ten szczegół zwykle umykał organizatorom igrzysk. Tym razem obyło się bez przeszkód, więc opiekunka spokojnie wetknęła rękę do środka kopuły.

- Marge Clarsey!

Do sceny podeszła młoda dziewczyna, góra czternastoletnia, wyglądają tak, jakby miała za chwilę zemdleć. Nie był to szczególnie dobry kandydat na trybuta, ale mieszkańcy Trzeciego Dystryktu już dawno się do tego przyzwyczaili.

- Charles Harper!
 
Shooty jest offline  
Stary 20-03-2011, 12:50   #6
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Gdy Gattoria wrzucała do kuli aż pięć kartek ze swoim nazwiskiem robiła to z mieszaniną strachu i nadziei. Wszystkie wcześniejsze lata udawało się jej uniknąć wątpliwego zaszczytu reprezentowania Dystryktu w Igrzyskach. Ale za każdym razem było trudniej i bardziej się bała. Więcej kartek z jej nazwiskiem, większa szansa, że padnie na nią. Jednak w czasie losowania powtarzała pod nosem, niczym mantrę: Niech twoja ręka omija moje kartki, niech twoja ręka omija moje kartki... Na darmo. Opiekunka Dystryktu wyczytała nazwisko tak dokładnie, że nie było mowy o pomyłce. Pod Gattorią ugięły się kolana. Stojąca obok niej dziewczyna syknęła i wykrzyczała przekleństwo. Najwyraźniej zależało jej na reprezentowaniu Dystryktu. Po chwili jednak uspokoiła się i uśmiechnęła do Mael. Trybut próbowała odwzajemnić uśmiech, ale na jej twarzy wykwitł tylko grymas, który wyglądał, jakby właśnie dostała ostrej kolki.

Tłum pchnął ją do przodu. Czuła poklepywania po plecach, każdy coś do niej mówił. Jednak im bliżej była podium, tym mniej zaczynało do niej docierać. Chyba weszła na scenę. Chyba opiekunka wyczytała drugie nazwisko. Chyba mówiła coś do Gattorii. Głosy docierały do niej, jakby była w wielkim szklanym naczyniu wypełnionym wodą. Tak samo zresztą zachowywał się jej wzrok – wszystko na około falowało dziwnie i było komicznie zniekształcone.

Ból brzucha przywrócił ją do rzeczywistości. Rozejrzała się niepewnie. Siedziała na jakiejś ławie pomiędzy rodzicami. Było ciemno, ale uroczystość na cześć trybutów trwała w najlepsze.

- Co teraz? – Gattoria spojrzała na ojca. Mężczyzna drgnął zaskoczony. Rodzice spojrzeli na nią.

- Igrzyska – odpowiedział z wyraźnie ściśniętym gardłem. Mael odwróciła wzrok na matkę. Kobieta z trudem powstrzymywała płacz.

- Chciałabym, żeby to był tylko koszmarny sen

- Córeczko...

- Wiem, wiem... A najgorsze jest to, że nie mogę was zapewnić o tym, że wrócę. – Zakończyła piskliwie. Matka przysunęła się do niej szybko, objęła ją i przytuliła mocno. Gattoria poczuła też, że ojciec bierze jej dłoń w swoją i ściska ją w pocieszającym geście.

Teraz liczyło się tylko to, żeby nacieszyć się rodzicami. Bo przyszłość nie malowała się zbyt kolorowo.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 20-03-2011, 13:11   #7
 
Alvaro de Luna's Avatar
 
Reputacja: 1 Alvaro de Luna nie jest za bardzo znanyAlvaro de Luna nie jest za bardzo znany
Do odseparowanej od innych celi w XIII więzieniu Trzeciego Dystryktu podszedł strażnik. Przegrał w karty z kolegami i on musiał wykonać ten przykry obowiązek. W środku leżał młody, blady blond chłopak, może lat siedemnastu, leżący z na pryczy z podłożonymi pod głowę rękoma. Spojrzał na przybysza, a ten odwrócił wzrok i zaczął swoją gadkę.
-Dziś się przewietrzysz. Na głównym placu będą wybierarali trybutów i wszyscy, nawet więźniowie muszą tam być, więc podejdź do ściany obrócony twarzą do niej i połóż na niej ręce.
Chłopak posłusznie to zrobił, więc strażnik na wszelki wypadek wyjął gumową pałkę i otworzył drzwi. Przeszukał więźnia żeby sprawdzić, czy ten przypadkiem nie planuje czegoś głupiego i powiedział:
-Obruć się- wtedy też ujrzał jego jego oczy, jeden z powodów dlaczego dostał swój przydomek. Były wręcz kryształowo-błękitne i blade zarazem. Strażnik poczuł niepokój wpatrując się w nie, więc szybko opuścił wzrok i nałożył branzoletki na nogi, po czym kucnął i założył nieco większe na nogi.
-Po co to?- spytał chłopak. Nie był wcale wysoki i nazbyt umięśniony, więc takie środki wydawały się zbędne- przecież nie będę uciekał- oznajmił spokojnym głosem, chociaż wiedział że ani on, ani jego koledzy, ani nikt inny w to nie uwierzy.
-To środki bezpieczeństwa- poszli powoli do miejsca zbiórki więźniów, skąd mieli pójść pod eskortą na plac.


Ludzie zebrali się na placu. Jeden z więźniów pod strażą, zakuty w kajdany, poszedł do młodzieży oczekującej na decyzję kogo rzucą na arenę. Dało się zauważyć że budynki, ulice i sam plac jest obsadzony przez jednostki specjalne, mające dopilnować porządku uroczystości. Opiekunka weszła i zaczęła losowanie.
- Marge Clarsey!- dobiegł jej głos z wysokiej jakości sprzętu nagłaśniającego. Wszyscy zobaczyli młodą dziewczynkę, ledwo trzymającą się na nogach. Miała może czternaście lat i pewnie nikt nie wróżył jej zbyt dobrej przyszłości, a jednak niektórzy i tak zaczęli poklaskiwać tak od niechcenia. Teraz czas na wylosowanie chłopaka.
- Charles Harper!- wykrzyknięto lekko załamującym się głosem. Strażnicy zaskoczeni patrzyli po sobie nie wiedząc co robić więc sam zainteresowany podpowiedział im:
-Rozkujcie mnie, przecież tu i tak prawie każdy snajper mierzy w moją głowę- po chwili wahania i konsultacji przez intercom z szefami zrobili to i na scenę wyszedł Charles w stroju więziennym.
Nikt nie ważył mu się klaskać, tylko prawie wszyscy szeptali między sobą.
-To on!
-Widziałam jego proces w telewizji.
On słuchał tego spokojnie blady, ale nie ze stresu, którego nie odczuwał, nie ze strachu, którego nie znał, nie miał nawet żadnych, najlżejszych mdłości. Po prostu był blady od urodzenia. W tłumie zauważył matkę i swoich braci, niedaleko nich była też Sandy, która chyba jako jedyna płakała ale chyba ze szczęścia. W końcu jej ukochany pożyje dłużej niż do jutra.
Strażnicy zaprowadzili go z powrotem do celi.
 

Ostatnio edytowane przez Alvaro de Luna : 20-03-2011 o 13:33.
Alvaro de Luna jest offline  
Stary 27-03-2011, 11:26   #8
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy


Pędziliście niezwykle szybkim pociągiem w kierunku Kapitolu przez około godzinę. Na peronie powitał was tłum ludzi z ciekawością obserwujący wasze poczynania. Gdy im pomachaliście, zaczęli wiwatować na cześć trybutów. Mimo to każdy z „wybrańców” wiedział, że wprost nie mogą się doczekać rzezi na arenie.

Po wyjątkowo miłym powitaniu przyszła pora na ucztę. Dystrykty jadały ją osobno, aby zapobiec ewentualnym spięciom w trakcie pierwszego posiłku. Na kłótnie i bójki przyjdzie jeszcze czas. Stoły były bardzo bogate w wszelakie danie czy to ciepłe, czy też zimne. Można było tu dostać wszystko, więc wasze ciała, zmęczone po długiej podróży, pochłaniały każdą jadalną rzecz, która była w zasięgu waszego wzroku.

Na noc otrzymaliście swoje pokoje ozdobione w iście królewskim stylu. Począwszy od ogromnych łóżek, przez dębowe szafy, na guziczkach do automatycznych posiłków skończywszy. Półki pełne były zarówno ubrań, jak i bielizny; do wyboru do koloru. Nikt nie mógł tutaj narzekać na spartańskie warunki.

Następny dzień był dniem objazdu. Każdy z was był zmuszony razem z drugim trybutem ze swojego dystryktu zatoczyć powozem konnym wielkie koło na arenie przygotowań. Od tego mogli zależeć przyszli sponsorzy, a o nich mało kto nie walczył. Podczas igrzysk ważna jest pomoc. Spuszczane charytatywnie paczuszki były największą, którą jest się w stanie uzyskać.

Podczas objazdu liczył się strój trybutów. Jeśli spodobał się widowni to zawodnik był spośród niej wyróżniany znacznie większymi brawami. Dlatego do poszczególnych dystryktów byli przydzielani najlepsi projektanci w kraju. I ci bardziej skorzy do współpracy, i ci mniej.


Drugi Dystrykt


Aquar i Evelin stali, czekając na swoich projektantów. W końcu do Sali weszli mężczyzna i kobieta. Mężczyzna był młody, miał około 25 lat, krótką kozią bródkę i wyniosłe spojrzenie. Już od jego pierwszych słów można było poznać, że otaczał się samouwielbieniem i był z siebie niezwykle dumny.

Tymczasem kobieta niewątpliwie pomalowała włosy na czerwono i nastroszyła je, przypominając w ten sposób wściekłego jeża. Pod pewnymi względami była bardzo podobna do projektanta, ale nie cechowało jej tak bardzo podkreślone samouwielbienie. Niemniej do skromnych również nie należała.


Trzeci Dystrykt


Widocznie organizatorzy dowiedzieli się o tym, że tegorocznym przedstawicielem Trzeciego Dystryktu jest więzień, bo ich projektanci byli wyjątkowo dobrze zbudowani, absolutnie nie przypominali tych z lat wcześniejszych.

Projektant miał mięśnie wielkości opon od samochodu, a przy tym cechował go brak szyi. Jego garderoba była poważnie ograniczona z powodu względów fizycznych. Kobieta również grzeszyła wzrostem, a przy okazji posiadała budowę ciała mężczyzny, ale starała się przygotowywać dla siebie stroje bardziej damskie niż pozwalał na to jej tułów. Tworzyło to komiczny efekt.

Oboje byli twardzi i zdyscyplinowali, idealnie nadawali się do wojska. Wprawdzie projektant potrafił od czasu do czasu sypnąć żartem, ale zwykle pozostawał bezlitosny i nienaturalnie spokojny. To będzie trudna współpraca.


Czwarty Dystrykt


Cain dziwił nad wyglądem swojego projektanta. Ich dystrykt otrzymał tylko jednego z powodu wypadku, jakiemu uległa projektantka. Zresztą, jego wygląd odstraszał o wiele bardziej niż perspektywa osłabienia składu.

Mężczyzna chodził wystrojony w czarny garnitur z granatowym krawatem. Sprawiał wrażenie biznesmena, człowieka, który powinien się raczej zajmować pracą za biurkiem, a nie strojeniem młodzieży.

Mimo to charakter miał całkiem znośny. Co prawda denerwująco przeciągał sylaby i często dla efektu zatrzymywał się na jakimś słowie, do tego miał niezbyt miły zwyczaj zwracania się do wychowanka per pan, pani, ale dało się go lubić.


Piąty Dystrykt


Gattoria i Drake patrzyli na swoich projektantów z szeroko otwartymi ustami. Trafiło im się dwoje dziadków, jedno starsze od drugiego. „Babcia” miała nienaturalnie białe włosy, prawdopodobnie farbowane i mocno się garbiła, a „dziadek” był bardzo niski.

Jednakże oboje grzeszyli wesołością i radością z życia, a z dogadaniem się nie było problemu. Uroki osobowości znacząco rekompensowały nadwątlony przez długie życie wygląd.


Ósmy Dystrykt


Mężczyzna ubierał się w stylu niegdysiejszych miłośników rapu. Workowate spodnie, długa, zdecydowanie za duża bluza i kolczyki wszędzie, gdzie tylko mogły być. Do tego ręce w kieszeni, guma do żucia i włosy zawiązane w kucyk. Na szczęście był wesoły i podchodził do wszystkiego z dystansem.

Tymczasem kobieta była jego całkowitym przeciwieństwem. Jej ubrania były wściekle różowe, a na nogach miała szpilki. Szczebiotała niezwykle piskliwym głosem. Zachowywała się podobnie do nadopiekuńczych młodych matek, stojąc nad trybutami i podziwiając ich urodę. Była o wiele mniej sympatyczna niż kolega po fachu.
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 27-03-2011 o 11:29.
Shooty jest offline  
Stary 27-03-2011, 17:07   #9
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Przejdźmy od razu do rzeczy - stwierdził krawiec - stań w świetle - poprosił wyciągając z kieszeni miarkę krawiecką.
- Najpierw ostatnia wieczerza, a teraz strój pogrzebowy? - rzucił żartem Cain
- Zawsze jest szansa że przetrwasz... - usłyszał w odpowiedzi gdy był oglądany z każdej strony - ...jeśli wszyscy pozabijają się przed tobą. - dodał po krótkiej przerwie. Niestety Cain również podzielał to zdanie, najłatwiej będzie poczekać, do późnej gry, i dopiero zacząć się narażać.
- Nie chcę cię obrażać - przeprosił z góry Caina - ale wygląda na to że dystrykt czwarty ma tym razem dwa żeńskie trybuty. Owszem, coś tam masz, ale to chyba minimum rybaka?
- Bardziej nurka - stwierdził Cain - choć mało zajmowałem się pracami dystryktu, osobiście preferuję hazard w czasie wolnym. Jak się nazywasz?
- Garret. - Odparł podchodząc do biurka, wyją blok kartek i pokazał kilka szkiców Cainowi - usiądź gdzieś i przejrzyj to, są to szkice z zeszłych lat.
Cain posłusznie skinął głową i usiadł na krześle w rogu pomieszczenia.

Przeglądał je przez jakąś chwilę, w większości nie przyciągały jego wzroku. Wreszcie postanowił zapytać.
- Właściwie, jakie są twoje zalecenia?
- Masz przedstawiać swój dystrykt.... - odparł Garret podchodząc powoli do Caina, - ...więc postaraj się zachować jego cechy. Rozwiń jedną ideę, a ja już zadbam aby ją urzeczywistnić.
- taa - Cain podniósł wzrok znad kartek. Pierwszym co spostrzegł, było akwarium.

****

Garret powoli przechylał filiżankę od herbaty, znowu przerwał zdanie, i nie śpieszył się z jego dokończeniem. Czasami Cain zastanawiał się czy on ma jakiś problem z spostrzeżeniem że te pauzy wcale nie są efektowne.
- ...Mamy w zarysie, napierśnik z rybich łusek, różnych gatunków, by gama kolorów była różna...jeśli światło się na nich załamie wiele panienek zacznie klaskać zanim spojrzy na twoją twarz...szyję okryjemy ci błękitnym szalem tak, aby zasłaniał on połączenie tylnej i przedniej części napierśnika. Przyozdobimy go numerem dystryktu oraz motywami fal morskich...Plecy zostawimy nagie razem z brzuchem, wytatuujemy symbol który stworzyłeś na podstawie glaucus atlanticusa...nie pomyślałbym że takie stworzenia istnieją...zacznie się na plecach a w kilku punktach przejdzie w okolice pępka.


Uploaded with ImageShack.us
- A potem akwarium...
- ...Tak...Doszyjemy je do spodni, jako dolna część szaty, zrobionej na kształt sieci rybackiej będzie po prostu utrzymywała taflę szkła z wodą aby nigdzie nie wypadła. Masz głowę młody, dużo roboty mi zaoszczędziłeś...no i robisz jakiś pożytek z tego mizernego wyglądu.
 
Fiath jest offline  
Stary 27-03-2011, 20:28   #10
 
Alvaro de Luna's Avatar
 
Reputacja: 1 Alvaro de Luna nie jest za bardzo znanyAlvaro de Luna nie jest za bardzo znany
Projektant wyglądał na takiego, który preferuje bardziej kij basebolowy niż miarkę, więc cała sytuacja bawiła nieco trybuta. Gdy ustawił się w pozycji krzyża, żeby tamten mógł zmierzyć długość ramion, pomyślał jak musi czuć się ten wielkolud w pobliżu kogoś takiego jak on.
-Wiesz dlaczego mnie wybrano do tej roboty?- spytał
-Bo nikt nie chciał?
-A domyślasz się dlaczego?
-Pewnie oglądali moją rozprawę w TV. O sprawiedliwości nie można było zbyt dużo powiedzieć.
-Nikt nie chce przebywać w twojej okolicy, bo mało kto nie ma kogoś znajomego albo członka rodziny na twojej liście.
Charles zamyślił i się i musiał rzeczywiście przyznać mu rację.
-Masz jakieś powiązania z rodziną Hattore?- chciał się dowiedzieć czy aby na pewno ten nie pracuje dla jego pracodawców.
-Może tak, może nie... A dlaczego pytasz?
-Jeśli tak, to możesz powiedzieć że wszystko zachowałem dla siebie, a jeśli nie to lepiej bierz się do roboty!- projektant pokręcił głową i zacząl przedstawiać w katalogach różne fasony, style i tym podobne.
W drodze eliminacji wyszło że trybut Dystryktu III będzie nosił na sobie czarną, skórzaną kurtkę i takie też spodnie. Projektantce trzeba było przyznać że braki w urodzie nadrabia talentem plastycznym i umiejętnościami planowania, w bardzo krótkim czasie naszkiciwała kilka projektów. Po długim analizowaniu poszczególnych prac, wreszcie wybrano.
Skórzana kurtka z cielęcej skóry, na plecach będą widnieć oczy miotające gromy, pod którym jest bolid wyścigowy z którego rur wylatują płomienie w barwach czerwonych i żółtych, oraz wielka cyfra III na ramieniu, Buty skórzane, wojskowe okute stalą. Dzieła dopełniać będą okulary przeciwsłoneczne i zegarek elektroniczny najnowszej generacji.
 
Alvaro de Luna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172