Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2011, 20:21   #1
 
Arcan's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znany
[Autorski/Storytelling] Drugi Eden

Masjaf,Syria, plac przed zamkiem, 6 Maja 1200 roku
Godzina 15.00

Nie wielu przybyło na plac, ci co przybyli w oczach innych Assasynów byli głupcami, szukającymi "czegoś w niczym".
Wybrańcy nie specjalnie się nimi przejmowali... przyszło więc dobyć oręża i ruszyć na misje.

- Witajcie przyjaciele, zapewne nie znacie się jeszcze tak dobrze, aby wiedzieć komu ufać. Więc ja wam powiem, musicie działać razem, podczas waszej wyprawy będziecie mieli więcej czasu na to by bliżej się poznać. Teraz omówimy sprawę waszej broni.
Nie mamy jej zbyt wiele, ale postaram się dać każdemu z was w miarę dobry ekwipunek.

Altair pokazał gest jednemu z Nowicjuszy. Rekrut przyniósł wielką, ciężką skrzynię w której znajdowała się broń. Wybrańcy podchodzili po kolei.


1. Pascal

Pascal pierwszy podszedł pewnym krokiem do Altaira. Uśmiechnął się i patrzył na skrzynię... Altair widząc to zamyślił się [ Hmm... co by mu dać...]. Otworzył skrzynię i wyjął:


- 2 miecze, były piękne, naostrzone, widać w nich było swoje odbicie... - Reszta Assasynów patrzyła z zazdrością na przekazywane miecze.
- 1 sztylecik
- 1 podręczny rapier
- 2 noże (można nimi rzucać)
- 1 ukryte ostrze



Każdego ponownie zamurowało, nie było broni która nie przyciągała by uwagi Assasynów. Z każdą chwilą inni stawali się niecierpliwi.


2. Mawr

Mawr była jedyną dziewczyną w gronie Assasynów. Bardzo szybko podeszła do Altaira i również zamyślona patrzyła na broń znajdującą się w skrzyni. Znając ją Altair wiedział co ma jej dać bez zbędnych słów.

- 2 sztylety (z których jeden jest „normalny” a drugi przypomina szpikulec do lodu, ostrze ma trójkątny przekrój i tym samym 3 krawędzie tnące)
- 1 podręczny mieczyk
- 10 noży (można nimi rzucać)
- 1 ukryte ostrze
- 1 Dmuchawka (+5 zatrutych strzałek)

3. Hjalmar

Hjalmar podszedł pewnie, nie patrząc na innych. Altair myśląc trochę sięgnął do skrzyni i dobył z niej:

- 2 małe sztylety (są świetne w otwartej walce, jak i cichym zabójstwie)
- 1 podręczny mieczyk
- 15 noży (można nimi rzucać)
- 2 ukryte ostrza
- 1 podręczny rapier

4. Żmija/Cień

Podszedł do Altaira, miał zasłoniętą twarz maską. Nikt nie wiedział jak się na prawdę nazywa, używał tylko swoich przydomków (Żmija lub Cień). Nie był zainteresowany skrzynią i bronią znajdującą się w niej. Był raczej osobą tajemniczą, nikt nic o nim nie wiedział. Nie wiadomo czy nosił ze sobą broń czy nie, gdy chodził słychać było tylko dźwięk żelastwa które miał pod swoim płaszczem. Altair rzekł tylko:

- Widzę że jesteś gotowy, cieszę się bardzo, widać nie potrzebujesz żadnej broni....[patrzyli na siebie przez moment z lekkim zaciekawieniem].

Cień udał się w stronę osób które dostały już swoją broń i czekały na pozostałych.

5. Zahir Haqq

Zahir podszedł jako ostatni w kolejce. Zapytany przez Altaira:

- Jaką broń dzierżysz ?

Była cisza..... żadnej odpowiedzi.

A w czym się specjalizujesz ?

- ....

Również bez odpowiedzi. Altair sam wybrał mu broń. Uważał że przyda się ktoś kto ma inną specjalizację niż reszta drużyny. Sięgnął po raz ostatni po skrzynię i wyjął:

- 1 precyzyjnie wykonany Łuk
- Kołczan z 50 strzałami do łuku.
- 1 ukryte ostrze
- 1 szabla
- 5 bombek dymnych


Każdy był już gotowy by ruszyć. Pozostało tylko wybrać miejsce gdzie się udać. Altair wybrał miejsce znajdujące się blisko Masjafu, był nim Damaszek. Ostatnio wiele się tam dzieje, może będzie ktoś wiedział o Drugim Edenie. Większość z Assasynów nie zwracała uwagi na to co mówi Altair, byli podekscytowani swoim nowym orężem. Altair prosił o skupienie i zaczął przemawiać:

- Udacie się do Damaszku, jest tam paru "naszych" i nie jest to daleko w sam raz na pierwszy wypad. Ostrzegam także przed zagrożeniem ze strony Templariuszy, mogą być, a może nie...[Z nimi nigdy nie wiadomo] Więc ostrożnie. Jeśli chcecie będziecie mogli poznać się tam bliżej i pozwiedzać troche, ale pamiętajcie o misji. Jeśli znajdziecie mędrca z białym kapturem zapytajcie o Drugi Eden, pomoże wam i da pare wskazówek. Pamiętajcie o współpracy. Jeśli będziecie potrzebowali wrócić tu do Masjafu, wyleczyć rany czy uzupełnić ekwipunek to zapraszam.
Konie czekają przy bramie. Znaki na drodze będą wam wskazywać drogę do Damaszku, myślę że dacie sobię radę...

Mówiąc to wszyscy udali się w stronę koni i pogalopowali do Damaszku, a Altair wrócił do swojej siedziby na Zamku.




Damaszek,Syria,przed bramą miasta, 7 Maja 1200 roku
Godzina 8.00


Po długiej, męczącej podróży dostrzegliście bramy miasta, widzicie że brama miasta jest dobrze strzeżona i strażników w niej nie brakuje. Strażnicy przepuszczają tylko kupców, handlarzy i uczonych, wiecie że ciężko będzie się wam dostać do miasta. Słychać było zbliżającą się dorożkę, widać z kimś bardzo ważnym. Zeszliście z koni, obserwowaliście wszystko co dzieje się wokół was. Wszędzie było dużo koni, nie tylko waszych ale także innych podróżników którzy przybyli do Damaszku, dorożka była coraz bliżej. Być może mała rozruba może spowodować zamieszanie, które pozwoli wam dostać się do miasta...
Nie czuliście się jeszcze zgrani, być może przez to że nie znacie się za dobrze, każdy z was chce się czymś wykazać i pokazać na co go stać... i jest ku temu okazja. Każdy z was trzymał broń trzymaną pod płaszczem w pogotowiu. Zaczeliście wyglądać podejrzanie w oczach strażników, ale nie zamierzają was atakować. Wiecie że co by się nie działo musicie dostać się do miasta...
 
__________________
Szerokości... ;)
Arcan jest offline  
Stary 07-04-2011, 18:54   #2
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Przeciskając się przez tłum w porcie, niedawno wysiadłszy z europejskiej barki kierował się teraz do stojącej nieopodal karawany kupieckiej. Podróżowała do Jerozolimy więc będą po drodze mijali Masjaf. W europie wszystko było białe, czyste i zadbane, a tu wszędzie leżały ziarnka piasku pokrywając jedzenie, naczynia, stragany, dachy lepianek. Tak samo z ludźmi, tam wszyscy byli dobrze ubrani i czyści, a tu dokładnie jak w dzielnicach plebsu. Pascal wyróżniał się strojem ponieważ był on szyty jeszcze we Francji specjalnie dla niego i specjalnie dla jego nowej profesji: Biały kaftan do kolan ze srebnymi wzorami na rękawach i tułowiu, falbany na kołnierzu i rękawach, krwistoczerwona przepaska biodrowa przetykana złotymi nićmi, brązowe, z bardzo wygodnej skóry buty do kolan i obowiązkowa część stroju asasyna: biały kaptur ze złotymi i srebnymi krawędziami dokładnie zasłaniając górną część twarzy Pascala. Wsiadł na koń i razem z kupcami ruszyli przez pustynne bezdroża jednak przewodnicy wiedzieli którędy iść. Weszli już w dolinę i puszczę, a jakiś czas później asasyn zauważył znak. Masjaf był już niedaleko. Pożegnał towarzyszy uniesioną ręką i galopem podążył do twierdzy asasynów.

Wywołany został jako pierwszy i wręczona została mu przepiękna i zadbana broń. Pascal skłonił się na jedno kolano i podziękował Altairowi z mocnym francuskim akcentem:
- Merci, mosieur Altair
Trzymając w ramionach swój ekwipunek wycofał się z błyszczącymi oczami. Przedstawiono im cały plan i udzielono im pozwolenia na wyruszenie. Przez całą drogę Pascal nie odezwał się ani słowem tylko badał wzrokiem wyszukując jakiś szczegółów, charakterystycznych dla ich kraju. Jeden wyglądał całkiem znajomo, była w europie sprawa masowego zabójstwa w willi, nikt nie przeżył, a zabójca z tego co wiadomo miał charakterystyczną metalową maskę, która nie przypominała żadnej znanej asasynowi istoty.

Wyszli z doliny i ich oczom ukazał się piękny widok: stali na wzgórzu, które slalomem schodziło w dół aż do Damaszku, w oddali widać było już mury miasta i zarysy budynków za nimi. W pełnym słońcu wyglądało to niemal jak na obrazie w pokoju córki francuskiego kupca, z którą Pascal nie raz się widywał, aby załatwić te ważne i te mniej sprawy. Powoli zeszli po stromej drodze i stanęli przed wejściem. Strażnicy stali w szeregu co uniemożliwiało ciche przejście. Pascal zauważył zbliżającą się dorożkę. I w głowie zrysował mu się plan. Chciał wskoczyć obok woźnicy i pognać całą dorożkę na strażników. Inni mieli inne pomysły. W końcu każdy zrobił co chciał i wyglądało to dosyć zabawnie. Pascal wskoczył, a dorożki złapał się Hjamar, asasyn w masce rzucił się samotnie na strażników, a jedyna kobieta w drużynie niezbyt celnie władała dmuchawką, skutkiem było to, że jeden koń z dorożki, którą jechał Pascal został zraniony i padł, a sam wóz doczołgał się do bramy i stanął. Pascal uderzył nerwowo ręką w siedzenie woźnicy i wypchnął go z niego. Następnie samemu zaczął szukać jakiejś kryjówki. Zauważył, że jeden strażnik leży na ziemi obok asasynki i w każdej chwili może zranić dziewczynę. Uruchomił swoje ostrze w lewej ręce i z podbiegł do leżącego wbijając mu stal w tętnicę. Nie przejmował się jego błaganiem o oszczędzenie życia, każdy tak prosi i potem marnuje drugą szansę. Dwóch niedobitków po walce z asasynem w czerni uciekli w kierunku miasta. Pascal pobiegł za nimi z nadal uruchomionym ostrzem, aby w odpowiednim momencie rzucić się na każdego i wbijając ostrze w kark.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 07-04-2011, 19:49   #3
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Stawiła się na miejscu spotkania. Spodziewała się tłumów, a zastała ledwie garstkę. Przez chwilę obserwowała. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wziąłby jej za assasynkę, ot zwykła dziewczyna, ubrana w błękitne szarawary i białą bluzkę z narzuconym na to kremowym płaszczem podróżnym, do tego wysokie skórzane buty. W takim odzieniu mogła być kimkolwiek, a była początkującą skrytobójczynią. Podeszła do zgromadzonych. Jej uwagę od razu przykuł człowiek w żelaznej masce. Zapragnęła zobaczyć co też się pod nią kryje ale zanim zdążyła się odezwać przemówił Altair. Miał dla niej broń! Wspaniałą broń. Dygnęła lekko w podzięce, nie wiedziała co powiedzieć. Przyszła tu tylko żeby popatrzeć jak grupka wybranych wyrusza na wyprawę którą będą opiewać przyszłe pokolenia a tym czasem została jedną z nich. Nie umiała ukryć swojego podekscytowania, z zachwytem gładziła dmuchawkę nie bardzo mogąc się skupić na słowach przywódcy. Na szczęście inni słuchali uważnie. Wyruszyli a ona wciąż nie mogła w to uwierzyć. Droga upłynęła jej na rozważaniach jak podejrzeć twarz Cienia. ~Zobaczę ją kiedy będzie jadł. Będzie musiał zdjąć maskę~ uśmiechnęła się do siebie w duchu. Tymczasem dotarli do bram miasta strzeżonych przez pięciu strażników. ~Pięciu strażników, pięciu assasynów...niech każdy pokaże co potrafi~
Odłączyła się od grupy, wmieszała w tłum i podeszła niepostrzeżenie do strażnika który oddalił się nieco od reszty pochłonięty rozmową. Planowała wypróbować na nim swoją dmuchawkę. Niestety ku jej zdziwieniu Cień rozpoczął frontalny atak na pozostałą czwórkę prowokując jej upatrzoną ofiarę do szaleńczego biegu po posiłki. W pośpiechu strażnik potknął się i upadł. Jednocześnie zobaczyła jak Pascal wskakuje na dorożkę, postanowiła mu pomóc unieszkodliwiając woźnicę. Dmuchnęła i z niedowierzaniem patrzyła jak strzałka trafia konia. ~Ale wstyd~poczerwieniała jak burak. Nie było jednak czasu na przeprosiny,musiała działać. Ruszyła do strażnika udając że chce mu pomóc wstać, dyskretnie wyjęła sztylet do pchnięć, nie zrobiła jednak nic bo uprzedził ją Pascal. Udała więc przerażenie niby to wywołane walącym się na ziemię koniem i ogólną paniką wśród ludzi Zaczęła uciekać do miasta. ~Jeśli wszystko pójdzie dobrze nikt nie będzie mnie nawet podejrzewał~ Starała się dogonić jednego z pozostałej przy życiu dwójki strażników i w ścisku pchnąć go między żebra, tak by przebić płuco. Ścigany zmienił kierunek i oddzielił się od towarzysza, wyczuła swoją szansę, przyspieszyła i zaczęła go doganiać...
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 07-04-2011 o 20:54.
Agape jest offline  
Stary 07-04-2011, 20:39   #4
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Masjaf,Syria, plac przed zamkiem, 6 Maja 1200 roku
Godzina 15.00

Hjalmar stał pośród „wybranych” i z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwał się temu co Altair mówił do nich.
Gdy Altair pokazał gestem do nowicjusza, aby przyniusł czarną skrzynię, Hjalmara zatkało pierwsze co myślał to ile może tam być pieniędzy, nie spodziewał się bowiem że w tej skrzyni, dla każdego znajduje się wyśmienita broń.
Pierwszy podszedł Pascal dostał wyśmienite miecze i parę innych gadżetów.
Później Mawr, jedyna dziewczyna, wśród Assasynów, Hjalmar nie mógł spuścić wzroku, od jej pięknego ciała.
Przyszła kolej na Hjalmara, podszedł pewnym krokiem, nie patrzył się już na piękną dziewczynę, lecz na skrzynie, myśląc jaką broń otrzyma. I proszę Altair dał mu dwa małe sztylety, gdy Hjalmar je zobaczył, od razu wziął w rękę i proszę pasowały jak ulał. Później Altair wyjął krótki miecz, Hjalmar schował pod płaszcz sztylety, mieczyk natomiast, zawiesił na pasek, później było 15 noży do rzucania, nie wiedział co z nimi zrobić, włożył po prostu w wewnętrzną kieszeń płaszcza, ukryte ostrza, to dopiero było coś, wiedział że służą do zabijania, ale gdzie ma je umieścić nie miał pojęcia, wrzucił je w drugą kieszeń, ostatnia broń jaką otrzymał, był to rapier :




Po czym udał się w stronę Pascala i Mawr.
Dopiero teraz zobaczył człowieka z maską, pierwszy raz na oczy, słyszał dużo historii o nim, ale nigdy do tąd nie widział go. Miał na sobie maskę, nie wiadomo dlaczego, ale gdy stanął obok, przeszedł Hjalmara dziwny strach.
Później bo broń podszedł jakiś typ, którego w życiu na oczy nie widział, dostał pięknie wykonany łuk.
Altair powiedział do nich :
-Udacie się do Damaszku, jest tam paru "naszych" i nie jest to daleko w sam raz na pierwszy wypad. Ostrzegam także przed zagrożeniem ze strony Templariuszy, mogą być, a może nie... Więc ostrożnie. Jeśli chcecie będziecie mogli poznać się tam bliżej i pozwiedzać troche, ale pamiętajcie o misji. Jeśli znajdziecie mędrca z białym kapturem zapytajcie o Drugi Eden, pomoże wam i da pare wskazówek. Pamiętajcie o współpracy. Jeśli będziecie potrzebowali wrócić tu do Masjafu, wyleczyć rany czy uzupełnić ekwipunek to zapraszam.
Konie czekają przy bramie. Znaki na drodze będą wam wskazywać drogę do Damaszku, myślę że dacie sobię radę...

Hjalmar pomyślał sobie :
~No dobra to mamy przed sobą pierwsze zadanie hehe.
Szedł ostatni, nie śpieszyło mu się, wyjął te dziwne ostrze i zaczął się zastanawiać do czego ono służy.

Przy bramie czekały na nich piękne konie Hjalmar wsiadł na pięknego konia.


I ruszyli.Po długiej jeździe, dojechali na miejsce, Hjalmara bardzo bolał tyłek, nie był przyzwyczajony do jazdy na koniu. Jako pierwszy zszedł z konia, zobaczył że strażnicy ich obserwują, nagle cień, tak bowiem ludzie nazywali człowieka z maską, ruszył w tłum, Mawr poszłą za nim, Hjalmar wiedział co zamierzają, Pascal natomiast został i myślał nad czymś, Hjalmar zapytał się
-Pomóc Ci w czymś?
Pascal odpowiedział :
-Widzisz tą dorożkę? Jak wskoczę do woźnicy, ty złap się dorożki.
Po chwili obaj siedzieli w dorożce, gdy nagle piękna Mawr strzeliła dmuchawką w konia, wóz ledwo doczołgał się do bramy i się zatrzymał, Hjalmar zobaczył że obok Mawr leży strażnik nie dobity, powolnym krokiem szedł ku niemu zaczął wyjmować sztylet, gdy nagle pojawił się Pascal uprzedzając Hjalmara wbił ostrze strażnikowi w tętnice, potem Pascal pobiegł gonić uciekającego strażnika, Hjalmar jakby nigdy nic szedł za nim, obserwując czy nie ma nikogo podejrzanego w mieście.
 
__________________
Vivere Militare Est
Maxi jest offline  
Stary 07-04-2011, 20:40   #5
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rnDjbUv7iu0[/MEDIA]

Żmija siedział w swym pokoju w siedzibie assasynów. Wrócił niedawno z Europy, w której spędził ponad dwa lata. Traf chciał iż, akurat zbierano grupę do poszukiwań drugiego Edenu, misja idealna dla niego, coś co jest wymagające. Tylko czemu musiał iść z grupą? Zawsze pracował sam, inni najczęściej tylko przeszkadzają.
Mężczyzna spojrzał w małe lustro nad miską z wodą, jego oczy błysnęły w szkle. Obmył twarz, tylko z przyzwyczajenia. Większość życia spędził na tych gorących pustyniach, był bardzo odporny na wysokie temperatury. Sięgnął dłonią po metalową maskę leżącą na szafeczce. Poczuł pod palcami zimną stal, następnie spojrzał na zasłonę swej twarzy i z uśmiechem przywdział metalową, zimną maskę, z którą nigdy się nie rozstawał. Powoli zbliżała się pora, zebrania toteż Żmija zaczął przygotowywać się do drogi. Nie miał zamiaru korzystać z ekwipunku zakonu, wszystko miał przygotowane zawczasu. Ubrał czarne spodnie z luźnego materiału, oraz buty o wysokich cholewach. Czarna koszula nie krępująca ruchów po chwili spoczęła na jego barkach. Włosy i czoło przykryła czarna chusta, założona niczym malutki turban. Całego stroju dopełnił płaszcz wykonany z delikatnego materiału, długi niemal do samej ziemi. Żmija nasunął na dłonie czarne wygodne rękawiczki, po czym sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu. Zajęło mu to dłuższą chwilę, a gdy upewnił się, że wziął ze sobą całą broń, chwycił jeszcze mieszek z pieniędzmi. Tak przygotowany wyszedł ze swej komnaty kierując się na plac spotkań.

~*~

Gdy stał na placu, wiatr poruszał delikatnie jego płaszczem niczym skrzydłami wielkiego kruka. Piasek uderzał o metalową maskę, a żar lał się z nieba. Żmija zaś czekał na swoją kolej obserwując spod swej maski zebranych. ~ Nowicjusze~ przeleciało mu przez głowę. O żadnym z tu obecnych nie słyszał, jednego chyba kiedyś widział we Francji, ale też był nic nie znaczącym zabójcą. Czemu on, profesjonalista musiał pracować z takimi robaczkami? Czy zakon nie rozumiał, że będą oni mu tylko przeszkadzać?
W końcu nadeszła kolej cienia, zbliżył się on do Altaira i spojrzał na skrzynię z bronią, po czym delikatnie pokręcił głową w przeczącym geście. Jego ukryte pod maską spojrzenie spotkało się ze wzrokiem, głównodowodzącego zakonu. Mierzyli się tak chwilę w milczeniu, obserwując się i szukając w drugim słabości. Zapewne gdyby nie naglił ich czas, mogli by stać tak przez wiele czasu, jednak ziarnka piasku w klepsydrze wieczności nagliły ich niemiłosiernie. Po chwili Żmija bez słowa oddalił się do miejsca gdzie czekała reszta.
Albo mu się zdawało, albo jedyna kobieta w ich grupie bacznie mu się przyglądała, jak gdyby dyskretnie próbowała zajrzeć pod maskę. Właśnie dla tego nie lubił pracować w grupie...

~*~

Kopyta rozrzucały piasek gdy piątka wybrańców pędziła w stronę Damaszku. Żmija poruszał się trochę na uboczu, jak gdyby nie przyznawał się do grupy z którą podróżował. Wiatr lekko poruszał jego płaszczem który czasem wydawał jakiś metaliczny odgłos.
Assasyni zatrzymali się na wzgórzu przed miastem by ocenić sytuację. Żmija zeskoczył z konia i stanął pewnie na piasku. Bramy pilnowała mała grupka strażników, za mała by sprawić im jakąkolwiek rozrywkę a tym bardziej by ich zatrzymać. Mimo to osobnik imieniem Pascal zaproponował swój plan działania. Chciał chwycić się nadjeżdżającej dorożki, by narobić zamieszania. Ponadto wspomniał cos że słyszał o Cieniu, oraz jego czynach w Europie. I miał on rację, faktycznie to Żmija wymordował całą willę by dostać się do swego celu, jednak to była jedna z jego nudniejszych prac. Zamaskowany spojrzał tylko na Francuza i zimnym wyrachowanym głosem mruknął. – Nie znasz mnie chłopcze.
Nie zważając na słowa innych Żmija powoli zaczął iść w stronę bramy, dłonie ukrył pod płaszczem zaciskając je na rękojeściach rapierów, przypiętych do pasa. Szedł powolnym spokojnym krokiem w stronę czwórki strażników, nie przejmując się tym co robi reszta jego nowych towarzyszy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XstrpkqT6dw[/MEDIA]

Kiedy zrównał się ze strażnikami, po prostu szedł dalej jak gdyby nigdy nic. Jeden ze zbrojnych szybko zorientował się że coś jest nie tak i podszedł do Cienia.
- Pan wybaczy ale mu.... – nie dane było mu zakończyć bowiem rapier wydobyty spod płaszcza błysnął w słońcu a potem opadł z góry na strażnika, rozcinając jego pierś. Ten z jękiem opadł na ziemię.
Pozostała trójka szybko otoczyła Żmiję, ten jednak stał spokojnie z dwoma rapierami w dłoniach mierząc przeciwników wzrokiem skrytym pod metalem. Zaatakowali w jednym momencie, Cień odbił wprawnie pierwszy miecz, drugi jednak drasnął jego dłoń co spowodowało że jeden z rapierów wypadł mu z ręki. Zabójca syknął cicho ze złości, dawno nikt nie wytrącił mu broni pierwszy atakiem. Kolejny miecz poszybował z góry, jednak trzymany w lewej dłoni rapier odbił go.
Żmija spojrzał na swoją dłoń, dawno nie walczył, dla tego byli w stanie go zranić. Następnie spojrzał na swój leżący na ziemi rapier. Nie było czasu go podnosić, zresztą zamaskowany nie potrzebował go. Jego wzrok tylko przelotnie spoczął na leżącym strażniku, lepiej by nie wstawał. Ubrany na czarno zabójca kopnął leżącego w szyję, bystre oko mogło zobaczyć jak przed uderzeniem z podeszwy wysuwa się nóż który miał zakończyć życie zbrojnego. Wtedy też zamachnął się na niego kolejny strażnik, Cień jednak wykonał sprawny unik, po czym wyprowadził kontratak mieczem dzierżonym w lewej dłoni. Jednocześnie poruszył lekko prawym nadgarstkiem, i wystrzelił prawa ręką w stronę innego strażnika. Z jego rękawa niczym za pomocą magii wyskoczył sztylet do pchnięć, który ujęły palce rannej dłoni. Ostrze skierowane były w szyję jednego ze strażników. Co najdziwniejsze, zamaskowany był spokojny, nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów, cechował go całkowity profesjonalizm jeżeli chodzi o walkę.
Ukryte w bucie ostrze rozdarło szyję przeciwnika, kończąc jego żywot. Rapier dzierżony w lewej dłoni najpierw podbił miecz zbrojnego, następnie zaś przeszył jego krtań na wylot. Dwaj wciąż żywi strażnicy z paniką odskoczyli do tyłu, kiedy Cień wydobył broń z szyi opadającego na ziemię truchła. Zbrojni z przerażeniem spojrzeli na ciała swych kompanów i w panice rzucili się do ucieczki.
Żmija odrzucił na ziemię rapier jak i trzymany sztylet, patrząc za uciekinierami. Jego ręce spokojnie powędrowały pod płaszcz, coś zaszeleściło dało się słyszeć jakiś dźwięk. Spokojnym ruchem Cień wysunął dłonie spod połów swego ubioru, tylko że nie było one już puste tak jak w momencie wsuwania się pod odzienie. W obu dłoniach trzymał dwie, ręczne kusze, ze składanymi łęczyskami, ażeby ukrycie ich było proste i efektowne. Zabójca wykonał wprawny ruch a łęczyska odskoczyły na swoje miejsca, broń była załadowana zawczasu. Zamaskowany wycelował w uciekinierów i oddał dwa strzały. Nie zależnie od tego czy trafił czy nie, pochylił się i zebrał swoją broń, która wcześniej wylądowała na ziemi. Kusze znowu znalazły się pod płaszczem, sztylet w rękawie, a rapiery przy pasie. Cień spojrzał jeszcze raz na ranną dłoń i ruszył, powoli przed siebie jak gdyby nigdy nic. Kałuża krwi dookoła martwych strażników pozostawionych za nim powiększała się z każdą sekundą. Ten dzień zaczynał się naprawdę dobrze. Jego towarzysze również zmierzali w stronę bramy, wszyscy spieszyli się lub udawali zwykłych przechodniów. On po prostu szedł, spokojnie i opanowanie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 07-04-2011 o 20:47.
Ajas jest offline  
Stary 09-04-2011, 18:14   #6
 
lauerhill's Avatar
 
Reputacja: 1 lauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodzelauerhill jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IxqVrdP5A&feature=related[/MEDIA]
Masjaf, Syria

Wnętrze niewielkiego pomieszczenia, które Zahir nazywał domem wypełniał dym. Odprawienie rytuałów, których nauczył go jeszcze „Starzec z Gór” niosło ze sobą ukojenie, a tego potrzebował teraz najbardziej. Wiedział, że ten niegodny zaufania syn wielbłąda, który swym zarozumialstwem narażał niejednokrotnie braci, szuka ludzi do kolejnej straceńczej misji. To jest szansa, szansa na drogę do raju, na chwalebną śmierć w chwili, gdy ideały wpajane przez zakon przestały stanowić jedyny słuszny wzór postępowania. Ale to nie było w tej chwili najważniejsze. Narkotyk zaczął działać, a ciało wyraźnie się rozluźniło. Opad na twarde łoże, które przyciągało ciężkie ciało...

Wstał skoro świt, by zdążyć się przygotować. Rozgrzane ciężkie powietrze, brak chmur na niebie i ostre słońce. Masjaf żegnał go zawsze w ten sam sposób. Jeszcze dziś wyruszą, był tego pewny. Doczytał jeszcze al-Kahf z Koranu.

„Będą się sprzeczać o liczbę, wielu ich tam było; jedni powiedzą, było ich trzech, a pies czwarty; drudzy, że było pięciu, a pies szósty; inni jeszcze utrzymywać będą, że było siedmiu, a ich pies ósmy; lecz to jest chęć zgłębienia tajemnicy, o której nikt z was wiedzieć nie może, powiedz im: Bogu tylko wiadomą jest dokładnie ich liczba”

~ Ciekawe ilu zbierze Altair ~
Myśl przyszła sama. Tylko misja. Tylko ona się teraz liczy. Założył jasną koszulę, którą skryła brązowa tunika. Czerwona szarfa, przepasana nad biodrami, a na niej gruby skórzany pas z niewielką sakwą. Nogawki bufiastych spodni zanurzyły się w wysokich wiązanych butach. Ramiona skrył ciężki brązowy płaszcz z kapturem i szerokimi rękawami. Schował jeszcze biały sznur, krótki ostrugany patyk, kawał rzemienia i jedyną rzecz, którą podarował mu mistrz. Jego mistrz, Starzec z Gór - Raszid ad-Din Sinan. Było to niewielki srebrny krzyż, który miał na szyi, gdy go odnaleziono. Zawsze uważał go za talizman, który miał przynosić szczęście, może przyniesie je i tym razem.

***

Plac wydawał się opustoszały. Kilka znajomych twarzy nowicjuszy, których uczył jeszcze jakiś czas temu posługiwania się łukiem i „wybrańcy”. Słyszał o jednym z nich. Cień. Był legendą. Śmiertelnie skuteczny, uosobienie prawdziwego asasyna, budzący strach anonimowością, nie to co „nasz czcigodny przywódca” Altair, o którego losach losach wiedziało całe Outremer. Poza tym co tu robi kobieta. Fakt, urodziwa, ale czy się sprawdzi, czy da radę sprostać wyzwaniom? Pamiętał co mistrz powtarzał o kobietach, kwiat rozkoszy niosący nowe życie, lecz zbyt słaby, by władać prawdziwym orężem i walczyć o słuszną sprawę.

Hamid, jeden z nowicjuszy wniósł skrzynie. Po kolei podchodzili po broń. Gdy nadeszła jego kolej, Zahir, poczuł, na sobie wzrok jednego z wybrańców. Rzucił okiem, by przekonać się kto to. Hjalamar. Zakon przyjął go dopiero niedawno. Cwaniaczek, lepiej na niego uważać.

Gdy stanął przed Altairem, poczuł napływającą doń złość. Wiedział, że zaraz będzie szydził jak zawsze:

-Jaką broń dzierżysz ?
...
- A w czym się specjalizujesz ?
...


Wiedział, ten kurwi syn wiedział, że nie może mu odpowiedzieć. Znał też odpowiedzi na pytania, a wyraz jego twarzy wskazywał na to, że poniżanie Zahira daje mu niesamowitą satysfakcję. Gdyby nie kodeks zabił by tego zdrajcę. To on narażał organizację. To on zabił następcę Starca – Al-Mualima, ale nie mógł. Bo to by naraziło nas wszystkich. Lepszy taki przywódca, niż żaden, a zaraz znalazło by się wielu pretendentów do tego tytułu...

Dostał łuk, lepszy niż jego własny, strzały, szable, ostrze... tak to może się przydać, przynajmniej w tej kwestii Altair miał jakieś doświadczenie, czego nie można powiedzieć o jego krótkim „motywującym” przemówieniu. Dowiązał łuk ze zdjętą cięciwą do kija podróżnego, który przygotował, przed jedną z poprzednich misji, ukrył broń pod płaszczem. Czas ruszać. Drugi Eden czeka.

***

Podróż do Damaszku upłynęła spokojnie, we względnym milczeniu, przynajmniej nie musiał martwić się ze swym kalectwem, miał tylko nadzieję, że przynajmniej jedno z czwórki towarzyszy potrafi czytać.

Bramy miasta jak zwykle były strzeżone, tylko dziecko pomyślało by, że jest inaczej. Nim zdążył wypatrzeć drogę na mury miejskie po występach w ścianie, pozostali wybrańcy narobili niezłego zamieszania. Polała się pierwsza krew.

~Ehhh... Nie ma to jak skryte działanie i nie rzucanie się w oczy~ pomyślał.

Zahir wyciągnął z sakwy biały sznur, krzyż i rzemień owinięty wokół oskrobanego patyka. Przewiązał płaszcz na wysokości pasa, spiął pod szyją jedynym guzikiem, przyszytym właśnie w tym celu. Nałożył krzyż na szyje. Miał nadzieję, że broń nie rzuca się w oczy. Kawałkiem rzemienia dowiązał do kija podróżnego poprzeczkę tworząc krzyż. Wyglądał jak mnich.
Zachodnie korzenie pulsowały w tej chwili, czas wtopić się w otoczenie. Towarzysze zniknęli już za bramą, a w jej kierunku nadbiegała straż miejska. Zahir uśmiechnął się delikatnie, stanął nad zwłokami jednego z zabitych, naznaczył go znakiem krzyża, ruszając ustami, tyle razy widział jak robili to prawdziwi mnisi. Strażnicy nie zwrócili na niego uwagi. Gdy uczynił to samo nad każdym poległym, ruszył w głąb miasta. To dopiero początek.
 
__________________
"...Zbierałem obudzonych sumień żniwo..."

Zapraszam do Rekrutacji IN NEX VERITAS
lauerhill jest offline  
Stary 13-04-2011, 20:41   #7
 
Arcan's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znany
Damaszek,Syria, ulice miasta, 7 Maja 1200 roku
Godzina 9.05


***Pascal***

Biegłeś w kierunku 2 uciekających strażników, ludzi było bardzo dużo na tej ulicy, ciężko było biec. Jeden ze strażników pobiegł w inną stronę, biegnąca obok ciebie Mawr, pobiegła za nim, mrugnęła ci tylko okiem, wiedziałeś że da sobie rade. Rozdzieliliście się, z każdą chwilą byłeś coraz bliżej strażnika, strażnik dobiegł do końca ulicy i momentalnie skręcił w prawo. Biegłeś za nim, szybki obrót w prawo na pięcie i... nie zauważyłeś grupy Krzyżaków, wpadłeś prosto na nich, przewracając jednego z nich, (ty również się przewróciłeś) a było ich sześciu. Strażnik którego goniłeś był już daleko, dochodził do swojego sztabu...
Grupa z Zakonu Krzyżackiego zaczęła z tobą rozmawiać...

- Panie, gdzie pan tak lecisz ? Hmm... ?
- Pewnie po alkohol...

Bez zastanowienia wyrwałeś się z tej rozmowy i dalej biegłeś w stronę strażnika, lecz on już był daleko...
Zwolniłeś... usłyszałeś dźwięki jakby tłumu ludzi...[Coś się ma wydarzyć ?] - pomyślałeś.
Odbywała się właśnie egzekucja na jednym z placów. Chciałeś zobaczyć kogo chcą zabić i za co...
Przeciskałeś się przez tłum, aż w końcu było widać osobe która ma zginąć... Wytężyłeś wzrok... Był to człowiek w białym kapturze, wyglądał na jednego z was. Przypomniałeś sobie słowa Altaira:
- "...pamiętajcie o misji. Jeśli znajdziecie mędrca z białym kapturem zapytajcie o Drugi Eden, pomoże wam i da pare wskazówek". Wiedziałeś że to może być on, nie mogłeś pozwolić aby zginął. Rozejrzałeś się wokół, aby zobaczyć czy akcja się uda. Wynik twoich obserwacji:
Od cholery ludzi,
5 Templariuszy w stalowych hełmach, każdy z nich posiada 1 miecz dwuręczny.
2 z Zakonu Krzyżackiego, każdy z nich posiada miecz jednoręczny i tarczę.
1 Strażnik z mieczem
Oraz koleś wykonujący egzekucje, miał czarną zbroję, stalowy hełm, oraz 2 długie miecze na plecach. W ręku trzymał wielki dwuręczny topór.


Czy uratować mędrca, a jeśli to nie on ? Czy warto się poświęcać ? Czy mam jakieś szanse ? - te pytania dręczyły cie w tej chwili.
Było coraz mniej czasu, decyzja należy do ciebie...

***Mawr***

Byłaś coraz bliżej strażnika, widziałaś jak się zatrzymał, była ślepa uliczka. Wyjął miecz i krzyczał:
- Zabij jak masz zabić, ale tak łatwo życia nie oddam...
Było ci go trochę szkoda, ale takie są losy tego świata, ktoś musi zginąć dla dobra innych ludzi. Oparłaś się o budynek, miałaś go w dalekim poważaniu... uruchomiłaś ostrze i szłaś w jego kierunku... Strażnik wyrzucił miecz i błagał o litość, przekonywał cię mówiąc że ma 2 dzieci, bez odpowiedzi po prostu wbiłaś mu ostrze w krtań, strażnik padł. Powiedziałaś tylko:
- Spoczywaj w pokoju.
Pobiegłaś w stronę którą udał się Pascal, aby do niego dołączyć. Ciągle jesteś uważana za zwykłego przechodnia. Tłum ludzi, myślałaś że Pascal także tu jest, zaczęłaś go szukać i zobaczyłaś człowieka w białym kapturze, myślałaś że to Pascal, ale z twarzy wydawał się inny. Wyszłaś z tego tłumu i zaczęłaś szukać reszty drużyny...

***Hjalmar***

Udając się za Pascalem, obserwowałeś okolice miasta, zauważyłeś człowieka trzymającego w ręku woreczek z "forsą". [Zdobędę go i pomogę koledze] - pomyślałeś.
Byłeś już blisko, zbliżało się 2 dziwnie ubranych gości z nożami na plecach. Czułeś się jak u siebie w domu. Jeden z nich zabrał worek, [nie tak nie może być] - pomyślałeś.
Biegłeś za nim trzymając sztylety, byłeś szybki ale twój cel nie miał pojęcia że chcesz go zabić, zatrzymał się i oparł się o budynek. Był zmęczony, ty także. Podszedłeś i wbiłeś mu sztylet w okolice krtani. Worek z pieniędzmi który trzymał "złodziej" upadł na ziemie, wyleciało z niego pare monet, ale większość jest w tym woreczku. Wziąłeś go i poszedłeś wesprzeć kolege. Ulice miasta wydawały się puste, wszędzie cicho i spokojnie. Idąc dalej usłyszałeś głosy tłumu ludzi:
- Zabić go! Niewierny!
Podszedłeś bliżej, dużo ludzi, byłeś ciekawy co się dzieje więc szłeś dalej. Ludzie nie wiedzieć czemu robili ci miejsce. Stałeś w pierwszym rzędzie, bardzo blisko całej sytuacji. Widziałeś człowieka z białym kapturem, chyba miał zginąć. Pascala nie mogłeś znaleźć, tak jak i pozostałych. Pamiętałeś słowa Altaira. Uważałeś że to może być ten człowiek, że to może być właśnie mędrzec. Coś trzeba zrobić, decyzja należy do ciebie...

***Żmija/Cień***

Żaden strzał nie trafił. Zebrałeś broń znajdującą się obok ciebie, schowałeś pod płaszcz i ruszyłeś na miasto. Było cicho, żadnego zwykłego przechodnia. Myślałeś że to ty budzisz lęk w oczach mieszkańców tego miasta, lecz oni nie zabardzo jeszcze wiedzieli kim jest Żmija, słyszeli troche z różnych opowieści, ale uważali że to tylko zwykła historyjka. Udając się spokojnym i opanowanym krokiem, zauważyłeś grupę żołnierzy patrolujących okolice miasta i pilnujących porządku. Udawali się w twoją stronę. Zatrzymałeś się, oni także... wasze spojrzenia wymieniły się informacjami o waszych osobowościach. Dowódca grupy rzekł tylko:
- Z drogi!
A posiadał on ciężką,lśniącą stalową zbroję, stalowy hełm i 2 długie miecze.
Reszta żołnierzy miała załadowane kusze wycelowane w twoją stronę i lekkie zbroje ( było ich 5 )
Za twoimi plecami słychać dźwięk kopyt. Ktoś pędzi jak oszalały w kierunku miasta. Odwracasz twarz... Był to człowiek w szacie assasynów. Zatrzymał konia stojąc obok ciebie. Nie wiedziałeś czy chce ci pomóc, czy też nie. Uważałeś że w takiej sytuacji pomoc może się przydać.
Od Was zależy co zrobić, możecie zejść z drogi, albo stoczyć walkę...

***Zahir Haqq***

Dostałeś się do miasta, nieangażując się specjalnie w plan działania reszty drużyny. Wejście do miasta okazało się bardzo proste, strażników już nie ma, panika ludzi przed bramą. W sam raz na dyskretne przedostanie się do miasta. Będąc juz w mieście, odnalazłeś dziwne schody, prowadziły w górę. Doszedłeś do wniosku że kierują one w ciekawe miejsce, być może świetne aby zobaczyć okolice.


Udałeś się nimi i przekraczając ostatni schodek, zauważyłeś łucznika, strażnik stał oparty o mur i obserwował okolice miasta. Podszedłeś bliżej niego. Strażnik słysząc twoje kroki odwrócił się w twoją stronę i rzekł:
- To nie jest miejsce do modlitwy. Wynoś się stąd !
Stałeś dalej, mimo nakazu strażnika. Po schodach wszedł pijany jeden ze strażników i słysząc co się dzieje gadał coś po nosem:
- Tyyy...A jaaa...Byyyyy....Koleo...Choc...do karczby...potrawie cyy...piłko... - wymamrotał
- On nigdzie z toba nie idzie. - odpowiedział trzeźwy strażnik.
- Idie..kur...idies cy ne ?
Widziałeś z góry, jak wygląda karczma. Wchodzili tam i wychodzili różni,tajemniczy dziwni ludzie. Ciekawe miejsce aby poznać wpływowych ludzi w mieście. Obserwując okolice, zauważyłeś wielkie zebranie ludzi, wytężyłeś wzrok i dostrzegłeś 3 osoby wyglądające jak ty. Czułeś że coś się będzie działo, nie mogłeś pozwolić na śmierć jednego z twoich towarzyszy, który lada moment miał zginąć przez egzekucje. Spojrzałeś na osobę która trzyma wielki ogromny topór i szybkim ruchem dobyłeś swój łuk. Czekałeś na dalszy rozwój całej sytuacji. Strażnicy stojący obok ciebie zaczęli się kłócić, uznałeś że jest to świetna sytuacja, aby oddać pare strzałów.

Masjaf,Syria, plac przed zamkiem, 6 Maja 1200 roku
Godzina 15.47

***Gavinio de Foria***

Podczas gdy Altair wracał do swojej siedziby podszedłeś do niego i rzekłeś:
- Chcę również udac się na tę wyprawę po Drugi Eden.

- Dobrze, ruszysz więc. Tylko czy jesteś gotowy ?

- Nie, mistrzu.

- Hmm... chodź za mną.

Weszliście do tajemnego miejsca na zamku zwanego "salą zmarłych", znajduje się tutaj całe oręże Assasynów którzy zmarli. Broni nie brakowało na każdym kroku. Podeszliście do ściany na której wisiał sztylet.

- Weź go chłopcze.

- Tylko jeden ?

- Cierpliwości, widzisz te sztylety były specjalne. Było kiedyś 2 Assasynów, uwierz mi świetni wojownicy... byli braćmi. Każdy z nich posiadał po jednym sztylecie, dali sobie na pamiątke, żeby na każdej misji o sobie pamiętali, gdy zostaną rozdzieleni. Posiadasz teraz sztylet jednego z braci, drugi sztylet gdzies tutaj jest. Ooo.. mam... prosze.

- Ostrze jeszcze naostrzone.

- Tak... zmarli nie dawno, jeden przeze mnie, a drugi poległ w bitwie. Trzeba ci coś jeszcze dać... chodź... prosze 20 noży do rzucania i 1 ukryte ostrze. Myślę że ta broń ci wystarczy. Teraz musisz szybko odnaleźć swoich towarzyszy... hmm... umiesz jeździć konno ?

- Pewnie, że tak.

- Dobrze więc dam ci jednego z naszych wojskowych koni. Należał kiedyś do jednego z Templariuszy, cały jest opancerzony. Niech ci wiernie służy. Twoi towarzysze są już w Damaszku, pewnie potrzebują pomocy. Jedź już!

- Dziękuję mistrzu...

- Pokój i Bezpieczeństwo z tobą.

- I z tobą bracie...


Damaszek,Syria,droga;ulice miasta, 7 Maja 1200 roku
Godzina 9.05

Ruszyłeś w stronę Damaszku, koń był świetnie wyszkolony,a twoje umiejętności jazdy konno sprawiły że bardzo szybko poznałeś i polubiłeś tego rumaka, droga była spokojna. Byłeś już obok bramy, ale ku twojemu zdziwieniu nikt jej nie strzegł. [Pewnie już tu byli] - pomyślałeś.
Pędem ruszyłeś na swoim wiernym koniu w stronę miasta, po chwili zauważyłeś Assasyna w czarnym płaszczu. Przybliżyłeś się do niego i zatrzymałeś konia. Zauważyłeś grupę żołnierzy, widziałeś jak Żmija i dowódca grupy patrzą na siebie. Wiedziałeś że sytuacja nie wygląda ciekawie, ale w końcu od czego są kompani, byłeś gotowy pomóc Żmiji, czekałeś tylko na to, co zrobi.
 
__________________
Szerokości... ;)
Arcan jest offline  
Stary 20-04-2011, 15:25   #8
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Udając się za Pascalem, Hjalmar obserwował okolice miasta, zauważył człowieka trzymającego w ręku woreczek z "forsą".
~ Zdobędę go i pomogę koledze - pomyślał.
Był już blisko, zbliżało się 2 dziwnie ubranych gości z nożami na plecach. Hjalmar czuł się jak u siebie w domu. Jeden z nich zabrał worek,
~ nie tak nie może być - pomyślał Hjalmar.
Biegł za nim trzymając sztylety, był szybki ale cel nie miał pojęcia że Hjalmar chce go zabić, zatrzymał się i oparł się o budynek. Był zmęczony, Hjalmar także. Podszedł i wbił mu sztylet w okolice krtani. Worek z pieniędzmi który trzymał "złodziej" upadł na ziemie, wyleciało z niego pare monet, ale większość jest w tym woreczku. Wziął go i poszedł wesprzeć kolege. Ulice miasta wydawały się puste, wszędzie cicho i spokojnie. Idąc dalej usłyszał głosy tłumu ludzi:
- Zabić go! Niewierny!
Podszedł bliżej, dużo ludzi, był ciekawy co się dzieje więc szłeś dalej. Ludzie nie wiedzieć czemu robili ci miejsce. Stałeś w pierwszym rzędzie, bardzo blisko całej sytuacji. Widział człowieka z białym kapturem, chyba miał zginąć. Pascala nie mógł znaleźć, tak jak i pozostałych. Pamiętał słowa Altaira. Uważał że to może być ten człowiek, że to może być właśnie mędrzec.

Hjalmar zobaczył stojącą niedaleko Mawr, była trochę zagubiona, przedarł się przez tłum, podszedł do niej i chwycił za rękę..
-Musimy go odbić, bez niego nie uda Nam się misja, widziałaś reszte?
-Nikogo nie widziałam, nawet Ciebie- pożaliła się
- Ale Pascal biegł w tę stronę i musi być gdzieś niedaleko. Musimy się zebrać do kupy, myślę że mamy jeszcze trochę czasu, zanim odczytają wszystkie zarzuty i w ogóle załatwią stronę formalną ale musimy się spieszyć. - Nadal nerwowo rozglądała się za pozostałymi.
-Nie ma na co czekać, musimy go uratować...Może reszta nie żyje, skąd wiesz, a my tu będziemy czekać nie wiadomo ile. - odpowiedział Hjalmar.
-Nie żyje? Chyba przesadzasz. Ale faktycznie musimy działać. Tylko że nie damy rady odbić go sami. Spróbuję trochę opóźnić egzekucję a Ty sprowadź resztę. - powiedziała i zaczęła się przedzierać przez tłum do skazańca.
Hjalmar próbował zatrzymać Mawr, lecz mu się nie udało ~Co ja teraz mam zrobić... ~pomyślał. Poszedł szukać reszty.
Mawr podeszła do strażników i zaczęła krzyczeć
- Ojcze! Zostawcie mojego ojca! Jest niewinny! Słyszycie niewinny!

Okrzyki Mawr zadziałały. Egzekutor wziął topór, miał już dokonać czynu, lecz zatrzymał się i głośno krzyknął:
- Załatwić ją ! - mówiąc to pokazał palcem w stronę Mawr. 5 Templariuszy ruszyło w twoim kierunku. Zaczęło robić się gorąco...
Hjalmar gdy tylko zauważył co się dzieje, ruszył na pomoc koleżance.

Hjalmar rzucił się na jednego templariusza, wbił mu sztylet prosto w szyję, krew była wszędzie, zrobiło się straszne zamieszanie.. Pobiegł pomóc kolegom. Cień walczył z kilkoma Templariuszami, Hjalmar doskoczył do jednego z nich i wbił mu sztylet w ramię, po czym odskoczył na bok, templariusz wyjął miecz i zapowiadała się ciekawa walka.

Gdy wszyscy strażnicy nie żyli Hjalmar postanowił się zapytać :
- Jesteście głodni?
I wszyscy skierowali się w stronę karczmy.
 
__________________
Vivere Militare Est
Maxi jest offline  
Stary 20-04-2011, 16:02   #9
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Zamaskowany osobnik spojrzał na strażników, z rękoma ukrytymi pod płaszczem z maską na twarzy, oblewany promieniami słońca, stał nieruchomo. Patrzył w oczy dowódcy strażników, oceniając tego mężczyznę. Był zapewne obowiązkowy, szanujący prawo i porządek. A pozostali mieli kusze...
Wprawny wojownik umie ocenić sytuację, a cień do takiego typu wojownika właśnie należał. Ostatnia walka pokazała mu iż jego refleks wciąż jest osłabiony, przez nagłą zmianę klimatu jak i nawyki żywieniowe. Zamaskowany wykonał krok w tył, by obrócić się powoli i spojrzeć na postać na koniu. Kolejny anonimowy wręcz zabójca, chociaż widział go raz czy dwa w siedzibie zakonu. Cień oparł dłoń na wierzchowcu, i wprawnie wskoczył za jeźdźca. W porówniu do innych zabójców ten skok był bez gracji czy lekkości, był wolniejszy niż innych assasinów - tak to jest gdy ma się przy sobie duże obciążenie. Ale efekt został osiągnięty, Żmija siedział na koniu, a o to chodziło, nie liczy się gracja czy piękno ważna jest skuteczność. Gavinio mógł poczuć delikatne ukłucie noża na plecach. gdy ten pojawił się znikąd w dłoni Cienia, a zamaskowany leciutko przycisnął ostrze do pleców swego “towarzysza”.
- Jesteś pewnie jednym z nas... - mruknął swym zimnym głosem cynika tak że tylko Gavinio mógł go usłyszeć. - Nie myśl, że Ci ufam, ale zginiemy jeżeli podejmiemy walkę. Jedź jak gdybyś przyjechał tu po mnie. Inaczej twoje truchło ozdobi tą ścieżkę.- kontynuował swoją cichą przemową osobnik w czerni. Siedział spokojnie, z pełnym opanowaniem. Bo czemu miał się stresować, nóż to tylko formalność, jeżeli jeździec nie był idiota to na pewno ruszy, nawet gdyby Cień nie kazał mu tego robić.
Zaskoczyło go to. Bardzo zaskoczyło. A to niedobrze... Sądził, iż nadal jest odpowowiednio czujny. Cóż, mylił się. Teraz Żmija siedział za nim i celował mu w plecy. Niezbyt dobre przywitanie kolegi po fachu, ale nieco znał gościa. Dość, aby wyrobić sobie o nim opinię. Zimny skurwysyn. Cóż, maszyny do zabijania też były potrzebne w zakonie. Gdy poczuł ukłucie, nie zareagował ani jeden mięsień na jego twarzy. Zmierzył wzrokiem kawalerię i zakrzyknął.
- Wybacz panie śmiałość mego towarzysza! Jesteśmy tylko pielgrzymami szukającymi pewnych ludzi w tym zacnym mieście! Nie chcemy kłopotów! Upraszamy uniżenie o łaskę i kłaniamy się pokornie! - Po rzuceniu tych słów ponaglił konia, aby ten zszedł z drogi żołnierzom. Dowódca burknął coś pod nosem i przejechali.
Sytuacja się uspokoiła, Gavinio zeskoczył z konia płynnym ruchem, a jeszcze płynniejszym dobył sztyletu, który wycelował w Żmiję, przybierając minę, która jednoznacznie pokazywała emocje assasyna.
- Tak to się wita kolegów po fachu... Żmijo?
Cień zeskoczył z konia, metal zastukał o siebie gdy lądował, płaszcz lekko się odchylił ukazując jakieś ostrze lecz odzienie szybko wróciło na swe miejsce. Zamaskowany wyprostował się wciąż miał w ręce sztylet, druga była pusta, lecz po chwili... pojawiło się w niej drugie ostrze! Od tak, nagle wyłoniło się z rękawa, ale jako że Gavinio trochę już w tym fachu robił łatwo mógł się domyślić iż zamaskowany ma zamontowany tam jakiś mechanizm sprężynowy, który pozwala na takie sztuczki. Cień chwilę milczał po czym odezwał się swym zimnym głosem.
- Gdybyś był profesjonalistą... może przywitałbym się inaczej...
- Gdybym był żółtodziobem, nie popuściłbym Ci tego noża i obaj byśmy byli teraz poduszkami dla bełtów... - Drugą ręką powoli zasięgnął za plecy, skąd wyłonił się drugi miecz. Ten zaś złapał odwrotnie, jak to w jego Rimgarze było przewidziane. Lekki rozkrok, pozycja małpy, nie spuszczanie wzroku z przeciwnika. Z tego co wiedział o Żmii, nawet on, dowódca wielu misji, doświadczony assasyn, najlepszy z rodziny de Foria, miał z nim dość małe szanse. Nie mógł sobie sobie tego darować, ale i nie zamierzał odpuścić w razie walki.
Żmija ocenił jego pozycję wzrokiem po czym westchnął głośno.
- Widać, że jednak coś potrafisz, a i zważ na to że żółtodziobem Cię nie nazwałem. Trochę o tobie słyszałem, nie to co o reszcie tych którzy zostali wybrani.- mimo to osobnik w czerni nie schował sztyletów wciąż wpatrując się w Gavinio. - Ale profesjonalistom nie mogę cię nazwać, i takiego zamiaru nie mam. Odłóż broń, teraz. - to nie była prośba, to był zimny rozkaz.
NIgdy nie lubił tego typka. Może był niemal niezniszczalny, może był zdolny, ale nie można powiedzieć, żeby był przyjemny. I chyba miał zbyt wielkie miemanie, jeśli sądził, iż Gavinio tak łatwo odpuściłby mu pola. Nie z jego sztyletami... No cóż, nież żyje w błogiej nieświadomości, pokorny sługa swojego zakonu potrafi schować dumę w kieszeń i pozwolić innym napawać się swoim nikłym blaskiem. Gorzej dla Żmii, gdy przypadnie mu w udziale prosić o pomoc nieprofesjonalnego assasyna, za jakiego miał de Forię. Cóż, wtedy pozostanie usmiechnąć się i ruszyć na pomoc, ale patrząc po zakapturzonej postaci, to po prostu sam rozwiąże swój problem. Powoli wycofał ostrza, chowając je szybkim ruchem do pochew, samemu stając prosto, twarzą w maskę. Czekał na kolejną reakcję towarzysza.
Żmija nie schował broni jedynie obserwując zabójcę, mierzył się z nim wzrokiem, jednocześnie zadał pytanie. - Widziałeś resztę, tych nowicjuszy którzy nie wiadomo po co się tu przyplątali? - jego ciemne oczy nie oderwały się ani na chwilę od wzroku Gavinia.
- Nie osobiście, jednak przejrzałem ich dokonania. Cóż, sądzę, iż po to mistrz mojego oddziału wysłał mnie, abym ich doglądał. Albo też, abyś ich nie pozabijał... - Prawa dłoń zataczała kółka, gotowa w każdej chwli wysunąć ukryte ostrze, którego chyba tamten jeszcze nie dostrzegł. O nie, tak łatwo się nie da zajśc.
- Nie martw się... Nie lubie zabijać śmieci, póki same się o to nie proszą.- Żmija przybliżył lekko maskę do twarzy rozmówcy i świdrował go wzrokiem. - Ta... tak jak myślałem, masz inne oczy niż oni, ale to wciąż nie są oczy prawdziwego mordercy.
Gavinio z uśmiechem schował ostrze, które kończyło się dwa centymetry przed brzuchem tamtego. Rozluźnił płaszcz, po czym odwrócił się, rzucając w powietrze - Dupek... - Podszedł i wskoczył na konia. Z góry wyciągnął rękę do Żmii, pokazując iż chce, aby pojechali razem do miasta.
Żmija o dziwo chwycił rękę osobnika, i podciągnął się na konia. Gavinio zaś mógł poczuć delikatne ukłucia na dłoni. Cień uśmiechnął się pod maską a gdy zasiadł już na koniu zapytał ironicznie.
- Mam nadzieje że nie pokaleczyłeś sobie rączki?- mówiąc to uniósł lekko dłoń, a jego towarzysz mógł zobaczyć iż rękawice Żmii pokryte są malutkimi haczykowatymi ostrzami. Uderzenie taką rękawica po ciele to paskudna sprawa, bowiem ostrza haratają skórę niczym malutkie żyletki, rękawica jeździecka na szczęście była dla nich za gruba.
- Szczerze powiedziawszy nie zazdroszczę Ci w sprawach łóżkowych... Z takim osprzętem wielu amatorek to Ty raczej nie masz. Ale co kto lubi... - Mocniej strzelił lejcami i opancerzony koń pognał przed siebie.
- Nie martw się... one nie narzekają... a raczej żadna jeszcze nie zdążyła. - mówiąc to Żmija zaśmiał się zimno.
- Nie ma to jak misja z modliszką... Mam nadzieję, że pobratymców nie zjadasz. - Uśmiechął się to własnych myśli, stwierdził, iż niebezpieczeństwo zza pleców już mu nie grozi, lecz kto go tam wie.
- Nie gustuje w mężczyznach, nie wiem jak ty... - odpowiedział osobnik w czerni zaczepnie. - Zaś ta kobietka która z nami podróżuje... kto to może wiedzieć?
- Niedoświadczona. Będziesz miał okazje pokazać, jaki jesteś męski... - W jego głosie mozna wyczuć wyraźną ironię.
- Pewnie tak samo jak ty pokazałeś naszym wspaniałym przełożonym... - odpowiedział zimny głos zamaskowanego. - Mieliście razem udaną nockę?- dodał jeszcze z cichym chichotem.
- Ty umiesz żartować, myślałby kto... A sądziłem, że jedyna Twoja zdolność to bycie dupkiem. A no i nie ma za co. - Ostatnie zdanie miało być aluzją do pomocy, z którą nadciągnął Gavinio i tarapatów, z których wyciągnął Żmiję.
- Nie zapominaj że to ja mogę Ci teraz wbić nóż w plecy. -syknął zamaskowany który chyba dużego poczucia humoru nie miał.
W mieście oddali go do stajni, a sami skierowali się na plac, gdzie lada moment miała odbyć się ezgekucja...

@UP Nast. razem poczekaj na swoją kolejkę, żeby chronologicznie było...
 
Bachal jest offline  
Stary 30-04-2011, 15:10   #10
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
~ To szkolenie jednak się przydało - myślał, kiedy przebijał się przez tłum. W pewnym momencie ludzie byli tak zbici, że nie mógłby się przecisnąć więc wbiegł na wystawę jakiegoś handlarza zrzucając towary na ziemię. Handlarz zaczął wykrzykiwać obelgi i rzucać w Pascala tym co przed chwilą było glinianymi wazami. Asasyn odwrócił się na moment, aby zobaczyć jakich szkód narobił lecz coś go zblokowało. Głuchy dźwięk metalu świadczył o tym, że wpadł na zbrojnego i co najgorsze, byli to krzyżowcy.
- Panie, gdzie pan tak lecisz ? Hmm... ? - spytał się ''poszkodowany"
- Pewnie po alkohol... - odpowiedział drugi stojący trochę dalej.
Pascal podniósł ręce na znak przeprosin, mruknął po francusku, że mu przykro i pognał dalej. Niestety strażnik mu się wymknął. Na dodatek wpadł w tak wielki tłum, że musiał torować sobie drogę rękoma przesuwając ludzi.
Był ciekawy co spowodowało zator. Wyciągał szyję tak, aby dojrzeć co dzieje się na przedzie. Egzekucja... Ci templariusze za bardzo sobie poczynają. Przyśpieszył tempa przebijając się coraz bliżej egzekucji. Niespodziewanie trafił na swoich towarzyszy, którzy zdążyli wpakować się w kłopoty.
- Witam, widzę, że trzeba będzie działać - powiedział żartobliwe widząc piątkę rycerzy idących powoli w ich kierunku z wyciągniętą bronią. Rozepchnął się przez asasynów, wyciągnął z pod kaftana swoje miecze, założył na plecy ich pochwy i wyciągnął ostrza.
- Zajmijcie się skazańcem, ja ich tu zabawię - mruknął na odchodne do asasynów - Do damy w piątkę i z wyciągnięta bronią? - spytał się templariuszy po francusku i dał głową znak, aby podeszli bliżej ponieważ chce ich wyzwać na pojedynek pięciu na jednego. Stanął w pozycji obronnej i czekał na atak.
***
Gawinio ulotnił się jak najszybciej. Męczyła go pseudokonkurencja i ten dupek, który uważał się za Bóg wie kogo. Trzy kroki w tył, krótki sprint, wybicie na szyld i po kilku sekundach był już na dachu najbliższego zajściu domostwa. Zszedł na najniższy balkon, czyniąc to w cieniu zaułka, oparł się ze znudzeniem o balustradę, jakby był na swoim tarasie. Wymierzył w pierwszego, dokładnie badając ruchy przeciwnika. Nóż pomknął w pierwszego. Uśmiechnął się pod nosem. Zanim wywołał konsternację, drugi nóż pomknął w kolejnego przeciwnika. Miał nadzieje, iż dobrze obliczył tor i ich tętnice zamieniają się w fontannę krwi. Teraz czas na zabawę... Zeskoczył z balkonu i wyszarpując sztylety, ruszył w charakterystycznym biegu w stronę celów. Ostrza niemal dotykały jego przedramion.

Mawr widząc co się dzieje i rozumiejąc że nie na wiele się tu przyda postanowiła posłuchać Pascala. Szepnęła Hajmlarowi na ucho:
- Chodź uwolnimy mędrca.
Zaczęła przebijać się przez tłum w stronę kata, uważnie obserwując gdzie tamten patrzy. ~Jeżeli obserwuje Krzyżaków może uda mi się podejść na tyle blisko żeby użyć dmuchawki.
Templariusze nie zwrócili nawet uwagi na Pascala, szli dalej w kierunku Mawr. Jeden z nich mruknął tylko pod nosem:
- Amator!
Niestety noże Giovaniego odbijały się tylko od zbroi Templariuszy. Dochodzili już do Mawr, aby odebrać jej życie.
Jeden z Templariuszy usłyszał bieg:
- Hę.. ? Dzieciaku nie masz pojęcia co to prawdziwa walka. - odwrócił twarz i momentalnie odbił swoim mieczem uderzenie Gaviniego.
Z Mawr był także Hjalmar, templariusze nie mieli pojęcia że działacie razem. Wszyscy usłyszeliście głośne uderzenie, było już za późno. Nikt nie uratował mędrca. Pozostało wam wierzyć, że to nie był on....
- Ale uparci. Czego za mną leziecie? Odczepcie się! - wyraziła wprost to co myślała. Nie chciała umierać, nie tak od razu. ~Wszystko jest nie tak.~ Nadal cofała się przed Templariuszami, na szczęście ludzie za jej plecami tego nie utrudniali. Nikt nie chciał dostać się pod miecz. Liczyła że kompani sobie z nimi poradzą ale jak widać przeliczyła się. Na dodatek usłyszała uderzenie topora. ~Zawiedliśmy~
- Żmija! Ratuj.- zawołała zrozpaczona. Otwarte walki zdecydowanie nie były jej mocną stroną, właściwie to była w tym zupełnie beznadziejna. ~Gdyby było dwóch może bym się odważyła, ale pięciu?~

Gavinio dostrzegł, iż jego noże chybiły. Strasznie go to zirytowało, ten przemądrzały dupek będzie miał kolejny powód do drwin. Wybił się, gdy był na długość miecza wartownika i runął na niego. Ten niestety okazał się doświadczony i odbił jego uderzenie. Okazał się bardzo dobrze opancerzony, jednak asasyn upatrzył już sobie cele. Zanurkował do prawej, lewą ręką sięgając wysoko w pachę przeciwnika, chcąc go osłabić. Przeleciał pod jego ramieniem i stanął wyprostowany za nim, aby wbić w jego kark ukryte ostrze.

Pascal zirytowany, że templariusze zwyczajnie go olali krzyknął:
- Ej wy zakute puszki! Współczuję wam, te hełmy chyba wam przeszkadzają, pozwolicie, ze je zdejmę - i z rozbiegu wziął zamach swoimi mieczami i uderzył poziomo w szyję najbliższego templariusza celując w szpary między hełmem, a zbroją.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172